Cmentarz poległych
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cmentarz poległych w I Wojnie
Znajdujący się na obrzeżach Londynu cmentarz to nieoficjalny pomnik wszystkich poległych, którzy w walce o dobro świata nie zawahali się postawić własnego życia na szali. Wojna pochłonęła wiele istnień, przyniosła też nieopisany ból po stracie ukochanych tym, którzy musieli na nowo nauczyć się bez nich żyć. Miejsce to jest upamiętnieniem ich bohaterstwa, cicho wybrzmiewającą pośród szumu drzew pieśnią żałobną nad straconymi jednostkami.
Była minister była wycieńczona długotrwałą wizytą w Azkabanie. Sił starczyło jej tylko na jedną próbę ataku skierowanego w Tristana. Nie mogła bronić się nawet przed zbliżającym się do niej Caelanem. Jej szyja przekręciła się zaskakująco łatwo, z cichym trzaskiem łamanej kości. Jej mamrotanie ustało, a martw Wilhelmina Tuft zwaliła się na ziemię.
| To tylko post uzupełniający konsekwencje waszych działań, nie musicie na niego odpisywać.
| To tylko post uzupełniający konsekwencje waszych działań, nie musicie na niego odpisywać.
/28 listopada
Po wykonaniu ostatniej powierzonej jej misji Antonia zastanawiała się z czym przyjdzie jej się zmierzyć kolejnym razem. Jeszcze nie było sytuacji, w której by zawiodła, a to znaczyło dla niej naprawdę wiele. Starała się by jej umiejętności przeważały nad faktem, że była kobietą z brudną krwią. To kompleks, z którym uparcie walczyła i prawdopodobnie walczyć już miała do końca nawet gdyby większość jej działań przychodziło jej bez trudu. Pomimo faktu, iż ostatnim razem jej i Dei się powiodło to i tak nie udało się Rycerzom wygrać tej potyczki. Indywidualistka musiała zapomnieć o tym, że sama pracuje na swój sukces.
Zadanie, które otrzymali tym razem miało pomóc w odkryciu spisku mogącego wkrótce doprowadzić do zamachu stanu. Ten choć prawdopodobnie szybko zostałby stłumiony to tak naprawdę w obecnej sytuacji był im bardzo niepotrzebny. Antonia zwykle wolała tłumić wszystko w zarodku niżeli patrzeć jak coś rośnie w siłę i staje się zwyczajnie niebezpieczne. Wszystko zwiastowało szybki koniec powierzonej jej i jej towarzyszowi misji chociaż teraz także nie pozwoliła sobie na zignorowanie wroga. Nigdy tego nie robiła, ten błąd popełniła tylko raz. Na towarzystwo misji także nie mogła narzekać. To już drugi śmierciożerca, z którym przyszło jej wypełniać misje Czarnego Pana i Borgin wiedziała, że prawdopodobieństwo powodzenia zwiększa się kiedy ma się przy sobie kogoś bardziej doświadczonego. Dużo jej brakowało do podobnych umiejętności, ale to wcale nie znaczyło, że kobieta miała zamiar zrezygnować z dalszego kształcenia się. Było jeszcze wiele rzeczy, które mogła zrobić, a choć wydawało się, że zadali swoim działaniem już decydujący cios to jednak jeszcze dużo pozostało w tym świecie do zmiany.
Kiedy dotarli na miejsce Antonia zaczęła się rozglądać po okolicy. W tym samym momencie jej uszu dobiegł głos dwóch mężczyzn. Kobieta sięgnęła do kieszeni by sięgnąć po znajdującą się zaraz obok eliksiru grozy i eliksiru ochrony różdżkę. Nigdy nie było tak naprawdę wiadome co mogło się przydać może właśnie dlatego wzięła też ze sobą pelerynę niewidkę. Słysząc urywki rozmów skrzywiła się lekko. O co mogło im chodzić? Jakie kondolencje? I jakie późniejsze spotkanie. Kiedy mężczyźni przeszli obok nich to był znak, że powinni zacząć działać tylko, że teraz musieli podjąć decyzję, w którą stronę się udać. - Nie zostawiałabym ich samym sobie – podsunęła mężczyźnie mając nadzieje, że ten podziela jej zdanie. Prawdopodobnie przyjdzie im się rozdzielić, ale chyba oboje wiedzieli, że podczas misji wszystko może ulec zmianie.
mam ze sobą: eliksir grozy, eliksir ochrony, różdżka i peleryna niewidka
Po wykonaniu ostatniej powierzonej jej misji Antonia zastanawiała się z czym przyjdzie jej się zmierzyć kolejnym razem. Jeszcze nie było sytuacji, w której by zawiodła, a to znaczyło dla niej naprawdę wiele. Starała się by jej umiejętności przeważały nad faktem, że była kobietą z brudną krwią. To kompleks, z którym uparcie walczyła i prawdopodobnie walczyć już miała do końca nawet gdyby większość jej działań przychodziło jej bez trudu. Pomimo faktu, iż ostatnim razem jej i Dei się powiodło to i tak nie udało się Rycerzom wygrać tej potyczki. Indywidualistka musiała zapomnieć o tym, że sama pracuje na swój sukces.
Zadanie, które otrzymali tym razem miało pomóc w odkryciu spisku mogącego wkrótce doprowadzić do zamachu stanu. Ten choć prawdopodobnie szybko zostałby stłumiony to tak naprawdę w obecnej sytuacji był im bardzo niepotrzebny. Antonia zwykle wolała tłumić wszystko w zarodku niżeli patrzeć jak coś rośnie w siłę i staje się zwyczajnie niebezpieczne. Wszystko zwiastowało szybki koniec powierzonej jej i jej towarzyszowi misji chociaż teraz także nie pozwoliła sobie na zignorowanie wroga. Nigdy tego nie robiła, ten błąd popełniła tylko raz. Na towarzystwo misji także nie mogła narzekać. To już drugi śmierciożerca, z którym przyszło jej wypełniać misje Czarnego Pana i Borgin wiedziała, że prawdopodobieństwo powodzenia zwiększa się kiedy ma się przy sobie kogoś bardziej doświadczonego. Dużo jej brakowało do podobnych umiejętności, ale to wcale nie znaczyło, że kobieta miała zamiar zrezygnować z dalszego kształcenia się. Było jeszcze wiele rzeczy, które mogła zrobić, a choć wydawało się, że zadali swoim działaniem już decydujący cios to jednak jeszcze dużo pozostało w tym świecie do zmiany.
Kiedy dotarli na miejsce Antonia zaczęła się rozglądać po okolicy. W tym samym momencie jej uszu dobiegł głos dwóch mężczyzn. Kobieta sięgnęła do kieszeni by sięgnąć po znajdującą się zaraz obok eliksiru grozy i eliksiru ochrony różdżkę. Nigdy nie było tak naprawdę wiadome co mogło się przydać może właśnie dlatego wzięła też ze sobą pelerynę niewidkę. Słysząc urywki rozmów skrzywiła się lekko. O co mogło im chodzić? Jakie kondolencje? I jakie późniejsze spotkanie. Kiedy mężczyźni przeszli obok nich to był znak, że powinni zacząć działać tylko, że teraz musieli podjąć decyzję, w którą stronę się udać. - Nie zostawiałabym ich samym sobie – podsunęła mężczyźnie mając nadzieje, że ten podziela jej zdanie. Prawdopodobnie przyjdzie im się rozdzielić, ale chyba oboje wiedzieli, że podczas misji wszystko może ulec zmianie.
mam ze sobą: eliksir grozy, eliksir ochrony, różdżka i peleryna niewidka
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
|zmniejszanie mioteł
Nie poddał się presji ostatniego spotkania Rycerzy Walpurgii. Napięcie, które dało się tam wyczuć, piętrzyło się od dłuższego czasu, jednak nie posiadał tylko problemów na tle organizacji. Stał się ojcem swojego rodu, na którym to winien się skupić w pierwszej kolejności. Misje popleczników Riddle'a miały się do tego przyczynić, jednak wprowadzanie atmosfery napięcia nie przekładało się na skuteczność. Pozostawał w szczerości z własnym sumieniem i wiedział, że przykładał się na tyle, na ile mógł. Oddał tej sprawie wiele, zamierzał tę praktykę kontynuować i wiedział, że jeśli pozostali zaangażowaliby się w podobny sposób, ich przegrana nie byłaby tak widoczna. Zakon Feniksa ich wyprzedzał i nie należało ich lekceważyć. Właśnie dlatego może i ich przeciwnicy przegonili Rycerzy w walce o Azkaban, ale od kiedy antymugolscy arystokraci się ujawnili, zyskiwali jedynie na znaczeniu. Dzięki Ministerstwu Magii mieli otwarte wiele drzwi, jednak to nie był koniec. Przygotowując się do misji, Yaxley nie zapominał o tym, że wojna dopiero przybierała na sile. Może i wygrali bitwę, lecz przed nimi wciąż było nierozegrane ostateczne starcie. Gdy upewnił się, że Marine zasnęła, zostawił żonę w jej sypialni i ruszył ku swym komnatom, gdzie w obłożonej odpowiednimi zaklęciami szafie znajdowały się insygnia roli, którą pełnił między ludźmi organizacji. Czarne ubranie nakrył peleryną niewidką z głębokim kapturem, a na twarz przybrał maskę z czaszki mugola. W specjalnie przygotowanej wcześniej torbie tkwiły eliksiry, zmniejszone miotły — jedna dla niego i jedna dla Antoni — i magiczny kompas. Na szyi wisiał amulet wyciszenia. Dopiero gdy miał wszystko, rozpłynął się w obłku czarnej mgły, by przenieść się z odizolowanego Yaxley's Hall wprost na Cmentarz Zasłużonych.
Tej nocy miał mieć pod swoją opieką Antonię Borgin. Nie znał jej, jednak widywał ją regularnie na spotkaniach, a jej rola zapisała się w jego pamięci dość trwale. Morgoth może nie mówił zbyt wiele, ale nie przestawał obserwować, przez co wyrabiał swoje własne zdanie o każdym z członków organizacji. I nie tylko. Teraz miał się przekonać czy presja otoczenia i zadania miała sprawić, że staną się spójnym zespołem czy wręcz przeciwnie. Wielu zapominało, że to właśnie działania wspólnymi siłami się liczyły. W Rycerzach Walpurgii nie brakło indywidualistów, którzy pragnęli zabłysnąć i zgarnąć jak największy prestiż dla siebie, przez co powstawało wiele konfliktów. Yaxley pomimo sporego dystansu i brak poparcia dla takich zachować, starał się dbać o każdego, kto stawał się jego podopiecznym. Zachowywał umiar, nie wywyższał się, lecz pilnował ich jako Śmierciożerca. Jeśli nie potrafiłby z nimi współgrać, nie zasługiwał na moc, którą mu oferowano. Nie oznaczało to też, że nie dostrzegał potencjału tlącego się w jednostkach, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Caelan Goyle był mężczyzną silnym i zdecydowanym, a jego wiedza na temat morza nie miała sobie równych. Był cenną zdobyczą i kimś, kto mógł wspomóc szeregi elitarnej jednostki Śmierciożerców. O Larsonie mógł powiedzieć, że był wytrwałym czarodziejem. Borgin również skrywała wiele talentów, które mogły jej przynieść korzyści. Każdy z nich się wyróżniał. Każdy z nich łaknął więcej i chciał poszerzać posiadaną wiedzę. Morgoth był taki sam jak oni. Gdy przybył na miejsce, ona już tam była. - Masz wszystko? - spytał, a metaliczny głos dobiegł zza maski. Powinna mieć wszystko, co mogło im się przydać. Przekazał jej też jedną z mioteł. Gdy zweryfikowali zaopatrzenie, zaczęli misję. Nie odzywał się, idąc naprzód przez cmentarz i zachowując czujność. Powstrzymał krok, gdy usłyszał czyjeś głosy. Dwóch mężczyzn szło w przeciwnym kierunku, lecz dwójka Rycerzy pozostawała niezauważona. Dało się jednak wyłapać urywki ich rozmowy. Początkowo wydawać by się mogło, że bez znaczenia, ale ostatnie zagadnienia przykuły jego uwagę. Podobnie zresztą jak Antoni. - Daj mi kawałek swojej szaty - powiedział jedynie na słowa kobiety, nie odrywając spojrzenia od pary mężczyzn. Dopiero gdy przeniósł uwagę na Borgin, odezwał się ponownie:
- Pójdę za nimi, a dzięki temu odnajdę cię.
Była na spotkaniu, gdy wspominał o animagii. Mogła nie pamiętać, ale jeśli było na odwrót, mogła z łatwością wyłapać kontekst. Rozdzielenie się było ryzykowne, ale ryzykowne było również pozostawienie potencjalnych rewolucjonistów samym sobie. Mogli prowadzić do większej grupy, a mógł to być ślepy zaułek. - Bądź ostrożna. - W jego głosie słychać było rozkaz, ale również i szczerą prośbę. Był za nią odpowiedzialny i nie mogła dać się złapać. Peleryna niewidka miała jej zapewnić część ochrony.
Nie poddał się presji ostatniego spotkania Rycerzy Walpurgii. Napięcie, które dało się tam wyczuć, piętrzyło się od dłuższego czasu, jednak nie posiadał tylko problemów na tle organizacji. Stał się ojcem swojego rodu, na którym to winien się skupić w pierwszej kolejności. Misje popleczników Riddle'a miały się do tego przyczynić, jednak wprowadzanie atmosfery napięcia nie przekładało się na skuteczność. Pozostawał w szczerości z własnym sumieniem i wiedział, że przykładał się na tyle, na ile mógł. Oddał tej sprawie wiele, zamierzał tę praktykę kontynuować i wiedział, że jeśli pozostali zaangażowaliby się w podobny sposób, ich przegrana nie byłaby tak widoczna. Zakon Feniksa ich wyprzedzał i nie należało ich lekceważyć. Właśnie dlatego może i ich przeciwnicy przegonili Rycerzy w walce o Azkaban, ale od kiedy antymugolscy arystokraci się ujawnili, zyskiwali jedynie na znaczeniu. Dzięki Ministerstwu Magii mieli otwarte wiele drzwi, jednak to nie był koniec. Przygotowując się do misji, Yaxley nie zapominał o tym, że wojna dopiero przybierała na sile. Może i wygrali bitwę, lecz przed nimi wciąż było nierozegrane ostateczne starcie. Gdy upewnił się, że Marine zasnęła, zostawił żonę w jej sypialni i ruszył ku swym komnatom, gdzie w obłożonej odpowiednimi zaklęciami szafie znajdowały się insygnia roli, którą pełnił między ludźmi organizacji. Czarne ubranie nakrył peleryną niewidką z głębokim kapturem, a na twarz przybrał maskę z czaszki mugola. W specjalnie przygotowanej wcześniej torbie tkwiły eliksiry, zmniejszone miotły — jedna dla niego i jedna dla Antoni — i magiczny kompas. Na szyi wisiał amulet wyciszenia. Dopiero gdy miał wszystko, rozpłynął się w obłku czarnej mgły, by przenieść się z odizolowanego Yaxley's Hall wprost na Cmentarz Zasłużonych.
Tej nocy miał mieć pod swoją opieką Antonię Borgin. Nie znał jej, jednak widywał ją regularnie na spotkaniach, a jej rola zapisała się w jego pamięci dość trwale. Morgoth może nie mówił zbyt wiele, ale nie przestawał obserwować, przez co wyrabiał swoje własne zdanie o każdym z członków organizacji. I nie tylko. Teraz miał się przekonać czy presja otoczenia i zadania miała sprawić, że staną się spójnym zespołem czy wręcz przeciwnie. Wielu zapominało, że to właśnie działania wspólnymi siłami się liczyły. W Rycerzach Walpurgii nie brakło indywidualistów, którzy pragnęli zabłysnąć i zgarnąć jak największy prestiż dla siebie, przez co powstawało wiele konfliktów. Yaxley pomimo sporego dystansu i brak poparcia dla takich zachować, starał się dbać o każdego, kto stawał się jego podopiecznym. Zachowywał umiar, nie wywyższał się, lecz pilnował ich jako Śmierciożerca. Jeśli nie potrafiłby z nimi współgrać, nie zasługiwał na moc, którą mu oferowano. Nie oznaczało to też, że nie dostrzegał potencjału tlącego się w jednostkach, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Caelan Goyle był mężczyzną silnym i zdecydowanym, a jego wiedza na temat morza nie miała sobie równych. Był cenną zdobyczą i kimś, kto mógł wspomóc szeregi elitarnej jednostki Śmierciożerców. O Larsonie mógł powiedzieć, że był wytrwałym czarodziejem. Borgin również skrywała wiele talentów, które mogły jej przynieść korzyści. Każdy z nich się wyróżniał. Każdy z nich łaknął więcej i chciał poszerzać posiadaną wiedzę. Morgoth był taki sam jak oni. Gdy przybył na miejsce, ona już tam była. - Masz wszystko? - spytał, a metaliczny głos dobiegł zza maski. Powinna mieć wszystko, co mogło im się przydać. Przekazał jej też jedną z mioteł. Gdy zweryfikowali zaopatrzenie, zaczęli misję. Nie odzywał się, idąc naprzód przez cmentarz i zachowując czujność. Powstrzymał krok, gdy usłyszał czyjeś głosy. Dwóch mężczyzn szło w przeciwnym kierunku, lecz dwójka Rycerzy pozostawała niezauważona. Dało się jednak wyłapać urywki ich rozmowy. Początkowo wydawać by się mogło, że bez znaczenia, ale ostatnie zagadnienia przykuły jego uwagę. Podobnie zresztą jak Antoni. - Daj mi kawałek swojej szaty - powiedział jedynie na słowa kobiety, nie odrywając spojrzenia od pary mężczyzn. Dopiero gdy przeniósł uwagę na Borgin, odezwał się ponownie:
- Pójdę za nimi, a dzięki temu odnajdę cię.
Była na spotkaniu, gdy wspominał o animagii. Mogła nie pamiętać, ale jeśli było na odwrót, mogła z łatwością wyłapać kontekst. Rozdzielenie się było ryzykowne, ale ryzykowne było również pozostawienie potencjalnych rewolucjonistów samym sobie. Mogli prowadzić do większej grupy, a mógł to być ślepy zaułek. - Bądź ostrożna. - W jego głosie słychać było rozkaz, ale również i szczerą prośbę. Był za nią odpowiedzialny i nie mogła dać się złapać. Peleryna niewidka miała jej zapewnić część ochrony.
- stuff:
- Maska Śmierciożercy, miotła x2 (przekazuję jedną Antoni), peleryna niewidka, amulet wyciszenia, magiczny kompas, Eliksir wiggenowy (2 porcje, stat. 35, moc +5)
Mikstura otępienia (2 porcje, stat. 35)
Maść z gwiazdy wodnej (2 porcje, stat. 35)
Felix Felicis (1 porcja, stat. 36, uwarzony 19.08)
eliksir ochrony (1 porcja, stat. 40, moc +15)
Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 20)
eliksir Garota (1 porcja, stat. 40, moc +5)
mikstura buchorożca (1 porcje, stat. 40, moc +5)
antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 40, moc +20)
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ktoś inny mógłby całkowicie zignorować powagę sytuacji. W końcu ktoś kto ukrywa się po cmentarzach nie może być aż tak niebezpieczny. Antonia jednak wiedziała, że właśnie ludzie napędzani strachem i żalem byli niebezpieczniejsi od innych. Człowiek, który nie ma za wiele do stracenia jest gotowy na wszystko i Borgin doskonale to potrafiła zrozumieć. Rozumiała, że istnieli ludzie, dla których to co się aktualnie działo w świecie czarodziejów było całkowitą zmianą życia i choć w jej mniemaniu powinni się do tego przyzwyczaić to jednak brała pod uwagę fakt iż nie należało to do najprostszych. Była człowiekiem i nieobce były jej ludzkie uczucia i emocje. Kierowała się jednak tym, że wszystko należało dusić w zarodku nawet taki objaw buntu, który tak naprawdę nigdy w bunt by się mógł nie przerodzić. Później pluliby sobie w twarz, że nie zatrzymali tego kiedy była ku temu okazja. W końcu też nie mieli zbytniego wyboru. Taką misje dostali i Borgin była wdzięczna, że to właśnie ona może zmierzyć się z grupą chcącą obalić ich wizję świata. Nie chodziło tu o żaden fanatyzm. Po prostu to wszystko zaszło już zbyt daleko i dla Antoni w końcu ktoś musiał unieść swoją różdżkę by zaprowadzić potrzebny porządek. Społeczeństwo pogrążone w chaosie jest zbyt niebezpieczne nawet jeśli jego spokój należy warunkować siłą.
Kiedy dwóch mężczyzn przeszło obok nich zostawiając im jedynie pytania bez odpowiedzi Antonia wiedziała, że najlepszym wyjściem w tej sytuacji było rozdzielenie się. Nie bała się tego. W końcu zwykle działała w pojedynkę i nie czuła potrzeby ciągłego patrzenia jej na ręce. Była także ubezpieczona peleryną niewidką i nie miała zamiaru spod niej wychodzić jeżeli nie będzie takiej potrzeby. Nie była szalona. Wiedziała kiedy może sobie pozwolić na chwile bezwzględnej pewności siebie, a kiedy po prostu ta pewność ją zgubi. W końcu Borgin przeniosła spojrzenie z mężczyzn na stojącego obok Yaxleya. - Mam wszystko – powiedziała i urwała kawałek swojej szaty by podać ją mężczyźnie. To w końcu nie była jedna jaką posiadała i nie była to cena, której szkoda było jej zapłacić. Różne rzeczy mogłyby się wydarzyć podczas ich misji. Pokiwała głową wiedząc, że ten ją znajdzie właśnie po zapachu. W takich sytuacjach animagia bardzo pomagała, ale prawdopodobnie była także dość dużym ciężarem chociaż co ona mogła o tym wiedzieć. - Pójdę zobaczyć czy w ogóle ktokolwiek tam został. - powiedziała spoglądając w stronę cmentarza. Kiedy upomniał ją, że powinna być ostrożna uśmiechnęła się delikatnie. - Ty też bądź ostrożny – odparła i pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza. Byli teraz właściwie zdani jedynie na siebie. - Jeśli nic tam nie znajdę postaram się ciebie znaleźć – dodała. W końcu to była ich wspólna misja i ona też nie potrafiłaby stać w miejscu mając świadomość, że ten właśnie z kimś walczy. Natury człowieka bywała przewrotna.
Kiedy dwóch mężczyzn przeszło obok nich zostawiając im jedynie pytania bez odpowiedzi Antonia wiedziała, że najlepszym wyjściem w tej sytuacji było rozdzielenie się. Nie bała się tego. W końcu zwykle działała w pojedynkę i nie czuła potrzeby ciągłego patrzenia jej na ręce. Była także ubezpieczona peleryną niewidką i nie miała zamiaru spod niej wychodzić jeżeli nie będzie takiej potrzeby. Nie była szalona. Wiedziała kiedy może sobie pozwolić na chwile bezwzględnej pewności siebie, a kiedy po prostu ta pewność ją zgubi. W końcu Borgin przeniosła spojrzenie z mężczyzn na stojącego obok Yaxleya. - Mam wszystko – powiedziała i urwała kawałek swojej szaty by podać ją mężczyźnie. To w końcu nie była jedna jaką posiadała i nie była to cena, której szkoda było jej zapłacić. Różne rzeczy mogłyby się wydarzyć podczas ich misji. Pokiwała głową wiedząc, że ten ją znajdzie właśnie po zapachu. W takich sytuacjach animagia bardzo pomagała, ale prawdopodobnie była także dość dużym ciężarem chociaż co ona mogła o tym wiedzieć. - Pójdę zobaczyć czy w ogóle ktokolwiek tam został. - powiedziała spoglądając w stronę cmentarza. Kiedy upomniał ją, że powinna być ostrożna uśmiechnęła się delikatnie. - Ty też bądź ostrożny – odparła i pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza. Byli teraz właściwie zdani jedynie na siebie. - Jeśli nic tam nie znajdę postaram się ciebie znaleźć – dodała. W końcu to była ich wspólna misja i ona też nie potrafiłaby stać w miejscu mając świadomość, że ten właśnie z kimś walczy. Natury człowieka bywała przewrotna.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie stać ich było na więcej błędów. Zawiedli, pozwalając na to, by Zakon Feniksa zdobył bezpieczne przejście do Azkabanu, a oni nie mogli nic z tym zrobić. Zawiedli. Nie byli wystarczająco silni, by podołać i teraz się to na nich odbijało. Co ciekawe to właśnie brak jedności ich zgubił. Byli pyszni i dumni, dlatego znieważyli wroga, sądząc, że poradzą sobie bez większego problemu. Ostatnie spotkanie Rycerzy dało wyraźnie do zrozumienia, że daleko im było do zintegrowania się w imię idei. Każdy chciał działać samotnie, ukazując, jak wielce znaczył. To było dziecinne i nierozważne. Wiele osób jeszcze tego nie rozumiało, jednak czas pokazywał, jak to im wychodziło na zdrowie. Morgoth musiał przyznać, że poznanie członków organizacji musiało przebiegać w inny sposób niż tylko na zebraniach — misje, które wykonywali w parach lub trójkami, były najlepszym dowodem na to, że nie zatracili do końca zmysłu współpracy. Nie wiedział, jak prezentowało się pomiędzy innymi, ale on nie mógł narzekać na brak zorganizowania. Panna Borgin była dla niego niewiadomą i jakikolwiek szacunek więcej miała zdobyć dopiero po wykonanym zadaniu. Nie wcześniej, nie później. Yaxley zastanawiał się, co miało ich czekać w ciągu dalszym, jednak wybieganie w przyszłość ograniczył do obserwacji. Okolica im sprzyjała tej nocy, gdy niezauważeni mogli przemykać przez kolejne ścieżki na cmentarzu. Miejsce spoczynku zasłużonych czarodziejów i czarownic niosło za sobą przesłanie, które wyraźnie było wyczuwalne i nic nie mogło spowodować, że Śmierciożerca nie poczuł, jak żołądek wykręcał mu się w żałości. Gdyby ci, którzy zbierali się pomiędzy grobami, spojrzeli na nazwiska zapisane na kamiennych płytach, z szacunku dla nich zaniechaliby tych prób buntu. Dość było przelanej krwi, dość nieszczęścia i płaczu zranionych. Dość.
Ich zadaniem było zdobycie informacji o członkach grupy i przeszukanie miejsca spotkania. Zdawało się to być proste, lecz nie posiadali żadnej informacji, jak liczna była to organizacja. Ich struktura nie mogła być silna, gdyż dopiero powstała, ale zamach stanu nie był niczym błahym. Nie mogli pozwolić na to, by ten pogląd się rozrastał. Podarowaną wstęgą z rozprutej szaty Yaxley obwiązał sobie lewą dłoń, by w każdym momencie móc rozpoznać te charakterystyczne wiązki tworzące ścieżkę zapachową, na której końcu miała być właśnie ona. Nie tylko jednak wilcza skóra pozwalała mu na zlokalizowanie kobiety — wyczulone zmysły zaalarmowałyby go, gdyby usłyszał jej przyspieszone bicie serca czy krzyk. Najlżejszy szelest śniegu pod naciskiem nogi człowieka, trzask drwa czy otarcie gałązki o ubranie miało wzbudzać jego uwagę. Gdyby coś jej się stało, miał pewność, że szybko ją odnajdzie. Nie odezwał się już, tylko odprowadził spojrzeniem kobietę i ruszył w ślad za mężczyznami, narzucając na głowę kaptur peleryny niewidki. Musiał wiedzieć, czy na pewno tamci dwaj nie byli jedynie przypadkowymi przechodniami, czy nie należeli do większej grupy zbierających się na cmentarzu rebeliantów. Pomimo ukrycia poruszał się z uwagą i starał się robić to jak najciszej. Zdradzenie swojej obecności nie leżało w jego interesie.
|Morgo zt
Ich zadaniem było zdobycie informacji o członkach grupy i przeszukanie miejsca spotkania. Zdawało się to być proste, lecz nie posiadali żadnej informacji, jak liczna była to organizacja. Ich struktura nie mogła być silna, gdyż dopiero powstała, ale zamach stanu nie był niczym błahym. Nie mogli pozwolić na to, by ten pogląd się rozrastał. Podarowaną wstęgą z rozprutej szaty Yaxley obwiązał sobie lewą dłoń, by w każdym momencie móc rozpoznać te charakterystyczne wiązki tworzące ścieżkę zapachową, na której końcu miała być właśnie ona. Nie tylko jednak wilcza skóra pozwalała mu na zlokalizowanie kobiety — wyczulone zmysły zaalarmowałyby go, gdyby usłyszał jej przyspieszone bicie serca czy krzyk. Najlżejszy szelest śniegu pod naciskiem nogi człowieka, trzask drwa czy otarcie gałązki o ubranie miało wzbudzać jego uwagę. Gdyby coś jej się stało, miał pewność, że szybko ją odnajdzie. Nie odezwał się już, tylko odprowadził spojrzeniem kobietę i ruszył w ślad za mężczyznami, narzucając na głowę kaptur peleryny niewidki. Musiał wiedzieć, czy na pewno tamci dwaj nie byli jedynie przypadkowymi przechodniami, czy nie należeli do większej grupy zbierających się na cmentarzu rebeliantów. Pomimo ukrycia poruszał się z uwagą i starał się robić to jak najciszej. Zdradzenie swojej obecności nie leżało w jego interesie.
|Morgo zt
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Antonia ruszyła w stronę cmentarza narzucając na siebie pelerynę niewidkę. Ta miała jej pomóc jeśli na miejscu nadal trwało spotkanie ruchu oporu. Z jednej strony chciałaby żeby tak było w końcu mogłaby dowiedzieć się wielu przydatnych informacji. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że to jedyna taka grupa w całym Londynie. W końcu kiedy już chociaż w jednej głowie zrodził się taki pomysł to musiał przenieść się na inne rejony. Borgin doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak działa manipulacja i jak łatwo jest zasiać ziarno czystej głupoty w ludziach.
Kiedy dotarła na miejsce nikogo już nie zastała. Spotkanie się skończyło i choć była zawiedziona wiedziała, że musi się dokładnie rozejrzeć po okolicy. Nie bez powodu wybrali cmentarz na miejsce spotkań prawda? Było tu coś co ich tu trzymało, bo chyba nie liczyli na to, że towarzystwo zmarłych ochroni ich przed żywymi? Nikt nie powinien wierzyć w takie bajki. Brunetka skupiła się na najbliższym otoczeniu przechadzając się między grobami. Jej wzrok przykuła świeża ziemia i choć mogło to wyglądać na zwykły grób to był to zrobione nazbyt starannie jak na ówczesnych grabarzy. Borgin zacisnęła w dłoni mocniej różdżkę i rzuciła zaklęcie mające pomóc jej pozbyć się ziemi i zobaczyć co tak naprawdę zostało tu ukryte.
Antonia spodziewała się zwykłej drewnianej trumny, w której członkowie ruchu oporu ukryli jakieś plany lub prowizoryczną broń. Prawda była jednak o wiele trudniejsza i wymagała od kobiety dużego skupienia. Brunetka zaczęła analizować zapisane na kamieniach runy, których poprawne ułożenie na pewno miało otworzyć płytę. Jeszcze większą zagadkę stanowił dla Antoni wyryty wyżej napis: “odważny czy tchórzliwy, biedny czy majętny, szlachecko urodzony czy półkrwi - każdy z nich umiera samotnie.”. Nie spodziewała się takich zabezpieczeń u ludzi spotykających się nocą na cmentarzu, a przecież miała nigdy nie ignorować swojego wroga. Ci już niejednokrotnie ją zaskakiwali. Pod runami widniały imiona i nazwiska różnych czarodziejów, ale Borgin nie znała ich nazbyt dobrze i próba dopasowania ich do czegokolwiek była bezsensowna. Musiała teraz skupić się na runach i analizując znaczenie każdej oraz symbolikę, która się z ów znaczeniem wiązała zaczęła przestawiać runy w odpowiedni sposób. Przynajmniej dla brunetki odpowiedni.
runy - 3 poziom
Kiedy dotarła na miejsce nikogo już nie zastała. Spotkanie się skończyło i choć była zawiedziona wiedziała, że musi się dokładnie rozejrzeć po okolicy. Nie bez powodu wybrali cmentarz na miejsce spotkań prawda? Było tu coś co ich tu trzymało, bo chyba nie liczyli na to, że towarzystwo zmarłych ochroni ich przed żywymi? Nikt nie powinien wierzyć w takie bajki. Brunetka skupiła się na najbliższym otoczeniu przechadzając się między grobami. Jej wzrok przykuła świeża ziemia i choć mogło to wyglądać na zwykły grób to był to zrobione nazbyt starannie jak na ówczesnych grabarzy. Borgin zacisnęła w dłoni mocniej różdżkę i rzuciła zaklęcie mające pomóc jej pozbyć się ziemi i zobaczyć co tak naprawdę zostało tu ukryte.
Antonia spodziewała się zwykłej drewnianej trumny, w której członkowie ruchu oporu ukryli jakieś plany lub prowizoryczną broń. Prawda była jednak o wiele trudniejsza i wymagała od kobiety dużego skupienia. Brunetka zaczęła analizować zapisane na kamieniach runy, których poprawne ułożenie na pewno miało otworzyć płytę. Jeszcze większą zagadkę stanowił dla Antoni wyryty wyżej napis: “odważny czy tchórzliwy, biedny czy majętny, szlachecko urodzony czy półkrwi - każdy z nich umiera samotnie.”. Nie spodziewała się takich zabezpieczeń u ludzi spotykających się nocą na cmentarzu, a przecież miała nigdy nie ignorować swojego wroga. Ci już niejednokrotnie ją zaskakiwali. Pod runami widniały imiona i nazwiska różnych czarodziejów, ale Borgin nie znała ich nazbyt dobrze i próba dopasowania ich do czegokolwiek była bezsensowna. Musiała teraz skupić się na runach i analizując znaczenie każdej oraz symbolikę, która się z ów znaczeniem wiązała zaczęła przestawiać runy w odpowiedni sposób. Przynajmniej dla brunetki odpowiedni.
runy - 3 poziom
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Antonia prawidłowo rozszyfrowała widniejące na kamieniach runy, ale zanim zdążyła zobaczyć o znajduje się pod płytą promień zaklęcia błysnął jej tuż przy policzku. Brunetka tak skupiona na rozwiązaniu szyfru nawet nie zauważyła, że ktoś się do niej zbliżył. Rzadko jej się to zdarzało, ale w końcu już niejednokrotnie się przekonali, że ich wrogowie mają w swoich szeregach ludzi, którzy swoimi umiejętnościami potrafili zaskoczyć nawet nie sięgając po dobrze znaną rycerzom magię. Dzięki ochraniającej ją pelerynie niewidce wiedziała, że stojąca przed nią kobieta nie jest w stanie jej zobaczyć, ale nawet głupi by się domyślił widząc rozkopaną ziemię i poruszające się kamienie, że ktoś jest w okolicy. Borgin wiedziała, że nie ma czasu na rozmowę, a nawet jeśli mogłaby go znaleźć to wcale nie opłacało jej się konwersować z kobietą i próbować ją do czegokolwiek przekonywać. Stały po dwóch stronach barykady, a Borgin przyszła w końcu tutaj po to by dowiedzieć się jak najwięcej o tworzącym się ruchu oporu, który już miał w planach zamach stanu. Ostatnio jeden zamach gonił drugi, ale władzę należało zmieniać do skutku. Jak na razie ta jej pasowała. W końcu wszystko zaczęło się na swój sposób układać. Nie było w jej myślach na kolejną zmianę i dlatego to zadanie było ważniejsze niż można było się tego spodziewać. Chyba jeszcze ważniejszy był tutaj fakt, że to już kolejna tworząca się organizacja, a już i tak mieli wystarczająco problemu z depczącymi im po piętach Zakonnikami.
Borgin przesunęła się o kilka kroków tak by lepiej widzieć kobietę i szybkim ruchem różdżki posłała w jej stronę zaklęcie. - Expelliarmus - chcąc pozbawić kobietę możliwości kolejnego ataku. Była tu sama i prawdopodobnie czekała na wsparcie, a Antonia nie chciała wiedzieć jak wielu ich jest tym bardziej, że nawet wierząc we własne umiejętności nie dałaby sobie rady z kilkoma zaklęciami lecącymi w jej stronę jednocześnie. Morgotha także nigdzie nie było widać i kobieta miała szczerą nadzieje, że chociaż jemu wiedzie się lepiej.
Borgin przesunęła się o kilka kroków tak by lepiej widzieć kobietę i szybkim ruchem różdżki posłała w jej stronę zaklęcie. - Expelliarmus - chcąc pozbawić kobietę możliwości kolejnego ataku. Była tu sama i prawdopodobnie czekała na wsparcie, a Antonia nie chciała wiedzieć jak wielu ich jest tym bardziej, że nawet wierząc we własne umiejętności nie dałaby sobie rady z kilkoma zaklęciami lecącymi w jej stronę jednocześnie. Morgotha także nigdzie nie było widać i kobieta miała szczerą nadzieje, że chociaż jemu wiedzie się lepiej.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Borgin wiedziała, że jej elementem zaskoczenia w tym starciu był fakt, iż miała na sobie pelerynę niewidkę. Prawdopodobnie gdyby nie miała jej na sobie to czarownica trafiłaby ją zaklęciem i cały ten pojedynek mógłby skończyć się zupełnie inaczej. Oczywiście nic jeszcze nie było przesądzone, ale widząc jak różdżka dosłownie wystrzela z dłoni czarownicy skutecznie odbierając jej możliwość obrony poczuła się pewniej. W tym samym momencie nad głowami kobiet rozbłysła błyskawica, a zaraz po niej mogły usłyszeć przerażający grzmot. Antonia nie bała się burzy czy innych anomalii pogodowych, ale te nie były całkowicie normalne i niosły ze sobą skutki zaklęć zabarwionych jej ulubioną dziedziną magii. Konsekwencje takich anomalii były różne i ciężko było przewidzieć na co akurat się trafi. To głośne uderzenie pioruna nie tylko przyśpieszyło bicie serca brunetki, ale także sprawiło, że wszystkie lęki zaatakowały jej ciało na chwile blokując jasność umysłu i zdolność logicznego myślenia. Borgin zobaczyła w swoim umyśle martwe ciało brata i siebie zakutą w Azkabanie. Nigdy wcześniej nawet nie myślała, że boi się konsekwencji swoich działań w taki sposób. Brała je do świadomości i wiedziała, że coś takiego może się kiedyś wydarzyć jeżeli nie będzie wystarczająco ostrożna, a jednak jej umysł lepiej wiedział jakie sprawy mogą spędzać jej sen z powiek. Kiedy świadomość wróciła do niej, a lęk na chwile opuścił jej ciało zostawiając jedynie przeraźliwy niepokój znowu uniosła różdżkę by dokończyć to co zaczęła. Antonia nie wiedziała czy anomalia zadziałała też na kobietę, ale widząc malujący się w jej oczach strach była gotowa to podejrzewać. A może czarownica po prostu bała się kolejnego rzuconego przez Borgin zaklęcia? W końcu była bezbronna, a obok siebie nie miała nikogo kto mógłby jej pomóc. Magia lubiła czasami oszukiwać brunetkę i kiedy ta liczyła na nią najbardziej działo się coś zupełnie odwrotnego. Wcale nie byłaby zaskoczona gdyby i teraz musiała zmierzyć się z własnym niepowodzeniem. - Gladium – wypowiedziała mając nadzieje, że jej się uda już to skończyć.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kiedy tylko zaklęcie opuściło jej różdżkę wiedziała, że będzie nieudane. Czasami tak się zdarzało, że magia po prostu nie chciała współpracować pomimo ćwiczonych wcześniej zaklęć i umiejętności jakie się posiadało. Można było być mistrzem w jakiejś dziedzinie i rzucać czarami jak z rękawa, a i tak finalnie można było ponieść klęskę. Świat magii wcale nie był taki prosty jak można było się tego spodziewać. Tak samo ukończenie szkoły nigdy nie dawało czarodziejowi stuprocentowej pewności, że wyuczone zaklęcia zawsze się powiodą. Czasami chodziło tylko o niedokładny ruch różdżki, czasami była to wina słabego skupienia, a czasami po prostu coś nie działało tak jak trzeba i choćby człowiek stawał na głowie to nie mógł już tego zmienić. Magia potrafiła być przewrotna i uparta. Antonia była zdania, że żyła swoim życiem, była odpowiednim dodatkiem, ale czarodziej nigdy nie miał nad nią całkowitej władzy. Właściwie częściej zdarzało się, że to magia miała władzę nad nim i odmienne przekonanie mogło skończyć się naprawdę źle.
Nie wiedziała dlaczego akurat teraz magia postanowiła sobie z niej zakpić. Czy była to wina anomalii, która wciąż siedziała w jej głowie i siała spustoszenie ogarniającym niepokojem czy po prostu nie było jej dane dokończyć misji tak jakby tego chciała. Wiedziała, że nawet jeśli udało jej się rozbroić swoją przeciwniczkę to nie było to wystarczające by dowiedzieć się czegoś o ruchu oporu oraz przeszukać rozszyfrowaną już płytę. Tym bardziej, że na horyzoncie słyszała już głosy zbliżających się czarodziejów i wcale nie było ich mało. Musiała szybko stąd znikać zanim wszyscy dotrą na miejsce i już całkiem zepsują to co udało jej się tu zrobić. Peleryna niewidka była teraz jej sprzymierzeńcem, kobieta podeszła do odkopanego już grobu i sprawdziła co znajdowało się w środku zanim reszta zgromadzenia znajdzie się między pomnikami. Brunetka zabrała wszystko co znajdowało się w środku i wycofała się by bezszelestnie minąć przyglądającą się powietrzu kobietę i zniknąć. Tak czy tak, nie była do końca zadowolona ze swojej misji i swoich zaklęć, ale teraz nie mogła już tego zmienić.
z.t
Nie wiedziała dlaczego akurat teraz magia postanowiła sobie z niej zakpić. Czy była to wina anomalii, która wciąż siedziała w jej głowie i siała spustoszenie ogarniającym niepokojem czy po prostu nie było jej dane dokończyć misji tak jakby tego chciała. Wiedziała, że nawet jeśli udało jej się rozbroić swoją przeciwniczkę to nie było to wystarczające by dowiedzieć się czegoś o ruchu oporu oraz przeszukać rozszyfrowaną już płytę. Tym bardziej, że na horyzoncie słyszała już głosy zbliżających się czarodziejów i wcale nie było ich mało. Musiała szybko stąd znikać zanim wszyscy dotrą na miejsce i już całkiem zepsują to co udało jej się tu zrobić. Peleryna niewidka była teraz jej sprzymierzeńcem, kobieta podeszła do odkopanego już grobu i sprawdziła co znajdowało się w środku zanim reszta zgromadzenia znajdzie się między pomnikami. Brunetka zabrała wszystko co znajdowało się w środku i wycofała się by bezszelestnie minąć przyglądającą się powietrzu kobietę i zniknąć. Tak czy tak, nie była do końca zadowolona ze swojej misji i swoich zaklęć, ale teraz nie mogła już tego zmienić.
z.t
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Rozdzielnie się było niezwykle ryzykowne, ale obydwoje wiedzieliście, iż należało zdobyć jak największą ilość informacji o grupie, by móc skutecznie powstrzymać ich nim wcielą plan w życie. Dostanie się na cmentarz, jak i zlokalizowanie miejsca skrytki przyszło Ci z łatwością, podobnie jak uporanie się z runicznym zabezpieczeniem. Jako osoba biegła w ów dziedzinie nie mogłaś mieć w końcu większych problemów i bez trudu udowodniłaś swe umiejętności, a przede wszystkim wiedzę.
Dzięki sprytnemu posłużeniu się peleryną niewidką uniknęłaś otwartej walki – może i nawet rozbrojenia, bowiem to kobieta dostrzegła Cię jako pierwsza, ale jej czar chybił. Nie udało Ci się jednak powstrzymać wroga i gdy tylko różdżka wypadła z jej ręki, a twoja kolejna inkantacja okazała się nieudana, czarownica zaczęła głośno krzyczeć, na co szybko zareagowali zbliżający się towarzysze. Zawiodłaś, miałaś tego świadomość. Zabrane dokumenty przedstawiały taktyczne plany oraz nazwiska nowych osób, które pragnęli zrekrutować, jednakże miejsce ich spotkań ponownie stanowiły dla was zagadkę – te było „spalone” i grupa nigdy w takowe nie powróciła.
Dzięki sprytnemu posłużeniu się peleryną niewidką uniknęłaś otwartej walki – może i nawet rozbrojenia, bowiem to kobieta dostrzegła Cię jako pierwsza, ale jej czar chybił. Nie udało Ci się jednak powstrzymać wroga i gdy tylko różdżka wypadła z jej ręki, a twoja kolejna inkantacja okazała się nieudana, czarownica zaczęła głośno krzyczeć, na co szybko zareagowali zbliżający się towarzysze. Zawiodłaś, miałaś tego świadomość. Zabrane dokumenty przedstawiały taktyczne plany oraz nazwiska nowych osób, które pragnęli zrekrutować, jednakże miejsce ich spotkań ponownie stanowiły dla was zagadkę – te było „spalone” i grupa nigdy w takowe nie powróciła.
8.11
Isabelle nie wiedziała, czy wystawanie na cmentarzu w deszczu jest rozsądne w jej stanie - ale czy rozsądne było w ogóle spotykanie się z Percivalem? W normalnych okolicznościach wybrałaby kawiarnię, restaurację, albo zacisze biblioteki. Jejbyły mąż był jednak zdrajcą krwi, a w dodatku w swoich listach wciąż sugerował coś o grożącym mu niebezpieczeństwie. Isabelle wciąż była nieświadoma tego, kto i co konkretnie mu zagraża - mogła się domyślać, że jest to związane ze zdradą, ale frustrował ją brak nazwisk, brak większego pojęcia o organizacji, do której niegdyś należał i ich czynach, brak konkretów.
Dlaczego tak mało mówił jej o swoich planach i wątpliwościach w trakcie trwania ich małżeństwa? Dlaczego nadal nie mógł obiecać, że opowie jej o wszystkim (wolałaby już kłamstwo i niedomówienia), dlaczego nadal zasłaniał się jej zdrowiem i bezpieczeństwem? Czy wiele dla niego znaczyły wtedy, gdy naraził ją na szok, który odebrał jej oddech i o mało nie odebrał jej również życia? Jej zdaniem, były tylko wygodną wymówką.
Chciała prawdy, całej prawdy. Nie potrafiła zrozumieć, co mogło okazać się ważniejsze od niej i dziecka. Wiedziała, że Percival nie kochał jej tak, jak ona jego. A przynajmniej nie w ten sam, szaleńczy i zaślepiony sposób. Klapki z jej oczu powoli opadały, ale wciąż nie wiedziała, jakie ideały mogą być ważniejsze od rodziny i drugiego człowieka. Kobiety, której ślubował! Dziecka, z jego nasienia!
W głębi serca panicznie bała się, że Percy porzucił całe swoje życie i rodzinę dla kogoś innego. Jej hodowane przez wiele lat kompleksy, pielęgnowane przez nią samą, jej ciotkę i złośliwe dziewczęta z Beauxbatons, wypływały teraz na powierzchnię. Czy gdyby była wyższa, gdyby jej włosy lśniły złotem niczym promienie słońca, czy gdyby była...lepsza w sypialni, mąż nadal trwałby u jej boku? Czy od samego początku powinna była używać eliksiru upiększającego? A może, tak jak inne arystokratki, powinna traktować Percivala z chłodnym dystansem i stawiać mu coraz to nowsze wymagania, nawet jeśli serce kazało jej zachowywać się inaczej? Może mężczyźni oczekiwali właśnie tego - pychy, gierek i adrenaliny, których najwyraźniej nie potrafiła mu dać. Była chora, spokojna i łagodna. Pomyślała o jego wielkiej pasji - ognistych smokach - i o tym, jak dalekie jest życie z nią od emocji i ryzyka, jakie zapewniają te bestie. Czy właśnie to teraz robił? Polował na smoki u boku kogoś, kto nosił w sobie ten sam ogień?
Wszystkie te pytania torturowały ją od momentu, w którym złapała pierwszy oddech po październikowym ataku i zrozumiała, że to nie koszmar. Że ojciec naprawdę poinformował ją o wydziedziczeniu Percy'ego i że jest teraz Lady Carrow, wdową z bękartem w brzuchu. Przez ostatnie tygodnie radziła sobie z bólem i wątpliwościami lepiej lub gorzej, a dziwnie suche listy od Percivala tylko pogłębiały ranę w jej sercu. Teraz, gdy mokła na cmentarzu, wszystkie wyrzuty, jakie czyniła sobie od szczytu w Stonehenge, powracały do niej ze zdwojoną siłą. Chciała być na spotkaniu spokojna i silna, wstydząc się nieco pierwszego ze swoich listów - gniewnego i napisanego pod wpływem emocji. Ale jak miała zachować opanowanie, gdy po jej policzkach ściekałyłzy krople deszczu?
Poprawiła czarny kaptur na głowie i nerwowo chodziła nad grobem jakiegoś siedemnastolatka. Ojciec był dzisiaj na kolacji z przyjaciółmi, a ona wymówiła się bólem głowy. Jej obecność wciąż wzbudzała na mieście plotki o skandalu - dzięki temu Percival szybko dowiedział się o jej powrocie do Anglii. Dlatego jej nieobecność była lordowi Carrow na rękę. Jakiś krewny jej najbliższej służącej, ponoć charłak, rzeczywiście zginął na wojnie. Nie miała pojęcia, jak znaleźć tu jego grób, ale wiedziała, że służąca i tak nada wiarygodności jej wymówce, poręczy jej nieobecność, skłamie, że towarzyszyła jej w tym dziwnym spacerze, a także zapewni, że lady Carrow nie przemokła zanadto. Podstawą logistyki życia każdej szlachcianki była w końcu wiedza o tym, komu ze służby należy ufać...i komu można uwarzyć za darmo eliksir upiększający, a potem cieszyć się niespłaconym długiem.
Odruchowo wyłamywała sobie palce, patrząc w stronę bramy. Słońce dopiero zaczynało zachodzić, a przynajmniej tak to wyglądało za ciemnymi, burzowymi chmurami. Przyszła o wiele za wcześnie, nie mogąc doczekać się spotkania.
Isabelle nie wiedziała, czy wystawanie na cmentarzu w deszczu jest rozsądne w jej stanie - ale czy rozsądne było w ogóle spotykanie się z Percivalem? W normalnych okolicznościach wybrałaby kawiarnię, restaurację, albo zacisze biblioteki. Jej
Dlaczego tak mało mówił jej o swoich planach i wątpliwościach w trakcie trwania ich małżeństwa? Dlaczego nadal nie mógł obiecać, że opowie jej o wszystkim (wolałaby już kłamstwo i niedomówienia), dlaczego nadal zasłaniał się jej zdrowiem i bezpieczeństwem? Czy wiele dla niego znaczyły wtedy, gdy naraził ją na szok, który odebrał jej oddech i o mało nie odebrał jej również życia? Jej zdaniem, były tylko wygodną wymówką.
Chciała prawdy, całej prawdy. Nie potrafiła zrozumieć, co mogło okazać się ważniejsze od niej i dziecka. Wiedziała, że Percival nie kochał jej tak, jak ona jego. A przynajmniej nie w ten sam, szaleńczy i zaślepiony sposób. Klapki z jej oczu powoli opadały, ale wciąż nie wiedziała, jakie ideały mogą być ważniejsze od rodziny i drugiego człowieka. Kobiety, której ślubował! Dziecka, z jego nasienia!
W głębi serca panicznie bała się, że Percy porzucił całe swoje życie i rodzinę dla kogoś innego. Jej hodowane przez wiele lat kompleksy, pielęgnowane przez nią samą, jej ciotkę i złośliwe dziewczęta z Beauxbatons, wypływały teraz na powierzchnię. Czy gdyby była wyższa, gdyby jej włosy lśniły złotem niczym promienie słońca, czy gdyby była...lepsza w sypialni, mąż nadal trwałby u jej boku? Czy od samego początku powinna była używać eliksiru upiększającego? A może, tak jak inne arystokratki, powinna traktować Percivala z chłodnym dystansem i stawiać mu coraz to nowsze wymagania, nawet jeśli serce kazało jej zachowywać się inaczej? Może mężczyźni oczekiwali właśnie tego - pychy, gierek i adrenaliny, których najwyraźniej nie potrafiła mu dać. Była chora, spokojna i łagodna. Pomyślała o jego wielkiej pasji - ognistych smokach - i o tym, jak dalekie jest życie z nią od emocji i ryzyka, jakie zapewniają te bestie. Czy właśnie to teraz robił? Polował na smoki u boku kogoś, kto nosił w sobie ten sam ogień?
Wszystkie te pytania torturowały ją od momentu, w którym złapała pierwszy oddech po październikowym ataku i zrozumiała, że to nie koszmar. Że ojciec naprawdę poinformował ją o wydziedziczeniu Percy'ego i że jest teraz Lady Carrow, wdową z bękartem w brzuchu. Przez ostatnie tygodnie radziła sobie z bólem i wątpliwościami lepiej lub gorzej, a dziwnie suche listy od Percivala tylko pogłębiały ranę w jej sercu. Teraz, gdy mokła na cmentarzu, wszystkie wyrzuty, jakie czyniła sobie od szczytu w Stonehenge, powracały do niej ze zdwojoną siłą. Chciała być na spotkaniu spokojna i silna, wstydząc się nieco pierwszego ze swoich listów - gniewnego i napisanego pod wpływem emocji. Ale jak miała zachować opanowanie, gdy po jej policzkach ściekały
Poprawiła czarny kaptur na głowie i nerwowo chodziła nad grobem jakiegoś siedemnastolatka. Ojciec był dzisiaj na kolacji z przyjaciółmi, a ona wymówiła się bólem głowy. Jej obecność wciąż wzbudzała na mieście plotki o skandalu - dzięki temu Percival szybko dowiedział się o jej powrocie do Anglii. Dlatego jej nieobecność była lordowi Carrow na rękę. Jakiś krewny jej najbliższej służącej, ponoć charłak, rzeczywiście zginął na wojnie. Nie miała pojęcia, jak znaleźć tu jego grób, ale wiedziała, że służąca i tak nada wiarygodności jej wymówce, poręczy jej nieobecność, skłamie, że towarzyszyła jej w tym dziwnym spacerze, a także zapewni, że lady Carrow nie przemokła zanadto. Podstawą logistyki życia każdej szlachcianki była w końcu wiedza o tym, komu ze służby należy ufać...i komu można uwarzyć za darmo eliksir upiększający, a potem cieszyć się niespłaconym długiem.
Odruchowo wyłamywała sobie palce, patrząc w stronę bramy. Słońce dopiero zaczynało zachodzić, a przynajmniej tak to wyglądało za ciemnymi, burzowymi chmurami. Przyszła o wiele za wcześnie, nie mogąc doczekać się spotkania.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Nie powinien był tutaj przychodzić.
To była główna myśl, która tłukła się po jego głowie, gdy wspinał się po zboczu łagodnego wzniesienia, prosto ku majaczącym już w oddali bramom cmentarza, łamiąc z premedytacją wszystkie zasady ostrożności, które samodzielnie ustalił i narzucił, przysięgając samemu przed sobą, że nie będzie dla Isabelle zgubą. Wiedział, że ryzykował wszystkim – i że robił to idiotycznie, pojawiając się w miejscu niechronionym i ogólnodostępnym, a w dodatku robiąc to u boku kobiety, której działania na pewno były śledzone podwójnie uważnie. Ich spotkanie, nieistotne jak gęstą osnute było tajemnicą, nie miało prawa skończyć się dobrze – dla niego, dla niej, może dla nich obojga; klął w myślach na własną głupotę, nie darowałby sobie przecież, gdyby przez przypadek wepchnął ją w ogień krzyżowy między nim samym, a jego wrogami, z całą pewnością już depczącymi mu po piętach. A jednak tu był, godził się na stawiane przez nią warunki; po co? Czy rzeczywiście dla niej, tkwiącej od tygodni w zupełnej niewiedzy i ciemności, czy wprost przeciwnie, dla ukojenia własnego egoizmu, przemieszanego z palącymi wyrzutami sumienia i piekącą tęsknotą?
Prawie nie zauważał strug lejącego mu się na głowę deszczu, nie zwracał też uwagi na lodowatą wodę, skapującą z brzegów naciągniętego na twarz kaptura – dopóki nie spostrzegł moknącej między drzewami sylwetki, nieco rozmazanej przez oddzielającą ich ścianę ulewy. Przystanął na moment, upewniając się, że wciąż oddzielał ich bezpieczny dystans – magia nadal bywała wyjątkowo kapryśna, a on nie miał zamiaru narażać Isabelle na stanie się ofiarą anomalii – i dopiero wtedy wciągnął zza pazuchy różdżkę. Uniósł ją nieznacznie, wskazując na przestrzeń nad sobą. – Caelum – mruknął cicho, inkantacja zginęła w szmerze deszczu – ale liczył na to, że koniec różdżki rozżarzy się błękitnawym światłem, rozciągając nad nim kopułę, pod którą za moment skryją się oboje.
Ponowne ruszenie z miejsca okazało się być jedną z trudniejszych decyzji, jakie w ostatnim czasie musiał podjąć, ale nie mógł pozwolić jej czekać na siebie już dłużej – przyspieszył więc kroku, niwelując resztę dystansu między nimi, upewniając się, że zobaczy go, zanim wyrośnie tuż przed nią; nie chciał jej wystraszyć.
Nie spodziewał się, że widok jej twarzy, sylwetki, oczu, wstrząśnie nim aż tak bardzo; nie potrafił się powstrzymać – przemknął spojrzeniem po znajomych tęczówkach, kosmykach wysuwających się spod kaptura włosów, ramionach otulonych peleryną, wyraźnie już uniesioną w okolicach brzucha; coś zacisnęło się boleśnie wokół jego klatki piersiowej, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały – a on zamiast zamkniętej w bezpiecznym zamku kobiety ze swoich wyobrażeń ujrzał ją: drobną postać stojącą przed rzędem prostych krzyży, ze wzrokiem, w którym żal i niezadane pytania mieszały się z doświadczonym niedawno cierpieniem. Zerknął przelotnie na grób, nad którym się zatrzymała; słyszał, że na tym cmentarzu spoczywali polegli w Wielkiej Wojnie; jak bardzo wymowne i ironiczne było, że spotykali się właśnie tutaj? – Belle – odezwał się cicho, prawie niesłyszalnie, bo słowa go zawiodły – po czym pokonał ostatnie dzielące ich metry, chcąc, by ochronna kopuła objęła również i ją. Głównie ją.
Wyciągnął rękę, która nie dzierżyła różdżki, żeby odszukać w półmroku zmarznięte palce jej dłoni, żeby objąć je własnymi (wciąż noszącymi obrączkę), ogrzać i przycisnąć do ust, składając krótki pocałunek na delikatnych knykciach. Stanowiący jedynie namiastkę porzuconej bliskości; chciał przyciągnąć ją do siebie, zamknąć w objęciach, wtulić twarz we włosy, ucałować skroń – ale nie ośmielił się zrobić żadnej z tych rzeczy, wciąż mając w pamięci wzburzone słowa listu, który mu wysłała; tego samego, który skłonił go do przystania na spotkanie. Musiał upewnić się, czy wszystko było w porządku, czy była bezpieczna i cała – nawet jeżeli miał za to zapłacić za moment wymierzonym w plecy zaklęciem. – Jak… – się czujesz, zatańczyło na jego wargach, ale powstrzymał się w ostatniej chwili; to pytanie, choć zasadne, nawet w jego własnym umyśle zabrzmiało jak obraza. – Chodź, usiądź – powiedział zamiast tego, wskazując w kierunku ukrytej między drzewami, kamiennej ławeczki; kiepskie było to siedzisko dla córy starego i poważanego rodu – a on nienawidził się za to, że zmusił ją do prowadzenia rozmowy w takich okolicznościach.
| anomalia na Caelum, rzucam zaklęcie stojąc jeszcze daleko od Isabelle
To była główna myśl, która tłukła się po jego głowie, gdy wspinał się po zboczu łagodnego wzniesienia, prosto ku majaczącym już w oddali bramom cmentarza, łamiąc z premedytacją wszystkie zasady ostrożności, które samodzielnie ustalił i narzucił, przysięgając samemu przed sobą, że nie będzie dla Isabelle zgubą. Wiedział, że ryzykował wszystkim – i że robił to idiotycznie, pojawiając się w miejscu niechronionym i ogólnodostępnym, a w dodatku robiąc to u boku kobiety, której działania na pewno były śledzone podwójnie uważnie. Ich spotkanie, nieistotne jak gęstą osnute było tajemnicą, nie miało prawa skończyć się dobrze – dla niego, dla niej, może dla nich obojga; klął w myślach na własną głupotę, nie darowałby sobie przecież, gdyby przez przypadek wepchnął ją w ogień krzyżowy między nim samym, a jego wrogami, z całą pewnością już depczącymi mu po piętach. A jednak tu był, godził się na stawiane przez nią warunki; po co? Czy rzeczywiście dla niej, tkwiącej od tygodni w zupełnej niewiedzy i ciemności, czy wprost przeciwnie, dla ukojenia własnego egoizmu, przemieszanego z palącymi wyrzutami sumienia i piekącą tęsknotą?
Prawie nie zauważał strug lejącego mu się na głowę deszczu, nie zwracał też uwagi na lodowatą wodę, skapującą z brzegów naciągniętego na twarz kaptura – dopóki nie spostrzegł moknącej między drzewami sylwetki, nieco rozmazanej przez oddzielającą ich ścianę ulewy. Przystanął na moment, upewniając się, że wciąż oddzielał ich bezpieczny dystans – magia nadal bywała wyjątkowo kapryśna, a on nie miał zamiaru narażać Isabelle na stanie się ofiarą anomalii – i dopiero wtedy wciągnął zza pazuchy różdżkę. Uniósł ją nieznacznie, wskazując na przestrzeń nad sobą. – Caelum – mruknął cicho, inkantacja zginęła w szmerze deszczu – ale liczył na to, że koniec różdżki rozżarzy się błękitnawym światłem, rozciągając nad nim kopułę, pod którą za moment skryją się oboje.
Ponowne ruszenie z miejsca okazało się być jedną z trudniejszych decyzji, jakie w ostatnim czasie musiał podjąć, ale nie mógł pozwolić jej czekać na siebie już dłużej – przyspieszył więc kroku, niwelując resztę dystansu między nimi, upewniając się, że zobaczy go, zanim wyrośnie tuż przed nią; nie chciał jej wystraszyć.
Nie spodziewał się, że widok jej twarzy, sylwetki, oczu, wstrząśnie nim aż tak bardzo; nie potrafił się powstrzymać – przemknął spojrzeniem po znajomych tęczówkach, kosmykach wysuwających się spod kaptura włosów, ramionach otulonych peleryną, wyraźnie już uniesioną w okolicach brzucha; coś zacisnęło się boleśnie wokół jego klatki piersiowej, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały – a on zamiast zamkniętej w bezpiecznym zamku kobiety ze swoich wyobrażeń ujrzał ją: drobną postać stojącą przed rzędem prostych krzyży, ze wzrokiem, w którym żal i niezadane pytania mieszały się z doświadczonym niedawno cierpieniem. Zerknął przelotnie na grób, nad którym się zatrzymała; słyszał, że na tym cmentarzu spoczywali polegli w Wielkiej Wojnie; jak bardzo wymowne i ironiczne było, że spotykali się właśnie tutaj? – Belle – odezwał się cicho, prawie niesłyszalnie, bo słowa go zawiodły – po czym pokonał ostatnie dzielące ich metry, chcąc, by ochronna kopuła objęła również i ją. Głównie ją.
Wyciągnął rękę, która nie dzierżyła różdżki, żeby odszukać w półmroku zmarznięte palce jej dłoni, żeby objąć je własnymi (wciąż noszącymi obrączkę), ogrzać i przycisnąć do ust, składając krótki pocałunek na delikatnych knykciach. Stanowiący jedynie namiastkę porzuconej bliskości; chciał przyciągnąć ją do siebie, zamknąć w objęciach, wtulić twarz we włosy, ucałować skroń – ale nie ośmielił się zrobić żadnej z tych rzeczy, wciąż mając w pamięci wzburzone słowa listu, który mu wysłała; tego samego, który skłonił go do przystania na spotkanie. Musiał upewnić się, czy wszystko było w porządku, czy była bezpieczna i cała – nawet jeżeli miał za to zapłacić za moment wymierzonym w plecy zaklęciem. – Jak… – się czujesz, zatańczyło na jego wargach, ale powstrzymał się w ostatniej chwili; to pytanie, choć zasadne, nawet w jego własnym umyśle zabrzmiało jak obraza. – Chodź, usiądź – powiedział zamiast tego, wskazując w kierunku ukrytej między drzewami, kamiennej ławeczki; kiepskie było to siedzisko dla córy starego i poważanego rodu – a on nienawidził się za to, że zmusił ją do prowadzenia rozmowy w takich okolicznościach.
| anomalia na Caelum, rzucam zaklęcie stojąc jeszcze daleko od Isabelle
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Cmentarz poległych
Szybka odpowiedź