Wydarzenia


Ekipa forum
Salon główny
AutorWiadomość
Salon główny [odnośnik]18.09.17 11:32
First topic message reminder :

Salon główny

Główny salon stanowi serce domu — to tu podejmuje się gości, przy akompaniamencie trzaskającego w okazałym kominku drewna. W pomieszczeniu znajdują się miękkie sofy i fotele oraz podnóżki; na ścianach wiszą obrazy, a podłogi zaścielają miękkie dywany. Tu i ówdzie stoi orientalna waza lub grecka rzeźba. Na szczególną uwagę zasługują jednak włoskie, złocone, kryształowe lampy. W pokoju króluje nieodmiennie złoto i czerwień oraz delikatne, jasne kolory. Mimo zdecydowanie bogatego umeblowania główny salon nie przytłacza, stwarzając przyjemne miejsce zarówno do wypoczynku, jak i biznesowych spotkań. Tak jak w każdym pomieszczeniu w pałacu znajduje się w nim kominek, niepodłączony jednakże do sieci Fiuu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon główny - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon główny [odnośnik]12.05.20 19:59
| 28 maja

Lady Selwyn była wybitną alchemiczką – i to nie ulegało niczyjej wątpliwości. Choć wciąż młoda, jej talent już dał o sobie znać. Nic dziwnego, że niektórzy ze znajomych jej rodziców prosili ją o przygotowanie jakiś mikstur. Płacili, rzecz jasna, aby nie wykorzystywać młodej lady, jednak to przecież nie miało znaczenia. Rodzina Wendeliny zawsze należała wszak do szlachty. Do tych, którzy nie muszą nic robić, aby mieć. A ona eliksiry warzyła dla swojej własnej satysfakcji i radości.
Jednocześnie uwielbiała się rozwijać. Wciąż czuła, że brakuje jej wiedzy w niektórych aspektach, wciąż miała wrażenie, że może być lepsza w tym co robi. Najlepsza! Przynajmniej na tyle, aby kiedyś znaleźć się w talii Czekoladowych Żab, aby młodzi adepci magii mogli się o niej uczyć i o niej mówić. Cóż za wspaniała musiała być, ta lady Selwyn! – słyszała w duszy zachwyty. – Taka utalentowana! Taka nadzwyczajna! Też chcę taka być!
Tak na pewno będzie, bo jakby mogło być inaczej? Ostatnio wprawdzie miała na warzenie eliksirów nieco mniej czasu (poszukiwanie narzeczonego było całkiem czasochłonnym zadaniem), ale nie miała zamiaru zaniedbywać swojej pasji.
Warzyła w jednym z przygotowanych do tego pomieszczeń, tuż przy dużym oknie. Słońce już dawno zaszło, a na niebie błyszczały gwiazdy. Lady Selwyn kochała tworzyć eliksiry nocą. Wtedy wszystko zdawało się jakby lepiej pachnieć, było bardziej tajemnicze i romantyczne. Nie należała do osób sentymentalnych, ale tego jednego dziwactwa nie potrafiła się pozbyć. Poza tym spoglądanie na niebo pomagało jej w dobraniu odpowiednich proporcji oraz składników. Zależnie od pory nocy, układu bądź widzialnej jasności gwiazd, eliksiry mogły wychodzić różnie: raz lepiej, raz gorzej. Dzięki temu zaś oraz dzięki rozłożonej przed sobą książce mogła dobrać gramaturę oraz konkretne wywary, które miała zamiar stworzyć, tym samym osiągając jak najlepsze rezultaty. Wciąż się ucząc, czasem popełniała błędy, jednak obecność książki i regularnie powtarzanie wiedzy sprawiały, że czuła się w tym wszystkim coraz bardziej biegła. I w kwestii astronomicznej, i alchemicznej. Jeszcze trochę, a będzie odwiedzać magiczne seminaria oraz wykładać te tezy! O ile, rzecz jasna, przyszły mąż nie będzie miał nic przeciwko. Ale z drugiej strony… Ona się już postara, aby nie miał. Każdego mężczyznę można przecież obkręcić wokół własnego palca. Na przykład takiego lorda Lestrange – nie sądziła, aby on miał coś przeciwko. A lord Travers? I jego dałoby się pewnie bez problemu do tego przekonać. Nie wydawał się szczególnym wyzwaniem. Nie dla kogoś takiego jak ona przynajmniej. Bo dla innych arystokratek… cóż, mógłby wydać się zbyt szorstki do okiełznania. Lady Selwyn wychodziła jednak z założenia, że wszyscy szlachcice są do siebie koniec końców podobni i żaden nie wywinie się z jej sieci. Z resztą, dlaczego mieliby chcieć to robić?
Wendelina dała skrzatowi znać, aby rozpalił kilka świec. Miały być jasne na tyle, by pozwolić jej wygodnie warzyć, ale jednocześnie tak ciemne, by alchemiczka mogła swobodnie obserwować zmiany zachodzące na nocnym niebie. Następnie już samodzielnie przygotowała kociołek, bo doskonale wiedziała, że nikt nie zrobi tego tak dokładnie, jak ona.
– Caren? – zwróciła się do obecnej z nią służki. Biedna dziewczyna, była już wyraźnie senna i zmęczona, jednak jeśli jej pani chciała, aby pomagała jej przy tworzeniu eliksirów, nie miała szczególnego wyboru. Wiedziała doskonale, że nie ma prawa narzekać. Lady Selwyn była stanowczą pracodawczynią.
Ukryła więc ziewnięcie i odparła tonem zgłaszającym pełną gotowość:
– Tak?
– Podaj mi słoik z żabimi oczami. I trochę belladony – odparła Wendelina, zapalając palnik. Ten już po chwili błysnął jasnym ogniem,
– Oczywiście, pani – powiedziała tylko służka, grzecznie wykonując polecenie. Doskonale wiedziała, co gdzie leży. Wendelina warzyła w tym miejscu dość regularnie i Caren musiała doskonale znać rozkład każdej z szafek. Inaczej narażałaby się na gniew miedzianowłosej szlachcianki, a tego wszyscy chcieli uniknąć. Zwłaszcza, że panna Selwyn była przecież chora i każdy stres bądź irytacja mogły spowodować nawrót jej przypadłości.
Gdy Wendelina mogła już sięgnąć po składniki, zaczęła ostrożnie mieszać w kociołku. Zawsze nad nim stała: siedzenie uznawała za oznakę lenistwa oraz braku szacunku do tworzenia eliksirów. A to była przecież szlachetna i ważna sztuka. Magiczne napoje były przecież kluczowe w leczeniu wielu chorób oraz przydawały się także w wielu innych sytuacjach. Nie mogła – i żaden z alchemików nie mógł – dopuścić, aby ktoś, kto dostał od niej eliksir, był z niego niezadowolony. Choćby w najmniejszym stopniu. A co dopiero mówić o ewentualnych zatruciach i problemach z tym związanych? Nie wybaczyłaby sobie, gdyby ktoś dostał od niej nieprofesjonalnie przygotowane dzieło.
Mieszała eliksir, odmierzała kolejne proporcje i regularnie zerkała na niebo, sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Pracowała z pieczołowitością i pasją, której nigdy nie brakowało jej do tego zajęcia. Przecież była lady, była damą! Gdyby ta czynność nie sprawiała jej czystej przyjemności po prostu nie musiałaby jej robić. Dlatego nad kociołkiem stała z szerokim uśmiechem.
Gdy eliksir przybrał odpowiednią barwę, przelała go do odpowiedniego pojemniczka. Westchnęła z zadowoleniem, wkładając fiolkę do szuflady.
– Caren, podaj inny kociołek – rozkazała, odsuwając się od miejsca pracy.
W chwili, w której służąca ściągnęła z palnika kociołek, wymieniając go na nowy i zabierając się za szorowanie starego (Wendy nie miała zamiaru brudzić sobie czymkolwiek rąk, fuj!), lady Selwyn zerknęła do przygotowanego wcześniej kawałka pergaminu. Miała na niej listę zamówień, większość z nazwiskami i eliksirami. Chociaż nie wszyscy jej klienci podawali swoje pełne miana. Niektórzy z przyjaciół ojca prosili go o przysługę od jego córki, prosząc o anonimowość, a Wendelina, ufając w pełni ojcu i rozumiejąc, że nie każdy chce dzielić się swoimi sprawami z innymi, po prostu wykonywała eliksiry. Nie interesowało ją, do czego takowy później zostanie zużyty. Liczył się za to fakt, że miała cel w swojej pracy. Tworzenie dla samej siebie było czasem budujące, ale absolutnie niepraktyczne. A Lady Selwyn była kobietą praktyczną, która wolała widzieć cel w swojej pracy. Zlecenia właśnie go jej zapewniały.
Czasem marzyła o tym, aby zatrudnić się w Ministerstwie Magii. Aby zająć jakieś znamienite stanowisko. Może jakiegoś Testera Eliksirów? Albo asystenta ministra do tych spraw? Wtedy jednak przypominała sobie, że przecież była damą. Jako dama, musiała przede wszystkim znaleźć męża i urodzić mu syna. Gdy do tego dojdzie, będzie mogła myśleć o ewentualnej, pełnej sukcesów karierze. Na razie jednak nie ta była kluczowa. Skup się, Wendy, skup – pomyślała sama do siebie, zabierając się za przygotowanie kolejnego eliksiru.
– Tym razem robimy maść na… och, smoczą ospę. Och, biedny Lord Jaques, Mam nadzieję, że w końcu z tego wyjdzie – powiedziała, wzdychając. Przyjaciel jej ojca niestety chorował na tę przypadłość zaskakująco często. A może po prostu nie umiał się wyleczyć? Miał przecież swoje lata. Nie ważne: Wendelina nie musiała znać się na chorobach i leczeniu. – Wiesz, co podać, prawda?
Caren skinęła głową, podając swojej pani konieczne do eliksiru składniki. Wendelina, nawet jej nie dziękując (przecież za to jej płaciła! A właściwie ojciec płacił. Nie ważne) zabrała się do dalszej pracy.
Będąc w znamienitym nastroju zaczęła sobie nucić coś pod nosem, mieszając w kociołku. Nigdy nie umiała śpiewać i publicznie nigdy by tego nie robiła, ale doskonale wiedziała, że Caren nie piśnie nikomu ani słowa, a radosna piosenka jakoś sama cisnęła się na język. Cóż to za piękna, radosna noc! Jakież miała szczęście, że przyszło jej dziś warzyć eliksiry i ratować biednych, starszych i zmęczonych życiem lordów od smoczej ospy! No, może to niekoniecznie było aż tak chwalebne, jako damę nie powinno ją to interesować, ale ta noc! Te gwiazdy, ten kociołek, ta wspaniała atmosfera. Lady Wendelina Selwyn była w kompletnej euforii.
Aż eliksiry zdawały się warzyć same, bez jej udziału. Gdy człowiek miał dobry humor wszystko przychodziło tak łatwo. Och, aż ma ochotę uwarzyć amortencję! Następnym razem będzie musiała koniecznie to zrobić, choćby po to, aby powdychać jej piękny zapach. No i może Caren przyda się odrobinka: dziewczyna ostatnio wspominała o tym, że jakiś uroczy chłopiec wpadł jej w oko, choć chyba bała się do niego podejść, obawiając się odrzucenia. A amortencja? Amortenja na pewno załatwiłaby ten problem od ręki!

| zt, 1259 słów


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]25.06.20 11:32
| 20 kwietnia

Dzień był całkiem ładny i pogodny. W Beaulieu rozbrzmiewała atmosfera radości z powodu zbliżającego się ślubu jednej z jej młodszych krewnych. Isabella miała już wkrótce oddać swoją rękę lordowi Rosierowi. Wendelina nie mogła powstrzymać ukłucia zazdrości  tym związanego. Czemuż to ta młodsza została mu oddana? Czemu nie ona? Nie rozumiała, w jaki sposób jej rodzice mogli nie dostrzec takiej szansy. Może to dlatego Lucinda wciąż nie miała męża? Chociaż… nie. Nie, Lucinda nie miała męża z powodu swojego własnego niedostosowania do rzeczywistości. Tej kobiety nie dało się w żaden sposób sprowadzić na ziemię.
Oczywiście, jak na damę przystało, Wendy nie miała zamiaru wypominać kuzyneczce jej szczęścia, a przynajmniej – nie wprost. Mogły nie pałać do siebie nadmierną sympatią, ale dalej były bliską rodziną, która powinna się wspierać w tych trudnych dla ich rodziny czasach. Zawsze z resztą wydawało jej się, że Isabella mimo wszystko wyznaje ich rodzinne wartości.
Cioteczka, z którą spędzały razem to popołudnie, właśnie opuściła na chwilę salon, aby zająć się niesfornym skrzatem, który dziś jak na złość nie chciał przynosić wszystkiego na czas. Zostały więc z jasnowłosą Bellą same. Wendelina zajmowała właśnie miejsce w jednym z foteli, czytając najnowszy numer „Czarownicy”. Sięgała po to pismo regularnie, traktując je z jednej strony jako pustą rozrywkę, z drugiej – chcąc po prostu wiedzieć, co w trawie piszczy. Lady powinna być wszak dobrze poinformowana, nawet w kwestii najświeższych plotek!
Ooo, spójrz, Bello – stwierdziła nagle. – Taki krój sukni też mógłby pasować do twojej sylwetki! Gdybyś tylko nie miała już wybranej swojej – stwierdziła, zerkając to na ilustrację w piśmie, to na swoją krewną. Tak, ten krój na pewno pasowałby pięknie do jej talii. Gdyby tylko dodać kilka salamander… i jakiś ognisty dodatek… och, i jeszcze doszyć kilka koronek oraz uzupełnić całość złotymi dodatkami. Bo suknia z magazynu była przeznaczona raczej dla klasy średniej. Wendelina nie założyłaby jej w takiej formie nawet na co dzień, a co dopiero mówić o ślubie.
Kartkowała magazyn dalej, zapowietrzając się niezwykle, gdy otwarła kolejną stronę.
Och! – wydarło się jej z piersi. Zmarszczyła brwi, spoglądając na swoją kuzynkę: – Któraś z lady Slughorn kupiła sobie szczeniaczka i paraduje z nim po Londynie. Tylko to jakiś... yorkshire! Cóż to za zwierzę, prawie nie wygląda, jak pies. Psidwaka powinna sobie sprawić, nie jakiegoś mugolskiego szczurka – powiedziała, krzywiąc się. Ona nie mogłaby się pojawić na ulicy z czymkolwiek, co kojarzyło się z niemagicznymi. Jeśli już musiałaby wybrać sobie psa (Merlinie, nie pozwól, to przecież wybrudzi wszystko w Pałacu) i jeszcze miałaby pokazywać się z nim publicznie to koniecznie musiałby to być psidwak. Nie było innej możliwości.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]01.07.20 12:58
Wspólne pogaduszki i zaczytywanie się w nowinkach obyczajowych rzeczywiście pozwalało choć na chwilę oderwać się od myśli o ślubie. To już niedługo, ledwie kilka tygodni i stanie się Isabellą Rosier. Salamadry przestaną ją chronić swym płomiennym płaszczem, zagości jako dama w potężnej warowni różanych lordów. Już na zawsze. Myślała o tym często, intensywnie połykała myśli. Karmiła się pięknymi wyobrażeniami o dwóch szlachetnych postaciach, które wkrótce połączą się w nową rodzinę. Stawała się nadzieją Selwynów, małżeństwo podpisywało sojusz, dawało szansę pohańbionej na zjeździe familii. Morgana ostro pędziła do przodu, wiedząc, że tylko odważne decyzje pozwolą zmyć paskudny nalot z kart historii wielkich rodów. Rosierowie stawali się jej przyjaciółmi, rodziną, powiernikami nawet! Zbliżała się, a jednocześnie nie mogła oderwać się od przedziwnego wrażenia, że coś jej umyka, ze nie do końca czuje się tak, jak sobie wymarzyła. Może to efekt lęku przed nową rolą i niezwykle podniosłą ceremonią. Hamowała ją nerwowość. A jeśli jednak nie?
Cioteczka wyszła, a Wendy zaczęła mówić znad brzegów dziewczęcej prasy. Bella oderwała się od lektury, z obłoków powróciła na ziemię, prosto do saloniku przystrojonego wdzięcznymi portretami wielkich przodków. – Rzeczywiście mogłaby wyglądać wybornie, choć.. nie zamieniłabym mojej sukni na żadną inną. Ten ostatni raz będę płonąć, dosłownie, droga Wendelino – odparła z jakąś wspaniałą nostalgią w głosie. Trudno było odgadnąć, czy to ekscytacja czy może oznaka kamuflowanej sprytnie niepewności
Tak naprawdę Bella nie lubiła tego, że jej kuzynka nazywa się właśnie tak. Rozumiała to, nie było na tym świecie imienia bliższego salamandrom od tego, ale jednocześnie wydawało jej się, że powinno być ono przeznaczone właśnie dla ich wielkiej legendy. Gdy wymawiała je, widziała przed oczami mityczną sylwetkę płomiennej królowej, a tymczasem u swojego boku miała kuzynkę. Postać oddaną bez pamięci rodowym ideałom, może nawet aż za bardzo. Gdyby nie pewność, że wkrótce ręka kuzynki zostanie obiecana jakiemuś lordowi, Isa mogłaby przysiąc, że miała przed sobą następczynie samej nestorki.
- Mugolski szczurek? Pozwól mi spojrzeć – odparła zdziwiona i wychyliła się w stronę towarzyszki. Wtedy jeszcze nie mogła tego powiązać z pewnym chłopcem, ale wyłapała ślad pogardy w wypowiedzi Wendy. Odłożyła na bok tomik romantycznych opowiastek. – Dlaczego ci się nie podoba, Wendy? Wydaje się idealnym towarzyszem damy, malutki, lekki i jakże wymyślne włosie! I jak pięknie przystrojony! – wyznała z zachwytem, spoglądając na gazetę. – Psidwaki są od niego większe, potężniejsze, ale wydaje mi się, że lepiej sprawdziłyby się jako towarzysze lordów. Och, niewiele wiem o tych stworzeniach… - przyznała zdecydowanie zamyślona. Wolała bliskość roślin i ludzi, ale dama na zdjęciu wyglądała naprawdę pięknie z takim powabnym towarzyszem. – Czy piszą coś jeszcze ciekawego? – podpytała, całkiem zapominając o lekturze. Być może kilka plotek rozjaśniłoby ten dzień.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon główny - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Salon główny [odnośnik]01.07.20 22:22
Mogła mieć za złe rodzinie, że to na dłoni Isabelli pojawił się zaręczynowy pierścionek, ale jednocześnie w gruncie rzeczy cieszyła się na sam ślub. Powinna się na nim zjawić cała śmietanka towarzyska, w tym także niezamężni i szlachetni lordowie, z którymi to lady Selwyn będzie miała okazję porozmawiać, budując rodowe koligacje i kto wie, może spotykając kogoś, kto mógłby ubiegać się o jej rękę? Być może lord Rosier ma jakiegoś niezamężnego kuzyna, albo kto wie, przyjaciela z dzieciństwa, który pozwoliłby Wendy na małżeństwo z członkiem szlachetnego i cenionego rodu? To była okazja, a miedzianowłosa dama miała w zwyczaju okazje wykorzystywać. Nawet, jeśli okruszone były odrobiną żalu, który tlił się w piersi młodej lady.
Pokazała Isabelli zdjęcie. Gdy do jej uszu dotarł komentarz jasnowłosej, pokiwała głową.
Och, nie, nie, zmiana byłaby tylko na gorsze – przytaknęła. – I jakże to, wcale nie ostatni, Bello! Możesz zmienić nazwisko, ale nie swoją krew. Płomień tkwi w twoim… naszym wnętrzu! Nie w naszych imionach. Przypomnij mi, kto zajmuje się projektem sukni? – dopytała. To była wszak kwestia samej Isabelli. Wendy nie zajmowała się bezpośrednio przygotowaniem ślubu i nie znała jego wszystkich detali, a moda w końcu nigdy nie była najbliższa jej sercu. Musiała się nią interesować w granicach, które były konieczne do brylowania na salonach, ale nie miała zamiaru zagłębiać tematu ani odrobinę bardziej, niż to było jej potrzebne.
Wendy nieszczególnie często myślała nad swoim mianem. Oczywiście, doskonale wiedziała, skąd się wywodzi i miała świadomość dlaczego została nazwana właśnie tak, a nie inaczej. Historyczna Wendelina była niewątpliwie wspaniałą i wielką postacią, istotną dla każdego Selwyna. Ale… imię to imię. Gdy nosisz je na co dzień traci swoją historyczną wartość, jeśli taka istnieje. Dlatego Wendelina nawet nie wpadłaby na to, że jej miano przeszkadza młodszej kuzynce.
Zmarszczyła brwi, słysząc wypowiedzi jasnowłosej i jednocześnie kątem oka wyłapując kolejne słowa w piśmie. Wzięła głęboki, wyraźnie poirytowany oddech.
Na tej sierści to pewnie sam brud i kurz przenosi! Łatwo się od czegoś takiego zarazić. I no zobacz, mówiłam, że szczur! Mugole wyhodowali je, by łapały szczury właśnie. Te zwierzęta muszą zaiste śmierdzieć. – Skrzywiła się. – Psidwaki wcale nie są dużo większe, Bello, przecież można je bez problemu podnieść, jeśli jest taka potrzeba. A jeśli któraś z dam chce jakieś niewielkie zwierzę to przecież zawsze może sprawić sobie puszka, czy pufka. Są urocze i puszyste, a nie mają nic wspólnego z tą… tą mugolską zarazą – stwierdziła, kręcąc głową. Wzięła głęboki oddech. Taka bzdura nie powinna wyprowadzać jej z równowagi! To pewnie przez ten cały ślub Isabelli. Koniec końców, to wielkie wydarzenie dla ich całej rodziny i lady Selwyn również była nieco zdenerwowana.
Przekartkowała strony, nie mając ochoty dłużej spoglądać na szczurzego psa.
Hmm… podobno któraś z lady Travers zadużyła się w jakimś portowym chłopcu… ale na szczęście jej rodzina zareagowała w porę. – Zamilkła na chwilę, czytając dalej. – O. Miłość wypaliła się, gdy lady zauważyła, że chłopak je surową rybę brudnymi dłońmi, w towarzystwie swojej mugolskiej matki. Ród Travers zareagował prędko, przedstawiając damie szlachetnego lorda, który już kolejnego dnia poprosił ją o rękę. Lady Travers przyznaje, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Jak dobrze, że przejrzała na oczy. Pamiętasz ją? Chyba uczęszczała ze mną do szkoły, ale na sabatach również bywała.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]06.07.20 13:28
Powtarzała je, cicho, natrętnie w intymnych zakątkach swoich myśli. Powtarzała je, święte słowa Wendeliny. Płomień płonął głęboko w jej wnętrzu. Niemożliwe było pozbawienie jej go, przebicie ognistej powłoki różanym kolcem, ugaszenie roziskrzonej krwi, odebranie jej dziedzictwa, które ją ukształtowało. Przyszła na świat w ogniskach wyczekiwania, między malowanymi z finezją spojrzeniami przodków zawieszonych na portretach w komnacie matki. Potrzebowano jej. W tamtym roku wiosną ród salamander przyjął na świat dumnego chłopca, który kiedyś miał się stać znakomitym medykiem, a niedługo później wybrzmiał głośny śpiew dziewczynki, która nigdy nie stanie się uzdrowicielką. Dla niej los przyszykował zupełnie inną rolę, choć równie wdzięczną i wyjątkową. Kręgi salamandrowe rozrastały się, kominek buchał dumnym, potężnym płomieniem. – Rację masz, droga Wendelino – przyznała powoli, choć bez większego entuzjazmu. To do niej niepodobne, ten cień smutnawej pokory. Była przecież salonową iskierką, nie chmurzyła się z uległością. Jeśli nadchodziła burza, to nad jej głową niewidzialne pioruny groziły każdemu, kto tylko ośmielił się zbliżyć. Nawet Morganie, choć ją skrycie chyba podziwiała, mimo rozczarowań, jakie przynosiła według Belli jej władza. Szczególnie jedno z nich wyjątkowo mocno odbiło się na młodej lady. – Nigdy nie przestanę już płonąć. Żadna z nas nie przestanie, nawet gdy będziemy żonami wielkich lordów – kontynuowała głośno wspólną myśl, wiedząc, że właśnie to należało odpowiedzieć. Chciały przecież spełnić swoje przeznaczenie i jednocześnie nie zapomnieć o tej pierwszej iskrze, o dachach, pod którymi nauczyły się tworzyć największe pożary. Czy to wszystko można było pogodzić? – To przecież jasne. Poprosiłam o to wspaniałą lady Parkinson – wyjaśniła z pogodnym uśmiechem. Tylko dama zrozumie damę. To najważniejszy strój, szata zdobiąca ciało dziewczęcia w chwili przejścia. Granicy nie można było przekroczyć ot tak. To pożegnanie i powitanie, to najmilszy dzień w historii każdej szlachcianki, prawda?
- Wendelino, jestem pewna, że w rękach damy każdy psi towarzysz, nawet ten najbardziej kudłaty, przemieni się w strojnego, czystego czworonoga. Lady Slughorn z pewnością zadbała o jego schludną prezencję. Piesek jest pielęgnowany lepiej niż niejeden mieszkaniec Londynu. Zresztą… nie rozumiem cię, siostro. Nad kotłem dotykamy wstrętnych resztek zwierzęcych i ludzkich. To również powinno być nieprzyjemne. Skąd więc tyle oburzenia w tobie? Wiesz, jak paskudne są ingrediencje, a jednak pracujesz z nimi niemal każdego dnia – zauważyła, przypominając sobie o pasji kuzynki. Uniosła jednak brew, kiedy padły słowa o zarazie. Nie znała żadnego mugola, nigdy z żadnym nie rozmawiała. Nie oburzał jej jednak fakt posiadania psów wędrujących razem z niemagicznymi. Pokręciła lekko głową, zastanawiając się, czym tak naprawdę przejmowała się Wendy, skoro taka błahostka wzbudzała w niej tak wiele niechęci.
Kiedy zaś rudowłosa streściła jej najnowsze salonowe ploteczki, materiał sukienki na udach Isy zgniótł się okrutnie między dziewczęcymi palcami. Złoty lok wysunął się z upięcia i opadł na jej czoło. Może nawet zbladła, odnajdując dziwne powiązanie. Ta historia wydawała się bliska temu, czego doświadczyła w ostatnich tygodniach. Przynajmniej początek, bo dalsza część brzmiała dokładnie tak, jak oczekiwałaby tego lady Morgana. Ognisko, które zapłonęło w złym miejscu, winno być natychmiast ugaszone. Pożałowała Isabella, że zapytała o te nowinki. Przed oczami widziała twarz chłopca, który nie przypominał lorda Rosiera. Wstała z pięknej sofy i przemknęła przez salonik, by utkwić zaraz spojrzenie w wielkim oknie. Widok kwitnących ogrodów sprawił, że jej przestraszone serce złagodniało. – Nie pamiętam. Dobrze, że lady Travers odnalazła szczęście u boku porządnego kawalera. Będzie mógł się o nią zatroszczyć. Miłość jest taka piękna, nieobliczalna – Westchnęła tym razem szczerze, prawdziwie zatapiając się w dobrym marzeniu o doświadczeniu zakochania. Mimo to coś nieprzyjemnego ciążyło jej w żołądku przez te wszystkie komentarze kuzynki. Mugolskość była przecież wstrętna, niedopuszczalna, ohydna i uwłaczająca. Tego brudu Bella jednak nie umiała dostrzec, bo własne doświadczenie… pozwalało jej na dość nietypowe odkrycia. Świat wcale nie był tak oczywisty. Emocji nie dało się okiełznać. Nieuciszone głosy potrafiły zaś doprowadzić na skraj szaleństwa. Zaczynała się bać własnych myśli. Odwróciła się przodem do towarzyszki. – Czy zastanawiałaś się kiedyś, kim będziesz za pięćdziesiąt lat, Wendelino? Gdzie będzie twój dom, jaki będzie ten świat? Czego takiego dokonasz? Albo czy wciąż będziemy nosić tak piękne suknie i ciasne gorsety?  – podpytała, by zmienić temat i umknąć przed ryzykiem wysłuchiwania podobnych opowiastek.
O niektórych prawdach serca nigdy nie powinno się mówić głośno.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon główny - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Salon główny [odnośnik]08.07.20 17:28
Lady Selwyn westchnęła przeciągle, nieco zaskoczona stonowaniem krewnej. Bella, w przeciwieństwie do niej, zwykła przecież szczebiotać radośnie, sprawiając wrażenie pozbawionej trosk. Jako dama urodzona w dobrej rodzinie nie miała ich z resztą szczególnie wiele. Czoło mogło chmurzyć jej co najwyżej zmęczenie wynikające z przygotowań do ślubu. W jej życiu wszystko było już ustalone, poukładane; nie musiała się martwić brakiem majątku, czy męża, a wkrótce już pewnie i brakiem potomstw.
Kto wie, może nasi potomkowie powrócą na łono rodu? – powiedziała, wzdychając.
Jeśli miałaby córkę, nie wahałaby się w wydaniu jej za potomków swoich kuzynów z męskiej linii. Krew Salamander nie powinna nadmiernie się rozlewać. Rodzina lorda Shafiqa miała swoje racje w specyficznie prowadzonej polityce zamążpójścia. Właściwie nawet sama Wendy  nie zawahałaby się, gdyby któryś z jej kuzynów poprosił ją o rękę, uznając możliwość zostania w rodzinie za błogosławieństwo Merlina. Wiedziała jednak, że sytuacja ich rodu jest delikatna i chcąc nie chcąc, musiała zostać jednym z elementów, który zacznie go odbudowywać.
Po chwili namysłu, nieco rozmarzona, pozwoliła sobie jednak na nieco więcej:
A być może pewnego dnia role się odwrócą? Być może, pewnego dnia, cioteczka zadecyduje, że to któraś z córek Wendeliny powinna być jej następczynią? – Ton głosu Wendy zdradzał, że nie bierze tego pod uwagę w rzeczywistym świecie. Jakże jednak wspaniała była to wizja! Świat jednak nie wyglądał wszak w ten sposób. I prędko nie zacznie. Chociaż bez wątpienia lady Morgana pełniąca tak ważną funkcję stanowiła kamień milowy. Miedzianowłosej nie umknął jednak fakt, że jej ukochana cioteczka była salamandrą jedynie z racji małżeństwa, nie pochodzenia. To nieco osłabiało jej rolę na tle innych nestorów, wywodzących się z danych rodzin z dzida pradziada.
Pokiwała głową.
Och, tak, tak, oczywiście. Dobrze ci się z nią współpracuje? – dopytała, ni to z troski, ni to dla podtrzymania rozmowy.
Z kwestią psią nie mogła się jednak zgodzić z kuzyneczką. Gdy jednak Bella raczyła odnieść się do kwestii ważenia eliksirów, na twarzy alchemiczki pojawiło się szczerze oburzenie. Czy ta młoda kobieta naprawdę nie widziała różnicy pomiędzy tymi dwoma kwestiami?!
Psi towarzysz może być, moja droga, nawet najbardziej zadbany, ale dalej pozostaje psem. A taki już zwłaszcza! Chyba zapadłabym się pod ziemię, gdyby takie stworzenie raczyło załatwiać swoje… potrzeby… w towarzystwie! Schludna prezentacja czy nie, to dalej zwierzę! Nie myl, Bello, nauki uprawianej za zamkniętymi drzwiami od paradowania ze zwierzęciem w cenionych galeriach! Spreparowane ingrediencje są zaś wszak martwe i wyczyszczone. Takie stworzenie zaś w każdej chwili może zerwać się ze smyczy i wylądować w błocie! Dwa lata temu, w parku, byłam świadkiem takiej sytuacji, uwierz mi, nie chciałabym być na miejscu tamtej lady – stwierdziła, kręcąc głową. Isabella może i wkrótce miała stać się żoną, ale mimo tego dalej pozostawała rozmarzoną trzpiotką, której brakowało praktycznego podejścia do życia.
Wendelina, nie mając pojęcia o uczuciach trawiących serce Belli, skupiała się jedynie na samej plotce, nawet nie wpadając na pomysł, że przyszła lady Rosier może skrywać przed rodziną tego typu nieczyste myśli.
Piękna i nieobliczalna… ale czy naprawdę konieczna? – Westchnęła. – Szczęśliwe życie to nasze świadome wybory, nie targające nami emocje. Mam jednak nadzieję, że wkrótce i rodzina lady Travers ogłosi datę ślubu. Wesela to radosny czas – rzekła, kiwając głową.
Nad kolejnymi słowami jasnowłosej musiała się przez chwilę zastanowić. Odpowiedział więc z drobnym wahaniem:
Za pięćdziesiąt lat, Bello, będę dumną matką i babką. A nasz świat… będzie leżał u naszych stóp jak niegdyś, jak teraz… i jak zawsze. Suknie zaś to moda niezmienna, a aby dobrze leżały, gorset jest wszak niezbędny. Nie sądzę, aby wychodzący zza sukni był w dobrym smaku kiedykolwiek – stwierdziła, nie obawiając się poruszyć nieco bardziej kobiecych tematów w towarzystwie innej damy i swej krewnej na dodatek.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]16.08.20 1:06
Słuchała Wendeliny zadziwiona. Zapominała o lekturze, całkowicie oddając się myśli, która jak trucizna rozlała się po jej wyobraźni. Wierna poddana lady nestorowej najwyraźniej przewidywała, że tradycja kobiet na tronie rodu przetrwa dłużej. Przywykła do opieki i władzy mężczyzn Bella niby podziwiała odwagę i moc wielkiej Morgany, a z drugiej strony czuła jej intrygę i wstrętne zamiary, które tylko krzywdziły ród. Była rozdarta. Pragnęła podziwiać ciotkę, podobała jej się kobieca duma i podziw, jaki budzić mogła pośród lordów, ale z drugiej strony… opiekunka rodu odebrała jej coś, coś czego nie potrafiła jej wybaczyć. Czuła także wielką niesprawiedliwość. Oto kobieta, wdowa, zostaje uhonorowana przywództwem. Właściwie to sama się mianuje nestorem, przejmuje mnóstwo męskich obowiązków, a ona… A Bella wciąż nie może rozwijać się w kierunku praktycznej magii leczniczej. Gdyby tylko miała taką moc, jak Morgana, pozwoliłaby damom zdobywać potrzebną wiedzę i czynnie rozwijać się w życiu zawodowym. Tak przynajmniej jej się zdawało, bo jednak tkwiła wciąż w pięknej kuli, w ramach wychowania szlacheckiego, które wmawiało im przeznaczenie już od pierwszego dnia istnienia. Żona i matka. Nie uzdrowicielka. Dumny płomień, ale taki, który nie może poparzyć. Mathieu zdawał się lubić jej entuzjazm, niespodziewane zwroty we wspólnych spotkaniach, iskry w oczach i spontaniczność. Chciałaby, by życie u jego boku wiązało się z doświadczeniem szczerej miłości i swobody. Jednak wiedziała, że w murach różanego pałacu kobiety szczyciły się nienaganną postawą. I siłą, o której tak pięknie opowiedziała jej lady Melisande. Tylko jak w tym wszystkim odnaleźć równowagę? Kuszący płomień zawsze odnajdywał drogę do pożaru, czyniąc z niego ognisko niemal niemożliwe do zignorowania. Możliwe, że i tym razem tak się miało stać.
– Czy twoje słowa wyrastają z pragnienia kontynuowania jej dzieła właśnie w tej roli, Wendelino? Chciałabyś być lady nestorową? Pozostać wieczną panną lub, o wielki płomieniu, złączyć się z krewnym z naszej krwi, salamandrą? – zapytała zadziwiona szczerze koncepcjami, które mogły zaprzątać głowę alchemiczki. – To.. to tak, jakbym ja i… – urwał, wiedząc, że wspomnienie o czarnej owcy nie powinno nigdy wybrzmieć między nimi. A jednak to właśnie o nim pomyślała w pierwszej chwili, kiedy tylko dziewczęca fantazja postanowiła skręcić właśnie w tym kierunku. Rumieniec ozdobił jej gładki policzek. Upięte włosy nie pozwoliły, by jakiś niesforny lok przyszedł jej z pomocą i przysłonił lico. – Znakomicie. Dama, która ledwie chwilę temu stała w roli panny młodej, doskonale wie, czego mi trzeba. A jej serdeczność roznieca żar w moim sercu – oświadczyła jedynie, nie rozwlekając tego tematu, bo przecież już zaraz pochłonęły je kwestie znacznie bardziej zastanawiające.
Oburzenie Wendeliny dość gęsto spłynęło na Isabellę. Czuła jej niesmak, malowane przez dość sensualną wyobraźnie scenariusze głęboko ugrzęzły w myślach kuzynki. Wydawało się, że zdołała te historie dobrze przemyśleć, że wierzyła w ich spełnienie. Los w ostatnim czasie dla Belli okazał się tak przewrotny, że już nie była pewna, na ile potrafi przyznać jej rację. Mimo wszystko chyba jednak nie potrafiła się zgodzić z rudowłosą. – Droga Wendy, wiele jest słuszności w twoich słowach, ale mimo wszystko wydaje mi się, że piszesz zbyt fantazyjne opowieści. Przyjmując stworzenie, czy magiczne czy niemagiczne, godzisz się na jego dziką naturę. Czy nie tak jest? Tobie nikt nie każe troszczyć się o psiego pupila. Wcale nie musisz go mieć. Nie czyń jednak innym wyrzutu z tego powodu. Ty igrasz z ogniem, a inne lady mogłyby burzyć się na tak świetlistą, z boku jakże niebezpieczną, profesję. Ona jest przecież taka niezwykła! Tak jak niezwykłe dla pozostałych mogą być dzieła sztuki, mogą być psi przyjaciele… Wydaje mi się, że twoje oburzenie jest niepotrzebne, droga kuzynko. Nasze służki znają sposoby na błyskawiczne usunięcie błota z sukni. My również – stwierdziła, łapiąc się na nieoczekiwanej nucie rozsądku. Jakimś cudem panowała nad emocjami, nie zatupała pantofelkiem i nie wstała obrażona od stołu. Powód tego spokoju wydawał się jednak jasny, choć może nie dla samej Isabelli. Myślami tak naprawdę znajdowała się daleko od kuzynki i jej plotek. Troski o wiele cięższe wiły sobie gniazda w tych słonecznych lokach. – Ale czy te emocje nie są najpiękniejsze? Ja pragnę miłości, wielkiej, fascynującej, ogrzewającej moje serce – mówiła natchniona, mówiła kierowana przez marzenie. Lord Mathieu zdawał się czynić wszystko, by poczuła się przy nim najmilej, uwielbiana i doceniona. Tylko obowiązujące konwenanse niekoniecznie pozwalały na równość i wzajemne oddawanie się uczuciom. Czy Wendelina w ogóle wiedziała, o czym myśli Bella? – Wesele to najpiękniejszy czas. Nie potrafię się doczekać tej chwili i jednocześnie czuję niepokój. To jest nasze wyzwanie, nasz ważny punkt na drodze do przeznaczenia – kontynuowała, powtarzając wklepywane jej od dwudziestu lat mądrości matek i ciotek. – Tego ci mogę życzyć, najmilsza, by twoje marzenia mogły rozkwitać, byś czyniła to, co pragniesz czynić najbardziej. W gronie bliskich. Pomyśl tylko, wypijemy herbatę, przywitamy nowe tysiąclecie (może nawet w tym saloniku!) i będziemy obserwować nasze wnuki. Ja jako lady Rosier a ty jako pani w zamku innego dumnego rodu. Znikną beztroski młodości, pozostaną stosy albumów i wspomnienie o naszym ukochanym płomieniu. Chciałabym wtedy znów ujrzeć pełne aprobaty spojrzenie wspaniałej Wendeliny Dziwacznej, jej uśmiech i żar płynący z wiecznej sylwetki… – oświadczyła znów tak przejęta, tryskająca dziką wręcz fascynacją.
Przecież przez pięćdziesiąt lat nie może się zmienić aż tak wiele. Tylko dlaczego czuła, że właśnie powinno?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon główny - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Salon główny [odnośnik]19.09.20 1:06
Zaśmiała się niespodziewanie. Ciepło i nieco pobłażliwie. Przechyliła głowę, którą okalały miedziane włosy, wzdychając po chwili.
Nie bądź głupia, Bello – powiedziała już nieco bardziej stanowczo. – Dobro rodziny winno być naszym jedynym pragnieniem. Moim i twoim. Pamiętasz? Musimy budować sojusze, a cioteczka przecież nie uczyni ich bez naszej pomocy – zakończyła wypowiedź stanowczym tonem, natychmiast chcąc uciąć dalsze spekulacje. Marzonki marzonkami, ale chyba posunęła się przy jasnowłosej odrobinę za daleko. Przecież to dziewczę zawsze miało pstro w głowie! Nie należało podjudzać w niej kolejnych pomysłów. Jeszcze dojdzie do wniosku, że lord Rosier wcale nie nadaje się na jej oblubieńca.
Na szczęście psi dylemat był w tej chwili znacznie bardziej zajmujący. A na dodatek mniej istoty, więc także (chyba?) mniej szkodliwy. Nie musiała ważyć każdego słowa, mogąc wypowiadać się nieco swobodniej, niż w przypadku kwestii związanych z rodową przyszłością. Niosło jej to pewną ulgę, choć musiała przy tym przyznać, że kolejne słowa Belli wcale jej się nie podobały.
Tak długo, jak te dzikie stworzenia nie będą mi psuć dnia, słodka Bello, niech każda dama ośmiesza się, jak jej się tylko podoba. Nie sądzisz, że tylko lepiej na tym wyjdziemy? – Uniosła brew, a w jej tonie pobrzmiewał psotny, żartobliwy ton. Choć to była wszak prawda, nie mogła ubrać jej w zupełnie poważne słowa. – Błoto można usunąć, ale wspomnienia pozostają, Bello. A kto się raz ubrudzi w towarzystwie, na zawsze taki w jego spojrzeniu pozostaje. Czyżbyś o tym zapomniała? – powiedziała, a jej głos spoważniał. Spojrzenie zaś ostro wpatrywało się w przyszłą pannę młodą. Smród ich dawnych bliskich ciągnął się przecież za ich rodziną, mimo że ona sama zawsze zachowywała się w towarzystwie nienagannie. Jeszcze trochę i w głowie tej blondynki naprawdę pojawią się niebezpieczne pomysły! Może powinna przestrzec o tym Morganę? Ta była jednak zajęta rodowymi sprawami i Wendelina doskonale wiedziała, że nie może do niej chodzić z każdą, błahą sprawą.
Westchnęła.
Znów jesteś naiwna, kochana. – Pokręciła głową. – Czy wielkie i ogrzewające emocje czujesz codziennie w stosunku do swego ojca, matki? Nie, Bello, miłość to spokój i trudna praca ku lepszej rzeczywistości. Jeśli chcesz poczuć fajerwerki, możemy poprosić skrzata, aby wieczorem przygotował nam pokaz.
Na całe szczęście, lady Selwyn w końcu zaczęła mówić do rzeczy. Pokiwała głową, uśmiechając się.
Och, tak, niewątpliwie. Myślisz, że na nowe milenium mogłybyśmy się spotkać tutaj? Ze wzystkimi? Jakże wspaniale byłoby je witać w znajomych z dzieciństwa progach. Ten dzień mógłby być ukoronowaniem tego, co wszyscy razem, wspólnymi siłami, osiągniemy. Kto wie, może do tamtego czasu ktoś nauczy się, jak przywoływać duchy tych, którzy nie zostali w tym świecie? Może nasza założycielka miałaby nam do przekazania coś ważnego? Jak myślisz, jakie słowa mogłaby ku nam skierować? – Rozmarzyła się na chwilę, myśląc o mądrościach tej, która odeszła, a której imię przecież nosiła.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]23.09.20 23:59
Pokiwała głową, będąc świadomą tego, jak wielką rolę odgrywają damy w politycznej grze. Były skarbami, były pięknem i nadzieją na mocniejsze zawiązanie przyjaźni i więzi między rodami. Były pionkami, które nie miały prawa wykonać samodzielnego ruchu. To w tym wszystkim podobało jej się najmniej. Klejnoty, które winny błyszczeć w milczeniu. – Jesteśmy jej sojuszem, jej darami dla czcigodnych rodów, gwarantem. To wiem, droga Wendy. To dokładnie usłyszałam wiele razy w ciągu tych ostatnich miesięcy. Nasz ciotka próbuje związać salamandry z rodzinami dotąd niespoglądającymi na nas zbyt przychylnie – skomentowała, będąc jednak pewną, że Wendelina posiadała wiedzę na ten temat. Być może nawet głębiej pojmowała istotę tych zagrywek. O wiele łatwiejsze było sprowadzenie rozmowy na błahe, bardziej kobiece tematy. Bella jednak, dość często skora do jasnego, głośnego wyrażania swoich poglądów, posiadała w zbyt wielu kwestiach zdanie odmienne od kuzynki. Były połączone ognistą krwią, a jednak zupełnie różne. Czy łączyło je cokolwiek więcej od wspólnego dziedzictwa, alchemii i zamiłowania do pożarów? Przez moment zwątpiła, a te niepewności podsycały również kolejne słowa rudowłosej krewnej. Czy to możliwe? – Nasze towarzystwo z pewnością jest piekielnie pamiętliwe. Tego mogę być pewna – oświadczyła szorstko, nieco obrażona takim podejściem do sprawy. – Szczególnie kiedy mowa o damach czekających tylko, aż którejś z towarzyszek potknie się noga, albo właśnie zabrudzi sukienka. Nie chciałabym wyjść na lepszą dzięki niedyspozycji przyjaciółki, Wendelino. To takie smutne, tak niewdzięczne! I tak bardzo szlacheckie… - mówiła z przejęciem, a ostatnie zdanie wypowiedziała z nutą rezygnacji i potężnej wręcz szczerości. Dorastały w bardzo zakłamanym środowisku, dorastały w rodzie aktorów, masek i misternych, życiowych spektakli. Wyższe sfery nasączone były kłamstwami, które niewielu potrafiłoby udźwignąć. – Istnieją obrazy i twarze, o których lepiej nie pamiętać – oświadczyła jeszcze, mocno zawieszając spojrzenie na kuzynce. O tak, co do tego nie było wątpliwości. Jednak ujrzała w tej chwili zupełnie coś innego. Nie mogła wytrącić z głowy rozweselonej twarzy panicza Cattermole ani poważnego profilu nestora róż. Nie mogła zapomnieć złowrogich spojrzeń Morgany i monotonnego głosu guwernantki z przeszłości. Wspomnienia potrafiły być nadzieją i jednocześnie dławić bardziej niż żywe chwile. Pod kaskadami jasnowłosych fal faktycznie tliło się mnóstwo sprzecznych pragnień, serce rwało się do niepoprawności, do nostalgii, która nie pasowała do damy oraz do… do niepojętych fantazji, których mogłaby się zlęknąć sama lady nestorowa.  – Wendelino, jak możesz porównywać uczucie rodziców z miłością małżeńską? – Westchnęła równie rozczarowana drogą jej rozważań. Zupełnie inaczej myślały, zupełnie inne skojarzenia przywoływały między tymi samymi kwestiami. – Ogień z naszych fajerwerków jest mi drogi, lecz zupełnie daleki od miłosnej fantazji. Przecież to wiesz, przecież powinnaś to rozumieć. Czy nie czujesz tej dziewczęcej potrzeby stworzenia niegasnącego domowego ogniska? Pożar nie pali się, bo musi. Pożar chce płonąć i połykać na swej drodze kolejne przestrzenie. Wendelino, czemu przycichła twa wyobraźnia? – zapytała zaniepokojona i popatrzyła na nią czule. – Zbyt wiele szorstkich obrazów budują twe słowa. Miłość nie jest jak praca. Jest nieustającą troską i staraniem, ale nigdy nie nazwałabym jej obowiązkiem! – odparła wyraźnie rozgorączkowana. Ta dyskusja była bardzo pouczająca. Zupełnie nie pojmowała, skąd u Wendeliny właśnie takie wnioski. Isa czuła, że mogłaby jeszcze bardzo wiele na ten temat powiedzieć, ale wtedy zapewne doszłoby do spalenia wszystkich pięknych firan w saloniku. Emocje już iskrzyły się między dwoma damami.
Rozmowa o Wendelinie Dziwacznej przywołała jednak już zupełnie inne tony. – Zdarza mi się przemawiać do jej portretów. Opowiadała mi historie z naszych początków, opowiadała o dumie i silne naszej krwi, o potędze ognia. Myślę, że jej duch wzniósłby podobne słowa, jest tak charyzmatyczna, tak sroga i konkretna. Chciałabym usłyszeć, że jesteśmy jej godnymi potomkami. W naszej krwi płynie ogień, którego nikt nie powinien lekceważyć – oznajmiła z zachwytem. – Nic nie może nas ugasić i zawsze będziemy trwać.
Nawet po tym wszystkim, nawet bez nazwisk, tytułów i fajerwerków. Ogień rozpływający się po duszy jest wieczny.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon główny - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Salon główny [odnośnik]09.10.20 13:00
Spojrzała na Isabellę, a w jej oczach pojawił się cień smutku.
Od jakiegoś czasu niespoglądających na nas przychylnie, Isabello – poprawiła ją. – Gdy ród jest źle zarządzany tak to się właśnie kończy. Ród pozbawiony przyjaciół! Historia splatała nasze drogi niemal z każdą familią. Teraz musimy to po prostu odbudować. Twoje małżeństwo z Rosierem to dla nas wszystkich wielka szansa. Nie zmarnuj jej – powiedziała, a w tonie jej głosu zabrzmiała groźba. Wendelina traktowała ten sojusz bardzo poważnie i miała wielką nadzieję, że dzięki temu rodzina róż spojrzy na nich przychylniej. Jeśli tak się stanie, inne rody również powinny pójść za ich przykładem. Ale najpierw musiało odbyć się wesele. Potężne i huczne, obwieszczające początek nowej ery dla Selwynów.
Pokręciła głową. Ech, młode to i gniewne. Isabella nie była wiele młodsza od niej, ale lady Selwyn miała często wrażenie, że ich pokolenie dorasta coraz później. Tak, jakby tylko ona sama dorosła do swojego wieku na czas.
A kim jesteś Bello, aby decydować, w jaki sposób masz wyjść dobrze w towarzystwie? – Uniosła brew, nieco poirytowana. – Czy nie widzisz, w jakiej sytuacji jesteśmy? Ten czas to nie czas na szlachetne zagrywki i politowanie dla tych, którym nie powiodło się na salonach, lady Rosier. Z takim podejściem nigdy nie będziemy traktowani poważnie. Gdyby nie ten zdrajca… Och, lady Morgana powinna chyba trzymać was wszystkim pod kluczem lub Imperiusem. – Pokręciła głową.
W obecnej chwili każda, nawet ta najmniej honorowa droga do poprawienia swojego wizerunku na salonie powinna być wykorzystywana przez damy z rodu Selwyn. Tymczasowo nie miały innego wyboru.
Musisz czytać mniej romansów, Bello – skarciła ją, ucinając temat. Nie miała zamiaru wdawać się w wielkie dywagacje na temat miłości. Jasnowłosa lady musiała dorosnąć. Gdyby tylko cioteczka miała więcej czasu! Może jednak dobrze byłoby zamienić kilka słów z matką na temat zachowania Isabelli? Ona na pewno będzie w stanie zadecydować, czy powinna udać się z takimi wieściami do swojej siostry, czy też może lepiej od razu do samej lady Morgany.
Dopiero ostatnie ze słów wypowiadanych przez jasnowłosą sprawiły, że Wendelina była w stanie pokiwać głową, zgadzając się ze swoją kuzynką.
Owszem, nic – przytaknęła. – Ale teraz wybacz – dodała, zerkając w stronę drzwi: – Skrzat już czeka, co oznacza, że Caren dostała najnowsze suknie z Pokątnej. Muszę sprawdzić, czy są wystarczająco dopasowane – rzekła, wstając z miejsca i kierując się w stronę drzwi. Gdy jej dłoń dotknęła framugi, jeszcze raz spojrzała w stronę kuzynki: – Nie zapominaj, Bello, jesteś pod naporem wielu spojrzeń. Nie tylko ze strony członków swojej rodziny.


| zt Wendy


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]16.10.20 19:32
– Nie zmarnuję – szepnęła potulnie, sprzecznie do swojej dość kłótliwej, głośnej aury. Zupełnie jakby się poddała, uznając, że dalsze przeciąganie tego wątku rozpali je na tyle, że spłoną zdobne zasłony zdobiące okna. Tego cioteczka z pewnością by nie pochwaliła. Po potwierdzeniu, w które nie wierzyła tak naprawdę, westchnęła cicho, by stłumić falę żalu napływającego do niej gęsto z każdej strony. Poczuła się niezrozumiana, niepewna, choć przecież sama dążyła do tego, o czym wspomniała. Sama starała się kruszyć nienawiść i niesmak między rodami. Niesłyszalnie dla Wendy przemówiły głęboko w niej głosy przeczące jawnemu od lat przeznaczeniu, kuszące ją od długich tygodni do ucieczki od powinności. Wtedy nie wiedziała jednak, jak bardzo ucieczka w przyszłości miała być ucieczką.
W końcu jednak nie wytrzymała. Nie umiała powstrzymać fali gorzkich, smutnych słów. Nie umiała jej nie oparzyć czymś, na co pozostawała tak ślepa, czego tak mocno nie chciała dojrzeć. Wmawiała jej nieprawdę. Próbowała zadeptać tlące się wdzięcznie w dziewczęcej duszy namiętności. Nie jak siostra, ale jak nieprzyjaciel, którego nigdy nie chciała w niej dojrzeć. – Dość tego, Wendelino. Chcesz być silna, chcesz mieć znaczenie, a sama umniejszasz rolę. I swoją i moją. Jakże źle musisz o mnie myśleć, skoro tak mówisz? Skoro zdaje ci się, że moją jedyną troską są rozgrywki na salonach? – burknęła wyraźnie poruszona słowami lady. – Troszczę się o naszą rodzinę i dbam o dobro rodu! Sama wiesz, jak wiele spraw i sojuszy zawiązać można inną drogą niż ślub. A i ślub jest mą największą troską. Ślub i wyjątkowa rola, z którą przyjdzie mi się mierzyć i której jestem świadoma! Jakże mnie ranią twoje gorzkie słowa. Twoje słowa o… Och! – Potrzasnęła głową i ścisnęła mocniej powieki. Tak bardzo zabolało ją to, kiedy tak nazwała jej brata, jej przyjaciela, jej płomyk z krwi. Was. Zatem i czyniła z niej zdrajczynię. Może właśnie wywróżyła jej los. Może to była dobra droga. Może należało dołączyć do tego, kto naprawdę ją kochał i naprawdę w nią wierzył. Powstrzymała łzy cisnące się do powiek. Nie powinna czynić z Alexandra powodu, dla którego konserwatywna część szlachty wytykała ich palcami, choć głupiutkie damulki z pewnością uwierzą, że jego obraza jest dobrą okazją do nienawiści i niechęci. Zadrżała w złości i poderwała się z uroczej sofy. – Tobie za to z pewnością ich brakuje, Wendelino. Robisz się tak nieczuła. Przecież emocje są tak kobiece, czułość jest kobieca. Tymczasem ty brzmisz gorzko, jakby duch młodości zdołał cię już opuścić. Tak się o ciebie martwię, droga siostro – oświadczyła z żalem i niepokojem. Cierpiała, widząc ją taką, zatopioną w spojrzeniu lady Morgany. Przyszłość kuzynki zdawała się zbliżać do dziejów nestorki.
Podeszła do okna, trzęsła się ze złości. Gotowa była zrzucić z pięknej komody tę drogą, zdobną porcelanę. Gotowa była uderzyć swym gniewem w salamandrowe dziedzictwo, manifestować niezgodę. Jakże mogła tak mówić? Ściskała mocno pięści, dusiła się na myśl o ponownym spojrzeniu na kuzynkę. Spoglądała na wiosenny ogród, daleki od deszczów anomalii, rozkwitający w pięknie i pokoju. Jak długo dane jej będzie go podziwiać? – Nie zwlekaj zatem, Wendelino. Zapewne towarzystwo sukien będzie ci dzisiaj milszym od mojego – odpowiedziała obrażona i nie zaszczyciła jej ani jednym spojrzeniem. – Nowe kreacje z pewnością będą dla ciebie wielką pociechą – w końcu nie chodzi o salonowe zagrywki. Fuknęła zaraz po tym, kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi. Jej ostatnie słowa zdusiła w locie, zignorowała, wypaliła niewidzialnym płomieniem. Czy naprawdę nie miała tutaj już żadnego przyjaciela?


zt x2
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon główny - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Salon główny [odnośnik]10.08.21 20:07
15 stycznia
Przyjeżdżając do Londynu nie zakładała, że będzie się podejmować nowych zleceń, które oczywiście byłaby w stanie zrealizować w ciągu tych kilku dni pobytu, wszak pracownia na Lavender Hill dalej stała i w dalszym ciągu zawierała pokaźne ilości materiałów oraz gotowych projektów, ale zarówno drogiej lady Avery, jak i jemu nie mogła przecież odmówić. Obie te znajomości ceniła sobie na tyle, że w swoim jakże zabieganym kalendarzu tym razem znalazła czas i możliwości, a zresztą w ten sposób wypełniała sobie czas – pomimo tego, że docelowo pierwszy raz w życiu miała być na urlopie, odpocząć i oczyścić umysł na poczet nowej kolekcji, nie wiedziała nawet co się na takim urlopie robi. Z drugiej strony wojenny zgiełk, pogoda i atmosfera, dająca się kroić nożem, również nie sprzyjała odpoczynkowi a wręcz przeciwnie, idealnie współgrała z traumami z przeszłości, które do niej powróciły wraz z postawieniem stóp na angielskiej ziemi. Jeszcze wczorajszego wieczoru potwierdziła termin spotkania, by ledwie po paru godzinach przygotować się i wyruszyć do posiadłości rodowej Selwynów. Była świadoma, że gdyby tylko poprosiła, to spotkanie mogłoby odbyć się na jej zasadach, w jej pracowni, tak jak zwykle, ale ze względu na pogrążoną w żałobie ciotkę nie chciała sprowadzać obcych do domu. Fakt, że ona pracą odrywała się od problemów nie oznaczał, że działało to na każdego i choć miała przeczucie, że na starszą kobietę ta metoda by poskutkowała, wolała nie ryzykować. Nie potrafiła sobie wyobrazić co ciotka teraz czuła, lecz mogła się tylko domyślać; a jeśli to uczucie znajdowało się chociaż w pobliżu tego, co czuła, gdy przed paroma laty przez jej przeklęty urok zginął człowiek, to współczuła jej podwójnie.
Na miejscu zjawiła się niewiele przed czasem, zgodnie z poleceniem służby rozgaszczając się w salonie. W czasie gdy oczekiwała Rhysanda, zdołała pierwszy raz od dawien rozejrzeć się po wykwintnym, eleganckim wnętrzu szlacheckiej posiadłości – minęło tyle czasu a ona wciąż utwierdzała się w przekonaniu, że dalej nie umiałaby się w nim odnaleźć i tym bardziej, że do tego miejsca po prostu nie pasowała. Z tego względu gdzieś odrobinę podziwiała swoją siostrę, Odettę, która zawsze preferowała podobny klimat i niejako dopięła swego wżeniając się w ród Parkinsonów, czy szlachcianki – które choć wychowywane w takich warunkach – całe swoje życia pozostawały zamknięte w złotej klatce – bo klatka, nawet złota, w dalszym ciągu nią pozostawała. Gdy akurat oglądała jeden z obrazów, usłyszała rozlegające się na korytarzu kroki; ten ciężki i pewny, ale nieśpieszny, chód rozpoznałaby wszędzie.
Monsieur Selwyn – przywitała się, podchodząc pełnym gracji krokiem do lordal ręce skrzyżowała za plecami i uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie, ledwie unosząc kąciki warg. – Lord jak zwykle w dobrej formie, jak mniemam podróż się udała? – zapytała, dostrzegając natychmiastowo niepasującą do tutejszych warunków atmosferycznych opaleniznę. Szybko jednak zwróciła uwagę na to, że akcent francuski wyraźnie jej powrócił i wypowiadane po angielsku słowa zaczynały przybierać dość zabawne zmiękczenia a to zdecydowanie burzyło otoczkę perfekcjonizmu, którą starała się wokół siebie wypracować latami.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Salon główny - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Salon główny [odnośnik]12.08.21 15:31
Odzwyczaił się od myślenia o Pałacu jako o domu. Miał swoją posiadłość we Francji, odwiedzaną często paryską kamienicę, czy nawet znajomą willę na Rivierze, która kojarzyła mu się z większą ilością wspomnień niż Bealieu. Tu jednak była jego matka, ostoja i twierdza ich rodziny, tu znajdował się też najdroższy brat, zatem dwie osoby najbliższe miłości w sercu Rhysanda. Szedł przez korytarz żwawym krokiem, ubrany w elegancki, ale nie wyjściowo wykwintny strój, a na ustach czaił się dobrze znany służbie uśmiech. Miał dzisiaj dobry dzień, poranek kontynuował przejażdżką, a następnie krótkim treningiem szermierki, w biegu zajmując się korespondencją ministerialną. Włosy wciąż jeszcze miał wilgotne od odświeżającej kąpieli, a w dłoni płócienną chustę do otarcia kropel spływających po karku, na czystą koszulę. Londyn sam w sobie, po tylu latach Francji wydawał się brudny i szary, w porównaniu do stolicy kraju cesarza Bonaparte. Szczególnie budynek Ministerstwa, miał w sobie jakąś dozę przytłaczającej ponurego czaru, który Rhysanda męczył i utrudniał skupienie. Rozmawiał już na ten temat z Riordanem, oboje doszli do wniosku, że pewien moment zajmie mu przyzwyczajenie się do stanu rzeczy w ojczyźnie, zwłaszcza zapachu wojny nakrapianej perfumami krwi mugolskiej. Słyszał o zbawiennych jej skutkach przez zachwalanie kąpieli matki, ale sam miał pewne wątpliwości. Jak przecież coś tak godnego pożałowania mogło być dla nich przydatne? Dwuskrzydłowe drzwi uchyliły się, gdy kiwnął na zgodę skrzatom za nie odpowiedzialnym, a oczy Selwyna ujrzały charakterystyczną sylwetkę.
- Enchanté madame Baudelaire. - Skłonił lekko głowę i pojął jej delikatną dłoń w swoją własną, składając na niej szybki pocałunek. Nie dało się nie rozpoznać tej twarzy. Twarzy, która zapewne niejednego mężczyznę nawiedzała w sennych marach, obezwładniająco pięknej czarem naturalnym i śmiertelnym wręcz dla oszołomionych zmysłów. Poznając sztukę legillimencji, odkrywał też największe pragnienia ludzkich umysłów, często wstydliwe i zakorzenione pośród najciemniej skrywanych sekretów.
- Solene… Comment allez-vous? - Zasmakował jej imienia na języku, tak jak każdego imienia pięknej kobiety, która zapadła mu w pamięć. Jego język francuski brzmiał równie pewnie co angielski, chociaż w tym drugim nie obyło się bez naleciałości. Chropliwych, twardych, nauczonych latami przyzwyczajenia do mowy innego kraju, którą traktował jak swoją własną. Z jakichś powodów, chociaż również uczony był, że tylko perfekcja zostanie przejęta, swoje niedociągnięcia potrafił przekuć w pewny urok, słowa, chociaż miękkie potrafiły siać grozę i spustoszenie. Ale nie tutaj, nie teraz, w tym doskonałym towarzystwie i barwnym od ozdób salonie. - Afryka jest wspaniała Solene, musisz się kiedyś wybrać. Kolonie francuskie doskonałe w swojej egzotyczności, a czarodzieje tam, najbardziej fascynujące osoby, jakie poznałem. Oczywiście, bariera językowa sprawiała trochę problemu, ale warto było przyjąć tę misję. - Tuż po Stonehenge wspólnie, z rodziną zdecydowali o jego tymczasowej podróży, zanim na stałe przeniesie się do Anglii. Polityka wymagała obecności oraz pracy dla spraw narodowych intensywniej, a pełną skuteczność mógł osiągnąć na miejscu, to jest tutaj.
- Słyszałem, że wróciłaś z Francji stosunkowo niedawno. Jakieś wieści z duszących perfumami salonów i zabaw artystów? - Spytał zadziornie, wskazując jej miejsce w pozłacanym na ramach fotelu. Najpierw przyjemności, czy praca? Sam również rozsiadł się wygodnie i gestem przywołał służącego na jego usługach. - Kawa dla mnie Paul, czarna i mocna, niesłodzona. Na co ma panna ochotę? - Zwrócił się do czarownicy kurtuazyjnie, czekając na odpowiedź damy.



angels would damn themselves for me
Rhysand Selwyn
Rhysand Selwyn
Zawód : ambasador MKCz, persona polityczna, mecenas sztuki
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
fine, make me your villain

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 igni ferroque
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10361-rhysand-m-selwyn https://www.morsmordre.net/t10437-koperty-przy-kieliszku-whiskey#315412 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t10441-skrytka-bankowa-nr-2290#315558 https://www.morsmordre.net/t10440-r-m-selwyn#315504
Re: Salon główny [odnośnik]12.08.23 23:58
| 8 sierpnia

Dźwięki muzyki rozlegały się w salonie głównym pałacu, w którego koncie zaaranżowana została przestrzeń dla instrumentów. Fortepian grał przyjemnie, a wynajęta na ten dzień śpiewaczka umilała spotkanym czas swoim głosem. Czy to alt, czy to sopran? Wendelina nigdy nie przywiązywała do tego większej uwagi, choć od ostatniej wizyty w rezydencji Rosierów myślała coraz bardziej gorączkowo nad tym, by swą wiedzę w tym temacie poszerzyć.
Spotkanie było jętym z wielu organizowanych przez jej rodzinę. Niewielkie przyjęcie, na którym pojawiali się szlachetnie urodzeni oraz szanowani czarodzieje czystej krwi, którzy albo mieli ochotę, albo potrzebę, by pokazać się w towarzystwie. Wszak nie każde spotkanie musi być balem, a rodzina Selwyn z radością zapraszała w swoje progi dobrze urodzonych, aby pokazać, że w pełni wspierają arystokratyczną socjetę, odcinając się od plugawych zdrajców.
Lady Wendelina Selwyn siedziała na jednej z kanap, rozmawiając z szerokim uśmiechem z jakimś starszym arystokratą, słuchając jego opowieści o polowaniach na smoki sprzed lat. W duchu jednak marzyła o tym, by zmienić koronkową, niewygodną suknię na luźniejszy strój i zająć się czymś o wiele bardziej dla niej frapującym. Miała jednak nadzieję, że w okolicy północy, gdy rodzina zaprezentuje pokaz magicznych fajerwerków, atmosfera trochę się rozluźni, a jej będzie dane posłuchać zachwytów zebranych. Nie dało się ukryć — uwielbiała, gdy inni doceniali i cieszyli się dziedzictwem jej rodziny.
Gdy starszy mężczyzna skończył opowieść, przestał interesować się Wendeliną, za to wdał się w dyskusję z siedzącym po swojej drugiej stronie lordem. Lady Selwyn wstała więc z miejsca i z kieliszkiem szampana w dłoni zaczęła krążyć po sali. Na chwilę przystanęła, wsłuchując się w dźwięki muzyki, po czym podeszła do młodziutkiego lorda Lestrange, który akurat nie miał towarzysza do rozmowy. Należało dodać, że czuła przy tym wewnętrzną rezerwę, przypominając sobie niechlubnego Francisa, z którym miała nadzieję przez krótką chwilę związać się węzłem małżeńskim. Och, Morgano, cioteczko, wybaw mnie z tego cierpienia — pomyślała. Namaszcz mnie na swoją następczynię, albo wypędź z domu, oddaj do innego rodu, pozbądź się mnie, bo dłużej nie mogę znieść tej złudnej nadziei, że jednak na zawsze pozostanę tam, gdzie leży moje serce.
Nie dała jednak niczego po sobie poznać.
Jak lord odnajduje umiejętności naszej śpiewaczki? — spytała.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy


Ostatnio zmieniony przez Wendelina Selwyn dnia 22.09.23 16:00, w całości zmieniany 1 raz
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Salon główny [odnośnik]13.08.23 20:24
Kiedy dotarło do niego zaproszenie na niewielkie przyjęcie nie widział powodu, dla którego miałby się na nim nie pojawić. W zasadzie to powinien się przy takich okazjach pojawiać. Mimo, że należał do szlachetnego Rodu to sam nie miał zbyt wielu znajomości w Wielkiej Brytanii. W końcu jego najbliższa rodzina była związana z Francją, on sam zresztą uczęszczał do francuskiej szkoły. Do tego zdawał sobie sprawę z tego, że im szybciej nawiąże nowe kontakty, a może i przyjaźnie z Brytyjczykami to jego życie będzie dużo łatwiejsze, a może i ciekawsze. Na razie jednak musiał się wspierać kontaktami swojego kuzynostwa.
Timothee kręcił się po przyjęciu wymieniając się uprzejmościami z innymi zaproszonymi gośćmi. Ciężko mu było wbić się w rozmowę, bo o ile kiedy ktoś mówił do niego bezpośrednio, to nie miał problemu ze zrozumieniem angielskiego, tak kiedy miał wyłapać sens rozmowy podczas zwykłego przyjęciowego szumu, śpiewu i muzyki, często było mu ciężko połapać się o czym była mowa. To nie oznaczało jednak, że stał ciągle sam jak ten kołek. Udało mu się przeprowadzić krótką rozmowę na temat francuskiego malarstwa, potem z kimś innym poruszył kwestie jeździectwa, czas płynął spokojnie, a młody Lestrange nie mógł narzekać na nudę.
Odsunął się kawałek od uformowanych grupek dyskutujących na tematy wszelakie, sięgnął po stojący nieopodal kieliszek białego wina i przystanął gdzieś by przysłuchać się muzyce i śpiewowi. Zagłębiony we własnych rozmyślaniach dostrzegł Lady Selwyn dopiero gdy ta się odezwała. Starał się jednak nie dać po sobie poznać, że go zaskoczyła, a na twarz przywołał delikatny uśmiech.
-Niezwykły talent. Wyjątkowo oryginalna barwa głosu, niespotykana. Obawiam się jednak, że ma nieznaczne problemy z niższymi tonacjami, może to jeszcze kwestia wprawy i ćwiczeń. Wciąż wielu mogłoby jej pozazdrościć skali jaką dysponuje- podzielił się swoją opinią na temat śpiewaczki. Jego słuch był bezlitosny i wyłapywał najmniejsze nawet potknięcia występującej czarownicy. Te nie były zbyt wielkie, ot powiedzmy że to bardziej skrzywienie zawodowe Timothee.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Salon główny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach