Polana
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?
Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.
Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.
Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.
Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.
- Wina:
1. Kielich przedstawiający Dagdę — mężczyznę trzymającego maczugę i kocioł. W środku Clos Mazeyres - francuskie czerwone wino z Pomerolu. Składają się na nie szczepy Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Merlot. Doskonałe do jagnięciny i dziczyzny. Posiada ciemno rubinowo-fioletowe odcienie. Bogaty bukiet czarnych i czerwonych owoców zachwyca i zadowala najbardziej wytrawne podniebienia. Niezwykłością jest nieco waniliowa końcówka, która w trakcie degustacji utrzymuje się na podniebieniu.
2. Kielich z czerwienią, przedstawia Morrigan w towarzystwie krew i kruków. Zawartość kielicha to Chateau Vray Canon Boyer 1954 - to doskonale starzejące się wytrawne wino z Canon-Fronsac. Łatwo wyczuwalny aromat suszonych jagód o bogatym smaku wzbogaca mocne taniny i wytrawne wykończenie. Posiada piękny burgundowy odcień. Winne wykończenie jest przyjemne i długie. Doskonałe Bordeaux.
3. Kielich z wizerunkiem Lugh — młodego mężczyzny z procą i włócznia. Chateau Marienlyst 1952 - wino wytrawne, o głębokiej rubinowo-fioletowej barwie i owocowych aromatach, w szczególności wiśniowych z delikatną nutą przypraw. W ustach stabilne, o dobrej owocowości i gładkich taninach z delikatnym akcentem przypraw na finiszu.
4. Kielich z Tailtiu, bogini Ziemi. Czarkę wypełnia Chateau Le Fournas Bernadotte - Bernadotte ma stałe cechy doskonałego wina o niepowtarzalnym smaku, który jest doceniany przez znawców. Bernadotte oferuje głęboki rubinowy kolor. Nos uwalnia aromaty czerwonych owoców z nutami przypraw; bukiet jest wyrazisty i trwały. Na podniebieniu jego hojność potwierdza się, jest świeże, o subtelnych taninach, a jego wykończenie długie i miękkie.
5. Kielich z Ogmą, przedstawia starszego mężczyznę trzymającego łańcuchy, a na nich, ludzkie głowy. Chateau Monbrison - Wytrawne wino w intensywnym rubinowym kolorze. Posiada intensywne i złożone aromaty, począwszy od kwiecistych aromatów fiołka i róży z nutami owocowymi z czarnej porzeczki aż po borówki, maliny i ciemne wiśnie, a następnie lekko miętową nutę balsamiczną. Smak dość zbudowany o miękkich i jedwabistych taninach które świetnie łączą się ze świeżością, czyniąc je doskonale zrównoważonym.
6. Kielich z Aongusem. Chateau Lyonnat 1954 - Czerwone, wytrawne wino z Saint-Émilion, Bordeaux. Charakteryzują je eleganckie wysoko skoncentrowane taniny owocowe, jędrne - pełne i gęste z mnóstwem aromatów owocowych i dużych tanin.
7. Kielich z podobizną Ecny — patronem mądrości. Mouton - Cadet - Mouton Cadet to wino stworzone przez legendarnego plantatora winorośli i poetę Barona Philippe de Rothschild w 1930 roku. Wino o głębokiej rubinowej barwie, intensywnym bukiecie dojrzałych czerwonych owoców, o łagodnych taninach. Powstaje z winogron szczepu Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc zbieranych ręcznie w parcelach z apelacji Bordeaux. Wino zrównoważone, znakomite do dań obiadowych na bazie czerwonego mięsa i warzyw w sosie, do twardych serów; cechuje się wysokim potencjałem starzenia.
8. Kielich przyozdobiony czernią, z podobizną boga śmierci — Arawnem. Rioja - białe hiszpańskie wino z prowincji La Rioja. Stworzone ze szczepów Chardonnay, Sauvignon Blanc i Verdejo. To wino wysokiej jakości, które leżakuje co najmniej cztery lata w dębowych beczkach. Posiada bladożółty odcień z zielonkawym akcentem. W nosie błyskawicznie wyczuć eksplozję egotycznych owoców z mieszanką ziół i kopru. Jest świeże, eleganckie z dobrą kwasowością, co zawdzięcza uprawom na dużej wysokości w atlantyckim klimacie.
9. Kielich z podobizną Cernunnosa, przedstawiający mężczyznę z upiornym, krwawym porożem. S'Emilion L'Angelus 1955 - wytrawne wino czerwone o lekko cierpkim smaku, które niezmiennie od dekady jest doceniane przez koneserów. Klasyczne Bordeaux pełne aromatów ciemnych owoców. W smaku jest łagodne i czyste, z lekkimi taninami. Idealnie pasuje do czerwonego mięsa.
10. Kielich przedstawiający druidów. W środku Senorio de los LLanos - czerwone hiszpańskie wytrawne wino i ciemnym i intensywnym kolorze z niuansami terakoty. Posiada złożony zapach, z lekkimi i dojrzałymi akcentami kawy i kakao. Struktura smaku jest klarowna i elegancka. Wyczuwalna jest za to obecność głębokich tanin. Pochodzi z regionu La Mancha.
Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.
- Koktajle:
- 1. Nieśmiałek – koktajl z winem musującyn, wodą i słodkim likierem kokosowym jest idealną propozycją dla osób odnajdujących się w delikatnych i słodkich smakach. Niejednokrotnie jego smak zawstydza degustujących i to w sposób dosłowny. Już po pierwszym łyku czujesz jak ogarnia cię niesamowita nieśmiałość. Krępują cię spojrzenia innych, wstydzisz się zabierać głos i wyrażać opinie podczas konwersacji. Efekt ten minie, gdy sięgniesz po kolejnego drinka.
2. Wróżka - migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Druzgotek – szczególnie dla wielbicieli ostrych i ciężkich alkoholi. Starzony rum z odrobiną wody i dużą ilością lodu sprawia, że twoje zachowanie zmienia się w iście demoniczne. Masz wrażenie jakby każdy spoglądał na ciebie w sposób oceniający, masz również większą tendencję do wszczynania awantur, ale za każdym razem, gdy chcesz wyprowadzić atak w czyimś kierunku masz wrażenie jakby ktoś wylał na ciebie kubeł zimnej wody. Twoje ubranie pozostaje suche, a emocje opadają.
4. Oddech smoka - tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
5. Dziki kwiatek – to nic innego jak potocznie zwana miodówka, czyli nalewka z miodu. Nazwa może jednak zmylić, niewielu wie, że to właśnie duszki nazywane Dzikimi Kwiatkami tłoczą i butelkują miód potrzebny do stworzenia właśnie tej nalewki. Nalewka jest mocna w smaku, ale na długo postawia w ustach słodki posmak. To właśnie dzięki tej słodyczy masz ochotę na wypowiadanie się w samych superlatywach o osobach znajdujących się najbliżej ciebie.
6. Creme de la creme - likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
7. Wampir – propozycja dla osób, które nie boją się mocnych smaków i łakną niesamowitych wrażeń. Wyczuwalna whisky, starzony rum oraz wódka stanowią bazę dla tego koktajlu. Podawany z sokiem malinowym i dużą ilością kruszonego lodu. Nie bez powodu jego nazwa nawiązuje do krwiopijcy, ponieważ w szybkim tempie wysysa twoje siły witalne, mąci umysł, wpływa na percepcję. Intensywność smaku sprawia, że już po jednym łyku czujesz się pijany.
8. Królowa Śniegu - intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
9. Burleska - słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
10. Erato - kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.
1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).
[bylobrzydkobedzieladnie]
Spacer podczas pełni w urokliwą, tak ciepłą i bezchmurną, gwieździstą noc musiał wydać się dobrym pomysłem, a urokliwe lasy Waltham - idealnym miejscem. Nocą jednak łatwo się zgubić, nie odwiedzając tych przepastnych terenów zbyt często, na szczęście, jak się okazało, nie byłyście same - na polanie pojawiła się postać o czekoladowej skórze, Milicenta, drobna Isolda oraz niewiele wyższa blondynka, Selina.
Jak długo błądziłyście już po tym lesie?
[jeśli chcecie się rozejrzeć, rzucacie kością k100]
Czy uciekała od problemów? Może. Szybkim marszem oddalała się od znajomych, jakby podświadomie wiedząc, że któryś z nich - otwarcie lub podstępem - spróbuje od niej wyciągnąć powód rozdrażnienia. I o ile na co dzień nie miała problemu z tym, by komuś odpowiedzieć, żeby lepiej zajął się swoimi kłopotami, a nie interesował się czyimiś, to miała wrażenie, że teraz mogłaby się kompletnie rozsypać. Zupełnie jak dwa lata temu. A ona definitywnie zbyt długo pracowała na wyrobienie sobie aktualnej renomy, by nagle wyjść na słabą. Brzydziłaby się samą sobą, gdyby nagle oduczyła się panowania nad pewnymi emocjami.
I chyba właśnie przez to roztrzepanie, nawet nie zauważyła w którym konkretnie momencie zaczęło się ściemniać. Nie była pewna czy to przez fakt, że po prostu korony drzew nie przepuszczały światła czy też po prostu zapadła już noc. Nawet znajoma, tak dobrze wydeptana ścieżka nagle przemieniła się w zwyczajne runo leśne, w którym odznaczały się szlaki ludzi, którzy odważali się zapędzać w te rejony. Zrobiło się chłodniej. A dziś definitywnie nie miała ochoty na bawienie się w Skamandera - odkrywcę, którego twarz tak często przyjmowała podczas niezliczonych podróży lub zabaw w dzieciństwie. W tym momencie wolałaby po prostu wrócić do domu.
Jednak droga powrotna okazała się być... cóż, zwodnicza. Nie obudziła się jednak w niej na tyle panika, by miała rozważać inne opcje powrotu na znajome boisko jak zwyczajne poruszanie się pieszo. Zupełnie, jakby zignorowała te wszystkie pogłoski o lichu czającym się w tym lesie. Całkowicie tak, jakby nie skojarzyła, że dziś jest pełnia.
Miała kilka rejonów, które bezproblemowo rozpoznawała. Więc gdy tylko zauważyła rozświetlony teren, tak idealnie przypominający pewną polanę, momentalnie skierowała się w tamtym kierunku. Stamtąd powinna znaleźć już drogę. Zanim wyłoniła się z cienia, przez chwilę przystanęła na skraju łąki, oczarowana grą światła. Mimo zimnej palety, jaką nadawało nocne niebo, miejsce to prezentowało się przepięknie. Nawet wydawało jej się, że coś w powietrzu lśniło, może nawet połyskiwało, jakby opruszone magicznym pyłem. Gdyby podeszła bliżej, pewnie zauważyłaby cienkie, lecz mocne siatki pajęczyn, które zdążyły upleść pająki, korzystając z niezakłócanego spokoju.
Podobno w takie noce można było zobaczyć na tej łące galopujące jednorożce. Podobno też Zębowe Wróżki wynagradzały pieniędzmi każdy stracony ząb, a Święty Mikołaj dostarczał dzieciom prezenty na gwiazdkę. Można wierzyć we wszystko, prawda?
Obeszła łąkę, szukając znajomych kątów. I chyba nie zauważyła jeszcze dwóch zagubionych duszyczek, które mają się dopiero pojawić? Szła więc brzegiem polany, ledwo zanurzając stopy w stosunkowo bujnej trawie, jakby obawiając się, że okaże się intruzem na tej nieskalanej niczyją obecnością głuszy. Cóż, przynajmniej do teraz - jak jej się wydawało.
Ostatnio zmieniony przez Selina Lovegood dnia 18.09.15 15:27, w całości zmieniany 2 razy
will be always
the longest distance
between us
'k100' : 91
Nie będę się rozpisywać nad ubiorem i innymi rzeczami, bo kogo to tak na dobrą sprawę obchodzi? Po prostu wyszłam na spotkanie. Rozglądałam się po drodze, zastanawiając się, czy ktoś mnie przypadkiem nie śledzi. Był dość chłodny wieczór, objęłam się ciasno ramionami, jednocześnie starając się patrzeć pod nogi, aby przypadkiemnie paść jak długa na wilgotną ziemię. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie mam iść, gdyż rzadko tu bywałam. Najgorsze było jednak to, że w końcu zapadł zmrok, a na niebie pojawiła się pełna tarcza księżyca. Nie powiem, zdenerwowało mnie to trochę. Poczułam gęsią skórkę, jak obejmuje moje ciało. Przełknęłam głośno ślinę. Nim się spostrzegłam, a już byłam na jakiejś polanie. Wszystko było widoczne przez światło na niebie, a ja miałam wrażenie, że przed chwilą usłyszałam wycie wilka. Może to tylko chora projekcja mojego mózgu?
Jakby tego było mało, w pewnej chwili dostrzegłam jakiś cień, tuż niedaleko mnie. Nie poznałam jednak tej osoby.
- Isolde? - spytałam głucho w eter, rozglądając się na wszystkie strony, głównie skupiając wzrok na osobniku w pobliżu. Całość wyglądała jak z jakiejś powieści grozy i serio okropnie się bałam!
'k100' : 56
Każde z nas ma na sumieniu grzeszki. Mniejsze. Większe. Małe szaleństwa na które pozwala sobie od czasu do czasu. Ja mam swoje. Ja muszę wiedzieć.
Czasami chcę wiedzieć nawet za dużo - dlatego też posuwam się do kroków, które nie do końca wypadają damom. Wiedza, szczególnie dotycząca innych ludzi, to delikatna materia. Zbytne zagłębienie się może zostać uznane za wścibstwo, a to grzech, który ciężko wybaczyć. Ja sama nie chciałabym czyichś butów w moim życiu. Ale żeby ich nie mieć, żeby być zawsze kilka kroków do przodu muszę wiedzieć więcej.
Taki jest urok nas, Bulstrode’ów. Zawsze w cieniu. Zawsze dwa kroku do przodu. Zawsze kontrolujący sytuację zza kulis. Reżyserzy przedstawień. Aktorzy mogą wygrzewać się w blasku reflektorów, ale to my dyktujemy im mają odgrywać swoje role, decydujemy kiedy wchodzą na scenę i kiedy nadchodzi pora by z niej zeszli.
Moje środki ostrożności mogą zatem wydawać się zbyt daleko posunięte, ale lepiej przesadzić w tej kwestii niż tracić w innej. Odrobina złośliwości od Milicenty to niezbyt wielka cena za pełną dyskrecję i pewność, że nikt nie posądzi nas o znajomość. Poza tym - takie nocne spacery są bardzo zdrowe. Mnie zdarzają się nadzwyczaj często. I tak nie sypiam, czasami potrzebuję przewietrzyć głowę, pomyśleć, lubię spacerować. Szczególnie w miejscach gdzie szanse na spotkanie innego człowieka są naprawdę małe. Każdy potrzebuje odrobiny prywatności.
Cichy odgłos teleportacji. Poprawiam ciemny sweter, chroni przed chłodem wieczoru. Widok pełnej tarczy księżyca jest zaskakujący, zapomniałam, że pełnia już dzisiaj. Polana skąpana w jego świetle wygląda naprawdę pięknie, jak z baśni czytanych mi przez guwernantkę z czasów dzieciństwa. Bo tylko będąc dzieckiem widziałam w magii coś… mistycznego. Świat elfów i wróżek miał bajkowy urok. Dzisiaj wiem, że wejście w elfi krąg oznacza nieszczęście, a przed wyjącym wilkiem w lesie należy uciekać, bo nie ma żadnego księcia, który uratuje damę w opresji.
Lepiej szybko znaleźć pannę Borgin i pójść w inne miejsce, myślę, rozglądając się dookoła.
Ostatnio zmieniony przez Isolde Bulstrode dnia 16.09.15 16:15, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 61
Żadna z nich, Selina, Milicenta ani Isolde, nawet jeśli znała ten las dość dobrze, nie potrafiła oznaczyć swojego dokładnego położenia. Coś było nie tak, czy ta polana nie powinna być większa? Czy pośrodku nie powinno być trzech płaskich pniaków? Znikąd nie było widać ścieżki, która winna wyprowadzić je z lasu, czy to tylko przez tę mgłę, czy rzeczywiście jej tutaj nie było?
[jeśli chcecie się rozejrzeć, rzucacie kością k100, kolejka dowolna]
I jeden z nich przemówił ludzkim głosem. Selina, kompletnie nie spodziewała się jakiegokolwiek dźwięku, a tym bardziej niczyjej obecności, więc podskoczyła, w tym samym ruchu obracając się w stronę źródła dźwięku i wysłała z różdżki ostrzegawcze... fajerwerki, ciche i niegroźne, właściwie bardziej przypominające iskry, które mogłyby spłoszyć intruza, a jej dać chwilę na danie nogi. Gdy zobaczyła twarz Milicenty... czarną twarz, wcale nie nabrała pewności. Co ta murzynka od niej chciała?!
-Nie jestem żadna Isolde!-powiedziała, nienaturalnie dla siebie wysokim głosem, choć daleko było jej do piszczałk, zaniepokojona dziewczyną. No bo cholera wie czy nie chce jej okraść albo co! Gdy zaraz potem usłyszała dźwięk charakterystyczny dla teleportacji, różdżką machnęła w tamtym kierunku, nie rzucając jednak żadnych zaklęć. Nieufnie, czujnie patrzyła na intruzów.
-Co tutaj robicie?-zapytała, opanowując ton głosu i przestąpiła z nogi na nogę.
O tej porze nikt normalny się tutaj nie zapuszczał. Oprócz zagubionych, złodziei, zbiegów lub typów spod ciemnej gwiazdy. Więc było dosyć naturalne, że jej klatka piersiowa poczęła podnosić się nieco szybciej, mimo że sama kobieta stała nieruchomo, ciągle oceniając sytuację.
Obrzuciła wzrokiem raz jeszcze otoczenie i nagle nie poczuła się już tak pewnie. To chyba jednak nie była ta polana, którą kojarzyła. Dlatego zmarszczyła lekko czoło, szukając raz jeszcze punktu zaczepienia. Niedobrze było tak stać na widoku i dać się oświetlać jasnemu, nocnemu światłu. Dlatego postąpiła o krok do tyłu, by schować się w cieniu, jaki oferowały drzewa naokoło.
-Nie szukam kłopotów.-zapewniła, próbując ustalić jakiś neutralny grunt z obecnymi kobietami. Ta najniższa nie wyglądała na rabusia. Jej rysy twarzy, cera i sposób obnoszenia się nie sugerował na niskie urodzenie. Za nic jednak nie mogła skojarzyć jej twarzy.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Ostatnio zmieniony przez Selina Lovegood dnia 20.09.15 8:21, w całości zmieniany 1 raz
will be always
the longest distance
between us
'k100' : 47
- Och, niech zgadnę, masz na imię Panikara? - spytałam dość butnie i odgarnęłam włosy do tyłu. W tym samym czasie usłyszałam za sobą trzask teleportacji. Ostrożnie sięgnęłam po różdżkę, chcąc ją wymierzyć w tamtym kierunku, ale wtedy dostrzegłam Isolde. Tylko dlaczego nie byłyśmy tutaj same? Zazwyczaj załatwiałyśmy interesy we dwie.
- Zażywamy radosnego spacerku - odpowiedziałam z lekkością i nawet się uśmiechnęłam. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Nie zamierzałam się z obcą babą wdawać w dyskusje odnośnie tego, co i z kim robię.
Na ostatnie jej zdanie nie odpowiedziałam, spojrzałam za to na Bulstrode, jak gdyby to ona miała mi powiedzieć, czy chcemy kłopotów. Może i ich nie chciałam, ale te ewidentnie się mnie trzymały. Najgorsze było to, że nieco się rozluźniłam, chociaż to było nieodpowiedzialnym zachowaniem. Może ta szajbuska dobrze grała i serio wpakowałam się w poważne kłopoty? Straciłam jednak zainteresowanie towarzyszkami, skupiłam się na coraz mocniej zagęstniającej się mgle, a także na cechach charakterystycznych, których szukałam, a ku mojemu zdziwieniu, wcale ich nie dostrzegłam.
'k100' : 35
Nauczka na przyszłość - spotykać się w mniej odludnych miejscach i zawsze sprawdzać kalendarz księżycowy.
Chociaż - widzę, że nawet w tutaj znaleźć można przypadkowych gapiów. Interesy definitywnie trzeba odłożyć na inny dzień - Bez wątpienia nie jesteś - odzywam się za plecami przypadkowej kobiety. Kiedy macha na mnie różdżką, unoszę brew w geście zażenowania. Czy naprawdę wyglądam aż tak groźnie?
Sama też jestem... Zaniepokojona. I to bardzo. Byłam tutaj juz wcześniej, ale absolutnie nic nie wyglada znajomo, nie mam zielonego pojecia gdzie jestem. Nie znaczy to jednak, że mam tracić zimną krew, przynajmniej na zewnątrz. Misterna sztuka ukrywania emocji, kultywowana przez arystokrację od samego początku naszego istnienia - Jest pani zawodniczką Os, prawda? - podchodząc bliżej Milicenty, zagaduje nieznaną nam kobietę. Może nie wyglądam na wielką fankę quidditcha, ale odkąd Søren zasilił szeregi drużyny nie opuściłam zadnego meczu. Stąd kojarzę jej twarz. Jest chyba ścigającą, chociaż nie przykładam większej wagi do innych zawodników niż Avery - Żadna z nas nie szuka kłopotów - odpowiadam jeszcze, rozglądając się dookoła. Co tutaj robimy to nasza prywatna sprawa. Ona pewnie miała swoje powody dla nocnego spaceru w świetle księżyca, dobre wychowanie nakazuje uszanować jej prywatność - Proponuje jednak potowarzyszyć sobie wzajemnie do momentu znalezienia się w bardziej znanym nam terenie? - nie chciałabym mieć na sumieniu członka zespołu Sørena, zjedzenia przez wilkołaki nie życzę nawet największemu wrogowi. To by dopiero była idiotyczna historia. Wyszła knuć, pożarł ją wilkołak. Można opowiadać dzieciom do snu w ramach pouczenia by zawsze być uległym i łagodnym.
Ostatnio zmieniony przez Isolde Bulstrode dnia 20.09.15 22:15, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 24
Strona 1 z 24 • 1, 2, 3 ... 12 ... 24