Salon
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
To największe pomieszczenie w wynajmowanym przez Poppy mieszkaniu, które jest stare i surowo urządzone. Uroku dodają jedynie świeże kwiaty i portrety oraz zdjęcia rodziców i Charlesa. W salonie stoi wysłużona sofa, wiekowy, lecz nader wygodny wielki fotel, kilka regałów z książkami, żerdź dla Sabriny w kącie i kilka kwiatów doniczkowych.
Ostatnio zmieniony przez Poppy Pomfrey dnia 27.08.17 9:59, w całości zmieniany 1 raz
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zazwyczaj nigdy nie pozostawiała listów bez odpowiedzi, jeśli tego wymagały, potwierdzała spotkania i ich godziny, lecz list ostatni list od pana Rinehearta musiał się jej gdzieś zawieruszyć, nie odpisała od razu, a później przez natłok obowiązków zwyczajnie wyleciało to uzdrowicielce z głowy. Była przekonana, że szczegóły wizyty szefa biura aurorów w jej skromnych progach zostały uzgodnione. Cały czas miała ją w pamięci i przygotowała się do niej. Późna pora bynajmniej Poppy nie przeszkadzała; dawniej rzeczywiście wcześnie kładła się spać, zdrowy i długi sen był niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, lecz od długich miesięcy miała tyle na głowie, że kładła się późno i wstawała bladym świtem. Sama zresztą wynajdowała sobie kolejne obowiązki i zajęcia - bo tak było jej łatwiej przetrwać te trudne lata, gdy nie miała zwyczajnie czasu, by roztrząsać w myślach czarne scenariusze. Nauka astronomii, praca nad eliksirami, opiekowanie się uczniami i kadrą pedagogiczną Hogwartu, dyżury w Oazie i opieka nad nią pochłaniały Poppy bez reszty. Potrzebowała tego teraz bardziej, niż kiedykolwiek. Śmierć profesor Bathildy Bagshot dotknęła jej wyjątkowo osobiście; staruszka była dla niej mentorką, nauczycielką, ogromnym autorytetem, zarówno naukowym, jak i po prostu ludzkim. Minął ponad miesiąc, ale rana w sercu wciąż się nie zagoiła - i nie zagoi się jeszcze bardzo długo. Podobnych ran Poppy miała już zbyt wiele. Traciła bliskich jednego po drugim i żyła w nieustannym strachu, że następny dzień odbierze jej następnego krewnego, przyjaciela, bliską osobę.
Donośne pukanie męskiej dłoni oderwało uzdrowicielkę od map nieba, nad którymi spędzała coraz więcej czasu, studiując ciała niebieskie. Otworzyła drzwi i wpuściła mężczyznę do środka. Starała się przy tym ciepło uśmiechnąć, ale wyszło dość blado. Pod oczyma miała cienie, ramiona jakby zapadnięte w sobie, wyglądała na zmęczoną. Ostatniej nocy znów nie mogła spać.
- Dobry wieczór, proszę wejść - odezwała się, krótkim machnięciem różdżki rozpalając więcej świec. Ich ciepłe światło rozjaśniło skromny, ale przytulny salon. - Niech pan wygodnie usiądzie, może to trochę potrwać. Zaklęcie nie jest łatwe. Zrobić panu herbaty? Na dworze ziąb.
Gestem wskazała aurorowi wygodny, miękki fotel. Zanim przeszła do pracowni, by przynieść przygotowane wcześniej, niezbędne do zabiegu przedmioty, zatrzymała się przy drzwiach do kuchni i skupiła na Kieranie pytające spojrzenie.
Donośne pukanie męskiej dłoni oderwało uzdrowicielkę od map nieba, nad którymi spędzała coraz więcej czasu, studiując ciała niebieskie. Otworzyła drzwi i wpuściła mężczyznę do środka. Starała się przy tym ciepło uśmiechnąć, ale wyszło dość blado. Pod oczyma miała cienie, ramiona jakby zapadnięte w sobie, wyglądała na zmęczoną. Ostatniej nocy znów nie mogła spać.
- Dobry wieczór, proszę wejść - odezwała się, krótkim machnięciem różdżki rozpalając więcej świec. Ich ciepłe światło rozjaśniło skromny, ale przytulny salon. - Niech pan wygodnie usiądzie, może to trochę potrwać. Zaklęcie nie jest łatwe. Zrobić panu herbaty? Na dworze ziąb.
Gestem wskazała aurorowi wygodny, miękki fotel. Zanim przeszła do pracowni, by przynieść przygotowane wcześniej, niezbędne do zabiegu przedmioty, zatrzymała się przy drzwiach do kuchni i skupiła na Kieranie pytające spojrzenie.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W otwartych drzwiach do mieszkania nie spodziewał się zastać kogokolwiek innego poza Poppy, która od razu wydała mu się bledsza niż zwykle. Może to przez głębokie cienie pod jej oczami, co stanowiły ewidentny dowód dla jej zmęczenia. Dobrze wiedział, że przez poczucie odpowiedzialności trudno jest się nie przepracowywać, bo zawsze jest tyle do zrobienia. Czasy stały się niespokojne, trzeba było na siebie uważać na każdym kroku. Nie ośmielił się jednak skomentować niepokojących oznak, kiedy sam zamierzał korzystać z pomocy, jaką Poppy mu oferowała. Próbowała nawet wykrzesać z siebie uśmiech, ale nie był człowiekiem, który potrafił docenić podobne przejawy serdeczności, a co dopiero na nie odpowiedzieć w podobny sposób. – Dobry wieczór – rzekł powitanie i wsunął się do środka, aby stanąć w skromnej przestrzeni, którą zaraz oświetliły drobne płomienie świec. Ważne, że w salonie było całkiem ciepło, spokojnie i dawało to złudzenie, że poza nim wcale nie toczy się żadna wojna.
– Nie kłopocz się, Poppy – poprosił ją prawie łagodnie, gdy wyjątkowo nie sięgał po władczy ton, już teraz czując wdzięczność, że podjęła się zadania przywrócenia mu lewego ucha. Miał nadzieję, że zabieg, pomimo poziomu trudności, jednak się uda, dzięki czemu znów będzie w pełni sprawny. O tyle dobrze, że nie stracił żadnej kończyny, to byłoby zdecydowanie bardziej uciążliwe.
Jeszcze ostatni raz rozejrzał się po pomieszczeniu, nim usiadł na wskazanym fotelu zgodnie z jej prośbą. Pomimo swej masywnej postury jakoś wpasował się w miękkie siedzisko, oczekując dalszego przebiegu zdarzeń. Nie obawiał się bólu, ale nie spodziewał się też, aby ten miał w ogóle nastąpić. Czy dziwnie będzie przyzwyczajać się do obecności ucha na nowo?
– Czy wszystko u ciebie dobrze? – spytał ochrypłym szeptem, przyglądając się czarownicy z jakąś tajoną w głębokim spojrzeniu troską. Mimo wszystko nie mógł zignorować jej sytuacji. Nieważne jak wiele miała na głowę, musiała też zająć się sobą, aby móc dalej nieść pomoc. Także najbardziej zaciekli aurorzy prędzej czy później dochodzili do tej prawdy.
– Nie kłopocz się, Poppy – poprosił ją prawie łagodnie, gdy wyjątkowo nie sięgał po władczy ton, już teraz czując wdzięczność, że podjęła się zadania przywrócenia mu lewego ucha. Miał nadzieję, że zabieg, pomimo poziomu trudności, jednak się uda, dzięki czemu znów będzie w pełni sprawny. O tyle dobrze, że nie stracił żadnej kończyny, to byłoby zdecydowanie bardziej uciążliwe.
Jeszcze ostatni raz rozejrzał się po pomieszczeniu, nim usiadł na wskazanym fotelu zgodnie z jej prośbą. Pomimo swej masywnej postury jakoś wpasował się w miękkie siedzisko, oczekując dalszego przebiegu zdarzeń. Nie obawiał się bólu, ale nie spodziewał się też, aby ten miał w ogóle nastąpić. Czy dziwnie będzie przyzwyczajać się do obecności ucha na nowo?
– Czy wszystko u ciebie dobrze? – spytał ochrypłym szeptem, przyglądając się czarownicy z jakąś tajoną w głębokim spojrzeniu troską. Mimo wszystko nie mógł zignorować jej sytuacji. Nieważne jak wiele miała na głowę, musiała też zająć się sobą, aby móc dalej nieść pomoc. Także najbardziej zaciekli aurorzy prędzej czy później dochodzili do tej prawdy.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Słysząc komentarze o przemęczonej aparycji najpewniej zapewniłaby, że wszystko w porządku i następnego dnia po prostu sięgnęła po puder, trzymany w szkatułce w sypialni, używany bardzo rzadko, bo nie miała zwyczaju (i czasu) sięgać po upiększające mazidła; nie chciała jednak dawać nikomu powodów do zmartwień.
- Przecież to żaden kłopot - odpowiedziała pielęgniarka, kręcąc przy tym głową, zagotowanie zaklęciem wody i zalanie wrzątkiem czajniczka trwało zaledwie kilka chwil; pan Rineheart nie odpowiedział, że nie ma na nią ochoty, a jedynie, że nie chce jej kłopotać, więc zniknęła w kuchni, wiedziona swoim poczuciem obowiązku zadbania o gościa jak przystało na dobrą gospodynię; kilka chwil później wróciła do salonu z dwoma filiżankami gorącej, dobrej herbaty. Opuściła go jeszcze na moment, by - zgodnie z pierwotnym planem - wejść do swojej pracowni i zabrać z niej niezbędne przedmioty. Do salonu przyniosła kilka czystych ręczników, miskę z ciepłą wodą, fiolki z eliksirami (tak na wszelki wypadek) oraz... szczelnie zamknięty, średniej wielkości słój wypełniony przeźroczystą, gęstą mazią.
Gdy położyła go na stoliku obok fotela, na którym siedział Kieran, mógł on dostrzec unoszące się w nim ludzkie ucho. Dokładnie takie samo jak to, które stracił w Azkabanie, poświęcając je dla dobra misji.
- No. Oto ono - podsumowała Poppy, wskazując na słój dłonią, po czym wsparła ręce o biodra, dając aurorowi chwilę, aby mógł się mu przyjrzeć i oswoić z tą dziwną sytuacją. Dla niej samej to nie było już nic ani dziwnego, ani zaskakującego, podczas stażu i pracy w szpitalu świętego Munga widziała nie jedno.
- Tak. Powiedzmy. Proszę się nie martwić - odparła na jego pytanie, podszyte troską, siląc się na ciepły uśmiech. Wiedziała, że pan Rineheart nie jest wylewnym, ciepłym człowiekiem, skorym do okazywania uczuć, czy sympatii, dlatego takie pozornie banalne słowa z jego ust były bardziej znaczące. Wzruszyła ramionami, jakby naprawdę nie było się czym martwić, nie chciała, aby to robił. Panna Pomfrey nie czuła, że ma na barkach więcej niż inni członkowie Zakonu Feniska, że powinna zwolnić, czy więcej odpocząć. Wszyscy odpoczną, gdy to wszystko po prostu wreszcie się skończy, kiedy przegonią burzowe chmury wojny i nad Wielką Brytanią znów zaświeci słońce spokoju.
- Dobrze, wyjaśnię teraz panu co zrobię: rzucę zaklęcie Transplantatio, które... hm, powiedzmy, że przyszyje pańskie ucho, wie pan co mam na myśli, tylko po nie będzie po tym śladu. To znaczy przez pierwsze kilka dni może pan odczuwać dyskomfort, widzieć delikatnie odznaczenie, ale to minie. Parę dni i nie będzie pan widział różnicy - tłumaczyła Poppy powoli, wyciągając z kieszeni spódnicy różdżkę z wierzby. Machnęła nią krótko, by wyczarować kulę światła Lumos maxima nad ich głowami, by mogła dokładnie widzieć co robi. - Jest pan gotów? Proszę odgarnąć włosy, dobrze?
- Przecież to żaden kłopot - odpowiedziała pielęgniarka, kręcąc przy tym głową, zagotowanie zaklęciem wody i zalanie wrzątkiem czajniczka trwało zaledwie kilka chwil; pan Rineheart nie odpowiedział, że nie ma na nią ochoty, a jedynie, że nie chce jej kłopotać, więc zniknęła w kuchni, wiedziona swoim poczuciem obowiązku zadbania o gościa jak przystało na dobrą gospodynię; kilka chwil później wróciła do salonu z dwoma filiżankami gorącej, dobrej herbaty. Opuściła go jeszcze na moment, by - zgodnie z pierwotnym planem - wejść do swojej pracowni i zabrać z niej niezbędne przedmioty. Do salonu przyniosła kilka czystych ręczników, miskę z ciepłą wodą, fiolki z eliksirami (tak na wszelki wypadek) oraz... szczelnie zamknięty, średniej wielkości słój wypełniony przeźroczystą, gęstą mazią.
Gdy położyła go na stoliku obok fotela, na którym siedział Kieran, mógł on dostrzec unoszące się w nim ludzkie ucho. Dokładnie takie samo jak to, które stracił w Azkabanie, poświęcając je dla dobra misji.
- No. Oto ono - podsumowała Poppy, wskazując na słój dłonią, po czym wsparła ręce o biodra, dając aurorowi chwilę, aby mógł się mu przyjrzeć i oswoić z tą dziwną sytuacją. Dla niej samej to nie było już nic ani dziwnego, ani zaskakującego, podczas stażu i pracy w szpitalu świętego Munga widziała nie jedno.
- Tak. Powiedzmy. Proszę się nie martwić - odparła na jego pytanie, podszyte troską, siląc się na ciepły uśmiech. Wiedziała, że pan Rineheart nie jest wylewnym, ciepłym człowiekiem, skorym do okazywania uczuć, czy sympatii, dlatego takie pozornie banalne słowa z jego ust były bardziej znaczące. Wzruszyła ramionami, jakby naprawdę nie było się czym martwić, nie chciała, aby to robił. Panna Pomfrey nie czuła, że ma na barkach więcej niż inni członkowie Zakonu Feniska, że powinna zwolnić, czy więcej odpocząć. Wszyscy odpoczną, gdy to wszystko po prostu wreszcie się skończy, kiedy przegonią burzowe chmury wojny i nad Wielką Brytanią znów zaświeci słońce spokoju.
- Dobrze, wyjaśnię teraz panu co zrobię: rzucę zaklęcie Transplantatio, które... hm, powiedzmy, że przyszyje pańskie ucho, wie pan co mam na myśli, tylko po nie będzie po tym śladu. To znaczy przez pierwsze kilka dni może pan odczuwać dyskomfort, widzieć delikatnie odznaczenie, ale to minie. Parę dni i nie będzie pan widział różnicy - tłumaczyła Poppy powoli, wyciągając z kieszeni spódnicy różdżkę z wierzby. Machnęła nią krótko, by wyczarować kulę światła Lumos maxima nad ich głowami, by mogła dokładnie widzieć co robi. - Jest pan gotów? Proszę odgarnąć włosy, dobrze?
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
To prawda, zaparzenie komuś herbaty aż tak bardzo kłopotliwe nie było, jednak Kieran uznawał to za dość niepotrzebny ceremoniał w tym przypadku. Jeśli wcześniej nie za bardzo wiedział, czy w oczach Poppy jawi się jako gość, którego należy uraczyć aromatycznym naparem, to w tej chwili zyskał jednoznaczną odpowiedź. Musiała kierować nią troska o członka Zakonu Feniksa, bo trudno byłoby mówić o jakiekolwiek bliskości pomiędzy nimi. Dla spokoju własnej duszy nie odmówił po raz drugi, choć z jakimś zmęczeniem przyglądał się kobiecej sylwetce zawracającej do kuchni. Szybko usłyszał świst czajnika od gotującej się w nim wody, a więc nieobecność Poppy w salonie nie trwała długo. Ale ledwo odłożyła filiżanki i już zniknęła, lecz tym razem w inny pomieszczeniu. Już się bał, że przypomniała sobie o jakichś ciasteczkach, ale na jego szczęście przyniosła ze sobą potrzebne rzeczy do dokonania zabiegu przywrócenia mu ucha. Największą ciekawość zbudził w nim słój i rzeczywiście zdołał ujrzeć w nim unoszące się ucho, nie musiał nawet specjalnie wytężać wzroku, aby dostrzec jego zarys, choć pozostawał zanurzony w galaretowatej substancji.
Otrzymał odpowiedź na swoje pytanie, ale nie był z niej zadowolony. Wciąż wydawała mu się zmęczona. Mógłby jej powiedzieć, aby postarała się nie przemęczać, ale czy usłuchałaby podobnej rady z ust zatwardziałego aurora? Zaraz spojrzał na wysuniętą w jego stronę filiżankę. Ani razu po nią nie sięgnął i właśnie sobie uświadomił, że w najbliższych chwilach raczej nie będzie miał takiej okazji. Wysłuchał słów czarownicy uważnie, gotów na wszystko, ale cała procedura nie brzmiała tak strasznie. Za kilka dni wszystko powinno być w porządku, więc nie miał się czym martwić. Jakoś brak ucha jawił mu się jako większy dyskomfort niż ponowne przyzwyczajanie się do tego nowego. Sam nerw słuchowy nie został uszkodzony, chodziło tylko o odzyskanie małżowiny usznej.
– Rozumiem – czuł, że takie krótkie potwierdzenie z jego strony, odnośnie zrozumienia całej treści z tej garści informacji jest od niego wymagane. Świetlista kula zawisła pod sufitem, oświetlając pomieszczenie. Kieran zgodnie z poleceniem zebrał palcami włosy, chcąc odsłonić zagojoną ranę po lewym uchu. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony myślą, że właściwie powinien się cieszyć z tego, iż ma jeszcze w ogóle co odgarniać. Tak wielu jego współpracowników zdążyło wyłysieć przez te wszystkie lata. Aż znów wspomniał Atwooda, lata temu tak bardzo przystojnego i to również powodu zdrowo lśniących kłaków. – Jestem gotów – potwierdził spokojnie, natychmiast poważniejąc, czekając na zewnętrzny bodziec, cokolwiek, co podpowie mu, że lewe ucho znów jest na swoim miejscu.
Otrzymał odpowiedź na swoje pytanie, ale nie był z niej zadowolony. Wciąż wydawała mu się zmęczona. Mógłby jej powiedzieć, aby postarała się nie przemęczać, ale czy usłuchałaby podobnej rady z ust zatwardziałego aurora? Zaraz spojrzał na wysuniętą w jego stronę filiżankę. Ani razu po nią nie sięgnął i właśnie sobie uświadomił, że w najbliższych chwilach raczej nie będzie miał takiej okazji. Wysłuchał słów czarownicy uważnie, gotów na wszystko, ale cała procedura nie brzmiała tak strasznie. Za kilka dni wszystko powinno być w porządku, więc nie miał się czym martwić. Jakoś brak ucha jawił mu się jako większy dyskomfort niż ponowne przyzwyczajanie się do tego nowego. Sam nerw słuchowy nie został uszkodzony, chodziło tylko o odzyskanie małżowiny usznej.
– Rozumiem – czuł, że takie krótkie potwierdzenie z jego strony, odnośnie zrozumienia całej treści z tej garści informacji jest od niego wymagane. Świetlista kula zawisła pod sufitem, oświetlając pomieszczenie. Kieran zgodnie z poleceniem zebrał palcami włosy, chcąc odsłonić zagojoną ranę po lewym uchu. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony myślą, że właściwie powinien się cieszyć z tego, iż ma jeszcze w ogóle co odgarniać. Tak wielu jego współpracowników zdążyło wyłysieć przez te wszystkie lata. Aż znów wspomniał Atwooda, lata temu tak bardzo przystojnego i to również powodu zdrowo lśniących kłaków. – Jestem gotów – potwierdził spokojnie, natychmiast poważniejąc, czekając na zewnętrzny bodziec, cokolwiek, co podpowie mu, że lewe ucho znów jest na swoim miejscu.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Skłamałaby mówiąc, że nie czuje się poddenerwowana całym tym zabiegiem. Oczywiście, że tak było. Od kilku dni stresowała się tą chwilą, wyobraźnia zaś podsuwała niezliczone ilości scenariuszy w których coś idzie po prostu nie tak. Transplantacja organów nie była specjalizacją czarownicy, rzuciła to zaklęcie zaledwie kilka razy i to podczas stażu oraz krótkiego okresu pracy w szpitalu świętego Munga, a było to niemal dwa lata wcześniej. Czuła więc, że ma na tym za małe doświadczenie, by się czuć pewnie. Poppy nie brakowało talentu do magii uzdrawiającej, to prawda, ciężko także pracowała, by ten talent oszlifować i choć skromność nie pozwalała jej tego głośno przyznawać, to bardzo szybko osiągnęła bardzo wysoki poziom pomimo młodego wieku, prześcigając nie jednego doświadczonego magomedyka. W szpitalu świętego Munga z pewnością czekałaby na nią bardziej świetlana kariera - ale nie pożądała ani sławy, ani mnóstwa galeonów, dlatego pozostała w Hogwarcie nawet po zniknięciu Grindelwalda. Praca z uczniami sprawiała jej niemało satysfakcji.
Członkowie Zakonu Feniksa zaś stawiali przed nią kolejne wyzwania, choć życzyłaby sobie akurat takich brak. Wolałaby, aby nie tracili uszu, nóg, skóry twarzy i innych części ciała.
- Dobrze. A więc zaczynajmy - wyrzekła ciepłym tonem, chcąc dodać aurorowi otuchy, jeśli się denerwował, po czym sięgnęła do słoja. Odkręciła wieko, a powietrze natychmiast nasyciło się mocnym, nieprzyjemnym zapachem formaliny. Włożyła do słoja drobną dłoń i chwilę walczyła, by wyłowić męskie ucho, czemu towarzyszyło chlupotanie. Poppy poczuła się niezręcznie i dla jej pacjenta również musiało to takie być - patrzenie jak ucho raz po raz wyślizguje się z palców uzdrowicielki. - Mam cię... - mruknęła w końcu, zaciskając ucho w dłoni i wyciągając je ze słoja.
Przyłożyła je do odsłoniętego miejsca, gdzie widniała dziura bębenka. Pan Rineheart musiał poczuć jak krople eliksiru spadają na jego skórę i spływają po pomarszczonej szyi. Poppy chwilę poświęciła, by lewą dłonią ułożyć ucho w odpowiedniej pozycji, po czym różdżkę trzymaną w prawej przysunęła bardzo blisko. Wzięła głęboki oddech i spokojnym, pewnym głosem wyrzekła: - Transplantatio!
Członkowie Zakonu Feniksa zaś stawiali przed nią kolejne wyzwania, choć życzyłaby sobie akurat takich brak. Wolałaby, aby nie tracili uszu, nóg, skóry twarzy i innych części ciała.
- Dobrze. A więc zaczynajmy - wyrzekła ciepłym tonem, chcąc dodać aurorowi otuchy, jeśli się denerwował, po czym sięgnęła do słoja. Odkręciła wieko, a powietrze natychmiast nasyciło się mocnym, nieprzyjemnym zapachem formaliny. Włożyła do słoja drobną dłoń i chwilę walczyła, by wyłowić męskie ucho, czemu towarzyszyło chlupotanie. Poppy poczuła się niezręcznie i dla jej pacjenta również musiało to takie być - patrzenie jak ucho raz po raz wyślizguje się z palców uzdrowicielki. - Mam cię... - mruknęła w końcu, zaciskając ucho w dłoni i wyciągając je ze słoja.
Przyłożyła je do odsłoniętego miejsca, gdzie widniała dziura bębenka. Pan Rineheart musiał poczuć jak krople eliksiru spadają na jego skórę i spływają po pomarszczonej szyi. Poppy chwilę poświęciła, by lewą dłonią ułożyć ucho w odpowiedniej pozycji, po czym różdżkę trzymaną w prawej przysunęła bardzo blisko. Wzięła głęboki oddech i spokojnym, pewnym głosem wyrzekła: - Transplantatio!
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Oznaki zaniepokojenia widoczne na twarzy Poppy aż tak go nie martwiły, póki nie wskazywały na całkowicie paraliżujący ją strach. Ważniejsze wydały mu się jej ruchy, które były dość ostrożne, ale równocześnie wydawały się bardzo opanowane, wyuczone, doskonale wiedziała co robi i co zrobić powinna. Starał się jej nie przeszkadzać, kiedy wyciągała ucho ze słoja, ale przede wszystkim nie ruszał się, gdy zbliżała się z nową częścią ciała do niego. Trzymał plecy prosto, głowę również, dłonie zaciskając mocno na kolanach, aby w żadnym razie nie szarpnąć się nagle. Nadal nie był pewien, czego należy się spodziewać podczas tego zabiegu, jakoś inaczej było, gdy odzyskiwał swoje palce, albo zrastały mu się kości w nogach czy rękach.
W końcu nadeszła ta oczekiwana przez niego chwila. Poczuł chłód bijący od ucha, przyłożonego do miejsca, gdzie posiadał to w pełni naturalne od dnia narodzin. W ruch poszła różdżka. Zaklęcie było mu obce, w przeszłości zdołał zapoznać się z zaledwie kilkoma inkantacjami do tych najprostszych zaklęć z zakresu magii leczniczej. Transplantacja jakiegokolwiek narządu była poza jego możliwościami, zwłaszcza, że do wyhodowania organu potrzebny był również odpowiedni eliksir. Rozumiał, ile wysiłku trzeba było włożyć, aby udzielić mu pomocy, dlatego był tym bardziej wdzięczny, jak i pod wrażeniem umiejętności Poppy. Dziwnie było poczuć jak obce ucho z pomocą magii odnajduje swoje miejsce. Z zaskoczenia wciągnął powietrze do płuc, czemu towarzyszył cichy, krótki świst. To nie był ostry ból, może zaledwie lekki dyskomfort, który bardziej wynikał z tego, że doznanie było tak bardzo inne, nieznane wcześniej. Jednocześnie czuł ulgę, szczerze wierząc, że wszystko przebiegło zgodnie z planem i zabieg się powiódł. Ale nie ośmielił się jeszcze poruszyć, czekając na ostateczny werdykt ze strony uzdrowicielki. Spoglądał wprost przed siebie, na otwarte drzwi do drugiego pomieszczenia, prawdopodobnie gabinetu czy też pracowni, skupiając się na utrzymaniu bezruchu.
– Udało się? – spytał ochrypłym z wrażenia głosem, nieco zaskoczony jego brzmieniem. Nie spodziewał się, że będzie jednak całe to zdarzenie aż tak przeżywał.
W końcu nadeszła ta oczekiwana przez niego chwila. Poczuł chłód bijący od ucha, przyłożonego do miejsca, gdzie posiadał to w pełni naturalne od dnia narodzin. W ruch poszła różdżka. Zaklęcie było mu obce, w przeszłości zdołał zapoznać się z zaledwie kilkoma inkantacjami do tych najprostszych zaklęć z zakresu magii leczniczej. Transplantacja jakiegokolwiek narządu była poza jego możliwościami, zwłaszcza, że do wyhodowania organu potrzebny był również odpowiedni eliksir. Rozumiał, ile wysiłku trzeba było włożyć, aby udzielić mu pomocy, dlatego był tym bardziej wdzięczny, jak i pod wrażeniem umiejętności Poppy. Dziwnie było poczuć jak obce ucho z pomocą magii odnajduje swoje miejsce. Z zaskoczenia wciągnął powietrze do płuc, czemu towarzyszył cichy, krótki świst. To nie był ostry ból, może zaledwie lekki dyskomfort, który bardziej wynikał z tego, że doznanie było tak bardzo inne, nieznane wcześniej. Jednocześnie czuł ulgę, szczerze wierząc, że wszystko przebiegło zgodnie z planem i zabieg się powiódł. Ale nie ośmielił się jeszcze poruszyć, czekając na ostateczny werdykt ze strony uzdrowicielki. Spoglądał wprost przed siebie, na otwarte drzwi do drugiego pomieszczenia, prawdopodobnie gabinetu czy też pracowni, skupiając się na utrzymaniu bezruchu.
– Udało się? – spytał ochrypłym z wrażenia głosem, nieco zaskoczony jego brzmieniem. Nie spodziewał się, że będzie jednak całe to zdarzenie aż tak przeżywał.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
To nie tak, że paraliżował ją strach. Gdyby nie była pewna, że potrafi to zrobić i sprosta zadaniu, jeśli się skupi, gdyby nie robiła tego już wcześniej - poprosiłaby bardziej doświadczonego w tego rodzaju zabiegach magomedyka, aby pomógł Kieranowi. Poppy była zbyt rozsądna i za bardzo leżało jej na sercu dobro pacjentów, pycha nie brała góry, nie porywała się na coś, czego nie potrafiłaby zrobić. Nie przeceniała swoich umiejętności, ale wiedziała na co ją stać - a potrafiła już naprawdę wiele. Znacznie więcej od przeciętnego magomedyka liczącego tyle lat co ona. Niewielu zresztą mogło pochwalić się wynalezieniem własnego eliksiru jeszcze przed ukończeniem trzydziestego roku życia.
To było jedynie lekkie poddenerwowanie, ale zdrowe - bo zmuszało Poppy do większej niż zwykle koncentracji i ostrożności nad tym co robi. Ustawiwszy lepkie od eliksiru ucho w odpowiedniej pozycji wypowiedziała formułę zaklęcia spokojnie, lecz pewnie. Towarzyszył temu lekki ruch nadgarstka, wcześniej wielokrotnie przećwiczony, przygotowała się do tego spotkania naprawdę solidnie, chcąc mieć jak największą pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Z końca wierzbowej różdżki panny Pomfrey wysnuł się jasny promień, który rozplótł się na kilka świetlistych nici. Otuliły one ucho pana Rineheart niczym drobne nici spajając je z jego głową. Poppy przyglądała się temu w skupieniu i z uwagą, obserwując, czy wszystko dzieje się tak jak powinno. Nie trwało to długo. Skóra ucha i boku głowy spoiły się ze sobą, zasklepiły, kilka chwil później ucho było już na swoim miejscu. Auror mógł poczuć wyraźny dyskomfort, jednakże Poppy wątpiła, aby było to szczególnie bolesne.
- Tak - odpowiedziała po chwili, ostrożnie badając opuszkami palców ucho z każdej strony i oglądając je uważnie. Chwilowo odznaczało się barwą, może trochę odstawało inaczej niż prawe, jednakże za kilka dni, kiedy odpowiednio się przyjmie, nie sposób będzie odróżnić go od starego ucha. - Znów ma pan parę uszu. Mam nadzieję, że słychać mnie wyraźniej - powiedziała, pozwalając sobie na drobny żart. Schowała różdżkę do kieszeni spódnicy i podeszła do miednicy, aby obmyć ręce z lepkiego eliksiru. Po chwili podała także panu Rineheart czysty, zmoczony ręczniczek, by mógł otrzeć ucho z cieczy.
To było jedynie lekkie poddenerwowanie, ale zdrowe - bo zmuszało Poppy do większej niż zwykle koncentracji i ostrożności nad tym co robi. Ustawiwszy lepkie od eliksiru ucho w odpowiedniej pozycji wypowiedziała formułę zaklęcia spokojnie, lecz pewnie. Towarzyszył temu lekki ruch nadgarstka, wcześniej wielokrotnie przećwiczony, przygotowała się do tego spotkania naprawdę solidnie, chcąc mieć jak największą pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Z końca wierzbowej różdżki panny Pomfrey wysnuł się jasny promień, który rozplótł się na kilka świetlistych nici. Otuliły one ucho pana Rineheart niczym drobne nici spajając je z jego głową. Poppy przyglądała się temu w skupieniu i z uwagą, obserwując, czy wszystko dzieje się tak jak powinno. Nie trwało to długo. Skóra ucha i boku głowy spoiły się ze sobą, zasklepiły, kilka chwil później ucho było już na swoim miejscu. Auror mógł poczuć wyraźny dyskomfort, jednakże Poppy wątpiła, aby było to szczególnie bolesne.
- Tak - odpowiedziała po chwili, ostrożnie badając opuszkami palców ucho z każdej strony i oglądając je uważnie. Chwilowo odznaczało się barwą, może trochę odstawało inaczej niż prawe, jednakże za kilka dni, kiedy odpowiednio się przyjmie, nie sposób będzie odróżnić go od starego ucha. - Znów ma pan parę uszu. Mam nadzieję, że słychać mnie wyraźniej - powiedziała, pozwalając sobie na drobny żart. Schowała różdżkę do kieszeni spódnicy i podeszła do miednicy, aby obmyć ręce z lepkiego eliksiru. Po chwili podała także panu Rineheart czysty, zmoczony ręczniczek, by mógł otrzeć ucho z cieczy.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pozytywna odpowiedź wypełniła go ulgą i ciało bliskie było rozluźnić mięśnie, szczególnie ramion, lecz nie pozwolił na to fachowy dotyk panny Pomfrey; palcami jeszcze sprawdzała, czy aby na pewno zaklęcie się powiodło. Kieran, jako pacjent, nie miał możliwości przyjrzeć się końcowemu efektowi, znajdzie na to czas już we własnym domu, przy lustrze, szukając jakichkolwiek niepokojących oznak, bądź ciesząc oczy kompletnym po kilku tygodniach obrazem.
– Właściwie nie miałem wcześniej większych problemów ze słuchem – odpowiedział zgodnie ze stanem faktycznym, żartobliwą nutę wyłapując dopiero z opóźnieniem, jakby to prawdziwe uleczony powinien być jego refleks. – Ale rzeczywiście jest lepiej – dodał zaraz, chcąc się jak najszybciej zrehabilitować, bo doceniał takie sytuacyjne żarty, jednak wciąż był lekko skołowany. Okolica ucha wciąż mrowiła, to uczucie rozchodziło się do skroni, policzka, spływało nawet na kark. Tak jak zostało mu już wcześniej powiedziane, organizm będzie przez kilka dni przyzwyczajał się do nowego narządu słuchu. Nie wiedział czego oczekiwać po takim sformułowaniu, nie był też pewien, czy po wyjściu na mróz nie nastaną inne rewelacje. Podniósł prawą rękę i sam bardzo ostrożnie trącił palcem nowe ucho, czemu towarzyszyła obawa, że przez jego nieumiejętną interwencję ono po prostu odpadnie. Jakieś niedorzeczne pomysły rodziły się w jego głowie, choć nigdy w swoim życiu nie cechował się bojaźliwością. Szczytem niewdzięczności byłoby takie nieświadome podważanie kompetencji Poppy, gdy poświęciła mu swój cenny czas. Uwarzyła eliksir, wyhodowała ucho i jeszcze je przymocowała do twarzy.
– Dziękuję – był oszczędny w słowach, nie do końca wiedząc, jak należy wyrazić wdzięczność w takiej sytuacji. Chwycił za podany mu ręcznik i przetarł nim dokładnie ucho, pozbywając się resztek mazi zmoczonym materiałem. Teraz nieco lepiej czuł jak chłodne ono jest po tak długim leżakowaniu w słoju. Poderwał się powoli z miejsca, chętnie rozprostowując nogi i przy okazji zauważając, że zmiana pozycji nie wywołała choćby minimalnego dyskomfortu. To było dobry znak. – Gdybyś potrzebowała moje pomocy z czymkolwiek, możesz w każdej chwili dać mi znać – zaproponował niby poważnym tonem, jednak po chwili na jego ustach zagościł lekki uśmiech, co lekko podniósł mu wąsa. – Na następnym spotkaniu przyniosę jakieś ingrediencje, zawsze jakieś wpadają mi w ręce – nie był pewien, czy mądrzejsze głowy Zakonu nie potrzebują czegoś konkretnego, nie znał się na tych badawczych sprawach. Asbjorna ostatnio zaopatrzył w pewną sumę galeonów na zakup smoczej krwi niezbędnej do przeprowadzenia badań, bo nawet jeśli alchemik nie był kryształową postacią, to jednak wspierał organizację eliksirami.
– Będę się zbierał – oznajmił spokojnie i ruszył do drzwi. – Do zobaczenia – pożegnał się jeszcze przyjaźnie, nim opuścił progi skromnego mieszkania.
| z tematu
– Właściwie nie miałem wcześniej większych problemów ze słuchem – odpowiedział zgodnie ze stanem faktycznym, żartobliwą nutę wyłapując dopiero z opóźnieniem, jakby to prawdziwe uleczony powinien być jego refleks. – Ale rzeczywiście jest lepiej – dodał zaraz, chcąc się jak najszybciej zrehabilitować, bo doceniał takie sytuacyjne żarty, jednak wciąż był lekko skołowany. Okolica ucha wciąż mrowiła, to uczucie rozchodziło się do skroni, policzka, spływało nawet na kark. Tak jak zostało mu już wcześniej powiedziane, organizm będzie przez kilka dni przyzwyczajał się do nowego narządu słuchu. Nie wiedział czego oczekiwać po takim sformułowaniu, nie był też pewien, czy po wyjściu na mróz nie nastaną inne rewelacje. Podniósł prawą rękę i sam bardzo ostrożnie trącił palcem nowe ucho, czemu towarzyszyła obawa, że przez jego nieumiejętną interwencję ono po prostu odpadnie. Jakieś niedorzeczne pomysły rodziły się w jego głowie, choć nigdy w swoim życiu nie cechował się bojaźliwością. Szczytem niewdzięczności byłoby takie nieświadome podważanie kompetencji Poppy, gdy poświęciła mu swój cenny czas. Uwarzyła eliksir, wyhodowała ucho i jeszcze je przymocowała do twarzy.
– Dziękuję – był oszczędny w słowach, nie do końca wiedząc, jak należy wyrazić wdzięczność w takiej sytuacji. Chwycił za podany mu ręcznik i przetarł nim dokładnie ucho, pozbywając się resztek mazi zmoczonym materiałem. Teraz nieco lepiej czuł jak chłodne ono jest po tak długim leżakowaniu w słoju. Poderwał się powoli z miejsca, chętnie rozprostowując nogi i przy okazji zauważając, że zmiana pozycji nie wywołała choćby minimalnego dyskomfortu. To było dobry znak. – Gdybyś potrzebowała moje pomocy z czymkolwiek, możesz w każdej chwili dać mi znać – zaproponował niby poważnym tonem, jednak po chwili na jego ustach zagościł lekki uśmiech, co lekko podniósł mu wąsa. – Na następnym spotkaniu przyniosę jakieś ingrediencje, zawsze jakieś wpadają mi w ręce – nie był pewien, czy mądrzejsze głowy Zakonu nie potrzebują czegoś konkretnego, nie znał się na tych badawczych sprawach. Asbjorna ostatnio zaopatrzył w pewną sumę galeonów na zakup smoczej krwi niezbędnej do przeprowadzenia badań, bo nawet jeśli alchemik nie był kryształową postacią, to jednak wspierał organizację eliksirami.
– Będę się zbierał – oznajmił spokojnie i ruszył do drzwi. – Do zobaczenia – pożegnał się jeszcze przyjaźnie, nim opuścił progi skromnego mieszkania.
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie pomyślała o tym, aby przygotować wcześniej lusterko, by Kieran na własne oczy mógł się przekonać, że znów ma parę uszu i cały wysiłek Poppy nie poszedł na marne, że wszystko się powiodło. Nie miała go pod ręką, więc wypadło to uzdrowicielce z głowy, myśli zaprzątała jej radość z faktu, że się udało. Po chwili dołączyło do tego lekkie zmieszanie, kiedy pan Rineheart na poważnie potraktował jej słowa i zaprzeczył temu jakoby kiedykolwiek miał problemy ze słuchem. Nie sądziła, że potraktuje je poważnie. Nie powinna jednak się temu dziwić. Komediantka była z niej żadna, w ostatnich miesiącach zaś śmiała się rzadko i jeszcze bardziej niż zwykle była poważna, zatroskana i zmartwiona. Mało kto spodziewał się po niej dowcipów.
- Och, nie to miałam na myśli, panie Rineheart... - wytłumaczyła się wyraźnie zmieszana, zaś blade, piegowate policzki zaczerwieniły się lekko. Odwróciła się od aurora, by to ukryć, karcąc się w myślach za tę żenującą próbę rozbawienia go. To nie pora na żarty, czyż sama tego nie powtarzała wielokrotnie wszystkim naokoło?
Dostrzegając, że Kieran dotyka się po uchu pomyślała dopiero, że pewnie chciałby je zobaczyć. Krótkie machnięcie wierzbową różdżką i zaklęciem przywołała ze swojej sypialni nieduże, ręczne lusterko w srebrnej oprawie. - Proszę, niech pan zobaczy, wszystko w porządku, jest na swoim miejscu - powiedziała, ustawiając je tak, aby szef Biura Aurorów mógł się mu dobrze przyjrzeć. Uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że szybko zapomni o tym kiepskim żarcie. - Oczywiście, panie Rineheart, pamiętam o tym. Jeśli zajdzie podobna konieczność, to moja sowa z pewnością pana znajdzie, jednakże nie chciałabym panu zawracać głowy błahostkami... Człowiek na pańskim stanowisku pewnie ma dużo pracy. Jeszcze raz panu gratuluję - odpowiedziała Poppy, odkładając lusterko na stół i wsuwając różdżkę do kieszeni. W Zakonie Feniksa nie brakowało chętnych do pomocy. Do kogokolwiek by się nie zwróciła, wiedziała, że otrzyma niemal wszystko, czego będzie potrzebować. Pan Rineheart był potrzebny gdzie indziej - Biuro Aurorów potrzebowało go bardziej niż kiedykolwiek. W Ministerstwie Magii nie pozostało już wielu, którzy mieli odwagę i siłę, by przeciwstawić się Cronusowi Malfoyowi i Voldemortowi zarazem.
- Dobrze, proszę jedynie pamiętać, że gdyby coś się działo, miałby pan jakieś pytanie, to proszę nie wahać się napisać, czy odwiedzić mnie osobiście. Wie pan gdzie mnie znaleźć. Dobranoc - zapewniła Poppy, odprowadzając mężczyznę do drzwi.
Kieran zniknął za nimi, a ona zamknęła je dokładnie, znów pozostając w swoim skromnym, niewielkim mieszkaniu samotnie. Ciszę przeganiało jedynie ciche pohukiwanie Sabriny i mruczenie kotów - jedynych jej towarzyszy niedoli.
| zt
- Och, nie to miałam na myśli, panie Rineheart... - wytłumaczyła się wyraźnie zmieszana, zaś blade, piegowate policzki zaczerwieniły się lekko. Odwróciła się od aurora, by to ukryć, karcąc się w myślach za tę żenującą próbę rozbawienia go. To nie pora na żarty, czyż sama tego nie powtarzała wielokrotnie wszystkim naokoło?
Dostrzegając, że Kieran dotyka się po uchu pomyślała dopiero, że pewnie chciałby je zobaczyć. Krótkie machnięcie wierzbową różdżką i zaklęciem przywołała ze swojej sypialni nieduże, ręczne lusterko w srebrnej oprawie. - Proszę, niech pan zobaczy, wszystko w porządku, jest na swoim miejscu - powiedziała, ustawiając je tak, aby szef Biura Aurorów mógł się mu dobrze przyjrzeć. Uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że szybko zapomni o tym kiepskim żarcie. - Oczywiście, panie Rineheart, pamiętam o tym. Jeśli zajdzie podobna konieczność, to moja sowa z pewnością pana znajdzie, jednakże nie chciałabym panu zawracać głowy błahostkami... Człowiek na pańskim stanowisku pewnie ma dużo pracy. Jeszcze raz panu gratuluję - odpowiedziała Poppy, odkładając lusterko na stół i wsuwając różdżkę do kieszeni. W Zakonie Feniksa nie brakowało chętnych do pomocy. Do kogokolwiek by się nie zwróciła, wiedziała, że otrzyma niemal wszystko, czego będzie potrzebować. Pan Rineheart był potrzebny gdzie indziej - Biuro Aurorów potrzebowało go bardziej niż kiedykolwiek. W Ministerstwie Magii nie pozostało już wielu, którzy mieli odwagę i siłę, by przeciwstawić się Cronusowi Malfoyowi i Voldemortowi zarazem.
- Dobrze, proszę jedynie pamiętać, że gdyby coś się działo, miałby pan jakieś pytanie, to proszę nie wahać się napisać, czy odwiedzić mnie osobiście. Wie pan gdzie mnie znaleźć. Dobranoc - zapewniła Poppy, odprowadzając mężczyznę do drzwi.
Kieran zniknął za nimi, a ona zamknęła je dokładnie, znów pozostając w swoim skromnym, niewielkim mieszkaniu samotnie. Ciszę przeganiało jedynie ciche pohukiwanie Sabriny i mruczenie kotów - jedynych jej towarzyszy niedoli.
| zt
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź