Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Grota Krzyku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Grota Krzyku
Grota Krzyku jest miejscem powszechnie znanym wśród młodych czarodziejów, którzy lubią zakładać się o to, kto wytrzyma w niej najdłużej. Znajduje się w niegościnnej części Durham w miejscu do którego trudno jest dostać się inną drogą, niż poprzez teleportację. Wejście do niej jest dość duże, a jeśli zbliży się do niego człowiek pochodnie osadzone w skale samoistnie rozbłyskają płomieniami.
Pierwsze kroki stawiane w środku są dla czarodzieja zwykle zawodem - po plotkach traktujących o tym jak przerażające jest to miejsce trudno uwierzyć, że widzi się jedynie kamienne ściany. Echo stawianych kroków odbija się głośno, sugerując, że grota ciągnie się dość głęboko.
Powoli jednak, im dalej od źródła światła, tym bardziej wyrazista staje się ciemność - ciemność, której nie da się rozproszyć żadnym zaklęciem. A w owej ciemności każdy widzi inne kształty. Prawdopodobnie wyczuwając strach, którym mogą się karmić, dotarły tutaj liczne boginy, jest to jednak tylko jedna z teorii - którą obala w oczywisty sposób fakt, że zaklęcie Riddiculus w niczym nie pomaga, a przerażających istot przybierających przeróżne formy jest więcej i więcej.
I w chwili, kiedy śmiałek ma dość - chce już tylko uciekać, dociera do niego, że zgubił drogę, a grota wcale nie ma zamiaru zbyt łatwo go uwolnić.
Niewątpliwie jest to wspaniałe miejsce na kryjówkę - jednak tylko dla tych, którym nie są drogie ich zmysły.
Wszystkie istoty czy osoby, jakie widzi tu postać są wyłącznie wytworami jej wyobraźni, nie są w stanie jej realnie skrzywdzić. Postać może słyszeć głosy, może widzieć wyraźne kształty, nawet zbyt wyraźne jak na panującą dookoła ciemność. Postać nie jest w stanie racjonalnie patrzeć na to, co widzi i słyszy - między innymi na tym polega klątwa tego miejsca.
Opuszczenie lokacji jest możliwe, kiedy postaci wyrzucą łącznie 400 oczek (k100, wszystkie rzuty sumują się), do rzutu dodaje się biegłość odporności magicznej.
Lokacja zawiera kości.Pierwsze kroki stawiane w środku są dla czarodzieja zwykle zawodem - po plotkach traktujących o tym jak przerażające jest to miejsce trudno uwierzyć, że widzi się jedynie kamienne ściany. Echo stawianych kroków odbija się głośno, sugerując, że grota ciągnie się dość głęboko.
Powoli jednak, im dalej od źródła światła, tym bardziej wyrazista staje się ciemność - ciemność, której nie da się rozproszyć żadnym zaklęciem. A w owej ciemności każdy widzi inne kształty. Prawdopodobnie wyczuwając strach, którym mogą się karmić, dotarły tutaj liczne boginy, jest to jednak tylko jedna z teorii - którą obala w oczywisty sposób fakt, że zaklęcie Riddiculus w niczym nie pomaga, a przerażających istot przybierających przeróżne formy jest więcej i więcej.
I w chwili, kiedy śmiałek ma dość - chce już tylko uciekać, dociera do niego, że zgubił drogę, a grota wcale nie ma zamiaru zbyt łatwo go uwolnić.
Niewątpliwie jest to wspaniałe miejsce na kryjówkę - jednak tylko dla tych, którym nie są drogie ich zmysły.
Wszystkie istoty czy osoby, jakie widzi tu postać są wyłącznie wytworami jej wyobraźni, nie są w stanie jej realnie skrzywdzić. Postać może słyszeć głosy, może widzieć wyraźne kształty, nawet zbyt wyraźne jak na panującą dookoła ciemność. Postać nie jest w stanie racjonalnie patrzeć na to, co widzi i słyszy - między innymi na tym polega klątwa tego miejsca.
Opuszczenie lokacji jest możliwe, kiedy postaci wyrzucą łącznie 400 oczek (k100, wszystkie rzuty sumują się), do rzutu dodaje się biegłość odporności magicznej.
Vergil Zabini stanowił jeszcze zagadkę i enigmę. Nie miała okazji z nim współpracować, ale otrzymała informacje że warto zwrócić się do niego o pomoc, ponieważ miał w sobie wiele zapału do działania i mógł wiele zrobić w ich szeregach. Jako sojusznik nie miał wszystkich informacji, pewna wiedza stanowiła dla niego zamknięte drzwi, ale po prawdzie Primrose była już rycerką a nadal większości rzeczy nie wiedziała. Wydzierała wiedzę płachtami, musiała cieszyć się ochłapami jakie jej rzucali, licząc, że tym się zadowoli. Lady Burke jednak drążyła i dowiadywała się wielu rzeczy bocznymi drogami, czasami bardzo zaskakującymi, kiedy winni jej to powiedzieć członkowie własnej organizacji. Nie zdziwiłaby się gdyby to wynikało z tego, że w tej samej organizacji nikt nie traktuje jej zbyt poważnie. Nie zdziwiłaby się gdyby została przyjęta tylko ze względu na brata oraz w naglącej potrzebie pilnowania jej zapędów, których przecież zbytnio nie ukrywała głośno wyrażając własne opinie i wskazując na jawny brak konsekwencji pomiędzy słowami, a działaniami. Komentarz o chciwości puściła mimo uszu. Ludzie byli biedni, wojna odcisnęła na nich swoje piętno, nie winiła ich za to, że szukali możliwości przetrwania, nawet jeżeli działanie to było głupie i skazane z góry na porażkę.
Przybycie Drew zarejestrowała, ale skupiona wciąż na wejściu do groty nie odwróciła się od razu w jego stronę przez chwilę jeszcze wpatrując się w runy zapisane skale. Nagły i niespodziewany dotyk sprawił, że drgnęła i uniosła spojrzenie. Przełamanie granicy sprawiło, że wzięła głębszy oddech. Po przedziwnym wydarzeniu w sklepie ledwie parę dni temu była bardzo wyczulona na wszystko co nie było dla niej typowe. Słysząc znajomy głos tuż przy uchu trochę się uspokoiła.-Czy kiedykolwiek było to przeszkodą, aby i tak je zadawać? - Zapytała unosząc nieznacznie brwi. Na ustach pojawił się nieznaczny uśmiech. Nie panienko, nie Primrose, a lady. Czyżby jej się tylko wydawało, że zgodziła się na przejście na inną formę? -Cieszę się, że przybyłeś. - Postanowiła sprawdzić to, pomijając grzecznościową formę. Kiedy przedstawiła co dokładnie zaszło i w jakim celu znajdują się właśnie w tym miejscu podeszła za Drew do wnętrza groty, aby przyjrzeć się lepiej rzeczonym runom. -Zdaje się, że były one obecne na kartach ksiąg o Galahadzie i jego historii. - Spojrzała na jednego to na drugiego czarodzieja chcąc się upewnić, że wiedzą o czym mówiła.-Mnie samej wydają się mieć one funkcję ochronną lub wręcz pułapki, ale nie jestem pewna. - Podeszła bliżej skał -Kiedy przestano używać takiego zapisu? - Pytanie skierowane było do Drew, a potem dostrzegła kryształki. -Co to takiego? - Wyciągnęła różdżkę, przyjrzała się ścianie z bliska chcąc dojrzeć jak najwięcej jednocześnie nie dotykając jej.
Przybycie Drew zarejestrowała, ale skupiona wciąż na wejściu do groty nie odwróciła się od razu w jego stronę przez chwilę jeszcze wpatrując się w runy zapisane skale. Nagły i niespodziewany dotyk sprawił, że drgnęła i uniosła spojrzenie. Przełamanie granicy sprawiło, że wzięła głębszy oddech. Po przedziwnym wydarzeniu w sklepie ledwie parę dni temu była bardzo wyczulona na wszystko co nie było dla niej typowe. Słysząc znajomy głos tuż przy uchu trochę się uspokoiła.-Czy kiedykolwiek było to przeszkodą, aby i tak je zadawać? - Zapytała unosząc nieznacznie brwi. Na ustach pojawił się nieznaczny uśmiech. Nie panienko, nie Primrose, a lady. Czyżby jej się tylko wydawało, że zgodziła się na przejście na inną formę? -Cieszę się, że przybyłeś. - Postanowiła sprawdzić to, pomijając grzecznościową formę. Kiedy przedstawiła co dokładnie zaszło i w jakim celu znajdują się właśnie w tym miejscu podeszła za Drew do wnętrza groty, aby przyjrzeć się lepiej rzeczonym runom. -Zdaje się, że były one obecne na kartach ksiąg o Galahadzie i jego historii. - Spojrzała na jednego to na drugiego czarodzieja chcąc się upewnić, że wiedzą o czym mówiła.-Mnie samej wydają się mieć one funkcję ochronną lub wręcz pułapki, ale nie jestem pewna. - Podeszła bliżej skał -Kiedy przestano używać takiego zapisu? - Pytanie skierowane było do Drew, a potem dostrzegła kryształki. -Co to takiego? - Wyciągnęła różdżkę, przyjrzała się ścianie z bliska chcąc dojrzeć jak najwięcej jednocześnie nie dotykając jej.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie byłeś mistrzem w starożytnych runach, nie wydawało się też, że miałeś równie mocne koneksje niż ta dwójka. Ale faktycznie, tak jak reszta miałeś swoje tajemnice. Całe szczęście, że nie udało Ci się zobaczyć jakiegokolwiek oklumenty w waszym towarzystwie, któremu jakkolwiek zależało na znalezieniu jakichkolwiek informacji w twojej głowie. Byłeś o tyle bezpieczny. Co jednak mogło wydawać się najciekawsze to fakt, że wraz z kolejnymi "wypadami" poznawałeś coraz to bardziej wpływowe osoby, co było dość... zabawne biorąc pod uwagę jak kiepsko poszło Ci z Traversem, który był dość zawiedziony waszym ostatnim spotkaniem. Było się jakkolwiek dziwić? Mężczyzna w końcu nie usłyszał z twoich ust życzliwych słów, ale sam w głębi duszy wiedziałeś, że samemu ciężko byłoby Ci się do nich teraz przyznać. Wolałeś zatem skupić się na tym co było tu i teraz. A tym co było tu i teraz to osoby w postaci namiestnika i lady Burke. Westchnąłeś więc, starając się szukać tego, co może przynieść jakiekolwiek informacje. Oczywiście zrobiłeś parę kroków od nich, jakby chcąc... wyciszyć się. Nie byłeś normalny, co ja pieprzę, byłeś bardziej w świecie duchów niż rzeczywistym. Ale to chyba właśnie ten świat zdawał się być tobie teraz najbardziej pomocny. Analizowałeś wszystko na podstawie tego, co mówili Ci inni, żeby w pewnym momencie wyjść na przeciw temu wszystkiego i powiedzieć to, co uważasz, że może być właściwym tropem
— Bo to jest pułapka, a zarazem ochrona, lady. Pułapka na to co kryje się wewnątrz i swoimi szeptami kusi do wejścia do środka. Ochrona przed tym, co Galahad zastawił na to co było w środku, a co starało się teraz wyjść na zewnątrz, ale nie mogło aż do teraz. Słyszę poszeptywania, ale to co kryje się tam zdaje się być z każdym metrem co raz silniejsze i bardziej słyszalne dla mnie. Odczuwalne. — Mogło to im wydawać się naprawdę dziwne, że nie potrafili tego wyczuć, a udało się to tobie, praktycznie prawie nieznanemu im spirytyście. Zerknąłeś jednak po ich twarzach, samemu starając się zauważyć na nich coś więcej. Hmm... Co można jeszcze było tutaj zrobić. Duchy lub demony czasem mogły starać się komunikować z innymi, a ich szepty wydawały Ci się nader ciche, niesłyszalne z tego miejsca z którego obecnie byłeś. Więc skinąłeś jedynie głową na znak tego, że zamierzałeś podejść bliżej do wejścia, jednak z gotową do jakiegokolwiek działania różdżką. Wyczuwanie to było jedno, komunikacja, otworzenie się duszą na świat niematerialny to drugie. Postanowiłeś wykorzystać swoje wewnętrzne zdolności wyciągnięte z dawnych nauk, aby wzmocnić te szepty. Poznać choćby strzępek więcej, dowiedzieć się o jakiejkolwiek emocji tego czegoś, co tam zostało i najwyraźniej nie było aż tak dobre, skoro sam Galahad postanowił to tutaj ukryć. Chociaż... to było tylko przypuszczenie. W końcu wiedza o postaciach historycznych była taka, jaką chciał przekazać autor spisywanego dzieła.
— Bo to jest pułapka, a zarazem ochrona, lady. Pułapka na to co kryje się wewnątrz i swoimi szeptami kusi do wejścia do środka. Ochrona przed tym, co Galahad zastawił na to co było w środku, a co starało się teraz wyjść na zewnątrz, ale nie mogło aż do teraz. Słyszę poszeptywania, ale to co kryje się tam zdaje się być z każdym metrem co raz silniejsze i bardziej słyszalne dla mnie. Odczuwalne. — Mogło to im wydawać się naprawdę dziwne, że nie potrafili tego wyczuć, a udało się to tobie, praktycznie prawie nieznanemu im spirytyście. Zerknąłeś jednak po ich twarzach, samemu starając się zauważyć na nich coś więcej. Hmm... Co można jeszcze było tutaj zrobić. Duchy lub demony czasem mogły starać się komunikować z innymi, a ich szepty wydawały Ci się nader ciche, niesłyszalne z tego miejsca z którego obecnie byłeś. Więc skinąłeś jedynie głową na znak tego, że zamierzałeś podejść bliżej do wejścia, jednak z gotową do jakiegokolwiek działania różdżką. Wyczuwanie to było jedno, komunikacja, otworzenie się duszą na świat niematerialny to drugie. Postanowiłeś wykorzystać swoje wewnętrzne zdolności wyciągnięte z dawnych nauk, aby wzmocnić te szepty. Poznać choćby strzępek więcej, dowiedzieć się o jakiejkolwiek emocji tego czegoś, co tam zostało i najwyraźniej nie było aż tak dobre, skoro sam Galahad postanowił to tutaj ukryć. Chociaż... to było tylko przypuszczenie. W końcu wiedza o postaciach historycznych była taka, jaką chciał przekazać autor spisywanego dzieła.
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-Mnie?- uniosłem pytająco brew, choć nie oczekiwałem odpowiedzi, bowiem pytanie było aż nadto retoryczne. -Nigdy- wykrzywiłem wargi w szelmowskim wyrazie. -Wyspany, trzeźwy i do twoich usług- odparłem z tonem podsyconym sarkazmem. -Cały twój- domyślałem się, że Vergil może zrozumieć to wszystko dwojako, lecz nieszczególnie o to dbałem. Z pewnością nieco inne podejście do sytuacji miała Primrose, dlatego oszczędziłem jej kolejnych komentarzy – chociażby o głębszym oddechu spowodowanym dotykiem, co najmniej jakbym parzył – i zająłem się pomocą oraz poniekąd pracą, bowiem takowej wymagała analiza znaków. Wnikliwa i co ważniejsze o wiele bardziej wymagająca, niżeli sądziłem.
Lady Bukre miała rację – księgi o historii, odwadze i legendzie Galahada posiadały na swych kartach podobne symbole, gotów byłem nawet rzec, że identyczne. -Wszedł w posiadanie miecza boleści, który otrzymał z rąk samego Merlina- zamyśliłem się na moment starając przypomnieć sobie całą treść manuskryptu, jak i połączyć wszelkie kropki. Runy z odpowiednimi stronicami oraz metafory z miejscem, w jakim się znajdowaliśmy. -Historia Galahada rzekomo miała miejsce kilka wieków po najeździe Normanów na Anglię, lecz ich wpływy, kultura pozostawała żywa- mogli mieć do niej dostęp, musieli mieć, czego dowodem były wykute w skałach symbole. Potomkowie pozostali na wyspach, mogli szerzyć ją w ukryciu, a każdy kto choć odrobinę interesował się starożytnymi runami wiedział, że to właśnie nordycka magia niosła za sobą wyjątkową siłę. Nie tylko ofensywną, ale przede wszystkim defensywną i to właśnie ona pozostawała do tej pory największą zagadką. Wojownicy uzbrojeni jedynie w topory, czarne znaki na ciele i tarcze potrafili rozbijać całe armie – mugole, gotów byli stawić czoło każdemu. Nie znali lęku, obcy był im strach o własne życie. Znałem te legendy, związane były z moimi przodkami, korzeniami, jakich nie mogłem się wyprzeć. Rzecz jasna to oni winni byli rysowanym na skórze symbolom – Mac an Oighre.
-Legenda o zdobyciu Świętego Graala- rzuciłem nie kontynuując, a jedynie przenosząc spojrzenie na Primrose, a następnie Vergila. Wiedzieli do czego dążyłem w swych rozważaniach? Mieli podobne przypuszczenia? Jeśli tak to musieli zdać sobie sprawę, że wnętrze groty może zawierać nie tylko złe, pradawne moce i pułapki, ale przede wszystkim artefakty, jakie nigdy nie miały zostać znalezione. -Dokładnie- odparłem Zabiniemu, miał trafne spostrzeżenia. Coś pragnęło zapewne się uwolnić, dlatego mamiło nas swym głosem. Pozostawało pytanie czy to ślady magii, kwintesencja nałożonych klątw, czy też istoty? Potwora, który został siłą wepchnięty w odmęty groty i zapieczętowany, aby spędził tam resztę marnego żywota, czy też czegoś chronił? -Runy nie chronią przed dostaniem się do środka, ale wyjściem- rzuciłem, po czym wygiąłem wargi w równie złowieszczym, co zaintrygowanym wyrazie. -Spirale, zauważcie że im dalej spojrzymy tym runy bardziej się powielają, są kreślone ciaśniej, gęściej. Ktoś włożył w to dużo trudu- dodałem, a następnie wyciągnąłem przed siebie wężowe drewno. Nie było czasu do stracenia, na powierzchni nie uzyskamy odpowiedzi, a ja byłem ich spragniony. -Chciałaś zastrzyku adrenaliny. Nie tylko zapachu, ale prawdziwej przygody- zacząłem i obróciłem się przez ramię, aby spojrzeć na Primrose. -Może to nie wschód, może nie południe, ale od czegoś trzeba zacząć- zwieńczyłem nawiązując do naszej ostatniej rozmowy. Nie musiałem precyzować, doskonale wiedziała o co mi chodziło. - Hexa revelio- wypowiedziałem zaraz po tym jak ruszyłem przed siebie. Początkowo zignorowałem lśniące kryształki, bowiem mogło to być wszystko. Nawet zwykłe złoże.
|1 kostka - opętanie
2 - zaklęcie
Lady Bukre miała rację – księgi o historii, odwadze i legendzie Galahada posiadały na swych kartach podobne symbole, gotów byłem nawet rzec, że identyczne. -Wszedł w posiadanie miecza boleści, który otrzymał z rąk samego Merlina- zamyśliłem się na moment starając przypomnieć sobie całą treść manuskryptu, jak i połączyć wszelkie kropki. Runy z odpowiednimi stronicami oraz metafory z miejscem, w jakim się znajdowaliśmy. -Historia Galahada rzekomo miała miejsce kilka wieków po najeździe Normanów na Anglię, lecz ich wpływy, kultura pozostawała żywa- mogli mieć do niej dostęp, musieli mieć, czego dowodem były wykute w skałach symbole. Potomkowie pozostali na wyspach, mogli szerzyć ją w ukryciu, a każdy kto choć odrobinę interesował się starożytnymi runami wiedział, że to właśnie nordycka magia niosła za sobą wyjątkową siłę. Nie tylko ofensywną, ale przede wszystkim defensywną i to właśnie ona pozostawała do tej pory największą zagadką. Wojownicy uzbrojeni jedynie w topory, czarne znaki na ciele i tarcze potrafili rozbijać całe armie – mugole, gotów byli stawić czoło każdemu. Nie znali lęku, obcy był im strach o własne życie. Znałem te legendy, związane były z moimi przodkami, korzeniami, jakich nie mogłem się wyprzeć. Rzecz jasna to oni winni byli rysowanym na skórze symbolom – Mac an Oighre.
-Legenda o zdobyciu Świętego Graala- rzuciłem nie kontynuując, a jedynie przenosząc spojrzenie na Primrose, a następnie Vergila. Wiedzieli do czego dążyłem w swych rozważaniach? Mieli podobne przypuszczenia? Jeśli tak to musieli zdać sobie sprawę, że wnętrze groty może zawierać nie tylko złe, pradawne moce i pułapki, ale przede wszystkim artefakty, jakie nigdy nie miały zostać znalezione. -Dokładnie- odparłem Zabiniemu, miał trafne spostrzeżenia. Coś pragnęło zapewne się uwolnić, dlatego mamiło nas swym głosem. Pozostawało pytanie czy to ślady magii, kwintesencja nałożonych klątw, czy też istoty? Potwora, który został siłą wepchnięty w odmęty groty i zapieczętowany, aby spędził tam resztę marnego żywota, czy też czegoś chronił? -Runy nie chronią przed dostaniem się do środka, ale wyjściem- rzuciłem, po czym wygiąłem wargi w równie złowieszczym, co zaintrygowanym wyrazie. -Spirale, zauważcie że im dalej spojrzymy tym runy bardziej się powielają, są kreślone ciaśniej, gęściej. Ktoś włożył w to dużo trudu- dodałem, a następnie wyciągnąłem przed siebie wężowe drewno. Nie było czasu do stracenia, na powierzchni nie uzyskamy odpowiedzi, a ja byłem ich spragniony. -Chciałaś zastrzyku adrenaliny. Nie tylko zapachu, ale prawdziwej przygody- zacząłem i obróciłem się przez ramię, aby spojrzeć na Primrose. -Może to nie wschód, może nie południe, ale od czegoś trzeba zacząć- zwieńczyłem nawiązując do naszej ostatniej rozmowy. Nie musiałem precyzować, doskonale wiedziała o co mi chodziło. - Hexa revelio- wypowiedziałem zaraz po tym jak ruszyłem przed siebie. Początkowo zignorowałem lśniące kryształki, bowiem mogło to być wszystko. Nawet zwykłe złoże.
|1 kostka - opętanie
2 - zaklęcie
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 65
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 65
Drew ruszył w głąb korytarza jako pierwszy, a im dalej szedł, tym chłodniejsze było owiewające go powietrze. Choć na górze, u wylotu jaskini, było ciepło i parno, to już po przebyciu kilkunastu metrów temperatura spadała na tyle, że na powierzchni rozgrzanej skóry pojawiała się gęsia skórka. Tunel przez cały czas opadał w dół, na tyle stromo, że schodząc, trzeba było uważać, by się nie pośliznąć - zwłaszcza, że w pewnym momencie zarówno ściany, jak i posadzka, stały się wilgotne, pokryte lśniącymi w blasku run kroplami. Same runy - zgodnie z przypuszczeniem wysnutym przez Drew - gęstniały w miarę zagłębiania się w grotę, a stworzone z nich spirale pięły się ciaśniej, w sposób pozbawiony jednak chaosu: kształty, w które się układały, mogły wam wydać się harmonijne, a nawet wykreślone z artystycznym kunsztem. Ktokolwiek był ich autorem, musiał być mistrzem w swoim fachu, a Drew i Primrose mogli być pewni, że we współczesnych czasach podobne konstrukcje były niespotykane, a jeśli już: to należały do niezwykłej rzadkości.
Otaczająca was magia odpowiedziała na zaklęcie rzucone przez Macnaira od razu, sprawiając, że powietrze w tunelu zgęstniało i zabarwiło się na biało, intensywniejszej barwy nabierając w pobliżu ścian - ale sposób, w jaki poruszała się i wibrowała mleczna mgła sugerował, że nałożona na to miejsce klątwa nie była aktywna; że coś - lub ktoś - zaburzyło jej działanie, sprawiając, że przestała pełnić swoją funkcję. Im niżej, tym magia wydawała się silniejsza, a także - mniej stabilna, Drew mógł odczuć wrażenie, że była jak łatwopalna substancja, której wystarczyłaby iskra, by eksplodować - nim jednak zdążyłby podjąć decyzję o odwrocie, tunel skończył się, otwierając się na przestronną, idealnie okrągłą, wykutą w skale komnatę - tak wysoką, że jej sufit był niewidoczny, ginąc w ciemnościach. Dno komnaty pokryte było wodą, głęboką na kilka centymetrów, której powierzchnia przez cały czas drżała lekko, zupełnie jakby otaczającymi ją skałami poruszały niewielkie wstrząsy. Tuż pod powierzchnią mogliście dostrzec kolejne runiczne znaki, tak samo jak te na ścianach lśniące bursztynowym blaskiem - ułożone w krąg obiegający całą salę, choć znacznie od niej mniejszy, o średnicy około dziesięciu metrów. Ponad kręgiem unosiły się niezliczone, cienkie jak nić, złociste, utkane jakby ze światła łuki, rozciągające się pomiędzy runami znajdującymi się naprzeciw siebie; krzyżując się w najwyższym punkcie, pośrodku koła, tworzyły coś w rodzaju migotliwej kopuły, która mogła skojarzyć wam się z klatką. Pustą - jeżeli coś znajdowało się wewnątrz niej, to zdążyło ją opuścić - co do tego nie mieliście wątpliwości.
Szepty, które od samego początku słyszał Vergil, na dole były znacznie lepiej słyszalne, ale choć spirytysta mógł być pewien, że dociera do niego echo obcej, bardzo starej obecności, to nie potrafił wysnuć z obcych, bezkształtnych słów żadnego sensu. Głosy po raz pierwszy usłyszał za to Drew - wyczuwając w nich coś gniewnego, groźnego; wsłuchując się w nie, poczuł - zupełnie, jakby były to jego własne emocje - odległe pragnienie zemsty, siania zniszczenia. Uczucie było jednak na tyle słabe, że był w stanie bez trudu je od siebie odepchnąć.
Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki, ale w razie potrzeby - odpowie na pytania. Jeśli coś w poście jest niejasne i wymaga rozrysowania - dajcie znać.
Otaczająca was magia odpowiedziała na zaklęcie rzucone przez Macnaira od razu, sprawiając, że powietrze w tunelu zgęstniało i zabarwiło się na biało, intensywniejszej barwy nabierając w pobliżu ścian - ale sposób, w jaki poruszała się i wibrowała mleczna mgła sugerował, że nałożona na to miejsce klątwa nie była aktywna; że coś - lub ktoś - zaburzyło jej działanie, sprawiając, że przestała pełnić swoją funkcję. Im niżej, tym magia wydawała się silniejsza, a także - mniej stabilna, Drew mógł odczuć wrażenie, że była jak łatwopalna substancja, której wystarczyłaby iskra, by eksplodować - nim jednak zdążyłby podjąć decyzję o odwrocie, tunel skończył się, otwierając się na przestronną, idealnie okrągłą, wykutą w skale komnatę - tak wysoką, że jej sufit był niewidoczny, ginąc w ciemnościach. Dno komnaty pokryte było wodą, głęboką na kilka centymetrów, której powierzchnia przez cały czas drżała lekko, zupełnie jakby otaczającymi ją skałami poruszały niewielkie wstrząsy. Tuż pod powierzchnią mogliście dostrzec kolejne runiczne znaki, tak samo jak te na ścianach lśniące bursztynowym blaskiem - ułożone w krąg obiegający całą salę, choć znacznie od niej mniejszy, o średnicy około dziesięciu metrów. Ponad kręgiem unosiły się niezliczone, cienkie jak nić, złociste, utkane jakby ze światła łuki, rozciągające się pomiędzy runami znajdującymi się naprzeciw siebie; krzyżując się w najwyższym punkcie, pośrodku koła, tworzyły coś w rodzaju migotliwej kopuły, która mogła skojarzyć wam się z klatką. Pustą - jeżeli coś znajdowało się wewnątrz niej, to zdążyło ją opuścić - co do tego nie mieliście wątpliwości.
Szepty, które od samego początku słyszał Vergil, na dole były znacznie lepiej słyszalne, ale choć spirytysta mógł być pewien, że dociera do niego echo obcej, bardzo starej obecności, to nie potrafił wysnuć z obcych, bezkształtnych słów żadnego sensu. Głosy po raz pierwszy usłyszał za to Drew - wyczuwając w nich coś gniewnego, groźnego; wsłuchując się w nie, poczuł - zupełnie, jakby były to jego własne emocje - odległe pragnienie zemsty, siania zniszczenia. Uczucie było jednak na tyle słabe, że był w stanie bez trudu je od siebie odepchnąć.
Spojrzała w stronę Vergila, który odszedł kawałek dalej, wzrok zdawał się mieć nieobecny. Jako osoba, która potrafiła widzieć więcej, patrzeć w głąb i dostrzegać to co dla innych było za mgłą, musiał mieć swoje sposoby, aby odnaleźć to co z pozoru zdaje się być niewidoczne. Następnie wzrok utkwiła w namiestniku, który uznał, że może sobie z niej teraz dworować. Inna sprawa, że chyba świetnie się bawił widząc jej zmieszanie. Nie chcąc dać po sobie poznać tego co myśli, uniosła jedynie wymownie oczy ku górze, po czym westchnęła cicho.
-Brakowało dworskiego ukłonu. - Skomentowała od razu; znów słowa cisnęły się same nim dwa razy się zastanowiła. Wzięła głębszy oddech, aby się uspokoić. To nie był czas najlepszy na rozpraszanie się, ani tym bardziej roztrząsanie kolejnych, drobnych gestów, których nie wiedziała jak odczytać. Nadal miała problem, aby poruszać się po planszy zachowań, która świetnie była znana Drew. Zamiast tego skupiła się na samej legendzie, o której teraz mówili.
Przyglądała się runom z uwagą, słuchając jednocześnie słów ze strony mężczyzn.
-Dlatego też je kojarzę… - mruknęła pod nosem, ponieważ ród Burke wywodził się od normanów. Posiadali wiele manuskryptów i rękopisów schowanych głęboko w bibliotece. Czy to oznaczało, że to właśnie wśród tych cennych dzieł powinna szukać odpowiedzi na pytania związane z tym co się właśnie działo w kraju? Magia nie była usystematyzowana, choć umysł kobiety pragnął często porządku, tak wiedziała, że od magii tego wymagać nie mogła. Runy zaś przybyły wraz z normanami, oni sami posiadali na początku inny rodzaj magii. -Kiedy Normanowie składali runy i zaklinali magię w piśmie, my mieliśmy rytuały i magię symboli. - Spojrzała na Vergila, a potem na Drew. -Całkowicie odmienną, bazującą na roślinach, na sile ziemi, powietrza, wody i wiatru. - Wróciła spojrzeniem na runy i zmarszczyła lekko brwi. -Normanowie pokazali jak inaczej kształtować magię, być może właśnie ten inny sposób ułatwiał panowanie nad tym, czego nasi przodkowie nie byli wstanie sami ujarzmić. - Rozważała na głos i przypominała sobie swoją wiedzę jaką posiadała na temat historii. Słowa Vergila sprawiły, że przerwała swoją wypowiedź i spojrzała w stronę wejścia do groty. Coś tam się czaiło? Jeżeli słyszał głosy to czy natrafią na resztki siły, która wydostała się na zewnątrz? -Bardziej echo czy rzeczywista obecność? - Zapytała w pełni skupiona na zadaniu jakie miała wykonać. Podeszła do wejścia wyciągając różdżkę. -Chronią czy nie, nie powstrzyma mnie to przed wejściem do środka. - Oznajmiła pewnym głosem. Nie zostawi tego, nie pozwoli, aby bezmyślność oraz brak szerszej perspektywy niszczył i tak ledwo trzymającą się w posadach rzeczywistość. Zacisnęła mocniej palce na różanym drewnie, po czym wkroczyła zaraz za Drew do wnętrza groty. Stawiając ostrożnie kroki rozglądała się dookoła chcąc zobaczyć jak najwięcej. Choć na zewnątrz panował upał, tak w środku chłód i wilgoć osadzały się na ciele oraz włosach powodując lekkie dreszcze. W pewnym momencie poślizgnęła się, ale szybko złapała równowagę, nauka szermierki na coś przydała innego niż w trakcie treningów. Kamienna podłoga nie ułatwiała schodzenia w dół więc bardzo pilnowała, aby nie polecieć ponownie.
Wkraczając do wykutej komnaty zwolniła kroku, widok był niesamowity i wręcz zapierający dech w piersi. Podeszła do brzegu przedziwnego, małego zbiornika wodnego przyglądając się wodzie, która drżała od niewidzialnych uderzeń. Jednak nie słyszała zawalających się ścian, czy toczących kamieni. -Nadal pan słyszy szepty, panie Zabini? - Zapytała cicho, a wzroku nie mogła oderwać od lśniącej, utkanej jak ze złotych nici, klatki zawieszone nad taflą. -Graal tu kiedyś był. - Wskazała na pustą przestrzeń. -I nie był to raczej kielich. - Była niemal pewna, że w środku były zamknięte cienie albo coś co mogło je tworzyć i to one rozpierzchły się po całym hrabstwie. Przypomniałą sobie jak Ramsey Mulciber wspominał o kryształach jakie podarował im Czarny Pan, o potędze jaka została rozbudzona i nad jaką nie byli wstanie już panować. Czy wydarzenia w Locus Nihil osłabiły zabezpieczenia? Czy kometa złamała je doszczętnie? Czy to wszystko było ze sobą powiązane i od września nikt z tym nic nie zrobił? Nikt nie badał, nikt nie zadawał pytań, tylko czerpał z potęgi jaką otrzymał. Złość na nowo zaczęła narastać w lady Burke, która czuła, że ludzka pycha, duma i zacietrzewienie sprawiło, że znaleźli się w sytuacji takiej jak ta.
Powoli, krok za krokiem, obchodziła wodny zbiornik starając się wypatrzeć jak najwięcej run. Zaczęła zauważać, że się powtarzały, że tworzyły spójny wzór. -Miecz boleści został przeklęty przez Merlina. - Po chwili milczenia wróciła do słów Drew. -Sprawiając, że tylko prawdziwie szlachetna osoba, będzie mogła nim władać. Oprócz tego zdobył tarczę z wizerunkiem czerwonego krzyża. - Uniosła głowę ku górze. -Legendy Arturiańskie to legendy celtyckie, a mimo to posiadają wiele odniesień do kultury nordyckiej… - Czy to mógł być ich trop?
-Brakowało dworskiego ukłonu. - Skomentowała od razu; znów słowa cisnęły się same nim dwa razy się zastanowiła. Wzięła głębszy oddech, aby się uspokoić. To nie był czas najlepszy na rozpraszanie się, ani tym bardziej roztrząsanie kolejnych, drobnych gestów, których nie wiedziała jak odczytać. Nadal miała problem, aby poruszać się po planszy zachowań, która świetnie była znana Drew. Zamiast tego skupiła się na samej legendzie, o której teraz mówili.
Przyglądała się runom z uwagą, słuchając jednocześnie słów ze strony mężczyzn.
-Dlatego też je kojarzę… - mruknęła pod nosem, ponieważ ród Burke wywodził się od normanów. Posiadali wiele manuskryptów i rękopisów schowanych głęboko w bibliotece. Czy to oznaczało, że to właśnie wśród tych cennych dzieł powinna szukać odpowiedzi na pytania związane z tym co się właśnie działo w kraju? Magia nie była usystematyzowana, choć umysł kobiety pragnął często porządku, tak wiedziała, że od magii tego wymagać nie mogła. Runy zaś przybyły wraz z normanami, oni sami posiadali na początku inny rodzaj magii. -Kiedy Normanowie składali runy i zaklinali magię w piśmie, my mieliśmy rytuały i magię symboli. - Spojrzała na Vergila, a potem na Drew. -Całkowicie odmienną, bazującą na roślinach, na sile ziemi, powietrza, wody i wiatru. - Wróciła spojrzeniem na runy i zmarszczyła lekko brwi. -Normanowie pokazali jak inaczej kształtować magię, być może właśnie ten inny sposób ułatwiał panowanie nad tym, czego nasi przodkowie nie byli wstanie sami ujarzmić. - Rozważała na głos i przypominała sobie swoją wiedzę jaką posiadała na temat historii. Słowa Vergila sprawiły, że przerwała swoją wypowiedź i spojrzała w stronę wejścia do groty. Coś tam się czaiło? Jeżeli słyszał głosy to czy natrafią na resztki siły, która wydostała się na zewnątrz? -Bardziej echo czy rzeczywista obecność? - Zapytała w pełni skupiona na zadaniu jakie miała wykonać. Podeszła do wejścia wyciągając różdżkę. -Chronią czy nie, nie powstrzyma mnie to przed wejściem do środka. - Oznajmiła pewnym głosem. Nie zostawi tego, nie pozwoli, aby bezmyślność oraz brak szerszej perspektywy niszczył i tak ledwo trzymającą się w posadach rzeczywistość. Zacisnęła mocniej palce na różanym drewnie, po czym wkroczyła zaraz za Drew do wnętrza groty. Stawiając ostrożnie kroki rozglądała się dookoła chcąc zobaczyć jak najwięcej. Choć na zewnątrz panował upał, tak w środku chłód i wilgoć osadzały się na ciele oraz włosach powodując lekkie dreszcze. W pewnym momencie poślizgnęła się, ale szybko złapała równowagę, nauka szermierki na coś przydała innego niż w trakcie treningów. Kamienna podłoga nie ułatwiała schodzenia w dół więc bardzo pilnowała, aby nie polecieć ponownie.
Wkraczając do wykutej komnaty zwolniła kroku, widok był niesamowity i wręcz zapierający dech w piersi. Podeszła do brzegu przedziwnego, małego zbiornika wodnego przyglądając się wodzie, która drżała od niewidzialnych uderzeń. Jednak nie słyszała zawalających się ścian, czy toczących kamieni. -Nadal pan słyszy szepty, panie Zabini? - Zapytała cicho, a wzroku nie mogła oderwać od lśniącej, utkanej jak ze złotych nici, klatki zawieszone nad taflą. -Graal tu kiedyś był. - Wskazała na pustą przestrzeń. -I nie był to raczej kielich. - Była niemal pewna, że w środku były zamknięte cienie albo coś co mogło je tworzyć i to one rozpierzchły się po całym hrabstwie. Przypomniałą sobie jak Ramsey Mulciber wspominał o kryształach jakie podarował im Czarny Pan, o potędze jaka została rozbudzona i nad jaką nie byli wstanie już panować. Czy wydarzenia w Locus Nihil osłabiły zabezpieczenia? Czy kometa złamała je doszczętnie? Czy to wszystko było ze sobą powiązane i od września nikt z tym nic nie zrobił? Nikt nie badał, nikt nie zadawał pytań, tylko czerpał z potęgi jaką otrzymał. Złość na nowo zaczęła narastać w lady Burke, która czuła, że ludzka pycha, duma i zacietrzewienie sprawiło, że znaleźli się w sytuacji takiej jak ta.
Powoli, krok za krokiem, obchodziła wodny zbiornik starając się wypatrzeć jak najwięcej run. Zaczęła zauważać, że się powtarzały, że tworzyły spójny wzór. -Miecz boleści został przeklęty przez Merlina. - Po chwili milczenia wróciła do słów Drew. -Sprawiając, że tylko prawdziwie szlachetna osoba, będzie mogła nim władać. Oprócz tego zdobył tarczę z wizerunkiem czerwonego krzyża. - Uniosła głowę ku górze. -Legendy Arturiańskie to legendy celtyckie, a mimo to posiadają wiele odniesień do kultury nordyckiej… - Czy to mógł być ich trop?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zaśmiałem się pod nosem na jej słowa odnośnie dworskiego ukłonu i posłałem dość wymowne spojrzenie. -Niech się panienka nie krępuje- dłonią wskazałem przestrzeń przed sobą, jakby to ona miała takowy wykonać. Zupełnie nie pasowało to do mojej wcześniejszej wypowiedzi wszak sam zapewniłem, iż byłem do jej usług. Po raz kolejny ton zahaczał o drobną uszczypliwość; najwyraźniej z jednej i drugiej strony. Któżby pomyślał, że lady Burke zasięgnie po kąśliwe uwagi. Może od zawsze miała do nich dryg, tylko potrafiła je stłamsić w kącikach ust, bo nie wypadało uchodzić za rzekomo niegrzeczną? Wychodziłem z założenia, że umiejętne lawirowanie na granicy żartu dodawało charyzmy, a samej rozmowie intrygującego wydźwięku, dlatego nawet nie przyszłoby mi do głowy, aby poczuć się urażonym.
-Sugerujesz, że to ich dzieło? Czy potomnych, którzy pojęli jak wielka drzemała w nich siła?- spytałem powracając spojrzeniem do spirali znaków. Run składających się w jakiś logiczny sens, rozrysowanych według pewnego, jeszcze nieznanego mi schematu. Odnosiłem wrażenie, że był tylko jeden twórca, czarodziej jaki musiał spędzić wiele dni, jeśli nie miesięcy na stworzenie równie skomplikowanej struktury. Symbole kreślone były z ogromną precyzją; zastosowane były różne odległości zgodnie z konkretnymi połączeniami, a odpowiednie wielkości oraz kształty świadczyły o silne danej runy w zapisie. Obecnie nikt nie przykładał do tego podobnej wagi.
-Przychodzi ci do głowy co to mogło być?- pytanie może naiwne, w końcu chcieć ukryć można było dosłownie wszystko, ale ciekaw byłem pierwszych domysłów. -Może wcale nie chodziło o skarb, a groźny byt?- przeniosłem spojrzenie wpierw na kobietę, a następnie na Vergila. Wspomnienie szeptów potwierdzałoby hipotezę, że grota kryła o wiele więcej tajemnic niżeli początkowo mogliśmy przypuszczać, bowiem po jakie licho ktoś utkałby pułapkę nakłaniającą do wejścia, skoro finalnie dołożył wszelkich starań, aby pozostała ona niewidoczna dla oczu? Nie miało to większego sensu, właściwie jedynym argumentem, jaki przemawiał za podobnym postępowaniem była chęć zamknięcia śmiałka w środku i tym samym pozbycia się go na dobre. Być może było to łatwiejsze niżeli skuteczne ukrycie? Mimo wszystko i na te nie można było narzekać – jaskinia zdawała się nie być odwiedzana od setek lat, a tym samym ktoś kto zadbał o jej bezpieczeństwo uczynił to prawie perfekcyjnie. Choć istniało też prawdopodobieństwo, iż był to zaledwie kolejny etap ochrony; skoro już przełamałeś pierwsze, to niezwłocznie wkrocz do środka i własnoręcznie pozbądź się problemu, czyli siebie.
Snuć można było wiele teorii, ale po krótkim namyśle uznałem, iż najbardziej zbliżona prawdzie była ta o więzieniu dla czegoś tudzież kogoś niezwykle groźnego. O wiele więcej poszczególnych elementów za nią przemawiało, acz wiedziałem, że bez wejścia do środka nie będziemy w stanie tego zweryfikować. Tylko eksploracja mogła przynieść odpowiedzi, których najwyraźniej nie potrzebowała tylko moja zawziętość, ale i Primrose.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy bez zastanowienia ruszyła przed siebie. Krocząc tuż obok powiodłem wzrokiem za białą mgłą skupiającą się przy ścianach i początkowo chciałem powstrzymać dziewczynę, lecz szybko doszedłem do wniosku, że coś musiało się tutaj wydarzyć. Zachowanie magii było nietypowe. Powietrze wibrowało nieregularnie, gęstniało, nabierało mlecznobiałej barwy, dzieliło na małe obłoczki i znikało, by po chwili ponownie powtórzyć niespotykany cykl. Coś lub ktoś musiał maczać w tym palce, nigdy wcześniej nie słyszałem, aby klątwa została dezaktywowana na skutek czasu lub innych, niezależnych bodźców zewnętrznych. -Miejcie oczy szeroko otwarte- rzuciłem do towarzyszów, po czym zerknąłem przez ramię w kierunku wejścia do jaskini, aby ocenić ewentualne szanse na szybki odwrót. Zdawać by się mogło, że nie szliśmy długo, a mimo to nie zobaczyłem nic poza ciemnością przecinaną blaskiem run. Pozostało nam zaufać sobie oraz własnym umiejętnościom i liczyć, że ponownie dopisze nam szczęście.
Widok okrągłej komnaty pokrytej kolejnymi runami wprawił mnie w chwilowy, irracjonalny zachwyt. Być może i byliśmy w pułapce, aczkolwiek miejsce było nietuzinkowe, rzadkie i wręcz zapraszające do odkrycia tajemnicy. Uniosłem wzrok ku górze, ale na próżno było tam szukać stropu. W powietrzu błyszczały tylko bursztynowe nicie, których końce odnalazłem pośród znaków na dnie jaskini. Zbliżyłem się do nich próbując zachować ostrożność, mimo ciekawości jaka rosła z każdym kolejnym krokiem. Coś co było tutaj ukryte musiało mieć ogromną wartość – niekoniecznie materialną, acz magiczną. Pradawne moce nie były mi obce, sam nosiłem w sobie ich pierwiastek, dlatego byłem skory wysunąć wniosek, że jakaś ich część mogła zostać ukryta i tutaj. Zapieczętowana. Któż jednak pomógł jej wypełznąć na powierzchnię?
Gdy już otworzyłem usta pragnąc skomentować migoczącą kopułę nagle usłyszałem głosy. Dziwne, przeplatające się szumy, jakie zdawały się wciskać w zakamarki umysłu. Przymknąłem na chwilę powieki starając się cokolwiek zrozumieć, być może uzyskać jakieś odpowiedzi, ale zamiast tego poczułem gniew. Rosnące wzburzenie, jakie na szczęście udało mi się szybko stłumić. Otworzywszy oczy rozejrzałem się mimowolnie po komnacie mając wrażenie, że coś mi umknęło. Szczegół, drobnostka mogąca zaważyć na ilości pojawiających się pytań. Emocje, to nimi głosy zdawały się chcieć zawładnąć lub za ich pomogą przekazać mi wiedzę, swoje własne uczucia tudzież po prostu dać ostrzeżenie. W końcu nie pragnęły niczego bardziej jak zemsty.
-Źródło tego przekleństwa mogło zostać tu zapieczętowane- rzuciłem, po czym zerknąłem na Primrose. -Przypuszczam, że na próżno szukać artefaktów. Wszystko wskazuje na to, iż komnata była niczym innym jak więzieniem. Coś co zostało tutaj ukryte nie miało być dodatkowym zabezpieczeniem, tylko poprzez wszystkie inne miało się nigdy nie wydostać na zewnątrz. Runy, nicie i sama skała, na jakiej wcześniej nie było widać wejścia do groty- zacząłem wyliczać starając się jakoś logicznie połączyć kropki. -Te szepty- pokręciłem głową i zerknąłem w kierunku Vergila, który jeszcze przed wejściem do okrągłej komnaty słyszał głosy. Może zrozumiał coś więcej?
-Sugerujesz, że to ich dzieło? Czy potomnych, którzy pojęli jak wielka drzemała w nich siła?- spytałem powracając spojrzeniem do spirali znaków. Run składających się w jakiś logiczny sens, rozrysowanych według pewnego, jeszcze nieznanego mi schematu. Odnosiłem wrażenie, że był tylko jeden twórca, czarodziej jaki musiał spędzić wiele dni, jeśli nie miesięcy na stworzenie równie skomplikowanej struktury. Symbole kreślone były z ogromną precyzją; zastosowane były różne odległości zgodnie z konkretnymi połączeniami, a odpowiednie wielkości oraz kształty świadczyły o silne danej runy w zapisie. Obecnie nikt nie przykładał do tego podobnej wagi.
-Przychodzi ci do głowy co to mogło być?- pytanie może naiwne, w końcu chcieć ukryć można było dosłownie wszystko, ale ciekaw byłem pierwszych domysłów. -Może wcale nie chodziło o skarb, a groźny byt?- przeniosłem spojrzenie wpierw na kobietę, a następnie na Vergila. Wspomnienie szeptów potwierdzałoby hipotezę, że grota kryła o wiele więcej tajemnic niżeli początkowo mogliśmy przypuszczać, bowiem po jakie licho ktoś utkałby pułapkę nakłaniającą do wejścia, skoro finalnie dołożył wszelkich starań, aby pozostała ona niewidoczna dla oczu? Nie miało to większego sensu, właściwie jedynym argumentem, jaki przemawiał za podobnym postępowaniem była chęć zamknięcia śmiałka w środku i tym samym pozbycia się go na dobre. Być może było to łatwiejsze niżeli skuteczne ukrycie? Mimo wszystko i na te nie można było narzekać – jaskinia zdawała się nie być odwiedzana od setek lat, a tym samym ktoś kto zadbał o jej bezpieczeństwo uczynił to prawie perfekcyjnie. Choć istniało też prawdopodobieństwo, iż był to zaledwie kolejny etap ochrony; skoro już przełamałeś pierwsze, to niezwłocznie wkrocz do środka i własnoręcznie pozbądź się problemu, czyli siebie.
Snuć można było wiele teorii, ale po krótkim namyśle uznałem, iż najbardziej zbliżona prawdzie była ta o więzieniu dla czegoś tudzież kogoś niezwykle groźnego. O wiele więcej poszczególnych elementów za nią przemawiało, acz wiedziałem, że bez wejścia do środka nie będziemy w stanie tego zweryfikować. Tylko eksploracja mogła przynieść odpowiedzi, których najwyraźniej nie potrzebowała tylko moja zawziętość, ale i Primrose.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy bez zastanowienia ruszyła przed siebie. Krocząc tuż obok powiodłem wzrokiem za białą mgłą skupiającą się przy ścianach i początkowo chciałem powstrzymać dziewczynę, lecz szybko doszedłem do wniosku, że coś musiało się tutaj wydarzyć. Zachowanie magii było nietypowe. Powietrze wibrowało nieregularnie, gęstniało, nabierało mlecznobiałej barwy, dzieliło na małe obłoczki i znikało, by po chwili ponownie powtórzyć niespotykany cykl. Coś lub ktoś musiał maczać w tym palce, nigdy wcześniej nie słyszałem, aby klątwa została dezaktywowana na skutek czasu lub innych, niezależnych bodźców zewnętrznych. -Miejcie oczy szeroko otwarte- rzuciłem do towarzyszów, po czym zerknąłem przez ramię w kierunku wejścia do jaskini, aby ocenić ewentualne szanse na szybki odwrót. Zdawać by się mogło, że nie szliśmy długo, a mimo to nie zobaczyłem nic poza ciemnością przecinaną blaskiem run. Pozostało nam zaufać sobie oraz własnym umiejętnościom i liczyć, że ponownie dopisze nam szczęście.
Widok okrągłej komnaty pokrytej kolejnymi runami wprawił mnie w chwilowy, irracjonalny zachwyt. Być może i byliśmy w pułapce, aczkolwiek miejsce było nietuzinkowe, rzadkie i wręcz zapraszające do odkrycia tajemnicy. Uniosłem wzrok ku górze, ale na próżno było tam szukać stropu. W powietrzu błyszczały tylko bursztynowe nicie, których końce odnalazłem pośród znaków na dnie jaskini. Zbliżyłem się do nich próbując zachować ostrożność, mimo ciekawości jaka rosła z każdym kolejnym krokiem. Coś co było tutaj ukryte musiało mieć ogromną wartość – niekoniecznie materialną, acz magiczną. Pradawne moce nie były mi obce, sam nosiłem w sobie ich pierwiastek, dlatego byłem skory wysunąć wniosek, że jakaś ich część mogła zostać ukryta i tutaj. Zapieczętowana. Któż jednak pomógł jej wypełznąć na powierzchnię?
Gdy już otworzyłem usta pragnąc skomentować migoczącą kopułę nagle usłyszałem głosy. Dziwne, przeplatające się szumy, jakie zdawały się wciskać w zakamarki umysłu. Przymknąłem na chwilę powieki starając się cokolwiek zrozumieć, być może uzyskać jakieś odpowiedzi, ale zamiast tego poczułem gniew. Rosnące wzburzenie, jakie na szczęście udało mi się szybko stłumić. Otworzywszy oczy rozejrzałem się mimowolnie po komnacie mając wrażenie, że coś mi umknęło. Szczegół, drobnostka mogąca zaważyć na ilości pojawiających się pytań. Emocje, to nimi głosy zdawały się chcieć zawładnąć lub za ich pomogą przekazać mi wiedzę, swoje własne uczucia tudzież po prostu dać ostrzeżenie. W końcu nie pragnęły niczego bardziej jak zemsty.
-Źródło tego przekleństwa mogło zostać tu zapieczętowane- rzuciłem, po czym zerknąłem na Primrose. -Przypuszczam, że na próżno szukać artefaktów. Wszystko wskazuje na to, iż komnata była niczym innym jak więzieniem. Coś co zostało tutaj ukryte nie miało być dodatkowym zabezpieczeniem, tylko poprzez wszystkie inne miało się nigdy nie wydostać na zewnątrz. Runy, nicie i sama skała, na jakiej wcześniej nie było widać wejścia do groty- zacząłem wyliczać starając się jakoś logicznie połączyć kropki. -Te szepty- pokręciłem głową i zerknąłem w kierunku Vergila, który jeszcze przed wejściem do okrągłej komnaty słyszał głosy. Może zrozumiał coś więcej?
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Nie w głowie Ci były amory czy dogadywanie sobie nawzajem na temat różnych temat, które wydawały Ci się domeną szlachty lub już nawet namiestniczych. Nigdy nie będziesz na ich poziomie o czym dostatecznie często Ci przypominali ludzie, którzy byli zawiedzeni brakiem efektu działań w twojej pracy, a często znajdywali się tam też i szlachcice, chcący odgonić duchy z nowo zakupionych miejsc czy przywiązanych do rzeczy materialnych. Z początku wydawało Ci się, że wkraczając w dół dostrzeżesz więcej niż na zewnątrz, ale nawet i to nie dawało Ci póki co rozwiązań. Wsłuchiwałeś się więc w to, co mówili nawzajem do siebie Primrose i Drew. — To nie było coś, tylko ktoś. Wyczuwam bardzo starą obecność, ale nie pochodzi raczej od jakiegoś przedmiotu. To bardziej jak zdradzające siebie echo, które stara się coś powiedzieć, ale nie umiem tego usłyszeć. — Nie mówiłeś nic więcej, skoro to "więcej" oznaczało tylko i wyłącznie domysły, których w tym otoczeniu raczej tak łatwo nie mogłeś mówić - bo wydawały się naprawdę absurdalne. Mimo to szedłeś dalej w głąb.
Wchodząc w głąb doceniałeś coraz bardziej piękno tego miejsca, które choć wyglądało na więzienie - miało swój starożytny, przyjemny klimat. Nie na próżno przywoływałeś teraz pamięcią godziny spędzone z duchami runistów i historyków magii, którzy dzielili się czasem, dosłownie czasem historią minionych wieków i to jaką obejmowali perspektywę na miniony czas. Przypomniało Ci się nawet stwierdzenie, że runy były jak kamień - każde się w którymś momencie kruszą. Może i tak było w tym przypadku, potrzebowały jednak dodatkowej pomocy w postaci obecnych wydarzeń. Wszystko miało swój bieg wydarzeń i należało w którymś momencie także wziąć pod uwagę, że jakiś element układanki mógł być naprawdę ważny. Mimo to poczekałeś jeszcze ze swoją opinią dopóki nie dowiesz się więcej lub wszystkiego od innych. Widziałeś jednak zaciekawienie w oczach Drew, kiedy przechodząc do wnętrza komnaty przyglądałeś się, że nawet jeśli miało to być więzienie to w jakiś sposób "piękne". — Wygląda jak spełniony sen runisty, panie Macnair. — W runach była jakaś ciekawość, której nie potrafiłeś dostrzec, jednak podzielałeś ten "entuzjazm" Macnaira, bo zaraz też starałeś się szukać czegoś, co mogłoby Cię zaciekawić. Gdzieś tam w głębi duszy wiedziałeś, że na tym się to nie skończy, a kto wie - może dowiesz się o jakichś sekretach świata spirytyzmu o których miałeś nie wiedzieć. Powlokłeś leniwie wzrokiem jednak na środek, widząc złotawe nici utkane z magii. — Komuś naprawdę zależało na tym, aby to echo czegoś się nie wydarzyło. I jeśli polegać na hipotezie lady Burke... — zastanowiłeś się chwilę, starając się ułożyć pytanie. — ...Panie Macnair, czy jeśli połączyć hipotezę o legendzie z mieczem, runów i tego, że mamy kontakt z czymś stworzonym nie do końca czysta magią... Hmm... jak to ująć... Czy ktoś z dawno temu mógł pomyśleć, że zaklęty miecz może być katalizatorem do tego, aby utrzymywać to miejsce w ryzach? Jakby upływ czasu sprawił, że finalnie runy osłabły? Chodzi mi o to, że z mojego doświadczenia domyślam się, że ktoś mógł przywiązać po prostu do tego wspomnianego miecza. I co jeśli Graal miał nigdy nie zostać znaleziony? — Absurdalne domysły, ale zaraz starałeś się rozglądać po komnacie w ciemniejszych zakamarkach, starając się znaleźć miejsce, gdzie być może aura była bardziej odczuwalna.
Wchodząc w głąb doceniałeś coraz bardziej piękno tego miejsca, które choć wyglądało na więzienie - miało swój starożytny, przyjemny klimat. Nie na próżno przywoływałeś teraz pamięcią godziny spędzone z duchami runistów i historyków magii, którzy dzielili się czasem, dosłownie czasem historią minionych wieków i to jaką obejmowali perspektywę na miniony czas. Przypomniało Ci się nawet stwierdzenie, że runy były jak kamień - każde się w którymś momencie kruszą. Może i tak było w tym przypadku, potrzebowały jednak dodatkowej pomocy w postaci obecnych wydarzeń. Wszystko miało swój bieg wydarzeń i należało w którymś momencie także wziąć pod uwagę, że jakiś element układanki mógł być naprawdę ważny. Mimo to poczekałeś jeszcze ze swoją opinią dopóki nie dowiesz się więcej lub wszystkiego od innych. Widziałeś jednak zaciekawienie w oczach Drew, kiedy przechodząc do wnętrza komnaty przyglądałeś się, że nawet jeśli miało to być więzienie to w jakiś sposób "piękne". — Wygląda jak spełniony sen runisty, panie Macnair. — W runach była jakaś ciekawość, której nie potrafiłeś dostrzec, jednak podzielałeś ten "entuzjazm" Macnaira, bo zaraz też starałeś się szukać czegoś, co mogłoby Cię zaciekawić. Gdzieś tam w głębi duszy wiedziałeś, że na tym się to nie skończy, a kto wie - może dowiesz się o jakichś sekretach świata spirytyzmu o których miałeś nie wiedzieć. Powlokłeś leniwie wzrokiem jednak na środek, widząc złotawe nici utkane z magii. — Komuś naprawdę zależało na tym, aby to echo czegoś się nie wydarzyło. I jeśli polegać na hipotezie lady Burke... — zastanowiłeś się chwilę, starając się ułożyć pytanie. — ...Panie Macnair, czy jeśli połączyć hipotezę o legendzie z mieczem, runów i tego, że mamy kontakt z czymś stworzonym nie do końca czysta magią... Hmm... jak to ująć... Czy ktoś z dawno temu mógł pomyśleć, że zaklęty miecz może być katalizatorem do tego, aby utrzymywać to miejsce w ryzach? Jakby upływ czasu sprawił, że finalnie runy osłabły? Chodzi mi o to, że z mojego doświadczenia domyślam się, że ktoś mógł przywiązać po prostu do tego wspomnianego miecza. I co jeśli Graal miał nigdy nie zostać znaleziony? — Absurdalne domysły, ale zaraz starałeś się rozglądać po komnacie w ciemniejszych zakamarkach, starając się znaleźć miejsce, gdzie być może aura była bardziej odczuwalna.
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Piękne więzienie hipnotyzowało swoim wyglądem; przyciągało, nie pozwalał oderwać wzroku, a ciche szepty zdawały się opowiadać o złości i gniewie jaki był zamknięty w błyszczącej klatce przez wieki. Symbole runiczne, ich kształ, sposób kreślenia wskazywały na niezwykłą precyzję oraz czas poświęcony na ich stworzenie. Nie trzeba było być runistą, aby zorientować się jak wiele wysiłku zostało włożone w kreację tego miejsca.
Obchodziła dookoła kopułę, przystając przy każdej nitce; spoglądała w dół, aby zobaczyć od jakiej runy wychodzi każda z nich. Liczyła na odpowiedzi, ale zamiast tego w głowie kłębiło się wiele pytań i wątpliwości. Pierwsze co przyszło jej na myśl, to wizja cieni lub istoty, z niej utkanych. To oznaczało jedynie, że pradawna sił, która kiedyś uwięziono została uwolniona i grasowała swobodnie po całym kraju. Myśl ta sprawiła, że nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Słowa Vergila sprawiły, że groźba stała się jeszcze bardziej prawdziwa.
-Cokolwiek tu było wydostało się… i nie wiem gdzie się znajduje. - Przerażała ją myśl, że mieszkańcy Durham mogą być w niebezpieczeństwie, a ona nie wie jak temu zaradzić. Poczucie bezsilności było obezwładniające. Miała obowiązek o nich zadbać, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać. Liczyła, że wizyta w grocie rzuci jakieś światło na ostatnie wydarzenia. -Myśli pan, że znajdował się tutaj przedmiot, który wiązał ze sobą zabezpieczenia, aby te nie słabły, ale wraz z zabraniem rzeczonego przedmiotu moc run osłabła i cokolwiek było tutaj zamknięte, dzięki temu się uwolniło? - Hipoteza wydawała się bardzo prawdopodobna. Miała nadzieję, że nikt nie zrobił tego umyślnie. Nie miałaby zrozumienia dla takiej osoby. Czarodzieje, choć powinni mieć świadomość zagrożenia płynącego z niewłaściwego użycia przedmiotów magicznych, bardzo często zachowywali się irracjonalnie, niemal głupio i ryzykowali wiele. Często narażając tym innych. Czy właśnie z czymś takim mieli do czynienia w tej chwili?
Obserwowała jak Vergil poszukuje miejsca, źródła większego skupiska energii, ale nic takiego tu nie było. Ona też tego nie wyczuwała. Kręgi na wodzie nic jej nie mówiły, założyła, że to fale uderzające o ostre klify powodują wibracje ścian.
Spojrzał teraz w kierunku Drew rozumiejąc powagę sytuacji. -Nikt nie może tu wejść. Trzeba nałożyć zabezpieczenia, które sprawią, że ciekawscy nie będą tutaj zaglądać. - Jeszcze tego brakowało, aby mieszkańcy i dzieciaki się jej ru kręciły. Przymknęła na chwilę oczy starając się złapać równowagę. -Czy runy są w stanie powiedzieć nam coś więcej, czy na ten moment nie dowiemy się niczego więcej? - Zapytała jeszcze znów wpatrują się w nicie klatki. Końcówkę różdżki zbliżyła do nich, ostrożnie i z lekkim wahaniem. Nie wiedziała czy i jak mocno działają. Czy mogła zbadać to miejsce w inny sposób? Czy gdzieś były jeszcze jakieś ślady, coś co pomoże zrozumieć co się wydarzyło? Świadoma odpowiedzialności jaka spadła na jej barki już planowała kolejne ruchy, co powinna dalej zrobić. Bezsenne noce oraz dni wypełnione grafikiem miały stać się jej codziennością kiedy będzie starała się zrozumieć co było tu więzione, przez kogo stworzone i kiedy oraz dlaczego.
-Te szepty - Zapytał jeszcze.-Czy istnieje szansa, na lepsze zrozumienie co mówią? - Czuła, że to ślepy trop, ale nie miała zamiaru żadnego porzucać. Zbliżyła się do run na ścianach chcąc zapamiętać ich sekwencję jak najlepiej i następnie przeszukać wszystkie możliwe manuskrypty na ten temat. Gdzieś musiała być jakaś informacja na ich temat.
Obchodziła dookoła kopułę, przystając przy każdej nitce; spoglądała w dół, aby zobaczyć od jakiej runy wychodzi każda z nich. Liczyła na odpowiedzi, ale zamiast tego w głowie kłębiło się wiele pytań i wątpliwości. Pierwsze co przyszło jej na myśl, to wizja cieni lub istoty, z niej utkanych. To oznaczało jedynie, że pradawna sił, która kiedyś uwięziono została uwolniona i grasowała swobodnie po całym kraju. Myśl ta sprawiła, że nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Słowa Vergila sprawiły, że groźba stała się jeszcze bardziej prawdziwa.
-Cokolwiek tu było wydostało się… i nie wiem gdzie się znajduje. - Przerażała ją myśl, że mieszkańcy Durham mogą być w niebezpieczeństwie, a ona nie wie jak temu zaradzić. Poczucie bezsilności było obezwładniające. Miała obowiązek o nich zadbać, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać. Liczyła, że wizyta w grocie rzuci jakieś światło na ostatnie wydarzenia. -Myśli pan, że znajdował się tutaj przedmiot, który wiązał ze sobą zabezpieczenia, aby te nie słabły, ale wraz z zabraniem rzeczonego przedmiotu moc run osłabła i cokolwiek było tutaj zamknięte, dzięki temu się uwolniło? - Hipoteza wydawała się bardzo prawdopodobna. Miała nadzieję, że nikt nie zrobił tego umyślnie. Nie miałaby zrozumienia dla takiej osoby. Czarodzieje, choć powinni mieć świadomość zagrożenia płynącego z niewłaściwego użycia przedmiotów magicznych, bardzo często zachowywali się irracjonalnie, niemal głupio i ryzykowali wiele. Często narażając tym innych. Czy właśnie z czymś takim mieli do czynienia w tej chwili?
Obserwowała jak Vergil poszukuje miejsca, źródła większego skupiska energii, ale nic takiego tu nie było. Ona też tego nie wyczuwała. Kręgi na wodzie nic jej nie mówiły, założyła, że to fale uderzające o ostre klify powodują wibracje ścian.
Spojrzał teraz w kierunku Drew rozumiejąc powagę sytuacji. -Nikt nie może tu wejść. Trzeba nałożyć zabezpieczenia, które sprawią, że ciekawscy nie będą tutaj zaglądać. - Jeszcze tego brakowało, aby mieszkańcy i dzieciaki się jej ru kręciły. Przymknęła na chwilę oczy starając się złapać równowagę. -Czy runy są w stanie powiedzieć nam coś więcej, czy na ten moment nie dowiemy się niczego więcej? - Zapytała jeszcze znów wpatrują się w nicie klatki. Końcówkę różdżki zbliżyła do nich, ostrożnie i z lekkim wahaniem. Nie wiedziała czy i jak mocno działają. Czy mogła zbadać to miejsce w inny sposób? Czy gdzieś były jeszcze jakieś ślady, coś co pomoże zrozumieć co się wydarzyło? Świadoma odpowiedzialności jaka spadła na jej barki już planowała kolejne ruchy, co powinna dalej zrobić. Bezsenne noce oraz dni wypełnione grafikiem miały stać się jej codziennością kiedy będzie starała się zrozumieć co było tu więzione, przez kogo stworzone i kiedy oraz dlaczego.
-Te szepty - Zapytał jeszcze.-Czy istnieje szansa, na lepsze zrozumienie co mówią? - Czuła, że to ślepy trop, ale nie miała zamiaru żadnego porzucać. Zbliżyła się do run na ścianach chcąc zapamiętać ich sekwencję jak najlepiej i następnie przeszukać wszystkie możliwe manuskrypty na ten temat. Gdzieś musiała być jakaś informacja na ich temat.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zdawał się być przekonany, że był to ktoś, choć ja nie miałem ku temu pewności i brakowało mi argumentów na obalenie jego hipotezy. Z resztą mogliśmy słyszeć zupełnie co innego – miejsce podobne temu, przesiąknięte magią i tajemnicą potrafiło mamić człowieka, a przede wszystkim jego umysł. Czy była to pułapka? Niewinne ostrzeżenie? Nawet jeśli to i tak zaszliśmy już zbyt daleko, aby się wycofać. Musieliśmy dowiedzieć się więcej, znaleźć rozwiązanie na powstały problem, który w najlepszym przypadku da się we znaki jedynie nam.
-Ten gniew, złość- zastanowiłem się. -Faktycznie możesz mieć rację. Co jeśli sugerował on nic innego jak oddalenie się z tego miejsca? Alarmował o zbliżającym się zagrożeniu? Z drugiej strony mogło być to nic innego jak zabezpieczenie. Skoro ukryto tutaj coś, co nigdy nie powinno wydostać się na zewnątrz i obojętnie, czy były to artefakty, czy też potężna istota, to z pewnością pieczołowicie zadbali o ochronę- zdawałem sobie sprawę, że prawiłem o rzeczach oczywistych, ale czasem i one wydawały się nowością. Każdy z nas miał inną wiedzę, skupiał się na odmiennych detalach, co przy wspólnym celu było niezwykle korzystnym aspektem. Wcześniej działając w pojedynkę nie miałem tego komfortu, mogłem liczyć tylko na siebie i to właśnie zaangażowanie w organizację udowodniło mi, jak wiele mogłem przeoczyć podczas swoich licznych podróży.
Zaśmiałem się pod nosem, gdy doszły mnie kolejne słowa Vergila. W istocie po raz kolejny musiałem przyznać mu rację – ściany wyścielone runicznym majstersztykiem były niezwykłe, natomiast kopuła, usłana ze starożytnej magii utrwalonej w znakach, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Przyzwyczajony byłem do innego wydźwięku zdania, zdecydowanie brakowało epitetu przed „snem”, ale nie zamierzałem prawić o tym głośno. Podobne spostrzeżenia wolałem pozostawić na męskie wieczory, gdzie panie nie miały okazji postrzegać nas jako prostaków.
-Moc run nie mogła wyparować, osłabnąć- zawyrokowałem bez cienia zawahania. -Coś tudzież ktoś musiał celowo ją unicestwić. Magia zaklęta w starożytnym piśmie nie ma terminu przydatności, nie wzmacnia się, podobnie jak nie zrywa więzów- kontynuowałem słysząc dyskusję pomiędzy Primrose, a Zabinim. -Chyba, że naruszono jej fundament- tylko na moment zerknąłem na towarzyszów, po czym ponownie przeniosłem wzrok na wijące się po skalnych ścianach arcydzieła. -Trzon, jaki stanowi runa wiodąca. Jeśli zaburzono jej działanie, to i reszta przestała spełniać swą funkcję- dodałem będąc przekonanym, że czas nie mógł być temu winien. Coś musiało się wydarzyć; być może kolejna anomalia lub celowe działanie czarodziejów. Jakim jednak cudem odkryli to miejsce, skoro nawet wychowujący się tu potomkowie władców nie mieli o nim zielonego pojęcia? Ziemia kryła wiele tajemnic, ale czy byłaby w stanie milczeć przez wieki?
Odsunąłem się nieznacznie od ściany, po czym obróciłem w kierunku mężczyzny, gdy ten skierował swe rozważania bezpośrednio do mnie. Wsłuchałem się w jego słowa kiwając lekko głową w ramach aprobaty. Wersji było tyle co pomysłów, niewiele mieliśmy wskazówek. -Wydaje mi się, że istnieje taka szansa. Jednak zauważmy, że nie ma tutaj ani miecza, ani też żadnego miejsca, w którym mógłby zostać umieszczony jako spoiwo. Choć kto wie? Może to nie uwięzionej istoty winniśmy szukać, a czarodzieja? Wojownika?- zasugerowałem zdając sobie sprawę, że to tylko kolejna teoria oparta na szybkiej analizie.
-Istnieje tu tyle połączeń, że nie jestem w stanie nawet określić czasu, jaki były potrzebny na znalezienie właściwych struktur. Ktoś naprawdę zadbał o to miejsce, włożył w nie wiele pracy i jestem skory pójść zgodnie z myślą, iż nie była to tylko jedna osoba- runy sprawiały wrażenie identycznych, nie znalazłem większych różnic w ich kreśleniu, jednak jeśli faktycznie stał za tym jeden czarnoksiężnik, to poświęcił temu niezwykle dużo miesięcy, może nawet lat. -Nas też mają one obejmować?- skierowałem swe pytanie do Primrose. Ona podejmowała decyzje, a ja nie zamierzałem ich podważać. Oczywiście zależało mi na powrocie, ciekawska natura żądna była odpowiedzi, ale gotów byłem ostatecznie pogrzebać tę misję, jeśli taka była jej wola.
-Ten gniew, złość- zastanowiłem się. -Faktycznie możesz mieć rację. Co jeśli sugerował on nic innego jak oddalenie się z tego miejsca? Alarmował o zbliżającym się zagrożeniu? Z drugiej strony mogło być to nic innego jak zabezpieczenie. Skoro ukryto tutaj coś, co nigdy nie powinno wydostać się na zewnątrz i obojętnie, czy były to artefakty, czy też potężna istota, to z pewnością pieczołowicie zadbali o ochronę- zdawałem sobie sprawę, że prawiłem o rzeczach oczywistych, ale czasem i one wydawały się nowością. Każdy z nas miał inną wiedzę, skupiał się na odmiennych detalach, co przy wspólnym celu było niezwykle korzystnym aspektem. Wcześniej działając w pojedynkę nie miałem tego komfortu, mogłem liczyć tylko na siebie i to właśnie zaangażowanie w organizację udowodniło mi, jak wiele mogłem przeoczyć podczas swoich licznych podróży.
Zaśmiałem się pod nosem, gdy doszły mnie kolejne słowa Vergila. W istocie po raz kolejny musiałem przyznać mu rację – ściany wyścielone runicznym majstersztykiem były niezwykłe, natomiast kopuła, usłana ze starożytnej magii utrwalonej w znakach, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Przyzwyczajony byłem do innego wydźwięku zdania, zdecydowanie brakowało epitetu przed „snem”, ale nie zamierzałem prawić o tym głośno. Podobne spostrzeżenia wolałem pozostawić na męskie wieczory, gdzie panie nie miały okazji postrzegać nas jako prostaków.
-Moc run nie mogła wyparować, osłabnąć- zawyrokowałem bez cienia zawahania. -Coś tudzież ktoś musiał celowo ją unicestwić. Magia zaklęta w starożytnym piśmie nie ma terminu przydatności, nie wzmacnia się, podobnie jak nie zrywa więzów- kontynuowałem słysząc dyskusję pomiędzy Primrose, a Zabinim. -Chyba, że naruszono jej fundament- tylko na moment zerknąłem na towarzyszów, po czym ponownie przeniosłem wzrok na wijące się po skalnych ścianach arcydzieła. -Trzon, jaki stanowi runa wiodąca. Jeśli zaburzono jej działanie, to i reszta przestała spełniać swą funkcję- dodałem będąc przekonanym, że czas nie mógł być temu winien. Coś musiało się wydarzyć; być może kolejna anomalia lub celowe działanie czarodziejów. Jakim jednak cudem odkryli to miejsce, skoro nawet wychowujący się tu potomkowie władców nie mieli o nim zielonego pojęcia? Ziemia kryła wiele tajemnic, ale czy byłaby w stanie milczeć przez wieki?
Odsunąłem się nieznacznie od ściany, po czym obróciłem w kierunku mężczyzny, gdy ten skierował swe rozważania bezpośrednio do mnie. Wsłuchałem się w jego słowa kiwając lekko głową w ramach aprobaty. Wersji było tyle co pomysłów, niewiele mieliśmy wskazówek. -Wydaje mi się, że istnieje taka szansa. Jednak zauważmy, że nie ma tutaj ani miecza, ani też żadnego miejsca, w którym mógłby zostać umieszczony jako spoiwo. Choć kto wie? Może to nie uwięzionej istoty winniśmy szukać, a czarodzieja? Wojownika?- zasugerowałem zdając sobie sprawę, że to tylko kolejna teoria oparta na szybkiej analizie.
-Istnieje tu tyle połączeń, że nie jestem w stanie nawet określić czasu, jaki były potrzebny na znalezienie właściwych struktur. Ktoś naprawdę zadbał o to miejsce, włożył w nie wiele pracy i jestem skory pójść zgodnie z myślą, iż nie była to tylko jedna osoba- runy sprawiały wrażenie identycznych, nie znalazłem większych różnic w ich kreśleniu, jednak jeśli faktycznie stał za tym jeden czarnoksiężnik, to poświęcił temu niezwykle dużo miesięcy, może nawet lat. -Nas też mają one obejmować?- skierowałem swe pytanie do Primrose. Ona podejmowała decyzje, a ja nie zamierzałem ich podważać. Oczywiście zależało mi na powrocie, ciekawska natura żądna była odpowiedzi, ale gotów byłem ostatecznie pogrzebać tę misję, jeśli taka była jej wola.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Ty nie byłeś pewien wszystkich tych rzeczy. Nie miałeś ekspertyzy w tym zakresie tak wielkiej jak lady Burke czy "lord" namiestnik. Byłeś tylko gościem od duchów, który jakimś cudem wyczuł aurę, która pasowała tobie do własnej tezy. Całe szczęście żadne z nich nie potraktowało Cię jak kompletnego durnia, a twoje sugestie w jakiś sposób miały swoje uzasadnienie. Douczyłeś się czegoś dzięki tej dwójce, a lekko smagający sarkazmem tekst w kierunku Macnaira sprawił, że ten się zaśmiał pod nosem. Być może faktycznie wasze różne punkty widzenia pomogły wam w jakimkolwiek ułożeniu układanki związanej z tym miejscem, ale prawda była taka, że byliście tu zbyt krótko by jakkolwiek wydać osąd. Nie czułeś więc żadnej rezerwy, aby się z tym podzielić. — Wydaje mi się, że to za krótko by wydać jakikolwiek osąd. Sam teren faktycznie emanuje złowieszczą aurą, jednak pytanie czy te runy zostały stworzone by właśnie przestraszyć nas i zaprzestać dalszego działania czy może faktycznie mamy do czynienia z czymś, co nie powinno się uwolnić ze swoich łańcuchów. Przepraszam, trochę zapędziłem się... Nie powinnem tego mówić, zwłaszcza, że nie znam się na runach tak dobrze jak wy dwoje. — Mimo to kreśliłeś kręgi swoimi krokami, aby obejrzeć dokładniej piękne więzienie. Wydawało się być miejscem niczym komnata Midasa - wszystko prawie mieniące się złotem. W pewnym momencie przystanąłeś w miejscu. Odezwałeś się do Macnaira. — Nawet jeśli mielibyśmy szukać to... Kto wie kogo lub czego szukać? Nie mamy nawet jednej poszlaki pomagającej nam dołożyć kolejnego klocka tej historii... Jeśli są to ziemie lady Burke może mamy do czynienia z historią, której nawet ród lady nie chciał się podzielić, a z latami historia ta przestała mieć znaczenie... aż do teraz.... Znowu... niczego nie sugeruję, głośno myślę. — Chociaż była to kusząca hipoteza. Łączyłoby się to też z tym, że wszyscy Burke'owie już długo władają tymi ziemiami i naprawdę nie było nikogo, kto by o tym nie wiedział? Tego nie potrafiłeś przyjąć za brak jakiejkolwiek logiki. Wciąż jednak czułeś ten posmak aury na swoim języku. Złowieszczo słodki, kuszący. Odpuściłeś jednak dalsze postępowanie i wróciłeś do reszty. — Póki co jesteśmy w ślepej uliczce... Powinniśmy pomyśleć jak to zabezpieczyć, a potem... spróbować się o tym dowiedzieć coś więcej. Wszystko zależy jednak od woli lady. — Twój wzrok spoczął na niej. Była teraz osaczona decyzją, a każde z was miało na swój sposób słuszność. Ty sam wolałbyś to ponownie zapieczętować lub skryć pod aurą, by nikt inny nie skusił się by pobudzić coś, czego mogli się nie domyslić. Dałoby to wszystkim czasu na analize.
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrzyła w górę, wodziła spojrzeniem po obręczach przedziwnej klatki, a potem znów wracała wzrokiem do run na ścianach. Słuchając dywagacji i kolejnych teorii starała się je poukładać w głowie. Jeżeli Drew nie znalazł żadnych śladów złamania zabezpieczeń runicznych to nie łudziła się, że ona nagle dokona wielkiego odkrycia. Skupiła się teraz na rytmicznych kręgach wody. Czy rzeczywiście powodowały je fale uderzające o kamienne ściany?
Miała przedziwne przeświadczenie, że wszystko zaczęło się w Locus, a to co teraz widzą to jego pokłosie. Na ziemiach rodu Burke stworzono miejsce, nieoznakowane, nieodnotowane w żadnych zapiskach. Czy rodzina celowo ukryła te informacje, czy może ktoś sobie śmiało poczyna, a przodkowie nie zauważyli działań na swoich ziemiach? Ta opcja nie była na korzyść rodu Burke, ale żadna rodzina nie była idealna.
Potwór czy wojownik? Cień czy czarodziej? Jedna osoba czy wiele? Praca na wiele miesięcy w ukryciu czy zbiorowy wysiłek w jeden dzień? Ogrom pytań, a praktycznie żadnych odpowiedzi; nie mogła ich nie zdobyć. Czuła się w obowiązku to zrobić. Musiało jakoś się łączyć z innymi wydarzeniami w kraju, może miał coś wspólnego z kometą, z tym co miało miejsce w sklepie. Odruchowo dotknęła ramienia, które jeszcze pamiętało ostrze noża. Obydwaj mężczyźni snuli teorie, które mogły mieć potwierdzenie w rzeczywistości. Tylko czy istniała szansa odkrycia prawdy?
Westchnęła cicho i kiedy pytanie padło w jej stronę skinęła nieznacznie głową.
-Zabezpieczenia dla innych, ale nie dla nas. To miejsce jeszcze może przynieść kolejne odpowiedzi, gdy będziemy wiedzieć jakie pytania powinniśmy zadać. - Spojrzała w kierunku wyjścia z groty, skąd dochodziły krzyki rybitw oraz szum wody. Długo juz siedzieli we wnętrzu i czas był wracać gdzie będzie mogła w zaciszu domowym zebrać wszystko i postarać się przeanalizować nim podejmie dalsze kroki. Widziała zaś w spojrzeniu Drew, że również nie chce porzucać tego zagadnienia, liczyła na to, że nadal będzie chciał zajmować się tą sprawą. Vergila nie znała i nie mogła ocenić czy jest zainteresowany dalszym pochyleniem się nad tą zagadką.
-Drew… - Nadal czasami przychodziło jej ciężko zwracać się do mężczyzny bezpośrednio po imieniu. -Czy mogę prosić o założenie zabezpieczeń? - Sama nie posiadała takiej mocy i umiejętności. Wiedziała, że powinna bardziej przykładać się do ćwiczenia zaklęć, ale jej dni ostatnio pochłaniały zupełnie inne kwestie. Skierowała się do wyjścia z groty, pełna obaw o to, że się jej nie uda pomóc mieszkańcom.
Te kręgi na wodzie. Nie dawało jej to spokoju.
Jednak teraz nic nie mogła z tego poskładać.
|zt dla Prim (?)
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wodząc wzrokiem za spojrzeniem Primrose zauważyłem, że najwięcej uwagi poświęciła kręgom na tafli wody, które faktycznie nie należały do normalnych. Nie byłem specem w tych kwestiach, jednak wydawało mi się, że jeśli cokolwiek wzburza jej powierzchnię, to my również powinniśmy te drgania odczuć, chociażby w minimalnym stopniu. Tak jednak nie było – twardo stałem na kamiennej posadzce. Nie pasowało mi coś jeszcze, bowiem niemożliwym było nałożenie run na dnie, kiedy w zbiorniku znajdowała się ciecz, a zatem pojawiła się tam za czyjąś sprawą lub w naturalny sposób.
-Trzeba przyprowadzić tu geomantę- zerknąłem na dziewczynę wskazując głową starożytne znaki tworzące fundament klatki. Znała się na tym i przypuszczałem, że doskonale zrozumiała kolejne, pojawiające się wątpliwości. Wskazówek mieliśmy niewiele, dlatego należało chwytać się wszystkiego. Schyliwszy się zamoczyłem palce w płynie i kolistym ruchem roztarłem go po wnętrzu dłoni. Nie pozostał żaden osad, nie poczułem także żadnego niepokojącego zapachu. Byliśmy w kropce i rzeczywiście najrozsądniejszym wyjściem był powrót do domostw w celu poszukania jakichkolwiek informacji. Ja mogłem jedynie pomóc w kwestii runicznych zabezpieczeń, jednak z zagadką czym to miejsce było, a przede wszystkim jakie istoty więziło musiała uporać się sama lady Burke. -Sugerujesz, że jeśli nie ma nawet od czego zacząć, to lepiej wywiesić białą flagę?- uniosłem brew obracając się w kierunku Vergila. Nie ukrywałem zaskoczenia takim podejściem, ale cóż – każdy z nas był innym człowiekiem, ja nie potrafiłem odpuszczać. Zapewne kiedyś ta zawziętość zaprowadzi mnie do grobu, lecz nie dbałem o to. -Od kiedy te ziemie należą do twojej rodziny? Jak stare zapiski posiadasz?- rzuciłem pytanie zdając sobie sprawę, że Zabini mógł mieć nieco racji. Nie miałem pojęcia czy wszystkie historie były przekazywane z pokolenia na pokolenie, czy jednak istniały takie, które czas pomógł zatrzeć – rzecz jasna mowa o tych istotnych, jakie odbiły się szerokim echem. Cokolwiek nie zostałoby w grocie zamknięte, to z pewnością spędzało sen z powiek wielu czarodziejom. -Nie zapominajmy jednak, że znaki pokrywają się z tymi w księdze opowiadającej o Galahadzie, a jak już Primrose wspominała to właśnie z tych ziem podchodził przodek Longbottomów. Myślę, że warto zerknąć także do ich historii- oczywiście lepiej byłoby porozumieć się z jakimkolwiek przedstawicielem ów rodu, ale niestety każdy był zdradzieckim psidwakiem.
-Zrobię, co w mojej mocy- skinąłem głową. -Choć nie licz na wiele, zabezpieczenia to nie moja bajka, a klątw wam tu nie zostawię- zaśmiałem się pod nosem, po czym ruszyłem wraz z dziewczyną do wyjścia, bowiem to właśnie tam planowałem nałożyć pułapki. -Idziesz?- obejrzałem się za Vergilem licząc, że będzie nieco bardziej biegły w tej dziedzinie niżeli ja i dostatecznie ukryje wejście do jaskini. Póki nie znajdziemy odpowiedzi bezpieczniejszym było możliwe bardzo zadbać o to, aby żadna osoba trzecia nie pokusiła się o jej zbadanie.
Kiedy Zabini znalazł się nieopodal Primrose skinąłem w ich kierunku głową dając tym samym znać, że chcę rozpocząć pracę nad prostym zabezpieczeniem. Pierwsze, które przyszło mi do głowy było
Cave Inimicum – nie dawało nic poza informacją, ale w perspektywie moich braków brzmiało najsensowniej. Wolnym ruchem różdżki zacząłem wyznaczać linię korytarza groty i zatrzymałem się dopiero przed stromym zejściem do owalnego pomieszczenia z „klatką”. Zdawałem sobie sprawę, że było ono zbyt duże, jak na moje umiejętności w tym zakresie, a zatem postawiłem na wąskie, otoczone runicznym majstersztykiem, przejście. Pod nosem wypowiadałem kolejne inkantacje, starając się nie pomylić ich kolejności. Magiczne drobinki unosiły się w powietrzu, przeplatały, migotały, osadzały na tkanej barierze, aby finalnie zniknąć i pozostać niewidocznym dla oka spragnionego przygód śmiałka. Prostota użytego zabezpieczenia sprawiła, że po przeszło piętnastu minutach wykonałem kilka kroków do tyłu i odetchnąłem z ulgą. Prawdopodobnie mi się udało, lecz miałem zyskać pewność dopiero, gdy ktokolwiek ją aktywuje.
To nie był jednak koniec pomysłów – transmutacja była moją kulą u nogi, kulą jakiej w końcu musiałem się pozbyć, ale mimo to postanowiłem skorzystać z jej siły. Kojarzyłem zaklęcie wypaczające rzeczywistość, dlatego uniosłem wężowe drewno i skupiłem się na owalnym wejściu, które pragnąłem ukryć. Iluzja zapewne nie będzie trudna do przełamania – jeśli w ogóle czar się powiedzie – ale czy ktokolwiek domyśliłby się, że goła skała skrywa jakąkolwiek jaskinię i to za barierą? Szczerze w to wątpiłem. -Prastigiatio- wypowiedziałem pewnym tonem licząc nie tyle co na własne możliwości, a po prostu szczęście.
Wygiąłem wargi w ironicznym wyrazie, gdy ujrzałem efekt rzuconej inkantacji. -Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić. Jeśli coś uda mi się ustalić poślę list- odparłem w kierunku Primrose i skinąłem wpierw jej, a następnie Vergilowi głową, po czym zmieniłem się w kłąb czarnego dymu.
/zt
-Trzeba przyprowadzić tu geomantę- zerknąłem na dziewczynę wskazując głową starożytne znaki tworzące fundament klatki. Znała się na tym i przypuszczałem, że doskonale zrozumiała kolejne, pojawiające się wątpliwości. Wskazówek mieliśmy niewiele, dlatego należało chwytać się wszystkiego. Schyliwszy się zamoczyłem palce w płynie i kolistym ruchem roztarłem go po wnętrzu dłoni. Nie pozostał żaden osad, nie poczułem także żadnego niepokojącego zapachu. Byliśmy w kropce i rzeczywiście najrozsądniejszym wyjściem był powrót do domostw w celu poszukania jakichkolwiek informacji. Ja mogłem jedynie pomóc w kwestii runicznych zabezpieczeń, jednak z zagadką czym to miejsce było, a przede wszystkim jakie istoty więziło musiała uporać się sama lady Burke. -Sugerujesz, że jeśli nie ma nawet od czego zacząć, to lepiej wywiesić białą flagę?- uniosłem brew obracając się w kierunku Vergila. Nie ukrywałem zaskoczenia takim podejściem, ale cóż – każdy z nas był innym człowiekiem, ja nie potrafiłem odpuszczać. Zapewne kiedyś ta zawziętość zaprowadzi mnie do grobu, lecz nie dbałem o to. -Od kiedy te ziemie należą do twojej rodziny? Jak stare zapiski posiadasz?- rzuciłem pytanie zdając sobie sprawę, że Zabini mógł mieć nieco racji. Nie miałem pojęcia czy wszystkie historie były przekazywane z pokolenia na pokolenie, czy jednak istniały takie, które czas pomógł zatrzeć – rzecz jasna mowa o tych istotnych, jakie odbiły się szerokim echem. Cokolwiek nie zostałoby w grocie zamknięte, to z pewnością spędzało sen z powiek wielu czarodziejom. -Nie zapominajmy jednak, że znaki pokrywają się z tymi w księdze opowiadającej o Galahadzie, a jak już Primrose wspominała to właśnie z tych ziem podchodził przodek Longbottomów. Myślę, że warto zerknąć także do ich historii- oczywiście lepiej byłoby porozumieć się z jakimkolwiek przedstawicielem ów rodu, ale niestety każdy był zdradzieckim psidwakiem.
-Zrobię, co w mojej mocy- skinąłem głową. -Choć nie licz na wiele, zabezpieczenia to nie moja bajka, a klątw wam tu nie zostawię- zaśmiałem się pod nosem, po czym ruszyłem wraz z dziewczyną do wyjścia, bowiem to właśnie tam planowałem nałożyć pułapki. -Idziesz?- obejrzałem się za Vergilem licząc, że będzie nieco bardziej biegły w tej dziedzinie niżeli ja i dostatecznie ukryje wejście do jaskini. Póki nie znajdziemy odpowiedzi bezpieczniejszym było możliwe bardzo zadbać o to, aby żadna osoba trzecia nie pokusiła się o jej zbadanie.
Kiedy Zabini znalazł się nieopodal Primrose skinąłem w ich kierunku głową dając tym samym znać, że chcę rozpocząć pracę nad prostym zabezpieczeniem. Pierwsze, które przyszło mi do głowy było
Cave Inimicum – nie dawało nic poza informacją, ale w perspektywie moich braków brzmiało najsensowniej. Wolnym ruchem różdżki zacząłem wyznaczać linię korytarza groty i zatrzymałem się dopiero przed stromym zejściem do owalnego pomieszczenia z „klatką”. Zdawałem sobie sprawę, że było ono zbyt duże, jak na moje umiejętności w tym zakresie, a zatem postawiłem na wąskie, otoczone runicznym majstersztykiem, przejście. Pod nosem wypowiadałem kolejne inkantacje, starając się nie pomylić ich kolejności. Magiczne drobinki unosiły się w powietrzu, przeplatały, migotały, osadzały na tkanej barierze, aby finalnie zniknąć i pozostać niewidocznym dla oka spragnionego przygód śmiałka. Prostota użytego zabezpieczenia sprawiła, że po przeszło piętnastu minutach wykonałem kilka kroków do tyłu i odetchnąłem z ulgą. Prawdopodobnie mi się udało, lecz miałem zyskać pewność dopiero, gdy ktokolwiek ją aktywuje.
To nie był jednak koniec pomysłów – transmutacja była moją kulą u nogi, kulą jakiej w końcu musiałem się pozbyć, ale mimo to postanowiłem skorzystać z jej siły. Kojarzyłem zaklęcie wypaczające rzeczywistość, dlatego uniosłem wężowe drewno i skupiłem się na owalnym wejściu, które pragnąłem ukryć. Iluzja zapewne nie będzie trudna do przełamania – jeśli w ogóle czar się powiedzie – ale czy ktokolwiek domyśliłby się, że goła skała skrywa jakąkolwiek jaskinię i to za barierą? Szczerze w to wątpiłem. -Prastigiatio- wypowiedziałem pewnym tonem licząc nie tyle co na własne możliwości, a po prostu szczęście.
Wygiąłem wargi w ironicznym wyrazie, gdy ujrzałem efekt rzuconej inkantacji. -Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić. Jeśli coś uda mi się ustalić poślę list- odparłem w kierunku Primrose i skinąłem wpierw jej, a następnie Vergilowi głową, po czym zmieniłem się w kłąb czarnego dymu.
/zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
— Zawsze możemy także porozmawiać z nieżywym Longbottomem. — Powiedziałeś dość śmiałą tezę, kiedy przypomniałeś im tym samym kim w końcu jesteś. Spirytystą, na wszystko co Merlinowe. Potrafiłeś sprawić, że duchy minionej epoki potrafiły przybyć na twoje zawołanie jeśli tylko miałeś odpowiednie składniki, mogłeś je spętać pod swoją władzę i kazać im nawet odpowiadać na swoje pytania tak długo jak znajdowały się pod twoim "butem". Wiedziałeś jednak, że taka opcja istniała i jedynie podsunąłeś ją jako możliwe rozwiązanie tego problemu. Nie starałeś się jednak też wchodzić w kwalifikację Macnaira i jedyne co zrobiłeś, kiedy ten zapytał się czy masz lepsze rozwiązania względem tego całego ukrywania. Wolałeś jednak pójść z nim i samemu dołożyć kolejne możliwe zabezpieczenia. Chciałeś jedynie zabezpieczyć to dwoma potencjalnymi zabezpieczeniami, które sprawią, że ktoś nie zamierza wejść tutaj niepowołany, a nawet jeśli - nie będzie mógł się z tego terenu aportować. — Najpierw postaram się rzucić Cave Inimicum, tak jak ty, abyśmy wiedzieli oboje czy ktoś oprócz nas tutaj się pojawi jakimś cudem, jeśli nie masz. Zajmie mi to chwilę, ale dodam też na sam koniec Tenuirtis, aby nie mógł się deportować z tego miejsca, dopóki my sami nie dojdziemy do niego i wtedy najwyżej zdejmiemy zabezpieczenie. Na tę chwilę zdecydowanie powinno wystarczyć. — powiedziałeś to raczej do Macnaira, bo to właśnie do niego dołączyłeś z tym zadaniem, ale powoli wszystko szło do wspólnej konkluzji, że to miejsce trzeba było kompletnie zabezpieczyć przed gapiami lub sprzymierzeńcami wrogiej organizacji. Finalnie, kiedy kończyłeś już - byłeś ostatnim, który stanął przy Macnairze i Primrose, by ostatecznie tak jak i oni skinąć głową i deportować się już poza jaskinią. Nic więcej nie mogłeś zrobić. — Jeśli faktycznie zamierzacie zrobić coś w związku z przesłuchiwaniem dawnych Longbottomów, poślijcie sowę. — I tak samo jak reszta - zniknąłeś.
zt.
zt.
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|Przychodzimy z Beamish
Grota była przed nimi, trwała niewzruszona jakby kpiła z wysiłków lady Burke, starając się ją przekonać, że jej działa niczego nie zmienią. Istnieją siły, których nigdy nie będzie mogła pojąć. Jednak teraz, nie miał zamiaru się poddać bez walki. Jeżeli miała zrezygnować, musiała mieć pewność, że zrobiła wszystko co w jej mocy, że niczego nie przeoczyła.
Ostatnie minuty podróży, były bolesne. Każdy skrawek obuwia czuła, każdą nierówność pod podeszwą. Kiedy przystanęła przed Grotą odetchnęła z ulgą. Ledwie parę dni wcześniej była tutaj wraz z Drew i panem Zabini, poznawała dopiero wnętrze groty, tego co skrywała, a tajemnic było coraz więcej. Nałożone zabezpieczenia sprawiły, że nikt niepowołany nie wkroczył do środka. Nie wykazały też intruza, który został uwięziony i czekał, aż ktoś go uwolni. To uspokajało, ponieważ obawiała się, że mieszkańcy hrabstwa będą zbyt ciekawi tego co skrywa grota. Na szczęście bali się bardziej. Bryza od morza chłodziła rozgrzane ciało, koiła piekące skronie. Woda kusiła, aby zanurzyć w niej bolesne stopy.
-W środku znajduje się przedziwny twór, coś na wzór klatki oraz płytki zbiornik wodny. - Powiedziała, pierwszy raz od długiego czasu. W trakcie długiej wędrówki skupiała się na tym, aby tu dotrzeć, aby zebrać myśli, zastanowić się nad tym co chce zbadać.-Na ścianach oraz w zbiorniku znajdują się bursztynowe runy. Pulsowały w rytmie, teraz w Beamish szepty również to robiły, to słowa układające się w coś, co przypominało melodię – pieśń przypominającą szmer morskich fal. Nie, nie rozumiałam tych słów. - Uprzedziła kolejne pytania. Czy Ramsey teraz do nich dołączy? Chciała wiedzieć czy jego obecność wpłynie na to co się znajdowało w grocie. Czy dzięki temu uda się jej zrobić krok ku rozwiązaniu tej zagadki. Rozejrzała się dookoła, po czym upewniła się, że różdżkę ma w pogotowiu. -Ostatnio nic się nie wydarzyło. Magia run została zdjęta, nie wiem jednak jak teraz się zachowa. - Podejrzewała, że inaczej, ale mogła się mylić, ponieważ absolutnie nic nie wiedział jeszcze o cieniach. Miała swoje podejrzenia, ale nie dawały one żadnych odpowiedzi.
Grota była przed nimi, trwała niewzruszona jakby kpiła z wysiłków lady Burke, starając się ją przekonać, że jej działa niczego nie zmienią. Istnieją siły, których nigdy nie będzie mogła pojąć. Jednak teraz, nie miał zamiaru się poddać bez walki. Jeżeli miała zrezygnować, musiała mieć pewność, że zrobiła wszystko co w jej mocy, że niczego nie przeoczyła.
Ostatnie minuty podróży, były bolesne. Każdy skrawek obuwia czuła, każdą nierówność pod podeszwą. Kiedy przystanęła przed Grotą odetchnęła z ulgą. Ledwie parę dni wcześniej była tutaj wraz z Drew i panem Zabini, poznawała dopiero wnętrze groty, tego co skrywała, a tajemnic było coraz więcej. Nałożone zabezpieczenia sprawiły, że nikt niepowołany nie wkroczył do środka. Nie wykazały też intruza, który został uwięziony i czekał, aż ktoś go uwolni. To uspokajało, ponieważ obawiała się, że mieszkańcy hrabstwa będą zbyt ciekawi tego co skrywa grota. Na szczęście bali się bardziej. Bryza od morza chłodziła rozgrzane ciało, koiła piekące skronie. Woda kusiła, aby zanurzyć w niej bolesne stopy.
-W środku znajduje się przedziwny twór, coś na wzór klatki oraz płytki zbiornik wodny. - Powiedziała, pierwszy raz od długiego czasu. W trakcie długiej wędrówki skupiała się na tym, aby tu dotrzeć, aby zebrać myśli, zastanowić się nad tym co chce zbadać.-Na ścianach oraz w zbiorniku znajdują się bursztynowe runy. Pulsowały w rytmie, teraz w Beamish szepty również to robiły, to słowa układające się w coś, co przypominało melodię – pieśń przypominającą szmer morskich fal. Nie, nie rozumiałam tych słów. - Uprzedziła kolejne pytania. Czy Ramsey teraz do nich dołączy? Chciała wiedzieć czy jego obecność wpłynie na to co się znajdowało w grocie. Czy dzięki temu uda się jej zrobić krok ku rozwiązaniu tej zagadki. Rozejrzała się dookoła, po czym upewniła się, że różdżkę ma w pogotowiu. -Ostatnio nic się nie wydarzyło. Magia run została zdjęta, nie wiem jednak jak teraz się zachowa. - Podejrzewała, że inaczej, ale mogła się mylić, ponieważ absolutnie nic nie wiedział jeszcze o cieniach. Miała swoje podejrzenia, ale nie dawały one żadnych odpowiedzi.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Grota Krzyku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham