Wydarzenia


Ekipa forum
Biały Most
AutorWiadomość
Biały Most [odnośnik]17.07.17 1:43
First topic message reminder :

Biały Most

Na obrzeżach, z dala od centrum i najgwarniejszej części miasta, Biały Most jest jednym z najrzadziej użytkowanym mostem Londynu - łączy odległe zaciszne brzegi. Nie jest biały, tworzą go czerwone cegły wsparte na śnieżnych kolumnach - to im zawdzięcza swoją nazwę. Okolice mostu nacechowane są zielenią, wielością pobliskich parków, trawnikami, roślinnością kwitnącą przy wodzie - zapewne z tego powodu uchodzą za bardziej romantyczne. Młodzież często przesiaduje na kamiennych wzmocnieniach wzniesionych wzdłuż koryta - skąd rozciąga się piękny widok tak na panoramę miasta, jak i na zachód słońca. Mówi się, że jeśli zakochani wrzucą z tego miejsca butelkę z wróżbą wiecznej miłości, ich losy połączą się na wieki. Niechętnie potwierdzają to duchy zwaśnionych kochanków, które ponoć czasem pojawiają się nad brzegiem.

Rzut kością k3 (nie jest obowiązkowy)
1: Dostrzegasz ducha kobiety - bez wątpienia topielca, jednak ten nie zwraca na ciebie uwagi.
2: Duch mężczyzny - ma w piersi nóż - nie zauważa cię i przechodzi przez ciebie, pozostawiając nieprzyjemne, zimne uczucie.
3: Kochankowie pojawiają się razem i zaczynają się przekrzykiwać, obwiniając się nawzajem o swoją śmierć. Cokolwiek robisz - nie możesz na niczym skupić myśli.
Lokacja zawiera kości

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biały Most - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biały Most [odnośnik]17.08.18 23:04
13 lipca

Okładka atlasu przetrwała w stanie niemal nienaruszonym; wciąż żywe kolory, równe brzegi i tylko jedna, niewielka plama w prawym dolnym rogu, która nawet nie rzucała się specjalnie w oczy. Dalej było jednak gorzej; obiecujący początek skrywał rozczarowujący koniec. Kilku stron brakowało (ku jej rozpaczy!), wiele nosiło ślady użytkowania, a na spisie treści rozlał się herbaciany kleks, zacierając go niemal zupełnie. Wyglądało na to, że nad ilustracjami pająków – najcenniejszymi przecież w całym atlasie – musiała czuwać jakaś pozaziemska siła, bo wyszły one z opresji względnie cało i był to główny powód, dla którego Tilda zdecydowała się wyratować nieszczęsny atlas z ciasnoty antykwariatowej półki.
Obecnie spoczywał on w niesionej przez nią papierowej torbie, wsunięty bezpiecznie pomiędzy dwie książki o egzotycznych pająkach, które Tilda zdecydowała się jeszcze dokupić.
Choć w jej mieszkaniu powoli zaczynało brakować już miejsca, a grube woluminy ciążyły niebezpiecznie na zmęczonych półkach, uparcie wmawiała sobie, że nie znała takiego określenia jak zbyt wiele książek.
Mogła powiedzieć co najwyżej zbyt wiele antykwariatów. Zbyt wiele, by odwiedzać je wszystkie regularnie.
Wprost uwielbiała te leniwe dni, kiedy zamykała mieszkanie na cztery spusty, zostawiając pajęcze towarzystwo samemu sobie, po czym zagłębiała się w gąszcz londyńskich ulic, by wpaść do kilku ulubionych miejsc. Antykwariat, z którego właśnie wracała, bez wątpienia był jednym z nich i nie zdarzyło się jeszcze, by Tilda wyszła z niego z pustymi rękoma.
Pokusa kupienia książki była zbyt wielka.
Zadowolona z siebie, choć uboższa o garść monet, wędrowała więc przez przedmieście, czując na twarzy ciepłe promienie popołudniowego słońca, które wędrowało leniwie po niebie. Dzień był naprawdę piękny - a może raczej to spokój panujący z dala od centrum dodawał mu uroku – jednak nie zmieniało to faktu, że Tilda nie żałowała kilku dodatkowych minut spaceru. Pogrążona w myślach, sunęła przez ulice i niewielkie ogrody ukryte pomiędzy kamienicami, nieświadomie kierując się coraz bliżej brzegu Tamizy. Dopiero miarowy szum rzeki i błysk słońca w jej niskich falach uświadomił Tildzie, gdzie się znalazła – w oddali dostrzegła już wzniesiony z czerwonej cegły most, który podpierały białe kolumny, a niżej rozciągające się wzdłuż brzegu pasmo zieleni.
Zwolniła na moment, zaraz znów przyspieszyła, jakby gotowa skręcić w zupełnie inną stronę, i ponownie zwolniła, stawiając jeszcze jeden niepewny krok w stronę mostu.
Minęły lata, długie miesiące i wiele pór roku, odkąd była tu po raz ostatni.
Minęło też wiele bezsennych, przepłakanych nocy, które spędziła, rozpamiętując to miejsce i obiecując sobie, że już nigdy tu nie wróci.
Najwidoczniej właśnie złamała tę obietnicę, lecz nie była przecież jedyną osobą, która nie potrafiła ich dotrzymywać.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, a palce zaciśnięte na uchu papierowej torby wzmogły nieco uścisk, po czym Tilda z lekkim wahaniem ruszyła się z miejsca, zmierzając w stronę mostu. Zanim zeszła na nierówną dróżkę wiodącą wzdłuż kamiennego wzmocnienia, musiała jeszcze raz powtórzyć sobie, że przecież minęły lata, że rozdrapywanie starych (niezagojonych jeszcze?) ran nie miało najmniejszego sensu i nie prowadziło do niczego dobrego.
Dziś mijało dokładnie sześć lat, odkąd jej ciche, lecz pełne szczęścia i wiary tak rozbrzmiało wśród szumu Tamizy. Choć pozwoliła wspomnieniom zatrzeć się i powlec warstwą kurzu – wspomnienia o nim nie zasługiwały przecież na nic więcej – teraz znów zdawało jej się, że Lugus wsunął jej pierścionek na palec zaledwie dzień temu.
Po jej dobrym nastroju nie było już ani śladu, kiedy kroczyła po ścieżce, przyglądając się kwitnącym dookoła kwiatom, tym samym, które rosły tu sześć lat temu - klombom dzikich róż i śnieżnobiałym stokrotkom wysuwającym główki spomiędzy gęstej trawy. Przypomniała sobie, jak skaleczyła sobie dłoń o różane kolce, gdy przedzierali się z Lugusem przez kwiatową gęstwinę, by zbliżyć się na skraj wzmocnienia i wrzucić do wody butelkę z wróżbą – zgodnie z lokalnym przesądem.
Pomyślała, jak zakochana wówczas była.
I jak naiwna.
Przede wszystkim naiwna.
Wiedziała już, że nie podjęła najlepszej decyzji, wybierając tę drogę, lecz mimo wszystko nie chciała zawrócić. Przeszła jeszcze kilka kroków po czym skręciła w bok, kierując się na krawędź wzmocnienia, i po chwili przysiadła na samym brzegu, odłożywszy torbę z książkami na bezpieczną odległość.
Tuż pod nią, co najmniej kilkanaście metrów w dole, fale rozbijały się z łagodnym pluskiem o kamienną ścianę.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Biały Most [odnośnik]19.04.19 11:17
Wybrał to miejsce, dość popularne na mapie Londynu zarówno wśród mugoli, jak i o zgrozo, wśród czarodziejów tylko i wyłącznie dlatego, że spotkanie się na udeptanej ziemi łączyło w sobie dwa podobne pierwiastki. Prymitywizm i dumę, utożsamiane odpowiednio, chociaż materializując się ze strzępów rozwiewającej się mgły, Rowle absolutnie nie podzielał zachwytu swych rodaków nad pustym placem otoczonym krzywym płotem splecionym ze zwykłego, powyginanego druta. Uniósł lekko brwi, topornie wymalowany szyld zatrzeszczał na wietrze, jakby chciał mu przytaknąć - nie było się nad czym spuszczać. Słyszał plotki o tym, jak magowie wchodzili do wnętrza metalowych smoków, zwanych autami i oglądali z nich filmy, a po seansach podobno wychodzili z nich cali i zdrowi, w ogóle nie poparzeni, o wszystkich kończynach. Randkowanie z mugolską technologią przyprawiało Magnusa o lekki odruch wymiotny, idealny pretekst, by miejsce tych schadzek naznaczyć płynną, czarodziejską potęgę. Bez żadnych psujących smak domieszek.
Czekał na niego nieopodal latarni, ze znudzeniem turlając różdżkę między palcami. Drew się spóźniał, nie lubił tego, ale znał go zbyt dobrze - choć nadal nie na wskroś - by podejrzewać Macnaira o tchórzostwo. Ziewnął dyskretnie i odpalił papierosa, skupiając swą uwagę na koszu na śmieci, w którym ewidentnie zalęgły się jakieś szkodniki. Nierówno nałożona pokrywa dzwoniła, uderzając o brzegi pojemnika, aż w końcu coś zachrobotało dosadniej i wieko spadło, a ze środka smyrgnęło jakieś zwierzę o puchatym ogonie, gnając ku drzewom zarastającym ulicę z drugiej strony. Stworzenie dostarczyło mu zajmującego, przyrodniczego widowiska, w trakcie którego na spokojnie dopalił papierosa. Zdołał nawet wyczyścić rękojeść różdżki z odcisków palców, zanim usłyszał, że ktoś się zbliża. Poślizgu czasowego nie skomentował słowem, kiwnął jedynie głową i ruszył w boczną uliczkę, gdzie prostym zaklęciem oderwał jedno przęsło płotu od drugiego.
-Zapraszam - mruknął, jakże elegancko puszczając Drew przodem, by samemu przejść tuż za nim na betonowy parking. Latarnie kryły tę część placu w przyjemnym półmroku, więc o ile iskier idących z różdżek przegapić się nie da, tak ich sylwetki będą bezpieczne skryte w mroku.
-Na początek kilka zasad. Używamy tylko czarnej magii oraz obrony. Nie używamy zaklęć niewybaczalnych. Nie ucinamy kończyn ani innych części ciała. Nie oślepiamy - wyrecytował znudzonym tonem, sądził, że obyłoby się i bez tego przytoczenia regułek BHP, trwałej krzywdy nie mogli sobie zrobić - nie gryziemy i nie szarpiemy za włosy. Dasz radę, Macnair? - zakpił, zsuwając kaptur z głowy, przez co jego loki jak na zawołanie rozsypały się na ciemnym materiale szaty.
-Walczymy do momentu, aż jeden z nas padnie. Albo powie, że ma dość. Potraktujmy to jak trening, także obrony - uściślił, chociaż ten scenariusz brzmiał mocno nieprawdopodobnie. Rowle prędzej odgryzłby sobie język niż wyjąkał, że się poddaje, Drew podejrzewał o podobną zaciętość. Czy raczej ośli upór.
-Nie muszę chyba przypominać, o co gramy? - spytał na sam koniec, układ rzucony żartem zaczął obowiązywać.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biały Most - Page 2 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Biały Most [odnośnik]19.04.19 11:17
Macnair nigdy się nie spóźniał wszak przeważnie zjawiał się przed wyznaczoną godziną spotkania, dlatego gdy dostrzegł Magnusa nieopodal latarni był mile zaskoczony. Przywyknął do faktu, iż ludzie nie mieli szacunku wobec czasu drugiego człowieka, stąd zawsze gdy ktoś wykazywał sobą nieco więcej zyskiwał w oczach szatyna. Nic nie miało większej wartości jak uciekające minuty – w końcu takowych nie można było w żaden sposób nabyć tudzież odzyskać.
-Czyżbyś czekał na mnie od rana?- spytał chwytając za metalową piersiówkę znajdującą się w wewnętrznej kieszeni szaty. Odpuścił sobie zbędne kurtuazje, przypuszczał z jakiego powodu Magnus zapragnął zaprosić go w ów miejsce – w końcu między słowami zaplanowali sobie pojedynek, choć szatyn nie przypuszczał, iż zamierzał do niego doprowadzić, kiedy sytuacja była zdecydowanie bardziej napięta niżeli jeszcze miesiąc wcześniej. Czarny Pan był na nich zły, Sigrun wspominała jak zareagował na brak powodzenia w niezwykle ważnej misji, dlatego doprowadzanie sojuszników na skraj wytrzymałości, a nawet do omdlenia było po prostu nierozsądne. Macnair wychodził z założenia, iż należało obecnie skupić się na sprawie, odnaleźć jakiekolwiek wskazówki i dotrzeć do źródła, by naprawić błąd mogący ich kosztować nader dużo, a przede wszystkim jeszcze większy zawód ze strony Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Kolejne dni mogące zmienić się w tygodnie, spędzone u Cassandry tudzież Zacharego czyniły z poplecznika osobę bezużyteczną, a takowe były w organizacji zbędne. Kompletnie niepotrzebne. Poczynaniami pragnął udowadniać swą lojalność, swe oddanie sprawie, a nierozważne sięganie po najpotężniejszą z dziedzin magii, która ponadto była jeszcze groźniejsza zważywszy na szalejące anomalie, było nie tylko ryzykowne, ale zwyczajnie idiotyczne. Magnus był niesamowicie umiejętnym czarodziejem, Drew wiedział z jaką łatwością wymierzał kolejne ciosy i sam również znał własne możliwości, więc zażarty pojedynek mógł skończyć się fatalnie dla jednego z nich. Może nawet obu? W czasach szalejącej, nieokiełznanej mocy jeden błąd kosztował wiele, czasem nawet jego brak kończył się fatalnie na skutek wyładowań.
-Sądziłem, że nasz pojedynek miał być na męskich, siłowych zasadach, Rowle. Nie chce podważać twego autorytetu, ale nie uważasz, że traktowanie siebie czarną magią z ryzykiem wystąpienia powikłań…- przerwał wskazując piersiówką na niebo chcąc dać mu tym samym do zrozumienia, iż miał na myśli burze i idące za nią anomalie. -Uczyni z nas idiotów, a nie dorosłych ludzi?- uniósł brew pytająco, a następnie upił sporej ilości alkoholu. Rowle był Śmierciożercą, jego dowódcą, więc jeśli uniesie różdżkę i zarządzi trening szatyn nie będzie mieć wyjścia. Właściwie zawsze mógł poddać się od razu – nadszarpnie swój honor i dumę, ale nie zawiedzie tego, dla którego walczył.
-Przybrałeś tak gustowną kieckę, że ciężko mi odmówić przyjarania jej końców, jednak patrzę na sprawę logicznie.- rozłożył ręce i westchnął widząc jak ten zaciskał w dłoni magiczne drewno.
-Znasz nazwiska odpowiedzialnych osób za Proroka Codziennego?- spytał zupełnie odbiegając od tematu, bowiem wiedział, iż Magnus mógł być w posiadaniu informacji. -Ich bierność względem wydarzeń w Stonehenge wzbudza mą ciekawość, nie wspominając już o stawianiu w złym świetle naszych sojuszników.- uniósł brew pytająco borykając się już od chwili sięgnięcia po to ścierwo z kwestią, czy aby złożenie im przyjacielskiej wizyty nie było słusznym wyjściem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Biały Most [odnośnik]28.05.19 15:32
Umiał zagospodarować sobie chwile samotności, zdarzające się na tyle rzadko, by nauczył się je odpowiednio doceniać. Każda minuta była cenna, chyba jedyna lekcja, którą otrzymał od swego ojca i nigdy w nią nie powątpiewał. Dopalił ćmika, opierając się o latarnię, zblazowany i wyraźnie znudzony spokojnym wieczorem, nie odstawał nonszalancką postawą od młodzieńców, od których dzieliło go dziesięć lat różnicy. Tamci pewnie umówili się na schadzkę z piersiastymi dziewczynami w kusych spódniczkach i kurwikami w oczach, podczas gdy Magnus wygrzebywał z zapomnianych kieszeni szaty pomięte kawałki pergaminu - jakieś rachunki, śmieszne groźby wysunięte do redakcji Maga, lista zadań do zrobienia na zeszłą środę.
-Prawie. Następnym razem umówimy się na śniadanie - odparł najzupełniej poważnie, wygładzając poły peleryny. Prześledził wzrokiem automatyczny gest Macnaira, błysk piersiówki, przytknięcie jej do ust, lekkie odchylenie głowy - ten za kołnierz nie wylewał, ale przecież wcale nie potrzebował go trzeźwego. Jeśli wcięty był bardziej efektowny, Rowle nie miał obiekcji. Kiedyś sam chodził non stop upalony trawą, twierdził, że mu pomaga, rozjaśnia umysł i... rzeczywiście, czuł się lepiej na lekkim haju. Do czasu, aż zaczęło tego brakować, a tęsknota spokoju stawała się paląca.
Uniósł lekko brwi i obejrzał się przez ramię, nie wierząc w to, co usłyszał. Dość racjonalne wytłumaczenie pewnej niechęci i obawy, nie tyle przed konsekwencjami zdrowotnymi, a tymi w gęstszym wymiarze odpowiedzialności, nie tylko za siebie.
-Sądziłeś, że będziemy okładać się po mordach? - rzucił, mimowolnie przypominając sobie ostatnią utarczkę na samczych, prymitywnych warunkach. Skończyła się równie ordynarnie, odsiadką w pierdlu i upokarzającym listem od nestora - obiecał, zarówno swemu wujowi, jak i sobie, że z tym skończy, a swemu rodowi nie przyniesie już nic innego, poza chlubą - czego miałoby to dowieść? Który z nas ma większą krzepę, czy poradzimy sobie w walce bez różdżek? A może chciałeś sprawdzić moją delikatną skórę? - zakpił, choć pozostawał potulny jak baranek. Macnair po części miał słuszność: Rowle rozumiał, czego się obawiał, lecz uważał to za nadmierną ostrożność. Byli czarodziejami, byli świadomi swojej magii, jej siły oraz konsekwencji płynących z władania mocą, szczególnie czarnomagiczną.
-To trening, nie prywatna wendeta, Macnair - rzekł swobodnie, zdejmując z ramion pelerynę i przewieszając sobie ją przez ramię. Podczas pojedynków bywała irytująca, nie lubił, gdy szata plątała mu się pod nogami i ograniczała ruchy - a żaden z nas nie jest durniem, by zrobić drugiem trwałą krzywdę. Jeśli jednak się niepokoisz, dobrze. Trzy celne zaklęcia. Komu pierwszemu wejdą, ten wygrywa. Tarcze się nie liczą, oczywiście - ogłosił nowe zasady, od tych już nie przewidywał odstępstwa. Drew jawił mu się jako godny przeciwnik, pokazał już nie raz, co umie. Mulciber też nie przyprowadziłby przed oblicze Czarnego Pana byle kogo, więc Rowle liczył na dużo krwi. Szumiącej w uszach, dużo adrenaliny i nieoczywistej potyczki. Smak oczywistego zwycięstwa mocno tracił, a on był smakoszem i uwielbiał się delektować.
-Prorok już długo nie pociągnie - skomentował leniwie, pogardliwie wzruszając ramionami - Malfoy został Ministrem, a ich rodzina ma większościowe udziały w Walczącym Magu. Pomówienia w prasie nie będą problemem. Niech sobie szczekają. Póki jeszcze mogą - zakończył cicho.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biały Most - Page 2 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Biały Most [odnośnik]13.10.19 0:29
25 stycznia

Chłodny wiatr zdawał się srogo upominać. Nigdy nie powinna tutaj przychodzić, a jednak kroczyła powoli wzdłuż bulwarów, podążając wspólnie z nieco zaspaną rzeką. Pusto. Jedynie przygodny ptak przysiadł na zardzewiałej barierce. Łypał na nią swoim ciekawskim okiem, jakby dawno zdołał odsłonić ten sekret. Niewygodny dreszcz przebiegł po jej plecach. Odwróciła spojrzenie, a drobne dłonie schowały się pod połami płaszcza. Spinała się, szukając w okryciu ratunku. Mroźny dzień, obecność jedynie pojedynczych sylwetek oddalonych o długie metry sprzyjała temu spotkaniu. Wolałaby móc się schować gdzieś w cieniach, pod starym mostem naznaczonym tak wieloma legendami. Nie do końca umiała odpowiedzieć, dlaczego właśnie to miejsce, a nie jakaś dyskretna kryjówka, gdzie nie dosięgną ich żadne wrogie oczy. Tak samo też niejasne pozostawały dla niej i własne intencje. Gnała w nierozsądnym porywie serca – zagubionego, zmoczonego niezrozumieniem i emocjami, które przecież mogły okazać się zdradliwe. Bała się odważnie przyznać do jakiejkolwiek myśli. Blisko wody, przy uciążliwych podmuchach żaden ogień nie miał szansy się rozpalić, tak jak i żadna salamandra nie umiała pływać. Może ta lokalizacja wcale nie była przypadkowa. Nią się broniła przed samą sobą i tak nieprzewidywalnymi uczuciami. W otoczeniu niepewnych sylwetek nie potrafiłaby przecież zepchnąć samej siebie w przepaść. Tym właśnie był? Przepaścią?
Przystanęła, przyjmując na siebie ostre uderzenie powietrza. Spod kołnierzyka wyfrunęły poplątane kosmyki włosów. Oparła dłoń o kamienną ścianę i wzięła wdech. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów, które miały zdecydować – wciąż miała szansę zawrócić. Strach, który odczuwała, jawił się jako niemożliwy do zidentyfikowania. Jego źródło to posklejane w całość strzępki niepasujących elementów. Nie bała się tego, do którego szła, choć wywoływał fale nieznośnych uderzeń serca. Jego intencje wydawały się nadal zagadkowe i mogły okazać bardzo przykre. Tak łatwo było wzgardzić, tak łatwo zniszczyć poukładany świat damy. Mógł to zrobić. Tylko przecież… był dobry. W to tylko potrafiła wierzyć, a o maskach wiedziała całkiem sporo. Nie bała się także Mathieu. Jego nie, ale o niego już tak. Tego nowego uczucia nie potrafiła tak po prostu pojąć ani też całkowicie zignorować. Przecież obydwoje trwali uwikłani w świat szlacheckiego interesu. Mógł nie chcieć, mógł czuć drażniący obowiązek, ale o tym nigdy by jej nie powiedział. Nie nienawidziła go. Podejmowała pewne próby, chociaż wciąż je gasił. Byli jeszcze ci, dla których stawała się nadzieją na lepsze czasy, na wymazanie niedawnych skaz, w które nigdy nie wierzyła. Na koniec jeszcze ten ostatni, ten, którego kochała niezależnie od tego, jak plugawy stał się w oczach czarodziejskiej arystokracji. On kazał jej iść, on nigdy w nią nie wątpił. Nie płakała więc w towarzystwie aksamitnych poduszek, nie topiła łez w różanych kąpielach. Obiecała mu coś i nie wolno jej było go zawieść. Wokół nienawiść przykrywała nienawiść i nic nie mogło być tak proste.
A biały most? Popatrzyła w górę. Znajdowała się już prawie pod nim, gdzieś tutaj powinien ją ujrzeć niewidziany dawno przyjaciel. Styczniowe słońce schowało się za chmurką, pociemniało. Czekała, spodziewając się wszystkiego. Czujnie rozejrzała się wokół, ale pod mostem nikogo nie było. Kiepskie miejsce dla delikatnej damy. Gdzieś za plecami docierało do niej mistyczne nawoływanie, ciche zawodzenie. Pamiętała, że umarli lubili się tutaj pałętać. Nie chciała ich rozgniewać swoją obecnością i wierzyła, że żadne z nich nie zdecyduje się jej zaczepić.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Isabella Selwyn dnia 14.10.19 0:12, w całości zmieniany 3 razy
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Biały Most - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Biały Most [odnośnik]13.10.19 22:41
Steffen często przybywał wszędzie za wcześnie, choć wszyscy myśleli, że był bardzo punktualny albo trochę się spóźniał.
Po prostu, lubił czekać na spotkania pod postacią szczura. Można było wtedy więcej... zobaczyć. Szczególnie teraz.
Gryzoń zaczaił się we wnęce muru, wypatrując kobiecej sylwetki. Zagłuszając myśli o pobliskim koszu na śmieci (pachniał smakowicie), skupił się na Isabelle. W końcu ujrzał jasnowłosą dziewczynę w drogim płaszczu - to na pewno ona! Jego serduszko zabiło nieco szybciej, co było dość upiorne w szczurzej postaci (czy to kot i trzeba uciekać? A nie, to tylko ludzkie uczucia!), a przenikliwe oczka wychwyciły, że lady Selwyn idzie wolno, jakby się wahała.
Była jeszcze daleko i myślała, że go nie widzi. Może zawróci i teleportuje się do swojego ciepłego, obrzydliwie pięknego pałacu? Bardzo by go to rozczarowało, ale z drugiej strony, jego duma już była podłechtana. Przyszła.
I szła dalej, zatrzymując się w końcu pod mostem. Nie wycofała się, nie zmieniła zdania.
Szybciutko wycofał się i pobiegł do zaułka, w którym nie dostrzeże go Isabella. Przemienił się w człowieka, otrzepał płaszcz i przyklepał włosy. Wziął kilka głębokich oddechów, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nadal się stresuje. Już nie czekaniem i niepewnością, czy dziewczyna się stawi... tylko samą rozmową. Przykrą koniecznością, która może wystawić go na niepotrzebne ryzyko.
Chętnie zapaliłby papierosa dla uspokojenia nerwów, ale mama chyba by go zabiła. Pozostało mu tylko poprawić kołnierz, wziąć kolejny nerwowy wdech i udać się w stronę Isabelli. Wyszedł z przeciwległej strony mostu, tak jakby zmierzał na spotkanie z innej strony.
-Lady Selwyn. - skłonił się lekko, choć ostatnio rozmawiali przecież na bardziej przyjacielskiej stopie. -Musiała lady długo czekać? - udał zaskoczenie i zatroskanie, choć doskonale wiedział, że stała tutaj sama co najwyżej minutę lub dwie.
Ubrał dzisiaj swój najlepszy płaszcz, choć niestety był to ten sam płaszcz, w którym w listopadzie przybył do zamku Bealieu, w którym całował Isabellę. Jego sytuacja materialna nie poprawiła się w końcu drastycznie w przeciągu dwóch miesięcy. Nie, żeby mógł się zaręczyć z jakimś obrzydliwie bogatym hodowcą smoków aby podnieść swój status społeczny, czy coś.
-Gratuluję zmian w życiu, szczęśliwego nowego roku i... w ogóle. - mruknął, jakoś bez przekonania. -Orchideus. - dodał szarmancko, a z jego różdżki wyłonił się bukiet żółtych róż dla panny Selwyn. Wcale nie przeczytał w "Czarownicy", że to kolor zazdrości.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biały Most [odnośnik]13.10.19 23:58
Nie stchórzyła, choć ponad nią skryte w blaskach dnia gwiazdy zawzięcie kłóciły się między sobą. Niektóre głośno nawoływały, aby powstrzymała się, aby uciekła, gdy jeszcze nie było za późno. Nie istniał równy podział na dobro i zło, nic nie było już tak łatwe jak, niegdyś pozornie kosmicznie trudny, wybór między operą a operetką. Od miesięcy nie budziła się, pozostając w zgodzie z samą sobą. Co właściwie wyprawiała? Ledwo uleciał zapach różanych korytarzy Chateau Rose, a ona mknęła na spotkanie z chłopcem, który w oczach czarodziejskiej społeczności był nikim. Zwykłym szczurem wędrującym po śmierdzących, podziemnych korytarzykach. Kimś, na kogo nie powinna patrzeć, z kim nie powinna się spotykać – szczególnie po tym, co zrobił ostatnim razem. Kimś, kto patrzył tak, jak nie zdołał do tej pory spojrzeć Mathieu. W to wierzyła, choć stwierdzenie brzmiało tak absurdalnie. Odkąd Selwynowie opowiedzieli się za złotymi sztandarami szlachetnej krwi, odkąd stanęli pod wodzą bezwzględnej kobiety zbyt często zastanawiała, kim jest i w czym lub kim pokłada swoje prawdziwe nadzieje. Pod mostem przecież nie spodziewała się poznać odpowiedzi na te pytania, a jednak stała tutaj z głupią wiarą.
A on wkrótce znalazł się przy niej. Wstrzymała oddech, obserwując kłaniającą się sylwetkę. Splotła własne dłonie w nienormalnie silnym ucisku, a potem nerwowo popatrzyła po okolicy. Pierwsze myśli nie były entuzjastyczne.
– Proszę, nie mów tak do mnie, nie tutaj – powiedziała nieco przyciszonym głosem, głoski ściskały się ze sobą nerwowo. Zastanawiała się, czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, co obydwoje wyprawiali. Nie, nie on, a właściwie ona. Te grzeczności chyba były zbędne, a już na pewno nie należało mówić do niej po nazwisku! Zamknęła usta, zerkając na niego z niepokojem. Chłód doleciał do serca jeszcze chwilę temu tak zadziwiająco rozgrzanego. – Nie czekałam – oznajmiła już nieco spokojniej i dopiero teraz na dłużej zatrzymała na nim spojrzenie. To był on. Niewidzialne bąbelki popękały wewnątrz jej zakleszczonej w ciasnych gorsetach duszy. Jeśli chciał, aby nie uciekła, powinien być bardziej ostrożny. Słowa rozpływały się, zanim zdążyła je wypowiedzieć. Przeszła kawałek dalej, by skryć się w cieniu kamiennej konstrukcji mostu. O pełną ostrożność niezwykle trudno. Przecież świadomie gnała w sidła niewiadomej pułapki. Obróciła się w jego stronę, a wtedy zaczął mówić. Wiedziała, że nie pominie tej kwestii, a nawet, o Merlinie, że stanie się to niebezpiecznym płomieniem w ich rozmowie. Wcale nie był zadowolony z rewolucji, o której pewnie przeczytał w pisemku o wątpliwej reputacji. Nikt, żaden dziennikarz nie miał pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło, a już na pewno nie mieli prawa do dywagacji na temat tego, jak czuje się z tym sama Isabella. Miała rozkwitać jak piękny kwiat, objawiając swoje szczęście związane z nową rolą. Tymczasem bała się potwornie.
– Dziękuję, nie myślałam, że… och – urwała, gdy wyrósł przed nią słoneczny bukiet. Wyciągnęła ku niemu dłonie i znad pięknych pąków zerknęła, nieco niepewnie, na Steffena. Podarunek był miły, ale nie powinien. Zamknęła na moment oczy, a strumyki czerwieni rozlały się na jej policzkach. Czy wiedział, że te róże popłyną wkrótce wraz z nurtem rzeki? Nie wolno jej przecież ich zabrać do domu. Jedynie czerwone róże mogły się znaleźć w jej dłoniach, ale takich jeszcze nie otrzymała. – Kim jesteś? Tak naprawdę – spytała nagle. – Dlaczego to zrobiłeś wtedy? – dopełniła, czując drgania w klatce piersiowej. Przejęcie, wielka niepewność, a jednocześnie ciekawość, z którą nie próbowała walczyć. Musiała wiedzieć. Musiała wiedzieć, czy to nagły zryw uczucia, czy może jakiś podły podstęp mający znów pogrążyć ród Selwynów, a szczególnie młodą Bellę.
To nie pora na miękkie wyznania i słodkie czułości. Nie po to zresztą tu przyszła. Chyba nie. Przez tę chwilę czuła się wyjątkowo obco. Przemawiała rzadką dla siebie surowością.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Biały Most - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Biały Most [odnośnik]14.10.19 1:32
Gdy tylko znaleźli się pod mostem, Steffen spojrzał na nią wyzywająco, z pozoru nic nie robiąc sobie z jej pytania. Skoro chciała usłyszeć odpowiedź, zamierzał jej  ją pokazać. Stanowczo chwycił dziewczynę za ramiona, i złożył na jej ustach zaborczy, namiętny pocałunek - taki, na który nie zdołał się ośmielić w Pałacu Bealieu, taki godny prawdziwego mężczyzny, o którym marzą czytelniczki rubryki porad sercowych "Czarownicy"...

... A raczej, tak wyobraził sobie odpowiedź na kłopotliwe pytanie Belli. Był na tyle inteligentny emocjonalnie (!), że wychwycił dziwny chłód w jej głosie. I że wiedział, że pocałowanie dziewczyny, a potem ucieczka bez słowa nie było najbardziej romantyczne. Znaczy, w sumie to w grudniu wydawało mu się, że ich spotkanie było jednak całkiem romantyczne, ale potem Bella się zaręczyła, więc widać nie dość romantyczne, nie?
Ciekawe, czy już wtedy wiedziała, że ma być zaręczona? Pewnie tak, a na samą myśl chłód ściskał jego własne serce. Stał więc o krok od dziewczyny, na bezpieczną odległość, oddzielony od niej bukietem róż. Kryli się bezpiecznie (?) w ciemności mostu, ale Steff był boleśnie świadomy, że w razie czego nie ma jak jej ochronić i że może jej dać najwyżej bukiet wyczarowanych róż. A Rosier mógłby pewnie kupić całą hodowlę róż w jakiejś pieprzonej Holandii.
Nie czekałam. Jasne, że nie czekała, tylko po prostu się zaręczyła. Zresztą on też nie miał czasu czekać, zajmując się uratowaniem charłaczki Mindy i poskramianiem anomalii z upiornie przesympatyczną Julią Prewett (upiornie, bo naprawdę nie powinien mieć słabości do zajętych szlachcianek). Nie miał prawa być zły i nie był chyba zły, był tylko z a n i e p o k o j o n y.
Zaniepokojny jej zaręczynami, oraz jej przedziwnie przenikliwymi pytaniami. Dlaczego wciąż dopytywała o to, kim był, o jego sekrety? Nie miał nic do ukrycia, to znaczy miał sporo do ukrycia, ale przecież na takiego nie wyglądał. Wbrew pozorom, był przecież całkiem prostolinijny, a sekretne życie animaga, sprzymierzeńca Zakonu Feniksa i reportera "Czarownicy" prowadził przecież w dobrej wierze (no, to ostatnie to trochę dla pieniędzy).
-Ja? - odchrząknął, zdziwiony. Nadal stał trochę jak palant, z kwiatami sterczącymi z różdźki, bo Isabella jakoś nie wyciągnęła po nie ręki.
-Jestem... - przyszedł tutaj z całą przygotowaną przemową, ale bez odpowiedzi na to pytanie, więc pokręcił głową i westchnął ciężko. -Po prostu chłopakiem, który... bardzo lubi pewną dziewczynę. - przyznał, zagryzając lekko wargę. Może nie powinna tego wiedzieć, może powinni porozmawiać o konkretach, a nie... uczuciach?
-...w sumie od czasów Hogwartu, ale wtedy byłem dla ciebie niewidzialny, więc... - dodał jeszcze ciszej. -...więc...nieważne, pewnie tak było lepiej. - pozostać w dwóch różnych światach, szczurem pod jej miotłą. Zetknął ich ze sobą przypadek, w którym Steff mógł pozgrywać bohatera, a potem kaprys znudzonej damy. Nic wielkiego, a on pewnie źle zinterpretował i rozdmuchał wszystkie znaki i potem wystawił się na pośmiewisko, a Bellę zaniepokoił. No tak, bo była zbyt uprzejma aby się zezłościć.
-Przepraszam, nie powinienem był wtedy... nie wiedziałem, że jesteś zarę...zajęta. - przyznał. Postąpił głupio i nieodpowiedzialnie. Co, jakby ktoś ich nakrył?
Skrzywił się lekko, podnosząc wzrok ze swoich butów na Isabellę. Niezależnie od wszystkiego, pewne rzeczy powinny zostać wypowiedziane. W końcu ćwiczył przemowę.
-Ale... Rosier? Wiedziałem, że w Stonehenge wszystko się zmieniło, ale nadal myślałem... myślałem, że twój ród jest normalny. - jedna szalona Morgana to w końcu nie wszyscy Selwynowie, nie? Nie mieściło mu się w głowie, że Isabella, słodka Isabella, ma zamieszkać z poplecznikami Czarnego Pana.
-Tego właśnie chcesz, Isabello? - a może nie wiesz w co się pakujesz i ktoś musi ci powiedzieć? Nawet pseudo-znawca szlachty z czasopisma dla kobiet?


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biały Most [odnośnik]16.10.19 0:05
Na moście czy w ciemnej kryjówce – nigdzie nie byliby bezpieczni i Steffen Cattermole powinien dobrze o tym wiedzieć. Tak przynajmniej zakładała Isabella, pozostając w głębokiej niewiedzy odnośnie jego plotkarskich dziennikarskich praktyk a także wobec wojennej strony. To ostatnie niewiele interesowało młodą damę odsuwaną raczej od kwestii politycznych. Przecież nie tym teraz miała zaprzątać sobie głowę, ba, nawet niewiele wiedziała o tym, choć znane jej były wyraźne podziały istniejące między szlachetnymi familiami. Niektóre po ślubie miały zaostrzyć się jeszcze bardziej dla niej. Dawny porządek winien spłonąć ostatecznym płomieniem, a z popiołów narodzić powinna się silna kobieta, pachnąca rozkwitającą różą, nienasączona żadną skazą. Jednak stała tutaj przed chłopcem, który nie wiedział tego, co wiedziała ona, którego mogła krzywdzić swym sercem zbyt słabym, by móc odwrócić spojrzenie i wzgardzić brudną krwią. Dumny bukiet nie był żadnym podziałem, jeśli dwie dusze odnajdą tak silne porozumienie istniejące ponad wielowiekowymi podziałami. Tylko czy w ich przypadku tak było? Steff mógł być jedynie naturalnym zrywem obcej emocji, która znalazła miłe oczy, w których mogła się rozwijać. Nie wolno jej było zbyt długo o nim rozmyślać, a jednak robiła to! Wciąż, mimo długich tygodni rozłąki, w czasie których faktycznie nie czekała, bo i nie było przerw na tysięczne odtwarzanie pamiętnego aktu czułości. Zamiast tysięcy Steffków migało jej tysiąc róż, niedosłownie, ale jednak. Stała się inną Bellą, ubraną w nowe zadania i w nowe role, ale gdzieś w środku wciąż tą samą. Kim była tak naprawdę?
Łatwiej było zapytać głośno Steffena o to, kim był on. W prostej, ludzkiej, emocjonalnej formie. Czy oszustem? Czy wszystko, co robił, to ohydny pokaz, jakaś niecna praktyka dla zabawienia się kosztem jej, okazanej zbyt mocno, naiwności?  Spojrzenie dość uparte, bardzo oczekujące spodziewało się natychmiast rozwiązać zagadkę pana Cattermole, odsłonić ciemne kąty jego wesołej pogodności. Na moment jednak wstrzymała oddech, gdy wreszcie zaczął mówić. Chyba wcale nie była gotowa. – Lubisz mnie? – spytała zaskoczona, głos jej wyraźnie drżał, a oczy otworzyły się jeszcze szerzej. Ścisnęła mocniej bukiet, tuląc go prawie do poruszonej piersi. Jakby w obronie, albo w żałosnej próbie ukrycia rumianych zdobień żółtymi płatkami róż. Naturalnie usta rwały się do zdroworozsądkowych fal absurdu związanego z tym lubieniem. Mieli za sobą ledwie te dwa spotkania, te dwa spojrzenia, a jednak… Isabella przecież też lubiła Steffka, właśnie tego, który plątał się teraz w słowach. Na to nie mogła jej przygotować żadna szlachecka zasada, żadna dumna reguła ani historia. Żaden dwór nie przewidywał przecież takich opowieści. Zachwiała się, a potem znów stała jak ten posąg, a on nie przestawał mówić. Tak łatwo te wyznania mu przychodziły, tak po prostu. – Podglądałeś mnie w Hogwarcie? Czy to nie za mało, by móc kogoś polubić? By go poznać? – wydukała na granicy oburzenia i Iskowego żartu, choć może rozsądniej byłoby wyrazić wielki niepokój. Nie mówiła wiele, jak na siebie to właściwie dość mało, ale w głowie kalkulowało się tysiące wniosków, myśli skręcały w tak różnorodne zakręty. Bała się pomyśleć o czymkolwiek ostatecznie. – Nie wiedziałam, nic nie wiedziałam… Właściwie to pomyślałam, że to jakiś przykry żart, tak nakazałby mi  rozsądek, ale on u mnie nie działa zbyt dobrze. Okazałeś mi tak wiele przyjaźni. I wtedy w tej niekomfortowej sytuacji na Pokątnej i później także – stwierdziła, opuszczając lekko głowę. Nos utknął między żółtymi płatkami. Musiała wziąć się w garść. Natychmiast. Podniosła głowę i lekko ją przechyliła, czujnie mu się przyglądając. – Wtedy nie byłam. Dowiedziałam się o tych planach dopiero w dniu zaręczyn. Mój świat to zobowiązania, którym nie mogę się sprzeciwić. Czy ty… jesteś tego świadomy? – zapytała, wyrażając cień wątpliwości. Wypowiedziane głośno prawdy sprawiły, że sama poczuła się jak podła oszustka, a serce zakuło nieprzyjemnie. Nie powinna mówić mu zbyt wiele o szczegółach całej sprawy. – Mój ród pod opieką lady Morgany stanął po stronie rodziny Rosier i pozostałych rodów wyrażających podobne zdanie – odpowiedziała sucho, zdecydowanie formułkowo. Na ten temat mogłaby rozwodzić się długo i zdecydowanie bardziej żywiołowo, ale wciąż nie do końca mu ufała.
Ostatnie pytanie sprawiło, że nienormalnie wręcz zacisnęła palce na kolczastych łodygach. Zabolało, ale zdawała się w ogóle tego nie odczuwać. – To nie ma znaczenia, Steffenie – oświadczyła zgodnie z prawdą. Cokolwiek uważała – odtąd wierzyć miała w jedyne słuszne myśli, a więc te, którym kierował się jej narzeczony. Życie w szlachetnej rodzinie wiązało się z niekończącymi się dobrami, bogactwem i wielkimi możliwościami, ale miało swoją cenę. – Jestem mu obiecana, a on jest obiecany mi – dodała jeszcze. Ta rozmowa wcale nie była łatwa, Isabella nie mówiła tego, co powiedzieć chciała i nie okazywała emocji, które przeżywała wewnątrz. Zupełnie jakby… zgromadziła w sobie całą moc, która umiała powstrzymać ją przed pogłębienia bólu, jaki obydwoje mogli w tej chwili odczuwać. Przecież również lubiła Steffka. Był dobry, naturalny, prawdziwy i nikogo nie udawał. W przeciwieństwie do niej.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Biały Most - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Biały Most [odnośnik]20.10.19 4:29
Steffen umykał nieco wzrokiem przed przenikliwym spojrzeniem Isabelli. Kojarzyła mu się nieco z kolczastą różą, ale gdy zerknął na nią po swoim wyznaniu - kolce opadły. Była taka zaskoczona i urocza, a on znowu poczuł się jak wtedy, na pokątnej. Gdy okazało się, że płomień z rodu Selwynów to tak naprawdę miła i bezbronna dziewczyna. Którą za bardzo polubił.
-Lubię. - potwierdził zdecydowanym i w jego mniemaniu bardziej męskim głosem. Słowa o podglądaniu, ujęte w Isabellową logikę, stawiały go w mniej romantycznym świetle, ale i tak postanowił być twardy.
-Byłaś...piękna, ale nie pusta, no i dobrze latałaś na miotle, a to bardzo intrygujące. Wiesz, nie spodziewałem się, że ktoś taki jak ty może musieć robić coś w ukryciu. - wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. Miał szesnaście-siedemnaście lat, tacy chłopcy nie kierują się logiką. Kochał się wtedy w większości zawodniczek Quidditcha, ale Isabella przecież do nich nie należała - albo nie mogła do nich należeć. A jej nocne eskapady przyciągnęły uwagę pewnego szczura.
-Nie zagadałem, bo byłaś szlachcianką ze Slytherinu... - tłumaczył się gęsto, choć prawda była taka, że po prostu był wtedy chorobliwie nieśmiały i i tak by nie zagadał. -Ale potem spotkałem cię na Pokątnej i okazało się, że wcale nie jesteś...wiesz, wytworną Ślizgonką w opałach. Wybacz te gryfońskie stereotypy. - uśmiechnął się nieco rozmarzony, przypominając sobie jak pocieszał załamaną, postarzoną lady Selwyn. Utkwił w niej pałające spojrzenie, kontynuując: -Że jesteś zabawna i miła i masz dobre serce...a potem zaprosiłaś mnie do domu i byłaś tak uroczo zatroskana i zmieszana i... - i źle zinterpretował sytuację i ją pocałował i nawet nie potrafił się zmusić, by żałować tego nierozsądnego kroku.
Nawet się nie spodziewał, że to mógł być pierwszy pocałunek Isabelli. Byli młodzi, ale przecież mieli w końcu swoje lata! A ona miała nawet narzeczonego, bleeeee.
-Nigdy bym z tego nie żartował! Ani z czyichś uczuć, ani... z Ciebie. - dodał obronnie, rozszerzając z zaskoczeniem oczy. Uwielbiał żartować, ale ze swoich kolegów, a nie bezbronnych panienek.
Chociaż było trudno tak się obnażyć, to rozmowa szła chyba całkiem dobrze. Opowiedział o sobie z zaskakującą szczerością, a Isabella jeszcze go nie wyśmiała, tylko stała tutaj ze zdziwioną minką i wyglądała pięknie. Spotkania z nią zawsze były jakieś takie piękne, ale... ale potem wypowiedziała gorzką prawdę - prawdę, która skłoniła go do tego ryzykownego spotkania i która kłuła go nieprzyjemnie w sercu i w sumieniu. Rozumiał szlacheckie zobowiązania, ale było tyle...neutralnych, lub chociaż umiarkowanie antymugolskich rodów. A Rosierowie otwarcie poparli Czarnego Pana, ostrzegano go przed nimi, gdy dowiedział się o Zakonie. Na dźwięk ich nazwiska i imienia Morgany wzdrygnął się lekko, jakby Bella go oparzyła.
-Lady Morgana zmienia wszystko, czym był wasz ród, a chyba nie tak łatwo zmienić człowieka, prawda? - zarzucił, może nieco bezczelnie i oskarżycielsko. Spoważniał, spoglądając na Isabellę przenikliwie. Przecież była dobrą i miłą dziewczyną, czy to możliwe, że znienawidziła mugoli i przejęła ultrakonserwatywne poglądy z dnia na dzień?! Widział w niej raczej ofiarę nowej polityki Morgany. Biedną dziewczynę, która była na wydaniu akurat wtedy, gdy Selwynowie postanowili zmienić strony.
-Nie ma znaczenia?! - powtórzył, wzburzony i tylko konieczność dyskrecji powstrzymała go od podniesienia głosu.
-Jeśli władzę w rodzie zmieni ktoś inny i znowu zmieni waszą politykę to też nie będzie miało, a ty pozostaniesz narzeczoną albo żona? Jeśli... jeśli ktoś z twojego nowego rodu zrobiłbyś coś złego, to chciałabyś pójść z nim na dno albo być z nim związana? - zapytał retorycznie, a proste wychowanie powstrzymywało go od uprzejmej powściągliwości. Może i nie znał Isabelli bardzo długo, ale martwił się o nią i nie wiedział, czy będzie miał powtórną okazję by ostrzec ją przed wkroczeniem w gniazdo żmij.
Z drugiej strony, Bella miała rację w swoim wycofaniu. Oboje nie znali się zbyt dobrze, Steff też uważał, by nie powiedzieć o słowo za dużo. Gdyby była jego wieloletnią przyjaciółką, gdyby był jej pewny, mógłby mówić o wiele bardziej otwarcie o poglądach Rosierów, o wojnie. Teraz musiał badać teren. Przekonać się, czy naprawdę ma przed sobą dziewczynę o dobrym i czystym sercu, którą chciał widzieć w Isabelli. Czy też mylił się i pozwolił, by zauroczenie skłoniło go do idealizowania oportunistycznej Ślizgonki?
W dodatku musiał prowadzić całą tą polityczną rozmowę, uparcie nie myśląc o własnym, łamiącym się sercu. O tym, że w najlepszym razie Isabella może być obiecana jakiemuś...lordowi nieRosierowi, a w najgorszym Rosierowi. Nigdy komuś... innemu.
Powinien być jej przyjacielem, nikim więcej, a wszystko skomplikował głupim pocałunkiem. Dudniło mu w głowie i bał się, czy dziewczyna w ogóle go posłucha, czy też uzna jego troskę za zwykłą zazdrość.
-Na świecie jest wojna, Isabello, a twoja rodzina traktuje cię jak mięso armatnie. - dodał z goryczą. -To, czego chcesz, powinno mieć przecież znaczenie. - fatygował się tutaj w końcu tylko dlatego, że nie był pewien, czy i dlaczego tak urocza i miła dziewczyna jak Isabelle chciała poślubić kogoś z tak podłego rodu.
Jeśli chciała... to cóż, nie miał tu czego szukać. Powinien raczej wiać jak najprędzej, zanim ktoś dowie się o jego mugolskich korzeniach (coraz poważniej zastanawiał się, czy nie doradzić swojej upartej mamie wyjazdu z kraju) i doniesie narzeczonemu, na jakiego szczura można zapolować. Kontrolnie rozejrzał się wkoło, ale nadal nikt w okolicy nie mógł ich zobaczyć - co najwyżej, wzburzone głosy mogły zwrócić uwagę duchów znad mostu.

rzucam na ducha!



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biały Most [odnośnik]20.10.19 4:29
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biały Most - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Biały Most [odnośnik]23.10.19 18:57
W tej chwili, choć wszelkie znaki w duszy i otoczeniu nawoływały do całkowitego poświęcenia się, totalnego zapatrzenia w ten jedyny chłopięcy obraz, znów widziała ich dwóch. Tego, który czuwał przy niej w świetle księżyca w nieznośnym milczeniu i tego, który w obliczu dnia i ryzyka stawał przed nią i mówił tak lekko, tak, zdawałoby się, ciepło i szczerze. Mówił to, wiedząc, że za drobną chwilę może się okrutnie zawieść, przyznawał się do swej sympatii, poruszając rozpalonym wnętrzem Isabelli. Tego się tak po prostu nie dało zignorować. To były te łaskoczące niewidzialnie stopy promyki, które ktoś podarował jej tak po prostu, nie dla tego, że musiał, że mu kazano. Szeroko otwarte oczy zdradzały jej zaskoczenie, usta co rusz lekko się otwierały, jakby chciały powiedzieć, wysunąć nagły promień emocji, ale zaraz zamykały się znów. Ni to zawstydzone, ni to zgaszone niespodziewanymi błyskami rozsądku. Rozsądku, który zdawał się ją podduszać za każdym razem, kiedy pragnęła puścić te kwiaty, a potem zrobić ten śmiały krok. Ku niemu.
– Właściwie to już nie latam… Czasem chciałabym wzbić się na miotle i uciec gdzieś stąd, daleko… – mówiła dość ponuro, powoli, uciekając gdzieś spojrzeniem w wędrującą wodę. Później uśmiechnęła się dość słabo. Z każdą chwilą było jej trudniej, a własne przeznaczenie zaczynało być zbyt ciężkie. – Bardzo wielu rzeczy nie mogę, nie powinnam. Ty jesteś jedną z nich, choć… nie umiem przestać cię lubić – wydusiła prawnie na wdechu, czując, że zaczyna jej się kręcić w głowie Ten nadmiar emocji, te niewidzialne przepychanki uczuć. Isabella Selwyn wołała bezgłośnie, miała tylko jedną, maleńką prośbę, drobna myśl, której nigdy nie powinna wymawiać. Nie robiła więc tego, ale koszt milczenia wydawał się zauważalny. Ślady ciała zdradzały jej rozedrganie, jej ból związany z okrutną niesprawiedliwością tego spotkania, tej znajomości. Widział w niej tyle dobra, nie miała pojęcia, nie myślała, że to może się jej kiedykolwiek przydarzyć. Chłodny, ponury płaszcz drażnił jej kruche ciało, ale Steffen wydawał się niewidzialnie go z niej zrzucać, nieświadomie i zaskakująco skutecznie. Wciąż zamierała, wciąż brakowało jej słów, wciąż czuła, jak zalewają ją potężne wodospady płomieni, ogniste rzeki niegodzące się ze sobą, a jednak wbrew wszystkiemu trwające. Na nic długo trenowane niewzruszenie, to niemożliwe, nie przy nim. Wzięła wdech, lodowate powietrze rozproszyło się w ciele. Zebranie słów zdawało się piekielne trudne. – Próbuję godzić dwa światy, Steffenie. Te dwa, ten mój te twój. Długo wydawało mi się, że to możliwe, że można wymykać się, walczyć o swoje, tłumaczyć potrzebę odkrywania, wymykania się konwenansom, naginania nudnych etykiet. Coraz mocniej jednak czuję, że umrę w tym rozerwaniu, że to niemożliwe. Że zwiędnę na tym moście – będąc tak bardzo pomiędzy. Jesteś mi drogi, wciąż nie wiem, skąd w tobie tyle zachwytu, przecież ja… Widzę twoje błyszczące oczy i nic nie rozumiem, jesteś tak radosny, gdy wokół tylu chłodu – powiedziała, kończąc  z jakimś niepokojącym wnioskiem duszy. Problemy, nowości, rewolucje ostatnich tygodni wyrywały z niej szczęście. Na siłę szukała tego szczęścia w kolejnych elementach, ale teraz poczuła, jak bardzo złudne ono było. – Naprawdę? Wiesz, Steffenie, to było dla mnie takie nowe, nigdy…. – urwała potwornie zawstydzona. Wyobrażała sobie jednak, że on to wiedział. A jeśli nie? Czy gdyby wiedział, zrobiłby to znów? Popatrzyła na niego niepewnie. Do tej pory wiele nadziei w niej kiełkowało, pozwalała sobie na mnóstwo odważnych marzeń, ale dziś te bańki pękały raz za razem, ona sama je musiała przebijać, bo jeśli spróbowałaby go teraz dotknąć lub powiedzieć jeszcze więcej, to obydwoje wkrótce upadliby, okrutnie cierpiąc. Nie umiała go ranić, czuła, że i tak nie jest to przyjemne dla niego spotkanie.
Bo Bella go parzyła, musiała.
– Nie można, ale też nie można się pewnych rzeczy wyrzec, swojej rodziny i powinności – wyjaśniła spokojnie, znów tym obojętnym, obronnym tonem. Czy Steffen właśnie walczył? Próbował zmienić jej myśli? To nie myśli były problemem, nie chodziło o kaprysy szlachcianki i pohańbiony ród. Jej decyzje wiązały się z ogromną odpowiedzialnością wobec tych, których kochała, wobec własnej krwi. Szczególnie w tej wyjątkowej chwili, kiedy los Selwynów wydawał się niepewny. Jego oburzenie nie mogło niczego zmienić.
– O czym ty mówisz? Co złego? – spytała zaskoczona jego nagłym pytaniem. – Próbujesz sprawić, bym się go wyparła, bym patrzyła na niego jak na jakiegoś potwora? Mówisz ktoś, ale myślisz o moim narzeczonym… Nie rób tego, proszę – wydukała roztrzęsiona. Zamknęła oczy, czując gromadzące się pod powiekami krople. Przecież było jej ciężko, przecież wyrywała się do Mathieu za każdym razem, żeby zbudować coś, dzięki czemu nie byłoby im ciężko, żeby chociaż spróbować. Bo obydwoje innej szansy nie mieli, a już na pewno nie ona. Pociągnęła nosem, bardzo nieszlachecko. – Nikt mnie nie wysłucha, nie takimi drogami, nie w ten sposób. Rosierowie otoczą mnie opieką i… pewnie nigdy się nie zobaczymy. Nie wybrałam swojego losu, nie panuję nad tym – mówiła trochę jak w amoku, trzęsła się, czując, że to na nic, że on i tak nie zrozumie. Było jej bardzo smutno. – To nie ma znaczenia, nie ma znaczenia – powtarzała, lekko się kołysząc. Spojrzenia i niewypowiedziane słowa, przemycane treści musiały mu wystarczyć. Przecież go lubiła, przecież chciała, żeby znów ją pocałował, ukołysał i obiecał, że wszystko będzie dobrze. Nie, tu nie było żadnych dobrych decyzji, żadnych możliwości. Tylko ostatnie łapane panicznie wspomnienia. Jak to.
Nie chciała poślubić Mathieu Rosiera, ale próbowała go pokochać, bo w innym przypadku do końca życia pozostanie nieszczęśliwa. Jego los stanie się jej losem. Steffen nie urodził się lordem, nigdy nie powinien dotknąć jej ust, a jednak to ich wspomnienie wydawało się najpiękniejszym ze wszystkich dotychczasowych. Najpiękniejszym i jednocześnie raniącym. Strumyk łez przerwało nawoływanie. Obok nich dwie zjawy zaczęły się nawzajem przekrzykiwać, dwa zakochane serca umarły. Nachalne głosy nie pozwalały Isabelli przeżywać w pełni własnego dramatu. Odruchowo zerknęła w tamtą stronę i wytarła dłonią policzki. Cały świat tonął w smutku, a oddech śmierci stał się wyraźniejszy. Obecność tych przezroczystych postaci oznaczała również dodatkowe zimno w bliskim otoczeniu. Isabelli wydawało się, że przestaje czuć. Odruchowo własną dłoń ułożyła w okolicy serca, jakby chciała sprawdzić, czy ono wciąż biło. Mocno popatrzyła w Steffkowe oczy.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Biały Most - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Biały Most [odnośnik]28.10.19 3:31
Wpatrywał się z napięciem w Isabellę, która wyglądała tak pięknie, tak bezbronnie, tak... smutno. Łamało mu się serce i to nie tylko dlatego, że ją lubił. Również dlatego, że manifestowała ucieleśniony konflikt między dwoma światami. Konflikt, którego stał się częścią, odkąd zdecydował się dołączyć do walki Zakonu Feniksa. Uczynił to z młodzieńczym idealizmem i entuzjazmem, chcąc walczyć o lepszy świat. Nie podejrzewał wtedy, że jemu samemu też przyjdzie zmierzyć się z dylematami i wyrzeczeniami. Że od teraz nie powinien patrzeć na wszystkich ludzi z sympatią, że od teraz na świecie istnieli wrogowie, że nie powinien całować narzeczonej wroga. Nie znał Mathieu Rosier osobiście, nie cierpiał go głównie dlatego, że był jego rywalem. Ale nazwisko jego rodziny było jednym z pierwszych, przed którymi go ostrzeżono. Działania jego rodziny doprowadziły do powołania nowego Ministra w Stonehenge i do tego, że mugolakom z dnia na dzień żyło się coraz gorzej.
-Ja też chciałbym czasam odlecieć na miotle do egzotycznych krajów... niczym się nie przejmować i szukać zaklętych skarbów... - uśmiechnął się blado, wspominając swoje marzenia o pracy dla Gringotta. -I też nie powinienem. - dodał. -Ty... masz pewnie więcej ograniczeń. - uświadomił sobie, nie wyobrażając sobie nawet, jak smutne musi być życie w złotej klatce. Spoglądał na Isabellę z narastającą troską i współczuciem. A więc tym dla niej był, zakazanym owocem? Ile ryzykowała, aby dziś się z nim spotkać? Powoli przestawał gniewać się na nią za jej nieświadomość, za jej zaręczyny. Zaczynał się smucić i martwić, choć Isabella nadal mogła dostrzec w jego oczach ciepło i zachwyt.
-Też nie umiem przestać cię lubić, choć wiem, że prościej byłoby ci, gdybym... się wycofał. - przyznał cicho i przepraszająco. Może prawdziwy mężczyzna by się wycofał i nie robił Belli problemów? W końcu sprawa była przegrana.
Ale najwyraźniej Steff miał w sobie duszę wojownika. Zresztą nie chciał tej rozmowy dla siebie, wiedział, że nie ma u Belli żadnych szans, czy z Mathieu czy bez. Szlachta żyła w swojej niezniszczalnej bańce i potrzeba pewnie pół wieku, by przebić się przez ich szklany sufit. Kto wie, może wnuki albo prawnuki jego i Isabelli będą mogły ze sobą chodzić w Hogwarcie? (Ha! Zrobiło mu się gorąco na samą myśl.)
-Ja... zimno ci? - zachwycony śliczną twarzyczką Belli, nie zrozumiał metafory o chłodzie i odruchowo zerwał z siebie płaszcz. Ułożył go nieporadnie na ramionach Belli, usiłując nie myśleć o tym, że sam marznie. Pewnie jej płaszcz jest chłodniejszy niż jego, bo dla szlachty liczą się jakieś głupie mody. A poza tym jako szczur nie potrzebuję płaszcza, twardym muszę być, a nie miękkim.
-Przecież świat jest piękny, tylko czasem... trzeba powalczyć o dobro, piękno i sprawiedliwość, to wszystko. - uznał prosto, no a teraz walczyć było trochę trudniej. Kiedyś wystarczyło się uśmiechać i pilnie się uczyć, a teraz trzeba było okradać statki Shafiqów - dorastanie, ot co.
-N...nigdy? - wlepił w Bellę wielkie oczy, powtarzając jej słowo odruchowo, na wydechu. Ale... jak to nigdy? W panice odtworzył w pamięci tamten pocałunek, zastanawiając się, czy podszedł do niego prawidłowo. Może powinien być delikatniejszy? A może właśnie bardziej namiętny? Czego oczekiwała szlachcianka po pierwszym pocałunku? Czemu nigdy nie poprosił o rady Philippy ani Bertiego ani nawet Willa? Czemu miał tak wielką ochotę powtórzyć ten pocałunek - tak, aby teraz był taki, jak powinien? Odruchowo postąpił krok do przodu i nachylił się w stronę Isabelli...
...ale cofnął głowę, gdy tylko sparzyła go kolejnymi słowami o swojej rodzinie i obowiązkach. Zacisnął lekko usta i szybko wciągnął przez nos mroźne powietrze, chcąc ostudzić sam siebie i wywiać sobie głupie myśli z głowy. Nie przyszedł tu dla swoich cielesnych chuci, nie przyszedł tu dla swojej ambicji, przyszedł tu całkowicie bezstronnie i tylko i wyłącznie dla Isabelli.
-Myślisz, że tak mówię, bo jestem zazdrosny? - uświadomił sobie, marszcząc gniewnie brwi. To znaczy tak, to znaczy nie, to znaczy...
-Nawet jeśli bym był, to znam swoje miejsce, Isabello. - parsknął, nawet nie wiedząc, ile goryczy było w tonie jego głosu. -Znam też wasze... realia i prawa, wiem, że prędzej czy później zaręczyłabyś się z kimś ze swojego stanu. - dodał. Przymknął na moment oczy, usiłując zebrać myśli i słowa. Z drugiej strony mostu docierały do niego gniewne okrzyki i kłótnia innych kochanków. Zirytowany i zaalarmowany, zerknął w tamtą stronę, ale ujrzał tylko dwa duchy. Głośne duchy.
Czy tak wygląda piekło? Jak niekończące się nieporozumienie?
-Ale znam cię jako lady Selwyn, nie wnuczkę Morgany, nie narzeczoną Rosiera. Jak to, nie ma znaczenia? Tu chodzi o twoje życie, Isabello! - wybuchnął, usiłując nie podnosić głosu.
-Chciałem z tobą porozmawiać, bo chodzi o... o wiele więcej niż tylko o mnie, może nawet o wiele więcej niż o ciebie. W tej twojej rodzinie z nowymi zasadami pozwalają ci w ogóle myśleć o polityce, Isabello? Nie znam twojego narzeczonego, pewnie nie powinienem wypowiadać się o nim samym, ale z pewnością łączy go lojalność wobec rodziny, tak jak ciebie. A jego rodzina poparła w Stonehenge Czarnego Pana, dołączyła do tych, którzy obalili starego Ministra... - zważał na słowa, aby powoływać się tylko na wiedzę z Proroka Codziennego i nic, co wiedziałby z kuluarów. Plotki o spaleniu Ministerstwa, ostrzeżenia, by samemu uważać na Rosierów i innych zwolenników Voldemorta...
-Czy w ogóle widzisz z tej swojej złotej klatki, co dzieje się na świecie? Anomalie ustały, ale każdego dnia znikają ludzie, którzy mają pecha nie mieć czystej krwi, na Pokątnej spalono dwa lokale i zostawiono tam wiadomości z pogardą dla szlam, każdy pracownik nieczystej krwi w Ministerstwie musi liczyć się ze zwolnieniem... nie wiem, czy to cię obchodzi, czy w ogóle powinno cię to obchodzić... - westchnął bezradnie, uświadamiając sobie, że może Isabella ma gdzieś los tych ludzi i jego monolog, że może liczą się dla niej tylko pantofelki i przystojny narzeczony. W głębi serca miał jednak nadzieję, że mówiła szczerze i naprawdę go lubi - choćby na tyle, by nie donieść Ministerstwu o jego wywrotowych poglądach.
-Są rodziny, które trzymają się z boku, które żyją swoim życiem. Są środowiska, w których można być dobrym człowiekiem, takim jak ty. A... są ludzie, którzy odgrywają rolę w kształtowaniu obecnej sytuacji społecznej. Których bliscy są może i mili i niewinni, ale każdego dnia muszą przymykać oczy. Właśnie tego chcesz, Isabello? Przymykać oczy? Czytałem, że twój kuzyn ich nie przymykał i po Stonehenge już nie jest twoim kuzynem... - w ostatnim porywie śmiałości porwał się na imię zdrajcy, nie wiedząc nawet, że tacy jak Isabella mieli obowiązek wymazać tamtego Selwyna ze swojej pamięci.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biały Most [odnośnik]01.11.19 13:50
Jakże łatwe wydawało się życie młodej arystokratki jeszcze na początku tej jesieni. Od pamiętnego szczytu zmieniło się jednak zbyt wiele. Odebrano jej przyjaciela, co niewidzialnie zdołało rozerwać dziewczęce serce, zgasić wieczne płomienie rozpalające się w niej dzień za dniem. Odebrano jej wiarę w wartości, zepchnięto ją z oswojonych ścieżek, pogwałcono naturalnie płonący entuzjazm. Przez te szalejące burze uparcie się przedzierała, nie pozwalając, by cokolwiek mogło odebrać misternie poskładany z wielu marzeń świat. Nie była nudną, posłuszną kukłą. Potrafiła ubrudzić suknię i się szczerze zaśmiać gdzieś między szarymi ludźmi. Taką ją ujrzał Cattermole, choć w nieco starszym, lichawym wcieleniu, w obliczu którego każda dama uciekałaby w ciemny kącik, by móc popłakać z dala od głodnych jej rozpaczy oczu. Nie do końca pojmowała myśli i uczucia, które towarzyszyły jej przy nim. Chciała, aby był. Wesoły, naturalny i mogący wyrwać ją z bagna przerażających reguł. Jednak jeszcze wtedy sądziła, że godzi się z własną przyszłością, że można ulepić, wymodelować ją tak, by nie zgasły te najważniejsze iskry. Wierzyła naiwnie mocno w szczęście i we własne moce – czy ktokolwiek mógł odmówić uroku Isabelli Selwyn? Tamto spotkanie na Pokątnej nigdy nie rozpłynęło się za jej plecami, otrzymując status pozbawionej znaczenia przeszłości. A powinno. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Byli jednak tutaj, spoglądali w smutne oczy, dusili żałosne westchnienia. On zaskakująco pewny i odważny, a ona walcząca wciąż z każdym niewykrywalnym ciosem, z potrzebą wypełnienia swojego szlachetnego przeznaczenia i z potrzebą…
Widok słabego uśmiechu piekł zamarzające wnętrze, dlatego na moment zamknęła oczy, nie wierząc, że to wszystko nie jest tylko snem. Zaciskające się na kolcach palce pozwalały się ranić, ale chciała się upewnić, a tylko ta droga wydawała się odpowiednia, wystarczająco drastyczna i bolesna dla delikatnej skóry. To nie sen.
Nie istniały żadne dobre rozwiązania. Istniały tylko słuszne lub zgodne z głosami w sercu. Przecież Rosier również został wplątany w te sieci nieskruszonej tradycji. Starał się tak, jak i starała się ona – uratować ich przed ostatecznym uderzeniem nieprzychylnych spojrzeń i emocji, jakie mogli sobie przekazywać do końca małżeńskiego życia. Budziła się każdego dnia z myślą, że uczyni wszystko, by go pokochać, ale to diabelnie trudne. Czuła, że grał, wciąż grał, ale sama równocześnie robiła dokładnie to samo. – Urodziłam się już naznaczona nimi – powiedziała cicho, gdy wspomniał o ograniczeniach. – Jakby dla nich… Choć i tak zawsze kusiło mnie umykanie przed tymi żelaznymi zasadami – Westchnęła, na koniec uśmiechając się do kilku przypadkowych obrazków z dawnych lat. Jednocześnie jednak nigdy nie wyrzekłaby się krwi Wendeliny, zawsze czuła jej obecność. Wyobrażała sobie, że któregoś dnia stanie się tak potężna i wspaniała jak potomkini zrodzona z ognia. Nigdy dotąd nie trwała w takim rozdarciu. Każde wejrzenie w Steffkowe oczy bolało. – Wiem, że powinieneś, ale nie umiem o to poprosić. I wcale nie chcę, chociaż tak tylko krzywdzę nas oboje. Coraz mocniej – mówiła smutno, a warga drgała nerwowo moczona w fali stresu i niepojętnego dramatu.
Z ulgą przyjęła okrycie, choć nie przez wzgląd na chłód. Wygrzany jego ciepłem, nasączony jego zapachem płaszcz sprawił, że prawie zakręciło jej się w głowie. Czuła, jak bardzo zdradliwe było przeświadczenie, że to wszystko można wywołać ot tak. Niedawno Mathieu otaczał ją swoim ciepłem, a teraz robił to Steffen. Trzęsła się nie od mrozu, ale o nieznośności tej sytuacji. Stawała się płochą damą, która natychmiast powinna znaleźć kryjówkę, a potem usnąć, wybawić się od tego.
– Myślisz, że mogłabym powalczyć? Wydawało mi się, że robię to… Może się mylę – rzuciła niepewnie, lekko przy tym kręcąc głową. Złote fale połaskotały policzki zastygające delikatnej czerwieni. – Nigdy – szepnęła cicho, obserwując z zamierającym sercem, jak zbliżał się do niej, czarując nieświadomie otoczenie. Oddech ustawał, wszystko wokół wydawało się znikać, a potem nagle cofnął się i znów słyszała uderzającą o betonowe brzegi wodę, pisk marznącego ptaszyska i tłumiony gwar pędzącego w rutynie miasta.
– Twoje miejsce? Powinieneś być szczęśliwy, uczynić wszystko, aby tak się stało. Wcale nie jesteś gorszy, nie dla mnie – powiedziała odważniej i szerzej otworzyła oczy. Nie podobały jej się te słowa. Miał jednak rację w pewnych kwestiach. Nigdy nie będzie kimś, kto mógłby starać się o rękę damy. Dlatego popatrzyła w bok, poszukując wybawienia w szarych, zimowych widokach. Były jednak równie ponure jak jej myśli. – Lady powinna połączyć się z lordem. Właśnie tak to działa, tylko na to godzi się ten świat, uznając to za wielki przywilej – mruknęła, wspominając słowa Morgany, która ledwie godzinę przed oświadczynami łaskawie ją poinformowała. Rosierowie byli fascynująca rodziną. Selwynowie mogli marzyć o połączeniu się z nimi, a jednak do tego doszło. Wybrzmiały słowa, istniał różany pierścień i każdy dzień zbliżał ich do wiecznych obietnic. Ród salamadry wreszcie mógł wyjść z cienia.
Czy… Steffen Cattermole jej pragnął? Z narastającym niepokojem słuchała jego podniosłego głosu, rejestrując coraz więcej bolesnych faktów. – Moja rodzina stanęła po dokładnie tej samej stronie, Steffenie. Lady Morgana również udzieliła poparcia… Malfoyowi, sprawiając, że każdy noszący nazwisko Selwyn także. Jest głosem rodziny. Dlatego straciłam mojego ukochanego kuzyna, dlatego odebrano mu nazwisko i rodzinę. Wybrał inaczej – I jest teraz szczęśliwy. – Rosierowie i Selwynowie podążyli jedną drogą. Mówiąc o ich decyzjach mówisz też o… decyzjach mojej rodziny. Należę do niej, jestem salamandrą. Próbowałam uciec od polityki, ale nie da się. Moje zaręczyny to ona, moje życie, ja… – Głos nieuchronnie zaczął jej się łamać. Coraz trudniej jej było mówić. Czy Steffen nie rozumiał? Mówił dalej, niejako atakując postawę Isabelli. Może słusznie. Może powinien dobić ją jeszcze mocniej, by zapragnęła stąd uciec i zapomnieć, stać się posłuszną marionetką w dłoniach nestorki i przyszłego męża.  Świat myślałby za nią, a jej jedyną rolą byłoby wyglądanie jak anioł.
Milczała, dotykając go mętnym spojrzeniem, przygaszonym, niepróbującym nawet rozświetlać tego wypłowiałego otoczenia. Jak mogła mu odpowiedzieć? – Jest moim kuzynem, jest moim bratem. Jest w moim sercu i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nie potrafię opisać mojej tęsknoty, mojego cierpienia, nie potrafię wykrzyczeć na tyle mocno własnego bólu. Nie wolno mi się poddać, choć łatwo byłoby tak po prostu odejść. Nie, to tylko się takie wydaje – łatwe. Myślisz, że nic nie czuję, że nie widzę? Tak zapewne myślą ci, którzy sterują moim losem, którym prawo wieków pozwoliło na prowadzenie tej przeklętej gry. Ale ona jest, dumna, potężna i niezmienna. Moje decyzje nie dotyczą jedynie mnie. Nie wolno mi uciec – powiedziała, ostatnie zdanie wymawiając niemal płaczem. Łzy rozlały się po twarzy, a ona ułożyła bukiet na niższym murku, czując, że nie ma do niego prawa. – Obchodzi mnie, to wszystko mnie obchodzi, ale nic nie mogę. Nic poza trwaniem u boku tego, którego dla mnie wybrano.
Gdziekolwiek ucieknie, odnajdą ją. Cokolwiek zrobi, nie przejdzie to bez echa. Aż za dobrze wiedziała, co oznacza zdrada. Czy już nią była? Zdrajczynią? Zdrajczynią pragnącą zatopić się w ramionach tego chłopca. By obiecał, że wszystko będzie dobrze. Nie mógł. I ona też nie mogła. Już wcale nie dostrzegała kłótni martwych kochanków. To nie miało znaczenia. Walczyła z potrzebą dotknięcia go. Był pierwszym. Pierwszym, którego pokochało jej serce, zanim usłyszała o Mathieu Rosierze. Pod mostem, na tym chłodzie umierali chyba obydwoje.
– Przepraszam – wydukała cicho, robiąc delikatny krok w tył. Nie chciała, ale musiała.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Biały Most - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Biały Most [odnośnik]01.11.19 21:27
-Jak w złotej klatce... - westchnął cicho, gdy Isabella opowiadała o swoich ograniczeniach. Przyszedł tutaj ze zranioną dumą, rozczarowany... ale nie umiał się złościć na Bellę, gdy stała tuż przed nim. Zaczynał w niej widzieć ofiarę tej sytuacji, konwenansów i polityki - a nie dziewczynę, która za radą babki postanowiła wejść w ród, dający jeszcze więcej wpływów i bogactwa. Również chciał uśmiechać się do wspomnień: do dziewczyny, latającej ukradkiem na miotle i obserwowanej tylko przez szczura. Do staruszki, której podarował alkohol, gdy klątwa w sklepie na Pokątnej na moment zatarła granice między ich statusem społecznym...
Do Belli, tak pięknej i bezbronnej i delikatnej, stojącej tutaj przed nim - wbrew rozsądkowi, wbrew zasadom, wbrew pierścionkowi na jej palcu.
-Nie proś i... nie mów tak. Nawet smutne chwile potrafią być piękne, wiesz? - szepnął, zdziwiony, że tak przejęła się jego nastrojem, jego krzywdą. To nie on wchodził tutaj w ród zwolenników Czarnego Pana. Jego życie było może naznaczone niebezpieczeństwem i pełne trudności materialnych, ale przynajmniej był wolny. Mógł do końca życia się nie ożenić albo zmieniać dziewczyny jak rękawiczki i jedyne, co mu groziło, to trochę gderania ze strony mamy.
-Niczego nie żałuję, Bello. - zmusił się do uśmiechu, raźno patrząc w smutne oczy Isabelli. Chciał tutaj przyjść by ją ostrzec, może udał się nawet tutaj ze złudną nadzieją na jakąś zmianę i szczęśliwe (dla Belli) zakończenie. Nie chciał jednak powodować w niej wyrzutów sumienia ze swojego powodu. On był tylko jednym z wielu czarodziejów nieczystej krwi, którzy mieli trudności z powodu rządów artystokracji i Malfoya.
-Znaczy...walczyć metaforycznie - poprawił się, nagle speszony. Czynną walką zajmował się on i (o ile było mu wiadomo z przesłanek Bertiego i otrzymanego niedawno listu) Alexander i inni, a nie delikatne damy. -Najważniejsze, żebyś była bezpieczna. I... wybacz mi impertynencję, ale nie wiem czy Twoje małżeństwo zagwarantuje bezpieczeństwo Tobie czy raczej tylko Twojej rodzinie. Może... może wychowano mnie inaczej, ale dla mnie każdy jest indywidualną jednostką, a Ty jesteś w dodatku piękną jednostką o złotym sercu i... i jednostka nie musi cierpieć za ogół, znaczy niekoniecznie! - zaplątał się trochę, mając nadzieję, że w jego słowach nie ma zazdrosnej hipokryzji. W końcu sojusznicy Zakonu też chcieli walczyć, albo i nawet cierpieć za ogół - tyle, że ogół czarodziejów, a nie konkretnego rodu. W końcu, skoro odłożył na bok własne bezpieczeństwo i marzenia, nie mógł zapewnić bezpieczeństwa Isabelli. Nie mógł nawet zapewnić jej ładnego futra ani drogich bucików! Kto wie, może ten Rosier jest ułomny na ciele i umyśle i nie angażuje się w politykę rodową? Może Isabella owinie go sobie dookoła palca i spędzi całe życie w luksusach, spokoju i wygodzie? Może, podsycany zazdrością i bujną wyobraźnią, wyolbrzymiał grożące jej niebezpieczeństwo? Może nie powinna jej obchodzić odpowiedzialność moralna za polityczne stanowisko jej nowego rodu, może zasługiwała na wygodne i nieświadome życie - które on właśnie burzył?
Już teraz zjadały go wyrzuty sumienia, a w dodatku tonął w smutnych oczach Isabelli, zahipnotyzowany jej zdumiewającym wyznaniem. Nigdy? A więc naprawdę skradł pierwszy pocałunek tej młodej lady?
Rozchylił lekko wargi i wziął głęboki wdech, aby mroźne powietrze powstrzymało go przed próbą ukradnięcia kolejnego pocałunku. Z całego serca pragnął, aby ich drugi pocałunek był lepszy i bardziej odpowiedni, ale wiedział przecież, że nie może przekraczać kolejnych granic. Że nie będzie lepiej, a całowanie się z jakimś szczurem wcale nie poprawi humoru zaręczonej Isabelli. Zresztą, może całowała się już z tym swoim Rosierem, który był bardziej wprawiony w te klocki od Steffena (chłopak wciąż nie zdecydował się, czy ma wyobrażać sobie Rosiera jako tłuściutką żabę czy też jako przystojnego bywalca Wenus i zwolennika Czarnego Pana).
-Nie jestem gorszy, ale lady powinna połączyć się z lordem. - gorzko wytknął brak logiki w stwierdzeniach Isabelli, wyrwany z romantycznego nastroju. Taka była smutna prawda, takie było jego miejsce.
-I pamięć o tym jest moim miejscem, Isabello. Po prostu... nie wiem, głupio miałem nadzieję, że będzie to lord z jakiegoś szwajcarsko neutralnego rodu. I że nie teraz, tylko nie wiem, za kilka lat. - spuścił głowę. Jako idealista i optymista wierzył, że za kilka lat wojna się skończy. Wszyscy Rosierowie zgniją w Azkabanie, Isabelli braknie kandydatów na męża i będzie mogła się wyemancypować i zostać uzdrowicielką - w duchu nowych lat sześćdziesiątych, które mogą przynieść wiele zmian i cudów.
-Widzisz, kochasz swojego kuzyna, ale musisz się go wyrzec. Nie wyglądasz na osobę, która kradnie czekoladowe żaby dzieciom nieczystej krwi - wzdrygnął się lekko, wspominając jak na pierwszym roku obrabował go jakiś barczysty Ślizgon -Ale musisz popierać politykę lorda Malfoya, bo tak powiedziała twoja babka. A wcześniej musiałaś popierać kogoś innego, bo tak mówił twój zmarły dziadek...To... to dla mnie takie dziwne, normalny świat tak nie działa... próbuję zrozumieć, że w twoim tak musi być, ale to takie smutne, takie niesprawiedliwe... - zapalił się znowu, tym razem ze smutkiem, a nie gniewem.
-Ty... - nagle spojrzał na Isabellę zdumiony, uświadamiając sobie coś strasznego.-Ty...możesz to powiedzieć tylko mnie, prawda? W domu nie możesz nawet uronić łzy za Alexem, bo nie wypada? - odgadł i obeszła go gęsia skórka. Nigdy nie musiał żyć w takiej hipokryzji i nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co przeżywa Bella. Zaczynał rozumieć, że interpretował coś jako jej wybór, podczas gdy dziewczyna mogła co najwyżej zdecydować o kolorze swojej sukni (albo i nie).
-Nie przepraszaj. To ja... tak mi przykro. - szepnął, rozpaczliwie wpatrując się w Bellę, która cofnęła się o krok, tak jak wypadało.
Próbując nie myśleć o tym, że nie wypadało, postąpił o krok do przodu i nagle przytulił mocno dziewczynę. Chciał uczynić to, jak przyjaciel, ale wziął ją w swoje ramiona mocno i pewnie, jak niedoszły kochanek. Chciał jej powiedzieć, że cśś, że już dobrze, ale musiałby skłamać. Więc milczał, pozwalając aby główka Belle spoczęła na moment na jego ramieniu - zanim okrutny los rozdzieli ich ścieżki na zawsze. Pozostała im tylko cisza, najbardziej odpowiednia była cisza, milczenie mogło teraz najmniej ranić, Steff zacisnął więc usta i starał się nie mówić nic, aż...
-Chybasięwtobiezakochałem. - słowa uleciały, zanim zdążył je powstrzymać. Asekuracyjnie przytulił więc Bellę mocniej, aby nie patrzeć na wyraz oburzenia na jej twarzyczce, czy coś i dodał szybko: -Chciałem po prostu, żebyś... wiedziała. Zanim... zanim, no.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Biały Most
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach