Sklep z magicznymi wonnościami
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:41, w całości zmieniany 2 razy
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Patrol Egzekucyjny. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Wnętrze sklepu z wonnościami stanowiło pułapkę - tuż po przekroczeniu drzwi zabezpieczonych zaklęciem, znajdujecie się w środku sklepu. Pozornie wszystko jest w jak najlepszym porządku, lady, stoiska i meble są nienaruszone a na eleganckich posadzkach nie ma nawet śladu kurzu, lecz wystarczy kilka wdechów, by zorientować się, że niebezpieczeństwo istniało. I było niewidoczne, ale wyczuwalne: w powietrzu unosił się słodkawy zapach migdałów, dziwnie drażniący nosy. Zorientowaliście, że macie do czynienia z toksyczną wonią i musieliście się przed nią ochronić, by przystąpić do naprawy anomalii.
Wymaganie: Poprawne rzucenie zaklęcia Bąblogłowy przez obydwu czarodziei.
Niepowodzenie skutkuje dotarciem magicznych zapachów do waszych nosów i otrzymaniem 30 obrażeń (zatrucie), w wyniku których zaczynacie krwawić z oczu, ust, nosa i uszu. Uniemożliwia to dalszą naprawę anomalii.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W momencie, w którym anomalia chwilowo się stabilizuje, słyszycie brzęk tłuczonego szkła oraz czujecie falę czarnomagicznej energii. To dziesiątki fiolek i flakoników na perfumy poderwały się ze swych półeczek i ekspozycji, mknąc w waszą stronę w zabójczym tempie. Użycie zaklęcia spowalniającego może zdestabilizować magię, dlatego pozostaje wam jedynie fizyczna ucieczka przed frunącymi w waszą stronę szklanymi naczyniami, wypełnionymi niepokojąco jadeitowym płynem - perfumy zamieniły się w truciznę.
Wymaganie: ST ucieczki przed pękającymi fiolkami wynosi 50, do rzutu doliczana jest statystyka zwinności.
W przypadku niepowodzenia szklane fiolki i flakoniki roztrzaskują się na waszych ciałach, zadając wam 50 obrażeń ciętych. Rozcinają dość głęboko skórę, dekoncentrując was na dobre, zwłaszcza, gdy wylewa się na was piekąca trucizna, utrudniająca gojenie się ran. Blizny po cięciach zostaną wyraźne przez najbliższe 2 miesiące.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.03.19 19:27, w całości zmieniany 1 raz
Nie była już dzieciakiem od ładnych paru lat i powiedzmy, że mimo zapamiętywania urazy, potrafiła zachować pełny profesjonalizm przy sprawie. Bo naprawę traktowała prawie jak pracę, mimo iż nie do końca mogła łączyć te zajęcia. Zakon był czymś, czym zajmowała się po godzinach, chociaż można nazwać to mało rozrywkowym zajęciem. Dawało dziewczynie jednak ogromną satysfakcję. W takich momentach przypominała sobie Arabellę, jej problemy z wynikiem wystąpienia anomalii. Jakie to musiało być okropne, zupełnie odciąć się od dawnego życia, by chronić ludzi wokół siebie. Starsza z bliźniaczek nie była pewna czy sama byłaby na to gotowa, ale przecież mowa tutaj o tej kobiecie. Ara była wyjątkowa, silna, we wszystkim wyprzedzała siostrę, nawet jeśli nie była w stanie nawet wysadzić kociołka. Gdyby choć miała taką możliwość, z pewnością przewyższyłaby Marcy we wszystkim. Figg postanowiła więc tego nie zmarnować i żyć tak, by jej siostra była dumna, by jej ojciec, obserwując ich z nieboskłonu, obserwujący świat tysiącem gwiazd, po prostu był z nich dumny.
Obejrzała się na towarzysza, gdy jej dłoń znalazła się na klamce. Szukała jakiegoś potwierdzenia gotowości. Nie była do końca pewna co zastaną w środku, raporty nie były w tym temacie zbyt dokładne. Gdy zaś dostała odpowiedni znak, pchnęła drzwi, żeby znaleźć się we wnętrzu sklepu...
Pierwsze co ją zaskoczyło to zupełny spokój. Czuć było wpływ czarnej magii w powietrzu, jednak wyglądało to zaskakująco niepozornie. Zapach migdałów uderzył ją od razu, jednak nie wydawał się czymś niezwykłym. W końcu sklep miał roztaczać wokół siebie przyjemne zapachy, a migdały cóż... Chyba takim były. Dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że ten zapach jest zbyt mocny, zbyt duszący i jakiś ciężki, gdy próbowało się zaczerpnąć mocniejszy oddech. Wyciągnęła różdżkę i uniosła ją do twarzy.
- Bąblogłowy!
'k100' : 64
Marcelka zapomniała o anomalii ale rzuciła tutaj!
Nie bywał w tym miejscu i nie wiedział czego się spodziewać. Miał w sobie jednak entuzjazm płynący z poprzedniej - udanej naprawy anomalii, która przełamała bardzo długie pasmo niepowodzeń. Szukał jedynie towarzystwa, próba naprawiania anomalii w pojedynkę, w dodatku bez stopy byłaby zbyt głupia nawet jak na niego. Szukał głównie między Zakonnikami osoby, która po prostu jak najszybciej znajdzie czas - i znalazła się. Panna Figg. Był trzeba przyznać zdziwiony, kiedy na jego propozycje, Marcy odpowiedziała potakujaco, nie obrzucajac go przy okazji garścią wyzwisk. To chyba znaczyło, ze złość powoli jej mija! Dobry sygnał, zdecydowanie.
Poruszał się na miotle, która była zdecydowanie wygodniejsza niż kule, które złapał na początku i z których korzystał w mugolskich rejonach. Na widok Marcelki uśmiechnął się przyjaźnie i zamachał już z odległości. Nie mógł się dziwić, kiedy go zignorowała i po prostu ruszyła we właściwym kierunku. Nadal jednak liczył, że jakoś przełamie jej złość.
- Byłaś tu kiedyś? - zagadnął zaraz, wchodząc zaraz za nią. Sam do tej pory nigdy tego miejsca nie odwiedzał. Słyszał jedynie o tym co się tu dzieje, o wielu kolejnych miejscach można było usłyszeć rzeczy i to nie było jakieś mocno wyjątkowe. Niektóre pogłoski bywały wyolbrzymione, niektóre - porażająco trafne. Przechodzenie przez zabezpieczenia Ministerstwa z kolei było niezmiennie proste - chyba na miotle nawet łatwiejsze. Bertie unosząc się powoli dalej metr za metrem, wypatrując zagrożenia. Wybuchających fiolek, mebli które ożyły, czy czegokolwiek, nic takiego się jednak nie działo. Ten pozorny spokój wcale mu się jednak nie podobał.
Zapach unoszący się w powietrzu był jedynym tropem. Sklep jest nieczynny już od dłuższego czasu, więc nadal rozpylanoby tu zapachy? Nie był w sumie pewien jak to działa, jednak ten zapach powoli robił się duszący, przestawał być przyjemny, a reakcja Marcy tylko potwierdziła jego obawy. Zaraz także skierował różdżkę w swoją stronę.
- Bąblogłowa.
Wypowiedział licząc, że to proste zaklęcie faktycznie wystarczy, a bąbel z powietrzem umożliwi mu swobodne oddychanie.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
#1 'k100' : 46
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Odwróciła się od razu, kiedy usłyszała brzęk drewna uderzającego na ziemię, a jej mina mówiła jedno - [u]no naprawdę?[/i] Upuścił różdżkę? W takim momencie? Pokręciła lekko głową. - Skup się trochę, Bertie. - Ton nie był szorstki i ciężki, niemniej jednak pasował bardzo dobrze do kontekstu. Był pouczający, z delikatną nutą prośby.
Bąbel w doskonały sposób pozwolił im oddychać. Odczekali kilka chwil, aby sprawdzić czy trucizna nie podziała na nich w żaden sposób i kobieta odetchnęła cicho zauważywszy, że nie czuje już nawet tego ciężkiego zapachu migdałów. Mogła podejść dalej, do serca czarnej, wijącej się anomalii. - Pamiętasz, jak to robić? - spytała na wszelki wypadek, choć nie miała ku temu żadnych wątpliwości. Wyciągnęła różdżkę przed siebie i skupiła się, by promień białej magii objął anomalię.
| Metoda Zakonu: 20*1+k100
'k100' : 11
Kiedy wyczuł charakterystyczną wibrację, poczuł także dreszcze na plecach - anomalia. Nie stało się jednak nic strasznego, jego promień jakby się rozbił, bąbel pojawił się jednak u niego, a ten u Marcy nie zmienił się nijak, oba zdawały się działać. Gdyby tylko różdżka mu przy tym nie upadła, byłoby idealnie.
- No weź, nie pomożesz mi? - westchnął, kiedy Marcy patrzyła to na niego to na różdżkę z pouczającym tonem, najwidoczniej zamierzając się przyglądać jak Bott trenuje latanie przy samej ziemi i nie spadanie z miotły. To zemsta, wiedział o tym i nie zamierzał się dopraszać, bo przecież i tak by to nic nie dało. Obniżył jednak mocno lot, podpierając się na jednej nodze i unosząc kikuta, co było pozycją wybitnie niestabilną. O dziwo dał jednak radę podnieść różdżkę i unieść się ponownie.
Oddychał przy tym powoli i trochę starał się wyczuć czy powietrzna bańka na pewno działa jak należy i nie dopuszcza do niego żadnych toksyn, jednak wyglądało na to, że jest w porządku. Odczuł ulgę - wszystko jest dobrze. Jak narazie przynajmniej.
- Pamiętam. - uśmiechnął się lekko, choć wcale nie był tak pewny siebie pod tym akurat względem. Zdecydowanie preferował korzystanie z uroków, obrona była dla niego trudniejsza, a to z nią mocniej wiązało się naprawianie anomalii. Chcieli jasnej, czystej magii. Najlepszej jaką tylko będą w stanie z siebie wykrzesać.
- To do dzieła. - spoważniał w końcu, bo trochę za każdym razem miał tremę. To było dla niego ważne. Dla niej niewątpliwie też. Chcieli to zrobić, chcieli naprawić choć jedno miejsce więcej, a na pewno chcieli zdążyć to zrobić nim druga siła obejmie kolejną anomalię i będzie starała się wykorzystać tę przerażającą, nieokiełznaną moc na swoją korzyść, prawda?
Skupił się jak mógł, wyszukując centrum krążącej tu magii, starając się dotrzeć do niej, objąć swoją magią, zdominować. Robił to, co pokazali mu inni i co już raz zadziałało. Poruszał się w skupieniu, koncentrując wyłącznie na tej jednej czynności.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
'k100' : 16
Zrobiła więc to, co pomyślała. - Uciekaj! - powiedziała, jednak nim rzuciła się do biegu spojrzała na Botta kątem oka i syknęła pod nosem niewyraźnie. Właściwie ciągle zapominała o dolegliwości chłopaka. Nie była do tego przyzwyczajona, ale miała w sobie dosyć empatii, żeby mu pomóc. Przynajmniej tym razem. Złapała więc mocno nadgarstek chłopaka (może w nerwach nawet nieco za mocno) i ruszyła czym prędzej do wyjścia, nim anomalia na dobre wybuchła i roztoczyła wokół siebie jeszcze więcej zjadliwej, zatrutej woni. Ciągnęła Berta za sobą, nie za bardzo zwracając uwagę na to, że siły w nogach miał mniej, bo mało kto spodziewał się, że w drobnym ciele panny Figg jest tyle pary ile tak naprawdę jest.
Gdy wybiegła przed sklep, zaklęcie Bąblogłowy momentalnie zniknęło.
| ztx2
List od Maeve nie był dla niego zaskoczeniem. A przynajmniej nie byłby, jeśli chciała rozwiązać parę spraw między nimi. W końcu pojawili się tak nagle w swoim życiu ponownie, pozwalając na to, by relacja kolejny raz nabrała tempa. Tym razem w zupełnie innym świetle niż poprzednio. Byli dorośli, byli poranieni, ale nie byli złamani. Jeszcze nie. Jayden czuł się pod pewnym względem odpowiedzialny za czarownicę, chociaż tyle lat znajdowali się w rozłące. Vane od czasu do czasu kontaktował się z Calebem, podpytując co u jego młodszej siostry, lecz sami zainteresowani nie widzieli się długi czas. Połączyła ich nie tylko śmierć bliskich, jednak też chęć zmiany. Naprawy świata dokoła siebie, by upewnić się, że nie postradali zmysłów. Chcieli też znać prawdę o tym, co wydarzyło się Mii, Pandorze i najstarszemu z rodzeństwa Clearwater. Mieli tak wiele spraw, a zamiast tego Maeve przesłała lokalizację z prośbą o pojawienie się. Z tego co zdążyło obić się o uszy profesora znajdowało się tam kolejne zaburzenie magii. Najwyraźniej ostatnia wyprawa zakończona porażką nie przeraziła młodszej z tego ciekawego duetu dawnych przyjaciół. Ich reunion zaskakiwał przy każdym spotkaniu i Jayden czuł się jakby nigdy się nie rozstawali. Czy to było możliwe, by potrafili porozumieć się w tak dogłębny sposób poprzez własne cierpienie? Kiedyś były to śmiechy i nauka; teraz była to magia płynąca w ich żyłach i chęć zmian. Nie potrafili cieszyć się dniem aktualnym, nie interesowały ich kolejne egzaminy - mieli iść ramię w ramię dalej, by wspólnie zmierzyć się z niewiadomym.
Adres, który podała znajdował się nieco dalej niż dom Roselyn, ale na szczęście wciąż w granicach Londynu, dlatego łatwo było się tam dostać Błędnym Rycerzem. Nie oznaczało to jednak, że Vane nie zabrał miotły. Dzierżył ją przy sobie podobnie zresztą jak czarną perłę, fluoryt oraz pazur gryfa zatopiony w bursztynie, który wisiał na rzemieniu na szyi czarodzieja. Jego wzrok był pusty, gdy twarz odbijała się w autobusowych szybach, podobnie jak myśli. Czuł się zupełnie wyprany z wszelkiej ochoty na cokolwiek i jedynie czas spędzony w domu Rose, sprawiał, że coś poruszało w nim te zastygłe struny emocji. Do tego badania, które mieli przeprowadzać były pomocne, gdy chciał się oderwać od własnych wspomnień. Gdy wychodził, rzucił jedynie, że wróci późno. Panna Wright nie zadawała pytań, wiedząc, że astronom pracował w godzinach wieczornych czy nawet nocnych. Jay nie zostawiłby jej jednak, gdyby to ona miała tego dnia dyżur - ktoś zawsze musiał być z jej córką. Na szczęście nie musiał odpisywać Maeve, że musieli przełożyć spotkanie. Wysiadając w odpowiedniej dzielnicy kilka ulic przed swoim celem, narzucił na głowę głęboki kaptur szaty. Póki co udawało im się zbiegać przed pracownikami Ministerstwa Magii, jednak jak długo? Gdy wyczuł czyjąś obecność za plecami, zatrzymał się, a po chwili zdawało mu się, że do jego nozdrzy doszedł znajomy zapach. Przypominał mu o latach spędzonych w Hogwarcie i nie mógł tego pomylić z niczym innym. - Gotowa? - spytał, gdy Maeve zrównała się z nim, by wspólnie wejść do sklepu. Ostatnie razy przygotowały ich na to, by mieć oczy dookoła głowy. Vane wysunął się do przodu, by odwrócić się nagle do swojej towarzyszki, patrząc na nią wymownie. - Bąblogłowa - rzucił od razu, gdy toksyczna woń zaczęła otaczać pomieszczenie.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W końcu nadszedł wspomniany przez nią koniec miesiąca; o wieczornej wyprawie myślała już od samego rana. Ciągle zastanawiała się, co mogłaby zrobić lepiej, by tym razem nie zawieść. Bo nie miała wątpliwości, że to przez nią, przez jej nieudolność, ostatnie próby naprawy magii spełzły na niczym. Dlatego też chciała spróbować raz jeszcze, by przekonać się, czy potrafiłaby tego dokonać, podporządkować sobie szalejącą, spaczoną siłę - z którą ministerstwo nie robiło nic, zupełnie nic. Słońce powoli zachodziło za horyzont, gdy w końcu wyszła z domu i dzierżąc w dłoni miotłę udała się do sklepu z magicznymi wonnościami. Na szczęście nie miała daleko, inaczej z pewnością skorzystałaby z Błędnego Rycerza, choć po nie tak dawnej przegranej z Erniem, który pozbawił ją przytomności Bombardą, wolała unikać tego środka transportu jak ognia. Nie czekała długo, ledwie kilka minut, gdy przed lokalem pojawił się Jayden; tym razem była pewna, że to on, rozpoznała jego sylwetkę i bez chwili zwłoki ruszyła za nim.
- To ja - mruknęła cicho, nim jeszcze zrównała się z nim i stanęli ramię w ramię. Chciała powiedzieć coś więcej, przeprosić za tak lakoniczną wiadomość, lecz zrezygnowała. Porozmawiają później, teraz nie powinna się rozpraszać, nie powinna też rozpraszać jego. Ograniczyła się więc do skinięcia głową; była gotowa.
Powoli przekroczyli próg sklepu, z początku nie zauważyli niczego niepokojącego, tak wyraźnie spaczonego, jak tamten monstrualny szczur czy przedziwne formacje roślinne. Prędko dotarło do niej, że to nie widok powinien ją zastanowić, a przedziwny zapach. - Bąblogłowa - zawtórowała, próbując zaopatrzyć się w świeże powietrze.
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4