Wybrzeże
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Biała Willa mieści się tuż nad morskim brzegiem - wyspa jest na tyle mało zamieszkana, że zagarnięcie kawałku brzegu nie spotkało się z oporem, a dodatkowe zaklęcia, dzięki którym mugole nawet nie próbują się tutaj zapuszczać, pomagają utrzymać to miejsce w ciszy i bezpieczeństwie. Brzeg wydaje się ponury, dziki, ciężkie morskie fale stanowią doskonały pokaz potężnych sił przyrody. Pobliskie skały od lat służyły za artystyczną inspirację. Niewielki fragment brzegu sztucznie usypano miękkim piaskiem.
Deirdre wbrew pozorom potrafiła współpracować – i znów tej niewątpliwej zalety nauczyło ją Wenus. Wcześniej praca zespołowa przyprawiała ją o ból głowy: dopasowanie się do stylu działania innych, zazwyczaj ślamazarnych, zbyt ryzykownych albo po prostu głupich, wywoływał gwałtowny sprzeciw, tak samo jak szemrane próby łamania regulaminu lub działania poza schematem. Narzucała swoją wolę, dbając o główny cel, nie o środki, a zwłaszcza już: nie te ludzkie. Nawet w delikatnych, politycznych działaniach wolała postępować zgodnie z sztywnymi regułami retorycznych i erystycznych gierek niż pozwolić sobie na elastyczne podążanie za swobodą konwersacji. Dopiero zepchnięcie z ministerialnego piedestału oraz wpadnięcie w lepkie sidła luksusowego domu uciech zmiękczyły sztywny kręgosłup oraz kajdany wiążące ją z konwenansami. Nauczyła się empatii – owszem, stosowanej bezdusznie, dla własnych korzyści, ale jednak – oraz dostosowania do oczekiwań towarzysza. Podstawy tych umiejętności przypominała sobie właśnie w tej sytuacji, na koniu: musiała ustąpić, przestać się szamotać, dać się ponieść, dosłownie i w przenośni. Utrata kontroli nie była łatwa, ale wskazówki Claude’a, docierające do niej mimo szumu wiatru, były jednoznaczne: nie mogła działać chaotycznie i nerwowo, musiała dać aetonanowi szansę poczucia się swobodnie, tak, by zaczął ją szanować. Zwierzę czuło niepewność, a pozbawione zdecydowanego – ale łagodnego – przewodnictwa, zachowywało się nieprzewidywalnie. Dopiero, gdy Deirdre odpuściła nerwowe trzymanie wodzy oraz ugruntowała pozycję ciała, Apollin przestał nerwowo przebierać nogami. Tylko gwałtowne pochylenie do wodopoju prawie zakończyło się widowiskowym fikołkiem przez szyję zwierzęcia: Claude aż wstrzymał oddech, lecz skośnooka utrzymała się w siodle, przytrzymując się tym razem łęku a nie grzywy. Powoi, z każdym okrążeniem i minutą spędzoną na końskim grzbiecie, uczyła się utrzymywania równowagi, prawidłowej postawy oraz dostosowania ruchu bioder do rytmu jego spaceru. Gdy już opracowała, dzięki sugestiom Cunninghama, żałosne podstawy, zaczęła ćwiczenia unoszenia się w siodle na strzemionach. Nie szło jej to zbyt dobrze, napięte uda i łydki piekły, a zachowanie równowagi w pozycji półsiadu wymagało niezwykłej koncentracji, uniemożliwiającej zachwyt doskonałym zachowaniem rasowego aetonana. Z tej perspektywy wydawał się szaloną, potężną maszyną o tajemniczych intencjach; szybko skorzystał z wydłużonej lonży, przyśpieszając. Tak trudniej było poprawnie anglezować, ale Mericourt robiła co mogła: pokracznie, nieumiejętnie, budząc zapewne wesołość i politowanie wprawionego Claude’a. Szybkość ruchu podobała się jej, ale poczucie niedopasowania oraz chwiejność – już znacznie mniej. Z ulgą przyjęła skrócenie lonży i przywołanie konia do Cunninghama, by obdarzył ją kolejną serią uwag i subtelnego wytknięcia błędów. Źle łydka, plecy inaczej, ręce luźniej, bark za bardzo w lewą stronę – najpierw przećwiczyli naprawę podstawowych błędów jeździeckich na sucho, pomimo niecierpliwiącego się bezruchem Apollina. Dopiero gdy udało się Deirdre ustawić w perfekcyjnej, niemalże, pozycji, ponownie mogła rozpocząć powolne kłusowanie.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Bezkopytnej nauka szła mozolnie.
Testowała jego cierpliwość, zmuszała do akcentowania przyziemnej nudy uderzaniem podkowy o ziemię; mógłby ten czas spędzić na padoku pod błękitnym niebem, wylegiwać się pośród zielonych połaci i zbierać zazdrosne spojrzenia chmur, które próbowały replikować jego masywną, wykutą jakby z marmuru sylwetkę. Nieporadnie - nie osiągnęłyby nigdy poziomu oczekiwanego mistrzostwa, ale Apollin myślał o nich czule, jak o źrebakach pragnących jak najszybciej dorównać wprawionym, rosłym ogierom.
Niestety nie dziś i nie teraz, na jego plecach wciąż spoczywało siodło ze smukłą kobietą praktykującą coraz to nowsze zagadnienia. Teraz próbowała unosić się i opadać w rytm jego chodu, choć zdawała się nie pojmować jeszcze, że powinna po prostu poczuć uderzenia kopyt o podłoże, pozwolić im kierować jej ciałem w sposób naturalny. Dwunożny Claude był dobrym nauczycielem, ale w mniemaniu aetonana zbyt komplikował kobiecie o rozciągniętej twarzy faktyczne zrozumienie natury jeździectwa. Cóż, może pod wodzą innego nauczyciela osiągnie lepsze efekty.
Gdy przyspieszył, to nie ona go zmitygowała. Claude ściągnął lonżę i przywołał go do porządku, na co Apollin wydał z siebie ciche prychnięcie. Spodziewał się, że Deirdre nie da sobie rady - ale do jej uszu docierały teraz dość ważne uwagi, które zaraz zwieńczyły rozpoczęcie kolejnego okrążenia. Stworzenie poruszało się stabilnym kłusem, wystawowym, choć raz potknął się jakby na prostej drodze - tylko dlatego, by sprawdzić prędkość reakcji tej przedziwnej istoty, zobaczyć, czy nauczyła się panować nad lejcami i pozycją w siodle na tyle, by nie spaść. Samo potknięcie nie było tak głębokie, jak mogłoby być: Apollin doskonale panował nad swoją fizycznością i potrafił wyważyć je tak, by było zaledwie lekkim pikowaniem w dół, a potem ponownym poderwaniem się do góry, by - jakby nigdy nic - kontynuować przejażdżkę. Bywał kapryśny, ale dziś wynikało to wyłącznie z faktu pewnego znudzenia, które zdążyło osiedlić się w jego głowie. Chciałby dać jej więcej, lecz po ostatnim przyspieszeniu kroku Claude profilaktycznie trzymał lonżę w gotowości jej ściągnięcia; dlatego też reszta lekcji przebiegła perfekcyjnie, bez większych niespodzianek dla Deirdre, która po jej zakończeniu niechybnie winna pogładzić go po szyi i podziękować za kooperację, której wcale nie musiał jej serwować. A jeśli Claude poinstruował ją jak podać mu przekąskę jako ichnią nagrodę za nienaganne zachowanie, odpłacił się jej głośniejszym, dłuższym wydechem spomiędzy nozdrzy, liznąłby też niby przypadkiem jej dłoń, na której umieszczona była słodycz.
Apollin zaczekał cierpliwie aż dwunożny Claude upewni się, że gospodyni o skośnej twarzy niczego nie brakowało w górującej nad nimi posiadłości, a potem wraz z nim opuścił wybrzeże należące do Białej Willi, zarzucając ogonem i dumnie krocząc pośród nowopoznanych terenów.
zt
Testowała jego cierpliwość, zmuszała do akcentowania przyziemnej nudy uderzaniem podkowy o ziemię; mógłby ten czas spędzić na padoku pod błękitnym niebem, wylegiwać się pośród zielonych połaci i zbierać zazdrosne spojrzenia chmur, które próbowały replikować jego masywną, wykutą jakby z marmuru sylwetkę. Nieporadnie - nie osiągnęłyby nigdy poziomu oczekiwanego mistrzostwa, ale Apollin myślał o nich czule, jak o źrebakach pragnących jak najszybciej dorównać wprawionym, rosłym ogierom.
Niestety nie dziś i nie teraz, na jego plecach wciąż spoczywało siodło ze smukłą kobietą praktykującą coraz to nowsze zagadnienia. Teraz próbowała unosić się i opadać w rytm jego chodu, choć zdawała się nie pojmować jeszcze, że powinna po prostu poczuć uderzenia kopyt o podłoże, pozwolić im kierować jej ciałem w sposób naturalny. Dwunożny Claude był dobrym nauczycielem, ale w mniemaniu aetonana zbyt komplikował kobiecie o rozciągniętej twarzy faktyczne zrozumienie natury jeździectwa. Cóż, może pod wodzą innego nauczyciela osiągnie lepsze efekty.
Gdy przyspieszył, to nie ona go zmitygowała. Claude ściągnął lonżę i przywołał go do porządku, na co Apollin wydał z siebie ciche prychnięcie. Spodziewał się, że Deirdre nie da sobie rady - ale do jej uszu docierały teraz dość ważne uwagi, które zaraz zwieńczyły rozpoczęcie kolejnego okrążenia. Stworzenie poruszało się stabilnym kłusem, wystawowym, choć raz potknął się jakby na prostej drodze - tylko dlatego, by sprawdzić prędkość reakcji tej przedziwnej istoty, zobaczyć, czy nauczyła się panować nad lejcami i pozycją w siodle na tyle, by nie spaść. Samo potknięcie nie było tak głębokie, jak mogłoby być: Apollin doskonale panował nad swoją fizycznością i potrafił wyważyć je tak, by było zaledwie lekkim pikowaniem w dół, a potem ponownym poderwaniem się do góry, by - jakby nigdy nic - kontynuować przejażdżkę. Bywał kapryśny, ale dziś wynikało to wyłącznie z faktu pewnego znudzenia, które zdążyło osiedlić się w jego głowie. Chciałby dać jej więcej, lecz po ostatnim przyspieszeniu kroku Claude profilaktycznie trzymał lonżę w gotowości jej ściągnięcia; dlatego też reszta lekcji przebiegła perfekcyjnie, bez większych niespodzianek dla Deirdre, która po jej zakończeniu niechybnie winna pogładzić go po szyi i podziękować za kooperację, której wcale nie musiał jej serwować. A jeśli Claude poinstruował ją jak podać mu przekąskę jako ichnią nagrodę za nienaganne zachowanie, odpłacił się jej głośniejszym, dłuższym wydechem spomiędzy nozdrzy, liznąłby też niby przypadkiem jej dłoń, na której umieszczona była słodycz.
Apollin zaczekał cierpliwie aż dwunożny Claude upewni się, że gospodyni o skośnej twarzy niczego nie brakowało w górującej nad nimi posiadłości, a potem wraz z nim opuścił wybrzeże należące do Białej Willi, zarzucając ogonem i dumnie krocząc pośród nowopoznanych terenów.
zt
I show not your face but your heart's desire
Zaczynały boleć ją mięśnie. Nie sądziła, że odczuje to aż tak szybko: stojąc z boku, na ziemi, jazda konna wydawała się tylko relaksem, szybszym i przyjemniejszym sposobem poruszania się, który nie wymagał właściwie żadnego wysiłku. I może z czasem faktycznie tak było, ale podczas pierwszej lekcji całe ciało Deirdre było napięte, nieprzywykłe do utrzymania się w konkretnej, wymagającej pozycji. Na każdą zmianę rytmu kroków Apollina reagowała nerwowym spięciem łopatek, a wraz z wygiętymi nienaturalnie plecami przekrzywiała się reszta sylwetki. Najbardziej jednak doskwierały uda oraz biodra, wyćwiczone i rozciągnięte innym rodzajem jeździectwa, a mimo to zesztywniałe oraz odmawiające posłuszeństwa. Również ramiona powoli piekły, a przecież starała się z całych sił podążać za wskazaniami Claude'a i nie dotykać rzemieni uczepionych u pyska zwierzęcia, pozwalając, by ten krążył na lonży. Kierować miała łydkami, kiedyś, w przyszłości: na razie do bólu (dosłownie) i do znudzenia (niemożliwe; za bardzo pragnęła perfekcji w swym nowym hobby, by choć przed sekundę tracić czujność) poprawiała detale sylwetki, poczucie równowagi oraz całokształt powolnej jazdy. Dopiero, gdy Cunningham wydał względnie zadowolony werdykt, uznając, że Mericourt w końcu przypomina nieco damę na aetonanie a nie worek kartofli wrzucony na siodło niepasującego do obrazka dumnego zwierzęcia, skrócił lonżę, samemu także podchodząc do Apollina.
Zejście z konia stanowiło ostatnią tego popołudnia lekcję. Istotną, nie wystarczyło po prostu zeskoczyć z grzbietu zwierzęcia. Wodze powędrowały do dłoni Deirdre; musiała luźno je napiąć i skrzyżować w lewej ręce, chroniąc się przed zbyt gwałtownym ruchem konia. Później powoli wysunęła każdą ze stóp ze strzemion, czując wyraźnie ból promieniujący z napiętych łydek. Chciała je rozprostować od razu, ale taki gest mógłby zostać opacznie zrozumiany przez Apollina. Słuchała więc sugestii lokaja, wspierając prawą rękę na wystającym łęku, a potem - przerzuciła prawą nogę nad zadem konia. To ostatnie wyszło jej najzgrabniej i najzwinniej, lecz dobre wrażenie zatarła zwisając chwilę później nieco bezwładnie u boku potężnego wałacha. Claude pomógł jej w końcu stanąć na ziemi, a później udzielił ostatnich instrukcji, już mniej wymagających cieleśnie. Mericourt ucieszył twardy grunt pod nogami, usztywniła miękkie kolana, koncentrując się, od dziwo, nie na sobie a na Apollinie. Ostrożnie dotknęła jego ciepłej szyi, klepiąc kilka razy rozgrzaną skórę. Nie zrzucił jej z pleców, nie złamał ręki mocnym kopnięciem, bez wątpienia zasłużył więc na nagrodę. Pochodzenie specyfiku, podanego przez Cunninghama, stanowiło tajemnicę, ale aetonanowi bez wątpienia smakowało - i choć widok wielkich zębisk konia napełnił Deirdre dyskomfortem, to nie cofnęła dłoni, odginając tylko do dołu palce, by nie stracić ich w tak głupi sposób. Później zaś wysłuchała ostatnich, teoretycznych wskazówek i porad lokaja, informującego ją także o istnieniu kilku książek mogących pomóc lepiej zgłębić naturę koni oraz całego savoir vivru dotyczącego jeździectwa. Zapisała w pamięci tytuły, pewna, że znajdzie je w bibliotecze sir Corentina - a potem udała się na zasłużony odpoczynek.
| zt
Zejście z konia stanowiło ostatnią tego popołudnia lekcję. Istotną, nie wystarczyło po prostu zeskoczyć z grzbietu zwierzęcia. Wodze powędrowały do dłoni Deirdre; musiała luźno je napiąć i skrzyżować w lewej ręce, chroniąc się przed zbyt gwałtownym ruchem konia. Później powoli wysunęła każdą ze stóp ze strzemion, czując wyraźnie ból promieniujący z napiętych łydek. Chciała je rozprostować od razu, ale taki gest mógłby zostać opacznie zrozumiany przez Apollina. Słuchała więc sugestii lokaja, wspierając prawą rękę na wystającym łęku, a potem - przerzuciła prawą nogę nad zadem konia. To ostatnie wyszło jej najzgrabniej i najzwinniej, lecz dobre wrażenie zatarła zwisając chwilę później nieco bezwładnie u boku potężnego wałacha. Claude pomógł jej w końcu stanąć na ziemi, a później udzielił ostatnich instrukcji, już mniej wymagających cieleśnie. Mericourt ucieszył twardy grunt pod nogami, usztywniła miękkie kolana, koncentrując się, od dziwo, nie na sobie a na Apollinie. Ostrożnie dotknęła jego ciepłej szyi, klepiąc kilka razy rozgrzaną skórę. Nie zrzucił jej z pleców, nie złamał ręki mocnym kopnięciem, bez wątpienia zasłużył więc na nagrodę. Pochodzenie specyfiku, podanego przez Cunninghama, stanowiło tajemnicę, ale aetonanowi bez wątpienia smakowało - i choć widok wielkich zębisk konia napełnił Deirdre dyskomfortem, to nie cofnęła dłoni, odginając tylko do dołu palce, by nie stracić ich w tak głupi sposób. Później zaś wysłuchała ostatnich, teoretycznych wskazówek i porad lokaja, informującego ją także o istnieniu kilku książek mogących pomóc lepiej zgłębić naturę koni oraz całego savoir vivru dotyczącego jeździectwa. Zapisała w pamięci tytuły, pewna, że znajdzie je w bibliotecze sir Corentina - a potem udała się na zasłużony odpoczynek.
| zt
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Wybrzeże
Szybka odpowiedź