Wydarzenia


Ekipa forum
"Pod ziemią"
AutorWiadomość
"Pod ziemią" [odnośnik]17.07.17 1:51
First topic message reminder :

"Pod ziemią"

★★
Niegdyś miejsce to stanowiło podziemny łącznik pomiędzy Pokątną a mugolską częścią Londynu. Aktualnie przejście zostało zaadoptowane na sprzyjające prywatności miejsce spotkań czarodziejów. Na pierwszy rzut oka zwyczajowe "Pod ziemią" przypomina karczmę — znajduje się tu wąski bar z niewielkim zapleczem usytuowany w jednej z wnęk, a wzdłuż ścian ustawione zostały stoły, przy których można napić się ognistej whisky, a także zjeść niezbyt wymagającą strawę. W tunelu znajduje się wiele świec stanowiących jedyne źródło światła, a z sufitu zwisają otwarte klatki, w których częściej śpią nietoperze niż sowy. Miejsce to nie jest tłumnie odwiedzane, ale zawsze można tu spotkać czarodziejów lubujących się w rozmaitych zakładach i kościanych grach.
Możliwość gry w kościanego pokera.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
"Pod ziemią" - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: "Pod ziemią" [odnośnik]24.07.24 16:00
Yana nie była osobą z natury złą. Nie była też okrutna, a po prostu wychowała się w takiej a nie innej rodzinie, która wpoiła jej takie a nie inne poglądy. Dodatkowo jej rodzina ucierpiała z rąk mugoli, którzy zaledwie siedem miesięcy temu spalili żywcem jej siostrę i jej kilkuletniego synka, więc miała powody, by żywić do nich silną niechęć i wręcz strach. Nie chciała skończyć tak samo, więc w jej przypadku propaganda antymugolska trafiała na podatny grunt. Mugole byli niebezpieczni i nieobliczalni, nienawidzili czarodziejów, dlatego im dalej od niej byli, tym lepiej. Chłopcy jednak nie mieli skąd wiedzieć, skąd się brała jej niechęć, nie wdawała się w szczegóły, po prostu uznając za normę, że świat mugoli jest złowrogi i niepokojący. Większość czarodziejów tak myślała, wiedza o mugolach zawsze uchodziła za obciachową, a to co nieznane łatwo budziło negatywne emocje, zanim nawet zaczęły się te wszystkie antymugolskie nastroje, i Yana nie znała żadnego czarodzieja czystej krwi, który byłby doskonale obeznany z mugolskim światem i nie uznawałby ich machin za stalowe smoki lub coś w tym rodzaju. Yana była więc zupełnie normalną młodą czarownicą czystej krwi z konserwatywnej rodziny, nie czuła się oderwana od rzeczywistości (bo od swojej rzeczywistości oderwana nie była, ale punkt widzenia zależał od punktu siedzenia jak się potocznie mawiało), i kiedy temat zszedł na mugolskie wynalazki, wyraziła normalne dla niej i dla sporej części społeczeństwa poglądy. Tak na dobrą sprawę nie wiedziała nic o chłopakach i ich pochodzeniu, jedyną osobą w tym gronie, którą znała trochę lepiej, była jej kuzynka, Maria.
Uśmiechnęła się do niej, kiedy Maria stanęła w jej obronie w kwestii kart, choć tak naprawdę sama nie wiedziała, czy będzie tworzyć kolekcję, czy nie. W takich okolicznościach jak obecne rozmowa o zbieraniu kart i tak była dość abstrakcyjna, ale musieli skupić się na czymś normalnym i przyziemnym, co by nie zwariować od niepokoju o losy świata poza tymi podziemnymi murami, ani o własną przyszłość w nim, choć miała wrażenie, że uderzenia z zewnątrz rozlegają się jakby rzadziej niż wcześniej i otoczenie mniej się trzęsło. Musiało już minąć dobrych kilka godzin odkąd tu weszli, może większy spokój zwiastował, że deszcz meteorytów dobiegał wreszcie końca?
- W porządku – rzekła do niej, by następnie znów spojrzeć na Jima. – Jeśli więc stwierdzę, że jednak nie będę tworzyć nowej kolekcji, to wiem, do kogo się zwrócić z tymi kartami które mam – zapewniła, ale na ten moment, nie wiedziała kompletnie co będzie robić jutro, a co tu mówić o dalszej przyszłości, w której kolekcjonowanie kart wydawało się w tym momencie naprawdę mało ważne, skoro nawet nie wiedziała, czy w ogóle miała do czego wracać i czy jej ojciec i brat przeżyli.
Nie była pijana, w końcu nie pili niczego mocnego. Kilka łyków piwa to za mało, żeby się naprawdę upić, co najwyżej czuła lekkie rozluźnienie. Stanu prawdziwego upojenia nie doświadczyła nigdy. Jej rodzice, jeśli pijali alkohol, to kulturalnie w towarzystwie, nikt w jej domu nie pił tak, żeby się upić. Ale już historia z nocnymi wędrówkami po szkole… To jak najbardziej jej się zdarzało. Aż zaświeciły jej się oczy na wspomnienie tych nocnych eskapad, tego dreszczyku emocji, który wtedy czuła. Bo mimo że Yana wychowała się w konserwatywnej rodzinie i z wieloma jej zasadami się zgadzała i nigdy nie chciała być czarną owcą, to w głębi duszy czasem brakowało jej wrażeń i emocji, czasem odzywała się w niej przekora, nie znosiła też nudy, i całe życie funkcjonowała w swego rodzaju wewnętrznym rozdarciu między tym, co narzucały normy rodzinne i społeczne, a tym, czego pragnęła jej prawdziwa, tłumiona natura, i w szkole znajdowało to ujście właśnie w powtarzających się naruszeniach regulaminu.
- Och, parę razy zdarzyło się zostać złapaną. Ale zwykle wiedziałam, którędy się przemieszczać, żeby nikt z nauczycieli mnie nie nakrył, więc o większości nocnych eskapad nikt się nie dowiedział… – przyznała, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Ta jedna rzecz prawdopodobnie łączyła Ślizgonów z Gryfonami, ciągotki do lekceważenia niektórych zasad. I choć nie uczyły się z Marią w jednej szkole, to wydawało jej się, że jej kuzynka należała do tych grzecznych uczennic, które trzymały się regulaminu co do joty i nie wymykały się nocami. Trudno było jej sobie wyobrazić Marię czerpiącą ekscytację z celowego wystawiania palca poza linię wyznaczaną przez zasady. – Ale wtedy, kiedy się to zdarzyło, to było jakoś na drugim roku… Próbowałam ściemnić opiekunowi domu, że się zgubiłam w labiryncie korytarzy i po prostu nie wiedziałam, która godzina, ale nie dał się nabrać i napisał do moich rodziców. Matka przysłała mi potem wyjca. – Bo to matka bardziej surowo podchodziła do wybryków Yany. Ojciec lekceważył je tak długo, jak długo pamiętała o tym, by zachowywać się jak Blythe i nie spoufalać się ze szlamami. Zawsze traktował ją bardziej pobłażliwie niż jej starsze rodzeństwo, bo była najmłodsza i w dodatku nosiła imię po jego ukochanej matce i była do niej bardzo podobna z charakteru. Cóż, może to ta dzika rosyjska krew po babce Yanie czasem dochodziła do głosu i dlatego jej własna matka miała często problem z poskromieniem jej w tych dziecięcych i nastoletnich latach… – Gdy byłam starsza i znacznie lepiej znałam zamek, to dużo skuteczniej unikałam wykrycia.
Może nie urządzała sobie takich wypadów codziennie, bo jednak im była starsza tym bardziej świadoma, że z racji swojego pochodzenia musi przestrzegać pewnych norm, ale jak już to robiła, to zawsze bardzo ją to ekscytowało. Nawet sam strach przed złapaniem bardzo ją wtedy kręcił, takich emocji nie zapewniały żadne inne szkolne przeżycia. To były jej dwie natury – Yana przykładny Blythe szanujący tradycji i zasad, oraz Yana niepokorna, która czasem potrzebuje wyrwania poza schemat i doznań ciekawszych niż te typowe dla grzecznych czystokrwistych panienek.
Aczkolwiek o takie wrażenia jak dzisiaj to zdecydowanie się nie prosiła.
Nagle jednak z Jimem zaczęło dziać się coś dziwnego, wyglądał jakby się zakrztusił.
- Wszystko w porządku? – zapytała Marcela, bo Jim raczej nie mógł jej teraz udzielić odpowiedzi. Widziała że Marcel już mu pomagał i go oklepywał, wyglądał jakby dobrze wiedział, co robić, dlatego Yana, siedząca po drugiej stronie Marii niż chłopcy, ograniczyła się do obserwacji i miała nadzieję, że to nic poważnego, bo ciężko byłoby im się teraz dostać do uzdrowiciela, gdyby okazało się, że w gardle chłopaka utknęła jakaś kość z gulaszu lub coś w tym rodzaju. Może tylko zbyt łapczywie napił się piwa? Odłożyła swój kufel obok siebie, zabawa i tak została na ten moment przerwana, jednak miała nadzieję, że chodziło tylko o zbyt łapczywe picie piwa i nic gorszego się nie działo.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: "Pod ziemią" [odnośnik]28.07.24 10:56
W pierwszej chwili jej spojrzenie wyostrzyło się, jakby wyrwana z letargu powracała prędko do naturalnej czujności. Gotowa była — choć ból mięśni zmuszonych niespodziewanie do ciężkiego wysiłku dawał się już we znaki — rzucić się do Jima, gdy ten parsknął lub zakrztusił się, ale wystarczyła tylko sekunda, żeby do zmęczonego umysłu trafił jeden, istotny sygnał. Że to nie było nic prawdziwie złego, a coś śmiesznego, może wspomnienie związane z gołębiami. I w jednej sekundzie reakcja Doe wydała się niesamowicie zabawna, do tego stopnia, że sama Maria parsknęła śmiechem, chowając wcześniej twarz w zagłębienie swego ramienia. Pokiwała głową na wyjaśnienie, oczywiście przyjmując je takim, jakie było. Nie mogła zrozumieć głębszego sensu tej historii ani dotknąć ukrytego znaczenia słowa gruchanie. Ale teraz ta historia wydawała się naprawdę śmieszna, nawet gdy jej tam nie było.
Nie spodziewała się jednak pytań Jima o naukę w Beauxbatons. W jednej chwili otworzyła oczy szerzej, a na twarz wystąpił nawet nie różowy, a czerwony rumieniec. Złapał ją zupełnie nieprzygotowaną, ale... wypadało odpowiedzieć, prawda? Najpierw jednak musiała to wszystko przepić, najlepiej łykiem piwa.
— Francja jest krajem miłości, na pewno ludzie są bardziej... Otwarci, niż tutaj. La bise, to takie przywitanie, kiedy dwie osoby dają sobie buzi w policzek dwa, trzy, cztery razy. U nas nie robi się takich rzeczy, prawda? — spojrzała najpierw na Yanę, czekając jej potwierdzenia, następnie wzrok przenosząc na Marcela, aby wreszcie powrócić nim do Jima. — A w Beauxbatons uczą nas sztuki. I nie ma podziału na domy ze względu na charakter, tylko na przedmioty, których się uczymy. Harpie zajmują się malarstwem, rzeźbiarstwem i podobnymi, Gryfy wszystkim związanym z muzyką, tańcem, instrumentami, a ja... ja jestem Smokiem i Sztuka kochania Owidiusza też była omawiana... — i choć słowa sugerowały, że Maria była dumna ze swojej szkoły, z drogi, którą przeszła, to ton jej głosu przypominał bardziej ten, którego używa się, gdy próbuje się komuś wytłumaczyć, że wcale nie jest się głupim, bo lubi się lub robi to, czy tamto. Opuściła wreszcie wzrok, skupiając go na kuflu z piwem, powstrzymując się od westchnienia. Czy Jim będzie ją uważał za głupią i nudną? Właśnie tego się bała. Dlatego już nie reagowała na słodkie oczy Jima, wycofując się z walki o karty. Uśmiechnęła się tylko przepraszająco, gdy chłopak wskazał na nią palcem. Spojrzeniem wróciła do Marcela, który upominał przyjaciela za branie Yany na litość. Sama zachichotała, może nie trzymając się już na wodzy przez alkohol, wolną dłonią głaszcząc drzemiące zwierzątko. Dobrze wiedziała, że wzrok szczeniaka działał i na nią, cieszyła się więc, że nie była w sytuacji Yany.
— Ojej, ale musiał być zły — skomentowała z przejęciem historię z pomidorowym plastrem, jakby była to najbardziej przerażająca sytuacja, w której mogli się znaleźć. Takie myślenie pomagało jej najbardziej w chaosie końca świata, gdy skryta pod ziemią starała się myśleć, że wszystko to, co przeżyli, było tylko złym snem. Z nimi, w ich towarzystwie... Mogła uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze. Ciepły uśmiech Marcela, który przyszedł niedługo później, tylko umocnił ją w tym przekonaniu, rozwiązując jeden z wielu supłów strachu, które zaciskały się w jej żołądku. — Dziękuję — szepnęła tylko, szczera wdzięczność wylewała się z krótkiego bądź co bądź słowa. Nie mogła myśleć o okropnościach zbyt długo, nie chciała, żeby Yana się o nią martwiła, dlatego też wróciła spojrzeniem do Jima.
— Pijemy, jak robiliśmy — potwierdziła, chociaż nie spodziewała się, że niedługo później dojdzie do — jak jej się wydawało — kolejnej tragedii. I nawet, jeżeli była zmieszana jego pytaniami o Beauxbatons, to przecież... Lubiła go, w pewien pokrętnie naiwny sposób, nie mogła pozwolić mu się krztusić, nie tak! Wysunięta ręka wystarczyła, aby natychmiast ujęła Blue w dłonie, ostrożnie przekładając psidwaczka na bok. — Nie, Marcel, nie tak! — pisnęła przerażona, nie mogąc już obserwować tego, jak właściwie nie oklepywał, a obijał plecy Jima. Adrenalina — bowiem uwierzyła w ich fortel, oczywiście, że tak — uderzyła ją kolejny tego wieczoru, lub pewnie nocy, raz, gdy znalazła się obok Marcela, bok przy boku. Niewiele myśląc, złapała jego dłoń, palce pewnie i z zaskakującą siłą poczęły rozprostowywać te należące do chłopaka, aby zmienić ułożenie jego dłoni z pięści do otwartej. — Otwartą dłonią, tutaj — poleciła mu, kierując jego ręką tak, aby dłoń ułożyć pomiędzy łopatkami. — Uderzaj — tym razem przechyliła się w bok, aby zajrzeć w twarz Jima. Merlinie, co będzie, jak naprawdę umrze? — Jim, trzymaj się, zaraz ci pomożemy — zapewniła go z nerwowym uśmiechem, nim wróciła uwagą do Marcela. — Nie działa... — oznajmiła wreszcie, mówiąc bardziej do siebie, niż do chłopaków. — Musisz... Musimy... Uważaj, musisz go złapać tak — cofnęła się za Marcela, prędko obejmując go w pasie. Dłonie zacisnęła w pięści, układając jedną na drugiej powyżej pępka, nim mocnym, zdecydowanym ruchem wcisnęła je w brzuch chłopaka, a potem w górę. — Mocno w brzuch i w górę — ze względu na położenie wyszeptała te słowa do Marcelowego ucha. W tej pozycji mógł pewnie czuć, jak prędko i mocno biło serce Marii, lecz nie trwało to długo. Musieli pomóc Jimowi. — Twoja kolej, szybko!


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: "Pod ziemią" [odnośnik]28.07.24 17:37
Zaśmiał się w odpowiedzi na słowa Yany, wydawała się grzeczną dziewczyną, która raz czy dwa znalazła się w nieodpowiednim miejscu. Wyjca, on nigdy nie dostał wyjca, jego matka nigdy nie była zła, zawsze zmartwiona. Nie tylko dlatego nigdy nie dostał głośnego listu, zwyczajnie nie potrafiła go nadać. Nigdy nie współczuł dzieciakom, które dostawały wyjce, w irracjonalny sposób im tego zazdrościł - rodzinnej troski i opieki. Oni też unikali kłopotów, ale sięgali po nie na tyle często, że ukrywanie się przed nimi cały czas nie było możliwe. Z uśmiechem zwrócił się ku Marii, zmartwionej pomidorem, opowiedział najlżejszą historię, jaka przyszła mu na myśl. O tych, które zakończyły się uderzeniem rózgi, mówić nie chciał.
Zaśmiał się tez na wspomnienia Marii, przecząco kręcąc głową, nie, w Anglii nikt nie witał się pocałunkami. Wydawało mu się to dziwne, przekraczające granice, intymne. Nie odnalazłby się we francuskiej akademii, byłoby mu tam trudniej, niż w Hogwarcie. Przedmioty, o których mówiła, wymagały cierpliwości i precyzji, których w sobie nie miał, a może nie, może w gryfach wzleciałby wysoko, czuł przecież muzykę, choć miał poczucie, że taniec, o którym mówiła, daleki był od wyzwolenia, które kochał on. Sztywne akademickie reguły hołubiły baletowi, nie jego współcześniejszym i bardziej chaotycznym odpowiednikom, nie sztuce cyrkowej, takich jak on nie chciano widzieć w wielkich szkołach - byli błaznami, zabawiającymi tych, którzy tworzyli kolejne stopnie społecznych kaskad. Podniósł brew z uśmieszkiem, przenosząc wzrok na Jamesa, kiedy wspomniała o Sztuce kochania, nie wiedział, kim był Owidiusz, ale tytuł brzmiał odważnie, w Wielkiej Brytanii dobrze wychowanym dziewczętom nie pozwalano rozmawiać o cielesności, na pewno nie z chłopcami. Ale mówiła o tym lekko, jakby to nie było nic takiego. Pomyślał, że chciałby kiedyś odwiedzić Francję i zobaczyć, jak żyją tam ludzie.
- Nie! - zaprzeczył od razu, gdy Yana spytała, czy wszystko było w porządku, nic nie było w porządku, Jim przecież się krztusił, mógł umrzeć. - To jak?! - zawołał z przerażeniem ku Marii, przechwycona przez nią dłoń rozpostarła się, kierowana jej gestem, złożona między łopatkami Jamesa spoczęła bez ruchu, gdy ramię dziewczyny objęło go w pasie, obejrzał się ku niej przez ramię - gdyby James dusił się naprawdę, podobna demonstracja byłaby dla niego gwoździem do trumny, w końcu to on, nie Marcel potrzebował pomocy, ale zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. Czuł jej zapach, czuł jej ciepło, myślał o sztuce kochania. - Aha - napomknął, wstrzymując oddech - napiął wyćwiczone mięśnie brzucha mocno, nie pozwalając ich ruszyć dziewczynie, od której był przecież znacznie silniejszy. - Chyba nie łapię - rzucił na wydechu, Yana mogła dostrzec, jak przerażenie malowane wcześniej na twarzy zamienia się w rozbawienie, gdy szeptała do jego ucha. Maria dostrzec tego nie mogła, znajdowała się za nim. - Musisz jeszcze raz, nie czuję tego - zapewnił ją w pośpiechu, bez zwłoki obejmując Jamesa w pasie, zgiął kolano siadając tuż za nim. - Tu i co dalej?! - pytał, kładąc dłonie w okolicach jego pępka, wbijając palce w losowe miejsca. - Ciągnąć?! - Bok głowy oparł na jego plecach, oglądając się - znów z powagą - na dziewczynę, groza malowała się w źrenicach.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: "Pod ziemią" [odnośnik]31.07.24 9:00
Puścił Yanie perskie oko i błysnął uśmiechem, biorąc jej obietnicę przekazania kart na poważnie, a potem skrzyżował spojrzenie kipiące triumfem z Marcelem. Zapewnił sobie dodatkowe karty, będzie czym się chełpić i szczycić, a może nawet i wymieniać.
— Nigdy nie dostałem wyjca — wyznał też przy okazji, wtórując rozbawieniem przyjacielowi. Wysłuchał opowieści ciemnowłosej dziewczyny, a potem popatrzył na Marię, kiedy opowiadała o francuskiej szkole. Brzmiało odważnie. Francja wydawała mu się krajem pełnym lubieżności, seksualności, wyzwolenia. W oczach zapłonęły mu iskry fascynacji. Owidiusz nie mówił mu zupełnie nic, mylnie założył, że musiał być profesorem w szkole, Sztukę kochania, o której myślał wziął rzeczywiście za wykładaną tam naukę, co tylko spotęgowało jego wrażenie o Francji i Francuzach jako o seksualnych rewolucjonistach — czymś, co zarówno tu w Anglii, jak i w jego własnych romskich kręgach było absolutnie nie do pomyślenia. — Skoro to omawialiście to chyba... sporo wiesz? I umiesz? — zagadał Marię, nieśmiało i pozornie niewinnie, ale czuł w trzewiach, że ta relacja z Marcelem szybko nabierze tempa. — Mężczyźni też? — Witają się pocałunkami na powitanie? Anglia była krajem dygających na powitanie kobiet i zdystansowanych, kiwających głową mężczyzn, tak postrzegał wyższe sfery i świat, który go otaczał. Zerknął na blondyna z drżącym uśmiech. — Chodź tu, zrobię ci la bis — zaśmiał się, sięgając dłońmi do koszuli Marcela, ale zanim rzeczywiście się nachylił posłał w powietrze trzy bardzo teatralne całusy i parsknął śmiechem. Piwo szumiało mu w uszach, bąbelki robiły swoje. Stres osłabł, ale cała ta sytuacja sprawiała, że alkohol łatwo wchodził, nawet tak słaby i rozcieńczony, pozwalając by humor się poprawił mimo ciągle nieustającego dramatu. A potem poszedł już tylko dalej, krztusząc się, aż zaczynało mu zasychać w gardle. Ktoś z boku krzyknął, żeby go uciszyć, poza tym nikt nie zareagował na śmiertelnie poważną sytuację, a przynajmniej nie widział przez łzy w oczach nikogo, kto by się przejął umierającym na podłodze Cyganem. Maria w końcu zareagowała na jego aktorstwo, szybko przeskakując do tyłu. Spodziewał się, że znajdzie się zaraz za nim, demonstrując tuż przy Marcelu co należało zrobić, ale nie wyczuł jej za sobą — wciąż czuł tylko przyjaciela. Kiedy objął go w pasie, kaszel zaczynał powoli przeradzać się w śmiech, nad którym nie panował. Nie wiedział, co działo się za jego plecami — czuł, że nie otrzymuje niezbędnej pomocy, ale nie umiał na siebie już zwróci uwagi bardziej niż wyraźnym kaszlem, pozostało mu już tylko dramatyczne umieranie. Chciał być poważny, ale wbijane przez Marcela palce w brzuch wywoływały w nim łaskotki, śmieszny rodzaj bólu. Zginał nogi i spinał się za każdym razem w wygłupach bardziej niż śmiertelnych drgawkach. Uderzył go w rękę, by dał mu spokojnie umrzeć i bezwładnie opadł na niego ciałem, zmuszając go tym samym do tego, by pochylił się w tył, bliżej Marii. Rozłożył ręce na boki, głowa opadła mu też, a posklejanie włosy przysłoniły oczy — nie ruszał się chwilę, bardzo krótką, bo towarzystwo z tyłu zajęte było nędznym flirtem. Czuł pod plecami dłonie Marii, przyciśnięte do brzucha Marcela. Zatrzymał je w miejscu własnym martwym ciałem. Otworzył oczy i zadarł głowę, by popatrzeć na przyjaciela.
— Jesteście, beznadziejni. Oboje. Dostajecie oboje trolla za pierwszą pomoc, idźcie się doszkolić, cholerni amatorzy — wyrzucił z wyraźnym wyrzutem, choć śmiał się pod nosem i nie ruszał się z miejsca, szukając tym razem wygodniejszej pozycji, głowę układając gdzieś na ramieniu Sallowa. Powiercił się chwilę, niczym panicz na fotelu, wciąż przytrzymując dłonie dziewczyny pod sobą i splótł dłonie na brzuchu. — Brak mi słów, naprawdę. Widziałaś ich? Udusiłbym się tu — rzucił z wyrzutem do Yany i westchnął ciężko, przymykając oczy. Był zmęczony, ale nawet nie łudził się, że którekolwiek z nich będzie w stanie tu odpocząć. Czekali aż wszystko ucichnie i rzeczywiście, zaczynało się uspokajać. Może nawet wokół się rozluźniło, wydawało mu się, że było mniej ludzi. Mogli spróbować wyjść i zobaczyć, czy jest bezpiecznie. Odprowadzić dziewczyny, zajrzeć do cyrku i pomóc tam, gdzie pomoc była potrzebna. Jeszcze długo nie zmrużą oczu.


| zt wszyscy? :pwease: rolling



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
How do you love?
Like a fist. Like a knife.
But I want to be more like a weed,
a small frog trembling in air.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

"Pod ziemią"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach