Zaplecze
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Zaplecze
Sklep aktualnie jest zamknięty.
Wąskie przejście przy kontuarze prowadzi na zaplecze, złożone z szeregu alejek, od podłogi do sufitu wypełnionych oczekującymi różdżkami. Każdy Ollivander dokłada własne cegiełki do tego potężnego muru, a układ korytarzyków jest dla nich zupełnie logiczny, choć każdy niezaznajomiony miałby problem z odszukaniem w tym składzie konkretnej sztuki. W większej części zakurzone - im dalej od wejścia, tym bardziej. Jeden segment, wciąż otoczony zewsząd wytworami rodu, wyróżnia się na tle reszty. Ustawiono tu fotele z czarnym, miękkim obiciem, antyczne, lecz wciąż wygodne. Pojedynczy stolik, na którym zawsze tkwi filiżanka i parę notatek, a nieco dalej chwiejne biurko, wszystko na starym dywanie tkanym w dębowe liście.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wąskie przejście przy kontuarze prowadzi na zaplecze, złożone z szeregu alejek, od podłogi do sufitu wypełnionych oczekującymi różdżkami. Każdy Ollivander dokłada własne cegiełki do tego potężnego muru, a układ korytarzyków jest dla nich zupełnie logiczny, choć każdy niezaznajomiony miałby problem z odszukaniem w tym składzie konkretnej sztuki. W większej części zakurzone - im dalej od wejścia, tym bardziej. Jeden segment, wciąż otoczony zewsząd wytworami rodu, wyróżnia się na tle reszty. Ustawiono tu fotele z czarnym, miękkim obiciem, antyczne, lecz wciąż wygodne. Pojedynczy stolik, na którym zawsze tkwi filiżanka i parę notatek, a nieco dalej chwiejne biurko, wszystko na starym dywanie tkanym w dębowe liście.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:37, w całości zmieniany 4 razy
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Nie wiem wiele o anomaliach. Nie mogę ich zrozumieć. - wiedziała tyle ile większość Zakonników, o wiele mniej niż Gwardziści czego trochę może mogła się domyślać (w końcu widywali się i bez nich, a wyższy stopień wiązał się zwykle z większą świadomością), jednak nie wiedziała niczego na pewno. - Z tego punktu widzenia nic nie powiem. Ale jeśli tutaj nie ma żmijoptaka, a tam nie było demimoza, wydaje mi się że to możliwe. Mało kiedy w naturze spotyka się je samotnie. Kiedy żmijoptak ma jaja to prawie niemożliwe, a to w sumie jest ich czas.
Dodała, choć nie mogła wiedzieć iż faktycznie żmijoptak na cmentarzu pilnował gniazda. Nie wątpiła w zdolności Brendana. Nie jest aurorem bez powodu, a ona nie bez powodu była tu właśnie z nim. Pod względem zdolności byli swoimi przeciwieństwami, mieli więc się tutaj uzupełniać. Chyba się udało. Mimo to spotkanie ze żmijoptakiem który pilnuje swojego gniazda brzmiało w jej myślach dość przerażająco - mimo doświadczenia. Niebezpieczne zwierzęta są w tym okresie szczególnie agresywne.
Siedziała ze zwierzęciem, starając się przemawiać do niego łagodnie i uspokajać. W duchu miała nadzieję, iż unieruchomienie go uda się od razu, wcale nie była pewna czy da radę utrzymać spłoszonego demimoza. Mogła mieć wiedzę, zwierzę miało jednak swoją naturę. Bardzo płochliwą.
Na szczęście jednak po chwili zwierzę w jej ramionach przestało się ruszać. Prewett odetchnęła z ulgą i przesunęła dłonią znów lekko po jego miękkim futrze.
- Trudno ogolić zwierzę które potrafi zniknąć. - wyjaśniła po chwili. - Oczywiście, można je spetryfikować najpierw. Ale odbierając demimozowi futro, zabiera się mu naturalną zdolność ochrony. To bardzo strachliwe istoty, odebranie im możliwości ucieczki przed lękami to tortura dla ich psychiki. - dodała dla jasności, patrząc znów na magiczne stworzenie. - Dasz radę lecieć na miotle z demimozem na rękach?
Spytała zaraz, rozglądając się po zapleczu. Powinno tu coś być, Ollivanderowie w kółko organizują sobie wyprawy po nowe serca czy rdzenie różdżek, muszą mieć środek transportu, szczególnie odkąd nie można się teleportować. Zwierzę jednak swoje waży, a ona znów była zbyt słaba by sobie poradzić - i koszmarnie jej ten fakt działał na nerwy. Na szczęście jednak także pod tym względem idealnie się uzupełniali, Brendan był całkiem silny. Problem polega na tym, że pozbawiony dłoni raczej nie da rady trzymać i demimoza i miotły.
- Może spróbuję go czymś do siebie przywiązać? Lub przytwierdzić jakimś zaklęciem. - zaproponowała po chwili namysłu, kiedy w rogu zaplecza faktycznie znalazły się dwie miotły.
Dodała, choć nie mogła wiedzieć iż faktycznie żmijoptak na cmentarzu pilnował gniazda. Nie wątpiła w zdolności Brendana. Nie jest aurorem bez powodu, a ona nie bez powodu była tu właśnie z nim. Pod względem zdolności byli swoimi przeciwieństwami, mieli więc się tutaj uzupełniać. Chyba się udało. Mimo to spotkanie ze żmijoptakiem który pilnuje swojego gniazda brzmiało w jej myślach dość przerażająco - mimo doświadczenia. Niebezpieczne zwierzęta są w tym okresie szczególnie agresywne.
Siedziała ze zwierzęciem, starając się przemawiać do niego łagodnie i uspokajać. W duchu miała nadzieję, iż unieruchomienie go uda się od razu, wcale nie była pewna czy da radę utrzymać spłoszonego demimoza. Mogła mieć wiedzę, zwierzę miało jednak swoją naturę. Bardzo płochliwą.
Na szczęście jednak po chwili zwierzę w jej ramionach przestało się ruszać. Prewett odetchnęła z ulgą i przesunęła dłonią znów lekko po jego miękkim futrze.
- Trudno ogolić zwierzę które potrafi zniknąć. - wyjaśniła po chwili. - Oczywiście, można je spetryfikować najpierw. Ale odbierając demimozowi futro, zabiera się mu naturalną zdolność ochrony. To bardzo strachliwe istoty, odebranie im możliwości ucieczki przed lękami to tortura dla ich psychiki. - dodała dla jasności, patrząc znów na magiczne stworzenie. - Dasz radę lecieć na miotle z demimozem na rękach?
Spytała zaraz, rozglądając się po zapleczu. Powinno tu coś być, Ollivanderowie w kółko organizują sobie wyprawy po nowe serca czy rdzenie różdżek, muszą mieć środek transportu, szczególnie odkąd nie można się teleportować. Zwierzę jednak swoje waży, a ona znów była zbyt słaba by sobie poradzić - i koszmarnie jej ten fakt działał na nerwy. Na szczęście jednak także pod tym względem idealnie się uzupełniali, Brendan był całkiem silny. Problem polega na tym, że pozbawiony dłoni raczej nie da rady trzymać i demimoza i miotły.
- Może spróbuję go czymś do siebie przywiązać? Lub przytwierdzić jakimś zaklęciem. - zaproponowała po chwili namysłu, kiedy w rogu zaplecza faktycznie znalazły się dwie miotły.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Było i gniazdo - przyznał, choć nie do końca rozumiał, czemu tak imponująca bestia tworzyła swoje nory na widoku intruzów - zwłaszcza, że na cmentarzu stosunkowo często złaknieni mocnych wrażeń poszukiwacze przygód. Tacy jak - przykładowo - członkowie Zakonu Feniksa usiłujący posprzątać ten magiczny bałagan. - Wdaje mi się, że gdyby przebywał tam podobny rozrabiaka, ktoś szybko by go namierzył - demimoz może i był płochliwy, ale robił w okolicy sporo rabanu - dopiero co skradł im różdżki, a najpewniej nie byli jego pierwszymi ofiarami. Z rozbawieniem przyglądał się Julii opiekującej się srebrną małpą jak dzieckiem - precyzyjnie wymierzając promień zaklęcia petryfikującego. Nie było groźne, nie mogło skrzywdzić stworzenia, ale powinno unieruchomić go w stopniu wystarczającym do przetransportowania go w bezpieczne miejsce - cokolwiek właściwie Julia miała na myśli.
- Mają pewnie wielu naturalnych - Obdarte z kamuflażu zwierzę w jasny sposób wystawiało się na widok drapieżnikom. To jedno wiedział na pewno i nie musiał się w tym celu znać na zwierzętach - porównywał to z własną strategią; w pracy niejednokrotnie przychodziło mu korzystać z peleryn niewidek, choć nigdy dotąd nie wiedział, że miał wtedy na sobie futro nawet pociesznej małpy. - Zróbmy tak - przytaknął na jej pomysł, w czasie, w którym Julia szukała miotły, rozglądając się za wystarczająco wytrzymałym sznurem. Każdy szanujący się sklep miał podobne wyposażenie - niektóre kufry lubiły gryźć - i tutaj musiało się znaleźć coś podobnego. I - rzeczywiście, oplótł wokół grubą linę rzuconą gdzieś w kącie. Zdawało mu się to niewielką ceną za pomoc niesioną Ollivanderom w uprzątnięciu tego chaosu.
- Dam radę go utrzymać, ale jeśli coś pójdzie nie tak i przebudzi się z zaklęcia - Nie wiedział, na ile było to możliwe - nie znał możliwości demimozów - nie zatrzymam go przy sobie i zrobi sobie krzywdę. Ramię mi wystarczy - ale musimy lecieć wolno, mam tylko jedną rękę do trzymania steru. Poczynisz honory? - Odwrócił się w jej strony - uwiązanie demimoza do piersi Brendana wydawało się najsensowniejsze. Od przodu mógł go w razie czego przytrzymać. Nie był przekonany do tego pomysłu, od zwierząt czasem wyskakiwała mu skórna alergia, ale Julia wydawała się zdeterminowana, więc kroczył za jej myślą.
Już z uwiązanym przechwycił od Julii miotłę - oboje wsiedli na nie po wyjściu ze sklepu Ollivanderów. - Prowadź - poprosił - po czym wzbił się w powietrzu tuż po niej.
/zt x2
- Mają pewnie wielu naturalnych - Obdarte z kamuflażu zwierzę w jasny sposób wystawiało się na widok drapieżnikom. To jedno wiedział na pewno i nie musiał się w tym celu znać na zwierzętach - porównywał to z własną strategią; w pracy niejednokrotnie przychodziło mu korzystać z peleryn niewidek, choć nigdy dotąd nie wiedział, że miał wtedy na sobie futro nawet pociesznej małpy. - Zróbmy tak - przytaknął na jej pomysł, w czasie, w którym Julia szukała miotły, rozglądając się za wystarczająco wytrzymałym sznurem. Każdy szanujący się sklep miał podobne wyposażenie - niektóre kufry lubiły gryźć - i tutaj musiało się znaleźć coś podobnego. I - rzeczywiście, oplótł wokół grubą linę rzuconą gdzieś w kącie. Zdawało mu się to niewielką ceną za pomoc niesioną Ollivanderom w uprzątnięciu tego chaosu.
- Dam radę go utrzymać, ale jeśli coś pójdzie nie tak i przebudzi się z zaklęcia - Nie wiedział, na ile było to możliwe - nie znał możliwości demimozów - nie zatrzymam go przy sobie i zrobi sobie krzywdę. Ramię mi wystarczy - ale musimy lecieć wolno, mam tylko jedną rękę do trzymania steru. Poczynisz honory? - Odwrócił się w jej strony - uwiązanie demimoza do piersi Brendana wydawało się najsensowniejsze. Od przodu mógł go w razie czego przytrzymać. Nie był przekonany do tego pomysłu, od zwierząt czasem wyskakiwała mu skórna alergia, ale Julia wydawała się zdeterminowana, więc kroczył za jej myślą.
Już z uwiązanym przechwycił od Julii miotłę - oboje wsiedli na nie po wyjściu ze sklepu Ollivanderów. - Prowadź - poprosił - po czym wzbił się w powietrzu tuż po niej.
/zt x2
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
W sklepie zjawił się jako pierwszy, wyjątkowo wcześnie, chcąc w spokoju wypić kawę zanim wszystkie obowiązki zaczną o sobie przypominać. Lancaster w ostatnich dniach było wyjątkowo przytłaczające, lecz nie potrafił zlokalizować dokładnej przyczyny tegoż stanu - prawdopodobnie winne były jego własne myśli albo nieustanna tęsknota za prawdziwym domem, lecz praca - ona zawsze skutecznie skupiała na sobie uwagę Ollivandera.
Wolno przerzucane zapiski zostały wystawione na łaskę wnikliwego, błękitnego spojrzenia. Wodziło po skrótowych planach, liście obecności pracowników, po specyfikacjach różdżek, od kilku dni czekających na ostateczne szlify i zdobienia - zobowiązał się do wykonania zadania, zazwyczaj oddawanego w ręce mniej doświadczonych, pragnąc chwili odosobnienia i zapachu obrabianego drewna - ostatnio przez ręce Ulyssesa przemykały głównie egzemplarze gotowe, a kiedy już trafiał do warsztatu, nie tworzył zbyt wielu sprawdzonych kompozycji, zamiast tego skupiając się na numerologii oraz eksperymentach, podczas których więcej różdżek ulegało zniszczeniu niż skonstruowaniu, by w końcu - choć jeszcze nie teraz - zakończyć się sukcesem.
Pracował szybciej i sprawniej niż młodzi adepci różdżkarstwa - tych nie było też w owym czasie wielu, stąd postanowił zrobić przysługę wszystkim, zabierając się za zalegające zadanie. Zaszył się na piętrze, cierpliwie żłobiąc w drewnie wzory według spoczywających na stole projektów, szlifując przy okazji własne zdolności rzeźbiarskie. Ruch nie był duży, lecz mimo tego każdy miał ręce pełne roboty, Ulysses raz na jakiś czas pojawiał się na dole, by odpowiedzieć na pytanie lub udzielić pomniejszej pomocy - po schodach zszedł też około jedenastej, gdy został wezwany przez asystenta, informującego o przybyciu aurora.
- Dzień dobry - z nieznacznym, uprzejmym uśmiechem przywitał mężczyznę, podając mu dłoń. Nie łączyły ich żadne bliższe relacje, lecz znał Gabriela, pamiętając dosyć dobrze z Hogwartu. Jego młodsza siostra nie tak dawno pojawiła się w tym samym sklepie po różdżkę, razem z panną Wilde. - Dobrze widzieć pana w zdrowiu - zwłaszcza podczas tak niepewnych czasów, zwłaszcza przy tak ryzykownym zawodzie. - Zaplecze musi nam wystarczyć - cóż, warunki nie były cudowne, ale w zasadzie o wiele przyjemniejsze niż w aktualnej kwaterze aurorów.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
[07.10]
W ostatnim czasie nie było mu dane spędzić nawet dłuższej chwili w domu, siedząc przy herbacie. To już miesiąc jak Justine wyprowadziła się na nowo z rodzinnego domu. Jakiś czas temu również Leanne opuściła ich małe podlondyńskie gniazdko w celu przeprowadzenia badań. I dom znowu był pusty, gdy wchodził do środka wcale nie odczuwał przyjemnego ciepła, ale raczej przeszywający chłód. A nim kominek zdążył na dobre ogrzać pomieszczenie, Gabriel spał już na kanapie, a kubek niedopitej herbaty stał na stoliku. Zajmował czas pracą, wstawał wcześnie i wracał późno, a w wolnej chwili poświęcał się sprawom Zakonu. Dzisiaj był tu jednak jako auror. Jego jedynym tropem była różdżka, na podstawie której chciał poznać charakter swojego potencjalnego podejrzanego, a także wyciągnąć z niej możliwie jak najwięcej informacji. Naturalnie w tej dziedzinie magii - różdżkarstwie - był laikiem i oprócz nieprecyzyjnej długości czy widocznych cechach wyglądu to nie potrafił powiedzieć o niej kompletnie nic. Na szczęście w tym przypadku nie musiał szukać odpowiedzi Merlin jeden wie gdzie. Wysłał wiadomość do lorda Ollivandera, bo jak powszechnie wiadomo to właśnie szlachetnie urodzeni lordowie Ollivander zgłębili wiedzę na temat różdżek, ich tworzenia oraz wszelkich zachowań. Zatem gdy wyciągnął już różdżkę, którą chciał poddać analizie - a raczej oddać ją w ręce fachowca - udał się na ulicę Pokątną. Z tym miejscem łączyło się wiele wspomnień. Mijając kolejne sklepowe witryny przypominał sobie te chwile, które spędził tu na beztroskim bieganiu od jednego okna wystawowego do drugiego, pochłaniając wzrokiem wszystko co znajdowało się dookoła. Wtedy wszystko było nowe i niezwykłe, malowało się w jasnych i jaskrawych barwach. Teraz wszystko przycichło. Pokątna wydawała się być dużo bardziej szara. Była to wina wojny? A może dorosłość weryfikowała jego dziecięce wyobrażenia?
I ze sklepem Ollivandera wiązały się cudowne spojrzenia. Nigdy nie zapomni momentu, w którym pierwszy raz dotknął swojej różdżki. Było to uczucie nie do opisania. To wspomnienie wróciło gdy pchnął drzwi prowadzące do sklepu, a jego plucha wypełnił znajomy zapach. Nie mógł jednak pozwolić sobie na rozgrzebywanie przeszłości, miał tu inną sprawę do załatwienia o czym nie omieszkał poinformować jednego z pracowników sklepu. Ten prędko pognał po swojego szefa, a po chwili i Ulysses zaszczycił go swoją obecnością. Kojarzył go ze szkoły, chociaż nigdy nie było dane im się bliżej poznać.
- Witam - odpowiedział, posyłając w stronę mężczyzny przyjazny uśmiech. - I wzajemnie - odparł grzecznie, ale prawda była taka, że cieszyła go każda znajoma twarz, którą mógł oglądać żywą a nie skamieniałą i szarą. - Z pewnością wystarczy - dodał również z grzeczności. Miło było wejść gdzieś, gdzie jest spokojniej i schludniej niż w obecnej kwaterze, gdzie panował chaos. A przynajmniej Tonks miał takie wrażenie. Zapewne już w następnej chwili zniknęli z oczu pracowników i udali się właśnie na zaplecze, gdzie Tonks czuł się dosłownie jak słoń w składziku z porcelaną, nie był w końcu najdrobniejszą istotą na świecie. Właściwie jedyną drobną rzeczą, którą mógł nazywać swoją były monety niskich nominałów, leżące na dnie sakiewki.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Teoretycznie sklep pozostawał taki sam - wiecznie zawalony pudełkami, we względnym nieładzie, którego uporządkowanie i system były znane jedynie Ollivanderom; wciąż pachniało tu tak samo - drewnem, papierem, atramentem; słońce tak samo wpadało przez zakurzone okna (zdaje się, że gdy szyby były zbyt czyste, promienie traktowały przestrzeń zbyt ostro). Może schody na piętro, do warsztatu, zaczęły skrzypieć nieco donośniej. Było to jednak za mało, przestrzenie nie zostały specjalnie zaklęte, by uniemożliwić niepokojom dotarcie do środka, ponura atmosfera rozlewająca się nad wyspami bez przeszkód sięgała również tutaj.
Mało kto, naturalnie poza samymi Ollivanderami, dostawał się na zaplecze sklepu - rzędy pudełek z przeróżnych dat piętrzyły się na regałach sięgających sufitu, w towarzystwie Gabriela różdżkarz mijał je obojętnie, niespiesznie, zmierzając ku jedynemu stolikowi, przy którym mogli usiąść i porozmawiać w absolutnym spokoju. Wziąwszy pod uwagę stan aktualnej kwatery aurorów, zimne cele i panujące tam nieprzyjemne ciemności, wcale nie ułatwiające pracy na miejscu, zakurzone zaplecze mogło stanowić naprawdę miłą odmianę. Wspomnienie nowych komnat aż odżyło w wyobraźni Ollivandera, gdy przyszło mu rozmawiać z aurorem, którego teraz obdarzył ledwo zauważalnym, dosyć służbowym uśmiechem.
- Proszę usiąść - wskazał fotel Tonksowi, po chwili zajmując drugi. - Ma pan ze sobą oficjalny nakaz, podpisany przez przełożonego? - zapytał, nie unikając oczywiście formalności, które w pewnych przypadkach nie mogły czekać - nie zamierzał zdradzać poufnych informacji bez żadnego uzasadnienia, mogło na tym ucierpieć nie tylko jego własne imię oraz bezpieczeństwo, podobne niedopatrzenia były skazą dla całego rodu. Ulysses podejrzewał, że Gabriel jest zapoznany z warunkami, na jakich Ollivanderowie współpracowali z biurem aurorów - z doświadczenia wiedział jednak, iż o formalnościach nietrudno było zapomnieć. Zazwyczaj sam dostarczał odpowiedni wzór pracownikowi Ministerstwa, lecz tym razem spotkanie nie odbywało się w siedzibie. Bez pisma nie zamierzał przystąpić do wykonania zlecenia, lecz otrzymawszy je, kiwnął krótko głową i zabrał się za dokładne przejrzenie zapisków. Pióro spoczywające na stoliku okazało się przydatne, gdy elegancki podpis ozdobił pergamin, odłożony na bok.
- Wszystko się zgadza - oznajmił zwięźle. - Mogę zająć się różdżką - poinformował, dając Gabrielowi czas na ewentualne wprowadzenie. Zazwyczaj potrzebne były jedynie personalia, czasami jednak nie udawało się do nich dotrzeć, zwłaszcza jeśli różdżka nie wyszła spod rąk Ollivanderów.
Mało kto, naturalnie poza samymi Ollivanderami, dostawał się na zaplecze sklepu - rzędy pudełek z przeróżnych dat piętrzyły się na regałach sięgających sufitu, w towarzystwie Gabriela różdżkarz mijał je obojętnie, niespiesznie, zmierzając ku jedynemu stolikowi, przy którym mogli usiąść i porozmawiać w absolutnym spokoju. Wziąwszy pod uwagę stan aktualnej kwatery aurorów, zimne cele i panujące tam nieprzyjemne ciemności, wcale nie ułatwiające pracy na miejscu, zakurzone zaplecze mogło stanowić naprawdę miłą odmianę. Wspomnienie nowych komnat aż odżyło w wyobraźni Ollivandera, gdy przyszło mu rozmawiać z aurorem, którego teraz obdarzył ledwo zauważalnym, dosyć służbowym uśmiechem.
- Proszę usiąść - wskazał fotel Tonksowi, po chwili zajmując drugi. - Ma pan ze sobą oficjalny nakaz, podpisany przez przełożonego? - zapytał, nie unikając oczywiście formalności, które w pewnych przypadkach nie mogły czekać - nie zamierzał zdradzać poufnych informacji bez żadnego uzasadnienia, mogło na tym ucierpieć nie tylko jego własne imię oraz bezpieczeństwo, podobne niedopatrzenia były skazą dla całego rodu. Ulysses podejrzewał, że Gabriel jest zapoznany z warunkami, na jakich Ollivanderowie współpracowali z biurem aurorów - z doświadczenia wiedział jednak, iż o formalnościach nietrudno było zapomnieć. Zazwyczaj sam dostarczał odpowiedni wzór pracownikowi Ministerstwa, lecz tym razem spotkanie nie odbywało się w siedzibie. Bez pisma nie zamierzał przystąpić do wykonania zlecenia, lecz otrzymawszy je, kiwnął krótko głową i zabrał się za dokładne przejrzenie zapisków. Pióro spoczywające na stoliku okazało się przydatne, gdy elegancki podpis ozdobił pergamin, odłożony na bok.
- Wszystko się zgadza - oznajmił zwięźle. - Mogę zająć się różdżką - poinformował, dając Gabrielowi czas na ewentualne wprowadzenie. Zazwyczaj potrzebne były jedynie personalia, czasami jednak nie udawało się do nich dotrzeć, zwłaszcza jeśli różdżka nie wyszła spod rąk Ollivanderów.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystko było tu dokładnie takie, jak zapamiętał. Nawet nieco duszne powietrze, w którym unosiły się drobinki kurzu były te same. I faktycznie, w porównaniu z obecnymi warunkami, z którymi musieli się borykać aurorzy w swoim tymczasowym lokum pozostawiały wiele do życzenia i wyrwanie się chociaż na chwilę z Tower na spotkanie z lordem Ollivanderem było niezwykle pocieszające. Zmiana toczenia naprawdę miała dobrze mu zrobić - owszem nic nie mogło równać się z przytulnym salonikiem w jego domu rodzinnym przy Manor Road, ale ostatecznie nie było na co narzekać. Sam pobyt na Pokątnej budził do życia bardzo przyjemne wspomnienia związane z beztroskimi, szkolnymi latami, gdy tak naprawdę czuł się jeszcze bezpiecznie. Teraz? Pojęcie bezpieczeństwa było pojęciem względnym i miał wrażenie, że lord Ollivander też zdawał sobie z tego sprawę.
Podążył jego śladem na zaplecze, gdzie stał stolik, który jak się okazuje miał być alternatywą dla jego biurka zawalonego papierami w Tower. Zajął miejsce w fotelu i z wewnętrznej kieszeni szaty wyciągnął zabezpieczoną różdżkę oraz formularz. Nienawidził biurokracji, ale ostatecznie wypełnianie podobnych wniosków było nieodzowną częścią jego pracy i nie zabierało mu zbyt dużo cennych minut, zresztą, jeżeli chciał uzyskać jakiekolwiek informacje to nie miał innego wyboru, jak złapać za pióro i odpowiednio wypełnić wcześniej przygotowany szablon. - Tak oczywiście, proszę - odparł, wyciągając w stronę czarodzieja wcześniej wspomniany nakaz, podpisany przez szefową Biura Aurorów. Spokojnie czekał, aż Ulysses zapozna się z treścią dokumentu i stwierdzi jego autentyczność czy też poprawność, aby mogli przejść do właściwej części ich spotkania, a mianowicie uzyskania informacji na temat różdżki, którą miał przy sobie Tonks. Pełne cierpliwości, niebieskie oczy Gabriela nienachalnie skupiły swoją uwagę właśnie na postaci Ulyssesa, a stwierdzenie poprawności rzeczonego dokumentu podsumował sympatycznym uśmiechem. Położył odpowiednio zabezpieczoną różdżkę na drewnianym blacie.
- Różdżkę znaleziono przy ciele ofiary, charłaka, więc nie jest możliwe, aby należała do ofiary - nakreślił krótko okoliczności, w jakich została znaleziona różdżka. - Krótko mówiąc chciałbym, o ile to możliwe, dowiedzieć się kto był pierwszym jej właścicielem, jeżeli różdżka wyrobiona była przez Ollivanderów. Jeżeli nie, będę wdzięczny za każdą informację, którą będzie lord w stanie z niej wyciągnąć - wyjaśnił, po czym dał chwilę Ulyssesowi na zapoznanie się z przedmiotem.
Podążył jego śladem na zaplecze, gdzie stał stolik, który jak się okazuje miał być alternatywą dla jego biurka zawalonego papierami w Tower. Zajął miejsce w fotelu i z wewnętrznej kieszeni szaty wyciągnął zabezpieczoną różdżkę oraz formularz. Nienawidził biurokracji, ale ostatecznie wypełnianie podobnych wniosków było nieodzowną częścią jego pracy i nie zabierało mu zbyt dużo cennych minut, zresztą, jeżeli chciał uzyskać jakiekolwiek informacje to nie miał innego wyboru, jak złapać za pióro i odpowiednio wypełnić wcześniej przygotowany szablon. - Tak oczywiście, proszę - odparł, wyciągając w stronę czarodzieja wcześniej wspomniany nakaz, podpisany przez szefową Biura Aurorów. Spokojnie czekał, aż Ulysses zapozna się z treścią dokumentu i stwierdzi jego autentyczność czy też poprawność, aby mogli przejść do właściwej części ich spotkania, a mianowicie uzyskania informacji na temat różdżki, którą miał przy sobie Tonks. Pełne cierpliwości, niebieskie oczy Gabriela nienachalnie skupiły swoją uwagę właśnie na postaci Ulyssesa, a stwierdzenie poprawności rzeczonego dokumentu podsumował sympatycznym uśmiechem. Położył odpowiednio zabezpieczoną różdżkę na drewnianym blacie.
- Różdżkę znaleziono przy ciele ofiary, charłaka, więc nie jest możliwe, aby należała do ofiary - nakreślił krótko okoliczności, w jakich została znaleziona różdżka. - Krótko mówiąc chciałbym, o ile to możliwe, dowiedzieć się kto był pierwszym jej właścicielem, jeżeli różdżka wyrobiona była przez Ollivanderów. Jeżeli nie, będę wdzięczny za każdą informację, którą będzie lord w stanie z niej wyciągnąć - wyjaśnił, po czym dał chwilę Ulyssesowi na zapoznanie się z przedmiotem.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dokumentacja i zezwolenia, czy jak w tym przypadku - nakazy - nie były specjalnie przyjemne, ale konieczne, dlatego Ulysses nigdy na nie nie narzekał, doskonale wiedząc o tym, czemu służą i w jaki sposób mogą ułatwić życie w przyszłości. Nie naciął się nigdy w kwestii identyfikacji różdżek, nie miał złych doświadczeń, lecz o paru słyszał i było to wystarczające, aby przekonać go do dbania o te istotne elementy. Przy sprowadzaniu egzotycznych rdzeni i drewna bardzo łatwo było zauważyć, czemu pisma są ważne - w zeszłym miesiącu miał z tym przeprawę, w której ogromną pomocą okazał się lord Black, świetnie dedukujący, jakich oświadczeń i pozwoleń brakuje oraz gdzie mogły zaginąć.
Wysłuchał Gabriela, biorąc do dłoni rzeczoną różdżkę i przyglądając się jej.
- Charłaka? - zapytał z wyjątkowo szczerym zaskoczeniem, nie kryjąc go. Zdarzało mu się to bardzo rzadko, zazwyczaj zdumienie ukazywał tylko poprzez uniesienie brwi, podczas gdy spojrzenie pozostawało czujne. - Ciekawe - wymamrotał nad tą zastanawiającą sytuacją. Różdżka ewidentnie nie należała do czarnoksiężnika, biła wręcz szczerością i dobrą energią, była też w bardzo dobrym stanie - pomijając lekkie zakrzepy krwi, które nie pojawiły się tam z winy właściciela. Od razu pokręcił głową, zerkając na Gabriela. Wieści miał - z własnej perspektywy - mieszane.
- Nie pochodzi od nas - poinformował spokojnie. Było to dzieło poprawne, zwłaszcza jeśli chodziło o przepływ mocy i siłę, drewno i rdzeń zostały dobrze wykorzystane, ale rzeźbienia były toporne i niezbyt eleganckie - nie wypuszczali takich egzemplarzy na rynek, nigdy, przez lata. Nie musiał nawet szukać sygnatury autora w celu upewnienia się - mimo tego rozejrzał się za nią, chcąc się dowiedzieć, skąd może pochodzić, ale nie znalazł wskazówek. - Aczkolwiek możliwe, że pojawia się w naszych spisach. Jest zadbana, na pewno przechodziła kontrole i szlify - stwierdził. Pewnie zachowanie tego dziwnego kształtu było żądaniem właściciela. - Proszę moment zaczekać - dodał chwilę później, opuszczając fotel, by odnaleźć asystenta, któremu zlecił dokładne przejrzenie spisów, podając mu wytyczne.
- Asystent przejrzy spisy wizyt, nie mamy tu wszystkich, ale jest szansa, że się znajdzie - poinformował, siadając z powrotem na swoje miejsce i unosząc różdżkę na wysokość oczu - zmrużył je lekko, obracając powoli w palcach. Ponownie szukał sygnatury. - Nie jest oznakowana, autor nie zostawił śladu. Nie jest z wysp. Czarny orzech, pióro gromoptaka, czternaście cali. Na pewno nie jest różdżką skłonną do krzywdzenia innych. Właściciel jest prawdomówny i szczery, nie działa podczas wewnętrznych konfliktów, nie waha się przed działaniem, zdecydowanie biała magia i silne poczucie sprawiedliwości. Mogła należeć do obrońcy - przyznał. - Dobra w lecznictwie, prawdopodobnie głównie tym się zajmuje - dokończył, dzieląc się z Gabrielem wszystkim, co dostrzegł i wyczuł przy pierwszym zetknięciu.
Wysłuchał Gabriela, biorąc do dłoni rzeczoną różdżkę i przyglądając się jej.
- Charłaka? - zapytał z wyjątkowo szczerym zaskoczeniem, nie kryjąc go. Zdarzało mu się to bardzo rzadko, zazwyczaj zdumienie ukazywał tylko poprzez uniesienie brwi, podczas gdy spojrzenie pozostawało czujne. - Ciekawe - wymamrotał nad tą zastanawiającą sytuacją. Różdżka ewidentnie nie należała do czarnoksiężnika, biła wręcz szczerością i dobrą energią, była też w bardzo dobrym stanie - pomijając lekkie zakrzepy krwi, które nie pojawiły się tam z winy właściciela. Od razu pokręcił głową, zerkając na Gabriela. Wieści miał - z własnej perspektywy - mieszane.
- Nie pochodzi od nas - poinformował spokojnie. Było to dzieło poprawne, zwłaszcza jeśli chodziło o przepływ mocy i siłę, drewno i rdzeń zostały dobrze wykorzystane, ale rzeźbienia były toporne i niezbyt eleganckie - nie wypuszczali takich egzemplarzy na rynek, nigdy, przez lata. Nie musiał nawet szukać sygnatury autora w celu upewnienia się - mimo tego rozejrzał się za nią, chcąc się dowiedzieć, skąd może pochodzić, ale nie znalazł wskazówek. - Aczkolwiek możliwe, że pojawia się w naszych spisach. Jest zadbana, na pewno przechodziła kontrole i szlify - stwierdził. Pewnie zachowanie tego dziwnego kształtu było żądaniem właściciela. - Proszę moment zaczekać - dodał chwilę później, opuszczając fotel, by odnaleźć asystenta, któremu zlecił dokładne przejrzenie spisów, podając mu wytyczne.
- Asystent przejrzy spisy wizyt, nie mamy tu wszystkich, ale jest szansa, że się znajdzie - poinformował, siadając z powrotem na swoje miejsce i unosząc różdżkę na wysokość oczu - zmrużył je lekko, obracając powoli w palcach. Ponownie szukał sygnatury. - Nie jest oznakowana, autor nie zostawił śladu. Nie jest z wysp. Czarny orzech, pióro gromoptaka, czternaście cali. Na pewno nie jest różdżką skłonną do krzywdzenia innych. Właściciel jest prawdomówny i szczery, nie działa podczas wewnętrznych konfliktów, nie waha się przed działaniem, zdecydowanie biała magia i silne poczucie sprawiedliwości. Mogła należeć do obrońcy - przyznał. - Dobra w lecznictwie, prawdopodobnie głównie tym się zajmuje - dokończył, dzieląc się z Gabrielem wszystkim, co dostrzegł i wyczuł przy pierwszym zetknięciu.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Można powiedzieć, że Gabriel miał podobny stosunek do papierowej roboty, strasznie jej nie lubił, ale po spaleniu Ministerstwa przekonali się wszyscy jak ważną rolę odgrywała w codziennej pracy każdego czarodzieja, a szczególnie aurora. Dlatego mimo swojej niechęci do wszelkiego rodzaju papierów uzupełniał je sumiennie i nie inaczej było w tym przypadku. Tym bardziej, że różdżka była jedynym konkretnym tropem, jaki na razie miał i miał nadzieję, że doprowadzi go to do sprawcy. A mimo to miał przeczucie, że sprawa nie pójdzie mu tak sprawnie, jakby tego chciał. - Można tak powiedzieć - odparł ponuro Tonks, przywołując mimowolnie obraz leżącego na zimnej, zlanej deszczem posadzce ciała. Co do motywu popełnienia zbrodni nie miał niemalże żadnych wątpliwości. Zabójstwa charłaków, mugoli i mugolaków za pomocą czarnej magii zawsze miały swoje źródło w fanatycznych wyznawcach ideologii wyższości czystej krwi nad resztą. Dlatego miał pewność, że to właśnie przedstawiciel tego fanatycznego środowiska był sprawcą tej okrutnej zbrodni. Naprawdę nie chciał wchodzić w szczegóły, na szczęście lord Ollivander nie wyglądał na czarodzieja, który specjalnie ciągnął za język za co w tym momencie był mu naprawdę wdzięczny. Tonks nigdy nie był zbyt wrażliwy, ale widok był wyjątkowo...nieprzyjemny dla oka i pewnie jeszcze przez najbliższe dni będzie prześladował Gabriela w snach.
Ze spokojem obserwował Ulyssesa, który rozpoczął swój monolog, który w żaden sposób nie ucieszył Gabriela. Znaczy był wdzięczny za każdą opinię, ale spodziewał się czegoś innego. Czyli jego podejrzenia jak najbardziej się sprawdziły i już na początku spotykają go niemałe komplikacje, bowiem oprócz nieżyjącego charłaka miał kolejną ofiarę - zaginionego obrońce, który pozostawił po sobie jedynie różdżkę. Chociaż wskazówki, jakich udzielił mu Ulysses były cenne, na podstawie tego portretu nakreślonego przez Ulyssesa mógł znaleźć pasującą osobę figurująca na liście osób zaginionych, przejrzeć spisy i dotrzeć do nazwiska, co mogłoby pomów w ustaleniu przebiegu zdarzeń. - Czy taki brak oznakowania jest częstym zjawiskiem? Czy sam brak oznakowania może sugerować kilka miejsc pochodzenia tejże różdżki? - zagadnął. Musiał przyznać, że w tej dziedzinie był kompletnym laikiem i wolał się upewnić, a każda informacja mogła była na wagę złota. W tak zwanym między czasie wyjął notes, zapisując szybko wszystko to, o czym wcześniej powiedział lord Ollivander.
Ze spokojem obserwował Ulyssesa, który rozpoczął swój monolog, który w żaden sposób nie ucieszył Gabriela. Znaczy był wdzięczny za każdą opinię, ale spodziewał się czegoś innego. Czyli jego podejrzenia jak najbardziej się sprawdziły i już na początku spotykają go niemałe komplikacje, bowiem oprócz nieżyjącego charłaka miał kolejną ofiarę - zaginionego obrońce, który pozostawił po sobie jedynie różdżkę. Chociaż wskazówki, jakich udzielił mu Ulysses były cenne, na podstawie tego portretu nakreślonego przez Ulyssesa mógł znaleźć pasującą osobę figurująca na liście osób zaginionych, przejrzeć spisy i dotrzeć do nazwiska, co mogłoby pomów w ustaleniu przebiegu zdarzeń. - Czy taki brak oznakowania jest częstym zjawiskiem? Czy sam brak oznakowania może sugerować kilka miejsc pochodzenia tejże różdżki? - zagadnął. Musiał przyznać, że w tej dziedzinie był kompletnym laikiem i wolał się upewnić, a każda informacja mogła była na wagę złota. W tak zwanym między czasie wyjął notes, zapisując szybko wszystko to, o czym wcześniej powiedział lord Ollivander.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ollivander zwyczajnie znał swoje możliwości oraz miejsce - szczegóły prowadzonych przez aurorów przypadków nie były jego sprawą i choć nieraz był ogromnie ciekaw, co, jak i dlaczego, nie czuł, by miał prawo do zadawania pytań. Były to w końcu akta utajnione, z kolei do rozpoznania różdżki informacje o całej otoczce zazwyczaj nie były wcale potrzebne. Zwyczajnie czytał te wyjątkowe przedmioty, szukał subtelności, niuansów, wskazówek. Często też nie był zainteresowany samą sprawą, a personaliami osób stwarzających zagrożenie - lubił wiedzieć, w jakiś sposób zapewniając sobie w ten sposób spokój, przynajmniej psychiczny. W dodatku łączył fakty szybko, mając do nich dobrą pamięć - im więcej się dowiadywał, tym więcej mógł skleić, dlatego notatniki wypełniał szczodrze, wracając do nich regularnie.
- Nie - odpowiedział krótko, po chwili reflektując się, że wypadałoby myśl rozwinąć. Był trochę w swoim świecie, trzymając w dłoniach różdżkę, w której odnajdywał coraz więcej pomniejszych faktów. Podjął spokojnie, jakby tak właśnie planował - odezwać się po paru sekundach. - Najczęściej oznaczenia pomijają nowicjusze, niektórzy zamiast subtelnej sygnatury preferują charakterystyczne elementy - wyjaśnił pokrótce, na chwilę zatrzymując wzrok na drewnie, tuż przy dolnej końcówce dzieła. Sięgnął po lupę, leżącą na stoliku. - Albo stosują znaki tak niewielkie, że niemal niedostrzegalne gołym okiem. Stany Zjednoczone - poprawił się, przeciągając lupę dalej, choć nie szukał już niczego konkretnego, jedynie oglądał zdobienia. Po chwili odłożył elegancko oprawione szkiełko i zerknął na Gabriela. Mimo wszystko bardziej istotna wydawała mu się cała reszta, miejsce pochodzenia różdżki nie wnosiło jego zdaniem wiele, mogła wręcz mylić. Przeczucie mówiło mu, że mieli do czynienia z innym krajem. Stereotypy stereotypami, czasami naprawdę dało się przyporządkować niektóre drobnostki do danego kraju. - Mimo tego odnoszę wrażenie, że jej właścicielowi blisko do Francji - wzruszył ramionami. - Tak, jak mówiłem - magia lecznicza, obrona przed czarną magią - nielegalne zaklęcia nawet jej nie tknęły, zresztą odmówiłaby przy nich... - przerwał, dostrzegając młodszego mężczyznę, zmierzającego do stolika z księgą. - ... współpracy - dokończył, odbierając zaraz zapiski i zerkając na wskazywaną datę. - Dziękuję, dobra robota - pochwalił chłopaka, kiwając mu z uznaniem głową, po czym odczekał, aż wyjdzie, nim podjął rozmowę.
- Bingo. Manuel Lémieux - podał, zerkając jeszcze raz na różdżkę oraz na datę. Był w tym sens, w świeżości różdżki. - Pojawił się u nas dokładnie półtora miesiąca temu.
- Nie - odpowiedział krótko, po chwili reflektując się, że wypadałoby myśl rozwinąć. Był trochę w swoim świecie, trzymając w dłoniach różdżkę, w której odnajdywał coraz więcej pomniejszych faktów. Podjął spokojnie, jakby tak właśnie planował - odezwać się po paru sekundach. - Najczęściej oznaczenia pomijają nowicjusze, niektórzy zamiast subtelnej sygnatury preferują charakterystyczne elementy - wyjaśnił pokrótce, na chwilę zatrzymując wzrok na drewnie, tuż przy dolnej końcówce dzieła. Sięgnął po lupę, leżącą na stoliku. - Albo stosują znaki tak niewielkie, że niemal niedostrzegalne gołym okiem. Stany Zjednoczone - poprawił się, przeciągając lupę dalej, choć nie szukał już niczego konkretnego, jedynie oglądał zdobienia. Po chwili odłożył elegancko oprawione szkiełko i zerknął na Gabriela. Mimo wszystko bardziej istotna wydawała mu się cała reszta, miejsce pochodzenia różdżki nie wnosiło jego zdaniem wiele, mogła wręcz mylić. Przeczucie mówiło mu, że mieli do czynienia z innym krajem. Stereotypy stereotypami, czasami naprawdę dało się przyporządkować niektóre drobnostki do danego kraju. - Mimo tego odnoszę wrażenie, że jej właścicielowi blisko do Francji - wzruszył ramionami. - Tak, jak mówiłem - magia lecznicza, obrona przed czarną magią - nielegalne zaklęcia nawet jej nie tknęły, zresztą odmówiłaby przy nich... - przerwał, dostrzegając młodszego mężczyznę, zmierzającego do stolika z księgą. - ... współpracy - dokończył, odbierając zaraz zapiski i zerkając na wskazywaną datę. - Dziękuję, dobra robota - pochwalił chłopaka, kiwając mu z uznaniem głową, po czym odczekał, aż wyjdzie, nim podjął rozmowę.
- Bingo. Manuel Lémieux - podał, zerkając jeszcze raz na różdżkę oraz na datę. Był w tym sens, w świeżości różdżki. - Pojawił się u nas dokładnie półtora miesiąca temu.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W takim razie Gabriel mógł jedynie podziękować, właściwie nie wiadomo komu, że miał przed sobą człowieka profesjonalnego, który wiedział co wypada, a co nie, ale przede wszystkim wykonywał swoją pracę. Można wręcz powiedzieć wzorowo, bo chociaż mogło się wydawać, że w wypełnionym pudłami wnętrzu sklepu panuje względny chaos to nic nie umykało uwadze lorda Ollivandera. Swoją drogą, Tonks zawsze zastanawiał się, czy dobra pamięć w przypadku tego rodu była cechą dziedziczną, czy może jedynie czarodziejom o odpowiednich predyspozycjach pozwalano na pracę w sklepie z różdżkami. Właściwie to wiele kwestii związanych z funkcjonowaniem czarodziejskiej szlachty go interesowało, ale nigdy nie miał okazji zaspokoić swojej ciekawości. Cóż, może kiedyś. Na razie miał jednak ważniejsze sprawy na głowie.
Wszelkie informacje, które wydawały mu się chociaż w jakimś stopniu istotne, notował, dziękując mugolom za wynalezienie czegoś tak praktycznego jak długopis, który wydawał się niezwykle przydatny, szczególnie jeżeli chodziło o pracę w terenie, gdzie noszenie przy sobie pióra i kałamarzu było raczej niezbyt praktyczne. Przynajmniej wiedział dlaczego ewentualny napastnik zostawił różdżkę przy ciele ofiary - różdżka skutecznie odmawiała posłuszeństwa przy zetknięciu się z czarną magią. Pytanie tylko co stało się z jej prawowitym właścicielem. Mimowolnie, gdy Ulysses zawiesił głos, Gabriel odwrócił się w kierunku, w którym padło spojrzenie lorda. Zerknął na młodego czarodzieja, który z niewątpliwą dumą trzymał w ręku wcześniej wspomniany przez Ollivandera spis. Pojawiło się w końcu coś konkretnego. Manuel Lémieux, wyraźnie zapisane nazwisko francuskiego czarodzieja pojawiło się na kartce, dodatkowo podkreślone, jakby dla wyróżnienia personaliów czarodzieja na tle luźnych notatek, które z pewnością sklei w jedną całość po opuszczeniu zaplecza. Obok pojawił się czas, w którym miał pojawić się u Ollivanderów. - Czy w pańskich spisach widnieją jeszcze inne informacje na temat tego czarodzieja? A może miał pan tę przyjemność spotkać się z nim osobiście? W świetle tego, o czym pan mówi muszę założyć, że pan Lémieux także stał się ofiarą napastnika - stwierdził z profesjonalnym spokojem, bo w końcu tak musiał się zachować - profesjonalnie. - Może pan coś powiedzieć na temat więzi łączącej tę różdżkę z jej właścicielem? - spytał. Może ta więź pomogłaby szybko odnaleźć nieszczęśnika?
Wszelkie informacje, które wydawały mu się chociaż w jakimś stopniu istotne, notował, dziękując mugolom za wynalezienie czegoś tak praktycznego jak długopis, który wydawał się niezwykle przydatny, szczególnie jeżeli chodziło o pracę w terenie, gdzie noszenie przy sobie pióra i kałamarzu było raczej niezbyt praktyczne. Przynajmniej wiedział dlaczego ewentualny napastnik zostawił różdżkę przy ciele ofiary - różdżka skutecznie odmawiała posłuszeństwa przy zetknięciu się z czarną magią. Pytanie tylko co stało się z jej prawowitym właścicielem. Mimowolnie, gdy Ulysses zawiesił głos, Gabriel odwrócił się w kierunku, w którym padło spojrzenie lorda. Zerknął na młodego czarodzieja, który z niewątpliwą dumą trzymał w ręku wcześniej wspomniany przez Ollivandera spis. Pojawiło się w końcu coś konkretnego. Manuel Lémieux, wyraźnie zapisane nazwisko francuskiego czarodzieja pojawiło się na kartce, dodatkowo podkreślone, jakby dla wyróżnienia personaliów czarodzieja na tle luźnych notatek, które z pewnością sklei w jedną całość po opuszczeniu zaplecza. Obok pojawił się czas, w którym miał pojawić się u Ollivanderów. - Czy w pańskich spisach widnieją jeszcze inne informacje na temat tego czarodzieja? A może miał pan tę przyjemność spotkać się z nim osobiście? W świetle tego, o czym pan mówi muszę założyć, że pan Lémieux także stał się ofiarą napastnika - stwierdził z profesjonalnym spokojem, bo w końcu tak musiał się zachować - profesjonalnie. - Może pan coś powiedzieć na temat więzi łączącej tę różdżkę z jej właścicielem? - spytał. Może ta więź pomogłaby szybko odnaleźć nieszczęśnika?
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ulysses był świadom, że tajemnice ich rodziny budzą powszechną ciekawość - w końcu różdżki były podstawowym przekaźnikiem magii, mało kto był w stanie używać magii bez nich, a nawet jeśli - rezultaty wciąż nie były identyczne, jak podczas współpracy z drewnem i rdzeniem. Na temat Ollivanderów krążyło mnóstwo mitów, ci jednak nie próbowali ich rozwiewać, gdyż często korzystniej i spokojniej było pozwolić ludziom wierzyć w to, co sobie ubzdurali. Prawda i nieprawda mieszały się, nie dając zbyt wiarygodnych poszlak i pozostawiając wszystko w upragnionej tajemnicy, dokładnie tak, jak miało być. Dobra pamięć była częsta, ale nie zdarzała się zawsze - różdżkarze trudzili się też różnymi rzeczami, nie każdy pracował w sklepie, niektórzy zajmowali się formalnymi sprawami, dbali o dostawy rdzeni, drewien, pilnowali finansów. Nie każdy z nich kierował swoje zainteresowania w tę konkretną stronę - idealnym przykładem mógł być nawet brat Ulyssesa, trudzący się zielarstwem, nie wytwórstwem i znawstwem różdzek.
- Niestety, nie miałem okazji spotkać go ani w sklepie, ani podczas innych okoliczności. Mogę panu zapisać, jak nazywa się wuj, który przeprowadził kontrolę różdżki w podanej dacie, nie powinien mieć nic przeciwko zeznaniom na temat zarówno spotkania, jak i samej różdżki, lecz w jej temacie raczej nie powie nic więcej - stwierdził, znając możliwości swoje, ale także wuja. - Chyba że właściciel podzielił się z nim jakimiś ciekawostkami - wzruszył ramionami, wszystko było możliwe, nawet jeśli takie drobnostki raczej nie miały większego znaczenia - choć Ulysses przywykł do skrupulatnej szczegółowości aurorów, nie podważając pod żadnym pozorem ich kompetencji. Sam wiedział, jak zaskakujące potrafiły okazać się obrazy układane z pozornie nieważnych faktów.
- Teoretycznie stracona różdżka powinna odnaleźć drogę do swojego właściciela albo nakierować go na siebie - podzielił się, choć z tonem niewyzbytym powątpiewania. - W praktyce bywa różnie, lecz ta wydaje się mocno przesiąknięta charakterem i sposobem bycia pana Lémieux, dlatego zdałbym się na instynkt drewna. Sądzę, że może pomóc w śledztwie, ale sposób, w jaki tego dokona... cóż, nie da się go określić. Tego nie wie nikt, nigdy, poza samą różdżką. Może zadziała jak kompas, wyczuwając dobre intencje Biura Aurorów. Dla pewności lepiej, by nie przechodziła z rąk do rąk. Niech zaufa jednej osobie i rozpocznie poszukiwania za jej pośrednictwem - poradził, mogąc pomóc tylko tyle. Czarny orzech nie zdradzał już więcej tajemnic.
- Niestety, nie miałem okazji spotkać go ani w sklepie, ani podczas innych okoliczności. Mogę panu zapisać, jak nazywa się wuj, który przeprowadził kontrolę różdżki w podanej dacie, nie powinien mieć nic przeciwko zeznaniom na temat zarówno spotkania, jak i samej różdżki, lecz w jej temacie raczej nie powie nic więcej - stwierdził, znając możliwości swoje, ale także wuja. - Chyba że właściciel podzielił się z nim jakimiś ciekawostkami - wzruszył ramionami, wszystko było możliwe, nawet jeśli takie drobnostki raczej nie miały większego znaczenia - choć Ulysses przywykł do skrupulatnej szczegółowości aurorów, nie podważając pod żadnym pozorem ich kompetencji. Sam wiedział, jak zaskakujące potrafiły okazać się obrazy układane z pozornie nieważnych faktów.
- Teoretycznie stracona różdżka powinna odnaleźć drogę do swojego właściciela albo nakierować go na siebie - podzielił się, choć z tonem niewyzbytym powątpiewania. - W praktyce bywa różnie, lecz ta wydaje się mocno przesiąknięta charakterem i sposobem bycia pana Lémieux, dlatego zdałbym się na instynkt drewna. Sądzę, że może pomóc w śledztwie, ale sposób, w jaki tego dokona... cóż, nie da się go określić. Tego nie wie nikt, nigdy, poza samą różdżką. Może zadziała jak kompas, wyczuwając dobre intencje Biura Aurorów. Dla pewności lepiej, by nie przechodziła z rąk do rąk. Niech zaufa jednej osobie i rozpocznie poszukiwania za jej pośrednictwem - poradził, mogąc pomóc tylko tyle. Czarny orzech nie zdradzał już więcej tajemnic.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Właściwie to nie było się co dziwić - arystokracja w świecie czarodziejów pełniła rolę pewnego rodzaju celebrytów, których życie interesowało wszystkich. No bo kto by nie chciał wiecie za kogo wyjdzie kolejna już lady Lestrange albo czy plotki o skandalu związanym z lordem Selwynem są prawdziwe? Tak, z pewnością Czarownica była wiarygodnym źródłem informacji. I naprawdę, Tonksa nie interesowały plotki z życia szlachty, ale z własnego doświadczenia wiedział, że był to jeden z ulubionych tematów, szczególnie gdy o odpowiedniej porze dnia weszło się do kawiarni na Pokątnej, a właśnie wyszedł nowy numer Czarownicy. W takich chwilach usuwał się stamtąd jak najszybciej było to możliwe. Aczkolwiek kwestie organizacyjne, jak w przypadku Ollivanderów budziły ciekawość.
- Byłbym zobowiązany, mam nadzieję, że wuj może mieć informacje, które pomogą w odnalezieniu czarodzieja - odparł. Było to niezwykle ważne, Gabriel chciał zebrać jak najwięcej informacji póki jeszcze sprawa była w miarę świeża, a czas całkowicie nie zatarł obrazów we wspomnieniach wcześniej wspomnianego wuja, który według lorda Ulyssesa był odpowiedzialny za przeprowadzenie kontroli różdżki. W milczeniu wysłuchał mini monologu związanego z relacją, jaka łączyła czarodzieja z jego różdżką oraz jej przydatnością podczas śledztwa. Cóż, skoro tak to Tonks chwytając się każdego możliwego tropu na pewno nie wypuści różdżki z rąk. - Dziękuję bardzo za informacje, mam nadzieję, że różdżka okaże nam trochę zaufania - odpowiedział z delikatnym uśmiechem wyrażającym wdzięczność za poświęcony czas. Zastanowił się jeszcze chwilę, czy miał dodatkowe pytania do lorda Ollivandera, ale ostatecznie nie przychodziło mu do głowy nic o co mógłby jeszcze zapytać Ulyssesa. Wychodzi na to, że różdżkarz skutecznie zaspokoił aurorską ciekawość Gabriela. - Z mojej strony to wszystko, dziękuje za nieocenioną pomoc w śledztwie- mówił całkiem szczerze. Różdżka była jego jedynym tropem, a teraz, dzięki wiadomościom, których on nie byłby w stanie odczytać miał kolejny ślad. I tak po nitce do kłębka szedł, mając nadzieję na pomyślne i sprawne rozwiązanie sprawy. Poczekał jeszcze aż na skrawku pergaminu Ulysses napisze personalia swojego wuja, po czym, jeszcze raz dziękując za pomoc, opuścił sklep z różdżkami.
/zt
- Byłbym zobowiązany, mam nadzieję, że wuj może mieć informacje, które pomogą w odnalezieniu czarodzieja - odparł. Było to niezwykle ważne, Gabriel chciał zebrać jak najwięcej informacji póki jeszcze sprawa była w miarę świeża, a czas całkowicie nie zatarł obrazów we wspomnieniach wcześniej wspomnianego wuja, który według lorda Ulyssesa był odpowiedzialny za przeprowadzenie kontroli różdżki. W milczeniu wysłuchał mini monologu związanego z relacją, jaka łączyła czarodzieja z jego różdżką oraz jej przydatnością podczas śledztwa. Cóż, skoro tak to Tonks chwytając się każdego możliwego tropu na pewno nie wypuści różdżki z rąk. - Dziękuję bardzo za informacje, mam nadzieję, że różdżka okaże nam trochę zaufania - odpowiedział z delikatnym uśmiechem wyrażającym wdzięczność za poświęcony czas. Zastanowił się jeszcze chwilę, czy miał dodatkowe pytania do lorda Ollivandera, ale ostatecznie nie przychodziło mu do głowy nic o co mógłby jeszcze zapytać Ulyssesa. Wychodzi na to, że różdżkarz skutecznie zaspokoił aurorską ciekawość Gabriela. - Z mojej strony to wszystko, dziękuje za nieocenioną pomoc w śledztwie- mówił całkiem szczerze. Różdżka była jego jedynym tropem, a teraz, dzięki wiadomościom, których on nie byłby w stanie odczytać miał kolejny ślad. I tak po nitce do kłębka szedł, mając nadzieję na pomyślne i sprawne rozwiązanie sprawy. Poczekał jeszcze aż na skrawku pergaminu Ulysses napisze personalia swojego wuja, po czym, jeszcze raz dziękując za pomoc, opuścił sklep z różdżkami.
/zt
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Zaplecze
Szybka odpowiedź