Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Widmowy las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Widmowy Las
Widmowy las mieści się na wschodnim wybrzeżu wyspy Wight, blisko morza i nieopodal smoczego cmentarza. Korony liściastych drzew unoszą się wysoko ponad łysymi chudymi konarami oświetlanymi ciepłym słońcem wyłącznie w te pory - roku, dnia - kiedy słońce króluje nisko na widnokręgu. Brak zarośli, grzybów, krzewów owocowych, czyni te tereny wystarczająco nieatrakcyjne dla mugoli, zwykle nieobecna jest tutaj również zwierzyna - w wielu miejscach las jest podmokły i zniszczony, tak wiatrami, jak przypływami i uderzającymi w brzegi sztormami. Czarodzieje z okolicy traktują to miejsce jako uroczysko na lokalne święta, powtarzając dawne pieśni o łkających po wielkich powodziach duchach zmarłych. Mówią, że nocami błyskają pośród drzew błędne ognie.
A więc stało się - potężne zaklęcie się powiodło, prowokując wyspiarkę do wykonania gwałtownego ataku. Jeśli jeszcze chwilę temu Benjamin poważnie martwił się rannym mężczyzną, teraz prawie o nim zapomniał, z szeroko otwartymi ustami wpatrując się w pikujące stworzenie. Nie tak wyobrażał sobie mitycznego potwora: smoczyca prezentowała się doprawdy ślicznie, fioletowa, zwiewna i zwinna, z barwnymi skrzydłami i długim, wijącym się ogonem, ułatwiającym jej poruszanie się po ciasnej jaskini. Wright oprzytomniał dopiero w momencie, w którym porywające jego serce - oby nie dosłownie - piękność runęła do wody, oprzytomniając go chłodną falą. Na tyle mocną, by wyrżnął na ziemię, boleśnie tłukąc sobie pośladki. Niezbyt się jednak przejął, odgarnął mokre włosy, opadające na twarz, i szybko spróbował zorientować się w sytuacji. Smok znajdował się tuż obok, atakując niecelnie Percivala. Wright skupił całe zdolności intelektualne na wymyślenie sensownego planu, lecz, rzecz jasna i oczywista, nie wyszło mu to najlepiej. Chciał wzmocnić jakoś rannego człowieka, by potem doprowadzić go przed oblicze sądu, ale na razie musiał zająć się większym zagrożeniem, czyli szalejącą wyspiarką. Była wspaniała i urocza, czuł się źle z tym, co zamierzał zrobić - ale nie miał wyjścia. Szybko stanął na równe nogi, sięgając do bocznej kieszeni plecaka, z którego wyjął kamień. Lepsze to, niż ruszanie na rozwścieczoną bestię z gołymi pięściami. Ruszył do przodu, w kierunku wyspiarki, uważając, by nie poślizgnąć się na kamieniach otaczających zastygły wodospad, po czym zamierzył się prawą dłonią w pysk smoczycy. Nie czekał aż Percival przyklaśnie jego pomysłowi albo wywróci oczami - ewentualnie miotnie mu w plecy paskudną klątwą, chcąc ukarać go za nieprzemyślany ruch ściągnięcia wyspiarki na dół - musiał działać, jak zwykle z pełną werwą i z minimalnym głosem rozsądku, szepczącym mu, że nie jest to najlepszy pomysł. Zastanawiał się też, czy zdoła fizycznie zranić wyspiarkę, skoro mieli mieć do czynienia z niematerialnym widmem - spróbował jednak, z całych sił uderzając pięścią z kamieniem w pysk smoczycy.
| robię silny cios w podbródek
| robię silny cios w podbródek
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Brzmiało to przesadnie podniośle, ale naprawdę miał wrażenie, że na moment czas zwolnił, zatrzymując się niczym zastygły, zaczarowany wodospad; w jednej chwili wpatrywał się z niedowierzaniem w Bena, w drugiej – śledził majestatyczny lot wyspiarki, pozostając w całkowitym bezruchu, jakby ślepy na fakt, że pikowała prosto na niego. Rozpoznawał ją – częściowo – widział już lśniące szmaragdem, owadzie skrzydła, pamiętał purpurowe łuski, smukłe ciało, tak niecharakterystyczne dla innych smoków; a mimo to czuł, jakby oglądał to wszystko po raz pierwszy, bo żadne, nawet najdokładniejsze ilustracje nie były w stanie oddać sprawiedliwości rzeczywistości. Smoczyca była piękna, choć było w tym pięknie coś śmiertelnie niebezpiecznego, wspaniałego, niezwykłego; mógłby stać tak przez wiele godzin, wpatrując się w ten krótki lot, ale nie było mu dane aż tyle czasu – sekundę później świat znów przyspieszył, wyspiarka wylądowała w sadzawce, a jego otrzeźwiło chluśnięcie wody, która posłała go do tyłu, podcinając nogi.
Najprawdopodobniej to właśnie go uratowało, sprawiając, że cios potężnym ogonem chybił celu, nie orając dziur w jego klatce piersiowej. Poderwał się z miejsca, nagły zastrzyk adrenaliny skutecznie postawił go na nogi, to już nie były żarty; zacisnął mocniej palce na różdżce, żałując, że nie ułożył żadnej strategii, żadnego planu – z drugiej strony miał wrażenie, że w tej sytuacji nawet najbardziej dopracowany plan obróciłby się w pył. Cofnął się do tyłu, nie spuszczając spojrzenia z bestii, ale jednocześnie starając się odejść poza zasięg ogona, nie chciał testować swojego szczęścia po raz drugi; widział, jak Ben rzuca się w kierunku smoczycy z kamieniem, celując w głowę – coś zaprotestowało mocno w jego umyśle – ale wbrew pierwszemu impulsowi nie rzucił się z pięściami na wyspiarkę. Był na zdecydowanie słabszej pozycji, uderzenie w pokryty łuskami bok niczego by mu nie dało, postanowił więc pomóc Benowi. Wyciągnął różdżkę, celując w smoczycę. – Conjunctivitis! – krzyknął; nie miał pojęcia, czy jakiekolwiek zaklęcie było w stanie dotknąć jaźń, ale musiał chociaż spróbować.
Najprawdopodobniej to właśnie go uratowało, sprawiając, że cios potężnym ogonem chybił celu, nie orając dziur w jego klatce piersiowej. Poderwał się z miejsca, nagły zastrzyk adrenaliny skutecznie postawił go na nogi, to już nie były żarty; zacisnął mocniej palce na różdżce, żałując, że nie ułożył żadnej strategii, żadnego planu – z drugiej strony miał wrażenie, że w tej sytuacji nawet najbardziej dopracowany plan obróciłby się w pył. Cofnął się do tyłu, nie spuszczając spojrzenia z bestii, ale jednocześnie starając się odejść poza zasięg ogona, nie chciał testować swojego szczęścia po raz drugi; widział, jak Ben rzuca się w kierunku smoczycy z kamieniem, celując w głowę – coś zaprotestowało mocno w jego umyśle – ale wbrew pierwszemu impulsowi nie rzucił się z pięściami na wyspiarkę. Był na zdecydowanie słabszej pozycji, uderzenie w pokryty łuskami bok niczego by mu nie dało, postanowił więc pomóc Benowi. Wyciągnął różdżkę, celując w smoczycę. – Conjunctivitis! – krzyknął; nie miał pojęcia, czy jakiekolwiek zaklęcie było w stanie dotknąć jaźń, ale musiał chociaż spróbować.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wyspiarka zawyła złością; w jej krzyku dało się rozpoznać wielowiekowy, przebudzony gniew, furię, dzikość; atakując Percivala nie dostrzegła, że Benjamin zamachnął się na nią kamieniem - nie zdołała uniknąć ciosu; w momencie, w którym kamień zderzył się z jej skórą, Benjamin mógł poczuć dziwne ciepło w dłoni - charakterystyczne dla zaklęć, które poddawały się wibrującym w powietrzu anomaliom. Wyspiarka nie pozostała dłużna - kłapnęła na jego ramię zębami, chcąc je uchwycić w paszczę. Cios jest połowicznie udany, siła jego ataku wynosi 49; Benjamin znajduje się zbyt blisko, by zdążyć skorzystać z zaklęcia protego.
Conjunctivitis Percivala rzucone zostało z silną mocą - i promień zaklęcia mknął prosto w kierunku smoczycy; nie trafił jednak w nią - a przeleciał przez nią jak przez ducha, rozpryskując się dopiero o taflę wewnętrznej podziemnej sadzawki.
Conjunctivitis Percivala rzucone zostało z silną mocą - i promień zaklęcia mknął prosto w kierunku smoczycy; nie trafił jednak w nią - a przeleciał przez nią jak przez ducha, rozpryskując się dopiero o taflę wewnętrznej podziemnej sadzawki.
I show not your face but your heart's desire
Atak okazał się udany a Benjamin dosięgnął zaciśniętą dłonią paszczy smoka, dopiero podczas bezpośredniego kontaktu upewniając się, że ma do czynienia z czymś faktycznie niematerialnym. Słuchał przemowy Melisande, ale niezbyt potrafił wyobrazić sobie zwierzę, którego nie dało się pogłaskać, poklepać po ciepłej lub zimnej skórze, podważyć łuski, by nałożyć leczniczą maść. Uderzając w bok pyska wyspiarki nie poczuł nic, czego mógłby się spodziewać, jedynie dziwne, drżące ciepło. Wynikało z siły uderzenia, ale także z czegoś jeszcze, trudnego do opisania - Ben podejrzewał, że nawet wykwalifikowany i zaznajomiony z historią magii smokolog miałby problem z ujęciem tego doświadczenia w słowa. Zwłaszcza w tak kryzysowej sytuacji, w ciemnej jaskini, tuż obok zaklętego w czasie wodospadu i...no właśnie, w bezpośredniej bliskości rozwścieczonego, mitycznego stworzenia, które powstało z martwych, karmiąc się anomalią. I rybami; Wright dopiero teraz przypomniał sobie o ekwipunku w plecaku, ale doszedł do wniosku, że przekupienie rozsierdzonej istoty nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. Zwłaszcza, jeśli należała do świata niematerialnego. Usłyszał przecież inkantację, wypowiedzianą przez Percivala, kątem oka zauważywszy nawet błysk niezwykle udanego, mocnego zaklęcia - które przeleciało przez widmo smoka, nie czyniąc mu żadnej szkody. Najmniejszej. Gdyby miał na to czas, Ben pewnie zaprezentowałby światu najbardziej zdezorientowaną minę, jaką posiadał w swym dość bogatym arsenale min-wyrażających-niezrozumienie, ale wydarzenia toczyły się zbyt szybko. W jednej chwili uderzał w pysk smoka, z całych dostępnych mu sił, w drugiej widział tuż przed sobą wściekłe ślepia, a w stronę jego ramienia mknęły ostre zęby. Wyspiarka okazała się zwinna i niezwykle gwałtowna, nie zdążył odsunąć się na tyle daleko, by dobyć różdżki, nie miał też czasu sięgać do kieszeni lub w jakikolwiek magiczny sposób przygotować się do odparcia ataku. Pozostało mu tylko działanie fizyczne, do jakiego przecież przywykł przez tyle lat pracy w terenie - także na miotle, gdy zgrabnie unikał tłuczków, by później przekierować je w stronę przeciwnika. Spiął wszystkie mięśnie i postanowił spróbować umknąć przed zębami rybojadki poprzez odskok.
| próbuję odskakiwać od zębów i paszczy wyspiarki
| próbuję odskakiwać od zębów i paszczy wyspiarki
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Magia zawibrowała pod jego palcami, silna, znajoma, formując się posłusznie w świetlistą formę zaklęcia, które pomknęło w kierunku smoczycy, po czym… przeleciało przez nią, nawet jej nie drasnąwszy, rozbijając się o kamienną ścianę po drugiej stronie groty. Percival zamarł, zamrugał i znieruchomiał na całe pół sekundy, wpatrując się w tuman kurzu opadający w miejscu, w którym jego atak zderzył się ze ścianą. Chybił? Nie, niemożliwe; nie znajdował się przecież na tyle daleko, żeby nie trafić w cel wielkości smoka, poza tym wyraźnie widział moment, w którym czar przeleciał przez pokryte łuskami ciało. A mimo to trochę nie dowierzał, trochę powątpiewał; słuchanie merytorycznej przemowy Melisande to jedno, a rzeczywistość to drugie – chociaż czy wciąż można było mówić o rzeczywistości, skoro atakująca Benjamina bestia wydawała się tkwić częściowo w innym świecie?
Atakująca Benjamina. To go otrzeźwiło, musiał się ruszyć; schował prędko różdżkę do kieszeni, wyglądało na to, że nie miała być mu potrzebna – nawet jeżeli, paradoksalnie, wciąż czuł się bez niej żałośnie bezbronny. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek, czego mógłby użyć jako broni, po czym obiegł wyspiarkę dookoła, zbliżając się do trafionej zaklęciem ściany i śladami Jaimiego biorąc do ręki jeden z ostrzejszych kamieni. Dopiero wtedy odwrócił się z powrotem w stronę smoczycy, w sam raz, żeby zobaczyć, jak Ben odskakuje przed jej atakiem. Zmierzył ją wzrokiem, szukając słabych punktów i jego uwagę zwróciła kleista krew, lśniąca na jednym z boków – tym samym, z którego wystawało kilka kłusowniczych bełtów.
Wziął głębszy oddech, czy naprawdę zabierali się za walkę ze smokiem uzbrojeni jedynie w kamienie? Wypuścił powietrze; nie było czasu na zastanowienie, za moment wyspiarka na pewno wykona kolejny atak; puścił się więc biegiem w jej kierunku, blisko, bliżej, dopóki nie znalazł się w odległości nie dalszej, niż wyciągnięcie ręki. Lewą dłonią chwycił za drewniany trzon bełta wystającego z pokrytego łuskami boku, natomiast trzymanym w prawej kamieniem uderzył prosto w zranione miejsce, mając nadzieję, że nie była to ostatnia rzecz, którą przyszło mu zrobić w życiu.
| wyważony cios w bok (klatka piersiowa/brzuch?)
Atakująca Benjamina. To go otrzeźwiło, musiał się ruszyć; schował prędko różdżkę do kieszeni, wyglądało na to, że nie miała być mu potrzebna – nawet jeżeli, paradoksalnie, wciąż czuł się bez niej żałośnie bezbronny. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek, czego mógłby użyć jako broni, po czym obiegł wyspiarkę dookoła, zbliżając się do trafionej zaklęciem ściany i śladami Jaimiego biorąc do ręki jeden z ostrzejszych kamieni. Dopiero wtedy odwrócił się z powrotem w stronę smoczycy, w sam raz, żeby zobaczyć, jak Ben odskakuje przed jej atakiem. Zmierzył ją wzrokiem, szukając słabych punktów i jego uwagę zwróciła kleista krew, lśniąca na jednym z boków – tym samym, z którego wystawało kilka kłusowniczych bełtów.
Wziął głębszy oddech, czy naprawdę zabierali się za walkę ze smokiem uzbrojeni jedynie w kamienie? Wypuścił powietrze; nie było czasu na zastanowienie, za moment wyspiarka na pewno wykona kolejny atak; puścił się więc biegiem w jej kierunku, blisko, bliżej, dopóki nie znalazł się w odległości nie dalszej, niż wyciągnięcie ręki. Lewą dłonią chwycił za drewniany trzon bełta wystającego z pokrytego łuskami boku, natomiast trzymanym w prawej kamieniem uderzył prosto w zranione miejsce, mając nadzieję, że nie była to ostatnia rzecz, którą przyszło mu zrobić w życiu.
| wyważony cios w bok (klatka piersiowa/brzuch?)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Wyspiarka nie zdołała odsunąć się od ciosu Percivala - zawyła, jęknęła, zaskomlała, z jej boku trysnęła krew z rany otwartej ostrym kamieniem. Smoczyca nie pozostała temu dłużna, z niezwykłą prędkością - siłą - rzuciła się na ramię Percivala z zamiarem zatrzaśnięcia go między zębami (silny atak w ramię o mocy 97); Wright, który odskoczył, był w tym momencie względnie bezpieczny. Nigdy dotąd nie widzieliście smoka poruszającego się z taką prędkością - nawet pomimo zranień coraz wyraźniej rysujących się na jej ciele, zaczynała opadać z sił.
I show not your face but your heart's desire
Wszystko działo się jednocześnie zbyt szybko i nieznośnie powoli, jakby całą jaskinię wypełniło działanie zaklęcia igrającego z czasem. Zatrzymany w swym naturalnym biegu wodospad migotał w półmroku, woda wypełniająca małe jeziorko falowała jeszcze, wezbrana nagłym pojawieniem się wyspiarki - obydwa zjawiska zaprzeczały faktycznemu stanowi rzeczy, który był...więcej niż skomplikowany. Benjaminowi udało odskoczyć się od pyska wyspiarki, szybko znalazł się z dala od zębisk, lecz nie miał czasu na to, by zachwycić się swą sprawnością i możliwością ucieczki. Smoczyca wydała z siebie dziki pisk i zaatakowała ponownie, tym razem kierując swój zębaty oręż w stronę Percivala. Nott nie dobył już różdżki a zniżył się do poziomu prymitywnej, barowej bójki - Wright pożałował, że za czasów ich wspólnych wędrówek nie przyłożył się bardziej do nauczenia przyjaciela podstawowych technik, lecz nostalgia opanowała brodacza jedynie na ułamek sekundy. Nie mógł myśleć, musiał działać, kierować się mantrą, towarzyszącą mu stale od tygodni. Upewniwszy się, że ustanie w pionie na wilgotnych kamieniach, mocniej zacisnął ten, który ciągle trzymał w dłoni. Ostatnio przyniósł mu względne szczęście, trafiając w smoczycę; może i tym razem uda mu się ją skutecznie zaatakować. Nie widział innego sposobu wygrania tej przepychanki - nie był w stanie odciągnąć jej przecież za ogon od Percivala, przynajmniej nie na razie. Zebrał w sobie wszelkie dostępne siły i skoncentrował się na tym, by podejść do atakującej mężczyznę wyspiarki nie natykając się na jej ogon ani potężne skrzydła i zadać jej cios. Nie myślał długo nad tym, gdzie ma skierować pięść z zaciśniętym w niej ostrym kamieniem, musiał działać w zastanych warunkach, chaotycznych i niebezpiecznych. Pysk mknący w stronę Notta pozwolił Benjaminowi na uzyskanie chwilowego dojścia do pikującej do ramienia bruneta głowy wyspiarki. Niewiele myśląc zamachnął się z całych dostępnych sił i wiodącą ręką wymierzył potężny cios w górną część głowy smoczycy - mając nadzieję, że zdoła ją choć odrobinę ogłuszyć lub chociaż zmniejszyć nacisk zębów na Percivala: jeśli ten nie okaże się wyjątkowym instynktem i nie odskoczy od istoty.
| potężny cios w górną część głowy
| potężny cios w górną część głowy
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
To nie był pierwszy raz, kiedy widział smoka z tak bliska – ale zdecydowanie pierwszy, jeżeli chodziło o próbę obezwładnienia go za pomocą gołych pięści. Cała ta scenka, dotknięta anomaliami grota, zatrzymany w czasie wodospad, jęki umierającego kłusownika w tle, obecność Wrighta i wreszcie, wymarły przed wiekami gatunek smoka, znajdujący się zaledwie o centymetry od niego – wszystko to przypominało abstrakcyjny, surrealistyczny sen i przez moment zastanawiał się, czy po prostu nie wypił za dużo ognistej i nie zasnął gdzieś przy kominku. Ale nie, ryk, który rozdarł jego uszy, zabrzmiał zdecydowanie zbyt prawdziwie; na tyle, że na niewybaczalnie długą sekundę zatrzymał go w miejscu, wciąż z zakrwawionym kamieniem ściśniętym w jednej ręce i z drugą zaciśniętą na nierównym drewnie, jakby nie do końca wierzył w to, co właśnie zrobił. I co za moment miało się stać; wyspiarka odwróciła się – szybko, szybciej, niż kiedykolwiek by się spodziewał, nigdy jeszcze nie widział bestii jej postury, poruszającej się tak sprawnie – gdyby okoliczności były inne, zapewne zachwyciłby się tą płynnością ruchów – i błyskawicznie odnalazła spojrzeniem niezwykłych ślepi tę natrętną muchę, która ugryzła ją w bok. Potężna paszcza pełna ostrych jak brzytwy zębów wystrzeliła w jego kierunku, przeganiając wszystkie myśli, które jeszcze strzępkami trzymały się jego umysłu.
Nie widział już, co robi Ben, równie dobrze mogłoby nie być go tam wcale, bo jedynym, co Percival był w stanie dostrzec, była atakująca go smoczyca – pysk, fragment skrzydła, wciąż lśniące mokro plamy krwi; zacisnął dłonie w pięści, spinając całe ciało prawie do bólu, nie mógł pozwolić, by sparaliżował go strach, chociaż w jakiś fantomowy, nierealny sposób, wyczuwał już jego ulotny zapach. Ale musiał przynajmniej spróbować – więc zbierając wszystkie kawałki silnej woli, poderwał się z miejsca, starając się dokonać rzeczy niemożliwej i uskoczyć przed ostrymi kłami, które dokładnie sekunda dzieliła od zaciśnięcia się na jego ramieniu i – najprawdopodobniej – pozbawienia go ręki.
Nie widział już, co robi Ben, równie dobrze mogłoby nie być go tam wcale, bo jedynym, co Percival był w stanie dostrzec, była atakująca go smoczyca – pysk, fragment skrzydła, wciąż lśniące mokro plamy krwi; zacisnął dłonie w pięści, spinając całe ciało prawie do bólu, nie mógł pozwolić, by sparaliżował go strach, chociaż w jakiś fantomowy, nierealny sposób, wyczuwał już jego ulotny zapach. Ale musiał przynajmniej spróbować – więc zbierając wszystkie kawałki silnej woli, poderwał się z miejsca, starając się dokonać rzeczy niemożliwej i uskoczyć przed ostrymi kłami, które dokładnie sekunda dzieliła od zaciśnięcia się na jego ramieniu i – najprawdopodobniej – pozbawienia go ręki.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Percival z całą pewnością nie zdołałby umknąć przed kłami smoczycy, gdyby nie potężny i precyzyjnie wymierzony cios prosto w jej czaszkę; cios powstrzymał atak, głowa gada została odrzucona w bok, spomiędzy jej szczęk wydobył się syk, który doświadczeni smokologowie potrafili bez trudu rozpoznać jako irytację, złość i gniew. Kłapnęła zębami w powietrzu, otrzepała łeb, warknęła, po czym odwróciła się gwałtownie, podrywając w górę swój ogon - którym przecięła powietrze, podcinając nogi wam obojgu (wyważony cios w nogi).
ST uniku wynosi 86, możecie na unik rzucić w offtopie (jeśli chcecie go wykonać) a w swoim poście w wątku zawrzeć już atak oraz opis skutku (powodzenia lub nie) ataku.
ST uniku wynosi 86, możecie na unik rzucić w offtopie (jeśli chcecie go wykonać) a w swoim poście w wątku zawrzeć już atak oraz opis skutku (powodzenia lub nie) ataku.
I show not your face but your heart's desire
Widmowy las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight