Wydarzenia


Ekipa forum
Herbaciarnia Pani Figg
AutorWiadomość
Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]17.07.17 1:59
First topic message reminder :

Herbaciarnia Pani Figg

★★
Lokal serwuje wszystkie dostępne gatunki herbat, o jakich można tylko pomyśleć. Wiele z nich doprawiona odpowiednią dawką magii zapewnia doznania, o których trudno zapomnieć. Od chwilowych lewitacji, po przemiany w dzikie zwierzęta. Oczywiście wszystko w pełni bezpieczne, w otoczeniu aromatycznej roślinności, którą porośnięta jest każda herbaciana loża. Pani Figg dba bowiem o zapewnienie klientom pełnej dyskrecji podczas spożywania magicznie przyprawionego napoju. Stąd miejsce to idealne jest do prywatnych rozmów, które winny pozostać tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia Pani Figg - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]29.07.19 22:24
Wbrew temu jakie ścieżki przyjdzie im obrać w życiu, Lucinda wiedziała, że płynie w nich ta sama krew. Właśnie ta krew sprawiała, że były do siebie naprawdę podobne. Selwyn tak samo postrzegała swoje miejsce w szlacheckim rodzie i zamiast myśleć o intrygach, które przecież są częścią jej rodziny pozwalała sobie na uleganie porywom naiwności. Było ich wiele w jej życiu. Czasami żałowała, że nie potrafi być tak bezwzględna jak inni członkowie jej rodu. Żałowała, że pozwala sobie na popełnianie tak dotkliwych błędów. Z drugiej strony było to coś co sprawiało, że czuła się człowiekiem. Jednostką z prawem do popełniania błędów, ulegania pokusom, prowadzenia swojego życia tak jak chce, a nie tak jak trzeba. Może to było przekleństwo Selwynów? Może to była właśnie ta maska, którą przyszło im nosić? - Ja też nie chciałabym, żebyś była nieszczęśliwa - odparła i choć jej słowa mogły zostać odebrane w tym konkretnym kontekście to jednak chodziło jej o całokształt. Bella była pod ostrzałem, którego Lucinda nawet nie była w stanie pojąć.
Blondynka kiedyś stała przed podobnymi dylematami. Choć dostrzegła już prawdziwe oblicze wojny, w której obie brały udział to nadal często nie potrafi poprawnie rozprawiać nad tym co jest dobre a co złe. Nie była także szlachcianką idealną i może właśnie dlatego o wiele prościej przychodziło jej stawianie wszystkiego na jedną kartę. Lucinda nie życzyłaby swojej kuzynce tak szalonych porywów życia jakie sama doświadcza. W ostatnim czasie znajdowała się blisko śmierci zdecydowanie zbyt wiele razy. Jednego jednak była pewna. Relacje w rodach szlacheckich były dyktowane jedynie interesem. Za korzyścią szedł uśmiech, przyjaźń, a przede wszystkim... manipulacja. - Pewnie słyszałaś, że na ostatnim szczycie mnie także chciała umieścić przy ołtarzu. Nie wiem co bym wtedy zrobiła, ale na pewno nie wyraziłabym na to zgody. Nie mówię, że masz zrobić to samo. Nie podawałabym swojego życia jako przykład do naśladowania, ale czasami podejmowanie własnych decyzji  nie musi równać się z brakiem szacunku dla rodziny i rodu. - odparła widząc w oczach kuzynki zwątpienie. To samo zwątpienie towarzyszyło Lucindzie podczas podejmowania najtrudniejszych decyzji. Popełniała błędy, których nie potrafiła zatrzymać.
Szlachcianka pokręciła głową i uniosła kącik ust w pokrzepiającym uśmiechu. - Widzą w tobie nadzieje, wiesz? Mi dali spokój chcąc uniknąć niepotrzebnego rozgłosu, ale ty jesteś ich nadzieją i wcale się temu nie dziwię, Bell. Po prostu zachowaj w myślach to co właśnie mi powiedziałaś. Nikt nie może zmienić swojego zachowania, swoich myśli i przekonań w ciągu kilku dni i przez kilka politycznych zmian. Nigdzie nie znajdziesz czystszej manipulacji. Mam szczerą nadzieje, że to się kiedyś zmieni. - dodała. Na razie wszyscy musieli radzić sobie sami. Lucinda to zrozumiała i miała szczerą nadzieje, że jej kuzynka też do tego dojdzie prędzej czy później. Wbrew temu co wszyscy mówili, to oni byli nowym pokoleniem i to oni powinni robić wszystko by dochodziło do zmian. Blondynka zdawała sobie sprawę z tego, że to jak na razie walka z wiatrakami.
Lucinda wzruszyła ramionami słysząc zadane przez kuzynkę pytanie. - Nie wiem. Po prostu znam siebie, wiem co myślę i na czym opieram swój osąd. Moralność jest dla mnie ważniejsza od posłuszeństwa. Musisz posłuchać samej siebie, a nie mnie czy wszystkich innych. - odparła spoglądając kobiecie w oczy. Mogłaby ją przekonywać, że to wszystko nie ma sensu. Mogłaby przedstawić jej wizję przyszłości, w której życie jak przyjdzie jej prowadzić będzie wypełnione niepewnością, a może nawet nieszczęściem. Mogłaby, ale to niczego by nie zmieniło. Lucinda przekonała się, że jedyną osobą, która może coś zmienić w jej życiu była ona sama. Szlachcianka wierzyła, że kuzynka ma podobnie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia Pani Figg - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]30.07.19 22:23
Tak nagle obydwie skryte, ściskające dłonie, płonące  jednym ogniem i odsłaniające rozmarzoną głębię oczu.   To miejsce przez chwilę obronić mogło je przed ostrym powietrzem przenikającym codzienność. Bella z miłością spoglądała w oczy kuzynki. Nie patrzyła jednak na nią jak na upragnioną ostoję, nieme wybawienie przed krzywdami, które miały nadejść. Poszukiwała w niej siebie i też swoją mocą pragnęła ją obdarzyć. Chociaż to niewidzialne objęcie duszy nie mogło ochronić Lucindy, to jednak chciała, aby widziała ona, że cokolwiek się stanie, nie zapomni ani o niej ani o Alexandrze. O nikim bliskim. Chociaż spodziewała się, że któregoś dnia obejmą ją czarne, chłodne ramiona, że przestanie płonąć wokół niej bezpieczne ognisko Selwynów, to jednak obiecała sobie, że nie podda się, nie wyzbędzie się tych uczuć, tych blasków, które właśnie teraz, w tej słodkiej, cichej kawiarence bezgłośnie składały pewne obietnice. Wyznanie Lucindy przywołało szerszy uśmiech na ustach Belli. Nie miała powodu, aby wątpić w szczerość jej pragnienia.
Nie zamówiły nawet herbatki. Zanurzone pomiędzy niespokojnymi falami wieści tak nagłych i ważnych być może zapomniały i o tym. Dlatego Bella przywołała pracującą w kawiarence dziewczynę i poprosiła o herbatę dla nich. Być może towarzysząca jej kuzynka miała swoją propozycję, ale jeśli nie, to na pewno Isa podzieli się z nią swoją. Potrzebowała poczuć na wysuszonych ustach miłą, ciepłą wilgoć, bo wypływające spomiędzy nich wizje okazywały się zbyt szorstkie i nieprzyjemne. Wiedziała jednak, że przychodząc tu, będzie musiała się zmierzyć z kwestiami, o których do tej pory wolała głośno nie mówić. Dziś brzmiały między szeptami lub stawały się wyraźnym głosem tak mocnym dzięki sile naturalnie płynącej z emocji. Ich świat i ich rodzina przesiąkały intrygą, z której coraz trudniej było się wydostać. Zgubienie ostatniego oddechu mogłoby bez trudu doprowadzić do porzucenia siebie, własnego serca, które przecież też miało swoje zdanie. Nikt jednak nie dawał szansy ich indywidualnym nadziejom. To, czego chciała Bella, mało obchodziło nestorkę. Morgana musiała działać dla dobra rodu, który obrał taką stronę i musiał się teraz z niej wywiązać. Dlatego układała sobie ich jak kruche pionki na szachownicy, toczyła grę i toczyła wojnę. Bella nie była pewna, o co ona właściwie walczy.
– Nie chciałaś być żoną wspaniałego lorda, Lucindo? – zapytała trochę zadziornie, a jej oczy błysnęły niebezpiecznie. Chyba próbowała zażartować, chociaż obydwie dobrze wiedziały, że akurat nie był to przyjemny temat. – Jak dobrze, że tak się nie stało. Wyobrażam sobie ciebie u boku jakiegoś dzielnego mężczyzny o złotym sercu – mówiła dalej, nieco natchniona. W ten sposób rozbijała zimny temat. Była nawet ciekawa, czy jest już ktoś pomiędzy intymnymi myślami blondynki. Lubiła słuchać opowieści o zakochanych. Te książkowe były piękne, ale zbyt mocno czasami osadzały się między miękkimi obłokami. Przed sobą miała postać żywej i kochanej kobiety.
Przyniesiono herbatkę, a gdy parujące fikuśne wzory zaczęły przyjemnie pachnięć między nimi, Bella znów posmutniała. Skąd mogła być pewna, czy podoła misji? Wątpliwości to naturalna kolej rzeczy, a jednak nie wierzyła, że rodzice czy Morgana nie widzieli jej rozterek. A może wiedzieli, że ona się im ostatecznie nie podda? Że nie opuści głowy jako dumna potomkini wspaniałej Wendeliny? –  Chcę trwać, Lucino. Nie chcę nikogo rozczarowywać. Tylko to wszystko sprowadza się do tej naszej gry, w którą… – w którą grali przecież wszyscy, Bello. Nie tylko ty. Wojna wymagała poświęceń. Rodzina upominała się o nią. – Wierzę, że któregoś dnia zbudzę się i będę rozumiała moc i cel tego, co dzieje się wokół. Że poczuję się częścią, która może pasować do tej słusznej strony. Że wybiorę dobrze, nie rozrywając przy tym siebie – mówiła trochę się plącząc, bo słowa coraz trudniej przechodziły przez jej wargi. Trochę głupiała, trochę zapomniała o sobie, próbując zadowolić wszystkich wokół. – Zachowanie tego swojego głosu oznacza kłamstwo, maskę, której już nigdy nie będę mogła zdjąć…
Przecież jesteśmy tak wprawnymi kłamcami. My – dzieci Wendeliny.
Droga maski i droga Alexandra. Już chyba tylko to jej pozostało. Ale czy na pewno? Przecież Lucindzie udawało się odzyskać skrawek wolności. Tak pięknie pachniał, tak mocno otumaniał zmysły.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Herbaciarnia Pani Figg - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]31.07.19 20:51
Ciężko o czysto towarzyskie spotkania kiedy na świecie dzieje się tyle rzeczy. Lucinda chciałaby, żeby spotkania z najbliższymi opierały się jedynie na przyjemnych konwersacjach, wesołych opowieściach i żywych dyskusjach na tematy, które nie miały przesądzać o przyszłości. Wiedziała jednak, że aktualnie jest to niemal niemożliwe, a tego typu konwersacja opiewałaby o ignorancje rzeczywistości. Chyba żadna z nich jeszcze kilka lat temu nie podejrzewała, że czas bezstroski kiedyś się skończy.
Kiedy kuzynka zamówiła dla nich herbatę, blondynka jedynie skinęła głową w stronę kelnerki uśmiechając się przy tym serdecznie. Tego też brakowało w ich świecie. Zwykłej serdeczności, która przecież już od dawna przykryta jest strachem. Fakt, że przez ten cały czas nie zdążyły nawet zamówić herbaty był jednoznaczny z tym, że powinny spotykać się częściej. Może wtedy nie musiałyby łapać każdej z chwil by tylko wymienić się poglądami. Choć nie było w tym nic zabawnego to jednak cała ciągła gonitwa zaczynała ją śmieszyć. Ile jeszcze ludzie będą w stanie żyć na tym torze wyścigowym? Na to pytanie nie znała niestety odpowiedzi.
Słysząc pytanie Belli wzruszyła jedynie ramionami i uśmiechnęła się znacząco. - Nie zależy mi na byciu żoną kogokolwiek - zaczęła całkowicie poważnie. - A jeśli dojdzie nawet do takiej sytuacji to tak naprawdę nie będzie miało dla mnie znaczenia czy będzie lordem czy nie. Wiem jak to brzmi, Bells. Ja po prostu nie wyobrażam sobie robić czegoś wbrew sobie. Raz już przecież byłam zaręczona i nie skończyło się to dobrze. - odpowiedziała. Prawdą jest, że gdyby nie nagła śmierć jej dawnego narzeczonego to teraz prawdopodobnie byłaby już po słowie. Była o wiele młodsza, może nawet mniej świadoma. Były to tak dawne czasy, że już sama potrafiła o nich zapomnieć.
Lucinda uśmiechnęła się ciepło na słowa kuzynki i wyciągnęła w jej stronę rękę by na chwile ścisnąć jej dłoń. - Wierzę, że tak się stanie. Obiecaj mi tylko, że zawsze będziesz pamiętać o sobie i wybierzesz siebie kiedy przyjdzie ci się z tym zmierzyć. Znam szlachetnie urodzonych, których małżeństwa stały się usłaną różami historią miłosną. - dodała ze wzruszeniem ramion i sięgnęła po stojącą obok niej herbatę. - Tylko jeśli zostawisz ten głos w sobie - dodała tym samym kończąc ten trudny temat. Blondynka nie chciała by w pamięci kuzynki ich spotkanie wyrosło do rangi przykrego zdarzenia i miliona ciężkich dylematów, dlatego postanowiła zakończyć temat wyborów i skupić się na o wiele przyjemnieszych kwestiach. - Opowiedź mi o przygotowaniach do świąt? Choinka jak zwykle o tej porze płonie już blaskiem? - zapytała z delikatnym uśmiechem.

z.t x2


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia Pani Figg - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]17.02.20 2:02
6 Kwietnia 1957 roku

Wiosna po za ciepłym powiem podszytego latem powietrza, przyniosła ze sobą również zmiany. Niekoniecznie te, których ktokolwiek chciałby doświadczać. Świat zdawał się powoli wywracać do góry nogami tracąc stary, dobry porządek. Nawet panna Burroughs, będąca osobą starannie ignorującą sytuację polityczną oraz wydarzenia, niepasujące do jej świata, odczuwała charakterystyczny zapach zmian w powietrzu. Nigdy się nie wychylała. Wolała tkwić w swojej bezpieczniej bańce; w półmroku pracowni alchemicznej, otoczona oparami eliksirów oraz zapachem ingrediencji. Ignorowanie pewnych tematów było bezpiecznym posunięciem.
Na szczęście świat zdawał się obchodzić z eteryczną blondynką w sposób delikatny. Tak, jakby chciał wynagrodzić jej wcześniejsze krzywdy, jakich doświadczyła przez przewrotny Los. Po za obowiązkową rejestracją różdżek, która upłynęła jej sprawnie i bezproblemowo, jej życie zdawało się niewiele odbiegać od normy. Nadal wypełniała swoje niewielkie, codzienne rytuały. Chodziła do pracy, spędzała wieczory siedząc na ulubionym, kuchennym blacie z książką w dłoni dążąc do kolejnego celu na jej ścieżce kariery. I jedynie z częścią znajomych, nie miała chwilowo jak się spotkać, na ulicach widywała partole (których ignorowanie całkiem nieźle jej wychodziło) i musiała legitymować się, przed wejściem do pracy.
W tej całej abstrakcji ostatnich wydarzeń, Frances zatęskniła za zwykłymi, prostymi spotkaniami. Nie podszytymi wielkimi, wyniosłymi emocjami bądź zwykłym, prostym strachem. Spotkań mających na celu wypicie herbaty, zjedzenie dobrego ciasta oraz powymienianie się mało istotnymi, acz zajmującymi informacjami związanymi z codziennym życiem. Ach, jakże miło by było się z kimś spotkać! Siedząc w domowej pracowni przyszła jej na myśl jedna osoba, którą panna Burroughs bardzo chętnie by zobaczyła. Po krótkiej wymianie listów, zapadła finalna decyzja o spotkaniu.
Ustalonego dnia, pięć minut przed umówionym spotkaniem, ubrana w błękitną szatę ozdobioną delikatnymi, haftowanymi kwiatkami blondynka stawiła się w kawiarni, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Kawiarnia zdawała się być przytulna, niemal przyjazna w swoim wystroju jednocześnie dając poczucie konfidencjonalności. Ciepły uśmiech pojawił się na ustach blondynki, odwieszającej jasny płaszczyk na oparciu jednego z foteli. I już miała zajmować miejsce przy jednym, ze schowanym w jednym z rogów stoliku, gdy zauważyła swoją towarzyszkę. Z uśmiechem, pomachała brunetce by ta nie musiała błądzić po kawiarence.
- Och, jak się cieszę, że Cię widzę moja droga! - Rzuciła, delikatnie obejmując znajomą w geście powitania. Nie kłamała, w tym wypadku nie trudno było odczytać z bladej buzi, że faktycznie ucieszył ją widok znajomej. Mimo pracy w jednym miejscu, nie zawsze miały okazję na spotkania. W końcu szpital był wielkim budynkiem, a panna Burroughs będąc jeszcze na najniższym szczeblu alchemicznej kariery co oznaczało lawirowanie między oddziałami i niepewność, gdzie przyjdzie jej pracować kolejnego dnia. - Słyszałam, że tutejsze herbaty są naprawdę magiczne. - Powiedziała trochę przyciszonym, konspiracyjnym tonem, samej będąc ciekawej tego, czego przyjdzie im tu doświadczyć. Blondynka zajęła miejsce na jednym z miękkich foteli, założyła nogę na nogę po czym wlepiła szaroniebieskie spojrzenie w buzię swojej towarzyszki. - Mam wrażenie, jakbyśmy nie widziały się od dawna. - Ach, nie chciała zaczynać rozmowy tak, jak zaczynali ją niemal wszyscy czarodzieje w Londynie - od rozmów na temat ostatnich wydarzeń, rozważań i teorii, które z pewnością nie powinny docierać do panien, takich jak ona. - Opowiadaj, co u Ciebie? - Zapytała, tuż po złożeniu zamówienia, szczerze ciekawa tego, co wydarzyło się ostatnio w życiu znajomej.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]29.02.20 1:22
Nie ukrywała, że wyczekiwała z utęsknieniem na poprawę pogody i wyraźne nadejście wiosny. Kolejna pora roku mogła być przyjemnym wyrwaniem się z depresyjnej codzienności, która swą szarością potrafiła pogarszać samopoczucie nawet najbardziej optymistycznej osoby. Nie sądziła jednak, że nim nadejdzie to, czego tak wypatrywała, będzie jak wielu innych czarodziejów, świadkiem drastycznych zmian. Miała swoiste szczęście, że tamtej nocy nie była w szpitalu i nie musiała tkwić w nerwowej atmosferze, jaka na pewno udzielała się uzdrowicielom. Duża część wydarzeń poza murami św. Munga była odczuwalna wewnątrz, pośród rzucanych spojrzeń i cichych słów wypowiadanych z ostrożnością, między pracującymi tam osobami.
Dlatego mimo wszystko cieszyła się, że to, co działo się przez kilka godzin, nie dotyczyło jej w żadnym stopniu. Mogła ten jeden raz, zobojętnieć i tkwić w pogrążonym w mroku mieszkaniu, słuchając dźwięków, które dochodziły z zewnątrz. Nie chciała kłopotów, nawet jeśli czuła się źle z tym że jest w bezpiecznych murach, a nie gdzieś gdzie mogłaby pomóc dzięki temu, co potrafiła najlepiej. Tamta noc jednak minęła, a kolejne dni nadchodziły, skłaniając do przyzwyczajenia się do zmian, jakie zaszły bez względu na to, że komuś mogło się to nie spodobać. Większość nigdy nie pytała o zdanie jednostki.
Nowe wymogi, przyjęła ze spokojem, nie bojąc się rejestracji różdżki, przez którą musiała przejść, aby pozostać w pracy. Były kwestie, z których nie potrafiła zrezygnować, a praca w tym przodowała zdecydowanie. Mimo nerwowości powróciła do rutyny dnia, wykonując większość czynności wręcz machinalnie, ale nie było to nic zaskakującego, gdy takie stany zdarzały jej się już wcześniej. Wybiciem z tego rytmu był list, który przyniosła jedna z wielu płomykówek, które widziała w życiu i dopóki nie spojrzała na podpis, nie potrafiła rozszyfrować, do kogo sowa może należeć. Nie, żeby kiedykolwiek próbowała usilnie spamiętać sówki, które pojawiały się u niej z korespondencją.
Po ustaleniu dnia oraz godziny wyczekiwała momentu, gdy nadejdzie okazja do spotkania. Trochę czasu minęło, odkąd miała okazje swobodnie porozmawiać z Frances, a nie wątpiła, że w ostatnich tygodniach musiało dziać się coś, o czym obie mogły powiedzieć… w pewien sposób wyrzucić z siebie. Bel co prawda nie zwykła żalić się na nic, ale czasami nawet ona potrzebowała, chociaż biernego słuchacza.
Przebierając się na spotkanie, postawiła na stonowaną beżową szatę z delikatnym wzorem wzdłuż talii, wyszytym białą nicią. Mocna klasyka, której zwykle nie akceptowała w takim natężeniu. Dziś jednak nie zamierzała wyróżniać się, nie potrzebowała niczyjej uwagi poza tą oferowaną przez Frances.
Docierając na miejsce, bez wahania weszła do Herbaciarni. Słyszała sporo pozytywnych opinii o tym miejscu, ale dotąd nie miała okazji, aby osobiście sprawdzić, czy faktycznie warto było zjawiać się tu.
Uśmiechnęła się wyraźnie, widząc, jak dziewczyna macha do niej, by zaraz podejść bliżej.
- I wzajemnie – odparła pogodnie, również obejmując swą koleżankę z pracy. Brakowało jej takich zwyczajnych spotkań i rozmów na najbardziej błahe tematy.
Zsunęła z ramion granatowy płaszczyk, wieszając go na drugim krześle, które zajęła po chwili.
- Liczę, że okażą się tak wyborne, jak są chwalone – stwierdziła nadal z tą ciepłą nutą w głosie. Będąc tutaj teraz, miała pewne oczekiwania, a może raczej cichą prośbę, żeby herbaciarnia okazała się tym wyjątkowym miejscem, gdzie zwyczajnie odepchnie wszelkie zmartwienia i skupi się na towarzystwie znajomej.
Kąciki jej ust zadrżały wyraźnie, gdy powstrzymała kolejny uśmiech.
- Ostatnie tygodnie były strasznie chaotyczne i w pewien sposób zwariowane – rzuciła, trochę jakby potwierdzając wrażenie, że nie widziały się już od dawna.
Po złożeniu zamówienia, zamilkła na krótko, zastanawiając się, co wydarzyło się w jej życiu, a o czym była skora opowiadać już teraz. Kwestia, którą najchętniej poruszyłaby, nadal pozostawała tajemnicą dla otoczenia, skrzętnie ukrywanym sekretem.
- Zabawne, że nie wiem, od czego zacząć. Działo się jak zawsze dużo, ale chyba już wiesz, że nigdy nie potrafię pozwolić sobie na przesadną nudę w codzienności, nawet kiedy próbuję wprowadzić rutynę – wyjaśniała nie ukrywając rozbawienia, ale tym samym unikając rozwodzenia się na ten temat.- Od pewnego czasu zastanawiam się nad małą ucieczką z Londynu, w rodzinne strony… na kilka dni, żeby zachłysnąć się spokojem, jaki zawsze panował w Blythburghu – liczyła, że miasto, w którym się wychowała, nadal żyje w swoim własnym tempie, nie dopuszczając do siebie wariactwa z zewnątrz.- A teraz, wydaje mi się to idealną okazją – dodała, jakby szukała aprobaty dla tego pomysłu, lecz zdecydowanie nie potrzebowała niczyjego przytaknięcia.
- Zdradzisz mi, po jakich piętrach cię rzucano, że przez długi czas nie pojawiłaś się na urazach pozaklęciowych? I komu zaszłaś za skórę, że na tyle czasu odsunięto cie od najlepszego oddziału? – spytała z czystej ciekawości i z nieukrywaną żartobliwością. Nie narzekała na alchemika, który zwykle był dostępny na oddziale, ale miło byłoby zobaczyć Burroughs, gdyby ktoś dał ku temu okazję.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]01.03.20 0:16
Ach, nic nie mogło poprawić tego ponurego nastroju, wywołanego nagłym nadmiarem pracy oraz niepewnością, jaką niosły ze sobą ostatnie dni, niż kobiece ploteczki przy kubku zaczarowanej herbaty? Panna Burroughs była pewna, że nie było wiele rzeczy, które mogłoby być lepsze w ten niespokojny czas. Zwłaszcza, że obie panie miały sporo pracy w szpitalu, nawet jeśli dochodziło do pewnego rodzaju selekcji pacjentów, przyjmowanych do szpitala. Ach, odrobina wolnego, spokojnego i słodkiego czasu z pewnością im się należała.
- Również mam nadzieję, że te herbaty nas nie zawiodą. - Odpowiedziała radośnie, pokładając wielkie nadzieje w opowieściach pielęgniarek, z którymi nie raz przyszło jeść lunch, jeśli już udało jej się wyrwać z pogrążonych w półmroku pracowni. W większości opinie, jakie słyszała daleko miały do prawdy, czasem nawet i w tym paplaniu dało się znaleźć ziarenko prawdy. Panna Burroughs, odnalazła już kilka, uroczych kawiarenek o których nie miała pojęcia.
Frances kiwnęła jedynie głową, w potwierdzeniu kolejnych słów, jakie padły z ust koleżanki z pracy. Ach, miała wrażenie, że minęły długie stulecia od ostatniego czasu, gdy miały okazję spokojnie porozmawiać. A przecież tyle się wydarzyło! I to nie tylko, jeśli chodzi o te przykre, nieprzyjemne zajścia jak ostatnia noc chłodnego marca. Nawet życie eterycznej blondynki zdawało się ostatnio zacząć płynąć żwawiej niż zwykle, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Och, wiem. Zawsze Cię za to podziwiałam, moja droga. - Odpowiedziała z rzadko spotykanym u niej entuzjazmem. Szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w twarzy słodkiej Beliviny, a Frances oparła brodę o swoje dłonie, a z jej ust wyrwało się delikatne westchnienie, gdy znajoma wspomniała o małej ucieczce za miasto.
- Mała ucieczka za miasto? To wydaje się być naprawdę dobrym pomysłem. Moja droga, każdy czasem potrzebuje się wyrwać, zwłaszcza po tak napiętym okresie. - Stwierdziła, całkowicie popierając pomysł swojej znajomej. Ach, sama również chętnie wyrwałaby się na kilka dni, w jakieś spokojne, przyjemne miejsce aby choć trochę odpocząć. Niestety, prawdopodobnie nie będzie jej to dane, biorąc pod uwagę jej ambitne plany. -Ach, sama chętnie bym gdzieś pojechała, chociaż na kilka dni… - Frances nie omieszkała podzielić się tą myślą z towarzyszącą jej czarownicą. Ciche westchnienie, jakie wyrwało się z jej ust mogło być podpowiedzią, że raczej nie będzie miała takiej możliwości. W końcu, w ostatnim czasie podjęła bardzo poważne, zawodowe decyzje. A i jej życie towarzyskie, powoli zaczynało w jakikolwiek sposób istnieć.
Zamówienie przyszło do ich stolika, więc panna Burroughs ujęła filiżankę, by upić z niej niewielki łyk.
-Przede wszystkim na zatruciach eliksirarnych i roślinnych. Szef szefów prawdopodobnie uważa, że tam sprawdzam się najlepiej. Mało który z uzdrowicieli bądź alchemików miał okazję obserwować działanie trucizn na własne oczy. - Tę część, panna Burroughs wypowiedziała delikatnym półszeptem, aby słowa doleciały do jedynie do uszu panny Blythe. - Byłam też na magipsychiatrii i urazach magiizoologicznych. Wierz mi, naprawdę wolałabym pracować na Twoim oddziale… Ale niedługo mogę mieć szansę wybrania oddziału, na którym chcę pracować. - Ciepły uśmiech pojawił się na ustach blondynki. Ach, musiała podzielić się z kimś jakże cudownymi wieściami, jakie usłyszała ostatnio od swojego przełożonego. - Mój kierownik rozmawiał ostatnio z szefem, wysyłają mnie na konferencję astronomiczną, abym mogła poszerzać wiedzę. Istnieje spora szansa, że niedługo uda mi się wywalczyć awans… - Pochwaliła się niewielkim osiągnięciem, oraz planami, jakie miała w sferze zawodowej. Była niemal pewna, e Belvina zrozumie jej chęć nauki, zamiast, tak jak matka, namawiać ją na porzucenie na naukowych marzeń i zajęcie się czymś bardziej odpowiednim dla młodej panny - założeniem rodziny. Kolejny łyk herbaty przyjemnie rozgrzał gardło Frances, pozostawiając po sobie słodki smak. - O ile ktoś, przestanie sabotować moją pracę. Wyobraź sobie, że ten podły wąż, co chwila mi dokucza. Raz nie zamówił składników, przez co mieliśmy opóźnienia z antidotami, a doskonale wiesz, że nawet chwila zwłoki w niektórych przypadkach ma znaczenie, później próbował wysadzić mój kociołek, a gdy odwiedził mnie znajomy w herbaciarni, nakłamał szefowi, że niby próbowałam z jego pomocą wynosić eliksiry ze szpitala. - Wyznała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Naprawdę nie rozumiała, jak można zarzucać alchemikowi wynoszenie eliksirów, które przecież sama mogła przygotować w zaciszu domowych czterech ścian. - Czasem mam ochotę go otruć. - Dodała szeptem, nachylając się nad stolikiem. W tym wszystkim nie zauważyła, że za sprawą herbaty zaczęła delikatnie unosić się nad krzesełkiem.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]01.03.20 18:51
Uśmiechnęła się, ale zdusiła w sobie śmiech, chociaż szczerze rozbawiło ją, że zawsze za to była podziwiana. Według niej było to coś godnego potępienia, bo wprowadzało niepotrzebny chaos w życiu, które jednak powinno być, chociaż minimalnie bardziej poukładane. Jednak mimo takiego podejścia, nie zależało jej na poważnych zmianach… a krótkie wmawianie sobie, że rutyna dnia jakkolwiek funkcjonuje, wystarczyło.
- Cieszę się, że tak sądzisz – przyznała, przy potwierdzeniu, że ucieczka za miasto to coś, co mogło się przydać.- Zdecydowanie po ostatnich tygodniach, każdemu przydałby się wyjazd z miasta… Londyn to miejsce, gdzie na próżno szukać spokoju – westchnęła z niezadowoleniem. Będąc siedemnastolatką i dopiero zaczynając myśleć przyszłościowo, marzyła o wyjeździe do stolicy. Zamieszkanie tutaj oraz praca w szpitalu, były celem, który wydawał się zbyt nierealny, a teraz miało minąć dziesięć lat, gdy marzenie stało się faktem. Na przestrzeni tego czasu, prawie cała radość została przytłumiona, kiedy Londyn poza najcudowniejszymi miejscami, pokazał jej również te najgorsze i okrutne strony.
Przyjrzała się z uwagą dziewczynie siedzącej naprzeciwko, gdy ta westchnięciem wyraźnie podkreśliła, że wyjazdy dla niej były teraz niemożliwe.
- Zaproponowałabym, abyś pojechała ze mną, jeśli byś chciała, ale sądzę, że lepsze dla ciebie byłoby towarzystwo przystojnego mężczyzny o ciekawym charakterze – podjęła z bardziej zadziornym uśmiechem, próbując wybadać czy ktoś taki pojawił się w życiu Frances. Dziewczyna była inteligentna i wyjątkowo urocza, dlatego Bel od dłuższego czasu trzymała kciuki, że znajdzie się w końcu taki jegomość, który zawróci w głowie koleżance z pracy i wyrwie ją z półmroków pracowni. Należało jej się jak nikomu innemu.
Zerknęła na filiżankę, która została postawiona przed nią. Zapach, jaki uniósł się w powietrzu, był wyjątkowo przyjemny i wprowadzał pewne ukojenie w emocjach oraz myślach. Zapowiadało się dobrze.
Upiła minimalny łyk, uważając, by nie sparzyć języka i w tym czasie słuchała swej rozmówczyni.
- Oh, zdecydowanie twoja wiedza w tej kwestii jest godna pozazdroszczenia przez wielu alchemików i uzdrowicieli – przyznała jej, sama często będąc zaskoczona, ile dziewczyna wiedziała o faktycznym działaniu trucizn, gdy dostawały się do organizmu. Większość wiedziało się z teorii, a przez to pozostawały jedynie suchymi informacjami, które niekoniecznie łączyły się w całość, gdy miało się przed sobą ów przypadek.- Czyli przeszłaś ciekawe oddziały – podsumowała, słysząc o pozostałych dwóch. Osobiście poza urazami pozaklęciowymi, bywała na magipsychiatrii, bo przypadki tam trafiające często pokrywały się z jej kompetencjami. Nie mniej swój oddział uwielbiała ponad wszystko, nawet jeśli w czasie anomalii było tam najwięcej pracy, gdy niepokorna magia doprowadzała do mniejszych bądź większych tragedii.
Przechyliła się minimalnie w jej stronę, kiedy Frances podjęła interesujący temat.
- To cudownie, że dostajesz tak wyraźne szanse na rozwijanie się zawodowo – cieszyła się z jej osiągnięć, postępów i szans, jakie dostawała. Była wyjątkowo zdolna, więc okropnym byłoby, gdyby marnowała się na przeciętnym stanowisku.- Awans brzmi jeszcze lepiej, ale pogratuluję dopiero, jak go dostaniesz – rzuciła żartobliwie, nie chcąc zapeszać już jakimikolwiek gratulacjami.
Wesołość ustąpiła miejscu oburzeniu na jawne sabotowanie działań koleżanki.
- Jego męska duma, pewnie nie może przełknąć faktu, że młodziutka dziewczyna rozpoczynająca swą karierę, może okazać się finalnie o wiele lepsza i zdolniejsza od niego – stwierdziła po prostu. Cóż faceci tacy już byli i Bel nie raz spotkała się z przeszkodami nie do przejścia stawianymi przez mężczyzn.
Kąciki jej ust zadrżały, gdy padła myśl o otruciu.
- Więc to zrób – odparła cicho i tak po prostu, ale zdradzało ja lekkie rozbawienie.- Chociaż może nie, jeśli wasz spór został zauważony przez kogokolwiek… zbyt szybko powiążą jego stan z tobą – oparła się lekko łokciem o stolik, by pochylić się w stronę Burroughs i móc jeszcze mocniej ściszyć głos.
- Niech zdarzy mu się wypadek, po którym wyląduje na urazach pozaklęciowych, zadbam, aby szybko nie wyszedł… - szepnęła prawie poważnie. Czy była gotowa coś takiego zrobić? Jasne.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]03.03.20 1:16
Panna Burroughs uśmiechnęła się delikatnie.
- Och, wydaje mi się, że we wszystkich stolicach próżno szukać spokoju. - Stwierdziła, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami. Wczorajsze rozmowy skutecznie uspokoiły strachliwą blondynkę, przekonaną, że nic wielkiego nie dzieje się w świecie czarodziejów. Ot Ministerstwo podjęło kroki, aby zadbać o bezpieczeństwo w stolicy, nic więcej.
Kolejne słowa Belviny sprawiły, że panna Burroughs oblała się rumieńcem, wbijając szaroniebieskie spojrzenie gdzieś, w blat stolika. Och, nigdy nie była śmiała w kwestii relacji damsko-męskich. Do lutego tego roku nie miała nawet okazji, aby być na jakiejkolwiek randce zwykle tchórząc bądź nie wierząc, że ktokolwiek mógłby w ten sposób się nią zainteresować.
- Nie wydaje mi się, żeby na to się zanosiło. Wiesz, nie jestem dobra w… te sprawy. W zasadzie, nigdy nie byłam na żadnej randce… - Policzki dziewczyny przybrały kolor kwitnących, polnych maków. Była pewna, że tak skrajna niewinność jaką się odznaczała, dla wielu była wadą oraz powodem do wstydu. W końcu panna Burroughs nawet ani razu nie posmakowała smaku męskich ust. - Znaczy… do lutego. Mojej mamie coraz bardziej zależy na wnukach, wyobraź sobie, że zgłosiła mnie do konkursu rozgłośni radiowej na walentynkową randkę w ciemno…- Dziewczyna pokręciła głową w niedowierzaniu, nadal nie potrafiąc zrozumieć matki. W końcu, miała starszego brata, to od niego matka powinna zacząć, jeśli chodzi o wymogi dotyczące wnucząt. - Oczywiście z tych wszystkich zgłoszeń wybrali akurat mnie. Chciałam się wycofać, ale mama mnie zmusiła… - Blondynka zrobiła chwilę przerwy, na zamoczenie ust w herbacie. - Widzieliśmy się kilka razy, ale nie wydaje mi się, aby coś z tego było… - Frances miała nadzieję, że tym sposobem zakończyła trochę niezręczny dla niej temat. Nadal nie była pewna, jak powinna określić swoją relację z młodym pracownikiem Ministerstwa Magii, mimo iż można by spokojnie powiedzieć, że widywali się regularnie, sprawy zdawały się być nadal dość niepewne, przynajmniej w spojrzeniu eterycznej, nieposiadającej wielkiej pewności siebie, blondynki. Sprawy sercowe zdawały się być o wiele bardziej zawiłe i skomplikowane, niż nawet najbardziej skomplikowane receptury alchemiczne.
- Och, to nic wielkiego. - Stwierdziła, bagatelizując swoje umiejętności. Musiała wtedy jakoś sobie poradzić, a czasem konieczność przerodziła się w fascynację oraz cichą, skrywaną pasję. Nie uważała jednak, aby jej wiedza była aż tak wielka, jak sądziła jej koleżanka z pracy, zawsze przecież jej wiedza mogłaby być większa, bardziej dokładna. Ona, jedynie miała możliwość faktycznego obserwowania działania wszystkich, znanych trucizn.
- Mam nadzieję, że uda mi się go dostać. Wiesz, chciałabym w końcu wyrwać się z doków. Nigdy tam nie pasowałam. Chciałabym w końcu móc wracać do domu i nie martwić się o to, że znów ktoś mnie napadnie… - Wyznała z ciężkim westchnieniem. Marzyła o tym od dawna. O osiągnięciach w swojej dziedzinie oraz wyprowadzeniu się z podłej dzielnicy, do której nie pasowała chociażby w najmniejszym stopniu. Wszystko krzyczało, że nie pasuje do brudnych, zaniedbanych uliczek - od jej prezencji, przez sposób bycia aż po delikatność, wypisaną na bladej buzi. Nie, z pewnością nie pasowała do portu, w którym jej brat odnajdywał się zaskakująco dobrze.
- Och, nie o to chodzi! - Zaprzeczyła teorii, dotyczącej powodu niezadowolenia jej kolegi po fachu. Sprawa zdawała się być jasna, niczym letnie słońce. - Jego zarozumiały móżdżek nie jest w stanie przełknąć faktu, że skończyłam kurs alchemiczny Ministerstwa Magii a nie kurs prowadzony przy Świętym Mungu. Wiesz… Kurs Ministerstwa jest o połowę krótszy, więc według niego nie powinnam mieć prawa, aby pracować w szpitalu… - Kolejne westchnienie wyrwało się z jej ust, a filiżanka ponownie powędrowała ku górze. - Gdyby dowiedział się o moich planach, pewnie próbowałby wysłać mnie na oddział. - Dodała jeszcze, z wielkim przekonaniem, co do swoich słów. Była pewna, że gdyby mężczyzna wiedział, że może blondynka może skończyć na wyższym stanowisku, próbowałby wysadzić któryś z jej kociołków.
Frances nachyliła się bardziej nad stolikiem, aby słowa pozostały jedynie między nimi.
- Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek mógłby mnie podejrzewać? - Dziewczyna posłała towarzyszce delikatny, niewinny uśmiech. Panna Burroughs starała się pozostawać obojętna na wszelkie zaczepki po za tym… Była niemal pewna, że nie było najmniejszych powodów, aby ktokolwiek o cokolwiek ją posądzał.
- Och, nie znam się na urokach… Znasz jakiś, którego mogłybyśmy użyć?- Frances uniosła z zaciekawieniem brwi.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]15.03.20 14:49
Odpowiedziała na jej uśmiech, identycznym.
- Na pewno spokój nie jest domeną stolic, jednak skrycie liczę, że tylko Londyn oferuje takie, a nie inne atrakcje – odparła, z trudem powstrzymując delikatny grymas przy ostatnim słowie. Nadal miała mieszane odczucia względem wszystkiego, czego pozostawała biernym obserwatorem. Czasami spoglądając na ludzi w swoim otoczeniu, zastanawiała się ile osób podobnie, jak ona czuję się w tym wszystkim zagubionym.
Szczerze rozbawiła ją reakcja Frances, lecz nie powiedziała tego na głos i nie naciskała na nią, a jedynie słuchała z uwagą. Mogła zrozumieć, że dziewczynie brakowało pewności siebie, jeśli jej kontakt z mężczyznami był mocno ograniczony z powodów, w które nie zamierzała wnikać. Panna Burroughs miała w sobie coś, co pewnie nie jednego przedstawiciela brzydszej płci, mogło zainteresować, ale cóż… musiała sama to zrozumieć i zaakceptować. Może, gdyby znały się lepiej, zasugerowałaby jej to, lecz na obecnym poziomie znajomości, nie czuła się osobą, która miała do tego jakiekolwiek prawo.
- Ah, najbliżsi potrafią być okrutnie uparci w kwestii dzieci i małżeństwa – westchnęła, będąc nadal pogodna, mimo że temat nie był łatwy przy stracie, jaka dalej wydawała się świeża. Nie mniej przez długie lata znosiła krytykę, że nadal nie wyszła za mąż i nie urodziła jeszcze, chociaż pierwszego dziecka, a matka nie może cieszyć się z wnuków. Cóż w tej sprawie razem z braćmi była zgodna… żadnemu nie spieszyło się do ustatkowania i rodzicielstwa, a jej nie przeszkadzało staropanieństwo. Miał inne priorytety w życiu niż utknąć w domu z gromadką wątpliwych pociech i mężem, na którego w pewnym etapie wspólnego życia, najpewniej nie mogłaby już patrzeć.
- Zrobiłabyś głupstwo, gdybyś zrezygnowała… zwłaszcza, że takie randki nie są zobowiązujące, a z tego, co słyszę, było warto iść, skoro nie skończyło się na jednym spotkaniu – stwierdziła z lekkim uśmiechem. Widziała, że temat nie jest komfortowy dla dziewczyny, dlatego też nie ciągnęła ją za język dalej i nie wypytywała.
- Liczę, że jeśli rozwinie się to w jakikolwiek sposób, powiesz coś więcej, kiedyś – po tych słowach, upiła łyk herbaty. Nieco przymknęła tęczówki, czując na języku słodkawy posmak o nucie, której nie potrafiła zidentyfikować.
Skupiła na niej spojrzenie i pokręciła lekko głową.
- Nigdy nie umniejszaj swoim umiejętnością oraz wiedzy, Frances – w jej ton wkradła się powaga, znikająca za wyraźnym drgnięciem kącików ust.- Pewnie wielu osobą nie spodobałoby się, jak ją nabyłaś, ale to ich problem, a nie twój – dodała już lżej. Nie znała wszystkich szczegółów tego, jak Burroughs nauczyła się wszystkiego, co wiedziała o truciznach, ale strzępki informacji, jakie wychodziły przy okazji rozmów, dawały pewien obraz, co musiało się dziać. Nie oceniała ją za to, każdy uczył się jak mógł i pewnie, gdyby była na jej miejscu… działałaby tak samo bez wahania.
Nie mogłaby się nie zgodzić, że dziewczyna nie pasowała do miejsca, w którym przyszło jej mieszkać.
- To zdecydowanie nie dla ciebie, musisz się tam wyróżniać zbyt mocno – cóż doki były specyficzne i nie można było odmówić tego tej podłej części miasta.- Ktoś cię napadnie? – podłapała jej słowa, powtarzając je bezwiednie. Niby nie powinno jej to dziwić, a jednak wzbudziło pewne zaskoczenie i obawę, że koleżance może kiedyś stać się krzywda.
Westchnęła cicho, słysząc, jaki jest faktyczny powód przeszkód rzucanych pod nogi Frances. Wydawało jej się to jeszcze żałośniejsze oraz irytujące, że dlatego przeszkadzano dziewczynie w rozwijaniu się w dziedzinie, która widać żywo ją interesowała.
- Nie daj mu się – szepnęła, chociaż nie wątpiła, że Burroughs zawalczy o swój awans i stopniowe wyrwanie się spod ograniczeń oraz problemów, jakie mógł stwarzać jej przełożony.
Widząc jej niewinny uśmiech, cicho się zaśmiała.
- Wybacz, zapomniałam, że przebiegła z ciebie osóbka – rzuciła szeptem z delikatnym rozbawieniem. Zdecydowanie niewinność i delikatność, jakie prezentowała alchemiczka, zmniejszały do minimum możliwość, że ktokolwiek posądziłby ją o cokolwiek złego.
- Uroki nigdy nie były moją mocną stroną, ale na całe szczęście znam kogoś, wystarczająco dyskretnego i utalentowanego, aby pomógł nam wysłać twojego przełożonego na urazy pozaklęciowe – była pewna, że nie padnie odmowa pomocy, tak samo, jak tego, że będą potem mogły spać spokojnie, iż mały sekret nie wyjdzie na światło dzienne.- Wystarczy tylko twoja decyzja – dodała, nawet jeśli szczerze wątpiła, aby do takiej sytuacji doszło.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]16.03.20 0:16
Ciche westchnienie opuściło usta blondynki, gdy szaroniebieskie spojrzenie na dłuższą chwilę zatrzymało się na buzi brunetki. Frances nigdy nie interesowała się polityką, nie miała więc pojęcia o tym, jak wyglądała sytuacja nie tylko w Anglii ale i na świecie. Ot, widziała kilka rzeczy, o wielu innych słyszała, nie rozumiała jednak tego, co działo się wokół. Znała kilku czarodziejów mugolskiego pochodzenia o których miała dobre zdanie, rozumiała jednak spojrzenie na sytuację jej przyjaciół popierających Ministerstwo… Nie były to jednak tematy, o których chciałaby dyskutować dzisiejszego dnia. Miała nadzieję, że przez obecne zdarzenia uda jej się prześlizgnąć jak zawsze - pozostając w swojej strefie bezpieczeństwa, próbując żyć swoim normalnym, niczym nie zakłóconym życiem, nawet jeśli nieznacznie będzie ono przebiegać od tego, do czego przywykła.
Blondynka kiwnęła jedynie głową, w potwierdzeniu słów, dotyczących najbliższych, dzieci oraz małżeństwa. Ona sama należała do nowoczesnych czarownic, tak samo jak panna Blythe wolących skupić się na innych aspektach życia niż macierzyństwo i tkwienie w nieszczęśliwym małżeństwie. Frances nigdy się oszukiwała - nie sądziła, aby ze swoją nieśmiałością kiedykolwiek poznała mężczyznę, który chciałby się z nią ożenić. Smutne, lecz prawdziwe było myślenie panny Burroughs.
-Och, nie chcę rezygnować. To bardzo sympatyczny i oczytany mężczyzna, po prostu nie wydaje mi się, aby lubił mnie w ten sposób i… Och, to naprawdę skomplikowane… - Niska samoocena i brak pewności siebie panny Burroughs skutecznie w tych słowach przemawiały. Nigdy nie odznaczała się odwagą, bądź pewnością siebie zwłaszcza w kontaktach damsko - męskich, w których świat dopiero, bardzo powoli wkraczała. Nie wiedziała, jak powinna wyjaśnić koleżance relację, jaka w ostatnim czasie pojawiła się w jej życiu. Zapewne gdyby rozmawiały przy butelce słodkiego wina alkohol mógłby pomóc jej dokładniej opisać to, co siedziało w jej głowie.
Frances również upiła łyk herbaty, cicho wzdychając gdy filiżanka ponownie powędrowała na blat drewnianego stołu.
- Daleko mi jeszcze do wielkich alchemików z talii Czekoladowych Żab, moja droga. - Odpowiedziała na kolejne słowa, posyłając dziewczynie przepraszające spojrzenie oraz delikatny uśmiech. Jeszcze nie osiągnęła pułapu, do którego uparcie dążyła; pułapu który sprawiłby, że mogłaby bez wyrzutów sumienia być w pełni z siebie dumną. Kto wie, może i rodzina okaże się wtedy dla niej życzliwsza? Nie wiedziała. Nie skomentowała również słów, dotyczących nabywania swojej wiedzy o szkodliwych miksturach, będąc pewną, że nie jest to odpowiednie miejsce na rozmowy tego typu. Nie miała również stuprocentowej pewności, czy mogła w pełni zaufać koleżance z pracy i podzielić się opowieściami z czasów pracy w Parszywym Pasażerze.
- Wierz mi, marzę o wyprowadzce odkąd pierwszego dnia, gdy przyszło mi tam mieszkać. Moje rodzeństwo bardzo szybko wsiąknęło w klimat portu i dopasowało się do otoczenia… Ja jednak nigdy nie potrafiłam się tam odnaleźć. To nie jest miejsce dla mnie. - Tego była pewna. Skoro nawet pana Blythe doskonale zauważała to, jak bardzo Frances nie pasowała do tamtego miejsca coś z pewnością w tym było.
- No wiesz, w marcu miałam trochę nadgodzin. Wychodziłam z pracowni bardzo późnym wieczorem, mój brat miał po mnie przyjść ale oczywiście zapomniał… - Panna Burroughs przyciszyła trochę głos, by niepowołane uszy nie słyszały krótkiej opowieści. - Taki jeden typ, którego regularnie podtruwałam w Parszywym… Och, okropny to typ, gdybym nie dolewała mu trucizn do alkoholu już dawno zrobiłby mi krzywdę napadł na mnie w jednej z uliczek, ledwie kilka przecznic od domu… Gdyby nie przypadkowy przechodzień który postanowił mi pomóc… Och, nawet nie chcę myśleć co by się stało… - W kilku krótkich zdaniach streściła koleżance wydarzenia, jakie miały miejsce pewnej marcowej nocy i które stały się impulsem do rozmyślań o przeprowadzce. Jej najbliżsi coraz mniej interesowali się jej osobą, a ona nie umiała się bronić. Uroki ani tężyzna fizyczna nigdy nie były jej mocną stroną.
Kolejny temat sprawił, że mimo przykrych wspomnień sprzed kilku chwil, na ustach dziewczyny pojawił się delikatny, psotny uśmieszek. Przez długie lata ćwiczyła się w kłamstwie oraz przybieraniu masek, pozwalających jej ukrywać to, co mogłoby sprawić, że ktokolwiek mógł ją skrzywdzić. Chowała najważniejsze aspekty swojej osoby, grając w gry pozorów, starając się nie zatracić w nich samej siebie.
- To… Fascynująca propozycja. Nie powinnyśmy jednak rozmawiać o niej w tym miejscu, moja droga. Odwiedź mnie któregoś dnia, porozmawiamy na spokojnie. Pamiętasz, gdzie mieszkam? - Cóż, nawet jeśli finalnie nie skorzystałaby z propozycji koleżanki mogła przecież pomarzyć o pozbyciu się uporczywego współpracownika… A i jej niewielka kawalerka sprzyjała bardziej szczerym rozmowom.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]22.03.20 20:37
Zdecydowanie lepiej było pozostawić obecną sytuację, która była taka, a nie inna i zwyczajnie cieszyć się ze spotkania, na jakie udało się obu wyrwać. Przecież zawsze ceniła takie chwile, gdy odrywała się od pracy i mogła porozmawiać na najbardziej błahe tematy, by w razie konieczności poruszyć również te poważniejsze. To pozwalało nie zwariować oraz pozbyć się skrajnego pracoholizmu, w który popadała na przestrzeni lat, gdy została uzdrowicielem i pojęła odpowiedzialność, jaka spoczęła w jej rękach… odpowiedzialność za czyjeś życie.
Uśmiechnęła się delikatna, widząc przytaknięcie jej słowom w postaci kiwnięcia. Cóż było to coś, z czym musiała zmierzyć się każda kobieta, która decydowała się na wyłamanie ze schematu i pozostanie panną na rzecz pasjonującej kariery.
- Cieszę się, że nie chcesz zrezygnować, bo nie powinnaś – stwierdziła po prostu.- Nie nastawiaj się tak, nie przypuszczaj, że nie lubi Cię w ten sposób. Znajdź w sobie trochę pewności siebie, może to właśnie ten, na którego czekałaś? Nie strać szansy przez nieśmiałość i zaryzykuj mimo wszystko – dodała łagodnie. Zawahała się na krótki moment, chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale finalnie zrezygnowała. Bez wątpienia nawet odrobina słodkiego wina ułatwiłaby bardzo rozmowę, jaką toczyły, ostrożnie poruszając się po temacie, jedna z niewiedzy, a druga z obawy, aby nie urazić koleżanki. Może kiedyś wrócą do tematu w lepszej sytuacji.
Pokiwała tylko głową, słysząc, że daleko dziewczynie do najwybitniejszych alchemików, którzy pojawiali się na kartach. Nie mogła się z tym kłócić, bo tak zdecydowanie było, lecz dziewczyna miała bezsprzecznie umiejętności oraz zacięcie alchemiczne, które mogły sprawić, że kiedyś różniej pojawi się karta z jej wizerunkiem. Ważniejsze jednak było docenienie tego, co potrafiła i mogła osiągnąć w najbliższych latach.
- Czekam więc, aż dołączysz do nich – uśmiechnęła się, może odrobinę zadziornie.
Obserwowała ją uważnie, gdy wyjaśniała jak bardzo nie chce mieszkać w obecnym miejscu. Było jej szkoda koleżanki i gdyby miała możliwości, najpewniej zaproponowałaby pomoc. W tym przypadku jednak nie mogła w żaden sposób.
- Przykro słyszeć, że musisz tkwić w takim miejscu. Może to jednak dobra motywacja, aby naprawdę złapać ten awans – westchnęła cicho, współczując jej szczerze, że możliwość wyrwania się z doków jest w pewien sposób jeszcze utrudniana przez szefa koleżanki.
Delikatnie skrzywiła się, słysząc o wydarzeniu z marca. Jeśli takie rzeczy miały miejsce, to doki zdecydowanie nie były miejscem dla niej.
- Mam nadzieję, że dostał nauczkę za to, co próbował ci zrobić? – pewne zachowania należało tępić, nawet brutalnie uświadamiając, że powtórka może skończyć się jeszcze gorzej dla napastnika. Czasami zastanawiała się, jakim cudem sama unikała takich sytuacji. Oczywiście nie wędrowała wieczorami po podejrzanych miejscach, a jak już to nigdy sama… ale mimo wszystko, czasami zapominała o rozsądku przemierzając ulice. Znajdując się w takiej sytuacji jak Frances, pewnie też musiałaby liczyć na odwagę i pomoc przechodnia, będąc zbyt słabą, aby się obronić. Wolała nie myśleć, co mogłoby się stać..
Uśmiechnęła się w podobny sposób, chociaż w tym lekkim wygięciu ust było więcej zaczepności.
- Zawsze fascynujące są możliwości, odsunięcia problemu z pola widzenia – stwierdziła, by po chwili kiwnąć głową. Czy było to złe miejsce do tej rozmowy? Może trochę, lecz wyjątkowo nie czuła niepokoju z tego powodu.- Pamiętam i bardzo chętnie odwiedzę Cię, by kontynuować tą ciekawą rozmowę – dodała zaraz.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]24.03.20 0:40
Policzki panny Burroughs ponownie delikatnie się zarumieniły. Brak danych w tej kategorii sprawiał, że nie wiedziała, jak powinna postrzegać całą sytuację. Brakowało jej kogoś, z kim mogłaby porozmawiać w tym temacie bez nacisków dotyczących zamążpójścia oraz założenia rodziny, jak to zawsze kończyło się, gdy przychodziło jej do poruszania tego tematu z matką. Poruszyć temat odważyła się jedynie raz i z pewnością nie miała ochoty ponawiać próby podpytywania matki, uważając to za zbyt niezręczne.
W trochę nerwowym geście Frances poprawiła jasne pukle.
- Czuję się pewnie chyba tylko w pracowni. - Stwierdziła jedynie, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Jasnym było, że dziewczyna była zagubiona w kwestii relacji romantycznych. Bardzo zagubiona, biorąc pod uwagę fakt, że ta znajomość dopiero się rozpoczęła, już przysparzając jej kłopotów, wynikających z braku doświadczenia. Nie kontynuowała jednak tematu czując, że obie nie czują się w tej rozmowie w pełni komfortowo. Nic z resztą dziwnego, gdy do tej pory nie miały wielu okazji aby porządnie i należycie wzmocnić ich znajomość. Na szczęście był to deficyt dość prosty i przede wszystkim przyjemny w nadrobieniu. Frances uniosła filiżankę do ust, by upić z niej łyk ciepłej herbaty. Gdzieś przez myśl przemknęło jej, że do tej pory popełniała błąd, skupiając się jedynie na nauce oraz dążeniu do spełnienia swoich marzeń. Grono jej znajomych było wąskie, zwłaszcza po wydarzeniach sprzed kilku dni i o ile samotność zawsze kojarzyła jej się z czymś, naprawdę przyjemnym czasem kuła ją wywołując refleksje, dotyczące jej dotychczasowego życia. Szybko jednak wróciłą z rozmyślań na ziemię, by ponownie zlustrować szaroniebieskim wzrokiem buzię swojej towarzyszki.
Ciepły uśmiech ozdobił wargi panny Burroughs na słowa, jakie padły z ust Belviny.
- Staram się. - Odpowiedziała jedynie, gdy jej policzki ponownie przyozdobił delikatny rumieniec. Wiedziała, że czeka ją długa droga nim będzie mogła pochwalić się wielkimi czynami, była jednak pewna, że któregoś dnia się jej uda. Za dużo pracy oraz wysiłku wkładała w rozwijanie swoich umiejętności, aby miało się jej nie udać.
Ciche westchnienie opuściło usta dziewczyny na wspomnienie portu. Od wielu lat marzyła, aby przeprowadzić się w inne, bardziej bezpieczne dla niej miejsce potrzebowała jednak do tego pieniędzy… oraz pewności, że rodzeństwo oraz matka nie zostaną pozostawione same sobie.
- Rok więcej i tak nie zrobi mi różnicy, a może ostatnie wydarzenia obniżą ceny mieszkań. - Burzliwe sytuacje często skutkowały obniżeniem cen nieruchomości i po prawdzie dziewczyna właśnie na to liczyła, nawet jeśli zapewne nie byłoby to w pełni szlachetne posunięcie.
- Ten przechodzeń… On obił mu twarz. Byłam z tą sprawą u wiedźmiej straży ale stwierdzili, że nawet moje wspomnienia nie są wystarczającym dowodem. - Dziewczę wywróciło oczami w geście poirytowania. Nie potrafiła zrozumieć, czemu za każdym razem gdy chodziło o sprawę, mającą miejsce w portowych dokach wiedźmia straż zdawała się uciekać od interwencji. W końcu, niezależnie gdzie mieszkali czarodzieje, zasługiwali aby być bezpieczni podczas powrotu do domu. Zwłaszcza teraz, gdy teleportacja nie była możliwa.
Odpowiedź uzdrowicielki spotkała się z żywą reakcją panny Burroughs, gdyż ta prawie podskoczyła na miękkim krześle.
- Ach, to fantastycznie! Ostatnio wpadł mi w ręce ciekawy przepis, który mógłby nam pomóc… - Blonynka puściła swojej towarzyszce oczko, nie widząc nic nieodpowiedniego w zaradzeniu czegoś na ten, jakże palący problem.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]04.04.20 0:06
Upiła łyk herbaty, obserwując koleżankę i to jak na jej policzkach ponownie pojawia się zdradliwy rumieniec. Z jednej strony bawiło ją to, a z drugiej rozumiała w pełni reakcje Frances, bo przecież sama była podobnie nieśmiała, gdy brakowało jej doświadczenia w kontaktach damsko-męskich.
Teraz nie było już miejsca na podobną skromność, zwłaszcza z jej sposobem bycia. Obecnie mężczyźni w większości byli dla niej jedynie chwilowym towarzystwem umilającym czas, gdy podejmowali grę na jej zasadach i czasami wpędzali ją we własne pułapki, co przyjmowała ze szczerym rozbawieniem. Rzadko przecież zdarzali się tacy zdolni, by w słowach ją osaczyć, ale kiedy już pojawiali się, mogli liczyć na więcej niż przelotne spojrzenie i delikatny uśmiech.
Do tego jednak potrzebowała miesięcy i finalnie lat, dlatego nie wątpiła, że Frances jeszcze się w tej kwestii wyrobi, a perspektywa związku na pewno wiele mogła ułatwić. Prościej przecież było otworzyć się przed kimś, komu prędzej czy później zaczyna się ufać i to u jego boku wchodzić na niepewny grunt relacji.
Miała nadzieję, że Frances uda się wszystko, czego chciała pod względem ścieżki kariery. Miłą myślą było, aby za kilka lat mogły ponownie usiąść w jakiejś przytulnej kawiarence, by jedynie potwierdzić, że od tego konkretnego spotkania osiągnęły już dużo… lecz ambicja pcha je dalej. Była ciekawa czy może wydarzyć się cokolwiek, co całkowicie przewartościuje ich życie, zmieni cele i zepchnie na inną ścieżkę. Nie wątpiła w taki scenariusz, życie przecież lubiło płatać figle.
Spoglądała na nią z uwagą, odrobinę zmartwiona sytuacją koleżanki. W takich chwilach była wdzięczna, że nie przyszło jej mieszkać w podłej części dzielnicy, nawet jeśli sam Londyn nie był teraz zbyt przyjaznym miejscem.
- Powinny obniżyć. Wydaje mi się, że całkiem sporo osób musiało ratować się ucieczką, więc mieszkania stoją puste i porzucone, a niekoniecznie ma się kto do nich wprowadzać – stwierdziła, zauważając ten fakt nawet na ulicy, gdzie mieszkała. Od kilku dni nie widziała również jednej z sąsiadek, chociaż nie wnikała nigdy w pochodzenie starszej kobiety, najpewniej i ona opuściła Londyn. Obojętnie jak bardzo nie podobałoby jej się to, co działo się na około, sytuacja była faktyczną szansą dla Frances.
Cicho odetchnęła, słysząc, że napastnik nie wyszedł z tego bez konsekwencji. Co prawda nie popierała prostackiej przemocy ani samosądów, ale w tej sytuacji, gdy wiedźmia straż najwyraźniej nie planowała zająć się tym na poważnie… chociaż tyle z tego było.
Uśmiechnęła się rozbawiona, widząc żywą reakcję. Jej entuzjazm był zdecydowanie zaraźliwy, bo Bel już po chwili odepchnęła od siebie ponure rozważania nad tym, co usłyszała o sytuacji z doków.
- Ufam ci, że naprawdę jest ciekawy – odparła pogodnie i faktycznie nie wątpiła w tej kwestii w słowa dziewczyny.
Kiedy dopiły herbatę i wyszły z kawiarni, pożegnała się z Nią, obiecując, że wpadnie do niej, kiedy tylko obie będą miały dość wolnego czasu.

| zt x2



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Herbaciarnia Pani Figg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach