Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.



Podgląd mapki i pierwszy post - spotkanie Rycerzy Walpurgii.[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]12.11.17 21:10
Chciał pojąć wszystko o czym mówili, zrozumieć i nie mieć żadnych wątpliwości i nawet, o dziwo, przydać się do czegoś podrzucając własne informacje, którymi niestety nie dysponował. Czym dłużej słuchał zebranych osób tym bardziej uświadamiał sobie jak wiele go ominęło, bądź o ilu sprawach nie mówiło się poza zamkniętą salą. Nazwiska, miejsca, nazwy organizacji… pobieżnie wnioskował cofając się we własnych myślach do wcześniejszych lat, kiedy to jeszcze podążał ulicami Nokturnu mając pewność, iż większość istotnych spraw była w jego zasięgu. Wesleyów pamiętał. Ciężko było zapomnieć rudych czupryn tłumnie zajmujących szkolne sale, ale nigdy nie przyszło mu ich rozróżniać – nie miał, bowiem ani takowej potrzeby, ani tym bardziej z żadnym nie nawiązywał towarzyskich kontaktów. Cisnęło mu się na usta wiele pytań, ale mając świadomość, iż nie spotkali się tutaj w celach fundamentalnych informacji milczał licząc, iż uda mu się w jak najszybszym czasie nadrobić zaległości.
Rozejrzał się ponownie i dość pobieżnie po zebranych, gdy jego uwagę przyciągnęło wypowiedziane nazwisko – jego nazwisko. Obróciwszy głowę w kierunku mężczyzny siedzącego obok uniósł brew starając się usilnie rozpoznać jego rysy. Miał pamięć do detali, obrazy twarzy spotkanych ludzi nie opuszczały szatyna nader szybko, jednakże ten sprawił, iż przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niego wzroku starając się znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia we mgle wspomnień. Z każdą kroplą nalewanego wina zaczął przypominać sobie coraz więcej – ten akcent, szyderczy uśmiech, to musiał być pieprzony Sauveterre. Chciałoby się powiedzieć kopę lat cholerny wirtuozie pędzla. Nie odmawiając jedynie alkoholu oraz rozlewu krwi spojrzał na kielich, który w końcu wypełnił się niekoniecznie ulubionym, ale znośnym trunkiem i chwyciwszy go w dłoń upił nieznaczną ilość.
Słuchał z uwagą każdego kto zabrał głos, bowiem najczęściej w szczegółach tkwił złoty środek, bądź – w lepszym wypadku – dobre rozwiązanie. Kwestia rekrutacji stała się wnet dla niego oczywista, albowiem od razu zrozumiał, iż chcieli poszerzać swoje szeregi i choć nikt nie lubił ochłapów, to takowe mogły służyć jako genialne mięso armatnie. Problem tkwił tylko w tajemnicy – nie wszyscy byli gotów udźwignąć ją na swych barkach. W tej kwestii był w stanie pomóc, bowiem choć niekoniecznie znał się na ludziach to zdecydowanie miał poukładaną hierarchię ich wartości oraz przydatności. Często żerował na innych, szukał atutów, które mógł bezkarnie wykorzystać proponując marną ofertę ubarwioną tandetną historią, czy niewinną groźbą w trudniejszych przypadkach. Jego praca opierała się na zaradności szczególnie, że nigdy nie miał sytej kieszeni, czy bogatego ojca sponsorującego zachcianki pierworodnego.
-Posiadamy jakiekolwiek informacje co spowodowało anomalie oraz jak je unieszkodliwić?- rzucił w końcu wcześniej nie słysząc żadnej konkretnej wypowiedzi sugerującej rozwiązanie. Jeśli była możliwość naprawy pewnych miejsc – zapewne z dużą korzyścią – to może udałoby się im chociaż w nieznacznym stopniu nad nimi zapanować w innych lokacjach, kiedy to magia mogła okazać się niezbędna. Walka oparta o przypadek, bądź łaskawość losu nie była nawet w minimalnym stopniu zadowalającym rozwiązaniem. Do tej pory spotkał się z krwią, słabością i utraceniem równowagi – a co jeśli to był dopiero początek? -Ministerstwo wie cokolwiek?- powiedział już bezpośrednio do Ramseya licząc, że nie podzielił się z nimi jeszcze wszystkim. -Panowanie nad nimi dałoby nam sporą przewagę.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala bankietowa [odnośnik]12.11.17 22:04
Uparcie milczała, co nie powinno dziwić nikogo, kto znał ją choć trochę - nie zabierała głosu, gdy nie chciała wnieść wiele i nie przecinała nadaremnie ciszy. Słuchała za to z niezwykłą wręcz uwagą: nieprzerwanie leniwie wiodła wzrokiem ku tym, którzy otwierali usta, na dłużej zawieszając spojrzenie na - jak się prędko okazało - wodzirejach ich sympatycznego spotkania; Rowle zdawał się tryskać przejęciem i zaangażowaniem w pełnienie swojej roli, Ramsey był natomiast po prostu sobą - w każdym pozytywno-negatywnym (niepotrzebne skreślić) aspekcie tego dualizmu.
Słuchała o odbudowie Białej Wywerny (to przykre, że spłonęła; wiązała z tym miejscem wiele wspomnień, nawet jeśli nigdy nie przepadała za lokalami aż tak doszczętnie przepełnionymi klientelą - ceniła spokój i samotność), o konieczności gromadzenia sojuszników, o niezawodnych alchemikach: spojrzała w tym momencie na siostrę - na najdroższą Eir, której kompetencji nigdy nie śmiałaby podważyć. A jeśli ktoś zechciałby to uczynić - mściłaby się namiętnie, gotowa bronić swą rodzinę niczym lwica.
- Badam to - odezwała się chłodno, krótko, niewylewnie (i - notabene - dopiero pierwszy raz tego wieczoru) w odpowiedzi na pytanie Macnaira; fakt, że kultywowała rodzinną tradycję Borginów nie był żadną tajemnicą - stali bywalcy nokturnowego półświatka winni w sposób mniej lub bardziej konkretny sposób umieć powiązać ją z klątwami. A wszystko to, co się działo - anomalie, nagłe zgony, wypadki, teleportacje, nieopanowane wybuchy magii - przypominały jej właśnie starożytne przekleństwa: jej ulubioną dziedzinę nauki. Było coś prastarego w kiełkujących w powietrzu, czarnomagicznych iskrach - nie znała tej siły, nigdy wcześniej nie miała do czynienia z niczym podobnym. A to czyniło mające aktualnie miejsce zjawisko jeszcze bardziej fascynującym - jeszcze bardziej krwiożerczym i zapierającym dech w piersi. W duchu przyznała Macnairowi rację; panowanie nad anomaliami dałoby im (a - przede wszystkim - dałoby ich Panu) prawdziwą potęgę: a czy właśnie tego nie poszukiwali od lat? Czy właśnie tego nie poszukiwała ona - czy nie poświęciła temu swojego życia, swojego zdrowia, swojego szczęścia?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala bankietowa [odnośnik]12.11.17 23:58
Jestem pewien, że nigdy nie poznałem żadnej Sigurn, brygadzistki. Chętnie posłuchałbym, co jeszcze kobieta zechce na swój temat wyjawić, ale swoją uwagę postanowiłem wreszcie poświęcić Magnusowi. Który to najwyraźniej nie był aż tak zainteresowany siedzącą naprzeciw mnie kobietą pozbawiając mnie jednocześnie okazji do wyciągnięcia od niej mimochodem informacji mogących pomóc mi rozwikłać zagadkę tożsamości osoby, którą tak bardzo przywodziła na myśl.
- Ci, których nie ma - odzywam się wreszcie zdegustowany groźbami Magnusa - zostaną osądzeni przez Czarnego Pana.
Nikt z nas zebranych przy tym stole nie miał prawa stawiać się ponad resztą. To było oczywiste, miejsca Lorda Voldemorta nie miał zastąpić nikt ze zgromadzonych, żaden z jego najwierniejszych nawet. Puste groźby, którymi Rowle szafował tak beztrosko budowały mu jedynie wizerunek idioty. Ze względu na łączące nas powinowactwo źle czułem się zachowując milczenie w takiej sytuacji. Następne jego słowa zaś przywołały na moją twarz znamiona szczerego rozbawienia. Unosząc wino w milczącym toaście w kierunku Rowle'a milcząco, z udawanym zawstydzeniem podziękowałem za wyrazy uznania. Przeczesując ruiny w poszukiwaniu wejścia do piwnicy nie spodziewałem się, że spotka mnie taki zaszczyt i dostanę imienne podziękowania, no prawie podziękowania, na spotkaniu wszystkich Rycerzy. Prawie czułem mrowienie Mrocznego Znaku, który chciał już mruczeć z rozsadzającej go dumy. Przełknąłem jednak zjadliwy komentarz rzucając jedynie pełne ciekawości spojrzenie Tristanowi, który był oprócz mnie drugim Śmierciożercą dostępującym zaszczytu docenienia zaangażowania. Mam nadzieję, że on również był z siebie dumny.
- Rookwood i Runcorn mieli coś do powiedzenia - przypomniałem cicho o pominiętych Rycerzach. Potrzebowaliśmy ludzi w ministerstwie, skoro Zakon pochwalić mógł się sporymi wpływami w biurze aurorów. Właśnie, łowcy czarnoksiężników.
- Aurorzy zwykle są niepokojącymi przeciwnikami, trenują łapiąc czarodziejów parających się czarną magią - trenują w łapaniu się takich jak my. Tylko głupiec lekceważyłby umiejętności aurorów. Chociaż może to dobrze, że Magnus podkreślał, by się przed nimi wystrzegać. Ostrożności nigdy za wiele, a jeśli ktoś da się złapać jak ostatni kretyn, może okazać się, że wszyscy znajdziemy się w niebezpieczeństwie. Zdecydowanie należało uważać na aurorów.
- Skąd wiemy o Prewettcie? - Nie przypominałem sobie, żeby jego nazwisko padło na którymkolwiek wcześniejszym spotkaniu, stąd byłem ciekaw. - I skąd wiemy coś więcej o organizacji hierarchii w Zakonie Feniksa? - To także były informacje stosunkowo świeże i zaryzykowałbym stwierdzenie - niepewne. Miało to naturalnie sens, Weasley jako auror zapewne mógł przewodzić podobnej organizacji, miał doświadczenie, nie mogliśmy jednak opierać naszej wiedzy o Zakonie jedynie na domysłach. Mogły nas bowiem zaprowadzić w całkowicie ślepą uliczkę. Spojrzałem pytająco na Ramseya jakby oczekując potwierdzenia słów Magnusa. Dlaczego Czarny Pan rozkazał obserwowanie Prewetta? Byłem ciekaw, kim był ten człowiek, że nagle zaczął wzbudzać takie zainteresowanie Lorda Voldemorta.
Następnie spojrzałem na Dierdre, która wyjęła mi ust kolejne pytanie. Wtedy też zamilkłem oczekując na odpowiedzi i pozwalając także i innym się wypowiedzieć. Skrzywiłem się nieco. Najpierw na spóźnienie Borgii, potem na uwagę Magnusa. Próbując być groźnym Śmierciożercą brzmiał w moich uszach jak tupiący nogą chłopiec.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 4 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 1:20
Skinął głową Borgii, kiedy zajęła krzesło obok, nijak nie komentując jej spóźnienia, krwawa plama wydawała się wymowna. Słuchał Ramseya i Magnusa w milczeniu, dopiero na słowa tego drugiego aż odrywając spojrzenie od Apollinaire'a i przenosząc wzrok na Rowle'a z rosnącym zdumieniem. Podziękowania dla Deirdre za zabranie głosu zabrzmiały śmiesznie; śmierciożerczyni miała w tym gronie większe prawo głosu od samego Magnusa - podobnie śmieszna była sugestia, że to jej słowa ośmieliły kogokolwiek spośród ich grona do podjęcia dalszej dyskusji. Szczerze wątpił, by rzeczywiście taki był zamysł Deirdre, jeśli słowa Magnusa miały być czczą pochwałą dla dziewczynki łaknącej komplementów to pomylił jej obecną rolę z dawną Miu skrytą za siedmioma maskami. Wyłapał spojrzenie Ignotusa, któremu - z lekką dezorientacją - skinął głową, rzeczywiście - fakt zostania docenionym przez samego Magnusa Rowle'a, najmłodszego spośród śmierciożerców, niezwykle mocno łechtał jego ego. Tristan miał przyjemność dostąpić wielkiego zaszczytu, a sam Magnus miał problem z odnalezieniem własnej pozycji pomiędzy gośćmi zgromadzonymi wokół stołu - i być może potrzebował pomocy, żeby tę pozycję odnaleźć. Informacje Quentina i Lupusa odnośnie Białej Wywerny, a co za tym szło nieobecności Marianny, wydawały się istotne i usprawiedliwiające, Magnus w jednym miał rację - brak Cassiusa wydawał się co najmniej dziwny. I niepokojący. Zajęty sprawami rycerzy, ledwie kątem oka spostrzegł blask kielichów wymuszające kolejne złowrogie spojrzenie przesłane Sauvterrovi, który skutecznie odwrócił uwagę Tristana od Blacka; wyłapał głos Borgin, która lakonicznie podchwyciła słowa Macnaira.
- Czarny Pan jest zadowolony z twoich postępów, Brynhild - zwrócił się do kobiety, nie poszukując jej spojrzeniem - dzieliła ich zbytnia odległość i zbyt wiele twarzy. Jednocześnie, kątem oka zahaczył o Magnusa: czy Rowle naprawdę sądził, że przedstawia na tym spotkaniu własną wolę, nie wolę ich przywódcy? Czarny Pan rządził niepodzielnie, to on podejmował decyzje, wydawał rozkazy, karał i nagradzał. Jako jego najbliżsi słudzy byli jedynie jego narzędziami, śmierciożerca musiał być tego świadomy - Magnus ze swoją zuchwałością zachowywał się jak nieopierzone pisklę, które próbuje latać, ale wciąż nie potrafi. - I zaprasza cię w krąg owej jednostki badawczej, która umożliwi ci prowadzenie tych prac skuteczniej. - Skinął głową, lekko, na znak gratulacji; jego prywatna opinia o tej kobiecie nie miała większego znaczenia. Nigdy nie sprzeciwiał się woli tego, który znajdował się ponad nimi i zawsze szanował realne osiągnięcia. Nigdy nie negował posiadanej przez nią wiedzy - i właśnie nadeszły czasy, w których to wiedza okazała się najcenniejszym surowcem. Zwlekał z przekazaniem tych wieści od kilku dni, skoro natrafiła się okazja - nie miał zamiaru jej zmarnować.
- Dziękuję, Magnusie, to wiele dla mnie znaczy - stwierdził z przejęciem. Wzrok Ignotusa i brak reakcji z jego strony nie mogły sprawić, że Tristan będzie milczał - był człowiekiem, który z natury milczał raczej rzadko. Dostąpienie zaszczytu pochwały z jego strony, jego, najmłodszego śmierciożercy, który nie miał na swoim koncie ani jednej zasługi ponad ogromny kredyt zaufania, jakim było przejście przez niego próby pomimo braku doświadczenia, w istocie dla niego, znajdującego się na samym szczycie hierarchii, wydawało się ogromnym wyróżnieniem. Magnus rozdawał pochwały śmierciożercom, traktując ich jak równych - czyżby? - sobie, jednocześnie nie zapominając o podkreśleniu własnej przewagi przy każdym kontakcie z rycerzami. Rozważał cofnięcie rozkazu Magnusa odnośnie Archibalda z czystej przekory: Rowle był jak dziecko, któremu władza uderzyła do głowy i tym należało zająć się natychmiast. Nim odezwał się po raz kolejny, oparł się w fotelu wygodnie, tak, by nie zawadzać ani Giovannie znajdującej się po jego lewej stronie, ani Sigrun, którą miał u prawicy.
- Ramseyu, czy Magnus jest świadomy roli, jaką ma do odegrania na tym spotkaniu? - Czy wie, że jest jedynie posłańcem, a nie dyktatorem rozkazów? Czy wie, że jego psim obowiązkiem jest wysłuchać wszystkich? Nie spodobało mu się zignorowanie Runcorna i Rookwood, a w kontekście owej ignorancji jeszcze śmieszniej brzmiała jego ofensywna uwaga o milczeniu - jaki sens było mówić, jeśli nie miał zamiaru słuchać? Nie bardzo też odpowiadało mu, że Rowle traktował jego - wszystkich - protekcjonalnie. Przeniósł wzrok na Mulcibera z umiarkowanym zainteresowaniem, zupełnie jakby pytał o smak wina, a nie strofował śmierciożercę: ale wpadki Magnusa musiały się wreszcie skończyć. Oni, śmierciożercy, mieli cieszyć się autorytetem nie bez powodu - autorytetem, który Rowle rujnował szczeniackim zachowaniem. Rowle najprawdopodobniej z jakiegoś powodu pomyślał, że przeprowadzenie tego spotkania nadaje mu władzę, której nie posiadał - również nad tymi, którzy wciąż znajdowali się nad nim i których tutaj wcale być nie musiało. - Znajdujemy się w zaufanym gronie - powrócił spojrzeniem do śmierciożercy prowadzącego spotkanie. - Czy masz powody sądzić, że ktoś spośród zgromadzonych traktuje posługę wobec Czarnego Pana jak dokuczliwy kierat? Jeśli tak jest, powinniśmy uznać ten problem za priorytetowy.
O Zakon Feniksa - miał wiele pytań, wszystkie zostały jednak zadane przez jego poprzedników, nie podniósł więc tematu osobno, jedynie wyczekując odpowiedzi.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 2:06
Listy Ramseya, które sprowadziły ją z powrotem do kraju, odwiodły od szybciej ścieżki ku awansowi we własnym Departamencie, skutecznie przekonały Sigrun o słuszności dołączenia do Rycerzy Walpurgii; walka o wspólną sprawę, walka u Jego boku, była sprawą priorytetową. Mulciber zapewniał ją także, że Czarny Pan skupia wokół siebie potężnych czarnoksiężników, utalentowanych, bystrych i wpływowych czarodziejów oraz czarownice – uwierzyła na słowo, na list, mając do niego pełne zaufanie. Takich ludzi więc spodziewała się spotkać tego wieczoru przy tym stole; wielu z nich nie znała, co do wielu miał absolutną  rację – Rosier, kuzynki Borgin, Cadan, Valerij Dolohov byli cennymi sojusznikami. Jednakże mężczyzna, który zasiadał u krańcu stołu z uśmiechem godnym władcy wszechświata zdawał się być nieświadomy swoje roli i nieco… Dziecinny w swoim przejęciu? Działał jej na nerwy swym kaznodziejskim tonem, sugestiami, że rozkazy płyną od niego, rozdawanymi pochwałami jakby byli dziećmi – stawiał całą ich organizację w nader złym świetle niepoważnym zachowaniem przeczącym temu, co już o niej słyszała, w co nie wątpiła, że jest prawdą – Mulciber nie miał powodów, by ją okłamywać.
Powstrzymała szyderczy uśmiech, gdy Rowle szafował komplementami, niby ojciec chwalący swe grzeczne dzieci, wzbudzając przy tym w zgromadzonych przy stole wyłącznie politowanie i zażenowanie jego ekscentrycznym zachowaniem. Stłumiła kpiący śmiech, gdy Ignotus wzniósł kielich wina w teatralnym geście, kiedy Rosier odezwał się z przejęciem – zdążyła zapomnieć jak umiejętnie sączy w słowa kpinę. Miała świadomość, że sama musi trzymać nerwy na wodzy, doskonale panowała nad swą mimiką, prawdziwe myśli zdradzając jedynie pełnymi politowania spojrzeniami, które rzucała Magnusowi wyłącznie wtedy, gdy musiała – zwłaszcza wówczas, gdy jawnie zignorował słowa jej oraz mężczyzny z Wiedźmiej Straży, zaraz potem rzucając uwagę, czy nie mają nic do powiedzenia. Był głuchy, opóźniony, czy zwyczajnie głupi? Miała świadomość, że wciąż nie miała konkretnej pozycji w tym szeregu, że jej obecność znaczy mniej – jednakże ignorowanie korzyści jakie dawała jej posada było głupstwem. Nie zamierzała jednak Rowle’a przekonywać, skoro nie chciał słuchać, co widocznie nie spodobało się innym, wyższym odeń rangą śmierciożercom.
-Znam pewne sposoby – odpowiedziała Ignotusowi, mówiąc jednako do wszystkich; wspomnienie o darze metamorfomagii miała na końcu języka, lecz powstrzymała się jeszcze, nie widząc potrzeby ujawnienia swych umiejętności właśnie w tym momencie – fałszywy Vitalij od razu odnalazłby odpowiedź na swe wątpliwości, a zamierzała rozmówić się z nim osobiście.
Miała świadomość, że chcąc wyszpiegować to, co wiedzą Aurorzy, jest zadaniem nader trudnym, a raczej niesłychanie blisko krawędzi, za którą stała już głupota – wierzyła jednak, że jako nieliczna ma na to szansę. Potrafiła przybrać twarz i sylwetkę każdej siedzącej przy tym stole osoby, a ponadto znała Ministerstwo – to było jednak wciąż do przemyślenia  i przedyskutowania. Wymagało opracowania ścisłego planu.
Skinęła głową Mulciberowi po swej prawicy, odbierając odeń ostrożnie zwój i studiując go w skupieniu, jednako wciąż przysłuchując się dalszej rozmowie – która także budziła niemałe zdziwienie i nasuwała kolejne pytania. Podała zwój Borgii, gdy Rosier uchylił się taktownie.
Milczała, gdy Tristan zabrał głos, dając wszystkim do zrozumienia co sądzi o zachowaniu mężczyzny nieumiejętnie prowadzącego spotkanie; nie odezwał się do niego wprost, zamiast tego zwracając się do Ramseya, jak gdyby Rowle był jedynie niesfornym chłopcem, dzieckiem tupiącym nóżką, które należało doprowadzić do porządku. Z uwagą przysłuchiwała się wymianie zdań, skupiając spojrzenie na młodszym Mulciberze, ciekawa jego reakcji.
Jednocześnie była nader ciekawa na jakiej podstawie Rowle weryfikuje kto jest w Zakonie Feniksie. Po kolorze włosów, stopniu pokrewieństwa? Wyciągnęła z paczki i zapaliła kolejnego papierosa.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 10:02
Wieści Qentina nie wywołały zaskoczenia, jednak co zaś zaskoczyło Dolohova nikt nie wyszedł z propozycją rozwiązania problemu uważając albo też mając nadzieję, że chaos utrzyma się na tyle długo by to przestało być realnym zagrożeniem. Było to trochę niechlujne. Problemy należało rozwiązywać. Nawet te miałkie i pozornie nieistotne. Dolohov myślał więc, a potem niechętnie zebrał uwagę unosząc nieznacznie dłoń ku górze, jakby miał zamiar zgłosić się do rozwiązania jakiejś szkolnej łamigłówki. Nie chciał niechcący wejść komuś w zdanie. Wybrnięcie z tego byłoby kłopotliwe.
- Jeśli można...- rosyjska angielszczyzna poniosła się po sali, a Valerij spojrzał na Quentina - Lordzie Burke, myślę, że rozwiązanie tego problemu jest prostsze niż się może wydawać. Na początku warto sobie przypomnieć, że Wilhelmina Tuft piastowała fotel Ministra Magii od '48. Istotne jest też to czego ostatnio dokonała oraz to, że zgodnie z artykułem z czwartego maja tego roku dostała łatkę obłąkanej morderczyni. Przechodząc do setna - dekret zakazujący niezarejestrowanych zgromadzeń o liczbie członków przekraczającej trzy osoby został wprowadzony, jeśli mnie pamięć nie myli, w listopadzie '55. Za jej rządów. Jej pomysłu - zatrzymał potok swych myśli dając czas Quentinowi i potencjalnym zainteresowanym na przyswojenie myśli i wysnuciu oczywistego wniosku - obecnie, nikt poważny i rozsądny nie przypisze takiego oskarżenia komukolwiek. W sposób niebezpośredni wyraziłby w ten sposób aprobatę dla rządów Tuft. Nawet gdyby ten ktoś nie miał takiego zamiaru i intencji tak zostałby odebrany. Oczywista zależność - Problem jest nieznacznie większy jeśli powód nielegalności spotkania ma inne źródło. W co wątpię. Jakoś nie trudno mi sobie wyobrazić jakiegoś szczura z Nokturnu, któremu się nie podobało, że nie będzie w stanie umoczyć mordy w kuflu bo istotni czarodzieje zawłaszczyli dla siebie to miejsce. Jednak, jeśli się mylę to problem obu oskarżeń można rozwiązać w prosty sposób. Po pierwsze Kwatera Głowna Aurorów, a więc sami aurorzy to jeden z wielu Departamentów Ministerstwa. Ich jednostka nie jest w pełni autonomiczna, tak jakby oni sami tego pragnęli. W takim wypadku, lordzie Burke, proponuję zrobić to co zawsze lorda ród robił w sytuacjach oskarżenia - nie należało się oszukiwać. Pewnie zdarzało im się to co najmniej raz na kwartał - opłacić kogoś w ministerstwie by zadbał o niebyt tej kwestii. Nie ma pisemek, odpowiednich świstków - nie ma sprawy nawet jeśli wina jest. Teraz powinno być to tańsze niż zazwyczaj biorąc pod uwagę sprzyjający zamęt i łatwość zadania. Aurorzy pewnie będą się upierali przy swoim i zrobią wszystko by doprowadzić przesłuchanie do skutku, lecz nawet jeśli te pójdzie po ich myśli, będą zablokowani z góry na dalsze działania. Nawet jeśli pod przywództwem nowego głównodowodzącego, przepraszam - głównodowodzącej, popychani chęcią zemstą nie ustąpią i będą próbowali dociec spisku w ministerstwie sprawi to, że wciąż będziemy krok przed nimi i będziemy mogli odpowiednio reagować na zmiany w sytuacji - skończył dzielić się swoją sugestią, myślą. To co mówił nie wykraczało poza podstawową wiedzę z gazet pozyskaną z przeciągu roku, funkcjonowania ministerstwa i całej jego hierarchii. Wiedział też jak się rozwiązuje nielegalne problemu - walutą galeonu. Wszystko to starał się połączyć logicznym, przyczynowo-skutkowym ciągiem. Nie wiedział jeszcze jak to zostanie odebrane. Może się mylił, może nie miał jakiejś wiedzy. Trochę się tym martwił. Nie chciał wyjść na głupka. Mówiąc to wszystko nie utrzymywał nieustannego kontaktu wzrokowego. To by było dla niego nazbyt wiele - uciekał spojrzeniami gdzieś za postać Quentina, czy też patrzył na blat. Nie powinno to dziwić. Mimo wszystko Quentin wyglądał mało wyjściowo i żadną przyjemnością patrzenie na niego nie było.
Po tym monologu Valerij z przyjemnością wrócił do trybu słuchacza.
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 10:11
Nie interesowały go przepychanki między nimi ani to, co z siebie robił w tym momencie idiotę. Mimo wszystko słuchał uważnie, bo przecież na tym polegała też jego praca. Pozwalał innym mówić, gdy sam układał wszystko zgodnie z własnym zadaniem, które mu polecono. Lub które sam sobie zlecił dla urozmaicenia dnia. Anglia się zmieniła od jego wyjazdu, chociaż wciąż pozostawała tą samą śmierdzącą kloaką co wcześniej. Dobrze jednak było widzieć, że Rycerze nie porzucili swoich zadań i idei. Może szeregi uległy większej rotacji, ale nie mógł się spodziewać niczego innego. Wciąż jednak widział znajome twarze, słyszał znajome głosy rozbrzmiewające na sali. Najwidoczniej prowadzący spotkanie, wolał skupić się na tym kto odbuduje Białą Wywernę niż na fakcie informacji, które mogli zdobyć w Ministerstwie Magii. Naprawdę trochę go poniosło, gdy się tak obnosił na prawo i lewo. Nie miał jednak ostatniego słowa, a Mulciber i Rosier wrócili do tematu, który poruszył wraz z kobietą naprzeciwko. Odezwała się pierwsza, więc nie zamierzał jej przerywać. Bądź co bądź spodziewał się nieco większej ilości słów. Dopiero gdy wyczuł moment, zabrał głos, zwracając się dość lakonicznie do swojej części stołu, chociaż każdy mógł go wyraźnie usłyszeć:
- Wiedźmi są ciekawskimi psami i będą się wpychać wszędzie. Wiedzą jak, a ich zdolności są często znane jedynie prowadzącym ich zadanie. Młodzi mogą szkodzić, jednak ci starsi może i już nie węszą tak jak kiedyś, ale wciąż dużo wiedzą. Na wysokich stanowiskach ludzie z reguły wiedzą więcej. Szczególnie że część z nich męczy się ze zdrowiem, które łagodzi opium. A tam... Wystarczy posłuchać odpowiednich... myśli. Do tego ostatnie wydarzenia sprawiły, że zamiast zorganizowanego oddziału, mamy plac zabaw. Widzę różnicę między tym, co było rok temu, a teraz. Pogubili się, bo Ministerstwo niczego od nas nie wymaga, więc nie znajdziemy lepszego momentu do wykorzystania.
Było dla niego to o wiele bezpieczniejsze, by mieć plan awaryjny. Nie można było igrać z Wiedźmią Strażą, chociaż może i niektórzy z nich zagłuszali wyrzuty sumienia oddawaniem się nałogom. Zakradanie się do ich głów szło łeb w łeb z ogromnym ryzykiem, a balansowanie na tych granicach było mu dobrze znane. Tylko jeden raz wykradał informację z człowieka pracującego w tym samym departamencie co on. Ale to była inna sytuacja, inny człowiek, inne czasy.


Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.

Quinlan Runcorn
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4710-apocalypto https://www.morsmordre.net/t4828-poczta-runcorna#103570 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f326-portobello-road-117-4 https://www.morsmordre.net/t4827-skrytka-bankowa-nr-1214#103569 https://www.morsmordre.net/t4807-quin-runcorn#103053
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 11:24
Nie dało się ukryć, że członkowie Rycerzy nie byli szczególnie rozmowni czy wylewni. Prowadzący spotkanie mówili praktycznie za nich wszystkich, ale chyba nie powinienem się temu dziwić. Zdążyłem zauważyć, że organizacja łączy ze sobą wiele różnych osobowości, z wielu różnych warstw społecznych, choć oczywistym pierwiastkiem dominującym wydaje się być arystokracja. Kuzyn siedzący po mojej prawej stronie milczał, więc w dużej mierze starałem się brać z niego przykład. Odzywała się za to Deirdre, ale ona widocznie mogła, nie zamierzałem poddawać ocenie jej kompetencji. Tak naprawdę wciąż wiedziałem tyle co nic, oprócz mglistego zarysowania hierarchii na przestrzeni Czarny Pan – śmierciożercy – rycerze, nie posiadałem więcej danych. Domyślałem się jedynie, że nawet w wewnętrznej strukturze każdej z grup pewne osoby były wyżej, inne niżej, ale nawet nie próbowałem połapać się w ich detalach. Pozory w końcu lubiły mylić, a chyba każdy przy tym stole kreował się na tego najważniejszego.
Dlatego po prostu uważnie słuchałem, ewentualnie reagując na dźwięk swojego imienia bądź nazwiska. Ciekawym było, że naprawdę można było tu znaleźć mnóstwo różnych profesji, które złączone w jedno mogły stanowić silny organizm zdolny do wielkich rzeczy; przede wszystkim pozyskania cennych informacji.
Z ulgą przyjąłem informację potwierdzającą istnienie jednostki badawczej. Zanotowałem sobie w głowie, by w czasie mniej napiętego dyżurami czasu napisać list do Czarnego Pana z prośbą o umieszczenia mnie w tej grupie. Nie ukrywałem, że do innych zadań się nie nadawałem, nie znając arkanów czarnej magii od strony praktycznej, zatem nie przydałbym się jako czynny żołnierz. Za to chętnie wykorzystałbym swój naukowy potencjał do walki ze wszelkim szlamem oraz zagrażającym magii wrogami. Szybko jednak zostałem wyrwany z podobnych rozważań, kiedy okazało się, że anomalie można wykorzystywać. Byłem ciekaw czy i do mnie dotrze tajemniczy zwój z informacjami, w końcu byłem tu całkowicie nowy. Czekałem cierpliwie na dalszy przebieg spotkania.
Zobaczywszy spóźnioną kobietę spryskaną charakterystycznym, metalicznym zapachem krwi utkwiłem w niej spojrzenie na dłużej, niż powinienem. Zmusiłem się do odwrócenia twarzy gdzieś naprzeciwko mnie. Czy tutaj mordy były na porządku dziennym do tego stopnia, że to po nich urządzano sobie wieczorki pełne rozmów? Ciekawe i zastanawiające.
Dalej wszystko potoczyło się zbyt szybko. Przemowa Magnusa, na którą inni zareagowali dość dziwnie. Prześmiewczo? Starałem się wychwycić panujący między nimi nastrój, wydaje mi się, że dość trafnie.
Zamiast cokolwiek komentować, nachyliłem się lekko do Deirdre.
- Zakon Feniksa? – spytałem szeptem nie będąc jednak pewnym, czy akurat w tym momencie byłaby mi w stanie to wyjaśnić. Najwyżej będę mieć na uwadze, by ją o to może po spotkaniu podpytać. Tymczasem pokiwałem głową Magnusowi, choć nie wiedziałem dlaczego Prewett miałby być zagrożeniem. Skoro idea drugiego ugrupowania była mi nieznana, to jego udział w nim również. Jako ktoś nowy nie chciałem wdawać się ani w dyskusje, ani zadawać zbyt wielu pytań na forum publicznym. Wolałem słuchać innych; część miała wiele do powiedzenia, inni postanowili zasypać Rowlea gradem pytań. Pozostałem uprzejmie zaciekawiony. Niestety nie mogłem podzielić się większą wiedzą w zakresie trójki czarodziejów leczonych w szpitalu, tak jak informacji odnośnie Wywerny, bo ich nie posiadałem.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 11:41
Ze swojej pozycji znacznie lżej jej było wyrabiać sobie opinię na temat zgromadzonych. Każdemu zagwarantowała spojrzenie - każdemu wypowiadającemu się należytą uwagę, a wszystko to okraszała dystansem i czujnością. Słuchała mężczyzny prowadzącego to spotkanie, chociaż za chwilę okazało się, że Ramsey, siedzący na przeciwnym krańcu stołu, również ma wiele do powiedzenia. Anomalie zainteresowały ją najbardziej, chociaż miała świadomość tego, że sama nie była w stanie pomóc. Była w ciąży, a używanie magii, zwłaszcza z pomocą różdżki, która przestała słuchać się swojej dobrej właścicielki, było bardzo niebezpieczne. Temat jednostki badawczej również nie umknął jej uwadze. Instynktownie obróciła głowę w stronę starszej siostry, nie szukając u niej zezwolenia, a raczej chęci podjęcia współpracy. Wzrok Ramseya, który odczuła w swoich jasnych tęczówkach, mówił wiele.
- Jeśli taka jest wola Czarnego Pana, wspomogę działanie jednostki swoją wiedzą i umiejętościami - odezwała się po raz pierwszy głosem pewnym, ale nie pozbawionym pokory. Nie znała tego człowieka, czarnoksiężnika, ale nie musiała go znać, żeby już być już świadomą jego potęgi i wpływów. Będzie musiała tylko popracować nad swoją wiedzą, poszerzyć ją odpowiednio. - I jestem w stanie wykonć rys nowego budynku, posiadam ku temu kompetencje - spojrzenie znów powędrowało ku Ramseyowi, chociaż nie przekazywało ono nic szczególnego. W głowie rozrysowywała już powoli plan.
Słuchała dalej, chociaż to nie przeszkodziło jej w odebraniu krótkiego, błyskotliwego wzroku siostry. Znały się nie od dziś. I nie od dziś wiedziały również, że nie tylko one oddały swoje życie Czarnemu Panu. Rozejrzała się jeszcze raz, kontrolnie, po twarzach zebranych. Kara zawsze stała na przedzie, zawsze pierwsza, która szykuje się do boju. Pokręciła delikatnie głową, zauważalnie niemal tylko dla Brynhild i siedzących najbliżej niej rycerzy; nie, nie widziała Kary i nie wie, co może się z nią dziać. Zawsze radziła sobie doskonale w pojedynkę i Eir była pewna, że i tym razem wyjdzie z opałów, o ile w jakieś wpadła, obronną ręką.
O Zakonie Feniksa usłyszała po raz pierwszy, więc znów nakierowała uwagę tak, by dowiedzieć się o nim i zapamiętać jak najwięcej.


Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,


Kiedy żył i jak umierał?

Eir Goyle
Eir Goyle
Zawód : trucicielka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
nierozumni
niestali
bez serca
bez litości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala bankietowa - Page 4 N9cjEVZ
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4853-eir-goyle https://www.morsmordre.net/t5088-do-eir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f329-grimmauld-place-4-2 https://www.morsmordre.net/t4874-skrytka-bankowa-nr-1246#105646 https://www.morsmordre.net/t5386-eir-goyle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 12:25
Spotkanie rozkręcało się z każdą chwilą coraz mocniej, co Cadan przyjął z większym niż dotychczas zainteresowaniem. Wsłuchiwał się w głosy dookoła, wyłapywał posyłane ku niemu spojrzenia - wreszcie co jakiś czas zerkał na swoją lewą stronę w poszukiwaniu twarzy małżonki. Posypało się wiele pochlebstw, zwłaszcza w kierunku Eir, z czego odczuwał nieskrywaną dumę. Może nie miał wielkiego - jakiegokolwiek? - wkładu w jej alchemiczne doszkalanie się, jednakże stanowili teraz nie tylko małżeństwo, lecz także partnerów w zbrodni, łącząc się ze sobą na wielu płaszczyznach. Sukces nawet jednej osoby z duetu uznawał za sukces obojga skoro działali w jednakim celu, wspólnie oraz w porozumieniu. Przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund skoncentrowany całkowicie na tym przyjemnym doznaniu, przepuszczał przez uszy kolejne deklaracje pomocy. Wiedział wszakże, że każdy uczyni co w jego mocy, żeby wesprzeć ich wspólną sprawę - w przeciwnym razie zajmie się nimi Czarny Pan, nie jemu było to osądzać. Goyle może bywał raptusem, może faktycznie w myślach nieobecnych nazwał już straceńcami oraz głupcami, lecz z pewnością nie zamierzał się z nikim dzielić własną opinią. Zdecydowanie bardziej wolał wsłuchiwać się w żale i komentarze innych zgromadzonych wokół stołu czarodziejów. Wreszcie nieco bardziej odprężony niż poirytowany rozsiadł wygodniej na krześle; dolatujący doń dym tytoniowy wzmógł jego głód, dlatego poszedł w ślady innych zacząwszy ćmić swojego papierosa. Spokój będzie szczególnie przydatny podczas obserwacji zbierających się nad ich głowami burzowych chmur.
Zatrzymał się dłużej w kontemplacji nad słowami Mulcibera, którego jednak skrupulatnie omijał spojrzeniem nie chcąc wytrącać się z równowagi - dokładnie tej samej, nad którą tak usilnie pracował odkąd wrócił na stały ląd. Z różnym skutkiem. Wolał błądzić po obrzeżach potencjalnych kandydatów na Rycerzy - na marginesie, dlaczego nie było z nimi Caelana? Coś go zatrzymało? Nie spodziewał się po nim aż takiej bezmyślności - nieudolności Ministerstwa oraz naprawy magii z korzyścią dla ugrupowania niźli wdawać się w nic nieznaczące potyczki słowne zamknięte jedynie w jego umyśle. Nade wszystko pragnął spokoju, nie zaś zszarganych niepotrzebnie nerwów.
Wejście spóźnionej kobiety oderwało Cadana od snucia imperialistycznych wizji. Ostrożnie przeniósł wzrok na jej ubranie, którego nawet nie kłopotała się zakryć - nim jeszcze zniknęła w szpalerze twarzy siedzących po jego prawej stronie.
- Zatrzymała cię menstruacja? - spytał wprost, może powinien raczej ugryźć się w język, lecz nie zdołał. Udał zdziwienie oraz powagę, chociaż na krótką chwilę w jego oczach zabłysła nuta dawnej niefrasobliwości oraz zbyt męczącego dla innych poczucia humoru. Zaraz po tym spojrzał na Deirdre, ociężale unosząc kąciki ust - w krótkim, jakże pokrzepiającym uśmiechu. Szybko przeniósł spojrzenie na Magnusa zabierającego głos. Wkrótce nastąpiło kolejne atlasowe dźwignięcie warg wyginających się ku górze, tym razem noszącego znamiona widocznego rozbawienia, wesołości? Trudno było stwierdzić z całą pewnością, skoro następny uśmiech szybko znikł; coraz ciężej było mu się na nie zdobywać.
Oczywiście, że miał mnóstwo pytań, lecz problem zamykał się w świadomości, że wszystkie z nich zostały już zadane. Zamiast tego spojrzał ponownie na Eir, obawiając się o jej uczestnictwo w tej jednostce, chociaż w obecnym położeniu również nie była bezpieczna. Wszystko to wiązało się z użyciem magii, zaś ta była w obecnym czasie nader niebezpieczna. Zachował za to uwagi dla siebie, ponieważ to nie był odpowiedni moment na prywatne rozmowy. Deklaracją rzucił poprzednio, spór trwał w najlepsze - pozostało jedynie oczekiwać odpowiedzi. - Wiemy co z Grindelwaldem? I nowym Ministrem? Dałoby się go jakoś… przekonać do słusznych poglądów? - spytał dość luźno, w ostatniej chwili przypominając sobie wczorajsze wydanie Proroka oraz własne zaciekawienie zbliżającym się kierunkiem politycznym.


make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die

larynx depopulo
and I know you're not my friend




Cadan Goyle
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5368-cadan-goyle#121340 https://www.morsmordre.net/t5383-poczta-cadana#121562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f219-dzielnica-portowa-orchard-place-4 https://www.morsmordre.net/t5384-skrytka-nr-1336#121565 https://www.morsmordre.net/t5385-cadan-goyle#121566
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 12:58
Wszystkie padające słowa dzisiejszego wieczoru okazywały się być niezwykle interesujące. Cyneric słuchał każdego z zainteresowaniem, chociaż nie było tego po nim widać. Typowy, surowy wyraz twarzy skrywający ewentualne drgnięcia ust pod gęstym zarostem - może raptem w oczach można było doszukać się oznak zaciekawienia dziejącymi się wokół rozmowami. Owszem, większość z nich stanowiło zawieszane w powietrzu pytania, lecz pytania te wymagały wszakże odpowiedzi - te z kolei mogły być nośnikiem cennych informacji. Podobało mu się, że przy stole siedzieli reprezentanci różnych zawodów, które były potencjalną bronią w dłoniach organizacji. Żałował jednocześnie, że jego profesja nie dawała tożsamych profitów. Wiedział natomiast, że w razie ostatecznej wojny, z chęcią poprowadzi nawet armię trolli - co wydawało się zapewne śmieszne oraz niedorzeczne, lecz zdziwiliby się ich umiejętnościami. Szczególnie w zabijaniu oraz sianiu chaosu byli niezrównani. Yaxley wierzył, że udałoby im się odegrać niebagatelną rolę w ewentualnym starciu, dlatego właśnie nie przejmowałby się sceptycyzmem innych lub prześmiewczymi komentarzami. Z drugiej strony bolało go, że nie mógł użyć Winfrida teraz - podczas odbudowywania Białej Wywerny. Na pewno dzięki niemu prace posuwałyby się szybciej oraz sprawniej, zwłaszcza w czasach kiedy użycie magii było równie niebezpieczne co chodzenie po Nokturnie dla przeciętnego czarodzieja. Niestety Ministerstwo miało swoje fanaberie, czego on sam nie pojmował.
Kolejne deklaracje przewijały się na tapecie, widocznie rozsierdzone domaganiami Magnusa o zabranie głosu. Cyneric był już dalej w swoich rozmyślaniach - krążył po satelicie sojuszników, których mógłby przedstawić Rycerzom. Ku jego szczeremu niezadowoleniu nie odnajdywał pamięcią nikogo godnego uwagi - szkoda. Nie odnajdywał również niestety żadnych informacji dotyczących wydarzeń z Wywerny. To było jego pierwsze spotkanie, które nawet nie doszło do skutku. Zdążyli raptem połypać na siebie złowrogo, później nadszedł czas obławy. Nie popisał się wtedy, to cud, że w ogóle zdołał umknąć Szatańskiej Pożodze. Widocznie inni mieli jeszcze mniej szczęścia.
Z lekkim zafascynowaniem obserwował wędrówkę zwoju, skutecznie odgradzającą go od słownych przepychanek, które rozgorzały. Nietrudno domyślić się wyniku, skoro starcie przedstawiało się Rowle vs. reszta. Yaxley nie zamierzał w tym brać udziału, głównie z prozaicznych powodów takich jak brak wiadomości na temat rzeczonego czy niechęć do zabierania głosu w tak licznych zgromadzeniach. Na salonach mógł rozmawiać nawet o pogodzie, tutaj towarzyskie pogawędki były nie na miejscu. Skoro nie miał nic mądrego do powiedzenia, dał się wypowiedzieć pozostałym.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Sala bankietowa [odnośnik]13.11.17 19:52
Czarny Pan byłby zadowolony z wieści, że jego słudzy już zajęli się sprawami niecierpiącymi zwłoki. Czego innego jednak mógł się spodziewać po Ignotusie, jak nie całkowitego oddania i wyprzedzania jego własnych myśli — był jego ojcem; Morgoth spisał się równie dobrze. Skinął głową na znak, że przyjął do wiadomości ich słowa, odpowiedź była zbędna, wszak wszyscy w ten sam sposób wykonywali swoją powinność względem Niego. Spóźnienia Borgii zaś nie dało się przeoczyć. Przerwała obrady, nie po raz pierwszy, dlatego spiorunował ją wzrokiem, choć nie odezwał się ani słowem, inni zrobili to za niego. Do tej pory wydawało mu się, że osoby z burdelowej branży traktują czas jak pieniądz, a ona, co udowadniała w Wenus, doskonale potrafiła je liczyć. Zlustrował ją spojrzeniem; nie otrzyma pochwał z tytułu stawiennictwa pomimo, jak to określiła komplikacji. Był pewien, że jego wzrok jej nie umknie, wiedziała, że poruszą tą kwestię kiedy indziej, na osobności, gdzie jeszcze będzie mieć czas na tłumaczenia. W tej chwili nikogo innego nie obchodziło, co ją zatrzymało po drodze; może poza wyraźnie zainteresowanym jej prywatnym cyklem Goylem, zupełnie jakby na coś liczył. Brawo, Cadan.
Magnus skupił jego — a może i wszystkich innych — całkowitą uwagę. Już wystarczająco gęste i ciężkie powietrze przeciął ostry jak brzytwa ton; nie spodobało mu się to, zwłaszcza, że kierował go do Sigrun, z którą tu przybył, choć miał rację — nie spotykali się tu towarzysko, a jej zainteresowanie ojcem zupełnie zignorował. Patrzył na Magnusa, słuchając uzupełnienia, którego najwyraźniej domagała się jego wypowiedź. Wybaczył mu tę kropkę nad i, może tym razem nadgorliwość przyniesie pozytywne plony. Wszyscy tu zebrani kierowali się podobnym, nie musiał im tego tłumaczyć jak dzieciom, ich pouczać, ostrzegać przed gniewem Czarnego Pana za niedopełnienie powinności. Jeśli komukolwiek miał prawić podobny wykład to później właśnie nieobecnym. Zamierzał mu po wszystkim zasugerować, by nakreślił do nich krótkie listy, w których się wyrazi.
Z czasem, przechylił się na krześle na prawy bok, łokieć oparł o krzesło, a twarz podparł rozpostartymi szeroko palcami. Och, Magnusie, poszukiwałeś zwykłego posłuchu, a zdobyłeś przerażające zainteresowanie. Nikt nie zajmował się odbudową Wywerny dla niego. Nie po to zrzeszali ludzi o określonych wpływach i umiejętnościach, aby prosić się o ich wykorzystanie. To, co mieli; to, kim byli; to, co potrafili stało się dobrem Czarnego Pana, użytecznym w sytuacjach takich jak ta — wymagających działania. Zmrużył oczy i zmarszczył brwi, gdy pytanie Rowle'a rozniosło się echem po sali, odbijając zaskoczeniem po twarzach zgromadzonych. Zagalopował się, brnął za daleko, za głęboko i zbyt bezczelnie, zapominając, że przy stole nie siedzi banda rozwydrzonych — o, ironio — dzieciaków, a Rycerze Walpurgii, ale również, a może przede wszystkim, Śmierciożercy, którym wcale nie był równy, mimo ozdobionego mrocznym znakiem ramienia.
Nie odwiódł spojrzenia w stronę Appolinare, który jako kolejny się odezwał, ze spokojem przyjmując jego deklarację — jak wszystkich innych. Doskonale wiedział, że zrobiliby to i bez wypowiadania oświadczeń, były jedynie odzewem, że wszystko, czego się od nich oczekiwało było rozumiane. Wieść o tworzonym eliksirze wielosokowym była dobrą nowiną — to coś, co z pewnością im się przyda, jeśli nie w najbliższym czasie to w niedalekiej przyszłości. Nie wątpił w umiejętności Quentina, podobnie jak Valerija, czy Yvette; każdy z nich tu był przydatny. Nie odezwał się jednak do niego, tak jak nie poparł słusznego pytania Deirdre, które po chwili rozbrzmiało. Milczał, gdy Magnus wspominał Brendana Weasleya, domagał się od innych reakcji, odpowiedzi, a może rewolucjonistycznych podrywów, chwalił frywolnie sojuszników, który nie oczekiwali jego pochwał. Nie odpowiedział od razu na pytanie Macnaira, nieustannie wpatrując się w siedzącego naprzeciw niego, skupionego na migrującym po towarzystwie zwoju z instrukcją kuzyna. Czując na sobie spojrzenie Ignotusa, nie poruszywszy się ani o cal, w końcu przeniósł na niego wzrok. Widział tlące się w ciemnych jak Grahama oczach pytanie, na które również nie odpowiedział. Nie od razu. Podobnie postąpił względem przyjaciela po swej lewej stronie. Nie czuł się zażenowany ani postawą Magnusa — sam sobie wyrabiał opinię, ani nikogokolwiek spośród obecnych — jedynie puste krzesła go drażniły. Odpowiedział Rosierowi ciszą, której towarzyszyło długie, znaczące spojrzenie. Nie miał sobie nic do zarzucenia, udzielił Magnusowi poprzedniego wieczoru lekcji dotyczącej szacunku wobec członków i ustanowionego porządku, w którym sam znajdował się na samym dnie(jeszcze). Widocznie, był beznadziejnym wychowawcą — od zawsze kiepsko radził sobie z dziećmi, czego nigdy nie ukrywał. Słowa Tristana, którego szanował (i liczył, że brak werbalnej odpowiedzi nie odbierze jako lekceważenie go) były jednak skierowane do Magnusa, który powinien zastanowić się nad ich sensem. Zwracanie się do niego, pomijając w tym główny obiekt zainteresowania były nie tyle wystarczającą uszczypliwością, co wyraźną naganą w niezwykle wysublimowanym stylu Rosiera.
Spojrzenia kierowane w stronę Mulcibera przez tych siedzących najbliżej, pytające, pełne zdumienia, były jak wątpliwości wobec zasadnej obecności, a przede wszystkim dopiero co rosnącej pozycji Magnusa w ich gronie. Ale to nie był jego wybór, zgodnie z wolą Czarnego Pana przygotował go na złożenie wieczystej przysięgi i otrzymanie w zamian wszystkich profitów. Nie mógł wątpić w niego, choć jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia — bezbrzeżnie ufał osądowi Lorda Voldemorta, nie zamierzał kwestionować słuszności jego decyzji. Tylko on sam, gdy nadejdzie taka konieczność, rozmówi się z tymi, którzy nie stosują się do jego poleceń, w tym do uznawania zasad istniejącej hierarchii, o której przypomniał mu poprzedniego wieczora. Oni mogli mu jedynie wskazać jego miejsce.
Milczał rownież wtedy, gdy wszyscy wkoło ucichli. Znów spojrzał na Magnusa, niechętnie, zmuszony do podjęcia jego kwestii. Westchnął cicho — cóż mam z Tobą zrobić, kuzynie? i uśmiechnął się kwaśno, po raz pierwszy tego wieczora. Ponownie usiadł wyprostowany, wygodnie oparty o plecy krzesła; kąciki warg drgały mu, gdy patrzył na Rowle'a, a w końcu nie mógł się już opanować, wybuchnął śmiechem, choć nie było z czego się śmiać — należało płakać, ale tego nie potrafił.
— Magnusie — zaczął, opanowując się wreszcie po swojej niekontrolowanej reakcji. Ledwie zauważalnie pokręcił do niego głową: Przestań. Za bardzo się starasz, powiedział bezgłośnie, starając się, by nikt nie zauważył — doprawdy? — Niech ta cisza cię nie zmyli, jesteś wspaniałym gospodarzem, po prostu większość zgromadzonych zamurowało pod wpływem twoich pochwał. — Dość szybko poważniał, ale rozbawienie wciąż utrzymywało się na jego wyciągniętych w szelmowskim uśmiechu ustach. — W imieniu wszystkich pozwolę sobie podziękować ci za te wyróżnienia i okazać skruchę za brak odzewu. Teraz widzę, że mamy pewne braki w zakresie wiedzy teoretycznej. Niedobrze. — Pokręcił głową i sięgnął po winogron z lewitującej tuż obok tacy. Już się nie uśmiechał, za to z poważną miną zastanawiał nad czymś. Zjadł maleńki owoc i odezwał się ponownie. — W ramach pracy domowej napiszesz artykuł w Walczącym Magu na temat istoty hierarchii w dowolnej organizacji. — Tylko nie pisz o Rycerzach Walpurgii. Potraktował wszystkich jak dzieci, tak samo został potraktowany. Przy tym Ramsey się zatrzymał, nie miał problemów z kontrolą własnego zachowania, zamierzał jedynie subtelnie przypomnieć mu o pokorze, jaką potrafił czasem z siebie wykrzesać(trzeba było mocno przycisnąć skurczybyka). Rzadko w szerszym gronie wdawał się w takie sytuacje i nie planował tego ciągnąć dalej, robienie z innego śmierciożercy pośmiewiska źle wpływało na ich ocenę, u pozostałych, a jednocześnie nie zamierzał popierać jego pańskiego zachowana. Był pewien, że po tym wszystkim, co już padło zrozumie swoje położenie. — Gratuluję wszystkim, ordery wzorowych Rycerzy zostały rozdane, więc skupmy się na sprawach większej wagi. — Zerknął na Tristana, dodał już bez entuzjazmu:— Jeśli jest nim dokuczliwy kierat, śmiało— wykonał nonszalancki ruch dłonią, patrząc na Magnusa. Nie zamierzał uciszać podniesionej przez Tristana kwestii, choć była prowokacją. To, że Magnus czuł się zbyt wygodnie w fotelu przewodniczącego spotkania, chyba było zauważalne dla wszystkich.
I wszyscy czekali na odpowiedzi, potwierdzenie wątpliwości, których nie mógł osobiście rozwiać. Podobnie jak oni, sam czekał.
— Weasley, Prewett— podjął w końcu temat — Sprawdziłeś to — założył, bo to mu nakazał nim rozpocznie jakiekolwiek działania; inaczej z pewnością nie poruszałby tego tematu. Zamiast go ganić i wątpić w brak kompetencji(nie miał do tej pory ku temu żadnych podstaw), ciągnął dalej:— Czego się dowiedziałeś?— Spodziewał się odpowiedzi, która zaspokoi ciekawość ich wszystkich. Przelotnie spojrzał na resztę.— Anomalie powstają z czarnej magii — odpowiedział w końcu Drew; i tak długo czekał, zupełnie niepotrzebnie. — Spekulacji na ich temat jest wiele, zarówno w ministerstwie, jak i samym Departamencie Tajemnic. Jest za wcześnie, aby mówić o konkretach, wszyscy nad tym pracują. — Domyślał się, że chodzi mu o unieszkodliwienie wszystkich działań anomalii, nie tylko miejsc, zgodnie ze wskazanym przez Czarnego Pana sposobem. Doszły go słuchy, że magia szalała zarówno w czarodziejskim, jak i mugolskim świecie — nie zdążył przyjrzeć się temu bliżej; dotykała dzieci i charłaków. Nie mieli wciąż sposobu na powstrzymanie kłopotów, nie potrafili jeszcze ukierunkować tej ciemnej siły na to, co chcieli. Panowanie nad anomaliami, jak słusznie zaważył, dałoby im wielką przewagę, a może nawet nieograniczoną moc, ale Borgin odpowiedziała już za niego, dlatego nie podejmował ponownie tej kwestii. — Możecie to badać oboje?— Wiedział, że woleli pracować samotnie; było mu wszystko jedno, czy połączą siły, czy spróbują na własną rękę. Interesowały go — jak wszystkich, efekty takich prac, więc pozostawił to w kwestii ich indywidualnego wyboru, choć starał się, by jego sugestia, była wystarczająco silna, aby zachęcić ich do współpracy. Oboje znali się na klątwach, Borgin przez swoje dziedzictwo; nigdy do tej pory nie wątpił w poznane przez nią arkana wiedzy, niektóre dostępne tylko członkom jej rodziny; Drew przez wielokrotnie wojaże i tajemnicze artefakty. Wierzył, że mogli się uzupełniać.
Valerij również poruszył istotną kwestię, którą zajęty mniej istotną sprawą zachowania niepokornego Magnusa początkowo zignorował.
— Pozostaje jeszcze kwestia nieobecnej Goshawk— przypomniał mu; o ile Quentina chronił ród i wpływowy nestor, tak w przypadku nic nieznaczącej dla ministerstwa młodej uzdrowicielki, która była dla wyszkolonych i doświadczonych aurorów łatwym celem sprawa sprawa się komplikowała. — Aurorzy łatwo nie odpuszczą, będą śledzić powiązania, próbując dojść po sznurku do kłębka. Rozkazy Czarnego Pana były wyraźne, pamiętamy o swoich. Goshawk musi zniknąć im z oczu dla bezpieczeństwa nas wszystkich.— Niestety nie zjawiła się na spotkaniu, ktoś będzie musiał jej przekazać wieści, pomóc ukryć przez pewien czas.— Spotkanie w Wywernie udowodniło, że nie jesteśmy o krok przed aurorami, udało im się nas zaskoczyć. Gdyby Czarny Pan się nie zjawił, ty Quentinie— zwrócił się do niego bezpośrednio, bowiem pozostawał wśród nich na ten moment najbardziej poszkodowany— ale i my wszyscy odczuwalibyśmy tego przykre konsekwencje. Takie sytuacje nie mogą się więcej powtórzyć. Sigrun — zwrócił się w jej stronę. — Twoje umiejętności pomogą ci się obracać w aurorskim towarzystwie. Moja kuzynka, Mia, jest na kursie pod opieką Brendana Weasleya.— Spojrzał na nią znacząco. Te dwie informacje powinny pomóc wpaść na właściwy trop, niekoniecznie wiążący się z zagrożeniem życia młodej Mulciber. Siggy ją znała, znała ich relację — mógł jej to podsunąć bez wątpliwości, wiedział, że odpowiednio to wykorzysta. Swej kuzynce dał wybór, podjęła decyzję, w której nie było miejsca dla rodziny i tego, czym się parała. Nie miał skrupułów, by wystawić ją metamorfomagowi, szczególnie takiemu, który jej nie skrzywdzi.
Spojrzał na Runcorna i pokiwał głową, przyglądając mu się dłużej — zaskoczył go, do tej pory nie wiedział, że jest legilimentą. Wiedźmia Straż od zawsze była skarbnicą wiedzy, ale legilimenta wśród szpiegów stawał się niezwykle przydatną personą. — Potrzebujesz wsparcia?— spytał go, nie spuszczając z niego wzroku. Jeśli mieli coś upozorować, aby pomóc, mu wyciągnąć odpowiednie informacje, to był dobry moment, by to powiedzieć.
Wtem odezwał się Cadan, lecz nie spojrzał na niego. Obracał w dłoniach winogrona.
— Grindelwald zniknął. Nikt nie wie, gdzie jest, ani czy jeszcze żyje — Ocenę nowego Ministra Magii pozostawił Magnusowi. Wydawało mu się, że dobrze się orientował w kwestii Ignacego Tufta.

| Na odpis szokujące 48h



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala bankietowa - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala bankietowa [odnośnik]14.11.17 13:55
Siedział już całkiem wygodnie, ze swobodnie ułożonymi nogami i komfortem, że nie padnie jak długi na ziemię podczas płomiennej mowy, zbyt patetycznej, uderzającej w ton zbyt wysoki, kojarzący się z nieprzyjemnym i piskliwym zgrzytem zaostrzonych szponów sunących po szkolnej tablicy. Czarny Eliksir uderzył mu do głowy, jak woda sodowa, lecz Rowle nie poczuwał się do obiektywizmu swej oceny, nonszalancko popychając spotkanie do przodu, ponosząc koszty nieprzychylnych spojrzeń. Cień przemykający po twarzy Ramseya był banalny, znał go dobrze, momentami uznając go za całkiem zabawny dodatek ich prywatnych konwersacji. Edukacyjnych, często kończących się wykładem, który mógł szczelnie wypełnić nadane im godziny, ale Magnus nie wymagał prostowania. Daleko mu było do perfekcji w wyrzeczeniach, stawiał pierwsze kroki w najbliższych szeregach Czarnego Pana, a już siedmiomilowe - nie umiejąc służyć, nie potrafił rządzić, choć teoretycznie urodzenie predestynowało go tylko do tego stanu. Zignorował wibracje lewego przedramienia, przejeżdżając jednak po nim głodnym wzrokiem; nadal napawał się widokiem swego naznaczenia, wiążącym go w trwałej służbie Lorda Voldemorta, jedynej, jaką mógł odbyć bez szaleństwa i miotania się jak zwierzę w zamkniętej klatce. Też rodziło się w nim sporo buntu, lecz pokora musiał przyjść z czasem, pozostawał adeptem tej sztuki, nie radząc sobie z nią jeszcze z perfekcją, do której wytrwale dążył. Obserwował - z kontaktu wysnuwał wnioski, poznał mężczyznę, do jakiego swój głos kierował Apollinaire, zatem Macniar jako pierwszy ogłosił się do fizycznego wsparcia ich potrzeby. Pomysł Francuza osobiście wydał się Rowle'owi kiepski, a co najmniej nietrafiony, szczupłe palce artysty mogłyby się pokaleczyć na szorstkich, nieoheblowanych deskach, co byłoby - nieodżałowaną stratą. Ugryzł się w język, złośliwości zatrzymując w zakamarkach umysłu niedostępnych dla nikogo, napięta atmosfera udzieliła się i jemu, z dwojga złego bardziej podobał mu się żałobny klimat, panujący tu chwilę temu. Szlacheckie stypy sypały się jak z rękawa, acz to również nie był temat do żartów. Strata kuzynki nie przekonała Magnusa do uronienia łzy, lecz Rosier pożegnał swego ojca. Między śmiercią nie istniała równość. Chwalebna i żałosna, bolesna lub szybka, tylko finał był taki sam, choć rodzące się wspomnienia i tak zmazywały pozorną spójność. Ponoć eliksiry mogły ją sprowadzić - zaciekawił się, jak wyglądała, bulgocząca w kociołku. Quentin był zdolny, dowiódł tego, o Valerijiu głośno huczał cały Nokturn, a również i filigranowe panie posiadały wiedzę, zdolną zdusić czyjeś życie. Sztuka subtelna, niegdyś dedykowana kobietom, posądzanym o trucicielstwo, choć obecnie tym fachem parano się w równych proporcjach. Kiwnął głową Burke'owi, raz jeszcze dziękując za gotowość, zastrzeżenie czasu puścił mimo uszu. Dziwił się, że mężczyzna w ogóle może mówić, obandażowana twarz sugeruje straszliwe blizny i inne dolegliwości, ukryte przed światem; ręce jednakowoż są sprawne i wciąż mogą służyć - doskonale. Ostrożnie obrócił się na krześle, by skrzyżować spojrzenie z czarnymi, wydrążonymi tunelami oczu Deirde. Po raz pierwszy - dzisiaj, od dawna - mówiła do niego bezpośrednio. Suche pytanie, trafne i konkretne, mimowolnie wywołało emocje, od jakich próbował się odciąć, szczerze gardząc powracającą falą wspomnień. Nie lubił jej tak odległej, ale miała sporo racji; chłoszczący jak trzask bicza ton sprawdzał się najskuteczniej w konfrontacji z demonem.
-Czarny Pan rozkazał Antonii oraz mi zdobyć pewien list, adresowany do Grindelwalda. W trakcie przechwytywania sowy spotkały nas drobne problemy w postaci Prewetta i drugiego mężczyzny. Prawdopodobnie Weasley'a - wyjaśnił zdawkowo, opierając łokcie na stole i przenosząc ciężar ciała nieco w przód, by mieć lepszy pogląd na nią, lśniącą złowrogą bielą skóry w klimatycznym półmroku eleganckiej sali - nie jestem pewny, czy to rzeczywiście był Brendan. Ryża czupryna i umiejętności defensywne to za mało, by go rozpoznać, lecz zadbam o to, by potwierdzić tę informację. Jeśli jednak to właśnie on, stanowisko aurora czyni go dwa razy bardziej niebezpiecznym. Ministerstwo szaleje, lecz nie można go lekceważyć - stwierdził spokojnie, po czym zwilżył wargi, unosząc do ust puchar z czystą wodą. W węższym gronie nie hamowałby się przypuszczalnie, znajdując sporo radości w kielichu wina, lecz nie zamierzał popełnić kolejnego towarzyskiego faux pas. Głos Morgotha, dotychczas cichego i jakby nieobecnego pozwolił Rowle'owi na swobodny wdech i odklejenie zdradzieckich myśli od Deirdre - czemu pragnął jej aprobaty? - działo się więcej, niż przypuszczał. Praca wrzała, wymykała się z rąk, ale z pewnością nie było jej za mało. Na pewno starczy dla wszystkich i nikt nie pozostanie bez zajęcia na dłużej. Brynhild udało się go zaskoczyć, lakoniczne słowo jakby wyciekło spomiędzy zaciśniętych szczęk kobiety, nie zmieniając przekazu ani o jotę; chciał widzieć jej zdeterminowanie i takowe zobaczył. Mało musiało obchodzić Borgin poza Czarnym Panem i naukową pracą, zdawała się mocno odosobniona i jakby przezroczysta, mimo że siedziała dość blisko niego. Przemilczał kpiący toast Ignotusa, odnosząc się za to do jego delikatnej reprymendy. Po zdegustowanej minie śmiał myśleć, że prawi aż nazbyt dosadnie.
-Tak, jak powiedziałem, skoro Rookwood i Runcorn - ułamek sekundy przerwy na odszukanie właściwych twarzy, kobieta pod protekcją Mulcibera i niepozorny brunet, te personalia już mu nie umkną - posiadają takie możliwości, niechaj je wykorzystają. Również pomoc alchemików w tych przedsięwzięciach może okazać się nieoceniona - powtórzył to, co Ignotus pominął albo co sam podkreślił niewystarczająco - Prewett jest pewny. Poznałem go od razu, nie ma mowy o pomyłce. Nie sprawdzał się w starciu, podczas walki próbował wyrwać mi zęba. To chyba wystarczy za parafkę uzdrowiciela - stwierdził, uśmiechając się szeroko, drapieżnie, by zademonstrować wujowi pełne uzębienie i zwrócić się ku Tristanowi, siedzącego na przeciwległym krańcu stołu. Gospodarz tego miejsca, pierwszy Śmierciożerca, powitał Brynhild w jednostce badawczej, niewątpliwie zasłużenie. By zaraz potem, również zasłużenie(?) zakpić z niego. Magnus poczuł, jak złość rozlewa się czerwienią po jego kołnierzu; mówił o nim, jakby go nie było przy tym stole, a słyszał wyraźnie każde słowo, padające z ust Rosiera. Skrzywił się, jakby ktoś uderzył go w twarz, to było gorsze, gorsze i upokarzające.
-Tyczyło się to nieobecnych - uściślił krótko, patrząc mu prosto w twarz, nie z wyzwaniem - stali po jednej i tej samej stronie - a z chęcią porozumienia. Nie pojmował ważniejszych obowiązków od rozkazów Czarnego Pana, Rycerzy, którzy nie przybyli winni mieć znakomite usprawiedliwienie.
Zadziwił się pewnością Rookwood, która po raz kolejny dawała do zrozumienia, że poradzi sobie z wyzwaniem, które przerosłoby niejednego. Wielu spośród nich znało ministerstwo od podszewki, lecz kto decydował się na taki krok prócz szaleńców? Kobieta albo była wariatką, albo jej nie doceniał. Może chowała w rękawie oznaczoną kartę, by zagrać nią w chwili wybitnego zagrożenia? Skoro Mulciber jej zaufał i on powinien uwierzyć, nie domagając się dowodów. Uwagę Magnusa od zagadkowej Sigrun odciągnął szybko Valerij, w zawiłym monologu tłumaczący Quentinowi, jak powinien poradzić sobie z niewygodną sprawą przesłuchań. Rowle miał ochotę parsknąć śmiechem, malwersacje dokonywane przez szlachtę były tajemnicą poliszynela, ale Dolohovowi to pojęcie najpewniej pozostawało obce.
-Łapówka przesunie przesłuchanie w niebyt, ale to nie rozwiązuje wszystkich problemów. Znajomość czarnej magii niestety nie jest uważna za powód do dumy i aurorzy nie zapomną tego nawet za całą zawartość skrytki u Gringotta - powiedział, niestety Quentin, tkwisz w bagnie. Ja razem z tobą, zaklęcie niewybaczalne rzucone w obecności aurora gwarantuje mi honorową celę w Azkabanie.
-W jednym na pewno masz rację, Runcorn. Aura zawirowań i zmian sprzyja na przeprowadzeniu takiego wywiadu. Wszelkie informacje, które pozwolą nam choć trochę przejrzeć plany Ministerstwa będą przydatne i pożądane - rzekł. Niech działają, razem z Rookwood, nie dla niego, a dla Czarnego Pana. Każdy tutaj chciał go zadowolić, a na docenienie musiała przełożyć się ciężka harówka. Oraz ryzyko i... poświęcenie, tych, którzy jak wąska grupa umysłów bardziej ciągnących do wiedzy niż walki, mieli wspierać Rycerzy i Śmierciożerców z odpowiedniej odległości. Cadan nie mógł być bardziej zadowolony ze swej żony, angażującej się w sprawę, a jednocześnie wybierającą sobie miejsce względnie bezpieczne, a równie ważne i wartościowe. Toporny żart Goyle'a nie wywołał jego uśmiechu, inaczej od politycznej wkładki. Nie było go w kraju dość długo, by przestał orientować się w politycznych nieścisłościach.
Dość długo również brylował we względnym spokoju, by znowu podnieść sobie ciśnienie, żyłka na skroni pulsowała niebezpiecznie, a Rowle poczuł odrażającą duchotę - kwestia braku powietrza, ciąg dalszy skutków ubocznych straszliwego eliksiru, czy gorąco powodowane wstydem? Chętnie wcisnąłby Mulciberowi do ust całą kiść tych winogron, patrząc, jak się nimi dławi, urocze przekomarzania się prawie rodzeństwa, ale pamiętał, że był dużym chłopcem. I potrafił panować nad emocjami. Względnie.
-Jak sobie życzysz, Ramsey. Trafi na pierwszą stronę - rzekł cicho, starając się poskromić syczącą wściekłość. Nie mógł się odgrażać, przypuszczalnie za tydzień wypije z kuzynem kufel Ognistej, drwiąc z tej sytuacji, ale obecnie ukrywał drżenie dłoni, wbijając palce w chłodny metal złotego pucharu. Zignorował jego dociekliwe pytania, rozmawiał z nim ledwie wczoraj, od tego czasu nic nie uległo zmianie, a przekazał już pozostałym wystarczające sprawozdanie z tamtego dnia. Antonia mogła dopowiedzieć resztę, też znajdowała się w ogniu walki. Pomogła mu.
Anomalie były drażniącym tematem, sam przekonał się o tym, że magia płata mu figle, od tych pozywtynych aspektów, po kompletnie nieprzewidywalne aspekty. Dzieci również dotknęły ich objawy, a magia, niestała i nieskumulowana w odpowiednich punktach, ujawniała się nad wyraz spontanicznie. Niepokoił się o swoje córki, o miejsce magii w ogóle, jeśli istniał sposób, by zapobiec tym odchyłom - lub lepiej, obrócić je na swoją korzyść, na korzyść dla Czarnego Pana - gotów był mieć i w tym swój udział.
-Spróbuję dotrzeć do Mii - zapowiedział Ramseyowi. Nie obiecywał sukcesów, jeśli kobieta ma choć w połowie tak trudny charakter jak Mulciber, czekała go nie lada przeprawa. Imperius nie wchodził w grę - Tuft zajął stołek wyłącznie dzięki ówczesnej popularności swej matki i zamieszaniu, jakie nagle zatrzęsło Anglią. Nie jest politykiem. Prędzej czy później będzie zmuszony ustąpić - zawyrokował, choć była to mocno subiektywna opinia. Nie odliczał mu czasu na stołku, ale nie pchałby się do kombinowania i układania się akurat z Ignatiusem.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 4 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]14.11.17 17:33
Królewska łaskawość Magnusa zatruwała powietrze sali przesłodzoną mgłą - nie tylko ona to zauważała. Ironiczne toasty, spojrzenia, uniesienia brwi; Deirdre kolekcjonowała to wszystko kątem oka, dalej beznamiętna, czując jednak zdegustowanie: także zignorowaniem propozycji blondwłosej kobiety, towarzyszącej Ramseyowi. Była wyczulona na nawet drobne gesty świadczące o lekceważeniu wpływu płci pięknej na ich wspólną sprawę, w pewien sposób czując się odpowiedzialna za to, jak traktowane są sojuszniczki - szła przed nimi, przecierając patriarchalny szlak. Przy stole zdominowanym przez mężczyzn znajdowało się ich coraz więcej, żadna nie zdawała się być też tutaj z przypadku - jak Isolda. Ucieszyło ją docenienie naukowego zacięcia Brynhild oraz alchemicznych zdolności Eir; spojrzała na siostry z szacunkiem. Ciągle pozbawionym uśmiechu - ten pojawił się na jej twarzy dopiero po chwili, po następnych słowach Tristana. Kąciki pełnych, sinych ust zadrżały, delikatnie unosząc się w górę, ale jeśli ktoś obserwował ją dokładniej, bez wątpienia zobaczył różnicę między obojętną uprzejmością a tym kocim, sytym zadowoleniem, wypisanym raczej w czerni oczu niż w mimice. Magnusa należało usadzić, pokazać mu miejsce, które zajmował - owszem, dostąpił zaszczytu otrzymania Mrocznego Znaku, lecz to nie oznaczało, że stał się nagle panem i władcą zgromadzonych tu Rycerzy: a zwłaszcza stojących ponad nim Śmierciożerców. Lepkie komplementy, także te docierające do niej, przypominały jej tłustą, uporczywą muchę, brzęczącą koło ucha - niewartą jednak podniesienia na nią ręki. Znosiła gorszą protekcjonalność, dlatego skupiła się na konkretach, lecz atmosfera stawała się zbyt ciężka, by ot tak zignorować straceńczą szarżę Magnusa ku przepaści bezdennej - i bezpodstawnej - arogancji. Nie mogła się powstrzymać, by nie przenieść spojrzenia na Rosiera: spokojnego i zarazem nonszalancko krytycznego. Na sekundę pochwyciła jego spojrzenie, odpowiadając swoim: roziskrzonym i dawnym; szybko jednak odwróciła głowę. Poczuła się tak, jakby przyłapał ją na czymś intymnym, na tej uroczej satysfakcji oddanej uczennicy, zgadzającej się w pełni z naukami mistrza. Czy miała jeszcze prawo do takiej kociej poufałości?
Delikatnie poprawiła się na krześle, ponownie sięgając po wino - i słuchając, znów słuchając. Nie uroniła ani jednego słowa, Runcorna, Cadana - jak zwykle po żeglarsku obrazoburczego - Burke'a, Mulcibera i pozostałych - nie umknęło jej także względne ucichnięcie ujadającego Magnusa, zalanego niezdrowym rumieńcem. Niemalże widziała drgającą na jego twarzy żyłkę i szkarłat, spływający za kołnierz szaty. Dobrze. Może to go czegoś nauczy. Odpowiedź na pytanie o zagrożenie płynące ze strony Brendana skwitowała jedynie milczeniem, którego jednak nie zamierzała kontynuować w kwestii bezpieczeństwa zatrzymanych tuż po wydarzeniach z Białej Wywerny. Obdarzyła uważnym spojrzeniem Valerija, pokazując, że jego słowa są ważne - i są wysłuchane. Zabranie głosu w sali pełnej ludzi, rozświetlonej świecami, akcentującymi przepych, niepodobny do ukochanej piwnicy, musiało wiele go kosztować. Propozycja zadbania o Quentina była sensowna, Deirdre nieco nie zgadzała się z sugestią Magnusa, że galeony nie potrafią rozwiązać wszystkiego i sprawa jest stracona. Do tej pory, jeśli chodziło o występki szlachty, wystarczały. Arystokracja stawała się nietykalna, koneksje na szczytach władzy departamentu pozwalały na zamknięcie śledztw nawet jeśli wokół szczekały podekscytowane, nieustępliwe aurorskie psy. Przestrzegające prawa, a więc także i rozkazów - a te wydawali ich przełożeni, starsi, posiadający rodziny i wieloletnie powiązania z szlachtą. Może wiele zmieniło się odkąd opuściła Ministerstwo Magii, dopuszczała do siebie taką możliwość. - Valerij ma rację. Zajadli, zaślepieni aurorzy być może nie zapomną, ale ci, którzy stoją nad nimi, posiadając władzę nad ich postępowaniem, dyrektorzy i szefowie departamentów, są bardzo podatni na finansowe sugestie. A także mniej lub bardziej ścisłe układy, które posiadają ze szlachtą i które przynoszą im profity - odpowiedziała tuż po słowach Magnusa, spokojnie i powoli, nawet nie patrząc na mężczyznę siedzącego na końcu stołu - raczej wpatrując się w braci Burke. Kontakty z handlarzami opium, arystokracją, złoto, powiązania; mieli tego pod dostatkiem dzięki swemu pochodzeniu. -Biorąc pod uwagę chaos, z jakim muszą się teraz borykać - szaleństwo Wilhelminy, gwałtowne zmiany, nasilające się anomalie - zaryzykowałabym stwierdzenie, że będą więcej niż wdzięczni za stos galeonów, zamykających jedną z setek spraw piętrzących się na ich biurkach - a Marianna mogła zaszyć się na jakiś czas na Nokturnie, u Cassandry. Miała na to pewien pomysł; mieli być przecież solidarni, ochronić swoich; droga manipulacji, gróźb i zabezpieczenia złotem, które przecież pęczniało w szlacheckich skrytkach, wydawała się jej odpowiednim zadbaniem o Quentina i Mariannę, a także ewentualne poszlaki, ciągnące się ich śladem. Zamilkła ponownie, upijając łyk wina, nie patrząc już na nikogo konkretnego. W jej głosie nie było słychać krytyki, jedynie cechującą ją uprzejmą obojętność, tak dobrze pasującą do bladych policzków.
Usłyszała pytanie Lupusa; odwróciła się lekko w jego stronę, a czarne włosy opadły na twarz, przesłaniając ją na chwilę. - Organizacja łącząca miłośników szlam i mugoli: chcą ich chronić, doprowadzając tym samym czarodziejski świat do zguby - odpowiedziała mu krótko, niesłyszalnym szeptem, spojrzeniem dając mu do zrozumienia, że po spotkaniu odpowie na resztę pytań. Wyprostowała się ponownie, odgarniając czarne kosmyki za ramię i tłumiąc syk bólu; nawet gwałtowniejsze poruszenie ręką drażniło poranione plecy.
- Wydaje mi się, że do Mii łatwiej będzie dotrzeć osobom, z którymi pracuje w tym samym miejscu - W Ministerstwie, miejscu pracy, będzie czuła się pewniej. Przypomniała o tym obojętnie, z całej siły powstrzymując uniesienie brwi. Wiedziała, że Magnus niezwykle się starał - ale nadmiernymi dobrymi chęciami wybrukowana była ścieżka ku niepokojącej przesadzie. Wątpiła, by znał aurorkę, zresztą: czy nie słyszał słów Mulcibera?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala bankietowa [odnośnik]14.11.17 19:40
Najwidoczniej temat związany z odbudową Białej Wywerny powoli się wypalił jak ona sama i dalszy ciąg spotkania stał się o wiele bardziej postępowy niż można było podejrzewać. Padało między nimi wiele pytań, na które wkrótce odpowiedzi miały zostać udzielone. Niektóre z nich same przyciągnęły jego uwagę, chociaż była to bardziej kwestia trafnego ujęcia w słowa wątpliwości większości, jeśli nie wszystkich zgromadzonych niż chęć zajęcia głosu w ich sprawie. Każdego z nich wysłuchiwał z należytą uwagą, a spotkanie szło nadzwyczaj sprawnie i bez większych problemów. A przynajmniej tak się wydawało do tej pory. W niektórych głosach dało się wyczuć delikatne, niemal niewyczuwalne wibracje mające swoje podłoże w zdenerwowaniu czy samej formie zebrania. Część jednak wciąż pozostawała milcząca, chociaż to nie Śmierciożercy mieli obowiązek się stawienia. Każdy jednak odpowiadał za siebie, a przydatność miała zostać oceniona nie przez nich. Chociaż Riddle'a nie było między nimi, fatum jego osoby zdawało się unośić ponad wszystkimi. Już nie raz wkradał się w umysły swoich popleczników - mógł więc z łatwością sam ocenić czy ktoś wymagał podstawienia. Morgoth nie oceniał, woląc zająć się własnymi niedociągnięciami czy analizą tego, co się działo. Najwidoczniej posiadali w swoich kręgach odpowiednie osoby mające zająć się anomaliami, co było obiecującym przedsięwzięciem. Magia, która ją wywołała była bardzo potężna i gdyby chociaż odrobinę udałoby się im ją rozpracować, uchylić rąbka tajemnicy, mogliby osiągnąć naprawdę wiele. Zastanawiał się czy silniejsi czarodzieje od niego zgromadzeni na tej sali zdołali to osiągnąć, bo nie wątpił w to, że Śmierciożercy byli elitarną grupą nie tylko z samej nazwy. Jakby na potwierdzenie tych słów głos zabrał Ignotus, który sprawnie oznajmił wszystkim, jakie będą konsekwencje nie stawienia się na wezwanie. Jednak można było z tego odczytać również fakt, że każdy błąd miał się równać z tymi samymi skutkami. Tu nie było już możliwości wytłumaczenia się z popełnionej porażki - nie po to się spotykali i nie o taką przyszłość z lukami walczyli.
Sprawa ludzi pracujących w Ministerstwie Magii była znamienna z tego prostego względu, że również i Zakon Feniksa posiadał swoich przedstawicieli w jego szeregach. Wraz z tak sporą rotacją w organach odpowiedzialnych za ruszaniem tą całą maszynerią trzeba było się rozeznać na co można było sobie pozwolić, jakie informacje zdobyć i co ich rząd wiedział o tych wydarzeniach - nie tylko związanych z gargantuicznymi anomaliami, ale również i pożaru na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Większość tamtejszych świadków została pogrzebana wraz z zawaleniem się budynku, jednak najwidoczniej nie tylko lord Burke i Goshawk przeżyli. Czy publiczna próba zajęcia się opanowaniem szalejącej po Wielkiej Brytanii magii nie była również odwróceniem uwagi od węszenia przy tamtej nocy? Z tego co wiedział, jednak nikt o nic nie pytał; media nie podawały również żadnych informacji na temat prowadzone śledztwa. Temat stał, ale to nie on pracował w ów departamencie, dlatego cierpliwie słuchał i czekał. Sprawa związana z przekornymi słowami Rowle'a nikomu nie uciekła sprzed nosa, chociaż jego ton świadczył jakoby sam stał ponad wszystkimi zgromadzonymi. Reszta starszych stażem Śmierciożerców jednak pilnowała każdego rzucanego na sali zdania, dość dobitnie przywołując zagubionych do porządku. Magnus przekonał się, że nikomu nie można było tutaj zagrozić czy zaimponować. Nie posiadał jeszcze żadnego autorytetu, chociaż być może frustrującym miało być zdanie sobie sprawy, że hierarchia trzymająca się Rycerzy Walpurgii stawiała osoby o wiele młodsze od niego ponad jego osobę. Jego stanowisko jednak które prezentował nie utwierdzało nikogo w przekonaniu, żeby była to błędna decyzja, a wręcz przeciwnie. Wraz z pytaniem rzuconym przez Tristana, Morgoth nie spojrzał na Magnusa, a podniósł krótkie spojrzenie w stronę zasiadającego na drugim końcu stołu kuzyna, by później wrócić do cichego wpatrywania się w nieistniejący punkt. Nie zwrócił go na mężczyznę, który dał sobie sposobność do zabrania głosu i wypowiedzeniu długiego monologu; słuchał jednak sensownych wniosków, które przypomniał lub uzmysłowił zebranym. Niewątpliwie miał sporo racji, a wniosek zawsze był ten sam - pieniądze mogły rozwiązać większość ich problemów. Nie sięgnął w tym czasie ani razu po wino, woląc zostać przy trzeźwych umysłach na tyle, na ile było to możliwe. Temat Zakonu Feniksa był niezwykle interesującym i dla wszystkich niezwykle istotnym, bo nie należało lekceważyć przeciwników. Raczej wszyscy czekali na jakiejkolwiek wnioski w tej sprawie, by dowiedzieć się kogo unikać, kogo wystrzegać, kogo być może obserwować. Niewątpliwie nieprzyjemnym elementem w sali bankietowej były puste krzesła. W końcu całość była równie silna co najsłabsze ogniwo. A jeśli nawet nie stać ich było na pojawienie się między nimi - cóż to oznaczało? Gdy Ramsey zabrał głos, wszyscy słuchali o wiele uważniej niż wcześniej. Nie mówił nadto, a konkrety trafiały do ludzi najmocniej. Padały słowa kierujące, pytania, sugestie, odpowiedzi. Krótko i zwięźle. Nie odezwał się w sprawie Marianny z tej prostej przyczyny, że jako osoba, która przepisywała mu medykamenty i u której pojawiał się na konsultacjach lekarskich, mogła być z łatwością powiązana z Yaxleyami. A tego zdecydowanie nie chciał. Rodzina była ponad wszystkim, a lekkomyślność nie leżała w jego naturze. Dlatego też więc milczał, pozwalając by myśli oraz wypowiedziane słowa układały mu się w jedną, sensowną całość. Nie umknęły mu także opinie jak i fakty dotyczącego nowego Ministra Magii. Łatwość z jaką wykorzystał on zajęcie miejsca matki była zaskakująca, co czyniło z niego osobę przewrotną i być może o wiele bardziej przeniewierczą od jego rodzicielki. Próba przekonania go do swoich racji bez odpowiednich informacji mogła skończyć się karkołomnie. A oni nie mieli już czasu...



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 4 z 33 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 18 ... 33  Next

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach