Składzik w piwnicy
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Składzik
Pokój ma dwa metry na półtorej. Nie ma w nim żadnego okna, lampy, świecy. Ściany obłożone są drewnianymi półkami uginającymi się pod ciężarem leżakujących na nich butelek oraz fiolek wypełnionymi magicznymi substancjami. Wstęp do składzika nie jest swobodny - od wścibskich oczu i lepkich dłoni oddzielają go porządne drzwi na kłódkę.
Ułożenie gwiazd mu dziś najwyraźniej sprzyjało. Ciecz w kotle zaczęła przybierać bowiem z każdą chwilą na intensywności swojego koloru - żywo żółtego. To dobrze. Valerij ściągnął miksturę naczynie z nad ognia i odstawił je pod ścianą do ostygnięcia. Oliver będzie szczęśliwy. Miał mu przyrządzić jeszcze jedną miksturę, lecz to na koniec dla relaksu. Teraz zobaczmy za co mógłby się zabrać...
Przez chwilę przez myśl Valeriemu przeszłoby zabrać się za przygotowywanie eliksiru niezłomności, lecz od samego patrzenia na przyszykowane do tego ingrediencje łapał zadyszkę. Zabrał się więc za coś lżejszego, truciznę - zmarźlinę. Idealnie się składało, bo palenisko przygasło trochę, a ogień na nim już tak nie szalał. Zmarźlina jak na ironię była eliksrem o niskiej temperaturze warzenia. Zawdzięczała to ognistym nasionem stanowiących trzon eliksiru i to własnie one powędrowały do suchego kotła jako pierwsze. Cały klogram. Dolohov zostawił je tak, nie mieszał ich pozwalając na to by powoli się przypalały. Dopiero gdy z wnętrza żeliwnego gara zaczęły unosić wąskie nitki dymu, a swąd spalenizny drażnił nozdrza, Valerij zalał je pintą salamandrzej krwi. Syknęła ona, a potem buchnęła dusząca metaliczną chmurą oparu. Alchemik rozgodnił go machnięciem ręki, rozcieńczając następnie miksturę wodą - koniecznie zimną. Dorzucił też drewienko. Czekając aż wywar się na nowo zagotuje zabrał się za przygotowywanie kolejnych składników. Najpierw zmiażdżył goździki, a utworzony w ten sposób pył przesypał ze skrupulatnością do większej misy. Było tego nie więcej niż łyżkę. Do tego dodał żabiego skrzeku. Był on świeżutki, bo dziś rano zbierany, a nieco po południu zakupiony przez Dolohova. Alchemik wymieszał sypkie z wilgotnym i okrągłym by potem w sposób skrupulatny dodawać pokapce krokodylej krwi, używając przy tym co rusz większej siły miażdżąc jajeczka i ucierając je na puszystą purpurową piankę. Nie było to takie proste jakie się wydawało. łatwo było dodać za mało krokodylej krwi sprawiając, że papka zyskałaby bardziej budyniową konsystencję lub za dużo by tak właściwie dostać wodnisty kisiel. Wszystko należało zgrać w czasie - zmianę siły i intensywności pracy rózgą z dodawaniem kolejnej ingrediencji. Alchemikowi się to co prawda udało, lecz to wcale jeszcze nie przesądzało jeszcze o tym, że eliksir wyjdzie. Najważniejszy był moment przelewania tak przygotowanej pianki do wrzącego wywaru.Powinna ona zatopić się w nim niczym pianka w gorącym kakao, lecz Dolohov z doświadczenia wiedział że kapryśna magia nasion może wywołać zapłon pianki. A jak będzie tym razem?
|Zmarzlina, zużywam ogniste nasiona, E=21, alchemia V
Przez chwilę przez myśl Valeriemu przeszłoby zabrać się za przygotowywanie eliksiru niezłomności, lecz od samego patrzenia na przyszykowane do tego ingrediencje łapał zadyszkę. Zabrał się więc za coś lżejszego, truciznę - zmarźlinę. Idealnie się składało, bo palenisko przygasło trochę, a ogień na nim już tak nie szalał. Zmarźlina jak na ironię była eliksrem o niskiej temperaturze warzenia. Zawdzięczała to ognistym nasionem stanowiących trzon eliksiru i to własnie one powędrowały do suchego kotła jako pierwsze. Cały klogram. Dolohov zostawił je tak, nie mieszał ich pozwalając na to by powoli się przypalały. Dopiero gdy z wnętrza żeliwnego gara zaczęły unosić wąskie nitki dymu, a swąd spalenizny drażnił nozdrza, Valerij zalał je pintą salamandrzej krwi. Syknęła ona, a potem buchnęła dusząca metaliczną chmurą oparu. Alchemik rozgodnił go machnięciem ręki, rozcieńczając następnie miksturę wodą - koniecznie zimną. Dorzucił też drewienko. Czekając aż wywar się na nowo zagotuje zabrał się za przygotowywanie kolejnych składników. Najpierw zmiażdżył goździki, a utworzony w ten sposób pył przesypał ze skrupulatnością do większej misy. Było tego nie więcej niż łyżkę. Do tego dodał żabiego skrzeku. Był on świeżutki, bo dziś rano zbierany, a nieco po południu zakupiony przez Dolohova. Alchemik wymieszał sypkie z wilgotnym i okrągłym by potem w sposób skrupulatny dodawać pokapce krokodylej krwi, używając przy tym co rusz większej siły miażdżąc jajeczka i ucierając je na puszystą purpurową piankę. Nie było to takie proste jakie się wydawało. łatwo było dodać za mało krokodylej krwi sprawiając, że papka zyskałaby bardziej budyniową konsystencję lub za dużo by tak właściwie dostać wodnisty kisiel. Wszystko należało zgrać w czasie - zmianę siły i intensywności pracy rózgą z dodawaniem kolejnej ingrediencji. Alchemikowi się to co prawda udało, lecz to wcale jeszcze nie przesądzało jeszcze o tym, że eliksir wyjdzie. Najważniejszy był moment przelewania tak przygotowanej pianki do wrzącego wywaru.Powinna ona zatopić się w nim niczym pianka w gorącym kakao, lecz Dolohov z doświadczenia wiedział że kapryśna magia nasion może wywołać zapłon pianki. A jak będzie tym razem?
|Zmarzlina, zużywam ogniste nasiona, E=21, alchemia V
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Pianka ześlizgnęła się z miski do rozgrzanego, bulgoczącego wywaru. Pianka początkowo unosiła się na powierzchni sprawiając że na linii zetknięcia zaczęła czarnieć. Dopiero po minucie ostatecznie rozpoczęła tonąć w wywarze łącząc się z nim. Valerij delikatnie mieszała nad kotłem różdżką aż do momentu uzyskania jednolitej konsystencji. Zadowolony z rezultatów alchemik ściągnął z nad paleniska kocioł i jego zawartość przy pomocy chochli rozlał do przygotowanych wcześniej fiolek. Tak samo zrobił z wcześniej przygotowanym eliksirem kameleona opisując oba swoje twory. Opróżnione kotły wymył dokładnie, a jeden z nich zawiesił nad paleniskiem które podsycił butelką alkoholu wymieszanej z czymś dziwnym co sprawiło, że końcówki języków ognia lizały kocioł zielonym ogniem.
Valerij miał zamiar teraz spróbować uwarzyć eliksir niezłomności. Przypomniał sobie ostatnią niekonwencjonalna metodę warzenia tego eliksir, która okazała się bardziej niż efektowna, lecz była przy tym okropnie męcząca. Ponownie postanowił nieco zmodyfikować przepis zachowując elementy, które poprawiły jakość naparu. Tak samo więc jak ostatnio natłuścił wnętrze żeliwnego kotła śluzem gumochłona. Tym razem się jednak nie śpieszył - czekał aż śluz pod wpływem temperatury zyska bardziej płynna konsystencję. Alchemik obserwował więc zachowanie zacieków na ściankach poprzez ostrożne pochylanie świecy celem ich oświetlenia. Był przy tym też bardzo ostrożny - niedopuszczalnym byłoby dostanie się wosku do gara. Gdy ocenił, że wygląda to odpowiednio, a emanująca temperatura jest nie za wysoka - wrzucił do wnętrza pół kilo dżdżownic. Nie trzeba było długo czekać - szybko zaczęły skwierczeć zmuszając alchemika do pracy łyżką. Ten eliksir nie lubił spalenizny.
Gdy ingrediencja zaczęła się rumienić dolał nieco wody - tylko tyle, by robaczki w niej brodziły, a nie pływały. Nachylił się nad takim wywarem praktycznie wciskając głowę do wnętrza kotła chcąc ocenić zapach celem dobrani odpowiedniej, roślinnej ingrediencji. Ostatecznie padło na szałwię - jej suszonych części bez liści dodawał po trochu do momentu w którym eliksir nie zmienił barwy na pomarańczową. W tym momencie dodał tak jak poprzednio szczurzej śledziony, której magia spowodowała zagęszczenie wywaru - w tym momencie należało już bardzo intensywnie mieszać całość. Ogień był silny, temperatura wysoka, napar gęsty i lepki. Doskonale. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to najlepszy moment - nie czekając wiele Valerij chlusnął do wnętrza kotła wiadrem wody wraz z rogiem garboroga, który się w niej kąpał od wielu dni namakając i rozmiękczając. Tylko czy aby to wystarczy? Alchemik przyglądał się swojemu dziełu chcąc ocenić efekty
|Eliksir niezłomnośc, zużywam róg garboroga, E=21, alchemia V,
Valerij miał zamiar teraz spróbować uwarzyć eliksir niezłomności. Przypomniał sobie ostatnią niekonwencjonalna metodę warzenia tego eliksir, która okazała się bardziej niż efektowna, lecz była przy tym okropnie męcząca. Ponownie postanowił nieco zmodyfikować przepis zachowując elementy, które poprawiły jakość naparu. Tak samo więc jak ostatnio natłuścił wnętrze żeliwnego kotła śluzem gumochłona. Tym razem się jednak nie śpieszył - czekał aż śluz pod wpływem temperatury zyska bardziej płynna konsystencję. Alchemik obserwował więc zachowanie zacieków na ściankach poprzez ostrożne pochylanie świecy celem ich oświetlenia. Był przy tym też bardzo ostrożny - niedopuszczalnym byłoby dostanie się wosku do gara. Gdy ocenił, że wygląda to odpowiednio, a emanująca temperatura jest nie za wysoka - wrzucił do wnętrza pół kilo dżdżownic. Nie trzeba było długo czekać - szybko zaczęły skwierczeć zmuszając alchemika do pracy łyżką. Ten eliksir nie lubił spalenizny.
Gdy ingrediencja zaczęła się rumienić dolał nieco wody - tylko tyle, by robaczki w niej brodziły, a nie pływały. Nachylił się nad takim wywarem praktycznie wciskając głowę do wnętrza kotła chcąc ocenić zapach celem dobrani odpowiedniej, roślinnej ingrediencji. Ostatecznie padło na szałwię - jej suszonych części bez liści dodawał po trochu do momentu w którym eliksir nie zmienił barwy na pomarańczową. W tym momencie dodał tak jak poprzednio szczurzej śledziony, której magia spowodowała zagęszczenie wywaru - w tym momencie należało już bardzo intensywnie mieszać całość. Ogień był silny, temperatura wysoka, napar gęsty i lepki. Doskonale. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to najlepszy moment - nie czekając wiele Valerij chlusnął do wnętrza kotła wiadrem wody wraz z rogiem garboroga, który się w niej kąpał od wielu dni namakając i rozmiękczając. Tylko czy aby to wystarczy? Alchemik przyglądał się swojemu dziełu chcąc ocenić efekty
|Eliksir niezłomnośc, zużywam róg garboroga, E=21, alchemia V,
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Delikatnie różdżką stymulował stabilność eliksiru z zadowoleniem oceniając jego konsystencję. Nie dorzucał pod kocioł drwa pozwalając, by mikstura powoli sobie jeszcze plumkała dochodząc do siebie, jednocześnie zabrał się za przygotowywanie kolejnego eliksiru wymagającego większego nakładu pracy - eliksiru ochronnego. Jego sercem był róg dwurożca, który należało sproszkować. Alchemik wiedział, że dostęp do utartej i gotowej od razu do użycia ingrediencji był względnie łatwy niemniej on wolał samodzielnie ucierać ścierać, piklować, marynować i poczynić wszelaką inną obróbkę wstępną ingrediencji. Miał wówczas pewność, że magia ingrediencji nie zwietrzała. Ściągnął więc z siebie wierzchnią część swojej szaty odkładając ją na krzesło, a rękawy lekkiej, lnianej koszuli podwinął za łokcie. Następnie zabrał się za ucieranie go na specjalnie spreparowanej do tego tarce z drobniutkimi oczkami. Pod miską rozłożoną miał gazetę, tak, by potencjalne, cenne opiłki wylądowały właśnie na niej. Zajęło mu to blisko godzinę. Gdy skończył po prostu musiał się napić. W między czasie ściągnął z nad paleniska już nieco przestudzony kocioł z miksturą niezłomności i postawił go pod piwnicznym okienkiem które w końcu otworzył. Nad paleniskiem postawił oczyszczony, kolejny gar. Ognia jednak pod nim nie zaprószał. Na nowo zajął się znajdującym się w misie utartym rogiem dwurożca. przemieszał tą mąkę ręką, żłobiąc w środku wgłębienie - wbił do jego wnętrza tuzin jaj bahanek. Następnie zaczął delikatnie mieszać w misce drewnianą łyżką stawiając na regularność, a nie szybkość mieszania. Gdy w ten sposób pozyskał wielką, lepką kulę ciasta dodał do rozrzedzenia ciasta szklanki nalewki z pięciornika kurzego ziela. Powstała masa była biała i konsystencją przypominała ciasto na lane kluski bądź śmietanę. W tym momencie Valerij zostawił tak przyrządzoną masę by odpoczęła kilka minut, a samemu rozpalił palenisko pilnując by płomień był słaby, mdły. Dno ciągle chłodnego kotła wyłożył sowimi piórami i na tak przygotowaną ściółkę wylał masę eliksiru. Teraz następował najtrudniejszy moment od którego zależało czy eliksir wyjdzie, czy też alchemik będzie zmuszony skuwać dno kotła po tym, jak masa przybierze konsystencję cementu. W napięciu obserwował zmiany zachodzące na powierzchni ciasta co trwało przeciągłe minuty,a gdy uznał ostatecznie, że czas nadszedł - wkroplił do wnętrza kieliszek żółci pancernika. Nagonił różdżką magi.
|eliksir ochrony, E=21, Alchemia V, zużywam róg dwurożca
|eliksir ochrony, E=21, Alchemia V, zużywam róg dwurożca
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Początkowo żółć zdawała się łączyć i rozrzedzać masę, lecz...nagle ingrediencja przestała si ęłączyć z białą masą,która zaczęła syczeć, pękać, zwapniać się, kostnieć, a przy tym również bulgotać. Valerij zachowując zimną krew kopną kocioł strącając go z nad paleniska. Żeliwo z huknęło, a potem z równie donośnym łoskotem potoczyło się po posadzce. Alchemik zaczesał palcami przyklejone do spotniałego czoła włosy do tyłu, a następnie podsumował to co się tu wydarzyło niewybrednym epitetem. Nie musiał obawiać,się że z tego wywróconego kotła coś się wyleje. Zawartość stężała i przykleiła się do dna. Valerij przez kilka warstw szmat podniósł ciepły kocioł do pozycji pionowej i zalał gar roztworem wody z solą. Jak tak postoi to tydzień to może mu się uda ten kocioł jakoś odratować. W ogóle to on musi chyba zainwestować jednak w coś lepszego...ech.
Siadł sobie na chwilę by odpocząć. Zmęczenie brało nad nim górę, a miał jeszcze tej nocy spreparować kilka wywarów, póki koniugacja planet była sprzyjająca. Może tak...w sumie nie planował, lecz może tak przyrządzić eliksir grozy? Był bardzo rześkim wywarem. W sensie nie do picia ale przy ważeniu człowiek zawsze się pobudzał do działania.
Dolohov już więc postanowił. Wziął zlał miksturę z drugiego kotła do wiadra, obmył i postawił na palenisku do którego dorzucił drwa tak, by ogień mógł wesoło oblizywać wysłużone żeliwo, a iskry trzaskać. Valerij zalał naczynie do połowy wodą i wrzucił do wnętrza, do jeszcze nie nagrzanej wody, pięć suszonych traszek przeciętych wzdłuż na pół. Co było istotne - bez ogonków. Przykrył kocioł pokrywką pozwalając im puścić soki i aromaty, zupełnie tak, jak się robi z suszonymi grzybami. W miedzy czasie podszedł do moździerza. Przetarł go ściereczką, a następnie zabrał się za miażdżenie w nim skarabeuszy. Wyjmował je ostrożnie z wielkiego słoja pojedynczo. Trzymał je żywcem. Na szczęście nie należały do rodzaju tych kłopotliwie ruchliwych więc nie miał problemu z tym by raz po raz wyjmować zwierzaczka takiego i ucierać go kamieniem na wilgotnawą pastę. Pancerzyki nie stanowiły żadnej ochrony przed zapałem Dolohova. Chrupały one raz po raz, a gdy alchemik uznał, że wystarczy wyskrobywaną na talerz zawartość moździerza i dorzucił do kotła w którym woda już buzowała, a traszki napuchły. Unosiły się na powierzchni jak małe boje.
Kolejnym krokiem było dodanie włosia akromantuli. Alchemik zaczął od wsypania najpierw małej łyżeczki, po pięciu minutach dodał kolejną porcję. Po kwadransie nastawił nad gar nagie przed ramie widząc, że nic się nie stało dodał jeszcze kolejną łyżeczkę i ponownie włożył ramię pod gorący słup parującej wody i tym razem dostał gęsiej skórki, a w sercu poczuł nieprzyjemny chłód.Uśmiechnął się pod nosem. Dobrze. Teraz tylko jeszcze garść pancerzyków chropiaka dla poprawy koloru,zacienienia i...hm...powąchał...hm...może by tak męczennicy cielistej? O tak, to będzie dobry wybór - jej magia wzmocni rześki zapach. Wrzucił więc pięć główek, zamieszał łyżką i różdżką...
|eliksir grozy, zużywam włosie akromantuli, E=21, alchemia V
Siadł sobie na chwilę by odpocząć. Zmęczenie brało nad nim górę, a miał jeszcze tej nocy spreparować kilka wywarów, póki koniugacja planet była sprzyjająca. Może tak...w sumie nie planował, lecz może tak przyrządzić eliksir grozy? Był bardzo rześkim wywarem. W sensie nie do picia ale przy ważeniu człowiek zawsze się pobudzał do działania.
Dolohov już więc postanowił. Wziął zlał miksturę z drugiego kotła do wiadra, obmył i postawił na palenisku do którego dorzucił drwa tak, by ogień mógł wesoło oblizywać wysłużone żeliwo, a iskry trzaskać. Valerij zalał naczynie do połowy wodą i wrzucił do wnętrza, do jeszcze nie nagrzanej wody, pięć suszonych traszek przeciętych wzdłuż na pół. Co było istotne - bez ogonków. Przykrył kocioł pokrywką pozwalając im puścić soki i aromaty, zupełnie tak, jak się robi z suszonymi grzybami. W miedzy czasie podszedł do moździerza. Przetarł go ściereczką, a następnie zabrał się za miażdżenie w nim skarabeuszy. Wyjmował je ostrożnie z wielkiego słoja pojedynczo. Trzymał je żywcem. Na szczęście nie należały do rodzaju tych kłopotliwie ruchliwych więc nie miał problemu z tym by raz po raz wyjmować zwierzaczka takiego i ucierać go kamieniem na wilgotnawą pastę. Pancerzyki nie stanowiły żadnej ochrony przed zapałem Dolohova. Chrupały one raz po raz, a gdy alchemik uznał, że wystarczy wyskrobywaną na talerz zawartość moździerza i dorzucił do kotła w którym woda już buzowała, a traszki napuchły. Unosiły się na powierzchni jak małe boje.
Kolejnym krokiem było dodanie włosia akromantuli. Alchemik zaczął od wsypania najpierw małej łyżeczki, po pięciu minutach dodał kolejną porcję. Po kwadransie nastawił nad gar nagie przed ramie widząc, że nic się nie stało dodał jeszcze kolejną łyżeczkę i ponownie włożył ramię pod gorący słup parującej wody i tym razem dostał gęsiej skórki, a w sercu poczuł nieprzyjemny chłód.Uśmiechnął się pod nosem. Dobrze. Teraz tylko jeszcze garść pancerzyków chropiaka dla poprawy koloru,zacienienia i...hm...powąchał...hm...może by tak męczennicy cielistej? O tak, to będzie dobry wybór - jej magia wzmocni rześki zapach. Wrzucił więc pięć główek, zamieszał łyżką i różdżką...
|eliksir grozy, zużywam włosie akromantuli, E=21, alchemia V
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Czuł jak końcówka jego różdżki delikatnie drżała w momencie w którym przebywała nad miksturą. Efekt pracy był zatem bardziej niż tylko zadowalający. Bardzo dobrze. Valerij nie chcąc mącić skumulowanej magii przykrył kocioł szczelnie pokrywą i delikatnie, uważając na to by się nie poparzyć ściągnął go z ognia. Stanął potem nad swym tworem spoczywającym pod sianą. Ręce miał splecione, a z jego oczu ziała duma. Bardzo dobrze - powtórzył sobie w myślach modelując swoją brodę w czub. Był pobudzony do działania, a aura eliksiru przyjemnie popędzała go do działania. Musiał jeszcze wykonać eliksir volubilis dla Botta. Miał być to ostatni napar wykonany przez niego tej nocy. Problem polegał na tym, że jeden kocioł był ranny, a w drugim stygła i odpoczywała świeżo przyrządzona mikstura. Z braku laku postanowił pożyczyć sobie niewielki kuchenny kociołek Maszy. Nie był idealny ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Valeri nalał do niego 2 pinty wody rozpuszczając w niej dwie łyżeczki wydzieliny z korniczaka. Dobrze, teraz trzeba było pomyśleć...to wciąż była ingrediencja trująca, a eliksir nie miał w założeniu wyrządzać krzywdy. Należałoby zatem zneutralizować i wyważyć działanie plugawej magii. Szlachetne ingrediencje odpadały...Valerij podszedł do regału w którym trzymał ziołowe ingrediencje. Zadumał się, a następnie wyciągnął trzy metalowe puszki. Były niewielkie, z zewnątrz obgryzała je rdza. Liczyło się jednak wnętrze, prawda?
Położył je na swoim pracowniczym stoliku. W pierwszej składował szałwię mającą postać herbacianego suszu - odmierzył jej pięć miarek. W drugiej znajdował się lubczyk w takiej samej formie - do kotła sypnął dwie miarki. W ostatniej był goździki. Wybrał ich dwadzieścia. Utarł je w moździerzu na proszek i sypnął na wnętrza już nieśmiało bulgoczącego kotła. Zamieszał to wszystko oceniając kolor wywaru bo po zapachu trudno było stwierdzić czy istnieje potrzeba dosypania czegoś. Był trochę blado żółty. Zmarszczył czoło. Wziął nieco takiego wywaru na łyżkę, podmuchał, pochuchał i nabrał do ust płucząc sobie nim wnętrze jamy. Pierwsze co poczuł to nieprzyjemne uczucie ściągania na podniebieniu, a potem szczypanie dziąseł. Splunął na podłogę w losowym miejscu i zamlaskał czując wyraźną kwasotę. Dosypanie ziół niewiele w tym przypadku by pomogło. Zdecydowanym krokiem podszedł w stronę słoja ze szczurzymi śledzionami. Wrzucił do wywaru całą garść, a potem jeszcze trochę. Wytarł rękę o spodnie i powoli mieszając patrzył, jak te pęcznieją i przybierają fioletowego koloru, a wywar nieco zgęstniał i zróżowiał. Zdegustował w ustach w podobny sposób aromat eliksiru. Było już dobrze. Jeszcze tylko ta kwasota...Trzy łuski ramory powinny się z nią uporać. Tak przygotowanej miksturze pozwolił się pryczyć nad ogniem, którego wielość pilnował. Chciał tylko zredukować nadmiar płynu w miksturze, popracować nad jej stężeniem, a nie rozgotować, wygotować. W miedzy czasie zabrał się za przygotowanie dżdżownic. To była chyba jego ulubiona ingrediencja. Bardzo ładnie łatała w eliksirze uczucie pustki,wypełniał go, a przede wszystkim to był na nie sezon - miał ich pod dostatkiem! Wybrał więc ze słoika wijących się istotek dziesięć przekraczających długość jego palca wskazującego. Każde rozcinał wzdłuż i płaską częścią noża wyciskał z niej wydzieliny. Przepłukał je następnie by mieć pewność odpowiedniego ich wyczyszczenia i wrzucił do wrzącego wywaru gasząc zaraz potem płomień paleniska. Dżdżownice miały jedynie się sparzyć w wywarze, a nie ugotować. Od koloru jakie przy tym przybierały zależało czy napar jest udany.
|Eliksir Volubilis, wykorzystuje: wydzielina korniczaka, alchemia V
Valeri nalał do niego 2 pinty wody rozpuszczając w niej dwie łyżeczki wydzieliny z korniczaka. Dobrze, teraz trzeba było pomyśleć...to wciąż była ingrediencja trująca, a eliksir nie miał w założeniu wyrządzać krzywdy. Należałoby zatem zneutralizować i wyważyć działanie plugawej magii. Szlachetne ingrediencje odpadały...Valerij podszedł do regału w którym trzymał ziołowe ingrediencje. Zadumał się, a następnie wyciągnął trzy metalowe puszki. Były niewielkie, z zewnątrz obgryzała je rdza. Liczyło się jednak wnętrze, prawda?
Położył je na swoim pracowniczym stoliku. W pierwszej składował szałwię mającą postać herbacianego suszu - odmierzył jej pięć miarek. W drugiej znajdował się lubczyk w takiej samej formie - do kotła sypnął dwie miarki. W ostatniej był goździki. Wybrał ich dwadzieścia. Utarł je w moździerzu na proszek i sypnął na wnętrza już nieśmiało bulgoczącego kotła. Zamieszał to wszystko oceniając kolor wywaru bo po zapachu trudno było stwierdzić czy istnieje potrzeba dosypania czegoś. Był trochę blado żółty. Zmarszczył czoło. Wziął nieco takiego wywaru na łyżkę, podmuchał, pochuchał i nabrał do ust płucząc sobie nim wnętrze jamy. Pierwsze co poczuł to nieprzyjemne uczucie ściągania na podniebieniu, a potem szczypanie dziąseł. Splunął na podłogę w losowym miejscu i zamlaskał czując wyraźną kwasotę. Dosypanie ziół niewiele w tym przypadku by pomogło. Zdecydowanym krokiem podszedł w stronę słoja ze szczurzymi śledzionami. Wrzucił do wywaru całą garść, a potem jeszcze trochę. Wytarł rękę o spodnie i powoli mieszając patrzył, jak te pęcznieją i przybierają fioletowego koloru, a wywar nieco zgęstniał i zróżowiał. Zdegustował w ustach w podobny sposób aromat eliksiru. Było już dobrze. Jeszcze tylko ta kwasota...Trzy łuski ramory powinny się z nią uporać. Tak przygotowanej miksturze pozwolił się pryczyć nad ogniem, którego wielość pilnował. Chciał tylko zredukować nadmiar płynu w miksturze, popracować nad jej stężeniem, a nie rozgotować, wygotować. W miedzy czasie zabrał się za przygotowanie dżdżownic. To była chyba jego ulubiona ingrediencja. Bardzo ładnie łatała w eliksirze uczucie pustki,wypełniał go, a przede wszystkim to był na nie sezon - miał ich pod dostatkiem! Wybrał więc ze słoika wijących się istotek dziesięć przekraczających długość jego palca wskazującego. Każde rozcinał wzdłuż i płaską częścią noża wyciskał z niej wydzieliny. Przepłukał je następnie by mieć pewność odpowiedniego ich wyczyszczenia i wrzucił do wrzącego wywaru gasząc zaraz potem płomień paleniska. Dżdżownice miały jedynie się sparzyć w wywarze, a nie ugotować. Od koloru jakie przy tym przybierały zależało czy napar jest udany.
|Eliksir Volubilis, wykorzystuje: wydzielina korniczaka, alchemia V
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Unoszące się na powierzchni dżdżownice zaczynały puchnąć przybierając czerwonawą barwę - na początku leniwie się różowiejąc, a potem na oczach intensywniejąc. Bardzo dobrze. Valerij nagonił różdżką jeszcze trochę magii, a potem wygasił palenisko. Choć nie planował niczego już do świtu warzyć to wcale nie oznaczało końca jego pracy. Wykonane eliksiry należało zlać do fiolek i opisać następnie ze skrupulatnością ułożyć je w składziku. Uprzednio należało jednak fiolki umyć i osuszyć. Wszystko to było takie czasochłonne z powodu anomalii, sprawiając, że alchemik musiał ograniczyć jej użycie. Nie chciał by jakaś skaza magii uszkodziła jego pracownie. Zdecydowanie wystarczyło, że on sam jej codziennie zagrażał. No i nie należało zapominać o Antonim. To miała być jeszcze dłuższa noc niż mu się z początku wydawało.
|zt
|zt
21.V
Siedział w swojej pracowni. Był ubrany w ciepłą szatę, lecz dopiero zarzucenie na grzbiet koca ze zwierzęcego futra sprawiło, że przestał się trząść. Nos miał poczerwieniały, z jego końca zwisał glut który wytarł w tym momencie niedbale w rękaw. Sięgnął po nalewkę, której wypił sążnistego łyka. Alkohol rozlał się mrowiącym żarem po żołądku przynosząc mu chwilowego ukojenia. Poprawił futro i ponownie chwycił oburącz wielką drewnianą łyżkę za pomocą której majtał już od kwadransu w kotle w którym działy się dziwne rzeczy. Bytowała w nim bowiem dziwna breja przypominająca krystaliczną ciecz? To było bez wątpienia nieco abstrakcyjne pojęcie, lecz Dolohov tak własnie nazwałby coś co w tym momencie przypominało skruszony lód będący na tyle roztopionym, że pozwalał się mieszać, lecz na tyle stałym by robił to niechętnie zgrzytając przy każdym pociągnięciu mieszadła. Aura zawartości kotła była na tyle sina, że temperatura w całej pracowni spadła gwałtownie. Dorzucanie drewna pod kocioł nic nie dawało, a właściwie pogarszało sytuację - sprawiało, że zawartość kotła momentalnie tężała zamieniając się w jedną wielką kostkę lodu. Za niska powodowała zaś że całość zmieniała się w zwyczajną wodę, a zachodzące magiczne wiązania pomiędzy bezoarem, a miętą niszczały i się rozpadały. Rosjanin utrzymywał więc konkretny przedział temperatury. To wszystko, choć było niestabilne to jednak działało i tego się trzymał. Mógł na tym pracować. Gdy piasek w stojącej na stoliku pięciominutowej klepsydrze się przesypał, Dolohov przekręcił go ponownie do góry nogami dosypując uprzednio trzy włosy buchonorożca. Pociągnął nosem, pociągnął z gwinta nalewki, syknął, naznaczył nad kotłem krzyżowy znak różdżką, dorysował w kajecie pionowy słupek ołówkiem i... znów mieszał dalej. W którymś momencie w końcu osiągnie odpowiednią proporcję. Był cierpliwy, tez mu się nie spieszyło. Jeżeli chciał osiągnąć lepsze efekty niż podczas minionych łazienkowych eksperymentów, a chciał, to nawet nie miał za dużego wyboru. Temperatura pracy wcale mu nie przeszkadzała. Większy problem stanowiła praca ramion, których w tym momencie prawie że już nie czuł. Nic dziwnego zatem, że po zakończeniu dzisiejszej pracy zasnął kamiennym snem.
[url=https://www.morsmordre.net/t5171-mikstura-krysztalu]badania[/ur], etap III a, E=29
|zt
Siedział w swojej pracowni. Był ubrany w ciepłą szatę, lecz dopiero zarzucenie na grzbiet koca ze zwierzęcego futra sprawiło, że przestał się trząść. Nos miał poczerwieniały, z jego końca zwisał glut który wytarł w tym momencie niedbale w rękaw. Sięgnął po nalewkę, której wypił sążnistego łyka. Alkohol rozlał się mrowiącym żarem po żołądku przynosząc mu chwilowego ukojenia. Poprawił futro i ponownie chwycił oburącz wielką drewnianą łyżkę za pomocą której majtał już od kwadransu w kotle w którym działy się dziwne rzeczy. Bytowała w nim bowiem dziwna breja przypominająca krystaliczną ciecz? To było bez wątpienia nieco abstrakcyjne pojęcie, lecz Dolohov tak własnie nazwałby coś co w tym momencie przypominało skruszony lód będący na tyle roztopionym, że pozwalał się mieszać, lecz na tyle stałym by robił to niechętnie zgrzytając przy każdym pociągnięciu mieszadła. Aura zawartości kotła była na tyle sina, że temperatura w całej pracowni spadła gwałtownie. Dorzucanie drewna pod kocioł nic nie dawało, a właściwie pogarszało sytuację - sprawiało, że zawartość kotła momentalnie tężała zamieniając się w jedną wielką kostkę lodu. Za niska powodowała zaś że całość zmieniała się w zwyczajną wodę, a zachodzące magiczne wiązania pomiędzy bezoarem, a miętą niszczały i się rozpadały. Rosjanin utrzymywał więc konkretny przedział temperatury. To wszystko, choć było niestabilne to jednak działało i tego się trzymał. Mógł na tym pracować. Gdy piasek w stojącej na stoliku pięciominutowej klepsydrze się przesypał, Dolohov przekręcił go ponownie do góry nogami dosypując uprzednio trzy włosy buchonorożca. Pociągnął nosem, pociągnął z gwinta nalewki, syknął, naznaczył nad kotłem krzyżowy znak różdżką, dorysował w kajecie pionowy słupek ołówkiem i... znów mieszał dalej. W którymś momencie w końcu osiągnie odpowiednią proporcję. Był cierpliwy, tez mu się nie spieszyło. Jeżeli chciał osiągnąć lepsze efekty niż podczas minionych łazienkowych eksperymentów, a chciał, to nawet nie miał za dużego wyboru. Temperatura pracy wcale mu nie przeszkadzała. Większy problem stanowiła praca ramion, których w tym momencie prawie że już nie czuł. Nic dziwnego zatem, że po zakończeniu dzisiejszej pracy zasnął kamiennym snem.
[url=https://www.morsmordre.net/t5171-mikstura-krysztalu]badania[/ur], etap III a, E=29
|zt
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
22.V
Ustawienie przyrządu do dokonywania astronomicznych obliczeń było żmudnym zajęciem. Valerij co prawda, choć był biegły w tej nauce, to jednak przy dokonywaniu zaawansowanych analizy nie należało jednak wywyższać się wiedzą, a jednak z pokora sięgnąć po wszystko co mogło w nich dopomóc. To nie były szkolne laborki z alchemii. Od poprawności spreparowania eliksiru nie zależała tu poprawny wydźwięk oceny. Już nie, to nie były te czasy. Od skrupulatności jaką poświęci na jak najwydajniejsze wykorzystanie mocy naparu mogło zależeć być albo nie być rycerzy, a być może śmierciożerców. Nie zamierzał zatem pozwalać sobie na niedbalstwo ze swojej strony. Z cierpliwością, nucąc pod nosem niewyraźnie, z ziarnem fałszu, rosyjską balladę skręcał i dokręcał kolejne części konstruktu. Umieszczał, poprawiał, zerował wszystkie mierniki. Z szafy wyciągnął wiosenna mapę nieba. obszerną, ogromną. Rozłożył ją na stole przyciskając jej rogi lampami w których zamknięte były świece. Valerij wyciągnął swój kajet badań i na chwilę nad nim zawisnął. Na wyciągniętych czystych kartach pergaminu zaczął kreślić daty powiązane z wykonywanymi nie tak dawno eksperymentami i związanymi z nimi efektami. Gdy skończył poszedł z tak wykonana lista do składziku gdzie znajdowały się wykonywane przez niego różnorakie próbki eliksiru nad którym pracował przez cały miesiąc. Substancje umieszczone we fiolkach różniły się między sobą odcieniami co było związane z różnorodnie sporządzanymi proporcjami, jak również okresem leżakowania, datą wykonania. Bazując na tych informacjach Dolohov usiadłszy na taborecie dopełniał swą listę i o te informacje. Było to żmudne, odczuwał również przy tym zmęczenie. Ten miesiąc był dla niego bardzo intensywny i jego ciało nie do końca nadarzało za wszystkimi planami swojego właściciela. Poczęci więc obecna praca była relaksująca w porównaniu do tej niemalże prawie fizycznej wczorajszej. Notował, porządkował, systematyzował. Z taką tez listą przysiadł następnie do astronomicznego urządzenia, które odpowiednio rozkładało się tuż nad mapą nieba. Następnie za pomocą rozmaitych pokręteł i dźwigni alchemik kalibrował ustawienie wskaźników pod spisane daty próbując dojść do wniosków. Na to zadanie poswięcił cały dzisiejszy dzień.
badania, etap III b, alchemia V
|zt
Ustawienie przyrządu do dokonywania astronomicznych obliczeń było żmudnym zajęciem. Valerij co prawda, choć był biegły w tej nauce, to jednak przy dokonywaniu zaawansowanych analizy nie należało jednak wywyższać się wiedzą, a jednak z pokora sięgnąć po wszystko co mogło w nich dopomóc. To nie były szkolne laborki z alchemii. Od poprawności spreparowania eliksiru nie zależała tu poprawny wydźwięk oceny. Już nie, to nie były te czasy. Od skrupulatności jaką poświęci na jak najwydajniejsze wykorzystanie mocy naparu mogło zależeć być albo nie być rycerzy, a być może śmierciożerców. Nie zamierzał zatem pozwalać sobie na niedbalstwo ze swojej strony. Z cierpliwością, nucąc pod nosem niewyraźnie, z ziarnem fałszu, rosyjską balladę skręcał i dokręcał kolejne części konstruktu. Umieszczał, poprawiał, zerował wszystkie mierniki. Z szafy wyciągnął wiosenna mapę nieba. obszerną, ogromną. Rozłożył ją na stole przyciskając jej rogi lampami w których zamknięte były świece. Valerij wyciągnął swój kajet badań i na chwilę nad nim zawisnął. Na wyciągniętych czystych kartach pergaminu zaczął kreślić daty powiązane z wykonywanymi nie tak dawno eksperymentami i związanymi z nimi efektami. Gdy skończył poszedł z tak wykonana lista do składziku gdzie znajdowały się wykonywane przez niego różnorakie próbki eliksiru nad którym pracował przez cały miesiąc. Substancje umieszczone we fiolkach różniły się między sobą odcieniami co było związane z różnorodnie sporządzanymi proporcjami, jak również okresem leżakowania, datą wykonania. Bazując na tych informacjach Dolohov usiadłszy na taborecie dopełniał swą listę i o te informacje. Było to żmudne, odczuwał również przy tym zmęczenie. Ten miesiąc był dla niego bardzo intensywny i jego ciało nie do końca nadarzało za wszystkimi planami swojego właściciela. Poczęci więc obecna praca była relaksująca w porównaniu do tej niemalże prawie fizycznej wczorajszej. Notował, porządkował, systematyzował. Z taką tez listą przysiadł następnie do astronomicznego urządzenia, które odpowiednio rozkładało się tuż nad mapą nieba. Następnie za pomocą rozmaitych pokręteł i dźwigni alchemik kalibrował ustawienie wskaźników pod spisane daty próbując dojść do wniosków. Na to zadanie poswięcił cały dzisiejszy dzień.
badania, etap III b, alchemia V
|zt
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Składzik w piwnicy
Szybka odpowiedź