Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia
AutorWiadomość
Sypialnia [odnośnik]15.04.17 1:59
First topic message reminder :

Sypialnia

Stosy książek zajmujące większość przestrzeni oraz zawsze nieposłane, niewielkie łóżko to element charakterystyczny tego pomieszczenia. Służy ono do odpoczynku, ale także pracy, więc w każdym kącie można dostrzec wyrwane, dziennikowe kartki wypełnione literami, runami albo naszkicowanymi obrazami. Szafa zwykle stoi pusta, albowiem cała garderoba wisi na oparciu krzesła.
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Re: Sypialnia [odnośnik]28.08.22 20:55
20.04.1958
Nie chciała otwierać oczu, a już zwłaszcza czując promienie słońca, które wpadając przez okno, skoncentrowały się na twarzy. Dziś mogła sobie pospać, odpocząć trochę dłużej i nie przejmować się poranną zmianą w pracy. Wykorzystywała więc nadarzającą się okazje do oporu, a ku temu zachęcała ją ciepła pościel i obejmujące ją w pasie męskie ramie. Rzadko budziła się w podobnych przyjemnych okolicznościach. Zwykle porankom towarzyszył pośpiech, szybkie wejście w codzienną rutynę i powrót do obowiązków. Dziś zdecydowanie nie. W końcu niespiesznie otworzyła oczy i zerknęła kontrolnie na zegarek, by przenieść zaraz spojrzenie na śpiącego obok mężczyznę i uśmiechnąć się lekko. Bez swojej kpiny wydawał się przystojniejszy, chociaż lubiła w nim i tę cechę. Spokój mu służył, podobnie, jak skupienie w którym mogła obserwować go często, kiedy pracował. Kiedy go poznała, nie przypuszczała, że był aż tak skomplikowany i że tak cholernie spodoba jej się to w nim.
Uniosła się niespiesznie, ostrożnie wyswobadzając z objęć, by go nie obudzić za szybko. Mogła zostawić go w spokoju, zwinąć się z sypialni i monotonie rozpocząć dzień. Miała jednak inny pomysł, trochę w przypływie dobrego humoru, trochę zwykłego kaprysu. Usiadła mu lekko na biodrach, zabierając w międzyczasie kołdrę, by osłonić się. Nie krępowała jej nagość, a już zdecydowanie nie przy nim, ale czuła się bardziej komfortowo, okrywając się. Przyglądała mu się z rozbawieniem, że nic co działo się na około najwyraźniej nie wyrywało go ze snu. Przez chwilę zastanawiało ją czy był tak zmęczony, że spał twardo czy czuł się na tyle dobrze, że żadne bodźce z zewnątrz go nie ruszały. Pochyliła się powoli, składając pocałunek na jego policzku, lekko muskając skórę pokrytą zarostem, nim sięgnęła ust.
- Pobudka.- mruknęła między pocałunkami, unosząc kąciki ust.- Chcesz coś na śniadanie czy skoro nie śpisz, to zaraz uciekasz? – spytała, łapiąc jego spojrzenie. Nie ruszała się z miejsca, woląc zdecydowanie przeciągnąć teraz milszy moment. Pocałowała go jeszcze raz, opierając na moment dłoń na poduszce, by zachować równowagę. Dopiero później dźwignęła się i zeszła z niego i z łóżka. Nie spieszyła się, gdy podeszła do szafy, by wybrać coś, co mogłaby zarzucić na siebie. Padło na lekką sukienkę, zdecydowanie za cienką jeszcze, by wyjść na dwór, lecz po mieszkaniu wystarczyło. Przechodząc do kuchni, przeczesała palcami włosy, a drugą dłonią zakrywając usta, gdy zaczęła ziewać. Czuła się wypoczęta, chociaż miała wrażenie, że jej organizm miał co do tego obiekcje. Wstawiła wodę na herbatę, której resztka ostała się jeszcze, wyciągnęła powidła owocowe i chleb. Nie miała dziś ochoty na nic więcej i przypuszczała, że Drew nie będzie miał nic przeciwko.
Musiała nauczyć się gotować, robić coś lepszego do jedzenia niż największe podstawy. Coraz częściej nie miała ochoty żyć o kanapkach, nawet jeśli wcześniej tylko na tyle miała czas.
Czekając, aż woda się zagotuje podeszła do okna, by otworzyć je i wpuścić Senu oraz Avari. Noce były jeszcze chłodne, ale za parę tygodni sowy będą mogły już swobodnie dostawać się do środka. Zgarnęła parę listów, przeglądając szybko do kogo były adresowane. Wzięła swoje, prychając pod nosem z rozbawienia, gdy najwyraźniej coraz więcej osób przyswajało fakt zmiany miejsca zamieszkania. Odłożyła na stół te, które były do Drew, nie interesując się jego korespondencją.
- Masz kolejne listy. Twoja popularność chyba rośnie, panie namiestniku Suffolk.- rzuciła z rozbawieniem i na tyle głośno, by usłyszał ja z sypialni. Mimo upływu czasu nadal bawiło ją, że przypadło mu właśnie Suffolk. Hrabstwo z którego pochodziła, którego unikała przez pewien czas, weszło w posiadanie Macnaira. To było jak żart, a co lepsze nieświadomy.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 18.09.22 21:45, w całości zmieniany 1 raz
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sypialnia [odnośnik]06.09.22 23:34
Nie przypominałem sobie w ostatnim czasie poranka, który mogłem poświęcić na błogim lenistwie. Ilość spotkań, nauki i nowych obowiązków sprawiała, że ledwo zdążyłem otworzyć powieki, a już musiałem zjawić się w innym miejscu. Poniekąd mnie to przytłaczało, nie przywykłem do równie napiętego grafiku – choć sądziłem, że już wcześniej takowy był – ale zdawałem sobie sprawę z ciężaru nowych ziem i nie chciałem zawieść tych, którzy gotów byli mi je przekazać. Wcześniej odpowiedzialność wiązała się głównie z działaniami Rycerzy Walpurgii oraz pracą, zaś obecnie wachlarz znacznie się powiększył i tylko ode mnie zależało, czy będę w stanie go udźwignąć. Szczerze liczyłem, że Belvina poniekąd mnie odciąży, zaplanuje działania i we dwoje będziemy nie tylko intensywnie pracować, ale i cieszyć się z nowych przywilejów.
No właśnie, panna Blythe. Poczułem ciepłe muśnięcie policzka, lecz w pierwszej chwili sądziłem, że nadal śnię. Zamruczałem pod nosem, powiedziałem coś zupełnie niezrozumiałego – nawet dla mnie – po czym lekko uchyliłem powieki, kiedy to czułości przeniosły się w okolice moich ust. Mimowolnie pojawił się uśmiech, zawędrowałem dłońmi na wierzch jej ud i zacisnąłem na nich palce. -Jakbyś mnie codziennie tak budziła, to bym chyba nigdy nie podnosił się z łóżka- rzuciłem przyciszonym tonem, a następnie przesunąłem jedną z rąk wzdłuż linii oczu chcąc nieco bardziej się rozbudzić.
-Najlepiej ze śniadań wychodzi ci butelka rumu i papieros- przechyliłem głowę wyginając wargi w kpiącym wyrazie. Nigdzie mi się dzisiaj nie spieszyło, więc mogliśmy spędzić trochę czasu razem i tym samym nadgonić chwile poświęcone pracy. -Może zrobimy sobie dzisiaj wolne? Przyda nam się nieco oddechu i- momentalnie przerwałem i przeniosłem spojrzenie na skrywającą jej ciało pierzynę. Wolnym ruchem zawędrowałem w okolice drobnego barku, wzdłuż którego przesunąłem palcem, a następnie wsunąłem go pod materiał i zrzuciłem z jej ramion. -Czegoś poza oddechem- skwitowałem z szelmowskim uśmiechem, kiedy tylko powróciłem wzrokiem do jej tęczówek.
Oddałem z czułością kolejny pocałunek, którym niestety nie mogłem wystarczająco długo się nacieszyć. Dziewczyna dźwignęła się z łóżka i podeszła do szafy, a ja prychnąłem z niezadowolenia. -Grzeczna odmowa?- spytałem wsuwając obie dłonie pod głowę. Nieustannie na nią patrzyłem, aż do momentu, gdy zniknęła za drzwiami. Kto być może miała ochotę pozytywnie mnie zaskoczyć i faktycznie poszła po trunek oraz tytoń? -Słyszę tłuczenie naczyń, chcesz mnie otruć?- rzuciłem nieco głośniej wyciągając się nieco bardziej na łóżku. Nie było nader wygodne, Śmiertelny Nokturn nie należał do miejsc, w których zwracano na to uwagę, ale mimo wszystko przyzwyczaiłem się do tych ścian. Wyobrażenie rychłych przenosin do zgoła innej rzeczywistości było satysfakcjonujące, lecz z drugiej strony czułem, że jeszcze zatęsknię za wszechobecną stęchlizną i krzykami za oknem.
-Namiestnik Suffolk ma dzisiaj wolne- stwierdziłem ignorując nową korespondencję. Mogli przecież wytrzymać beze mnie jeden dzień?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia [odnośnik]19.09.22 10:04
Uśmiechnęła się, widząc, jak kąciki jego ust unoszą się w reakcji na tak niecodzienną pobudkę. Oboje byli zapracowani, mieli własne obowiązki, które rzadko splatały się ze sobą. Dlatego nie mogła pozwolić sobie na coś podobnego zbyt często, zwykle wstając zbyt wcześniej, by go budzić lub otwierając oczy zobaczyć puste miejsce obok. Dziś jednak nic nie stało na przeszkodzie i z satysfakcją wykorzystała ów moment. Poczuła dłonie, które spoczęły pewnie na jej udach, męski dotyk sunący w dogodne dla siebie miejsce. Przymknęła delikatnie oczy, gdy zacisnął dłonie w przyjemny dla niej sposób.
- Przykro mi, ale nie zaryzykuję, że się do tego przyzwyczaisz. Nie możesz dostawać wszystkiego, co dobre.- odparła zadziornie, ale mimo wszystko szczerze. Z jego charakterkiem było to zwyczajnie dla niej niekorzystne. Znała go już dobrze, poznała większość wad i niezliczoną ilość zalet o które nawet by go nie podejrzewała na początku tej znajomości. Był interesującym mężczyznom, któremu jednak nie można było pobłażać, bo wiedziała już, że bezczelnie to wykorzysta.- I nie możesz sobie pozwolić na wylegiwanie się w łóżku, nowe obowiązki czekają.- dodała z rozbawieniem, całując go znów w usta.
Uniosła lekko brew, gdy przyznał, co najlepiej wychodzi.
- Gardzisz moimi umiejętnościami gotowania? – spytała z pozornym oburzeniem. Oboje dobrze wiedzieli, jak średnie były to umiejętności, a nawet nie średnie, a tragiczne. Nawet kiedy mieszkała sama, nie poświęciła czasu, by gotować lepiej. Była zabiegana, czas ograniczała praca w szpitalu i poza.
Wyprostowała się powoli, kiedy mówił i przy okazji wsunął dłoń za kołdrę, którą szczelnie się otulała. Pozwoliła mu zsunąć z siebie okrycie, nie wstydząc się nagości, a jedynie spoglądając na niego z uwagą.- No nie wiem, ty możesz pozwolić sobie na wolne, ale mój przełożony nie ucieszy się z nagłej nieobecności w pracy.- przyznała, wahając się przez moment.- Z drugiej strony, mam trochę dni wolnych do wykorzystania... jeśli zachęcisz mnie dość, to może.- udała niezdecydowaną, ledwie powstrzymując uśmiech cisnący się na usta. Pochyliła się raz jeszcze, by po namiętnym pocałunku uciec od niego.- Najgrzeczniejsza, na jaką mnie stać.- przyznała ze śmiechem.
Zdusiła w sobie śmiech, gdy usłyszała jego pytanie.
- Mówiłam ci, że nie otruję cię bez powodu, ale jeśli mi go dasz... cóż.- będąc w kuchni nie musiała opanowywać uśmiechu, aby nie widział, jak bardzo ją to bawiło. Łatwiej było też zachować poważny ton, gdy nie patrzyła na niego.- Ale to jeszcze nie dziś.- dodała zaraz. Pokręciła się po kuchni, by zaraz wrócić z kubkiem herbaty i usiąść znów w pościeli.- Pan Namiestnik, coś dziś leniwy.- mruknęła, upijając zaraz łyk i skrzywić się, gdy lekko poparzyła sobie język. Odstawiła kubek na szafkę obok, wyciągając się znów na łóżku obok niego.
- Ignorując obowiązki, nie sprawisz, że one znikną. To tylko odsuwanie w czasie, tego co konieczne.- mówiła cicho, opierając dłoń na męskim torsie. Spoglądała na niego, nieco z dołu, zastanawiając się, co tak naprawdę zniechęca go dziś, by wrócić do codziennego rytmu dnia.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sypialnia [odnośnik]29.09.22 23:23
-Uhm- mruknąłem z widocznym niezadowoleniem, kiedy to bezceremonialnie odmówiła mi codziennych, przyjemnych pobudek. -Spójrz na korzyści- zasugerowałem unosząc lekko kącik ust. -Zawsze miałabyś mnie przy sobie. Bez ciągłych podróży, chodzenia po barach, pięknych kobiet kręcących się dookoła- celowo nieco dłużej wypowiadałem ostatni argument, aby to właśnie na nim skupiła swą uwagę. Właściwie nawet nie musiałem tego robić, mowa o płci pięknej była jej solą w oku. -Docierania do domu ostatkiem sił- dodałem właściwie od razu z teatralną niewinnością. Na szczęście w ostatnim czasie nie zdarzało mi się to nader często, właściwie od pamiętnego powrotu z Locus Nihil na próżno szukałem w pamięci sytuacji, gdy niezbędna była jej rychła pomoc.
Pozwalałem sobie wodzić dłońmi po jej ciele, spokojnym, delikatnym ruchem badać fakturę jej skóry, zahaczać kciukami o biodra, nawet wtedy, gdy kolejny raz brutalnie przypominała mi o obowiązkach. Uniosłem na nią rozmarzone spojrzenie, które nijak sugerowało, że zamierzałem wziąć się w garść i wstać z łóżka. -Masz inne- zacząłem, przesuwając palcami wzdłuż linii jej piersi -atuty- zwieńczyłem z kąśliwym uśmiechem, który pojawił się w okolicach kącików ust. -Nie każdy jest stworzony do gotowania- dodałem, jakoby na swoje usprawiedliwienie, choć z pewnością wyczuła w tym nutkę kpiny. Zupełnie nie przeszkadzały mi jej dwie lewe ręce w kuchni wszak sam takimi mogłem się pochwalić. W końcu musieliśmy nabyć podstawowych umiejętności, ale na to miał przyjść odpowiedni czas. Kto wie? Może jednak ominie nas ta konieczność, bo w przyszłości będzie się tym zajmować służba? Nie wyobrażałem sobie być wręczanym z podstawowych czynności przez innych ludzi, ale wszystko ku temu zmierzało. Nawet w obecnej sytuacji mogliśmy sobie na to pozwolić, choć jeszcze przeszło dwa lata temu zaśmiałbym się w głos, gdyby ktoś przywidział mi podobną przyszłość.
-Napiszę ci usprawiedliwienie- zasugerowałem z błyskiem w oku, po czym oparłem przedramiona o materac i uniosłem się na nich, aby złożyć na jej wargach krótki pocałunek.
-Muszę cię jeszcze zachęcać?- mruknąłem nie odsuwając się nawet o cal. -Zawszę mogę zaszantażować. Ciekaw jestem jakby twój przełożony zareagował na naganę- rzuciłem nieco poważniejszym tonem, co było rzecz jasna celowym zabiegiem. -Panna Blythe nadużywa alkoholu, prowadza się z mężczyznami spod ciemnej gwiazdy na Śmiertelnym Nokturnie oraz pomieszkuje u innego, choć nie są małżeństwem- powróciłem do poprzedniej pozycji i wsunąłem dłonie pod głowę. Twarz ozdobił mi ironiczny uśmiech, jakbym był przekonany, że miałem ją w garści. -Stosuje nielegalne praktyki na swych pacjentach, prowadzi destrukcyjne terapie- kontynuowałem bacznie obserwując jej minę. -Decyzja należy do ciebie- zwieńczyłem nie mogąc dłużej powstrzymać śmiechu.
-Liczę, że nigdy takiego nie przysporzę. Podobno śmierć w wyniku zatrucia jest wyjątkowo paskudna- skrzywiłem się wędrując za nią spojrzeniem, kiedy to udała się do kuchni. -Czyli jednak? To ten czas? Żartowałem z tą naganą- przesunąłem się na kraniec łóżka, aby móc obserwować jej poczynania w drugim pomieszczeniu. -Będę widział jak sięgniesz po fiolkę, tak łatwo mnie nie oszukasz- rzuciłem nieco głośniej.
-Nigdy nie można powiedzieć pas? Chociaż na jeden dzień?- spytałem, kiedy wróciła do sypialni. -Przechadzając się bez odzienia nie ułatwiasz mi decyzji- mruknąłem wpatrując się w nią pożądliwym wzrokiem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia [odnośnik]06.11.22 19:44
Przewróciła oczami, kiedy zaczął wymieniać korzyści i oczywiście przeciągnął kwestię najbardziej dla niej drażliwą. Odkąd odkryła, że potrafi być o niego zazdrosna, czuła się dziwnie, kiedy bezczelnie wykorzystywał owy fakt. Chyba nie potrafiła do tego przywyknąć. Oswoić się tak całkowicie, że naprawdę zależało jej na mężczyźnie pokroju Drew.
- I to jedyny sposób, by mieć cię obok? – spytała po chwili, spoglądając na niego uważniej.- Uważaj z tymi pięknymi kobietami, bo Ja zacznę otaczać się przystojnymi mężczyznami, którzy chętnie poświęcą dla mnie czas. Zwłaszcza kiedy nie będzie cię w pobliżu.- uśmiechnęła się z teatralną niewinnością. Nie zamierzała szukać zastępstwa dla Macnaira, a przynajmniej nie czuła, aby takowego potrzebowała. Jednak z czystej złośliwości i udowodnienia mu dosadnie, że nie był jedyny na tym świecie, cóż może i sięgnęłaby po tak nieczyste zagranie.
Odrobinę spoważniała, gdy napomknął o docieraniu ostatkiem sił.
- Cieszę się, że przestałeś próbować umrzeć przy każdym wyjściu z domu.- przyznała z cichym westchnieniem. Jeszcze nie tak dawno, wyrabiała w sobie ten nieznośny strach o niego.- Jesteś irytujący, ale nie chcę byś w końcu przesadził i dowiedział się, że jednak nie jesteś niezniszczalny.- dodała, by zaraz pochylić się i pocałować go w policzek. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc jego rozmarzone spojrzenie. Rzadko widziała go takiego, kompletnie niechętnego, aby zrobić cokolwiek, co wykraczało za granicę łóżka. Przyzwyczaiła się, że zdecydowanie był gotów do działania w terenie, częściej będąc gdzieś tam, a nie w mieszkaniu.
- Doprawdy.- szepnęła, zerkając na jego dłoń, gdy przesunął nią po jej ciele. Nie wątpiła, jakie to atuty tak bardzo doceniał w niej. Może trochę ubodło ją, że tylko te były mu teraz w głowie, ale nie dała temu wydźwięku, jedynie przenosząc spojrzenie na twarz mężczyzny.
Uśmiechnęła się słabo, kiedy zaproponował napisanie usprawiedliwienia. To było już urocze w jakiś przedziwny sposób.- Widzisz, chociaż ja jestem odpowiedzialna w tym związku.- rzuciła, całując go zaraz w usta, gdy nie odsuwał się od niej.- Szantaż? No spróbuj tylko.- prychnęła, dłonie przesuwając powoli po jego torsie, by znaleźć dla nich odpowiednie miejsce. Słuchała, kiedy wymieniał jej potencjalne przewinienia, które niewiele miały wspólnego z prawdą.- Mężczyznami spod ciemnej gwiazdy? Mówisz o sobie w liczbie mnogiej? – spytała z nieukrywaną kpiną. Był jedynym z którym prowadzała się tutaj i jedynym, który skłonił ją do przeprowadzki w tak parszywą część Londynu.- Uważaj z takimi donosami, bo niedługo zostanę bezrobotną uzdrowicielką z wilczym biletem na szpitale publiczne... a wtedy stanę się marudna i upierdliwa do granic możliwości.- uśmiechnęła się ładnie, gdy ostrzegała, co się może stać. Zdecydowanie zatrułaby mu życie z zemsty i rozżalenia, gdyby straciła pracę z takiego kłamliwego powodu.
- Niekoniecznie, wszystko zależy od użytej trucizny. Niektóre ścinają z nóg od razu, inne sprawią, że śmierć będzie wybawieniem od cierpienia.- sprostowała jego wnioski, jeszcze będąc w kuchni.- Wszystko tak naprawdę zależy od tego, jak bardzo podpada się kobiecie.- dodała, przechodząc już przez próg kuchni.- Myślisz, że dostrzegłbyś moment, gdybym chciała cię otruć? – spytała ledwie szeptem.
Wsunęła się z powrotem pod kołdrę, poddając się jeszcze chwili zwykłego lenistwa, które przed momentem zarzucała i jemu.- Tylko wiesz, że jutro będziesz miał jedynie więcej do ogarniania? – czy miał świadomość, że obowiązki wcale nie spadną z jego barków, a spiętrzą się kolejnego dnia.- Nigdy ci niczego nie ułatwiam.- nie kryła rozbawienia.
- Ale jak już przypominam ci okropnie o obowiązkach, planujesz wybrać się do Suffolk, jakoś niedługo? – spytała, spoglądając na niego z ciekawością.- Myślałam, żeby odwiedzić w końcu Blythburgh i przy okazji dowiedzieć się, jakie Blythe mają nastawienie do nowego namiestnika hrabstwa.- przyznała, nie odwiedzając już trochę czasu rodzinnego miasta.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sypialnia [odnośnik]02.01.23 23:39
-Może nie jedyny, ale z pewnością najbardziej skuteczny- rzuciłem z leniwym uśmiechem, po czym wyciągnąłem się wygodniej na łóżku. Kiedy wspomniała o tabunie mężczyzn uniosłem brew, a na twarzy pojawiła się widoczna dezaprobata. -Damie nie przystoi, ale cieszy mnie fakt, że sama myśl mojego towarzystwa wywoływałaby w nich uczucie strachu- skupiłem spojrzenie na jej oczach i wygiąłem wargi w pewnym siebie wyrazie. Zwłaszcza, kiedy ciebie nie będzie obok – to były jej słowa, nie moje. Wnioski nasuwały się same. Być może obawiała się mojej reakcji, przeczuwała jak może skończyć się wybuch nie tyle co zazdrości, ale złości, że jakikolwiek facet był w stanie zbliżyć się do niej o cal za blisko. Na próżno można było szukać litości, ta rzadko – jeśli w ogóle – we mnie kiełkowała.
Uniosłem dłoń i oparłem palec o jej podbródek, który delikatnie zadarłem, gdy wyraźnie spochmurniała. Nieczęsto mogłem słyszeć, że zamartwia się kiedy długo nie wracam do domu, ale zazwyczaj widziałem tę troskę w oczach, czułem ją z każdym dotykiem. Poniekąd to rozumiałem wszak fakt w jakich stanach przyszło jej mnie widzieć nikogo nie napawałby optymizmem; nieprzytomny i poharatany od własnej klątwy, zakrwawiony po długiej walce, ledwie żywy po misji w Locus Nihil. Któż wytrzymałby to na dłuższą metę? -Jestem irytujący i nieznośny, ale wciąż jesteś obok. Dlaczego?- spytałem z wyraźną ciekawością w głosie.
Uśmiechnąłem się, gdy poczułem na policzku jej ciepły oddech. -Mhm- odparłem jedynie i zmrużyłem oczy wraz z ponownym zwiększeniem dystansu między nami. Nie zamierzałem naciskać, to nie było w moim stylu, ale nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć kolejny raz zdecydowała się na krótki, acz zachęcający pocałunek. Ewidentnie ze mną pogrywała. -Odpowiedzialność zostawiam w progu mieszkania. Ile czasu można dźwigać ten ciężar?- spytałem retorycznie.
Nie patrzyłem na nią, bowiem wzrokiem wodziłem za dłońmi, którymi smakowałem jej ciała, byłem tego złakniony – już dawno nie mieliśmy chwili dla siebie. -Możesz być jeszcze bardziej marudna i upierdliwa?- skrzywiłem się. Wcale nie przypisywałem jej tych cech, ale skoro trzymała się ironicznej nuty, to nie zamierzałem poskramiać własnej. -To chyba jednak faktycznie zrezygnuje z tego donosu, bo jeszcze mnie będzie trzeba hospitalizować- odparłem nieco od niechcenia, po czym wsunąłem dłonie pod głowę i przymknąłem oczy, gdy udała się do kuchni.
-To jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy złożyć donos użyj tej drugiej- wzdrygnąłem się na samą myśl długiej agonii. Byłem laikiem w kwestii trucizn i zapewne mógłbym takową pomylić ze zwykłym trunkiem. -Mają jakiś specyficzny zapach? Smak?- spytałem otwierając jedno oko, kiedy wróciła do sypialni. Nie obawiałem się, że faktycznie ziści swoje sugestie, ale z ciekawości i zwykłej przezorności, bowiem w obecnych czasach trudno było ufać komukolwiek spoza ścisłego kręgu.
-Wolę wiedzieć, wiesz, na przyszłość- sprecyzowałem, po czym słysząc pytanie na moment zamilkłem. -Jeśli powiem, to zapewnię ci przewagę- uśmiechnąłem się szelmowsko i przewróciłem na bok, gdy tylko się położyła. Głowę oparłem o dłoń, a zgiętą w łokciu rękę o poduszkę. -Straszna z ciebie służbistka- rzuciłem patrząc na nią z góry. Nie miałem jej tego za złe, zwykle sam obowiązki stawiałem na pierwszym miejscu.
-Zapewne jutro- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Odkąd zostałem mianowany namiestnikiem bywałem w Suffolk prawie każdego dnia. Zdawałem sobie sprawę, iż w końcu będę musiał zamieszkać tam na dobre i za każdym razem zastanawiałem się, czy Belvina również się na to zdecyduje. Nie mogłem tego od niej oczekiwać, a tym bardziej wymagać; w Londynie miała pracę, miała życie nawet jeśli w pewnym stopniu byłem jego częścią. -Jak najbardziej możemy się tam wybrać. Ciekaw jestem twoich rodzinnych stron- odparłem, po czym na moment odwróciłem wzrok. Próbowałem złożyć w głowie pytanie, dobrać odpowiednie słowa, ale byłem w tym na tyle kiepski, że zdecydowałem spytać wprost. Bez zbędnych wstępów i obietnic. -Wyobrażasz sobie tam codzienność? Wkrótce będę musiał się tam przenieść- spytałem nieco ciszej.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia [odnośnik]15.01.23 17:00
Bawiły ją takie momenty, ta dezaprobata malująca się na męskiej twarzy. Obserwowanie tego wprawiało ją w zaskakująco dobry nastrój, ale nie próbowała doprowadzać do podobnych sytuacji zbyt często. Miała chyba już za dużo lat, aby podobnymi zachowaniami budować swoją pewność siebie i poczucie, że nie była mu obojętna. Od początku ich znajomości minął już ponad rok, dlatego wiedziała w jakim miejscu w życiu teraz oboje się znajdowali. Związek z Drew był, jak wygodny układ, którego nie widziała powodu, aby naruszać szczeniackimi zagraniami.
- Raczej daleko mi do damy w pełni tego słowa znaczeniu.- odparła z rozbawieniem, spoglądając na niego nieprzerwanie.- Myślę, że niewielu mężczyzn teraz miałoby odwagę stanąć ci naprzeciw. Jesteś w końcu Śmierciożercą, a dodatkowo Namiestnikiem hrabstwa. Mało kto chciałby teraz odbierać ci cokolwiek.- dodała nieco poważniej. Żyjąc z nim, patrzyła na niego inaczej, dostrzegała słabości, które miał i siłę, której również mu nie brakowało, ale nie wątpiła, że obcy widzieli przede wszystkim potężnego oraz bezwzględnego czarodzieja. Co prawda w obecnej sytuacji ciężko było jej o nim tak pomyśleć, gdy wyciągnięty na łóżku, wyraźnie dobrze się bawił.
Uniosła na niego spojrzenie raz jeszcze, kiedy skłonił ją do tego gestem. Nie sprzeciwiała mu się, chociaż wiedziała, że mogłaby odtrącić jego dłoń i najpewniej uszanowałby to. Ciemne tęczówki były wyraźnie pochmurne, zatrzymując się na twarzy mężczyzny. Nie zwykła mówić mu, że się martwi, wiedząc, że musiał się tego domyślać. W końcu zawsze była gotowa mu pomóc, jeśli tylko tego potrzebował. Nigdy dotąd nie była ze swoimi umiejętnościami, tak bardzo na czyjeś skinienie, ale nie przeszkadzało jej to. Nie chciała zliczać ile razy, patrząc po jego ranach, cudem było, że wrócił do domu. Nienawidziła takich momentów i jednocześnie akceptowała to w ciszy, bo wiedziała, że się nie zmieni. Miała świadomość z kim się wiąże i co nim kieruje, jak daleko jest gotów się posunąć dla osiągnięcia własnych celów. Milcząco zgodziła się na to, dlatego robiła co mogła, aby przypadkiem nie zszedł z tego świata, kiedy już doczłapał się do domu, raz za razem.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, nie bardzo wiedząc, jak ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć. Rzadko dotykali takich tematów, chyba z nieumiejętności toczenia podobnych rozmów.
- Bo mi na Tobie zależy. Irytujący i nieznośny, nie są cechami, które sprawiłyby, że chciałabym odsunąć się od Ciebie.- wyjaśniła, trochę wahając się nad doborem słów, by było to jak najbardziej zrozumiałe.- Wiem, jaki jesteś. Mieliśmy sporo czasu i różnych okazji, by poznać siebie nawzajem. Czasami mnie denerwujesz, ale to nie przyćmiewa wszystkich powodów, dlaczego jestem teraz tutaj i dlaczego przytaknęłam na propozycję zamieszkania razem. Nadal o dziwo masz coś w sobie, co mnie całkowicie kupuje.- dodała z uśmiechem i słyszalnym rozbawieniem przy ostatnich słowach.
Milczeniem skomentowała wzmiankę o odpowiedzialności. Nie wątpiła, że tak jest, gdy udowadniał to wielokrotnie. Przymknęła oczy, kiedy jego dłonie wędrowały zachłannie po jej ciele.
Kąciki ust drgnęły jej lekko, kiedy padło pytanie.- Nawet nie wiesz, jak baaaardzo.- przeciągnęła lekko słowo, pozwalając, by zadziorny uśmiech wpełzł na usta.- Mądrze, ostrożności nigdy za wiele, gdy żyjesz z uzdrowicielką pod jednym dachem.- zdusiła w sobie cichy śmiech, próbując brzmieć poważnie.- Normalnie mają, prawie każdy eliksir ma swoje charakterystyczne cechy jak zapach czy smak, ale da się je zamaskować wystarczająco, aby pijący nie poczuł nic.- wyjaśniła mu. Czasami w szpitalu maskowało się nieprzyjemny smak, aby mali pacjenci chętniej przyjmowali lekarstwa. Dlatego z truciznami nie powinno być trudniej, a przynajmniej tak zakładała, gdy nigdy nie próbowała nikogo otruć umyślnie.
Spoglądała na niego, gdy odwrócił się w jej stronę. Ciemne tęczówki błądziły powoli po jego twarzy, sięgając oczu, co chwilę.- Niestety, ale to już brzydkie naleciałości od pracy.- lekko wzruszyła ramieniem, bo cóż mogła na to poradzić. Praca w szpitalu nauczyła ją takiego podejścia i zgodnie ze słowami Drew, zrobiła z niej służbistkę.
Chciała wybrać się tam z Nim, wrócić w rodzinne strony, nawet jeśli przez lata nie było jej tam po drodze za często. Nie poruszali raczej kwestii rodzin, stąd trochę wahała się, czy zagłębiać się w ten temat.- Uważaj, bo po wizycie w Blythburghu, nie będziesz już takich sam.- zażartowała lekkim tonem.- Mam nadzieję, że wokół miasta nie ma już tylu pułapek. Blythe mocno pilnują swego domu, nie akceptując obcych na swoim terenie i z nieufnością traktując każdego, kto się tam zapędzi. Podobnie inne rodziny, które żyją tam w zgodzie z Blythe.- obstawiała, że nie miał pojęcia, gdzie chciał się zjawić.- Ale myślę, że mroczny znak na twoim ramieniu, będzie przepustką do samych drzwi, bez cienia problemów.- to mogło mu kupić szacunek jej rodziny i akceptację.
Przyglądała mu się z uwagą, kiedy wyraźnie skupił się na czymś innym, a po chwili poruszył kwestię, która chyba go męczyła.- Domyślam się, że będziesz musiał. A czy wyobrażam sobie tam codzienność? Jeśli będzie trzeba i oczywiście, jeśli pokrętnie próbujesz spytać czy przeprowadzę się do Suffolk z tobą.- uniosła dłoń, muskając opuszkami palców jego policzek.- Uciekłam z Suffolk, jako jeszcze tak naprawdę dzieciak, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebym teraz tam wróciła.- dodała, zsuwając dłoń na jego szyję i niżej na tors, zanim opuściła ją luźno na pościel.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sypialnia [odnośnik]02.02.23 16:21
-Daleko? Nie powiedziałbym- nie byłem specem w tej kwestii, daleko mi było do wysunięcia jakiejkolwiek oceny. -Czego niby ci brakuje?- spytałem poniekąd z ciekawości, wszak poznałem wiele samozwańczych dam i nie widziałem wielkiej różnicy. Nierzadko nawet żadnej. -Akurat na kwestię ziemi spojrzałbym z innej strony- zacząłem unosząc się nieznacznie na przedramionach. -Wątpię, że wszystkim jest to na rękę i nieszczególnie bym się zdziwił, jakby chcieli wykorzystać mój najmniejszy błąd- odparłem, ale bez nuty złości czy żalu w głosie. Przywykłem do ciągłej walki i choć wcześniej wydawało mi się, że tej nadejdzie w końcu finał, to rzeczywistość okazała się zgoła inna. -Nie dbam o to, robię co do mnie należy- zwieńczyłem, po czym ponownie wyciągnąłem się na łóżku.
Właściwie nigdy nie zastanawiałem się nad tym co czuła, gdy ruszałem pełnić swoje obowiązki jako śmierciożerca. Współpracowała z Rycerzami Walpurgii, a więc znała ryzyko; widziała rozległe rany, długie i mozolne powroty do zdrowia, słyszała o ilości zmarłych na polu bitwy. Nigdy nie czułem się niepokonany, zdawałem sobie sprawę, że w końcu nadejdzie ten dzień, w którym zabraknie mi refleksu tudzież popełnię fatalny w skutkach błąd. Nie miałem jednak pojęcia kiedy to nadejdzie, nie byłem w stanie tego przewidzieć. Miesiąc, rok, a może nawet tydzień? Śmierć czyhała na każdym rogu, a ja wcale nie utrudniałem jej sprawy, gdyż praca z klątwami wręcz oczyszczała drogę z wszelkich przeszkód. Mimo wszystko nie wyobrażałem sobie wycofania, zmienienia codzienności o sto osiemdziesiąt stopni tylko i wyłącznie z uwagi na własne bezpieczeństwo. Kim bym wtedy był? Tchórzem, osobą, przy której odwaga wstydziłaby się stanąć. Wielu takich kryło się w Londynie, a właściwie całej Anglii. Żyli sobie względnie spokojnie tuż za naszymi plecami i ostatnie co bym zrobił, to stanął z nimi w szeregu, bowiem sam wielokrotnie głośno wyrażałem dezaprobatę wobec podobnego postępowania.
Skupiłem wzrok na jej tęczówkach widząc, że próbowała ubrać myśli w słowa. Nie rozmawialiśmy o emocjach, zwykle wyrażaliśmy je żartem, bądź gestem, lecz wówczas nie było już na to miejsca. Musiała odpowiedzieć. -Czegoś podobnego chyba jeszcze z twoich ust nie słyszałem- uniosłem wymownie brew, po czym podciągnąłem się na łokciu i odpowiedziałem krótkim pocałunkiem.
-Tylko czasami?- zmrużyłem oczy. -Czyli najczęściej się dąsasz, bo lubisz jak staram się to odkręcić?- zaśmiałem się pod nosem. Pewnie widziała triumfalny wyraz twarzy, jakbym co najmniej rozgryzł jej największą tajemnicę. Wiedziałem, że to blef, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby nieco jeszcze z niej wyciągnąć.
Prychnąłem, gdy wspomniała o maskowaniu smaku oraz zapachu trucizny. -W takim razie muszę pozbyć się wszystkich butelek z domu. Miałaś sporo czasu, aby przy nich pomajstrować. Jedna przygotowana na sytuację jak zostawię ubranie na podłodze, druga na ewentualność koślawego powrotu do domu, a kolejna?- zastanowiłem się pocierając dłonią brodę. -Gdy zastaniesz tutaj jakąś panienkę?- zacisnąłem wargi starając się nie roześmiać, ale niewiele mi z tego wyszło. Czułem, że w ostatniej z wymienionych sytuacji nie miałaby żadnych wyrzutów sumienia. -Drżę na samą myśl, chyba zostanę abstynentem- dodałem żartobliwie, po czym wsunąłem ramię pod jej plecy i przysunąłem ją do siebie.
-Bardzo gościnni- odparłem na wzmiankę o jej rodzinie. -Utrzymujesz z nimi jakiś kontakt? Popierają naszą sprawę?- pytanie, choć odpowiedź nasuwała się sama, było kluczowe wszak jeśli zajmowali rozleglejsze tereny, to nie mogli robić tego pozostając zwróceni do nas plecami. -Wiele się zmieniło, nawet jeśli cenią sobie prywatność, to będą musieli odłożyć butę na bok- w Suffolk miał nastać nowy ład i porządek, dlatego dla dobra wszystkich musieliśmy okazywać sobie szacunek. Wspomnienie mrocznego znaku rozwiało wszelkie wątpliwości – mogliśmy nawet jutrzejszego poranka ruszyć w jej rodzinne strony.
Nie odpowiedziałem, kiedy wyraziła aprobatę odnośnie przeprowadzki. Uśmiechnąłem się jedynie i nieco mocniej zacisnąłem dłoń na jej ramieniu tym samym przybliżając ją bardziej do siebie. -Tak źle ci w tej nokturnowskiej willi?- zaśmiałem się pod nosem rozglądając po wnętrzu sypialni. Któżby pomyślał, że tak szybko przyjdzie mi ją opuścić.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia [odnośnik]12.02.23 1:50
Zdziwił ją, sprzeciw na który zdobył się Drew. Myślała, że zostawi tą kwestię bez komentarza, że puści jej wnioski bez słowa.- Maniery? Taktu? Urodzenia? – było wiele rzeczy, które w jej odczuciu przekreślały ją jako damę. Niekoniecznie ostatnia z wymienionych, ale to było najbardziej oczywiste, rzucone by zamknąć ten temat.
Słuchała go z uwagą, kiedy skontrował jej słowa i dał wydźwięk wątpliwością, które najwyraźniej musiał odczuwać, ale dotąd nie wspominał o nich. Pewnie miał rację, że ludzie czekali na jego błąd, potknięcie w którymkolwiek momencie, ale z drugiej strony miał silne argumenty, by nikt nie wyciągał dłoni po to, co jego. Pierwszym był mroczny znak na przedramieniu, a drugim bezsprzecznie siła i brutalność w działaniu, których może jeszcze nie dał poznać mieszkańcom Suffolk, ale ona była już świadoma, co potrafił.- Więc znajdź sobie silne poparcie w hrabstwie, wtedy nikt ci nie zagrozi. Nawet gdybyś popełnił okropny błąd.- stwierdziła ze spokojem. Nie znała się na polityce, bardziej niż te totalne podstawy, ale była pewna, że tego właśnie Drew potrzebował teraz najbardziej. Na logikę, ciężko było poradzić sobie w pojedynkę w nowej sytuacji. Nieporównywalnie łatwiej było mając wsparcie, nawet tam, gdzie dotąd się nie szukało.- W Suffolk długo władze sprawowały wpływowe rodziny, bo brakowało szlacheckiego rodu, który miałby hrabstwa w panowaniu i odebrał im możliwość działania. Z tego powodu pewnie nie są zachwyceni ze zmian, ale daj im coś, co opłaci im lojalność.- dodała jeszcze. Nie mogła powiedzieć mu, jak i co, bo to już stało ponad jej wiedzą. Musiał poszukać kogoś mądrzejszego w tych kwestiach i jeśli miała być szczera przychodził jej na myśl tylko Cornelius Sallow. Nie znała nikogo bardziej oślizgłego, ale przy tym mądrego w mydleniu oczu otoczeniu.
Wiedziała, że Macnair nie wycofa się z czynnego działania i nigdy nie wymagałaby tego od niego. Nie mogłaby. Wiążąc ich codzienność zaakceptowała, jak będzie to wyglądać, odnalazła swoje miejsce u boku tak specyficznego mężczyzny i naprawdę było jej z tym dobrze. Pomimo zmartwień i czasami bezradnej złości, którą tłumiła w sobie, byle nie widział grymasu na ustach.
- Zaskoczony? – spytała cicho, by zaraz uśmiechnąć się słabo, kiedy poczuła ten krótki pocałunek. Nie musiał mówić nic w kontrze, zdobywać się na podobne słowa. Przyzwyczaiła się, że podobnych rozmów zwykle nie prowadzili, unikając niekomfortowych tematów. Tak było wygodniej, zwłaszcza że między słowami najwyraźniej rozumieli się bezbłędnie, opierając relacje na gestach i niedopowiedzeniach.
- Szlag, rozgryzłeś moją strategię.- zaśmiała się, brnąć w jego drobną grę, którą właśnie rozpoczął.- Podobasz mi się o wiele bardziej, gdy starasz się naprawić sytuację.- śmiech zmienił się w chichot, który próbowała zdusić, zasłaniając dłonią usta. Machnęła lekceważąco dłonią, kiedy rozważał pozbycie się wszystkich alkoholi z domu.- Daj spokój, zmarnujesz swoje trunki, a ja i tak doprawię ci je czymś w dogodnej sytuacji.- czy przejmowała się, że wyrzuciłby wszystkie? Wcale, lecz jednak nie chciała narażać go na straty, póki nie zamierzała dodawać mu trucizn.- Gdybym zastała tu jakąś... poczęstowałabym Was oboje czymś idealnym na taką okazję.- zniżyła głos do szeptu, mrużąc delikatnie oczy. Zadziorność i groźba odbiły się również w jej mimice. Czy zrobiłaby to faktycznie? Sama nie wiedziała. Była chyba zbyt dumna, aby dać taki wydźwięk zazdrości i zranionym uczuciom. Zdusiłaby to w sobie, odeszła, nie chcąc słuchać wyjaśnień, obojętnie jakie by one były. Wtuliła się w jego bok, kiedy przysunął ją bliżej siebie. Oparła głowę na jego barku.- Gdybyś został abstynentem tak nagle, zaczęłabym obawiać się o twoje zdrowie. Takie nagłe odstawienie... w twoim przypadku to jakaś nowa choroba, która może zagrażać życiu.- prychnęła. Nie dało się nie zauważyć, że chętnie zaglądał w kieliszek i opróżniał butelki częściej niż przeciętna osoba, ale nie martwiło jej to. Wątrobę zawsze można było zastąpić nową, podobnie, jak wiele innych narządów, gdyby postanowiły odmówić posłuszeństwa przez nadmiary procentów. Poza tym nie raz była świadkiem, jak odstawiał alkohol, musząc danego dnia zachować trzeźwość.
- Niezbyt bliski, ale tak. Od czasu do czasu wymieniam listy z kuzynkami czy ciotkami.- napomknęła, gdy temat rodziny wyszedł na pierwszy plan.- Na pewno popierają. Dla Blythe idealny świat to taki bez mugoli.- wyjaśniła, ale nie wdawała się w szczegóły. Minimalnie pokiwała głową, kiedy powiedział o odłożeniu buty na bok.- Mam tylko jedną radę, nie zmuszaj ich do tego, a daj im poczucie, że mają wybór. Poprą Cię, bo cel Twój i Blythe jest ten sam. Wiele pokoleń wstecz już raz zmuszono moją rodzinę do zaakceptowania pewnej sytuacji, a później przepędzono z ziem, które zajmowali pierwsi. Nie stań się dla nich tak samo zły, jak Longbottomowie, bo będą ci największym wrogiem.- wolała go uprzedzić, by wiedział, jak jeden zły ruch może obrócić sytuację w sposób, którego najpewniej nie chciał.
Przechyliła głowę, by spojrzeć na niego.- Nie jest mi tu źle. Przyzwyczaiłam się do życia na Nokturnie, ale skoro sytuacja tego wymaga, to przeniesienie się gdzieś indziej mi nie przeszkadza.- uśmiechnęła się lekko. Mogła mieszkać tutaj lub gdziekolwiek indziej w Londynie, mogła też daleko od stolicy. Nie była przywiązana do tego miasta. Już nie. Ostatni rok zmienił jej postrzeganie wielu rzeczy.

| zt



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sypialnia [odnośnik]08.11.23 23:27
Błędów wystrzec się nie mogłem, ale do tych okropnych, jak to nazwała, nie mogłem dopuścić. Czekało mnie wiele nauki, konieczności nawiązania nowych kontaktów, a przede wszystkim merytorycznych dyskusji pozwalających mi wejść do tego nowego świata. Nie było przesady w tym stwierdzeniu, w końcu wywodziłem się ze Śmiertelnego Nokturnu, gdzie nikt nikomu nie patrzył na ręce i nie dbało jakiekolwiek wizerunkowe rysy. Czy byłem w stanie to udźwignąć? Mógł to zweryfikować tylko czas i choć do wykazania się mogłem mieć go sporo, to pierwsze kroki należało poczynić niezwłocznie. Uprzątnąć ulice, uspokoić mieszkańców, zapewnić im choć prowizoryczny dach nad głową i udać się do Bury St Edmunds, po którym zostały jedynie zgliszcza. Szatańska pożoga wyrządziła ogromne szkody, podobnie jak cienie, jakie rozpierzchły się po całym hrabstwie.
-Myślę, że ci wpływowi i będący po dobrej stronie już wiele zyskali- odparłem. Zdawałem sobie sprawę, iż mogli zapałać niechęcią, jeśli w wyniku starć stracili część majątku lub członka rodziny, lecz należało spojrzeć na to z innej strony. To była wojna. Rządząca się własnymi prawami krwawa jatka, która swym zasięgiem objęła już nie tylko Londyn, ale całą Anglię. Każdy z nas zbyt zmuszony pożegnać kogoś bliskiego, zapłacić wysoką cenę. Mimo wszystko byłem jej wdzięczny za te słowa. Rozumiała lojalność, wiedziała jak wielką miała ona siłę oraz znaczenie w obecnej sytuacji politycznej.
-Widzisz, już na nic się zda. Musisz wymyślić nową- zaśmiałem się pod nosem, po czym sięgnąłem dłonią w kierunku szafki nocnej. Chwyciłem trunek w dłoń i upiłem zawartości czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej. -Doskonale wiesz, że nie wychodzi mi to najlepiej, ale cieszę się, że doceniasz starania- rzuciłem stwierdzając fakt. Kiepsko wychodziły mi przeprosiny, tak naprawdę to kluczowe słowo jeszcze nigdy nie przeszło mi przez gardło, nawet jeśli wymagała tego sytuacja. Często rozumiałem swój błąd, miałem świadomość, że przyznanie się do niego było pokazem siły nie słabości, jednakże nie potrafiłem. Być może była to bariera, której nigdy nie przyjdzie mi pokonać. Czyżby duma? Prawdopodobnie.
Uniosłem wymownie brew i pochyliłem głowę dając jej tym samym znak, że nie do końca jej wierzyłem. Rzecz jasna był to tylko żart, nie zamierzałem pozbyć się nawet jednej butelki. Dobry alkohol był wówczas na wagę złota i swoje kosztował, a zatem poszedłbym z torbami musząc wymienić całą kolekcję. -Jaka trucizna jest idealna?- spytałem nie kryjąc ironicznego uśmiechu. -Na taką okazję?- zaśmiałem się pod nosem i zacisnąłem nieznacznie palce na jej talii. -Nie migaj się od odpowiedzi- dodałem.
-To byłoby prawdziwe wyzwanie- nietrudno było sięgnąć pamięcią do dni, w których nie piłem, ale do chociażby tygodniowej przerwy już owszem. Lubiłem nie tylko smak, ale przede wszystkim ogarniający mnie spokój, kiedy mogłem w ciszy wychylić trzy lub cztery szklaneczki. Nijak się to miało do całonocnych wojaży, ale i te miały swoje plusy – szczególnie jeśli przyszło mi mieć z nich chociażby przebłyski. Miałem mocną głową, ale czasem potrafiła zawieść.
Wsłuchałem się w słowa o jej rodzinie i wolno pokiwałem głową. Rad byłem, że miała z nimi kontakt, bowiem było to ważne. Nie w kontekście mojej nowej roli, ale dla niej samej. Sam doceniłem powrót Iriny oraz Cilliana – choć ten zdawał się ostatnimi czasy rozpłynąć w powietrzu – uzmysławiając sobie, że byli niezwykle ważną częścią codzienności, mimo dzielącej nas przeszłości. Stanowiliśmy o sile nazwiska i tylko my mogliśmy sprawić, aby znów cieszyło się zasłużonym szacunkiem. -Dobrze to słyszeć- odparłem.
-To również- zaśmiałem się zdając sobie sprawę, że nie było to idealne miejsce do życia. Wkrótce miało się to zmienić.
/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Sypialnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach