Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki
Portowa ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Portowa ulica
Doki nie należą do najbezpieczniejszych ani najprzyjemniejszych miejsc w Londynie; są ciemne, brudne, a powietrze wypełnia zapach nieświeżych ryb. Główne ulice, na których słychać śpiew marynarzy, którzy zeszli na ląd, podpitych grogiem, nie wydają się bezpieczne. W tej mniej zadbanej dzielnicy znajduje się mniej latarni, a wąskie przejścia otoczone wysokimi budynkami sprawiają, że nigdy nie można się spodziewać, co czeka za zakrętem...
Przytaknęła kiedy kierowca Błędnego Rycerza ze zdziwieniem zapytał ją o to, czy pewna jest tego, dokąd chce się dostać. Pewna to ona tego nie była wcale a wcale. Ale coś musiała zrobić przecież. Pchnięta przeczuciem z pewnością głupim, bo niewiele była w stanie zrobić przecież sama, postanowiła udać się na port, który znała jedynie z tego, co pokazał jej głównie Keat. Kiedy było jasno, nie ciemno tak jak teraz. I tu się najmocniej komplikowała sprawiała.
Dlatego postawiła na mroczny znak, chociaż to też wcale nic nie ułatwiało. Mętnie wiedziała gdzie iść, a może tylko tak jej się zdawało. Biegnąć, próbując jednocześnie kierować się tam gdzie powinna i tam gdzie znajdował się znak, trudno było się w tym wszystkim rozeznać. Gdyby chociaż mogła jakoś sprawdzić czy znaleźć Skamandera, wszystko byłoby jakieś łatwiejsze. A tak, powoli zaczynał ją ogarniać coraz większy strach i panika. Nie powinna była. Co ona mogła tak naprawdę zdziałać sama. Gdyby została w domu jak kazał, mogłaby chociaż wysłać sowę do pana Bena, którego wcześniej raz pomyliła z pół olbrzymem, czy tam trollem, którzy usiłowali napaść na bank. Przygryzała dolną wargę, biegnąc, skręcając raz po raz między ciemnymi, przyprawiającymi o ciarki zakamarkami doków. Była głupia. Totalnie głupia, a jak. Jej oddech przyśpieszył i gdy w końcu skręciła jeszcze raz, jej kroki stopniowo zwalniały, gdy uświadomiła sobie, że przed nią nie ma dalszej drogi. Stała patrząc na mur, jakby z początku trudno było jej uwierzyć, że przed nią stał. Oddychała ciężko. Miała już unosić różdżkę, żeby spróbować przenieść się na drugą stronę, kiedy ruch i głos za nią sprawił, że chaotycznie odwróciła się na pięcie w drugą stronę.
- Właściwie, to trochę tak. - przyznała rozbrajająco szczerze. Mężczyzna nie wyglądał na zbyt miłego, ale przecież jak się ocenić po okładce, to trochę nie tak. No i nazwał ją kochaniem, może chciał się zaprzyjaźnić. Uniosła lekko brodę. Uniosła lewą rękę, żeby potrzeć nią czubek nosa. Kłamanie było jej wspak, bo wydawało się od razu. Nie było sensu po nie sięgać, bo zaczynała całkowicie nienaturalnie się zachowywać i zawsze zrobiła coś nie tak. Zmarszczyła pokaźnych rozmiarów brwi. Co mówił jej Keat wcześniej? Jak sobie teraz poradzić? Co mogło jej pomóc. - Chce dostać się pod znak. Zapłacę za pomoc. - zaoferowała, bo łapówka była najlepszym wyjściem, trochę galeonów miała w kieszeniach, chyba? tak? Zawsze lepiej spróbować tak. Mogła zyskać, ale nie wiedziała, jakie właściwie są na to szanse.
Dlatego postawiła na mroczny znak, chociaż to też wcale nic nie ułatwiało. Mętnie wiedziała gdzie iść, a może tylko tak jej się zdawało. Biegnąć, próbując jednocześnie kierować się tam gdzie powinna i tam gdzie znajdował się znak, trudno było się w tym wszystkim rozeznać. Gdyby chociaż mogła jakoś sprawdzić czy znaleźć Skamandera, wszystko byłoby jakieś łatwiejsze. A tak, powoli zaczynał ją ogarniać coraz większy strach i panika. Nie powinna była. Co ona mogła tak naprawdę zdziałać sama. Gdyby została w domu jak kazał, mogłaby chociaż wysłać sowę do pana Bena, którego wcześniej raz pomyliła z pół olbrzymem, czy tam trollem, którzy usiłowali napaść na bank. Przygryzała dolną wargę, biegnąc, skręcając raz po raz między ciemnymi, przyprawiającymi o ciarki zakamarkami doków. Była głupia. Totalnie głupia, a jak. Jej oddech przyśpieszył i gdy w końcu skręciła jeszcze raz, jej kroki stopniowo zwalniały, gdy uświadomiła sobie, że przed nią nie ma dalszej drogi. Stała patrząc na mur, jakby z początku trudno było jej uwierzyć, że przed nią stał. Oddychała ciężko. Miała już unosić różdżkę, żeby spróbować przenieść się na drugą stronę, kiedy ruch i głos za nią sprawił, że chaotycznie odwróciła się na pięcie w drugą stronę.
- Właściwie, to trochę tak. - przyznała rozbrajająco szczerze. Mężczyzna nie wyglądał na zbyt miłego, ale przecież jak się ocenić po okładce, to trochę nie tak. No i nazwał ją kochaniem, może chciał się zaprzyjaźnić. Uniosła lekko brodę. Uniosła lewą rękę, żeby potrzeć nią czubek nosa. Kłamanie było jej wspak, bo wydawało się od razu. Nie było sensu po nie sięgać, bo zaczynała całkowicie nienaturalnie się zachowywać i zawsze zrobiła coś nie tak. Zmarszczyła pokaźnych rozmiarów brwi. Co mówił jej Keat wcześniej? Jak sobie teraz poradzić? Co mogło jej pomóc. - Chce dostać się pod znak. Zapłacę za pomoc. - zaoferowała, bo łapówka była najlepszym wyjściem, trochę galeonów miała w kieszeniach, chyba? tak? Zawsze lepiej spróbować tak. Mogła zyskać, ale nie wiedziała, jakie właściwie są na to szanse.
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Tsk, tsk - zacmokał mężczyzna, nadal mierząc Tangwystl spojrzeniem. Przekrzywił głowę, jakby chcąc przyjrzeć jej się z innej perspektywy, po czym zrobił dwa kroki do przodu, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Do sojuszniczki Zakonu dotarł kwaśny zapach potu i zwietrzałego, taniego alkoholu, a także czegoś jeszcze; duszącego, jakby ziołowego. - Takie ładne panienki nie powinny spacerować tu same. To niebezpieczna okolica - powiedział, rozglądając się dookoła, po czym zaśmiał się, jakby powiedział coś zabawnego; gardłowo, głosem mocno naznaczonym chrypką. - Powiedz mi, po co cię niesie do tego znaku? Moglibyśmy znacznie przyjemniej spędzić wieczór - zaproponował, wyciągając ręce z kieszeni i rozkładając je na boki, jakby wskazywał na siebie; Tangwystl mogła zauważyć, że u lewej dłoni brakowało mu dwóch palców. Kiedy sojuszniczka Zakonu Feniksa zaoferowała mu zapłatę, uśmiechnął się jeszcze szerzej, błyskając dwoma rzędami pożółkłych, szczerbatych zębów; w jego oczach coś błysnęło - coś, co mogło kojarzyć się z głodem. - No nie wiem, moja pomoc nie jest taka tania - odpowiedział, wyraźnie udając, że się zastanawia, choć w jego głosie pobrzmiewało głównie rozbawienie i coś w rodzaju drwiny. Zrobił kolejny krok do przodu. - Ale może się dogadamy, jeśli masz do zaoferowania coś wystarczająco... - przesunął wzrokiem po sylwetce dziewczyny od góry do dołu - ...kuszącego - dokończył, po czym znów zacmokał i puścił do Tangwystl oko.
| Na odpis masz 48 godzin.
| Na odpis masz 48 godzin.
Obserwowała go, czując, jak z każdą chwilą jej przyśpieszony oddech chociaż odrobinę zwalnia. Uniosła rękę i jej wierzchem przetarła czoło, które zmarszczyło się nie odciągając do niego spojrzenia. Nie rozumiała. Nic a nic. Nada. O co chodziło z tym cmokaniem? To coś co robili ludzie w dokach? Przekrzywiła odrobinę głowę i mrugnęła.
- Pracuję dla Ministerstwa. - powiedziała bo i to było niejako prawdą. Bo jeszcze dla niego pracowała i może nie była tu z jego polecenia. Ale może coś sam ten fakt mógł jej pomóc. Nie potrzebowała przyjemniej spędzać czasu. Miała już co robić. - I ten ino, proszę wybaczyć, ale jestem zajęta. - dodała jeszcze, przez chwilę zastanawiając się, czy nie dodać, że jest tam coś, czego chcą. Bo w sumie przecież tak było, prawda? Tylko informowanie o tym innych, kiedy nie chciała nikogo w ręce Ministerstwa oddawać było bez sensu. Bez sensu było też dłuższe stanie tutaj. Kiedy mężczyzna zrobił krok w jej stronę odwróciła głowę, by zmierzyć wysokość muru. Dwa metry. To mogło się udać, chociaż wcale nie znaczyło, że nie trafi jeszcze gorzej.
- Mam pieniądze. - zaznaczyła spokojnie, wracając do niego wzrokiem. Teraz żałując, że jej umiejętności interpersonalne są właściwie żadne. Rzadko kiedy potrafiła odczytać ironię, czy drugie dno skryte pod jakimiś słowami. Większość z nich brała całkowicie poważnie. Na ostatnie jego słowa jej pokaźne brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu. - Coś jak ognistą whisky, albo czekoladową żabę? - zapytała nie łapiąc jego aluzji. Westchnęła. - Pan to mi chyba nie pomoże. - stwierdziła, bo chyba jakby chciał to już za tą pomoc by się wziął. - Ascendio. - wybrała wskazując różdżką za siebie, do góry, tak, żeby siła zaklęcia pociągnęła ją za mur, który blokował jej przejście dalej. Jeszcze nie wymyśliła jak wyląduje, żeby się nie poobijać, ale jedną rzecz na raz musiała załatwić. Jedną rzecz na raz.
| chciałabym zrobić ziuu nad murem licząc na to, że się nie zabiję, dziękuję
- Pracuję dla Ministerstwa. - powiedziała bo i to było niejako prawdą. Bo jeszcze dla niego pracowała i może nie była tu z jego polecenia. Ale może coś sam ten fakt mógł jej pomóc. Nie potrzebowała przyjemniej spędzać czasu. Miała już co robić. - I ten ino, proszę wybaczyć, ale jestem zajęta. - dodała jeszcze, przez chwilę zastanawiając się, czy nie dodać, że jest tam coś, czego chcą. Bo w sumie przecież tak było, prawda? Tylko informowanie o tym innych, kiedy nie chciała nikogo w ręce Ministerstwa oddawać było bez sensu. Bez sensu było też dłuższe stanie tutaj. Kiedy mężczyzna zrobił krok w jej stronę odwróciła głowę, by zmierzyć wysokość muru. Dwa metry. To mogło się udać, chociaż wcale nie znaczyło, że nie trafi jeszcze gorzej.
- Mam pieniądze. - zaznaczyła spokojnie, wracając do niego wzrokiem. Teraz żałując, że jej umiejętności interpersonalne są właściwie żadne. Rzadko kiedy potrafiła odczytać ironię, czy drugie dno skryte pod jakimiś słowami. Większość z nich brała całkowicie poważnie. Na ostatnie jego słowa jej pokaźne brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu. - Coś jak ognistą whisky, albo czekoladową żabę? - zapytała nie łapiąc jego aluzji. Westchnęła. - Pan to mi chyba nie pomoże. - stwierdziła, bo chyba jakby chciał to już za tą pomoc by się wziął. - Ascendio. - wybrała wskazując różdżką za siebie, do góry, tak, żeby siła zaklęcia pociągnęła ją za mur, który blokował jej przejście dalej. Jeszcze nie wymyśliła jak wyląduje, żeby się nie poobijać, ale jedną rzecz na raz musiała załatwić. Jedną rzecz na raz.
| chciałabym zrobić ziuu nad murem licząc na to, że się nie zabiję, dziękuję
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Mężczyzna nie zdawał się przejęty słowami Tangwystl - jeśli już, to wyglądał na rozbawionego, chociaż trudno było stwierdzić to jednoznacznie, bo kącik jego ust drgał raczej niekontrolowanie, być może w nerwowym tiku. - Ministerstwo tu było i poszło, zgubiłaś im się po drodze, skarbie? Chyba nie wysłali cię samej do doków? - zapytał, po czym zarechotał, jakby właśnie opowiedział świetny dowcip. Zrobił jeszcze kilka kroków do przodu, po czym uniósł wzrok, podążając nim za rzuconym w stronę muru spojrzeniem Tangwystl. Pokręcił głową. - Za wysoko dla ciebie. Pokażę ci okrężną drogę - zaproponował znów, oblizując spierzchnięte wargi. Ponownie utkwił wodniste oczy w dziewczynie, czekając na jej odpowiedź. Gdy zaproponowała mu pieniądze, mruknął coś niewyraźnego z rozczarowaniem. - Za pieniądze to już tu niewiele można kupić, ślicznotko - powiedział - a potem znowu się zaśmiał. - Zabawna jesteś. Tak, coś takiego. To co - idziemy? - naciskał. Przysunął się bliżej, zatrzymując się gwałtownie dopiero, kiedy Tangwystl wyciągnęła różdżkę - nie kierując jej jednak w jego kierunku, a ponad mur. Ściskane w palcach drewno zadrżało, ale nie wyrwało się do przodu; stopy dziewczyny nadal uparcie tkwiły na ziemi.
Mężczyzna, decydując prawdopodobnie, że Tangwystl nie planowała go zaatakować, zniwelował resztę dzielącego ich dystansu, żeby wyciągnąć rękę i zacisnąć palce na jej ramieniu. - Daj spokój mała, zrobisz sobie krzywdę - powiedział, chuchając jej przy tym w twarz ciepłym, lepkim oddechem o intensywnej woni taniego alkoholu i papierosów.
| ST fizycznego wyrwania się z uścisku to 97 (rzut, do rzutu dolicza się podwojoną zwinność lub sprawność, w zależności od zastosowanej techniki)
Czas na odpis: 48 godzin.
Mężczyzna, decydując prawdopodobnie, że Tangwystl nie planowała go zaatakować, zniwelował resztę dzielącego ich dystansu, żeby wyciągnąć rękę i zacisnąć palce na jej ramieniu. - Daj spokój mała, zrobisz sobie krzywdę - powiedział, chuchając jej przy tym w twarz ciepłym, lepkim oddechem o intensywnej woni taniego alkoholu i papierosów.
| ST fizycznego wyrwania się z uścisku to 97 (rzut, do rzutu dolicza się podwojoną zwinność lub sprawność, w zależności od zastosowanej techniki)
Czas na odpis: 48 godzin.
Za kolejne słowa jej mężczyzny brwi Tangie zmarszczyły się mocniej, do kompletu zmarszczył się też nosek. Ustaw wydęły się lekko, a na twarzy widoczne było pytanie: co dalej? Uniosła na niego tęczówki, a później uniosła też dłoń, by potrzeć nią czubek nosa.
- Ja nie do końca się znam. Ale pan to się chyba za bardzo społufala. - powiedziała postanawiając nie odpowiadać w ogóle na słowa dotyczące Ministerstwa. Widocznie praca dla Ministerstwa nie mogła jej tutaj w niczym pomóc. A szkoda, bo te wszystkie nerwy które przez nią miała, to na coś mogłaby się przydać.
- Okrężną nie mogę. - odpowiedziała prostolinijnie. Chyba mu się pić musiało chcieć, że wargi tak oblizywał. Zdała sobie nagle sprawę. No ale mimo wszystko potrzebowała poznać szybką, prostą drogę. A nie jakąś okrężną, bo ta sama już brzmiała w sobie długo. Za długo. A jej się przecież spieszyło. Przestąpiła z nogi na nogę trochę niespokojnie. Liczyła na to, że jak zapłaci trochę to wystarczy. Keat kiedyś mówił, że to pomaga czasem. Ale ten jegomość na zadowolonego czy chętnego do pomocy wcale nie wyglądał. Co dalej? Zapytała siebie ponownie.
- Zabawna? - zapytała, bo przecież nie mówiła żadnych żartów. Do śmiechu też jej wcale nie było. A wszystko co mówiła całkowicie poważne było i całkowicie na serio przecież. - Nie mogę. - odpowiedziała kręcąc głową. Bo to nie tak, że on chciał jej pokazać drogę, tylko pić alkohol i opychać się czekoladą miał w planie, a do tego to ani ona jemu nie była potrzebna, a oni jej. Musiała ruszać w drogę. Wyciągnęła różdżkę nie zauważając jak mężczyzna zatrzymał się gwałtownie. Wypowiedziała zaklęcie, ale to nie zadziałało ani trochę. Zmarszczyła brwi, próbując zastanowić się, czemu nie szarpnęło jej mocniej. Ale rozmyślania przerwał uściska na ramieniu, jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu kiedy uniosła głowę. Brwi powędrowały do góry.
- Żadną krzywdę. Skoczę za mur. - zapowiedziała tłumacząc, bo chyba już wiedziała co zrobiła wcześniej nie tak wykrzywiła się trochę, żeby machnąć różdżką i wskazać nią znów nad murem. - Ascendio. - wypowiedziała inkantując pewnie, licząc że mimo uścisku jednak uda jej się ruszyć w dalszą drogę. Zdecydowanie za dużo czasu tu spędziła.
| nie wiem czy mogę, jak mnie tak kupel ściska, jak nie mogę to nie robię
- Ja nie do końca się znam. Ale pan to się chyba za bardzo społufala. - powiedziała postanawiając nie odpowiadać w ogóle na słowa dotyczące Ministerstwa. Widocznie praca dla Ministerstwa nie mogła jej tutaj w niczym pomóc. A szkoda, bo te wszystkie nerwy które przez nią miała, to na coś mogłaby się przydać.
- Okrężną nie mogę. - odpowiedziała prostolinijnie. Chyba mu się pić musiało chcieć, że wargi tak oblizywał. Zdała sobie nagle sprawę. No ale mimo wszystko potrzebowała poznać szybką, prostą drogę. A nie jakąś okrężną, bo ta sama już brzmiała w sobie długo. Za długo. A jej się przecież spieszyło. Przestąpiła z nogi na nogę trochę niespokojnie. Liczyła na to, że jak zapłaci trochę to wystarczy. Keat kiedyś mówił, że to pomaga czasem. Ale ten jegomość na zadowolonego czy chętnego do pomocy wcale nie wyglądał. Co dalej? Zapytała siebie ponownie.
- Zabawna? - zapytała, bo przecież nie mówiła żadnych żartów. Do śmiechu też jej wcale nie było. A wszystko co mówiła całkowicie poważne było i całkowicie na serio przecież. - Nie mogę. - odpowiedziała kręcąc głową. Bo to nie tak, że on chciał jej pokazać drogę, tylko pić alkohol i opychać się czekoladą miał w planie, a do tego to ani ona jemu nie była potrzebna, a oni jej. Musiała ruszać w drogę. Wyciągnęła różdżkę nie zauważając jak mężczyzna zatrzymał się gwałtownie. Wypowiedziała zaklęcie, ale to nie zadziałało ani trochę. Zmarszczyła brwi, próbując zastanowić się, czemu nie szarpnęło jej mocniej. Ale rozmyślania przerwał uściska na ramieniu, jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu kiedy uniosła głowę. Brwi powędrowały do góry.
- Żadną krzywdę. Skoczę za mur. - zapowiedziała tłumacząc, bo chyba już wiedziała co zrobiła wcześniej nie tak wykrzywiła się trochę, żeby machnąć różdżką i wskazać nią znów nad murem. - Ascendio. - wypowiedziała inkantując pewnie, licząc że mimo uścisku jednak uda jej się ruszyć w dalszą drogę. Zdecydowanie za dużo czasu tu spędziła.
| nie wiem czy mogę, jak mnie tak kupel ściska, jak nie mogę to nie robię
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Palce cuchnącego mężczyzny wciąż zaciskały się mocno na ramieniu Tangwystl, kiedy ta po raz drugi skierowała różdżkę ponad mur, powtarzając inkantację. Tym razem magia jej usłuchała: różdżka wyrwała się gwałtownie do przodu, a wraz z nią wyrwała się sojuszniczka Zakonu Feniksa, lecąc po lekkim skosie w stronę górnej krawędzi ściany. Jedyny problem polegał na tym, że trzymający ją czarodziej nie był przygotowany na taki obrót wypadków - co z jednej strony sprawiło, że w zaskoczeniu finalnie puścił ramię dziewczyny, a z drugiej - że zrobił to z opóźnieniem. Tangwystl poczuła gwałtowne szarpnięcie w okolicach lewego barku, a zaraz potem wzdłuż jej ręki rozlało się dziwne gorąco i ból, przypominający ten towarzyszący zwichnięciu. Chwilowo nie miała jednak czasu na pochylenie się nad tym problemem - bo po pokonaniu przeszkody w postaci muru, zaczęła ponownie spadać w dół, po niecałej sekundzie lądując na czymś miękkim, na czym podjechały jej stopy, sprawiając, że upadła na kolana. Zaraz potem w jej nozdrza uderzył smród tak intensywny, że zdawał się zalać jednocześnie wszystkie zmysły; gdzieś obok niej coś brzęczało - i jeśli obróciła spojrzenie w tamtym kierunku dostrzegła spore stado czarnych jak noc much, unoszących się nad martwym ciałem. I to nie jednym - niemal całe kwadratowe podwórko, na którym znalazła się Tangwystl, zaścielały odrzucone byle jak trupy w różnym stadium rozkładu; to, na czym klęczała, również było kiedyś człowiekiem - choć w tej chwili trudno już było w tym człowieka rozpoznać. Buty i kolana czarownicy zapadły się w miękkiej tkance, a przez materiał jej ubrania przesiąkało coś wilgotnego. Jeśli zdołała się rozejrzeć, dostrzegła, że jedyną drogą wyjścia z makabrycznego podwórka, była brama po drugiej stronie - ale jedyna do niej droga prowadziła po ciałach.
| Tangwystl, w tej turze musisz wykonać (dodatkowy) rzut na wytrzymałość fizyczną - jeśli nie uda ci się osiągnąć ST równego 50, nie zdołasz powstrzymać wymiotów, wywołanych widokiem (i wonią) gnijących ciał.
Twoja żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Czas na odpis: 48 godzin.
| Tangwystl, w tej turze musisz wykonać (dodatkowy) rzut na wytrzymałość fizyczną - jeśli nie uda ci się osiągnąć ST równego 50, nie zdołasz powstrzymać wymiotów, wywołanych widokiem (i wonią) gnijących ciał.
Twoja żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Czas na odpis: 48 godzin.
Naprawdę sądziła, że mężczyzna może jej pomóc. Ale im dłużej z nim rozmawiała tym mocniej uświadamiała sobie, że on wcale - ale to wcale - pomagać jej nie chciał. Wręcz przeciwnie, tylko marnował jej czas a ona go przecież wcale nie miała. I jeszcze znalazł się nagle zwyczajnie za blisko, a ta woń która uderzyła ją w nos zaufania nie wzbudzała. Zaufania nie wzbudzała też zaciśnięta na ramieniu ręka. Wyciągnęła dłoń i rzuciła zaklęcie. Poprawnie. No w końcu, przecież to byłaby jakaś całkowita porażka, gdyby je więcej razy rzucać musiała. Ale nie przemyślała tego dokładnie. Najpierw poczuła, jak ciepła ciecz rozlewa się po jej ręce. I w tym samym momencie poczuła też ból mimowolnie krzyknęła, a jej ręka zadrżała odrobinę, na szczęście nie tyle by nie wyrzucić jej za murem. Wylądowała, trochę niepewnie, na szczęście na czymś miękkim. Oddychała ciężko, przez nos, próbując pokonać ból, który promieniował od jej ramienia. To nic, to nic, to nic. Nie, to nie nic. Ale nie dużo. Da radę. Przymykała powieki, biorąc wdechy w płuca, próbując nakazać sobie spokój.
Miękkie. Ta myśl do niej dotarła po kilku sekundach. Bruk nie powinien być miękki. Bodźce dookoła zaczynały do niej docierać i pierwszym był zapach. Odór tak intensywny, że oczy aż zaszły jej łzami. Zamrugała kilka razy, zwracając głowę w kierunku z którego dochodziło nieokreślone brzęczenie. W pierwszej chwili nie zrozumiała na co patrzy. Świadomość docierała powoli, sprawiając, że zakręciło jej się w głowie. Tęczówki powoli zaczęły przesuwać się po okolicy, dostrzegając nie jedno, ale trudną do zliczenia na szybko ilość ciał. Z kołaczącym sercem, bijącym się w piersi mocno spojrzała pod siebie, na to, na czym wylądowała i kiedy zrozumiała, że jej nogi zapadają się we wnętrzności kogoś, kto kiedyś żył, poderwała się czując jak kręci się jej w głowie i jak bezskutecznie próbuje złapać oddech. Zrobiła kilka kroków w tył, potykając się o kolejne z ciał. Znów upadła, z jej dłoń wbiła się w kogoś brzuch. Jej żołądek odmówił współpracy, nie była w stanie tego powstrzymać, nie miała jak, podniosła się chwiejnie, zrobiło jej się gorąco, niedobrze. Złapała się za brzuch, z ręką w której zaciskała różdżkę tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. I później zwróciła pod siebie wszystko, co miała w żołądku. A potem samą żółć. To nie Skamander zginie, to będzie ona. Ona na bank. Głupia, głupia Tangwystl, która myślała, że wie w porcie co i jak. Łzy ciekły jej z oczu, ale nie była pewna, czy to przez smród, czy własny strach. Postąpiła kilka kroków na nogach miękkich jak z waty. Ale upadła na kolana, gdy te ją zdradziły. I w końcu usiadła, a ramiona jej opadły. Krew ściekała po jasne bluzce, a jej spojrzenie z przerażeniem przesuwało się od trupa, do trupa. Ból z ramienia promieniował. Oddychała spazmatycznie, kompletnie zagubiona. Musiała się ruszyć. Musiała, ale nie mogła zebrać myśli. Musiała? Po co właściwie tu przyjechała. Jakiś cel przecież miała.
Iść. Miała gdzieś dojść. Serce nadal niemiłosiernie tłukło się o żebra. Pod znak. Pod znak. Pokręciła do siebie nieświadomie głową, kiedy przypomniała jej się jasna sylwetka psa. Do opuszczonej tawerny. Tak. Tam. Tylko jak? Jeszcze niewidzące spojrzenie zaczęło się rozglądać, dostrzegając światło. Wejście. Co to było, zmarszczyła brwi. Brama? Sprawdzić, dostać się tam. Oparła dłonie o podłoże i próbowała się dźwignąć na nogi, nadal miękkie, niepewne. Zrobiła krok, biorąc wdech. Za długo, za daleko.
- Ascendio. - wypowiedziała wskazując różdżką miejsce. Potrzebowała się stąd wydostać. Musiała.
| rzucam tylko na zaklęcie - nie rzucam na wytrzymałość fizyczną bo zwracam to co w sobie mam <3
Miękkie. Ta myśl do niej dotarła po kilku sekundach. Bruk nie powinien być miękki. Bodźce dookoła zaczynały do niej docierać i pierwszym był zapach. Odór tak intensywny, że oczy aż zaszły jej łzami. Zamrugała kilka razy, zwracając głowę w kierunku z którego dochodziło nieokreślone brzęczenie. W pierwszej chwili nie zrozumiała na co patrzy. Świadomość docierała powoli, sprawiając, że zakręciło jej się w głowie. Tęczówki powoli zaczęły przesuwać się po okolicy, dostrzegając nie jedno, ale trudną do zliczenia na szybko ilość ciał. Z kołaczącym sercem, bijącym się w piersi mocno spojrzała pod siebie, na to, na czym wylądowała i kiedy zrozumiała, że jej nogi zapadają się we wnętrzności kogoś, kto kiedyś żył, poderwała się czując jak kręci się jej w głowie i jak bezskutecznie próbuje złapać oddech. Zrobiła kilka kroków w tył, potykając się o kolejne z ciał. Znów upadła, z jej dłoń wbiła się w kogoś brzuch. Jej żołądek odmówił współpracy, nie była w stanie tego powstrzymać, nie miała jak, podniosła się chwiejnie, zrobiło jej się gorąco, niedobrze. Złapała się za brzuch, z ręką w której zaciskała różdżkę tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. I później zwróciła pod siebie wszystko, co miała w żołądku. A potem samą żółć. To nie Skamander zginie, to będzie ona. Ona na bank. Głupia, głupia Tangwystl, która myślała, że wie w porcie co i jak. Łzy ciekły jej z oczu, ale nie była pewna, czy to przez smród, czy własny strach. Postąpiła kilka kroków na nogach miękkich jak z waty. Ale upadła na kolana, gdy te ją zdradziły. I w końcu usiadła, a ramiona jej opadły. Krew ściekała po jasne bluzce, a jej spojrzenie z przerażeniem przesuwało się od trupa, do trupa. Ból z ramienia promieniował. Oddychała spazmatycznie, kompletnie zagubiona. Musiała się ruszyć. Musiała, ale nie mogła zebrać myśli. Musiała? Po co właściwie tu przyjechała. Jakiś cel przecież miała.
Iść. Miała gdzieś dojść. Serce nadal niemiłosiernie tłukło się o żebra. Pod znak. Pod znak. Pokręciła do siebie nieświadomie głową, kiedy przypomniała jej się jasna sylwetka psa. Do opuszczonej tawerny. Tak. Tam. Tylko jak? Jeszcze niewidzące spojrzenie zaczęło się rozglądać, dostrzegając światło. Wejście. Co to było, zmarszczyła brwi. Brama? Sprawdzić, dostać się tam. Oparła dłonie o podłoże i próbowała się dźwignąć na nogi, nadal miękkie, niepewne. Zrobiła krok, biorąc wdech. Za długo, za daleko.
- Ascendio. - wypowiedziała wskazując różdżką miejsce. Potrzebowała się stąd wydostać. Musiała.
| rzucam tylko na zaklęcie - nie rzucam na wytrzymałość fizyczną bo zwracam to co w sobie mam <3
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Dezorientująca mieszanka niecodziennych bodźców nadal napierała na Tangwystl ze wszystkich stron, wstrząsając ciało wymiotami i utrudniając zebranie myśli; czas mijał - choć trudno było mieć tego świadomość, tak samo jak trudno było odsunąć od siebie otumaniający, unoszący się ponad ciałami smród. Tangwystl zdołała jednak opanować się na tyle, by dostrzec po drugiej stronie podwórka bramę. Skierowana ku niej różdżka posłusznie pociągnęła ją w tamtą stronę - dziewczyna przeleciała ponad trupami, szczęśliwie nie wpadając już w żadnego i zatrzymując się dopiero na samych żelaznych prętach bramy, w które uderzyła prawym barkiem; metalowa konstrukcja zagrzechotała, czy może - zagrzechotał spinający ją łańcuch, zakończony potężną kłódką. Przejście było zamknięte.
Żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Czas na odpis: 48 godzin.
Żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Czas na odpis: 48 godzin.
Ciężko łapała w usta powietrze. Łapczywie, próbując się zapanować nad sobą samą. Spazmatycznie. Ale nie szło to za bardzo. Właściwie nie szło wcale. Brała wdech w drżące płuca i wypuszczała go czując, że trzęsą jej się dłonie. A może trzęsie się i cała. Jak w amoku uniosła ręką wypowiadając inkantację. Musiała się stąd wydostać. Byle dalej od ciał, chociaż wątpiła, by miała kiedyś zapomnieć ten widok. Szczęśliwie dla niej samej doświadczenie pozwoliło nawet mimo rozedrgania rzucić poprawnie zaklęcie. Poczuła jak różdżka po raz kolejny ciągnie ją ku bramie. Zamroczona widokami w trudnej do ogarnięcia ciemności nie wymierzyła dokładnie. W ostatniej chwili schowała głowę uderzając w kraty barkiem. Z jej ust wydobył się zduszony odgłos. Rana na lewym ramieniu zabolała, gdy poruszyła się gwałtownie. Uniosła drżącą rękę, by zbadać trochę po omacku ranę, ale niewiele jej to dało, trochę wiedziała co i jak ale nie za dużo. Uniosła głowę mierząc kraty. Pociągnęła za nie, ale te nie ustąpiły i dopiero wtedy dostrzegła łańcuch. Przeniosła dłonie na niego i pociągnęła znów, ale i to nic nie pomogło. Uwiesiła się na nich, dźwigając z trudem do góry. Jeszcze przez chwilę podtrzymywała się krat, jakby sprawdzając, czy nogi nie zawiodą jej samej. Starała się oddychać powoli, brać głębokie oddechy, uspokoić siebie i głowę. I nagle ją dostrzegła. Kłódkę. Dobrze. Tak. Uniosła jeszcze trzęsącą rękę.
- Sezam Materio. - powiedziała idąc po najmniejszej linii oporu. Nieważne, wymienią kłódkę. Zostawi na nią obok kilka sykli.
- Sezam Materio. - powiedziała idąc po najmniejszej linii oporu. Nieważne, wymienią kłódkę. Zostawi na nią obok kilka sykli.
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
Ciemność napierała na uczepioną bramy Trangwystl ze wszystkich stron, równie mocno, co unoszący się za jej plecami smród; okolica wydawała się jednak opuszczona - chociaż szarpanie za metalowy łańcuch narobiło hałasu, a metaliczne dźwięki echem poniosły się wzdłuż wysokich ścian podniszczonych kamienic, to nie podążył za nimi odgłos kroków ani okrzyków. Było cicho, do uszu Tangwystl docierał jedynie szum jej własnego oddechu - oraz głośny trzask, gdy kłódka pękła pod naporem rzuconego przez nią zaklęcia. Metal upadł na ziemię, a gruby łańcuch zawisnął luźno na kratach, możliwy do ściągnięcia bez użycia zbyt dużej siły.
Na odpis 48 godzin, przepraszam najmocniej za poślizg.
Żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Na odpis 48 godzin, przepraszam najmocniej za poślizg.
Żywotność: 172/202 (-5) (silny ból promieniujący od lewego barku wzdłuż ramienia)
Czuła miękkość w kolanach. Wszystko to, co zobaczyła nadal odbijało się w jej świadomości, przynosząc okropne odczucie. Ale szczęśliwie zaklęcie pociągnęło ją w kierunku wyjścia. Jak na jej złość zamkniętej kłódką. Ale i tak ustąpiła pod mocą jej zaklęcia. Zdawało się, że była sama. Ale nie mogła mieć pewności. Nadal oddychała nierówno. A ból z lewego barku rozchodził się promieniując, co utrudniało jej skupienie. Wyciągnęła ręce, żeby ściągnąć łańcuch. Pociągnęła za kraty, i zrobiła kilka kroków. Wróciła się jednak sięgając do kieszeni i na ziemi układając kilka galeonów. Spojrzała na nie krytycznie. Tyle powinno wystarczyć. Miała przynajmniej taką nadzieję, że tak było. Dobrze. Musiała iść dalej. Rozejrzała się. Skupienie, Hagrid, tego ci potrzeba. Nakazała sobie w myślach. Jeszcze raz spojrzała w obie swoje strony. Zaczynając wątpić w to, czy na pewno dobrze wydaje jej się w którą stronę powinna iść. Ruszyła w kierunku który wydawał jej się odpowidni. Wierzyła w to, że zapamiętała wszystko odpowiednio. Jeden z budynków wydawał się znajomy - a może jedynie podobny - do tego, który mijała wcześniej, kiedyś kiedy była tutaj z Keatonem.
- Homenum Revelio. - spróbowała. Trochę wątpiła, że to cokolwiek jej podpowie. Kamienice co prawda były podniszczone, ale to nie znaczyło, że nie mieszkali w nich ludzie, prawda?
| próbuję iść w stronę - jak sądzę - opuszczonej tawerny i za kłódkę zostawiam 10 PM, co ładnie odpisałam
- Homenum Revelio. - spróbowała. Trochę wątpiła, że to cokolwiek jej podpowie. Kamienice co prawda były podniszczone, ale to nie znaczyło, że nie mieszkali w nich ludzie, prawda?
| próbuję iść w stronę - jak sądzę - opuszczonej tawerny i za kłódkę zostawiam 10 PM, co ładnie odpisałam
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Portowa ulica
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki