Wydarzenia


Ekipa forum
Loch Muick
AutorWiadomość
Loch Muick [odnośnik]17.07.17 1:48
First topic message reminder :

Loch Muick

Loch Muick to jedno z przepięknych jezior na terenie Szkocji charakteryzujące się szczególnie bujną fauną i florą. Otoczone jest górami, oddalone od jakiejkolwiek cywilizacji, jest to idealne miejsce na ucieczkę od problemów życia codziennego. Już siedzenie na jego brzegu pozwala się zrelaksować i wyciszyć - i najbezpieczniej poprzestać na tym. Jednymi z najciekawszych istot, jakie żyją przy dnie tego jeziora są bowiem trytony - stworzenia znane ze swej terytorialności i waleczności.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loch Muick - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Loch Muick [odnośnik]11.10.22 1:04
Ostatnie wydarzenia jasno wskazywały, że skoro ciężko było zaufać bliskim tym bardziej nie mogła zaufać obcym. Wszystko musiało sprowadzać się do pilnowania siebie, dbania o siebie i wiedzy, że chociaż rodzina ją kochała, wszystko się miało teraz zmienić. Dziecko zawsze wszystko zmieniało, przynajmniej dla części rodziny. Czy Eve da sobie sama radę? Sądziła, że nie będzie to możliwe, dlatego musiała jej pomagać, co oznaczało, że jako ciocia będzie musiała robić też za matkę. Znacznie drugą, ale widziała, że bez niej Eve nie da rady odpocząć, a to już nie miało sensu aby trzymać jakoś ją przy zdrowiu i wypoczęciu.
Ludzie mogli sobie wyobrażać co chcieli, ale prawda była, że każdy mógł być niebezpieczny. Ludzie mogli podszywać się pod innych, albo udawać, że chcą się zaprzyjaźnić, a tak naprawdę robić jedynie same problemy albo chcieć zrobić krzywdę. I teraz chciała upewnić się, że w żaden sposób nie spotkają ją kłopoty ze strony Marii, bo skoro nie można było ufać nikomu w tych czasach…lepiej było upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- To się cieszę. – Czy to brzmiało dobrze? Na pewno nie, ale po prostu bardzo się cieszyła, że nieznajoma wydawała się równie niepewna wobec tego spotkania, dlatego to znaczyło, że raczej nie miała złych zamiarów. I spojrzała jeszcze na nią, zastanawiając się, co mogła powiedzieć, ostatecznie uśmiechając się ostrożnie w jej stronę. – Masz bardzo ładne ubranie. – Nie, to nie było największym komplementem. Mogłaby w ogóle się nie odzywać.
- Weź trochę, proszę. Jeżeli nie dzielimy się tym co mamy, to nigdy nie damy sobie rady. – Po raz pierwszy na jej twarzy od momentu dostrzeżenia Marii. Oczywiście, była wciąż dość zmęczona i w sumie nerwy przypominały jej bardziej kawałek materiału pogryziony przez Marsa (na myśl o psie miała ochotę pociągnąć nosem, powstrzymała się jednak) niż jakikolwiek źródło rozsądku. Ale Maria groźnie nie wyglądała, a gdyby jednak chciała jej coś zrobić, zrobiłaby to raczej wcześniej, albo raczej nie odmawiałaby jagód. Marna to była logika, ale to była jednak jakaś logika.
- To chyba zależy co lubisz. Nie opłaca się robić teraz dżemów jeżeli nie masz cukru. – A jeżeli miała to była w o wiele lepszej sytuacji niż wiele osób. Nie mówiąc już nawet o żelatynie, bo tę widziała od początku wojny widziała tylko wtedy, kiedy przyniesiona została na tort dla Marcela. Teraz nawet nie mogła o czymś takim pomarzyć. – Ale z takich prostych rzeczy to soki są bardzo dobre i możesz je nawet potem dodawać do gotowania, albo używać zamiast mąki, a z pozostałości, znaczy tego, co nie wycisnęłaś do sosu, zrobić jakieś nadzienie na słodko do tego. – Marmolada by to nie była, ale zawsze jednak coś, prawda?
Kiedy ją zapytała, czy wiedziałaby czego szukać, pokręciła smętnie głową. Szkoda, że nieznajoma się na tym nie znała, bo w tym momencie niestety nie miała nawet jak się doszkolić.
- Ale jeżeli kiedyś się nauczę, to mogę ci przesłać. Ale dobra zupa z pasternaku, albo gotowana marchewka może zdziałać cuda. – Nie wiedziała, czy dałoby się znaleźć jakąś dzikorosnącą marchewkę, ale może na jakiś opuszczonych farmach…


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Loch Muick [odnośnik]15.10.22 17:57
Oczywiście, że nikomu nie można było stuprocentowo ufać. Maria jednakże miała ostatnio naprawdę sporo szczęścia, wszyscy, których napotykała na swej drodze, okazywali się posiadać raczej dobre zamiary, a wszystkie ewentualne niedogodności źródło swoje miały przede wszystkim w niezrozumieniu sytuacji, w której znalazła się z owym kimś. Z tyłu głowy wciąż jednak brzęczały jej słowa przestrogi, które słyszała już wielokrotnie — pragnęła kierować się nimi, tak bardzo, jak tylko było to w danej chwili możliwe i jak bardzo mogła o tym pamiętać. Jako marzyciel z krwi i kości bardzo często gubiła kontakt z rzeczywistością, wędrowała wśród własnych myśli, z głową w chmurach. Sheila była o wiele bardziej świadoma zagrożenia, które czyhać mogło na każdym kroku, łypać zza każdego zakrętu i choć taka ostrożna postawa mogła zniechęcić część ludzi do jej osoby, ostatecznie, w długim rozrachunku przynieść mogła jedynie dobre owoce.
Tak jak te, które właśnie, niemalże triumfalnie, zebrała Maria ze zgromadzenia kilku najbliższych jej krzaków.
Niespodziewany komplement co do ubioru sprawił, że Multon wyprostowała się prędko, choć niezbyt gwałtownie (dzięki czemu Sheila nie miała powodów, by reagować przesadnie nerwowo). Dłonią wolną od trzymanych owoców wygładziła spódnicę, uśmiechając się przy tym z lekkim niedowierzaniem. Wzrokiem sunęła między materiałem, który sama wybrała do stworzenia swego dzisiejszego ubioru a twarzą Sheili, w pewnym momencie zwracając uwagę także i na jej strój, dopiero zauważając, że prezentuje się on inaczej od tego, co nosiła sama albo też inne dziewczęta z rezerwatu.
— Twój również, nie widziałam nigdy czegoś takiego w sklepach — odpowiedziała z dźwięczącym w głosie zachwytem. Ostatnimi czasy miała okazję na kilka spacerów po ulicy Pokątnej w Londynie, a jeżeli gdzieś mogła zażyć trochę wielkomiejskiej mody, to tylko i wyłącznie tam. Zastanawiała się, czy dziewczyna nie jest może z jakiegoś innego kraju. Może przyjechała tutaj (pomimo swego angielskiego zresztą imienia) do jakichś krewnych, przywożąc ze sobą odzienie z innego kraju? — Chyba, że uszyłaś je sama? — dopytała za chwilę, odrobinę ciekawa, czy może nie natrafiła dziś przypadkiem, w środku szkockiego lasu na jakąś swoją bratnią duszę. Zbieranie jagód, szycie, gotowanie... Choć ostrożna, Sheila wydawała się być naprawdę miłą dziewczyną.
Dlatego też nie miała problemu z podzieleniem się z nią także swoją zdobyczą. Odbierając połowę zbiorów Sheili, podarowała jej połowę swoich, w cichym, dziewczęcym pakcie i dowodzie na pełnię dobrej woli. Dalej rozglądała się za roślinami z rosnącą ciekawością, do momentu, w którym panna Doe poruszyła temat dżemów.
— Da się zrobić dżem bez cukru, ale do tego trzeba naprawdę niewielkiej szczypty soli — odezwała się, niepewna jednak tego, czy rada ta w jakikolwiek sposób mogłaby pomóc wobec ogólnokrajowego niedoboru żywności. Sól była przecież równie cenna co cukier, ale ostatecznie w umyśle Marii więcej sensu miało użycie szczypty soli do dżemu niż kilograma cukru do żelowania. Na dalsze słowa Sheili pokiwała kilkukrotnie głową, zgadzając się z tym, co mówiła. Będzie musiała spróbować, może nawet dzisiejszego wieczoru?
Gdy miała wrażenie, że przeszukały już naprawdę sporą część lasu i otrzymały tyle tylko owoców leśnych, na ile mogły liczyć tego dnia, wyciągnęła z koszyka swój notatnik, z którego wyrwała jedną stronę. Prędko zapisała na nim swoje dane. Może nierozsądnie. Może głupio, może naraziła się właśnie na kolejne niebezpieczeństwo, ale w jej oczach Sheila nie mogła przecież zrobić jej nic złego.
— Gdybyś znalazła jakiś dobry przepis, wysłałabyś mi go listem? — spytała, wyciągając dłoń z adresem zapisanym na kartce. To od Sheili zależało, czy przyjmie propozycję, czy nie. Jeżeli tego nie zrobi, Maria wciśnie kartkę do koszyka, ukłoni się lekko i chwyci miotłę w swe dłonie. — Niedługo zrobi się ciemno. Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać — powiedziała, wzbijając się w powietrze. Gdy zawisła odrobinę pod koronami okolicznych drzew, pomachała dziewczynie z góry. — Miło było cię poznać, Sheilo! — niedługo po tym zniknęła w przestworzach, kierując się w stronę swego domu.

| rzucam na zbieractwo: owoce leśne (ST50, zielarstwo I) oraz ilość (jeżeli ST zostanie osiągnięte, połowa zdobyczy zostaje także przekazana Sheili)
z/t


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Loch Muick [odnośnik]15.10.22 17:57
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 29

--------------------------------

#2 'k20' : 15
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loch Muick - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Loch Muick [odnośnik]21.11.22 11:48
- Nie wiem, czy ktoś chciałby to sprzedawać, ale dziękuję. – Okręciła się lekko, pozwalając sobie, aby delikatny materiał (bo nikt w lato odbywające się w czasie niedostatku grubych materiałów nie nosił) zawirował lekko w powietrzu. Od czasu wyprowadzki z Londynu już dawno rozmijała się z modą, pilnując jedynie tego, co działo się w Dolinie i tego, co chcieli wszyscy bliscy którzy tego potrzebowali, oraz nie tak bliscy, którzy po prostu zawitali do miejsca w Dolinie, które pozwalało jej na szycie nawet jeżeli nie miała na to lokalu.
- Tak, szyję, a raczej tak właśnie zarabiam na szycie. – Uśmiechnęła się, chyba po raz pierwszy, całkowicie szeroko i szczerze.
W cichej wdzięczności przyjęła owoce, które ostrożnie wpadły w jej dłonie, chowając niemal wszystkie poza jednym. Przypatrywała się mu z niemal pobożnym zainteresowaniem, debatując, czy powinna zachować wszystko, czy jednak zdecydować się na sięgnięcie po owoc, czy jednak powinna zostawić wszystkie, bo nie było wiadomo, kiedy się przyda…ale głód wygrał i na szybko, niemal we wstydzie, wsunęła owoc do ust, rozkoszując się jego smakiem.
- Zastanawiałam się nad próbami gotowania wody morskiej aby uzyskać z niej sól, ale to musiałabym mieć na to chwilę. Mimo to, mam nadzieję, że będzie trochę padać w lato, bo to idealne źródło deszczówki i łatwy dostęp do wody. – A podgrzewanie nie było aż tak trudne, dlatego dawałoby się może ustawić jakiś większy kocioł, spróbować wygotować sól i potem używać ją do dalszych posiłków. Wiedziała, że bez przypraw wszystko wydawało się niezwykle mdłe i nawet jeżeli rodzinie nie wydawało się to przeszkadzać, chciała aby jedli lepiej, znacznie lepiej.
Ostrożnie przyjęła zapisaną kartkę, wczytując się w napisane tam dane i uśmiechnęła się lekko, karteczkę wsuwając do kieszeni i chociaż coś w niej mówiło, że powinna również się jakoś odwdzięczyć, ale gdy teraz musiała się nad tym zastanowić, to nawet nie wiedziała, czy za parę dni znów nie zmienią miejsca zamieszkania. Jeżeli zamiast nich przyjdzie tam ktoś jeszcze, to tym bardziej dziwnie było, aby jednak ktoś dostawał listy do niej.
- Oczywiście. Możesz też powiedzieć, jakie jedzenia cię interesują, bo wiem, że w tych czasach może mało kto być wybrednym, ale wiadomo, że łatwiej działać z sugestią. Albo i nie, mogę wysłać po prostu każdy, na który się natknę, to chyba też dobry pomysł? – W końcu nie zamierzała tu stać i maglować biedną Marię z pytaniami, w których miało się zjawiać, co masz do jedzenia, ile i jak często zamierasz jeść. Takie pytania w czasie wojny wydawały się nie tyle osobiste, co po prostu wybrzmiewały tak, jakby ktoś miał się dowiedzieć, gdzie jesteś i ile masz zapasów aby je wykraść.
- Ty również uważaj na siebie. – Skinęła jej głową, samej szykując się do drogi powrotnej, tak aby zdążyć do miejsca skąd przenieść mogła się do domu albo w jego okolice. – Ciebie również…i powodzenia. – Nie wiedziała, czy były to najlepsze słowa na ten czas, ale jakoś chciała wesprzeć Marię. Na tyle, na ile mogła.
zt


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Loch Muick [odnośnik]29.02.24 22:57
|13 września

Przeciągnął dłonią po wilgotnych włosach zaczesując je do tyłu. Opadł ramionami za plecy podpierając na nich swoją sylwetkę o krawędź zbiornika w którym był zanurzony po pierś. To trochę dziwne, lecz nagle poczuł w dłoni ciężar kieliszka wypełnionego pudrowym naparem. Początkowo rozejrzał się pytająco po parnej przestrzeni. Nie zauważył nikogo podejrzanego. W kolejnej chwili zwątpił więc w siebie - czy ktoś rozdawał trunki i nieświadomie sięgnął po jeden...? Nieco zdezorientowany i oszołomiony patrzył podejrzliwie w zawartość kieliszka. Chciał go odstawić na bok udając, że nigdy nie miał go w dłoni, lecz zawahał się czując tak dziwnie nęcącą mieszankę zapachów splecionych słodyczą. Bez wątpienia popadł w jakiegoś rodzaju bezwiedny trans - przechylił kieliszek pozostawiając dno puste. Zgłupiałem - pomyślał kiedy zaczęły ogarniać go mdłości i zawroty głowy. Coś szarpnęło go w okolicy pępka.

Puf!

Gdy otworzył oczy czuł się lepiej i ze zdziwieniem zauważył, że jest w kompletnie innym miejscu. Nie było już innych czarodziei, nie było łaźni, nie było nawet niczego co przywodziłoby na myśl Bath. I tak - wciąż nie było na nim ubrań. Zmartwił się. Po chwili dostrzegł jednak ułożony na pobliskim głazie ręcznik. Zdawał się na niego wręcz czekać co było względnie zastanawiające. Nie myśląc wiele rozejrzał się nieśmiało wokół upewniając się, że nikogo nie zgorszy, a potem wyszedł na brzeg. Wytarł się i owinął ręcznik wokół bioder o które oparł również bezradnie ręce. Co dalej? Gdzie był? Okolica była wyjałowiona, a rozrzucone resztki minionego kataklizmu jedynie podkreślały jej postapokaliptyczny obraz. W dziwny sposób potrafił dostrzec w tym piękno. Ciekawe było to, że czuł się w okolicy wyjątkowo bezpiecznie, jak na kogoś posiadającego wyłącznie ręcznik. Czy to kwestia tego, że w swoim krótkim życiu spotkał się z tak wielką ilością niespodziewanych sytuacji, że wyrobił sobie już jakiegoś rodzaju znieczulenie? Być może.
- Dam ci gwiazdkę z nieba
Ciszy szept załaskotał zmysły. Odwrócił się gwałtownie, lecz napotkał pustą przestrzeń. Zdezorientował się ponownie czując ślizgający się po nagim ciele materiał sukienki, gdzieś na ramieniu zawisły kobiece pantalony i inne elementy garderoby. Nie jego garderoby. Przez chwilę walczył ze sobą, lecz musiał przyznać, że wciąż rozsądniej było przemieszczać się w ubraniu niż bez. Sprawnie przywdział czerwoną sukienkę. Był na tyle giętki, że samodzielnie poradził sobie ze ściągnięciem i zawiązaniem rzemyków na jej tyłach sprawiając, że materiał wyjątkowo dopasował się do sylwetki. Nie wiedział co powinien zrobić ze stanikiem lub parą pantofli. Czy powinien wszystko nosić ze sobą, a potem szukać właścicielki stroju? Czy to nie będzie zbyt kłopotliwe i niezręczne? Gdzie w ogóle jest jego różdżka? Zaczął rozglądać się po okolicy odkładając niektóre z pytań na później...

|Szukam różdżki, spostrzegawczość III
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Loch Muick [odnośnik]29.02.24 22:57
The member 'Leonard Begmann' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 67
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loch Muick - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Loch Muick [odnośnik]01.03.24 18:01
Drobiny piasku połaskotały powieki, wytrącając je z sennych krain. Spod nosa zniknął różany zapach mydlin, ustały melodie kobiecych rozmówek. Otulająca cisza i świeżość powietrza w towarzystwie wodnej płycizny kołysały mnie w rzadkiej błogości. Wcale nie nawykłam do podobnego uczucia. Pierwsze wejrzenie przyniosło zdziwienie. Częściowo jeszcze zanurzone w jeziorze ciało wzniosło się, podparłam się na łokciu i z wyuczoną czujnością podejrzałam nieznajome krajobrazy. Gdzie się podziały pieniste wanny Kirke? Gdzie się podziała Antonia, Cassandra i wszystkie pozostałe we wspólnej kąpieli kobiety? Niesamowite uczucie objęło mnie całą, gdy już usiadłam, wciąż kryjąc w wodzie nogi i dolne partie ciała. Nocny blask łakomie prześlizgiwał się po skórze, a ja walczyłam z zabłąkaniem i… zaintrygowaniem. Co to za miejsce? Jak się tutaj znalazłam? Zazwyczaj ostrożne i nieufne instynkty tym razem zatrzasnęły się gdzieś w głębokich odmętach przeczuć, wypuszczając na powierzchnie zaciekawionego spojrzenia łagodność.
Wkrótce spostrzegałam, że wystarczyło tylko pochylić ciało w stronę brzegu, by objąć nagość złożonym na piasku ręcznikiem. Niemal natychmiast skorzystałam z podobnej osłony, równocześnie też wstając i czyniąc pierwsze powolne kroki w stronę lądu. Nad głową iskrzyła się plątanina gwiazd. Spustoszone połacie terenu wydawały się zupełnie miłe i niegroźne, mimo krajobrazu tak pokrzywdzonego w niedawnych kataklizmach. Nigdy dotąd moja natura nie dawała się tak łatwo uwodzić. Tym razem nęcące szepty i rzeki spływających po ciele wraz z kroplami dreszczy nakazywały uspokoić dzikość. Pozwoliłam, by owinięta miękkim materiałem pierś wzniosła się w głębokim wdechu. W powietrzu niemal natychmiast rozpoznałam zapach krwi i ciepłego futra. Oczy, choć już patrzące, niepewnie jeszcze ostrzyły widoki. Przy kolejnym kroku, gdy naga stopa w rozmokłym błocie pozostawiła wyraźny odcisk, ledwo przemknęło mi przez myśl, że pozostawiałam po sobie zbyt wyraźny ślad, że traciłam czujność, że niepodobnie dla siebie z dozą swobody przedzierałam się przez nowe, nagle tak fascynujące okoliczności. Znikąd spływać zaczęły kolejne skrawki materiałów, strój męski, swobodny, z pewnością nie były to moje ubrania. Opadały wokół mnie na ziemię, prędko łykając wilgoć. Odurzona dopiero po chwili pochyliłam się i zamknęłam między palcami materiał. Czy była to koszula? Owinięty wokół ciała ręcznik dobrze chronił, lecz przy leśnych wędrówkach wydawał się zupełnie niewygodny. Nic wielkiego nie stałoby się, gdybym ją przygarnęła i założyła. Nie uczyniłam jednak tego, bo oto nagle wyrosła przede mną postać młodego mężczyzny. Wyprostowałam się, prędko pochłaniając jego oblicze.
Mnożące się pytania początkowo zdominowały myśli, ale nagle zupełnie ustały. Zanurzona w tym wejrzeniu nie potrafiłam przestać, nie potrafiłam go opuścić. Był przy mnie niczym senna mara. Obcy i jednocześnie najbardziej znajomy. Zaskakujące uczucie zdawało się pchać mnie w jego stronę. Jeszcze jeden krok zbliżył nas, a wtedy dojrzałam, że czerwień osadzona na jego sylwetce tak naprawdę była sukienką. Lekko otwarte usta wyraziły zdziwienie, ale wciąż nie wydostało się z nich choćby najmniejsze słowo. I wtedy pomyślałam, że choć zwykle wolałam ciszę ponad rozległymi rozmówkami, dla niego powinnam odnaleźć więcej słów. Zdawał się na to zasługiwać.
– Czy coś ci…złego jest? – zapytałam nienormalnie miękko, powoli, wciąż nie do końca wprawna w angielskiej mowie, dość zdziwiona jego strojem. A może i on utracił odzienie? Może i on zgubił się tej nocy na angielskiej ziemi? Gdy na niego patrzyłam rodziło się we mnie coraz silniejszej pragnienie. Zapragnęłam, by na mnie spojrzał, by do mnie mówił, by opowiedział mi historię, która ściągnęła nas na tę nieznaną ziemię. Niesłychana troska przebijała się przez najmniejszy ruch i najbardziej skąpą myśl. Dziwna, niepodobna do mnie, a jednak z jakiegoś powodu odpowiednia. To on musiał tak dobrze pachnieć, to on zdawał się emanować zachwycającą aurą. Nigdy dotąd się tak nie czułam. Nieco tym wszystkim onieśmielona zdjęłam z niego uwagę, wygodnie lokując oko na otoczeniu. Gdzieś… gdzieś tu powinna znajdować się moja różdżka.
Uczucie przyciągania zdawało się wciąż we mnie narastać i łaskoczącym promieniem rozpływać się po całym ciele. Tak wiele miałam dla niego, wciąż nie bardzo wiedząc, co powinnam uczynić.

Sprawdzam, czy jestem spostrzegawcza.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Loch Muick [odnośnik]01.03.24 18:01
The member 'Varya Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 65
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loch Muick - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Loch Muick [odnośnik]01.03.24 23:18
Dzień był nietypowy. Bez dwóch zdań. Wszystko jednak zaczynało się układać. Był już suchy, nie paradował nago i właściwie... udało mu się odnaleźć różdżkę. Nie wiedział jak daleko był od Bath, lecz teraz problem zmienił się w niedogodność. Wyprostował się podnosząc magiczny patyk z ziemi. Poprawił chwyt na drewnianej rękojeści. Z ulgą westchnął i podniósł spojrzenie ku gwiazdom. Chciał szukać wśród nich podpowiedzi co do kierunku, lecz pozwolił im się rozkojarzyć na trochę dłużej niż powinien. Nie był dziś za bardzo sobą. Z opóźnieniem poczuł na sobie cudze spojrzenie. Odwrócił się w kierunku jego źródła zamierając. Dziwne, że choć oddech ustał to serce przyśpieszyło i nie zamierzało się zatrzymywać. Wydawało mu się, że pierwszy raz w życiu doznał takiego rodzaju spokoju. Patrzył w jej kasztanowe oczy i po prostu wiedział, że wszystko będzie dobrze, że jest tutaj tylko po to by się w nich odbijać i że tak właśnie powinno być też w przyszłości. Zaskoczenie na jej twarzy zmroziło krew. Zmarszczył w niepokoju czoło boleśnie po chwili rozumiejąc dlaczego. Jakby tego było mało brutalnie trafiła go świadomość, że znalazła się w analogicznej do niego sytuacji. Chociaż nie do końca - jej sylwetka obecnie była owinięta w ręcznik. Nie zdawał sobie sprawy, że potrafi tak intensywnie przezywać zawstydzenie. Każdy włos na parującej głowie stanął dęba.
- NIE! - zareagował przesadnie odwracając się na pięcie plecami napięty jak struna - To znaczy... - wypuścił wstrzymywane powietrze starając się dobrać słowa - To nie tak, że coś złego. Właściwie... - od którego momentu powinien zacząć? Jak to wyjaśnić? Czemu miał tak pustą głowę? Czy nie za długo zostawiał ją w ciszy? Czy uważała go za mentalnie chorego przez to jak teraz... wyglądał? - To nie tak, że tak się ubieram - bo nie - Był zawstydzony - Chyba chwilę wcześniej znalazłem się w tej samej sytuacji co ty teraz. Nagle mnie tu teleportowało. Do jeziora, trochę dalej. Znalazłem ręcznik ułożony na kamieniu - co było trochę dziwne. Potem spadły na mnie ubrania. Niefortunnie nie do końca wymarzone... - zażartował nieco niezręcznie, nerwowo, lecz szczerze. Właśnie. Chciał być szczery. Jeżeli nie przy niej, to przy kim...? Zamilkł na kilka kolejnych uderzeń serca ważąc coś czego dotknąć się nie dało - Ale nie jest źle. Nic złego. Jest dobrze, jeżeli dzięki temu wszystkiemu spotkałem właśnie ciebie... - nieznacznie obrócił nieśmiało ku niej profil oblany pąsem. Rumieńcem pomalowane zostały również końcówki odstających od mokrej głowy uszu. Prezentowała się skąpo więc nie miał odwagi skierować ku niej swojego spojrzenia. Wpatrywał się w ziemię - ...to to wszystko jest bardzo dobre. Takie jakie powinno być. - był tego pewien. Ale to on tak postrzegał- Jak jednak z tobą...? Wszystko dobrze? Znalazłaś ubrania...? Mogę dać ci tę sukienkę. Myślę, że bardzo dobrze będzie ci w czerwieni. Jeżeli jest twoja to proszę nie mów mi tego wprost bo chyba umrę z zażenowania tak jak tu stoję - ręcznik miała. To na pewno. Nie zauważył, materiału koszuli pod jej stopami. Wzrok w końcu zatrzymał się nieco poniżej linii ręcznika ściskającego piersi. Zrobiło mu się trochę sucho w ustach. Nie dlatego, ze mówił dużo.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Loch Muick [odnośnik]12.03.24 21:00
Głośne zaprzeczenie wzbiło się w powietrze, przeszywając mnie ni to mrożącym, ni łaskoczącym uczuciem. Jego głos, tak donośny, wyraźny, wciskał się do uszu z dziwną pieszczotą, a ja gotowa byłam go słuchać. Pragnęłam jeszcze. Stałam oniemiała tuż przed nim, za mocno ściskając to jedyne okrycie, za bardzo przejmując się własnym odbiciem w jego spojrzeniu. Nigdy taka nie byłam, nigdy nie odnajdowałam w sobie tak niesamowitych pragnień. Dokąd miały mnie zaprowadzić? Przeczucie nie dawało spokoju, upierdliwie wręcz manipulowało każdą myślą, krzycząc miedzy nimi, że on był bezpieczny, że on mógł zdjąć ze mnie strach i zdezorientowanie, że ku niemu winnam wkrótce wyciągnąć dłoń. Pozwoliłam, by kontynuował, czując jednocześnie, jak z każdym kolejnym słowem ciepło zaczyna natrętnie panoszyć się gdzieś płytko pod skórą i niemal w każdej części ciała. Nie mrugałam, prawie sparaliżowana tym onieśmielającym uczuciem, które nie pozwalało mi na zupełnie nic, oprócz intensywnego wpatrywania się w niego i słuchania. Zachwycał mnie chaosem słów, za którymi nie do końca potrafiłam nadążyć, ale gdzieś pokrętnie obawiałam się, że jego angielski duch nie przyjmie mnie dobrze, gdy się dowie.  Ja zaś ze wszystkich sił zamarzyłam, by spojrzał na mnie przychylnie, by opowiadał jak najwięcej, by wybawił z tej udręki. Jak to możliwe, że właśnie tak się czułam?
- Chciałbyś się schować przede mną – powiedziałam dokładnie to, co udało mi się zrozumieć. – Za ubraniem – dodałam, robiąc ostrożny krok w jego stronę. Wciąż bałam się przyznać, że nie wszystkie słowa rozumiem. Popatrzyłam za to po całej sylwetce, natrafiając na kawałek skóry tuż za granicą czerwonej sukienki. Mimowolnie ścisnęłam usta, czując, że nawet najmniejsza myśl o nim zaczynała mnie mrowić gdzieś głęboko w środku. – To dobrze. Nie chciałabym źle tobie – spróbowałam zaznaczyć miło, wyrazić obawę, może troskę. W podobnych zdarzeniach nie byłam ani trochę wprawna. Zresztą czy ktokolwiek by był?
Cieszyłam się, że tkwił tu przy mnie, z jego oblicza wyławiałam dobro i bezpieczeństwo. Razem mogliśmy poszukać ratunku, razem moglibyśmy przetrwać chwilę niepewności. On też znalazł się daleko od domu. Mówił tak wiele, zagłuszając ciszę i miliony pytań dewastujących moją głowę. Nie, on robił jeszcze coś innego. Głaskał je, wyciszał, pieścił nieskończonym głosem tak bardzo, że gotowa byłam zaraz ułożyć się na piasku i poprosić, by mi towarzyszył. Miałam śmiałość, by o to poprosić? Rozanielone wejrzenia zdradzały chyba nazbyt wiele. Stawał się mym ulubionym obrazem, koił, iskrzył, przyciągał nieznośnie wręcz. Nie umiałam wystrzec się podobnych myśli. – Nie… nie trać spojrzenia ze mnie – wymówiłam speszona i ku własnemu zaskoczeniu. Trudno się było mi obronić się przed tak namolnym pragnienie, aby na mnie patrzył. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co właściwie powiedziałam, lecz nie poczułam się wcale gorzej. Wręcz przeciwnie, zdawałam się oniemiała oczekiwać, aż znów uniesie głowę i połączymy się we wspólnym patrzeniu. – Naprawdę tak myślisz? N-nigdy nie miałam czerwonej sukienki – przyznałam, łapiąc w nagłości głębszy wdech, bo wcale nie czułam się pewnie w podobnych rozmowach. Czy on…? – Dobrze, jestem… mam mało słów – wydusiłam w końcu, szukając widoków w krajobrazie, nie w nim. Tak bardzo przeciwnie do pragnień. Jednak nie potrafiłam patrzeć już dłużej. – Nie gniewaj się, mój towarzyszu. Mogę tak? – Mogę tak myśleć? Mogę tak mówić? Mogę się tak czuć? W mowie moich ojców, zapewne obco, wybrzmiało mu mój towarzyszu.
Jeszcze jeden wdech, a po nim pozwoliłam, by  kolana tuż przed nim się zgięły, by ciało złożyło się w sypkich drobinach. Walczyłam ze sobą w głębi. Za jego słowami nadążałam powoli, w chaosie, w strzępkach. Za jego oczami nadążałam w ich najpiękniejszej tajemnicy, w głębi koloru i pokusy. – Usiądź obok - szepnęłam, przybierając przy tym dość zesztywniałą pozę. Czy to ramiona stresu tak mocno mnie objęły? Nie, to chyba coś innego. Nie martw się. Znajduję tropy, znajduję drogi.. Choć… teraz nie chcę szukać, chcę z tobą zostać. To wszystko wyszeptać próbowały mu moje usta, lecz nie otrzymał już ani jednego słowa. Nie potrafiłam. Jeszcze.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Loch Muick [odnośnik]25.03.24 1:22
Pierwszy raz w życiu tak się stresował. Nie chciał być źle zrozumianym, nie chciał jej do siebie zrazić. Brakowało mu towarzyskiego obycia. Tego ukierunkowanego na kobietę zwłaszcza. Nie żałował braku doświadczenia, lecz nie mógł nie czuć narastającej po każdym wypowiedzianym słowie obawy, czy postępuje słusznie. Dlatego, kiedy usłyszał, że chciał się przed nią ukryć miał wrażenie, że znalazł się na krawędzi rozpaczy. Nie chciał się przed nią chować. Ledwo ją przecież w swoim życiu odnalazł!
- Tak, właśnie - Ubrał to bo tylko to znalazł. Wystarczyły jednak jej kolejne słowa by z piekła trafił na nowo do nieba. Uradowała go ta nić porozumienia, a także czułość jej słów okraszonym obcym akcentem. Nie zaznał w życiu wielu chwil w których ktoś szczerze wyrażał zainteresowanie jego losem, czy dobrem więc pozwolił sobie się tym cieszyć.
Poddał się ponownie krzyżując spojrzenia. Poczuł się jakby znaleźli się w jakimś magicznym połączeniu, gdzie słowa nie były potrzebne. Chciał zrozumieć, chciał jej pomóc, tak jak ona próbowała mu towarzyszyć w tej nieporadności wyrażenia przywiązania - Nie chce go tracić. Chciałbym patrzeć ciągle, lecz mam wrażenie, że to dla mnie niewłaściwe... - była taka piękna. Podsycała w nim niespokojne pragnienia i wyobraźnię o którą się nie posądzał. Myślami widział ją w wielu mniej lub bardziej odpowiednich kreacjach. Kiwnął więc potakująco, wygiął usta w czułym uśmiechu - był przekonany, że nie było innej kobiety mogącej wyżej podnieść wartość przywdziewanej garderoby.
- Możesz wszystko tak długo jak jak jesteś szczęśliwa - zapewnił - I przez mało słów masz na myśli, że nie znasz dobrze angielskiego? - dopytał, trochę zgadywał domyślając się po częściowo uciekającej składni i silnym akcencie - Jeżeli tak to nie mógłbym się gniewać. Nauczę cię więcej. Możesz ty też nauczyć mnie swoich - słowa zdawały się nie mieć większego znaczenia. Były co najwyżej drobną niedogodnością. Byli ponad to. Był tego pewien.
Serce zabiło mocniej, a ciało odruchowo zareagowało. Po chwili siedział już obok po turecku. Miał wrażenie, że byli otoczeni magicznym spokojem, a jednak serce waliło jak oszalałe. Być może to się właśnie nazywało szaleństwem. Dostrzegał jej spięcie, które doskonale rozumiał. Chciał wyrazić wsparcie i zainteresowanie, więc delikatnie się pochylił, aby zbliżyć się nieco bardziej.
- Czy... czy możesz mi powiedzieć więcej o sobie? Potrzebuję znać twoje imię - czuł wewnętrzny impuls, aby poznać ją lepiej i być dla niej wsparciem w tej niezwykłej podróży, którą wspólnie mieli odbywać aż do grobowej deski. W jego głosie i gestach dźwięczała nieśmiałość, lecz nie odbierało mu to determinacji.
- Mój towarzyszu - próbował powtórzyć słowa, które wcześniej usłyszał - Co to znaczy? Możesz opowiedzieć naokoło. Wysłucham. Chcę cię słuchać - zapewnił patrząc przed siebie, podsuwając po piasku dłoń w kierunku jej chcąc zapleść palce.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Loch Muick [odnośnik]20.04.24 16:22
Otrzymał to i ja pragnęłam całkowitego odwzajemniania. Czy wiedział, że moje wręcz napastliwe wejrzenie zdawało się bezwarunkowo skleić z jego sylwetką. Odsłonięte skrawki skóry niemal mieniły się w księżycowej poświacie. Wyglądał doskonale, nie sposób było pozwolić oczom zabłądzić gdziekolwiek indziej. Onieśmielenie ponosiło sromotną porażkę przy potrzebie nieustającej obserwacji tego nieznajomego mężczyzny. Choć obce były mi nazwy i adresy – tak naprawdę wcale nie wydawał się tak bardzo tajemniczy. Słuchałam go uważnie, a każde darowane mi słowo próbowało zatrzeć uczucie nierozpoznania. Czułam potrzebę ufania mu, czułam, jak promieniował ciepłem i bezpieczeństwem. Nie potrafiłam przestać, nie potrafiłam odmówić sobie kontemplowania niezwykłości. Nie umiałam zachwycać się głośno, więc pozostało mi ciche podziwianie, dyskretne i nieoczywiste.
– Patrz, pozwalam ci - wymówiłam zupełnie stateczna, skrycie dziwacznie zaspokojona jego przekazem. Czy mu się podobałam? Czy mnie… czy mógłby ujrzeć we mnie choć namiastkę osobliwości, którą ja potrafiłam wytropić w nim? – Patrz, chciałabym tego – spróbowałam go zachęcić, pozostając gdzieś w środku zupełnie świadomą, że rodzące się w nim wątpliwości mogły mieć słuszność. Teraz jednak nie pozwalałam im dojść do głosu, starałam się ignorować powinność. Chciałam być z nim, choćby przez tę jedną noc, nad tym jeziorem, aż do świtu. Czy będzie nam to dane? Niedźwiedzi ryk zdawał się cichnąć, kołysane niemożebnym uczuciem błogości alarmy również zamilkły. Przez chwilę istniał wyłącznie on.
Złowiony uśmiech mężczyzny pomknął niewidzialnym promieniem wprost do moich warg. Uśmiech mógł sprowokować uśmiech? Nie nawykłam do tego, nie udostępniałam nikomu tajemnej struktury własnych emocji. Jemu mogłam? Lecz czy powinnam? Zdawało się, że dolna, wciąż lekko wilgotna warga drgnęła, ale wciąż próżno było wyszukać w różowym kształcie wyraźnego uniesienia. Mówił o szczęściu, a w tym samym czasie coś pod moimi żebrami zaczynało pęcznieć ciepłem. Mogłam polubić to ciepło? Przecież byłam zimą. Nie odpowiedziałam na obiecujące zapewnienie. – Tak, uczę się każdego dnia – potwierdziłam jasno i konkretnie, a nieco kanciaste słowa wyraźnie nosiły ślad obcych akcentów, ale wierzyłam, że zrozumienie mnie już nie sprawiało Anglikom większych bolączek. Starałam się. – Więc mnie naucz, opowiedz o słowach. Masz ulubione słowa? Daj mi je, a ja dam tobie moje – zaoferowałam swoistą transakcję, upatrując w podobnej wymianie metodę na to, by… rozebrać go z tajemnic, które wciąż spoczywały na ramionach. Chęć zsunięcia ich z jego ramion wraz z materiałem wydawała się nagle nadzwyczaj silna. Być może dlatego przymknęłam oczy i zaplątałam ciasno własne dłonie.
- Jestem Varya – jestem Varvara Vladislavovna Mulciber, powinnam rzec, lecz w lekkości nastroju niewdzięczne wydały mi się długie formuły, niepotrzebne. – Przyjechałam z Rosji – przemówiłam krótko, pozostając w zgodzie z własną naturą. Długie i nasycone opowieści obce były moim ustom. – Ty jesteś stąd – ni to stwierdziłam, ni to spytałam, obejmując go nieco bardziej ścisłym okiem. Brzmiał tak bardzo angielsko. Jak się nazywał? Oczekiwałam, że dokonamy wymiany. Sekret za sekret. Wspólnie przemierzaliśmy przez gąszcz niesamowitych uczuć. Czy nie tak? Wydawał się niepewny. Chciałam dodać mu sił. Nie umknęło mi, że zdołał znaleźć się bliżej, że zdołał namaścić mój nos własnym, naturalnym zapachem. Biło od niego ciepło. Moja zima zaczynała się topić, pod skórą rozlewał się żar. Co to znaczy?
Właśnie, co to znaczy? Wyrwana z zamyślenia potrzebowałam chwili, by odzyskać koncentrację. On mnie… on mnie rozpraszał. Jak nigdy nikt wcześniej. – Mój… - spróbowałam odpowiedzieć pod zbyt rozciągłej pauzie. Jak to było po angielsku? – Mój… przyjaciel? – wymówiłam mniej pewnie. – Taki, żeby iść z nim razem – doprecyzowałam, by dodatkowo go naprowadzić. To musiało wystarczyć. A potem mnie dotknął. Palec przy palcu, powoli zaplatające się w sobie dłonie. Moja i jego. Dotyk, który raził. Moc, której nie spodziewałam się odczuć. Nie byłam delikatna, moja odpowiedź przypominała silny ścisk, mało dziewczęcy, dość toporny. Zdecydowanie za mocny. Nie puszczaj mnie, zdawały się przemawiać niedźwiedzie oczy. Nie pozwoliłabym mu na to, nawet gdyby chciał. – Zostań tu ze mną – wypowiedziałam gdzieś między prośbą a rozkazem. Więziłam jego dłoń, podczas gdy palcami tej drugiej poczęłam ciekawsko wspinać się wzdłuż jego ręki, łamiąc kolejną barierę dotyku. Nie mogłam się powstrzymać. Skierowana w jego stronę głowa opuszczała kurtyny mokrych włosów, a ulatujące z końcówek krople drażniły chłopięcą skórę. Patrzyłam mu wciąż głęboko w oczy, nieustępliwie. Przy nim cały świat wydawał się daleki i nieważny.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Loch Muick [odnośnik]03.07.24 13:38
Jak mógł zignorować te przyzwolenie? Czy też nie odpowiedzieć na jej pragnienie? Podniósł głodne jej widoku spojrzenie. Uśmiechał się blado spetryfikowany trwającą chwilą i pokrętnymi myślami.
- Ulubione słowa... - wypuścił z zamyśleniem powietrze. Do teraz nie wiedział, że je w napięciu wstrzymywał. Nigdy nie zastanawiał się nad tym. Nie wiedział czym się kierować w ich doborze. Patrząc na nią zdecydował się jednak na - wczesne lato - ponieważ zieleń szeleszczących w słońcu liści przypominała jej oczy - czarujące nasyceniem w promieniach światła i o hipnotyzującej głębi w cieniu - czekolada - bo kasztanowe włosy otulające twarz sprawiały, że była równie słodka - Zostanę z tobą - bo podobne przyrzeczenie jej składał i chciał też usłyszeć od niej. Był młody, lecz wiele rzeczy po prostu przemijało zbyt szybko, a on pragną usłyszeć to naiwne zapewnienie. Ścieśnił jej dłoń w swojej. Wszystko to było prostymi słowami. Obnażały jednak na tak wiele sposobów.
- Leonard ale Lenny wystarczy - Nie przepadał za swoim pełnym imieniem. Wydawało się nie pasować w żaden sposób do jego osoby. Wolał by mówiła do niego inaczej. Chociaż z czasem, kto wie, może udałoby jej się odczarowac tę niechęć. Słuchał jej uważnie, a mijający czas sprawiał, że nerwowa sztywność zanikała. Gesty i wypowiadane słowa wydawały się zapewniać, że to wszystko będzie trwało, a zaciskająca dłoń nie puści. Nie żeby planował się wyrywać, lecz z pewnym rozbawieniem przeszło mu przez myśl, iż byłoby to daremne.
- Ładnie. To jak wyznanie przy każdym zawołaniu. Po angielsku powiedziałbym moja miłości - był zawstydzony, a serce kołatało mu niespokojnie. Czuł się tak, jakby wykonał właśnie niespotykanie trudny manewr na miotle unikając roztrzaskania się o ziemię o ledwie cal. Zbliżył się, trzymał za rękę, w jej oczach był kimś z kim miała iść przez życie. Dziwna satysfakcja wypełniała ziejącą pustkę w sercu. Chciał bliskości. Ona nie była inna w tej nieporadnej grze okazywania uczuć. Widział to w jej spojrzeniu zarażających nieustępliwością - Zostanę, moja miłości - poddał się wygodnemu ciepłu w piersi i wijącemu żarowi w żyłach. Odchylił wilgotne pasma włosów i zbliżył się do jej ust. Pocałunek był chłopięcy, niewinny, szczery. Pasował do składanej obietnicy.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Loch Muick
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach