Popiersie Grubej Damy
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Popiersie Grubej Damy
Jeden z oddalonych od ogólnej i dostępnej dla wszystkich części Londyńskiej Biblioteki pokój został wiele lat temu przeznaczony na nietypowy składzik. Od podłogi po sam sufit zagracony jest regałami szczelnie obładowanymi dziwnymi, nigdy nieuporządkowanymi i sekretnymi dziełami, których nie puszczono w obieg, głównie przez bezsensowną treść lub niezrozumiały język autora. Na jednym z regałów znajduje się rzeźba, która pomimo nietypowego dla siebie położenia, wcale nie wyróżnia się ze sterty opasłych tomiszczy. Wśród starych stróżów biblioteki londyńskiej chodziły niepotwierdzone plotki, jakoby popiersie Grubej Damy kryło wiele tajemnic, a odkryć je może wyłącznie ten, kto prawdziwie potrafi poruszyć kobietę.
Aby odkryć tajemnicę Grubej Damy należy złapać ją za lewą (koniecznie lewą!) pierś, a następnie rzucić kością k3.
1 - Jedna z ksiąg znajdujących się na regale wysunęła się delikatnie. Choć została napisana przez nieznanego autora, a treść bardziej przypominała przepis na magiczną jajecznicę ze smoczych jaj, między kartkami znalazłeś mapę opisaną pismem runicznym. Aby ją odczytać rzuć kością K100. ST powodzenia wynosi 60 — do rzutu należy doliczyć bonus biegłości runy. Jeśli ci się powiedzie MG wskaże ci lokację zawartą na mapie. Jeśli spróbujesz wynieść mapę ze schowka — atrament zniknie, a po mapie nie zostanie ani śladu, a ty zapomnisz dokąd miałeś się udać. Odłóż ją na swoje miejsce!
2 - Regał zatrząsł się i ze szczytu spadł opasły tom pierwszego wydania "Najczarniejszych Zakamarków Magii". Kiedy spróbowałeś go otworzyć ze środka wyleciało stado najczarniejszych chochlików kornwalijskich, które w najgłębszych zakamarkach księgi (jak się okazało dziurawej) urządziły sobie lęgowisko i przetrwały wiele tygodni. Jak na złość, wszystkie obrały sobie ciebie za obiekt swoich psot — zaczęły ciągnąć cię za włosy, wgryzać się w twoją szatę i ślinić twoją szyję (albo nawet podgryzać w niedozwolonych miejscach!).
3 - Coś w popiersiu zatrzeszczało, jakby pękło, lecz żadna rysa nie pojawiła się na jej wizerunku. Po chwili jednak cały regał lekko drga i przesuwa się, otwierając przed tobą tajemne przejście na zaplecze "Pióra Feniksa", gdzie Dama potajemnie spotykała się ze swoim kochankiem. Gratulacje! Najwyraźniej udało ci się odkryć "tajemnicę" Grubej Damy. Idź czym prędzej zobacz jakie rozrywki czekają na ciebie na końcu korytarza.
UWAGA! Złapanie Grubej Damy za prawą pierś sprawia, że posąg nagle odżywa, zaczyna się trząść i spuszcza na Ciebie stertę grubych ksiąg. Może w końcu do tego zakutego łba wpadnie odrobina wiedzy!
Lokacja zawiera kości.Aby odkryć tajemnicę Grubej Damy należy złapać ją za lewą (koniecznie lewą!) pierś, a następnie rzucić kością k3.
1 - Jedna z ksiąg znajdujących się na regale wysunęła się delikatnie. Choć została napisana przez nieznanego autora, a treść bardziej przypominała przepis na magiczną jajecznicę ze smoczych jaj, między kartkami znalazłeś mapę opisaną pismem runicznym. Aby ją odczytać rzuć kością K100. ST powodzenia wynosi 60 — do rzutu należy doliczyć bonus biegłości runy. Jeśli ci się powiedzie MG wskaże ci lokację zawartą na mapie. Jeśli spróbujesz wynieść mapę ze schowka — atrament zniknie, a po mapie nie zostanie ani śladu, a ty zapomnisz dokąd miałeś się udać. Odłóż ją na swoje miejsce!
2 - Regał zatrząsł się i ze szczytu spadł opasły tom pierwszego wydania "Najczarniejszych Zakamarków Magii". Kiedy spróbowałeś go otworzyć ze środka wyleciało stado najczarniejszych chochlików kornwalijskich, które w najgłębszych zakamarkach księgi (jak się okazało dziurawej) urządziły sobie lęgowisko i przetrwały wiele tygodni. Jak na złość, wszystkie obrały sobie ciebie za obiekt swoich psot — zaczęły ciągnąć cię za włosy, wgryzać się w twoją szatę i ślinić twoją szyję (albo nawet podgryzać w niedozwolonych miejscach!).
3 - Coś w popiersiu zatrzeszczało, jakby pękło, lecz żadna rysa nie pojawiła się na jej wizerunku. Po chwili jednak cały regał lekko drga i przesuwa się, otwierając przed tobą tajemne przejście na zaplecze "Pióra Feniksa", gdzie Dama potajemnie spotykała się ze swoim kochankiem. Gratulacje! Najwyraźniej udało ci się odkryć "tajemnicę" Grubej Damy. Idź czym prędzej zobacz jakie rozrywki czekają na ciebie na końcu korytarza.
UWAGA! Złapanie Grubej Damy za prawą pierś sprawia, że posąg nagle odżywa, zaczyna się trząść i spuszcza na Ciebie stertę grubych ksiąg. Może w końcu do tego zakutego łba wpadnie odrobina wiedzy!
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:09, w całości zmieniany 2 razy
Rozumiał ją. Jej roztargnienie, chaotyczne i czasami nieprzemyślane ruchy, będące konsekwencją poczucia bezradności, które jej towarzyszyło. Zatem nie próbował już w żaden sposób uspokajać jej zaangażowania, zwłaszcza że widział, iż owa gra warta jest świeczki. Pewnie mógłby zabrać z jej rąk skorowidz i sam przewodzić tą akcją poszukiwawczą, ale nie odczuwał takiej potrzeby. Już i tak miał poczucie, że wiele dziś z siebie daje - zwykle nie interesował się cudzymi sprawami, nie wchodził z butami w czyjeś życie, nie interweniował, o ile nie miał pewności co do późniejszych korzyści z tego płynących. A jeśli już zdecydował się na bezinteresowną pomoc, na pewno nie było to formą psychicznego wsparcia. Mógł przynieść ciężkie siatki z zakupami, załatwić komuś pożądany przedmiot (niekoniecznie legalny) lub rozmontować fragment muru, ale to wszystko. Wylewny nie był i na słowa otuchy nie można było liczyć. W tym wypadku było jednak inaczej, bowiem siła fizyczna i przynależność do podziemnego świata na nic się nie zda. Ale chyba dziewczyna wywołała w nim zbyt duże współczucie, by pozostać wobec tego całkowicie neutralnym, dlatego udało mu się wykrzesać z siebie parę słów konsolacji.
Michael kiedyś nawet myślał o byciu politykiem, ale prędko wybił to sobie z głowy. Wydawało mu się, że nie posiada daru przekonywania, no i nie jest najlepszym kłamcą (o ironio, jak bardzo się mylił...), a przecież to dwie najważniejsze cechy, które powinien posiadać. Gdyby miał w siebie trochę więcej wiary i nie przespał tych wszystkich lat w szkole, kto wie, może znajdowałby się teraz na jakimś ważnym stanowisku w Ministerstwie Magii?
- Jeśli za dzieciaka nie powiedziano im, co jest moralnie dobre, a co złe, a nawet stawiano nacisk na przedstawianie im tego w zaburzonej formie, to jak mogą wiedzieć, już jako dorośli, że ich zachowania są obiektywnie niepoprawne? - kontynuował, spoglądając na Grey. - Gdyby mieli jakiś punkt odniesienia, może wraz z wiekiem, pod wpływem refleksji, zmieniliby swoje poglądy, ale wówczas, raczej żadne z nich nie myśli o sobie w tych kategoriach. - Powiedziawszy te słowa, przejechał dłonią po włosach, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Myślał o tym logicznie, ale też pozostawał przy tym realistą. I choć brzmiało to nieco jak tłumaczenie, wcale nie miał tego na celu. Jeśli już miałby kogokolwiek w życiu usprawiedliwiać, to tylko siebie.
- Może rzeczywiście pochodzi ze szlacheckiego rodu, ale woli pozostawać anonimowy i każe im zwracać się do siebie w ten sposób? - Oparł się swobodnie ramieniem o regał znajdujący się po prawej stronie, wzrokiem krążąc po bibliotece. - Chociaż wcale bym się nie zdziwił, gdyby rzeczywiście wciskał im jakiś kit i nimi manipulował - stwierdził, spoglądając na skorowidz trzymany przez Gwen. Było wiele różnych możliwości, co do jego pochodzenia i postępowania wobec podwładnych, ale Scaletta wyobrażał sobie, że ten cały Voldemort nie jest taki geniuszem, za jakiego go uważają. Bo czy udałoby mu się uknuć taką intrygę i zrzeszyć tylu czarodziejów, by czynili zło? Czy może rzeczywiście w grę wchodziły magiczne umiejętności, którymi zmieniał myślenie tych wszystkich ludzi? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale miał nadzieję, że kiedyś pozna chociaż jedną. Może stanie się to nawet w przeciągu kilku godzin?
Michael kiedyś nawet myślał o byciu politykiem, ale prędko wybił to sobie z głowy. Wydawało mu się, że nie posiada daru przekonywania, no i nie jest najlepszym kłamcą (o ironio, jak bardzo się mylił...), a przecież to dwie najważniejsze cechy, które powinien posiadać. Gdyby miał w siebie trochę więcej wiary i nie przespał tych wszystkich lat w szkole, kto wie, może znajdowałby się teraz na jakimś ważnym stanowisku w Ministerstwie Magii?
- Jeśli za dzieciaka nie powiedziano im, co jest moralnie dobre, a co złe, a nawet stawiano nacisk na przedstawianie im tego w zaburzonej formie, to jak mogą wiedzieć, już jako dorośli, że ich zachowania są obiektywnie niepoprawne? - kontynuował, spoglądając na Grey. - Gdyby mieli jakiś punkt odniesienia, może wraz z wiekiem, pod wpływem refleksji, zmieniliby swoje poglądy, ale wówczas, raczej żadne z nich nie myśli o sobie w tych kategoriach. - Powiedziawszy te słowa, przejechał dłonią po włosach, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Myślał o tym logicznie, ale też pozostawał przy tym realistą. I choć brzmiało to nieco jak tłumaczenie, wcale nie miał tego na celu. Jeśli już miałby kogokolwiek w życiu usprawiedliwiać, to tylko siebie.
- Może rzeczywiście pochodzi ze szlacheckiego rodu, ale woli pozostawać anonimowy i każe im zwracać się do siebie w ten sposób? - Oparł się swobodnie ramieniem o regał znajdujący się po prawej stronie, wzrokiem krążąc po bibliotece. - Chociaż wcale bym się nie zdziwił, gdyby rzeczywiście wciskał im jakiś kit i nimi manipulował - stwierdził, spoglądając na skorowidz trzymany przez Gwen. Było wiele różnych możliwości, co do jego pochodzenia i postępowania wobec podwładnych, ale Scaletta wyobrażał sobie, że ten cały Voldemort nie jest taki geniuszem, za jakiego go uważają. Bo czy udałoby mu się uknuć taką intrygę i zrzeszyć tylu czarodziejów, by czynili zło? Czy może rzeczywiście w grę wchodziły magiczne umiejętności, którymi zmieniał myślenie tych wszystkich ludzi? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale miał nadzieję, że kiedyś pozna chociaż jedną. Może stanie się to nawet w przeciągu kilku godzin?
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Nie do końca zgadzała się ze słowami Michaela. Skrzywiła się więc ponownie, milknąc na chwilę i próbując doprać odpowiednie słowa do jego odpowiedzi.
– Rozumiem to, Michael, ale… przecież mają punkt odniesienia! Nie widzieli, co dzieje się z mugolami przez anomalie? Nie mieli w szkole znajomych pochodzących z niemagicznych rodzin? Mieli i… mieli szansę ten punkt odniesienia znaleźć. Teraz są dorosłymi ludźmi i żadne wymówki ich nie usprawiedliwiają.
Gdyby było inaczej, każdy człowiek mógłby stać się mordercą i nie ponieść kary tylko dlatego, że w dzieciństwie szalony rodzic kazał mu topić szczeniaczki. Jakiekolwiek tłumaczenia osób dorosłych i odpowiedzialnych za swoje czyny przed prawem były w oczach Gwen zbędne. Co prawda nie należała do osób, które skreślałyby drugą osobę tylko przez poglądy, ale w jaki sposób mogłaby nauczyć swojego punktu widzenia człowieka, który od razu uznaje ją za gorszą? To było po prostu niemożliwe.
Podrapała się po głowie. Ten czarnoksiężnik naprawdę był zagadkowy. Nie tylko wspiął się na szczyt władzy w bardzo krótkim czasie, ale też omamił większą część szlachty. Jak dobrze, że przynajmniej kilka rodów wybrało właściwą stronę. Ciekawe, jak potoczyłaby się jej relacja z Arturem, gdyby Longbottomowie zachowali się podobnie jak Selwynowie? Może blondwłosy auror też zostałby wydziedziczony? Na szczęście w nieszczęściu celtyckiemu rodowi raczej zmiana poglądów nie groziła. Choć gdyby było inaczej… Nie, nie, nie powinna nawet o tym myśleć. To była zdecydowanie zła droga. Nie mogła życzyć nieszczęścia tak dobrym ludziom.
– Też o tym myślałam – przytaknęła. – Nie znam wielu szlachciców, szczególnie nie z tych… no wiesz, konserwatywnych rodów. Ale oni naprawdę zwracają olbrzymią uwagę co do barwy krwi i nie chce mi się wierzyć, by bronili kogokolwiek, kto jest gorzej urodzony od nich. – Wzięła głęboki oddech – Ciekawi mnie… Poznałam przypadkiem jakiś czas temu lorda Shafiqa. Był bardzo niemiły, ale to jeden z tych ludzi, który na pewno nie popierałby kogokolwiek o krwi mniej czystej od swojej. A chyba jego był za tym człowiekiem? W każdym razie, ciekawi mnie, czy on i jemu podobni wiedzą o Voldemorcie coś więcej. Tylko trochę brakuje mi mocy na sprawdzenie tego. Aurorom chyba też, skoro cała szlachta chodzi wolno, a Bones… a Bones nie pozwolili nawet pojmać kogoś o gorszym statusie krwi. – Przerwała na chwilę, po czym dodała ciszej: – Właściwie chyba nie powinnam mówić o tym głośno... tutaj... Jeszcze naszej dwójce coś się stanie.
Zamknęła skorowidz. Nie miała już tam właściwie czego szukać. Odłożyła go na półkę, zauważając, że jest o wiele spokojniejsza niż chwilę temu. Dłonie już jej nie drżały i choć czuła, że jest wewnętrznie rozdygotana to w końcu potrafiła składać myśli.
Dłoń dziewczyny zaczęła przesuwać się po grzbietach książek. Ciekawe, czy poszukiwania cokolwiek by dały? Gdyby tylko wiedziała, gdzie szukać. Nie była specjalistką w dziedzinie historii i tego typu śledztwo wykraczało poza jej talenty.
– Rozumiem to, Michael, ale… przecież mają punkt odniesienia! Nie widzieli, co dzieje się z mugolami przez anomalie? Nie mieli w szkole znajomych pochodzących z niemagicznych rodzin? Mieli i… mieli szansę ten punkt odniesienia znaleźć. Teraz są dorosłymi ludźmi i żadne wymówki ich nie usprawiedliwiają.
Gdyby było inaczej, każdy człowiek mógłby stać się mordercą i nie ponieść kary tylko dlatego, że w dzieciństwie szalony rodzic kazał mu topić szczeniaczki. Jakiekolwiek tłumaczenia osób dorosłych i odpowiedzialnych za swoje czyny przed prawem były w oczach Gwen zbędne. Co prawda nie należała do osób, które skreślałyby drugą osobę tylko przez poglądy, ale w jaki sposób mogłaby nauczyć swojego punktu widzenia człowieka, który od razu uznaje ją za gorszą? To było po prostu niemożliwe.
Podrapała się po głowie. Ten czarnoksiężnik naprawdę był zagadkowy. Nie tylko wspiął się na szczyt władzy w bardzo krótkim czasie, ale też omamił większą część szlachty. Jak dobrze, że przynajmniej kilka rodów wybrało właściwą stronę. Ciekawe, jak potoczyłaby się jej relacja z Arturem, gdyby Longbottomowie zachowali się podobnie jak Selwynowie? Może blondwłosy auror też zostałby wydziedziczony? Na szczęście w nieszczęściu celtyckiemu rodowi raczej zmiana poglądów nie groziła. Choć gdyby było inaczej… Nie, nie, nie powinna nawet o tym myśleć. To była zdecydowanie zła droga. Nie mogła życzyć nieszczęścia tak dobrym ludziom.
– Też o tym myślałam – przytaknęła. – Nie znam wielu szlachciców, szczególnie nie z tych… no wiesz, konserwatywnych rodów. Ale oni naprawdę zwracają olbrzymią uwagę co do barwy krwi i nie chce mi się wierzyć, by bronili kogokolwiek, kto jest gorzej urodzony od nich. – Wzięła głęboki oddech – Ciekawi mnie… Poznałam przypadkiem jakiś czas temu lorda Shafiqa. Był bardzo niemiły, ale to jeden z tych ludzi, który na pewno nie popierałby kogokolwiek o krwi mniej czystej od swojej. A chyba jego był za tym człowiekiem? W każdym razie, ciekawi mnie, czy on i jemu podobni wiedzą o Voldemorcie coś więcej. Tylko trochę brakuje mi mocy na sprawdzenie tego. Aurorom chyba też, skoro cała szlachta chodzi wolno, a Bones… a Bones nie pozwolili nawet pojmać kogoś o gorszym statusie krwi. – Przerwała na chwilę, po czym dodała ciszej: – Właściwie chyba nie powinnam mówić o tym głośno... tutaj... Jeszcze naszej dwójce coś się stanie.
Zamknęła skorowidz. Nie miała już tam właściwie czego szukać. Odłożyła go na półkę, zauważając, że jest o wiele spokojniejsza niż chwilę temu. Dłonie już jej nie drżały i choć czuła, że jest wewnętrznie rozdygotana to w końcu potrafiła składać myśli.
Dłoń dziewczyny zaczęła przesuwać się po grzbietach książek. Ciekawe, czy poszukiwania cokolwiek by dały? Gdyby tylko wiedziała, gdzie szukać. Nie była specjalistką w dziedzinie historii i tego typu śledztwo wykraczało poza jej talenty.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Nie musiała rozumieć jego sposobu myślenia, a tym bardziej się z nim zgadzać. Nie próbował przekonać jej do swojej racji, bo też nie uważał, że takową akurat ma. Pewnie patrzył na to zgoła inaczej, bo nie pochodzi z mugolskiej rodziny, był Ślizgonem i nigdy nie spotkał się z problemem dyskryminacji z powodu czystości krwi.
- Ja rozumiem, Gwen, i nawet nie myśl, że szukam dla nich jakiegoś usprawiedliwienia. Po prostu oni odwrotnie postrzegają dobro i zło, przecież im się wydaje, że mugole i czarodzieje mugolskiego pochodzenia rozsiewają jakąś zarazę, są toksyczną częścią naszego środowiska. - Pewnie nie powinien był mówić o tym otwarcie w takim miejscu, jak to. Czujność i rozwagę stawiał zawsze na pierwszym miejscu, ale ostatnio bywał coraz bardziej nieostrożny. A taka lekkomyślność mogła działać tylko na jego niekorzyść. - Jeśli ci wszyscy czystokrwiści czarodzieje określili takie zachowanie jako to poprawne, to myślisz, że którekolwiek z nich kiedykolwiek się nad tym zastanowiło? Przyjęli, że to jest powszechna racja, fakt. Nikt nigdy nie wziął pod uwagę, że to może być tak naprawdę mit, wysnuty przez przeciwników nieczystej krwi. Do tego jeszcze dochodzi fakt, że społeczeństwo, już od wieków zresztą, działa na zasadzie hierarchii, zatem któraś grupa musiała ucierpieć, tylko po to, żeby pozostałe mogły mieć to prestiżowe stanowisko. No i wybrali sobie kozłów ofiarnych. - Cała ta wymiana zdań trochę go poirytowała. Właściwie to nie sama dyskusja, a prawda, jaka wychodziła na jaw z każdym ich zdaniem. Gdyby jego ojciec nadal żył, Michael i matka byliby pewnie w podobnej sytuacji, co Grey. No bo przecież oddychaliby tym samym, skażonym już przez brudną krew, powietrzem, stąpaliby po jednej ziemi, mieszkaliby w tym samym miejscu, co mugol. Nie do pomyślenia!
Rzeczywiście, ten cały Voldemort był dość tajemniczy, a dla Scaletty - intrygujący. W krótkim czasie zrzeszył większość szlacheckich rodów i czarodziejów czystej krwi, a oficjalnie nikt tak naprawdę nie wiedział kim jest. W prasie nawet nie mówiono o tym, jakie są cele jego stowarzyszenia; rekrutacja również była czymś nieoczywistym, owianym dozą sekretu. Ale pomimo swoich promugolskich przekonań, Michael był tego wszystkiego ciekaw. Podejrzewał, że jego poglądy nie pokrywałyby się z tymi, które wyznaje owa organizacja, ale on przecież myślał tylko o korzyściach. Ale czy warto było dla nich ryzykować swoim życiem?
- Ja w ogóle nie mam kontaktu z takimi ludźmi. Raczej trzymamy się na dystans, ale chyba każdej ze stron to odpowiada - stwierdził, rzucając krótkie spojrzenie na biurko, przy którym powinna znajdować się bibliotekarka. - Myślę, że z książek nie za wiele się dowiemy. No chyba, że wiesz, gdzie powinniśmy szukać - dodał, spoglądając na znajomą. - Tak, nie rozmawiajmy już o tym. Bynajmniej nie tutaj.
zt
- Ja rozumiem, Gwen, i nawet nie myśl, że szukam dla nich jakiegoś usprawiedliwienia. Po prostu oni odwrotnie postrzegają dobro i zło, przecież im się wydaje, że mugole i czarodzieje mugolskiego pochodzenia rozsiewają jakąś zarazę, są toksyczną częścią naszego środowiska. - Pewnie nie powinien był mówić o tym otwarcie w takim miejscu, jak to. Czujność i rozwagę stawiał zawsze na pierwszym miejscu, ale ostatnio bywał coraz bardziej nieostrożny. A taka lekkomyślność mogła działać tylko na jego niekorzyść. - Jeśli ci wszyscy czystokrwiści czarodzieje określili takie zachowanie jako to poprawne, to myślisz, że którekolwiek z nich kiedykolwiek się nad tym zastanowiło? Przyjęli, że to jest powszechna racja, fakt. Nikt nigdy nie wziął pod uwagę, że to może być tak naprawdę mit, wysnuty przez przeciwników nieczystej krwi. Do tego jeszcze dochodzi fakt, że społeczeństwo, już od wieków zresztą, działa na zasadzie hierarchii, zatem któraś grupa musiała ucierpieć, tylko po to, żeby pozostałe mogły mieć to prestiżowe stanowisko. No i wybrali sobie kozłów ofiarnych. - Cała ta wymiana zdań trochę go poirytowała. Właściwie to nie sama dyskusja, a prawda, jaka wychodziła na jaw z każdym ich zdaniem. Gdyby jego ojciec nadal żył, Michael i matka byliby pewnie w podobnej sytuacji, co Grey. No bo przecież oddychaliby tym samym, skażonym już przez brudną krew, powietrzem, stąpaliby po jednej ziemi, mieszkaliby w tym samym miejscu, co mugol. Nie do pomyślenia!
Rzeczywiście, ten cały Voldemort był dość tajemniczy, a dla Scaletty - intrygujący. W krótkim czasie zrzeszył większość szlacheckich rodów i czarodziejów czystej krwi, a oficjalnie nikt tak naprawdę nie wiedział kim jest. W prasie nawet nie mówiono o tym, jakie są cele jego stowarzyszenia; rekrutacja również była czymś nieoczywistym, owianym dozą sekretu. Ale pomimo swoich promugolskich przekonań, Michael był tego wszystkiego ciekaw. Podejrzewał, że jego poglądy nie pokrywałyby się z tymi, które wyznaje owa organizacja, ale on przecież myślał tylko o korzyściach. Ale czy warto było dla nich ryzykować swoim życiem?
- Ja w ogóle nie mam kontaktu z takimi ludźmi. Raczej trzymamy się na dystans, ale chyba każdej ze stron to odpowiada - stwierdził, rzucając krótkie spojrzenie na biurko, przy którym powinna znajdować się bibliotekarka. - Myślę, że z książek nie za wiele się dowiemy. No chyba, że wiesz, gdzie powinniśmy szukać - dodał, spoglądając na znajomą. - Tak, nie rozmawiajmy już o tym. Bynajmniej nie tutaj.
zt
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Westchnęła przeciągle. W słowach Michaela było wiele racji, jednak dziewczyna wciąż była zbyt rozchwiana, aby wdać się w głęboką i poważną dyskusję. To, co robiła spora część szlachetnie urodzonych czarodziejów zaczynało coraz bardziej ją przerażać. Nie potrafiła zaakceptować śmierci Bones. Czuła się rozbita i zdecydowanie potrzebowała dłuższego czasu, aby w pełni wrócić do swojego zwykłego stanu.
– To wszystko jest straszne – mruknęła, bo do głowy nie przychodziło jej nic lepszego. Czy ludzie nie mogli zachowywać się bardziej normalnie? Być dla siebie dobrzy i nie oceniać po kolorze krwi? Wtedy życie byłoby o wiele łatwiejsze.
Cóż, może wybierając zawód związany ze sztuką musiała przygotować się na cierpienie. Wszak to ono daje oczyszczenie, potrzebne do tworzenia genialnych dzieł. Może to o to chodziło Bogu, losowi czy komukolwiek bądź czemukolwiek, co pilnowało zdarzeń tego świata? Kto to wie. Na pewno nie ona. Nawet nie potrafiła przecież wybrać, czy wierzy w istnienie czy nieistnienie wyższej siły!
Gwen nigdy nawet nie przeszło przez myśl, by dołączyć do złoczyńców pokroju Voldemorta. Zasady moralne wpojone przez rodziców sprawiały, że dziewczyna zawsze trzymała się z daleka od czarnoksięskiej sztuki. Nie miała zamiaru tego zmieniać, ani w przeszłości, ani teraz. To zasady porządkują życie, a te niepozwalające krzywdzić drugiej osoby, wydawały się malarce jak najbardziej uzasadnione.
– To może… chodźmy do mnie? – zaproponowała nagle, dziwiąc się sama sobie. – Autobusem to chwila stąd. – Zapomniała, że anomalie już nie występują i właściwie mogliby się po prostu przeteleportować. Tak dawno tego już nie robiła! Z resztą, chyba wolałaby nie ryzykować rozszczepienia przy takim emocjonalnym rozchwianiu.
Nie znała Michaela dobrze, ale dotarło do niej, że nie chce być sama. Pewnie znów pogrążyłaby się w głębokiej rozpaczy i spróbowała zrobić coś niezbyt rozmyślnego. Od młodego mężczyzny bił zaś spokój, którego trochę jej w tej chwili brakowało. Poza tym choć jej dom nie był wcale pusty, od kiedy trafiła do niego Betty, to tak czy siak brakowało jej ludzkich domowników. Nie lubiła samotności.
| zt do łazienki
– To wszystko jest straszne – mruknęła, bo do głowy nie przychodziło jej nic lepszego. Czy ludzie nie mogli zachowywać się bardziej normalnie? Być dla siebie dobrzy i nie oceniać po kolorze krwi? Wtedy życie byłoby o wiele łatwiejsze.
Cóż, może wybierając zawód związany ze sztuką musiała przygotować się na cierpienie. Wszak to ono daje oczyszczenie, potrzebne do tworzenia genialnych dzieł. Może to o to chodziło Bogu, losowi czy komukolwiek bądź czemukolwiek, co pilnowało zdarzeń tego świata? Kto to wie. Na pewno nie ona. Nawet nie potrafiła przecież wybrać, czy wierzy w istnienie czy nieistnienie wyższej siły!
Gwen nigdy nawet nie przeszło przez myśl, by dołączyć do złoczyńców pokroju Voldemorta. Zasady moralne wpojone przez rodziców sprawiały, że dziewczyna zawsze trzymała się z daleka od czarnoksięskiej sztuki. Nie miała zamiaru tego zmieniać, ani w przeszłości, ani teraz. To zasady porządkują życie, a te niepozwalające krzywdzić drugiej osoby, wydawały się malarce jak najbardziej uzasadnione.
– To może… chodźmy do mnie? – zaproponowała nagle, dziwiąc się sama sobie. – Autobusem to chwila stąd. – Zapomniała, że anomalie już nie występują i właściwie mogliby się po prostu przeteleportować. Tak dawno tego już nie robiła! Z resztą, chyba wolałaby nie ryzykować rozszczepienia przy takim emocjonalnym rozchwianiu.
Nie znała Michaela dobrze, ale dotarło do niej, że nie chce być sama. Pewnie znów pogrążyłaby się w głębokiej rozpaczy i spróbowała zrobić coś niezbyt rozmyślnego. Od młodego mężczyzny bił zaś spokój, którego trochę jej w tej chwili brakowało. Poza tym choć jej dom nie był wcale pusty, od kiedy trafiła do niego Betty, to tak czy siak brakowało jej ludzkich domowników. Nie lubiła samotności.
| zt do łazienki
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Wendelina krążyła do bibliotece, poszukując odpowiedzi na swoje pytania. W jaki sposób dawne lady Rosier mogły wykorzystywać róże? Co wspólnego miały z krwią? Czy ta była tylko nawozem… czy jednak czymś więcej? Sama nigdy nie parała się zielarstwem w praktyce. Znała gatunki wykorzystywane w alchemii, ale brakowało jej w tym względzie pasji młodszej Isabelli, która uwielbiała brudzić swoje dłonie. Wendy oczywiście nie miała zamiaru iść z pasją tak daleko, jednakże ostatnio zaczęło do niej docierać, jak wąskie jest jej spojrzenie na rzeczywistość. Jeśli zaś chciała rozwijać się w alchemii, nie mogła zaniedbywać innych dziedzin.
Doskonale wiedziała, że jeśli chodzi o zielarstwo, powinna zacząć od podstaw, jednak postanowiła, że od razu skupi się na bliższym zapoznaniu z różami. Lady Rosier przekazała jej część informacji, jednak Wendelina nigdy nie skupiała się bardziej na tych tak popularnych kwiatach, uznając je za nudne – piękne, lecz pospolite i niegodne szlacheckiego spojrzenia. Evandra przekonała ją jednak, że może być nieco inaczej.
Zaczęła więc swoje poszukiwania od działu zielarskiego, próbując znaleźć wszelkie powiązania róż z alchemią. Prawda była jednak taka, że im popularniejsza była roślina, tym trudniej było dostrzec do prawdziwie wartościowych informacji. Większość treści mówiła o tym, jak je pielęgnować, ścinać, zimować. To co prawda była wiedza, którą również musiała posiąść, by analizować ten temat dalej, jednak doskonale wiedziała, że to zbyt mało do przeprowadzenia jakichkolwiek badań na ich temat. Z tego też względu zaczęła zgłębiać się w coraz go głębsze odmęty biblioteki, szukając mniej popularnych dzieł. Takich, w których będzie mowa o różach w kontekście innym, niż rośliny ogrodowe.
Poszukiwania zawiodły ją pod popiersie Grubej Damy. W tym miejscu chyba jeszcze nigdy jej nie było, jednak początkowo nie zwróciła wcale uwagi na rzeźbę. Na półkach w jej okolicy znalazła jednak intrygujące dzieło z legendami na temat róż. Część z nich wprawdzie była wyłącznie bajkami dla dzieci, które niemal na pewno nie miały żadnej większej wartości, jednak jedna opowieść przykuła uwagę lady Selwyn. Traktowała o czarownicach, które hodowały myślące, inteligentne róże, gotowe spełniać ich rozkazy. Były gotowe bronić swoich włości za pomocą kolców, a ich kwiaty potrafiły wydzielać usypiający zapach, który jeszcze bardziej osłabiał lekkomyślnych złodziejaszków. A to wszystko za jakże niską cenę – specjalny eliksir, który wiedźmy wytwarzały ze spreparowanej krwi dziewic.
To oczywiście również mogło być jedynie bajanie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jednak Wendelina nie miała zamiaru pozostawiać żadnej z poszlak. Wzięła więc książeczkę ze sobą, wstając od stolika, przy którym przeczytała opowieść, a następnie ruszyła, aby rozejrzeć się w poszukiwaniu innych tytułów, które mogłyby zainteresować ją w tym kontekście.
Wówczas właśnie jej wzrok przykuła rzeźba, która przywołała wspomnienie rozmowy z Primrose; rzeźba interesowała lady Burke zdecydowanie bardziej, niż malarstwo, prawda? Nic dziwnego: te krągłe kształty były niczym żywe…
Wendelina nawet nie wiedziała kiedy jej prawa dłoń dotknęła popiersia kobiety. Czuła pod palcami przyjemnie chłodny marmur. Zapomniane przez wszystkich dzieło sztuki strzegło dzieł literatury, stanowiąc wyjątkowy dodatek do bibliotecznego wnętrza. Kim mogła być kobieta, którą przedstawiało? Co lubiła, czym się zajmowała? Jakie tajemnice skrywało jej życie i jakie pasje popychały ją do działania? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi! W końcu umyślnie nieostrożna dłoń Wendeliny dotknęła lewej piersi posągu i…
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Popiersie Grubej Damy
Szybka odpowiedź