Wydarzenia


Ekipa forum
Ścieżka Aniołów
AutorWiadomość
Ścieżka Aniołów [odnośnik]17.07.17 1:45

Ścieżka Aniołów

Park nie jest duży, ale odróżnia się od innych swoim niecodziennym kolorem. Wszystkiego rodzaju liście, trawy czy owoce przybierają biały kolor. Nawet kora wygląda tak, jakby ktoś niestarannie pokrył ją białą farbą. W zależności od ilości światła oraz kąta padania promieni słońca miejsce to wygląda inaczej i zachwyca wszystkich swoim nienaturalnym, ale jakże pięknym, wyglądem. Dzieje się tak za sprawą rzuconego niegdyś zaklęcia. Ze względu na obecność magii, miejsce jest niedostępne dla mugoli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ścieżka Aniołów Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]18.10.17 15:36
13.05?

Świat z wolna pogrążał się w chaosie, ciemniejąc oraz wzbierając na ponurości. Chmury na nieboskłonie zwiastowały wieczną burzę, tak idealnie pasującą do społecznych dywagacji. Wątpliwości rozszarpywały na strzępy niejednego czarodzieja, wzbudzały na pewno także popłoch wśród niemagicznej społeczności, która dostąpiła zaszczytu poznania prawdziwego, wspaniałego żywiołu jakim była właśnie magia. Nie zasługiwali na nią, to więcej niż pewne, lecz skoro zdołali zasmakować jej wybornych możliwości, winni ukorzyć się przed magami, zdecydowanie potrafiącymi ujarzmić jej dzikość. Zaskakujące, że jeszcze nikt nie ośmielił się sprostać temu nagłemu, niekontrolowanemu wybuchowi pozwalając na dysfunkcję znanego im świata. Louvel długo główkował nad tym zagadnieniem obserwując, jak jego córka cierpi z powodu potencjału drzemiącego w jej drobnym ciele. Nie miał możliwości go ukrócić, odjąć cierpień Arleen - i nikt inny tego nie robił. Ministerstwo próżnowało, szpital także wypinał się na dziecięce jednostki, Rowle posłał już do tych instytucji mnóstwo listów - wszystkie z tą samą śpiewką oraz sztucznie wyrażaną przykrością - trudną do zdzierżenia. Chyba nigdy nie czuł się równie wściekły co zawiedziony - najbardziej sobą. Tym, że nie umiał pomóc swoim najbliższym.
Zwykle frustracje prowadziły do kompletnej destrukcji, jednakże w przypadku Lou odbiło się to kolejną manią pracoholizmu, w którego ramiona oddawał się od kilku dni nader chętnie. Specjalnie, z pieczołowitą premedytacją wybierał kolejne zlecenia - wszystko, żeby tylko nie musieć patrzeć na cierpienia córki. Zamknął się na rodzinę tak mocno, jak jeszcze nigdy. Tym dziwniejszy był to fakt, im dłużej przebywał w Beeston, nie jego ukochanym, zniszczonym Lyme Park, które pożegnał z szczerym przygnębieniem wyrytym na surowej twarzy. Nie działo się dobrze, pozostawał tej myśli świadom, nie dowierzając wręcz, że spotykało to właśnie ich. Najpierw anomalie, później śmierć Daphne, teraz to - Cheshire pogrążone było nieustannie w milczącej żałobie.
Atmosfera rzeczywistej śmierci była dlań okrutniejsza w skutkach niźli spotkania z duchami - bytami, które zdecydowanie dobitniej winny mu ukazywać dramaturgię zakończonego życia. Tymczasem Louvel oddychał pewniej wśród mroźnego powietrza generowanego przez zjawy - i tak zwyczajowo ubierał się na interwencje ciepło.
Dzisiejszy, późny wieczór miał się odbyć w parku, w którym - wedle zeznań wystraszonych czarodziei - miały zalęgnąć się duchy. Złośliwe, rzucające kąśliwymi uwagami, z premedytacją przelatujące przez ciepłe ciała człowiecze niemal doprowadzając je na skraj odmrożeń. Poważna sprawa - Rowle zadecydował zająć się nią bezzwłocznie. Mary zwykle nie dążyły do śmierci tych, których nawiedzały. Raczej wolały rozładować swe negatywne emocje, względnie kogoś wystraszyć lub przegonić - zaś próby morderstwa oznaczały bolesną ostateczność, na którą Ministerstwo nie mogło sobie pozwolić. Z jego ramienia właśnie Lou opuścił przygnębiające Beeston, teleportując się w okolice. Dotarł aż do ścieżki aniołów, jak nazywano idealnie białe miejsce. Poprawił żabot mocno starodawnej szaty pamiętającej jeszcze takie rzeczy, których nie pamiętał zmarły Damocles. W ręce trzymał różdżkę, drugą z kolei dłonią odgarniał rozłożyste krzewy, zbaczając nieco z wyodrębnionej ścieżki. Faktycznie dojrzał trzy zjawy - zbliżały się w jego stronę.

[bylobrzydkobedzieladnie]


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end



Ostatnio zmieniony przez Louvel Rowle dnia 27.10.17 23:15, w całości zmieniany 1 raz
Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]18.10.17 16:25
Hep!
Magiczna moc znowu nie dała jej spokoju, ponownie aktywując się w jej drobnym ciele. Poczuła to nagle, to samo uczucie, które potrafiła już rozpoznać, więc ułamki sekund przed zniknięciem wiedziała już, że to za chwilę się stanie. I rzeczywiście, po chwili z cichym pyknięciem zniknęła, pozostawiając za sobą zapewne zdziwionego rozmówcę. Niestety nie była w stanie kontrolować tego, w jakim momencie znika i dokąd trafia, bo nie była to taka zwyczajna teleportacja, z której korzystała na co dzień. Gdzie tym razem zabierze ją ta niespodziewana moc? Pewnie nie do Munga, a przydałoby jej się to, bo tam mogłaby dostać specyfik, który ukróciłby jej dalsze znikanie.
Ale moc nie usłuchała jej i miejsce, w które trafiła, nie było okolicami Munga, ani nawet Londynem – przynajmniej nie rozpoznała tego jako coś, co wcale nie leżało daleko od miasta, w którym mieszkała i pracowała. Nie było nawet cywilizacją.
Było to coś w rodzaju lasu lub parku – ale takiego, jakiego nie widziała nigdy wcześniej. Liście tutejszych drzew były białe, jakby oprószone śniegiem. Czyżby anomalia? W ostatnich dniach często zdarzało jej się przypisywać odstępstwa od normy właśnie działaniom anomalii. Te wpływały na magię i pogodę, więc czemu by nie na rośliny?
Pod jej stopami zaszeleściła ściółka, bardzo szybko zrobiło jej się zimno. Ostatnie dni upływały pod znakiem wahań temperatur, więc w ciągu dnia było bardzo ciepło, niemal jak latem, a po zachodzie słońca szybko się ochładzało, czyniąc powietrze mroźnym i nieprzyjemnym jak w zimie. W tej scenerii i ziąbie rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że jest styczeń, a nie maj. Jej oddech zaczął zmieniać się a parę, a dłonie szybko zmarzły, więc wsunęła je do kieszeni płaszcza. Dobrze, że go miała, choć chyba i tak był za cienki, by stanowić dobrą ochronę w takich warunkach.
Otulając się nim ciaśniej, ruszyła przed siebie, zamierzając odnaleźć ścieżkę, którą mogłaby stąd wyjść. Chyba że teleportacyjna moc zabierze ją wcześniej i rzuci w kolejne miejsce. A może i nie. Może to już miał być koniec? Tego nie mogła być pewna, z tego co wiedziała, epizody czkawki teleportacyjnej potrafiły się ciągnąć nawet dwa tygodnie. Miała nadzieję, że ją to nie czeka, przecież miała swoje obowiązki, dlatego musiała możliwie szybko udać się do Munga i poprosić o odpowiedni eliksir.
Wtedy jednak dostrzegła nieopodal coś perłowo połyskującego w półmroku. Ten nietypowy blask zdawał się poruszać; przy lepszym przyjrzeniu mogła dostrzec niewyraźne kontury sylwetki. Jednej? Nie, było ich tam więcej. Widziała co najmniej trzy poruszające się perłowe postacie, a z racji dorastania w świecie magii od urodzenia wiedziała, że to musiały być duchy. Widywała ich całkiem sporo w Hogwarcie, ale poza nim istniały inne nawiedzone miejsca. Ten dziwny, mroźny zagajnik mógł być jednym z nich. Ale o ile duchy Hogwartu w większości były pozytywnie nastawione do uczniów i z niektórymi można było porozmawiać, tak nie wszystkie musiały lubić intruzów. Josie postanowiła więc ostrożnie się wycofać, nie chcąc naruszać spokoju zjaw, które mogły nie tolerować obcych w miejscu, które nawiedzały.
Ale wtedy jakaś gałązka chrupnęła głośniej pod jej butem; ten hałas, choć niepozorny, zdawał się głośny w otulającej to miejsce ciszy. Pytanie tylko, czy duchy mogły go usłyszeć? Ich eteryczny świat tak naprawdę nie był znany młodej stażystce poza tym, co mogła zaobserwować, patrząc na duchy w Hogwarcie. Przystanęła na moment, rozglądając się. Miała dziwne wrażenie, że oprócz duchów był tu jeszcze ktoś. Osoba, stworzenie? Tego jeszcze nie wiedziała.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]27.10.17 23:45
Biel ścieżki oraz rosnącej wokół roślinności idealnie zgrywała się z perlistymi ciałami powłóczystych zjaw, zbliżających się prędkim sunięciem w stronę Louvela. Zamierzali go wystraszyć oraz przegonić - Rowle był tego pewien oceniając już z daleka ich ruchy oraz ledwie widoczną mimikę twarzy. Zgodnie z tym, co wiedział o kontakcie z duchami, postanowił sięgnąć po element zaskoczenia - skłonił się przed zjawami dworsko, zgodnie z obowiązującą niegdyś etykietą. Wyprostował się dopiero po długich, pełnych napięcia - i zarazem zdziwienia - sekundach, donośnym głosem witając całą trójkę duchów. Skonsternowanych przez kolejne mijające chwile - aż jeden z nich nie znalazł się za plecami Lou. Arystokrata - jakże taktownie - obrócił się do nich wszystkich bokiem, żeby nie tracić kontaktu wzrokowego. Zaczął także swą piękną, jednocześnie krótką przemowę mającą wzbudzić w zgorzkniałych marach przeświadczenie o jego zainteresowaniu ich losem. Musiał być grzeczny, uprzejmy, wzbudzać zaufanie - opowiedział im kilka intymnych szczegółów ze swojego życia, a także zachęcał ich do zwierzeń.
Plan miał nawet szanse powodzenia gdyby nie pojawienie się dodatkowego intruza pośród białych krzewów. Cała czwórka momentalnie obróciła się w kierunku źródła hałasu; Louvel dostrzegłszy kobiecą sylwetkę - zapewne zbłąkanej duszyczki - pokręcił głową poirytowany. Ta rozmowa miała szanse przebiec w miłej, wręcz przyjaznej atmosferze, a wredne zjawy zniknąć stąd na zawsze. Niestety te rozkojarzone oraz widocznie zaintrygowane zwiększeniem się publiki, w mig okrążyły biedną Jocelyn - jeden z duchów, puszysty, co chwilę poprawiający zsuwające się wraz z szerokim pasem spodnie, wyrósł za jej plecami jakby spod ziemi. Vane mogła niewątpliwie poczuć znaczny spadek temperatury wokół siebie - wszakże w jej bliskim sąsiedztwie pojawiły się aż trzy nocne mary.
- Ho, ho, spieszysz się dokądś panienko? - zagrzmiał krępy mężczyzna, po czym potarł swój kartoflowaty nos. - Ależ oczywiście, że tak… spieszy się na ŚMIERĆ! - zawyła wysoka, chuda kobieta, ostatnie słowo wykrzykując tuż nad uchem przybyłej kobiety. Trzecia postać, młody, wąsaty mężczyzna, zaczął się donośnie śmiać, aż trzymał się pod boki.
- Bynajmniej. Panna… Irving jest moją asystentką. Spóźniła się nieco, proszę jej wybaczyć ten nietakt. Młode kobiety tak czasem mają, że nie wyjdą z domu w nieodpowiedniej fryzurze - odezwał się wtem Rowle, mocno improwizując. Nie chciał wszakże dopuścić do wyziębienia biednej, przypadkowej czarownicy. Dlatego zbliżył się do niej szybkim krokiem oraz chwycił ją za łokieć, wyprowadzając z grupki zjaw na dość dużą odległość. - Proszę państwa o danie jej dobrego przykładu poprzez zachowanie należytej kultury. Otaczanie kogoś, naruszając jego osobistą przestrzeń jest bardzo niemiłe. Jako ludzie wykształceni, obyci oraz inteligentni jesteśmy ponad takie zagrywki, prawda? - zadał pytanie retoryczne, spoglądając na po raz kolejny skonsternowane duchy. - Porozmawiajmy lepiej o was. Kim jesteście? - spytał, odwracając ich uwagę od przypadkowego świadka. Zagadywanie ich było dobrą taktyką - praktycznie się dzięki temu nie poruszali.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]28.10.17 22:11
Jocelyn nawet nie wiedziała, że komuś przeszkodzi, i to w takiej sprawie, jak rozmowa ze zjawami. Pojawiła się tu nagle, zupełnie tego nie planując. Trafienie w akurat to miejsce było tylko zwykłym kaprysem losu i nie spodziewała się, że może napotkać na swojej drodze duchy, choć mogło być gorzej. Mogła przecież wpaść na jakieś groźne stworzenie lub czarodzieja o złych zamiarach. Mało to niepokojących rzeczy działo się w ostatnich miesiącach? Ludzie ginęli lub znikali bez słowa, rok temu zniknął nawet jej własny brat i do tej pory nie było wiadomo, gdzie się podziewał i co się z nim stało. Ale po skończeniu Hogwartu praktycznie nie spotykała zjaw, bo rzadko zapuszczała się w miejsca, gdzie mogły się pojawiać, przebywając raczej w miejscach zatłoczonych, jak Mung, lub niekiedy Pokątna lub miejsca powiązane w jakiś sposób z jej zainteresowaniami.
Zauważyła duchy prawdopodobnie wcześniej niż one zauważyły ją, ale nie udało jej się oddalić, zanim hałas spowodowany przez pękniętą gałązkę zwrócił ich uwagę. Zjawy natychmiast zainteresowały się jej obecnością i po chwili ją okrążyły, poruszając się w swej niematerialnej postaci bardzo szybko, nic sobie nie robiąc z zagradzających drogę drzew i krzewów. Josie mogła poczuć jeszcze silniejszy ziąb, zupełnie jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie Caeruleusio. Zadrżała z zimna, czując, jak jeden z duchów zmaterializował się tuż za jej plecami; chociaż nie miał namacalnego ciała, i tak czuła jego obecność i słyszała głosy zjaw. Sądząc po ich słowach i zachowaniu, zdecydowanie nie były tak przyjazne jak te w Hogwarcie.
- Nie, oczywiście że nie... Przepraszam, już sobie... – urwała i zamilkła, nie wiedząc, jak właściwie powinna zareagować; nie znalazła się wcześniej w podobnej sytuacji i nie miała pojęcia o pertraktacjach z duchami. Pragnęła po prostu się od nich oddalić, tym bardziej, że zimno emanujące od ich sylwetek potęgowało mroźną aurę tej nocy. Próbowała ruszyć przed siebie i wyminąć zjawy (w końcu nie mając ciał i różdżek, chyba nie mogły jej wyrządzić prawdziwej krzywdy poza straszeniem i oziębianiem jej swą obecnością, prawda?), kiedy jej oczom ukazała się kolejna sylwetka, tym razem jak najbardziej żywa i materialna. Wysoki, zarośnięty mężczyzna pojawił się obok; choć Josie go nie znała, po jego ubiorze oraz samym fakcie, że rozmawiał z duchami, mogła być pewna, że to czarodziej. Spojrzała na niego niepewnie, ale pozwoliła, by chwycił ją pod łokieć i odsunął od duchów.
- Tak, właśnie tak – wystękała, postanawiając pociągnąć dalej tę dziwną scenę, w nadziei, że wtedy duchy zostawią ją w spokoju i nie będą jej dłużej nękać. Bardzo nie chciałaby, gdyby postanowiły ruszyć za nią nawet poza granice tego miejsca; nie była pewna, czy były do tego zdolne, czy może coś je tu trzymało, ale wolała nie ryzykować. – Przepraszam za swoje spóźnienie i za to wtargnięcie... w waszą przestrzeń. Wciąż bardzo niewiele wiem o duchowym świecie, ale... chętnie dowiem się czegoś więcej – dodała, zerkając to na mężczyznę, to na duchy. Nie była pewna, co powinna mówić i robić, bała się, że niechcący popsuje sytuację i powie coś, co nie spodoba się zjawom lub nieznajomemu czarodziejowi, który najwyraźniej postanowił wyciągnąć ją z tarapatów i przedstawić jako swoją asystentkę. Tylko kim był? Pracownikiem ministerstwa oddelegowanym do zajęcia się tymi zjawami, czy samozwańczym pasjonatem życia pozagrobowego? Wiedziała, że w ministerstwie istniał specjalny dział zajmujący się właśnie sprawami duchów, choć jak dotąd nie spotkała nikogo, kto tam pracował.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]14.11.17 13:43
Sprawa zawsze wymykała się spod kontroli kiedy do interwencji dostawał się tak zwany przypadkowy przechodzień. Należało wtedy dbać przede wszystkim o jego życie oraz zdrowie - to zaś bardzo utrudniało ugrzecznianie duchów. Dlatego Louvel nie był zadowolony znalezieniem błąkającej się po okolicach dziewczyny. Zmusiła go do improwizacji i chociaż zwykle tak właśnie działał podczas niespodziewanych interwencji, to zawsze posiadał przynajmniej ramowy plan, po którym łatwiej było mu się poruszać. Zdenerwował się - na czole pojawiła się podłużna bruzda świadcząca o intensywnym myśleniu. Musiał działać szybko oraz zdecydowanie. Jednocześnie nie rozumiał jakim cudem ktokolwiek spacerował o tej porze, w tym konkretnym miejscu. Co za niefart. Błyskawicznie przyciągnął do siebie zagubioną owieczkę; spodziewał się, że będzie rozkojarzona takim obrotem spraw, lecz oczekiwał od niej większego zaangażowania. Blef, do którego się posunął, w takiej formie był raczej trudny do kupienia. Niestety nie miał nawet jak powiedzieć kobiecie, żeby grała trochę bardziej realistycznie, bowiem mogą skończyć po prostu źle. Nie wszystkie duchy - wręcz zatrważająca mniejszość - okazywała się dobrymi duszami, zwykle było wręcz przeciwnie. To z kolei oznaczało, że kilka ich przejść i staną się zamrożonymi na dobre lodowymi posągami; na pewno nie wydadzą już żadnego tchnienia.
Rowle ścisnął ramię Jocelyn nieco bardziej, łudząc się tym samym, że jakimś cudem odczyta jego intencje. Potem wysunął się na przód, żeby jej organizm nie wyziębił się zbyt mocno - on posiadał większą tolerancję na chłód, obcował z duchami od maleńkości oraz uczył się w zimnym Durmstrangu, po szkole niemal od razu dostając się na wydział duchów. Mógł zatem pochwalić się dość długim doświadczeniem z przebywaniem wśród niematerialnych istot.
Jedyna kobieta spośród trzech zjaw uśmiechnęła się do dwojga czarodziejów; wychylała się również raz w jedną, raz w drugą stronę, żeby dojrzeć Vane za placami Lou.
- Jaka słodziutka. Taki bezbronny… cukiereczek - zachwyciła się sztucznie, wywołując w swych towarzyszach kolejną salwę śmiechu. Wąsacz otarł oczy z nieistniejących łez, krępy mężczyzna po raz kolejny poprawił spadające spodnie.
- Nie przedstawiłeś się chłopcze - zauważył, kiedy jego garderoba wydawała się być już na miejscu.
- Tak, bardzo państwa przepraszam. Louvel Rowle, wydział duchów w Ministerstwie Magii - przedstawił się, prezentując ukłon. Duchy jakby ucichły, chociaż nadal kręciły się dookoła żyjącej dwójki. Arystokrata tymczasem pluł sobie w brodę, że przeoczył tak ważny punkt ułaskawienia intruzów - oczywiście całą winę zrzucił na nieplanowane przybycie osób postronnych.
- A więc… przyszliście nas stąd wygonić? - spytał wąsaty mężczyzna, wyraźnie niezadowolony z wysnutych wniosków. - Niedoczekanie! - zagrzmiała piskliwym głosem kobieta, unosząc się wysoko do góry.
- Spokojnie, nikt tu nikogo nie wyrzuca. Interesują nas państwa historie. To niecodzienne miejsce do bytowania… - stwierdził Lou, rozglądając się na boki.
- To dlatego, że wyrzucili nas z domu - rzucił ze smutkiem pulchny duch. Splótł palce obu dłoni ze sobą oraz spuścił wzrok.
- Proszę notować - mruknął Rowle w kierunku Jocelyn, wręcz wciskając jej pergamin oraz kałamarz z piórem. – Kto, skąd i dlaczego? - dopytywał zjawy, lecz te nie wyglądały na skore do zwierzeń.
- A potraficie dochować tajemnicy? - spytali wszyscy, wbijając w czarodziejów swe puste, martwe spojrzenia.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]14.11.17 18:02
Gdyby nie pechowy incydent z czkawką teleportacyjną, Josie z całą pewnością by się tu nie znalazła. Nie należała do dziewcząt lubiących szukać kłopotów i szwendać się po dziwnych miejscach. W takich godzinach jak ta niemal zawsze znajdowała się we własnym domu, ucząc się przed snem teorii anatomii lub innych potrzebnych rzeczy, ewentualnie szkicując, czytając lub relaksując się przed udaniem się do łóżka. Nawet nie przyszłoby jej do głowy, by udać się w nieznany sobie zakamarek w dobie trwających anomalii i innych zagrożeń. Mężczyzna jednak nie mógł tego wiedzieć i kto wie, co sobie myślał, gdy zobaczył młodą dziewczynę błąkającą się w tym odludnym miejscu. Jeśli nie liczyć jego i grupki duchów. Dziewczęta jej pokroju raczej trzymały się utartych ścieżek, od dziecka uczone ostrożności i rozwagi.
Rzeczywiście była rozkojarzona i skonsternowana obrotem sprawy, zarówno spotkaniem z najwyraźniej niechętnymi duchami jak i tym, że mężczyzna postanowił jej pomóc i wciągnąć ją w improwizację. Ale nie dało się ukryć, że Jocelyn nie była mistrzynią retoryki i przekonujących kłamstw. Nie należała do najbardziej wygadanych osób, które zawsze miały gotową odpowiedź i potrafiły gładko kłamać na poczekaniu. Choć jej matka była doskonałą manipulatorką, Josie podobne sprawy nie przychodziły z taką łatwością, zwłaszcza w sytuacjach tak dziwacznych, nowych i nieznanych. I przerażających; nawet mimo swojego braku doświadczenia z duchami mogła zauważyć, że to nie były przyjazne duchy Hogwartu, które pomagały zbłąkanym uczniom zamiast ich straszyć i dręczyć.
Nie była zupełną niemową, ale wyduszenie z siebie kilku składnych zdań przy grupce złośliwych, oceniających każdy jej ruch zjaw było nie lada wyzwaniem. Chyba jednak wolała próbować obłaskawiać krnąbrnych pacjentów którzy łamali zakaz wstawania z łóżka i odmawiali przyjmowania eliksirów. Dostrzegła też, że mężczyzna wysunął się nieznacznie przed nią, zupełnie jakby swoim postawnym ciałem próbował ją częściowo osłonić przed wzrokiem zjaw i emanującym od nich zimnem. Nie znała go, ale mimo wszystko była mu wdzięczna za próby wyciągnięcia jej z tarapatów; w końcu mógł ją pozostawić na pastwę losu i pozwolić, by zjawy się nią zajęły. Może w innych okolicznościach rozbawiłyby ją zsuwające się niematerialne spodnie jednego z duchów, ale w obecnej sytuacji raczej nie było jej do śmiechu, za bardzo się bała, że zrobi coś nie tak i pogorszy już i tak napiętą sytuację. Nawet duchy Hogwartu bywały drażliwe na punkcie niektórych tematów, choć w ich przypadku urażenie zwykle kończyło się obrażeniem się ducha i jego zniknięciem w najbliższej ścianie. Czuła, że tutaj może się to skończyć gorzej dla dwójki czarodziejów. Nazwisko Rowle, którym się przedstawił, było jej znane jako że nauczono ją historii szlacheckich rodów, choć samego Louvela wcześniej nie spotkała. Matka opowiadała jej zawsze, że Rowle’owie nie są zbyt przyjemni przez wzgląd na skostniałe poglądy i sposób bycia. Ale na ten moment nie było to istotne; najważniejsze było uporanie się z duchami, skoro już się tu znalazła i stała się obiektem ich niechcianego zainteresowania.
- Wasze historie z pewnością są bardzo interesujące. Na pewno wiele widzieliście, o czym my, krótko żyjący śmiertelnicy, nie mamy pojęcia. Dlaczego ktoś wyrzucił was z domu... i zmusił do błąkania się tutaj? Pewnie nieczęsto macie towarzystwo, z którym możecie porozmawiać – zapytała, próbując okazać duchom łagodne zainteresowanie, w nadziei że nie zostaną posądzeni o złe zamiary. Cały czas odnosiła się do nich grzecznie, ostrożnie ważąc słowa. Domyślała się, że mężczyzna mógł zostać tu wezwany na interwencję w sprawie duchów, ale nie miała pojęcia, jak planuje załatwić sprawę ich bytności tutaj. Co właściwie robili pracownicy Wydziału Duchów z takimi zjawami jak te? Żałowała swojej ignorancji w tym względzie, bo może łatwiej byłoby jej się w tym odnaleźć, gdyby wiedziała cokolwiek o procedurach postępowania. – Oczywiście, że potrafimy dochować tajemnicy – zapewniła jeszcze, przyjmując pergamin i pióro, gotowa do notowania zupełnie jakby była prawdziwą asystentką, a nie przypadkową dziewczyną starającą się usilnie zamaskować swój lęk. – Jestem pewna, że obecny tu lord Rowle będzie potrafił wam pomóc. Jest... naprawdę dobrym przedstawicielem Wydziału Duchów. – Zerknęła kątem oka na mężczyznę, próbując się zorientować, czy zachowywała się odpowiednio. Ona musiała całkowicie improwizować, nie posiadając wiedzy i umiejętności, które posiadał on. Jej dłoń lekko drżała, częściowo z zimna, częściowo z niepokoju, ale przytknęła pióro do pergaminu, by notować to, co powie Rowle lub duchy, które wciąż krążyły wokół nich. Josie mimo całego lęku i respektu przed nimi ciekawiło, kim były i co miały do powiedzenia. Oby tylko sytuacja była wciąż możliwa do załagodzenia...



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]26.11.17 20:59
Nie mógł wiedzieć, że to czkawka teleportacyjna - nie posiadał medycznego wykształcenia, chociaż podstawy medycyny były mu znane. Nie zaobserwował również momentu pojawienia się kobiety, dopiero kiedy trzasnęła gałązka i duchy zwróciły się w jej stronę, Louvel dostrzegł sylwetkę czarownicy. Nie namyślał się długo, działał spontanicznie i to właśnie dlatego wciągnął nieznajomą w całe to przedstawienie. Nieważne, że on był tu sobą i nikogo nie grał, jednocześnie wykonując służbowe polecenie - Jocelyn w istocie miała zostać aktorką. Niestety szło jej miernie, Rowle zaczynał się denerwować, jeszcze chwila i mogliby zostać zdemaskowani. Gdyby posiadał szeroko pojęte współczucie oraz empatię, być może zrozumiałby położenie, w jakim znalazła się uzdrowicielka. Niestety nie znosił kiedy coś szło nie po jego myśli i to sprawiało, że nagromadzało się w nim całe spektrum negatywnych emocji. Próbował się uspokoić odliczaniem w myślach, chowaniem dłoni do kieszeni i memłaniem chusteczki spoczywającej w jednej z nich. Dopiero po kilku minutach zreflektował się, że nie powinien - nie w towarzystwie damy oraz przewrażliwionych na swoim punkcie zjaw. I tak zaczęło iść im coraz lepiej, mary powoli otwierały się na ich rozmowy, zdobywali ich zaufanie; wraz z tym znikała frustracja spowodowana nieproszonym gościem błąkającym się po lesie. Nie mógł postąpić inaczej, wrogo nastawione duchy na pewno zrobiłyby krzywdę nieznajomej pannie, tak jak robiły to innym przechodniom - wszakże z tego powodu został tu przez Ministerstwo zawezwany.
Lou obserwował pannę Vane - czy raczej Irving - z widocznym zainteresowaniem, chociaż gdzieś na dnie spojrzenia czaiła się ostrożność oraz wątpliwości. Stąpała po kruchym lodzie, lecz jak do tej pory radziła sobie coraz lepiej. Jej słowa nieco uspokoiły zjawy, te przestały się do nich zbliżać chcąc koniecznie dotknąć stojącą za nim kobietę. Ze wszech miar starał się zachować spokój, zachowywać się naturalnie. W tamtej chwili przypominał nawet bardziej dziennikarza niż mediatora z zaświatami. Ta profesja nawet pasowała zarówno do wygadanej natury Louvela jak i notującej asystentki. Z przypadku co prawda, lecz zawsze.
- Dokładnie tak - przytaknął swojej przedmówczyni. Uśmiechnął się uprzejmie, wręcz całkiem sympatycznie. - Obiecujemy, że wszystko zostanie między nami - dodał, tym razem postanawiając dać się wygadać niematerialnym bytom, zamiast przemawiać krasomówczymi zdolnościami. Nie musiał ich przecież przekonywać - popatrzyli po sobie, następnie młody wąsacz podrapawszy się po zaroście zdecydował się przemówić.
- Szukamy niejakiego Mulpeppera. Przed laty wygnał nas z naszego rodzinnego domostwa siłą. Jeszcze nabawiliśmy się klątwy przez tego oszusta! Szastał czarną magią jak szaleniec jakiś! Błąkamy się od tamtej pory - chcemy wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Widzieliście go gdzieś? Taki wysoki, brodaty, w słomkowym kapeluszu i czarnej szacie - opisał poszukiwanego mężczyznę gestykulując przy tym dłońmi. Drugi z duchów podczas poprawiania spadających spodni pokiwał głową, zaś kobieta ukryła twarz w dłoniach, prawdopodobnie z zamiarem zaniesienia się szlochem oraz łzami - zupełnie nie przypominała już tamtej wrednej, rozwydrzonej baby sprzed chwili. Musieli bardzo tęsknić za utraconym domem.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]27.11.17 0:24
Czkawka teleportacyjna Josie była wyjątkowo złośliwa nawet jak na tę przypadłość – ciągle pakowała ją w same niezręczne sytuacje. Zupełnie jakby dolegliwość wzięła sobie za cel wyrwanie dziewczyny z jej codziennej rutyny i wplątania jej w dziwne sytuacje i spotkania. W życiu młodej stażystki uzdrowicielstwa próżno było szukać zaskakujących zwrotów akcji i silnych wrażeń, dziś miała ich trochę.
Nie co dzień miała też okazję do tego, by wchodzić w zupełnie inną rolę i grać kogoś, kim nie była. Nie była wprawiona w intrygach, nie były one dla niej czymś naturalnym jak oddychanie. Mimo matki z rodu Selwyn i znajomości podstaw etykiety mogła błąkać się tylko po obrzeżu wyższych sfer, nie będąc prawdziwie jedną z nich. Nie nauczyła się więc gry pozorów tak biegle, jak dziewczęta z prawdziwie szlacheckich rodzin. Ona sama otrzymała tylko namiastkę tego, co miały one, ale umiejętność dobrego kłamstwa z pewnością była w tym środowisku bardzo cenna, podobnie jak umiejętności manipulacji otoczeniem. Nie raz miała okazję to zaobserwować, ilekroć obcowała z przedstawicielami społecznej elity. I żeby nie dać się zupełnie stłamsić w kontaktach z tym światem, musiała chyba zacząć brać z nich przykład w sytuacjach, które wymagały dopasowania się.
Ale teraz musiała wyjątkowo mocno skupić się na tym, by wypaść przekonująco i jak najlepiej udawać zupełnie inną osobę – asystentkę Louvela Rowle, która być może wcale nie istniała, a była tylko sprytnym wybiegiem mężczyzny wymyślonym z potrzeby ratowania nieznajomej osaczonej przez złośliwe zjawy. Starała się wyglądać jak najbardziej naturalnie, zupełnie jakby już nie raz miała do czynienia z duchami takimi jak te. Kurczowo ściskała w dłoni pióro, starannie notując na pergaminie, mając nadzieję, że wygląda odpowiednio profesjonalnie.
Czuła, że stąpała po bardzo kruchym lodzie, prawdopodobnie ryzykując. Improwizowała, podejmując decyzje na gorąco, a ostrożne słowa spływały z jej ust w nadziei, że duchy okażą się ukontentowane i złagodzone. Aktorką raczej nigdy nie zostanie, ale może przynajmniej uda jej się wybrnąć z nieoczekiwanego kłopotu – mogła zauważyć, że duchy już były mniej agresywnie nastawione do przybyszów i zaczęły być skore do snucia opowieści, na co zapewne liczył Rowle. A Josie wcale nie chciała psuć mu planów, więc starając się odwdzięczyć za jego pomoc, próbowała wypaść jak najlepiej.
Słuchała też opowieści duchów, najwyraźniej wypędzonych z rodzinnego domostwa i zmuszonych do tułania się po innych miejscach, gdzie zapewne odreagowywały swoje frustracje na przypadkowych przechodniach.
- To naprawdę okropne – przytaknęła, starając się odpowiednio miarkować przejęcie słowami duchów, tak, by wiedziały, że trafiły na ludzi, którym nie jest obojętny ich los i którzy próbują im pomóc. – Niestety nigdy nie spotkałam żadnego Mulpeppera, ale jestem pewna, że z tym da się coś zrobić. Prawda, lordzie Rowle? – zwróciła się do mężczyzny, spojrzeniem dając mu do zrozumienia, że potrzebuje pomocy. Jak Wydział Duchów rozwiązałby taką sprawę, konflikt między duchami a kimś żywym, kto ich w swoim otoczeniu nie chciał? – Jeśli jest tak, jak mówicie, ministerstwo z pewnością zainteresuje się sprawą szaleńca praktykującego czarną magię. Tak nie może być, żeby narażał na swoje odrażające eksperymenty niewinnych ludzi... i duchy. Dzięki waszym słowom będzie wiadomo, kogo należy szukać.
Zakończyła, wracając do notowania i po cichu licząc na to, że Rowle pomoże jej z tego wybrnąć i wymyśli sposób na pomoc duchom. I mając nadzieję, że wypadła dobrze jako asystentka próbująca pomóc zbłąkanym duszom, które straciły swój dom. Właściwie to naprawdę było jej ich w tym momencie żal i nawet nie musiała mocno silić się na udawanie. Najwyraźniej nawet martwi potrzebowali miejsc, gdzie mogli czuć się u siebie.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]07.12.17 20:58
Lovuel nie miał żadnej asystentki, tak naprawdę nigdy nie pomyślał o takiej możliwości. Chyba nie była mu potrzebna - z drugiej strony może miałby mniej pracy, gdyby koncentrował się jedynie na praktycznym aspekcie zawodu mediatora? Zamiast ciągle siedzieć też w papierkowej robocie oraz prowadzić tysiące jak nie setki tysięcy dzienników ze skrupulatnymi zapiskami? Dużo lepiej czuł się z pełną swobodą ruchów kiedy ktoś inny za niego wszystko notował. Nie był tylko pewien czy nieznajoma aby na pewno podeszła do swojego zadania z należytą starannością - jeśli o czymś zapomniała lub zwyczajnie nie zdążyła zapisać, to na pewno będzie zły. I znów uzna, że motto jeśli chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam, jest najrozsądniejszym na jakie ktokolwiek kiedykolwiek mógłby wpaść. Na razie nie przyświecały mu podobne rozmyślania - umysł całkowicie poświęcił na słuchaniu oraz analizowaniu spotkanych zjaw. Wyglądali na istoty z odległych wieków, co więcej, nie mógł być w żaden sposób pewien czy przypadkiem nie mówili o czarnoksiężniku, który już nie żył. Cała sprawa zafrapowała go na tyle mocno, że jedynie stał, pocierając dłonią zarośnięty podbródek; zmarszczył również czoło oraz ściągnął brwi dokładnie rozważając każdy aspekt tej niecodziennej interwencji.
Przestał już nawet patrzeć na kobietę za nim - poradzi sobie, jak szybko stwierdził. Duchy przestały być agresywne, zatem nic jej nie groziło. Nie wiedział o jej wewnętrznych rozterkach, nie posiadał nawet świadomości, że miała aspiracje na debiut salonowy. Wiedział raptem, że nie była arystokratką ani nikim, kogo znał na przykład z ministerialnych korytarzy, to zaś klasyfikowało ją jako osobę mniejszego znaczenia, chociaż śmierci jej nie życzył, dlatego musiał ją za wszelką cenę ochronić przed ewentualnym atakiem. Gdyby jego przełożony dowiedział się o ofiarach podczas tego zlecenia, na pewno i sam Lou wnet stałby się zjawą.
Nim zdobył się na jakikolwiek komentarz, ubiegła go Jocelyn, coraz lepiej manewrując w meandrach dusznej specyfiki pracy. Zzezował na nią kiedy mówiła, lecz zaraz całą uwagę poświęcając trzem niematerialnym sylwetkom lewitującym tuż przed nimi. To dość podejrzane, że tak szybko zdecydowali się mówić, zaś zaciekła niewiasta nagle okazała się być bliska płaczu. Niestety mógł to być parszywy dowcip - Rowle spotykał się czasem z takim zachowaniem duchów, niektóre odznaczały się nieskończoną złośliwością oraz zamiłowaniem do robienia psikusów.
Nie odpowiedział na zadane pytanie od razu; raczej poczekał na ruch zjaw. I dopiero ich reakcja utwierdziła go w przekonaniu, że jednak mówili prawdę, bowiem wszyscy zaczęli zawodzić i prosić go o znalezienie Francisa Mulpeppera. Problem jednakże polegał na tym, że na pewno ten człowiek już dawno nie żył.
- Obawiam się, że rzeczony czarodziej spoczywa już w grobie - zaczął spokojnie. - Myślę jednak, że możemy znaleźć któregoś z jego potomków, o ile takich posiada. Dlaczego jednak nie wróciliście do tego domu? - spytał rzeczowo. Wtedy też dowiedział się, że tamten zabezpieczył chatę tak, że nie dało się do niej ponownie wejść, nawet duchom - i to mogło być zrozumiałe. - W imieniu Ministerstwa zapewniam zatem, że zostanie państwu udzielona pomoc - powiedział urzędniczym, poważnym tonem, zamierzając już tylko dograć formalności, których zaraz stało się zadość. Duchy zaś obiecały, że nie będą już nikogo nękać i… zniknęły.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]07.12.17 22:18
Asystowanie w tego typu zadaniu na pewno nie było czymś codziennym, choć gdyby pracowała w ministerstwie, papierkowa robota pewnie byłaby jej codziennością, pewnie takie rzeczy robiło się na ministerialnych stażach. Ona na uzdrowicielskim też głównie asystowała, choć w inny sposób – pomagając w leczeniu pod okiem pełnoprawnych uzdrowicieli i podając eliksiry. Czasem trafiała się też papierkowa robota; czas uzdrowicieli był zbyt cenny, by mieli go marnować na tego typu zadania, często zlecając uzupełnianie bieżących dokumentacji stażystom. Poza tym była też nauka i jeszcze więcej nauki – w końcu musiała przyswoić naprawdę dużo wiedzy, żeby w ogóle mieć szansę na zdanie wszystkich egzaminów i ukończenie kursu podstawowego. To przemęczenie bardzo prawdopodobnie też przyczyniło się do tego, że okazała się podatna na złapanie teleportacyjnej czkawki.
Starając się jak najlepiej udawać asystentkę, wciąż kontynuowała tę improwizację, próbując także rozmawiać z duchami. Podjęła ryzyko, które najwyraźniej przyniosło skutek. A może zjawy mimo wszystko pragnęły być wysłuchane i dlatego skorzystały z tej sposobności, opowiadając dwójce przybyszów o dręczących je problemie? Nie wiadomo, co nimi kierowało i czy w rzeczywistości nie udawały jedynie, by podpuścić czarodziejów i zdemaskować ich wybieg.
Przez cały czas obawiała się, że coś może się skomplikować, ale na szczęście tak się nie stało. Duchy wydawały się udobruchane i mocno przejęte wypędzeniem z domu – choć jak zauważył Rowle, być może ten, kto to zrobił, także był od dawna martwy? Nie wiadomo w końcu, jak długo te duchy błąkały się po świecie. Równie dobrze mogły być martwe od kilkudziesięciu, jak nie kilkuset lat. Trudno byłoby precyzyjnie określić wiek zjaw, a biorąc pod uwagę, jak wielu czarodziejów gustowało w staroświeckiej modzie lub miało ekscentryczny sposób ubierania się, nawet strój nie był pewnym wyznacznikiem czasu życia.
Po ostatnich słowach Louvela duchy obiecały zaprzestania dalszego nękania przypadkowych ludzi i po chwili rozpłynęły się w powietrzu, znikając. Być może mimo wszystko wróciły właśnie do domu lub przeniosły się w inne miejsce?
- Czy one... zniknęły? – zapytała, spoglądając na mężczyznę. Przez chwilę tylko wpatrywała się w niego, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Jeśli duchów nie było, chyba nadszedł czas, żeby się wytłumaczyć. Nie była pewna, jak zostanie potraktowana teraz, kiedy byli już sami. – Ja... naprawdę przepraszam za to najście. To przez teleportację... Cóż, mam nadzieję, że wszystko skończyło się pomyślnie, prawda? Tak czy inaczej... bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie pańskie nagłe wsparcie.
Mimowolnie zaczęło ją zastanawiać, dlaczego to zrobił, ryzykując popsucie swojego zadania dla obcej przypadkowej dziewczyny. Ale była mu wdzięczna, pomógł jej. Więc nie mogła tak po prostu tego pominąć.
Patrzyła na niego, a teraz, gdy duchów już nie było i nie trzeba było udawać i ukrywać prawdziwych emocji, to wszystko zaczęło z niej chodzić i zamiast wcześniejszego miarkowanego opanowania, na młodej twarzy pojawił się pewien niepokój. Sytuacja była niezręczna, a ona była też zmęczona tymi teleportacyjnymi skokami. I wciąż było jej bardzo zimno; nawet bez obecności duchów temperatura pozostawała niska i nieprzyjemna.
Ten stres sprawił jednak, że znów doświadczyła tego dziwnego uczucia.
- Och, nie... - westchnęła tylko, wiedząc, co zaraz się stanie. I zanim zdążyła wypowiedzieć kolejne słowa, po chwili czknęła i zniknęła, opuszczając to miejsce, zanim zdążyła do końca wyjaśnić wszystko Rowle’owi.
Hep!

| zt.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]30.03.19 23:26
10 listopada?

Zaryzykowała. Rzuciła się na jedną, niepewną kartę, tym samym wystawiając na kłopotliwość. To, co zdążyła poukładać, własnoręcznie rozsypała w londyńskiej mgle. I mimo tak nienaturalnego dla niej rozedrgania, nie żałowała. Czuła jednak potrzebę oderwania - na chwilę. Poukładać musiała skołtunione myśli, miliard nowych informacji i wrażeń, które rozpierzchły się wokół jej ciała, niby maleńkie odłamki rozbitego lustra. Zbierała je niespiesznie, przyglądając się odbiciu na tafli, które  w końcu nabierało sensu. Brat i rodzice stanowili centrum. Wszystkiego. A głuche do tej pory na próby przypomnienia sobie przeszłości - serce - w końcu wyrwało się panicznie. Tęskniła. Przez cały czas tęskniła, chociaż tak naprawdę nie wiedziała za kim.
Prosta sukienka w bieli i malowanymi czerwienią kwiatów oraz długi, czerwony płaszcz odbijał się od mglistego wieczora i barwy śniegu, ale bez śniegu. Początek listopada wciąż witał świat burzami i piorunami, zrywając ostatnie, jaśniejsze promienie światła normalności. Ale oferował też tańczące cienie na ścieżce, którą obrała sobie za cel. Właściwie, nie była pewna, czemu akurat to miejsce pociągnęło ją tak łatwo. Może była to malowana wszędzie biel, rysująca drogę, jakby wyrwaną z bajkowej scenerii. Ścieżka Aniołów. Park, który dziwnie kojąco wpływał na umysł. Nawet, podczas burzowego wieczoru.
Nie zwracała zbytnio uwagi na mijających ją czarodziejów. O tym, ze zwracała uwagę, świadczyły niejednoznaczne spojrzenia, gdy akurat przechodziła obok. Przyczyną, zapewne mógł być jej głos i cicha, chociaż wyraźna przez panująca wokół ciszę, odrywającą wszystko od odległego, bardziej miejskiego zgiełku. I francuski akcent przeplatanych z melodią słów. Nie przejmowała się, traktując swój nawyk, jako naturalną część swojej persony. Ani głupi, ani piękny. Po prostu był i sprawiał jej przyjemność.
Nie czuła potrzeby towarzystwa. Potrafiła działać samodzielnie i obecność tuż obok nie była dla niej koniecznością. A jednak, było coś na ścieżce, na drzewach, które mijała, na szepce wiatru, który klekotał opadającymi liśćmi, nawet na bielącym się pod nogami pyle. Stąpała po wspomnieniu, którego uchwycić nie mogła, ani też zerknąć na obraz. Bertie ostrzegał, a może też obiecywał, że znajdą się przyjaciele, którzy tęsknili. I szukali. Jedyne, czym nie potrafiła się godzić, to świadomość niewiedzy, która gryzła ją w język i próbowała wyrwać słowo, którego oczywiście nie znała.
Zatrzymała się bez najmniejszego powodu, przy ławce. Pustej, a mimo to, zdawać by się mogło - pełnej. Nieuchwytna pewność, że nie powinna iść dalej. Dlatego obróciła się, odchylając na obcasiku czarnego botka, powalając by dół sukienki zafalował, obracając się za nią. Poprawiła półdługi sweter, który okrywał ramiona, tworząc niecodzienny płaszczyk w barwie jesiennego liścia. Wystawał nawet spod płaszcza, wyraźnie zaznaczając swą obecność w tej wietrznej pogodzie.
I co teraz? Wydęła wargi, których czerwień, nieodmiennie zdobiła jej uśmiechy. I tylko kątem oka dostrzegła, że tuż obok, nieco za jej plecami, zatrzymała się młoda kobieta. A Ana, wciąż nie przerwała nucenia.


Ostatnio zmieniony przez Anastasia Bott dnia 13.04.19 22:11, w całości zmieniany 3 razy
Anastasia Bott
Anastasia Bott
Zawód : Stażystka w św. Mungu
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6429-anastasia-bott#165311 https://www.morsmordre.net/t6497-to-tylko-parapet-u-any#165756 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6499-skrytka-bankowa-nr-1623#196700 https://www.morsmordre.net/t6495-anastasia-bott#165751
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]30.03.19 23:30
| ok!

Czasem po prostu się szwędała ulicami miasta, nie tylko nimi, zagłębiała się w parki żeby kroczyć ścieżkami, między drzewami i wchodziła w miejsca, które posiadały w sobie nie tylko urok, ale i wspomnienia. Lubiła do nich wracać - do wspomnień - choć nie wszystkie były naznaczone jedyne pozytywnym wydźwiękiem. Większość z nich przeplatała w sobie te dobre chwile, albo przypominała o tym, że nastały te złe.
Teraz miała nad czyś myśleć. Właściwie zawsze miała. Stan jej ojca nie polepszał się i doskonale wiedziała, że na jego polepszenie nie może liczyć. Jedynie odwlekała moment w którym jego ciało całkowicie pożre choroba, pozostawiając ją samą. Ponura myśl, która bruździła jej myśli niezmienne. Ale nie poddawała się. Niestrudzenie, codziennie znajdując się u ojca, by wmasowywać w jego skamieniałe ręce i nogi maści rozgrzewające, chcąc spowolnić postęp choroby choćby o minuty. Nie zamierzała odpuszczać nawet na moment. Nie potrafiłaby sobie potem wybaczyć, że nie zrobiła wszystkiego, co mogła. A z własnym sumieniem lubiła żyć w zgodzie. Czyste sumienie pozwalało spojrzeć w lustro bez krzywienia się na widok, który się w nim zastawało. Waltham Forest nie był jej obcy, wcześniej bywała tutaj częściej. Teraz przychodziła tutaj tylko wtedy, gdy pozwalała ponieść się nogom i nie myślała o celu. Kompletnie tak, jakby głowa wzbraniała jej wejścia na rejony przynoszące konkretne wspomnienia, jednak serce nadal ciągnęło ku znajomym ścieżkom. Park nie był duży, jednak zawsze odróżniał się od innych swoim niecodziennym kolorem. Zewsząd otulała biel, tak kompletnie niecodzienna, jakby w środku lata trafiło się do krainy spowitej przez zimę. Pokonywała po kolei schodki, kierując się w dobrze znane miejsce. Dłonie splotła za plecami, głowę uniosła do góry, by spojrzenie zawiesić na koronie białych drzew, przez które przebijały się chmury. Kolano, które ucierpiało podczas jarmarku nadal nosiło tego ślady znacząc się strupem, który wystawał spod błękitnej sukienki do kolan. Tą drogę zazwyczaj przemierzała właśnie tak, zadzierając głowę do góry, spokojnie stawiając kroki, wspominając, żeby nie zapomnieć. Ale tym razem coś kazało jej ją opuścić. Intuicja, albo obecność. Powędrowała więc za przeczuciem zawieszając spojrzenie na jednostce.
- To chyba sen. - mruknęła, marszcząc lekko brwi i podchodząc krok bliżej. By zaraz sięgnąć palcami do dłoni i się uszczypnąć. Ale nie zbudziła się. Więc ruszyła znów, obchodząc postać dookoła. - Ana…? - pytanie zawisło w powietrzu niepewne, pełne obaw ale i niewypowiedzianej tęsknoty. Wzrok, przenikliwy, bystry, nie odrywał się od niej. Czekała.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]13.04.19 23:37
Gdyby nie krukońska maniera, czerpania nauki ze wszystkiego, co ja spotykało i - czerpania jej najpełniej jak potrafiła, prawdopodobnie przełaziłaby się ilością nowych wrażeń. A te, wynikały ze spotkań, które wprawiały jej umysł w dziwne drżenie. Od nowa i od nowa, dając znać, że należą do jej przeszłości, przeszłości, której wciąż nie pamiętała. Czasami wiedziała, ze czegoś jej brakuje, albo kogoś. Ale rozpoznawanie nie było proste. Cichy, swędzący umysł szept z tyłu głowy, albo niewyraźny impuls, który kazał jej zatrzymać kroki. To wszystko składało się przez ostatni miesiąc, na jej codzienność. Tak było i dziś, gdy z cicha melodia na ustach, trwała w miejscu, szukając cienia, który mignął jej i zniknął w przeszłości. Przynajmniej - początkowo tak przypuszczała.
Obecność, która jawiła się cieniem, wcale nie umknęła, jak większość niewyraźnych wrażeń, echa wspomnień, z którymi nie mogła się porozumieć. Jeszcze. Była za to ciemnobrązowa fala włosów, ulotny zapach cynamonu, z herbaty, która czasem piła i jej własne imię, które zawisło w powietrzu, gdy kobieta obeszła ją dookoła. Ana urwała nucona melodię, chwytając we własne wpatrzone w nią źrenice. Powoli obróciła się, a dwie dłonie zaplotła za sobą - Tak, mam na imię - stwierdziła w pierwszej chwili, chociaż pytanie znaczone imieniem, akurat tego, chyba nie oczekiwało. Rozchyliła usta, ale przez kilka momentów, żaden wyraz nie chciał się ukształtować, nawet jeśli czuła, że powinna powiedzieć coś więcej. Odetchnęła cicho, wychyliła się do przodu i wróciła do właściwej pozycji, lekko stukając obcasem botka - Czy będzie to nieuprzejme, jeśli zapytam, czy my się znamy? - uniosła lekko brwi i dopiero po kolejnym wdechu wilgotnego powietrza, rozciągnęła wargi w uśmiechu. Przechyliła głowę w bok, jakby próbowała uchwycić lepszy profil wpatrującej się w nią kobiety, tym bardziej, ze czuła, znajome, swędzące drapanie z tyłu głowy, które wieściło, że rzeczywiście powinna wiedzieć, skąd się znają - Proszę mnie źle nie zrozumieć - dodała jeszcze, zaplatając i rozluźniając palce za plecami - trochę, tak jakby, nie pamiętam wielu rzeczy. Dawno mnie tu nie było -  nie była pewna, czy wkradające się pod skórę rozluźnienie, było tylko fałszywym wrażeniem, czy też niejasnym przypomnieniem, że ten ktoś, który tak intensywnie umiał patrzeć w jej oczy i nie odwracać wzroku, znać musiał ja lepiej, niż większość spotykanych do tej pory ludzi. I stąd, błyszczące czerwienia usta, z których nie schodził lekki uśmiech.
Anastasia Bott
Anastasia Bott
Zawód : Stażystka w św. Mungu
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6429-anastasia-bott#165311 https://www.morsmordre.net/t6497-to-tylko-parapet-u-any#165756 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6499-skrytka-bankowa-nr-1623#196700 https://www.morsmordre.net/t6495-anastasia-bott#165751
Re: Ścieżka Aniołów [odnośnik]02.06.19 17:07
Wędrowała dalej, wcale nie spokojnie, stawiając kroki szybko i wertując jej sylwetkę z własnym wspomnieniem, jakby chcąc sprawdzić, jak wiele różni się od tego, co zapamiętała. Ale nie różniła się wcale. Marszczka przecinała czoło, gdy pokaźnych rozmiarów brwi schodziły się ze sobą a jasne spojrzenie uniosło wzrok na twarz, gdy padła odpowiedź. Podeszła krok bliżej bezceremonialnie łapiąc jej twarz w dłonie, które ułożyła na policzkach. Obróciła jej głowę w lewo i w prawo.
- Nie mam pojęcia. Nie odróżniam uprzejmych i nie. - stwierdziła prostolinijnie, popychając jej głowę ku górze, by zaraz pociągnąć w dół. Puściła ją zaraz skinając do siebie lekko głową. To była ona - Ana - bez dwóch zdań. Cofnęła się o krok i ułożyła dłonie na biodrach. Zaraz jednak uniosła dłoń i podrapała się po karku. -Hagrid Tangwystl. - przedstawiła się mrużąc lekko oczy. Dziwacznie było przedstawiać się komuś, komu znało się przecież od takiego czasu. Wzruszała lekko ramionami i opuściła dłonie. Głowa wróciła do pionu. - Byłyśmy na jednym roku w Hogwarcie. Jeśli ty to ty, a ja to ja. - wyjaśniła spokojnie. Wiatr przesunął kosmyk jej włosów, zrzucając go na jej twarz. Zwyczajowo nie uniosła jednak dłoni by je odgarnąć. Tylko wydęła usta dmuchając nimi lekko. Ciemny kosmyk uleciał ku górze i odsłonił na nowo jej twarz. Prawdopodobnie za chwilę znów powróci na miejsce z którego go przegoniła przed chwilą, ale zdawała się tym nie przejmować. - Dlaczego ich nie pamiętasz? - zadała kolejne pytanie, przestępując z nogi na nogę. Coś jej się tu kompletnie nie zgadzało. Czegoś nie potrafiła do końca zrozumieć i to zaburzało jej całkowity odbiór sytuacji w której właśnie się znajdowała. Chciała zrozumieć - a może musiała. Nie była do końca pewna która z tych opcji była bardziej prawdopodobna. Ale brakowało jej Any. Chociaż sama nie umiała tego w ten sposób chyba określić nie rozumiejąc dokładnie wszystkich uczuć, które do niej docierały i przez nią przechodziły. Zmarszczyła znów lekko brwi, nie odwracając wzroku od jej twarzy. Rzeczywiście, dawno jej tu nie było. Jednak, co sprowadzało ją z powrotem? To pytanie nadal nie uzyskało odpowiedzi - nie zostało też jeszcze wypowiedziane. Musiało spokojnie poczekać na swoją kolej.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Ścieżka Aniołów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach