Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.



Podgląd mapki i pierwszy post - spotkanie Rycerzy Walpurgii.[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 28 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]Wczoraj o 20:51
Wodziłem wzrokiem po sali słuchając wszystkich uważnie, jednocześnie zapamiętując wszystko. Na dłuższy moment zatrzymałem spojrzenie na blondwłosej kobiecie siedzącej obok Elviry, kiedy ta zwróciła się do Lucindy. Nie znałem jej, a w każdym razie nie przypominałem sobie byśmy mieli okazję się w przeszłości poznać. Powstrzymałem się od lekkiego uśmiechu. „Ratunku”, tak, zdecydowanie inni mogli tak pomyśleć, ci, którzy nie znali prawdy o tym wszystkim. Pewnie mogło im się też to nie podobać, ale nie była to ich rola. Oni mieli tylko przytaknąć, przyjąć rzeczy takimi jakie są. Być może kiedyś poznają prawdę, może któregoś dnia, kto wie, może nawet dzisiejszego wieczora, Drew odkryje przed nimi swoje karty. Nie znałem jednak jego planów i nie zmierzałem w nie w żadnym wypadku ingerować. Pozostało mi mu zaufać i podążać jego śladami, co robiłem. Zerknąłem w kierunku Lucindy, ale ta nadal dumna nie dała się sprowokować.
Raporty z innych hrabstw nie napawały optymizmem, ale również i nie pesymizmem. Wszyscy ciężko pracowali aby pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują. Nawet, a może właśnie przede wszystkim, arystokracja zabrała się do pracy zamiast siedzieć na tyłku i tylko wydawać rozkazy. Należało skupić się nad tymi obszarami, które ucierpiały najbardziej, odbudować to co się da, a w tym momencie chociaż zapewnić najbardziej poszkodowanym dach nad głową na zimę.Irina postanowiła dopowiedzieć od siebie odnośnie sytuacji w Suffolk, co dopełniło mojej wypowiedzi. Każde z nas miało swoją rolę do odegrania w odbudowywaniu hrabstwa i każde z nas się do tego przykładało.
Słysząc pytanie skierowane w moim kierunku, wyrwałem się z zamyślenia i przeniosłem wzrok na mężczyznę. Chociaż nigdy się nie spotkaliśmy, nie było opcji żebym się pomylił. Fakt, że obok niego siedziała Evandra, jedynie potwierdził moje przypuszczenia.
- Tak, myślę, że jestem w stanie. - skinąłem głową RosierowiNajpierw jednak musiałbym zobaczyć w jakim są stanie, żeby dokładnie wszystko zaplanować i wyliczyć, ale wierzę, że mogę pomóc. - dodałem pewnym siebie tonem, wierząc całkowicie w swoje umiejętności i doświadczenie – Jak wspomniała Elvira, prace nad spichlerzem w Worcester zbliżają się ku końcowi, a raptem z początkiem września przekazałem jej raport z oględzin i wytyczne dla budowniczych. - spojrzałem w kierunku Multon i skinąłem jej głową.
Byłem zadowolony, że pracę idą dobrze, a pracownicy stosują się do wytycznych przeze mnie przekazanych. Tworząc dla niej raport miałem na uwadze, że prace muszą postępować szybko, ale jednocześnie wszystko musi być porządnie odbudowane. Uwzględniłem wszystkie możliwe zmienne, wziąłem pod uwagę zmiany pogodowe i inne czynniki. Okazało się, że moja praca nie poszła na marne i wszystko idzie w dobrym kierunku.
Słysząc, jak Evandra wypowiada się na temat spotkania z cieniami, przeniosłem na nią wzrok. Przez moment poczułem dziwne uczucie niepokoju. Może i od tych wydarzeń minęło już wiele miesięcy, może i była wtedy w towarzystwie męża, który z całą pewnością by ją obronił, ale jednak coś wewnątrz mnie sprawiło, że coś mnie ścisnęło w środku. Nie miałem pojęcia skąd pochodziło to uczucie, ale zawiesiłem na niej spojrzenie na dłużej starając się cokolwiek wyczytać z jej twarzy.
Na temat Cieni nie mogłem się za bardzo wypowiedzieć. Miałem z nimi do czynienia tylko raz, kiedy wraz z Madame Mericourt stoczyliśmy pojedynek z rebeliantami w podziemiach muzeum. Mieliśmy to szczęście, że nie były chyba nami zainteresowane, więc wyszliśmy z tego cało. To właśnie na namiestniczce skupiłem teraz swoją uwagę gdy ta zwróciła się do mnie.
- Naturalnie, zrobię wszystko co w mojej mocy by pomóc. Jestem pod tym względem do dyspozycji. Jestem przekonany, że w Stowarzyszeniu Konstruktorów znajdzie się wielu chętnych. - odpowiedziałem na jej słowa, mimowolnie zerkając w kierunku siedzącej obok mnie Larissy.
Współpracowaliśmy już nie raz, znałem jej umiejętności, miała też spore doświadczenie. Z całą pewnością jej pomoc byłaby nieoceniona, a fakt, że była tutaj dzisiaj, odebrałem jako chęć do pracy i pomocy.
Wzniosłem toast razem zresztą, by po chwili odprowadzić Mulcibera wzrokiem do sceny. Wsłuchiwałem się w jego słowa z uwagą, kontemplując każde słowo. Zaintrygowany odprowadziłem Lucindę wzrokiem do drzwi, coś mi mówiło, że nie ma żadnego pudełka, że Ramsey chciał jedynie pozostać w otoczeniu samych „prawdziwych” popleczników Czarnego Pana. W sumie mu się nie dziwiłem, zwłaszcza kiedy usłyszałem to co miał do powiedzenia potem. W żadnym wypadku nie mogłem się z nim nie zgodzić. Musieliśmy pokazać jedność, pokazać, że jako Rycerze Walpurgii stoimy murem za społeczeństwem, a ono może na nas polegać. Jednocześnie zapewniając ich, że bez nas polegną, że bez naszej pomocy znów nad krajem zapanują mugole, a czarodzieje zostaną zepchnięci na dalszy plan. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Uśmiech zadowolenie wpłynął na moje usta kiedy usłyszałem o mugolach, którzy będą służyć nam, czarodziejom, gatunkowi nadrzędnemu. Wykorzystywanie ich do pracy, ciężkiej, fizycznej pracy było dla nas, kostruktorów i budowniczych, jak spełnienie marzeń. Ściągnie to z nas problem związany z robotnikami, jak również przyspieszy prace, większa ilość ludzi była nam potrzebna jak zbawienie. Skinąłem głowa Ramsey’owi chcąc potwierdzić trafność jego słów. Może nie byłem przekonany do posiadania mugola w domu, ale to już nie była moja decyzja, z racji, że dom nie był mój. Ale może kupić takiego babce? Przez te rozmyślania nawet nie zwróciłem uwagi na spóźnialskich.
- Z chęcią i przede wszystkim przyjemnością podejmę się zaprojektowania i nadzorowania przebudowy areny. - odezwałem się słysząc o pomyśle zorganizowania igrzysk i potrzebnym do tego miejscu – Igrzyska potrzebują budynku, który już na wstępie będzie mówił wszystkim jak ważnym miejscem jak i jak wiele może im dać. Miejsca, w którym pobytu nigdy nie zapomną!
Nie było opcji żeby się nie zgłosił. Za bardzo zależało mi na poszerzaniu swoich horyzontów, a taki projekt był do tego okazją. Igrzyska miały być wielkim wydarzeniem, a wielkie wydarzenia potrzebują jedynego w swoim rodzaju miejsca. Miejsca, o którym ludzie będą mówić, które będą podziwiać. Arenę, której twórca będzie na językach wszystkich, na którą będą się zachwycać pokolenia. Nie mogłem za żadne skarby pozwolić by taka okazja przeszła mi koło nosa. Na samą myśl aż zakręciło mi się w głowie, przecież to było spełnienie marzeń!
„Giermkowie Nocy Walpurgii” byli pomysłem, do którego na głos się nie odniosłem, chociaż uważałem go za bardzo dobry. Dzieci od najmłodszych lat powinny być prowadzone w odpowiednim kierunku. Dzięki tej grupie będą mogły poczuć jedność, poczuć braterstwo, poznać smak zwycięstw, które przed nimi. Przede wszystkim jednak będą wychowywane w duchu czystej krwi i poglądów, które powinien podzielać każdy czarodziej.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Sala bankietowa [odnośnik]Wczoraj o 22:09
Został spętany silnym zaklęciem po tym jak zaatakował lecznicę Cassandry? Wzrok Melisande mimowolnie zaiskrzył się zaciekawieniem. Nie zapytała jednak o więcej - po pierwsze nie chcąc zaburzać kolejności w jakiej miało odbyć się spotkanie, po drugie - uznając, że jeśli nie dowie się na nim więcej, wiedziała dokładnie do kogo pójść po informację. Uniosła kąciki warg wyżej. Z roztargnieniem odwracając się w bok na padające pytanie, dopiero teraz dostrzegając brata Manannana. Podsunęła w jego kierunku odrobinę własny kieliszek. Chwilę później chowając za nim zaciekawiony uśmiech. Zapamiętywała dalej padające słowa, przesuwając wzrok ku Evandrze - nie słyszała od niej wcześniej tej opowieści. Spojrzenie zawiesiła też na Efremie, kiedy relacjonował swoje informację. Swoją uwagę ofiarowała też Irinie, by później spojrzeniem powrócić do Deirdre a finalnie swoją uwagę skierować ku Ramseyowi, który podnosił się od stołu. Odprowadziła go ciemnymi tęczówkami na podest, nie odrywając ich od niego gdy mówił, nawet wtedy kiedy poprosił Lucindę o przyniesienie czegoś z innej sali. Nie miało sensu podważanie jej obecności tutaj, powinna skupić się na sobie i tym, co znaczyło to dla niej. Reszta nie była ważna. Jej broda mimowolnie dźwignęła się odrobinę, kiedy Ramsey zaznaczył, że byli Rycerzami Walpurgii. Trudno było się nie zgodzić - kryzys, który znajdował się pomiędzy nimi istotnie łatwo było wykorzystać. Dla siebie, dla odpowiednich celów, wskazując umiejętnie kierunek, tak subtelnie, że chwilami niemal niezauważalnie. Ale miał rację i w tym, że nie mogli przegapić na to odpowiedniego momentu. Jej wargi uniosły się wyżej. Grudzień będzie więc dla niej obfitował w kilka świąt. Wiec w którym weźmie udział jako członek Rycerzy, rocznica zamążpójścia - jej tęczówki przesunęły się na Manannana na krótką chwilę, przesunęła spojrzeniem po jego profilu. Była w impasie; nie wszystko układało się między nimi tak, jak tego sobie życzyła. Nie potrafiła zapomnieć o tajemnicy, którą wsunął między nich, ale skłamałaby mówiąc, że nie okazał się tym, czego potrzebowała. Musiała tylko rozwikłać zagadkę. Potrafiła tego dokonać. Wróciła tęczówkami do Ramseya, odbudowana miejsc to jedno. Problem polegał na siłach, które skupiały się na tym - jasnym było, że walka za chwilę rozgorzeje ponownie. Pomysł - propozycja - czy może już konkretny plan? - na krótką chwilę dźwignął jej brwi w zaskoczeniu, jednak zaraz się zreflektowała. Właściwie - poza nabytą niechęcią ku niemagicznym - istotnie mogli być tanią (jeśli niemal nie darmową) siłą roboczą. Igrzyska na arenie? Ten pomysł spodobał jej się nawet bardziej, mimowolnie nachyliła się odrobinę, a jej dłoń oparła się o nogę męża. Zadbają o loże dla nich, prawda? Zaraz jednak zreflektowała się, prostując.
- Dzieci. - wypadło z jej wargi mimowolnie, kiedy z ust śmierciożercy potoczyły się pytania. Nie miała co do tego wątpliwości, to przekonanie było w niej silne i to ono sprawiało, że pozostawała wierna rodzinie, bratu i tradycjom. Jej synowie, mieli posiąść siłę Traversów i Rosierów, którą niosła we własnej krwi. Dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku brzucha. Uniosła kąciki ust ku Ramseyowi, pochylając krótko głowę z krótkim rozbawieniem - bo o ile oczywiście, wolałaby żeby jej dzieci kształciły się w tej samej szkole co ona, to nie było tajemnicą, że Traversi od lat uczęszczali do Hogwartu. I uśmiech ten pozostał, urokliwy, ale i odrobinę lisi, kiedy z każdym słowem pojmowała powoli do czego zmierzał mężczyzna przy mównicy który był dla niej niczym brat. A kiedy snuł dalej wizję, nie zauważyła nawet kiedy, jej dłonie zaplotły się na piersi, a palce zatańczyły pod podbródkiem, kiedy jej myśli pomknęły już we własnych kierunkach. Jej tęczówki przesuwały się, odrobinę nieobecnie, jakby czytała, ale naprawdę kreśliła w głowie własne plany. Zaprzestała, kiedy odezwał się siedzący z nimi Ignotus, przeniosła na niego spojrzenie. A potem przeniosła tęczówki na Primrose - widziała ją w kontekście złożenia regulaminów i statusów jednak pod wątpliwość brała opiekę nad młodymi dziewczętami. Choć trudno było jej odmówić inteligencji i umiejętności, to nie była najlepszym przykładem dla kobiet - przyszłych żon i matek, może dzieci. Wyraz jej twarzy nie pokazał przemykających w głowie wątpliwości. Ostatecznie, decyzja w tej kwestii nie należała do niej samej - i nie dotykała w żaden sposób by myśleć od mocniejszej interwencji.
- Wspaniała idea. - wypadło spomiędzy jej warg, dłonie złączyły się przed sobą, by pozwoliła by palce odsunęły się od siebie i uderzyły na powrót. Spojrzała ku Manannanowi z uśmiechem, wracając tęczówkami zaraz do Ramseya. - Jestem biegła w tworzeniu planów wszelkiego rodzaju działania kiedy wiem, jakimi instrumentami mogę operować - chętnie podejmę się spraw dotyczących właśnie tego - organizacją, administracją, zbieraniem danych, analizą informacji. Z pewnością sprawdzę się przy kwestiach związanych z wiecem i zbiórką jeśli nie mają opiekuna - którego oczywiście równie sumiennie mogę wspomóc; posiadamy już doświadczenie w organizacji wydarzeń, razem z pewnością opracujemy trasę i działania, które przyniosą nam najlepsze korzyści i najgłośniejszy wydźwięk. - wszystko zgrywało się wspaniale z jej własnymi planami, co nie ściągało z jej warg uśmiechu. - Trzeba będzie zadbać o miejsce, oprawę, stroje, prasę, oh - przerwała, zauważając, że mimowolnie zapędziła się gotowa już do podjęcia się działania - nie wiedząc nawet, czy akurat ten element nie został już wnikliwie zaplanowany. Uśmiechnęła się lekko do Ramseya, niemal przepraszająco. - to będzie z pewnością wspaniałe wydarzenie - wybrnęła szybko i lekko, melodyjnie. - nie mam co do tego żadnych wątpliwości. - wypadło z jej warg, tęczówki przesunęły się najpierw po kobietach znajdujących się na sali. - Jestem gotowa zająć się też nauczaniem, choć nie będę upierać się przy tej kwestii - z racji doświadczenia, którego nie posiadam wiele w tym temacie wierzę że moje atuty mogą przynieść nam więcej korzyści w innych miejscach. Co do jednego chyba wszyscy będziemy zgodni, musimy ich przekonać, zainspirować - każdą jedną młodą duszę, która stanie przy nas i przed nami. Zyskami, potencjałem, możliwościami o których wspomniałeś, Ramseyu. - spojrzała w kierunku śmierciożercy z promiennym uśmiechem. - Istnieje jedna przeszłość do której chciałabym się odnieść - jeśli chodzi o edukację najmłodszych - a odnoszę się do walki której podjęliście się, by odzyskać dla nas świat, wyciągnąć od lat skrywaną magię na światło dzienne - dokładnie tam, gdzie jej miejsce. - pochyliła krótko głowę w niemym podziękowaniu każdemu z Rycerzy, który przystąpił do tej walki. - Co powiecie, drodzy państwo, na ilustrowaną opowieść dla dzieci, które dzięki niej jeszcze zanim nauczą się czytać i staną się częścią Giermków będą mogły poznać przeszłość która stworzyła dla nich świat wolny i przepełniony magią, która pozwoli im poznać bohaterów którzy podjęli się dla nas wszystkich tego wysiłku i ich historię? Matki, będą ją czytać swoim dzieciom, przekazując sobie informacje o niej drogą szeptów, pozornie niekontrolowaną przez nikogo - stając się najlepiej sprzedającą się pozycją na półkach Esów i Floresów? - czemu nie zacząć już wcześniej umacniania wizerunku bohaterów, nakierowywania odpowiednio młodych umysłów, pociągając za sznurki nie w formie napisanych podręczników, a potencjalnie niezwiązanej bajki, dobrze sprzedającej się w księgarniach - pożądanej przez każde dziecko? Nie miała zdolności pisarski, ba, nie była też oszałamiająco biegła w malarstwie, ale mogła znaleźć ludzi, którzy się tym zajmą. Nadzorować wszystko, o ile sama propozycja uznana zostanie za dostatecznie odpowiednią.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala bankietowa [odnośnik]Dzisiaj o 10:31
Tamta kobieta wyszła; zniknęła gdzieś za drzwiami gdzie miało znajdować się pudełko, o którym wspomniał Ramsey — Dolohov nie wiedziała o jakim przedmiocie mowa, nie wiedziała też co łączyło Selwyn (o ile wciąż mogła faktycznie używać tego nazwiska) z Ramseyem czy pozostałą częścią rycerzy — Drew był jedyną wiadomą, ale tej wciąż nie potrafiła pojąć.
Sala nadal napełniała się nowymi twarzami, nieme przejęcie dryfowało na gęstej tafli niedopowiedzeń i spekulacji — aprobaty i sprzeciwów, wątpliwości i dziwnie sprecyzowanej dumy; ona wciąż pozostawała milcząca. Nie było miejsca, które nazywałaby domem; nie było ziem, o które zacięcie mogłaby walczyć jak o swoje. Pomiędzy wszystkim i niczym, wspólnym dobrem i własnym interesem przemykała po nieswoich pragnąc kiedyś zrozumieć czym mogło być rzeczywiste poświęcenie, te nie skrajnie egoistyczne, a dyktowane honorem, rodziną czy przywiązaniem.
To nie był jej kraj, nie było to jej miejsce; rodzina, przy której zasiadała także nigdy nie była w pełni jej — a mimo to zasiadała w ich gronie, po raz kolejny i następny, gotowa krzyżować różdżkę w ich sprawie.
I kiedy Ramsey zajął miejsce na scenie, opierając dłonie o mównicę, posyłając w tłum kolejne słowa; kiedy tembr jego głosu wybrzmiał po sali a oczy błysnęły skupieniem, chyba zrozumiała, znów.
Machinalnie wyprostowała się na krześle, zadzierając podbródek do góry kiedy namiestnik Warwickshire malował przed nimi obraz nadchodzącego jutra. Była z niego dumna — mogła być? Tak, jak dumnym jest się z rodzonego brata?
Kiedy przemawiał, przeplatając wzniosłość z kontrowersyjną wizją nowoczesnej przyszłości; i kiedy ta dryfowała pomiędzy dzisiaj, a wrażeniem starożytnych rozrywek na arenach gladiatorów, nie potrafiła oprzeć się dojmującego wrażeniu podobieństwa.
Bo wyglądał i mówił jak Graham. Bo drażnił struny pamięci, które przeplatały wspomnienie z rzeczywistością; bo uderzał w punkty, które zdawała się dawno temu pogrzebać w ziemi i skazać na zapomnienie — bo nagle wydawał jej się tak podobny do tamtego jak nigdy dotąd.
Czy gdyby drugi Mulciber żył, zasiadałby tu z nimi?
Czy przemawiałby w taki sam sposób, w jaki wypowiadał się Ramsey? Czy melodyjność kontrastująca z wstrząsającą wizją, którą im przedstawiał uderzyłaby w nią tak samo mocno, wywołując dreszcz na całym ciele?
Wzrok instynktownie przesunął się na Ignotusa, w którego twarzy dostrzegła przejęcie — wzruszenie? — i wrażenie tej dziwnej tęsknoty przytłoczyło ją jeszcze bardziej.
Bo nagle czuła się tak, jakby dryfowała w swojej własnej bańce; jakby słowa Ramseya docierały do niej zza tafli wody; pierw jego, później kolejnych, którzy ochoczo wypowiadali się w mętnej sprawie. Mieli odbudować swój świat na zgliszczach; wykorzystać to, co początkowo uważali za odpad, pójść krok dalej, przekroczyć status quo, granicę rasy, może nawet człowieczeństwa?
Dopiero powietrze, które sykliwie wciągnęła do płuc przywróciło ją do rzeczywistości; do głosów, które toczyły się po sali, do spojrzeń, które mogły wybrzmiewać całą gamą emocji.
Triumfowali.
Z dumą tworzyli swój świat na nowo, rozlewając najdroższy alkohol i posyłając perliste uśmiechy; ekstrawagancka biżuteria zasiadających przy stołach kobiet z błękitną krwią mówiła nadto, nadto mówiły też wzrastające odpowiedzi.
Nie mogli się chować, nie mogli wykonywać kroku w tył; ale mimo tego triumfu ziarno niepokoju drgało gdzieś w dole żołądka Tatiany, kiedy po pomieszczeniu podnosiły się głosy — arystokratów przede wszystkim. To był ich kraj, ich dziedzictwo, ich tradycja — ich świat. Ich domostwa i ich dzieci, ich rody i ich spuścizna. Czy kiedyś miała być taka jak oni; czuć się im równa, czuć że przynależy — dokądś lub do kogoś, do czegoś, czegokolwiek.
I czy szala zwycięstwa zawsze miała wskazywać na nich?
Zerknęła w kierunku Cassandry, mimowolnie, jakby chciała odnaleźć spokój, odczytać intencje wyryte na jej twarzy; zbadać jej reakcję, odnaleźć odpowiedzi, wysłuchać później, gdy zostaną same — Vablatsky zawsze wydawała się jej ostoją rozsądku, chłodnym pragmatyzmem który ostatecznie zawsze łączył się z jakąś specyficzną troską. Jak było teraz?
Bo teraz Tatiana nadal milczała — bo nagle poczuła się niecodziennie maluczko, bo nie sprowadziła temu krajowi dziecka więc o edukacji tychże wypowiadać się nie mogła, bo teatralność obchodzenia się z mugolską rasą nie potrafiła znaleźć wyobrażenia w jej rzeczywistości; trudno było jej zwizualizować sobie mugolską kobietę w rolę gosposi, jeszcze trudniej wyobrazić sobie walkę tychże na arenie — przemoc bezcelowa nie była dla niej rozrywką, rozlew krwi tracił na znaczeniu, kiedy ta przelewana była bez głębszej refleksji.
Ale czy nie tego potrzebował lud? Chleba i igrzysk; tego miało nigdy nie zabraknąć w nowym świecie, który gotowi byli tworzyć.
W którym Czarny Pan miał doprowadzić ich do lepszej przyszłości. Wierzyła w to — zatem musiała też uwierzyć w drogę, która miała ich tam zaprowadzić.

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sala bankietowa [odnośnik]Dzisiaj o 10:42
W samych słowach wypowiadanych przez Mulcibera była siła. Siła, która zaowocować mogła w przyszłości przede wszystkim stabilizacją. Decyzje podjęte dzisiaj miały bezpowrotnie wpłynąć na świat, który budowali z taką starannością. Zapiszą się one na kartach historii, a przecież o to ostatecznie chodziło – by przyszłe pokolenia zrozumiały, ile wysiłku, trudu i poświęcenia włożyli, aby oczyścić dla nich przyszłość. Jednak ta upragniona stałość ciągle wymykała im się z rąk – czy to przez nieustające działania rebeliantów, czy przez niespodziewane katastrofy, jak spadająca z nieba kometa. Byli zmuszeni reagować na każde nieoczekiwane wydarzenie, co odbierało im możliwość pełnego skupienia się na przyszłości, której kształtowaniem tak bardzo chcieli się zająć. Antonia podejrzewała, że tylko tak skoordynowane i przemyślane działania mogły zapewnić im przewagę, która byłaby niepodważalna. Ustawienie na szachownicy, które nie tylko wskazywało na nadchodzącą wygraną, ale zapowiadało ostateczne zwycięstwo.
Organizacja wiecu, na którym mieszkańcy zniszczonych hrabstw mogliby stanąć twarzą w twarz z triumfem Rycerzy Walpurgii, wydawała się Antoni doskonałym sposobem na podkreślenie ich wagi i wpływu w dzisiejszym świecie. Nie miało znaczenia, co naprawdę zmieniło się po czternastym sierpnia – bez względu na to, ile budynków runęło bezpowrotnie i ilu ludzi straciło życie przez szalejące żywioły. W porządku hierarchii nie zmieniło się absolutnie nic. Właśnie taki miał być wydźwięk tego zgromadzenia: pokaz siły, manifestacja niezmiennej władzy i znaczenia, które pozostawało nietknięte mimo chaosu. Wiec miał być nie tylko symbolem stabilności, ale też próbą ugruntowania przekonania, że Rycerze kontrolują przyszłość, bez względu na to, co przynosi teraźniejszość. Był to sposób, by pokazać, że nawet w obliczu zniszczenia to oni pozostają na szczycie – niewzruszeni, silniejsi niż kiedykolwiek. Mieszkańcy musieli to zobaczyć i zrozumieć, że niezależnie od tego, jak bardzo zmienia się świat, władza Rycerzy jest niezachwiana. Wierzyła w swój otwarty umysł i umiejętności retoryczne, ale o wiele lepiej czuła się w konkretnych działaniach. Była zadaniowa. Potraktowała temat wiecu ciszą tak by skupić się na kolejnych działaniach, a finalnie zdecydować czym mogłaby się posłużyć.
Wykorzystywanie mugoli do codziennych obowiązków było dla niej absolutnie nie do przyjęcia. Nigdy nie mogłaby skorzystać z takiej formy pomocy domowej, bo w jej umyśle wciąż żywy był obraz więzienia, w którym była przetrzymywana. To oni zgotowali jej ten los, los, który teraz ona pragnęła zgotować im. Zabrać mugoli do swojego domu? Pozwolić, by troszczyli się o jej ciepło, przygotowywali jedzenie, dbali o czystość jej ubrań? Na samą myśl przeszedł ją zimny dreszcz. To jednak nie oznaczało, że nie widziała w tym pewnej logiki. Mogli przecież odbudowywać świat, który czarodzieje tworzyli na nowo, patrzeć na ich potęgę i cierpieć w tym upokorzeniu. Dla mugoli miała to być droga bez odwrotu, a to dawało jej satysfakcję. W tym odnajdowała pociechę. Nie była obojętna na przeszłość – pragnienie zemsty paliło ją od środka. Uderzyło w nią nagle, z pełną siłą: schwytać ich tak, jak oni schwytali ją? Zamknąć ich w klatce, jak to zrobili z nią? Wydawało się to niemal sprawiedliwe, a nawet łaskawe w porównaniu do cierpień, które sama przeszła. Jej myśli gnały, ogarnięte pragnieniem odwetu. Jeśli mogła dać upust gniewowi, który w niej kipiał, dlaczego miałaby się powstrzymać? W końcu, to było coś więcej niż zemsta – to była szansa na wywarcie wpływu na świat, na odwrócenie ról, które kiedyś były jej przekleństwem. Poczekała na dalszy rozwój planów.
Doskonale zdawała sobie sprawę, jak wielkie znaczenie dla obranej przez nią drogi miało wychowanie. To dziadek przekazał jej wiedzę i umiejętności, mimo że ojciec odsunął się od nich, spisując na straty rodzinne dziedzictwo. Zastanawiała się, kim byłaby dziś bez tego poświęcenia. Czarownica półkrwi z nazwiskiem obciążonym historią? Czy miałaby w sobie tę siłę i determinację, które teraz jej przyświecały? To, co zaszczepiono w niej w dzieciństwie, teraz rozkwitało, przynosząc owoce. Skinęła głową w stronę lady Travers, której pomysł dotyczący książek był, w jej odczuciu, trafiony w sedno. Nie wszystkie rodziny miały zasoby i możliwości, by właściwie przygotować swoje dzieci na wyzwania świata. W jej umyśle zaświtała myśl o szerszej edukacji – o pokazaniu społeczeństwu, jak potężną siłą jest czarna magia. Ludzie bali się jej, a ten strach był dziedziczony, przenikał pokolenia, wpływał na wybory, które podejmowali. A przecież czarna magia nie była czymś, przed czym należało uciekać – była potęgą, którą można było ujarzmić i wykorzystać. Gdyby jej dziadek uległ strachowi, czy byłaby dzisiaj w tym miejscu, gdzie jest? Wiedziała, że w edukacji kluczowe było przezwyciężenie obaw, które wpajano od pokoleń. Sama była żywym dowodem na to, że odpowiednie wychowanie mogło zmienić bieg życia. Gdyby udało się rozpowszechnić tę wiedzę, wyeliminować strach i przygotować młode pokolenie na przyjęcie czarnej magii jako narzędzia, ich świat mógłby osiągnąć nieosiągalne dotąd wyżyny. – Nie ukrywam, że najchętniej zaangażowałabym się w ściganie mugoli – zaczęła, wiedząc, że jej osobista zemsta mogłaby napędzać jej działania. – ale mogę też skupić się na poszukiwaniu odpowiednich lokacji na organizację targów i ich przystosowanie do naszych potrzeb. - uśmiechnęła się lekko, po czym kontynuowała, rozwijając swoją myśl. – Myślę, że dobrze by było, aby osoba, która chce zakupić... pomoc domową, wiedziała, jak faktycznie może z niej skorzystać. Przecież po co komu mugol, który potłucze całą zastawę lub zniszczy coś, zaledwie dotykając? Warto, aby kupujący miał jasność, jakie są realne możliwości i ograniczenia swojego zakupu. Kategoryzowanie ich da ku temu sposobność i na tym również mogłabym się skupić. - wiedziała, że nie zrobi tego sama, ale wierzyła, że znajdą się tacy, którzy chętnie przyłożą do tego różdżkę. Potrzebowała jednak odzewu czy jej konkluzja jest słuszna, bo może zwyczajnie zapędzała się we własnych rozważaniach.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398

Strona 28 z 28 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach