Lecznica dla zwierząt
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Lecznica dla zwierząt
Z zewnątrz jest to niewielki, biały budynek znajdujący się bardzo blisko lasu. Kiedy gość staje przed drzwiami prowadzącymi do lecznicy, kołatka w kształcie wiewiórki trzykrotnie uderza w drzwi trzymanym w łapkach orzeszkiem, jeśli właścicielka jest w środku. Drzwi z reguły są wtedy otwarte, dostać się tu można z resztą także przez kominek znajdujący się w niewielkim holu, w którym goście mogą zostawić płaszcze. Dalsza część lecznicy składa się z czterech pomieszczeń, gabinetu do którego wchodzi się od razu z holu, jest to dość przestronne, zawsze czyste i uporządkowane pomieszczenie z biurkiem po środku, kilkoma szafkami pod ścianami oraz trzema krzesłami, jedno z jednej strony biurka, dwa z przeciwnej. Kolejnym pomieszczeniem jest zaplecze, już mniej uporządkowane, często wala się tu jakaś książka, czy prywatne drobiazgi właścicielki, jedynie szafka z lekami jest zachowana w idealnym porządku. Kolejne pomieszczenie to miejsce w którym mniejsze zwierzęta oczekują na zabieg, lub po nim wypoczywają czekając na swoich właścicieli, znajduje się tu kilka dość sporych klatek, gdzieniegdzie walają się zwierzęce zabawki. Ostatnie pomieszczenie służy do przeprowadzania zabiegów i mało kto ma do niego wstęp.
Z tyłu lecznicy jest także spory teren należący do niej, podzielony na dwa mniejsze wybiegi i jedną zadaszoną zagrodę. Bywa różnie, jednak zazwyczaj w całej lecznicy jest sporo zwierząt, od czasu do czasu w zagrodach, niemal zawsze w wielu klatkach.
Z tyłu lecznicy jest także spory teren należący do niej, podzielony na dwa mniejsze wybiegi i jedną zadaszoną zagrodę. Bywa różnie, jednak zazwyczaj w całej lecznicy jest sporo zwierząt, od czasu do czasu w zagrodach, niemal zawsze w wielu klatkach.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:46, w całości zmieniany 1 raz
| stąd
Lady Rowle zaczekała, aż Julia Prewett zniknie w szmaragdowych płomieniach, po czym sama weń wkroczyła, nabierając wcześniej w garść proszku Fiuu. Wyrzekła pewnie:
- London Borough of Waltham Forest, lecznica dla zwierząt! - po czym zamknęła oczy i usta.
Buchnęły szmaragdowe płomienie, a Daphne poczuła standardowe szarpnięcie w okolicach pępka. Wirowała, a wokół niej migotały plamy, będące innymi kominkami, lecz w jedno uderzenie serca później znalazła się już w lecznicy, po której rozejrzała się z ciekawością.
Jeśli spodziewała się wielu pytań o prowadzenie takiegoż przybytku, bądź podejrzliwość o stan lecznicy - to się myliła. Daphne wierzyła w kobiecą siłę i intelekt, wiedziała, że w niczym nie ustępują mężczyznom i tak samo mogą pracować, prowadzić interesy. Szlachciance, rzecz jasna, nie wypadało trudzić się brudną i plugawą pracą, jednakże uzdrowicielstwo, alchemia i nauka wcale nie ujmowały damie z godności - przynajmniej według pokręconej logiki panny Rowle.
Strzepała popiół z ramion, stawiając klatkę z Safoną na najbliższej wolnej powierzchni. Sowa wciąż zdawała się spać, choć główkę miała nieco niżej pochyloną niż poprzednio. Zazwyczaj zachowywała ię nader godnie, niczym sowia dama, lecz teraz prezentowała się... Nieco żałośnie. Gdyby Daphne miała serce, najpewniej poczułaby doń coś na kształt współczucia - lecz go nie miała, więc pogładziła palcem Safo po główce; gest pozbawiony był jednak czułości.
-Dostałam Safonę przed ośmioma laty, kiedy moją poprzednią sowę upolował wilczak, należący do brata - odrzekła, odpowiadając na zadane przez Julię pytanie -Nie wiem z jakiej pochodzi hodowli, jest bowiem prezentem. Nigdy nie miała problemów ze zdrowiem... Aż dotąd. Mieszka w sowiarni, milady, wylatuje więc na polowania kiedy ma na to ochotę i chęć, najczęściej w nocy. Służący regularnie dosypują sowom tego samego ziarna, wątpię, by uległo to zmianie. A ostatnią długą podróż odbyła przed ubiegłą pełnią. Czy to możliwe, by mogła się czymś zarazić od innej sowy?
Lady Rowle wzdrygnęła się na samą myśl. Inne sowy, należące do innych członków rodu, zdawały się jednak cieszyć pełnią zdrowia.
Lady Rowle zaczekała, aż Julia Prewett zniknie w szmaragdowych płomieniach, po czym sama weń wkroczyła, nabierając wcześniej w garść proszku Fiuu. Wyrzekła pewnie:
- London Borough of Waltham Forest, lecznica dla zwierząt! - po czym zamknęła oczy i usta.
Buchnęły szmaragdowe płomienie, a Daphne poczuła standardowe szarpnięcie w okolicach pępka. Wirowała, a wokół niej migotały plamy, będące innymi kominkami, lecz w jedno uderzenie serca później znalazła się już w lecznicy, po której rozejrzała się z ciekawością.
Jeśli spodziewała się wielu pytań o prowadzenie takiegoż przybytku, bądź podejrzliwość o stan lecznicy - to się myliła. Daphne wierzyła w kobiecą siłę i intelekt, wiedziała, że w niczym nie ustępują mężczyznom i tak samo mogą pracować, prowadzić interesy. Szlachciance, rzecz jasna, nie wypadało trudzić się brudną i plugawą pracą, jednakże uzdrowicielstwo, alchemia i nauka wcale nie ujmowały damie z godności - przynajmniej według pokręconej logiki panny Rowle.
Strzepała popiół z ramion, stawiając klatkę z Safoną na najbliższej wolnej powierzchni. Sowa wciąż zdawała się spać, choć główkę miała nieco niżej pochyloną niż poprzednio. Zazwyczaj zachowywała ię nader godnie, niczym sowia dama, lecz teraz prezentowała się... Nieco żałośnie. Gdyby Daphne miała serce, najpewniej poczułaby doń coś na kształt współczucia - lecz go nie miała, więc pogładziła palcem Safo po główce; gest pozbawiony był jednak czułości.
-Dostałam Safonę przed ośmioma laty, kiedy moją poprzednią sowę upolował wilczak, należący do brata - odrzekła, odpowiadając na zadane przez Julię pytanie -Nie wiem z jakiej pochodzi hodowli, jest bowiem prezentem. Nigdy nie miała problemów ze zdrowiem... Aż dotąd. Mieszka w sowiarni, milady, wylatuje więc na polowania kiedy ma na to ochotę i chęć, najczęściej w nocy. Służący regularnie dosypują sowom tego samego ziarna, wątpię, by uległo to zmianie. A ostatnią długą podróż odbyła przed ubiegłą pełnią. Czy to możliwe, by mogła się czymś zarazić od innej sowy?
Lady Rowle wzdrygnęła się na samą myśl. Inne sowy, należące do innych członków rodu, zdawały się jednak cieszyć pełnią zdrowia.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Widziała w jaki sposób Daphne obchodzi się ze swoją sową i nie mogła się temu nadziwić. W niej zwierzęta wzbudzały szczególne uczucia, zalewały jej serce chęcią interakcji, pewnego rodzaju przyjaźnią, nie zawsze chęcią opiekowania się - bo rozumiała, że nie każde zwierzę potrzebuje opieki - ale z czymś ciepłym. Gest, jakim Daphne uraczyła swoje zwierzę był niemal mechaniczny, zupełnie jakby trzymała w dłoniach klatkę z jakimś urządzeniem, którego celem jest wyłącznie noszenie listów, a fakt iż w tym urządzeniu bije serce i płynie krew nie ma dla niej najmniejszego znaczenia. Oczywiście nie znaczy to, że jest zła dla swojej sowy, te akurat istoty nie potrzebują wiele ciepła, Julię nie oburzał, a jedynie dziwił ten fakt. Póki jednak zwierzę było zadbane - a zdecydowanie tak było, pomijając ewidentne osłabienie - nie czuła aby miała prawo się w cokolwiek wtrącać.
Skinęła głową na pierwsze informacje, nie przerażały jej wybitnie, choć zastanawiała się nad wilkiem zmuszonym do życia pod dyktando człowieka. To w końcu wspaniałe i dzikie zwierzęta. I bardzo niebezpieczne, na pewno powinny być trzymane z daleka od dzieci. Julia nie wierzyła, by dało się je w pełni wytresować. Tego jednak też nie było sensu mówić na głos.
- To jest jedna z możliwości, choć myślę, że nie umknęłoby to uwadze lady, gdyby więcej sów zachorowało w podobny sposób, czy mam rację? - uniosła spojrzenie na swoją rozmówczynię, choć zaraz wzięła klatkę. Wyszła z przedsionka, kierując się zaraz do głównego pomieszczenia w którym na swoim biurku postawiła klatkę. W pomieszczeniu były jeszcze dwa ptaki, inna sowa i lelek, oba zjawiły się poprzedniego dnia. - Czy istnieje prawdopodobieństwo, że niosła list osobie z której ręki mogła otrzymać coś nieodpowiedniego? - relacje pomiędzy ludźmi są skomplikowane i niejednokrotnie niosą ze sobą dodatkowe ofiary, często głupie i bezensowne. Dlaczego pierwszym o czym pomyślała Julia było podtrucie sowy? - Nie chciałabym siać teorii spiskowych, oczywiście jest możliwym, zapewne nawet bardziej, iż zwyczajne osłabienie nie zostało w porę dostrzeżone i nadmiernie się rozwinęło, być może w związku z niewielką infekcją.
Dodała zaraz, nie chcąc straszyć kobiety. Podtrucie zwierzęcia mogłoby być groźbą skierowaną w stronę jego właściciela, a w wypadku tak ortodoksyjnych rodów wcale nie było to nierealne, nie ma jednak także powodu na sianie paniki. Najpewniej to tylko głupia myśl która wpadła jej do głowy bez większego powodu.
- Ktoś mógł także nieświadomie podać sowie coś, czego nie powinna jeść i zapoczątkować tym samym jej osłabienie, które rozwinęło się z czasem w widoczny sposób.
Możliwości jest wiele, będzie musiała zbadać zwierzę aby się dowiedzieć.
Skinęła głową na pierwsze informacje, nie przerażały jej wybitnie, choć zastanawiała się nad wilkiem zmuszonym do życia pod dyktando człowieka. To w końcu wspaniałe i dzikie zwierzęta. I bardzo niebezpieczne, na pewno powinny być trzymane z daleka od dzieci. Julia nie wierzyła, by dało się je w pełni wytresować. Tego jednak też nie było sensu mówić na głos.
- To jest jedna z możliwości, choć myślę, że nie umknęłoby to uwadze lady, gdyby więcej sów zachorowało w podobny sposób, czy mam rację? - uniosła spojrzenie na swoją rozmówczynię, choć zaraz wzięła klatkę. Wyszła z przedsionka, kierując się zaraz do głównego pomieszczenia w którym na swoim biurku postawiła klatkę. W pomieszczeniu były jeszcze dwa ptaki, inna sowa i lelek, oba zjawiły się poprzedniego dnia. - Czy istnieje prawdopodobieństwo, że niosła list osobie z której ręki mogła otrzymać coś nieodpowiedniego? - relacje pomiędzy ludźmi są skomplikowane i niejednokrotnie niosą ze sobą dodatkowe ofiary, często głupie i bezensowne. Dlaczego pierwszym o czym pomyślała Julia było podtrucie sowy? - Nie chciałabym siać teorii spiskowych, oczywiście jest możliwym, zapewne nawet bardziej, iż zwyczajne osłabienie nie zostało w porę dostrzeżone i nadmiernie się rozwinęło, być może w związku z niewielką infekcją.
Dodała zaraz, nie chcąc straszyć kobiety. Podtrucie zwierzęcia mogłoby być groźbą skierowaną w stronę jego właściciela, a w wypadku tak ortodoksyjnych rodów wcale nie było to nierealne, nie ma jednak także powodu na sianie paniki. Najpewniej to tylko głupia myśl która wpadła jej do głowy bez większego powodu.
- Ktoś mógł także nieświadomie podać sowie coś, czego nie powinna jeść i zapoczątkować tym samym jej osłabienie, które rozwinęło się z czasem w widoczny sposób.
Możliwości jest wiele, będzie musiała zbadać zwierzę aby się dowiedzieć.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Naprawdę wielu czarodziejów darzyło swych pupili nie tylko sympatią, lecz także i miłością; traktowali swe sowy, ropuchy, koty, psy i inne zwierzęta, które tylko można było udomowić (albo i nie, niczym własne dzieci. Czasami więcej uczucia okazywali zwierzęciu, bądź magicznemu stworzeniu, niż drugiej ludzkiej istocie. Daphne nie była ani jednym typem czarodzieja, ani drugim. Nie potrafiła kochać drugiego człowieka, więc i do zwierząt nie miała czułości. Sowę w istocie traktowała niemal mechanicznie. Safona była dlań jedynie narzędziem do wysyłania listów, ceniła ją za niezawodność i ogładę, lecz nic ponad to. Nieco inaczej było w przypadku Duszy, wilczaka należącego do Daphną, którą z racji przywiązania do rodowego herbu traktowała nieco inaczej, może nieco cieplej - Dusza była jej towarzyszką i strażniczką. Podążała za lady Rowle niczym cień po całym Beeston. Czasami alchemiczce zdawało się, że Dusza potrafi ją zrozumieć. Zwierzęta czarodziejów zawsze wydawały się rozumieć i potrafić więcej, lecz Daphne wiedziała, że to złudzenie. Co nie przeszkadzało jej, by o Duszę dbać - była wilczakiem, bliskim krewnym dzikich wilków, miała więc nader gwałtowną i agresywną naturę. Daphne powierzyła ją odpowiedniej tresurze, lecz ciężko było nad tym psem zapanować - słuchała jedynie alchemiczki.
-Niewątpliwie, milady, jeśli zachorowałoby więcej sów, na pewno bym o tym wiedziała, proszę mi wierzyć - odrzekła Daphne; gdyby w istocie sowiarnię w Beeston nawiedziłaby epidemia, wieść rozniosłaby się po całym zamku. - Och, nie sądzę, by którykolwiek z moich adresatów otruł Safonę umyślnie - oburzyła się lekko Daphne - Być może jednak skubnęła czegoś, czego nie powinna. Jestem alchemikiem, milady, utrzymuję kontakt z innymi mistrzami eliksirów, być może Safo trafiła do pracowni...
Dopiero teraz przyszło jej to do głowy, lecz Julia zdołała także zasiać w głowie Daphne ziarno niepewności. Jeśli ktokolwiek chciał otruć alchemiczkę, doskonale znającą się na truciznach, obrał sobie wyjątkowo ciężkie zadanie.
-Cóż, lepiej jeśli już pójdę i pozwolę pani pracować. Dziękuję za zaoferowaną pomoc, milady; czekam na wieści o stanie zdrowia Safo.
Pożegnała się z lady Prewett uprzejmie, po czym w garść wzięła nieco proszku Fiuu i znów zniknęła w szmaragdowych płomieniach.
| zt
-Niewątpliwie, milady, jeśli zachorowałoby więcej sów, na pewno bym o tym wiedziała, proszę mi wierzyć - odrzekła Daphne; gdyby w istocie sowiarnię w Beeston nawiedziłaby epidemia, wieść rozniosłaby się po całym zamku. - Och, nie sądzę, by którykolwiek z moich adresatów otruł Safonę umyślnie - oburzyła się lekko Daphne - Być może jednak skubnęła czegoś, czego nie powinna. Jestem alchemikiem, milady, utrzymuję kontakt z innymi mistrzami eliksirów, być może Safo trafiła do pracowni...
Dopiero teraz przyszło jej to do głowy, lecz Julia zdołała także zasiać w głowie Daphne ziarno niepewności. Jeśli ktokolwiek chciał otruć alchemiczkę, doskonale znającą się na truciznach, obrał sobie wyjątkowo ciężkie zadanie.
-Cóż, lepiej jeśli już pójdę i pozwolę pani pracować. Dziękuję za zaoferowaną pomoc, milady; czekam na wieści o stanie zdrowia Safo.
Pożegnała się z lady Prewett uprzejmie, po czym w garść wzięła nieco proszku Fiuu i znów zniknęła w szmaragdowych płomieniach.
| zt
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Skinęła głową nie wątpiąc w słowa kobiety. Sowy może nie są najbardziej obdarzanymi czułością istotami, jednak są przydatne, dba się więc o nie i na pewno jakakolwiek epidemia w sowiarni zostałaby dość szybko wykryta. Szczególnie sowy jako bardzo aktywne (nawet jeśli ta aktywność przejawia się głównie nocą) istoty nie ukrywają zbytnio osłabienia. Znacznie trudniej byłoby chociażby w przypadku gadów.
Szczególnie, że szlachecka własność była przez służbę pilnowana jak tylko się da, Julia ne wątpiła w to, że sowy mają tam wspaniałą opiekę: bogaci ludzie mają to do siebie, że nie lubią tracić pieniędzy w głupi sposób, na przykład nie dbając o to co mają i musząc niebawem kupować to po raz kolejny. Nawet jeśli sów nie darzono miłością - oh, te zwierzęta wcale jej od ludzi nie potrzebują - to na pewno o nie dbano i dobrze karmiono.
- Oczywiście, nie miałam na celu urazić kogokolwiek z bliskich lady osób. - zapewniła spokojnie, wcale nie mając ochoty na dyskusje na temat mrocznych teorii, które wcale nie muszą być zasadne. Nie było to wcale takie nierealne, dlatego przyszło jej to do głowy, Rowle'owie byli oczywiście rodem szanowanym przez sporą grupę osób, jak każdy tak ortodoksyjny także jednak mieli wrogów. Nie znała dobrze tej konkretnej osoby i nie zamierzała jednak z podobnymi oznajmieniami się wysuwać, nie była to nadal jedna z najbardziej prawdopodobnych tez.
Szczególnie w chwili, kiedy okazało się, że ma do czynienia z alchemiczką, scenariusz wydał się niemal oczywisty.
- To bardzo prawdopodobne, przebadam ją dokładnie pod tym kątem. - stwierdziła niemal pewna, że głównym winowajcą złego samopoczucia sowy jest jakaś ingrediencja, która może nie powinna być dostępna zwierzęciu, którą zwierzę skubnęło w chwili nieuwagi właścicielki.
Pytanie tylko: co to dokładniej było.
- Oczywiście, odezwę się jak tylko będę coś więcej wiedziała. Zapewne niebawem odeślę też sowę. - miała nadzieję, że nie struła się bardzo poważnie, to jednak należy sprawdzić. Zerknęła jedynie jak kobieta odchodzi, a sama zajęła się nowym pacjentem.
zt.
Szczególnie, że szlachecka własność była przez służbę pilnowana jak tylko się da, Julia ne wątpiła w to, że sowy mają tam wspaniałą opiekę: bogaci ludzie mają to do siebie, że nie lubią tracić pieniędzy w głupi sposób, na przykład nie dbając o to co mają i musząc niebawem kupować to po raz kolejny. Nawet jeśli sów nie darzono miłością - oh, te zwierzęta wcale jej od ludzi nie potrzebują - to na pewno o nie dbano i dobrze karmiono.
- Oczywiście, nie miałam na celu urazić kogokolwiek z bliskich lady osób. - zapewniła spokojnie, wcale nie mając ochoty na dyskusje na temat mrocznych teorii, które wcale nie muszą być zasadne. Nie było to wcale takie nierealne, dlatego przyszło jej to do głowy, Rowle'owie byli oczywiście rodem szanowanym przez sporą grupę osób, jak każdy tak ortodoksyjny także jednak mieli wrogów. Nie znała dobrze tej konkretnej osoby i nie zamierzała jednak z podobnymi oznajmieniami się wysuwać, nie była to nadal jedna z najbardziej prawdopodobnych tez.
Szczególnie w chwili, kiedy okazało się, że ma do czynienia z alchemiczką, scenariusz wydał się niemal oczywisty.
- To bardzo prawdopodobne, przebadam ją dokładnie pod tym kątem. - stwierdziła niemal pewna, że głównym winowajcą złego samopoczucia sowy jest jakaś ingrediencja, która może nie powinna być dostępna zwierzęciu, którą zwierzę skubnęło w chwili nieuwagi właścicielki.
Pytanie tylko: co to dokładniej było.
- Oczywiście, odezwę się jak tylko będę coś więcej wiedziała. Zapewne niebawem odeślę też sowę. - miała nadzieję, że nie struła się bardzo poważnie, to jednak należy sprawdzić. Zerknęła jedynie jak kobieta odchodzi, a sama zajęła się nowym pacjentem.
zt.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
5.04
Kiedy jego bratanica poprosiła Louvela o pomoc przy kugucharze, zbył ją - wykręcając się faktycznym brakiem czasu oraz ukrytą niechęcią do zajmowania się zwierzętami akurat wtedy, kiedy miał dużo spraw na głowie. Wydawało się, że dziewczynka przyjęła jego odmowę, wręcz wzorowo nie nękając go dalszymi listami. Rowle zdążył już nawet zapomnieć o tej sprawie, pogrążony w wyjątkowo okrutnej papierkowej robocie zleconej przez Ministerstwo Magii, kiedy do jego okna zapukała sowa obwieszczając przybycie kolejnego listu - dokładnie trzy dni później. Niestety chociaż chciał, nie mógł jej dłużej zbywać - wyglądało na to, że Helene zaniedbała swojego pupila nie udając się po pierwszej odmowie do lecznicy - z powodu rzekomego poważnego stanu zwierzęcia. Mężczyzna stłumił w sobie narastającą złość tłumacząc ją przed sobą samym - widocznie nie ufała obcym jeżeli sprawa dotyczyła spraw dla niej ważnych. Dla mnie mniej, lecz tym razem nie mogłem odmówić.
Uciąwszy krótką pogawędkę z sierściuchem, Lou nadal nie był weterynarzem, a na zwierzęcych chorobach znał się w stopniu niezwykle nikłym. To z kolei zmusiło go do poszukiwania pomocy kogoś wykwalifikowanego. Z początku miał obawy przed udaniem się do lecznicy sygnowanej nazwiskiem Prewett, jednak nie znalazł niczego innego, do czego nie bałby się wejść zarażony nieznanego pochodzenia uzdrowicielem - co więcej, nie miał czasu na długie poszukiwania. Coraz mocniej zirytowany zaistniałą sytuacją, wreszcie stanął przed niewielkim białym budynkiem. Kołatka wydała z siebie stukot, a kiedy Louvel pociągnął za metalową klamkę, drzwi ustąpiły z przeciągłym skrzypnięciem. Przekroczywszy próg chatki zamknął za sobą wrota, a następnie skierował miarowe kroki w stronę lecznicy.
Konkretniej to gabinetu. Nie zauważył żadnych oczekujących pomimo jasnych dźwięków, że w tym miejscu znajdowały się zwierzęta. Czarno-purpurowy kuguchar prychnął pod nosem, najeżając się przez krótką chwilę. Rowle mógł poczuć twardość drobnych pazurów wbijających się w skórę, co skwitował krótkim, zdecydowanym miauknięciem, mającym na celu uspokojenie zwierzaka.
- Witam - rzucił w przestrzeń rozglądając się za właścicielką. Zamierzał sprawę załatwić szybko, możliwie bezboleśnie - dla niego - oraz nie wydając na tę przyjemność całego swojego cennego czasu. Niecierpliwił się, chociaż minęła zaledwie chwila od jego pojawienia się w tym miejscu. Trzymał jednak nerwy na wodzy, co jakiś czas cicho wypuszczając powietrze z płuc.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kiedy jego bratanica poprosiła Louvela o pomoc przy kugucharze, zbył ją - wykręcając się faktycznym brakiem czasu oraz ukrytą niechęcią do zajmowania się zwierzętami akurat wtedy, kiedy miał dużo spraw na głowie. Wydawało się, że dziewczynka przyjęła jego odmowę, wręcz wzorowo nie nękając go dalszymi listami. Rowle zdążył już nawet zapomnieć o tej sprawie, pogrążony w wyjątkowo okrutnej papierkowej robocie zleconej przez Ministerstwo Magii, kiedy do jego okna zapukała sowa obwieszczając przybycie kolejnego listu - dokładnie trzy dni później. Niestety chociaż chciał, nie mógł jej dłużej zbywać - wyglądało na to, że Helene zaniedbała swojego pupila nie udając się po pierwszej odmowie do lecznicy - z powodu rzekomego poważnego stanu zwierzęcia. Mężczyzna stłumił w sobie narastającą złość tłumacząc ją przed sobą samym - widocznie nie ufała obcym jeżeli sprawa dotyczyła spraw dla niej ważnych. Dla mnie mniej, lecz tym razem nie mogłem odmówić.
Uciąwszy krótką pogawędkę z sierściuchem, Lou nadal nie był weterynarzem, a na zwierzęcych chorobach znał się w stopniu niezwykle nikłym. To z kolei zmusiło go do poszukiwania pomocy kogoś wykwalifikowanego. Z początku miał obawy przed udaniem się do lecznicy sygnowanej nazwiskiem Prewett, jednak nie znalazł niczego innego, do czego nie bałby się wejść zarażony nieznanego pochodzenia uzdrowicielem - co więcej, nie miał czasu na długie poszukiwania. Coraz mocniej zirytowany zaistniałą sytuacją, wreszcie stanął przed niewielkim białym budynkiem. Kołatka wydała z siebie stukot, a kiedy Louvel pociągnął za metalową klamkę, drzwi ustąpiły z przeciągłym skrzypnięciem. Przekroczywszy próg chatki zamknął za sobą wrota, a następnie skierował miarowe kroki w stronę lecznicy.
Konkretniej to gabinetu. Nie zauważył żadnych oczekujących pomimo jasnych dźwięków, że w tym miejscu znajdowały się zwierzęta. Czarno-purpurowy kuguchar prychnął pod nosem, najeżając się przez krótką chwilę. Rowle mógł poczuć twardość drobnych pazurów wbijających się w skórę, co skwitował krótkim, zdecydowanym miauknięciem, mającym na celu uspokojenie zwierzaka.
- Witam - rzucił w przestrzeń rozglądając się za właścicielką. Zamierzał sprawę załatwić szybko, możliwie bezboleśnie - dla niego - oraz nie wydając na tę przyjemność całego swojego cennego czasu. Niecierpliwił się, chociaż minęła zaledwie chwila od jego pojawienia się w tym miejscu. Trzymał jednak nerwy na wodzy, co jakiś czas cicho wypuszczając powietrze z płuc.
[bylobrzydkobedzieladnie]
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Ostatnio zmieniony przez Louvel Rowle dnia 22.06.17 12:43, w całości zmieniany 1 raz
Charakterystyczny dźwięk - kołatka uderzająca zawsze trzykrotnie o drzwi. Julia miała w tym miesiącu dość dużo pracy, nie był to jednak dla niej powód do niezadowolenia. Spędzała tutaj większość swojego czasu, także prywatnego, po części żyjąc pracą i nauką w podobnych dziedzinach. Dopiero wyszła z części przeznaczonej przechowywaniu zwierząt, miała dziś napisać list do stolarza w sprawie biblioteczki jaką zamierzała sobie tutaj sprawić, jednak jej uwaga znów została odwrócona.
Prawdopodobnie nie prezentowała się w tej chwili jak przystało na szlachciankę. Długie włosy miała spięte w ciasny warkocz, szczególnie praktyczny w miejscu w którym unikała jakiegokolwiek brudu. Suknię miała na sobie skromną, pozbawioną zdobień które wydawały jej się w tym miejscu szczególnie niewygodne, niepraktyczne. Jakiekolwiek elementy, które mogłyby się nadmiernie spodobać psidwakowi, czy kotu byłyby nędznym wyborem, podobnie jak stroje na tyle cenne, by martwić się o to, czy może w nich wyruszyć do lasu.
Weszła do gabinetu w odpowiedniej chwili, by dosłyszeć miałknięcie. Nie uniosła jednak brwi, nie wyraziła zaskoczenia w żaden sposób, zanotowała jedynie w myślach, że najpewniej jej rozmówca obdarzony jest podobnym talentem co ona i może jej pomóc w zbadaniu kuguchara. O ile zechce. Rowle.
Mało kiedy miała do czynienia z przedstawicielami tego rodu, tak mało jak tylko była w stanie, ten przypadek nie stanowił wyjątku. Może w innym świecie mieliby szansę na całkiem ciekawe dyskusje, w tym jednak oczywiste podziały pomiędzy nimi były zbyt solidne i podtrzymywane nie tylko przez niechęć pomiędzy rodami, ale także przez osobowość każdego z nich. Wciąż jednak była to kolejna osoba która przyprowadziła zwierzę: zwierzę niewinne czemukolwiek, co chodzi po głowie jego właścicielowi.
Nie zwracała uwagi na poddenerwowanie, czy zniecierpliwienie klienta, nie okazując wrogości, choć utrzymując dość chłodną postawę. Chłodno uprzejmą, żadne z nich raczej nie miało ochoty tego przedłużać.
- Witam. - odpowiedziała, zapewne tym samym zwracając na siebie jego uwagę. Nie mogła nie myśleć o tym, jak bardzo świat szaleje, jak wiele złego dzieje się przez takich jak on. Nie mogła jednak także nie mieć świadomości, że w tej chwili nie jest w stanie zrobić absolutnie nic. - Co mu dolega?
Spojrzenie przeniosła na zwierzę niesione przez mężczyznę, które w tej chwili zdecydowanie bardziej ją interesowało.
Prawdopodobnie nie prezentowała się w tej chwili jak przystało na szlachciankę. Długie włosy miała spięte w ciasny warkocz, szczególnie praktyczny w miejscu w którym unikała jakiegokolwiek brudu. Suknię miała na sobie skromną, pozbawioną zdobień które wydawały jej się w tym miejscu szczególnie niewygodne, niepraktyczne. Jakiekolwiek elementy, które mogłyby się nadmiernie spodobać psidwakowi, czy kotu byłyby nędznym wyborem, podobnie jak stroje na tyle cenne, by martwić się o to, czy może w nich wyruszyć do lasu.
Weszła do gabinetu w odpowiedniej chwili, by dosłyszeć miałknięcie. Nie uniosła jednak brwi, nie wyraziła zaskoczenia w żaden sposób, zanotowała jedynie w myślach, że najpewniej jej rozmówca obdarzony jest podobnym talentem co ona i może jej pomóc w zbadaniu kuguchara. O ile zechce. Rowle.
Mało kiedy miała do czynienia z przedstawicielami tego rodu, tak mało jak tylko była w stanie, ten przypadek nie stanowił wyjątku. Może w innym świecie mieliby szansę na całkiem ciekawe dyskusje, w tym jednak oczywiste podziały pomiędzy nimi były zbyt solidne i podtrzymywane nie tylko przez niechęć pomiędzy rodami, ale także przez osobowość każdego z nich. Wciąż jednak była to kolejna osoba która przyprowadziła zwierzę: zwierzę niewinne czemukolwiek, co chodzi po głowie jego właścicielowi.
Nie zwracała uwagi na poddenerwowanie, czy zniecierpliwienie klienta, nie okazując wrogości, choć utrzymując dość chłodną postawę. Chłodno uprzejmą, żadne z nich raczej nie miało ochoty tego przedłużać.
- Witam. - odpowiedziała, zapewne tym samym zwracając na siebie jego uwagę. Nie mogła nie myśleć o tym, jak bardzo świat szaleje, jak wiele złego dzieje się przez takich jak on. Nie mogła jednak także nie mieć świadomości, że w tej chwili nie jest w stanie zrobić absolutnie nic. - Co mu dolega?
Spojrzenie przeniosła na zwierzę niesione przez mężczyznę, które w tej chwili zdecydowanie bardziej ją interesowało.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Nie przyszedł tutaj w celach towarzyskich, weterynarz również nie przyjąłby go z czystej przyjemności, zatem nie bawił się w specjalne kurtuazje. Mógłby - wszakże w szermierce słownej był naprawdę dobry - lecz nie chciał. Prawdopodobnie od samego początku nastawiony negatywnie do tegoż miejsca, do marnotrawstwa czasu, do niewdzięczności kuguchara, oblicze prezentował raczej srogie. Pomarszczone czoło, chłodne spojrzenie, wycofana postawa. Bał się, że będzie zmuszony czekać na przybycie obsługi horrendalnie długo, lecz nazbyt prędko do pomieszczenia wpadł ktoś, kto miał się zająć zwierzęciem. Zdumiał się kiedy po obróceniu się przodem do tej osoby dostrzegł… kobietę. Z tego całego zamieszania nie sprawdził nawet, że to lecznica lady Prewett, nie lorda Prewetta. Jego twarz nabrała nieco łagodności - w dużej mierze z powodu zdziwienia - chociaż bez dwóch zdań nadal prezentował się surowo - jak typowy Rowle, nawet jeśli aparycją nieco odbiegał od stereotypów. Kuguchar - lord Chester - miauknął przeraźliwie najeżając się na widok rudowłosej kobiety, tym samym mocniej wbijając pazury w przedramię Louvela. Zacisnął zęby hamując się przed kolejnym wydawaniem poleceń kupce kolorowej sierści. Nie wiedział, że i tak został już zdemaskowany - lub raczej zaczął to podejrzewać, kiedy się nad tym zastanowił. Westchnął poddańczo, jakby przegrał arcyważną batalię z… kotem.
- Mogę go gdzieś posadzić? - spytał najpierw, łudząc się, że kiedy nieznośne zwierzę przestanie wbijać w niego szpile, to łatwiej będzie mu się skoncentrować na odpowiadaniu na pytania oraz udzielaniu szczegółowych informacji, których tak naprawdę nie miał w zbyt dużej ilości. To nie był jego kuguchar. A ten, chociaż i tak reagował na niego całkiem nieźle, nie był skory do pogawędek.
- Podobno od jakiegoś tygodnia jest osowiały, apatyczny. Nie chce jeść. Praktycznie nie chodzi mając problemy z tylnymi łapami - zaczął opowieść usiłując przekuć silną wolę w koncentrację nad tym problematycznym zagadnieniem. - To kuguchar mojej bratanicy - sprostował wyjaśniając wątpliwości przebijające się w swoim głosie. - Sam nie dowiedziałem się zbyt wiele. Tylko tyle, że odczuwa ból przy chodzeniu - dopowiedział zerkając na pupila. - Wygląda jak skurcz mięśni, nie jestem jednak żadnym znawcą - zakończył, podnosząc głowę na Julię. Ciekaw, czy miała już jakieś pierwsze podejrzenia lub pomysł na zadanie dalszych pytań. Oby tak.
- Mogę go gdzieś posadzić? - spytał najpierw, łudząc się, że kiedy nieznośne zwierzę przestanie wbijać w niego szpile, to łatwiej będzie mu się skoncentrować na odpowiadaniu na pytania oraz udzielaniu szczegółowych informacji, których tak naprawdę nie miał w zbyt dużej ilości. To nie był jego kuguchar. A ten, chociaż i tak reagował na niego całkiem nieźle, nie był skory do pogawędek.
- Podobno od jakiegoś tygodnia jest osowiały, apatyczny. Nie chce jeść. Praktycznie nie chodzi mając problemy z tylnymi łapami - zaczął opowieść usiłując przekuć silną wolę w koncentrację nad tym problematycznym zagadnieniem. - To kuguchar mojej bratanicy - sprostował wyjaśniając wątpliwości przebijające się w swoim głosie. - Sam nie dowiedziałem się zbyt wiele. Tylko tyle, że odczuwa ból przy chodzeniu - dopowiedział zerkając na pupila. - Wygląda jak skurcz mięśni, nie jestem jednak żadnym znawcą - zakończył, podnosząc głowę na Julię. Ciekaw, czy miała już jakieś pierwsze podejrzenia lub pomysł na zadanie dalszych pytań. Oby tak.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
- Oczywiście.
Skinęła głową, odkładając jakiekolwiek uprzedzenia na bok. Skinęła na swoje biurko, aby mężczyzna posadził na nim kuguchara z którym przyszedł. Zobaczy go, zada wszystkie konieczne pytania, dalsze badania zostawi na później, kiedy mężczyzna odejdzie. Nie lubiła pracować przy właścicielach zwierząt, ich spojrzenia potrafiły rozpraszać. Szczególnie, jeśli miała do czynienia ze szlachcicami którzy mieli tendencję do niedowierzania w możliwości intelektualne młodej kobiety na względnie ambitnej posadzie.
Teraz jednak nie zamierzała zawracać sobie tym głowy - jej klinika działała już od kilku lat, a sama Julia powoli zdobywała coraz więcej zaufania ze strony właścicieli zwierząt, co bardzo ją satysfakcjonowało - także wśród ortodoksyjnej szlachty.
Kiedy zwierzę znalazło się na pustym, eleganckim, drewnianym biurku zabezpieczonym odpowiednimi zaklęciami przed wpływem zwierzęcych pazurków, Julia wyjęła różdżkę i przyłożyła do karku zwierzęcia, by wykonać pierwsze badania.
- Ile ma lat?
Spytała zaraz, znów poruszając różdżką, by u jej końca pojawiła się typowo kocia zabawka z puszkiem i dzwoneczkiem. Poruszyła nią przy końcu mebla, by zobaczyć jak faktycznie porusza się zwierzę. Kiedy tylko zauważyła po pierwsze - brak szczególnego zainteresowania zabawą, czy typowo kociej energiczności, po drugie - fakt, iż kot rzeczywiście kulał na tylnych nogach, znów poruszyła różdżką, tym sposobem chowając kocie zabawki.
- Możliwe, że brak apetytu wiąże się z bólem w kończynach i osłabieniem, którym będę musiała się zająć. - odezwała się, obserwując zwierzę. - Wtedy mamy do czynienia z jednym problemem, który daje kilka objawów. Niewykluczone jednak, że warto spojrzeć na wszystko z drugiej strony: nie zmieniono mu ostatnimi czasy karmy? Zdarzało mu się polować? Opuszcza od czasu do czasu posiadłość, czy raczej trzyma się budynku?
Zadawała kolejne pytania. Liczyła się z tym, że Rowle nie będzie wiedział wszystkiego, jednak każda informacja może się okazać cenna, a ona przy wywiadzie starała się nie pomijać żadnej możliwości, nie lubiła przed dokładniejszym badaniem uznawać cokolwiek za pewniak.
Uniosła lekko głowę zwierzęcia, by przyjrzeć się także jego uzębieniu.
Skinęła głową, odkładając jakiekolwiek uprzedzenia na bok. Skinęła na swoje biurko, aby mężczyzna posadził na nim kuguchara z którym przyszedł. Zobaczy go, zada wszystkie konieczne pytania, dalsze badania zostawi na później, kiedy mężczyzna odejdzie. Nie lubiła pracować przy właścicielach zwierząt, ich spojrzenia potrafiły rozpraszać. Szczególnie, jeśli miała do czynienia ze szlachcicami którzy mieli tendencję do niedowierzania w możliwości intelektualne młodej kobiety na względnie ambitnej posadzie.
Teraz jednak nie zamierzała zawracać sobie tym głowy - jej klinika działała już od kilku lat, a sama Julia powoli zdobywała coraz więcej zaufania ze strony właścicieli zwierząt, co bardzo ją satysfakcjonowało - także wśród ortodoksyjnej szlachty.
Kiedy zwierzę znalazło się na pustym, eleganckim, drewnianym biurku zabezpieczonym odpowiednimi zaklęciami przed wpływem zwierzęcych pazurków, Julia wyjęła różdżkę i przyłożyła do karku zwierzęcia, by wykonać pierwsze badania.
- Ile ma lat?
Spytała zaraz, znów poruszając różdżką, by u jej końca pojawiła się typowo kocia zabawka z puszkiem i dzwoneczkiem. Poruszyła nią przy końcu mebla, by zobaczyć jak faktycznie porusza się zwierzę. Kiedy tylko zauważyła po pierwsze - brak szczególnego zainteresowania zabawą, czy typowo kociej energiczności, po drugie - fakt, iż kot rzeczywiście kulał na tylnych nogach, znów poruszyła różdżką, tym sposobem chowając kocie zabawki.
- Możliwe, że brak apetytu wiąże się z bólem w kończynach i osłabieniem, którym będę musiała się zająć. - odezwała się, obserwując zwierzę. - Wtedy mamy do czynienia z jednym problemem, który daje kilka objawów. Niewykluczone jednak, że warto spojrzeć na wszystko z drugiej strony: nie zmieniono mu ostatnimi czasy karmy? Zdarzało mu się polować? Opuszcza od czasu do czasu posiadłość, czy raczej trzyma się budynku?
Zadawała kolejne pytania. Liczyła się z tym, że Rowle nie będzie wiedział wszystkiego, jednak każda informacja może się okazać cenna, a ona przy wywiadzie starała się nie pomijać żadnej możliwości, nie lubiła przed dokładniejszym badaniem uznawać cokolwiek za pewniak.
Uniosła lekko głowę zwierzęcia, by przyjrzeć się także jego uzębieniu.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
W nieustępliwym dotychczas spojrzeniu Louvela zaczęło czaić się widmo ulgi, kiedy wreszcie mógł pozbyć się kuguchara ze swoich rąk. Posadził go we wskazanym przez kobietę miejscu, następnie przejechał dłońmi po swoich przedramionach, jakby rozgrzewał ciało. Chciał zniwelować piekący ból spowodowany pazurami sierściucha, na którego spoglądał teraz nieufnie. Ten miauknął przeraźliwie wierzgając przednimi łapami - tylne pozostawały w bezruchu. Rowle nie planował ewakuacji z tego miejsca, nie spodziewał się, że był w tym pomieszczeniu intruzem, wręcz wolał zostać przeprowadzając nadzór nad formą leczenia zwierzęcia. Nie, żeby był ich ogromnym pasjonatem, jednakże lord Chester był cenny dla jego bratanicy - jakkolwiek mógł uważać wizytę za stratę czasu, niedopuszczalnym wydawało mu się zbagatelizowanie sprawy, skoro już się jej podjął. Uważał się za słownego mężczyznę, zatem skoro obiecał coś swojej krewnej, zamierzał doprowadzić zdarzenie do końca. Uważnie obserwował każde ruchy pani weterynarz - zupełnie jakby obawiał się nagłego zamachu na kupkę czarno-purpurowej sierści. Dopóki nic nie wzbudzało w nim obaw, stał raczej swobodnie, jedynie podtrzymując palcami brodę.
- Trzy lata - odpowiedział po krótkiej chwili zawahania. Pierwsze pytanie na szczęście nie nosiło znamion trudnego - lecz to był dopiero początek - dlatego Lou rozluźnił się nieco, koncentrując tym razem wzrok na kugucharze. Uniósł nieznacznie głowy zasłyszawszy słowa lady Prewett, nie kryjąc przy tym zmartwienia. Wydawało mu się, że przyjdzie, usłyszy diagnozę, wykupi eliksiry oraz po oddaniu sierściucha wróci do domu. Tymczasem sprawa się komplikowała. Zmarszczył gniewnie czoło, natomiast na twarzy wystąpił grymas niezadowolenia. Westchnął, nie odczuwając żadnego skrępowania przed kobietą oraz podszedł bliżej zwierzęcia.
- Z tego co wiem, to je swoją zwyczajową karmę. Odnośnie polowań nie mam żadnych informacji. Za to jestem pewien, że nie zapuszcza się nigdzie bez mojej bratanicy. Zabiera go dosłownie wszędzie - odparł rzeczowo potakując głową swoim własnym słowom. - Jeżeli mam być szczery, to po rozmowie z nim obstawiałbym bardziej psychiczne dolegliwości. Nie wiem tylko czy takie da się wyleczyć u zwierzęcia? - dodał za chwilę, ostatnie zdanie formułując w nieme pytanie. Nie znał się na tym, nie zamierzał udawać, że jest inaczej - jednakże rozmowa również potrafiła niekiedy rzucić pewne informacje na światło dzienne. Owszem, mógł rozmawiać z kotowatymi pupilami wielu czarodziei, lecz nie zawsze potrafił interpretować ich zachowania. Interpretował jedynie to, co sami mu wyjawili - często nie było tego dużo. Kuguchary, koty oraz im podobne gatunki posiadały duszę niezależnych introwertyków, naprawdę trudno było je sobie zjednać. Sprawa bywała szczególnie skomplikowana, kiedy zwierz odmawiał jedzenia - przekupienie go przysmakiem nie wchodziło wszakże w grę - tak jak właśnie w tym przypadku.
- Trzy lata - odpowiedział po krótkiej chwili zawahania. Pierwsze pytanie na szczęście nie nosiło znamion trudnego - lecz to był dopiero początek - dlatego Lou rozluźnił się nieco, koncentrując tym razem wzrok na kugucharze. Uniósł nieznacznie głowy zasłyszawszy słowa lady Prewett, nie kryjąc przy tym zmartwienia. Wydawało mu się, że przyjdzie, usłyszy diagnozę, wykupi eliksiry oraz po oddaniu sierściucha wróci do domu. Tymczasem sprawa się komplikowała. Zmarszczył gniewnie czoło, natomiast na twarzy wystąpił grymas niezadowolenia. Westchnął, nie odczuwając żadnego skrępowania przed kobietą oraz podszedł bliżej zwierzęcia.
- Z tego co wiem, to je swoją zwyczajową karmę. Odnośnie polowań nie mam żadnych informacji. Za to jestem pewien, że nie zapuszcza się nigdzie bez mojej bratanicy. Zabiera go dosłownie wszędzie - odparł rzeczowo potakując głową swoim własnym słowom. - Jeżeli mam być szczery, to po rozmowie z nim obstawiałbym bardziej psychiczne dolegliwości. Nie wiem tylko czy takie da się wyleczyć u zwierzęcia? - dodał za chwilę, ostatnie zdanie formułując w nieme pytanie. Nie znał się na tym, nie zamierzał udawać, że jest inaczej - jednakże rozmowa również potrafiła niekiedy rzucić pewne informacje na światło dzienne. Owszem, mógł rozmawiać z kotowatymi pupilami wielu czarodziei, lecz nie zawsze potrafił interpretować ich zachowania. Interpretował jedynie to, co sami mu wyjawili - często nie było tego dużo. Kuguchary, koty oraz im podobne gatunki posiadały duszę niezależnych introwertyków, naprawdę trudno było je sobie zjednać. Sprawa bywała szczególnie skomplikowana, kiedy zwierz odmawiał jedzenia - przekupienie go przysmakiem nie wchodziło wszakże w grę - tak jak właśnie w tym przypadku.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Nie przeszkadzała jej obecność mężczyzny. Klienci często woleli zostać przy zwierzętach i póki zadania jakie należało wykonać pozostawały względnie prostą rutyną, nie miała nic przeciw temu. Przynajmniej dopóki nie wyczuwała natarczywości w spojrzeniach, czy tym bardziej nieufności. Nie należała do szczególnie nerwowych osób, jednak lekceważenie jej i nie dowierzanie w jej zdolności którego źródłem jest jej płeć działało jej na nerwy jak mało co.
Nie było sensu jednak w tej chwili się nad tym roztkliwiać. Rowle czekał w spokoju, aż Julia wykona swoje badania, na tyle proste, że czyjekolwiek spojrzenia jej nie rozpraszały.
Rozmowie.
Uniosła brwi zaledwie na chwilę. Zwierzoustość nie była częstym darem, sama Julia zaledwie kilka razy w swoim życiu spotkała osoby także nim obdarowane. Skinęła głową dopiero po chwili, bo i zdecydowanie ułatwiało to zadanie. Zwierzęta to trudni pacjenci, ponieważ nie mówią bezpośrednio - a przynajmniej mówi do mało kogo. Skoro ma okazję ułatwić sobie zadanie, warto z tego skorzystać.
- Nie ma czegoś takiego jak magipsychiatria dla zwierząt. - przyznała wprost, przyglądając się uważnie to kugucharowi, to Rowle'owi. - Choć myślę, że można spróbować z eliksirami, jakie przepisuje się ludziom, gdyby odpowiednio je dostosować.
Mruknęła pod nosem, zastanawiając się nad wszystkim i kolejnymi zaklęciami badając jego kończyny.
- Najpierw jednak należy zająć się bólem, ogólna apatia może być także nim spowodowana. Myślę, że rozsądnie będzie ingerowanie w psychikę pozostawić jako plan, jeśli inne zawiodą. - dodała wprost jako, że była zwolenniczką teorii, że większość problemów natury psychicznej wywodziła się zazwyczaj od problemów zdrowotnych. - Wzmocnienie stawów powinno pomóc.
Dodała, podchodząc do półki z eliksirami. Zaklęcie nie wykazało problemów żołądkowych, więc była w stanie uwierzyć, że niechęć do jedzenia może mieć podłoże psychologiczne, to z kolei jednak być może wiąże się z bólem. Dużo niewiadomych, wyeliminowanie ostatniego powinno jednak postawić kilka odpowiedzi - a może i zażegnać problem.
- Mała porcja z rana co drugi dzień przez osiem dni. Ból powinien zniknąć, jeśli problemy z łaknieniem nie ustąpią, proszę znów mnie odwiedzić.
Powiedziała w końcu. Nie było sensu przetrzymywać zwierzęcia w klinice.
Nie było sensu jednak w tej chwili się nad tym roztkliwiać. Rowle czekał w spokoju, aż Julia wykona swoje badania, na tyle proste, że czyjekolwiek spojrzenia jej nie rozpraszały.
Rozmowie.
Uniosła brwi zaledwie na chwilę. Zwierzoustość nie była częstym darem, sama Julia zaledwie kilka razy w swoim życiu spotkała osoby także nim obdarowane. Skinęła głową dopiero po chwili, bo i zdecydowanie ułatwiało to zadanie. Zwierzęta to trudni pacjenci, ponieważ nie mówią bezpośrednio - a przynajmniej mówi do mało kogo. Skoro ma okazję ułatwić sobie zadanie, warto z tego skorzystać.
- Nie ma czegoś takiego jak magipsychiatria dla zwierząt. - przyznała wprost, przyglądając się uważnie to kugucharowi, to Rowle'owi. - Choć myślę, że można spróbować z eliksirami, jakie przepisuje się ludziom, gdyby odpowiednio je dostosować.
Mruknęła pod nosem, zastanawiając się nad wszystkim i kolejnymi zaklęciami badając jego kończyny.
- Najpierw jednak należy zająć się bólem, ogólna apatia może być także nim spowodowana. Myślę, że rozsądnie będzie ingerowanie w psychikę pozostawić jako plan, jeśli inne zawiodą. - dodała wprost jako, że była zwolenniczką teorii, że większość problemów natury psychicznej wywodziła się zazwyczaj od problemów zdrowotnych. - Wzmocnienie stawów powinno pomóc.
Dodała, podchodząc do półki z eliksirami. Zaklęcie nie wykazało problemów żołądkowych, więc była w stanie uwierzyć, że niechęć do jedzenia może mieć podłoże psychologiczne, to z kolei jednak być może wiąże się z bólem. Dużo niewiadomych, wyeliminowanie ostatniego powinno jednak postawić kilka odpowiedzi - a może i zażegnać problem.
- Mała porcja z rana co drugi dzień przez osiem dni. Ból powinien zniknąć, jeśli problemy z łaknieniem nie ustąpią, proszę znów mnie odwiedzić.
Powiedziała w końcu. Nie było sensu przetrzymywać zwierzęcia w klinice.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Lou nieco się rozluźnił. Przestał podejrzliwie łypać na zamiary lady Prewett, przestał bacznie obserwować jej zmagania. Wreszcie przestał się też obawiać o los rodzinnego kuguchara - poradzi sobie. Był silnym zwierzęciem, Rowle wolał w to wierzyć. Tak było łatwiej, przynajmniej w porównaniu do snucia możliwych scenariuszy dzisiejszej wizyty u pani weterynarz. Być może byłby w stanie podważyć jej kompetencje, lecz bardziej przez swoje konserwatywne poglądy niż przez jego rzeczywistą wiedzę nad temat magicznych stworzeń. Tej nie miał za bardzo imponującej, dlatego w szermierce argumentami mógłby zginąć z kretesem - gdyby nie istotny fakt, że umiał mamić pięknym słowem. Wierzył, że mężczyźni są po prostu lepsi, zdolniejsi. Taki sam na pewno byłby lord Prewett jako opiekun medyczny zwierząt. Jednakże powoli doceniał istotną umiejętność kobiecej wrażliwości podczas badań małych pacjentów - czy ktokolwiek z mężczyzn mógłby cechować się chociażby podobnym progiem wrażliwości? Dalece wątpliwe. Oddał zatem całe dowództwo kobiecie, chociaż mimo wszystko uczynił to nad wyraz niechętnie. Jak każdy zadufany w sobie arystokrata miał ogromne ambicje na każdym polu życia; duma również przeszkadzała mu w wycofaniu się w cień. To nigdy nie było proste ani przyjemne - nie mogło być. Nie dla kogoś, kto wyrósł w swoich oczach na osobnika godnego absolutnie wszystkich zaszczytów. Nawet jeśli miałyby mu zostać nadane na wyrost.
Pomimo swojej buty nie obnażał się z myślami, nie dzisiaj. Zachowywał się naprawdę przyzwoicie, powściągliwie - być może nie wzbudzał sympatii, lecz antypatii również nie. W przeciwieństwie do lorda Chestera, który nieustannie marudził przez jękliwe zawodzenie oraz wbijanie pazurków w blat, na którym go posadzono. Louvel wywrócił oczami - jakże nieelegancko - a z jego gardła również wydobyło się jakby piśnięcie, pomieszane zresztą z prychnięciem. Najwidoczniej obaj nie należeli do cierpliwych osób.
- Rozumiem. To chyba byłoby zresztą dziwne - potwierdził z lekkim zniesmaczeniem. Przejmować się zwierzętami aż tak, żeby załatwiać mu magipsychiatrę? Nie do pomyślenia. - Byłbym w takim razie niezwykle wdzięczny za instrukcje dotyczące owych eliksirów - dodał już neutralnie, zerkając to na kuguchara, to na Julię. Pokiwał pokornie głową słysząc jej propozycję-nie-do-odrzucenia. Potarł nerwowo brodę, obserwował również dalsze poczynania pani weterynarz. Doczekał się zatem wytycznych oraz kartki z instrukcjami. Włożył ją niezwłocznie do kieszeni na piersi. - To wszystko? Sprawdziła lady absolutnie wszystko? Moja bratanica bardzo kocha tego sierściucha, nie chciałbym jej robić przykrości - dopytał na koniec, starając się nie brzmieć arogancko, a łagodnie. Na tyle, na ile było to możliwe przy jego szorstkim sposobie mówienia.
Pomimo swojej buty nie obnażał się z myślami, nie dzisiaj. Zachowywał się naprawdę przyzwoicie, powściągliwie - być może nie wzbudzał sympatii, lecz antypatii również nie. W przeciwieństwie do lorda Chestera, który nieustannie marudził przez jękliwe zawodzenie oraz wbijanie pazurków w blat, na którym go posadzono. Louvel wywrócił oczami - jakże nieelegancko - a z jego gardła również wydobyło się jakby piśnięcie, pomieszane zresztą z prychnięciem. Najwidoczniej obaj nie należeli do cierpliwych osób.
- Rozumiem. To chyba byłoby zresztą dziwne - potwierdził z lekkim zniesmaczeniem. Przejmować się zwierzętami aż tak, żeby załatwiać mu magipsychiatrę? Nie do pomyślenia. - Byłbym w takim razie niezwykle wdzięczny za instrukcje dotyczące owych eliksirów - dodał już neutralnie, zerkając to na kuguchara, to na Julię. Pokiwał pokornie głową słysząc jej propozycję-nie-do-odrzucenia. Potarł nerwowo brodę, obserwował również dalsze poczynania pani weterynarz. Doczekał się zatem wytycznych oraz kartki z instrukcjami. Włożył ją niezwłocznie do kieszeni na piersi. - To wszystko? Sprawdziła lady absolutnie wszystko? Moja bratanica bardzo kocha tego sierściucha, nie chciałbym jej robić przykrości - dopytał na koniec, starając się nie brzmieć arogancko, a łagodnie. Na tyle, na ile było to możliwe przy jego szorstkim sposobie mówienia.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Cóż, na całe szczęście akurat czytanie cudzych myśli nigdy nie leżało w ambicjach Julii Prewett. Po części z szacunku dla ich prywatności, po części być może dlatego że niektóre myśli nie są wypowiadane z jakiejś przyczyny. Dobrze więc, że nie mogła wiedzieć jakie myśli pojawiły się w umyśle Rowle'a. Mogła podejrzewać, że nie jest traktowana z równym zaufaniem jakim obdarzony zostałby mężczyzna, jednak nie miała aż takiej paranoi na ten temat, by oddawać się podobnym przewidywaniom zbyt mocno.
Na kolejne słowa rozmówcy nieznacznie skinęła głową. Czarodzieje nie przejmują się swoimi zwierzętami aż do takiego stopnia, nikt nadmiernie nie dba o ich prawa. Nawet sama Julia uważała zwierzęcą psychiatrię za fanaberię, to jednak głównie dlatego, że była przekonana iż aż tak głębokie problemy nie dotyczą zwierząt zadbanych, zapewnienie im odpowiednich warunków i opieki powinno wystarczyć i działać znacznie lepiej niż odpowiednik kozetki.
- Bezpieczniej z nimi zaczekać. - odpowiedziała mu jedynie, a tonowi jej wypowiedzi nie brakowało pewności, czy przekonania o słuszności wypowiadanych słów. Mieszanie zwierzęciu w psychice to zdecydowanie ostatnie, co powinni brać pod uwagę. - Przygotuję coś w porozumieniu z alchemikiem, jeśli okaże się to niezbędne, jestem jednak niemal pewna że tego unikniemy.
Zapewniła jeszcze. Wolałaby nie wymyślać niczego na miejscu i nie sądziła, że Rowle byłby zadowolony z takiej usługi. Nie była alchemikiem, znała zaklęcia lecznicze, potrafiła uwarzyć część eliksirów jednak wolała uważać z wprowadzaniem zmian w znane sobie receptury. Wysłuchanie sugestii osoby znającej się na eliksirach wydawało się tutaj najrozsądniejsze, jednak i to w absolutnej ostateczności. Tak czy inaczej była przekonana, że wyleczenie źródła bólu powinno załatwić sprawę.
Zawiesiła spojrzenie zaledwie na chwilę na Rowle'u, nie odbierając widocznie jego dopytywań w sposób negatywny. Był klientem, miał prawo się upewnić, odzywał się z resztą w sposób uprzejmy.
- Nie daję stuprocentowej pewności, że ten eliksir sprawi iż wszystkie problemy znikną, jednak uważam iż jest to wysoce prawdopodobne. Jestem przekonana, że wyleczy stawy zwierzęcia, stan zapalny wydaje się nie być bardzo silny, więc ta mieszanka na pewno zaradzi i sądzę, że kiedy zniknie ból, znikną też problemy z łaknieniem. Pod tym względem zwierzęta nie różnią się od nas zbyt mocno, większość ludzi także nie ma ochoty jeść kiedy odczuwa silne bóle. Gdyby jednak tak się nie stało, proszę odwiedzić mnie ponownie.
Traktowała go jak każdego innego klienta: uprzejmie, starając się, by sprawa była dla niego jasna, jeśli tylko chciał wiedzieć co dokładnie dzieje się z powierzonym mu zwierzęciem.
Na kolejne słowa rozmówcy nieznacznie skinęła głową. Czarodzieje nie przejmują się swoimi zwierzętami aż do takiego stopnia, nikt nadmiernie nie dba o ich prawa. Nawet sama Julia uważała zwierzęcą psychiatrię za fanaberię, to jednak głównie dlatego, że była przekonana iż aż tak głębokie problemy nie dotyczą zwierząt zadbanych, zapewnienie im odpowiednich warunków i opieki powinno wystarczyć i działać znacznie lepiej niż odpowiednik kozetki.
- Bezpieczniej z nimi zaczekać. - odpowiedziała mu jedynie, a tonowi jej wypowiedzi nie brakowało pewności, czy przekonania o słuszności wypowiadanych słów. Mieszanie zwierzęciu w psychice to zdecydowanie ostatnie, co powinni brać pod uwagę. - Przygotuję coś w porozumieniu z alchemikiem, jeśli okaże się to niezbędne, jestem jednak niemal pewna że tego unikniemy.
Zapewniła jeszcze. Wolałaby nie wymyślać niczego na miejscu i nie sądziła, że Rowle byłby zadowolony z takiej usługi. Nie była alchemikiem, znała zaklęcia lecznicze, potrafiła uwarzyć część eliksirów jednak wolała uważać z wprowadzaniem zmian w znane sobie receptury. Wysłuchanie sugestii osoby znającej się na eliksirach wydawało się tutaj najrozsądniejsze, jednak i to w absolutnej ostateczności. Tak czy inaczej była przekonana, że wyleczenie źródła bólu powinno załatwić sprawę.
Zawiesiła spojrzenie zaledwie na chwilę na Rowle'u, nie odbierając widocznie jego dopytywań w sposób negatywny. Był klientem, miał prawo się upewnić, odzywał się z resztą w sposób uprzejmy.
- Nie daję stuprocentowej pewności, że ten eliksir sprawi iż wszystkie problemy znikną, jednak uważam iż jest to wysoce prawdopodobne. Jestem przekonana, że wyleczy stawy zwierzęcia, stan zapalny wydaje się nie być bardzo silny, więc ta mieszanka na pewno zaradzi i sądzę, że kiedy zniknie ból, znikną też problemy z łaknieniem. Pod tym względem zwierzęta nie różnią się od nas zbyt mocno, większość ludzi także nie ma ochoty jeść kiedy odczuwa silne bóle. Gdyby jednak tak się nie stało, proszę odwiedzić mnie ponownie.
Traktowała go jak każdego innego klienta: uprzejmie, starając się, by sprawa była dla niego jasna, jeśli tylko chciał wiedzieć co dokładnie dzieje się z powierzonym mu zwierzęciem.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Louvel z pewnością często korzystałby z czytania w cudzych myślach, gdyby tylko posiadał taką sposobność. Wszakże pojęcie prywatności dlań nie istniało jeśli pragnął informacji - a zawsze lepiej je mieć niż nie mieć. Nigdy nie wiadomo do czego można byłoby takie dodatkowe wiadomości wykorzystać. Rowle nie różnił się niczym od statystycznego, konserwatywnego arystokraty - uwielbiał dzierżyć władzę, nawet jeśli ograniczała się ona raptem do najbliższej rodziny bądź pracowników, czyli nie odznaczała się niczym szczególnym. Tak samo wywyższał patriarchat ponad wszystko inne - to sprawiało, że nie odnajdywał się w dzisiejszych czasach, kiedy to coraz więcej kobiet - w tym, o potężny Merlinie, arystokratki! - pracowało zarobkowo. Ba, jakby tego było mało, prowadziły własne interesy! Nie mieściło mu się to w głowie, lecz pozostawał uprzejmie zdystansowany do osoby Julii. Nie miał ochoty ani na kłótnie, ani na konflikty, a tym bardziej na ewentualne problemy jeśli przez jego uprzedzenia miałaby ucierpieć Helene wraz z jej sierściuchem. Za wszelką cenę Lou musiał pozostawać niewzruszony i przede wszystkim grzeczny.
Oczekiwał po pani weterynarz konkretnych, rzeczowych informacji, tak samo jak uśpienie jego obaw rzetelnymi argumentami. Tak jak się to czyniło podczas debat, nie tylko politycznych. Wymagał od siebie wiele, równie dużo pokładając w innych osobach - liczył tym samym na najwyższą jakość usług. Bez względu na to, że ta sprawa go de facto nie dotyczyła, wręcz nie interesowała. Notował wszystkie uwagi w głowie w celu przekazania ich Magnusowi, względnie samej bratanicy; wraz z opuszczeniem ich poprzez usta zamierzał również o nich prędko zapomnieć.
- Dobrze więc - odparł neutralnie, wzrok spuszczając z lady Prewett na lorda Chestera, wyraźnie obrażonego za przytarganie go tutaj oraz obmacywanie, nawet jeśli jedynie za pomocą magii. Louvel westchnął, niemalże skarżąc się na swoją niewdzięczną rolę w całym tym niedochodowym przedsięwzięciu. Marzył tylko o wyjściu z tego miejsca - nie przez obsługę, nie przez diagnozę, a przez siebie samego. Odczuwał jakoby tracił swój cenny czas, a kobieta, w dodatku Prewett, nie była dlań kimś, z kim mógłby prowadzić przyjacielskie pogawędki lub poważniejsze dysputy, żeby umilić sobie oczekiwanie na informacje odnośnie kuguchara. Zatem stanie tutaj oraz robienie dobrej miny do złej gry niesamowicie mu się dłużyło.
- W porządku. Tak zrobię. Dziękuję lady za poświęcony nam czas - powiedział spokojnie, uprzejmie, lecz brzmiało to jak wyuczona formułka. Skinął jej lekko głową i nabrał powietrza - musiał znów wziąć niesforne zwierzę na ręce. Przygotował się psychicznie na ból wbijanych ostrych pazurków - i cóż, nie przeliczył się - które chyba lord Chester z pieczołowitością wręcz ostrzył, jak gdyby przewidział takowy obrót spraw. - Do widzenia - rzucił jeszcze na odchodnym, z lekkim ukłonem. Zaraz wykrzywił się z powodu kolejnej fali dyskomfortu, lecz nie powiedział już nic. Wyszedł pełen nadziei, że to wreszcie koniec tego koszmaru.
zt
Oczekiwał po pani weterynarz konkretnych, rzeczowych informacji, tak samo jak uśpienie jego obaw rzetelnymi argumentami. Tak jak się to czyniło podczas debat, nie tylko politycznych. Wymagał od siebie wiele, równie dużo pokładając w innych osobach - liczył tym samym na najwyższą jakość usług. Bez względu na to, że ta sprawa go de facto nie dotyczyła, wręcz nie interesowała. Notował wszystkie uwagi w głowie w celu przekazania ich Magnusowi, względnie samej bratanicy; wraz z opuszczeniem ich poprzez usta zamierzał również o nich prędko zapomnieć.
- Dobrze więc - odparł neutralnie, wzrok spuszczając z lady Prewett na lorda Chestera, wyraźnie obrażonego za przytarganie go tutaj oraz obmacywanie, nawet jeśli jedynie za pomocą magii. Louvel westchnął, niemalże skarżąc się na swoją niewdzięczną rolę w całym tym niedochodowym przedsięwzięciu. Marzył tylko o wyjściu z tego miejsca - nie przez obsługę, nie przez diagnozę, a przez siebie samego. Odczuwał jakoby tracił swój cenny czas, a kobieta, w dodatku Prewett, nie była dlań kimś, z kim mógłby prowadzić przyjacielskie pogawędki lub poważniejsze dysputy, żeby umilić sobie oczekiwanie na informacje odnośnie kuguchara. Zatem stanie tutaj oraz robienie dobrej miny do złej gry niesamowicie mu się dłużyło.
- W porządku. Tak zrobię. Dziękuję lady za poświęcony nam czas - powiedział spokojnie, uprzejmie, lecz brzmiało to jak wyuczona formułka. Skinął jej lekko głową i nabrał powietrza - musiał znów wziąć niesforne zwierzę na ręce. Przygotował się psychicznie na ból wbijanych ostrych pazurków - i cóż, nie przeliczył się - które chyba lord Chester z pieczołowitością wręcz ostrzył, jak gdyby przewidział takowy obrót spraw. - Do widzenia - rzucił jeszcze na odchodnym, z lekkim ukłonem. Zaraz wykrzywił się z powodu kolejnej fali dyskomfortu, lecz nie powiedział już nic. Wyszedł pełen nadziei, że to wreszcie koniec tego koszmaru.
zt
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Dla żadnego z nich nie była to przyjemność. Julia w pewien sposób była uprzedzona i trudno temu zaprzeczyć: były rody do członków których podchodziła ze zdecydowaną rezerwą. Wierzyła oczywiście w wyjątki, znała w końcu Adriena Carrowa, znała przecież Foxa, nie mogła więc być w pełni zamknięta. Wciąż jednak pozostawała zwyczajnie niechętna do większości rodów o otwarcie antymugolskiej polityce i nie pozwalała, aby nieliczne wyjątki mydliły jej oczy. Wiedziała z kim ma do czynienia.
Najważniejsze było to, że czy Rowle tego chciał czy nie, musiał jej wysłuchać, bo to ona w tym duecie posiadała potrzebną wiedzę. Czuła po części satysfakcję domyślając się, że pójście po pomoc do kobiety musi być dla Rowle'a niemałym przeżyciem, jednak nie pozwalała sobie na skupianie się na tym zbyt długo.
Przebadała zwierzę, dość stereotypowego przedstawiciela swojej rasy, dość ciekawie wpasowującego się w nazwisko rodziny do której można powiedzieć - należał.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że przepisane leczenie okaże się wystarczające.
Było to dla niej niemal oczywiste, lata praktyki nauczyły ją jednak, że rzeczy oczywiste w dziedzinach w której ma się do czynienia z żywymi istotami nie istnieją. Nie spodziewała się jednak spotkać Rowle'a w lecznicy ponownie, w każdym razie nie w najbliższym czasie.
Odprowadziła go zaledwie spojrzeniem, w przedsionku Lecznicy czekał na niego kominek oraz przytwierdzona doń waza zawsze wypełniona przeznaczonym dla gości proszkiem Fiuu. O ile mężczyzna zdecyduje się skorzystać z tegoż środka transportu, choć w tej okolicy wybór nie jest szczególnie duży, mało który czarodziej ryzykuje teleportowanie się ze zwierzęciem. Nadal jest to czynność bardziej skomplikowana niż teleportacja wyłącznie własnej osoby, ryzyko większości osób wydaje się zdecydowanie zbyt duże, kiedy spojrzeć na ewentualne korzyści w postaci zaoszczędzonej odrobiny czasu.
Choć kominek także do wolnych środków transportu nie należał. Był może bardziej ograniczony, jednak sieć Fiuu jest obecnie bardzo dobrze rozwinięta.
Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej, Julia wróciła do swojej pracy.
zt.
Najważniejsze było to, że czy Rowle tego chciał czy nie, musiał jej wysłuchać, bo to ona w tym duecie posiadała potrzebną wiedzę. Czuła po części satysfakcję domyślając się, że pójście po pomoc do kobiety musi być dla Rowle'a niemałym przeżyciem, jednak nie pozwalała sobie na skupianie się na tym zbyt długo.
Przebadała zwierzę, dość stereotypowego przedstawiciela swojej rasy, dość ciekawie wpasowującego się w nazwisko rodziny do której można powiedzieć - należał.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że przepisane leczenie okaże się wystarczające.
Było to dla niej niemal oczywiste, lata praktyki nauczyły ją jednak, że rzeczy oczywiste w dziedzinach w której ma się do czynienia z żywymi istotami nie istnieją. Nie spodziewała się jednak spotkać Rowle'a w lecznicy ponownie, w każdym razie nie w najbliższym czasie.
Odprowadziła go zaledwie spojrzeniem, w przedsionku Lecznicy czekał na niego kominek oraz przytwierdzona doń waza zawsze wypełniona przeznaczonym dla gości proszkiem Fiuu. O ile mężczyzna zdecyduje się skorzystać z tegoż środka transportu, choć w tej okolicy wybór nie jest szczególnie duży, mało który czarodziej ryzykuje teleportowanie się ze zwierzęciem. Nadal jest to czynność bardziej skomplikowana niż teleportacja wyłącznie własnej osoby, ryzyko większości osób wydaje się zdecydowanie zbyt duże, kiedy spojrzeć na ewentualne korzyści w postaci zaoszczędzonej odrobiny czasu.
Choć kominek także do wolnych środków transportu nie należał. Był może bardziej ograniczony, jednak sieć Fiuu jest obecnie bardzo dobrze rozwinięta.
Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej, Julia wróciła do swojej pracy.
zt.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Lecznica dla zwierząt
Szybka odpowiedź