Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk
Wrzosowisko
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wrzosowisko
To jedno z miejsc, które swoim urokiem przyciąga osoby pragnące zatrzymać piękno lata choć na chwilę dłużej. Od końca sierpnia do października można dostrzec tu pary spacerujące wąską dróżką lub brodzące wśród wrzosów i traw. Zdarzają się także samotnicy ze swoimi psami, widocznie ucieszonymi z popołudniowego spaceru. Najczęściej można tu jednak spotkać czarodziejów z miotłami, którzy chwytają ostatki pogody sprzyjającej lotom, nie obawiając się dostrzeżenia przez mugoli. Miłośnicy pewnego gruntu powinni uwierzyć na słowo, że widok z góry na różnorodną paletę fioletu kwiatów, zieleni wzgórz, zapiera dech w piersiach. Piękno kończącego się lata wyczuwalne jest przy każdym słodko-słonym wdechu kwitnących wrzosów wymieszanych z niewielką ilością morskiej soli niesionej z wiatrem znad pobliskiego wybrzeża.
Trudno jej było jednoznacznie doradzić bratowej, kiedy brakowało jej odpowiednich zmiennych. Wyciągała wnioski i stawiała tezy na podstawie tego co mówiła i robiła świadoma, że ta nie zaufała jej jeszcze w całości - widziała to w słowach utkanych z metafor, po których poruszała się sprawnie i swobodnie, klucząc wokół tematów i wskazując je - jednocześnie mając świadomość, że jeśli niektóre kwestie nie zostaną powiedziane wprost, Melisande sama na nie nie wpadnie.
Rozwiązanie, wbrew pozorom, mogło nie być tak trudne jak myślała Imogen i jak katowała siebie samą - ale na to wpaść Melisande nie mogła, poradzić w czymś o czym nie wiedziała też nie umiała. Robiła co mogła, widząc potencjał w młodej wili - zazdroszcząc jej niebywałego genu, który otrzymała po matce. Oh, ile by dała by móc jednym spojrzeniem oczarować mężczyznę. Trzepotem rzęs, tembrem głosu. Świat skłoniłby się ku niej z jeszcze mniejszym wkładem pracy - miałaby wszystko, czego by zapragnęła, nie myśląc nad tym, że ta magia miała też w swoje ciemniejsze i mroczniejsze strony. Widziała jednak walkę, która odbywała się w młódce, chorobliwa ofiarność, spryt, który czasem się przedzierał przez słowa - a z drugiej strony dziwną wręcz nieśmiałość niepasującą do towarzyszącej jej urody. Widziała też jej rozkwit - bo, cóż mówić, kiedy Manannan nie poświęcał jej czasu ni uwagi, ona swoją rozciągała dalej, poza nim, wokół zamierzając dopiąć całkowicie pozostawionej jej przez brata szansy.
Widziała jak waha się między tym czego pragnie, a po co nie umie - albo nie chce sięgnąć. Nie próbowała ułagodzić jakoś nadmiernie własnych słów. Raczyła ją tym w co wierzyła. Wszechświat nie należało prosić - brat ją na to uczulił - należało wyrwać od niego to, czego się pragnęło. I dzisiaj, bardziej niż wcześniej wiedziała, że miał rację kiedy to mówił. Bo czy nie wydarła od świata własnego męża kiedy zatapiała się w morskie fale rzucając mu wyzwanie? Mogła przegrać wszystko - ale zaryzykowała, to wszystko dostając. Ale nigdy się nie bała mieć władzę, mieć kontrolę, podejmować decyzje. Od tego byłam do tego się urodziła jako pani ziem - dziś innych już niż wcześniej. Działania Imogen miały jej pomóc - ale nie o nią samą szło, wiedziała to przecież. Szło też o pomoc ludziom, o przyniesienie im chwili oddechu, przypomnienie, że byli tutaj i spoglądali ku nim nadal czuli na nich wszystkich i problemy które ich dotykają.
Pozostawiła rozmowę pozwalając by zdanie które wypadło z ust Imogen było w tym temacie swoistą klamrą skupiając się na hodowcy i na tym, co znajdowało się przed nimi. Potaknęła głową na kolejne z zapewnień częstując bratową urokliwym uśmiechem. Ostatecznie, wszystko zależało od niej. Lady Travers nie była niczym więcej ponad milczącym - nie zawsze - obserwatorem.
- Idealnie. - zgodziła się z budząca się w niej radością. Uwielbiała słodycze a jeśli mogła poznać jakieś nowe - z pewnością nie narzekała. Kolejny czas spędziły na odwiedzaniu poszczególnych straganów. Rozmowach z ludźmi, pozwoleniu na tym, by przebywali z nimi, by mogli pochwalić się tym co przygotowali i oraz podzielić tym, co osiadało na ich sercach. Częstując ich urokliwymi uśmiechami i odpowiednimi odpowiedziami wlewały w serca spokój i zapewnienie, że wojna coraz mocniej ma się ku końcowi, a oni, zadbają o to, by ich ziemie pozostawały takimi jakimi wszyscy je kochali.
| zt
Rozwiązanie, wbrew pozorom, mogło nie być tak trudne jak myślała Imogen i jak katowała siebie samą - ale na to wpaść Melisande nie mogła, poradzić w czymś o czym nie wiedziała też nie umiała. Robiła co mogła, widząc potencjał w młodej wili - zazdroszcząc jej niebywałego genu, który otrzymała po matce. Oh, ile by dała by móc jednym spojrzeniem oczarować mężczyznę. Trzepotem rzęs, tembrem głosu. Świat skłoniłby się ku niej z jeszcze mniejszym wkładem pracy - miałaby wszystko, czego by zapragnęła, nie myśląc nad tym, że ta magia miała też w swoje ciemniejsze i mroczniejsze strony. Widziała jednak walkę, która odbywała się w młódce, chorobliwa ofiarność, spryt, który czasem się przedzierał przez słowa - a z drugiej strony dziwną wręcz nieśmiałość niepasującą do towarzyszącej jej urody. Widziała też jej rozkwit - bo, cóż mówić, kiedy Manannan nie poświęcał jej czasu ni uwagi, ona swoją rozciągała dalej, poza nim, wokół zamierzając dopiąć całkowicie pozostawionej jej przez brata szansy.
Widziała jak waha się między tym czego pragnie, a po co nie umie - albo nie chce sięgnąć. Nie próbowała ułagodzić jakoś nadmiernie własnych słów. Raczyła ją tym w co wierzyła. Wszechświat nie należało prosić - brat ją na to uczulił - należało wyrwać od niego to, czego się pragnęło. I dzisiaj, bardziej niż wcześniej wiedziała, że miał rację kiedy to mówił. Bo czy nie wydarła od świata własnego męża kiedy zatapiała się w morskie fale rzucając mu wyzwanie? Mogła przegrać wszystko - ale zaryzykowała, to wszystko dostając. Ale nigdy się nie bała mieć władzę, mieć kontrolę, podejmować decyzje. Od tego byłam do tego się urodziła jako pani ziem - dziś innych już niż wcześniej. Działania Imogen miały jej pomóc - ale nie o nią samą szło, wiedziała to przecież. Szło też o pomoc ludziom, o przyniesienie im chwili oddechu, przypomnienie, że byli tutaj i spoglądali ku nim nadal czuli na nich wszystkich i problemy które ich dotykają.
Pozostawiła rozmowę pozwalając by zdanie które wypadło z ust Imogen było w tym temacie swoistą klamrą skupiając się na hodowcy i na tym, co znajdowało się przed nimi. Potaknęła głową na kolejne z zapewnień częstując bratową urokliwym uśmiechem. Ostatecznie, wszystko zależało od niej. Lady Travers nie była niczym więcej ponad milczącym - nie zawsze - obserwatorem.
- Idealnie. - zgodziła się z budząca się w niej radością. Uwielbiała słodycze a jeśli mogła poznać jakieś nowe - z pewnością nie narzekała. Kolejny czas spędziły na odwiedzaniu poszczególnych straganów. Rozmowach z ludźmi, pozwoleniu na tym, by przebywali z nimi, by mogli pochwalić się tym co przygotowali i oraz podzielić tym, co osiadało na ich sercach. Częstując ich urokliwymi uśmiechami i odpowiednimi odpowiedziami wlewały w serca spokój i zapewnienie, że wojna coraz mocniej ma się ku końcowi, a oni, zadbają o to, by ich ziemie pozostawały takimi jakimi wszyscy je kochali.
| zt
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wrzosowisko
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk