Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Gloucestershire
Rękaw Praplatanów
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rękaw Praplatanów
W Glocestershire, w oddali od większych miast, znajduje się niecodzienna alejka osłonięta tunelem tworzonym przez żywe drzewa; stary las, ukrywany przed mugolami w celu ochrony drogocennych roślin, stworzył tę ścieżkę sam, otwarcie witając odwiedzających to miejsce czarodziejów - wrogo traktując niemagicznych, których drwale stosunkowo często pojawiali się w okolicy, niosąc ze sobą zagrożenie. Z obu stron pną się ku górze imponujące platany, których korony zaplatają się nad drogą, tworząc naturalny rękaw. Jedynie Ollivanderowie posiadają pozwolenie na wydobywanie drewna z tego lasu do tworzenia różdżek.
- Oczywiście. Przed praktyką zawsze jest teoria - W swoim życiu zdążyła zrobić już setki światoklików. Nie przerywając się swoich ruchów potrafiła bez szkody dla procesu prowadzić rozmowę, jednak odpowiadając nie przenosiła swojego spojrzenia bezpośrednio na czarownicę - nie dotyczy się to wyłącznie tworzenia świstoklików. Wszystkie zaklęcia które funkcjonują, w zasadzie wszystko co jest w jakimkolwiek stopniu magiczne ma swój początek w numerologii. Ruchome schody w Hogwarcie, wszystkie zaklęcia, latające miotły... Za pomocą odpowiednich wzorów można przewidzieć i opisać szczegółowo efekt użycia magicznej energii nim w ogóle komuś do głowy przyjdzie ją wykorzystać - być może przez żmudne obliczenia w szkole uczniom umykał ich cel, lecz prawdą było, że to właśnie ta dziedzina wyjaśniała i opisywała cały magiczny świat jaki znali - Interesuje się Pani numerologią? - spytała zagadująco nie przerywając pracy.
Riana sprawnie i z powodzeniem zakończyła zaklinanie przedmiotu. Poprawiła trzymany rzemyk w dłoni, który mógł robić za bransoletkę. Obawiała się trochę, że materiał mógłby jej spłatać figla, lecz na szczęście tak się nie stało.
- Otóż tak, udało się - podeszła i wyciągnęła w stronę czarownicy przedmiot z zamiarem przekazania - Cóż, na pewno nie próbując go aktywować bo można byłoby głupio od razu go zużyć. Powiedziałabym, że to się czuje. Podczas zaklinania końcowy etap jest najbardziej kluczowy. Odpowiednia inkantacja pomaga przypisać magiczny ślad danej przestrzeni do przedmiotu oraz wskazać sposób działania. Nie jest to naturalne. Naginam siłą magię by zadziałała na danym przedmiocie jak chcę i w sposób jaki chcę. Używam więc też swojej magii i cóż, gdyby nie wyszło na pewno byłaby reakcja zwrotna. Nie jakaś straszna, lecz dla mnie odczuwalna - nie wiedziała jak ująć to odpowiednio w słowa - To trochę jak kołysanie się na krześle. Można to zrobić z powodzeniem - odchylić się umiejętnie na tyle, że zostanie się podtrzymanym przez tylne nóżki. Jeżeli jednak odchylenie będzie za duże to spowoduje to reakcję - upadek. - starała się zobrazować problem na jakimś prozaicznym przykładzie z dnia codziennego. Merlin jeden wie czy sprawnie.
Po strzepaniu rok i wykonaniu kilku ćwiczebnych ruchów ramieniem chwyciła fiolkę ze sproszkowanym metorytem. Przesunęła się kilka kroków w bok. Nie zamierzała zaklinać idealnie w tym samym miejscu kolejnego przedmiotu. Istnieje mała szansa na to, że posiadacze obu przedmiotów postanowią się deportować na raz ale lepiej dmuchać na zimne. Rozpoczęła cały proces na nowo, lecz tym razem pracując ze sproszkowanym meteorytem oraz knutem.
|tworzę świstoklik I typu, zużywam sproszkowany meteoryt
Riana sprawnie i z powodzeniem zakończyła zaklinanie przedmiotu. Poprawiła trzymany rzemyk w dłoni, który mógł robić za bransoletkę. Obawiała się trochę, że materiał mógłby jej spłatać figla, lecz na szczęście tak się nie stało.
- Otóż tak, udało się - podeszła i wyciągnęła w stronę czarownicy przedmiot z zamiarem przekazania - Cóż, na pewno nie próbując go aktywować bo można byłoby głupio od razu go zużyć. Powiedziałabym, że to się czuje. Podczas zaklinania końcowy etap jest najbardziej kluczowy. Odpowiednia inkantacja pomaga przypisać magiczny ślad danej przestrzeni do przedmiotu oraz wskazać sposób działania. Nie jest to naturalne. Naginam siłą magię by zadziałała na danym przedmiocie jak chcę i w sposób jaki chcę. Używam więc też swojej magii i cóż, gdyby nie wyszło na pewno byłaby reakcja zwrotna. Nie jakaś straszna, lecz dla mnie odczuwalna - nie wiedziała jak ująć to odpowiednio w słowa - To trochę jak kołysanie się na krześle. Można to zrobić z powodzeniem - odchylić się umiejętnie na tyle, że zostanie się podtrzymanym przez tylne nóżki. Jeżeli jednak odchylenie będzie za duże to spowoduje to reakcję - upadek. - starała się zobrazować problem na jakimś prozaicznym przykładzie z dnia codziennego. Merlin jeden wie czy sprawnie.
Po strzepaniu rok i wykonaniu kilku ćwiczebnych ruchów ramieniem chwyciła fiolkę ze sproszkowanym metorytem. Przesunęła się kilka kroków w bok. Nie zamierzała zaklinać idealnie w tym samym miejscu kolejnego przedmiotu. Istnieje mała szansa na to, że posiadacze obu przedmiotów postanowią się deportować na raz ale lepiej dmuchać na zimne. Rozpoczęła cały proces na nowo, lecz tym razem pracując ze sproszkowanym meteorytem oraz knutem.
|tworzę świstoklik I typu, zużywam sproszkowany meteoryt
The member 'Riana Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Podczas pracy nad trudniejszym świstoklikiem Riana napotkała większe trudności. Jeszcze nim sformułowała zaklecie kończące proces poczuła, jak przez wiodąca dłoń przeszedł ją nieprzyjemny prąd powodujący niekontrolowane drgnięcie. Nie było to bolesne, lecz wyraźnie niekomfortowe. Magia zaiskrzyła nie pozwalając na swoje ujarzmienie.
- Niestety tym razem się nie powiodło. Myślę, że jest Pani wstanie sama również to ocenić - w końcu miała porównanie do poprzedniej sytuacji. Wyraźnie dało się nawet zobaczyć, że coś poszło nie tak. Vane czuła, że niewiele zabrakło jednak nie zmieniało to faktu, że się nie udało. Czarownica popatrzyła na nieco feralnego knuta. Po przedyskutowaniu sprawy z młoda czarownicą postanowiła ponowić próbę zaklinania z użyciem sproszkowanego srebra z własnych zapasów. Nim się za to zabrała zrobiła sobie chwilę przerwy. Mimo wszystko pracowała w tym momencie od dwóch godzin. Wyciągnęła z aktówki butelkę mleka, wzieła kilka łyków. Przycupneła sobie w cieniu i przez chwilę zastanawiała się w którym momencie co poszło nie tak. Magia była magią. Kontrolowanie jej i ksztaltowanie pod swoją wole nigdy nie było proste, a ona sama prawdopodobnie tez nie osiągnie pełni umiejętności. Jako naukowiec może tylko dażyć do perfekcji. Nie było to takie złe. Przynajmniej nuda jej nie groziła.
Po przerwie wyciągnęła z aktówki ingrediencję. Znalazła odpowiednie miejsce. Zaczęła od wyczuwania magii i odpowiedniego jej nasycania by zagęścić jej naturalnie występujące w okolicy pokłady. Następnie wzmacniała moc ingrediencją. Przesycone magia splątania stały się na moment wyraźniejsze dla oka, lecz było to chwilowe. Vane musiała skupić się na czuciu. Przekręciła różdżkę poprawiając chwyt i zamaszystość ruchów. W skupieniu zdawała się dyrygować niewidzialną, bezdźwięczna orkiestrą mająca zadowolić jednoosobową audiencję. Kiedy zużyła w pełni srebrny gwiezdny pył sięgnęła po knuta rozpoczynając ostatni etap tworzenia świtoklika jakim było zaklęcie przedmiotu. Magia wokół była nasycona do tego stopnia, że powietrze przy różdżce wydawało się drgać - Portus!
|tworzenie świstoklika I typu, zużywam 1x srebrny gwiezdny pył
- Niestety tym razem się nie powiodło. Myślę, że jest Pani wstanie sama również to ocenić - w końcu miała porównanie do poprzedniej sytuacji. Wyraźnie dało się nawet zobaczyć, że coś poszło nie tak. Vane czuła, że niewiele zabrakło jednak nie zmieniało to faktu, że się nie udało. Czarownica popatrzyła na nieco feralnego knuta. Po przedyskutowaniu sprawy z młoda czarownicą postanowiła ponowić próbę zaklinania z użyciem sproszkowanego srebra z własnych zapasów. Nim się za to zabrała zrobiła sobie chwilę przerwy. Mimo wszystko pracowała w tym momencie od dwóch godzin. Wyciągnęła z aktówki butelkę mleka, wzieła kilka łyków. Przycupneła sobie w cieniu i przez chwilę zastanawiała się w którym momencie co poszło nie tak. Magia była magią. Kontrolowanie jej i ksztaltowanie pod swoją wole nigdy nie było proste, a ona sama prawdopodobnie tez nie osiągnie pełni umiejętności. Jako naukowiec może tylko dażyć do perfekcji. Nie było to takie złe. Przynajmniej nuda jej nie groziła.
Po przerwie wyciągnęła z aktówki ingrediencję. Znalazła odpowiednie miejsce. Zaczęła od wyczuwania magii i odpowiedniego jej nasycania by zagęścić jej naturalnie występujące w okolicy pokłady. Następnie wzmacniała moc ingrediencją. Przesycone magia splątania stały się na moment wyraźniejsze dla oka, lecz było to chwilowe. Vane musiała skupić się na czuciu. Przekręciła różdżkę poprawiając chwyt i zamaszystość ruchów. W skupieniu zdawała się dyrygować niewidzialną, bezdźwięczna orkiestrą mająca zadowolić jednoosobową audiencję. Kiedy zużyła w pełni srebrny gwiezdny pył sięgnęła po knuta rozpoczynając ostatni etap tworzenia świtoklika jakim było zaklęcie przedmiotu. Magia wokół była nasycona do tego stopnia, że powietrze przy różdżce wydawało się drgać - Portus!
|tworzenie świstoklika I typu, zużywam 1x srebrny gwiezdny pył
The member 'Riana Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Pokiwała głową ze zrozumieniem. W życiu istniały pewne sztuki, w których praktyka, jeżeli nie została poparta teorią, okazywały się nie tylko piekielnie trudne, ale wręcz niebezpieczne. Dlatego też z zaciekawieniem przysiadła sobie całkiem niedaleko, na trawie pod jednym z drzew, o które oparła głowę tak, aby mieć jak najlepszy widok na to, co właśnie miało się dziać. Z tej perspektywy nie tylko widziała, ale i słyszała dobrze, Riana mogła czuć na sobie ciekawskie spojrzenie szarozielonych oczu, ale może nie słyszała, jak Maria wstrzymywała oddech za każdym razem, gdy tylko twórczyni świstoklików zabierała głos. — Bardzo lubiłam się jej uczyć — wyznała w odpowiedzi na pytanie, przy okazji poprawiając się na zajmowanym miejscu. — Ale w dorosłym życiu korzystam z niej głównie przy tworzeniu magicznych szat. Nie robię tego zawodowo, bardziej dorywczo, dlatego nie miałam do czynienia ze świstoklikami — doprecyzowała; jej poziom wiedzy był dostatecznie dobry, żeby mogła zrozumieć podstawy zaklinania świstoklików, co też pokazywała poprzez następne potakiwania, ale zdecydowanie transmutacja — odrobinę ironicznie, biorąc pod uwagę zainteresowanie Marii modą — była jej najsłabszym ogniwem. Nauka w tej dziedzinie szła jej niezwykle mozolnie, do tego stopnia, że postanowiła sobie więcej nie używać tej sztuki w obawie przed kolejną porażką i ośmieszeniem. Strach potrafił zdziałać zaskakująco dużo.
Wyprostowała się, odchylając wreszcie od drzewa, gdy Riana oświadczyła, że świstoklik się udał.
— O jeny, to skoro pani tak czuje, to na pewno musi być prawda. Właściwie z magicznymi szatami jest podobnie, tego nie da się wytłumaczyć... — niektóre materiały były bardzo oczywiste w pokazywaniu swego działania na pierwszy rzut oka, inne posiadały takie zdolności, które potrzebowały zostać przetestowane w konkretnej sytuacji. Ze świstoklikami było podobnie. I z bujaniem się na krześle. Właściwie w pewnym sensie obie dotykały w swojej pracy samej istoty magii, choć to, co opisywała Riana wydawało się Marii daleko bardziej niebezpieczne niż to, co potencjalnie grozić mogło krawcowej.
Niestety, druga i trzecia próba nie przyniosły odpowiedniego rezultatu. Maria zagryzła wnętrze policzka, nie w okazie rozczarowania, a raczej przejęcia; magia zaiskrzyła na tyle wyraźnie, że sama była w stanie do dostrzec, co potwierdziła dodatkowo kiwnięciem głowy. Ostatecznie jednak liczyło się to, że udało się zakląć przynajmniej jeden przedmiot, oby nieprędko przyszedł czas, w który będzie on potrzebny. Odebrała rzemyk, wręczając jednocześnie Rianie odliczoną kwotę pieniędzy. Nic więcej nie trzymało ich w Rękawie Praplatanów, po długich godzinach pracy mogły wrócić do domu, odpocząć.
| z/t x2
Wyprostowała się, odchylając wreszcie od drzewa, gdy Riana oświadczyła, że świstoklik się udał.
— O jeny, to skoro pani tak czuje, to na pewno musi być prawda. Właściwie z magicznymi szatami jest podobnie, tego nie da się wytłumaczyć... — niektóre materiały były bardzo oczywiste w pokazywaniu swego działania na pierwszy rzut oka, inne posiadały takie zdolności, które potrzebowały zostać przetestowane w konkretnej sytuacji. Ze świstoklikami było podobnie. I z bujaniem się na krześle. Właściwie w pewnym sensie obie dotykały w swojej pracy samej istoty magii, choć to, co opisywała Riana wydawało się Marii daleko bardziej niebezpieczne niż to, co potencjalnie grozić mogło krawcowej.
Niestety, druga i trzecia próba nie przyniosły odpowiedniego rezultatu. Maria zagryzła wnętrze policzka, nie w okazie rozczarowania, a raczej przejęcia; magia zaiskrzyła na tyle wyraźnie, że sama była w stanie do dostrzec, co potwierdziła dodatkowo kiwnięciem głowy. Ostatecznie jednak liczyło się to, że udało się zakląć przynajmniej jeden przedmiot, oby nieprędko przyszedł czas, w który będzie on potrzebny. Odebrała rzemyk, wręczając jednocześnie Rianie odliczoną kwotę pieniędzy. Nic więcej nie trzymało ich w Rękawie Praplatanów, po długich godzinach pracy mogły wrócić do domu, odpocząć.
| z/t x2
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Rękaw Praplatanów
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Gloucestershire