Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki
Wyjście z kanałów
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wyście z kanałów
Odór nie tylko zastałej i zastygłej w błocie wody, ale rozłożonych resztek jedzenia, szczątków małych zwierząt i przede wszystkim szlamu, to podstawa, którą każdy wyczuwa, próbując przedostać się przez kanałowe przejście.
Łukowate, ale niskie sklepienie ciągnie się przez kilka metrów od ciasnego wyjścia. Ściany oblepione śliską materią zmurszałych glonów i skraplanej wody, idącej z oddalonego portu. Dno zaścielone jest stojącą wodą, a chlupot zamulonej, chwilami gęstej wody towarzyszy każdym krokom potencjalnego przechodnia. Zazwyczaj zalegająca brejowatą mazią, kanałowa ścieżka miewa miejsca głębsze, każące zanurzyć się przynajmniej do pasa w śmierdzącej brei. Od czasu do czasu można znaleźć nadpróchniałe deski, które ktoś zapobiegawczo ułożył dla mniej mokrej podróży.
Spostrzegawcze oko może od czasu do czasu dostrzec na ścianach niewyraźne, bordowe ślady, czy też dziwne nacięcia, odłupywane fragmenty skalne. Tylko zaznajomieni ze światkiem przestępczy wiedzą, że prowadzi tędy jeden z wielu przemytniczych szlaków. Równie brudnych... co śmierdzących.
Łukowate, ale niskie sklepienie ciągnie się przez kilka metrów od ciasnego wyjścia. Ściany oblepione śliską materią zmurszałych glonów i skraplanej wody, idącej z oddalonego portu. Dno zaścielone jest stojącą wodą, a chlupot zamulonej, chwilami gęstej wody towarzyszy każdym krokom potencjalnego przechodnia. Zazwyczaj zalegająca brejowatą mazią, kanałowa ścieżka miewa miejsca głębsze, każące zanurzyć się przynajmniej do pasa w śmierdzącej brei. Od czasu do czasu można znaleźć nadpróchniałe deski, które ktoś zapobiegawczo ułożył dla mniej mokrej podróży.
Spostrzegawcze oko może od czasu do czasu dostrzec na ścianach niewyraźne, bordowe ślady, czy też dziwne nacięcia, odłupywane fragmenty skalne. Tylko zaznajomieni ze światkiem przestępczy wiedzą, że prowadzi tędy jeden z wielu przemytniczych szlaków. Równie brudnych... co śmierdzących.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 02.11.18 16:26, w całości zmieniany 2 razy
Wzrok powoli przywykał do ciemności. Kontury wylotów co większych prześwitów wyostrzały się, pojedyncze, skapujące z nich ciężkie krople nieśmiało błyskały, łapiąc ostatki docierających tu promieni. Równomierny chlupot, odległe ciche szumy, popiskiwania i chrobot pazurków zdawały się wręcz kojące, czy raczej mogłyby się zdawać, gdyby nie wciąż wszechogarniający odór oraz konieczność przedzierania się przez zwały nieokreślonej, zapadającej się pod nogami mazi. Coś mignęło na krańcu kanału. Gudrun mrugnęła, kątem oka wyłapała kolejne poruszenie tym razem przy sąsiedniej ścianie, minimalne wzburzenie jednej z kałuż. Zamarła. Poruszenia były nieregularne, ledwo dostrzegalne, równie dobrze mogły być zwidami, wymysłem chorego zmęczonego umysłu oraz przesadnie wyczulonych, nienawykłych do tej scenerii oczu, bądź po prostu szczurami, śmiejącymi się kataklizmowi w twarz równie uparcie co ludzie.
Wzięła przez usta głębszy wdech. Powietrze, czy może sama maska, było stęchłe, przyniosło jednak Gudrun odrobinę spokoju, podobnie jak ściśnięta w dłoniach różdżka. Przez grube, robocze rękawice nie była w stanie wyczuć znajomej faktury drewna, lecz ta i tak za chwilę ukazała się jej oczom, oświetlona miękkim blaskiem Lumos Maximy. Mrok skulił się w głębi prześwitów, wszelkie gryzonie, karaluchy i zwidy przerażone, prysnęły w mgnieniu oka. W kącikach zmrużonych oczu błysnęła satysfakcja.
Jaśniejąca kula nie odsłoniła żadnych nowych, przydatnych informacji. Młoda Borgin szybko oderwała wzrok od wystawionego na światło dzienne zwału cegieł, kociego truchła i roztrzaskanej ramy łóżka. Zepchnięty na kraniec widzenia mrok zgęstniał, grubym całunem odgradzając Gudrun od zawartości co odleglejszych kanałów. Delikatnie zacisnęła usta, podejmując wreszcie decyzję.
― Oculus ― stanowczo rzuciła, skrupulatnie zakręciwszy nadgarstkiem. Oculus należał może i do zaklęć prostych, jednak nie ufając w pełni swoim oczom i opierając się w pracy raczej na zaklęciach detektujących i analitycznych, odwykła od tych realnie coś przyzywających. Zresztą, jaka by była z niej magini, gdyby nie przykładała uwagi do staranności nawet w przypadku najbanalniejszych zaklęć?
Nieznacznie przechyliła głowę na widok spokojnie lewitującej przed nią gałki ocznej o bliźniaczo jasnej tęczówce i delikatnie przekrwionej od zmęczenia siateczce naczyń krwionośnych. Skinęła w stronę zacienionych prześwitów, tym samym pomagając sobie w przekierowaniu gałki, która zaraz ochoczo wzięła się za przeszukiwanie każdego zaciemnionego zakamarka. Gudrun zamrugała intensywnie, próbując przyzwyczaić wzrok zarówno do nieprzeniknionych ciemności, jak i do oślepiającej jasności Lumos Maximy. Zmarszczyła nos w skupieniu i cofnęła się o kilka kroków, tak by móc wzrokiem objąć kilka wylotów naraz. Równocześnie po ciasnych korytarzach poniósł się ledwo słyszalny pomruk. A może niezwykle niski szum? Zacisnęła palce na różdżce. Szmer niósł się po zaokrąglonych sklepieniach i docierał zewsząd. Czy tak właśnie brzmiała nadchodząca lawina błotna? Pomruk przeminął. Czy tak niósł się jedynie odległy plusk? Cofnęła się jeszcze o krok, ostrożnie. Lewitujące oko świsnęło w powietrzu. Nurkowało do każdej możliwej odnogi. Z jednej zaczęło się coś sączyć. Gudrun przekierowała tam swój czar. Spięła się gotowa do krzyku i biegu, jeśli tylko potwierdzą się jej obawy.
oculus
Wzięła przez usta głębszy wdech. Powietrze, czy może sama maska, było stęchłe, przyniosło jednak Gudrun odrobinę spokoju, podobnie jak ściśnięta w dłoniach różdżka. Przez grube, robocze rękawice nie była w stanie wyczuć znajomej faktury drewna, lecz ta i tak za chwilę ukazała się jej oczom, oświetlona miękkim blaskiem Lumos Maximy. Mrok skulił się w głębi prześwitów, wszelkie gryzonie, karaluchy i zwidy przerażone, prysnęły w mgnieniu oka. W kącikach zmrużonych oczu błysnęła satysfakcja.
Jaśniejąca kula nie odsłoniła żadnych nowych, przydatnych informacji. Młoda Borgin szybko oderwała wzrok od wystawionego na światło dzienne zwału cegieł, kociego truchła i roztrzaskanej ramy łóżka. Zepchnięty na kraniec widzenia mrok zgęstniał, grubym całunem odgradzając Gudrun od zawartości co odleglejszych kanałów. Delikatnie zacisnęła usta, podejmując wreszcie decyzję.
― Oculus ― stanowczo rzuciła, skrupulatnie zakręciwszy nadgarstkiem. Oculus należał może i do zaklęć prostych, jednak nie ufając w pełni swoim oczom i opierając się w pracy raczej na zaklęciach detektujących i analitycznych, odwykła od tych realnie coś przyzywających. Zresztą, jaka by była z niej magini, gdyby nie przykładała uwagi do staranności nawet w przypadku najbanalniejszych zaklęć?
Nieznacznie przechyliła głowę na widok spokojnie lewitującej przed nią gałki ocznej o bliźniaczo jasnej tęczówce i delikatnie przekrwionej od zmęczenia siateczce naczyń krwionośnych. Skinęła w stronę zacienionych prześwitów, tym samym pomagając sobie w przekierowaniu gałki, która zaraz ochoczo wzięła się za przeszukiwanie każdego zaciemnionego zakamarka. Gudrun zamrugała intensywnie, próbując przyzwyczaić wzrok zarówno do nieprzeniknionych ciemności, jak i do oślepiającej jasności Lumos Maximy. Zmarszczyła nos w skupieniu i cofnęła się o kilka kroków, tak by móc wzrokiem objąć kilka wylotów naraz. Równocześnie po ciasnych korytarzach poniósł się ledwo słyszalny pomruk. A może niezwykle niski szum? Zacisnęła palce na różdżce. Szmer niósł się po zaokrąglonych sklepieniach i docierał zewsząd. Czy tak właśnie brzmiała nadchodząca lawina błotna? Pomruk przeminął. Czy tak niósł się jedynie odległy plusk? Cofnęła się jeszcze o krok, ostrożnie. Lewitujące oko świsnęło w powietrzu. Nurkowało do każdej możliwej odnogi. Z jednej zaczęło się coś sączyć. Gudrun przekierowała tam swój czar. Spięła się gotowa do krzyku i biegu, jeśli tylko potwierdzą się jej obawy.
oculus
Przez cały czas trwania akcji wydobycia zmarłej, Timothee mocował się z kamulcem, bez większych rezultatów. Najważniejsze, że był zajęty i nie musiał pomagać przy tamtej akcji. W myślach zaś miał mantrę w której wyrażał żywą nadzieję, że nieszczęśnica się nie rozpęknie. Wyobraźnia mu wcale nie pomagała, bo przypomniał sobie efekt po wyrzuconym wielorybie na brzeg. Tutaj niby skala byłaby mniejsza, ale… miejsca też było mniej.
Kiedy topielica już została wyciągnięta i odciągnięta w inne miejsce, młody Lestrange w końcu musiał uznać wyższość kamienia nad jego możliwościami i postanowił zmienić miejsce pracy. Przysunął się bliżej miejsca skąd wyciągnięto trupa i zaczął tam powoli odgrzebywać szlam, gruz i inne urocze śmieci, które mogły się znaleźć w kanałach. W ogóle to ile będzie musiał odmakać po tej całej imprezie? Tydzień?
Słysząc „młody” odwrócił się początkowo w stronę jakiegoś mężczyzny, ale widząc, że Mitch już zareagował postanowił zostać przy swoim zadaniu. Im więcej uda im się odgrzebać tym mniejsza szansa, że trafi tu podobnie, co nie? Jakoś w międzyczasie spojrzał w miejsce dokąd udała się Gudrun. Chętnie by się z nią zamienił, no ale cóż zrobić. Była kobietą, nie będzie się babrać w błocku z łopatą, co nie?
-Idę- rzucił do Mitcha i boleśnie powoli ruszył w jego kierunku. Nie ma to jak przedzierać się przez… cholera wie co. Oby tylko po drodze nie zgubił butów.
Kiedy dotarł na miejsce (z kompletnym obuwiem) szybko spojrzał to na Macnaira, to na jakiegoś chłopaka. Widać było, że do młodszego czarodzieja nic nie docierało, bo ten wpadł w istną histerię. Jakby… Timothee nie zamierzał się zbytnio certolić strzelił panikarza na odlew licząc, że to chłopaka zaskoczy i na chwilę przestanie się rzucać jak wesz na grzebieniu.
Zaraz potem pomógł Mitchowi odgrzebać nieszczęśnika z pułapki. Oby tylko sami przy okazji się nie zapadli w coś.
-Myślisz, że pod nim jest jakaś dziura?- rzucił do starszego czarodzieja starając się zrobić to tak, żeby ten cały Conor nie słyszał.
Kiedy topielica już została wyciągnięta i odciągnięta w inne miejsce, młody Lestrange w końcu musiał uznać wyższość kamienia nad jego możliwościami i postanowił zmienić miejsce pracy. Przysunął się bliżej miejsca skąd wyciągnięto trupa i zaczął tam powoli odgrzebywać szlam, gruz i inne urocze śmieci, które mogły się znaleźć w kanałach. W ogóle to ile będzie musiał odmakać po tej całej imprezie? Tydzień?
Słysząc „młody” odwrócił się początkowo w stronę jakiegoś mężczyzny, ale widząc, że Mitch już zareagował postanowił zostać przy swoim zadaniu. Im więcej uda im się odgrzebać tym mniejsza szansa, że trafi tu podobnie, co nie? Jakoś w międzyczasie spojrzał w miejsce dokąd udała się Gudrun. Chętnie by się z nią zamienił, no ale cóż zrobić. Była kobietą, nie będzie się babrać w błocku z łopatą, co nie?
-Idę- rzucił do Mitcha i boleśnie powoli ruszył w jego kierunku. Nie ma to jak przedzierać się przez… cholera wie co. Oby tylko po drodze nie zgubił butów.
Kiedy dotarł na miejsce (z kompletnym obuwiem) szybko spojrzał to na Macnaira, to na jakiegoś chłopaka. Widać było, że do młodszego czarodzieja nic nie docierało, bo ten wpadł w istną histerię. Jakby… Timothee nie zamierzał się zbytnio certolić strzelił panikarza na odlew licząc, że to chłopaka zaskoczy i na chwilę przestanie się rzucać jak wesz na grzebieniu.
Zaraz potem pomógł Mitchowi odgrzebać nieszczęśnika z pułapki. Oby tylko sami przy okazji się nie zapadli w coś.
-Myślisz, że pod nim jest jakaś dziura?- rzucił do starszego czarodzieja starając się zrobić to tak, żeby ten cały Conor nie słyszał.
Nie miałem pojęcia jak się do tego zabrać. Chłopak szarpał się bez opamiętania, wołał o pomoc. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać co wywołało u niego taka panikę? Czy jakaś trauma z dzieciństwa, czy to całe miejsce miało na niego taki wpływ? Byłem skłonny uwierzyć w obie opcji, a przede wszystkim drugą. Domyślałem się, że podobnie jak my, trafił tutaj pewnie z ministralnego przydziału i nie cholery nie podejrzewał, że może trafić w sam środek takiego bajzlu. Ale chyba żadne z nas się nie spodziewało. Jednak o ile mi taka robota nie przeszkadzała, może pomijając ten okropny smród, bo byłem przyzwyczajony do prac ręcznych i poniekąd w tym przypadku, budowlanych, to przecież nie każdy musiał mieć doświadczenie. Nie wszyscy mieli również silną psychikę, a nie ma co ukrywać, żeby przebywać w takim miejscu, otoczonym przez smutek, śmierć i cholera wie co jeszcze, trzeba było umieć panować nad sobą.
- Uspokój się do cholery! - warknąłem na Connora, zaczynając szybciej odgarniać błoto na około niego.
Nie chciałem aby jego panika i strach zaczęła się udzielać innym, to było zaraźliwe i niebezpieczne. Sam czułem już jak serce zaczyna mi bić szybciej ze stresu. Starałem się jednak opanować, wziąłem głęboki oddech chcąc się uspokoić, ale nawet mimo maski, po chwili pożałowałem. Powietrze smakowało tym wszystkim co czułem do około i po chwili już zaniosłem się kaszlem. Miałem nadzieję, że Gudrun bawi się lepiej po drugiej stronie.
Kiedy Timothee do nas dołączył i zdzielił gówniarza w twarz zrobiłem wielkie oczy, zapominając o kaszlu. No tego się zdecydowanie nie spodziewałem po lordzie. Ciekawe czy ich tego uczą na tych ichnich zajęciach? Postanowiłem jednak te dywagacje pozostawić na potem, bo nie ważne co zrobił, wyszło na to, że chyba podziałało. Connor po otrzymaniu ciosu spojrzał na niego szczerze zaskoczony, ale dzięki temu przestał się szamotać. Chcąc skorzystać z tej okazji szybko wróciłem do wykopywania go z tego gówna.
- Nie mam pojecia. Ciężko powiedzieć co się znajduje pod nim. Tutaj wszystko jest możliwe mam wrażenie. - pokręciłem głową przenosząc spojrzenie na Lestrange’a – Nikt tak naprawdę nie wie co przyniosła fala, ale trzeba się uwijać. To jedno szamotanie się z pewnością coś naruszyło pod spodem, a darcie ryja tylko irytuje ludzi w około. - odparłem wbijając łopatę w błoto.
- Uspokój się do cholery! - warknąłem na Connora, zaczynając szybciej odgarniać błoto na około niego.
Nie chciałem aby jego panika i strach zaczęła się udzielać innym, to było zaraźliwe i niebezpieczne. Sam czułem już jak serce zaczyna mi bić szybciej ze stresu. Starałem się jednak opanować, wziąłem głęboki oddech chcąc się uspokoić, ale nawet mimo maski, po chwili pożałowałem. Powietrze smakowało tym wszystkim co czułem do około i po chwili już zaniosłem się kaszlem. Miałem nadzieję, że Gudrun bawi się lepiej po drugiej stronie.
Kiedy Timothee do nas dołączył i zdzielił gówniarza w twarz zrobiłem wielkie oczy, zapominając o kaszlu. No tego się zdecydowanie nie spodziewałem po lordzie. Ciekawe czy ich tego uczą na tych ichnich zajęciach? Postanowiłem jednak te dywagacje pozostawić na potem, bo nie ważne co zrobił, wyszło na to, że chyba podziałało. Connor po otrzymaniu ciosu spojrzał na niego szczerze zaskoczony, ale dzięki temu przestał się szamotać. Chcąc skorzystać z tej okazji szybko wróciłem do wykopywania go z tego gówna.
- Nie mam pojecia. Ciężko powiedzieć co się znajduje pod nim. Tutaj wszystko jest możliwe mam wrażenie. - pokręciłem głową przenosząc spojrzenie na Lestrange’a – Nikt tak naprawdę nie wie co przyniosła fala, ale trzeba się uwijać. To jedno szamotanie się z pewnością coś naruszyło pod spodem, a darcie ryja tylko irytuje ludzi w około. - odparłem wbijając łopatę w błoto.
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wyjście z kanałów
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki