Trasa Greyhound Derby
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Trasa Greyhound Derby
Wyścigi psów łownych to tradycja, która szybko, łatwo i ekspansywnie przyjęła się na wyspach Wielkiej Brytanii, ostatecznie prawdopodobnie nigdzie na świecie nie rodząc równie ogromnego zainteresowania. Nie ominęło to czarodziejów - wyznaczyli własną trasę wielkiego wyścigu, wzdłuż suchego wybrzeża Tamizy, nieopodal magicznego portu, gdzie rozrywka szybko znalazła zrozumienie również wśród wyższych warstw społecznych czarodziejskiego świata. Widzowie przyglądają się psim zmaganiom w zaczarowanych zwierciadłach, które pozwalają na obserwację psa, którego imię się wypowie. Bardziej spragnieni adrenaliny - śledzą wyścig z mioteł, doganiając pędzące psy. Same charty gonią znicz zaczarowany tak, by sunął wzdłuż wyznaczonej trasy, nie wyleciał zbyt wysoko i osiągnął prędkość, której psy nie są w stanie doścignąć - oprócz tego niczym nie różni się od zniczów używanych w Quidditchu. Krupierzy przyjmują zakłady, często opiewane na horrendalne sumy, ale oprócz bogatych obserwatorów nietrudno spotkać tutaj po prostu pasjonatów. Przy okazji wyścigów pojawiają się również obwoźni handlarze mający ze sobą przeróżne, często rzadko spotykane magiczne zwierzęta.
Wyścigi psów: Postaci przez trzy kolejki rzucają kością k100. Do rzutu dodaje się bonus (lub karę) przysługujący z biegłości ONMS, gdyż osoba bardziej znająca się na zwierzętach łatwiej zauważy psa, który ma największe szanse na zwycięstwo. Zwycięża pies, na którego postawiła osoba, która wyrzuciła wyższą łączną sumę z trzech kolejek. Aktualna przewaga rzutów pokazuje aktualne rozłożenie sił na torze.
Lokacja zawiera kości.Wyścigi psów: Postaci przez trzy kolejki rzucają kością k100. Do rzutu dodaje się bonus (lub karę) przysługujący z biegłości ONMS, gdyż osoba bardziej znająca się na zwierzętach łatwiej zauważy psa, który ma największe szanse na zwycięstwo. Zwycięża pies, na którego postawiła osoba, która wyrzuciła wyższą łączną sumę z trzech kolejek. Aktualna przewaga rzutów pokazuje aktualne rozłożenie sił na torze.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:34, w całości zmieniany 3 razy
|8 kwietnia?
Szedł piaszczystą plażą i zaciskał powieki tak, że patrzył przez wąskie szparki chcąc chronić swoje cenne oczy przed wiatrem i jasnością,która jak gdyby ze zdwojoną siła odbijała się od jasnego piasku by torpedować alchemika. W rzeczywistości pogoda była korzystna, a wiatr wcale nie dokuczliwy - właściwie bardzo mizerny jak na tą porę roku i do tego przy samym brzegu wodnego zbiornika. Valerij po prostu trochę wyolbrzymiał chcąc dać do zrozumienia (najpewniej samemu sobie) że jego miejsce jest w pracowni, a nie poza nią. Tonie tak,jednak, że nie radził sobie na tej "powierzchni" bo robił to bardzo dobrze - myślami był jednak zawsze trochę przy swoim kotle lub cennym składziku. Miał nadzieję, ze dobrze go zabezpieczył przed wścibskim Antoninem.
- Na samą myśl o tym jak podskoczą w górę ceny za ingrediencje aż mnie wykręca - sapnął gdy przechodzili ramie w ramie wraz z Sauveterre wzdłuż plaży mijając rzędy klatek w których handlarze prezentowali drobnej i średniej wielkości magiczne zwierzęta. Im bliżej toru byli tym bardziej przeważały myśliwskie charty - Już się podniosły po głosowaniu, a gdy nastąpi oficjalne wystąpienie z Konferencji to i wszystkie umowy handlowe szlag trafi. Szmuglerzy będą mieli używanie - westchnął wkładając dłonie w kieszenie sfatygowanej, lecz czystej szaty. Miał przy sobie eliksiry dla czarodzieja jednak nie śpieszył się z ich wydawaniem. Usiądą, wtopią się w tłum - Mam nadzieję, że będę mógł na ciebie w tej kwestii liczyć. Tak jak dawniej - nie było tajemnicą, że Apollin obracał się w świecie mającym większe wpływy. Krew krwi nie równa i Valerij doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie walczył z tym, lecz...czemu nie miałby próbować dość do porozumienia i znalezienia w tymi korzyści dla siebie? - Naturalnie i z mojej strony wiąże się to z tymi samymi korzyściami. Nawet większymi, zwłaszcza teraz gdy stoimy po tej samej stronie...brzegu - uśmiechnął się mając oczywiście na myśli Jego. Zatrzymał się gdy znaleźli się dostatecznie blisko psów przygotowywanych dobiegu. Ręce miał splecione za plecami.
- Masz ochotę na trochę zabawy? Stawiam pięć galeonów na białego psa z kleksem na kufie.
Szedł piaszczystą plażą i zaciskał powieki tak, że patrzył przez wąskie szparki chcąc chronić swoje cenne oczy przed wiatrem i jasnością,która jak gdyby ze zdwojoną siła odbijała się od jasnego piasku by torpedować alchemika. W rzeczywistości pogoda była korzystna, a wiatr wcale nie dokuczliwy - właściwie bardzo mizerny jak na tą porę roku i do tego przy samym brzegu wodnego zbiornika. Valerij po prostu trochę wyolbrzymiał chcąc dać do zrozumienia (najpewniej samemu sobie) że jego miejsce jest w pracowni, a nie poza nią. Tonie tak,jednak, że nie radził sobie na tej "powierzchni" bo robił to bardzo dobrze - myślami był jednak zawsze trochę przy swoim kotle lub cennym składziku. Miał nadzieję, ze dobrze go zabezpieczył przed wścibskim Antoninem.
- Na samą myśl o tym jak podskoczą w górę ceny za ingrediencje aż mnie wykręca - sapnął gdy przechodzili ramie w ramie wraz z Sauveterre wzdłuż plaży mijając rzędy klatek w których handlarze prezentowali drobnej i średniej wielkości magiczne zwierzęta. Im bliżej toru byli tym bardziej przeważały myśliwskie charty - Już się podniosły po głosowaniu, a gdy nastąpi oficjalne wystąpienie z Konferencji to i wszystkie umowy handlowe szlag trafi. Szmuglerzy będą mieli używanie - westchnął wkładając dłonie w kieszenie sfatygowanej, lecz czystej szaty. Miał przy sobie eliksiry dla czarodzieja jednak nie śpieszył się z ich wydawaniem. Usiądą, wtopią się w tłum - Mam nadzieję, że będę mógł na ciebie w tej kwestii liczyć. Tak jak dawniej - nie było tajemnicą, że Apollin obracał się w świecie mającym większe wpływy. Krew krwi nie równa i Valerij doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie walczył z tym, lecz...czemu nie miałby próbować dość do porozumienia i znalezienia w tymi korzyści dla siebie? - Naturalnie i z mojej strony wiąże się to z tymi samymi korzyściami. Nawet większymi, zwłaszcza teraz gdy stoimy po tej samej stronie...brzegu - uśmiechnął się mając oczywiście na myśli Jego. Zatrzymał się gdy znaleźli się dostatecznie blisko psów przygotowywanych dobiegu. Ręce miał splecione za plecami.
- Masz ochotę na trochę zabawy? Stawiam pięć galeonów na białego psa z kleksem na kufie.
Dnie nie były jeszcze jakoś niemożliwie ciepłe, ale nie przeszkadzało mi to. Mimo wszystko lubiłem Anglię. Jej deszczowa natura nie wywoływała we mnie depresji czy chandry. Uznawałem ją za dość przyjemną. Stukające w okno krople i szarawe niebo było tym, do czego przywykłem. Tym, co pokochałem. Francja mnie zrodziła, ale Londyn sam wkradł się w serce, by zostać moim domem. Dzisiaj spotkałem się a Vitalijem i cieszyło mnie to. Był mądrym człowiekiem o wielkim talencie w dziedzinie, która nigdy nie zainteresowała mnie mocno. A do tego znośnym, przy którym można było odłożyć a bok sieć z konwenansów i wyuczonych zachowań. Odetchnąć pełną piersią i przez czas spotkania po prostu cieszyć się mijającą chwilą.
- To nielogiczne. - zgodziłem się z nim spokojnie. Import i eksport był potężnym narzędziem handlu. Brexit wpływał niekorzystnie, dokładnie tak, jak wspominał Valerij. Ceny rosły, choć nie podnosił się w żaden sposób standard świadczonych usług. Ludzie z pewnością byli wściekli. A niektórzy też - nie miałem ku temu wątpliwości - będą szukali innych dróg, węsząc podwójny zysk. Smuglując towar sprzedadzą go po cenie wyższej niż dotychczas, ale niższej niż u kupców. Podwójny zysk i podwójna strata. - Nie jestem pewien, co Ministerstwo chce osiągnąć tym posunięciem. - dodałem po chwili, bo nie widziałem żadnych plusów tego posunięcia. Rozumiałem, że przez władze mogła przemawiać chęć postawienia na produkty krajowe, ale nie wszystkie rzeczy można było zdobyć na miejscu. Niektóre zaś przychodziły lepsze zza morza, mimo, że w podobnej cenie, a nawet - jeszcze lepiej - tańszej, choćby o kilka sykli. Dla niektórych robiło to sporą różnicę. Byłem pewien że i Vitalij był zły, zresztą, nie musiałem gdybać, świadczyły o tym jego słowa. Odwróciłem głowę by spojrzeć w jego stronę przybierając na usta lekki uśmiech. - Naturalnie. - zgodziłem prawie od razu. Pasował mi nasz układ. Swoistego rodzaju transakcja wiązana. Ja miałem kontakty i dostęp, Valerij umiejętności. Coś za coś, jałmużna nie wchodziła w grę - żaden z nas by się na nią nie zgodził. Skinąłem głową jeszcze na kolejne słowa spoglądając na horyzont. Właśnie, brzeg, ciekaw byłem dokąd zaprowadzi nas ta podróż. - Zróbmy dziesięć i w to wchodzę. Ten czarny - przystałem prawie od razu dłonią wskazując upatrzone zwierze. - Ale zanim zacznie się wyścig... - mruknąłem sięgając za pazuchę i wyciągając średnich rozmiarów pakunek zawierający jaja popiełka i włosie akromantuli, który skierowałem w stronę Valerija obdarzając go jeszcze jednym uśmiechem.
- To nielogiczne. - zgodziłem się z nim spokojnie. Import i eksport był potężnym narzędziem handlu. Brexit wpływał niekorzystnie, dokładnie tak, jak wspominał Valerij. Ceny rosły, choć nie podnosił się w żaden sposób standard świadczonych usług. Ludzie z pewnością byli wściekli. A niektórzy też - nie miałem ku temu wątpliwości - będą szukali innych dróg, węsząc podwójny zysk. Smuglując towar sprzedadzą go po cenie wyższej niż dotychczas, ale niższej niż u kupców. Podwójny zysk i podwójna strata. - Nie jestem pewien, co Ministerstwo chce osiągnąć tym posunięciem. - dodałem po chwili, bo nie widziałem żadnych plusów tego posunięcia. Rozumiałem, że przez władze mogła przemawiać chęć postawienia na produkty krajowe, ale nie wszystkie rzeczy można było zdobyć na miejscu. Niektóre zaś przychodziły lepsze zza morza, mimo, że w podobnej cenie, a nawet - jeszcze lepiej - tańszej, choćby o kilka sykli. Dla niektórych robiło to sporą różnicę. Byłem pewien że i Vitalij był zły, zresztą, nie musiałem gdybać, świadczyły o tym jego słowa. Odwróciłem głowę by spojrzeć w jego stronę przybierając na usta lekki uśmiech. - Naturalnie. - zgodziłem prawie od razu. Pasował mi nasz układ. Swoistego rodzaju transakcja wiązana. Ja miałem kontakty i dostęp, Valerij umiejętności. Coś za coś, jałmużna nie wchodziła w grę - żaden z nas by się na nią nie zgodził. Skinąłem głową jeszcze na kolejne słowa spoglądając na horyzont. Właśnie, brzeg, ciekaw byłem dokąd zaprowadzi nas ta podróż. - Zróbmy dziesięć i w to wchodzę. Ten czarny - przystałem prawie od razu dłonią wskazując upatrzone zwierze. - Ale zanim zacznie się wyścig... - mruknąłem sięgając za pazuchę i wyciągając średnich rozmiarów pakunek zawierający jaja popiełka i włosie akromantuli, który skierowałem w stronę Valerija obdarzając go jeszcze jednym uśmiechem.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ta znajomość była dla niego cenna. Jego pochodzenie, stan majątkowy, a nawet miejsce w którym żył - podcinały mu skrzydła. Nie była to jakaś prawda objawiona - alchemik zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział też, że problemem jest on sam, jego własna osobowość, duma. Przecież gdyby już dawno zdecydował się na uzyskanie poprzez test kwitka z ministerstwa że jest alchemikiem to najpewniej zarabiałby więcej oraz słychać by o nim było częściej. Nie zapowiadało się jednak by on sam zamierzał w tej materii cokolwiek zmieniać. Nie uważał, że musi przed komukolwiek cokolwiek udowadniać. Bycie alchemikiem to nie był kwit, a na pewno nie taki, który jest wydany przez ludzi mających guzik wspólnego z prawdziwą alchemią. Gardził.
Tacy ludzie, kontakty jak Apollinare byli wiatrem zaś Czarny Pan Huraganem. Obecnie Valerij nigdy jak dotąd nie posiadał takiej swobody, możliwości. Czerpał z tego garściami, czuwając nad tym by ludzie mu przychylni takimi pozostali.
Alchemik obserwował wybranego przez siebie faworyta. Jego chód był sprężysty, miękki. Sylwetka natomiast pomimo l śniącej sierści wyglądała na twardą. Zwierze bez wątpienia wyglądało na będące w dobrej formie. Do tego ta plama. Valerij lubił łaciate zwierzęta.
Przeniósł swoje spojrzenie na darowany mu pakunek. Spojrzał jeszcze na artystę badawczym spojrzeniem, upewniając się czy na pewno może sięgnąć po niego swoimi rękami. Ostatecznie widząc przyzwolenie na twarzy czarodzieja, odwzajemnił jego uśmiech i ostrożnie ujął oferowany mu pakunek. Niczym dziecko, niepewne co do tego, czy należy mu się kolejny kawałek ciasta.
- Jesteś bardzo hojny - przyznał po tym jak zbadał zawartość niepozornej torby, która skrywała w sobie wartość kilkuset galeonów. Zwinął go z nabożnością, chowając za pazuchę, zupełnie jakby to był jakiś niezwykle kruchy konstrukt - Co sprawiło, że wróciłeś do Anglii, Sauveterre? Nie mów mi, że pogoda- spytał i przestrzegł. W to by nie uwierzył, a przynajmniej sam nie widział w niej nic dobrego. Przez nią wilgoć w piwnicy utrzymywała się na wysokim poziomie i gdyby nie to, że Dolohov nieustannie palił pod kotłem najpewniej brodziłby w niej po kostki. Gdy skończył tą myśl - psy ruszyły.
Tacy ludzie, kontakty jak Apollinare byli wiatrem zaś Czarny Pan Huraganem. Obecnie Valerij nigdy jak dotąd nie posiadał takiej swobody, możliwości. Czerpał z tego garściami, czuwając nad tym by ludzie mu przychylni takimi pozostali.
Alchemik obserwował wybranego przez siebie faworyta. Jego chód był sprężysty, miękki. Sylwetka natomiast pomimo l śniącej sierści wyglądała na twardą. Zwierze bez wątpienia wyglądało na będące w dobrej formie. Do tego ta plama. Valerij lubił łaciate zwierzęta.
Przeniósł swoje spojrzenie na darowany mu pakunek. Spojrzał jeszcze na artystę badawczym spojrzeniem, upewniając się czy na pewno może sięgnąć po niego swoimi rękami. Ostatecznie widząc przyzwolenie na twarzy czarodzieja, odwzajemnił jego uśmiech i ostrożnie ujął oferowany mu pakunek. Niczym dziecko, niepewne co do tego, czy należy mu się kolejny kawałek ciasta.
- Jesteś bardzo hojny - przyznał po tym jak zbadał zawartość niepozornej torby, która skrywała w sobie wartość kilkuset galeonów. Zwinął go z nabożnością, chowając za pazuchę, zupełnie jakby to był jakiś niezwykle kruchy konstrukt - Co sprawiło, że wróciłeś do Anglii, Sauveterre? Nie mów mi, że pogoda- spytał i przestrzegł. W to by nie uwierzył, a przynajmniej sam nie widział w niej nic dobrego. Przez nią wilgoć w piwnicy utrzymywała się na wysokim poziomie i gdyby nie to, że Dolohov nieustannie palił pod kotłem najpewniej brodziłby w niej po kostki. Gdy skończył tą myśl - psy ruszyły.
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Człowiek powinien doceniać znajomości. A nawet nie tyle co doceniać je, czy ludzi którzy nie są mu obcy, a być świadomym tego, jaką potrafią nieść one ze sobą moc. Rozbudowana siatka kontaktów była tym, czego nie należało lekceważyć i co należało wykorzystywać – umiejętnie, nie zbyt przesadnie, najlepiej tak, by większość nawet nie orientowała się co się dzieje.
Inaczej sprawa miała się z ludźmi, których darzyło się sympatią w moim mniemaniu. Z tymi należało postępować inaczej, tym należało kłamać mniej, a – jeśli im się udało – nawet wcale.
Jedną z takich osób był Valerij, byłem tego pewien. Spotkaliśmy się przypadkiem i przypadkiem też okazało się, że mimo różnych środowisk zdajemy się rozumieć. Rozumował podobnie co ja i nie mniej logicznie, jego krew była nieco problematyczna, ale szybko zacierał tę niedogodność znakomitą wiedzą na temat eliksirów – nie raz skorzystałem z jego pomocy w tej dziedzinie i nie raz też zamierzałem jeszcze skorzystać. Posiadał w sobie jednoczesną pokorę jak i butę i choć sam pewnie twierdził że nie, doskonale wiedział co powiedzieć, czasem nie doceniając samego siebie.
Nie byłem hojny, wiedziałem że nie. Hojność była dla tych którzy musieli sobie coś wynagrodzić, albo dla tych, którzy chcieli poczuć się lepszymi, bogatszymi – nie potrzebowałem tego.
- To inwestycja, Valeirj. – sprostowałem jego słowa po chwili. Zawsze lubiłem moment przekazywania ingrediencji alchemikowi. W momencie gdy zaglądał w pakunek odnajdując wzrokiem znane mu składniki jego twarz się zmieniała. Rozjaśniała się, a chwilowa nieobecność w soczewkach sprawiała, że byłem pewien, że jego myśli uciekały w kierunku jego pracowni i tylko jemu – przynajmniej z nas dwóch – znanych receptur eliksirów, gdy zastanawiał się, którą uwarzy jako następną.
Zaśmiałem się serdecznie na jego kolejne pytanie. Miał rację, pogoda na wyspach była… cóż, kapryśna to marne określnie na to, jaka była. Przeważnie była nieznośna, rzucająca z nieba wielkie krople zimnego, nieprzyjemnego deszczu – ale i do tego dawało się w końcu przyzwyczaić.
- Przyjaciółka poprosiła mnie o pomoc w Galerii – nie mogłem odmówić, zwłaszcza, że dzięki niej zaszedłem tak daleko. – powiedziałem więc wprost spoglądając na towarzysza chwilę przed tym, jak odwróciłem wzrok w kierunku psów. – Najbliższe mi osoby również tu są, a propozycja mojego przyjaciela stawiająca nas na tym samym brzegu sprawiła, że powrót tutaj okazał się bardziej obiecujący niż mogłem przypuszczać. – znów odwróciłem twarz skupiając spojrzenie na gonitwie.
Inaczej sprawa miała się z ludźmi, których darzyło się sympatią w moim mniemaniu. Z tymi należało postępować inaczej, tym należało kłamać mniej, a – jeśli im się udało – nawet wcale.
Jedną z takich osób był Valerij, byłem tego pewien. Spotkaliśmy się przypadkiem i przypadkiem też okazało się, że mimo różnych środowisk zdajemy się rozumieć. Rozumował podobnie co ja i nie mniej logicznie, jego krew była nieco problematyczna, ale szybko zacierał tę niedogodność znakomitą wiedzą na temat eliksirów – nie raz skorzystałem z jego pomocy w tej dziedzinie i nie raz też zamierzałem jeszcze skorzystać. Posiadał w sobie jednoczesną pokorę jak i butę i choć sam pewnie twierdził że nie, doskonale wiedział co powiedzieć, czasem nie doceniając samego siebie.
Nie byłem hojny, wiedziałem że nie. Hojność była dla tych którzy musieli sobie coś wynagrodzić, albo dla tych, którzy chcieli poczuć się lepszymi, bogatszymi – nie potrzebowałem tego.
- To inwestycja, Valeirj. – sprostowałem jego słowa po chwili. Zawsze lubiłem moment przekazywania ingrediencji alchemikowi. W momencie gdy zaglądał w pakunek odnajdując wzrokiem znane mu składniki jego twarz się zmieniała. Rozjaśniała się, a chwilowa nieobecność w soczewkach sprawiała, że byłem pewien, że jego myśli uciekały w kierunku jego pracowni i tylko jemu – przynajmniej z nas dwóch – znanych receptur eliksirów, gdy zastanawiał się, którą uwarzy jako następną.
Zaśmiałem się serdecznie na jego kolejne pytanie. Miał rację, pogoda na wyspach była… cóż, kapryśna to marne określnie na to, jaka była. Przeważnie była nieznośna, rzucająca z nieba wielkie krople zimnego, nieprzyjemnego deszczu – ale i do tego dawało się w końcu przyzwyczaić.
- Przyjaciółka poprosiła mnie o pomoc w Galerii – nie mogłem odmówić, zwłaszcza, że dzięki niej zaszedłem tak daleko. – powiedziałem więc wprost spoglądając na towarzysza chwilę przed tym, jak odwróciłem wzrok w kierunku psów. – Najbliższe mi osoby również tu są, a propozycja mojego przyjaciela stawiająca nas na tym samym brzegu sprawiła, że powrót tutaj okazał się bardziej obiecujący niż mogłem przypuszczać. – znów odwróciłem twarz skupiając spojrzenie na gonitwie.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Gdy ktoś zamawiał eliksir to w cenie eliksiru zawsze zawierała się wartość samego serca i marża dla alchemika. Ta była przeważnie dość mizerna. Serca były drogie. By w ogóle móc konkurować z innymi alchemikami i zachęcać klientów do zamówień Dolohov był zmuszony do niskiej wyceny siebie samego. To nie było przyjemne. W takich chwilach jak ta odnosił wrażenie, że ocierające kostki okowy rzeczywistości po prostu znikały. Nagle stał się cenioną inwestycją i po raz pierwszy od...zawsze - ingrediencje przychodziły do niego same. Wszystkie plany, rozważania...wszystko o czym myślał w przeciągu lat i na co mozolnie odkładał fundusze znajdowało się w zasięgu jego rąk. Wyrzeczenia, unoszenie się dumą - to sprawiło, że nagle ujawniła mu się nieznana mu wcześniej ścieżka. Prosta, usłana miękkim i drogim dywanem. Był wdzięczny, że Czarny Pan go dostrzegł.
Galeria. Słowo to nie kojarzyło się Rosjaninowi miejscem pełnym obrazów, a miejscem w którym przechowywano niezliczone ilości próbek magicznych, alchemicznych substancji potocznie nazywanych farbami. Składowano je przeważnie na drewnie czy też płótnie w pozycji prostopadłej do ziemi.
- Pewien Irlandczyk stworzył recepturę na elik...farbę, która sprawiała, że osoby na namalowanych przez niego portretach po śmierci ciała stawali się więźniami swoich własnych obrazów. Mówi się, że sporządził pięć takich żywych dzieł. Chodzą słuchy, że zeszłej zimy przez grotę szmuglerów przewinęło się jedno. Do dziś nie odkryto receptury - pozwolił sobie na tą dygresję, która go tak naszła jak szalona i z którą chciał się podzielić. Nie miał na celu wywołania żadnej reakcji. Ot tak po prostu wypluł jedną z wielu informacji.
- Miło, że tak się sprawy potoczyły. Będzie mi łatwiej przeboleć fakt, że po tym samym brzegu stąpa również Mulciber - uśmiechnął się sucho, a jego ton zdradzał, że to jedna z tych rzeczy, której przeboleć nie potrafił. Zupełnie jak kamień w bucie.
W Valerijm zrodziła się ekscytacja, gdy spostrzegł, że wytypowany przez niego faworyt wysuwał się nieznacznie na prowadzenie. Aby starczyło mu sił na utrzymanie tempa.
Galeria. Słowo to nie kojarzyło się Rosjaninowi miejscem pełnym obrazów, a miejscem w którym przechowywano niezliczone ilości próbek magicznych, alchemicznych substancji potocznie nazywanych farbami. Składowano je przeważnie na drewnie czy też płótnie w pozycji prostopadłej do ziemi.
- Pewien Irlandczyk stworzył recepturę na elik...farbę, która sprawiała, że osoby na namalowanych przez niego portretach po śmierci ciała stawali się więźniami swoich własnych obrazów. Mówi się, że sporządził pięć takich żywych dzieł. Chodzą słuchy, że zeszłej zimy przez grotę szmuglerów przewinęło się jedno. Do dziś nie odkryto receptury - pozwolił sobie na tą dygresję, która go tak naszła jak szalona i z którą chciał się podzielić. Nie miał na celu wywołania żadnej reakcji. Ot tak po prostu wypluł jedną z wielu informacji.
- Miło, że tak się sprawy potoczyły. Będzie mi łatwiej przeboleć fakt, że po tym samym brzegu stąpa również Mulciber - uśmiechnął się sucho, a jego ton zdradzał, że to jedna z tych rzeczy, której przeboleć nie potrafił. Zupełnie jak kamień w bucie.
W Valerijm zrodziła się ekscytacja, gdy spostrzegł, że wytypowany przez niego faworyt wysuwał się nieznacznie na prowadzenie. Aby starczyło mu sił na utrzymanie tempa.
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Lubiłem znajomości, które – poza spędzeniem razem miłego czasu – były również satysfakcjonujące w inny sposób. Dawały jakieś korzyści – niekoniecznie materialne, sam wiedziałem, że jedynym materialnym dobrem, które byłem w stanie zagwarantować były obrazy, mało jednak pomocne przy czymkolwiek innym, niż wystrój wnętrza. Jednak posiadałem szeroką siatkę kontaktów i umiałem zdobyć informacje, jeśli trzeba było. To dość niebywałe, jak wielu ludziom rozwiązuje się język po kilku głębszych kieliszkach ognistej. Lubiłem alkohol, zwłaszcza w winie lubowałem się niezmiernie, jednak – przeważnie – znałem swoje granice i pilnowałem, by ich nie przekraczać.
- Udoskonalenie go – jej – byłoby zmyślnym sposobem przetrzymywania więźniów. – powiedziałem spokojnie od razu próbując rozpatrzeć to na swoją korzyść. Samo przetrzymywanie duszy w ciele, cóż, było ciekawe, jednak mało praktyczne – chyba, że komuś udałoby się opracować sposób, by przenieść duszę z obrazu do żywego pojemnika. Po uzyskaniu informacji owa dusza zdawała się być niepotrzebna. Znów z drugiej strony możliwość zamknięcia kogoś w obrazie sprawiała, że oszczędzało się sporo miejsca, jak i możliwość ucieczki. Oczywiście też, jeśli z obrazu wyciągało by zaklęcie, czy też hasło znane tylko kilku osobom, rozprzestrzenienie tej informacji pozwalało na to, by ktoś spróbował wydostać więzioną osobę. Duża liczba zależności, coś, co z pewnością jeszcze przemyślę gdy zastanie mnie kolejna z bezsennych nocy.
Zaśmiałem się serdecznie na kolejne słowa. Nie do końca rozumiałem powód zatarć między tą dwójką – nigdy w nie też nie wnikałem, nie moim problemem była ich niezgoda tak długo, jak nie objawiała się w moich własnych relacjach. Nigdy nie zależało mi na rozwiązywaniu sporów, czy godzeniu skłóconych jednostek, wychodziłem z prostego założenia, że nie ja powinienem w nie ingerować. Dlatego nie powiedziałem też nic na ten temat, nie chcąc go dalej rozwlekać.
- Robi się ekscytująco. – pozwoliłem sobie zauważyć, gdy wytypowane przez na psy niemal zrównały się ze sobą. Tak, teraz nie zamierzałem spuszczać z nich spojrzenia ciekaw, któremu z nas udało się wybrać lepszego z czworonogów. O zwierzętach wiedziałam jedynie tyle o ile, jak wyglądaj te podstawowe, wiedza o bardziej zawiłych informacjach nigdy nie była mi potrzebna. Zakładałem że Valerij wie o nich niewiele więcej – przynajmniej, jeśli idzie o żywe. Z pewnością był w stanie wymienić wszystkie ingrediencje zwierzęce, mnie samego dziwiły niektóre część które wykorzystywało się w eliksirach – o których wiedziałem jedynie tyle ile powiedział mi mój towarzysz.
- Udoskonalenie go – jej – byłoby zmyślnym sposobem przetrzymywania więźniów. – powiedziałem spokojnie od razu próbując rozpatrzeć to na swoją korzyść. Samo przetrzymywanie duszy w ciele, cóż, było ciekawe, jednak mało praktyczne – chyba, że komuś udałoby się opracować sposób, by przenieść duszę z obrazu do żywego pojemnika. Po uzyskaniu informacji owa dusza zdawała się być niepotrzebna. Znów z drugiej strony możliwość zamknięcia kogoś w obrazie sprawiała, że oszczędzało się sporo miejsca, jak i możliwość ucieczki. Oczywiście też, jeśli z obrazu wyciągało by zaklęcie, czy też hasło znane tylko kilku osobom, rozprzestrzenienie tej informacji pozwalało na to, by ktoś spróbował wydostać więzioną osobę. Duża liczba zależności, coś, co z pewnością jeszcze przemyślę gdy zastanie mnie kolejna z bezsennych nocy.
Zaśmiałem się serdecznie na kolejne słowa. Nie do końca rozumiałem powód zatarć między tą dwójką – nigdy w nie też nie wnikałem, nie moim problemem była ich niezgoda tak długo, jak nie objawiała się w moich własnych relacjach. Nigdy nie zależało mi na rozwiązywaniu sporów, czy godzeniu skłóconych jednostek, wychodziłem z prostego założenia, że nie ja powinienem w nie ingerować. Dlatego nie powiedziałem też nic na ten temat, nie chcąc go dalej rozwlekać.
- Robi się ekscytująco. – pozwoliłem sobie zauważyć, gdy wytypowane przez na psy niemal zrównały się ze sobą. Tak, teraz nie zamierzałem spuszczać z nich spojrzenia ciekaw, któremu z nas udało się wybrać lepszego z czworonogów. O zwierzętach wiedziałam jedynie tyle o ile, jak wyglądaj te podstawowe, wiedza o bardziej zawiłych informacjach nigdy nie była mi potrzebna. Zakładałem że Valerij wie o nich niewiele więcej – przynajmniej, jeśli idzie o żywe. Z pewnością był w stanie wymienić wszystkie ingrediencje zwierzęce, mnie samego dziwiły niektóre część które wykorzystywało się w eliksirach – o których wiedziałem jedynie tyle ile powiedział mi mój towarzysz.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
- Prawda? - wyszczerzył zęby - Chociaż mnie bardziej zastanawia czy to nie jest trochę bajka bo bardziej śmierdzi mi to jakiegoś rodzaju klątwą - Klątwą której pośredniczył eliksir? Zaklęty eliksir? Istniał magiczny napar mogący być nośnikiem klątw? Myślał. Chciałby to zbadać, poczuł nagłą ku temu potrzebę. Nie był jednak ani w pracowni, ani też zapewne nigdy nie będzie miał okazji zobaczenia tajemniczego płótna. Trochę to bolało.
Sama osoba Ramzeya była drażniąca nie tylko przez wzgląd na jego sposób bycia, charakter. Problem był bardziej złożony. Zaczynał się od nazwiska, przechodził przez prywatne zatargi i kończył na jego umiejętnościach z dziedzin nauki w których to Rosjanin sam kulał. Wszystko to sprawiało, że wyłaniał się z tego obraz człowieka lepszego od niego na niemalże każdej płaszczyźnie z wyjątkiem alchemii. Nie było to przyjemne. Taka zazdrość. Do tego należało wziąć pod uwagę, że słowa Mulcibera należało rozumieć jako rozkazy przez wzgląd na jego rangę. Alchemik nie był jednak bunty rozumiał potrzebę hierarchiczności, lecz mimo wszystko - to nie było przyjemne.
Dolohov patrzył na tor musząc przyznać przyjacielowi rację. Zdecydowanie robiło się coraz bardziej ekscytująco. Zwierzęta rozpędzały się. Wyciągały łapy dalej, odpychały się od piaszczystej nawierzchni mocniej, wzbijały grudy tejże w powietrze. Następował kulminacyjny moment - zwierzęta się zrównały. Niebieskie oczy Valerija otworzyły się szerzej. Napierał tym spojrzeniem na swojego faworyta...który się nagle potknął, wywinął orła i znalazł się daleko za czołówką.
- Jobanyj w żopu - rzucił i aż podniósł się z tego oburzenia na równe nogi - Widziałeś to?! Na prostej drodze. Na prostej, piaszczystej drodze - mówił niedowierzająco. Żeby jeszcze było żwirowato, kamieniście, a to był cholerny piach! Piach! Patrzył jeszcze na tego swojego nieszczęśnika psiego, który fajtłapowato podnosił się z piasku. Dwa razy otworzył usta zupełnie jakby chcąc coś powiedzieć jednak żadnego dźwięku z siebie nie wydusił. W końcu nie należał do typu tych ludzi, którzy by skandowali z tłumu. Siadł zatem nieco zmarkotniały i obrażony na psa, a może świat.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sama osoba Ramzeya była drażniąca nie tylko przez wzgląd na jego sposób bycia, charakter. Problem był bardziej złożony. Zaczynał się od nazwiska, przechodził przez prywatne zatargi i kończył na jego umiejętnościach z dziedzin nauki w których to Rosjanin sam kulał. Wszystko to sprawiało, że wyłaniał się z tego obraz człowieka lepszego od niego na niemalże każdej płaszczyźnie z wyjątkiem alchemii. Nie było to przyjemne. Taka zazdrość. Do tego należało wziąć pod uwagę, że słowa Mulcibera należało rozumieć jako rozkazy przez wzgląd na jego rangę. Alchemik nie był jednak bunty rozumiał potrzebę hierarchiczności, lecz mimo wszystko - to nie było przyjemne.
Dolohov patrzył na tor musząc przyznać przyjacielowi rację. Zdecydowanie robiło się coraz bardziej ekscytująco. Zwierzęta rozpędzały się. Wyciągały łapy dalej, odpychały się od piaszczystej nawierzchni mocniej, wzbijały grudy tejże w powietrze. Następował kulminacyjny moment - zwierzęta się zrównały. Niebieskie oczy Valerija otworzyły się szerzej. Napierał tym spojrzeniem na swojego faworyta...który się nagle potknął, wywinął orła i znalazł się daleko za czołówką.
- Jobanyj w żopu - rzucił i aż podniósł się z tego oburzenia na równe nogi - Widziałeś to?! Na prostej drodze. Na prostej, piaszczystej drodze - mówił niedowierzająco. Żeby jeszcze było żwirowato, kamieniście, a to był cholerny piach! Piach! Patrzył jeszcze na tego swojego nieszczęśnika psiego, który fajtłapowato podnosił się z piasku. Dwa razy otworzył usta zupełnie jakby chcąc coś powiedzieć jednak żadnego dźwięku z siebie nie wydusił. W końcu nie należał do typu tych ludzi, którzy by skandowali z tłumu. Siadł zatem nieco zmarkotniały i obrażony na psa, a może świat.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Valerij Dolohov dnia 15.11.17 12:26, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Oderwałem na chwilę niebieskie spojrzenie od biegnących psów by zwrócić je w kierunku siedzącego obok mężczyzny. Milczałem, by w końcu odpowiedzieć.
- Możliwe, chociaż możliwość przyjrzenia się temu, a nawet jeśli to bajka, spróbowanie skonstruowanie czegoś takiego brzmi – sam przyznasz – pociągająco. - odpowiedziałam, nie potrafiąc nie odpowiedzieć na uśmiech, którym zostałem na jego twarzy. Usta rozciągnęły się w podobnym geście, łagodniejszym, ale równie szczerym. Lubiłem go i jego bystry umysł – zdecydowanie bystrzejszy niż mój. Tego byłem pewien i nie raz mi to udowadniał. Zresztą, zawsze sądziłem, że by zrozumieć eliksiry trzeba mieć tęgi umysł. Nie dość, że to wszystko spamiętać, to jeszcze nie spieprzyć po drodze. A Valerij nie tylko potrafił je robić, ale też nie bał się eksperymentować, próbując stworzyć coś, o czym jeszcze świat nie słyszał.
Ponownie zwróciłem wzrok w kierunku ścigających się zwierząt z zadowoleniem widząc swojego faworyta na prowadzeniu. Tym razem wyglądało na to, że udało mi się wskazać właściwie. Ale znów, nic nigdy do końca nie było pewne, póki wyścig całkowicie się nie skończył. Zawsze mogło stać się coś nieoczekiwanego, co pozwoliłoby na wygranie psu, na którego postawił ktoś inny. Tak jak to, co właśnie przytrafiło się temu, na którego stawiał Valerij. Trudno było jednoznacznie stwierdzić co się stało, ale pies wywrócił się, zostając w tyle. A stojący obok mężczyzna głośno dał upust swojemu rozczarowaniu. Zaśmiałem się szczerze, słysząc oburzenie w jego głosie. Nie zależało mi na wygranej, ale wiedziałem, że Valerij angażuje się w wyścigi mocniej niźli ja. Choć nie umiałem zaprzeczyć, że zimna satysfakcja iż postawiłem na właściwie zwierze krążyła gdzieś w moich żyłach wprawiając w dobry nastrój. Jeśli i mój hart nie postanowi potknąć się na prostej drodze, zdawało się, że ma prostą drogę do zwycięstwa.
- Może pomylił lewą z prawą. - podpowiedziałem cicho, nadal lekko się podśmiewając. Widok naburmuszonej miny Valerija był znamiennie zabawny.
- Możliwe, chociaż możliwość przyjrzenia się temu, a nawet jeśli to bajka, spróbowanie skonstruowanie czegoś takiego brzmi – sam przyznasz – pociągająco. - odpowiedziałam, nie potrafiąc nie odpowiedzieć na uśmiech, którym zostałem na jego twarzy. Usta rozciągnęły się w podobnym geście, łagodniejszym, ale równie szczerym. Lubiłem go i jego bystry umysł – zdecydowanie bystrzejszy niż mój. Tego byłem pewien i nie raz mi to udowadniał. Zresztą, zawsze sądziłem, że by zrozumieć eliksiry trzeba mieć tęgi umysł. Nie dość, że to wszystko spamiętać, to jeszcze nie spieprzyć po drodze. A Valerij nie tylko potrafił je robić, ale też nie bał się eksperymentować, próbując stworzyć coś, o czym jeszcze świat nie słyszał.
Ponownie zwróciłem wzrok w kierunku ścigających się zwierząt z zadowoleniem widząc swojego faworyta na prowadzeniu. Tym razem wyglądało na to, że udało mi się wskazać właściwie. Ale znów, nic nigdy do końca nie było pewne, póki wyścig całkowicie się nie skończył. Zawsze mogło stać się coś nieoczekiwanego, co pozwoliłoby na wygranie psu, na którego postawił ktoś inny. Tak jak to, co właśnie przytrafiło się temu, na którego stawiał Valerij. Trudno było jednoznacznie stwierdzić co się stało, ale pies wywrócił się, zostając w tyle. A stojący obok mężczyzna głośno dał upust swojemu rozczarowaniu. Zaśmiałem się szczerze, słysząc oburzenie w jego głosie. Nie zależało mi na wygranej, ale wiedziałem, że Valerij angażuje się w wyścigi mocniej niźli ja. Choć nie umiałem zaprzeczyć, że zimna satysfakcja iż postawiłem na właściwie zwierze krążyła gdzieś w moich żyłach wprawiając w dobry nastrój. Jeśli i mój hart nie postanowi potknąć się na prostej drodze, zdawało się, że ma prostą drogę do zwycięstwa.
- Może pomylił lewą z prawą. - podpowiedziałem cicho, nadal lekko się podśmiewając. Widok naburmuszonej miny Valerija był znamiennie zabawny.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Trasa Greyhound Derby
Szybka odpowiedź