Wyjście na dach
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Wyjście na dach
Żeby dostać się na dach trzeba wpierw przejść jedno z okiem wychodzących na główną drogę Hogsmeade. Prowadzą do niego kamienne schodki. Jest tam znacznie więcej miejsca niż w samym mieszkaniu Jaya, które bywa potwornie zagracone. Stoi tam ławeczka, którą przyniósł poprzedni lokator kamienicy, a także rośnie kilka roślin. Bardzo wytrwałych roślin, bo astronom zapomina o ich istnieniu. Od niedawna jest to również punkt obserwacyjny posłańca profesora - Steve'a.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 29.08.17 11:08, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zerknął na zegarek, odliczając minuty do pełnej godziny. Mało kiedy i mało kto odwiedzał go w mieszkaniu w Hogsmeade. Większość rzeczy załatwiał mimo wszystko w Hogwarcie w Wieży Astronomicznej. Były to jednak sytuacje związane ze sprawami stricte szklonymi, a gdy chodziło o naukowe wędrował wtedy do Londynu i okolic. Tym razem jednak nie były to ani jedne, ani drugie. Sprawy Zakonu były równie ważne, chociaż ostatnio ginęły pomiędzy całym natłokiem innych ważniejszych wydarzeń. Nie spodziewał się, że to właśnie do niego zgłosi się z Poppy z pomocą do projektowania plakatów. Co prawda nie miał nic przeciwko, wręcz chciał pomagać, ale nie miał żadnego pojęcia o malowaniu czy podobnych artystycznych sprawach. Potrafił nakreślić mapę nieba i inne potrzebne astronomowi wykresy. Ciężko było nazwać jego obliczenia mistrzostwem rysunku, ale skoro takie zadanie mu przydzielono, nie zamierzał kręcić nosem. Miał jedynie nadzieję, że Poppy okaże się o wiele bieglejsza w tej zdolności niż on. Równie dobrze mógłby zaprosić małych Prewettów, by pomogli im w rozrysowaniu czegoś sensownego. Odetchnął i przejechał dłonią we włosach, nie mogąc usiąść w jednym miejscu. Ciągle zastanawiał się czy to miejsce jest dość uprzątane, by przyjąć gościa? Co powinien też zrobić, gdy ktoś taki pojawia się w jego domu? Nie umiał gotować, miał herbatę do picia, ale nic szczególnego nie przychodziło mu do głowy. Mało kto w końcu wędrował do profesora do tego konkretnego domu. Jedyne co wybrał to miejsce, gdzie mieli zaprojektować ów plakaty. Na dachu było wystarczająco przestrzeni, a do tego piękny widok. Ławeczka, nieco roślinności... Powinno być odpowiednio, by coś wyszukać w szarych komórkach!
Jaydenowi ostatnie wydarzenia nie służyły i wyglądał jak sto nieszczęść. Nieco obrośnięty z podkrążonymi oczami nie prezentował się najlepiej. Cóż jednak było go winić, jeśli musiał patrzeć na śmierć swojego ucznia, a potem jeszcze ta wizja, w której był przyczyną zgonu najbliższych... I to w tak brutalny sposób, że ich członki walały się wszędzie dokoła, a na twarzy i rękach miał ich krew... Wzdrygał się na samą myśl. Bezsenność była naturalnym stanem w takich okolicznościach. Gdy tylko zamykał oczy, widział te martwe ciała, nieruchomy, rybi wzrok Lewisa. Wciąż pamiętał to jak musiał zabrać nieżywe ciało dziecka. Był taki lekki, wyglądał jakby spał i astronom naprawdę chciałby, żeby tak było. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że były to czcze życzenia, a on nie mógł już nic zrobić. Nie mógł w ogóle nikomu pomóc, bo nie był uzdrowicielem ani nie znał ani jednego odpowiedniego zaklęcia. Był w stanie tylko stać i patrzeć albo płakać, gdy trwał przy małym Lewisie. Gdy tylko zamykał oczy, pod nimi ukazywała się właśnie twarz chłopca - tylko z otwartymi, wodnistymi oczyma. Równie przerażającymi we śnie jak i na jawie. Jayden wzdrygał się za każdym razem i nie pozwalał sobie na sen, bojąc się tego, co tam zobaczy. I tak widok tego wszystkiego miał już nigdy nie opuścić jego wspomnień i chociaż myślał nad myślodsiewnią, zrezygnował. Powinien, musiał o tym pamiętać bez względu na wszystko. Może i bez tego byłoby mu łatwiej, ale postanowił inaczej, chociażby z tego względu, żeby zdawać sobie sprawę, co naprawdę miało miejsce i jakie były skutki niewystarczającego działania lub jego całkowitego braku. Powinien szukać swoich uczniów, powinien się domyślić, że Grindelwald umieścił chociażby część z nich właśnie w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Nigdy nie miał sobie wybaczyć tej swojej naiwnej i głupiej bezczynności. Zdecydowanie powinien zareagować, a nie stać i tylko patrzeć. Stać i patrzeć... A potem jeszcze ta przedziwna anomalia, która przeniosła go do nieznanej części Londynu z silnymi obrażeniami fizycznymi i psychicznymi. Jocelyn również trafiła w to miejsce, ale z dużymi i poważnymi poparzeniami. Do teraz JJ miał dziwne skoki wspomnień i wizji, których dostał tamtego dnia. Ból głowy wzmagał się właśnie w takich momentach przez co musiał przerywać pracę i również zajęcia. Nie chciał w końcu być zawadą, ale to wszystko stało się w tak krótkim czasie... Tak okrutne i przerażające. Pokręcił głową, wracając myślami do zadania na ten wieczór. Siedział na krześle i położył brodę o oparcie, wpatrując się raz w drzwi, a raz na stojący niedaleko stary zegar. Umówili się na wpół do ósmej wieczorem i jeśli wskazówki nie psociły, powinna tu być już jedenaście minut. A może coś się stało po drodze? W końcu nic nie wiadomo... Mogło się coś wydarzyć niekorzystnego. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w głowie Jaydena, wstał i łapał już za klamkę, by wyjść i szukać dziewczyny.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystkim trudno było otrząsnąć się po pierwszomajowej nocy. Zapanował istny chaos, niezidentyfikowana siła wywróciła ich świat na lewą stronę, obróciła do góry nogami, wszystko poprzestawiała nie na swoje miejsce. Ciężko było się odnaleźć w nowej rzeczywistości, zwłaszcza gdy wszystko obracało się przeciw człowiekowi. Na zewnątrz szalały coraz silniejsze burze i zamiecie. Dochodziło dopiero południe, a to co działo się na zewnątrz przechodziło wszelkie oczekiwania. Miała wrażenie, że wiatr zaraz powyrywa drzewa na błoniach wraz z korzeniami. Nie ośmieliłaby się wysłać Sabriny w taką pogodę z obawy o jej zdrowie, sowa mogłaby połamać sobie skrzydło, albo i gorzej. Nie miała więc jak wysłać notatki Jaydenowi z prośbą o przełożenie spotkania, podczas którego mieli wykonać powierzone im zadanie. Sama nie wiedziała dlaczego akurat im przypadło to w udziale. Byli pedagogami, ona zajmowała się uzdrawianiem uczniów, zaś profesor Vane - nauczaniem astronomii. Dlaczego ktokolwiek wpadł na pomysł, że mogą być uzdolnieni... artystycznie? Poppy łudziła się, że chodzi o samo opracowanie wzorów plakatów, nie zaś faktycznie ich wykonanie, inaczej na pewno by zawiedli.
Poppy nie potrafiła rysować, ani malować, absolutnie. Pismo miała staranne, ale z pewnością nie pięknie, ani kaligraficzne.
Pogoda na zewnątrz potęgowała obawy Poppy, czy to dobry pomysł, jednakże obiecała się zjawić, nie miała więc inszego wyjścia. Z ciężkim westchnieniem ubrała gruby płaszcz z kapturem i opuściła ciepły zamek, w którym nieśpiesznie wszystko wracało do normalności, odkąd zabrakło w nim Grindewalda.
Spóźniła się niemal przez tę pogodę. Ledwo szła, była drobna i niska, a wiatr potężny - nieustannie próbował ją zepchnąć ze ścieżki i pragnął porwać beret z głowy. Cała zdążyła przemoknąć, aż do ostatniej suchej nitki. Nie miała wątpliwości, że przyczyna tkwi w pierwszomajowej nocy - od tamtego momentu ciągle działy się dziwaczne rzeczy. Szkocja słynęła ze swej nieobliczalnej pogody, jednakże nigdy nie widziała tu nawałnicy tak silnej, a z każdą godziną przybierała na sile. Ledwo dotarła do Hogsmeade i odnalazła odpowiedni dom.
Zapukała do drzwi drżącą dłonią, mając nadzieję, iż profesor Vane zaproponuje jej filiżankę herbaty.
Poppy nie potrafiła rysować, ani malować, absolutnie. Pismo miała staranne, ale z pewnością nie pięknie, ani kaligraficzne.
Pogoda na zewnątrz potęgowała obawy Poppy, czy to dobry pomysł, jednakże obiecała się zjawić, nie miała więc inszego wyjścia. Z ciężkim westchnieniem ubrała gruby płaszcz z kapturem i opuściła ciepły zamek, w którym nieśpiesznie wszystko wracało do normalności, odkąd zabrakło w nim Grindewalda.
Spóźniła się niemal przez tę pogodę. Ledwo szła, była drobna i niska, a wiatr potężny - nieustannie próbował ją zepchnąć ze ścieżki i pragnął porwać beret z głowy. Cała zdążyła przemoknąć, aż do ostatniej suchej nitki. Nie miała wątpliwości, że przyczyna tkwi w pierwszomajowej nocy - od tamtego momentu ciągle działy się dziwaczne rzeczy. Szkocja słynęła ze swej nieobliczalnej pogody, jednakże nigdy nie widziała tu nawałnicy tak silnej, a z każdą godziną przybierała na sile. Ledwo dotarła do Hogsmeade i odnalazła odpowiedni dom.
Zapukała do drzwi drżącą dłonią, mając nadzieję, iż profesor Vane zaproponuje jej filiżankę herbaty.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dobrał się swój do swego, bo talent Jaydena polegał jedynie na rysowaniu wykresów astronomicznych lub kreśleniu ogólnego zarysu położenia ciał niebieskich na nieboskłonie. Nie równało się to jednak ze zrobieniem odpowiedniego projektu, bo... W sumie to było ciężkie, ale nie niemożliwe! Dobrze, że Pandora wyszła na zakupy i dłuższy spacer, bo nie chciałby przed nią ukrywać tego, co zamierzali wspólnie z Poppy zrobić. Ciężko byłoby trzymać Sheridan z daleka, ale tak to by właśnie wyglądało. Wspomniał jej również o ważnym spotkaniu, które miał przeprowadzić, a że wprowadziła się niecały dzień wcześniej, zaplanowała porządne zakupy odnowcze, które miały pomóc jej w zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu. To raz, a dwa jej kobiece oko dostrzegło już wiele niedociągnięć, które wcześniej pozostały przez Jaydena niezauważone. No, bo i jak to? Nie potrzebował firanek, obrusu na stół i wielu innych typowo gospodarczych przedmiotów. Nie zamierzał jednak powstrzymywać Panny przed jej wizją postrzegania ich wspólnego już domu. Zależało mu jedynie, by jego rzeczy wciąż pozostawały na swoich miejscach. Pokój, w którym urzędowała był długo przez niego nieużywany, dlatego nie musiał robić szczególnie wielkich przeprowadzek, pozwalając zagospodarować tamta przestrzeń według uznania młodej twórczyni amuletów. Cieszył się, mając ją obok, szczególnie że zamartwianie się jej stanem, odciągało go od wielu spraw, które teraz wymagały jego uwagi. Dlatego jeden z problemów sprawnie rozwiązał się sam.
Teraz jednak miał zająć się sprawami Zakonu, ale nie martwił się tak jak jego towarzyszka. Uważał bowiem, że talent był tutaj najmniejszą z przeszkód, którą musieli pokonać na swojej drodze. Najważniejszym był chwytliwy tekst jak i zobrazowanie sobie w głowie ogólnego szkicu. Raczej nikt nie mógł od nich wymagać faktycznego zrobienia podobnych obrazów, ale nawet jeśli... Heweliusz mógł ich pokierować. Vane zerknął na astronoma, który właśnie zapisywał coś na swojej dwuwymiarowej tablicy. On raczej miał znacznie większą wiedzę na temat obrazów niż JJ w końcu... No, był jednym z nich. Jego sugestie w wielu kwestiach były niezmiernie ważne jak i pouczające. Dlaczego i w tej kwestii miał zawieźć zaufanie pana profesora? Nie martwiąc się o zadanie, a o samą pannę Pomfrey, otworzył dość gwałtownie drzwi w tej samej chwili, w której rozległo się pukanie. Nieco zaskoczony stanął twarzą w twarz z niższą od siebie pielęgniarką, która wyglądała jak sto nieszczęść.
- Na Rowenę! - rzucił, po czym szybko się odsunął i zamachał na nią, by weszła do środka i nie stała na progu. Gdy to zrobiła, zamknął za nią drzwi i gwizdnął na koc, znajdujący się na miękkim fotelu koło kominka, by przyleciał do niego. Jay zaraz też zarzucił go na ramiona Poppy i wskazał ręką wspomniane miejsce przy ogniu. - Rozumiem, że zaczniemy od herbaty. Mam tylko niebieską. Chwilowo - dodał, przechodząc do czajnika, który wylewitował znad płomieni i zatrzymał się przy profesorze. Znając Pandorę również i spiżarnię zamierzała odpowiednio zagospodarować. Vane uzupełnił wodę, a czajnik posłusznie wrócił na swój stojak, by czekać na świst ulatniającego się powietrza. Jay zaraz też przysunął sobie drugi fotel naprzeciwko Pomfrey i usiadł, by rzucić jej pokrzepiające spojrzenie. Odczekał chwilę, by odetchnęła i zaczął:
- Myślałaś już czego będzie dotyczył ten plakat? Osobiście myślałem nad ukazaniem prawdy Hogwartu, ale... To chyba zbyt mocne. Co myślisz?
Teraz jednak miał zająć się sprawami Zakonu, ale nie martwił się tak jak jego towarzyszka. Uważał bowiem, że talent był tutaj najmniejszą z przeszkód, którą musieli pokonać na swojej drodze. Najważniejszym był chwytliwy tekst jak i zobrazowanie sobie w głowie ogólnego szkicu. Raczej nikt nie mógł od nich wymagać faktycznego zrobienia podobnych obrazów, ale nawet jeśli... Heweliusz mógł ich pokierować. Vane zerknął na astronoma, który właśnie zapisywał coś na swojej dwuwymiarowej tablicy. On raczej miał znacznie większą wiedzę na temat obrazów niż JJ w końcu... No, był jednym z nich. Jego sugestie w wielu kwestiach były niezmiernie ważne jak i pouczające. Dlaczego i w tej kwestii miał zawieźć zaufanie pana profesora? Nie martwiąc się o zadanie, a o samą pannę Pomfrey, otworzył dość gwałtownie drzwi w tej samej chwili, w której rozległo się pukanie. Nieco zaskoczony stanął twarzą w twarz z niższą od siebie pielęgniarką, która wyglądała jak sto nieszczęść.
- Na Rowenę! - rzucił, po czym szybko się odsunął i zamachał na nią, by weszła do środka i nie stała na progu. Gdy to zrobiła, zamknął za nią drzwi i gwizdnął na koc, znajdujący się na miękkim fotelu koło kominka, by przyleciał do niego. Jay zaraz też zarzucił go na ramiona Poppy i wskazał ręką wspomniane miejsce przy ogniu. - Rozumiem, że zaczniemy od herbaty. Mam tylko niebieską. Chwilowo - dodał, przechodząc do czajnika, który wylewitował znad płomieni i zatrzymał się przy profesorze. Znając Pandorę również i spiżarnię zamierzała odpowiednio zagospodarować. Vane uzupełnił wodę, a czajnik posłusznie wrócił na swój stojak, by czekać na świst ulatniającego się powietrza. Jay zaraz też przysunął sobie drugi fotel naprzeciwko Pomfrey i usiadł, by rzucić jej pokrzepiające spojrzenie. Odczekał chwilę, by odetchnęła i zaczął:
- Myślałaś już czego będzie dotyczył ten plakat? Osobiście myślałem nad ukazaniem prawdy Hogwartu, ale... To chyba zbyt mocne. Co myślisz?
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sofia była już dobrze po pięćdziesiątce, niegdyś pracowała w magicznej galerii sztuki gdzie zajmowała się renowacją starych obrazów. Potężnego czarodzieja, który był bardzo dobroduszny i ufundował sierociniec dla charłaków, ślicznej lady, która zginęła w paszczy smoka. Nie każdy obraz był zbyt rozmowny, nie każdy chciał poddać się renowacji, ale ciepłe usposobienie Sofii oraz duża charyzma sprawiła, że udało jej się te kilkadziesiat lat przepracować. Potem jednak zaczął psuć się jej wzrok, przez co nie mogła w odpowiedni sposób wykonywać swojej pracy. Więc zrezygnowała, zajmując się teraz okazjonalnie malarstwem, rozmowami z obrazami i podglądaniem sąsiadów z okna. Najlepsze zajęcie dla starszej pani. Jej okno akurat wypadało na wejście do mieszkania pana Vane, bardzo miłego, aczkolwiek trochę zakręconego człowieka, jak uważała, bo według niej stanie i gapienie się w niebo nie było objawem normalności. No, ale co ludzie to bataty, czy coś w tym rodzaju. Widząc, że zaprosił on do swojego domu jakąś kobietę, której Zofia nie znała, ubrała swoją brązową szatę, która była trochę postrzępiona u dołu i pobiegła do jego drzwi. Sofia była bardzo staromodna, nie rozumiała jak kobiety mogą chcieć być sam na sam z innym mężczyzną i to jeszcze w jego domu. Chciała uchronić ową panią przed wstydem i nieodpowiednim zachowaniem. Stwierdziła, że będzie ich przyzwoitką. To był naprawdę bardzo dobry plan, przynajmniej dla Zofii. Więc gdy już do jego drzwi dobiegła, to zapukała w nie dość energicznie, machając głową i przewracając oczami ze zniecierpliwienia, dlaczego tak długo jej nie otwierają. A gdy w końcu drzwi się uchyliły i w progu stanął Jayden, Sofia weszła do środka rozglądając się i szukając kobiety, narażonej na tak okropne zniesławienie. Podeszła do niej chwytając pod ramię.
- Czy pani wie, że przebywanie sam na sam z wolnym mężczyzną jest nieodpowiednie? - zapytała prosto z mostu, bowiem Sofia była bardzo bezpośrednią osobą. - Takie zachowanie jest… Malujecie coś?
Jej wzrok padł na rozłożone materiały do malowania, jakieś malutkie sztalugi, farbki, pędzelki, pergamin i ołówki. Az oczy jej się zaświeciły widząc, że ktoś właśnie miał zamiar zająć się jej ukochaną sztuką.
- Panu Vane kiedyś opowiadałam, że zajmowałam się renowacją obrazów. Muszę nieskromnie przyznać, że malowanie też mi całkiem dobrze idzie, ale tym - wskazała na wyłożone przedmioty - to za dużo nie zrobicie.
Pokręciła przecząco głową. W swoim domu miała wszystko. Od profesjonalnych farb dla czarodziei po różnego rodzaju pędzli, którymi mogła uzyskać różne wzory. Znalazłoby się też coś do szkicowania, różnej wielkości zwoje pergaminów, wszystko co dusza zapragnie. A zaklęcia wprawiające obrazy w ruch miała w najmniejszym paluszku. Mogła im pomóc.
- Czy pani wie, że przebywanie sam na sam z wolnym mężczyzną jest nieodpowiednie? - zapytała prosto z mostu, bowiem Sofia była bardzo bezpośrednią osobą. - Takie zachowanie jest… Malujecie coś?
Jej wzrok padł na rozłożone materiały do malowania, jakieś malutkie sztalugi, farbki, pędzelki, pergamin i ołówki. Az oczy jej się zaświeciły widząc, że ktoś właśnie miał zamiar zająć się jej ukochaną sztuką.
- Panu Vane kiedyś opowiadałam, że zajmowałam się renowacją obrazów. Muszę nieskromnie przyznać, że malowanie też mi całkiem dobrze idzie, ale tym - wskazała na wyłożone przedmioty - to za dużo nie zrobicie.
Pokręciła przecząco głową. W swoim domu miała wszystko. Od profesjonalnych farb dla czarodziei po różnego rodzaju pędzli, którymi mogła uzyskać różne wzory. Znalazłoby się też coś do szkicowania, różnej wielkości zwoje pergaminów, wszystko co dusza zapragnie. A zaklęcia wprawiające obrazy w ruch miała w najmniejszym paluszku. Mogła im pomóc.
I show not your face but your heart's desire
Głowę miała pełną zmartwień. Nie miała talentu do rysunku, ani innych artystycznych prac manualnych, z tego co wiedziała profesor Vane także nie, nie potrafiła więc zrozumieć dlaczego to właśnie im powierzono podobne zadanie. Z pewnością nie wynikało to z braku artystycznych talentów w szeregach Zakonu - Margaux zarabiała na życie dzięki ilustracjom książeczek dla dzieci, a jej rysunki i projekty były zachwycające. Jeśli ona przyłożyłaby do plakatu swą rękę - byłby piękny. Poppy bardzo obawiała się zawieść, dlatego martwiła się, że spod ich rąk wyjdą same szkarady i Zakonnicy będą źli, że nie podołali tak błahemu zadaniu. Nie ośmieliła się odmówić, gdy ją o to poproszono, bo prośbom o pomoc nie odmawiała nigdy, a tym bardziej poleceniom Zakonu, skoro wstąpiła w jego szeregi. Obiecała im swoją różdżkę i... dłonie także, choć miała na myśli coś zgoła innego.
Drzwi otworzyły się i ujrzała Jaydena. Uśmiechnęła się do niego blado, przekraczając próg i zdejmując buty, by nie ubrudzić mu podłogi w mieszkaniu.
-Dzień dobry! - przywitała się ciepłym głosem, zdejmując mokry płaszcz i z wdzięcznością przyjmując od niego płaszcz, który przywołał. Był wielki, więc gdy się nim owinęła, wyglądała jak w kokonie -Może być niebieska, bardzo Ci dziękuję![ - uśmiechnęła się z wdzięcznością i już miała wejść głębiej do środka, gdy do drzwi ktoś zapukał.
Poppy odwróciła się ku nim, a do środka wpadła wówczas kobieta w starszym wieku. Czarownica niemal do pielęgniarki podbiegła, by złapać ją pod ramię. Panna Pomfrey nie ukrywała nawet zdziwienia i zaraz spąsowiała na twarzy, a jej policzki jęły przypominać dorodne pomidory...
-Och nie, to nie to co pani myśli... My nic... - zaczęła się tłumaczyć zawstydzona i skrępowana. Bała się plotek na swój temat. Była wszak kobietą porządną, o nienagannej reputacji i nie chciała, by nieprawdziwe plotki zmąciły jej obraz w oczach społeczeństwa. Często wszak Hogsmeade odwiedzała.
-Może nam pani coś... doradzi? - bąknęła Poppy, naciągając koc mocniej na buzię.
Och, co za wstyd!
Drzwi otworzyły się i ujrzała Jaydena. Uśmiechnęła się do niego blado, przekraczając próg i zdejmując buty, by nie ubrudzić mu podłogi w mieszkaniu.
-Dzień dobry! - przywitała się ciepłym głosem, zdejmując mokry płaszcz i z wdzięcznością przyjmując od niego płaszcz, który przywołał. Był wielki, więc gdy się nim owinęła, wyglądała jak w kokonie -Może być niebieska, bardzo Ci dziękuję![ - uśmiechnęła się z wdzięcznością i już miała wejść głębiej do środka, gdy do drzwi ktoś zapukał.
Poppy odwróciła się ku nim, a do środka wpadła wówczas kobieta w starszym wieku. Czarownica niemal do pielęgniarki podbiegła, by złapać ją pod ramię. Panna Pomfrey nie ukrywała nawet zdziwienia i zaraz spąsowiała na twarzy, a jej policzki jęły przypominać dorodne pomidory...
-Och nie, to nie to co pani myśli... My nic... - zaczęła się tłumaczyć zawstydzona i skrępowana. Bała się plotek na swój temat. Była wszak kobietą porządną, o nienagannej reputacji i nie chciała, by nieprawdziwe plotki zmąciły jej obraz w oczach społeczeństwa. Często wszak Hogsmeade odwiedzała.
-Może nam pani coś... doradzi? - bąknęła Poppy, naciągając koc mocniej na buzię.
Och, co za wstyd!
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Raczej wszyscy byli ostatnio rozbici i pogrążeni we własnych myślach, a szalejąca na zewnątrz zamieć wcale nie pomagała w doborowych nastrojach. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy pochowali się po domach i nie zamierzali wyściubiać nosa na zewnątrz. Pandora wyszła kilka godzin wcześniej i zapewne buszowała jeszcze po otwartych gdzieś sklepach, dodatkowo z tego co pamiętał, wspominała coś o odwiedzinach u jakiejś swojej koleżanki, więc nie martwił się aż tak jakby nic mu nie powiedziała. Mimo wszystko co chwila wyglądał przez okno jakby badając spojrzeniem czy Sheridan właśnie nie szła w tę stronę. Jeśli już Panda skorzystałaby z kominka, szczególnie że pogoda wcale się nie poprawiała, a wręcz przeciwnie - przybierała na sile. Co chwila słychać było jak wiatr porusza się w szczelinach i zawiewa w przeciągach, trzęsąc płomieniami świec i przypominając o swoim istnieniu. Vane lekko się skrzywił, zdając sobie sprawę, że jego współlokatorka wciąż była poza domem i zapewne nie wysyłała mu wiadomości ze względu na swoje prywatne sprawy. I raczej żadna sowa nie poradziłaby sobie z wichurą. Cieszył się, że Poppy bezpiecznie dotarła, ale na zewnątrz była również druga kobieta, o którą się martwił i co chwila wzdychał czemu jej jeszcze nie było. Słysząc pukanie do drzwi, zaraz uśmiechnął się szeroko, mając nadzieję, że zobaczy za nimi Pandorę, która po prostu zapomniała kluczy, jednak wiedziała, że Jay będzie w domu, więc dlaczego... Zaraz zagadka miała się rozwiązać i gdy nacisnął klamkę, zobaczył przed sobą panią Sofię, która przy każdej okazji przypominała mu, że patrząc w gwiazdy nigdy nie zrobi kariery. Nie przekonywał ją fakt, że Vane miał za sobą literackie osiągnięcia naukowe ani sama praca w Hogwarcie, którego prestiż znany był na całym świecie. Była to naprawdę urocza starsza pani. Nie zdążył się jednak nawet przywitać, gdy ta go wyminęła bez pardonu, wchodząc do środka mieszkania. Jayden patrzył na swoją sąsiadkę, która dziarskim krokiem pokonała dzielące ją metry od panny Pomfrey i złapała ją za ramię w dość władczym geście, oczekując chyba że obie zaraz stąd wymaszerują, żeby w sposób dość ostentacyjny dać wyraz niezadowolenia nad zaistniałą sytuacją. Tylko że nic takiego nie miało miejsca, ale zapobiegliwa sąsiadka Sofi zareagowała od razu poniekąd zdradzając się zaglądaniem w okno profesora. I kto tu był nieobyczajowy?
- Przyłapani - odpowiedział, rozkładając ręce i nie mogąc się nie uśmiechnąć po chwili, chociaż starał się jak mógł, by tego nie robić. Najwyraźniej kobieta postawiła sobie za cel honoru ratowanie niewinnych panien w opałach. Co ciekawe i zabawne ostatnio Jayden dość często był właśnie postrzegany jako wszystkiemu winny. Aż zdecydowanie zbyt często posądzano go o podobne zachowania. Jednak co mógł na to poradzić? Wyobraźnia ludzka nie miała granic, a gdyby pani sąsiadka Sofi chociaż przez chwilę kiedyś go posłuchała zamiast ciągle mówić, wiedziałaby, że to co sądziła było wyssane z palca. Zaraz jednak skupiła swoją uwagę na przygotowanych przez JJa materiałach do osobliwego projektowania plakatów. Miło było słuchać o ludzkich pasjach, a czemu nie mieli skorzystać z pomocy doświadczonej w malarstwie zawodniczki? - To na potrzeby Hogwartu - wytłumaczył, nie mijając się z prawdą. W końcu to było jednym z celów. - Nie wiem czy słyszała pani, że zawaliła się jedna z naszych wież. Napije się pani czegoś? - dodał, przekazując jeden z kubków z gorącą herbatą Poppy, która wciąż lekko drżała. Vane jednak nie mógł wiedzieć, że to bardziej ze wstydu niż z zimna. - Przekonała się pani, że nie mam do tego talentu, dlatego... Gdyby mogła nam pomóc... - poparł Pomfrey, która zaproponowała wspólne działania.
- Przyłapani - odpowiedział, rozkładając ręce i nie mogąc się nie uśmiechnąć po chwili, chociaż starał się jak mógł, by tego nie robić. Najwyraźniej kobieta postawiła sobie za cel honoru ratowanie niewinnych panien w opałach. Co ciekawe i zabawne ostatnio Jayden dość często był właśnie postrzegany jako wszystkiemu winny. Aż zdecydowanie zbyt często posądzano go o podobne zachowania. Jednak co mógł na to poradzić? Wyobraźnia ludzka nie miała granic, a gdyby pani sąsiadka Sofi chociaż przez chwilę kiedyś go posłuchała zamiast ciągle mówić, wiedziałaby, że to co sądziła było wyssane z palca. Zaraz jednak skupiła swoją uwagę na przygotowanych przez JJa materiałach do osobliwego projektowania plakatów. Miło było słuchać o ludzkich pasjach, a czemu nie mieli skorzystać z pomocy doświadczonej w malarstwie zawodniczki? - To na potrzeby Hogwartu - wytłumaczył, nie mijając się z prawdą. W końcu to było jednym z celów. - Nie wiem czy słyszała pani, że zawaliła się jedna z naszych wież. Napije się pani czegoś? - dodał, przekazując jeden z kubków z gorącą herbatą Poppy, która wciąż lekko drżała. Vane jednak nie mógł wiedzieć, że to bardziej ze wstydu niż z zimna. - Przekonała się pani, że nie mam do tego talentu, dlatego... Gdyby mogła nam pomóc... - poparł Pomfrey, która zaproponowała wspólne działania.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawie uniosła się w powietrzu z zachwytu, gdy kobieta zaproponowała, aby Sofia pomogła im w malowaniu. O dziwo pan Jay również przystaną na tę propozycję, pokrótce wyjaśniając po co im to było. Oczywiście, że wiedziała o zawaleniu wieży, chyba cała Anglia już o tym huczała, wiedziała także, że jej sąsiad absolutnie nie posiadał zdolności, by stworzyć coś odpowiedniego, dlatego nawet nie musiała się zastanawiać. Od razu złączyła dłonie, a na jej twarzy można było dostrzec szczery zachwyt. Już ta kobieta zeszła dla niej na dalszy plan, kompletnie przestała się liczyć. Bo widząc szalę na której po jednej stronie stoi obca jej panienka, a po drugiej możliwość skupienia się na swojej pasji - wynik był oczywisty. Puściła jej ramię i podeszła bliżej miejsca, gdzie wystawione były przybory, którymi chcieli malować. Chwyciła pędzle, przeczesała palcami ich włosie cmokając pod nosem, pochyliła się aby zobaczyć farby jakimi dysponowali, one również nie były najlepszej jakości.
- Panie Vane, dlaczego pan od razu nie przyszedł z tym do mnie? Dałabym odpowiednie materiały, doradziła - w tych sprawach jej sąsiedzi zawsze mogli na nią liczyć.
Może zaglądała ludziom do okien, może z sąsiadkami obgadywała nowy kapelusz z sowimi piórami panienki mieszkającej dwie ulice dalej i może nie zawsze otwierała gdy ktoś chciał pożyczyć cukier, ale tylko dlatego, że zajęta malowaniem nie słyszała pukania, to była jednak dobrą kobietą. I bardzo ciekawską kobietą, ale o tym też wszyscy wiedzieli.
- Niechże mi pan opowie co z tą wieżą? Co pan chce namalować? - dopytywała.
Była starej szkoły, uważała, że kobieta nie mogła odzywać się bez zgody mężczyzny, ale tak stare panny jak ona, mogły sobie pozwolić na więcej. Dlatego to rozmawiała z Jaydenem, kobietę stawiając trochę na boku. Ze swojego, wieloletniego już, doświadczenia wiedziała, że mężczyźni zawsze wiedzą więcej i więcej potrafią wyjaśnić. Chociaż nie zawsze znają się lepiej na malarstwie od niej, czego Jay również był przykładem. Gdy ten w końcu opowiedział jej co będą robić i czym się zajmować, w głowie Sofii już tworzyła się lista rzeczy, których będą potrzebowali. Odpowiedni kolor farb, odpowiednie pędzelki i wszystko to, co było skarbami malarzy, a niekoniecznie było znane zwykłym osobom.
- Panienka pójdzie ze mną i mi pomoże wszystko przynieść, panie Vane chętnie napiję się herbaty, z cytrynką panie Vane, z cytrynką - zaśpiewała radośnie.
Poczekała aż kobieta się ubierze, a następnie obie wyszły na ulice, by przejść kilka kroków i trafić pod jej własny dom. Wpuściła ją do środka, by zaprowadzić do salonu, który wyglądał jak prawdziwa pracownia. Mrucząc pod nosem zmniejszała i pakowała do torby, która znajdowała się w dłoniach ciemnowłosej, wszystkie potrzebne rzeczy.
- A jak ty masz na imię, dziecinko? - zapytała, zamykając drzwi na klucz.
Obie były już gotowe, by z całym arsenałem farb, pędzli i różnych specyfików, wrócić do domu profesora.
- Panie Vane, dlaczego pan od razu nie przyszedł z tym do mnie? Dałabym odpowiednie materiały, doradziła - w tych sprawach jej sąsiedzi zawsze mogli na nią liczyć.
Może zaglądała ludziom do okien, może z sąsiadkami obgadywała nowy kapelusz z sowimi piórami panienki mieszkającej dwie ulice dalej i może nie zawsze otwierała gdy ktoś chciał pożyczyć cukier, ale tylko dlatego, że zajęta malowaniem nie słyszała pukania, to była jednak dobrą kobietą. I bardzo ciekawską kobietą, ale o tym też wszyscy wiedzieli.
- Niechże mi pan opowie co z tą wieżą? Co pan chce namalować? - dopytywała.
Była starej szkoły, uważała, że kobieta nie mogła odzywać się bez zgody mężczyzny, ale tak stare panny jak ona, mogły sobie pozwolić na więcej. Dlatego to rozmawiała z Jaydenem, kobietę stawiając trochę na boku. Ze swojego, wieloletniego już, doświadczenia wiedziała, że mężczyźni zawsze wiedzą więcej i więcej potrafią wyjaśnić. Chociaż nie zawsze znają się lepiej na malarstwie od niej, czego Jay również był przykładem. Gdy ten w końcu opowiedział jej co będą robić i czym się zajmować, w głowie Sofii już tworzyła się lista rzeczy, których będą potrzebowali. Odpowiedni kolor farb, odpowiednie pędzelki i wszystko to, co było skarbami malarzy, a niekoniecznie było znane zwykłym osobom.
- Panienka pójdzie ze mną i mi pomoże wszystko przynieść, panie Vane chętnie napiję się herbaty, z cytrynką panie Vane, z cytrynką - zaśpiewała radośnie.
Poczekała aż kobieta się ubierze, a następnie obie wyszły na ulice, by przejść kilka kroków i trafić pod jej własny dom. Wpuściła ją do środka, by zaprowadzić do salonu, który wyglądał jak prawdziwa pracownia. Mrucząc pod nosem zmniejszała i pakowała do torby, która znajdowała się w dłoniach ciemnowłosej, wszystkie potrzebne rzeczy.
- A jak ty masz na imię, dziecinko? - zapytała, zamykając drzwi na klucz.
Obie były już gotowe, by z całym arsenałem farb, pędzli i różnych specyfików, wrócić do domu profesora.
I show not your face but your heart's desire
| nie życzę sobie podejmowania decyzji za moją postać i opisywania jej działań, jeśli nie było na to mojej zgody. Fragment o wyjściu na ulicę uznaję za niebyły i absolutnie ignoruję.
Spojrzenie Poppy wędrowało od jednego, do drugiego. Byłą coraz bardziej zdziwiona, nie dowierzała wręcz własnym uszom! Nie, pannie Pomfrey nie chodziło o pomoc. O poradę staruszki spytał z grzeczności i obdarzyła Jaydena ostrym, pełnym zdziwienia pomieszanego z oburzeniem spojrzeniem. Miał profesora za osobę niezwykle rozsądną, światłą i mądrą, lecz teraz zachował się nader lekkomyślnie. Jak sobie wyobrażał ową pomoc? Że sąsiadka wraz z nimi zaprojektuje propagandowe plakaty tajnego stowarzyszenia? Nie znała tej kobiety, a więc jej nie ufała. Oczywiście, panienka Pomfrey wychodziła z założenia, że ludzie mają z reguły dobre serca i obdarzała ich dozą zaufania, jednakże nie była jednako głupia i bezbrzeżnie naiwna. Nie podejrzewała owej kobiety o złe zamiary, nie sądziła, że ta zaraz pobiegnie do ministerstwa, lecz co - jeśli tak? Co, jeśli Jayden nie zna swojej sąsiadki tak dobrze, jak mu się zdawało? Kobieta nie była członkiem Zakonu Feniksa, nie mogli więc się jej całkowicie zwierzyć i przyjąć pomocy.
Musieli zrobić to samo.
Zadanie powierzono im w zaufaniu, nie mogli więc owego zaufania zawieść, a zarazem - obecność sąsiadki w tym pomieszczeniu była w obecnym momencie absolutnie zbędna, a Poppy miała zamiar jasno to wyartykułować. Oczywiście, była dziewczyną niezwykle uprzejmą i wychowaną tradycyjnie, jeśli tylko byłaby zamężna - to on byłby osobą decyzyjną. Jayden Vane nie był jednak ani jej mężem, ani bratem, ani ojcem, nie widziała więc powodu, aby całkowicie pomijać ją w dyskusji, nie dać prawa głosu i podejmować decyzje za nią.
-Droga pani, z całym szacunkiem, lecz muszę odmówić - powiedziała Poppy uprzejmie, lecz głosem stanowczym i pewnym -Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc, której pragnie nam pani udzielić, lecz musimy zająć się tym sami - miała ochotę dodać, że to sprawy Hogwartu, lecz była okropnym kłamcą i wzbudziłaby jeszcze większe podejrzenia staruszki. Trudno. Jeśli miało to negatywnie wpłynąć na jej reputację - to nic. Ci, którzy ją znali, wiedzieli jaka jest, a na opinie inszych czarownic z Hogsmeade zamknie uszy. Dobro Zakonu było sprawą priorytetową.
-Obawiam się więc, że musicie państwo odłożyć w czasie tę herbatkę, czyż nie, profesorze Vane? - spytała z naciskiem Poppy, obdarzając Jaydena wyczekującym spojrzeniem. Zdjęła z siebie koc i położyła na sofie, wsparła ręce o biodra i oczekiwała, że sam domyśli się, by sąsiadkę wygonić. Przynajmniej na czas ich... procesu twórczego.
Spojrzenie Poppy wędrowało od jednego, do drugiego. Byłą coraz bardziej zdziwiona, nie dowierzała wręcz własnym uszom! Nie, pannie Pomfrey nie chodziło o pomoc. O poradę staruszki spytał z grzeczności i obdarzyła Jaydena ostrym, pełnym zdziwienia pomieszanego z oburzeniem spojrzeniem. Miał profesora za osobę niezwykle rozsądną, światłą i mądrą, lecz teraz zachował się nader lekkomyślnie. Jak sobie wyobrażał ową pomoc? Że sąsiadka wraz z nimi zaprojektuje propagandowe plakaty tajnego stowarzyszenia? Nie znała tej kobiety, a więc jej nie ufała. Oczywiście, panienka Pomfrey wychodziła z założenia, że ludzie mają z reguły dobre serca i obdarzała ich dozą zaufania, jednakże nie była jednako głupia i bezbrzeżnie naiwna. Nie podejrzewała owej kobiety o złe zamiary, nie sądziła, że ta zaraz pobiegnie do ministerstwa, lecz co - jeśli tak? Co, jeśli Jayden nie zna swojej sąsiadki tak dobrze, jak mu się zdawało? Kobieta nie była członkiem Zakonu Feniksa, nie mogli więc się jej całkowicie zwierzyć i przyjąć pomocy.
Musieli zrobić to samo.
Zadanie powierzono im w zaufaniu, nie mogli więc owego zaufania zawieść, a zarazem - obecność sąsiadki w tym pomieszczeniu była w obecnym momencie absolutnie zbędna, a Poppy miała zamiar jasno to wyartykułować. Oczywiście, była dziewczyną niezwykle uprzejmą i wychowaną tradycyjnie, jeśli tylko byłaby zamężna - to on byłby osobą decyzyjną. Jayden Vane nie był jednak ani jej mężem, ani bratem, ani ojcem, nie widziała więc powodu, aby całkowicie pomijać ją w dyskusji, nie dać prawa głosu i podejmować decyzje za nią.
-Droga pani, z całym szacunkiem, lecz muszę odmówić - powiedziała Poppy uprzejmie, lecz głosem stanowczym i pewnym -Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc, której pragnie nam pani udzielić, lecz musimy zająć się tym sami - miała ochotę dodać, że to sprawy Hogwartu, lecz była okropnym kłamcą i wzbudziłaby jeszcze większe podejrzenia staruszki. Trudno. Jeśli miało to negatywnie wpłynąć na jej reputację - to nic. Ci, którzy ją znali, wiedzieli jaka jest, a na opinie inszych czarownic z Hogsmeade zamknie uszy. Dobro Zakonu było sprawą priorytetową.
-Obawiam się więc, że musicie państwo odłożyć w czasie tę herbatkę, czyż nie, profesorze Vane? - spytała z naciskiem Poppy, obdarzając Jaydena wyczekującym spojrzeniem. Zdjęła z siebie koc i położyła na sofie, wsparła ręce o biodra i oczekiwała, że sam domyśli się, by sąsiadkę wygonić. Przynajmniej na czas ich... procesu twórczego.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Tak? - rzucił, patrząc na Pomfrey, a później znowu na swoją sąsiadkę i tak kilka razy. W pewnym momencie zupełnie stracił wątek i sens ich rozmowy. O czym oni w ogóle rozmawiali tak na dobrą sprawę? Czy to miało jakieś znaczenie? Zaraz jednak usłyszał stukanie do okna i zauważył swojego niebieskiego posłańca, który uporczywie chciał być częścią tej złożonej dyskusji. Profesor nie wiele myśląc, zostawił więc obie kobiety w przejściu, by dojść do zamkniętej okiennicy, za którą szalała paskudna pogoda. Szybko otworzył szybę, a Steve wleciał do środka płynnie, by usiąść na szafce niedaleko przybyłej sąsiadki i łypać na nią spojrzeniem myśliwego. Oczywiście, że Vane zupełnie tego nie zarejestrował podobnie jak dalszych słów swoich towarzyszek, które uciekły mu w ferworze dziwnej walki z żywiołem. W końcu z całej siły chciał znów zamknąć okno, a wyszło z tego coś zupełnie innego. Przez moment szamotał się z wiatrem, aż w końcu jednak udało mu się uszczelnić je i odciąć znajdujących się wewnątrz ludzi, zwierzęta i obrazy od przeciągłego zimna. Usłyszał jak Jan Heweliusz jęknął z niezadowoleniem w pomieszczeniu obok - zapewne i do niego dotarła ta fala chłodu. Jednak co on mógł na to wszystko poradzić? Nie mógł zostawić biednego stworzenia na zewnątrz, gdzie nikt raczej znaleźć się nie powinien i nie chciał. Dopiero wtedy - nieco przewiany, z włosami jak po huraganie - wrócił do pani Sophii i pielęgniarki, które nie ruszyły się z miejsca. Wyglądały jakby czekały na jakąś jego reakcję, a on zupełnie nie wiedział, co się wydarzyło w tym jednym momencie, gdy go nie było. Jeździł spojrzeniem od jednego do drugiego gościa, zastanawiając się o czym mogły rozmawiać. Widział, że panna Pomfrey raczej bardziej niż zwykle wpatrywała się w jego osobę, przez co miał jakieś dziwne, nieprzyjemne wrażenie, że w ogóle nie powinno go tutaj być. Nieco spanikował, ale zaraz znalazł sposób na to, by to rozwiązać.
- Tak, tak. Zgadzam się z panną Pomfrey w stu procentach - rzucił, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Zaraz jednak świszczenie wody na ogniu go tknęło i poszedł zalać tę herbatę dla przybyłej koleżanki z pracy. Tylko czy on już te herbatę zrobił, czy jeszcze nie? Nigdzie nie było żadnego kubka, dlatego wziął nowy i wrzucił kilka listków niebieskich płatków, po czym zalał wrzątkiem. Zanim ponownie dotarł do kobiet, zaczął krzątać się przy swoim biurku, robiąc miejsce na pracę, którą mieli wspólnie wykonać. Dopiero wtedy pojawił się znów przy wyjściu., jednak pani sąsiadki już nie było. - O - powiedział jedynie, po czym wzruszył ramionami, widząc, że ktoś się ewakuował podczas jego nieobecności. - No, nic - mruknął, po czym spojrzał na Poppy i zaczął, nie rejestrując wcześniejszej wymiany zdań. Nie można było się jednak mu dziwić, skoro jego umysł przeskakiwał z tematu na temat w błyskawicznym tempie:
- Dobrze byłoby mieć jakieś odniesienie się do znanych wszystkich wydarzeń i przedstawić je w sposób odpowiedni merytorycznie. W końcu dość łatwo dostrzec, że ludzie wierzą w to, co im się poda na talerzu. Jeśli umieścimy prawdę w odpowiedni sposób, możliwość, że ich przekonamy do swojej racji będzie spora. Bo w końcu kto zaprzeczy lub podważy fakty i dowody świadczące o tym, że nasza sprawa to właśnie ta słuszna droga. Myślałem właśnie o zawaleniu się wieży Hogwartu albo jeszcze o tym artykule Wilhelminy w Proroku Codziennym. Albo o tych strasznych znakach na niebie - mówił i mówił, nie czekając zbytnio na Pomfrey, która jednak swoją szansę dostała w chwili, w której Steve głośno charakterystycznie krzyknął.
- Tak, tak. Zgadzam się z panną Pomfrey w stu procentach - rzucił, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Zaraz jednak świszczenie wody na ogniu go tknęło i poszedł zalać tę herbatę dla przybyłej koleżanki z pracy. Tylko czy on już te herbatę zrobił, czy jeszcze nie? Nigdzie nie było żadnego kubka, dlatego wziął nowy i wrzucił kilka listków niebieskich płatków, po czym zalał wrzątkiem. Zanim ponownie dotarł do kobiet, zaczął krzątać się przy swoim biurku, robiąc miejsce na pracę, którą mieli wspólnie wykonać. Dopiero wtedy pojawił się znów przy wyjściu., jednak pani sąsiadki już nie było. - O - powiedział jedynie, po czym wzruszył ramionami, widząc, że ktoś się ewakuował podczas jego nieobecności. - No, nic - mruknął, po czym spojrzał na Poppy i zaczął, nie rejestrując wcześniejszej wymiany zdań. Nie można było się jednak mu dziwić, skoro jego umysł przeskakiwał z tematu na temat w błyskawicznym tempie:
- Dobrze byłoby mieć jakieś odniesienie się do znanych wszystkich wydarzeń i przedstawić je w sposób odpowiedni merytorycznie. W końcu dość łatwo dostrzec, że ludzie wierzą w to, co im się poda na talerzu. Jeśli umieścimy prawdę w odpowiedni sposób, możliwość, że ich przekonamy do swojej racji będzie spora. Bo w końcu kto zaprzeczy lub podważy fakty i dowody świadczące o tym, że nasza sprawa to właśnie ta słuszna droga. Myślałem właśnie o zawaleniu się wieży Hogwartu albo jeszcze o tym artykule Wilhelminy w Proroku Codziennym. Albo o tych strasznych znakach na niebie - mówił i mówił, nie czekając zbytnio na Pomfrey, która jednak swoją szansę dostała w chwili, w której Steve głośno charakterystycznie krzyknął.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była skora do pomocy, nawet zbynio nie musieli wdawać się w szczegóły. Narysowałaby co chcieli, zaczarowała by się ładnie ruszało i przyciągało ludzki wzrok. Ale oni nie chcieli, znaczy pan Vane może i chciał, z tego to przecież taki milutki czarodziej, którego nie posądziłaby o złe zamiary, ale ta jego koleżanka? Sofia prychnęła pod nosem niezadowolona, że nie chce jej pomocy. Wiedziała, że coś jest z tą dziewczyną nie tak, pewnie jej fsiu bziu było w głowie, ot co! Ale już ich Sofia przypilnuje, będzie siedzieć w oknie i patrzeć w ich okna, co oni tam tworzą. Nie pozwoli przecież zdemoralizować pana Vane, no co to to nie.
Do owej kobiety więc się już nie odezwała, a zwróciła prosto do profesora. Uśmiechnęła się do niego ciepło i pozwoliła doprowadzić się do drzwi. Ale nie wyszła od razu, przecież nie byłaby sobą, gdyby nie zdecydowała się dodać od siebie parę słów, poplotkować, w końcu także z tego, oprócz malowania obrazów, była znana.
- Panie Vane, proszę tylko dobrze drzwi zamknąć, bo ostatnio tu takie łobuzy biegają i rozrabiają. To było chyba dwa tygodnie temu, pana to wtedy w domu nie było, wiem bo pan wszystkie światła miał zgaszone. W każdym razie próbowali się panu do domu dostać, wycieraczkę pobrudzili i gdybym ja ich nie pogoniła obrzucając ich farbą, to nie wiem co by się stało. I proszę uważać, bo stara panna Roberts chodzi i stare jajka sprzedaje, pan się nie naciągnie przypadkiem. No, dobrze, to ja już pójdę. Jakby pan jednak potrzebował pomocy, to wie pan gdzie mnie znaleźć. O tam, drzwi naprzeciwko. Dobranoc, panie Vane.
Zamachnęła włosami, opatuliła się bardziej swoim swetrem i wróciła do swojego domu. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi pobiegła na górę i usadowiła się przy oknie, które wychodziło centralnie na okna pana profesora. Ustawiła sobie sztalugę, przyciągnęła farby, przecież nikt jej nie zabroni pracować przy oknie. A to, że przy okazji może próbować podglądać to, co się u profesora dzieje, to tego już przecież nikt nie wie, nawet sam profesor.
zt
Do owej kobiety więc się już nie odezwała, a zwróciła prosto do profesora. Uśmiechnęła się do niego ciepło i pozwoliła doprowadzić się do drzwi. Ale nie wyszła od razu, przecież nie byłaby sobą, gdyby nie zdecydowała się dodać od siebie parę słów, poplotkować, w końcu także z tego, oprócz malowania obrazów, była znana.
- Panie Vane, proszę tylko dobrze drzwi zamknąć, bo ostatnio tu takie łobuzy biegają i rozrabiają. To było chyba dwa tygodnie temu, pana to wtedy w domu nie było, wiem bo pan wszystkie światła miał zgaszone. W każdym razie próbowali się panu do domu dostać, wycieraczkę pobrudzili i gdybym ja ich nie pogoniła obrzucając ich farbą, to nie wiem co by się stało. I proszę uważać, bo stara panna Roberts chodzi i stare jajka sprzedaje, pan się nie naciągnie przypadkiem. No, dobrze, to ja już pójdę. Jakby pan jednak potrzebował pomocy, to wie pan gdzie mnie znaleźć. O tam, drzwi naprzeciwko. Dobranoc, panie Vane.
Zamachnęła włosami, opatuliła się bardziej swoim swetrem i wróciła do swojego domu. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi pobiegła na górę i usadowiła się przy oknie, które wychodziło centralnie na okna pana profesora. Ustawiła sobie sztalugę, przyciągnęła farby, przecież nikt jej nie zabroni pracować przy oknie. A to, że przy okazji może próbować podglądać to, co się u profesora dzieje, to tego już przecież nikt nie wie, nawet sam profesor.
zt
I show not your face but your heart's desire
Wyproszenie sąsiadki profesora Vane naprawdę nie było dla panny Pomfrey przyjemne. Z natury była osobą nader uprzejmą, a ciotka Euphemia wpoila jej zasady dobrego wychowania oraz szacunek do osób starszych. Starała się więc być jak najbardziej delikatna, lecz owa pani Sophia sprawiała wrażenie bardzo upartej kobiety: Poppy musiała być więc bardziej dosadna w słowach, choć źle się z tym czuła. Pani Sophia zaoferowała im wszak pomoc bezinteresownie i Poppy naprawdę to doceniała. Nie kwestionowała talentu oraz umiejętności sąsiadki, najpewniej, gdyby tematyka prac, które mieli zaprojektować, była inna, Poppy nie potrafiłaby ująć w słowa swej wdzięczności.
Zakon Feniksa był jednak tajnym stowarzyszeniem, a to, czym się zajmowali również było owiane tajemnicą. Nie mogli się zdradzać przed kimś, komu nie ufali. Powierzenie takie sekretu sąsiadce byłoby z ich strony lekkomyślne i niemądre, skąd mieli wiedzieć, czy owa pani Sophia nie doniesie na nich do Ministerstwa Magii? Nie wiedziała jak profesor Vane ją znał, ale ona wcale i po prostu jej nie ufała. Tajemnica musiała zostać zachowana.
Na piegowate policzki panny Pomfrey wkradły się rumieńce, gdy pani Sophia patrzyła na nią z takim oburzeniem. Mogła myśleć co chciała, dobro Zakonu było dla Poppy priorytetem. Nawet za cenę nieprzyjemnych plotek na temat jej prowadzenia się. Namolna sąsiadka w końcu ich opuściła, a Poppy westchnęła z ulgą. Od całej tej sytuacji po prostu rozbolała ją głowa. Z wdzięcznością przyjęła od Jaydena filiżankę gorącej herbaty. Burza na zewnątrz przybierała na sile coraz mocniej, grzmoty raz po raz wstrząsały budynkiem w posadach Poppy zaniepokojona wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy nie zawaliło się na zewnątrz drzewo: zamiast tego dostrzegła ciekawskie spojrzenie panny Sophii w oddali. Pomachała jej z cierpliwym uśmiechem, po czym machnęła różdżką na zasłony, które ukryły wnętrze pomieszczenia przed namolnością sąsiadki.
Podeszła do stołu, na którym znajdowały się już czyste rolki pergaminu i niezbędne przybory. Patrzyła niepewnie, lecz miała pewien pomysł: -To muszą być krótkie, jasne hasła, które poruszą serca i sumienia - powiedziała Poppy -Waląca się wieża Hogwartu może służyć jako tło. Sądzę, że Margaux nie odmówi, jeśli poprosimy ją o zwizualizowanie naszego pomysłu, ma do malunku prawdziwy talent.
Zakon Feniksa był jednak tajnym stowarzyszeniem, a to, czym się zajmowali również było owiane tajemnicą. Nie mogli się zdradzać przed kimś, komu nie ufali. Powierzenie takie sekretu sąsiadce byłoby z ich strony lekkomyślne i niemądre, skąd mieli wiedzieć, czy owa pani Sophia nie doniesie na nich do Ministerstwa Magii? Nie wiedziała jak profesor Vane ją znał, ale ona wcale i po prostu jej nie ufała. Tajemnica musiała zostać zachowana.
Na piegowate policzki panny Pomfrey wkradły się rumieńce, gdy pani Sophia patrzyła na nią z takim oburzeniem. Mogła myśleć co chciała, dobro Zakonu było dla Poppy priorytetem. Nawet za cenę nieprzyjemnych plotek na temat jej prowadzenia się. Namolna sąsiadka w końcu ich opuściła, a Poppy westchnęła z ulgą. Od całej tej sytuacji po prostu rozbolała ją głowa. Z wdzięcznością przyjęła od Jaydena filiżankę gorącej herbaty. Burza na zewnątrz przybierała na sile coraz mocniej, grzmoty raz po raz wstrząsały budynkiem w posadach Poppy zaniepokojona wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy nie zawaliło się na zewnątrz drzewo: zamiast tego dostrzegła ciekawskie spojrzenie panny Sophii w oddali. Pomachała jej z cierpliwym uśmiechem, po czym machnęła różdżką na zasłony, które ukryły wnętrze pomieszczenia przed namolnością sąsiadki.
Podeszła do stołu, na którym znajdowały się już czyste rolki pergaminu i niezbędne przybory. Patrzyła niepewnie, lecz miała pewien pomysł: -To muszą być krótkie, jasne hasła, które poruszą serca i sumienia - powiedziała Poppy -Waląca się wieża Hogwartu może służyć jako tło. Sądzę, że Margaux nie odmówi, jeśli poprosimy ją o zwizualizowanie naszego pomysłu, ma do malunku prawdziwy talent.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zmęczenie wcale tutaj nie pomagało, ale krzyk Steve'a jakoś wybudził profesora, który skupił się już na tym co mieli zrobić, a nie na wietrze, który uderzał raz po raz w okna i oznajmiał wszystkim jak paskudną pogodę sprowadził. A był przecież zaledwie maj... Cóż. Jay nie znał się specjalnie na pogodzie, a przynajmniej w aspektach jej przepowiadania, bo zajmował się innymi kwestiami. Równie dobrze mógł powiedzieć, że pada śnieg, gdy już leżał na ziemi. były to jednak drobne detale, którym nie zamierzał się teraz poświęcać. I sam nie wiedział, dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiał. Wybudził go dopiero głos jego towarzyszki, która już stała przy stole i obserwowała wszystkie niezbędne rzeczy, które wywlókł z Hogwartu lub część wyszukał w swoim mieszkaniu. Zabawne, bo już od rana mazał na jednej z kartek teksty czy hasła, które mogłyby być na jednym z tych plakatów, ale wszystkie zdawały mu się brzmieć kompletnie bez sensu. Gdy wydawało się, że ma już coś na końcu języka zawsze kończyło się w ten sam sposób czyli nijak. Zostawała mu znów pustka w głowie lub musiał skupić się na pracach domowych swoich uczniów, a potem skupienie odlatywało gdzieś w nieznane. Na szczęście miał obok pannę Pomfrey, która raczej miała o wiele lepsze podejście do całej, artystycznej sprawy niż oderwany od rzeczywistości profesor. Zajrzał jej przez ramię czy by przypadkiem nie zapisywała już czegoś górnolotnego, ale na razie szkolna pielęgniarka myślała na głos, zostawiając mu pole do popisu. Jay sięgnął jeszcze po paczkę babeczek prosto z Miodowego Królestwa, po czym usiadł na szczycie stołu i wziął jedną słodycz, robiąc zamyśloną minę.
- Myślisz, że coś w deseń... Prawdziwe oblicze Hogwartu? Chociaż brzmi to dość atakująco i negatywnie dla szkoły, a przecież ona nic nie zawiniła. To wina Grindelwada - zamyślił się na chwilę - Tajemnice ujawnione? Nie... Może w jakieś rymy? Brytyjczyku młody, skończyły się podchody... Brytyjczyku młody, idź po rozum do głowy. Prawdę poznaj, kraj pojednaj. Miej swój rozum i z prawdą się porozum... Nie wiem. Nie jestem najlepszy w propagandowych hasłach... - urwał na chwilę i ugryzł babeczkę, marszcząc brwi zupełnie jakby cukier miał mu pomóc w myśleniu. Może tak było. Na słowa o Margo nie zareagował, bo oni raczej malować nie powinni i w tym byli jednogłośni. - Czyli mamy wieżę gdzieś... Tutaj - mruknął, biorąc kartkę i pióro w dłoń, by narysować prostokąt i na nim trójkąt po lewej stronie kartki i zaznaczył miejsce, w którym mógłby być tekst. - Mają być tylko hasła czy coś jeszcze? I powiedz, że masz lepszy pomysł niż te moje banialuki - dodał, patrząc uważnie na towarzyszkę, chociaż nie mógł powstrzymać prześmiewczego uśmiechu na swoje popisy artystyczne.
- Myślisz, że coś w deseń... Prawdziwe oblicze Hogwartu? Chociaż brzmi to dość atakująco i negatywnie dla szkoły, a przecież ona nic nie zawiniła. To wina Grindelwada - zamyślił się na chwilę - Tajemnice ujawnione? Nie... Może w jakieś rymy? Brytyjczyku młody, skończyły się podchody... Brytyjczyku młody, idź po rozum do głowy. Prawdę poznaj, kraj pojednaj. Miej swój rozum i z prawdą się porozum... Nie wiem. Nie jestem najlepszy w propagandowych hasłach... - urwał na chwilę i ugryzł babeczkę, marszcząc brwi zupełnie jakby cukier miał mu pomóc w myśleniu. Może tak było. Na słowa o Margo nie zareagował, bo oni raczej malować nie powinni i w tym byli jednogłośni. - Czyli mamy wieżę gdzieś... Tutaj - mruknął, biorąc kartkę i pióro w dłoń, by narysować prostokąt i na nim trójkąt po lewej stronie kartki i zaznaczył miejsce, w którym mógłby być tekst. - Mają być tylko hasła czy coś jeszcze? I powiedz, że masz lepszy pomysł niż te moje banialuki - dodał, patrząc uważnie na towarzyszkę, chociaż nie mógł powstrzymać prześmiewczego uśmiechu na swoje popisy artystyczne.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Od zawsze panna Pomfrey była po prostu kobietą praktyczną. Zamiast kręcić się, motać, krążyć wokół zdania, które przed nią stało, po prostu brała się do roboty i już - nawet jeśli musiała się pomęczyć, to przynajmniej dość szybko miała to wszystko z głowy. Starała się także odnajdywać proste rozwiązania, zamiast kręcić i komplikować sobie życie. Oczywiście, jeśli tylko mogła, a efekt miał być zadowalający i nie było to pójściem po najmniejszej linii oporu. Tego również nie robiła, bo pracy nie unikała nigdy. Poproszenie panny Vance o pomoc w wizualizacji ich wizji była bardzo sensowna - żadne z nich nie miało talentu artystycznego, a plakaty powinny przykuwać uwagę i estetycznie oczu nie krzywdzić. Panna Pomfrey była święcie więc przekonana, że postępują słusznie. Cieszyła się, że profesor Jayden przystał na ten pomysł. Miała nadzieję, że teraz pójdzie już im zdecydowanie bardziej sprawnie.
Pielęgniarka zajęła miejsce przy stole, sięgając po orle pióro i rolkę pergaminu. Słuchała wywodu Jaydena, kiwając głową i zapisując wszystkie hasła, które wypowiedział. Były naprawdę dobre, choć profesor zarzekał się, że nie potrafi. Sama również sięgnęła po babeczkę bez krępacji, wybierając tę z czarnymi oczkami, które jak przypuszczała okazały się czekoladowe i, och, miała budyniowe nadzienie! Na twarzy Poppy znów pojawił się ciepły uśmiech, zwłaszcza, gdy sięgnęła po herbatę. Zdecydowane, tak mogła pracować.
-Och, Jaydenie, nie bądź taki skromny, są dobre! - odpowiedziała profesorowi pielęgniarka.
Sięgnęła po pergamin, po którym rysował Jayden, odbierając mu go, za jego zgodą. Kilka podłużnych kresek miały być wieżą Hogwartu, zaś u góry pergaminu napisała drukowanymi literami: Prawdziwe oblicze Hogwartu; u dołu zaczęła pisać drobniejszym pismem -Tutaj, o... widzisz? Napiszę lakonicznie o złym wpływie czarnej magii na dzieci...
Chwilę skrobała piórem w milczeniu, przerywając co moment, by zastanowić się nad pisanymi słowami. Nie chciała skreślać i bazgrać po projekcie.
-Och... ja pomyślałam, że możemy uderzyć w czułą stronę... Los dzieci nie jest ludziom obojętny, możemy na wizerunku wykrzywionego przez zaklęcie Cruciatus dziecko napisać, że czarna magia nikogo nie oszczędza, a powoduje w młodym umyśle Plagę Koszmarów... Co o tym sądzisz?
Pielęgniarka zajęła miejsce przy stole, sięgając po orle pióro i rolkę pergaminu. Słuchała wywodu Jaydena, kiwając głową i zapisując wszystkie hasła, które wypowiedział. Były naprawdę dobre, choć profesor zarzekał się, że nie potrafi. Sama również sięgnęła po babeczkę bez krępacji, wybierając tę z czarnymi oczkami, które jak przypuszczała okazały się czekoladowe i, och, miała budyniowe nadzienie! Na twarzy Poppy znów pojawił się ciepły uśmiech, zwłaszcza, gdy sięgnęła po herbatę. Zdecydowane, tak mogła pracować.
-Och, Jaydenie, nie bądź taki skromny, są dobre! - odpowiedziała profesorowi pielęgniarka.
Sięgnęła po pergamin, po którym rysował Jayden, odbierając mu go, za jego zgodą. Kilka podłużnych kresek miały być wieżą Hogwartu, zaś u góry pergaminu napisała drukowanymi literami: Prawdziwe oblicze Hogwartu; u dołu zaczęła pisać drobniejszym pismem -Tutaj, o... widzisz? Napiszę lakonicznie o złym wpływie czarnej magii na dzieci...
Chwilę skrobała piórem w milczeniu, przerywając co moment, by zastanowić się nad pisanymi słowami. Nie chciała skreślać i bazgrać po projekcie.
-Och... ja pomyślałam, że możemy uderzyć w czułą stronę... Los dzieci nie jest ludziom obojętny, możemy na wizerunku wykrzywionego przez zaklęcie Cruciatus dziecko napisać, że czarna magia nikogo nie oszczędza, a powoduje w młodym umyśle Plagę Koszmarów... Co o tym sądzisz?
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
przepraszam :c
Oddał prowadzenie i finalne decyzje Poppy, która jako kobieta miała zdecydowanie lepsze wyczucie estetyki czy gustu jako takiego. Nie, żeby zamierzał zrzucić wszystko na jej barki, ale dobrze było mieć kogoś takiego u boku, kto od razu mógłby zanegować lub poprzeć padające, niepewne pomysły. Jayden specjalizował się we wsparciu naukowym, nie kreatywnym, dlatego nie wiedział po jakim gruncie stąpa. Zapewne też panna Pomfrey miała rozleglejsze znajomości, nie zatrzymujące się jedynie na pielęgniarkach. Nie wiedział, nie pytał. Zamiast tego jednak usilnie starał się odszukać jakiegoś pomysłu, idei, która mogła bym im pomóc uporać się z zadaniem, które postawił przed nimi Zakon. Gdy tylko się dowiedział, oczywistym było, że jako człowiek silnie związany ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa będzie myślał coś w kierunku zahaczającym o Hogwart. Uciśnienie najmłodszych, pełnych życia czarodziejów i czarownic powinno najbardziej interesować magiczne społeczeństwo, bo opierało się właśnie na nich. Jako filarach i odzwierciedlaniach oczekiwań, marzeń starszych pokoleń. JD najbardziej na świecie pragnął właśnie tego, by każde dziecko mogło poczuć się w szkole jak w domu i nie martwić się o zdrowie czy nawet życie. Należało im zapewnić właściwą ochronę, opiekę i możliwość pobierania spokojnej edukacji. A już od wielu lat Ministerstwo Magii odbierało im również i to, a skutki wciąż trwały. Wszak wielu uczniów szukało u niego pomocy, nie tylko związanej z astronomią, wsparciem duchowym, ale również i uzupełnianiem braków z dziedzin, które nie były pokrewne nauce, którą się zajmował. Dlatego gdy tylko Poppy poparła jego pomysł o zaczęciu od zamkowej wieży, wiedział, że zmierzali we właściwym kierunku. Co prawda zaczerwienił się na jej komplement, ale nic nie powiedział, tylko pozwolił przejąć jej pałeczkę w tworzeniu plakatów. Zauważył, że zwinnym i ładnym pismem zapisała wypowiedziane przez niego słowa, by kontynuować swój pomysł na niższej części pergaminu. Jay skrzywił się nieznacznie, słysząc o zaklęciu torturującym wymierzonym w uczniów. Zapewne w murach Hogwartu nie raz spotykano się z taką agresją, a nauczycielom i pracownikom, którym zależało na losie dzieci, starali się im pomagać i bronić jak tylko mogli. Najwidoczniej nieskutecznie jak chociażby miało to miejsce podczas starania się wyratować tlące się ledwo życie w małych ciałkach po odsieczy. To od tamtego momentu Vane miał problemy ze snem, a koszmary nie musiały wcale atakować go podczas chwil nieświadomości. W pamięci wciąż niósł te obrazy, a wraz z nimi również poczucie bezsilności jakie wtedy czuł. Przeraźliwie druzgoczące i przebijające swym chłodem niczym lodowymi odłamkami.
- Wybacz - odparł, starając się wprowadzić na swoją twarz uśmiech, by nie kłopotać towarzyszki. - Tak... - zaczął jakby pewniej, chociaż głos wciąż wydobywał się zza ściśniętego gardła. - Myślę, że to dobry pomysł. W końcu czarna magia zostawia ślady, a na młode umysły wpływa bezpowrotnie. To straszne, ale jeśli ma to otworzyć ludziom oczy... Tak. Tak, zróbmy to - poparł ją, pozwalając, by kontynuowała swoje zamierzone działania. Przystanął, by zerknąć zza ramienia pielęgniarki na całokształt i zamyślił się. Mimo że jeszcze nie znajdował się tam żaden obrazek torturowanego dziecka, mógł domyślać się, że była to właściwa propaganda, która mogła dotrzeć do ludzkich serc. Nie mogli być wszak tak zupełnie zobojętnieni, nieświadomi... Zmanipulowani. - Myślisz, że to coś zmieni? - dopytał głucho, wbijając spojrzenie w kartkę papieru, by przenieść je na chwilę na twarz Poppy.
|zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oddał prowadzenie i finalne decyzje Poppy, która jako kobieta miała zdecydowanie lepsze wyczucie estetyki czy gustu jako takiego. Nie, żeby zamierzał zrzucić wszystko na jej barki, ale dobrze było mieć kogoś takiego u boku, kto od razu mógłby zanegować lub poprzeć padające, niepewne pomysły. Jayden specjalizował się we wsparciu naukowym, nie kreatywnym, dlatego nie wiedział po jakim gruncie stąpa. Zapewne też panna Pomfrey miała rozleglejsze znajomości, nie zatrzymujące się jedynie na pielęgniarkach. Nie wiedział, nie pytał. Zamiast tego jednak usilnie starał się odszukać jakiegoś pomysłu, idei, która mogła bym im pomóc uporać się z zadaniem, które postawił przed nimi Zakon. Gdy tylko się dowiedział, oczywistym było, że jako człowiek silnie związany ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa będzie myślał coś w kierunku zahaczającym o Hogwart. Uciśnienie najmłodszych, pełnych życia czarodziejów i czarownic powinno najbardziej interesować magiczne społeczeństwo, bo opierało się właśnie na nich. Jako filarach i odzwierciedlaniach oczekiwań, marzeń starszych pokoleń. JD najbardziej na świecie pragnął właśnie tego, by każde dziecko mogło poczuć się w szkole jak w domu i nie martwić się o zdrowie czy nawet życie. Należało im zapewnić właściwą ochronę, opiekę i możliwość pobierania spokojnej edukacji. A już od wielu lat Ministerstwo Magii odbierało im również i to, a skutki wciąż trwały. Wszak wielu uczniów szukało u niego pomocy, nie tylko związanej z astronomią, wsparciem duchowym, ale również i uzupełnianiem braków z dziedzin, które nie były pokrewne nauce, którą się zajmował. Dlatego gdy tylko Poppy poparła jego pomysł o zaczęciu od zamkowej wieży, wiedział, że zmierzali we właściwym kierunku. Co prawda zaczerwienił się na jej komplement, ale nic nie powiedział, tylko pozwolił przejąć jej pałeczkę w tworzeniu plakatów. Zauważył, że zwinnym i ładnym pismem zapisała wypowiedziane przez niego słowa, by kontynuować swój pomysł na niższej części pergaminu. Jay skrzywił się nieznacznie, słysząc o zaklęciu torturującym wymierzonym w uczniów. Zapewne w murach Hogwartu nie raz spotykano się z taką agresją, a nauczycielom i pracownikom, którym zależało na losie dzieci, starali się im pomagać i bronić jak tylko mogli. Najwidoczniej nieskutecznie jak chociażby miało to miejsce podczas starania się wyratować tlące się ledwo życie w małych ciałkach po odsieczy. To od tamtego momentu Vane miał problemy ze snem, a koszmary nie musiały wcale atakować go podczas chwil nieświadomości. W pamięci wciąż niósł te obrazy, a wraz z nimi również poczucie bezsilności jakie wtedy czuł. Przeraźliwie druzgoczące i przebijające swym chłodem niczym lodowymi odłamkami.
- Wybacz - odparł, starając się wprowadzić na swoją twarz uśmiech, by nie kłopotać towarzyszki. - Tak... - zaczął jakby pewniej, chociaż głos wciąż wydobywał się zza ściśniętego gardła. - Myślę, że to dobry pomysł. W końcu czarna magia zostawia ślady, a na młode umysły wpływa bezpowrotnie. To straszne, ale jeśli ma to otworzyć ludziom oczy... Tak. Tak, zróbmy to - poparł ją, pozwalając, by kontynuowała swoje zamierzone działania. Przystanął, by zerknąć zza ramienia pielęgniarki na całokształt i zamyślił się. Mimo że jeszcze nie znajdował się tam żaden obrazek torturowanego dziecka, mógł domyślać się, że była to właściwa propaganda, która mogła dotrzeć do ludzkich serc. Nie mogli być wszak tak zupełnie zobojętnieni, nieświadomi... Zmanipulowani. - Myślisz, że to coś zmieni? - dopytał głucho, wbijając spojrzenie w kartkę papieru, by przenieść je na chwilę na twarz Poppy.
|zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 05.02.18 15:13, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Wyjście na dach
Szybka odpowiedź