Salon
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Salon
To największe pomieszczenie w wynajmowanym przez Poppy mieszkaniu, które jest stare i surowo urządzone. Uroku dodają jedynie świeże kwiaty i portrety oraz zdjęcia rodziców i Charlesa. W salonie stoi wysłużona sofa, wiekowy, lecz nader wygodny wielki fotel, kilka regałów z książkami, żerdź dla Sabriny w kącie i kilka kwiatów doniczkowych.
Ostatnio zmieniony przez Poppy Pomfrey dnia 27.08.17 9:59, w całości zmieniany 1 raz
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Miała trzy dni tylko dla siebie. Mogła opuścić Hogwart i udać się dokąd tylko zechce. Przekroczywszy bramy zamku natychmiast poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i znalazła się pod kamienicą, w której mieszkała. Prowadziła doń żelazna furtka, której mugole nie mogli ujrzeć. Wystarczyło stuknąć weń różdżką, a otwierała się z przeraźliwym skrzypieniem, a krótka, wąska ścieżka pomiędzy innymi budynkami prowadziła na ich tyły, gdzie stał numer trzynaście. Dobrze było znaleźć się w domu. Chociaż w jego namiastce. Nie był to jej prawdziwy dom, jego nie posiadała wcale. Ten najprawdziwszy, rodzinny spłonął przed wieloma laty, a dom ciotki Euphemii wcale nie był jej domem. Tylko przystankiem po drodze. Hogwart stał się również jego namiastką, lecz ostatnie lata obfite były w przerażenie i niepokój, jakie budził weń dyrektor Grindelwald.
W końcu miała to mieszkanie - już na własność, po bezdzietnej ciotce, która umarła w wieku stu trzydziestu trzech lat, a zanim wyzionęła ducha postanowiła uczynić coś dobrego dla świata, a raczej dla Poppy i przekazała jej ten skromny kąt. Był stary, obdrapany, lecz własny i to było dlań najważniejsze. Mogła tu odetchnąć, choć nie pełną piersią, bo brakowało tu zapachu morskiego powietrza, szumu fal i płaczącej wierzby.
Ostatni dzień wolny, jaki jej ofiarowano, postanowiła spędzić w samotności. Obudziła się wczesnym rankiem, tak jak zawsze, Poppy nie potrafiła długo wylegiwać się w łóżku. Wyspana, czy też nie, zrywała się bladym świtem, by zrobić, to co do niej należało, bądź co sobie zaplanowała. Ciocia Euphemia nigdy nie miała dlań litości i każdego ranka wyciągała ją z łóżka, wielokrotnie nawet i zaklęciem - wczesne wstawanie weszło więc Poppy w krew. Najpewniej gdyby urodziła się mugolką, to sprzątałaby aż do południa, lecz znała się nieco na czarach, także i tych gospodarskich, tak więc miotła sama zamiatała kurze z drewnianej podłogi, naczynia radośnie stukały, gdy myły się w pachnącej pianie w zlewie, książki same układały się na półkach - a w samym środku tego harmidru stała Poppy dyrygując różdżką.
Koło południa, gdy izby lśniły już czystością, a zupa jarzynowa odgrzewała się na piecu, pod kociołkiem trzaskało już palenisko. Panna Pomfrey uprzednio wszystkie składniki odpowiednio przygotowała: róg garboroga starła w drobny pył, choć z niemałym trudem, posiekała mniszek lekarski, a wątrobę żaby pokroiła w równe kawałeczki. Na stoliku obok leżała księga z recepturami na eliksiry, otwarta na stronie z eliksirem wzmacniającym. Nieważne, ile razy przygotowywała tę miksturę, nie uważała się za wybitną alchemiczkę, by robić to z pamięci. Wolała sprawdzić kilkukrotnie i mieć pewność, ze nie zrobi błędu. Woda w kociołku zawrzała, a Poppy jęła dodawać składniki w odpowiedniej kolejności.
Mimo wszystko - eliksiry były trudną sztuką, była więc bardzo skupiona, by nie nie zadrżała jej dłoń przy mieszaniu wywaru. Dwa razy zgodnie ze wskazówkami zegara, kiedy doda pył z rogu. Dziesięć razy w przeciwną stronę, kiedy eliksir przybierze błękitną barwę.
Liczyła w duchu, że eliksir przybierze opisywaną przez książki turkusową barwę - inaczej zmarnowałaby popołudnie, a nie cierpiała marnować czasu, kiedy mogła zrobić coś pożytecznego.
Róg garboroga mam w skrytce
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Musiała się pomylić. Och, jaka była niemądra, kiedy odeszła na moment od kociołka, by przemieszać zupę. Nagle za plecami usłyszała syczenie, które nie powinno mieć miejsca. Eliksir, który winien przybrać barwę turkusu, był różowo-fioletowy i syczał niebezpiecznie. Absolutnie nie nadał się już do uratowania. Zła na siebie Poppy zaklęciem ugasiła ogień pod kociołkiem oraz jego bezużyteczną zawartość. Zmarnowała jedynie dobry okaz rogu garboroga - który tani nie był.
Nie tylko zmarnowała eliksir, ale i zupę, która zaczęła przypalać się, gdy była zajęta nieudanym eliksirem. Wszystko szło jej tego dnia po prostu nie tak!
| zt
Nie tylko zmarnowała eliksir, ale i zupę, która zaczęła przypalać się, gdy była zajęta nieudanym eliksirem. Wszystko szło jej tego dnia po prostu nie tak!
| zt
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Blade, szare światło sączyło się z okien. Wybiła godzina dwunasta w południe, a okolica zdawała się być pogrążona wciąż we wczesnym poranku. Błękit nieba skrywał się na gęstymi, ołowianymi chmurami, a padający z nich deszcz wybijał na szybach miarową melodię. Od czasu do czasu zagrzmiało i błysnęło, lecz niegroźne. Dzień był ponury, deszczowy i zimny - ostatnie kilka dni taki było, a Poppy miała ochotę zakopać się pod grubą pierzyną z filiżanką mocnej herbaty i książką. Nie mogła sobie na to jednak pozwolić. Jeśli nie przebywała w Hogwarcie, pracowała w domu - przyrządzała potrzebne eliksiry, bądź cerowała prześcieradła jak dziś. Mogła to oczywiście zostawić skrzatom, bądź zreperować jednym zaklęciem, lecz ciotka Euphemia wbiła jej do głowy, że praca uszlachetnia. Siedziała więc i celowała różdżką w igłę, która powoli zszywała ze sobą materiał. Nie robiła tego mimo wszystko ręcznie, bo kiepska była zeń krawcowa i często kaleczyła sobie dłonie.
Poppy spojrzała na zegar wiszący nad kominkiem - jej gość zjawić się miał za kwadrans. Dźwignęła się więc z miejsca i zaklęciem napełniła czajnik, który stanął na piecu. W taki dzień jak ten najlepsza była gorąca, mocna herbata. Najlepiej gorzka, tego także nauczyła się w domu cioci Diggory. W oczekiwaniu jeszcze raz złapała za ścierkę i próbowała zetrzeć nieistniejący kurz z półek i kredensu: w jej mieszkaniu panowała sterylna czystość. Nawyk ten wyniosła zarówno z domu cioci oraz kursu w Szpitalu św. Munga. Każdy kąt musiał lśnić czystością. Zwłaszcza, jeśli szło o chorych: a gość jej, jak słyszała, miał w ostatnim czasie problemy z katarem, więc poprosiła, by Neala ją odwiedziła - jeśli czuje się na silach oczywiście. Z taką drobnostką nie musiała udawać się do szpitala św. Munga, a uzdrowiciele w Zakonie zajmowali zazwyczaj dość... poważne stanowiska jak lord Carrow. A Poppy... Poppy była po prostu szkolną pielęgniarką.
Posada ta w pełni ją satysfakcjonowała.
Miała odpowiednią rękę do dzieci, lecz była już świadoma, by osób w wieku Neali Weasley nie nazywać dziećmi - czuli się wszak tacy dorośli!
Ledwo czajnik zaczął gwizdać, a rozległo się pukanie do drzwi, Poppy krzyknęła więc: - Wejdź proszę!
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Właściwie to rzadko widywałam kuzyneczkę Poppy – pewnie dlatego, że ona w tygodniu to w Hogwarcie była. Trochę jej nawet tego zazdrościłam, bo mimo wszystko to lubiłam Hogwart. Jednak jak na weekend się zjawiała, to i czas dla mnie znalazła by powiedzieć mi coś nowego. Czasem tylko odpoczywałyśmy, znaczy ja to nie miałam po czym bo w sumie w tygodniu to tylko się uczyłam i nic więcej, ale wyobrażam sobie, że Poppy to musi być zmęczona czasem. W Hogwarcie to pewnie często komuś a to kociołek wybuchnie, a to z miotły spadnie, a ona biedna jedna sama tam jest i z wszystkim poradzić sobie musi. Więc i w jakiś sposób podziwiam w niej to, że tak potrafi. Bo ja nie wiem, czy bym dała radę. A co, jeśli trafiłby się ktoś, za kim bym nie przepadała? Pewnie ciężko pomóc jest takiej osobie. Należy – to fakt, bo pomagać należy zawsze. Ale znów urazę nie raz długo da się trzymać i człowiekowi ciężko coś na nią poradzić jest.
W każdym razie wychodzę z domu, który jest już pusty bo Brendan od kilku godzin w pracy – a przynajmniej wydaje mi się że w pracy. Ostatnio widuję go jeszcze rzadziej, ale nie mówię nic, wiem że na swoich barkach ma problemów dużo – nie chciałabym stać się kolejnym. Wiem też, że jeśli coś naprawdę się stanie to mi o tym powie – jeśli nie będzie go obowiązywała tajemnica aurorska. Chociaż nie wiem, czy takie coś istnieje w ogóle. Ale no, jak coś to mi powie przecież. Bren z tych ludzi jest, co prawdę najgorszą powiedzą bo wierzą, że istnieją ładne kłamstwa. I ja też w nie nie wierzę. Bo gdyby kłamstwa ładne były, to by się kłamstwami nie nazywały. A samo słowo w sobie jakiś taki negatywny wydźwięk ma, więc od razu widomo, ze coś nie tak jest.
W końcu też pod drzwi docieram w które pukam spokojnie i czekam aż znajomy głos nie usłyszę. A jak go już słyszę to wchodzą i odnajduję Poppy.
-Dzień Dobry, Poppy! – mówię zadowolona. Po drodze bukiet kwiatów od jednego z ulicznych sprzedawców kupiłam w zamiarze ofiarowania go kobiecie, ale coś nie tak poszło bo zamiast bukietu w dłoniach mam wianek na głowie. Ściągam go więc i w stronę Poppy wyciągam. – przyniosłam ci kwiaty. – dodaje jeszcze rzecz oczywistą, nie dodaję że w trochę innej formie niż bukiet, bo to przecież widać. – Co dziś zrobimy? – pytam przestępując z nogi na nogę trochę niecierpliwie w niebieskich tęczówkach na nowo rozpala się ciekawość.
W każdym razie wychodzę z domu, który jest już pusty bo Brendan od kilku godzin w pracy – a przynajmniej wydaje mi się że w pracy. Ostatnio widuję go jeszcze rzadziej, ale nie mówię nic, wiem że na swoich barkach ma problemów dużo – nie chciałabym stać się kolejnym. Wiem też, że jeśli coś naprawdę się stanie to mi o tym powie – jeśli nie będzie go obowiązywała tajemnica aurorska. Chociaż nie wiem, czy takie coś istnieje w ogóle. Ale no, jak coś to mi powie przecież. Bren z tych ludzi jest, co prawdę najgorszą powiedzą bo wierzą, że istnieją ładne kłamstwa. I ja też w nie nie wierzę. Bo gdyby kłamstwa ładne były, to by się kłamstwami nie nazywały. A samo słowo w sobie jakiś taki negatywny wydźwięk ma, więc od razu widomo, ze coś nie tak jest.
W końcu też pod drzwi docieram w które pukam spokojnie i czekam aż znajomy głos nie usłyszę. A jak go już słyszę to wchodzą i odnajduję Poppy.
-Dzień Dobry, Poppy! – mówię zadowolona. Po drodze bukiet kwiatów od jednego z ulicznych sprzedawców kupiłam w zamiarze ofiarowania go kobiecie, ale coś nie tak poszło bo zamiast bukietu w dłoniach mam wianek na głowie. Ściągam go więc i w stronę Poppy wyciągam. – przyniosłam ci kwiaty. – dodaje jeszcze rzecz oczywistą, nie dodaję że w trochę innej formie niż bukiet, bo to przecież widać. – Co dziś zrobimy? – pytam przestępując z nogi na nogę trochę niecierpliwie w niebieskich tęczówkach na nowo rozpala się ciekawość.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Czas pracy Poppy był dość... płynny. Nie tak dawno ukończyła staż, pracowała jako uzdrowicielka, lecz wciąż głównie asystowała. W Hogwarcie również zatrudniła się jako pomocnica starszej i bardziej doświadczonej pielęgniarki, pani Findley. Nie miała nic przeciwko temu, nie czuła potrzeby większej władzy, a chwilowo posada ta dawała jej więcej swobody. Nie musiała być obecna w Hogwarcie przez całą dobę, siedem dni w tygodniu, choć przebywała tam tak często jak tylko możliwe. Często spędzała tam też noce i weekendy, chcąc mieć na oko uczniów - w końcu właśnie dlatego zdecydowała się wrócić do Hogwartu, by choć w taki sposób chronić ich przed Gellertem Grindelwaldem. Czasami pani Findley wzywała ją w środku nocy, więc Poppy teleportowała się i biegła przez błonia na złamanie karku, by pomóc swoją różdżką staruszce. Wciąż zadziwiały ją pomysły i lekkomyślność uczniów. Nie sądziła, by ona była czasami aż tak niemądra w ich wieku...
-Dzień dobry, dzień dobry, Neala - odrzekła Poppy, posyłając dziewczynie serdeczny uśmiech. Zestawiła czajnik z ognia, odwróciła się do gościa i zaczęła iść w jej stronę z wyciągniętymi ramionami. Zamiast jedna uściskać Weasleyównę, wpierw odebrała odeń wianek. Był piękny, niedbały i uroczy, przywołujący wspomnienia z Blackpool, gdzie wraz z matką jako dziecko uplotła niezliczone ilości podobnych wianków -Dziękuję, jest śliczny, naprawdę - ostrożnie włożyła go sobie na głowę. Wianek winien wszak spoczywać na kobiecej głowie, a Nealę traktowała jak swoją, nie musiała trzymać się sztywno jak przy innych uczniach w Hogwarcie. Dopiero wtedy ostrożnie uścisnęła dziewczynę, ciesząc się, że widzi ją całą... ale czy zdrową?
-Najpierw pokaż mi się tutaj - zarządziła Poppy -W Hogwarcie wszyscy chodzą ostatnio przeziębieni, nie nadążam ze sporządzaniem wywaru pieprzowego. Dobrze się czujesz? - ujęła piegowaty policzek Neali, zajrzała jej w oczy, dotknęła dłonią czoła, czy aby na pewno nie jest zbyt ciepłe -Nie kaszlesz, nie kichasz? Nie jesteś zmęczona?
Na to już nic nie mogła poradzić. Skrzywienie zawodowe i troska o wszystkich były weń zbyt silne, by zbadała Neali choćby pobieżnie i na szybko.
-Dzień dobry, dzień dobry, Neala - odrzekła Poppy, posyłając dziewczynie serdeczny uśmiech. Zestawiła czajnik z ognia, odwróciła się do gościa i zaczęła iść w jej stronę z wyciągniętymi ramionami. Zamiast jedna uściskać Weasleyównę, wpierw odebrała odeń wianek. Był piękny, niedbały i uroczy, przywołujący wspomnienia z Blackpool, gdzie wraz z matką jako dziecko uplotła niezliczone ilości podobnych wianków -Dziękuję, jest śliczny, naprawdę - ostrożnie włożyła go sobie na głowę. Wianek winien wszak spoczywać na kobiecej głowie, a Nealę traktowała jak swoją, nie musiała trzymać się sztywno jak przy innych uczniach w Hogwarcie. Dopiero wtedy ostrożnie uścisnęła dziewczynę, ciesząc się, że widzi ją całą... ale czy zdrową?
-Najpierw pokaż mi się tutaj - zarządziła Poppy -W Hogwarcie wszyscy chodzą ostatnio przeziębieni, nie nadążam ze sporządzaniem wywaru pieprzowego. Dobrze się czujesz? - ujęła piegowaty policzek Neali, zajrzała jej w oczy, dotknęła dłonią czoła, czy aby na pewno nie jest zbyt ciepłe -Nie kaszlesz, nie kichasz? Nie jesteś zmęczona?
Na to już nic nie mogła poradzić. Skrzywienie zawodowe i troska o wszystkich były weń zbyt silne, by zbadała Neali choćby pobieżnie i na szybko.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Uśmiechnęłam się radośnie, gdy Poppy pochwaliła mój wianek. No bo niby nic, a jednak spodobał jej się i tak milej mi się na sercu zaraz zrobiło. Więc postanowiłam sobie, że może i Brendanowi bym zrobiła takie wianek, może też się ucieszy, tak jak kuzyneczka Poppy. Jemu ostatnio przydałoby się trochę radości, bo smutnych i zmartwiony ciągle chodzi.
Brwi zaraz zmarszczyłam, jak mi się kazała pokazać. Bo w sumie nie bardzo wiedziałam, jak się komuś pokazuje. Więc stałam marszcząc czoło i próbując dojść do tego, jak prośbę jej spełnić, ale zanim w ogóle coś wymyślić zdołałam, to ona już przy mnie była i za policzek mnie łapała. Przeziębienie? W kwietniu? To pewnie dlatego, że herbaty z cytryną nie pijają, tylko sok dyniowy. On przesmaczny jest w Hogwarcie, no ale rozsądnym też być trzeba, żeby właśnie potem przeziębionym nie chodzić. Ja zresztą na żadne przeziębienia sobie pozwalać nie mogłam. Bo co jak jeszcze bym Bren zaraziła tym przeziębieniem? A jedno było pewne, mój brat przeziębiony, to był jeszcze bardziej naburmuszony niż jak przeziębiony nie był, więc wolałam nie myśleć nawet, jak wtedy sprawy swoje załatwiał.
- Wszystko jest dobrze, kuzyneczko Poppy. – zapewniłam ją solennie, no i też prawdziwie Bo przecież kłamać jej nie zamierzałam, no i kłamać to w sumie też nie umiałam za dobrze, a nawet nie chciałam umieć. Rudzi to nie mieli w życiu łatwo, bo musieli wiele czasu poświęci na naukę kałamania a i tak jeden zły ruch starczał i twarz cała czerwienią się zalewała i to całe kłamstwo zaraz się wydawało. Więc no. Znaczy nie, nie kłamałam, bo sensu to dla mniej najmniejszego nie miało.
Rozejrzałam się z zaciekawieniem po salonie i powodziłam nim wzrokiem zastanawiając się, czy zmieniło się coś tutaj. Ale jakiś horrendalnych – moje nowe słowo, trochę dziwaczne, ale nawet je lubię – zmian, to mi się dotrzeć nie udało, więc wzrok znów skierowałam na kuzyneczkę.
- Jak już wiesz, że zdrowa jestem, kuzyneczko… - zaczęłam znów na niej spojrzenie skupiając, w dłonie nawet klasnęłam a na usta ubrałam uśmiech. – … to weźmy się do pracy. – poprosiłam nadal z radością na twarzy i chęcią do działania malującą się w oczach. Och, jaki każdy dzień był piękny, go przynosił coś nowego – czyż nie?
Brwi zaraz zmarszczyłam, jak mi się kazała pokazać. Bo w sumie nie bardzo wiedziałam, jak się komuś pokazuje. Więc stałam marszcząc czoło i próbując dojść do tego, jak prośbę jej spełnić, ale zanim w ogóle coś wymyślić zdołałam, to ona już przy mnie była i za policzek mnie łapała. Przeziębienie? W kwietniu? To pewnie dlatego, że herbaty z cytryną nie pijają, tylko sok dyniowy. On przesmaczny jest w Hogwarcie, no ale rozsądnym też być trzeba, żeby właśnie potem przeziębionym nie chodzić. Ja zresztą na żadne przeziębienia sobie pozwalać nie mogłam. Bo co jak jeszcze bym Bren zaraziła tym przeziębieniem? A jedno było pewne, mój brat przeziębiony, to był jeszcze bardziej naburmuszony niż jak przeziębiony nie był, więc wolałam nie myśleć nawet, jak wtedy sprawy swoje załatwiał.
- Wszystko jest dobrze, kuzyneczko Poppy. – zapewniłam ją solennie, no i też prawdziwie Bo przecież kłamać jej nie zamierzałam, no i kłamać to w sumie też nie umiałam za dobrze, a nawet nie chciałam umieć. Rudzi to nie mieli w życiu łatwo, bo musieli wiele czasu poświęci na naukę kałamania a i tak jeden zły ruch starczał i twarz cała czerwienią się zalewała i to całe kłamstwo zaraz się wydawało. Więc no. Znaczy nie, nie kłamałam, bo sensu to dla mniej najmniejszego nie miało.
Rozejrzałam się z zaciekawieniem po salonie i powodziłam nim wzrokiem zastanawiając się, czy zmieniło się coś tutaj. Ale jakiś horrendalnych – moje nowe słowo, trochę dziwaczne, ale nawet je lubię – zmian, to mi się dotrzeć nie udało, więc wzrok znów skierowałam na kuzyneczkę.
- Jak już wiesz, że zdrowa jestem, kuzyneczko… - zaczęłam znów na niej spojrzenie skupiając, w dłonie nawet klasnęłam a na usta ubrałam uśmiech. – … to weźmy się do pracy. – poprosiłam nadal z radością na twarzy i chęcią do działania malującą się w oczach. Och, jaki każdy dzień był piękny, go przynosił coś nowego – czyż nie?
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
W bukieciku dostrzegła kilka polnych kwiatów, a do nich Poppy miała szczególny sentyment. Jako małe dziecko, kiedy jeszcze nie została przez los osierocona, bardzo często spacerowała z matką łąkami wzdłuż morskiego wybrzeża, gdzie zbierały kwiaty; plotły z nich wianki, układały bukiety, które później stały w każdym kącie w uroczych wazonach, które matka lubiła malować własnoręcznie. Ostał się tylko jeden, który stał teraz na kredensie w salonie - po pożarze był nieco zniszczony, lecz ciotka Euphemia zdołała doprowadzić go czarami do porządku, po wielokrotnych prośbach bratanicy. Teraz także w owym wazonie znajdował się bukiet świeżych żonkili, nadających nieco przytulniejszego wrażenia staremu wnętrzu. Mieszkanie Poppy do luksusowych bowiem nie należało. Miało już swoje kilkadziesiąt lat, było nieco obdrapane i zniszczone, jednakże starannie wysprzątane i zadbane - tak jak tylko Poppy zdołała.
-Hmmm... No, masz rację, jesteś zdrowa jak ryba - powiedziała z uśmiechem pielęgniarka, gdy już obejrzała Weasleyównę z każdej strony i nie znalazła objawu, do którego mogłaby się przyczepić -Ale i tak zrobię Ci gorącej herbaty, dobrze? Kwiecień dopiero, jeszcze można się przeziębić - dodała i puściła dziewczynę.
Zamierzała cofnąć się do kuchni, by zaparzyć herbatę, ale Neala zatrzymała ją pytaniem o dzisiejsze plany. Spojrzała na nią więc przez ramię i wskazała na przyszykowane na stole kawałki materiały -Możemy poćwiczyć zaklęcie Aiguille, jeśli chcesz być dobrą panią domu i nauczyć się szyć, dzięki magii, to bardzo proste. Albo może... Facere? Dzięki niemu przedmioty zaczynają robić to, do czego służą.
Miotła zamiata, szmatka zmywa... Chyba, że nie masz ochoty na domowe zaklęcia, co, Neala? Mów, mów, ja tylko zaparzę herbatę...
Poppy weszła do niewielkiej kuchni, jednakże i tak dobrze Weasleyównę słyszała. Po chwili wróciła niosąc w dłoniach dwie, białe filiżanki, na których widniały namalowane polne maki. Postawiła je na stoliku, zapraszając gestem dziewczynkę, by usiadła wraz z nią. Cóż to za spotkanie w Anglii, jeśli nie wypiją herbaty?
-Hmmm... No, masz rację, jesteś zdrowa jak ryba - powiedziała z uśmiechem pielęgniarka, gdy już obejrzała Weasleyównę z każdej strony i nie znalazła objawu, do którego mogłaby się przyczepić -Ale i tak zrobię Ci gorącej herbaty, dobrze? Kwiecień dopiero, jeszcze można się przeziębić - dodała i puściła dziewczynę.
Zamierzała cofnąć się do kuchni, by zaparzyć herbatę, ale Neala zatrzymała ją pytaniem o dzisiejsze plany. Spojrzała na nią więc przez ramię i wskazała na przyszykowane na stole kawałki materiały -Możemy poćwiczyć zaklęcie Aiguille, jeśli chcesz być dobrą panią domu i nauczyć się szyć, dzięki magii, to bardzo proste. Albo może... Facere? Dzięki niemu przedmioty zaczynają robić to, do czego służą.
Miotła zamiata, szmatka zmywa... Chyba, że nie masz ochoty na domowe zaklęcia, co, Neala? Mów, mów, ja tylko zaparzę herbatę...
Poppy weszła do niewielkiej kuchni, jednakże i tak dobrze Weasleyównę słyszała. Po chwili wróciła niosąc w dłoniach dwie, białe filiżanki, na których widniały namalowane polne maki. Postawiła je na stoliku, zapraszając gestem dziewczynkę, by usiadła wraz z nią. Cóż to za spotkanie w Anglii, jeśli nie wypiją herbaty?
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Oczywiście, że jestem zdrowa. - oburzyłam się torchę, choć wydawało mi się że ledwie to widoczne było, to pewnie było całkiem. No ale przecież nie mogłam dać się sobie rozchorować. Bo przecież jak miałam zajmować się gotowaniem kaszląc i kichając prosto do garnków. Jeszcze od tego jedzenia mojego i Brendan by wziął i się rozchorował, a wtedy to już by było wszystko bardzo mocno nie tak. Bo przecież brat mój szanowny, to jeszcze bardziej niż ja się rozchorywywać nie mógł. Chociażby dlatego, ze on to na co dzień ludzi ratował i o świat dbać musiał. Poza tym, widziałam już chorego Brendana i wiem, że wtedy z nim to nie robota jest. Mama zawsze mówiła, że mężczyzna chory, to się zachowuje jakby ze świata miał zaraz zejść i teraz po latach to bardziej się z nią zgodzić nie mogłam. Markotne to takie wtedy jak nigdy, wszędzie za daleko i ciężkie też wszystko. Znaczy, ja nie mówię, ze ja się lepiej czuję, ale no, wiadomo.
Wyciągam się zaraz z rozmyślania o tych chorobach wszystkich i o tym, co te choroby z człowiekiem robią i skupiam się na słowach przez kuzyneczkę wypowiadanych.
- Dobrze, dobrze. - zgadzam się zaraz, bo dobra herbata nigdy zła nie jest a ja to nawet i ten napój lubię więc nie widzę powodu, dla którego miałabym się go nie napić. Zerknęłam na stół unosząc lekko brwi ku górze, pewnie na mojej twarzy na chwilę i zdziwienie się wymalowało. W sumie nie tego się spodziewałam, ale też ostatnie moje próby zszycia czegoś marnie się skończyły, więc w sumie może to i nie głupi pomysł poćwiczyć trochę. Więc i zdziwnie znika z mojej twarzy. - Wolę już chyba Aiguille. Facere potrafię całkiem sprawnie. - odpowiadam spokojnie przypominając sobie tą wielką aferę z mąką, puszką i kawą i w ogóle wszystkim i tym jak w sumie mi wyszły te zaklęcia i Brendanowi to na wierzch oczy wyszły. - To, jak mam je rzucić? - zapytałam więc, gdy już dłonie zaplotłam wokół filiżanki. Znaczy zanim je zaplotłam wzięłam i różdżkę wyciągnęłam i położyłam ją na stoliku. Potem zaś te dłonie oplotłam, a potem wzięłam i pochyliłam się i chwilę na parę patrzyłam, by potem dmuchnąć w nią i patrzeć, jak pod tym moim dmuchnięciem bierze i się rozpływa i wiruje. Całkowicie urzekająca. Zaraz jednak oderwałam od niej wzrok by w oczekiwaniu spojrzeć na kuzyneczkę.
Wyciągam się zaraz z rozmyślania o tych chorobach wszystkich i o tym, co te choroby z człowiekiem robią i skupiam się na słowach przez kuzyneczkę wypowiadanych.
- Dobrze, dobrze. - zgadzam się zaraz, bo dobra herbata nigdy zła nie jest a ja to nawet i ten napój lubię więc nie widzę powodu, dla którego miałabym się go nie napić. Zerknęłam na stół unosząc lekko brwi ku górze, pewnie na mojej twarzy na chwilę i zdziwienie się wymalowało. W sumie nie tego się spodziewałam, ale też ostatnie moje próby zszycia czegoś marnie się skończyły, więc w sumie może to i nie głupi pomysł poćwiczyć trochę. Więc i zdziwnie znika z mojej twarzy. - Wolę już chyba Aiguille. Facere potrafię całkiem sprawnie. - odpowiadam spokojnie przypominając sobie tą wielką aferę z mąką, puszką i kawą i w ogóle wszystkim i tym jak w sumie mi wyszły te zaklęcia i Brendanowi to na wierzch oczy wyszły. - To, jak mam je rzucić? - zapytałam więc, gdy już dłonie zaplotłam wokół filiżanki. Znaczy zanim je zaplotłam wzięłam i różdżkę wyciągnęłam i położyłam ją na stoliku. Potem zaś te dłonie oplotłam, a potem wzięłam i pochyliłam się i chwilę na parę patrzyłam, by potem dmuchnąć w nią i patrzeć, jak pod tym moim dmuchnięciem bierze i się rozpływa i wiruje. Całkowicie urzekająca. Zaraz jednak oderwałam od niej wzrok by w oczekiwaniu spojrzeć na kuzyneczkę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Poppy miała wielką ochotę zaprzeczyć temu, że to wcale nie jest takie oczywiste, jednakże z zaledwie rocznego doświadczenia w opiece nad uczniami przekonała się, że czasami lepiej po prostu zaniknąć i robić swoje. Zacisnęła więc usta i pokiwala głową, jakby to rzeczywiście było sprawą oczywistą, a ona, pielęgniarka, zachowała się zwyczajnie niemądrze.
Jeśli tylko Neala napomknęłaby o chorym Brendanie, a zarazem mężczyźnie w chorobie - Poppy przyznalaby dziewczynie absolutną rację. Gdyby tylko wiedziała, że niemal wszyscy mężczyźni, bez wyjątków, byli pod tym kątem absolutnie tacy sami! Poppy wyniosła tę wiedzę jeszcze z domu, ciocia Diggory miała wszak dwóch synów, a chłopcy jak to chłopcy - zdarzało im się porozbijać, albo przez psoty rozchorować. Oczywiście byli wówczas w stanie agonalnym, nawet wówczas gdy był to tylko katar, a Poppy musiała się nimi zajmować. Przynosić herbatę, rozpalać w kominku bez użycia czarów, bo ciocia albo była w pracy, albo miała inne ważne zajęcia. Panna Pomfrey przekonała się o tej prawdzie także i na kursie uzdrowicielskim, a później stażu. Nieważne co mężczyźnie dolegało, najczęściej zachowywali się właśnie tak, jakby za chwilę mieli zejść z tego świata i wyzionąć ducha. Jeden czarodziej, który zapadł Poppy w pamięć przez swój śliwkowy melonik i sygnet wyśpiewujący hymn Irlandii, zaczął prosić ją by odnalazła ukryte przez niego skarby i przekazała rodzinie, a udrapał go wozak.
Czasami sądziła, że płeć męska specjalnie przyjmuje taką taktykę. Udają niemowlęta, bo i tak jest wielka szansa, że w pobliżu znajdzie się kobieta, która przez współczucie się nimi zajmie.
-Zdolna dziewczyna - pochwaliła ją Poppy z uśmiechem, popijając herbatę. Sięgnęła po przygotowany wczesniej materiał, dwie igły oraz nić. Usiadła znowu naprzeciwko Neali, wsunęła niesforny kosmyk za ucho, po czym wzięła do ręki różdżkę.
-Popatrz więc - zakomenderowała i uniosła nieco wierzbowe drewno. Wykonała krótki i prosty ruch dłonią, a na nić sama nawlekła się na igłę i przebiła zgrabnie materiał -To bardzo proste. Szarpiesz dłonią po skosie w prawo, lekko w górę i w poziomo w lewo, lekko po dolnym łuku - Poppy powtórzyła ten ruch, a igła ponownie przebiła materiał -Spróbuj werbalnie, z opadającym akcentem. Aiguille.
Jeśli tylko Neala napomknęłaby o chorym Brendanie, a zarazem mężczyźnie w chorobie - Poppy przyznalaby dziewczynie absolutną rację. Gdyby tylko wiedziała, że niemal wszyscy mężczyźni, bez wyjątków, byli pod tym kątem absolutnie tacy sami! Poppy wyniosła tę wiedzę jeszcze z domu, ciocia Diggory miała wszak dwóch synów, a chłopcy jak to chłopcy - zdarzało im się porozbijać, albo przez psoty rozchorować. Oczywiście byli wówczas w stanie agonalnym, nawet wówczas gdy był to tylko katar, a Poppy musiała się nimi zajmować. Przynosić herbatę, rozpalać w kominku bez użycia czarów, bo ciocia albo była w pracy, albo miała inne ważne zajęcia. Panna Pomfrey przekonała się o tej prawdzie także i na kursie uzdrowicielskim, a później stażu. Nieważne co mężczyźnie dolegało, najczęściej zachowywali się właśnie tak, jakby za chwilę mieli zejść z tego świata i wyzionąć ducha. Jeden czarodziej, który zapadł Poppy w pamięć przez swój śliwkowy melonik i sygnet wyśpiewujący hymn Irlandii, zaczął prosić ją by odnalazła ukryte przez niego skarby i przekazała rodzinie, a udrapał go wozak.
Czasami sądziła, że płeć męska specjalnie przyjmuje taką taktykę. Udają niemowlęta, bo i tak jest wielka szansa, że w pobliżu znajdzie się kobieta, która przez współczucie się nimi zajmie.
-Zdolna dziewczyna - pochwaliła ją Poppy z uśmiechem, popijając herbatę. Sięgnęła po przygotowany wczesniej materiał, dwie igły oraz nić. Usiadła znowu naprzeciwko Neali, wsunęła niesforny kosmyk za ucho, po czym wzięła do ręki różdżkę.
-Popatrz więc - zakomenderowała i uniosła nieco wierzbowe drewno. Wykonała krótki i prosty ruch dłonią, a na nić sama nawlekła się na igłę i przebiła zgrabnie materiał -To bardzo proste. Szarpiesz dłonią po skosie w prawo, lekko w górę i w poziomo w lewo, lekko po dolnym łuku - Poppy powtórzyła ten ruch, a igła ponownie przebiła materiał -Spróbuj werbalnie, z opadającym akcentem. Aiguille.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Radziliśmy sobie jakoś. Jak na moje to całkiem dobrze nawet. Właściwie wydaje mi się, że to dlatego, że ludzi tyle wokół nas dobrych i pomocnych i że każdy zawsze rękę do nas wyciągnął - czasem nawet jak nie trzeba było. No i to znów sprawiało, ze jakoś świat nie wydawał się taki straszny.
Ale słuchałam tego co mówi i widziałam bardziej marsową minę, gdy wracał do domu i widziałam też Proroka, więc wiedziałam, że wcale dobrze się nie dzieje, a świat jest zdecydowanie bardziej straszny niż przypuszczać można. Jednak nie mówiłam nic, nie chcąc kolejnym problemem zostać. Wiedziałam, że jeśli o czymś będę miała wiedzieć, to mi powie. A jak nie mówi, to po tym, bym i ja się nie zamartwiała całkowicie i kompletnie.
Sięgnęłam po moją różdżkę. Och, jakież ekscytujące było udanie się na Pokątną po nią. Pamiętam to jak dziś. Pan Ollviander był bardzo miły i zdawał się wiedzieć wszystko, dosłownie wszystko, o różdżkach i rdzeniach i w ogóle wszystkim. I właściwie to dał mi różdżkę tą co mam teraz i od razu wiedziałam, że to ona, takie ciepło się we mnie zebrało i uczucie było odpowiednie.
Obserwowałam uważnie każdy ruch kuzyneczki. W sumie szycie niby nic takiego i wielkiego z niego przydatku zazwyczaj nie ma, ale Bren mówił, że nawet najprostsze z zaklęć znać warto i że warto też uczyć się ciągle i ciągle się rozwijać. Więc z ochotą i chęć uczyłam się wszystkiego, bo sam moment uczenia lubiłam. Dokładnie spojrzeniem lustrowałam każdy jeden ruch kuzyneczki, by potem go przećwiczyć.
- O tak? - zapytałam powtarzając po niej, ale jeszcze nie wypowiadajac zaklęcia. Nie chciałam coś nie tak rzucić, bo jeszcze mogłabym do jakiejś szkody doprowadzić, a przecież ostatnie co chciałam to szkody wyrządzać. A potem, gdy mi już Poppy głową skinęła, że ruch dobry i odpowiedni jest wzięłam głęboki wdech. - Aiguille. - zarządzałam wiec od różdżki, wykonując odpowiedni gest i kierując ją w stronę materiału na stole. Nadzieje miałam, że wszystko wyjdzie. Bo tak trochę średnio mi się widziało, żeby mi jakieś szycie nie wyszło.
Ale słuchałam tego co mówi i widziałam bardziej marsową minę, gdy wracał do domu i widziałam też Proroka, więc wiedziałam, że wcale dobrze się nie dzieje, a świat jest zdecydowanie bardziej straszny niż przypuszczać można. Jednak nie mówiłam nic, nie chcąc kolejnym problemem zostać. Wiedziałam, że jeśli o czymś będę miała wiedzieć, to mi powie. A jak nie mówi, to po tym, bym i ja się nie zamartwiała całkowicie i kompletnie.
Sięgnęłam po moją różdżkę. Och, jakież ekscytujące było udanie się na Pokątną po nią. Pamiętam to jak dziś. Pan Ollviander był bardzo miły i zdawał się wiedzieć wszystko, dosłownie wszystko, o różdżkach i rdzeniach i w ogóle wszystkim. I właściwie to dał mi różdżkę tą co mam teraz i od razu wiedziałam, że to ona, takie ciepło się we mnie zebrało i uczucie było odpowiednie.
Obserwowałam uważnie każdy ruch kuzyneczki. W sumie szycie niby nic takiego i wielkiego z niego przydatku zazwyczaj nie ma, ale Bren mówił, że nawet najprostsze z zaklęć znać warto i że warto też uczyć się ciągle i ciągle się rozwijać. Więc z ochotą i chęć uczyłam się wszystkiego, bo sam moment uczenia lubiłam. Dokładnie spojrzeniem lustrowałam każdy jeden ruch kuzyneczki, by potem go przećwiczyć.
- O tak? - zapytałam powtarzając po niej, ale jeszcze nie wypowiadajac zaklęcia. Nie chciałam coś nie tak rzucić, bo jeszcze mogłabym do jakiejś szkody doprowadzić, a przecież ostatnie co chciałam to szkody wyrządzać. A potem, gdy mi już Poppy głową skinęła, że ruch dobry i odpowiedni jest wzięłam głęboki wdech. - Aiguille. - zarządzałam wiec od różdżki, wykonując odpowiedni gest i kierując ją w stronę materiału na stole. Nadzieje miałam, że wszystko wyjdzie. Bo tak trochę średnio mi się widziało, żeby mi jakieś szycie nie wyszło.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Czasy nastały niespokojne, to prawda. Coraz bardziej niepokojące wieści napływały zewsząd, aż chciało się po prostu zamknąć oczy i zasłonić uszy, by odciąć się od tych okropności. W samotności i ciszy swoich czterech ścian Poppy lubiła udawać, że wszystko jest absolutnie w porządku; że ministrem nie jest szalona kobieta, że nikt nie prześladuje mugolaków, że w Hogwarcie wciąż urzęduje profesor Dippet. Łatwiej było wówczas pozbierać myśli i odetchnąć, chociaż była sama. Brendan i Neala mieli siebie wzajemnie, mogli razem stawiać czoło temu wszystkiemu i wspierać się. Nie wracali do pustego domu i mieli na kogo czekać. Zarówno im, jak i innym często tego zazdrościła. Owszem, miała wokół siebie przyjaciół, bliskich przyjaciół, lecz wciąż - przyjaciele nigdy nie będą jak prawdziwa rodzina, a Poppy nigdy od nikogo nie wymagała takiego traktowania. Trzymała to w sobie głęboko ukryte, czasami jedynie gryząc z bólu knycie przy szczelnie zasłoniętych oknach. Żałowała, że nie ma rodzeństwa, o które mogłaby się troszczyć. Rodzeństwa, które mogłoby czasami zatroszczyć się i o nią. Brednan i Neala posiadali w sobie wzajemnie największy skarb.
Igła poderwała się ze stolika, unosząc nad nim na kilka centymetrów; zadrżała i obróciła się ostrą stroną w stronę materiału, lecz upadła z cichym brzdękiem. Cóż, początki zawsze bywały trudne, lecz Poppy i tak klasnęła w dłonie, wyraźnie zadowolona -Kiedy ja próbowałam ją zmusić do szycia po raz pierwszy, nawet nie drgnęła - wyznała z uśmiechem -Próbuj dalej, jestem pewna, że zaraz to opanujesz - zachęciła Nealę kobieta, obejmując dłońmi gorącą filiżankę. Kwiecień nie minął jeszcze w połowie, na zewnątrz wciąż było chłodno, a Poppy należała do tego pokroju osób, których nazywano zmarzluchami -Spróbuj zaintonować to słowo opadająco. A-guille. Ostatnia litera jest cichsza - w mniemaniu Poppy było to nader proste, wystarczyło załapać, kilka razy powtórzyć i nie będzie to nikomu sprawiać trudności. To drobne zaklęcie należało do jednych z najprostszych, lecz było nader przydatne. Zwłaszcza, kiedy z szyciem bez użycia czarów było komuś nie po drodze. Tak jak pannie Pomfrey.
Weasleyówna podjęła kolejną próbę, a potem jeszcze następną, a przy czwartym razie igła posłusznie przebiła dwukrotnie materiał i zastygła w bezruchu, unosząc się w powietrzu, oczekując na dalsze polecenia.
-Widzisz? - spytała Poppy -Mówiłam, że to proste!
Igła poderwała się ze stolika, unosząc nad nim na kilka centymetrów; zadrżała i obróciła się ostrą stroną w stronę materiału, lecz upadła z cichym brzdękiem. Cóż, początki zawsze bywały trudne, lecz Poppy i tak klasnęła w dłonie, wyraźnie zadowolona -Kiedy ja próbowałam ją zmusić do szycia po raz pierwszy, nawet nie drgnęła - wyznała z uśmiechem -Próbuj dalej, jestem pewna, że zaraz to opanujesz - zachęciła Nealę kobieta, obejmując dłońmi gorącą filiżankę. Kwiecień nie minął jeszcze w połowie, na zewnątrz wciąż było chłodno, a Poppy należała do tego pokroju osób, których nazywano zmarzluchami -Spróbuj zaintonować to słowo opadająco. A-guille. Ostatnia litera jest cichsza - w mniemaniu Poppy było to nader proste, wystarczyło załapać, kilka razy powtórzyć i nie będzie to nikomu sprawiać trudności. To drobne zaklęcie należało do jednych z najprostszych, lecz było nader przydatne. Zwłaszcza, kiedy z szyciem bez użycia czarów było komuś nie po drodze. Tak jak pannie Pomfrey.
Weasleyówna podjęła kolejną próbę, a potem jeszcze następną, a przy czwartym razie igła posłusznie przebiła dwukrotnie materiał i zastygła w bezruchu, unosząc się w powietrzu, oczekując na dalsze polecenia.
-Widzisz? - spytała Poppy -Mówiłam, że to proste!
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Właściwie tylko chwil kilka zdawało mi się nie być spędzonymi z Brendanem. W sensie, to nie tak, że ciągle razem ze sobą wszędzie chodziliśmy, chodziło mi o ogólne życie, widok jego zmęczonej twarzy gdy wracał, wychodząc następnego dnia, by dalej kontynuować podjęte działania. Te chwile były jednak jakiś czas temu i teraz zdawały mi się czasem nawet mało realne. Cioteczka i wujaszek byli najlepsi i najukochańsi, ale jacykolwiek by nie byli to nie byli Brendanem. A Hogwart? Cóż, Hogwart był wspaniały i zaskakujący, ale zarówno dobrze jak i źle i rozumiałam z każdym rokiem coraz bardziej czemu Bren nie chciał żebym tam była.
Więc teraz dni spływały mi na nauce w domu i gotowaniu by mógł zjeść coś w miarę jadalnego zaraz po tym jak z pracy wróci. Trochę mi przeszkadzało że tą kawę przed snem sypia, bo byłam pewna, że to przez nią czasem rzucił się z boku na bok w czasie snu. Uczyłam się pilnie, raz dlatego że lubiłam, a dwa dlatego, że nie chciałam sprawiać swoim nieuctwem problemów. Wiec wszystko, czego nauczyć się mogłam przyjmowałam z radością i chęcią.
Rzuciłam zaklęcie a igła poderwała się do góry, już myślałam że wyjdzie wszystko jak należy, ale ta wzięła i wrednie opadła na stół zamiast do materiału się dorwać. Wydęłam usta mocno niezadowolona tym faktem. Ale zaraz rozczarowany wyraz wyparował mi z twarzy. Skinęłam głową, w momencie w którym przypominałam sobie słowa kuzyna Garretta. Te o tym, że jesteśmy Weasleyami, a my nie poddajemy się, tylko próbujemy tak długo, jak długo celu nie osiągniemy.
- Aguille. - zarządziłam raz jeszcze, intonując dokładnie tak jak kuzyneczka chciała i kazała, ale nie stało się nic. Pokręciłam głową i rzuciłam jeszcze raz. Igła zadrżała, ale nie ruszyła. Westchnęłam, a potem wzięłam wdech. No bo przecież nie poddam się. Weasleye się nie poddają. Więc rzuciłam raz jeszcze, gest wykonując odpowiedni i wtedy się udało. Trochę się zdziwiłam, ale w sumie ucieszyłam też, gdy igła materiał przebiła dwukrotnie.
- Oh! - wymsknęło mi się z tego wszystkiego. W sumie to naprawdę radość mi to sprawiło. Rzuciłam potem raz jeszcze i igła znów pomknęła przez tkaninę. I kolejny raz i w sumie uznałam, że starczy już tego. Więc różdżkę odłożyłam, a potem za herbatę się wzięłam i pijąc ją, opowiadałam kuzyneczce o tym, jak to patronusa się uczyłam u kuzyna Garretta i jak karnisze wieszałam i nim się spostrzegłam to już słońce zachodzić zaczynało. Więc zeskoczyłam ze stołka, a potem pożegnałam się z Poppy i wyszłam lekko podskakując i nucąc coś pod nosem, musiałam postanowić, co też dziś Brendanowi do jedzenia zrobię. Przecież istniało tyle możliwości!
/zt
Więc teraz dni spływały mi na nauce w domu i gotowaniu by mógł zjeść coś w miarę jadalnego zaraz po tym jak z pracy wróci. Trochę mi przeszkadzało że tą kawę przed snem sypia, bo byłam pewna, że to przez nią czasem rzucił się z boku na bok w czasie snu. Uczyłam się pilnie, raz dlatego że lubiłam, a dwa dlatego, że nie chciałam sprawiać swoim nieuctwem problemów. Wiec wszystko, czego nauczyć się mogłam przyjmowałam z radością i chęcią.
Rzuciłam zaklęcie a igła poderwała się do góry, już myślałam że wyjdzie wszystko jak należy, ale ta wzięła i wrednie opadła na stół zamiast do materiału się dorwać. Wydęłam usta mocno niezadowolona tym faktem. Ale zaraz rozczarowany wyraz wyparował mi z twarzy. Skinęłam głową, w momencie w którym przypominałam sobie słowa kuzyna Garretta. Te o tym, że jesteśmy Weasleyami, a my nie poddajemy się, tylko próbujemy tak długo, jak długo celu nie osiągniemy.
- Aguille. - zarządziłam raz jeszcze, intonując dokładnie tak jak kuzyneczka chciała i kazała, ale nie stało się nic. Pokręciłam głową i rzuciłam jeszcze raz. Igła zadrżała, ale nie ruszyła. Westchnęłam, a potem wzięłam wdech. No bo przecież nie poddam się. Weasleye się nie poddają. Więc rzuciłam raz jeszcze, gest wykonując odpowiedni i wtedy się udało. Trochę się zdziwiłam, ale w sumie ucieszyłam też, gdy igła materiał przebiła dwukrotnie.
- Oh! - wymsknęło mi się z tego wszystkiego. W sumie to naprawdę radość mi to sprawiło. Rzuciłam potem raz jeszcze i igła znów pomknęła przez tkaninę. I kolejny raz i w sumie uznałam, że starczy już tego. Więc różdżkę odłożyłam, a potem za herbatę się wzięłam i pijąc ją, opowiadałam kuzyneczce o tym, jak to patronusa się uczyłam u kuzyna Garretta i jak karnisze wieszałam i nim się spostrzegłam to już słońce zachodzić zaczynało. Więc zeskoczyłam ze stołka, a potem pożegnałam się z Poppy i wyszłam lekko podskakując i nucąc coś pod nosem, musiałam postanowić, co też dziś Brendanowi do jedzenia zrobię. Przecież istniało tyle możliwości!
/zt
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zaangażowanie lorda Carrowa w projekt naukowy dopiero co powołanej jednostki badawczej mogło przytłaczać. Ledwo mijały dwa tygodnie od tragedii podczas nocy pierwszego maja, a dzięki niemu byli już na dość zaawansowanym etapie prac nad nowym zaklęciem, które przyniosłoby im ogromną ulgę w pracy. Wszyscy przecież zdążyli się już przekonać jak anomalie były wielką udręką, zwłaszcza podczas sytuacji, kiedy mieli rannego, chorego uzdrowić - niekiedy bywało teraz tak, że czynili mu jeszcze większą krzywdę, bądź sami odnosili rany, zamiast przynosić ukojenie. Jak najprędzej musieli odnaleźć sposób, aby problemu się pozbyć: chociażby w części.
Mieli wizję, którą należało zrealizować. Ideę, którą należało przekuć w konkrety. Zaczęli więc od badań nad zaklęciami obszarowymi i analizą ich zachowania na terenach szczególnie podatnych na działanie anomalie magiczne. Panna Pomfrey sporządziła z obu spotkać z lordem Carrowem szczegółowe raporty, a następnie wraz z nim pochyliła się nad nimi, dokonując szczegółowej analizy i wyciągając wnioski, które miała starannie zanotowane. Miały być jej dzisiaj niezbędne.
Pannie Pomfrey powierzono szczególne zadanie. Rozpocząć prac nad konstrukcją numerologiczną nowego zaklęcia miała rozpocząć samodzielnie, a choć nie czuła się do tego gotowa, to nie śmiała odmówić lordowi Carrow, skoro wydał jej takie polecenie. Nigdy nie błyszczała szczególnie na numerologii, była to dlań skomplikowana i trudna dziedzina, lecz przy odpowiednich nakładach ciężkiej pracy zdołała opanować podstawy.
Czternastego maja z samego rana zabrała się do pracy. Na stole w salonie jej skromnego mieszkania piętrzyły się książki, woluminy i ich raporty. Wszystko starannie przewertowała i przemyślała, nim przystąpiła do pierwszych prób sporządzenia schematu. Tym bardziej było ono dlań wyzwaniem, bo ujarzmiać miało anomalie, o których nie zdążył nikt jeszcze napisać żadnej książki i nie miała dobrych źródeł informacji.
Wertując jednak ciężkie, opasłe tomisk traktujące o numerologii i przeglądając zawarte weń tablice zaczynało Poppy coraz bardziej świtać w głowie. W końcu wyciągnęła czystą rolkę pergaminu i zaczęła po nim skrobać, a choć wiele pierwszych prób skreśliła i wyrzucała do kosza, bo zaczynała dostrzegać w swoich schematach niemożliwe do skorygowania nieprawidłowości, to nie ustawała w staraniach.
numerologia I, +10 do rzutu
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź