Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wszystko dzieje się naprawdę szybko. Duszenie, łapanie oddechu, cios. Celny, naprawdę potężny, jestem z niego dumny. Przynajmniej kiedy dociera do mnie co się stało. Widzę chyba zdziwione ślepia zjawy, wrzaski ustają i słychać ciche chrupnięcie. Nie czuję bólu, więc to chyba nie moje kości pękają, całe szczęście. Głowa teraz boli mnie mniej, bo jednak takie ciągłe napierdalanie wysokich tonów to może człowieka zmęczyć. Jak ręką odjął, wręcz wspaniale. Chyba zacznę doceniać ciszę.
Mrugam intensywnie i łapię łapczywie powietrze w płuca kiedy upiór zatacza się w tył, potem kątem oka dostrzegam spadający żyrandol, który jednak nie spada. Czyli Salome żyje, to chyba dobra wiadomość. Nie zastanawiam się długo nad kolejnym krokiem, chociaż interwencja Mii nieco zbija mnie z pantałyku. Widząc, że nic szczególnego się nie dzieje, biorę sprawy w swoje ręce. Czyli niewielki rozmach, żeby przydzwonić tej lasce tym razem z zaciśniętej pięści potężnym ciosem w splot słoneczny. Nie, nie wiem jak to miejsce się nazywa, po prostu tyle razy się w życiu napierdalałem, że wiem jakie i gdzie uderzenia najmocniej bolą. Tam to jak walnąłem to czasem niektórzy wręcz pluli krwią, ale była zajebista zadyma. Fajnie byłoby to znów osiągnąć, ale nie wiem, jestem trochę otumaniony tym brakiem powietrza. No i ciągle dzwoni mi w uszach od tamtych wrzasków, straszna sprawa. Ja to delikatny jestem, nie lubię jak mi drą ryja nad głową. Takie baby to od razu uciszam sprytnym ciosem w mordę, co już przed chwilą zaprezentowałem. Teraz to liczę na szczęście, bo magii to na pewno nie mam co ufać, zdradziecka i podła. Tylko jeśli nawalanie tego upiora to jedyna szansa na ciszę, to muszę z niej skorzystać. Obym się tylko nie przeliczył i nie doczekał podłej zemsty. Laski tak już mają niestety.
Mrugam intensywnie i łapię łapczywie powietrze w płuca kiedy upiór zatacza się w tył, potem kątem oka dostrzegam spadający żyrandol, który jednak nie spada. Czyli Salome żyje, to chyba dobra wiadomość. Nie zastanawiam się długo nad kolejnym krokiem, chociaż interwencja Mii nieco zbija mnie z pantałyku. Widząc, że nic szczególnego się nie dzieje, biorę sprawy w swoje ręce. Czyli niewielki rozmach, żeby przydzwonić tej lasce tym razem z zaciśniętej pięści potężnym ciosem w splot słoneczny. Nie, nie wiem jak to miejsce się nazywa, po prostu tyle razy się w życiu napierdalałem, że wiem jakie i gdzie uderzenia najmocniej bolą. Tam to jak walnąłem to czasem niektórzy wręcz pluli krwią, ale była zajebista zadyma. Fajnie byłoby to znów osiągnąć, ale nie wiem, jestem trochę otumaniony tym brakiem powietrza. No i ciągle dzwoni mi w uszach od tamtych wrzasków, straszna sprawa. Ja to delikatny jestem, nie lubię jak mi drą ryja nad głową. Takie baby to od razu uciszam sprytnym ciosem w mordę, co już przed chwilą zaprezentowałem. Teraz to liczę na szczęście, bo magii to na pewno nie mam co ufać, zdradziecka i podła. Tylko jeśli nawalanie tego upiora to jedyna szansa na ciszę, to muszę z niej skorzystać. Obym się tylko nie przeliczył i nie doczekał podłej zemsty. Laski tak już mają niestety.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Czuję jak różdżka ciągnie mnie w jakąś stronę, ale nie muszę widzieć, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak. Przez chwilę stoję tak, wpatrzony w ciemność, choć dla mnie ciemność jest chyba wszędzie. Odruchowo rozglądam się, ruszając głową w prawo i lewo, choć rzecz jasna nic nie widzę. Macham ręką starając się wychwycić jakiś element otoczenia. Nie wiem gdzie jest północ, ale nie wiem też czy by mi to pomogło. Głos kobiety nagle cichnie i nie mogę już więcej rozróżnić go od innych dźwięków.
– Pandora? Coś się stało? – pytam, ale nie uzyskuję odpowiedzi.
Odpowiada mi tylko cisza. No, ciężko powiedzieć, że cisza tak właściwie. Wciąż słyszę mnóstwo dźwięków. Może teraz to będzie norma, przynajmniej kiedy nie widzę. Bo mam nadzieję, że eliksir przywróci mi wzrok. Kilkukrotnie wodziłem już palcami po twarzy i nie wyglądało na to, żeby coś mi tam ubyło. Chociaż szczerze mówiąc, dość ciężko byłoby to stwierdzić. Słyszę jakiś trzask i czuję jak czas na chwilę zwalnia. Może to jakiś sygnał. Może jednak jest ratunek. Bezwolnie podążam za dźwiękami płynącymi – mam nadzieję – z wnętrza domu. Przesuwam się chwiejnie krok po kroku, chcąc dojść na ganek przed domem. Kilka razy wołam imię kobiety, ale uznaję, że moje zaklęcie najzwyczajniej w świecie nie zadziałało. Niepokojące ciepło wciąż rozpływa się po moich ramionach, ale nie czuję niczego osobliwego. Może nic osobliwego nawet się nie dzieje. Co samo w sobie jest już osobliwe. Ostatecznie staram się pójść w ślad każdego z usłyszanych odgłosów, mając nadzieję, że doprowadzą mnie do moich towarzyszy.
– Pandora? Coś się stało? – pytam, ale nie uzyskuję odpowiedzi.
Odpowiada mi tylko cisza. No, ciężko powiedzieć, że cisza tak właściwie. Wciąż słyszę mnóstwo dźwięków. Może teraz to będzie norma, przynajmniej kiedy nie widzę. Bo mam nadzieję, że eliksir przywróci mi wzrok. Kilkukrotnie wodziłem już palcami po twarzy i nie wyglądało na to, żeby coś mi tam ubyło. Chociaż szczerze mówiąc, dość ciężko byłoby to stwierdzić. Słyszę jakiś trzask i czuję jak czas na chwilę zwalnia. Może to jakiś sygnał. Może jednak jest ratunek. Bezwolnie podążam za dźwiękami płynącymi – mam nadzieję – z wnętrza domu. Przesuwam się chwiejnie krok po kroku, chcąc dojść na ganek przed domem. Kilka razy wołam imię kobiety, ale uznaję, że moje zaklęcie najzwyczajniej w świecie nie zadziałało. Niepokojące ciepło wciąż rozpływa się po moich ramionach, ale nie czuję niczego osobliwego. Może nic osobliwego nawet się nie dzieje. Co samo w sobie jest już osobliwe. Ostatecznie staram się pójść w ślad każdego z usłyszanych odgłosów, mając nadzieję, że doprowadzą mnie do moich towarzyszy.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Alastair, kierowany jedynie słuchem, zdołał powrócić na ganek, pozostawiając za sobą wciąż zamienioną w żabę Pandorę. Ponieważ nie miał pojęcia, jaki charakter przybrało jego zaklęcie, a sama Pandora nie zrobiła nic, żeby zwrócić na siebie uwagę, arystokrata nie wiedział, co finalnie stało się z czarownicą. Kierowany najprawdopodobniej instynktem przetrwania, dotarł pod same drzwi – słyszał więc wszystko, co dobiegało z wnętrza domu.
Zaklęcie Mii nie powiodło się – słaba mgiełka, która wydobyła się z jej różdżki, była zbyt słaba, by zrobić krzywdę upiorowi – ale Oli po raz kolejny zrobił imponujący użytek ze swoich mięśni, uderzając nadal osłabioną zjawę w splot słoneczny. Cios, który z całą pewnością natychmiast powaliłby normalnego człowieka, nie miał co prawda tego samego efektu na kobiecie, ale sprawił, że zatoczyła się do tyłu, a unosząca się wokół niej aura ciemności zadrżała; również krzyk, który wydobył się z jej gardła chwilę potem, był wyraźnie słabszy.
Zaklęcie rzucone przez Jocelyn okazało się niecelne, uderzając w podłogę kilkanaście centymetrów od rubinu, ale nie było to już istotne – bo silny urok Salome sekundę później trafił prosto w kamień, rozłupując go równo na pół.
O ile zniszczenie ametystu przez Mię mocno zachwiało równowagą nałożonego na dom zaklęcia, o tyle skruszenie drugiego z filarów podtrzymujących klątwę, spowodowało, że magia wewnątrz utraciła resztki stabilności, rozwarstwiając się i rozpadając, jak łuszcząca się ze ścian farba. Szybko stało się jasne, że Horatio było jedynym, co utrzymywało wiekowy dom w całości; pozbawiony tej podpory, zaczął w zatrważającym tempie niszczeć, i nie trzeba było znać się na budownictwie, żeby zrozumieć, że jedynie sekundy dzieliły go od zawalenia.
Szyszymora, czy może jej powykręcana forma, zawyła raz jeszcze, po czym – potykając się i osłaniając kościstymi palcami głowę – wycofała się w stronę pokoju dziennego, by po chwili zniknąć pod fragmentami walącego się stropu. Isaac pojawił się przed Salome raz jeszcze, materializując się z drżącego powietrza; zanim czarownica zdążyła zorientować się, co się dzieje, chłopiec wcisnął jej w dłoń kolejny kamień (kiedy na niego spojrzy, zobaczy, że był to trójkątny topaz), po czym spojrzał na nią smutno. Z jego formą stało się coś dziwnego; w jednej sekundzie niemal namacalny, w następnej zdawał się rozpaść wraz z obracającym się w ruinę domem, zamieniając się w garstkę czegoś, co przypominało nadpalone skrawki pergaminu, które wirując, opadły na podłogę. Salome nie miała jednak czasu na przemyślenie tego, czego właśnie była świadkiem, bo w następnej chwili nad nią również oberwał się sufit, a ciężkie odłamki poleciały w jej stronę. Podobne zagrożenie zawisło nad Mią i Alastairem – w stronę tej pierwszej pomknęły fragmenty stropu, natomiast nad tym drugim zawalił się osłaniający ganek daszek.
Oli zdołał bez problemu otrząsnąć się spod wpływu ogłuszającego krzyku upiora, ale napotkał na inny problem – przegnite deski podłogi zapadły się pod jego ciężarem i jedna z jego stóp utknęła w powstałej w ten sposób dziurze. Parkiet poddał się również pod nogami Fantine – jedna z jej zgrabnych kostek zaklinowała się w szparze między deskami i lady Rosier z pewnością miałaby znacznie utrudnioną ucieczkę, gdyby przy jej boku nie pojawiła się nagle Rozetka. Skrzatka, nie tracąc czasu na słowa wyjaśnienia, chwyciła kobietę i razem z nią się deportowała, aportując się ułamek sekundy później na ganku, tuż obok Alastaira. – Niech panienka ucieka! – krzyknęła tylko, po czym znów zniknęła, tak samo nagle, jak się pojawiła.
Ucieczki Jocelyn pozornie nic nie blokowało – ale jedynie pozornie; jeżeli uzdrowicielka chciałaby się do niej rzucić, poczułaby wyraźne szarpnięcie na rękawie i dostrzegłaby, że tuż obok niej pojawił się duch jasnowłosej kobiety. Zjawa spojrzała na nią wielkimi, pustymi oczami o błagalnym wyrazie, ale jej uścisk wcale nie zelżał; wprost przeciwnie, lodowate palce z każdą chwilą trzymały czarownicę pewniej.
Pandora, wciąż pod postacią żaby, pozostawała niepodatna na działanie mrozu, ale nie można było tego samego powiedzieć o bagnie, w którym się zatrzymała; błotna powierzchnia, wciąż zawierająca w sobie całkiem sporo wody, zaczęła w szybkim tempie zamarzać, grożąc, że jeżeli czarownica się nie ruszy, może przymarznąć do błota na dobre.
W tej kolejce każdy z Was może wykonać dwie akcje: jedną, będącą reakcją na zdarzenie losowe, i drugą, związaną z ucieczką z walącego się domu. Każde z Was może też zrezygnować z jednej (lub obu) tych akcji, kosztem wykonania innej (na przykład pomocy innej postaci); w takim wypadku akcję, z której wykonania zrezygnowaliście, uważa się - rzecz jasna - za niepodjętą. Jeżeli jedna z postaci otrzymuje pomoc od innej, to ich rzuty na pierwszą akcję (reakcja na zdarzenie losowe) sumują się, ale wynik liczy się jedynie dla postaci, która pomoc otrzymuje.
Oli - ST wyrwania stopy z zapadniętej podłogi wynosi 41 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Fantine - dzięki interwencji Rozetki, nie musisz w tej kolejce reagować na zdarzenie losowe. Wolną akcję możesz wykorzystać na coś innego, nie otrzymasz z tego tytułu żadnej kary do drugiego rzutu kością.
Alastair - ST uniknięcia walącego się daszku wynosi 32 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Salome - ST uniknięcia walącego się sufitu wynosi 89 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Jocelyn - ST wyrwania się zjawie wynosi 39 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności lub uników (w zależności od tego, która wartość jest wyższa). W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Mia - ST uniknięcia walącego się sufitu wynosi 40 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Pandora - ST ucieczki z błota na czas wynosi 93 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Wyniki rzutu na ucieczkę nie warunkują porażki ani powodzenia, a jedynie kolejność, w jakiej wybiegacie z zasięgu rażenia walącego się budynku. Dodatkowo, postacie, które ucieczkę rozpoczynają z kuchni lub pokoju dziennego otrzymują karę -10 do ucieczki, a postacie startujące z ganku lub przodu budynku dostają bonus +10 do ucieczki. Postacie znajdujące się w jadalni lub salonie nie otrzymują kary ani bonusu. Do rzutu na ucieczkę dolicza się wartość statystyki sprawności lub uników, w zależności od tego, która jest wyższa.
Mistrz Gry wykonał też rzut kością na (ostatni już) atak upiora (rzut), dzięki silnemu atakowi Oliego, wynik rzutu na k3 został pomniejszony o 1. Oli traci więc w tej turze 60 punktów obrażeń, reszta: po 30 punktów.
Bombino działa jeszcze przez 2 kolejki.
Alastair jest chroniony przed chłodem przez kolejne 2 kolejki. Pandora, jako żaba, jest stworzeniem zmiennocieplnym i aktualnie nie otrzymuje obrażeń od chłodu.
Na odpisy czekam do niedzieli 28.01 do godz. 23:59.
Zaklęcie Mii nie powiodło się – słaba mgiełka, która wydobyła się z jej różdżki, była zbyt słaba, by zrobić krzywdę upiorowi – ale Oli po raz kolejny zrobił imponujący użytek ze swoich mięśni, uderzając nadal osłabioną zjawę w splot słoneczny. Cios, który z całą pewnością natychmiast powaliłby normalnego człowieka, nie miał co prawda tego samego efektu na kobiecie, ale sprawił, że zatoczyła się do tyłu, a unosząca się wokół niej aura ciemności zadrżała; również krzyk, który wydobył się z jej gardła chwilę potem, był wyraźnie słabszy.
Zaklęcie rzucone przez Jocelyn okazało się niecelne, uderzając w podłogę kilkanaście centymetrów od rubinu, ale nie było to już istotne – bo silny urok Salome sekundę później trafił prosto w kamień, rozłupując go równo na pół.
O ile zniszczenie ametystu przez Mię mocno zachwiało równowagą nałożonego na dom zaklęcia, o tyle skruszenie drugiego z filarów podtrzymujących klątwę, spowodowało, że magia wewnątrz utraciła resztki stabilności, rozwarstwiając się i rozpadając, jak łuszcząca się ze ścian farba. Szybko stało się jasne, że Horatio było jedynym, co utrzymywało wiekowy dom w całości; pozbawiony tej podpory, zaczął w zatrważającym tempie niszczeć, i nie trzeba było znać się na budownictwie, żeby zrozumieć, że jedynie sekundy dzieliły go od zawalenia.
Szyszymora, czy może jej powykręcana forma, zawyła raz jeszcze, po czym – potykając się i osłaniając kościstymi palcami głowę – wycofała się w stronę pokoju dziennego, by po chwili zniknąć pod fragmentami walącego się stropu. Isaac pojawił się przed Salome raz jeszcze, materializując się z drżącego powietrza; zanim czarownica zdążyła zorientować się, co się dzieje, chłopiec wcisnął jej w dłoń kolejny kamień (kiedy na niego spojrzy, zobaczy, że był to trójkątny topaz), po czym spojrzał na nią smutno. Z jego formą stało się coś dziwnego; w jednej sekundzie niemal namacalny, w następnej zdawał się rozpaść wraz z obracającym się w ruinę domem, zamieniając się w garstkę czegoś, co przypominało nadpalone skrawki pergaminu, które wirując, opadły na podłogę. Salome nie miała jednak czasu na przemyślenie tego, czego właśnie była świadkiem, bo w następnej chwili nad nią również oberwał się sufit, a ciężkie odłamki poleciały w jej stronę. Podobne zagrożenie zawisło nad Mią i Alastairem – w stronę tej pierwszej pomknęły fragmenty stropu, natomiast nad tym drugim zawalił się osłaniający ganek daszek.
Oli zdołał bez problemu otrząsnąć się spod wpływu ogłuszającego krzyku upiora, ale napotkał na inny problem – przegnite deski podłogi zapadły się pod jego ciężarem i jedna z jego stóp utknęła w powstałej w ten sposób dziurze. Parkiet poddał się również pod nogami Fantine – jedna z jej zgrabnych kostek zaklinowała się w szparze między deskami i lady Rosier z pewnością miałaby znacznie utrudnioną ucieczkę, gdyby przy jej boku nie pojawiła się nagle Rozetka. Skrzatka, nie tracąc czasu na słowa wyjaśnienia, chwyciła kobietę i razem z nią się deportowała, aportując się ułamek sekundy później na ganku, tuż obok Alastaira. – Niech panienka ucieka! – krzyknęła tylko, po czym znów zniknęła, tak samo nagle, jak się pojawiła.
Ucieczki Jocelyn pozornie nic nie blokowało – ale jedynie pozornie; jeżeli uzdrowicielka chciałaby się do niej rzucić, poczułaby wyraźne szarpnięcie na rękawie i dostrzegłaby, że tuż obok niej pojawił się duch jasnowłosej kobiety. Zjawa spojrzała na nią wielkimi, pustymi oczami o błagalnym wyrazie, ale jej uścisk wcale nie zelżał; wprost przeciwnie, lodowate palce z każdą chwilą trzymały czarownicę pewniej.
Pandora, wciąż pod postacią żaby, pozostawała niepodatna na działanie mrozu, ale nie można było tego samego powiedzieć o bagnie, w którym się zatrzymała; błotna powierzchnia, wciąż zawierająca w sobie całkiem sporo wody, zaczęła w szybkim tempie zamarzać, grożąc, że jeżeli czarownica się nie ruszy, może przymarznąć do błota na dobre.
W tej kolejce każdy z Was może wykonać dwie akcje: jedną, będącą reakcją na zdarzenie losowe, i drugą, związaną z ucieczką z walącego się domu. Każde z Was może też zrezygnować z jednej (lub obu) tych akcji, kosztem wykonania innej (na przykład pomocy innej postaci); w takim wypadku akcję, z której wykonania zrezygnowaliście, uważa się - rzecz jasna - za niepodjętą. Jeżeli jedna z postaci otrzymuje pomoc od innej, to ich rzuty na pierwszą akcję (reakcja na zdarzenie losowe) sumują się, ale wynik liczy się jedynie dla postaci, która pomoc otrzymuje.
Oli - ST wyrwania stopy z zapadniętej podłogi wynosi 41 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Fantine - dzięki interwencji Rozetki, nie musisz w tej kolejce reagować na zdarzenie losowe. Wolną akcję możesz wykorzystać na coś innego, nie otrzymasz z tego tytułu żadnej kary do drugiego rzutu kością.
Alastair - ST uniknięcia walącego się daszku wynosi 32 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Salome - ST uniknięcia walącego się sufitu wynosi 89 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Jocelyn - ST wyrwania się zjawie wynosi 39 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności lub uników (w zależności od tego, która wartość jest wyższa). W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Mia - ST uniknięcia walącego się sufitu wynosi 40 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Pandora - ST ucieczki z błota na czas wynosi 93 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki uników. W przypadku niepowodzenia, otrzymujesz karę -20 do drugiego rzutu kością (na ucieczkę).
Wyniki rzutu na ucieczkę nie warunkują porażki ani powodzenia, a jedynie kolejność, w jakiej wybiegacie z zasięgu rażenia walącego się budynku. Dodatkowo, postacie, które ucieczkę rozpoczynają z kuchni lub pokoju dziennego otrzymują karę -10 do ucieczki, a postacie startujące z ganku lub przodu budynku dostają bonus +10 do ucieczki. Postacie znajdujące się w jadalni lub salonie nie otrzymują kary ani bonusu. Do rzutu na ucieczkę dolicza się wartość statystyki sprawności lub uników, w zależności od tego, która jest wyższa.
Mistrz Gry wykonał też rzut kością na (ostatni już) atak upiora (rzut), dzięki silnemu atakowi Oliego, wynik rzutu na k3 został pomniejszony o 1. Oli traci więc w tej turze 60 punktów obrażeń, reszta: po 30 punktów.
Bombino działa jeszcze przez 2 kolejki.
Alastair jest chroniony przed chłodem przez kolejne 2 kolejki. Pandora, jako żaba, jest stworzeniem zmiennocieplnym i aktualnie nie otrzymuje obrażeń od chłodu.
Na odpisy czekam do niedzieli 28.01 do godz. 23:59.
- parter:
- Mapka parteru (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i kary do rzutów:
Postać Wartość Kara/zabronione OLI 369/514 (wyziębienie, psychiczne) -10, zaklęcia z st > 90; potężne ciosy w walce wręcz MIA 157/292 (osłabienie, psychiczne, migrena) -15, zaklęcia z st > 90; silne ciosy w walce wręcz OLIVER -43/234 (stłuczenia, osłabienie, psychiczne, rana w brzuchu) nieprzytomny JOCELYN 75/210 (psychiczne) -30, zaklęcia z st > 90; silne ciosy w walce wręcz; blokowanie ciosów w walce wręcz ALASTAIR 143/225 (psychiczne) -5, ślepota; zaklęcia z st > 90; potężne ciosy w walce wręcz FANTINE 100/200 (psychiczne) -30, zaklęcia z st > 90; potężne ciosy w walce wręcz; blokowanie ciosów w walce wręcz i kontratak PANDORA 110/200 (przyduszenie, psychiczne, wyziębienie) -10, zaklęcia z st > 90; silne ciosy w walce wręcz SALOME 72/208 (osłabienie, psychiczne) -35, zaklęcia z st > 90; silne ciosy w walce wręcz; blokowanie ciosów w walce wręcz i kontratak
Tik tak. Uderzenia upiornych zegarów dudniły głośniej i głośniej i Mia łapała się na tym, że czasem tylko to pozostawało w umyśli. Uderzenia odbijał się echem, jak stary dzwon. Drżała, ale o dziwo, ciało było posłuszne jej woli. Słabość w kolorze ciemności wdarła się ponownie do ust, oplatając mdłościami i zaciskając ciasną pętlę na piersi, ale Mia była dziwnie świadoma wszystkiego. Bicie zegarów wyznaczało rytm jej serca, głośny, żywy, czekający. Tylko na co?
Chaos rozprzestrzeniał się i to co początkowo wydawało sie stałe, rozpadało, mieszało, popieliło. Rozsypywały się ściany, gniły podłogi i wszystkie obrazy marniały. Czerniał obraz i starzał się w zastraszająco szybkim tempie. To co zostało zatrzymane magią, teraz powracało sztormową falą, uderzając zawistnie w postawione ściany budynku. czas nie miał litości, a to co mu próbowało umknąć, otrzymywało karę konsekwencji. Decyzji. Przekleństwa. Niewytłumaczalny do tej pory impuls kazał jej spojrzeć w stronę wyjścia. Mężczyzna, który wyszedł szukać Pandory (gdzie była?) wrócił. Alastair. Zarys sylwetki rysował sie na tle ciemności i przez sekundę żałowała, że..nie mogła spotkać go wcześniej. Zatrzymała szare ślepia na jego twarzy, ale ten zdawał się na nią nie patrzeć. Co niby chciała tam zobaczyć?
Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy magia zachwiała się - ta należąca do niej. Zacisnęła usta, ale Ogden poradził sobie bez jej marnej pomocy. Upiór zachwiał się i zniknął. A dom ulegał coraz większym zniszczeniom. Łomot pękającego sufitu alarmował wystarczająco imponująco, by przywrócić jej jasność. A serce stanęło jej niemal, gdy kruszące się odłamki posypały na podłogę, gniotąc rozrzucone fragmenty desek. A nieprzytomny, martwy? Bott leżał nieruchomo pod filarem, zostawiony na pastwę losu, jak szmaciana lalka. Nie, Nie. Nie. Tak, to się nie skończy. Nie może. Nie pozwoli. Na cholernego Salazara i całej pokręconej mocy. Nie tak.
Coś w jej sercu pękło na pół. Jeśli je miała. Powinna była zerwać się teraz i ratować swój głupi tyłek, który pozwolił zaciągną się w pułapkę. Tak zrobiłby właściwie każdy na Nokturnie. Ratować własną skórę. Nie było miejsca na litość. A zamiast tego Mia czuła piekielne wręcz uczucie, że nie może uciekać.
Już wystarczy uciekania.
Zamiast zerwać się do biegu, unikając walącego się sufitu, wsunęła różdżkę do kieszeni i upadła na kolano. Zrezygnowała z możliwości, jaką dał jej los na ocalenie przed uderzeniem fragmentów ścian. Ręce wciąż jej drżały, ale wsunęła ręce pod nieprzytomne ciało Botta. Złapała go za ramiona i uniosła wyżej. Nie była wystarczająco silna, by go podnieść całkowicie, ale - pociągnąć już tak. I w ten sposób starała się wynieść mężczyznę poza obręb rozpadającego się dworku, na ganek, gdzie stał arystokrata. Ale uciekać wciąż nie miała zamiaru. Słyszała za sobą kobiece głosy. Głupia uzdrowicielka i druga, nieznajoma zostały gdzieś dalej - Wynieś go, proszę - na ganku złapała dłoń Alastaira, zaciskając ją najpierw niepewnie, potem wsunęła mu w palce bezwładne ramię Botta. I chociaż było to absurdalnie głupie, musnęła wargami policzek mężczyzny, by w kolejnej chwili zawrócić się i chowając głowę przed sypiącym sie góry okruchami. Już nie będzie uciekała. Czy jej brat uciekał? Nie. Wszystko wydawało się rozchwiane, a ona nie czuła najmniejszego zawahania, nawet ból odpływał. Pobiegła w stronę Salome. Wyglądało na to, że najbardziej potrzebowała pomocy. Złapała ją za rękę i pociągnęła najpierw do siebie, potem popychając do przodu, jak najdalej od spadających zdradziecko odłamków.
1. Wynoszę Botta
2. Pomagam Salome
Chaos rozprzestrzeniał się i to co początkowo wydawało sie stałe, rozpadało, mieszało, popieliło. Rozsypywały się ściany, gniły podłogi i wszystkie obrazy marniały. Czerniał obraz i starzał się w zastraszająco szybkim tempie. To co zostało zatrzymane magią, teraz powracało sztormową falą, uderzając zawistnie w postawione ściany budynku. czas nie miał litości, a to co mu próbowało umknąć, otrzymywało karę konsekwencji. Decyzji. Przekleństwa. Niewytłumaczalny do tej pory impuls kazał jej spojrzeć w stronę wyjścia. Mężczyzna, który wyszedł szukać Pandory (gdzie była?) wrócił. Alastair. Zarys sylwetki rysował sie na tle ciemności i przez sekundę żałowała, że..nie mogła spotkać go wcześniej. Zatrzymała szare ślepia na jego twarzy, ale ten zdawał się na nią nie patrzeć. Co niby chciała tam zobaczyć?
Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy magia zachwiała się - ta należąca do niej. Zacisnęła usta, ale Ogden poradził sobie bez jej marnej pomocy. Upiór zachwiał się i zniknął. A dom ulegał coraz większym zniszczeniom. Łomot pękającego sufitu alarmował wystarczająco imponująco, by przywrócić jej jasność. A serce stanęło jej niemal, gdy kruszące się odłamki posypały na podłogę, gniotąc rozrzucone fragmenty desek. A nieprzytomny, martwy? Bott leżał nieruchomo pod filarem, zostawiony na pastwę losu, jak szmaciana lalka. Nie, Nie. Nie. Tak, to się nie skończy. Nie może. Nie pozwoli. Na cholernego Salazara i całej pokręconej mocy. Nie tak.
Coś w jej sercu pękło na pół. Jeśli je miała. Powinna była zerwać się teraz i ratować swój głupi tyłek, który pozwolił zaciągną się w pułapkę. Tak zrobiłby właściwie każdy na Nokturnie. Ratować własną skórę. Nie było miejsca na litość. A zamiast tego Mia czuła piekielne wręcz uczucie, że nie może uciekać.
Już wystarczy uciekania.
Zamiast zerwać się do biegu, unikając walącego się sufitu, wsunęła różdżkę do kieszeni i upadła na kolano. Zrezygnowała z możliwości, jaką dał jej los na ocalenie przed uderzeniem fragmentów ścian. Ręce wciąż jej drżały, ale wsunęła ręce pod nieprzytomne ciało Botta. Złapała go za ramiona i uniosła wyżej. Nie była wystarczająco silna, by go podnieść całkowicie, ale - pociągnąć już tak. I w ten sposób starała się wynieść mężczyznę poza obręb rozpadającego się dworku, na ganek, gdzie stał arystokrata. Ale uciekać wciąż nie miała zamiaru. Słyszała za sobą kobiece głosy. Głupia uzdrowicielka i druga, nieznajoma zostały gdzieś dalej - Wynieś go, proszę - na ganku złapała dłoń Alastaira, zaciskając ją najpierw niepewnie, potem wsunęła mu w palce bezwładne ramię Botta. I chociaż było to absurdalnie głupie, musnęła wargami policzek mężczyzny, by w kolejnej chwili zawrócić się i chowając głowę przed sypiącym sie góry okruchami. Już nie będzie uciekała. Czy jej brat uciekał? Nie. Wszystko wydawało się rozchwiane, a ona nie czuła najmniejszego zawahania, nawet ból odpływał. Pobiegła w stronę Salome. Wyglądało na to, że najbardziej potrzebowała pomocy. Złapała ją za rękę i pociągnęła najpierw do siebie, potem popychając do przodu, jak najdalej od spadających zdradziecko odłamków.
1. Wynoszę Botta
2. Pomagam Salome
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'k100' : 48
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'k100' : 48
Znów okazała się nieudolna. Tego dnia jej magia zawodziła raz po raz, nawet w przypadku stosunkowo prostych zaklęć. Czy to anomalie, aura tego domu, czy po prostu narastająca słabość? Miała wrażenie, że z każdą chwilą jej słabość tylko wzrastała, zupełnie jakby przebywanie w tym domu coraz szybciej wysysało z niej wszystkie siły, zupełnie jakby wykoślawione zaklęcie Horatio próbowało pożywić się energią wciągniętych w pułapkę czarodziejów. A może to była moc zjawy, którą widziała wcześniej?
Na szczęście zaklęcie Salome okazało się skuteczniejsze, a kamień, który wcześniej sama bezskutecznie próbowała zniszczyć, pękł na pół. I wtedy zaklęcie najprawdopodobniej zaczęło tracić stabilność, potwierdzając słowa, które znalazła na pergaminach – zniszczenie dwóch kamieni wystarczało, by osłabić klątwę, a była ona jedynym, co utrzymywało w całości ten stary dom, zapewne pamiętający czasy na długo przed narodzinami Josie. Dom zaczął w bardzo szybkim tempie niszczeć, tym razem już nie odnawiając się, tak jak wcześniej. Deski zaczęły trzeszczeć, podłoga i ściany przegniwać, i nawet Josie miała świadomość, że wszystko co ją otaczało lada chwila mogło się zawalić i pogrzebać ich pod gruzami.
Już miała rzucić się do biegu, kiedy poczuła coś zimnego na ręce i dostrzegła tuż obok ducha jasnowłosej kobiety, która patrzyła na nią błagalnie i trzymała ją. Josie spojrzała na nią tylko przez chwilę, wiedziała, że musiała jak najszybciej uciekać. Rzuciła jej niemal przepraszające spojrzenie, wyszarpując rękę i rzucając się do biegu w kierunku wyjścia. W myślach żałowała przejścia do kuchni, co sprawiało, że była dużo dalej od wyjścia i miała do pokonania najdłuższą drogę.
Czuła, że jeśli chce przeżyć, musi poradzić sobie sama. Mia wróciła się do kuchni po Salome, ją samą zostawiając, zapewne odwdzięczając się w ten sposób za to, że nie uleczyła wcześniej jej przyjaciela, bo wolała zająć się próbami niszczenia kamieni dla dobra własnego i wszystkich. Być może nie była najlepszym materiałem na uzdrowicielkę, biorąc pod uwagę, że także teraz myślała przede wszystkim o sobie. Nie chciała tu umierać, musiała uciec. To się najbardziej liczyło. Ucieczka, bieg przez walący się dom, uważając na spadające deski, zapadającą się podłogę i inne niebezpieczeństwa, które mogły uczynić z domostwa jej grób. Tak naprawdę nie było w niej bohaterstwa, nie była osobą odważną i gotową do heroicznych czynów, na jaki najwyraźniej zdobyła się Mia. Jocelyn była zwykłym tchórzem, w którym obudziła się silna wola przeżycia, i to ona mimo słabości zmęczonego ciała pchała ją do przodu, w kierunku wyjścia z walącego się domu, ku upragnionej wolności.
| 1 - reakcja na zdarzenie, 2 - ucieczka
Na szczęście zaklęcie Salome okazało się skuteczniejsze, a kamień, który wcześniej sama bezskutecznie próbowała zniszczyć, pękł na pół. I wtedy zaklęcie najprawdopodobniej zaczęło tracić stabilność, potwierdzając słowa, które znalazła na pergaminach – zniszczenie dwóch kamieni wystarczało, by osłabić klątwę, a była ona jedynym, co utrzymywało w całości ten stary dom, zapewne pamiętający czasy na długo przed narodzinami Josie. Dom zaczął w bardzo szybkim tempie niszczeć, tym razem już nie odnawiając się, tak jak wcześniej. Deski zaczęły trzeszczeć, podłoga i ściany przegniwać, i nawet Josie miała świadomość, że wszystko co ją otaczało lada chwila mogło się zawalić i pogrzebać ich pod gruzami.
Już miała rzucić się do biegu, kiedy poczuła coś zimnego na ręce i dostrzegła tuż obok ducha jasnowłosej kobiety, która patrzyła na nią błagalnie i trzymała ją. Josie spojrzała na nią tylko przez chwilę, wiedziała, że musiała jak najszybciej uciekać. Rzuciła jej niemal przepraszające spojrzenie, wyszarpując rękę i rzucając się do biegu w kierunku wyjścia. W myślach żałowała przejścia do kuchni, co sprawiało, że była dużo dalej od wyjścia i miała do pokonania najdłuższą drogę.
Czuła, że jeśli chce przeżyć, musi poradzić sobie sama. Mia wróciła się do kuchni po Salome, ją samą zostawiając, zapewne odwdzięczając się w ten sposób za to, że nie uleczyła wcześniej jej przyjaciela, bo wolała zająć się próbami niszczenia kamieni dla dobra własnego i wszystkich. Być może nie była najlepszym materiałem na uzdrowicielkę, biorąc pod uwagę, że także teraz myślała przede wszystkim o sobie. Nie chciała tu umierać, musiała uciec. To się najbardziej liczyło. Ucieczka, bieg przez walący się dom, uważając na spadające deski, zapadającą się podłogę i inne niebezpieczeństwa, które mogły uczynić z domostwa jej grób. Tak naprawdę nie było w niej bohaterstwa, nie była osobą odważną i gotową do heroicznych czynów, na jaki najwyraźniej zdobyła się Mia. Jocelyn była zwykłym tchórzem, w którym obudziła się silna wola przeżycia, i to ona mimo słabości zmęczonego ciała pchała ją do przodu, w kierunku wyjścia z walącego się domu, ku upragnionej wolności.
| 1 - reakcja na zdarzenie, 2 - ucieczka
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17, 50
'k100' : 17, 50
Zaczynało się robić bardzo ciekawie. Pomimo iż udało jej się rozłupać jedynie jeden kamień (zupełnie wyleciało jej z głowy, zapewne przez anomalie i wszelkie odstępstwa od normy, że niektóre ataki nie są obszarowe), zdawała się radzić sobie lepiej niż mogłaby to przewidzieć. Zdążyła podnieść z ziemi wcześniej rzucone kostki, gdy Isaac zmaterializował się przed nią pierw powodując chwilowe podejście żołądka do gardła, potem powoli rozlewające się ciepło. Ucieszyła się gdy go zobaczyła. Nie znała go dobrze, ba, był jedynie zaczarowanym epizodem jej przygody, jednak z całego tego domu, jego towarzystwo (pomijając obecność ekscentrycznego półolbrzyma) zdawało jej się najmilsze. Chciała mu się nawet pochwalić udanym zaklęciem, wierząc że ten sukces przerywa pasmo jej dotychczasowych porażek, gdy chłopiec wepchnął jej w ręce kolejny kamień po czym zmarkotniał, patrząc na nią z takim jakby... Wyrzutem? Salome zamarła, ze zdziwieniem przypatrując się dematerializacji chłopca. Nie rozumiała co się dzieje. Wszak był duchem, nie powinien umierać. Nikt go nie zaatakował, już by takiemu delikwentowi przygadała. Co się zatem działo? Powietrze drżało od napięcia zgromadzonego w budynku. Gdzieś tam Oli zmagał się dalej z potworą, gdzieś tam Fantine ciągle utrzymywała zaklęciem żyrandol, ktoś wołał, ktoś głośno tupał, a ona potrafiła się jedynie skoncentrować na tym, że chłopiec, który jej pomagał i który był jej podporą przez dużą część czasu tu spędzonego rozpływa się niczym pergamin pod naporem płomienia. Kurczył się w sobie i zanikał, patrząc na nią tak smutnym wzrokiem, że natychmiast niewidzialny węzeł zacisnął jej się na trzewiach. Serce przeszył jej nieznany ból.
- Isaac? Isaac, co się dzieje? Co Ci jest? Wszystko w porządku? Isaac! – Nieomal wrzasnęła, drętwiejąc od środka. Czy właśnie udało jej się zabić swojego nowego przyjaciela? Nigdy nie przejmowała się nazbyt ludzkim życiem, pomijając persony pokroju Glorii, czy od niedawna Bellony i Aarona. Wstrząsnęło nią to, jak przykro zrobiło jej się gdy trafiło na chłopca. On jej pomógł, a ona to zepsuła. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, starając się pochwycić w uścisk rozpływające się powietrze. - Isaac! Przepraszam! – Odebrało jej mogę. Nie zdążyła się nawet przyjrzeć kamieniowi, który miała w dłoni. Całą jej uwagę zajmowało to, co działo się z chłopcem i chociaż podświadomie wiedziała że go to nie boli, czuła się jak najgorszy czarodziej świata uświadamiając sobie, że przez własne czyny nie będzie mu się nawet mogła odpłacić za pomoc. Bardzo szybko wątpiła w siebie, zaś utrata przyjaciela przyćmiła poczucie dumy po udanym zaklęciu. Prawdę powiedziawszy, chociaż jedynie na ułamek sekundy, nawiedziła ją myśl, czy jest w ogóle warta powrotu do świata.
Nie miała jednak czasu na roztrząsanie własnej słabości. W chwilę po tym nieszczęściu następne już czekało by zwalić im się na głowy. Dosłownie. Posłyszała szczęk stropów, dostrzegając kątem oka jak pomieszczenie załamuje się do środka. Nie zniszczyła jedynie chłopca – zdawało się że po rozłupaniu się kamienia całe otoczenie ulega natychmiastowej dezintegracji, popadając w chaos i generalny nieporządek. Ściany jęczały boleśnie, gdy popróchniałe drewno podpór przestało wystarczać. Ją jednak zainteresowało jeszcze coś innego. Tuż nad jej głową rozpętywało się piekło. Łamiący się sufit, pękający nierówną raną rozwarstwiał się, załamując się zgodnie z grawitacją i ulegając jej prawom. Jeszcze chwila stania w miejscu, a zostanie z niej mokra plama. Może nawet by rozważyła taki scenariusz, gdyby w jej kierunku nie rzuciła się Mia, starając się jakoś pomóc. Salome w jednej chwili podjęła decyzję. Na żal i poczucie winy przyjdzie czas za chwilę. Teraz nie mogła zmarnować szansy jaka otwierała się przed innymi. Na wyspę dotarła ósemka ludzi i chociaż jeden z nich praktycznie nie kontaktował, nie była tu sama by dawać się pogrążać w wyrzutach sumienia. Jeszcze szóstce z nich powinna pomóc wrócić do świata rzeczywistego. Była wdzięczna pannie Mulciber za ten nieumyślny policzek w stan umysłu. Wzięła się w garść i zaczęła działać. Postarała się uratować, by móc wybiec z domu i już z zewnątrz w jakiś sposób asekurować ucieczkę innych. No i zniszczyć kolejne dwa kamienie.
1. zdarzenie losowe 2. ucieczka
- Isaac? Isaac, co się dzieje? Co Ci jest? Wszystko w porządku? Isaac! – Nieomal wrzasnęła, drętwiejąc od środka. Czy właśnie udało jej się zabić swojego nowego przyjaciela? Nigdy nie przejmowała się nazbyt ludzkim życiem, pomijając persony pokroju Glorii, czy od niedawna Bellony i Aarona. Wstrząsnęło nią to, jak przykro zrobiło jej się gdy trafiło na chłopca. On jej pomógł, a ona to zepsuła. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, starając się pochwycić w uścisk rozpływające się powietrze. - Isaac! Przepraszam! – Odebrało jej mogę. Nie zdążyła się nawet przyjrzeć kamieniowi, który miała w dłoni. Całą jej uwagę zajmowało to, co działo się z chłopcem i chociaż podświadomie wiedziała że go to nie boli, czuła się jak najgorszy czarodziej świata uświadamiając sobie, że przez własne czyny nie będzie mu się nawet mogła odpłacić za pomoc. Bardzo szybko wątpiła w siebie, zaś utrata przyjaciela przyćmiła poczucie dumy po udanym zaklęciu. Prawdę powiedziawszy, chociaż jedynie na ułamek sekundy, nawiedziła ją myśl, czy jest w ogóle warta powrotu do świata.
Nie miała jednak czasu na roztrząsanie własnej słabości. W chwilę po tym nieszczęściu następne już czekało by zwalić im się na głowy. Dosłownie. Posłyszała szczęk stropów, dostrzegając kątem oka jak pomieszczenie załamuje się do środka. Nie zniszczyła jedynie chłopca – zdawało się że po rozłupaniu się kamienia całe otoczenie ulega natychmiastowej dezintegracji, popadając w chaos i generalny nieporządek. Ściany jęczały boleśnie, gdy popróchniałe drewno podpór przestało wystarczać. Ją jednak zainteresowało jeszcze coś innego. Tuż nad jej głową rozpętywało się piekło. Łamiący się sufit, pękający nierówną raną rozwarstwiał się, załamując się zgodnie z grawitacją i ulegając jej prawom. Jeszcze chwila stania w miejscu, a zostanie z niej mokra plama. Może nawet by rozważyła taki scenariusz, gdyby w jej kierunku nie rzuciła się Mia, starając się jakoś pomóc. Salome w jednej chwili podjęła decyzję. Na żal i poczucie winy przyjdzie czas za chwilę. Teraz nie mogła zmarnować szansy jaka otwierała się przed innymi. Na wyspę dotarła ósemka ludzi i chociaż jeden z nich praktycznie nie kontaktował, nie była tu sama by dawać się pogrążać w wyrzutach sumienia. Jeszcze szóstce z nich powinna pomóc wrócić do świata rzeczywistego. Była wdzięczna pannie Mulciber za ten nieumyślny policzek w stan umysłu. Wzięła się w garść i zaczęła działać. Postarała się uratować, by móc wybiec z domu i już z zewnątrz w jakiś sposób asekurować ucieczkę innych. No i zniszczyć kolejne dwa kamienie.
1. zdarzenie losowe 2. ucieczka
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k100' : 24
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k100' : 24
Wszystko się komplikuje kiedy ta laska to sobie niewiele robi z tego mojego uderzenia. A szkoda, potężne było, tak sobie myślę. Tak, myślę. Taki zamach zrobiłem, że musiało mieć niezłą moc, nie uwierzę w żadne inne rozwiązanie, bo wiem, że nie istnieje. Jestem po prostu zajebisty. Ale ona chyba zajebistsza, skoro tak drze mordę i w ogóle nas osłabia. Znowu czuję się jakby mi ktoś w łeb przydzwonił i to tak solidnie. Nie znoszę tego uczucia, bo tępi zmysły. I wtedy pierdolnięcie jest gorsze. Tylko to teraz nieważne, bo dom zaczyna się rozsypywać i to bardzo dosadnie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że należy spierdalać. Byłem tego zdania już dużo wcześniej, ale wtedy nikt nie był zainteresowany. Teraz nagle wszyscy rzucają się w popłochu do wyjścia, cóż za spryt. Byłbym się aż roześmiał gdyby warunki były jednak nieco bardziej sprzyjające. Nie jest mi do śmiechu. Zaczynam się kiepsko czuć, mam mniej energii i w ogóle to jakiś dramat jest.
Ale się nie poddaję. Zadzieram tylko głowę oceniając jak szybko sufit spierdzieli mi się na głowę, ale wtedy czuję, że noga mi się klinuje w desce. Ja pierdolę. Nie wiem z czego te podłogi robią, ale chyba z wafelków a nie drewna. To już ja bym lepszą zrobił. Przecież ważę raptem niewiele, nie wiem co się dzieje. Staram się jednak w miarę najszybciej jak mogę wywlec girę z dziury. Widząc Salome z Mią zmierzam do jakby sparaliżowanej Jocelyn, którą trzyma ta podła kreatura.
- Pogadacie sobie innym razem - mruczę, jednocześnie ciągnąc kobietę za rękę w stronę wyjścia. Po drodze w drugie łapsko staram się ponaglić Salome, bo się coś za mocno ociąga. Kto by pomyślał, że będę kiedyś zgrywał bohatera. Gdyby mi ktoś kiedyś próbował wcisnąć podobny kit, to chyba zabiłbym go śmiechem. A teraz serio próbuję uwijać się jak w ukropie i wylecieć z tymi babami na powietrze, z dala od tego popierdolonego domu. Nie jest to niestety zbyt proste, ale może nie zginiemy tak zaraz. Szczególnie, że jestem młody i piękny i chciałbym jeszcze trochę pożyć, takie tam egerscetyczne marzenie.
1 - Jocelyn
2 - Salome
Ale się nie poddaję. Zadzieram tylko głowę oceniając jak szybko sufit spierdzieli mi się na głowę, ale wtedy czuję, że noga mi się klinuje w desce. Ja pierdolę. Nie wiem z czego te podłogi robią, ale chyba z wafelków a nie drewna. To już ja bym lepszą zrobił. Przecież ważę raptem niewiele, nie wiem co się dzieje. Staram się jednak w miarę najszybciej jak mogę wywlec girę z dziury. Widząc Salome z Mią zmierzam do jakby sparaliżowanej Jocelyn, którą trzyma ta podła kreatura.
- Pogadacie sobie innym razem - mruczę, jednocześnie ciągnąc kobietę za rękę w stronę wyjścia. Po drodze w drugie łapsko staram się ponaglić Salome, bo się coś za mocno ociąga. Kto by pomyślał, że będę kiedyś zgrywał bohatera. Gdyby mi ktoś kiedyś próbował wcisnąć podobny kit, to chyba zabiłbym go śmiechem. A teraz serio próbuję uwijać się jak w ukropie i wylecieć z tymi babami na powietrze, z dala od tego popierdolonego domu. Nie jest to niestety zbyt proste, ale może nie zginiemy tak zaraz. Szczególnie, że jestem młody i piękny i chciałbym jeszcze trochę pożyć, takie tam egerscetyczne marzenie.
1 - Jocelyn
2 - Salome
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62, 71
'k100' : 62, 71
Dziwne przeczucie jej nie zwiodło. Uniosła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie niemal bez udziału woli, działając instynktownie; dopiero po chwili do niej dotarło jak niewiele brakowało, by Salome straciła życie, bądź zdrowie. Wingardium Leviosa uderzyło w żyrandol i unieruchomiło go, gdy znalazł się zaledwie kilka centymetrów nad nią. Klatka piersiowa Fanny falowała, pod wpływem ciężkiego oddechu, kręciło się jej w głowie przez to jak wiele i jak szybko się działo. Ze stresu nie zdołała nic bąknąć w odpowiedzi na podziękowania, jednakże żadne słowa nie ucieszyły Fantine tak bardzo jak silne zaklęcie Salome, które rozłupało kolejny kamień na pół. Cicho wypuściła powietrze z płuc, nabierając odrobiny wiary, że jeszcze zdoła się stąd wydostać.
Ten przeklęty dom nie zamierzał im tego jednak ułatwiać; zniszczyli dwa zaklęte kamienie, podtrzymujące urok, zaklęcie straciło swe filary, więc i to miejsce zaczęło niszczeć w zastraszającym tempie. Tynki sypały się ze ścian, Fantine mogłaby przysiąc, że spadający kawałek skały minął jej głowę o włos i kiedy już chciała zerwać się do biegu, uwalniając spod zaklęcia żyrandol, który upadł ciężko w miejsce, gdzie niedawno leżała Salome, poczuła jak pod jej stopami zapada się podłoga. Chciała się ruszyć, lecz nie mogła. Prawa kostka zaklinowała się w szparze, a im bardziej Fantine nią szarpała, tym bardziej unieruchomiona się stawała.
-Pomocy - jęknęła płaczliwie, błagalnie, zaciskając palce na różdżce. Wszyscy wokoło zdawali się zajęci sobą, skupieni na własnej ucieczce i miała im to za złe, choć na ich miejscu uczyniłaby dokładnie to samo.
Nagle usłyszała trzask, a obok niej zmaterializowała się Rozetka. Nie traciła cennych sekund na zbędne wyjaśnienia, wyciągnęła swą drobną rączkę, by chwycić dłoń Fantine i obie poczuły szarpnięcie w okolicach pępka. Serce nie zdążyło jej zabić choćby raz, a stała już na ganku przed domem, a ruchów nie krępował żaden parkiet. Rozetka krzyczała, by uciekała i nie musiała powtórzyć dwa razy.
Ani jej się śniło wchodzić do walącego się domu.
Dostrzegła obok siebie lorda Nott (gdzież on się podziewał?), stał jak kołek, jakby nieświadom tego co się dzieje.
-Uciekaj! - wrzasnęła na niego, łapiąc w dłonie własną spódnicę i unosząc ją lekko, by przypadkiem nie przydeptać materiału, po czym puściła się biegiem przed siebie - byle jak najdalej od tego przeklętego domu i walącego się na nią sufitu.
| rzut na ucieczkę
Ten przeklęty dom nie zamierzał im tego jednak ułatwiać; zniszczyli dwa zaklęte kamienie, podtrzymujące urok, zaklęcie straciło swe filary, więc i to miejsce zaczęło niszczeć w zastraszającym tempie. Tynki sypały się ze ścian, Fantine mogłaby przysiąc, że spadający kawałek skały minął jej głowę o włos i kiedy już chciała zerwać się do biegu, uwalniając spod zaklęcia żyrandol, który upadł ciężko w miejsce, gdzie niedawno leżała Salome, poczuła jak pod jej stopami zapada się podłoga. Chciała się ruszyć, lecz nie mogła. Prawa kostka zaklinowała się w szparze, a im bardziej Fantine nią szarpała, tym bardziej unieruchomiona się stawała.
-Pomocy - jęknęła płaczliwie, błagalnie, zaciskając palce na różdżce. Wszyscy wokoło zdawali się zajęci sobą, skupieni na własnej ucieczce i miała im to za złe, choć na ich miejscu uczyniłaby dokładnie to samo.
Nagle usłyszała trzask, a obok niej zmaterializowała się Rozetka. Nie traciła cennych sekund na zbędne wyjaśnienia, wyciągnęła swą drobną rączkę, by chwycić dłoń Fantine i obie poczuły szarpnięcie w okolicach pępka. Serce nie zdążyło jej zabić choćby raz, a stała już na ganku przed domem, a ruchów nie krępował żaden parkiet. Rozetka krzyczała, by uciekała i nie musiała powtórzyć dwa razy.
Ani jej się śniło wchodzić do walącego się domu.
Dostrzegła obok siebie lorda Nott (gdzież on się podziewał?), stał jak kołek, jakby nieświadom tego co się dzieje.
-Uciekaj! - wrzasnęła na niego, łapiąc w dłonie własną spódnicę i unosząc ją lekko, by przypadkiem nie przydeptać materiału, po czym puściła się biegiem przed siebie - byle jak najdalej od tego przeklętego domu i walącego się na nią sufitu.
| rzut na ucieczkę
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent