Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój gościnny
AutorWiadomość
Pokój gościnny [odnośnik]17.03.17 2:05
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Niezbyt czysty, wąski i długi pokój z dwoma ustawionymi łóżkami pod ścianą i drewnianą ławą ciągnącą się przez niemalże całą jego długość. W powietrzu unosi się zapach kurzu, stęchlizny i rozlanego piwa. Przez niewielkie, zaklejone brudem okna prawie wcale nie wpada słońce. Jedynym źródłem światła są trzy zawieszone w powietrzu świece. Podłoga ugina się przy każdym kroku, swoim skrzypieniem przypominając ludzkie jęki. Z racji, że znajduje się na poddaszu, skosy sufitu znacząco utrudniają przemieszczanie się. Osoby, które liczą sobie więcej niż 170 centymetrów, muszą schylać głowy, by nie uderzać czołem w pełen pajęczyn sufit. Klucz do pokoju znajduje się u barmana, a ten wydaje go tylko osobom zaufanym.




Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.

Krzesełka zajęte:

1 - Adrien

4 - Bertie
5 - Florek

8 - Sophia

10 - Lucan
11 - Anthony

13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine

19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa

25 - Åsbjørn

30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy

łóżko Loża 1

37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred

łóżko Loża 2

40 - Sam
41 - Hannah

ośla ławka Krzesełka pod ścianą

36 - Kieran
35 - Jackie
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój gościnny [odnośnik]17.06.18 21:49
Spotkanie z założenia miało służyć skupieniu i przekazaniu informacji, które otrzymali od Profesor. Celem, który klarował się przez ostatni czas, było także uświadomienie niektórych jednostek o rzeczywistej sytuacji. Wojna. I chociaż tak wielu kiwało głowami ze smutkiem i potwierdzali znajomość straszliwej wiedzy, to...nie działo się nic. Głoszenie idei w teorii i bierność, gdy chodziło o czyn. A gdy w końcu ktoś głośno mówił o działaniu, podnosił się krzyk. Coś niebezpiecznie zgrzytało w tym obrazku i Samuel nie miał zamiaru patrzeć na to przez palce. Nie kiedy świat - rzeczywiście wywrócił się, miażdżąc w posadach wszystko co znali. Burząc także ich dotychczasowy system. Ciemność była tak namacalna, że oddychało się nią, przenikała każdy zakątek umysłu i nie pozwalała oderwać się, dopóki nie stanęło się z nią twarzą w twarz. A wielu przecież - odwracało się, chowając wzrok gdzieś w bok naiwnie wierząc, że zniknie. Samo, niestety nie znikało, a rosło w siłę - Margie - odnalazł jasnowłosą kobietę siedzącą tuż obok. Aniołek, tak o niej mówił. Ostatnio zaczynał bardziej dostrzegać wizję, którą o tych istotach opowiadała mu...Gabrielle - Jeśli ci się uda zdobić coś interesującego na temat ofiar anomalii, podejmij się proszę. Mogą być wśród nich także nasi wrogowie, chociaż zakładam, że będą szukać pomocy gdzie indziej... - Samuel był rzeczywiście dobry w magii obronnej. Tarcza budowana z mocy była specjalizacją i gorzko mógłby się zaśmiać, że analogicznie przeniósł jej symboliczne na to, co rozbudziło się niezdrową emocją pośród zebranych. Przyjmował padające słowa, by od czasu do czasu zmarszczyć brwi z jakimś smutkiem, chociaż zaplatane w pięści dłonie co jakiś czas rozluźniły się i zwijały na nowo. Musiał jednak skupić się na faktach - Do puli eliksirów zaliczyłbym też Czuwającego strażnika. Eliksir prawdy, też będzie niezastąpiony, jeśli zawiodą umiejętności - potwierdził słowa Bartiusa. Musiał się tego podjąć ktoś bardzo zdolny. Mieli w zakonie kilka takich sylwetek. Gdy Asbjorn w końcu przełamał swoją nieśmiałość i pokazał swoje zasoby, kiwnął mu głową z aprobatą - Skorzystam z twoich zasobów. Przydadzą się niedługo - zerknął na Brendana i przejął od alchemika 2 porcje eliksiru kameleona, 2 smocze łzy i 1 wieczny płomień. Wsunął fiolki do pasa, który ostatnio nosił z przeznaczeniem na alchemiczne cuda. Skupił się zaraz na mądrych słowach, które padały z ust Minnie - Nie, Alexander jest gwardzistą - podkreślił mocno słowo - nie mógł zdradzić naszych tajemnic - nie tłumaczył, co kryło się za słowami, za bolesną ceną, jaką każdy płacił - ale o nim samym... - zacisnął usta patrząc na młodego szlachcica, jego cień - Tak, wszystko wskazuje na imperiusa i nemo - potwierdził przypuszczenia Bartiusa. Dwa plugawe czary z najbardziej podłej dziedziny - Będziemy musieli się wam przyjrzeć - skierował słowa wprost do Selwyna i Josephine - Profesor będzie musiała się wam przyjrzeć - dodał pewnie, przesuwając palcami po blacie ławy - Jeśli otrzymacie jakikolwiek list od wymienianych tu gwiazd - bestii - poinformujcie nas... Fox? jeśli u ciebie mieszka teraz Alexander, zwróć na to uwagę, proszę. - Kieranie - nie umiał pozbyć się lekkiego drgnienia, gdy odezwał się w stronę najstarszego i najbardziej doświadczonego ze wszystkich zebranych. Jego córka pięła się za im jak bliźniaczy ogień - Niech więc przebieg spotkania z Ministrem spocznie na twoich barkach, ale zgodnie z sugestią Brendana. Powinno się na nim stawić więcej aurorów - odetchnął ciężkim, dziwnie mdłym powietrzem. Miał paskudną chęć, by zapalić. Ręka nawet zatrzymała się na kieszeni, w której zmięta paczka tkwiła gdzieś na dnie. Musiał zaczekać - Eileen - spojrzał na przejętą kobietę - to czego się dziś dowiedzieliśmy sugeruje, że jednak walczyli z kimś - obecność anomalii wszystko komplikowała, podsuwała najbardziej oczywiste odpowiedzi, które okazywały się zwykłym kłamstwem. Nie mógł sobie darować, że nie zdołał dotrzeć do Benneta z przesłuchaniem.
Przenosił wzrok na kolejne, wypowiadające się sylwetki - Billy? Mam nadzieję, że zechcesz mi towarzyszyć przy jednej z anomalii - potwierdził słowa i propozycję. W pewien sposób brakowało mu rozmowy z przyjacielem. Z kimś, kto nie rzucał mu pod nogo olejnych "ale".
Narastający szum, który krążył wokół tematu moralności ich działań, wyszczerzył się złowieszczo. Zignorował - raz jeszcze - chęć uderzenia w ławę. Padało tyle oskarżeń, że nie mógł oderwać nieprzyjemnego wrażenia. Rzeczywiście taki obraz sobą przedstawiał? Przedstawiali? bestii podobnych do tych, których ścigali? Były jednak głosy mądre, widzące, co działo się i jak należało postąpić. Gwardia twardo trwałą przy jednym zdaniu i to kreśliło pewność, słuszność - Dość już padło słów. Ale zapytam jeszcze - tu skierował głos do tych, którzy z oburzeniem przyjęli podjęte decyzje - Jeśli nie tak, proszę o konkrety. W jaki sposób walczyć z przeciwnikiem? Co proponujecie w obliczu bestialstwa i okrucieństwa, którego jesteście świadkami? Jeśli znacie niezawodny sposób, wysłuchamy - cisnęła mu się na usta sugestia, że spotkania towarzyskie z herbatą dla ich wrogów, chyba nie zadziałają. Cierpkość nie mogła nic pomóc, ale ciężar oskarżeń gniótł niemiłosiernie.
Ruszył się do drzwi, zatrzymując wychodzącego Jaydena. Strącona dłoń zawisła w powietrzu, ale tuż obok pojawiła się zwalista sylwetka Wrighta. Już nie było mowy o odwrocie, a mężczyzna jasno odpowiedział na jego pytanie. Odebrał spojrzenie Benjamina, by zaraz odwrócić się do Herewarda i raz jeszcze prześlizgnąć się przez obecnych - Jest kilka miejsc, które niosą ze sobą potencjał znalezienia tego, czego szukamy - zawisł wyrazami pomiędzy tężejącą między zakonnikami przestrzenią - każdy będzie mógł się wykazać w powierzonym mu zadaniu - urwał i raz jeszcze spojrzał na Bartiusa - Kontynuuj. Profesor Vane zdecydował, więc przyjmie na siebie konsekwencje. Zajmę się tym - zmarszczył brwi, a usta zwięzły się. W smutku - Rozumiem, że nikt więcej się nie rozmyślił? - Dodał na koniec i tym razem to on kiwnął głową w stronę Benjamina, by wypuścił z uścisku Vane'a - Wrócę za chwilę - sam. Słowom miała stać się zadość.

| dla Jaydena zt

Zasoby:


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 15 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Pokój gościnny [odnośnik]18.06.18 0:08
Dłoń Josephine ciasno oplatająca moją dodawała otuchy. Uśmiechnąłem się do niej ostrożnie, delikatnie, tak jakbym nie chciał, by ktokolwiek inny to zobaczył. To był uśmiech przeznaczony tylko dla niej. Jakoś pomogło mi to przebrnąć przez całą opowieść i znieść falę słów, która rozbiła się o moje uszy gdy już dobiegła ona końca, kiedy w końcu oderwałem na chwilę spojrzenie od Archibalda - jak się okazało tylko po to, by znów na niego spojrzeć i przytaknąć, kiedy poprosił mnie o zostanie po spotkaniu. Kiedy jednak Josie zabrała głos to ja złapałem się na tym, jak mechanicznie zaciskam swoje palce na jej smukłej dłoni odrobinę mocniej. Ćśśś, twoja złość ich stąd nie dosięgnie. Nie denerwuj się tak.
- Potrzebujemy dowiedzieć się, kim byliśmy, kogo znamy, komu możemy ufać. W obecnym stanie zdajemy się bowiem tylko i wyłącznie na intuicję - powiedziałem, uśmiechając się smutno do zgromadzonych. Nie na długo poświęcałem im jednak uwagę. - Jo, usiądź, trzęsiesz się ze złości - wyszeptałem do mojej Wendy, podsuwając jej jedno z przyniesionych krzesełek, samemu opierając się o jego oparcie. Jak bardzo była to moja Wendy uświadomił mi dopiero wielkolud. Byliśmy... zakochani? To by się zgadzało, dopuszczałem tę możliwość do wiadomości, jednak taki obrót spraw wywołał we mnie pewne zmieszanie. Chyba nawet lekko się zarumieniłem, razem z włosami, zerkając na Josephine. Pozytywne emocje jakie czułem względem niej przybrały na sile, choć jednocześnie czułem obawę nieznanego mi pochodzenia. Dlatego może oderwałem od niej wzrok, przenosząc go znów na chmarę twarzy wokół nas.
- Niestety nie wiem co się stało z Bennettem - pokręciłem głową, nazwisko uzdrowiciela wypowiadając z chłodną obojętnością. Zwróciłem jednak uwagę na to, jak pobladła jest kobieta, która zapytała o Alana. Znałem ją, byłem na jej weselu. - Może ktoś otworzy okno? Eileen wygląda, jakby zaraz miała zemdleć - oznajmiłem zmartwionym głosem, rozglądając się po tych stojących w innych częściach pokoju i posyłając nieśmiały uśmiech pani Bartius.
Przytaknąłem, kiedy padło nazwisko Longbottoma. Czułem odrobinę niepewności, mając stanąć przed Ministrem Magii we własnej osobie, jednak wierzyłem, że skoro informacje które posiadałem zasługiwały na wysłuchanie przez samego Ministra, nie powinienem oponować. Kiedy w powietrzu rozbrzmiało "Rineheart... zdobądź jak najwięcej od Selwyna i Fenwick", zjeżyłem się lekko. Uniosłem spojrzenie na stojącego u szczytu stołu ciemnowłosego mężczyznę, marszcząc brwi. Nie podobał mi się sposób, w jaki po prostu gospodarował Josie i mną. - Jeżeli panna Rineheart przy okazji mogłaby nam powiedzieć cokolwiek o tym, czego jesteśmy właśnie częścią to byłoby to o wiele bardziej pożyteczne zdobywanie - skwitowałem tylko i przeniosłem spojrzenie na rudego mężczyznę bez ucha, przypatrując mu się uważnie, zanim odpowiedziałem. Hereward Bartius, wesele.
- Znam zaklęcia, po mieście poruszam się przeczuciami. Pamiętam emocje. Czuję, że cię znałem. Czuję, jakbym mógł odnaleźć u ciebie odpowiedzi, jakbym ich szukał, że mógłbym mieć w tobie oparcie. Ale nie mam pojęcia kim dla mnie jesteś, Herewardzie - pokręciłem głową, smutniejąc. - Mam w pamięci tylko jedno wspomnienie, dziwne i jakby złożone z kilku pomniejszych, jednak całkowicie nie wiem, co ono znaczy. Jest tam mężczyzna o długich, rudych włosach, siedzimy w jakimś pubie i rozmawiamy. Później pamiętam jaśniejący blaskiem wygaszacz i...  - moja prawa ręka bezwiednie powędrowała do lewego przedramienia, gdzie znajdowała się blizna po tym, jak podciąłem sobie żyły. Jak próbowałem się zabić w tym dziwnym, wypełnionym gryzącym dymem pomieszczeniu. Urwałem kręcąc głową, nie chcąc o tym mówić, czując, że nie mogę o tym mówić. - Mogę pokazać wam moje wspomnienia od siedemnastego czerwca. Choć lekka nie jest to noszę ją wszędzie ze sobą - powiedziałem, sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągając z niej na moment pomniejszoną myślodsiewnię.
Moja ręka przeniosła się szybko z oparcia krzesła na ramię Josie, kiedy w powietrzu zawisły nazwy zaklęć. Nemo. Imperius. Wstrzymałem oddech. Jak...?
- Nie czuję już tego. Kiedy obudziłem się na Strzyży miałem wrażenie, jakby jakiś ciężar przygniatający moją głowę zniknął. Jakby opadła mgła - powiedziałem w odpowiedzi na sugestię, że nadal możemy tkwić pod Imperiusem. Moje słowa na szczęście poparł Fox, który na pewno jako auror miał większe doświadczenie w tym temacie i był bardziej godny zaufania niż ktoś, kto teoretycznie nadal mógł być pozbawiony wolnej woli. Widziałem, jak co niektórzy na mnie patrzyli. Zerknąłem zaraz z troską na Josephine, do listy tych wszystkich okropieństw doliczając jeszcze okropny, różowy, poszarpany bliznowiec ciągnący się przez jej brzuch. Teraz byłem przekonany, że to ja ją skrzywniłem pod wpływem Imperio. Zacisnąłem zęby, chcąc wystrzelić z pomieszczenia i znaleźć tego zwyrodnialca, przez którego Jo spotkało tyle bólu. Jakbym tylko dostał go w swoje ręce...
Moje rozmyślania przerwał kobiecy głos wypowiadający moje imię. Na ten dźwięk poczułem, jak w moim sercu rozlewa się ciepło, uniosłem wzrok i od razu zobaczyłem ją siedzącą przy Foxie.
- Lucinda Selwyn. Jesteś moją kuzynką. Widziałem w kronice - powiedziałem, przypatrując się jej twarzy i karmiąc się tym przyjemnym ciepłem, jakie od niej biło. - Ufam ci, ale nie wiem czy po tym co usłyszałem jest sens używania legilimencji. Nemo... - pokręciłem głową, widząc marne szanse powodzenia.
Nie odzywałem się w kwestiach moralności, bo i nie miałem zbyt wiele do powiedzenia o nich. Działałem podług intuicji, tylko skonfrontowany z danym problemem byłem w stanie zrobić użytek z tech emocjonalnych przebłysków - każde teoretyzowanie przyprawiało mnie o zawrót głowy i solidną dezorientację. Wiedziałem jednak, że nie należało delikatnie obchodzić się z ludźmi, którzy stali po przeciwnej stronie barykady. Oni z nami tak nie postępowali, to był czas na zdecydowane działania.
- Jeżeli ktoś z nich spróbuje nawiązać kontakt od razu się o tym dowiecie - powiedziałem, spoglądając na Samuela, a następnie na Jo. Musiałem wymyślić coś, żeby tamci już więcej nie wyrządzili jej jakiejkolwiek krzywdy. Spojrzenie oderwałem od niej dopiero wtedy, gdy w powietrzu zawisły dwa słowa: kamień wskrzeszenia.

| przepraszam za obsuwę


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój gościnny - Page 15 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 1:40
Owszem, trzęsłam się ze złości, jednak wszelkie próby przygaszenia moich nerwów działały w przeciwny sposób. Alexander musiał to wybitnie odczuwać, gdy w pewnych momentach mocniej zaciskałam dłoń na jego nadgarstku. Najchętniej przemaszerowałabym wokół stołu, byleby jakkolwiek dać upust swojej złości. Zamiast tego zajęłam podsunięte krzesełko i wsparłam dłonie na kolanach. Słowa olbrzyma, które padły w chwilę potem tak mnie zaszokowały, że momentalnie spojrzałam na niego z widocznym oburzeniem pomieszanym z targającą mną wściekłością, mocno przy tym zadzierając głowę. Dobre sobie, cóż to za łgarz! Coś jednak powstrzymało mnie przed głośnym zaoponowaniem. Zanim wbiłam wzrok w swoje dłonie, mruknęłam tylko, że jeśli chce, to chętnie się z nim zamienię. Zarumieniłam się pod spojrzeniem Alexandra i nieomal nie ukryłam twarzy w dłoniach – cóż, był mi bliski… Wiedziałam o tym praktycznie od początku, ufałam mu bezgranicznie, jednak żeby mówić tu o miłości? Chociaż cóż to za różnica – przyjaźń czy kochanie? Jednak to niespodziewane wyznanie zdawało się wszystko zmieniać, mogłam mieć tylko nikłą nadzieję, że nie wpłynie to znacząco i niekorzystnie na nasze stosunki.
Nemo, Imperius… Znałam te zaklęcia, ich działanie i skutki. - Dlaczego mieliby robić coś takiego? – szepnęłam ledwo dosłyszalnie, gdy złość pod wpływem szokujących rewelacji zeszła ze mnie jak z przekłutego balonika. Pytania o motywy spędzały mi sen z powiek. Obudziłam się gwałtownie w swoim nowym życiu i zamiast poczucia bezpieczeństwa stałam się ofiarą przemocy. Doznałam jej podłości, ciałem wstrząsały spazmy bólu a węch otumaniał zapach krwi. Z tak słabym początkiem nic dziwnego, że do większości napotkanych osób odnosiłam się z niechęcią i nieufnością. - Nie pamiętam rozkazów wydawanych pod Imperiusem, ale jeśli istnieje choć cień możliwości, że nasz oprawca po takim czasie wciąż nie wie o przełamaniu zaklęć, to my moglibyśmy nawiązać z nim kontakt, zwabić go, zastawić pułapkę… – odezwałam się po chwili namysłu, choć nie byłam pewna, czy jestem gotowa spojrzeć w oczy bestii, a także czy płynące z tego działania zagrożenie nie przeważa nad potencjalnymi korzyściami.
Praktycznie się roześmiałam słysząc tę nutkę oburzenia u Alexandra – wciąż nas chronił, jednak przyszliśmy po to by znaleźć odpowiedzi. Odruchowo uniosłam dłoń, by położyć ją na jego dłoni, która teraz spoczywała na moim ramieniu. No już, już, cicho. - Z przyjemnością porozmawiamy z Jackie – odnalazłam wzrokiem kobietę, do której zwracał się przemawiający mężczyzna i uśmiechnęłam się niepewnie, cóż, nie miałam zamiaru jej tego utrudniać i po cichu liczyłam na obopólne korzyści, nagłe oświadczenie olbrzyma o miłości coś mi uświadomiło. Spojrzałam na młodą dziewczynę (Minnie), chyba w moim wieku, jej widok sprawił, że szczerze się uśmiechnęłam. - Nie wiem kim jesteś, choć czuję, że się znamy. Będę dozgonnie wdzięczna, jeśli cokolwiek mi rozjaśnisz – przyjście tutaj nie było błędem, im dłużej przyglądałam się zgromadzonym osobom, tym bardziej byłam pewna, że znajdujemy się wśród przyjaciół, a oni nam pomogą. Cóż, noszenie ze sobą myślodsiewni, nawet pomniejszonej wydawało mi się dość osobliwym pomysłem, jednak teraz mogła okazać się przydatna. - Oddamy nasze wspomnienia, ale z chęcią przyjmiemy opowieści bądź wspomnienia o naszym życiu od was wszystkich. W tej chwili znacie nas lepiej niż my sami.
Słuchałam pozostałych wypowiedzi, starając się rozeznać w sytuacji, o której nie miałam pojęcia. Dopiero kwestia kamienia wskrzeszenia i anomalii spowodowała, że po raz kolejny się odezwałam. - W jaki sposób kamień wskrzeszenia miałby się łączyć z anomaliami? To przedmiot z baśni i jeśli w ogóle istnieje, nie powinien wywierać tak znaczącego wpływu na cały magiczny świat, coś takiego wykracza poza jego magiczne właściwości – od momentu zorientowania się, że moje wspomnienia uleciały w niebyt zdążyłam zorientować się, co stało się z magią i że lepiej nie używać bezzasadnie. Teraz, w ramach zwieńczenia, szlag trafił cały magiczny transport, ot taka wisienka na torcie. Czytanie starych wydań Proroka przy śniadaniu, do poduszki, a także te godziny spędzone z Alexandrem na analizowaniu historii ostatnich miesięcy, zdawały się być kluczowe. Co więcej, moja wiedza dotycząca historii magii, a także magicznych baśni nie straciła się pod wpływem nemo. Dziwne, że profesor – kimkolwiek by nie była – obwiniała za to kamień wskrzeszenia.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 3:33
Z niedowierzaniem patrzył na Jaydena i Poppy, potem Constantine’a, którzy z taką łatwością krytykowali poczynania Brenadana nie znając nawet całej sytuacji, w jakiej stanął Gwardzista.
- Jest wojna – przypomniał głucho. – Jak ją sobie wyobrażacie? Mamy udawać, że rzucają na nas fae faeli, gdy tak naprawdę miotają avadami? Czy przykład Alexandra i Josephine to już nie jest dość? Alex, pamiętasz Garretta? Pamiętasz gwiazdkę, którą spędziliśmy razem w starej chacie? Pamiętasz jak wyprawiliście się do Tower uratować Luno? – Doskonale wiedział, że Selwyn nie będzie potrafił przywołać żadnego ze wspomnień. Był wściekły i bezsilny. Nemo było potworną klątwą. Potem znów zwrócił się do reszty Zakonników. – Odpowiedzcie sobie na pytanie – czym Alexander zasłużył na to, żeby odebrać mu całą tożsamość? Czym zasłużyła sobie Josephine? Nie wiedzą kim są, nie wiedzą kim jesteśmy my, chociaż to u naszego boku narażali swoje życia walcząc o świat, w którym żaden mugolak, żaden mugol nie będzie musiał kryć się po kątach, w którym nie spotka go więzienie za to, że jego rodzice nie byli czarodziejami. To, co im zrobiono nie zasługuje na zemstę, nie powołaliśmy sobie żadnego stowarzyszenia mścicieli, ale kto jeszcze musi umrzeć, ilu jeszcze przyjaciół i bliskich musimy stracić, żeby wreszcie zrozumieć, że ludzie, z którymi walczymy nie wycofają się tylko dlatego, że ich poprosimy. Nie mamy skutecznej obrony przeciwko nim i historia Alexandra to udowadnia. To Gwardzista, na Merlina - tu przerwał, żeby zaczerpnąć oddechu i spojrzeć po wszystkich zgromadzonych. - Czy nam się to podoba, czy nie, to jest wojna. Wojna jednej strony, która nie napotka żadnego innego oporu niż my. Musimy go więc stawić najlepiej jak umiemy. Nie każemy wam biec przed siebie i miotać fulgoro na wszystkie strony. Ale Gwardia istnieje po to, żeby podejmować te decyzje, których podjąć nikt nie chce. A Zakon istnieje po to, żeby bronić tych, którzy innej ochrony nie mają. Nie każdy zdolny jest zabić. To ostateczny i paskudny czyn. Ale na wojnie konieczny. Jeśli ktoś tego nie potrafi, nie musi stać na pierwszej linii, każda pomoc jest ważna i wszyscy jesteście potrzebni. Ale jeśli ktoś nie potrafi się pogodzić z myślą, że na wojnie nie tylko giną ludzie, ale że też ich zabójcami są nasi najbliżsi, że czasem inaczej się nie da, to powinien wiedzieć, że jakkolwiek byśmy się nie starali, nie ma przed tym ucieczki. Prędzej czy później, ale krew na rękach będzie miało coraz więcej z nas. Nie zachęcam was, żebyście szli w ślady Vane'a, nie chcę, żebyście rezygnowali z Zakonu, ale nawet jeśli tak się stanie, to Zakon Feniksa nie zrezygnuje z żadnego z was. Mogę wam obiecać, że każdego bronić będziemy równie wytrwale, a ciężar popełnionych zbrodni, których może to wymagać weźmiemy na swoje barki.
Nie chciał, żeby deklaracja Jaydena pociągnęła za sobą kolejne osoby, ale jeśli tak miało się stać, lepiej, żeby stało się teraz. Zakon zawsze oferował bezpieczeństwo każdemu, tylko nie własnym członkom. Bo to oni musieli nadstawiać karku za tych, którzy robić tego nie mogli, nie potrafili, nie chcieli, ale potrzebowali. Barty dotknął opuszkami palców swojego stopionego ucha. Blizny przypominały mu o zobowiązaniach, które na siebie wziął za każdym razem, gdy spoglądał w lustro. Bycie zakonnikiem oznaczało przyjęcie na siebie niebezpieczeństwa za całą resztę.
- Jak wspomniałem, każda pomoc jest potrzebna. Są różne sposoby walki - uśmiechnął się blado patrząc na Margaux. - Jeśli możesz się czegoś dowiedzieć, mogłoby nam to zapewnić przewagę.
Skinął też głową Cyrusowi świetnie radzącego sobie z organizowaniem składników i eliksirów. Zgłosiło się sporo osób, do każdej, która zdecydowała się działać na rzecz organizacji Hereward uśmiechał się lekko. Nieco dłużej zatrzymał też wzrok na Poppy poruszony odrobinę naiwnością pielęgniarki. Nauczyciele w Hogwarcie mogli uczyć uczniów szacunku do każdej krwi. Barty wiedział, że odejście z Zakonu nie sprawi, że Jayden porzuci swoje życiowe wartości, ale kiedyś było ich jednak więcej. Minerwa zadawała słuszne pytania. Hereward jak zawsze, czuł dumę ze swojej asystentki.
- Minerwo, Frances, czy możecie zająć się Josephine? Spróbujcie się dowiedzieć, czego zdołacie - wiedział, że temu zadaniu obie panie z pewnością podołają. Znały się na numerologii wcale nie gorzej od niego.
- Tak, dokładnie - odparł na pytanie Susanne jej również dziękując skinieniem głowy za wyrażenie chęci pomocy przy eliksirach. - Jego odnalezienie nie będzie łatwe, tropy prowadzą w bardzo wiele miejsc i wątpię, ale nas też jest wiele - uniósł jeden kącik ust do góry próbując tchnąć odrobinę optymizmu w swoje słowa, które były, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, mroczne. Taki jednak mamy klimat. - Anomalie i szalejąca magia też mogły mieć na insygnia spory wpływ. Grindelwald miał zgromadzić wszystkie trzy, do nas póki co dotarły jedynie wieści o kamieniu - dodał na słowa Kierana. Nie zamierzał udawać, bał się potęgi zgromadzonych w jednej ręce insygniów. Jeszcze bardziej bał się jednak dłoni, która będzie je dzierżyć. Grindelwald udowodnił, do czego zdolny jest ktoś taki. Nie jest też tajemnicą, że władza deprawuje. Władza nad śmiercią - tym bardziej. Spojrzał na Eileen smutnym wzrokiem, gdy zaczęła dopytywać się o Alana.
- Czy ktoś ma wieści od Alana? - Zapytał się wodząc wzrokiem po zgromadzonych w sali. Nie znał się z Benettem zbyt dobrze, był bardziej przyjacielem jego żony niż jego, ale czy to oznaczało, że te gnomie pomioty dorwały kolejnego Zakonnika? Tuż pod ich nosem? Barty tym bardziej zdumiony był nawoływaniem do zachowawczego działania. Przecież ich przyjaciele już ginęli na wojnie, której niektórzy tak bardzo nie chcieli dostrzec. Nie poruszył kwestii Longbttoma więcej zostawiając tę kwestię do rozstrzygnięcia Samuelowi. Skinął jednak z zadowoleniem głową do Jackie. Minister brzmiał coraz bardziej obiecująco.
- Justine ma pewnie rację. Wśród nich pewnie jest też Rosier - zauważył odnosząc się nie tylko do słów Tonks, ale i wypowiedzianych nieco wcześniej Benjamina. - Sophia ma rację, patronusy mogą przydać się teraz dużo bardziej niż wcześniej. Nie zapominajcie ich ćwiczyć - uśmiechnął się do Carter. - Właśnie, anomalie. Musimy pracować nad ich opanowaniem, co już wielu z was zauważyło. Ściągają do siebie miłośników czarnej magii, a to nie wróży zbyt dobrze. Możliwe, że potrafią korzystać z ich siły, podobnie jak my. A jeśli tak, to priorytetem powinno być położenie temu kres. Obok kamienia naprawienie jak największej ilości anomalii powinno być naszym priorytetem.
Uśmiechnął się blado do Brendana.
- Czy ktoś w takim razie chciałby się podjąć dowiedzenia się więcej o młodości Mulcibera? Poznając jego przyjaciół, poznamy naszych wrogów - Hereward kojarzył nazwisko, niezbyt jednak dokładnie, nie zadawał się z jego właścicielem w czasach szkolnych. - Justine?
- Myślę, że póki co nie ma potrzeby, żebyś ryzykował i wystawiał się na atak, Billy. Choć warto pamiętać, że mamy taką możliwość - zamilkł na chwilę. Trzeba było mądrze walczyć, zbyt otwarte, medialne deklaracje ściągnęłyby jedynie na wszystkich niebezpieczeństwo. Skrzywił się nieco na słowa Archibalda. Rowle. Kolejny ze szlachciców. Kolejny radykał.
- To nie bajka, raczej legenda. Te przedmioty istnieją, obrosły jednak kilkoma wyolbrzymionymi faktami i ozdobiono je odrobiną wyobraźni. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją. Czynnikiem łączącym anomalie i kamień jest Grindelwald, jeśli go zdobędziemy, może dowiemy się o tym połączneniu czegoś więcej - odparł zarówno Josie, Prewettowi jak i Maxine, której wyznanie o ataku Mulcibera przyjął bez słowa, ale za to z pełnym zrozumienia i powagi skinieniem głową. Nie chciał rozdrapywać starych ran. Spojrzał za to na rudobrodego Asbjorna dziękując mu za wkład w milczeniu. Walka znad kociołka to też przecież walka. Tylko nieco inna. Podobnie też odniósł się do Charlene. Cieszyło go, że pomimo jednego zaledwie alchemika w jednostce badawczej, tylu Zakonników wyraziło chęć pomocy.
- Szczerze powiedziawszy, Lucindo, nie wiem czy w czymś to pomoże. Nemo po prostu wspomnienia wymazuje, jakby nigdy ich nie było. Ale może z twoim doświadczeniem klątwołamacza mogłabyś zdziałać więcej. Decyzja zależy jednak od Alexandra, legilimencja to nieprzyjemny, bolesny proces - był przygnębiony faktem jak niewiele mogli zdziałać przeciwko jednemu czarnomagicznemu zaklęciu. Musieli sobie jednak poradzić, zewrzeć szyki, zmobilizować się i okazać wsparcie, jakiego nigdy wcześniej do tej pory. Potrzebowali siebie wszyscy dużo bardziej niż mogło wydawać się na samym początku. Przy odrobinie wysiłku, Herewarad w to nie wierzył, Hereward to wiedział, mogli zostać naprawdę wspaniale zgraną organizacją. Mogli wygrać. Z Voldemortem, z rycerzami, ze śmierciożercami.
- Skoro znamy ich tożsamość, przedstawmy Longbottomowi nasze podejrzenia. Część z tych, z którymi walczymy zajmuje posady w Ministerstwie. Czas, żeby to oni zaczęli martwić się o konsekwencje swoich czynów - jeżeli ktoś mógł na to wpłynąć to aurorzy demaskujący rycerzy jako czarnoksiężników. - Sophia, Gabriel, postaracie się, żeby odpowiednie listy znalazły się na biurku waszej szefowej? - Poparł pomysł Foxa, z którym najwyraźniej myśleli podobnie.
- Tak, Anthony, jeśli możesz się czegoś dowiedzieć, warto spróbować. Może dowiemy się przynajmniej czego szukać. - Zwrócił się do Skamandera kiwając głową w zamyśleniu. Wiedzieli zdecydowanie za mało. - Wszyscy musimy mieć otwarte oczy i uszy na to, co dzieje się wokół - zatrzymał wzrok na Malcolmie nieco dłużej, który proponował przeszukiwanie Hogwartu. To był dobry pomysł. - Tak, rozejrzę się - potwierdził, choć miał lekkie wątpliwości, planował zrobić to wszak w towarzystwie Jaydena.
- Trudno powiedzieć, ale lepiej nie zakładać, że nie żyją. Skoro Alexandrowi się udało, im też mogło - odparł na pytanie Pomony z lekką niechęcią w głosie. Nie był człowiekiem, który życzył ludziom śmierci. Ale utknięcie w Azkabanie było akurat tym, na co sobie wszyscy zwolennicy Voldemorta zasłużyli.
- Rubeus Hagrid - imię brzmiało znajomo i opowieźć Fredericka doskonale wskazywała, dlaczego. - To może nie być głupi pomysł - przyznał. Niewiele było wiadomo o Komnacie Tajemnic. - Jeśli to nie on, to może będzie miał jakieś informacje. Wiesz o nim coś jeszcze, Jesso? Cokolwiek, co może nam pomóc go odnaleźć? Poznanie prawdy o tamtych wydarzeniach może okazać się kluczowe do rozgryzienia naszych dzisiejeszych wątpliwości.
Wyglądało na to, że Rycerze Walpurgii swoje początki mieli w Hogwarcie. Pod nosem samego Dumbledore'a. Skoro zdołali się ukryć przed nim, nic dziwnego, że i Zakon obecnie wiedział tak mało. Trzeba to było jednak koniecznie naprawić. Nie mogli błądzić jak dzieci we mgle, musieli poznać swojego wroga.
Skinął na powitanie głową zajmującemu miejsce Orpheusowi.
- Wspomnienia obejrzymy po spotkaniu. Nie ma sensu, żebyśmy wszyscy je oglądali, powinien to zrobić ktoś, kto może znać najwięcej osób, które potencjalnie poparłyby Voldemorta. Wydaje mi się, że dwie, trzy osoby to optymalna liczba. Fredericku, zdajesz się wiedzieć najwięcej, czy zechciałbyś czynić honory? - Auror ze względu na swoją Malfoyową przeszłość siłą rzeczy musiał orientować się w sympatiach między szlachcicami. Będzie też zapewne wiedział, kogo ze sobą wziąć, by najlepiej swoją wiedzę uzupełnić. Barty nie mógł mu jednak wydać dyspozycji. Był Gwardzistą i Hereward doskonale zdawał sobie sprawę z hierarchii, nawet jeśli niespecjalnie wpływała ona na relacje między Zakonnikami.
- Kwestia kwatery - odezwał się po niezbyt długiej chwili milczenia. - To miejsce nie należy do najwygodniejszych i nie mamy gdzie trzymać niezbędnych eliksirów i ingrediencji. Prace nad kwaterą postępują i chciałbym podziękować wszystkim, którzy do tej pory się w nie zaangażowali i zachęcić do dalszego wysiłku. Niebawem będzie  ukończona i ponownie będziemy mieli schronienie.
Kwatera była domem Zakonu. Bez niej organizacja traciła jakby odrobinę duszy. Barty już rozmyślał o tym, jak ponownie wypełni szafki w kuchni ognistą.

Kolejny post pojawi się w piątek


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni



Ostatnio zmieniony przez Hereward Bartius dnia 20.06.18 11:14, w całości zmieniany 2 razy
Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 7:08
Pojawienie się na progu Gabriela nie zdekoncentrowało Benjamina. Pokręcił tylko w odpowiedzi głową, jasno dając znać, że to nie czas i nie miejsce na tłumaczenia. Tonks był wystarczająco bystry, by po dalszej dyskusji zorientować się w tym, co się zadziało, chociaż sam Wright nie pojmował właściwie sensu dramatycznego działania Jaydena. Można było odejść z klasą i szacunkiem do ludzi, z którymi, ramię w ramię, współpracował przez ostatnie miesiące i którzy uważali go za przyjaciela. A można było odejść tak, jak zrobił to Vane, intensyfikując chaos i próbując wprowadzić podziały. Wright zmarszczył surowo brwi, myślami na chwilę podążając do swej przeszłości. On także przekreślił coś ważnego, z hukiem wylatując z drużyny Jastrzębi, lecz nawet pełen wyrzutów sumienia rozumiał różnicę pomiędzy zwracającym uwagę zakończeniem kariery pałkarza a tym, co właśnie robił Jay.
Kątem oka zauważył Fredericka, podchodzącego do niego cicho niczym lis. Zerknął na niego, wytrzeszczając oczy, pytająco - sam doskonale dałby sobie radę nawet gdyby profesor astronomii zamierzał rozpocząć walkę, ale na szczęście do niczego takiego nie doszło i znając pacyfistyczne poglądy Vane'a, nie miał nawet tego w planach. Dodatkowa interwencja była więc niepotrzebna i miękkie ego Benjamina poczuło się urażone tym, że przyjaciel nie wierzy w jego siłę i skuteczność. Westchnął tylko ciężko, spoglądając na Samuela. Kiwnął Skamanderowi głową, puścił Jaydena i powoli wrócił do swojego miejsca. Z donośnym zgrzytem odsunął krzesło i zasiadł na nim tak ciężko, jakby właśnie przebiegł tysiąc mil w za małych, damskich butkach, a nie był świadkiem utraty przez kogoś, kogo szanował, zdrowego rozsądku.
Dalsza dyskusja opływała Benjamina. Słyszał poszczególne słowa, ba, układał je nawet w zdania i łączył z poszczególnymi osobami, które wypowiadały się dużo mądrzej niż on sam, ale miał wrażenie, że w kółko rozmawia się o tym samym. Ogrom bodźców zawsze źle na niego wpływał, nie był aż tak zdolny, by nadążać za ferworem dyskusji, zwłaszcza, jeśli posiadała w sobie trudne słowa. Zamilkł więc z odrobinę głupią miną, przeskakując spojrzeniem po poszczególnych twarzach Zakonników. - Voldemorta-dupelorta - podsumował z właściwą sobie klasą i elokwencją. - Nie można lekceważyć skurczybyka, ale dajcie spokój, takiego świra powoli i cierpliwie doprowadzimy do upadku. Szaleńcy prędzej czy później coś spieprzą. No bo kto normalny i mądry chciałby zostać lordem z własnej woli? - zadał retoryczne pytanie, chcąc wprowadzić nieco luźniejszą atmosferę. - To znaczy, bez obrazy - zerknął na zgromadzonych przy stole szlachciców, pocierając w zamyśleniu brodę. - W sumie ten Voldetort to taka odwrotność ciebie, co nie, Fox? Ty olałeś szlachtę, on chce do niej dołączyć - zauważył niezwykle bystrze, powoli zdając sobie sprawę z tego, że obśmiewa wspomnianego czarnoksiężnika tylko po to, by zmniejszyć lęk, który odczuwał. Robił rzeczy okrutne i potworne, niszczył i mordował, zbierał w swoich dłoniach coraz większą moc - a Wright bał się tego, czego nigdy nie widział. Nie czuł żadnego strachu przed różanym fagasem Rosierem ani śmierdzącym Mulciberem - chociaż Percivala się obawiał, lecz z zupełnie innych pobudek - ale wspomniany Voldemort napawał go niepokojem. Reagował więc po swojemu, starając się zmniejszyć napięcie i obdarzyć zgromadzonych odrobiną nadziei.
- Ja chętnie pomogę w ćwiczeniu patronusów lub zaklęć obronnych, idzie mi to coraz lepiej - zaproponował, podkreślając jednocześnie wzrastające umiejętności. Nie wątpił, że niektórzy uważali go za przygłupa - ale włożył dużo pracy w to, by jak najlepiej przysłużyć się Zakonowi. Zamilkł znów, przysłuchując się jednostkowym propozycjom oraz problemom. - To co z tym kamieniem wskrzeszenia? - dopytał raz jeszcze, ta kwestia wydała mu się niesamowicie interesująca i straszna zarazem; znów obawiał się nieznanego i czegoś, co przewyższało jego możliwości nadwyrężonej byciem Wrightem percepcji.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 15 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 9:28
Patrzył na Josie i Lexa. Choć to ona była mu bliższa, teraz nie miało to wielkiego znaczenia, większość tej rozmowy po prostu słuchał, nie wtrącał się i myślał. Coś się działo. Coś w nim, mały głos który zawsze krzyczał, że w tym świecie jest dobro, tylko należy o nie walczyć, należy je wydobyć teraz jakby zamilkł, a on nie był pewien czy tylko na chwilę. Widział inne przykłady okrucieństw, był na Wyspie Rzeźb, widział ludzi spadających w olbrzymie przepaści, widział DZIECI tak skrzywdzone, niemrawe, wiedział że światem zapanował chaos. Pamiętał wuja który zmarł w Ministerstwie. A teraz szkolna przyjaciółka i świeżo poznana, choć już dość bliska osoba. Wszystko zataczało krąg, było jakby coraz bliżej. Sam się w to pchał i tej decyzji nie żałował, jednak patrzenie było w całej działalności najgorsze. Kiedy nie mógł nic więcej, nie mógł nic zrobić. Milczał przez większą część dyskusji o zaostrzeniu sposobów walki, cholera - nie wierzył że ktoś może wątpić w słuszność tego działania. To wojna i wiedzą o tym nie od dziś. Pamiętał ludzi którzy ich napadli w czasie walk z anomaliami.
- Mam duży dom. Kilka wolnych pokoi. Oboje się tam dobrze czuliście. Gdybyście chcieli, potrzebowali spokojnego miejsca żeby dojść do siebie, moje drzwi stoją otworem. Nakładałem na niego jakiś czas temu zaklęcia ochronne.
Chciał wspomnieć o mugolaczce którą u siebie ukrywał jakiś czas, jednak nie był pewien czy odnoszenie się do drastycznych wspomnień, których i oni byli udziałem to taki dobry plan. To tylko oferta - skorzystają czy nie, ich wola. Nie mógł nie spróbować, chciał pomóc, dać okazję do... chwili spokoju? Odreagowania? Oboje mają swoje miejsca, jednak czy są w nich bezpieczni? Bo to jest najważniejsze. Wspomnienia odzyskają. Opowieści, zdjęcia. - Mam tam kilka naszych zdjęć szkolnych, Josie.
Dodał, a propo odbudowywania wspomnień, choć dalej już zamilkł. Liczył, że przyjdzie, że coś jej podpowie, że on mówi prawdę, że jej nie skrzywdzi - choć nie wyobrażał sobie jak musi się czuć osoba która nie pamięta niczego ani nikogo. Była jego przyjaciółką i chciał mieć ją obok, chciał móc otoczyć ją opieką i mieć pewność, że nie stanie się jej krzywda.
Dalej znów zamilkł - mieli inne sprawy do omówienia. I choć chciał działać, w sprawach alchemicznych nie miał nic do powiedzenia. Znów jedynie słuchał, dziwnie być może jak na siebie wycofany, starając się skupić na temacie spotkania.
Pozwalał by inni zadawali pytania, może bardziej właściwe. Nie zależało mu na wysuwaniu się z tła tego spotkania.
- To świr ale już udowodnił, że ma dość duże możliwości. - to on zawsze bagatelizował niebezpieczeństwo, był w stanie zrozumieć zachowanie Benjamina. Tak jest łatwiej, tak zachowuje się spokój, pilnuje tej cząstki siebie która czasami nie chce wierzyć. Ale w tej chwili chyba nie w pełni był sobą. A kiedy myślał, że oni nadal mogą być objęci tym koszmarnym zaklęciem... za wiele.
- Pomogę ze wszystkim z czym będę mógł. Też chętnie bym z kimś poćwiczył. - dodał jeszcze. Muszą działać.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.


Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 19.06.18 18:37, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 15 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 14:39
Słowa wypowiedziane przez Jaydena dudniły mu w głowie; czy naprawdę tak miała wyglądać ich współpraca? Czy naprawdę Zakonnicy - ci, którzy na dodatek nie zrobili nic, by ruszyć swoje szanowne cztery litery i wziąć się do realizacji tych wszystkich pięknych haseł, o których tak ochoczo rozmawiali - mieli zamiar oceniać tych, którzy naprawdę stawali do walki? Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo przyszło im go ocenić - nie chcąc budzić kontrowersji umyślnie nie powiedział o tym zdarzeniu nic, co byłoby zbędne, Samantha już raz go napadła, usiłowała go zabić - i już od dawna nie była jego rodziną - a mimo to nie potrafił pozostać na nią obojętny. Nie sprostował jednak słów profesora, Vane był zbyt zajęty gwardzistami, by go usłyszeć - a Weasley wyłączył się z rozmowy. Czuł się wzburzony, nigdy nie potrafił udawać kogoś, kim nie był, nie udawał tuszować własnych emocji, nie potrafił ukryć tego, jak bardzo poczuł się dotknięty - obarczony winą za coś, co robił, bo inni nie mieli ku temu odwagi. Brzydził się nimi - tak jak brzydził się każdym, czyj wzrok na sobie poczuł, przepełniony oceną, do której prawa nie miał nikt, kto nie stanął w życiu nigdy przed podobnym wyborem. Nikt, kto nie spojrzał śmierci w oczy. Nikt, kto żył w kolorowych świecie ułudy, bajek, tęczy i jednorożców, które już od dawna nie istniały - dosłownie, krew tych ostatnich również została rozlana. Płacz ani lament nie wystarczą, żeby to powstrzymać.
Trudno - przecież Bathilda ich uprzedzała, ze tak się stanie. Że zostaną cichymi bohaterami, którzy zamiast uznania zaznają tylko pogardy - również od swoich sojuszników, którzy lękali się przyszłości, wypierając nieuchronny ciąg zdarzeń. Czy tacy ludzie byli tutaj potrzebni? Nie - oczywiście że nie - milczenie Constantine'a wywołało u niego zawód, miał nadzieję że zarówno on, jak i pozostali, pójdą w ślady tchórzliwego profesora. Nie rozumiał tych, którzy usiłowali go zatrzymać - jeśli ktoś nie chciał podjąć walki, nie mogli go do tego zmusić. Prędzej czy później - i tak zdezerteruje. Tak naprawdę on sam miał ochotę iść w jego ślady i wyjść z tej zbyt dusznej sali - był gwardzistą i nie miał obowiązku spędzania czasu w tym miejscu, znał informacje przekazywane przez Samuela i Herewarda - jednak gdyby go tutaj dzisiaj nie było, nie dowiedziałby się o straszliwych wydarzeniach, które dotknęły Alexandra i Josephine. Został - zakładając ręce na piersi stał pod ścianą, wspierając się o nią plecami, w milczeniu, wsłuchując się w dalsze głosy. Miał trop za kamieniem wskrzeszenia, jednak pozostawił tę kwestię Samuelowi - mieli wyruszyć razem. Nie znał Bennetta. Nie potrafił pomóc Josephine ani Alexandrowi. Wycofał się też z tematu ministra, który był jego wujem - rozumiał rozkazy starszego gwardzisty.
Nie podobało mu się, że w ich szeregach znajdowali się ludzie, których odtąd miał powody podejrzewać o ucieczkę z pola walki w trudnej sytuacji. Jeden za wszystkich - albo nikt za każdego, inaczej nie mieli szansy zwyciężyć.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 16:21
Skrzyżował swoje spojrzenie ze spojrzeniem Bena; dalsza rozmowa jedynie upewniła go w tym, czego zaczął domyślać się po prowadzonych rozmowach po jego wejściu. Nie miał zamiaru zatrzymywać Vane'a. Idea Zakonu miała jedynie sens, kiedy należeli do niego ludzie naprawdę chcący w nim działać. Jakie nastawienie miał Tonks do sprawy? Najlepszą obroną jest atak, nie było co do tego żadnych wątpliwości. Nikt oczywiście nie mówił tu o rzucaniu niewybaczalnych na prawo i lewo, ale zdaniem Tonksa, powinni mieć dostęp to wykonania ostatecznego wyroku w akcji, jeżeli było to niezbędne dla zachowania życia większości niewinnych i tych znajdujących się po jasnej stronie mocy. Przemowy w rodzaju pacyfistycznego wywodu tych, którzy bali się ubrudzić sobie ręce komentował krótkim stwierdzeniem, poznanym w czasie wizyty w Polsce; pierdolenie o Szopenie. Jego przyjaciel, z którym pracował podczas sprawy w Europie Wschodniej. Nie chciał jednak zabierać głosu w tej sprawie.
Zajął jedno z niewielu wolnych miejsc. Spojrzał na tackę stojącą na środku tackę; również chciał dołożyć swoje przysłowiowe trzy grosze do zakonowych zasobów. Dlatego na tacce wylądowało kilka leczniczych ingrediencji.
Na słowa Herewarda, który przydzielił mu zadanie wysłania odpowiednich listów do szefowej Biura Aurorów, skinął jedynie głową i posłał przelotne spojrzenie Sophie; później podzielą się między sobą zadaniem. Już po powrocie miał okazję poznać młodą panią auror i wspomina ową współpracę bardzo pozytywnie. - Dołączam się, chętnie pomogę w ćwiczeniach- odezwał się, wtórując Benowi. Sam oczywiście potrzebował praktyki, ale jako auror mógł już pomagać innym w ćwiczeniach, sam przy okazji doskonalił swoje zaklęcia. Kamień wskrzeszenia, temat nie tak znowu obcy czarodziejom - również jego znajomy auror polskiego pochodzenia opowiadał mu o krążących wśród uczniów Durmstrangu legendach/podaniach i realnych doniesieniach o rzekomym pojawieniu się insygniów. Dlaczego tam było to brane na poważnie? Zapewne z powodu Gellerta, który uczynił legendę prawdziwą. Jednakże nie chciał zajmować głosu, póki nie sprawdzi swojego źródła i informacji, jakie mógłby wyciągnąć.


oddaję wszystko co mam, heheh; włosie mantykory, Żądło mantykory, Kora drzewa Wiggen, Płatki ciemiernika, Jagody z jemioły, ślaz, bezoar x2
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 17:21
Trudno było jej uwierzyć w prawdziwość sceny, która rozgrywała się tuż przed jej oczami, jeszcze trudniej – przyjąć do wiadomości przelatujące przez pomieszczenie słowa, wypowiadane podniesionymi głosami, z pogardą, z odrazą, z kpiną; czy naprawdę tak niewiele było potrzeba, żeby zaczęli obracać się przeciwko sobie? Chociaż nie zabierała już głosu w toczącej się, zaognionej dyskusji o moralności – czuła, że wypowiedziała już wszystko, co leżało jej na sercu – obserwowała jej przebieg uważnie, śledząc podnoszące się z krzeseł sylwetki i krótką przepychankę pod drzwiami; skupiona na padających tam zdaniach, ledwie zarejestrowała pojawienie się Gabriela, którego sama jakiś czas temu zaprosiła w progi Zakonu, podobnie jak zrobiła to z Sophią, Maxine i Duncanem, podejmując decyzje, których ciężar przygniatał teraz jej barki, starając się zepchnąć ją na ziemię. Czy naprawdę była fałszywym mówcą, opowiadając im o przyświecających Zakonowi Feniksa ideach? Nie, nie wierzyła w to ani przez moment, kręcąc w milczeniu głową na puste oskarżenia wypowiadane przez Jaydena; nie znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, co przez niego przemawiało, choć podejrzewała, że był to strach – przed prawdziwością wojny, która rozciągała się przed nimi już nie jako mityczne zagrożenie gdzieś na horyzoncie, a w pełnej realności. Próbowała to zrozumieć, w jakiś sposób poukładać sobie w głowie, ale nie potrafiła – a padające wkrótce pytanie Herewarda, choć skierowane do Alexandra, uderzyło w nią jak zaklęcie oszałamiające. Ona pamiętała Gwiazdkę w starej chacie, schody prowadzące na poddasze, wiersz szeptany do ucha; więc nie mów mi, więc nie mów mi, że nigdy już nie wrócą dni, co sennym sycą mnie wspomnieniem. Jej dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści, wspomnienie – jedno z cenniejszych, jakie posiadała – zestawione z niesprawiedliwością oskarżeń rzucanych w stronę ich wszystkich, a szczególnie w stronę Brendana, sprawiło, że jej własne emocje zapłonęły gniewem. Zarówno on, jak i Garrett, od dawna byli jej rodziną, być może nie w dosłownym znaczeniu, ale w każdym innym – już tak, a sprowadzanie ich do roli potworów przez kogoś, kto nie tylko ich nie znał, ale jednocześnie nie miał najmniejszego prawa ich oceniać, przelało jakąś niewidzialną czarę goryczy. Nie powstała, żeby spróbować przemówić do Vane’a, nie chciała go zatrzymywać – nikogo nie powinni być zmuszeni prosić, żeby wsparł ich ideę, a już na pewno nie, gdy otwarcie pluł w twarz tym, którzy do tej pory poświęcili najwięcej. Nie odezwała się już więcej na ten temat, nie odprowadziła wzrokiem wychodzących mężczyzn, zamiast tego odszukując spojrzeniem stojącego pod ścianą, milczącego Brena. Przez moment chciała do niego podejść i chociaż położyć mu dłoń na ramieniu, bo widziała, jak mocno dotknęły go słowa Jaydena, ale stał zbyt daleko, a ona nie chciała dokładać już dodatkowego ognia do i tak rozjątrzonej niepotrzebnie sytuacji. Niepotrzebnie – bo można było ją rozegrać inaczej, bez teatralnej otoczki, która zrobiła jedynie tyle, że przyczyniła się do rozlania pozbawionych sensu urazy i cierpienia. Pozostała więc na swoim miejscu, ale jeżeli udało jej się nawiązać kontakt wzrokowy – jeżeli Weasley na nią popatrzył – posłała mu słaby uśmiech, bez słów starając się przekazać, że stała po jego stronie, po stronie ich wszystkich; po stronie Garretta.
Trudno było jej uspokoić emocje, ale zmusiła się do ściągnięcia własnych myśli na ziemię i ponownego skupienia ich na tematach spotkania. Tylko w ten sposób mogli pomóc – nadal wykonując zadania postawione przed Zakonem. Odpowiedziała na lekki uśmiech Frances bliźniaczym gestem, skinęła też głową w odpowiedzi na polecenia ze strony Samuela i Herewarda. – Dobrze – przytaknęła, już snując w milczeniu z kim mogłaby porozmawiać i gdzie szukać informacji.
Czy mamy jakiś plan? – zapytała jeszcze, podsumowując w myślach wszystko to, co zostało powiedziane o kamieniu wskrzeszenia. Znała go jedynie z bajek, i to dosyć słabo; wychowana w rodzinie mugolskiej, nie czytała ich jako dziecko, zapoznając się z ich treścią dopiero później. Wątpiła jednak, by baśni przekazywały wszystko, informacje musiały być ukryte głębiej. – Jeżeli chodzi o poszukiwania? – sprecyzowała, w trakcie spotkania przewijało się wiele wątków; nie chciała dopuścić do nieporozumień.

Tak, wiem, chronologia tego posta to koncept nieznany.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 18:31
Krótkotrwały, pozytywny akcent, spowodowany reakcją Maxine, został dosyć szybko zepchnięty na dalszy plan, przyćmiony wewnętrznym konfliktem, eskalującym z każdym wypowiedzianym słowem. Billy miał wrażenie, że padało ich stanowczo za dużo, oraz że padały zbyt szybko, pozbawione wcześniejszego przemyślenia i zastanowienia. Czasami wcale nie żałował, że wada, której nabawił się jeszcze w wieku dziecięcym, przez większość czasu zmuszała go do starannego wybierania własnych zdań, oszczędzania sylab i ważenia głosek; trudno byłoby mu zliczyć, ile razy uratowało go to przed emocjonalnym wycedzeniem kilku rzeczy za dużo. Zakonnicy nie posiadali jednak hamujących ich ułomności i efekty swobody wypowiedzi niepokojąco szybko stały się widoczne; Billy obserwował – ze smutkiem przemieszanym z niedowierzaniem – jak Samuel opuszcza pomieszczenie razem z Jaydenem, bez problemu dostrzegając emocje towarzyszące przyjacielowi, skryte głęboko pod opanowanym wyrazem twarzy. Chciał mu jakoś pomóc, wesprzeć, zapewnić o stuprocentowym poparciu – ale w pełnym ludzi pomieszczeniu nie było ku temu okazji, pozostawało mu więc jedynie mieć nadzieję, że Skamander doskonale zdawał sobie sprawę z tego, gdzie leżała jego lojalność.
Rozejrzał się po pokoju, przemykając niewidzącym spojrzeniem po zgromadzonych wokół stołu twarzach, obawiając się, jak Zakon musiał wyglądać w oczach tych, którzy pojawili się na zebraniu po raz pierwszy; zawiesił na moment wzrok na Maxine, ale jej płomienna przemowa bardzo szybko starła resztki trzymających się go wątpliwości, sprawiając, że pozwolił sobie nawet na echo ledwie dostrzegalnego uśmiechu. Gdyby atmosfera miała w sobie nieco mniej powagi, najprawdopodobniej skwitowałby ją jakimś żartem, czuł jednak, że nie było za nie miejsca; zamiast tego skupił się na wymienianych wypowiedziach. – Nie musisz o to p-p-pytać – odpowiedział Samuelowi, zanim jeszcze jego sylwetka zniknęła za drzwiami; jakiś czas temu uczynił anomalie swoim prywatnym priorytetem, mając cichą nadzieję, że ich okiełznanie pomoże z ustabilizowaniem magii szalejącej wokół Amelki – albo że zrozumienie sposobu ich działania przybliży ich chociaż do odnalezienia sposobu na uspokojenie czarodziejskiej energii, dosłownie wybuchającej wokół dzieci.
Skinął głową w odpowiedzi na słowa Herewarda, ożywiając się również nieco, gdy kilka osób wspomniało o ćwiczeniach. – Jeżeli któreś z was zechciałoby użyczyć mi swojej w-w-wiedzy – odezwał się, rozglądając się po pomieszczeniu – chętnie poćwiczyłbym również uroki. – Potrzebował tego; problemy z okiełznaniem anomalii, za których naprawę zabrał się w poprzednich tygodniach, jednoznacznie odsłoniły braki w jego umiejętnościach ofensywnych, a słowa, które już padły w trakcie dzisiejszego zebrania jasno podkreślały, że samą defensywą niewiele mogli zdziałać.
W kwestii p-po-poszukiwań kamienia, jestem do waszej d-d-dyspozycji – dodał jeszcze, kierując te słowa głównie do Herewarda; nie miał żadnych cennych informacji odnośnie artefaktu, jako mugolak słabo znał nawet opowiadającą o nim legendę, ale był gotów do wykonania każdego zadania, na jakie mogłyby pozwolić mu jego umiejętności.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 19:02
Z trwogą przyglądała się wzburzonej reakcji nauczyciela astronomii. Żal było słuchać jego zarzutów i patrzeć, jak odchodzi, ale jeśli egzekwowano tu jakiś wyrok – to tylko wydany przez niego samego. Przedtem tylko słyszała o tym człowieku, profesor Dippet wspomniał o nim w ostatnim liście; Vane miał jej pomóc odnaleźć się wśród nauczycielskich obowiązków. Próbując oswoić się z myślą, że kiedy mu się przedstawi, on nie będzie pamiętał, że kiedyś już się widzieli, Frances czuła się nieswojo i odczuwała kolejne zmartwienia, a niektóre z nich dotyczyły wyjazdu do szkoły. Odkąd celem ataku stało się ministerstwo, bała się, że z czasem ofiarą podobnej agresji będzie też Hogwart. Nie chciała czekać, aż spełni się ta wizja, ale nie spodziewać się, że bestialstwo ich przeciwników wzrośnie teraz, gdy zamierzali otwarcie wypowiedzieć wojnę – byłoby głupstwem. Zdziwiło ją nieco, gdy w rozmowie zdominowanej przez układanie planów na bliższą i dalszą przyszłość znalazło się także miejsce na wspomnienie dawno już uśpione. Nie zniknęło jednak ono w całości z pamięci Frances.  Z nadspodziewaną łatwością sięgnęła myślami do drugiego roku swojego pobytu w Hogwarcie, na który przypadła ta tragedia. Czy dziedzic Slytherina istniał, czy nie – ktoś lub coś sprawiało wtedy, że się bali. Wszyscy chcieli, by znalazł się winowajca, ale nawet po tym, jak wydalono go z Hogwartu, wszystko było inaczej. Droga od obelgi "szlama" do morderstwa zdawała jej się znacznie dłuższa niż rok nauki o magicznym świecie; był to niestety zawód, który musiała znieść zdecydowanie za wcześnie. Frances instynktownie szukała w pierwszych latach nauki towarzystwa innych mugolaków, zwłaszcza młodszych od siebie. Chciała mimo wszystko przekonać ich, że znajdą w szkole swoje miejsce, a przytłaczające nowe doznania za parę miesięcy nie będą już take straszne. Sama uwierzyła w to dlatego, że w odpowiednim momencie udało jej się znaleźć otwartych na innych ludzi przyjaciół, z których wielu siedziało teraz przy zakonnym stole. Jak mogła wątpić w to, że są dobrymi ludźmi, skoro na własne oczy widziała, gdy jeszcze będąc dziećmi chcieli wstawić się za nią i innymi mugolakami? Zamiast wątpliwości, wybrała wiarę w to, że wszyscy dojrzeli, a ich kompas moralny nadal wskazywał właściwy kierunek, nawet gdyby do celu miała prowadzić kręta droga. Wszystkim groziło zboczenie ze ścieżki prawa i to, że zginą nie zdążywszy powrócić do ludzi, którymi byli przed wojną. Dziewczyna pozbawiona pamięci, której Frances miała pomóc już straciła tę szansę, a niczemu nie zawiniła. Frania wciąż patrzyła na nią nieśmiało, ukradkiem niemal, by nie obciążać jej kolejnym obcym spojrzeniem. Przerażało ją wyobrażenie pustki w jej głowie i błąkania się po omacku od jednego niejasnego wrażenia do kolejnego.
- Tak, zrobimy, co się da. – pokiwała głową przyjmując polecenie i, za spojrzeniem Bartiusa skierowanym na Minerwę, także popatrzyła na dziewczynę. Nie miała przedtem okazji poznać jej bliżej, ale po pochwałach pod jej adresem i jej własnych słowach wypowiedzianych na spotkaniu domyślała się, że jest mądrą osobą, nawet jeśli jeszcze bardzo młodą. – A jeśli mogę coś wtrącić w sprawie morderstwa w Hogwarcie – dodała niepewnie, wędrując spojrzeniem od mężczyzny, który pierwszy poruszył ten temat, do rudej kobiety opowiadającej o Hagridzie. – to znałam Myrtle. Nigdy nie skarżyła się, by ten chłopiec, Hagrid, ją zaczepiał, a była bardzo płaczliwa, nie chowałaby tego w sobie. Nie poznałam go osobiście, ale nie wierzę, by to on mógł ją zamordować. Ile miał wtedy lat, trzynaście, czternaście? Wzrostem może i przewyższał już dorosłego, ale mentalnie wciąż był dzieckiem. A dzieci nie są zdolne do tak przemyślanego okrucieństwa. Tamta zbrodnia musiała zaś być zaplanowana, a przynajmniej takie jest moje zdanie. Jeśli zrobił to któryś z uczniów, wydaje mi się, że mógł to być tylko ktoś ze starszych lat. I na pewno nie z Gryffindoru. – wysunęła swoje podejrzenie, potem nie mówiąc już nic więcej. Nie mogła zaoferować faktycznej pomocy, tylko wyraz pamięci po Myrtle, ale uważała, że tak należało. Porzuciwszy najgorsze ze swych szkolnych wspomnień, pomyślała o kamieniu wskrzeszenia. Nigdy nie uważała wiary w to, że są prawdziwe za błąd. Uwierzyła już w rzeczy, które wydawały jej się niestworzone; czym wobec całego magicznego świata i tysięcy ludzi była jedna bajka? Frances nie poznała tych legend w dzieciństwie, ale swoje braki uzupełniła z nawiązką w szkole i po jej ukończeniu. W każdej z nich kryło się ziarno prawdy, a to zasadzone w baśni Beedle’a rosło już tak długo, że na pewno wykiełkowało w coś namacalnego.
Frances Montgomery
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5837-frances-montgomery https://www.morsmordre.net/t6040-listy-do-frani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f164-pokatna-7-2 https://www.morsmordre.net/t6051-frances-montgomery
Re: Pokój gościnny [odnośnik]19.06.18 23:31
Nie chciałem włączać się w dyskusję, bo nie wiedziałem po której stronie stanąć. Automatycznie opowiedziałem się po stronie Jaydena, jednak po wysłuchaniu paru pierwszych kontrargumentów, znalazłem się w kropce. Nie wiedziałem co o tym myśleć - musiałem sobie to poukładać w głowie, nie było więc sensu teraz zabierać głosu. Zresztą, dolewanie oliwy do ognia rzadko miało sens, może to i lepiej, że postanowiłem ten temat przemilczeć. W ogóle czułem się podczas tego spotkania trochę bezużyteczny. Nie posiadałem żadnych ingrediencji ani umiejętności alchemicznych, dwie próby opanowania anomalii zakończyły się spektakularną klęską, a o ministrze wiedziałem tylko tyle, że jego nazwisko nie ma nic wspólnego z długim tyłkiem (o czym ostatnio opowiadała mi Neala). Nie było mnie również podczas pożaru w ministerstwie (dzięki Merlinie) i nie znałem żadnej z wymienionych osób. Dlatego siedziałem w ciszy i uważnie słuchałem słów moich kolegów, jednak to słowa Alexandra i Josephine zrobiły na mnie największe wrażenie. Nie znałem ich najlepiej, w zasadzie w ogóle ich nie znałem, ale to co ich spotkało równało się największym koszmarom. O wszystkim zapomnieć? Nawet nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. To, co teraz przeżywają, musi być straszne. Nie rozpoznawać twarzy najbliższych? To oznacza wielką samotność.
Dopiero słowa o kamieniu wskrzeszenia trochę mnie przebudziły. Wyprostowałem się, łaknąc każdego słowa - insygnia śmierci? Nie wiedziałem o nich zbyt wiele, ale wystarczająco dużo, żeby zainteresować się tym tematem. - Niestety niewiele wiem o Kamieniu Wskrzeszenia, ale jeżeli będziecie kogoś potrzebować przy poszukiwaniach, mogę pomóc - co jak co, ale miałem doświadczenie w szukaniu informacji i nie męczyło mnie przeszukiwanie setek książek, by odnaleźć w nich tylko jedno przydatne zdanie. Mogę również dołożyć swoją różdżkę, ale nie wiem czy akurat ta forma pomocy będzie szczególnie efektywna.
- Przecież duch Myrtle jest w Hogwarcie - zauważyłem, przypominając sobie lata pracy w Wydziale Duchów. Zrezygnowałem z niej, bo przez większość dni tylko przekładałem i uzupełniałem papiery, ale w tym momencie (o dziwo!) chyba ta niezwykle żmudna i wyczerpująca praca okazała się całkiem przydatna. - Można ją zapytać o parę nurtujących nas kwestii, może będzie znała odpowiedź. Tylko musi to być ktoś z Hogwartu, bo dostała zakaz opuszczania terenu szkoły. Czytałem w jej dokumentach... - wyjaśniłem pokrótce, po czym napisałem się soku dyniowego.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 15 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Pokój gościnny [odnośnik]20.06.18 12:25
Od momentu, w którym Jayden skierował swoje kroki w stronę drzwi, odnosiła wrażenie, że ktoś wepchnął ją siłą do kuli śnieżnej i zepchnął z jakiejś olbrzymiej góry. Kula zaczęła się toczyć, nabierała warstw i prędkości, aż wiadomym było, że kiedy roztrzaska się na końcu swojej drogi, nic z niej nie zostanie. Słowa zbyt szybko padały z ust zgromadzonych, były nacechowane tak silnie i wprost tak niepodobnie do poprzednich rozmów, że zaczynała się w tym gubić. Oskarżenia w stosunku do przyjaciół – niepodparte żadnym stosownym argumentem, prowadzone przez jakąś ślepą agresję, wezwania do walki, krzyki, głośne, przybijające się do podłogi kroki. Nie wiedziała, w którym momencie zaczęła płakać, zaciskając dłoń na ustach, żeby nie uronić ani jednego niepotrzebnego tonu. Wycofujący się z całej sprawy Jayden był dla niej jak coś w plecy – znała go, jego lojalność i zaangażowanie w odbudowę Hogwartu, w nowe zakorzenienie w nim prawidłowych wartości były dla niej wzorem do naśladowania, więc dlaczego odwrócił się akurat teraz, kiedy Zakon Feniksa stawał przed najcięższym momentem w całej organizacji – przed wojną? Dlaczego odwracał się teraz, kiedy najbardziej potrzebowali każdej sprawnej różdżki? Dlaczego decyzja nadeszła w tej chwili? Dlaczego w ogóle nadeszła? Nie mogła w to uwierzyć, ani tym bardziej się z tym pogodzić.
Kolejne pytania kłębiły się w jej głowie, ale odpowiedzi było coraz mniej. Nie rozumiała tego wcale, a im bardziej próbowała, tym gorzej się czuła. Napięcie chwyciło za jej żołądek i w końcu zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna była brać udziału w tej dyskusji – przede wszystkim ze względu na swoją sytuację, na ich dziecko, za które, jak dowiedziała się całe dwa dni temu, była w pełni odpowiedziała. Nie powinna pozwalać, by emocje wzięły nad nią górę, ale to wyszło samo i też samo pozwoliło na eskalację. Zrobiło jej się słabo i niedobrze, kiedy razem z Jaydenem wyszedł też Samuel. Obliviate. To brzmiało tak koszmarnie, tak nierealnie, że zaczęło brakować jej powietrza, a fala gorąca rozlała się od karku po same łydki. Uspokój się. Uspokój się. Mimowolnie uchwyciła Pomonę za dłoń, tylko w myślach przytakując na jej słowa – powiedziała to, co chciała powiedzieć Eileen, ale nie starczyło jej na to ani odwagi, ani siły. Spojrzała najpierw na Poppy, szukając w jej sylwetce pomocy, potem odwrócił jej uwagę głos Alexandra. Wątpiła, że ją pamiętał, ale po jego uśmiechu wywnioskowała, że jednak się myliła. Spróbowała odwzajemnić ten gest i dzięki temu złapała pierwszy, głębszy oddech. To była chwila, choć dla niej trwała całe wieki. Uspokoiła się dopiero, kiedy ustały krzyki. Do tej pory ci, którzy zabrali głos, nie wspomnieli o Alanie, a jej ta kwestia najbardziej ciążyła. Czuła się za niego odpowiedzialna. Poszukiwania Kamienia Wskrzeszenia dotyczyły również jej, ale wolała być ostrożna, więc zdecydowała się na odpuszczenie swojego udziału w misjach.
Mogłabym spróbować dostać się do jego domu, wiem, gdzie mieszka – spojrzała na Barty’ego z iskrą determinacji plączącą się pod bladością skóry. – Może udało mu się uciec z Azkabanu. Może… – Azkaban. Alan w Azkabanie. Na litość samego Merlina, dlaczego to tak nieprawdopodobnie brzmiało… – Może ukrył się w nim. Jeśli nie, może coś tam dla nas zostawił – nabierała doświadczenia w roli detektywa. – Ale wolałabym nie iść tam sama. Ktoś mógłby mi towarzyszyć? – rozejrzała się po zgromadzonych.
Po przyjaciołach.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 15 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Pokój gościnny [odnośnik]20.06.18 12:34
Cyrus nie znał większości osób, z którym przyszło mu dzielić ideały. Niby był w Zakonie Feniksa już od kilku miesięcy, lecz sporą część z nich spędził na zagranicznym kursie. Miał mimo wszystko cichą nadzieję, że ci, którzy zgłoszą się po ingrediencje posiadając zdolności alchemiczne, rzucą mu chociażby imieniem. Niestety pomylił się. Snape robił dobrą minę do złej gry, uśmiechając się delikatnie, ledwo zauważalnie.
Notował wszystko, co do zanotowania powinno być potrzebne - przede wszystkim robiąc listę eliksirów potrzebnych innym członkom ugrupowania. Potem odbierał sygnały od tych, którzy chcieli korzystać z zakonowych składek oraz zapasów warząc odpowiednie mikstury. Najpierw zanotował Charlene oraz siebie, ponieważ o tych osobach wiedział. I szczerze się zdziwił słysząc kolejne głosy z sali. Nie spodziewał się, że jednostka skrywała w sobie tylu alchemików. Dlaczego zatem nie było ich w grupie badawczej? Trochę się tym zdenerwował - zamiast działać wspólnie, pozwolili mu sądzić, że wszystko jest na jego głowie. I że to on będzie musiał spróbować uwarzyć większość specyfików. Westchnął bezgłośnie postanawiając nie komentować tego w żaden sposób.
Pierwsza zgłosiła się nieznana blondynka, na którą skinął głową. Zapisał ją sobie jako panna X, jasne włosy, podejrzewając, że personalia może ukażą się po właściwym spotkaniu, jak już sobie przetrawią wszystkie konieczne do poruszenia tematy. Eileen oczywiście znał, chociaż zaczął już pisać Wi… - w porę zorientował się, że przyjaciółka zmieniła nazwisko. Później Archibald, tak, tak się do niego zwracali, dlatego i jego sobie zapisał. Kolejny mężczyzna miał doprawdy… imponujące referencje. Snape zamrugał nieprzytomnie zastanawiając się czy naprawdę zamierzał otruć wrogów, lecz w odniesieniu do toczącej się dyskusji nie powinien się niczemu dziwić. Ktoś rzucił jego nazwiskiem - Ingisson, rudy mężczyzna z brodą, tak sobie nakreślił, żeby nie zgubić się w tych wszystkich personaliach. Pokiwał głową. To tyle. Czyli według jego obliczeń, po spotkaniu powinny zostać włącznie z nim sześć osób. Dobrze, będą musieli podzielić się tym, co dostali, a nie będzie to takie proste. Trzeba będzie wziąć pod uwagę możliwości każdej z tych osób, lecz tym się będą martwić później.
Jaydenowi posłał smutne spojrzenie, jednocześnie rozumiejąc jego pobudki jak i nie rozumiejąc sposobu, w jaki zostało to rozegrane. Dość tępo wpatrywał się w drzwi, kiedy wyszedł; do wchodzącego brata uśmiechnął się zdawkowo, wciąż przytłoczony dyskusją, jaka rozgorzała. Szafowanie oskarżeniami z obu stron wydawało mu się miałkie i pozbawione sensu. Nie zamierzał wszczynać kolejnych kłótni ani podsycać już obecnego kwasu - widział po twarzach niektórych, że było naprawdę źle. Cyrus uznał milczenie za najlepsze rozwiązanie, lecz nie był z niego zadowolony. Nie był z siebie zadowolony. Z niczego nie był. Zacisnął usta, rozluźniając się dopiero na dyskusję o kamieniu wskrzeszenia. Jako naukowca to go interesowało, żałował, że nie miał żadnych szerszych informacji na ten temat. Na pewno chciałby go kiedyś zbadać - o ile byłoby mu to dane.


Love ain't simple
Promise me no promises

Cyrus Snape
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5269-cyrus-snape https://www.morsmordre.net/t5324-poczta-cyrusa#119174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-pokatna-10-3 https://www.morsmordre.net/t5326-skrytka-nr-1322#119181 https://www.morsmordre.net/t5325-cyrus-snape#119177
Re: Pokój gościnny [odnośnik]20.06.18 14:12
Pierwszym, co zrobiła, gdy kłótnia zaczęła się wzmagać, było przetarcie twarzy dłońmi. Patrzyła na nich z niedowierzaniem – głównie na Jaydena i Constantine’a, bo swoją naiwność Poppy nadrabiała olbrzymią wiedzą i determinacją w leczeniu najbardziej potrzebujących, działała, a nie mówiła o działaniu – jak mogli akurat teraz odkryć swoje wątpliwości? Jak mogli wysnuwać tak odważne i drażniące kwestie? Chyba nie wierzyli od początku, że przystając do Zakonu Feniksa przesuną góry miłym uśmiechem i mocnym zaciśnięciem ramion wokół sylwetek wrogów (chociaż można było to wykorzystać, odpowiednio dobrana siła mogła ich chociaż trochę poddusić i odebrać pewność siebie; za chwilę zadała sobie pytanie, czy naprawdę myślała o przytulaniu jak o metodzie na zabijanie). Do tego wymagano determinacji, zdolności stawania w sytuacji, w której nikt inny nie potrafiłby stanąć – na tym polegała ich rola – na przesuwaniu swoich granic na korzyść innych, zaznaczając przy tym jasny cel – ochronę tych, o których tak naprawdę chodziło w tym sporze, i zniszczenie czarnej magii. Tak trudno było to zrozumieć?
Wzbierała w niej złość i bezradność na to, co się działo. Jayden zdezerterował z pola walki – kiedyś zapłaciłby za to swoim życiem, teraz zaledwie usunięciem niektórych ze wspomnień.
Naiwni umierają na wojnie jako pierwsi. Albo przeżywają jako ostatni, bo stają się tchórzami – powiedziała tylko. Jej myśli powędrowały do sylwetki Vincenta i mimowolnie spojrzała w stronę ojca. Na pewno wyczytał to z jej oczu – w chwilowym uścisku żalu. Westchnęła ciężko, choć bezgłośnie. Dojrzała przybycie Gabriela, wiedziała, że akurat on był zaufaną jednostką. Potrzebowali takich. Wszystko, co trzeba było powiedzieć, zostało już powiedziane, absolutnie zgadała się ze słowami Herewarda. Nie umiała przemawiać w spokojnym tonie, a dalsze krzyki mogłyby zniechęcić innych, zamiast zmusić do myślenia i zachęcenia do zostania na swoim miejscu. Obróciła głowę w stronę Brendana, śląc mu twarde spojrzenie, ale w rzeczywistym zamiarze mające przekazać wsparcie. Zawsze wierzyła w jego czyste intencje, wolę walki i klarowność poglądów – nikt nie był w stanie ich zaburzyć swoimi bezpodstawnymi oskarżeniami. Kiedy usłyszała głos Alexandra i Josephine, odwróciła się w ich stronę. Chcieli współpracować, to dobrze. – Niedługo wyślę wam listy i zaproszę do naszego domu. Mieszka tam dwoje aurorów, będziecie bezpieczni.
Wojna domowa ucichła na szczęście, zajęli się dalszymi sprawami. Przede wszystkim Kamieniem Wskrzeszenia. Historia o Trzech Braciach wciąż wydawała jej się po prostu bajką na dobranoc, samotną legendą, ale im dłużej o tym mówili, tym bardziej utwierdzała się w przeświadczeniu, że legenda stawała się prawdą, jeśli ktoś zaczynał w nią wierzyć. Oni uwierzyli.
Są w stanie rzucać silne klątwy – zaklęcia niewybaczalne. Przed imperiusem może obronić nas nasz własny umysł. Jeśli ktoś będzie chciał nauczyć się oklumencji, chętnie o niej opowiem, przekażę to, co wiem o niej sama.
Wiele tropów. Trzeba było zbadać każdy z nich. Nie miała dojścia do Hogwartu, mogła pomóc w inny sposób.
Wcześniej Wright wspomniał o Rosierze, teraz zrobił to Bartius – i dopiero w tym momencie coś zaskoczyło.
Mam pojedynek w lipcu z jakimś Rosierem – odparła, przypominając sobie o liście wysłanej w ostatni weekend czerwca. – Nie wiem, czy chodzi o tego samego, słabo rozeznaję się w rodach szlacheckich i ich członkach, ale może to on. Chodzi o Tristana Rosiera?
Drugi miała z Macmillanem, ale wątpiła, żeby dołączali do Rycerzy Walpurgii (wciąż to brzmiało jak jakieś stowarzyszenie poszkodowanych podczas zabaw w dom) szlachcice, którzy mugolom życzyli raczej dobrze. Chyba że to kolejna z ich przykrywek. Ta kobieta od Weasleyów w końcu musiała się tam jakoś znaleźć.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 15 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart

Strona 15 z 28 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 21 ... 28  Next

Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach