Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wyglądało na to, że pozostali czarodzieje rozpierzchli się po różnych kątach, porzucając rozwiązywanie zagadki kominka. Być może wynikało to z faktu, iż nie byli obeznani ze starożytnymi runami, mimo to, Pandora była zaniepokojona rozdzieleniem się grupy. Dotychczas każda taka decyzja przynosiła niepokojące skutki – od podróży łódką, poprzez dziwne zjawiska, które zaobserwowali po wejściu do dworku, kończąc na zniknięciu jednej z kobiet. W pewnym momencie nawet ustała w pracy nad odczytywaniem tajemniczych znaków, zastanawiając się czy w ogóle przyniesie to jakiś efekt, ale przecież robiła to by pomóc samej sobie, wydostać się z tej nieobliczalnej sytuacji. Poza tym nie pozostawała w pokoju dziennym sama; swą uwagę przeniosła na Jocelyn, odpowiadając jej szybko i powracając do przeglądania swoich notatek:
— Będę w stanie odczytać je wszystkie. — To zdanie na samym początku było bardziej życzeniem aniżeli pełnym przekonaniem, lecz ku jej własnemu zaskoczeniu, sprawdziło się. Nie posiadała wiele wiary we własne umiejętności, często niepewność pożerała ją od środka, wstrzymywała od podejmowania ryzyka, acz w tym wypadku opłaciło jej się to. Pozwoliła sobie na mały uśmiech podszyty satysfakcją, zanim podjęła się kolejnego wyjaśnienia. — Mogę spróbować też interpretować ich znaczenie, chociaż bywa ono niejednoznaczne... czy pomogłoby to w dopasowaniu tych dwóch brakujących imion? — zapytała bez przekonania, trzymając się teorii, którą budowała w swojej głowie. Przy wytwarzaniu amuletów łacińskie litery, odpowiadające runom nieszczególnie się przydawały, gdyż chodziło o to, co symbolizowały. Cóż, w tym wypadku było to k o g o. Nie znała pozostałych gości na tyle by stwierdzić czy istniało powiązanie, najpierw chciała spróbować przetestować pierwszą kombinację.
Dwie ostatnie płytki zabłysnęły. Huh.
Nie była to kolejność, której oczekiwała, jednakże było to obiecujące, a także wiązało się z kolejnymi słowami młodej uzdrowicielki. Zmarszczyła brwi, powtarzając w myślach inkantację Horatio, stwierdzając, że nie jest jej zupełnie obce. Musiała się na nie natknąć w trakcie swoich badań, może widniało wymienione pośród zapisków jej profesora? Nasunęło jej się tylko jedno skojarzenie. — Czy ono może zatrzymywać czas? — odezwała się cicho, jakby samo wspomnienie o tym mogło wywołać jakieś niepożądane efekty. Nawet obróciła się przez ramię, a wtedy do jej uszu dobiegł syk i już wiedziała, że coś się zbliża. Nabrała głośno powietrza w usta, jej ciało przeszedł dreszcz, związany nie tylko ze zmianą temperatury. Z jednej strony przed sobą miała nikły blask znaków, lecz to z kominka emanowała najgroźniejsza energia i jeśli coś miałoby porwać teraz któregoś z nich, to pewnie nadeszłoby od tej strony. Melodia, choć znana, wywołała w niej kolejną falę niepokoju, co złagodziło dopiero lumos maxima rzucone przez pannę Vane.
Jak tylko nadeszła okazja postanowiła nie marnować cennych chwil na niepotrzebne przemyślenia, za to wcisnęła kolejne runy (RATIO), mające wspólnie utworzyć zaklęcie.
Czy ktoś miał znów zniknąć? Co mogło nastąpić dalej? I co kryło się za drzwiami zamkniętego pokoju?
— Będę w stanie odczytać je wszystkie. — To zdanie na samym początku było bardziej życzeniem aniżeli pełnym przekonaniem, lecz ku jej własnemu zaskoczeniu, sprawdziło się. Nie posiadała wiele wiary we własne umiejętności, często niepewność pożerała ją od środka, wstrzymywała od podejmowania ryzyka, acz w tym wypadku opłaciło jej się to. Pozwoliła sobie na mały uśmiech podszyty satysfakcją, zanim podjęła się kolejnego wyjaśnienia. — Mogę spróbować też interpretować ich znaczenie, chociaż bywa ono niejednoznaczne... czy pomogłoby to w dopasowaniu tych dwóch brakujących imion? — zapytała bez przekonania, trzymając się teorii, którą budowała w swojej głowie. Przy wytwarzaniu amuletów łacińskie litery, odpowiadające runom nieszczególnie się przydawały, gdyż chodziło o to, co symbolizowały. Cóż, w tym wypadku było to k o g o. Nie znała pozostałych gości na tyle by stwierdzić czy istniało powiązanie, najpierw chciała spróbować przetestować pierwszą kombinację.
Dwie ostatnie płytki zabłysnęły. Huh.
Nie była to kolejność, której oczekiwała, jednakże było to obiecujące, a także wiązało się z kolejnymi słowami młodej uzdrowicielki. Zmarszczyła brwi, powtarzając w myślach inkantację Horatio, stwierdzając, że nie jest jej zupełnie obce. Musiała się na nie natknąć w trakcie swoich badań, może widniało wymienione pośród zapisków jej profesora? Nasunęło jej się tylko jedno skojarzenie. — Czy ono może zatrzymywać czas? — odezwała się cicho, jakby samo wspomnienie o tym mogło wywołać jakieś niepożądane efekty. Nawet obróciła się przez ramię, a wtedy do jej uszu dobiegł syk i już wiedziała, że coś się zbliża. Nabrała głośno powietrza w usta, jej ciało przeszedł dreszcz, związany nie tylko ze zmianą temperatury. Z jednej strony przed sobą miała nikły blask znaków, lecz to z kominka emanowała najgroźniejsza energia i jeśli coś miałoby porwać teraz któregoś z nich, to pewnie nadeszłoby od tej strony. Melodia, choć znana, wywołała w niej kolejną falę niepokoju, co złagodziło dopiero lumos maxima rzucone przez pannę Vane.
Jak tylko nadeszła okazja postanowiła nie marnować cennych chwil na niepotrzebne przemyślenia, za to wcisnęła kolejne runy (RATIO), mające wspólnie utworzyć zaklęcie.
Czy ktoś miał znów zniknąć? Co mogło nastąpić dalej? I co kryło się za drzwiami zamkniętego pokoju?
we all have our reasons.
- Mulciber - bez skrępowania podała nazwisko pytającej ją arystokratki, nieco sztywno kiwnęła głową, ale na szczęście, dalsze uprzejmości (w których Mia nie była zbyt dobra) odeszły na dalszy plan. Czas płynący w dziwacznym dworku, wydawał się płynąć zmiennie. Odbijające się kroki na schodach, głuche uderzenie rzucanego kluczyka, ciche głosy na dole i Mulciber zdawało się, że wszystko się zaciera, rozmywa, jakby znajdowała się w wyśnionej wizualizacji własnych koszmarów.
Klamka ustąpiła bez najmniejszego oporu, chociaż kobieta spodziewała się...właściwie wszystkiego. Od zamkniętego zamka i konieczności otwieraniawyłamywania wejścia innymi metodami, po magiczną bombę, która uderzyłaby w nią z chwilą zetknięcia palców z chłodną fakturą klamki. Zatrzymała się nim przekroczyła próg, omiatając wzrokiem całość, rysującego się obrazka - na przestronną sypialnię, na bogato zdobione łoże, na przysłonięte kotarą wejście i ruch, który zafalował materią. Ale to co zmroziło jej serce, to odległe oblicze mężczyzny. Odbite w lustrze. Odetchnęła ze świstem, załamując krok nim uniosła stopę. I był to dobry odruch, bo kilka chwil potem wszystko zalała ciemność. Prawie wszystko. Światło zaklęcia Ogdena utrzymywało ją na granicy widzialności i Mia zawahała się, nim ruszyła dalej. Ostatnim razem ten sam mrok pochłonął kobietę, której teraz szukali. A może szukali innych odpowiedzi? Melodia, która rozbrzmiała - z czymś się kojarzyła. Dręcząco wręcz znajoma, ale nieuchwytna jak wątła, pajęcza nić, która przyklejała się do palców, ale nie pozwalała na uchwycenie.
Zacisnęła wargi, niemożliwie głośno słysząc też uderzenia własnego serca. Kto był w pokoju? I czy rzeczywiście dobrym pomysłem było wdrapywanie się na górę, gdy na dole pojawiły się kolejne wskazówki? Odetchnęła raz jeszcze, głęboko, próbując uspokoić własne nerwy. Nachyliła się, wyciągając zza cholewy buta nóż. Och, marna ochrona przed duchem, to wiedziała doskonale, bo przy największej ignorancji nie mogła zaprzeczać, z czym mieli tu (nie)przyjemność poznawać. Upiory? Poletrgeisty? Może sami wdepnęli w ciężką klątwę, która miała uwięzić ich na zawsze? Nóż nie służył atakom, przynajmniej teraz. Prosta myśl - jeśli duch (czy czymkolwiek była istota) odbijał się w lustrze, mógł też być widoczny w srebrzystej tafli sztyletowej klinki. Możliwe, ze ledwie zarys, błysk, ale...przełożyła go do lewej dłoni, prawą wysuwając bardziej przed siebie - Expecto Patronum - może była skończoną idiotką, celując raz jeszcze w bezskutecznie przywoływanego patronusa, ale jeśli chciała iść dalej, potrzebowała przewodnika. Sięgnęła do wspomnienia, do ojca i tych skrawków siebie, które pamiętała jako szczęśliwe. I z zamkniętymi oczami weszła dalej, stawiając kroki ostrożnie.
Klamka ustąpiła bez najmniejszego oporu, chociaż kobieta spodziewała się...właściwie wszystkiego. Od zamkniętego zamka i konieczności otwierania
Zacisnęła wargi, niemożliwie głośno słysząc też uderzenia własnego serca. Kto był w pokoju? I czy rzeczywiście dobrym pomysłem było wdrapywanie się na górę, gdy na dole pojawiły się kolejne wskazówki? Odetchnęła raz jeszcze, głęboko, próbując uspokoić własne nerwy. Nachyliła się, wyciągając zza cholewy buta nóż. Och, marna ochrona przed duchem, to wiedziała doskonale, bo przy największej ignorancji nie mogła zaprzeczać, z czym mieli tu (nie)przyjemność poznawać. Upiory? Poletrgeisty? Może sami wdepnęli w ciężką klątwę, która miała uwięzić ich na zawsze? Nóż nie służył atakom, przynajmniej teraz. Prosta myśl - jeśli duch (czy czymkolwiek była istota) odbijał się w lustrze, mógł też być widoczny w srebrzystej tafli sztyletowej klinki. Możliwe, ze ledwie zarys, błysk, ale...przełożyła go do lewej dłoni, prawą wysuwając bardziej przed siebie - Expecto Patronum - może była skończoną idiotką, celując raz jeszcze w bezskutecznie przywoływanego patronusa, ale jeśli chciała iść dalej, potrzebowała przewodnika. Sięgnęła do wspomnienia, do ojca i tych skrawków siebie, które pamiętała jako szczęśliwe. I z zamkniętymi oczami weszła dalej, stawiając kroki ostrożnie.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#2 'k100' : 26
#1 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#2 'k100' : 26
Dłoń Fanny drżała, gdy ujęła klamkę i nacisnęła ją z taką ostrożnością, jakby obawiała się, że może parzyć. Mechanizm kliknął cicho, pchnęła więc drzwi, by wejść do środka. Zaskrzypiały cicho, odsłaniając wnętrze. Spojrzenie piwnych oczu lady Rosier przykula od razu skrzatka, która odwróciła się w jej stronę, zakrywając długie oszy palcami. W wielkich oczach magicznej istoty wyraźnie widziała strach, który sprawił, że i Fantine zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Wkroczyła jednak do komnaty pewnie, przesuwając rozgniewane spojrzeni ze skrzata, na reztę pomieszczenia. Prócz sługi nie było w niej nikogo, co zdawało się Rosierównie dziwne: wyczuła wyraźnie obecność kilku osób dzięki zaklęciu rzuconemu jeszcze na parterze, dzięki niewidzialnemu oknu, które wyczarowała, wiedziała też, że skratka z kimś rozmawiała.
W nozdrza Fantine uderzył doskonale jej znany zapach farb olejnych, który zawsze kojarzył się dobrze, teraz jednak drażni. Dostrzgła kątem oka książki mające tytułu w języku francuskim, którym posługiwała się biegle, jednakże prędko przeniosła spojrzenie na naturalnej wielkości obraz, na którym jawiła się jasnowłosa, młoda kobieta. Wyglądała ładnie i normalnie, lecz.... Czy mógł być to upiór o zielonej twarzy i czerwonych oczach, który widziała na parterze? Nie wiedziała.
-Skrzacie - odezwała się władczo -Moje nazwisko brzmi Rosier, a jeśli nic Ci to nie mówi, to wyjaśnię - moja rodzina ma Dover we władaniu, więc jako lady Kent rozkazuję Ci wyjaśnić mi, co tu się dzieje. Gdzie jest panna Fancourt? Z kim rozmawiałaś? Z nią? - spytała, wskazując brodą na porter. Jej głos był stanowczy i pełen złości, choć w duchu czuła lęk.
Chciała uczynić jeszcze kilka kroków naprzód, trzymała różdżkę wycelowaną w skrzatkę, lecz znów nastała ciemność. Płomienie świec przybrały błękitną barwę, a poza kręgiem światła, w którym Fantine się znajdowała, dzięki Ogdenowi, nie potrafiła dostrzec nic.
-Rozetko, natychmiast przestań, cokolwiek teraz czynisz - odezwała się znów, robiąc krok w tył. Nie chciała zniknąć jak tamta kobieta -CLARIO! - powiedziała głośno.
Była pewna, że w komnacie tej nie znajduje się tylko ona i skrzatka.
W nozdrza Fantine uderzył doskonale jej znany zapach farb olejnych, który zawsze kojarzył się dobrze, teraz jednak drażni. Dostrzgła kątem oka książki mające tytułu w języku francuskim, którym posługiwała się biegle, jednakże prędko przeniosła spojrzenie na naturalnej wielkości obraz, na którym jawiła się jasnowłosa, młoda kobieta. Wyglądała ładnie i normalnie, lecz.... Czy mógł być to upiór o zielonej twarzy i czerwonych oczach, który widziała na parterze? Nie wiedziała.
-Skrzacie - odezwała się władczo -Moje nazwisko brzmi Rosier, a jeśli nic Ci to nie mówi, to wyjaśnię - moja rodzina ma Dover we władaniu, więc jako lady Kent rozkazuję Ci wyjaśnić mi, co tu się dzieje. Gdzie jest panna Fancourt? Z kim rozmawiałaś? Z nią? - spytała, wskazując brodą na porter. Jej głos był stanowczy i pełen złości, choć w duchu czuła lęk.
Chciała uczynić jeszcze kilka kroków naprzód, trzymała różdżkę wycelowaną w skrzatkę, lecz znów nastała ciemność. Płomienie świec przybrały błękitną barwę, a poza kręgiem światła, w którym Fantine się znajdowała, dzięki Ogdenowi, nie potrafiła dostrzec nic.
-Rozetko, natychmiast przestań, cokolwiek teraz czynisz - odezwała się znów, robiąc krok w tył. Nie chciała zniknąć jak tamta kobieta -CLARIO! - powiedziała głośno.
Była pewna, że w komnacie tej nie znajduje się tylko ona i skrzatka.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
#1 'k100' : 64
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Myślałem, że to koniec tego cyrku - że światło znowu nie zgaśnie, że tym razem pozwolą nam skupić się na kilka sekund. Z drugiej strony kto i po co nas tu zaprosił? Po to by rozwiązać jakąś dziwną zagadkę? Zastanawiam się czy nie podjąć kolejnej próby otworzenia zamka, ale moje myśli odbiegają od tego zamiaru. Wychodzi na to, że to dobrze, bo gdy ponownie spoglądam na Jocelyn, ta ma już kluczyk. Uzdrowicielka wyprzedza mnie także w zamiarze rzucenia Lumos Maxima, zatem pozostaje mi już coś innego. Kolejne zaklęcie, którego próbę rzucenia już dziś podejmowałem. W zamyśleniu obracam różdżkę w palcach, starając się zebrać myśli. Stoję w pobliżu dwóch kobiet, wciąż przyglądając się kominkowi. Wydaję mi się, że nikt z nas tak naprawdę nie wie co robić - być może ta ciemnowłosa kobieta ma o wszystkim największe pojęcie, bo wygląda na to, że na runach zna się dość dobrze. To przydatne mieć kogoś o takich zdolnościach niedaleko siebie.
- Myślę, że prócz tego powinniśmy sprawdzić zamknięty pokój. W końcu zamknięto go z jakiegoś powodu - rzucam cicho, pod nosem, kierując słowa zarówno do obu kobiet jak i nie do żadnej z nich w szczególności.
Kiwam jednak głową wskazując na kominek, dając jasno do zrozumienia, że także uważam go za priorytet. Nie jestem specjalistą od Obrony przed Czarną Magią, a jednak już po raz któryś dzisiaj sięgam po nieznane wcześniej umiejętności.
- Specialis Revelio - mówię, po raz drugi tego samego dnia, podejrzewając, że jedynie dzisiejszego dnia być może wypowiem to zaklęcie więcej razy niż w ciągu całego swojego życia.
Mam tylko nadzieję, że anomalie nie sprawią, że wszystko wybuchnie lub rozpadnie się na drobne kawałki. Różdżką celuję oczywiście w kominek, choć z pewnej odległości.
- Myślę, że prócz tego powinniśmy sprawdzić zamknięty pokój. W końcu zamknięto go z jakiegoś powodu - rzucam cicho, pod nosem, kierując słowa zarówno do obu kobiet jak i nie do żadnej z nich w szczególności.
Kiwam jednak głową wskazując na kominek, dając jasno do zrozumienia, że także uważam go za priorytet. Nie jestem specjalistą od Obrony przed Czarną Magią, a jednak już po raz któryś dzisiaj sięgam po nieznane wcześniej umiejętności.
- Specialis Revelio - mówię, po raz drugi tego samego dnia, podejrzewając, że jedynie dzisiejszego dnia być może wypowiem to zaklęcie więcej razy niż w ciągu całego swojego życia.
Mam tylko nadzieję, że anomalie nie sprawią, że wszystko wybuchnie lub rozpadnie się na drobne kawałki. Różdżką celuję oczywiście w kominek, choć z pewnej odległości.
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alastair Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Choć ciekawość trochę nie gryzła - właściwie to miałem gdzieś to, co się działo z resztą. Poszli gdzieś - byli szurnięci, a przynajmniej w moich oczach. Ja wolałem więc zostać w miejscu, najbliżej miejsca, z którego można było dać nogę. A przynajmniej tak sądziłem - do czasu pojawienia się dziwnego, ruchomego światła, które wywabiło mnie na zewnątrz, powodując u mnie wewnętrzny stan gotowości oraz to, co zrobiłem potem. Wylazłem nazewnątrz, a właściwie wypadłem z uniesioną różdżką, ale zamarłem, z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk, a z różdżki nie wyleciało żadne zaklęcie. Po prostu zamarłem w bezruchu, obserwując uważnie otoczenie. Coś mi nie pasowało, coś mi podpowiadało, że wcale się nie przewidziałem. I wtedy zobaczyłem coś na rodzaj ścieżki, więc odruchowo, troszkę bezmyślnie i dziecinnie - od razu postąpiłem parę kroków do przodu, opuszczając dom i kieruąc się nieco bliżej.
Po chwili jednak zamarłem ponownie. Coś się zmieniło i dostrzegłem to bardzo szybko, pomimo bycia "poza" całym źródłem (jak mniemałem) zamieszania. Uczucie deja vu uderzyło we mnie nieprzyjemnie, a mnie samego przeszła gęsia skórka spowodowana nie tylko chłodem, który omiótł mnie natychmiast po opuszczeniu budynku. To się zdarzyło już, zdarzyło wcale nie tak dawno, nie przynosząc za sobą nic dobrego. A ta melodia... nie miałem pojęcia skąd ją znam i czy było to coś, do czego powinienem przykuwać uwagę, ale dźwięk ten zdecydowanie powodował we mnie jedynie jeszcze większe uczucie niepokoju. Obejrzałem się na dom, przez chwilę się wahając, zastanawiając się czy nie iść sprawdzić co z tymi gamoniami, lub, jak powinienem ich lepiej określić, pozbawionymi instynktu samozachowawczego idiotami. Mimo to jednak uznałem, że jeżeli coś miałoby nas zeżreć - zrobiłoby to już dawno. Odwróciłem się więc znów tyłem do budynku i ruszyłem wolnym krokiem przed siebie -tuż w stronę światła, z ciągle uniesioną przed sobą różdżką.
Po chwili jednak zamarłem ponownie. Coś się zmieniło i dostrzegłem to bardzo szybko, pomimo bycia "poza" całym źródłem (jak mniemałem) zamieszania. Uczucie deja vu uderzyło we mnie nieprzyjemnie, a mnie samego przeszła gęsia skórka spowodowana nie tylko chłodem, który omiótł mnie natychmiast po opuszczeniu budynku. To się zdarzyło już, zdarzyło wcale nie tak dawno, nie przynosząc za sobą nic dobrego. A ta melodia... nie miałem pojęcia skąd ją znam i czy było to coś, do czego powinienem przykuwać uwagę, ale dźwięk ten zdecydowanie powodował we mnie jedynie jeszcze większe uczucie niepokoju. Obejrzałem się na dom, przez chwilę się wahając, zastanawiając się czy nie iść sprawdzić co z tymi gamoniami, lub, jak powinienem ich lepiej określić, pozbawionymi instynktu samozachowawczego idiotami. Mimo to jednak uznałem, że jeżeli coś miałoby nas zeżreć - zrobiłoby to już dawno. Odwróciłem się więc znów tyłem do budynku i ruszyłem wolnym krokiem przed siebie -tuż w stronę światła, z ciągle uniesioną przed sobą różdżką.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
No nie bardzo interesuje mnie co mówi ta cała Mulciber, bo tak naprawdę to ja nie wiem o czym ona mówi. Czuję się trochę jak koleś z innej planety, bo nikt nie jest tak samo głupi mądry jak ja. Nie chcę się zniżać do ich poziomu, trochę plecy mnie wtedy bolą, wstrętne konusy. Nie no, cieszę się, że tak pięknie współpracują, chociaż naprawdę nie wiem po co łazimy po tym domu zamiast z niego wyjść i szukać powrotu do domów. Nie ogarniam tej mody na samobójstwa, jak tylko znajdę Salome to wezmę ją pod pachę i sobie stąd pójdziemy. Albo dobra, przerzucę ją przez ramię, bo nie wiem czy te pachy to mi nie śmierdzą przypadkiem. Niby zaliczyłem kąpiel w zimnej wodzie niedawno, chyba, więc nie powinno być tak źle, ale nigdy nie wiadomo. Lepiej dmuchać na zimne czy coś. Właśnie, znów jest zimno, znów robi się ciemno i jeszcze ta irytująca melodia, którą kojarzę, ale której nie znam. W ogóle ja w muzykę to nie idę, chyba, że łamią kości na Nokturnie, to czasem popatrzę i posłucham jak nie ma niczego lepszego do roboty akurat. Mrużę więc oczy, wzdycham widząc pusty pokój. Co za dno, nie trafiłem.
- Tu jej nie ma! - drę ryja, wychylając się do oświetlonego korytarza. Nie wiem czy mnie słyszą, bo wszyscy rozpierzchli się po piętrze jak karaluchy. Zerkam jeszcze w głąb pomieszczenia, ale nie widząc tam niczego ciekawego, zamykam drzwi z powrotem. - A u was? - dopytuję równie głośno, stając w hallu. Nadal w dłoni trzymam różdżkę, ręce kładę na biodra i okręcam się wokół jakbym poszukiwał inspiracji do tego co dalej. Jedna laska z kimś tam gada, prawdopodobnie z psem, chociaż ja tam nie wiem czy kundle potrafią mówić. Nie wnikam. Druga jest za bardzo cicho, ale nie słyszałem do tej pory, żeby jakoś szczególnie dużo nawijała, więc pewnie stempluje w spokoju. Wzruszam ramionami, po czym robię kilka kroków na przód otwierając drzwi naprzeciwko tamtych. Jeśli w tamtych trzech ich nie ma, to musi być tutaj, jak w mordę strzelił.
- Tu jej nie ma! - drę ryja, wychylając się do oświetlonego korytarza. Nie wiem czy mnie słyszą, bo wszyscy rozpierzchli się po piętrze jak karaluchy. Zerkam jeszcze w głąb pomieszczenia, ale nie widząc tam niczego ciekawego, zamykam drzwi z powrotem. - A u was? - dopytuję równie głośno, stając w hallu. Nadal w dłoni trzymam różdżkę, ręce kładę na biodra i okręcam się wokół jakbym poszukiwał inspiracji do tego co dalej. Jedna laska z kimś tam gada, prawdopodobnie z psem, chociaż ja tam nie wiem czy kundle potrafią mówić. Nie wnikam. Druga jest za bardzo cicho, ale nie słyszałem do tej pory, żeby jakoś szczególnie dużo nawijała, więc pewnie stempluje w spokoju. Wzruszam ramionami, po czym robię kilka kroków na przód otwierając drzwi naprzeciwko tamtych. Jeśli w tamtych trzech ich nie ma, to musi być tutaj, jak w mordę strzelił.
- otwieram drzwi:
- Na starej mapce, żeby się nie zlało z resztą
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
Usłyszawszy nawoływanie obejrzała się za siebie. Uradowana atencją prawie podskoczyła w miejscu, dawno już nie ciesząc się tak z obecności innej, chociaż chwilę znanej sobie osoby. Odetchnęła z ulgą, widok półolbrzyma bowiem uświadomił jej, że nadal jest w domu i nikt nie zdążył podczas jej chwilowej niepoczytalności wynieść jej poza obręb posiadłości. Zmartwienie i niepewność jak za dotknięciem magicznej różdżki uleciały, przeradzając się w ciche westchnienie, gdy wysunięta za próg głowa zbliżyła się do niej. - Tutaj!
Do czasu...
Isaac przemówił pierwszy, toteż zwróciła uwagę na niego. Nie była niewychowanym bydlęciem by ignorować głos dziecka, które jako pierwsze odnalazło ją w tej parszywej sytuacji. Dobrotliwie uśmiechnęła się, tracąc na ułamki sekund wszelkie pokłady podejrzliwości wobec chłopca. A więc gra w gry... To chyba typowe dla dzieci w jego wieku i całkowicie zgodne ze szczątkowymi informacjami, jakie Salome na temat kwiatu wczesnej młodzieży posiadała. Nie była jednak na bieżąco z interesującymi rozgrywkami, zaś jej macierzyński instynkt zatrzymał się na ewolucyjnym poziomie małpiatki, tudzież innego mugolskiego pacholęcia, gdyby zatem nie jego inicjatywa, stałaby jak głupia, kiwając głową i potakując jego słowom. Do czasu, aż Oli zamiast wejść i dać sobie Isaaca przedstawić postanowił wyjść, ignorując ich jak gdyby byli powietrzem. W pierwszej chwili totalnie oniemiała. JAK TO JEJ NIE MA?! Przecież stała kilka kroków od niego i gdyby chciała, mogłaby ten jego wielki, pusty łeb wytargać za skrawki hodowanej brody!
- Przepraszam Cię, ja... Ja... – Zawahała się, nie wiedząc do końca co też Isaacowi powiedzieć. Że potrzebuje chwili dla siebie? Że Oli okazał się ślepym półgłówkiem, a nie dzielnym półolbrzymem, nieśmiesznie ignorując ją stojącą tuż przed nim? - Zaraz wrócę i bardzo chętnie z Tobą zagram, dobrze? - Westchnęła oglądając się to na niego, to na plecy mężczyzny, po czym przybrała przepraszającą minę i podążyła za nim, by jakoś zwrócić na siebie uwagę innych. Isaac nie był magizoologiczną atrakcją, toteż nie był dla niej aż tak absorbujący by porzucić potrzebę bycia bezpieczną. W chwili obecnej do spokoju było jej daleko i chociaż nie chciała wyjść na niemiłą babę co to ma go w głębokim poważaniu (nawet nie wydała jej się dziwna jego obecność w posiadłości), musiała pierw zadbać o siebie. Chłopiec był wszak bezpieczny.
Stanęła w progu, chociaż jeszcze w pokoju i wyjrzała na oświetlony zaklęciem korytarz, wciąż nie wchodząc w obręb światła. Patrzyła, ciekawie wyglądając zza pleców Ogdena i przybierając niezadowoloną na jego żarty minę. Nie miała w sobie na tyle śmiałości by odchrząknąć, dlatego zwrócenie uwagi pozostawiła machaniu do widocznej reszty i nieco głupiej, skonsternowanej minie. Nic ją nie bolało, nie uderzyła się, nie potłukła i niczego więcej na sobie nie porwała. Przed sobą miała uciekające w drugim pokoju plecy Oliego, za sobą chłopca i nie do końca wiedziała co począć, czując jakiś irracjonalny strach przed opuszczeniem pokoju. - Isaac, oni mnie nie widzą? – zapytała, nie odwracając się, jakby chłopiec mógł w ogóle znać odpowiedź. Był pomocnikiem w domu, być może usługiwał pannie Francourt i chociaż zapewne nie pochwalała pracy dzieci, był w chwili obecnej jej jedyną drogą dojścia do tego, w jakie bagno wpadła.
Światło zgasło, muzyka popłynęła, zaś wszystko nagle uległo nieoczekiwanej zmianie. Nagłe poczucie słabości i uciekającego z niej życia pchnęło Salome na ścianę tuż obok drzwi, o którą wsparła się by zachować względny pion. Z przestrachem spojrzała w kierunku chłopca, porzucając wcześniejsze milczenie wobec towarzystwa zdającego się jej wciąż nie dostrzegać.
- Oli! – krzyknęła rozpaczliwie, nie do końca rozumiejąc dlaczego znowu ciążyła na niej ta niezrozumiała słabość. - Oli! – powtórzyła, zaczerpując w płuca nieco więcej powietrza. Melodia wrzynała się w uszy z nieznośną mocą. Nie mogła jej wyprzeć, chociaż teraz nie brzmiała tak spokojnie. W ustach sternika była zdecydowanie przyjemniejsza. Salome zsunęła się po ścianie nie mogąc ustać na nogach dłużej niż do chwili obecnej. - Zagram z Tobą, ale przestań proszę.
Do czasu...
Isaac przemówił pierwszy, toteż zwróciła uwagę na niego. Nie była niewychowanym bydlęciem by ignorować głos dziecka, które jako pierwsze odnalazło ją w tej parszywej sytuacji. Dobrotliwie uśmiechnęła się, tracąc na ułamki sekund wszelkie pokłady podejrzliwości wobec chłopca. A więc gra w gry... To chyba typowe dla dzieci w jego wieku i całkowicie zgodne ze szczątkowymi informacjami, jakie Salome na temat kwiatu wczesnej młodzieży posiadała. Nie była jednak na bieżąco z interesującymi rozgrywkami, zaś jej macierzyński instynkt zatrzymał się na ewolucyjnym poziomie małpiatki, tudzież innego mugolskiego pacholęcia, gdyby zatem nie jego inicjatywa, stałaby jak głupia, kiwając głową i potakując jego słowom. Do czasu, aż Oli zamiast wejść i dać sobie Isaaca przedstawić postanowił wyjść, ignorując ich jak gdyby byli powietrzem. W pierwszej chwili totalnie oniemiała. JAK TO JEJ NIE MA?! Przecież stała kilka kroków od niego i gdyby chciała, mogłaby ten jego wielki, pusty łeb wytargać za skrawki hodowanej brody!
- Przepraszam Cię, ja... Ja... – Zawahała się, nie wiedząc do końca co też Isaacowi powiedzieć. Że potrzebuje chwili dla siebie? Że Oli okazał się ślepym półgłówkiem, a nie dzielnym półolbrzymem, nieśmiesznie ignorując ją stojącą tuż przed nim? - Zaraz wrócę i bardzo chętnie z Tobą zagram, dobrze? - Westchnęła oglądając się to na niego, to na plecy mężczyzny, po czym przybrała przepraszającą minę i podążyła za nim, by jakoś zwrócić na siebie uwagę innych. Isaac nie był magizoologiczną atrakcją, toteż nie był dla niej aż tak absorbujący by porzucić potrzebę bycia bezpieczną. W chwili obecnej do spokoju było jej daleko i chociaż nie chciała wyjść na niemiłą babę co to ma go w głębokim poważaniu (nawet nie wydała jej się dziwna jego obecność w posiadłości), musiała pierw zadbać o siebie. Chłopiec był wszak bezpieczny.
Stanęła w progu, chociaż jeszcze w pokoju i wyjrzała na oświetlony zaklęciem korytarz, wciąż nie wchodząc w obręb światła. Patrzyła, ciekawie wyglądając zza pleców Ogdena i przybierając niezadowoloną na jego żarty minę. Nie miała w sobie na tyle śmiałości by odchrząknąć, dlatego zwrócenie uwagi pozostawiła machaniu do widocznej reszty i nieco głupiej, skonsternowanej minie. Nic ją nie bolało, nie uderzyła się, nie potłukła i niczego więcej na sobie nie porwała. Przed sobą miała uciekające w drugim pokoju plecy Oliego, za sobą chłopca i nie do końca wiedziała co począć, czując jakiś irracjonalny strach przed opuszczeniem pokoju. - Isaac, oni mnie nie widzą? – zapytała, nie odwracając się, jakby chłopiec mógł w ogóle znać odpowiedź. Był pomocnikiem w domu, być może usługiwał pannie Francourt i chociaż zapewne nie pochwalała pracy dzieci, był w chwili obecnej jej jedyną drogą dojścia do tego, w jakie bagno wpadła.
Światło zgasło, muzyka popłynęła, zaś wszystko nagle uległo nieoczekiwanej zmianie. Nagłe poczucie słabości i uciekającego z niej życia pchnęło Salome na ścianę tuż obok drzwi, o którą wsparła się by zachować względny pion. Z przestrachem spojrzała w kierunku chłopca, porzucając wcześniejsze milczenie wobec towarzystwa zdającego się jej wciąż nie dostrzegać.
- Oli! – krzyknęła rozpaczliwie, nie do końca rozumiejąc dlaczego znowu ciążyła na niej ta niezrozumiała słabość. - Oli! – powtórzyła, zaczerpując w płuca nieco więcej powietrza. Melodia wrzynała się w uszy z nieznośną mocą. Nie mogła jej wyprzeć, chociaż teraz nie brzmiała tak spokojnie. W ustach sternika była zdecydowanie przyjemniejsza. Salome zsunęła się po ścianie nie mogąc ustać na nogach dłużej niż do chwili obecnej. - Zagram z Tobą, ale przestań proszę.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Kolejne dotykane przez Pandorę runy zaczynały rozżarzać się czerwonawym światłem, tym razem nie gasnąc ani na sekundę. W momencie, w którym palce kobiety znalazły się na ostatniej literze - dolnej othali - całość zapaliła się jaśniej, blaskiem obejmując również kwadratową szparę. W środku coś kliknęło i przedmiot, który wcześniej tkwił w środku wysunął się na centymetr, tak, że wyjęcie go nie powinno sprawić nikomu problemów.
Wyczarowana przez Jocelyn kula światła zawisła pod sufitem, rozjaśniając panujące w pokoju ciemności. Samo zaklęcie okazało się jednak dla młodej uzdrowicielki wyjątkowo wyczerpujące, skutkując zawrotami głowy i pulsującym bólem w skroniach (skutki anomalii jak w opisie kostki).
Mia wyciągnęła przed siebie sztylet, ale w wypolerowanym ostrzu odbił się jedynie zarys pokoju - czymkolwiek była postać mężczyzny (i gdziekolwiek się znajdowała), okazała się odporna na podstawowe prawa optyki. Patronus czarownicy okazał się niczym więcej niż tylko srebrzystą mgiełką - Mia weszła więc do pomieszczenia na ślepo, z zamkniętymi oczami. - Oczy więcej wiedzą niż ręce - podpowiedział uprzejmie mężczyzna w lustrze, wzdychając cicho.
Skrzatka skuliła się wyraźnie, słysząc podniesiony głos Fantine i wpatrując się szeroko otwartymi oczami w wyciągniętą różdżkę. - Rozetka nie chciała, Rozetka próbowała powstrzymać czarodziejów, przed dotarciem na wyspę - powiedziała piskliwym głosem, cofając się o kolejny krok. Gdy zgasły światła, jej źrenice zrobiły się tak wielkie, że niemal pochłonęły blade tęczówki, ale wyglądało na to, że była zbyt wystraszona, żeby schronić się w łunie światła tuż przy Fantine. - To nie Rozetka, to panienka Maureen gasi światła, panienka nie lubi jasności, nie. Jest bardzo zła, że pan Fancourt uwięził ją w domu. Panienka spała bardzo długo, aż magia wybuchła i ją obudziła. - Podążyła za wzrokiem lady Rosier, zerkając na powieszony na ścianie portret. - Rozetka rozmawiała z panią Fancourt, pani Fancourt mówi, że panienka Maureen nie wypuści czarodziejów, dopóki nie pomogą jej się wydostać - powiedziała, po czym znów zakryła twarz długimi palcami, jakby samo wypowiedzenie tych słów na głos ją przeraziło.
Clario nie odkryło przed Fantine niczego nowego - arystokratka nie mogła być jednak pewna, czy wynikało to ze zbyt małej mocy zaklęcia, czy zwyczajnie nikogo innego nie było w pokoju.
Zaklęcie Alastaira również nie odkryło żadnego nowego sekretu kominka - być może runy i strzeżony przez nie przedmiot były jedyną zagadką, jaka pozostała do rozwiązania.
Kula światła, za którą podążał Oliver, zaprowadziła go na wschód, wzdłuż przedniej ściany domu, a następnie dalej, w ciemność; szedł przez około minutę, słysząc jedynie chrzęszczenie zmrożonego podłoża pod stopami. Na zewnątrz było zimno; śnieg nadal padał, zaścielając ziemię cienką warstwą i sprawiając, że widoczność była nieco lepsza niż jeszcze kilkanaście minut temu. Po krótkim marszu Oliver zobaczył przed sobą zarys niewielkiego zabudowania - szopy, może stodoły - oświetlonej pojedynczą, zwisającą z dachu latarenką. Zanim jednak zdołał dotrzeć do budynku, poczuł, że jego stopy zanurzają się w czymś grząskim i mułowatym, i zanim się zorientował, utknął po łydki w niestabilnym bagnie, które unieruchomiło go w miejscu. Zaraz po tym źródło światła, za którym podążał, wreszcie się zmaterializowało - choć zmaterializowało było może mało trafnym określeniem; mężczyzna zobaczył przed sobą świetlistą, przejrzystą istotę z jedną nogą, przypominającą bardziej smugę dymu niż cielesne stworzenie. Istota - której, ze względu na brak wiedzy z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, Oliver nie rozpoznał - trzymała unoszącą się w powietrzu latarnię, dokładnie tę samą, która zwabiła go na trzęsawiska. Widząc, że się zatrzymał, wydała z siebie skrzekliwy odgłos, po czym w stronę czarodzieja pomknęła niewielka kula ognia.
Drzwi, które otworzył Oli, ukazały przed nim pokój kształtem bliźniaczo przypominający poprzedni, jednak urządzony w zupełnie innym guście. Tutaj zarówno ściany, jak i meble, miały kolor głębokiej czerni - i właściwie ciemności uniemożliwiały półolbrzymowi dostrzeżenie czegokolwiek ponadto. Usłyszał za to za sobą krzyk nawołującej go Salome, razem z dźwiękiem zamigotało też światło rzucane przez wiszącą pod sufitem kulę; jeżeli Oli zdecyduje się odwrócić, zobaczy mglistą sylwetkę kobiety stojącej w przejściu do pokoju, z którego właśnie wyszedł, ale tylko przez moment.
Siedzący na łóżku chłopiec przyglądał się poczynaniom Salome ze spokojem. - Mogą cię zobaczyć, ale musisz się postarać. I światło im przeszkadza. Światło nie pozwala widzieć - powiedział, uśmiechając się lekko i pocierając skroń drobną rączką. - Światło też nas męczy, dlatego raczej trzymamy się ciemności - dodał, wzruszając ramionami. Gdy Salome osunęła się po ścianie, zmarszczył jasne brwi. - To nie ja, to ty - wyjaśnił, dopiero teraz zsuwając się z łóżka i podchodząc do kobiety. Wyciągnął do niej dłoń z dwiema kostkami. - Chodź, zagramy. Umiesz grać w kościane oczko? - powtórzył, wpatrując się w nią wyczekująco.
We wszystkich nieoświetlonych lumosem pomieszczeniach nadal panowały ciemności i - jak poprzednio - za ciemnością podążyła kakofonia przerażających wrzasków. Melodia pianina się urwała, zastąpiona potępieńczym wyciem. Mię, która jako jedyna znajdowała się poza zasięgiem światła, ogarnęła znajoma już, dziurawiąca pamięć słabość.
Mia - jak poprzednio, ST przezwyciężenia słabości wynosi 60, a do rzutu dolicza się bonus z biegłości jasny umysł. Oprócz tego możesz wykonać w tej kolejce inną, dowolną akcję, jednak w przypadku wyrzucenia zbyt małej ilości oczek na pokonanie słabości, drugą akcję uważa się za niebyłą. To samo dotyczy każdego, kto w tej kolejce zdecyduje się na wyjście z kręgu światła. Oliver, który odszedł od domu, nie słyszy wrzasków.
Alastair, Jocelyn, Pandora - w razie wątpliwości, wyciągnięcie przedmiotu z kominka i otworzenie drzwi kluczem (który znajduje się aktualnie w posiadaniu Jocelyn) nie jest akcją; jeżeli zdecydujecie się wykonać którąkolwiek z tych czynności, pojawi się post uzupełniający, opisujący efekty Waszego działania.
Oliver, stworzenie, które masz przed sobą, ma żywotność równą 100. Kula ognia, która w Ciebie leci, działa jak Ignitio, takie też zadaje obrażenia. Możesz się przed nią obronić rzucając Protego lub wykonując unik, przy czym od tego momentu każda akcja związana z ruchem spowoduje mocniejsze zagłębienie się w bagnisku. Zabudowanie, które widzisz, znajduje się około trzech metrów przed Tobą. Dom, z którego wyszedłeś, wciąż znajduje się w zasięgu słuchu. W tej kolejce masz prawo do wykonania dwóch akcji w dwóch osobnych postach (obowiązuje kolejka odwracana, jak w przypadku pojedynków).
Salome, gra w kościane oczko przebiega analogicznie do gry w oczko karciane. Ty i Twój przeciwnik wykonujecie na przemian rzut dwiema kośćmi k6. Celem jest uzyskanie dokładnie 21 punktów. Rzuty można przerwać w dowolnym momencie; w przypadku, gdy żaden z graczy nie uzyska wyniku 21 punktów, wygrywa gracz, który otrzymał wynik najbardziej zbliżony, ale nie większy. Wynik 22 punktów i więcej zawsze przegrywa - wyjątkiem jest przypadek, w którym gracz wyrzuci dwa razy po 12, w takim wypadku zawsze wygrywa. Gra w kości zajmuje całą jedną kolejkę, jeżeli się na nią zdecydujesz, nie będziesz mogła wykonać żadnej innej akcji, w tym próby zwrócenia na siebie uwagi. Jeżeli zdecydujesz się grać, zaczynasz, wykonując podwójny rzut kością k6, za chłopca rzuca Mistrz Gry. Orientujesz się też, że przebywanie w polu światła Cię osłabia - w każdej kolejce, w której znajdziesz się w obrębie lumosa, Mistrz Gry wykonuje rzut kością k3. Wynik, przemnożony przez 10, oznacza liczbę punktów żywotności, którą tracisz. Obecnie trwająca kolejka kosztowała Cię 30 punktów żywotności (rzut).
Na odpisy czekam do niedzieli (3.12) do godz. 23:59, jak zwykle proszę o info w przypadku ewentualnych pytań i poślizgów. <3
Wyczarowana przez Jocelyn kula światła zawisła pod sufitem, rozjaśniając panujące w pokoju ciemności. Samo zaklęcie okazało się jednak dla młodej uzdrowicielki wyjątkowo wyczerpujące, skutkując zawrotami głowy i pulsującym bólem w skroniach (skutki anomalii jak w opisie kostki).
Mia wyciągnęła przed siebie sztylet, ale w wypolerowanym ostrzu odbił się jedynie zarys pokoju - czymkolwiek była postać mężczyzny (i gdziekolwiek się znajdowała), okazała się odporna na podstawowe prawa optyki. Patronus czarownicy okazał się niczym więcej niż tylko srebrzystą mgiełką - Mia weszła więc do pomieszczenia na ślepo, z zamkniętymi oczami. - Oczy więcej wiedzą niż ręce - podpowiedział uprzejmie mężczyzna w lustrze, wzdychając cicho.
Skrzatka skuliła się wyraźnie, słysząc podniesiony głos Fantine i wpatrując się szeroko otwartymi oczami w wyciągniętą różdżkę. - Rozetka nie chciała, Rozetka próbowała powstrzymać czarodziejów, przed dotarciem na wyspę - powiedziała piskliwym głosem, cofając się o kolejny krok. Gdy zgasły światła, jej źrenice zrobiły się tak wielkie, że niemal pochłonęły blade tęczówki, ale wyglądało na to, że była zbyt wystraszona, żeby schronić się w łunie światła tuż przy Fantine. - To nie Rozetka, to panienka Maureen gasi światła, panienka nie lubi jasności, nie. Jest bardzo zła, że pan Fancourt uwięził ją w domu. Panienka spała bardzo długo, aż magia wybuchła i ją obudziła. - Podążyła za wzrokiem lady Rosier, zerkając na powieszony na ścianie portret. - Rozetka rozmawiała z panią Fancourt, pani Fancourt mówi, że panienka Maureen nie wypuści czarodziejów, dopóki nie pomogą jej się wydostać - powiedziała, po czym znów zakryła twarz długimi palcami, jakby samo wypowiedzenie tych słów na głos ją przeraziło.
Clario nie odkryło przed Fantine niczego nowego - arystokratka nie mogła być jednak pewna, czy wynikało to ze zbyt małej mocy zaklęcia, czy zwyczajnie nikogo innego nie było w pokoju.
Zaklęcie Alastaira również nie odkryło żadnego nowego sekretu kominka - być może runy i strzeżony przez nie przedmiot były jedyną zagadką, jaka pozostała do rozwiązania.
Kula światła, za którą podążał Oliver, zaprowadziła go na wschód, wzdłuż przedniej ściany domu, a następnie dalej, w ciemność; szedł przez około minutę, słysząc jedynie chrzęszczenie zmrożonego podłoża pod stopami. Na zewnątrz było zimno; śnieg nadal padał, zaścielając ziemię cienką warstwą i sprawiając, że widoczność była nieco lepsza niż jeszcze kilkanaście minut temu. Po krótkim marszu Oliver zobaczył przed sobą zarys niewielkiego zabudowania - szopy, może stodoły - oświetlonej pojedynczą, zwisającą z dachu latarenką. Zanim jednak zdołał dotrzeć do budynku, poczuł, że jego stopy zanurzają się w czymś grząskim i mułowatym, i zanim się zorientował, utknął po łydki w niestabilnym bagnie, które unieruchomiło go w miejscu. Zaraz po tym źródło światła, za którym podążał, wreszcie się zmaterializowało - choć zmaterializowało było może mało trafnym określeniem; mężczyzna zobaczył przed sobą świetlistą, przejrzystą istotę z jedną nogą, przypominającą bardziej smugę dymu niż cielesne stworzenie. Istota - której, ze względu na brak wiedzy z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, Oliver nie rozpoznał - trzymała unoszącą się w powietrzu latarnię, dokładnie tę samą, która zwabiła go na trzęsawiska. Widząc, że się zatrzymał, wydała z siebie skrzekliwy odgłos, po czym w stronę czarodzieja pomknęła niewielka kula ognia.
Drzwi, które otworzył Oli, ukazały przed nim pokój kształtem bliźniaczo przypominający poprzedni, jednak urządzony w zupełnie innym guście. Tutaj zarówno ściany, jak i meble, miały kolor głębokiej czerni - i właściwie ciemności uniemożliwiały półolbrzymowi dostrzeżenie czegokolwiek ponadto. Usłyszał za to za sobą krzyk nawołującej go Salome, razem z dźwiękiem zamigotało też światło rzucane przez wiszącą pod sufitem kulę; jeżeli Oli zdecyduje się odwrócić, zobaczy mglistą sylwetkę kobiety stojącej w przejściu do pokoju, z którego właśnie wyszedł, ale tylko przez moment.
Siedzący na łóżku chłopiec przyglądał się poczynaniom Salome ze spokojem. - Mogą cię zobaczyć, ale musisz się postarać. I światło im przeszkadza. Światło nie pozwala widzieć - powiedział, uśmiechając się lekko i pocierając skroń drobną rączką. - Światło też nas męczy, dlatego raczej trzymamy się ciemności - dodał, wzruszając ramionami. Gdy Salome osunęła się po ścianie, zmarszczył jasne brwi. - To nie ja, to ty - wyjaśnił, dopiero teraz zsuwając się z łóżka i podchodząc do kobiety. Wyciągnął do niej dłoń z dwiema kostkami. - Chodź, zagramy. Umiesz grać w kościane oczko? - powtórzył, wpatrując się w nią wyczekująco.
We wszystkich nieoświetlonych lumosem pomieszczeniach nadal panowały ciemności i - jak poprzednio - za ciemnością podążyła kakofonia przerażających wrzasków. Melodia pianina się urwała, zastąpiona potępieńczym wyciem. Mię, która jako jedyna znajdowała się poza zasięgiem światła, ogarnęła znajoma już, dziurawiąca pamięć słabość.
Mia - jak poprzednio, ST przezwyciężenia słabości wynosi 60, a do rzutu dolicza się bonus z biegłości jasny umysł. Oprócz tego możesz wykonać w tej kolejce inną, dowolną akcję, jednak w przypadku wyrzucenia zbyt małej ilości oczek na pokonanie słabości, drugą akcję uważa się za niebyłą. To samo dotyczy każdego, kto w tej kolejce zdecyduje się na wyjście z kręgu światła. Oliver, który odszedł od domu, nie słyszy wrzasków.
Alastair, Jocelyn, Pandora - w razie wątpliwości, wyciągnięcie przedmiotu z kominka i otworzenie drzwi kluczem (który znajduje się aktualnie w posiadaniu Jocelyn) nie jest akcją; jeżeli zdecydujecie się wykonać którąkolwiek z tych czynności, pojawi się post uzupełniający, opisujący efekty Waszego działania.
Oliver, stworzenie, które masz przed sobą, ma żywotność równą 100. Kula ognia, która w Ciebie leci, działa jak Ignitio, takie też zadaje obrażenia. Możesz się przed nią obronić rzucając Protego lub wykonując unik, przy czym od tego momentu każda akcja związana z ruchem spowoduje mocniejsze zagłębienie się w bagnisku. Zabudowanie, które widzisz, znajduje się około trzech metrów przed Tobą. Dom, z którego wyszedłeś, wciąż znajduje się w zasięgu słuchu. W tej kolejce masz prawo do wykonania dwóch akcji w dwóch osobnych postach (obowiązuje kolejka odwracana, jak w przypadku pojedynków).
Salome, gra w kościane oczko przebiega analogicznie do gry w oczko karciane. Ty i Twój przeciwnik wykonujecie na przemian rzut dwiema kośćmi k6. Celem jest uzyskanie dokładnie 21 punktów. Rzuty można przerwać w dowolnym momencie; w przypadku, gdy żaden z graczy nie uzyska wyniku 21 punktów, wygrywa gracz, który otrzymał wynik najbardziej zbliżony, ale nie większy. Wynik 22 punktów i więcej zawsze przegrywa - wyjątkiem jest przypadek, w którym gracz wyrzuci dwa razy po 12, w takim wypadku zawsze wygrywa. Gra w kości zajmuje całą jedną kolejkę, jeżeli się na nią zdecydujesz, nie będziesz mogła wykonać żadnej innej akcji, w tym próby zwrócenia na siebie uwagi. Jeżeli zdecydujesz się grać, zaczynasz, wykonując podwójny rzut kością k6, za chłopca rzuca Mistrz Gry. Orientujesz się też, że przebywanie w polu światła Cię osłabia - w każdej kolejce, w której znajdziesz się w obrębie lumosa, Mistrz Gry wykonuje rzut kością k3. Wynik, przemnożony przez 10, oznacza liczbę punktów żywotności, którą tracisz. Obecnie trwająca kolejka kosztowała Cię 30 punktów żywotności (rzut).
Na odpisy czekam do niedzieli (3.12) do godz. 23:59, jak zwykle proszę o info w przypadku ewentualnych pytań i poślizgów. <3
- parter:
- Mapka parteru (kliknij, aby powiększyć):
- piętro:
- Mapka piętra (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i bonusy:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 (wyziębienie) +5 MIA 282/292 (osłabienie) +5 OLIVER 219/234 (stłuczenia, osłabienie) - JOCELYN 185/210 (psychiczne) +5 ALASTAIR 225/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 195/200 (przyduszenie) +10 SALOME 158/208 (osłabienie) -5
Coś mnie kusiło, coś ciekawiło, wręcz hipnotyzowało. Byłem idiotą, przekonywałem się o tym zresztą wiele razy i nigdy nie uczyłem się na błędach. Ciekawość i zew przygody, a także ryzyko - zawsze kusiły mnie, często doprowadzając do niebezpieczeństwa, z którego nie wyciągałem wniosków. Właściwie to mnie to bawiło. Tym razem było podobnie. Podążyłem za światłem (albo raczej za kimś kto je trzymał) praktycznie bezmyślnie, zostawiając za sobą nie tylko dom, ale także tych wszystkich ludzi, którzy byli tu ze mną. I nie chodziło tylko o to, że się o nich nie martwiłem - idąc sam byłem sam - nie było więc nikogo, kto mógł mi pomóc w razie niebezpieczeństwa. Czy ja w ogole o nim myślałem, gdy opuszczałem dom?
Na dworze było zimno, śnieg pokrył wszystko dookoła, a ja, mimo ciemności, mogłem zobaczyć parę ciepłego powietrza, które unosiło się przed moją twarzą o każdym oddechu. I nagle... utknąłem. Odkryłem to z lekkim opóźnieniem, gdy moje stopy zaczęły zanurzać się w ... bagnie? Wierzgnąłem niespokojnie, wyrzucając z siebie parę niecenzuralnych słów, ale jednocześnie co chwilę zerkając niepewnie w stronę światła. Coś było przede mną, ale coś mi podpowiadało, że to bagno nie znalazło się tu przypadkiem. Nie miałem czasu myśleć nad tym, bo nagle pojawiła się przede mną postać. Uniosłem dłonie w geście przepraszająco-poddańczym, jak zwykle robiąc dobrą (głupią?) minę do złej gry.
- Ho, ho, hej. Zostańmy kumplami, wyglądasz na spoko e... gościa. - Zdążyłem z siebie wyrzucić, ale szybko dotarło do mnie, że moja "przyjazna" postawa nie została odwzajemniona. Powoli opuściłem ręce i tuż po tym w moją stronę poszybowała kula ognia. Usta samoistnie poruszyły się, początkowo chcac wyrzucić z siebie kolejne przekleństwo, lecz już po chwili wypowiadając inkantację. Dłoń również zrobiła swoje, wykonując tak wiele razy ćwiczony (w szkole? nie tylko) ruch.
- Protego.
Na dworze było zimno, śnieg pokrył wszystko dookoła, a ja, mimo ciemności, mogłem zobaczyć parę ciepłego powietrza, które unosiło się przed moją twarzą o każdym oddechu. I nagle... utknąłem. Odkryłem to z lekkim opóźnieniem, gdy moje stopy zaczęły zanurzać się w ... bagnie? Wierzgnąłem niespokojnie, wyrzucając z siebie parę niecenzuralnych słów, ale jednocześnie co chwilę zerkając niepewnie w stronę światła. Coś było przede mną, ale coś mi podpowiadało, że to bagno nie znalazło się tu przypadkiem. Nie miałem czasu myśleć nad tym, bo nagle pojawiła się przede mną postać. Uniosłem dłonie w geście przepraszająco-poddańczym, jak zwykle robiąc dobrą (głupią?) minę do złej gry.
- Ho, ho, hej. Zostańmy kumplami, wyglądasz na spoko e... gościa. - Zdążyłem z siebie wyrzucić, ale szybko dotarło do mnie, że moja "przyjazna" postawa nie została odwzajemniona. Powoli opuściłem ręce i tuż po tym w moją stronę poszybowała kula ognia. Usta samoistnie poruszyły się, początkowo chcac wyrzucić z siebie kolejne przekleństwo, lecz już po chwili wypowiadając inkantację. Dłoń również zrobiła swoje, wykonując tak wiele razy ćwiczony (w szkole? nie tylko) ruch.
- Protego.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent