Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]18.09.17 11:35

Ogród

Ogród zaaranżowany został w stylu angielskim - niewiele jest w nim więc zorganizowanych klombów czy wyciętych w finezyjne kształty tui i cyprysów. Roślinność raczej wydaje się wręcz dzika, przytłaczając swoją bujnością żwirowe alejki. Wszystko to jest jednakże tylko zabiegiem ogrodników, którzy tak naprawdę trzymają w ryzach siły natury. Przechadzając się ścieżkami pomiędzy kwiatami i owocowymi krzewami można czasem natknąć się na szemrzącą fontannę czy samotną rzeźbę. Jest tu także staw, a w całym ogrodzie znaleźć można też wiele jaszczurek, głównie salamander. Ogród zachwyca zarówno w słońcu, jak i w deszczu, roztaczając wokół aurę tajemniczości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]03.01.20 23:38
12 marca

Zima przemijała. Natura pamiętała ciężkie miesiące anomalii, gdy porywiste wiatry bez wysiłku łamały grube gałęzie, pustosząc pnącą się ku chmurom przyrodę. Ślady tego niepojętego kataklizmu Isabella podglądała każdego dnia. Zaczynając od własnej cieplarni, która nawet mimo zaklęć ochronnych została mocno naruszona, aż przez okolice ulubionego Boreham, ogrody samego Beaulieu i wreszcie podejrzane skrawki odległych zakątków kraju, skrawki opuszczone przez opiekuńcze blaski słońca. Nie mogła znieść widoków śpiącej, dogorywającej gdzieś, gnijącej zieleni, która oddawała swoje żywe kolory brudnej szarości. Wypatrywała pierwszych pąków, poszukiwała wiosennych śladów w drobnych, odważnie wysuwających się listkach, ale to wszystko na nic. Zamiast tego otrzymała wilgotne ścieżki po porannych deszczach, które łakomie brudziły jej buciki, a gdy tylko wzniosła głowę ku niebu, wyłapywała ponure smugi. Nieprzyjemność zawisła w powietrzu mimo ciepłego dnia jak na marzec. Miesiąc był niepewny, tak samo jak i jej myśli chętnie uciekające do błahostek, bojące się przemyśleń zbyt śmiałych. W nich mogłaby utknąć, a tak… z nieskrywaną pogodą spacerowała po ogrodach, znów przesiadywała do nocy nad kotłem w szklarni i przesadzała sadzonki. Roślinność była ospała, ale to nie oznaczało, że mogła zaniechać opieki. Niektóre gatunki pochodziły z obcych zakątków i rozwijały się również zimą. Mało kto ze służby, a już na pewno z rodziny, zaglądał do szklanego pałacyku Isabelli. To było jej królestwo. Kochała rośliny równie mocno jak anatomię.
Przy pracy jej nienaganna prezencja chowała się do kąta, prezentując naturze postać bardziej swojskiej dziewczyny. Skromna sukienka, fartuch, rękawice i spięte wysoko włosy. Nikt nie musiał jej tutaj podglądać, nikt nie dziwił się jej roboczemu wizerunkowi, choć matka unikała patrzenia na taki obraz córki. Zwykle jednak Bella nie pokazywała się jej w tym stroju. Gdy wyszła z cieplarni, końcówki spódnicy zanurzyły się w błotnej mazi, zaczepiając falbaną o mokre po deszczach piaski. Pochowały się mieszkające w ogrodach dumne salamandry. Niuchacze zaklinowały się głęboko w norach, choć była pewna, że gdyby upadł jej na ziemię pierścień, obudziłyby się nagle i wcale nie przeszkadzałaby im dość chłodna pogoda. Gdy natura rozkwitała, ogrody stawały się kolorową wariacją, odsłaniały swoje piękno. Lubiła chować się w słonecznikowym zagajniku z koszem smakołyków i dobrą powieścią. Czasami kładła się też na trawie i zatapiała nos w jej zielonych paskach. Tego nie robiła dama, ale to robiła Isabella. Przed nią pierwsza wiosna bez Alexandra i ostatnia wiosna w domu. Wciąż nie rozszyfrowała, jak czuła się z tym tak szczerze, w najtajniejszych prawdach własnego serca.
Wędrowała dróżką, ściskając w dłoni kilka listków. Chciała zrobić ojcu napar. Bolały go plecy, a nie chciał się godzić na żadne zaklęcia, uznając, że to oznaki starości. Wiedziała, że herbata ukoi jego ból. Choć roślina należała do magicznych, woda zalana ziołami nie mogła być magią na tyle przerażającą, aby mógł odmówić. Nie potrafiła pojąć, skąd u niego tak dziwny kaprys. Anomalie minęły, a ona posiadała wiedzę na tyle obszerną, by móc poradzić sobie z bólem pleców. Myśl, że jej nie ufał, sprawiała przykrość, więc postanowiła wymyślić coś innego, coś, co nie pozwoliłoby mu na odnalezienie kolejnych bzdurnych argumentów.
Niedaleko wejścia do pałacyku ujrzała znajomą postać. Dwie skrajne emocje zderzyły się, przyprawiając ją o zawrót głowy. To nie był odpowiedni strój! Jakże miło go ujrzeć! Wcale nie zamierzała się chować. Zakradła się do niego od tyłu i później szybko doskoczyła do postaci, chłodne dłonie kładąc na jego oczach. Nie mógł widzieć, kto stał za jego plecami, kto ośmielił się tak bezczelnie go atakować. Zachichotała niekontrolowanie, przeczuwając, że spaliła ten… atak. Stawała na palach, by móc odpowiednio dosięgnąć palcami do jego twarzy, a przy tym łaskotała materiałem sukienki inne kawałki jego ciała. Co tutaj robił?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]05.01.20 19:49
Marzec nadszedł wyjątkowo szybko, a to oznaczało, że do ślubu zostało niewiele czasu. Rody ustaliły termin na czerwiec, więc przygotowania szły pełną parą. Miał coraz mniej czasu na poznanie i zjednanie sobie Isabelli. Coraz bardziej przekonywał się do jej osoby, szczególnie po spędzonej nocy w jego komnacie, kiedy tak otwarcie dała mu do zrozumienia, że zależy jej na tej relacji i chce być blisko niego, dla niego. Powinien się otworzyć, powinien podejść do tego inaczej niż nakazywały ścisłe procedury szlacheckie. Miała zostać jego żoną, a nie kolejną miotłą czy parą rękawic w kolekcji. Małżeństwo było dla niego trudnym tematem, a patrząc na wyjątkowość Isabelli wiedział, że musi się postarać. Nie był święty, ale ona była na to przygotowana. Tak mało o nim wiedziała, a on tak niewiele wiedział o niej. Chciał poznać ją na tyle, na ile było to możliwe, aby składając małżeńską przysięgę za trzy miesiące mieć pewność, że słowa płynął z serca i że oboje są pewni swego czynu. Nie chciał, aby to wiązało się jedynie z zobowiązaniem wobec rodu i tradycji. Nieczęsto też mieli okazję do spotkań, Mathieu musiał przygotować się do zadania, które czekało go pod koniec marca, jakże ważnego, istotnego. Nie chciał zawieść, nie chciał po raz kolejny usłyszeć, że zawalili sprawę, że Czarny Pan jest niezadowolony z ich działań.
Decyzja o przybyciu do Boreham była spontaniczna. Okazało się, że miał nadmiar wolnego czasu i może sobie pozwolić na odrobinę wytchnienia. Dlaczego miałby nie wykorzystać tego, aby spędzić go właśnie z nią. Tak niewiele okazji było do rozmów i swobody, musieli korzystać z każdej wolnej chwili. Oczywiście był pewien, że Isabella rozumiała powagę jego pracy w Rezerwacie i to, jak oddany jest smokom. Dla niego to było naturalne, dla niej… mogła to być zwyczajna nowość, do której z czasem przywyknie. Tym bardziej, że teraz dzieliła ich spora odległość, ale w czerwcu to ulegnie zmianie. Przeprowadzi się do Kent i będą razem.
Miał wrażenie, że zapanowała lekka panika kiedy zjawił się w Pałacu Beaulieu. Chcieli odciągnąć jego uwagę. Zaczął nabierać podejrzeń, dziwnego wrażenia, że coś przed nim ukrywali. Isabelli nie było? A może robiła coś, co zawstydziłoby ją w jego oczach. W końcu jednak po naciskach zjawił się przy ogrodach, rozmawiał z jej ciotką przez chwilę, poruszali błahe tematy, nic nie znaczące. Kiedy wreszcie nadeszła chwila wytchnienia… Został zaskoczony. Delikatny dotyk dłoni, znajomy zapach i ten uroczy, dziewczęcy chichot. Mimowolnie uśmiechnął się, wiedząc, że to Isabella postanowiła zrobić mu niespodziankę. Delikatnie zdjął jej dłonie z oczy i odwrócił się. Lady Selwyn przyodziana w nietypowe szaty, zaskakujący widok.
- Najdroższa… – mruknął, składając delikatny pocałunek na jej policzku. – Mam nadzieję, że moja niespodziewana wizyta nie przeszkodziła Ci w niczym. Mam trochę wolnego czasu i chciałem spędzić go z Tobą. – dodał, ujmując delikatnie jej dłoń i składając na jej wierzchu subtelny pocałunek.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death


Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 12.01.20 11:55, w całości zmieniany 1 raz
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ogród [odnośnik]06.01.20 20:20
Obowiązek i tradycja. Jakże niełatwe  – a może i nawet niemożliwe – było zrezygnowanie ze spoglądania na ich relacje w ten sposób. Niestety ten przymus wciąż był, ale przez dwadzieścia lat zdołała się oswoić z tym, że pewnego dnia ktoś się o nią upomni, że rodzina powierzy jej misję, a wtedy nie będzie mogła w żaden sposób się sprzeciwić. Tylko że to było wcześniej, kiedy wyobrażała sobie, że zdoła spełnić obyczaj, że przecież od wieków kobiety jak największe klejnoty przekazywane są pod opiekę silnych męskich ramion, pod opiekę niezłomnego magicznego ducha, bo tylko to mogło być gwarantem istnienia ich wspólnej historii. Szanowała tradycję, choć relacja ta słabła z tygodnia na tydzień, gdy wyraźnie czuła, że nie działa to i w drugą stronę. Jej myśli błądziły między drogimi jej sercami, rwały się do ulubionych oczu, do najmilszych płomieni obecnych blisko przez długie lata, a dziś wyrwanych spod płaszcza świętych tradycji. Dusza Isabelli połamała się przed miesiącami, dokładnie w chwili, kiedy zdawało jej się, że jest już gotowa, że sprosta zadaniu i uczyni wszystko, by droga Wendelina pękła z dumy, aby ojciec nigdy więcej nie mógł spoglądać na córkę pełen zawodu. Dzisiaj już nie wiedziała. O wiele łatwiej przychodziło skupienie się na poszerzającej się liście zadań. Istniało przecież tak wiele ksiąg, które pragnęła przeczytać, istniały receptury, które powinna uwarzyć i rośliny tęskniące za jej opiekuńczą dłonią. Lekcje z uzdrowicielem powieliła w swym tygodniowym planie, jakby narastała w niej obawa, że w czerwcu skończy się wszystko, co ukochała. Gdy stąd odejdzie, nikt już nie zadba o piękne ogrody Bealieu, nikt nie zajrzyj do jej cieplarni i nie podejmie się opieki nad egzotycznymi okazami. Kto będzie rozmawiał z portretami przodkini kto wniesie między korytarze pałacu zapach świeżych kwiatów? Czuła, że Morgana po odejściu Belli mogłaby pogrzebać wszystko, co piękne i dobre w murach tego domu. Oby tak się nie stało. Jednocześnie nieuchronnie zbliżał się czas, kiedy musiała się przygotować do wielkich chwil. Dano jej dużo czasu. Czuła, że powinna porozmawiać z Mathieu. Ale czy obnażać moc swoich obaw? Czy zapytać o to, o co nie miała prawa?
Gdy spoglądała w jego szczęśliwe oczy, czuła, ze mogłaby tym pogrzebać szansę, o którą przecież tak się starał. Nie musiał tu przychodzić. Nie musiał z nią rozmawiać, poszukiwać dla nich wspólnych chwil. Mógł po oświadczynach aż do ślubu więcej jej nie oglądać. Niemądra Morgana nie zrobiłaby nic, łasząc się do o wiele silniejszego rodu, który mógł podnieść jej familię o kilka stopni wyżej w niepisanej, choć istniejącej hierarchii. Polityka była okrutna, zdradliwa i nigdy nie budziła w Isabelli odczuć innych niż wstręt. O wiele mocniej pociągała ją nauka. Ta ofiarowała oderwanie od społecznych chaosów, od wiecznego posuwania pionków po niepojętej planszy. Kto nad kim miał władzę? Ona na pewno już dawno utraciła wolność wyboru, choć najpewniej mogła wziąć aktywny udział w wielkiej grze pozorów. Otrzymała przez ostatnie miesiące wskazówki od wielu mądrych osób. Wierzyła w nie, choć nie była pewna, czy będzie umiała zastosować. Jako Selwyn narodziła się dla intrygi, dla cwanej maskarady i kłamstwa. Nie bała się tego. Mimo to pragnęła jednak, by relacja mająca stać się fundamentem jej życia, nie była iluzją, by nie przenikały ją okrutne kłamstwa. Nie istniały jednak żadne pośrednie rozwiązania. Decyzje należało podjąć.
– Mathieu! To miłe! – mówiła z ożywieniem, a potem wtuliła dłoń w jego własną. Lekko zacisnęła palce. Niespodziewanie wzniosła się i, wiedziona niezrozumiałym uczuciem, przycisnęła swoje usta do jego. Na moment. Drobną chwilę, której nawet mógłby nie zauważyć. To była ledwie sekunda. Nim zdołał cokolwiek zrobić, już mknęła gdzieś dalej, ciągnąc go w zimową alejkę. – Musisz koniecznie coś zobaczyć – oświadczyła mocnym głosem, nie chcąc zdradzać swojego zażenowania. Zagryzała usta, uciekała przed jego spojrzeniem i była pewna, że cienie speszenia wsunęły się na jej policzki. Co właściwie zrobiła? Naprawdę go pocałowała. Wydało jej się to tak potrzebne, tak wielkie i jednocześnie naturalne. Szła szybko, jakby bała się, że on ją zaraz zatrzyma. Sukienka pałętała jej się zdradziecko wokół nóg, a buzia wystawiana na powiew wiatru poszukiwała przyjemnego ukojenia. Serce zabiło mocno, ale tak naprawdę nie wiedziała, co powinna czuć. Nagłość i ulotność zdarzenia sprawiły, że nie umiała pochwycić każdej drobnej emocji. Porzuciła próby zrozumienia, jak to się stało. Miała nadzieję, że Mathieu nie był zły, że też chciał poczuć jej bliskość w tej nowej formie. Wciąż się na tym nie znała. Właściwie to w ogóle się nie znała, ale wyobrażała sobie, że zdoła tą czułością przekazać mu swą radość, wszystkie nadzieje i pasję. Marzyła, by ogarnęła ich pasja, by mogli przeżywać się nawzajem w pełni, w porywie najgłębszych emocji. W prawdzie.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]07.01.20 23:06
Pałac należący do Rodu Selwyn był zachwycający, nawet jeśli Rosier niewiele o nim wiedział. Było to miejsce ściśle związane z jego piękną narzeczoną, to był jej dom przez wszystkie lata jej życia, skrywał pewnie wiele jej tajemnic. Mathieu znajdował się w przyjemniejszej sytuacji. Nie będzie musiał opuścić Różanego Pałacu, który od chwili narodzin był jego domem. Chciałby sprawić, aby Isabella pokochała to miejsce tak mocno jak on. Chciałby, aby ich związek Róży z Ogniem był mocny, nie tylko pod względem politycznym, ale również ich własnym. To oni mieli stworzyć to małżeństwo, dzielić swe życie aż do śmierci. Nie chciał, aby obróciło się to przeciw niemu, aby ta polityczna gra dla dobra Rodu stała się jego własną porażką. Isabella była warta zachodu, była wyjątkowa w jego oczach i chciałby jej to pokazać. Nie chciał, aby jej powinność wobec obietnicy, którą mu złożyła była w tym wszystkim dominująca. Nie chciał, aby powinność wobec Rodu przyciemniała jego osobę. Był trudny, skomplikowany, nieprzewidywalny. Tak mało o nim wiedziała, a on tak wiele tajemnic skrywał właśnie przed nią. Nie mógł pozwolić na to, aby czytała z niego jak z otwartej księgi. To jeszcze zbyt wczesna pora, jeszcze przyjdzie na to odpowiedni czas. Dlatego chciał zawalczyć o ich wspólną przyszłość.
Nie był materiałem na męża, raczej kamieniem węgielnym, w którym odkryć można było piękny diament. Mógł być dla niej zbawieniem, czymś zupełnie zaskakującym, a mógł okazać się jej przekleństwem. Wolałby tego uniknąć. Dlatego odwiedziny były jak najbardziej wskazane. To mówiło wiele o jego zaangażowaniu w ich przyszły związek i miał nadzieję, że Isabella dostrzeże jego starania. Chciał, aby to widziała. Może nie mówił zbyt wiele, ale zawsze był człowiekiem czynu. Tristan o wiele lepiej posługiwał się słowem i zapewne właśnie dlatego było mu dane piastować rolę Nestora Rodu Rosier. Mathieu wolał pozostawać w jego cieniu, tak było wygodniej dla niego.
Pocałunek złożony na jego ustach był zaskakujący. Zatrzymał się, nie wiedząc co powinien właściwie zrobić. Miękki dotyk jej ust był niezwykle miły, przyjemny i przede wszystkim niespodziewany. Zaskoczyła go, a później od razu porwała w przyjemną podróż po ogrodach jej małego królestwa. To w zasadzie było istotne, chciał ją poznać i poznać jej miejsce, ale niedostatecznie skupiał się na podziwianiu krajobrazu, nadal czując na ustach jej pocałunek.
- Zaczekaj… – zatrzymał się, pociągając jej rękę i jednocześnie przyciągając ją ku sobie. Spojrzał w jej oczy, na zaróżowione policzki. To wiatr czy może sama zaskoczyła się własną wylewnością wobec jego osoby. Dłonią dotknął jej policzka, bacznie przyglądając się jej delikatnej twarzy. Później sam nachylił się składając na jej ustach pocałunek, o wiele dłuższy niż ten, którym obdarowała go na powitanie. – Mamy sporo czasu, nie musimy się tak spieszyć. – szepnął powoli odsuwając się od niej, z delikatnym i czułym uśmiechem.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ogród [odnośnik]12.01.20 12:45
Pojmowała spisane przed wiekami wzory, szanowała długie, wstrzemięźliwie tradycje, mające chronić docierających się narzeczonych. One sprzyjały poznaniu, one towarzyszyć miały oswajaniu. Pod płomieniem jasnych loków kryły się jednak wodospady bodźców potrzebujących podsycenia, potrzebujących dotykania. Bez udziału ciała, bo w słodkiej pieszczocie duszy. Fantazje Isabelli legły przed ciepłym ogniskiem, doznając największej przyjemności w powolnym ich podpiekaniu. Tak jej się zdawało, ale dziś najwyraźniej nie powstrzymała ciekawości. Potrzebowała spróbować, potrzebowała połamać każdą durną, srogą zasadę łypiącą na nią swoim czarnym, ostrym okiem. Mogła okaleczyć własne usta, ale tak się nie stało. Nie nadeszła chwila grozy, nie buchnęła złowroga burza piorunów. Zimowy ogród trwał dalej, a wydobywające się z głębi zziębniętego ciała obłoki pary grzały dziewczęce serce. Jak powinny wyglądać pierwsze zderzenia kochanków? Przypominała sobie zapiski z romantycznych powieści, których kartki zaginały się od zbyt częstego zerkania ku ulubionym rozdziałom. Nie chciała przypominać sobie niczego innego w obawie nawrotu niepotrzebnych emocji, od których najpewniej zdołała się odgrodzić. Tak myślała, wydobywając z siebie jeszcze więcej mocy i dumy. Kobiety Selwynów były potęgą, parzyły, nawet gdy tego nie chciały. Były delikatne, ale gardziły wydumaną ostrożnością. Morgana prezentowała siłę, o jakiej mogła marzyć Isabella, choć nie przestawała cierpieć na myśl o tym, jak wiele złego uczyniła ta postać. Iskowe usta potrafiły opowiadać pięknie kłamstwa, czyniąc z nich świętą prawdę. Tak jak i ona maskowała milion ukłuć pod najczulszymi spojrzeniami.
Kwestia czucia była niepojęta, była najważniejsza. Dlatego przysunęła do Mathieu swoje usta, odnajdując drogę do uczuć, drogę do wygrywanych od środka drżeń. Nie mogła stać u jego boku w obojętności. Chciała kochać, chciała rozpalać pożary niezmierzonej miłości. Czy nie tak powinno być między mężem i żoną? Łamała więc blokady, wyrywała bramy, rozrywała mury. Jego mury, bo jej własna aura chłonęła wszystko natychmiast, mocno.
Spłoszyło ją jednak to spotkanie. Okazało się, że odważne posunięcie przyniosło niechciane zawstydzenie. Któryś mur okazał się zbyt wielki, jakiś głos podpowiedział, że chyba nie powinna. Zaciśnięte usta ścierały się z powiewem mroźnych wiatrów. Dlatego gnać chciała daleko, dlatego wolała umknąć lepkim, głębokim spojrzeniem między ogrodowe piękno, między nieco surowe neutralności. Rumieniec mógł ją obronić, choć objawiał zbyt wiele. Rosier powstrzymał jej uciekanie, zagarniając bliżej siebie, nie godząc się na gwałtowny pęd kroków. Popatrzyła na niego, zdradzając niepewność. Wydawało jej się, że nie ma pewności co do tego, jak się z tym poczuł. Z nią w tak bliskim spotkaniu. W tej wyczekiwanej bliskości. Odpowiedział jednak drobnym muskaniem rozgrzanej skóry na dziewczęcej twarzy, a wkrótce wrócił znów przerwany przed chwilą dotyk. Na nowo przenikali się smakiem zauroczenia. W odłamkach czasu śniła, a stopy odrywały się od ziemi rozanielone, kierując się prosto do smoczego serca, omijając kolczaste labirynty zgrabnie. Nie umiała podziać dłoni, nie umiała przyciskać się bliżej, uznając to za akt odważnych namiętności. Może płoszyło ją jednak coś jeszcze? Pamiętała wiele głosów apelujących o rozwagę, błagających o czujność, bo oto ten, którego całowała, miał być jej największym niebezpieczeństwem. Nie umiała uwierzyć, ale też trudno jej było oddać się mu bezpowrotnie. Wciągnęła powietrze, łapiąc jego zapach. Poczuła ukłucia własnego rozdarcia. Wolałaby zaufać wymarzonym kreacjom wspólnej rzeczywistości. Znała naiwność tego spojrzenia, ale ono zdawało się ją ratować. Przecież chciała być blisko, przy nim. W zawiłą pętle powiązały się ze sobą ich czułości, ich usta przeznaczone odtąd już tylko sobie. Na moment przymknęła powieki, a gdy otworzyła znów oczy, spokojny głos oferował zakleszczenie się w tym magicznym momencie. Nie mogła jednak czekać dłużej. – Nie. Powinniśmy iść. Ktoś na nas czeka, Mathieu. Ktoś, kto nie lubi się niecierpliwić – oznajmiła tajemniczo, nie będąc wraz z pierwszą wypowiedzianą głoską pewną, czy jej głos faktycznie wydobywa się spomiędzy warg. – Jestem pewna, że nie pożałujesz tego spotkania. To kawałek mnie. Powinieneś go poznać – kontynuowała wciąż wyraźnie podekscytowana odkryciem przed nim swoich sekretów. Czuła, że na to zasługiwał, choć nie była pewna, czy potrafił je pojąć, otoczyć spojrzeniem na tyle przenikliwym, by dało się rozczytać znaczenie tych zakątków, tych skarbów. – Chodźmy, proszę – poprosiła, ciągnąc go powoli za dłoń. Nie przestawała na niego spoglądać. Próbowała czarować, ale prawdziwą magię miał dopiero ujrzeć.
Prowadziła go do niewiadomego celu, jednocześnie też przed czymś uciekając.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]16.01.20 22:43
Istniała nadzieja dla tych dwóch zagubionych dusz. Wypełniali obowiązki wobec swoich rodów, jednak to nie nakazywało im niczego konkretnego. Mieli zostać małżeństwem i tylko od nich zależało jakie ono będzie, czy ich wspólna droga będzie przyjemna czy będą brnęli w nienawiść wobec siebie nawzajem. Rosier nie potrzebował żony na pokaz, która odzieje się w drogie szaty i będzie prezentowała się obok niego godnie. To nie zabawka ani ozdoba, to relacja łącząca dwójkę ludzi. Sam fakt, iż zjawił się dzisiejszego dnia w jej rodzinnym domu, aby spędzić z nią czas powinna uzmysłowić młodej kobiecie jak zależy mu na zbudowaniu czegoś dobrego. Był tutaj, był dla niej, dla nich. Tego właśnie przecież chciała.
Była intensywna, a on czuł, że przy niej właśnie coś w nim się rozbudza. Potrafiła wywołać uśmiech na jego twarzy, rozbawić go, sprawić, że zaczął pragnąć jej bliskości i ciepła. Kiedy przyszła do jego komnat i leżała w jego łożu… Za kilka miesięcy to będzie ich wspólna komnata, gdzie każdego wieczora będą zasypiać obok siebie, w swoich objęciach. Ona będzie jego, a on będzie jej. Chciałby, aby jeszcze raz nagięli zasady, aby mógł mieć ją obok, obnażyć swoje uczucia i umysł… Nie potrafił otworzyć się całkowicie, ale był pewien, że w pewnym momencie zacznie mu to przychodzić z łatwością. Lekko będzie czuł się przy niej, wyjawiając swe sekrety, nie przejmując się niczym.
Nie wiedział dlaczego tak zawstydziła się pocałunkiem, ale widział ten rumieniec i ucieczkę. Przypływ emocji złączył ich usta. Pokazała mu, że go pragnie, a on przecież pragnął jej, choć nie pokazywał tego tak otwarcie. Isabella potrafiła dać się ponieść emocji, nawet tej najmniejszej. W przeciwieństwie do niego, który chłodne patrzył na całokształt nie pozwalając sobie na krztę wytchnienia. Byli jak ogień i woda. On był tym spokojniejszym, ale przy niej czuł się wyjątkowo, jakby świat zmieniał się nagle. Te jej emocje stawały się jego emocjami. Czuł zawód, dała mu odrobinę siebie, lekkie muśnięcie, a on pozwolił sobie dać się ponieść i zapragnął więcej. A jednak to również ona przerwała jego nadmierny entuzjazm.
- Jeszcze moment… – szepnął nie wypuszczając jej z objęć. Nie wiedział gdzie było jej tak spieszno i kogo tak bardzo musiał poznać, ale chciał tą chwilę jeszcze zatrzymać dla siebie. Kilka muśnięć, które uzmysłowiły mu jak bardzo pozwalał swoim pragnieniom wziąć górę. To nie powinno mieć miejsca w żadnym przypadku. Powinien być powściągliwy i hamować wszelkie wierzgnięcia niespokojnej, smoczej duszy. – Dobrze, chodźmy. – mruknął chwytając jej dłoń i splatając ich palce.
Ogrody Beaulieu były mu nieznane, tajemnicze i nieodkryte. Musiał zaufać Isabelli i podążać droga za nią. To on zwyczajowo prowadził, wskazywał kierunek, a tym razem ona miała tą władzę. Nie wiedział co takiego zaaferowało ją tak intensywnie i co chciała mu pokazać, ale skoro miał nie żałować… Powinien szybko podjąć decyzję i ruszać za nią. Niech prowadzi, niech pokaże mu kawałek siebie i swojego świata.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ogród [odnośnik]25.01.20 23:57
Ogień i woda. Zrodzona z ognia i on, rzeka spokojnie płynąca, ale być może jedynie pozornie tak niegroźna i cicha. Chciała w nim ujrzeć rwące nuty, bestialską energię, manifestację siły i jednocześnie dobroci. Nie wyobrażała sobie przetrwać przy wodzie zbyt harmonijnej. Choć potoki potrafiły skutecznie gasić pożary, ogień wciąż miał swoje sposoby. Układał się wokół kałuż, wilgotnych zbiorników być może jeszcze nieświadomych, jak przekazywane przez płomień ciepło rozgrzewa mokre tonie, jak może sprawić, że wyparują i wzniosą się wysoko między obłoki. Ku marzeniom, ku najbardziej wymyślnym opowieściom malowanym przez nieposkromione emocje, a nie chłodne proroctwa.
Skusiła go nieoczekiwaniem prezentem od dziewczęcych ust, rozbudziła przysypiające pod skórą dreszcze. Zapłonął w nim na moment ogień, który pragnęła mu ofiarować. Czy zrozumiał? Wybrzmiała prośba, nagie i wyraźnie pragnienie przedłużenia najmilszego dla ich warg spektaklu. Czar zadziałał i obeszło się bez najmniejszej anomalii. Tak się przynajmniej wydawało, bo w środku Isabella czuła dziwność całego zajścia. Niepojęte melodie przenikające duszę, coś tajemniczo zawołało w ciele. Zupełnie jakby smakował jej nie tylko dawno wychwyconym wyzwaniem, ale i domem. Domem pełnym tajemnic i mroków, ale gdzieś tam, w którejś ciaśniejszej sypialni w kominku rozpalały się iskry. Przyjmował ją do środka. Cieszyła się, wyczuwając w drobnostkach jego entuzjazm. Podobał jej się taki zaangażowany, ale nie mogła pozwolić, by opętały ich zbyt mocno czułości. Przecież chciała mu coś pokazać!
Zdołał przez chwilę jeszcze potrzymać ją przy sobie, ale zaraz już mknęła, wędrując w objęcia ogrodu. Tam mógł poznać kolejne sekrety Isabelli Selwyn. Nie powinien spodziewać się wielkiego oblicza smoka, choć dla niej było to ważne tak mocno, jak dla niego rezerwat. Podążali zimową ścieżką, a ich palce splatały się w zaufaniu. Wyłapywała ostrożny, choć chyba i nieco zaintrygowany wzrok Mathieu. Podobało jej się to, że jeszcze nie wiedział, co go czeka. Snuła wizje o jego wrażeniach, doskonale wiedząc, że mógł przyjąć to wszystko w dwóch skrajnościach. Z każdym jednak krokiem czuła się lżejsza, podglądała senną przyrodę ogołoconą o tej porze roku z najpiękniejszych barw, ale i wyraźnie szykującą się do wyczekiwanego rozkwitu. Przypominała sobie obrazy z ostatnich wakacji, czerwcowe krajobrazy, w których można było się zakochać. Wiedziała, że Rosier nie zauroczy się tym, co zapragnęła przed nim odsłonić, ale miała drobną nadzieję, że objawi on choć namiastkę najszczerszego entuzjazmu. Dla niej i dla jej pracy.
– I oto jesteśmy, drogi lordzie Rosier. Zapraszam do moich sekretów – odparła z teatralną oficjalnością, po czym pchnęła szklane wrota porośniętego gęsto gałęziami budynku – dziś były one nagie i dość suche, ale wkrótce miały rozkwitnąć. Ojciec podarował jej wielką cieplarnię. Skromną, ale rozciągającą się na wiele metrów Długie korytarze roślinności zachęcająco spoglądały na nich swym nieistniejącym okiem, gdy tylko wkroczyli do środka. Wejście czarowało kontrastem. Na zewnątrz bura, niezbyt bujna natura, a pod przezroczystymi dachami cieplarni ciepło i bujne liście poruszające się z szelestem. Dotąd niewiele osób mogło wkroczyć do królestwa Isabelli.
– Poznaj moje rośliny –
powiedziała z przyjemną nutą w głosie, choć można było wyczuć, że cała sprawa nie jest byle błahostką. Nie dla niej. – Wiele z nich nie przetrwałoby poza tymi szklanymi ścianami. Czuwa nad nimi magia, czuwam nad nimi ja. Znajdują się tutaj okazy z dalekich stron, właściwie większość  gatunków potrzebnych do popularniejszych eliksirów. O, tam dalej jest mój kąt, w którym przygotowuję mikstury. Lubię je warzyć przy nich, przy moich roślinach. W ich otoczeniu… – mówiła, prowadząc go między alejkami. Zerkała też kątem oka na Mathieu, by wybadać, czy przypadkiem nie zasypiał zanudzony. – Właściwie to… chodź! – Skręciła w kolejną alejkę, gdzie na wielkim stanowisku piętrzyły się dumnie kolejne rośliny. Zielarstwo niezmiernie ją pasjonowało.
– To jest drzewo Wiggen – Wskazała na pnące się aż po dach drzewo. Niedługo będzie musiała magicznie rozciągnąć szklaną pokrywę lub spróbować przesadzić roślinę do ogrodu, bo zaczynało się naprawdę rozwijać! – Z jego kory powstaje eliksir leczniczy, radzi sobie z cięższymi ranami.  A tutaj rośnie ślaz. Tam dalej mam także przepiękne asfodelusy. Och, uwielbiam każdą z tych roślin, Mathieu – Westchnęła, puszczając jego dłoń. Zbliżyła się do wspomnianych wcześniej liliowych kwiatów i musnęła palcem delikatny, biały płatek. Nie chciała tego stracić, ale najwyraźniej i tam, w nowym domu znajdzie się pośród pięknych ogrodów. Czy wiedział, jakie znaczenie miało to, co mu właśnie pokazała?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]03.02.20 11:51
Intensywność jej osoby, nieszablonowość zachowania, płomień jej duszy były dla niego zupełną nowością i sprawiały, że pragnął ją widzieć taką każdego dnia. Isabella w swej wyjątkowości potrafiła zawrócić mu w głowie. Nie była sztywną, młodą damą posłuszną tradycji, było w niej coś innego, odmiennego, co sprawiało, że była wyjątkowa. Trafił mu się nieoszlifowany diament, który za kilka miesięcy miał lśnić w różanej koronie u jego boku. Czy był odpowiedni dla niej? Czy będzie w stanie zadbać o jej potrzeby i spełnić najśmielsze, dziewczęce pragnienia jej niepokornej duszy? Chciał ją poznawać, każdego dnia, nie chciał, aby uważała go za przykry obowiązek wobec własnego rodu. Selwynowi dzięki temu sojuszowi mieli wrócić do łask i zacząć błyszczeć w towarzystwie najbardziej znamienitych rodów na arenie dzisiejszego świata. Małżeństwo z Rosierem było szansą. Mathieu spełniał powinność wobec swego rodu. Tristan, który znał go bardziej niż kogokolwiek innego podjął słuszną decyzję, mając pełną świadomość, że Mathieu podoła i zapewni świetność ich rodu. Nie mógł tak po prostu polec na wstępie. Owszem, mógł podejść do tego z zimną krwią, w pełni wyrafinowanie, po oświadczynach zobaczyć narzeczoną po raz kolejny dopiero na ślubnym kobiercu, kompletnie nie dbając o jej komfort psychiczny i potrzeby. Nie chciał, aby ten związek był obowiązkiem spisanym na papierze i niczym więcej. Isabella miała lśnić u jego boku, najpierw jednak musi postarać się o to, aby właśnie w tym miejscu chciała być. Nie zamierzał dopuszczać jej do własnych demonów, do najbardziej skrywanych tajemnic, jednak mógł dać jej poznać namiastkę siebie. Wszystko musiało postępować powoli, niespiesznie, aby miało działać prawidłowo. Obrał taktykę, którą chciał, która była mu najwygodniejsza.
Zjawił się tutaj z powodu swojego planu, chciał ją mieć dla siebie, zrobić tak, aby ona chciała być obok niego. Musiał uciec się do niekonwencjonalnych sztuczek, aby to wszystko mogło działać, wszak sama Isabella była nietypową osobowością, o którą zamierzał zadbać. Jej pęd, ucieczka… Najpierw dała mu przedsmak przyjemności, aby zaraz zbyć i nie dać się zatrzymać. Chciała zaprezentować mu swoje własne sekrety, wpuścić do swojego świata. Nie tego się spodziewał, w zasadzie uważał, że to będzie o wiele trudniejsze zadanie, które jednocześnie było istotą realizacji pierwszego etapu jego planu. A ona tak chętnie zabrała go do swych tajemnic, chcąc, aby spoczęły bezpiecznie na jego barkach. Jej sekrety, będą jego sekretami. Jej tajemnice, będą jego tajemnicami. Zapewne pragnęła, aby to działało obustronnie, jednak Rosie nie mógł dopuścić do tego, aby tak delikatne i powabne stworzenie, jakim była jego narzeczona, mogło ujrzeć ciemniejszą stronę jego szlachetnego oblicza. Bardziej mroczną, bardziej niebezpieczną. Czy chciałaby, aby ktoś właśnie taki trwał u jej boku? Jej delikatność gryzła się z jego zapędami, z jego niechęcią wobec szlam i mugoli. Nie pasowała do niego, a jednak, musiał uczynić tak, aby była z nim jednością.
- Są wyjątkowe, piękne i niesamowite, dokładnie tak jak ich pani. – odparł na jej słowa. Owszem, nie spodziewał się, że Isabella będzie chciała pokazać mu swój magiczny ogród, swe rośliny, o które zapewne dbała długimi miesiącami, które były tylko jej. To piękne, że miała pasje i zainteresowania, że nie była bezbarwna, beznamiętna i pusta, jak większość dam, których największym osiągnięciem było dobre zamążpójście. Wiedział, że miała w sobie magię, której brakowało tak wielu. To dobrze, że dbała o rośliny. Róże w Chateau Rose będą piękniały z każdym dniem, pod jej opieką.
Podążył za nią, obserwując jasne kosmyki włosów i uradowaną twarz. Mówiła z pasją i przekonaniem, wiedział, że ten świat magii bardzo ją interesuje. Magiczne rośliny, o których on nie miał specjalnego pojęcia były dla niej najważniejsze. O wiele bardziej znał się na magicznych stworzeniach, głównie smokach, co oznaczało, że oboje wspaniale poradziliby sobie dbając zarówno o faunę, jak i florę na tym świecie. Widział jej zaangażowanie, ten ogród był dla niej naprawdę ważny. Jej delikatna dłoń musnęła kwiat, było w tym coś niesamowicie uroczego. On nie chciał dotykać jej roślin, w obawie, że którejś stałaby się krzywda. O wiele bardziej chciał dotknąć ją. Byli tu sami, po raz kolejny umknęli przed wścibskim wzrokiem służki i nachalnych gapiów. Chciałby znów mieć ją obok, w swojej sypialni, obdartą z tej całej woali poprawnego zachowania. Chciał, aby jej niepokorna dusza była niepoprawna, przy nim i tylko dla niego. Znalazł się przy niej, układając dłonie na jej szczupłych biodrach, patrząc jej głęboko w oczy.
- Zadbamy o to, aby ten ogród i Twojego wyjątkowe rośliny znalazły się przy Chateau Rose. Nie chcę, abyś z nich rezygnowała. – szepnął cicho, poprawiając kosmyk jej włosów, który niesfornie opadł na jej twarz. – Zaraz po naszym ślubie zadbamy o każdy szczegół. – musnął palcami jej policzek, nie spuszczając z niej wzroku. Pragnął jej takiej, pełnej emocji, wrażeń, nieposkromionej. – Czy tego właśnie pragniesz, najdroższa? – spytał, lekko przyciągając ją do siebie, aż ich ciała przylgnęły wzajemnie, czuł jej ciepło i bliskość. Tego właśnie chciał, jej obok, tylko dla siebie, bez wścibskich spojrzeń i wlepiania oczu. Isabella była jego, a on zadba o to, żeby właśnie tego pragnęła.







Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ogród [odnośnik]07.04.20 21:50
Płomień może rozniecić się od jednej iskry, ale z dwóch powstaje pożar silniejszy od wrogich deszczów i piasków. Dlatego zależało jej na wypaleniu murów, na wymieszaniu różnych języków w złożoną z dwóch szlachetnych kawałków całkiem nową opowieść, choć toczącą się pod różanymi parasolami. Nie zadowoliłaby się odśpiewywaną mozolnie balladą, aktami istniejącej od tysięcy lat sztuki, w której oddech łapało się dopiero w tej drobnej przerwie. Nie chciała przerw, chciała szaleństwa, fali, miłości. Pielęgnowano ją, rzeźbiono, by w odpowiedniej chwili stanąć mogła jako ten ważny filar rodziny – z niego rozkwitną kolejne pędy rodowej historii. Nie miała nigdy stać się przywódczynią stada, nie wolno jej było, ale mogła w muśnięciach drobnej dłoni dodawać mężowi mocy, o którą nie śmiał głośno poprosić, a której pewnego dnia mógłby potrzebować. Mądrości matki i innych kobiet odtwarzała w pamięci każdego dnia, choć często gubiła się między nimi, wyczuwając więcej obowiązku i chłodnej posługi niż faktycznych emocji. Przywykła do teatralności otoczenia, lubiła czar przedstawienia, ale im była starsza, tym bardziej stawało się brutalniejsze. Ród Selwyn, mistrzowie sztuczek i gierek, manipulanci i prowokatorzy. Odwaga i zdolność igrania z najbardziej zdradzieckim żywiołem dawała im siłę. W niej zaś Isabella upatrywała wielką tajemnicę. Mistyczną moc, na którą jednak nie zasługiwali wszyscy. To za sprawą tej potęgi Morgana zgarnęła pierścień i nie bała się wysunąć tak śmiałej propozycji przed jednym z tak wielkich nestorów. To zaszczyt, to honor, to jej sposób na zamazanie gnijącego wspomnienia o Alexandrze, przez które konserwatywne familie odwracały spojrzenia od wciąż dumnych, złocistych salamander. Uwaga skupiała się znów, razem  z Mathieu trwali gdzieś pomiędzy wszystkimi plotkami i ciekawskimi spojrzeniami, rozwijając uczucie, które w różanych ogrodach stworzyć mogło najpiękniejszy z miłosnych liryków.
Zachwycała się kolejnymi spotkaniami narzeczonych, gniotąc niepewności. Z rozmarzeniem spoglądała na twarz ukochanego. Ta za każdym razem zdawała się mienić innym odcieniem. Gdy tylko mogła go dotknąć, czuła ciepło i chłody ginące pod gładkością zakochanych palców. Przelewała w spojrzeniu niekończące się uwielbienie, choć w którymś momencie czuła opór. Nieznośne uczucie nie pozwalało jej poczuć prawdziwie, całą sobą, bez granic. Jakby brakowało ważnego kawałka, jakby niedokończone pozostawały minione szepty kochanków. Dlatego nie ustawała, wierzyła, ze twórczy podmuch zechce wreszcie podpowiedzieć jej, co powinna zrobić, by mogli zjednoczyć się w zachwycającej jedności. Dlatego, wychodząc z kojącej dziczy swoich cieplarni, zaczepiała usta, obnażała się, wystawiała ich na próbę, by wreszcie nasycić się właściwą emocją. Ona gdzieś tam była. Przystojny narzeczony podążał u jej boku, słuchał i patrzył promieniem pogodnego światła. Migotało wtedy jej serce, więc gnała, aby opowiedzieć mu o sobie jak najpełniej, bo tylko tak mógł nauczyć się Isabelli, tylko tak mógł przedostać się do źródła jej pragnień i jednocześnie ofiarować jej jeszcze więcej siebie. Święte prawa wkrótce złączą ich ze sobą, ale chciała, by w tym wielkim dniu już trwali połączeni.
– Dziękuję, mój lordzie – odparła zachwycona jego aprobatą. Ktoś, kto w herbie nosił róże, nie mógłby przecież pluć na krainę roślin. Mathieu mógł jednak zareagować negatywnie na myśl o Isabelli zanurzonej w ziemi, brudzącej dłonie wilgotną naturą.  – Obiecuję ci, że jeśli tylko przyjrzysz się im bliżej, odsłonią jeszcze więcej swego piękna – oznajmiła, by go zaintrygować. Wiedziała przecież, że oko potrafiło zamykać się na zlepki poplątanych, często niespecjalnie urokliwych roślin, które przypominały przypadkowy chwast. Płynący w ich łodygach sok posiadał niesamowitą moc. Bella nie lekceważyła żadnej z nich, wiedza pozwalała obalić mnóstwo krzywdzących teorii. Wiedza zbliżała do właściwości, do których dostać się mógł tylko prawdziwy przyjaciel. Chciała nim być, sojusznikiem każdej z zielonych sadzonek, ich obroną i nadzieją. Istniały tylko w cieniach cieplarni, potrzebowały opieki.
Gdy gnała pośród wilgotnych alejek, Mathieu postanowił zatrzymać ją i przygarnąć czule do siebie. Jakby między ogniskami ekscytacji poprowadził ją do spokojniejszego zakątka swoich ramion. Przyległa do niego, wciąż pamiętając uczucie parzących w pocałunku ust. Czy też to poczuł? – To dla mnie ważne, Mathieu – zaczęła po jego pierwszych słowach. – Byś o tym wszystkim wiedział, byś mógł mnie poznać, zaakceptować mnie właśnie taką, z ogrodami, pachnącą czasem ziemią, a innym razem kwiatowymi olejkami– odpowiedziała, czując, że zapulsowało jej czoło, kiedy odgarnął zabłąkany kosmyk włosów. – Dziękuję za twoje przychylne myśli – odparła miękko, lekko otumaniona coraz częstszą bliskością. Pozwalał. Godził się na to, by nie porzuciła siebie z chwilą przyjęcia różanego nazwiska, by mogła zabrać do nowego domu namiastkę starego życia. – Tego właśnie pragnę. Będziemy służyć tobie, moje rośliny i ja. Może niektóre będą mogły pomóc chorym smokom? – zastanawiała się głośno, choć głos jej zadrżał, kiedy znów poczuła dotyk narzeczonego. Zachęcona jego słowami wtuliła się w silne ciało ukochanego lorda, marząc, by to wszystko przetrwało poza snami, by czuła go już zawsze tak jak teraz.
– A może któregoś dnia ty pozwolisz, bym poznała ciebie… -
szepnęła w jego pierś, bardziej do siebie, cicho, z marzeniem wymalowanym na ustach naznaczonych wciąż jego pieczęcią. Ścisnęła lekko postać lorda, a późnij przymknęła oczy zaczarowana tym momentem. Zapach lasu, szelest liści i wilgoć ziemi pod ich stopami. Oby za parę lat, jako lady Rosier, wciąż mogła doświadczać choćby części emocji, które przeżywała teraz. Oby mogła wyciszyć każdy niepokojący głos i poczuć Mathieu całkowicie, zrozumieć jego ciszę, spokojny ton i niewypowiedziane nigdy lęki. By istniał już tylko on.


zt
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]12.04.20 13:55
Chciałby umieć budować wspaniałe, głębokie relacje oparte na wzajemnym zrozumieniu i akceptacji. Niestety, nie potrafił. Matka starała się zrobić wszystko, aby uchronić go przed charakterem ojca, żeby choć trochę potrafił przypominać właśnie ją. Roześmianą, szczerą, uwielbiającą wielogodzinne rozmowy na różne tematy. Niestety, genów nie dało się oszukać, a Mathieu poszedł w ślady ojca, nie tylko w pragnieniach połączenia się ze smokami, ale również charakterem. Milczenie było złotem, mowa srebrem. Nieczęsto mówił, większość jego działań to obserwacja, bez konieczności używania słów. Z drugiej strony tak było łatwiej. Zawsze miał obok siebie Tristana, który posługiwał się mową wprawnie i skutecznie. Isabella trafiła pechowo, bo musiało minąć wiele tygodni, zanim zdobył się na większą swobodę w jej towarzystwie i obdarzył ją zaufaniem. Gdyby tak nie było, nie biegłby za nią przez piękno ogrodów Beaulieu, nie goniłby jej delikatnej osoby, próbując choć na chwilę złapać w ramiona i złączyć usta w delikatnym pocałunku. Może Isabella nie zdawała sobie z tego sprawy, ale dla Mathieu takie czyny były wyrazem słów, o wiele bardziej magicznym i czarującym, niż jakiekolwiek zapewnienia werbalne. Co by jej było po pustych obietnicach i słowach, jeśli nie miałyby pokrycia. O wiele lepiej było milczeć bądź mówić mało, niż rzucać słowa na wiatr. On chciał jej zwyczajnie pokazać, że mu zależy, na nich, na ich związku, relacji i małżeństwie.
- Twoje kwiaty są piękne Isabello, ale o wiele bardziej wolę przyglądać się Tobie. - powiedział z czarującym uśmiechem dotykając jej policzka. To do niej tu przyszedł, chciał odkrywać ją, jej pragnienia, jej potrzeby. Choć dostrzegał urok roślin, które pielęgnowała, to dla niej tu był. Miał nadzieję, że nie urazi jej tymi słowami, jak już wspomniał, nie był najlepszym mówcą, ale nie chciał przecież źle. Pragnął poznawać ją taką, jaka była naprawdę, jak teraz. Nie wiedziała o jego wizycie, nie mogła się wystroić, nie mogła się przygotować. Chciał ją właśnie taką widzieć, zupełnie naturalną, jak w tej chwili.
- Zależy mi na Twoim szczęściu, chcę, żebyś mogła się rozwijać u mego boku, Isabello. - szepnął, łapiąc jej dłoń. Jego matka pomagała, co prawda z odległości, przygotowując eliksiry w komnatach Chateau, ale robiła to. Dbanie o smoki nie wiązało się jedynie z bezpośrednią pracą przy nich, ale z wieloma czynnościami. Rozległe tereny wokół Chateau Rose dawały możliwości do prowadzenia uprawy roślin, Isabella z pewnością znajdzie tam swoje miejsce. To nie tylko ręczne pielęgnowanie róż Rosierów, ale wiele innych kwestii, które mogły ją zainteresować. - Nie służyć... Służba nam służy. Ty będziesz obok mnie, będziesz moją damą, moją żoną, partnerką, największym wsparciem, jakie kiedykolwiek mógłbym otrzymać. - dodał jeszcze, poprawiając nieco jej słowa. Rola żony nie sprawdzała się do zadania, misji czy działania w tym sensie, jako służby... Nie. Isabella miała trwać u jego boku, być przy nim i dla niego, tak jak on miałby być dla niej. Na tym polegało małżeństwo, nawet jeśli było ugodą zawartą pomiędzy dwoma rodami.
- Oczywiście, że tak będzie. - szepnął, całując delikatnie czubek jej głowy. - Muszę niebawem wracać. Dziś po zmroku podejmiemy kolejne próby naprawienia deformacji Azaela. Ten smok, o którym rozmawialiśmy przy kolacji z okazji świąt. - dopowiedział, przygryzając lekko wargę. - Mam nadzieję, że niebawem ponownie będą mógł Cię ujrzeć... Może wtedy będzie więcej czasu, abyś mogła posłuchać mojej historii, najdroższa. - dodał. Spoglądając w stronę wyjścia z ogrodów Beaulieu. Westchnął cicho. Najpierw w szarmancki, oficjalny sposób ucałował wierzch jej dłoni, a później wyprostował się dumnie i cofnął o krok. Miał odejść, ale chciał jeszcze raz skraść pocałunek z jej delikatnych ust. - Do zobaczenia, la chérie

ZT



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ogród [odnośnik]13.05.20 19:43
| 30 maja

Niewielka salamandra przebiegła lady Selwyn tuż pod nogami. Przystanęła, oglądając się za jaszczurką. Stworzonko po chwili zniknęło za jednym z krzaków, jednak Wendelina prędko przyuważyła dwa kolejne stworzonka wygrzewające się na jednym z kamieni. Och, te salamandry: tak zwinne i tak niepozorne, a jednak zasłużyły sobie, aby znajdować się w ich rodowych symbolach.
Poprawiła kapelusz z szerokim rondlem i przytrzymując suknię, ruszyła dalej. Lada chwila w pałacu miała pojawić się nijaka Vivienne: informatorka i swoisty detektyw, który został polecony jej przez jedną z krewnych. Wendelina zdecydowała się z nią spotkać na własnych włościach, chcąc zapewnić sobie jak największą pewność, że nikt niepowołany nie będzie ich podsłuchiwał. Do ogrodu nie miał zaglądać w trakcie spotkania absolutnie nic, wyłączając samą Vivienne oraz służkę, która miała pilnować, by nikt nie przeszkadzał w spotkaniu. Sprawa była nadwyraz delikatna i lady Selwyn nie mogła pozwolić sobie na jakiekolwiek wycieki. A Caren ufała. Z resztą, sama zgodziła się, że w razie czego jej pani może wyczyścić jej umysł z nadmiaru informacji. Nie musiała wszystkiego zawsze wiedzieć, prawda? Lady Selwyn była wymagającą szefową.
Poprawiła suknię w pomarańczowej barwe i dotarła do niewielkiego, polowego saloniku, przygotowanego specjalnie na tę okazję. Wendelina początkowo planowała przyjąć gościa w salonie, jednak tak piękny dzień sprawił, że po prostu nie mogła się oprzeć. Służba i skrzaty przynieśli więc do ogrodu sofę, fotele i niewielki stoliczek, przygotowując także zastawę i słodkości. Nad tymi wspaniałościami zaś rozciągnięto czerowno-pomarańczowy baldachim, dzięki czemu lady Selwyn, po zajęciu miejsca w jednym z foteli, mogła swobodnie zdjąć kapelusz. Nie miała zamiaru ryzykować, że jej blade lico choć trochę się przybrązowić. Jakby wtedy wyglądała? Była damą, nie chłopką, na Merlina.
Zasiadła, czekając. Nie nudziła się jednak. Najnowszy numer Walczącego Maga również został przygotowany z myślą o niej, a jeśli się nim znudzi, zawsze pozostawała praca jednej z francuskich badaczek ruchu Urana na niebie. Nie zdążyła jednak po niego sięgnąć, po już po kilkunastu minutach zauważyła lokaja, prowadzącego w jej stronę kobietę. Panią Vivienne, jak przypuszczała.
Doskonale panią widzieć – powitała kobietę, już po chwili wskazując kanapę. Lokaj, widząc, że lady Selwyn przejęła stery, zaczął się wycofywać. – Mam nadzieję, że nie przeszkadza pani taka forma spotkania. W tak piękną pogodę aż szkoda zostawać na zewnątrz. No, proszę siadać. Caren?! Caren, choć tu na chwilę! Zajmij się gościem! – zawołała biedną służąca, która na chwilę musiała zejść z posterunku.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Ogród [odnośnik]28.05.20 23:19
Nieczęsto zdarzało jej się, by pojawiać się bezpośrednio na szlacheckim dworze. Śledziła informacje w prasie będąc na bieżąco nawet z nowinkami prosto z Czarownicy, ale jeśli przyjmowała zlecenia od arystokratów, to w ogromnej mierze byli to mężczyźni. Ale rzeczywistość, która kazała jej zrezygnować z ukochanej pracy, już kilkukrotnie skierowała jej kroki w stronę kobiecych potrzeb, które nie miały wiele wspólnego z politycznymi rozgrywkami, czy porachunkami o grube galeony. Dla większości świata i panującego patriarchatu, problemy kobiet nie miały wielkiej wagi. Kogo obchodziło złamane serce zdradzonej żony? kto przejmował się zazdrosna kochanką? A było tego o wiele więcej. To relacje były ważne i od czasu do czasu Findlay zgadzała się na podobne zlecenia, zdobywając w tym nawet cichą renomę. Wdzięczność otrzymywała nie tylko w galeonach, ale i jej osobista satysfakcją.
Zachowała dyskrecję umawiając się ze szlachcianką w rodowym dworku. Nie podawała prawdziwych personaliów, a dbając o najbardziej neutralny wygląd, pozwoliła sobie pojawić we własnej osobie. Nie miała raczej szczególnych znamion, które kazałyby rozpoznać ją wśród obcych. Ot - jedna kobieta z wielu wpisująca się w "szarość" czarodziejskiego społeczeństwa. Dbała o to codziennie, chociaż potrafiła - gdy wymagały tego okoliczności - zdobyć odpowiednią uwagę.
Na umówione spotkanie ubrała klasyczną, czarna spódnicę i białą koszulę, zapinaną wysoko pod szyją. Cienki pasek spinał górę w pasie, dając też miejsce na niepozorną kieszonkę. Na ramiona zarzucony miała płaszcz z kapturem, który opadł, gdy tylko pojawiła się w progu. Przesunęła okrągłą klamrę zapinki przy szyi, a rozpuszczone włosy opadły luźno na ramiona. Jej osobę poprowadzono szerokim korytarzem aż do ogrodu. Bez skrupułów chwytała wzrokiem mijane szczegóły, zapamiętując lokalizacje, w jakiej się znajdowała. Być może w aktualnych warunkach, nawyki czujności nie były, aż tak potrzebne, ale wolała nie ryzykować. Los bywał kapryśny w swych pomysłach i zdarzały się nawet zlecenia z pozoru błahe, a przeradzające się w potężne afery.
Zatrzymała się kilka kroków przed siedzącą dostojnie damą, która z daleka wydawała się pogrążona w lekturze gazety. Mimowolnie, lustrowała tez służkę, która w milczeniu pokonywała drogę do swej pani. Findlay skinęła głową na powitanie, a usta rozchyliły się w zdawkowym uśmiechu - To przyjemność być tutaj - odpowiedziała lekko, nadając tonowi powagi - Gdybym miała coś przeciw, otrzymałaby panna stosowną informację - skinęła powtórnie głowę, zajmując wyznaczone jej miejsce. I od samego początku - obserwowała ognistą sylwetkę potomkini Selwynów, starając się wychwycić - jaka była autorka listu - Dziękuję - dodała, tym razem przenosząc bystre spojrzenie na młódkę, która krzątała się przy nich. Z rozmysłem nie zaczynała właściwej rozmowy, czekając, aż szlachcianka zdecyduje się przedstawić swoją prośbę i zapewne pytanie. Wiedziała kiedy mogła sobie pozwolić na nachalność, a kiedy dozować rezerwę. Była tez o wiele starsza od dziewczyny, ale szczęśliwie, czarodziejski świat nie kreślił wieku tak bardzo widocznie, jak wśród sławetnych mugoli. Swoim milczeniem dała także znać, że jest gotowa wysłuchać opowieści lady Selwyn.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 26.07.20 12:32, w całości zmieniany 2 razy
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Ogród [odnośnik]19.06.20 20:29
Caren krzątała się wokół kobiet jedynie tak długo, jak było to konieczne, starając się przy tym być tak niewidoczną, jak tylko była w stanie. Młodej służce daleko było jednak do profesjonalnego lokaja, który każde polecenie wykonywał z precyzją i stoickim spokojem. Chcąc jak najlepiej zadowolić swoją panią, dziewczyna zachowywała się nieco zbyt nerwowo, tworząc ciut za dużo hałasu jak na gusta Wendeliny. Nie miała zamiaru jednak komentować jej poczynań przy gościu. Rozmówi się z nią później.
Oczywistym było, że dla takiej osoby, jak siedząca przed nią kobieta, pobyt w okolicy szlacheckiego dworu musiał być przyjemnością. Ten uroczy ogród, ten piękny pałac, to bogactwo, przepych i – przede wszystkim – najlepsze towarzystwo z możliwych. Vivienne była wprawdzie dojrzałą kobietą, a nie młódką, która łatwo wpadała w zachwyt, ale przecież tak czy siak: to czysta przyjemność!
Skinęła głową, słysząc jej słowa.
Jeśli potrzebuje pani czegokolwiek, Caren natychmiast to przyniesie – zapewniła tylko gościa. – Więc przejdźmy może do rzeczy? Być może powinnam się upewnić co do pani… dyskretności… jeszcze raz i słownie, ale wszak gdybym miała jakieś wątpliwości to nawet nie proponowałabym pani zlecenia. – Westchnęła. Tak było po prawdzie. Grzeczność może i wymagała takich zapewnień, ale po co obydwie miały marnować swój cenny czas na oczywiste zapewnienia? – Uznajmy więc, że po prostu mamy te konwenanse za sobą. Przechodząc więc do sedna… jak dobrze orientuje się pani w młodych kawalerach ze szlacheckich domów? – Uniosła brew, przerywając na chwilę, dając kobiecie chwilę na odpowiedź. Na krańcach usteczek młodej lady pojawił się cień szelmowskiego uśmiechu. – Jak pani doskonale wie… małżeństwo to prawdziwa radość dla każdej młodej damy i z radością stanęłabym prędko na ślubnym kobiercu. Wszystkie musimy przynieść chlubę naszym rodziną, prawda? Niezależnie od statusu.
Usiadła nieco wygodniej, odchylając się do tyłu. Była u siebie, czuła się pewnie: wszak nawet jeśli nieznajoma chciałaby jej cokolwiek zrobić, nie były same, a po zranieniu jakiegokolwiek Selwyna, Vivienne mogłaby pożegnać się z karierą. Swoją drogą, to tak smutne, że kobieta musiała parać się tak męskimi zajęciami. Vivienne musiała mieć smutną przeszłość, jednak Wendy nie miała zamiaru w nią wnikać. Ta kobieta miała być jej narzędziem, nie przyjaciółką.
Zależałoby mi więc. pani Vivienne… aby znalazła pani informacje. O kawalerach. Młodych i szlachetnych, z najlepszych domów. Szczególnie interesuje mnie lord Francis Lestrange. Chce wiedzieć, co je, co lubi, gdzie bywa. Co myśli o mnie i o mojej rodzinie. Szczerze, poza konwenansami. Każda informacja będzie cenna, pani Vivienne, choć te najcenniejsze chyba sama pani wyczuje i znajdzie, prawda? Wszak to pani zajęcie. Oczywiście nie sam lord Lestrange mnie interesuje. Ostatnio poznałam lorda Haverlocka Traversa… jeśli znajdzie pani czas, i o nim może mnie pani informować. Chętnie też dowiem się o planach każdego z szlachetnych nestorów co do małżeństw ich podopiecznych, ale niech na razie ci panowie będą pani oczkami w głowie. Czy to zadanie jest jasne? Czy nie wykracza poza pani kompetencje? – spytała, dotykając delikatnie dłonią swojego policzka. Szare i uważne spojrzenie damy utkwiło w pani Findlay.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Ogród [odnośnik]26.07.20 19:44
Oblekła twarz maską całkowitego skupienia na arystokratce. Na każde spojrzenie odpowiadała własnym, nie pozwalając, by młódka poczuła się urażona brakiem wystarczającej uwagi. Nie pozwoliła jednak zmysłom uśpić czujności. Katem oka chwytała gesty jeszcze młodszej służki, która w ciszy kręciła się wokół kobiet. Wyglądała na przejętą, przez co Findlay nie dodawała jej kłopotów własna obecnością. I bynajmniej, nie był to jedyny powód. Od początku starała się zarejestrować jak najwięcej szczegółów, odbierając wrażenia, jako konieczne także dla swojego zlecenia. Jeszcze zanim pojawiła się w progach szlacheckiego dworku, zadbała o przyswojenie dostępnej wiedzy na temat kwiatu odrodzonego - jak czytała w notatkach kwiatu Selwynów. Seria wydziedziczeń nie uszła uwadze środowisku, nie tylko tego wyższego. Ale nie miało to znaczenia dla jej pracy. A na pewno nie dla przyjmowanego zlecenia. Dbała o dyskrecję, doskonale pamiętając, jak intratne były kontakty ze szlachtą.
Na nieco dalszy plan schodził urokliwy ogród, ale nie pozwoliła sobie na wybicie z przekazanego mniemania - Dziękuję, zapamiętam - odpowiedział krótko, na pierwsze stwierdzenie - Proszę mówić - potwierdziła jeszcze, dając kontynuować alchemiczce. Z lekkim, acz poważnym uśmiechem przyjęła deklarację, nie starając się na siłę zapewniać o procedurach, jakie tyczyły się każde, przyjmowana w podobnych warunkach zlecenia. Kobiety szczególnie potrafiły dociekliwie sięgać potwierdzenia, dlatego ceniła sobie szybkie przejście do rzeczy - Mniemam, że otrzymała panna stosowne polecenia mojej działalności - zakończyła lakonicznie, tym samym potwierdzając krótką dywagację szlachcianki.  Rozmowa, którą już prowadziły, zaczynała dawać względny obraz lady Selwyn. Wciąż nie mogła jednoznacznie stwierdzić, co mogła o niej myśleć, ale i tym razem schodziło to na dalszy plan. Nie starała się zbyt długo utrzymywać wzroku na buzi czarownicy, dając wrażenie czytelnego skupienia i zainteresowania, ale nie prowokacji. Miała być chwilowo tylko słuchaczem, odzywając się dopiero wtedy, gdy wymagało tego pytanie - Orientuję się wystarczająco, by rozeznawać obecną sytuację - odpowiedziała rzeczowo, odwzajemniając nawet drobne wygięcie warg, zupełnie tak, jakby sam temat był dla niej równie fascynujący. Oprócz szeroko dostępnej wiedzy w prasie, jeszcze szerszej w plotkach, posiadała kilka innych źródeł informacji, które w razie konieczności mogła uruchomić - To prawda - raz jeszcze potwierdziła wypowiedziane słowa skinieniem, dokładając nawet cień rozbawionego uśmiechu. Lata panieństwa miała dawno za sobą i chociaż nie postrzegała całości procederu małżeństwa jako konieczną chlubę rodzinie, rozumiała podstawy konserwatyzmu, jakimi rządziły się domy szlacheckie. Pamiętała też sama, że chociaż jej rodzice nie naciskali na ustawione mariaże, wiązali z jej wyborem wiele nadziei. szczególnie, gdy przyszła zgoda na ścieżkę profesji, jaką podjęła. Skupiała się jednak na tym, co mogła otrzymać od młodej arystokratki, nie tylko w słowach, ale i wszelkich gestach. I gdyby od tego zależało jej życie, nie zawahałaby się podjąć radykalnych środków działania. Ale podobne kategorie wydawały się niepotrzebne w obecnej sytuacji.
Wyostrzyła umysł. Tym razem otrzymała szeroka paletę działań oraz informacji, jakie miała zdobyć. Słuchała z uwagą, wciąż nie pozwalając sobie na przerwanie, by końcu podjąć odpowiedź - Poznanie samych sylwetek wspomnianych kawalerów oraz ich zależności codziennych jest oczywistością. Nie wykracza poza ramy zlecenia. Muszę jednak ostrzec, że dopóki sami zainteresowani nie będą świadomi planów ich szanownych nestorów, informacja może być nieosiągalna - mogła, ale nie musiała. Tego, sama Wendelina musiała być świadoma. Przecieki podobnych zamierzeń musiały mieć swoje ujście. Brała tez pod uwagę fakt, że zwyczajowo, kobiety były informowane na koniec, względnie w trakcje przygotowań. Dopóki jednak nestorzy rodów nie podzielili się podejmowanymi decyzjami, mogła liczyć przede wszystkim na samych kawalerów. Stłumiła też impuls rozbawienia, nie dając dojść do głosu mimice, z faktu, że akurat o Francisie Lestrange wiedziała już... całkiem sporo. Pozostawała jednak w tej kwestii milcząca, wtapiając w ramy przyjmowanego właśnie zlecenia.
- Jeśli mogę, bardzo skrótowo poprosiłabym o panny doświadczenie w relacji wskazanych gentlemanów. Fakty. Wspominała panna, że spotkała lorda Traversa? Takie informacje pozwolą mi na bardziej szczegółową ingerencję - mówiła ze spokojem, utrzymując wzrok na oczach rozmówczyni i zleceniodawczyni w jednym. Potrzebowała kilku podstaw, by zakreślić najbliższy plan działania.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach