Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]09.07.16 2:10
Szła szybkim krokiem, a jej podeszwy skrzypiały cicho na cienkiej warstewce śniegu. Nie powstrzymała mężczyzny, rozumiała, że mógł czuć się winny, że to jego zaklęcie do tego stopnia uszkodziło tajemniczego przybysza. Jednak kiedy ktoś tu po niego przybędzie, oni dwoje powinni być daleko stąd.
Na moment nieco zwolniła, pozwalając, aby ją dogonił.
- Wyczyściłam im pamięć, obydwu. Nie będą w stanie nikomu powiedzieć, że nas widzieli. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to nikt nie powiąże nas z tym... pechowym incydentem – zapewniła go pospiesznie. Swoich zaklęć pamięci była pewna, podczas stażu amnezjatorskiego poświęciła długie godziny na doszlifowanie tego zaklęcia do perfekcji. Gdy w grę wchodziło manipulowanie tak delikatną i podatną na uszkodzenia materię, jak pamięć, nie można było pozwolić sobie na niestaranność. Musiała dokładnie usuwać odpowiednie wspomnienia, by nie uczynić swojej „ofierze” żadnej szkody. Zapewne potrafiłaby robić to lepiej, posiadając zdolność legilimencji lub hipnozy, jednak póki co czytała o tych umiejętnościach w teorii, ale nie miała okazji się ich faktycznie nauczyć. Zawsze było mnóstwo innych zadań, a doba zdecydowanie zbyt krótka, by zmieścić w niej czas na wszystkie interesujące lub przydatne zajęcia.
Gorzej byłoby, gdyby zobaczył ich jakiś mugol, jednak żadnego nie zobaczyła, więc pozostawało jej mieć nadzieję, że żaden nie patrzył chyłkiem z okien budynków.
- Po prostu udajmy się jak najdalej stąd i znajdźmy lepsze miejsce do deportacji. To cały plan – rzekła, gdy skręcili w kolejną ulicę. Na szczęście nie widziała w pobliżu żadnych przemykających chyłkiem zakapturzonych typów, ani śmigających w ich stronę promieni zaklęć. Może już byli bezpieczni.
- Cóż, szkoda, że przyszło nam się spotkać w takich okolicznościach. Chyba jednak wolałabym bardziej przyjazne miejsce i czas – zauważyła. Możliwe, że jeszcze kiedyś się spotkają. O ile Greengrass będzie chciał mieć do czynienia z pechową amnezjatorką.

/jak coś możesz zakończyć Smile
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Boczna ulica [odnośnik]13.07.16 14:35
Travis też przyspieszył. Wraz z rzuceniem zaklęcia przyzywającego magiczne pogotowie poczuł spadającą część ciężaru z serca. Czuł się winny pomimo tego, że to nie on zaczął wymianę zaklęć. Nie on napadał na kobiety w ciemnych zaułkach, nie on nikogo gonił. Powód tych mężczyzn do ataku Luny, a następnie jego samego, mocno go nurtował. Bardzo chciał poznać przyczynę tak niecodziennego zdarzenia mającego miejsce wśród mugolskiej społeczności. Nie mógł o to nikogo spytać, napastnicy zostali pozbawieni wspomnień związanych z atakiem na dwoje czarodziejów. Greengrass po raz ostatni obejrzał się za siebie, a następnie wstał i pobiegł do Spencer-Moon. Schował zziębnięte ręce razem z różdżką w głębokie kieszenie płaszcza i żwawo przebierał nogami. Dogonił kobietę nie wywalając się ani razu. Nadal odczuwał zdenerwowanie całą sytuacją, serce wciąż chciało wyskoczyć mu z piersi wprost na biel śniegu leżącego na chodnikach. Wraz z chodem zmieniało się otoczenie, mijali kolejne budynki zostawiając za sobą dużej wielkości bałagan. Myśli Travisa krążyły wokół całej tej sytuacji oraz wokół kazań dziadka, które ten na pewno wygłosiłby mu wpędzając w jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nikt inny nie nadawał się na sumienie jak właśnie lord Romulus, był o tym święcie przekonany.
- Byłoby fantastycznie - odparł cicho. Szli właśnie obok siebie, łowca smoków wyraźnie zgarbiony, chowający twarz w kołnierzu odzienia. - Nie jestem jednak pewien, czy byliśmy tam zupełnie sami. Bez świadków - mruknął wyraźnie niezadowolony. To go trapiło najbardziej.
- To dobry plan - potwierdził, lecz bez entuzjazmu. Mijali kolejną ulicę. Odeszli już na sporą odległość od tamtego feralnego miejsca. Musieli się szybko pożegnać, nie było czasu na żadne flirty. - Ja także. Na pewno jeszcze się spotkamy - powiedział siląc się na uśmiech. Wzruszył ramionami, a kiedy znaleźli się w zaułku, każde z nich teleportowało się osobno. Tam, gdzie chcieli.

zt


WHEN OUR WORDS COLLIDE

Travis Greengrass
Travis Greengrass
Zawód : opiekun i łowca smoków w Peak District
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Never laugh at live dragons.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2909-travis-greengrass#47258 https://www.morsmordre.net/t2920-skrzynka-travisa#47503 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-derbyshire-meadow-lane-2 https://www.morsmordre.net/t3868-skrytka-nr-768#72500 https://www.morsmordre.net/t3616-travis-greengrass#65234
Re: Boczna ulica [odnośnik]19.07.16 20:59
/ z niepamięci, styczeń

Jeszcze tylko trochę.
Był już bardzo bliski osiągnięcia swojego celu. O krok. Dzieliły go jedynie sekundy, być może nawet ułamki sekund i jego wytężony wysiłek ostatnich kilku tygodni zostanie uwieńczony pełnym sukcesem. Zatryumfuje, wzywając imię ojca i składając mu hołd, choć nie wypełnił jeszcze całego planu. Jego obecne działania były jedną drugą całości, do końca brakowało mu sporo, najtrudniejsza część właściwie dopiero przed nim. Zabicie Cataliny Vane nie sprawiło mu żadnego problemu. Może nie powinien jeszcze myśleć o tym jak o ukończonym zadaniu, bo kobieta w dalszym ciągu żyła, ale znajdowała się w stanie agonalnym i absolutnie wszystko wskazywało na to, że za chwilę wyzionie ducha. Wokoło nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Prawdziwym wyzwaniem będzie dorwanie się do Lestrange’a, który był wymagającym przeciwnikiem i Orpheus zamierzał to docenić, ale wszystko w swoim czasie.
Przyczyną śmierci Vane nie będzie magia. To zbyt proste i zbyt szybkie. Chciał dokładnie widzieć, sekunda po sekundzie, jak opuszcza ją życie. To musiało chwilę potrwać również dlatego, że pragnął, by razem z nadchodzącą śmiercią zobaczyć  w jej oczach zrozumienie. Teraz jawił się kobiecie jako ktoś obcy, prawdopodobnie nie miała pojęcia dlaczego umiera, choć mogła podejrzewać. Może zauważyła ciemne, granatowe oczy, które prześladowały ją miesiącami, bacznie obserwowały, by w końcu wzbudzić uzasadniony niepokój, a po pewnym czasie i strach. Osaczał ją subtelnymi groźbami, wcale nie wysyłając jej listów z pogróżkami, a przedmioty, które naprawdę mówiły więcej niż tysiąc słów – zdjęcie jej pogrążonego w śpiączce narzeczonego, czy wycięta wzmianka z Proroka o zaginięciu Clarissy Rookwood, której ciała nigdy nie odnaleziono. To tylko niektóre z nich. A od kiedy Catalina Vane zaczęła się bać, stała się łatwym celem.
Mogła być spokojna, dowie się, dlaczego umiera i pozna twarz swojego zabójcy. Teraz jeszcze jawił się jej jako średniego wzrostu mężczyzna około trzydziestki, w dość luźnych ubraniach, gdyż chcąc jeszcze upewnić się w tym, że nie zostanie przez absolutnie nikogo rozpoznany, postanowił podążać za Vane z inną twarzą. Miał jednak w planach wrócić do swojej prawdziwej postaci i w tym celu nie nosił na sobie specjalnie przygotowanego przebrania, a coś swojego – nie będzie przecież szukał miejsca na przebranie, a mężczyzna w zbyt luźnych, bo za dużych ubraniach nie powinien wzbudzić żadnego zainteresowania, nie w tych okolicach.
Życie powoli ulatywało z Cataliny Vane. W niewytłumaczalny sposób, a może to jego wyobraźnia, czuł, jak z każdym płytkim wydechem kobietę opuszcza coś jeszcze, niż tylko tlen z płuc. Wyczuwał to pod palcami, które mocno oplotły jej szyję, skutecznie, ale bez pośpiechu ją dusząc. Widział, jak jej oczy powoli gasną, pomimo tego, że ciało jeszcze walczyło o życie – kurczowo zaciskała dłonie na jego nadgarstkach, ale bez większego efektu; była już tak słaba, że nie mogła mu przeszkodzić.
Nadszedł już czas.
Nie zwalniając uścisku, przymknął na chwilę oczy, wzmagając w ten sposób koncentrację. Po chwili poczuł znajome mrowienie i ciepło rozchodzące się po całym ciele, jak za każdym razem, kiedy zmieniał postać. Dosłownie ułamki sekund później nachylał się nad Cataliną już jako on, Orpheus Baheire. Wysoki, blady, z twarzą wyrażającą chłodną wyniosłość i oczami, które błyszczały od nadchodzącej satysfakcji – dawno nie było w nich tak żywych emocji. Czuł się również bardziej ożywiony, wyjątkowo pobudzony i jednocześnie rozluźniony, bo cel, do którego z wytężonymi siłami dążył od dwóch lat właśnie miał zostać spełniony. Zemście stanie się zadość.
Jestem synem Cyprusa Lestrange’a… – zaczął cicho, ale bardzo wyraźnie i z naciskiem wymawiając każde słowo. Każde musiało do niej dotrzeć. - … którego ty i Caesar Lestrange zamordowaliście w lesie dwa lata temu – mówił, uważnie obserwując zmiany na twarzy kobiety. I dostrzegł to; gdzieś pod warstwą przerażenia pojawiła się chwila zastanowienia – najwyraźniej gorączkowe przeszukiwanie pamięci – po której pojawiło się to, na co Orpheus czekał najbardziej. Zrozumiała. – Na niego również przyjdzie pora – zakończył, wzmacniając uścisk dłoni na gardle kobiety tak mocno, by nie była w stanie zaczerpnąć choć odrobiny powietrza. Wytrzeszczyła oczy i bezwiednie otwierała usta, próbując nawet drapać Orpheusa po rękach, ale już wyraźnie słabła – jej ciało z każdą chwilą wiotczało coraz bardziej.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.07.16 23:12
|14.02.1956r, poranek

Piękny dzień, najpiękniejszy na świecie! Bertie kochał walentynki. Oczywiście Bertie powinien teraz biec do pracy, bo przecież są Walentynki! Już wczoraj trzeba było zostać dłużej i przygotować zapasy, a ruch w cukierni był o wiele większy od ponad tygodnia! Wszyscy chcieli ciastek, ciasteczek i innych słodyczy dla swoich miłości. Bertie był pewien, że ten dzień będzie przyjemny i pełen magii.
Ale jakże to nie wykorzystać go też poza pracą? Tak więc bijąc po głowie rozsądek i mordując jakiekolwiek myśli o bankructwie do jakiego się doprowadził kupując dom, kupił pokaźną ilość pojedynczych, ładnie zdobionych róż - białych, czerwonych, herbacianych i jakichś zaczarowanych, przez co miały płatki w wielu kolorach i idąc do pracy umilał sobie i innym dzień. Uśmiechnął się szeroko, widząc kolejną piękną panią bez kwiatka w dłoni! Jakże to tak!
- W taki piękny dzień, taka piękna kobieta, a bez kwiatu lub słodyczy? Niedopuszczalne, aż mi wstyd za męską część świata. - uśmiechnął się szeroko. To nie tak, że kupił milion kwiatków i rozdawał byle komu, co to to nie! Fakt, że uwielbiał absolutnie wszystkie kobiety nie sprawiał, że wrzucał je do jednego worka. Chodziło o wywołanie uśmiechu na twarzy tej jednej, konkretnej i na chwilę wszystkie inne przestawały istnieć. Wręczył więc ładnie zdobioną, herbacianą różę w dłoń swojej uroczej rozmówczyni.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.07.16 23:24
Szłam ulicami Londynu pochłonięta własnymi rozmyślaniami. Były dzisiaj walentynki, dzień, który miałam w całości spędzić wraz ze swoim nowym mężem. Ten jednak na chwilę musiał wrócić do pracy, więc ja wybrałam się na spacer, tak jak kiedyś, zanim jeszcze na moim palcu znajdowała się obrączka ślubna. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie chciał mnie zaczepić. Jednak gdy wyrósł przede mną młody mężczyzna, atakujący mnie takimi słowami, aż musiałam przystanąć.
Zmierzyłam go lekko wzrokiem, miałam wrażenie, że skądś kojarzę tą twarz, ale kto by sobie zawracał tym głowę. Na pewno nie był to człowiek, który bywał na salonach, inaczej nie miałabym takich wątpliwości. Spojrzałam na kwiatka, uśmiechając się jednak lekko. Był to zbyt miły dzień, aby ganić kogoś za to, że chce sprawić przyjemność.
- Nie musi być panu wstyd, mój małżonek zadbał o to, abym dzisiejszego dnia nie pozostała bez kwiatka - odpowiedziałam uprzejmie. - Ale dziękuje.
Spojrzałam na niego, już chciałam iść, ale coś mnie zatrzymało. Cofnęłam się pół kroku, stając ponownie przed nim i lustrując go spojrzeniem.
- A nie lepiej, aby dał pan tego kwiatka swojej wybrance? Czy może jest pan tym nieszczęśnikiem, któremu panna odmówiła? - spytała z lekkim uśmiechem.
Wsunęła nosek do kwiatka, wąchając go. Bardzo ładnie pachniał. Mężczyzna się postarał, nie kupił byle czego, co mu bardzo się chwaliło.
- Proszę mnie odprowadzić kawałek - powiedziałam, ruszając dalej.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Boczna ulica - Page 8 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.07.16 23:45
- W takim razie bardzo dobrze się składa. A drugi nie zaszkodzi. - stwierdził wesołym tonem. Lubił walentynki. Po prostu za nimi przepadał. Za Halloween też. Za wszystkimi świętami zarówno wśród mugoli jak i czarodziei, nie ważne czy wymyślone były dla celów czysto komercyjnych, czy wynikały z jakiejś tradycji - lubił po prostu sprawiać ludziom przyjemność. Zwykle dotyczyło to bliskich, choć to nie był pierwszy raz, kiedy po prostu zaczepiał przechodniów na ulicy.
- Nie mam wybranki. Za wiele was pięknych, żeby zdecydować za którą się uganiać. - stwierdził wesoło. Nie miał złamanego serca, ani żadnej konkretnej kobiety na oku. Lubił z nimi przebywać, obserwować, nie dzielił ich na typy, po prostu każdą uważał za wyjątkową. Ale nie każda była tą, z którą mógłby być. Był konkretny typ uczucia i związku, jakiego on potrzebował - a partnerkę do niego znaleźć nie łatwo. Tej iskry, zapowiedzi czegoś, co ma oboje rozpalić od środka i obrócić w popiół, nie zostawiając jeńców.
- Z wielką chęcią. - ruszył z uroczą nową nieznajomą w wybranym przez nią kierunku. - Wybranek musiał ten dzień spędzić w pracy? - zagadnął, starając się nie być zbyt wścibskim, a jednocześnie o czymś po prostu miło porozmawiać. Skoro urocza towarzyszka została z rana obdarowana, czemu w tej chwili jest sama?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Boczna ulica [odnośnik]06.08.16 12:56
Postać tego mężczyzny bardzo mnie rozbawiła. Był tak pozytywnie nastawiony do świata, że nawet mnie udzieliło się jego poczucie humoru i pozwoliłam sobie obdarować go wesołym uśmiechem, obracając w dłoniach różę od niego. Zaśmiałam się natomiast, gdy stwierdził, że jest zbyt dużo pięknych kobiet, aby którąś wybrać. Pokręciłam lekko głową, takie myślenie nie przystoiło dorosłemu już mężczyźnie.
- Proszę tak nie mówić - stwierdziłam lekko. - Mężczyzna w pana wieku powinien już myśleć o przyszłości i założeniu rodziny, czyż nie?
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Nie kojarzyłam go z salonów, czyżbym miała do czynienia z jakimś mugolem, który pomylił adresatkę tej że róży? Czy może z czarodziejem, ale nisko urodzonym, dlatego nie miałam prawa go kojarzyć? Zmarszczyłam lekko nosek, słysząc jego pytanie, które wyrwało mnie z rozmyślań.
- Niestety, tak - odpowiedziałam. - Wróciliśmy dzisiaj z podróży poślubnej, musiał od razu iść załatwić kilka spraw.
Nie mogłam doczekać się już wieczora, jakiego wspólnie spędzimy. Spacer miał być krótki, już niedługo miałam wrócić do naszego domu, aby przygotować dla niego dzisiejszy wieczór. Albo raczej rozporządzić służbą, by zrobiła to dla mnie. Czekało mnie wiele obowiązków, chciałam znaleźć sobie własną garderobiane, zatrudnić kilku służących, może sprowadzić nowe skrzaty, ponieważ mieliśmy ich zdecydowanie za mało. Tyle na głowie.
- Nie kojarzę pana z salonów - stwierdziłam, patrząc przed siebie. - Proszę zdradzić mi nazwisko.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Boczna ulica - Page 8 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Boczna ulica [odnośnik]06.08.16 13:43
Powyższa fabuła nie miała miejsca :c


|01.01.1956r


Piąta nad ranem. Ulice były dość puste, ale jeśli kogoś spotkać to właśnie kogoś takiego, jak on. Zbyt nawalony, by się po ludzki teleportować, szedł chwiejnym krokiem w jednym, sobie znanym kierunku. Póki co nie myślał o żadnym środku transportu, bo wciąż był pijany na tyle mocno, by nie mieć ochoty na kręciołki z jakimi wiąże się sieć Fiuu, czy Błędny Rycerz.
Pili z Polly do późna. I dużo. Bardzo dużo, a to jak się nawalili dotarło do obojga dopiero po czasie, kiedy już szli w stronę jej domu. I chwała mu, że stłukł szampana, inaczej byłoby bardzo źle. Bardzo źle. Bardzo, bardzo źle.
A Polly odprowadził grzecznie, bardzo grzecznie i chciał tylko buziaka na do widzenia. Tak, właśnie. I teraz szedł sam. Powoli docierało do niego, jak jest mroźno, jak dało mu w kość wiele godzin pijaństwa nad rzeką i, jak cholernie jest zmęczony. I myślał już po części nawet o tym, żeby się po prostu oprzeć o jakąś ścianę i usnąć. Co by się mogło stać? Siadłby sobie tu, o, na śniegu... no dobra, nie będzie siadał na śniegu. Ale o ścianę się oparł. Odetchnie chwilę.
Na moment to zmęczenie wygrało z przemarznięciem. I, gdyby nie wiedział, że wszyscy na świecie w tej chwili śpią nawaleni, bo normalni ludzie o tej porze w dzień po nocy sylwestrowej śpią nawaleni - pewnie zapukałby do jakiegoś znajomego, bo byli przecież zaraz, tak blisko choćby Pokątnej, na której mógłby się u kogoś zatrzymać.
Ale gdyby nie było pierwszego stycznia, mógłby po ludzki wrócić do domu. Zaraz... czy Błędny Rycerz w ogóle działa pierwszego stycznia? Nie? A jakiekolwiek puby w których mógłby skorzystać z kominka są otwarte przed późnym wieczorem tej daty? Nie? Czyżby był skazany na pieszy spacer aż do Doliny Godryka?
To może lepiej już umrzeć na tym śniegu?
- Przysięgam na Merlina, nigdy więcej nie wezmę alkoholu w usta. - powiedział charakterystycznie zachrypniętym głosem.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Boczna ulica [odnośnik]22.09.16 18:25
| 16 stycznia

Pustka czasami bolała, chociaż nie posiadała praw egzystencjalnych, które nadawałyby jej cech rzeczy potrafiących sprawiać realny ból. A jednak. Swoje kościste palce zaciskała na ramionach, by potem najkrótszą drogą dostać się do płuc i utrudnić swobodny oddech, odciąć zmysły od możliwości odczuwania choć chwilowego spokoju. Eileen sądziła, że ta najgorsza faza gojenia się rany po wyrwanej cząstce serca, już się skończyła. Natomiast okazało się, że punkt kulminacyjny był jeszcze przed nią.
Frith Street nie należała do uliczek, którymi ludzie lubili się przechadzać. Była zaciemniona, wieczorami niezwykle ponura, dominowało w niej psie szczekanie odbijające się od ceglanych ścian budynków i przygłuszone pobrzękiwanie domowych sprzętów używanych przez mugoli w mieszkaniach usytuowanych w kamienicy na przeciwko.
Sama Eileen rzadko tu przychodziła z uwagi na to, że jej siostra bardzo często była w rozjazdach, mimo to dobrze znała adres, gdyby jednak dziewczęta znalazły choć chwilę czasu dla siebie i zechciały spotkać się w domu którejś z nich. Po raz pierwszy (i najwyraźniej ostatni) przyszła tutaj sama. Bez Rossy. Bez ciasteczek maślanych. Bez świadomości bycia niedługo wysłuchanym i pozbawionym nieprzyjemnego ciężaru odkładającego się na barkach.
Wzięła głęboki wdech, krocząc niepewnie po chodniku, wpatrując się w czubki swoich zimowych botków. Oddech zamieniał się w parę równie szybko, co znikał wśród gęstego, chwytającego za nos powietrza. Dłonie w czerwonych, puchatych rękawiczkach nieco drżały, ale tym razem nie z powodu ujemnych temperatur, a raczej stresu, który zdawał się nabierać masy odwrotnie proporcjonalnie do powoli skracającego się dystansu między jej szczupłą, filigranową sylwetką a mieszkaniem starszej siostry. Wzrokiem lśniących, błękitno-szarych oczu spróbowała poszukać w pobliżu lekko podbijanego krokiem, męskiego płaszcza i dłoni w jego kieszeniach. Albo i nie. Wszak właściciela owego płaszcza nie widziała już dość długi czas, jego maniery i obyczaje mogły się zmienić.
Frederick był naprawdę pierwszą osobą, o której pomyślała, zdając sobie sprawę z tego, że nie wejdzie do tej kamienicy sama. Wiedziała, że do tej pory to on miał z Rossą najlepszy kontakt, więc może byłby w stanie powiedzieć jej, czy starsza Wilde czasami nie kontaktowała się z nim poprzez sowę... albo czy jednak nie spotkali się przed jej śmiercią. Nie chciała doszukiwać się w tym, co spotkało Rossę, teorii spiskowych, chociaż czasy, które nastały, same się o to prosiły.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku



Ostatnio zmieniony przez Eileen Wilde dnia 01.10.16 19:05, w całości zmieniany 1 raz
Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 8 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Boczna ulica [odnośnik]25.09.16 21:45
Pora nie była późna, ale Słońce powoli chowało się za horyzontem, wydłużając cienie. Chłód niemiłosiernie wżerał się w odkryte kawałki mojej skóry, pozostawiając czerwony rumieniec na dłoniach czy policzkach. W oczekiwaniu na Eileen urządzałem sobie krótkie spacery wzdłuż kamienicy, co chwila spoglądając na zapalające się i gasnące w oknach światła, jakby w nadziei, że zobaczę w jednym z nich twarz Rossy, która zamacha do mnie energicznie i zaprosi do środka. Trudno było pogodzić mi się z myślą, że jej roześmiana twarz spoczywała kilka metrów pod ziemią, zimna i niewzruszona. Choć w ostatnich miesiącach widywałem ją jedynie przelotnie, przez wiele lat trwała zawsze gdzieś obok, na wyciągnięcie ręki, gotowa w każdej chwili ruszyć w podróż życia. Tak młodzi ludzie nie powinni odchodzić – i pomimo tego, że śmierć była nierozerwalną towarzyszką mojej szarej codzienności, ostatnie miesiące wyjątkowo dotkliwie pozbawiły mnie kilkoro bliskich.
Eileen zawsze przewijała się gdzieś na drugim planie. Czy to w opowieściach Rossy, czy osobiście, czy to krzątając się gdzieś po jej mieszkaniu. Pamiętam ją jeszcze z czasów Hogwartu, z jaką zaciekłością zabiegała o to, by stać się częścią naszego towarzystwa. Nie wiem, na ile w tym prawdy, ale z Rossą zawsze obstawialiśmy, że nieustanne plątanie się pod nogami dwójce starszaków musiało napawać jej koleżanki zazdrością, a samą Eileen nieopisaną dumą.
W końcu była kumpelą szkolnego amanta. Dziesięć punktów do fajności.
Jej prośba wydała mi się naturalna – rozgrzebywanie wspomnień nie należało do najłatwiejszych zadań, nawet, jeśli trzeba je tylko było wyrzucić przez okno. Wynieść za drzwi. I ukryć. Sam najpewniej nie miałbym odwagi, by ponownie postawić nogę w Wilton, choć tam – poza moją matką – większość rodziny miała się jeszcze dobrze.
Głuchy stukot butów w końcu przeciął niemiłosierną ciszę, zwiastując czyjeś nadejście. Już po chwili rozpoznałem sylwetkę Eileen, powoli wyruszając jej na spotkanie. Skłoniłem głową na powitanie, po czym posłałem jej lekki uśmiech, by chociaż spróbować rozgonić ten pochmurny nastrój.
- Gotowa?


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Boczna ulica [odnośnik]29.09.16 18:40
Gdyby Eileen usłyszałaby jego myśli, pokręciłaby ze śmiechem głową na samo wspomnienie tych szczęśliwych lat spędzonych w Hogwarcie. Była młodsza, swoje potrzeby autorytetu po połowie zasadziła w siostrze i ojcu, i niemal przez cały czas czuła potrzebę biegania przy Rossandrze niczym mały piesek. Lubiła słuchać ich wspólnych rozmów albo zwyczajnie stać obok i tylko obserwować z dumnie zadartym noskiem, czy czasami nikt z jej znajomych nie przechodzi obok. Dawało jej to jakąś dziwną satysfakcję, powód do dumy, która regularnie niszczona była przez jednostki wyśmiewające jej skażoną mugolskim pierwiastkiem krew.
Teraz... teraz to wyglądało nieco inaczej. Jedna część tego anonimowego trio leżała pogrzebana gdzieś pod kornwalijską ziemią, gdzie nikt, prócz przebrzydłego robactwa, nie ma do niej dostępu. Zostawiła ich samych, poniekąd zmuszając do uplecenia mocniejszego warkocza relacji, poznania się od innej strony niż ta, która do tej pory pozwalała im współistnieć obok siebie za pośrednictwem Rossy. Nie przeszkadzało jej to, można nawet powiedzieć, że ucieszyła się zgodą Freda na towarzyszenie jej podczas tego spaceru wspomnień. Dlatego odwzajemniła jego uśmiech nieco cieplej i serdeczniej, niż rzeczywiście sama tego po sobie oczekiwała.
- Nie całkiem - odparła cicho, zatrzymując się tuż przy nim, w jednej z dłoni kurczowo trzymając pęk kluczy. Doczepiony do nich był niewielki, zielony kamyk wyrzeźbiony w kształt strzały. - Ale już bardziej gotowa nie będę.
Poprowadziła go do wnętrza budynku. Klatka schodowa tonęła w półcieniu, witała swoich gości świeżo pomalowanymi ścianami, które nie całkiem pasowały do całokształtu kamienicy. Rossa nigdy nie chciała brać od życia więcej, niż jej samej się należało, dlatego nie narzekała, gdy jedyne mieszkanie, na jakie mogła sobie pozwolić, mieściło się właśnie w tym budynku.
Jeden z kluczy zgrabnie wsunął się do dziurki pod stalową, ciężką klamką i dał się przekręcić bez większych problemów. Eileen jednak nie otworzyła tak szybko drzwi. Przez krótką chwilę jej oddech zastygł w płucach, jakby kumulowała w sobie odwagę. Spojrzała na Freda, próbując znaleźć w jego spojrzeniu lub gestach coś, co podniosłoby ją na duchu... i weszła do środka, dając wejść również mężczyźnie.
Po plecach przeszły jej ciarki. Cisza niemal rozrywała jej myśli na strzępy. W samej aranżacji mieszkania praktycznie nic się nie zmieniło, ale... czuła się tu inaczej. Zupełnie inaczej.
- Może najpierw rozejrzyjmy się za jej pamiątkami? Drobnostkami? - zaproponowała. - Resztę spakuję od razu do walizki, ale nie chciałabym pominąć czegoś, co było dla niej ważne. Najmniejsze rzeczy czasami znaczą więcej, niż mogłoby nam się wydawać.
I stała tak w korytarzu, z nogami z waty i umysłem z gąbki. Stała, bo nie wiedziała, co zrobić, chociaż jej umysł wyznaczył już ścieżkę ku sypialni Rossy.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 8 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.10.16 13:13
Nie jestem do końca pewien, kiedy status krwi przestał mieć dla mnie znaczenie. Bez wątpienia spory udział w tej przemianie miał profesor Slughorn, być może na równi z tymi wszystkimi moimi kolegami z wielkich rodów, gdzie jeden nie różnił się zbytnio od drugiego. Nawet nie wiecie, jak działało mi to na nerwy – świadomość bycia takim samym, jak inni. Ja chciałem być wyjątkowy. Dlatego wspaniałomyślnie zacząłem odzywać się do niżej urodzonych mieszańców. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Bo wiecie, do dzisiaj mam w sobie zaklętą tę naturę odkrywcy-zdobywcy, i tego się chyba w żaden sposób nie da wykorzenić. Więc kiedy masz lat trzynaście i po raz pierwszy w życiu słyszysz hasło telewizja, ciężko jest trwać w przekonaniach wyniesionych z domu, zwłaszcza, gdy całym swoim ciałem masz ochotę na bunt przeciwko sztywnym konwenansom. Kto wie, może wcale nie byłem synem swojego ojca. Podobno na próżno było szukać w korzeniach mojego drzewa genealogicznego innych metamorfomagów.
Skinąłem Eileen głową, w milczeniu podążając za nią do kamienicy, która bynajmniej nie wyglądała na przyjazne miejsce do życia – choć to samo można by powiedzieć na temat całego Londynu. Byłem tu wcześniej zaledwie kilka razy, nigdy nie zagrzewając miejsca na dłużej, ale tym razem budynek wydał mi się osobliwie obcy, zimny, nieprzyjazny i pusty. W zasadzie nie dziwiło mnie, dlaczego młodsza Wilde nie zdecydowała się wybrać do mieszkania Rossy samotnie. Kiedy w końcu (po długich próbach wahania, podczas których starałem się dodawać Eileen siły) znaleźliśmy się w środku, odniosłem wrażenie, że za chwilę zarządzi odwet, niezdolna do postawienia kolejnego kroku w głąb korytarza. Nie zamierzałem jej na to pozwolić, dlatego sam ruszyłem do przodu, na wszelki wypadek nie spuszczając jej z oka.
- Poszukam pamiątek z podróży. Chyba nawet wiem, gdzie mogę je znaleźć. Wolisz, żebyśmy wpierw sprawdzili razem salon, czy może chcesz sama się gdzieś rozejrzeć? - Nie przestawałem stawiać kroków przed siebie, mówiąc do niej spokojnym głosem, jakbym próbował pokazać jej, że nie czeka tu na nią nic złego – poza masą wspomnień, które będą powracać jak boomerang jeszcze przez lata.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Boczna ulica [odnośnik]04.10.16 19:41
Spokój obecny w mieszkaniu był w tej chwili gorszy niż strach i stres razem wzięte. Oddychała głęboko, rytm przechodzącego przez jej płuca powietrza zakłócając jednak drżeniem ust i mięśni. Bała się jak małe dziecko wchodzące po raz pierwszy do lasu, widzące bezmiar zieleni, wysokich pni i szarego leśnego runa. Bała się, że znajdzie w tym lesie coś, czego znaleźć w ogóle nie powinna. Głos Freda sprowadził ją na ziemię, do dobrze znanych rejonów, na których próżno szukać było ciemności i żalu. Posłała mu lekki uśmiech, ledwo zauważalny w gąszczu niepewności i obaw wplecionych w jej łagodne dotąd rysy twarzy.
- Sprawdźmy razem salon, to... to dobry pomysł - zdecydowała nagle, kiedy zauważyła, że sylwetka Freda ginie za ścianą jednego z pomieszczeń w mieszkaniu. Nogi same ją poniosły, stopy nadały tej krótkiej wędrówce szybkie tempo, jakby same bały się, że zaraz ugrzęzną w panelach wyłożonych na przedsionku.
Salon nie był zbyt przestronny, najwyraźniej projektowany przez człowieka, któremu do życia wystarczyły dwie sofy, okrągły stolik do szafy i szafa na ubrania. Oprócz tych prostych mebli stała tu jeszcze stara komoda z uchwytami w kształcie liści, które teraz miały kolor oszronionego srebra, ostatni zryw zimy w tym miejscu. Eileen mimowolnie wyciągnęła palce w kierunku wysokiego fotela, wysłużonego, znającego smak i zapach wylewanej na materiał herbaty. Pogładziła jego oparcie, chłonąc w kolejnym oddechu szorstkość tkaniny. Rossa sobie go ukochała. Wygniecione poduszki w rogu wyglądały, jakby ktoś kilka chwil temu jeszcze się o nie opierał, spragniony odpoczynku. Wydawało jej się, że wszystko było na swoim miejscu, ale... jednak nie.
Pod ścianą, tuż obok ładnego taboretu, na którym stała doniczka z nadwiędniętą paprotką, znajdowała się niewysoka szafka z polerowanego drewna. Nigdy wcześniej jej tu nie widziała, dlatego skierowała ku niej swoje kroki, żeby sprawdzić, co w niej jest. Może siostra poczuła potrzebę kupienia na targu antyków coś małego, co pomieści kilka nowych zdjęć i parę pamiątek. Po lokalu rozszedł się bolesny syk, a dłoń Eileen, która ułamek sekundy temu dotykała szufladki, cofnęła się nagle. Przełknęła ślinę i odwróciła się do Freda. Poparzone palce. Zaklęcie zabezpieczające.
- Fred? Możesz to sprawdzić?
On był aurorem, ona tylko gajową.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 8 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Boczna ulica [odnośnik]05.10.16 16:25
- Nie brzmisz zbyt przekonująco. – Odwróciłem się przez ramię, z zaskoczeniem stwierdzając, że Eileen jednak nie została potraktowana zaklęciem trwałego przylepca, na dobre grzęznąc w korytarzu. Nie chciałem wchodzić jej w drogę, dlatego przystanąłem gdzieś z boku, zupełnie mimowolnie przyglądając się kilku ruchomym fotografiom stojącym na komodzie. Świadomość tego, że przyglądam się jednemu zdjęciu od dłuższego czasu dotarła do mnie dopiero po chwili, cucąc niczym wiadro zimnej wody. Przedstawiało ono roześmianą Rossę podczas uroczystego zakończenia Hogwartu, stojącą w towarzystwie najbliższych znajomych. Dość szybko zorientowałem się, że moja młodsza o kilkanaście twarz twarz również szczerzyła się do obiektywu, jednocześnie przyprawiając rogi starszej Wilde. Jakaś niewidzialna siła ścisnęła mi żołądek, wiążąc z niego podwójny supeł. Przez moment tamte czasy wydały mi się tak beztroskie, iż niemal nierzeczywiste. Na siódmym roku przekonałem się jednak, iż nawet Hogwart nie był w stanie wszystkim zapewnić azylu, a po rozmowie z Megarą, która miała miejsce zaledwie kilka dni temu, trudno było odpędzić się od myśli, iż najpewniej nie poznałem nawet połowy sekretów ukrytych w czeluściach zamku.
Z letargu wyrwał mnie dopiero donośny syk, którego źródłem okazała się Eileen. Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, co w zasadzie powinienem sprawdzić, po czym zauważyłem, że opuszki palców, którymi wskazywała na szafkę były zaczerwienione.
- Pokaż. - Wyciągnąłem rękę w jej stronę, delikatnie ujmując jej nadgarstek i przyglądając się śladowi, które pozostawiło zaklęcie. - Praesiepta. - Przyznałem cicho. - Dziwne. Choć całkiem zrozumiałe. Sam nie chciałbym, żeby ktoś szperał w moich rzeczach osobistych. - Przyznałem po chwili. - Może tym bardziej powinnaś zabrać rzeczy z tej szafki. Chyba mam pomysł, jak to obejść. - Ująłem różdżkę w palce. - Inanimatus Conjurus. - Wypowiedziałem inkantację, celując w szafkę. Ze wszystkich dziedzin magii, z którymi miałem do czynienia jako auror, transmutacja szła mi zdecydowanie najmniej sprawnie, jednak będąc uczniem Dumbledore'a przez siedem lat trudno było nie pokochać tego przedmiotu – nawet, jeśli nie przejawiało się w nim szczególnego talentu.
Szafka jednak ani drgnęła pod wpływem zaklęcia. Spróbowałem ponownie – i tym razem zdawało się, że przedmiot mnie posłuchał. Dość niechętnie, ale powoli zaczął wypluwać ze swoich szuflad całą zawartość: głównie sterty papierów i jakieś drobiazgi. Z jednej strony nie był to czyn, który napawał mnie dumą, ale z drugiej... musieliśmy opróżnić mieszkanie, a zapewne ostatnie, czego życzyłaby sobie Rossa to to, by ktoś przypadkowy dobierał się do tego, co sama uznawała za najbardziej wartościowe.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Boczna ulica - Page 8 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Boczna ulica [odnośnik]07.10.16 11:12
Nawet nie pomyślała o tym, że powinna brzmieć przekonująco, żeby nie sprowadzać na głowę Freda kolejną falę niepokoju. Nie oszukiwała go, że wszystko z nią w porządku, że jej zmysły do końca ogarniają to, co działo się dookoła nich, że jej umysł trzeźwo łączy ze sobą fakty. Nie było sensu. On wszystko widział.
Zanim jeszcze dotarła do szafki, zauważyła to samo co on - zdjęcia stojące na komodzie. Kurtyna płomiennorudych włosów okalała jasną twarz Rossy, tańcząc przy najmniejszym porywie wiatru, niebiesko-szare oczy śmiały się wespół z ustami i dołeczkami w policzkach. Poszła w ojca, absolutnie w każdym calu poszła w ojca. Tuż obok stało ich rodzinne zdjęcie, gdzie wszyscy próbowali udawać poważnych, bo przecież wypada mieć jedną taką fotografię w rodzinnym albumie, ale coś im nie szło. Najpierw uśmiechnęła się matka, a potem wszyscy za nią. Byli szczęśliwi. Ktoś jednak uznał, że jest im za dobrze i coś musiało się zepsuć.
Dała sobie zabrać rękę i obejrzeć. Nie bolało aż tak bardzo, koniuszki palców były tylko zaczerwienione.
- Nigdy wcześniej nie stosowała takich zaklęć. Nie miała potrzeby. Poza tym szafka jest nowa, nie pamiętam jej zupełnie - odparła, patrząc uważnie na poczynania Fredericka. Gdy tylko szafka zareagowała i zaczęła kaszleć papierami, uniosła swoją różdżkę: - Arresto Momentum. - pergaminy i wszystkie pamiątki nagle zawisły w powietrzu, po czym zaczęły opadać na tyle wolno, że Eileen potrafiła wyłapać każdy z nich.
Dostrzegła kilka niedokończonych raportów, co było pierwszym bodźcem do przyspieszonego bicia serca. Starsza Wilde zawsze była konsekwentną, pracowitą kobietą, która wszystkie swoje obowiązki wypełniała w odpowiednim czasie. Eileen jej tego zazdrościła, nie miała pojęcia, jak siostra znajduje tyle czasu i chęci, żeby papierologię uzupełniać jako pierwszą, przerwę poświęcając jedynie na uzupełnienie herbaty w kubku i dokupienie kolejnej paczki ciasteczek czekoladowych. Były też dwa liściki - jeden zaadresowany, drugi nie.
- Fred, ten jest chyba do ciebie - nie miała w zwyczaju czytać cudzych listów, dlatego od razu oddała go w ręce mężczyzny. - Jest też ruchoma pocztówka ze Słowacji... to chyba do mnie. I naszyjnik, który dostała od mamy na dwudzieste urodziny. Nigdy go nie zdejmowała...
Rossa, na brodę Merlina, co się stało?
Wszystkie papiery odłożyła na stolik do kawy, a do ręki wzięła drugi pergaminowy rulonik, ten niezaadresowany.
- Musimy się spotkać. Potrzebne informacje. Wiesz, że on nie lubi czekać - przeczytała. - Brak podpisu. Koślawe pismo... nic nie rozumiem.
Odwróciła się do Freda.

"Fredericku
W życiu popełniłam już wiele błędów, ale ten jest najgorszy. Nigdy nie zastanawiałam się jak bardzo może bać się człowiek, jak bardzo przyspieszony może być jego puls i jak bardzo potrafią być rozbiegane jego myśli, dopóki sama tego nie doświadczyłam. Teraz wiem, że kiedy ma się wybór, należy zastanowić się choćby i pięćdziesiąt razy, zanim podejmie się decyzję. Moja była zła, a życie, które wiem, że niedługo stracę, powierzyłam złemu człowiekowi." (widać kilka kropli tuszu, jakby ktoś chciał zaczynać nowe słowo, ale tekstu jednak nie ma)


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 8 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736

Strona 8 z 16 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 16  Next

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach