Wydarzenia


Ekipa forum
Dach
AutorWiadomość
Dach [odnośnik]12.11.17 19:46

Dach

Zarówno przez okno w sypialni, jak i stary, zakurzony strych można przedostać się na dach, skąd rozciąga się doskonały widok na ulicę, otaczające ją kamienice i rozgwieżdżone, piękniejsze niż gdziekolwiek indziej niebo. Echo tętniącego życiem miasta dociera tu z opóźnieniem, strome dachy tłumią hałasy, a dymy z kominów wznoszą się wysoko.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dach Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dach [odnośnik]13.11.17 22:54
16 maj

Trzynaście kroków, właśnie tyle dzieliło małą ciastkarnię od sklepu w którym można było nabyć wino, które od zawsze było naszym winem, mimo upływu lat. Odwiedziłam oba miejsca – w jednym nabywając brzęczące eklerki w drugim ważniejsze – alkohol w możliwie największej ilości jaką byłam w stanie unieść( wynosiła trzy, trzy butelki).
Nie wiem jak dawno nie przemierzałam ulic w kierunku Baker Street, zdawało się, jakby minęły wieki. Wszystko zdawało się inne, odmienione. Ja byłam inna – wiedziałam to dokładnie, czułam pod skórą w każdej bliźnie, która miała już ze mną pozostać na zawsze. I bałam się. Bałam się, że ta inność wyziera ze mnie, znamiennie oświadcza o mojej inności – transformacji którą przeszłam mimo mojej woli. Co gorsza, bałam się, najbardziej tego, że nowa ja, inna ja, nie przypadnę do gustu znajomym. Choć zdawało się, że to jedynie moja wyobraźnia dorysowuje czarne scenariusze, bowiem żaden z nich jeszcze nie odnalazł swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Szłam pozwalając oblepiać się ostatnim promieniom słońca, mój długi karykaturalny wręcz cień maszerował przede mną. I choć kiedyś potrafiłam, dziś nie widziałam w tym nic fascynującego. Nawet nie zerknęłam w jego stronę zajęta własnymi myślami, własnymi strachami.
Noce nadal nie przynosiły ukojenia, gdy ze snów wyrywał mnie mój własny krzyk, koszmary się zmieniały, ewoluowały, a Samuel zdawał się dziwnie odległy. I dopatrywałam się w tym własnej winy, swoim wyznaniem niejako zmusiłam go, do zmierzenia się ze mną i tym co czułam. Swoją nieudolnością zmusiłam go do zajmowania się mną - choć pewnie nie przyznałby tego na głos. Ja wiedziałam lepiej. A jednak nie potrafiłam odejść, a możliwym było przecież, że tak byłoby lepiej. Nie, jak ćpun w narkotycznym ciągu trwałam wytrwale w miejscu, licząc... właśnie, na co liczyłam? Sama już nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić.
I nagle coś we mnie uderzyło, mokra plama rozlała się na jasnej, białej koszuli wciśniętej w spodnie, a dźwięk tłuczonego szkła potoczył się po ulicy. Szczęśliwie, nie było to jedno z win - ich potrzebowałam. Zerknęłam najpierw przed siebie, na sprawcę całego zdarzenia, ale nie było go już. Następnie skierowałam spojrzenie w dół i tym razem prawie upuściłam drogocenne butelki. Upuściłam, bo nie zobaczyłam swojego ciała. Sapnęłam. Raz, potem drugi, czując jak serce przyśpiesza, ja wpadam w panikę a wszystko staje się jakimś dziwacznym snem. Ale nakazałam sobie spokój, spokój i opanowanie, bo przecież nie mogłam całkiem zniknąć, skoro nadal widziałam butelkę wciśniętą pod pachę i nadal czułam ją też. Zrobiłam kilka kroków by znaleźć się przy wystawowej witrynie, a potem powoli, przymykając powieki odwróciłam się w jej stronę. I dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że póki oczu nie uchylę, to przecież siebie nie zobaczę. Ale uchylenie oczu wcale nie pomogło - nadal nie widziałam się. Zbliżyłam się do witryny o krok - ktoś mnie potrącił, ale nie miało to znaczenia - nagle w zdziwieniu odkrywając, że jedynym co mogę dostrzec są moje... usta. Cienkie, nieciekawe, dwie kreski. Plus trzy butelki wina lewitujące( a tak naprawdę upchane pod pachami i w dłoni) i siatka z brzęczącymi eklerkami.
Co do jasnej?
Zrobiłam dwa kroki w stronę w którą szłam. By zaraz odwrócić się na pięcie i zrobić kilka z powrotem, jakby chcąc wrócić do domu i poprosić jego o pomoc. Ostatecznie jednak zdecydowałam się, że skoro zobowiązałam się pojawić, to się pojawię, choć widoczna jedynie w jakiś pięciu procentach. Może Hania będzie wiedziała co z tym zrobić. Więc znów na pięcie wykonałam odwrót i pokonałam dzieląc mnie odległość od jej domu. Wpadłam do niego jak do siebie, kroki kierując prosto do pokoju w którym otwarte okno jasno świadczyło o obecności Hanki na dachu. Naszym dachu. Więc i ja na ten nasz dach weszłam. Ja, a może raczej moje usta, trzy lewitujące( ale tak naprawdę nie) butelki i siatka brzęczących eklerków. Znalazłam ją zaraz i też nad nią stanęłam i najpierw odłożyłam wina(bo o nie dbać należało) a potem stwierdziłam drżącym głosem.
- Na Merlina, Hanka, zniknęłam! - i w sumie w głosie trochę irracjonalnej paniki czułam, ale nadal wszystko jedynie dziwnym snem się zdawało i miałam szczerą nadzieję, że właśnie tym jest. - Pomóż mi jakoś, Wright, nie chcę całkiem zniknąć. - zawodziłam, czując że rozdrażnienie, nadmiar emocji i właściwie wszystko zbiera się i kumuluje, a mi się po prostu już płakać chce z bezsilności i złości na całe ten świat bowiem ostatnio po prostu wszystko było NIE TAK.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dach 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dach [odnośnik]20.11.17 0:46
Jeśli ludzie mieli ją za bezkształtną, bezuczuciową masę kości i mięsa, bardzo się mylili. Przychodziło jej to na myśl, kiedy po raz kolejny w maju doświadczała na własnej skórze brutalności i szaleństwa pochłoniętego przez niekontrolowaną niczym magię tego świata; kiedy po raz kolejny zaglądała w oczy mordercy i widziała w nim tylko czarną, bezdenną studnię, w której nie było nic, prócz woli unicestwienia wszystkiego, co według powszechnej teorii, było skażone mugolską krwią. Były takie wieczory, że cały ten moralny ciężar osiadał na jej barkach całą swoją siłą i przygniatał ją tak, że niemal wymiotowała na samą myśl o teleportacji. Wybierała więc wtedy samotną podróż przez pokryte wieczorną aurą londyńskie uliczki.
Podróż piechotą.
Szła równym krokiem, niezbyt szybkim, ale też nieprzesadnie wolnym, bo w gruncie rzeczy chciała jeszcze odwiedzić Hannie, zjeść coś, przeleżeć w wannie bitą godzinę i położyć się spać udając, że świat dzisiaj wcale nie zwariował, tylko po prosu stracił na chwilę równowagę. Oddychała powietrzem po deszczu, w głowie skrupulatnie układając w stosy gromady swoich myśli. Bo należało to zrobić i robiła to za każdym razem, gdy dzień był tak trudny jak ten dzisiejszy. Powtarzane frazesy, że świat oszalał, były nudne i oczywiste – bo on rzeczywiście oszalał. Mugole plujący na sąsiadów ogniem; czarodzieje zawiadamiający Biuro Aurorów o zwęglonym ciele dziecka w ogródku przy domu; plotki o tworzącej się nowej siatce przemytniczej w dokach. To była ta oczywistość, o której Jackie nie chciało się już wspominać i która przez to zdążyła ewoluować w jej umyśle z rangi „szaleństwa” do rangi „normalności”. Przyzwyczajenie się do tego ułatwiało jej wiele spraw – inaczej podchodziła do czarnej magii tętniącej w powietrzu w niemal całym Londynie, traktowała ją już jak element codzienności i rutyny. Bo należało ją powstrzymać tak, jak powstrzymywało się jej skutki niecały dzień wcześniej.
Dotarcie do mieszkania przyjaciółki trochę jej zajęło, więc kiedy przedarła się przez klatkę schodową i ostatecznie doczłapała się do drzwi, garbiąc się coraz bardziej z widocznym zamiarem zaprzedania duszy Grindelwaldowi, byleby tylko dotrzeć do ciepłego posiłku i łóżka, odetchnęła z ulgą. Zrzuciła z ramienia torbę, w której prócz paczki czekoladowych gał, był tylko notatnik z piórem, a brązowy trencz zawiesiła na wieszaku. Weszła do środka, swoje kroki kierując od razu do sypialni, gdzie o tej porze powinna kręcić się Wright. Nie było jej tu, ale szybko do jej uszu dotarły odgłosy rozmowy z góry. I już wiedziała, że wpadła do nich Tonks. Tego głosu nie dało się pomylić z żadnym innym.
Wpełzła na górę z gracją zmęczonego życiem garboroga i… nie kryła zdziwienia zmieszanego z niezrozumieniem. Bo Hannah siedziała na dachu sama. S a m a.
- Z kim ty rozmawiasz, Hannie? Wydawało mi się, że przyszła Tonks. Czy może to jednak nie Tonks, a tobie tylko maj rozum odebrał?
Nawet nie chciało jej się krzyczeć. Ale marszczyła za to mocniej brwi, żeby nikt nie myślał, że ukrywa swoje wewnętrzne oburzenie.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Dach 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Dach [odnośnik]28.12.17 18:30
To się stało ledwie wczoraj, a miała wrażenie, jakby od tej nocy spędzonej w towarzystwie Fredericka i jego opowieści minęły całe wieki, jakby ten stan rzeczy trwał od zawsze, a żal, gniew i smutek, łączyły się ze sobą w wielkim kotle naprzemiennie. Nie zamierzała wdychać ich oparów i truć się tym bez sensu, ale każde pchnięcie chochli wprawiało w ruch zawartość naczynia i ponownie wywoływało paskudny smród. Przez cały dzień przerywała wszystkie czynności nagle i niespodziewanie i przysiadała do stołu, by długim gęsim piórem nakreślić kilka słów do kogokolwiek, lecz za każdym razem jedynie ciężkie krople atramentu skapywały na pergamin, brudząc go i czyniąc zupełnie bezużytecznym. Nie umiała odnaleźć w sobie właściwych zwrotów, nawet pełnych emocji wyrzutów; nie umiała zdobyć się na choćby krótki list, wciąż przetwarzając informacje, którymi uraczył ją — wreszcie — jeden z przyjaciół. Zakon Feniksa, organizacja, w której walczyli wszyscy jej bliscy, walczyli o dobro innych, o sprawiedliwość o równe szanse i odpowidnie traktowanie. Walczyli o każdą krew, każdą jednostkę, nie zważając na ciężar sakwy, czy stopień zmieszania krwi czarodziejskiej z mugolską. Tak naprawdę w tym wszystkim odnalazła spokój i ulgę. Potrzebowała tego, potrzebowali tego oni wszyscy. Wraz z wiedzą przyszło zrozumienie dla ukochanego brata, który tak wiele ostatnio przeszedł, dla jego potknięć i pomyłek, dla ciszy, jaką ją raczył przez ostatnie tygodnie, a moze nawet miesiące. Nadeszło dla Justine, jej nieobecności z powodu horroru jaki przeszła, a o którym nic nie wiedziała. Dla tych wszystkich prób i walk, jakie odbyli jej przyjaciele, narażając własne życie dla innych. Była zła — zła również na siebie, że tak egoistycznie raczyła ich żalem za to, że nie powiedzieli nic wcześniej, że zataili przed nią prawdę, ukryli ją, choć przeciez mogli jej ufać. Rozumiała, dlaczego tak postąpili i co nimi kierowało.
Nie spodziewała się tego wieczoru gości, choć to wydawało się już starą, nieco zapomnianą ostatnimi miesiącami tradycją, aby każdego szesnastego w miesiącu spotykać się na dachu, plotkowac i pić razem wino. Jak głupie nastolatki, jak dzieciaki, które nie znają bólu ani strachu i urzadzają małą schadzkę pod nieobecność rodziców. Ale były już dorosłe, każda z nich miała własne życie, a spotkania któregoś razu odeszły w zapomnienie. Teraz już wiedziała dlaczego, było to wszystko inne, o wiele ważniejsze niż ich babskie wieczorki. Kiedy miała zły humor lub coś ciążyło jej na żołądku, zajmowała się gotowaniem. Tym razem piekła. Czwarta blacha wylądowała na stole, za chwilę jej los podzieli piąta. Kruche ciastka zajmowały już każdą wolną przestrzeń w kuchni, a ona nie potrafiła przestać. Było trudniej, nie chciała używać zbyt wiele magii, do najprostszych rzeczy używała swoich smukłych, spracowanych dłoni, upewniając się, że nic w jej azylu nie wybuchnie. Zapach miodu i przyprawy korzennej roznosił się po całym mieszkaniu, oblepiał ściany i drzwi, wydzierał się przez uchylone okna na zewnątrz.
Biorąc ze sobą pudełko gorących ciastek udała się na dach, zgodnie z tradycją, którą od pewnego czasu praktykowała samotnie. Usiadła na środku wypłaszczenia, przed sobą ułożyła słodkości, którymi zamierzała się po zwierzęcemu napchać i wbiła wzrok w zachodzące słońce. Nie minęła chwila, jak dobiegł ją znajomy głos, a ona aż podskoczyła, o mały włos nie strącając pudełka z dachu.
— NazłotejajasmokaTonks!— wyrzuciła gwałtownie, obracając się za siebie, ale nikogo nie ujrzała. To dziwne, była przekonana, że ją ujrzy. — Tonks?— spytała ciszej, bardziej niepewnie. Ujrzała tylko lewitujące torby i butelki. — To... bardzo... osobliwe... z Twojej strony... — wydukała, przewracając się na kolana.— P r z e k a ż... To znaczy, Tonks, j e ś l i  m n i e  s ł y s z y s z, to idiotyczne — mruknęła pod nosem, wracajac do wyraźnego artykułowania temu czemuś swojej wiadomości. — T o  d z i ę k u j ę. N i e  m a r t w  s i ę, w i d z ę  t o.— Wcale nie znikało, na Merlina, butelki były zupełnie prawdziwe. Dałaby sobie paznokieć odrąbać, że były prawdziwe.
Po chwili w oknie pojawił się ktoś inny — Jackie. Gdyby nie ta dziwna sytuacja rzuciłaby jej się na szyję, a potem na nią nawrzeszczała, a potem znowu ją przytuliła, ale klęczała skonsternowana, pozostając w bezruchu. — Cii, spłoszysz je — przestrzegła ją konspiracyjnym szeptem, wskazując gałkami ocznymi na lewitujące siatki. — To niezwykłe.— Pomruk aprobaty wydobył się z jej gardła.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dach 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Dach [odnośnik]29.12.17 4:42
W pierwszej chwili osłupiałam. Wpatrywałam się w Hankę, jakby z spadła z drzewa i grzmotnęła w ziemię głową bardzo mocno. Ale dopiero po chwili zrozumiałam, że nie widzi mojej reakcji. A to znów mnie rozzłościło i rozżaliło i właściwie jakoś podirytowało też.
- Jesteś głupsza niż gumochłon! - krzyknęłam więc pełna irytacji. Wcale tak nie myślałam. Ani trochę, ale wszystko jakoś tak skumulowało się we mnie i ze sobą i już nie wiedziałam, co mam robić. Dokładnie tak, jakby każda jedna wartościowa informacja uleciała z mojej głowy i zostawiała mnie kompletnie niezdolną do dalszego funkcjonowania – a co gorsza, niewidzialną. - Ty też Rineheart! - krzyknęłam dalej, kierując w jej stronę butelkę wina. Ale zaraz sobie uświadomiłam, że szkłem to się tak machać nie powinno. Odłożyłam więc wino. A potem położyłam siatki, a potem zaczęłam tupać na przemian nogami kiedy z moich ust wydobywało się nic poza jednym wielkim bełkotem, który zbierał się w ponure grhhhhh. - Widźcie mnie. - nakazałam im, jakby sam rozkaz miał coś w tej sprawie zmienić. Ale to nie miało znaczenia, bo właśnie wpadałam w stan podhisteryczny i już mi było wszystko jedno, czy jakieś z moich słów, coś w ogóle w sobie z logiki posiada. - Macie mnie widzieć. - wyjęczałam, jakby i to miało w jakiś równie tajemniczy i magiczny sposób zmienić całą sprawę. W końcu zaczęłam chodzić, jak zawsze gdy się zdenerwowałam, a potem usiadałam. Ale długo też nie siedziałam, a żadna z nich żadnego z gestów nie widziała. - Wszystko jest nie tak! - krzyknęłam więc zła i nagle uświadomiłam sobie, że to słowa naprawdę prawdziwe – Nie tak, wszystko jest nie tak. - szepnęłam, czując jak drży mi broda. Bo wszystko było nie tak. Nie tak i to bardziej nie tak niż kiedykolwiek nie tak było. Moja mama nie żyła i to było bardzo nie tak, bo nie dało się jej wrócić życia. Wyznałam co czuję Samuelowi i to też było nie tak, nie tak jak u Eileen, tylko tak całkiem dziwacznie i nie tak. A do tego wszystkiego jeszcze jak na złość – totalnie zaczynałam sądzić, że świat wziął się i sprzysiągł przeciw mnie – byłam niewidzialna.
N i e w i d z i a l n a.
Na wszystkie galopujące jednorożce. I co ja niby teraz miałam zrobić, jak żyć? No przecież nie mogłam tak żyć, bo taki stan to kompletnie nieżyciowy był. Całkiem ale to całkiem. Więc znów usiadałam i już po chwili z moich oczu leciały łzy, których nie miałam już siły więcej hamować. Wstrzymywałam je od śmierci mojej mamy, a potem dodatkową porcję, gdy dostałam tak niecodzienną sytuację. Sytuację o której właściwie jeszcze z nikim nie rozmawiałam i właściwie nie wiedziałam, jak mam się z nią czuć. Więc za chwilę do wszystkiego doszło pociąganie nosem, ale nie jakieś zwyczajne takie jak to jest gdy się płacze. Tylko ogromne i spazmatyczne, jakby krzywda nad krzywdy mi się zadziała, a a całym świecie nikt takiej krzywdy poza mną nie doświadczył. Bo też jakoś tak przez tę niewidzialność zaczęłam sobie uświadamiać, że nawet w widzialnej postaci niewidzialna byłam. Przynajmniej dla niego. Więc w sumie jako tak w tym całym toku myślenia, który przez moją głowę przechodził huraganami uznałam, że jednak mi wszytko jedno, że mogę pozostać niewidzialną, skoro i tak taką od zawsze pozostawałam.
-N-n-nieważe. - zawyłam pociągając nosem i wylewając kolejne, niewidoczne dla nikogo łzy. - to i tak jest n-n-nieważne. - histeryzowałam dalej. W końcu siadając na ziemi, ale znów tylko na chwilę by zaraz przenieść się na kolana i z tych kolan sięgnąć po jedno z win, które przyniosłam. Charakterystyczny dźwięk wydobył się, gdy otwierałam butelkę i w ogóle - ale to wcale a wcale - nie przejmowałam się kieliszkami czy dzieleniem. Ba, nawet mi to przez głowę nie przeszło. Przechyliłam szkło, pociągając z niego kilka - albo nawet kilkanaście - łyków, które przełykałam łapczywie pociągając nosem. A jak już odstawiłam butelkę to beknęłam, bo to i tak nie było już ważne. Uniosłam dłoń ocierając usta. - I tak umrę samotnie. - wymruczałam bardziej do siebie niż do którejkolwiek z nich, znów unosząc butelkę i z niej pociągając. Nawet nie spoglądając na znieruchomiałą postać Hanki, czy też stojącą w wejściu na balkon Jackie. - Samotnie i niewidzialnie. - dodałam, ponownie wpadając w niekontrolowany szloch, który wstrząsał moimi ramionami, a ja łapałam spazmatyczne wdechy w klatkę piersiową.
I nawet przez myśl mi nie przeszło, że przecież istnieje zaklęcie, które ujawnia niewidzialne osoby. Nie, ja i moje jestestwo postanowiliśmy całkowicie zignorować logiczne rozwiązanie sytuacji, które było tak bliziutko.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dach 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dach [odnośnik]16.01.18 23:08
Na zapach pieczonych słodkości odpowiedziała prawdziwym westchnieniem ulgi i mrużonymi od przyjemności powiekami. Po dniu pełnym metalicznego, mdłego zapachu krwi i palonej skóry, potu i wibrującego od czarnej magii powietrza, naprawdę miała ochotę wepchnąć sobie do nosa coś, co swoim aromatem choć przypomni jej o człowieczeństwie, którego przecież wciąż była pełna. Hannie od dawna była jej azylem – ona, jej aura ciepła, którą się otaczała, zapachy, uśmiechy tak obce dla Jackie i jej marsowego wyrazu twarzy, który zdążył już niemal zlać się w betonową strukturę z jej rysami. Nie tęskniła za beztroską, ba, nigdy jej nie pragnęła, bo wychowana przez ojca od zawsze chodziła za rękę z wojną, ale od czasu do czasu naprawdę dobrze było uświadomić sobie, że na świecie nie istnieją tylko palące uczucie zawodu i gorycz porażek. Dobrze było przejść przez próg drugiego domu, który był tak różny, tak miękki, tak skuteczny w naprawianiu skrzywionych umysłów i dziurawych dusz.
Dlatego z taką ulgą przyjęła swoją obecność na Baker Street, ale ta zaczęła szybko ja opuszczać, kiedy zmęczony wzrok w końcu odnalazł lewitujące w powietrzu butelki i papierowe opakowanie uwalniające słodką woń lukru. Popatrzyła na Hanię jak na głupią. Co ona wyprawiała?
Co ty wypr… – chciała nadać myślom kształtu słów, ale szybko została uciszona, więc znów wzrokiem powędrowała za butelkami. Drgnęła w miejscu, gdy szkło otarło się o siebie niebezpiecznie mocno. Na litość, wszyscy mogą tracić zmysły i znikać, ale stłuczone butelki z dobrym winem to byłaby okrutnie wielka strata, za którą każdy powinien pokutować. Może Wright miała rację. Spłoszone wino nie smakowało już tak dobrze. Zaraz, chwila… – Spłoszę?! Butelki wina?! – zasyczała do niej oskarżycielsko i chciała syczeć dalej, ale znajomy głos, który nie dość, że na nie krzyczał, to jeszcze je obrażał. Niby to głos Tonks, ale Tonks jakby tu z nimi nie było. Ostrożnie dobyła swojej różdżki, zaciskając szczęki, gotowa do obrony Wright, gdyby te butelki, prócz zdolności mowy, przejawiły nagle zupełnie inne, bardziej rozwinięte cechy ludzkie. – Jeśli coś się będzie działo, może lepiej uciekaj. – syk zamienił się szybko w ostrzegawczy szept.
W myślach zaczęła przeglądać szafy pełne zaklęć (nie, Jackie nie trzymała ich na regałach, była bałaganiarą), żeby w końcu znaleźć jakieś ofensywne, które będzie mogło im pomóc odegnać zagrożenie, ale zaraz usłyszała płacz i zwątpiła. Zerknęła z boku na Hanię, szukając w jej twarzy wytłumaczenia na tę chorą sytuację. Płacz szybko przerodził się w histeryczny szloch, a histeryczny szloch w pijackie zapędy desperatki. Westchnęła w końcu. Nie umiała pocieszać. Kiedy tylko słyszała płacz, miała ochotę wziąć emocjonalnego rozbitka za fraki i mocno nim potrząsnąć. No ale jak, kiedy nie było go widać?
Jak będziesz pleść takie głupoty i ryczeć jak małe dziecko, to na pewno nikt cię nie zechce. Finite incantatem – koniec różdżki wskazywał powietrze gdzieś między opróżnianą butelką a pozostałymi, które stały na płaskiej powierzchni dachu. Działanie każdego zaklęcia można było przerwać.
Chyba że problemem nie było zaklęcie.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Dach 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Dach [odnośnik]16.01.18 23:08
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 40

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Dach HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dach Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dach [odnośnik]26.02.18 19:20
Zmarszczyła brwi, kiedy powietrze wypluło z siebie jadowite frazy. Nie odpowiedziała jednak podobnym tonem, nie zdradzając tym samym gniewu, który zdołała w sobie uspokoić przez miniony dzień.
— Nie jestem głupia, po prostu ignoruję cię tak samo dobrze, jak ignoruje cię cały świat — odpowiedziała chłodno, powoli wznosząc wzrok wyżej, gdzieś, gdzie powinna znajdować się głowa Tonks — o ile dobrze potrafiła oszacować jej wymiary na podstawie niesionej torby z butelkami, a znała ją na tyle dobrze, że mogła się pomylić wyłącznie o cale. Lodowaty ton jej nie pasował — była burzą, była ogniem, który palił wszystko na swojej drodze. Gwałtowna i trudna do okiełznania, nieopanowana, pełna chaotycznych myśli i nieprzemyślanych, czasem nie do końca zharmonizowanych z resztą ciała ruchów. Kamienna postawa, chłód i opanowanie nigdy nie współgrało z je twarzą; przy zerowej umiejętności kłamstwa wychodziła na naburmuszoną damę, którą nigdy nie była i nie próbowała nawet być. Tym razem jednak z całą swoją powagą odszukiwała w cząsteczkach powietrza spojrzenia przyjaciółki, której ufała bezgranicznie, a która nie obdarzyła jej tym samym. — Tak, masz rację. Jesteś całkowicie niewidzialna. NIEWIDZIALNA. Cóż za ulga, że nie muszę się nawet starać — burknęła, powracając do swojej poprzedniej pozycji. Usiadła na piętach, przenosząc wzrok na Jackie. Wwiercając w nią spojrzenie, bardziej niż w oczywisty sposób domagała się wyjaśnień. Aby jeszcze silniej to podkreślić, splotła ręce na piersi i uniosła brwi, nie pomyślała jednak o tym, że schowały się pod gęstą grzywką, która niesfornie wywijając się opadała jej na oczy. Całkowicie ignorowała jęczącą Tonks, choć nie potrafiła całkowicie zamknąć uszu, na jej szlochy. Była zła. Naprawdę zła i zaczynała czuć to dopiero teraz, kiedy patrzyła na nie, zgromadzone przy niej, jak gdyby nigdy nic. Mimo tego, co czuła — nie mogła wyzbyć się uczucia empatii, które wrosło w nią, jak tożsamość Wrightów. Kiedy tylko Tonks zaniosła się płaczem, mina jej zrzedła, choć jeszcze chwilę próbowała zgrywać twardą i nieustępliwą. Umiała, lecz stan Justine wprawiał ją w dziwne uczucie zakłopotania, a kiedy wyrzuciła z siebie wszystko, chwilowego odrętwienia. Cały dzień, odkąd tylko dowiedziała się o Zakonie Feniksa myślała wyłącznie o sobie, o tym, co i jak czuła, dowiedziawszy się, że jej przyjaciele tkwią w tym od dawna. Głos pogrążony w rozpaczy, nabrzmiały od negatywnych emocji nie pozwalał jej dłużej krążyć wokół tematu, który w tym dniu wpędzał ją w taki niespokojny stan. Zerknęła na Jackie i westchnęła cicho, opuszczając ręce na uda. Przesunęła nimi tak, jakby jej dłonie były wilgotne od nerwowego potu, a potem zamknęła je na kolanach, przez chwilę pozostając zgarbioną do przodu.
— Nie umrzesz samotnie, Tonks. Jak już przyjdzie ci umierać to razem z nami. Niestety. Nie wiem kto chciałby z taką histeryczką dzielić trumnę — mruknęła, przenosząc spojrzenie gdzieś tam, gdzie wyobrażała sobie Tonks, choć odkąd butelki przestały lewitować nie do końca była pewna, gdzie się właściwie znajduje. — Jak będziesz krzyczeć to butelki spadną i się roztrzaskają — wyjaśniła cicho Rineheart, zupełnie jak dziecku, które nic nie rozumie. Nie poruszyła się ani o cal. Nie dobyła różdżki, by w razie kłopotów poprawić po przyjaciółce, nie odsunęła się również, choć wiedziała jakie anomalie ostatnimi czasy bywały okrutne. Figle, jakie płatały podczas rzucania czarów potrafiły być bardzo dotkliwe w skutkach. Sięgnęła po lewitującą butelkę, z której ubywała zawartość, posyłając niewidzialnej Tonks, przeciągłe, pełne reprymendy spojrzenie. — Nie możesz wypić tego sama. — Przyłożyła szyjkę do ust i upiła z gwinta kilka łyków, a następnie podała wino Jackie. — Przestań szlochać, nie masz na razie powodu do histerii. Jak ci powiem, czego się wczoraj dowiedziałam, to uznasz, że bycie niewidzialną to najlepsza rzecz jaka ci się dzisiaj przytrafiła. Tylko ona cię może ocalić, Tonks . - I wcale nie żartowała.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dach 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Dach [odnośnik]11.03.18 1:10
Kompletnie nie wiedziałam co dokładnie mi dzisiaj było - coś na pewno, tego byłam więcej niż pewna. A może było mi po prostu wszystko. Tak długo zbierałam w sobie w wszystko, bo to wszystko w końcu dotarło na skraj, do miejsca do którego nie dało się już więcej dodać. I to wszystko nadęło się przeogromnie i przeokropnie niczym balon do którego ktoś nadmuchał za dużo powietrze i co łatwo przewidzieć - pękło, tak po prostu, ale nie z wielkim bum, ale z wielkimi i niewidocznymi łzami.
Nadal pociągałam głośno nosem, chwilowo nie płacząc już. Niebieskie spojrzenie prześlizgnęło się z Jackie na Hankę i na tej drugiej zostało, gdy wydobyły się z jej ust słowa. Słowa inne, tak nie pasujące do niej, chłodne, pozbawione ciepła które znałam. Zmarszczyła brwi - choć i tak nie tego nie był w stanie zobaczyć - i pociągnęłam jeszcze raz przeciągle nosem. Kolejne słowa uniosły mi brew. Ale starać się o co? Przebiegło mi przez głowę. Starać się mnie nie widzieć? To dziwne, przecież nie byłam aż tak szkarada by ktoś nie chciał na mnie patrzeć. Ale podpowiedzią musiał być ton. Na pewno, burczenie nie pasowało do Hanki, tak samo jak poza. I dopiero ona trafiła we mnie nagle przynosząc olśnienie - była zła, zła na mnie, to było pewne, ale nadal nie miałam pojęcia za co. Zerknęłam na Jackie kontrolnie zastanawiając się, czy ona wie o co może chodzić. Ale zapomniałam, że przecież nie widzi mojego spojrzenia. Pociągnęłam znów nosem, unosząc dłoń by wytrzeć go jej wierzchem. Jednak moje rozważania przerwały słowa Jackie.
- Sama jesteś małe dziecko. - odcięłam jej się kompletnie bez sensu, bo nie potrzebowałam, żeby moja odpowiedź jakikolwiek potrzebowała, spoglądając na nią z naburmuszoną miną, której nadal nikt nie widział. Może tylko usta wygięte w grymasie złości, który z pewnością funkcjonowałaby karykaturalnie załzawionymi i zaczerwienionymi oczami.
- Wiem, kto by nie chciał. - zamarudziłam pod nosem kolejny raz głośno pociągając nosem, chyba mi już trochę przechodziło chociaż broda i tak drgała niebezpiecznie. Jednak na słowa wypowiedziane przez Hankę w kierunku Jackie zaśmiałam się cicho przez łzy. Uniosłam dłoń raz jeszcze ocierając oczy. Chyba i przechodziło, choć nic to wcale nie zmieniło, bo nadal wszystko było nie tak. Zaklęcie nie zadziałało, ja byłam niewidzialna, anomalie szalały i właściwie można by wymieniać jeszcze przez długi okres czasu. - Hej! - oburzyłam się, gdy Wright odebrała mi butelkę. I ani trochę nie obeszło mnie spojrzenie które mi posłała. - Oczywiście, że mogę. - odpowiedziałam prawie automatycznie, jednak nie próbowałam odebrać alkoholu, opuszczając pustą dłoń w dół. Poprawiłam się, zaplatając nogi w turecki siad. W końcu sięgnęłam do płaszcza, którego nawet nie zrzuciłam z ramion, by wyciągnąć z niego różdżkę. Przez chwilę mierzyłam ją w palcach, by unieść spojrzenie na wytwórczynię mioteł gdy z jej ust wydobyły się kolejne słowa. - Jackie, co zrobiłyśmy? - pytam więc, nie przenosząc spojrzenia na aurorke. Bo coś musiałyśmy, ale kompletnie nie byłam w stanie zrozumieć kiedy i jak. Ostatnio właściwie nie wychodziłam przesiadając w mieszkaniu które nie było moim, chodząc jedynie do pracy do której nie miałam już serca. Ale teraz, teraz zdawało mi się, że gdzieś zawiniłam i nie było to wygodne uczucie - wręcz przeciwnie. Nie lubiła zawodzić, a Hanka wydawała się prawdziwie zła. Przez chwilę zaś pomyślałam, że może lepiej rzeczywiście - zgodnie z jej poleceniem - pozostać niewidzialną. - Clario - zadecydowałam  jednak wskazując na siebie różdżką. Może jeśli nie Finite Incantatem, to Clario da radę ukazać mnie na nowo światu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dach 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dach [odnośnik]11.03.18 1:10
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 9

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Dach Ql0OTyi
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dach Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dach [odnośnik]08.04.18 23:03
Dzisiaj nie szukała awantur – właściwie nie szukała ich wcale, to one znajdywały ją wszędzie, gdzie tylko mogły. Nie spodziewała się ich jednak na dachu, w miejscu, które zarezerwowane było tylko na relaks, głupie rozmowy o niczym i hektolitry wypijanego z gwinta wina. Jak bardzo się tym razem myliła. Pewnie sprawcą całego zamieszania był maj. To na niego zrzucała winę za wszystkie porażki, których doświadczała w ostatnich dniach – nie tylko swoich. Ale „swoje” przeciążały szalę, a każda kolejna bolała jeszcze mocniej, więc kiedy promień zaklęcie nie wydostał się z różdżki, Jackie usiadła na dachu ze zrezygnowaniem. Spojrzała na powietrze, blisko którego unosiły się butelki ze szkarłatnym, tak dobrze znanym płynem – jedna z nich była już nawet opróżniana.
Oooo, wypraszam sobie – uniosła do góry palec w geście zastrzeżenia sobie praw do okoliczności swojej śmierci. – Ja się na razie nie wybieram na drugą stronę. Merlin mi świadkiem. Wy też chyba nie. Just, ktoś ci zrobił po prostu głupi kawał – zaciągnęła, irytując się coraz bardziej. – Jeszcze chwila i samo minie, zobaczysz. Może przez przypadek ktoś wylał na ciebie nieudany eliksir albo… albo ćwiczył zaklęcie kameleona i różdżką nie nakierował tam, gdzie powinien. Mówię ci. – wzruszyła ramionami. Rozmawiały tu już jakiś czas, a Tonks wciąż była niewidzialna. Wyszło na to, że ten stan wcale nikomu nie przeszkadzał w kontynuowaniu libacji. Jackie, prowadzona tą wesołą myślą zrodzoną ze zmęczenia, głodu i frustracji, sięgnęła po butelkę, którą podała jej przyjaciółka.
I nagle dotarło do niej, że chyba coś jest nie tak. Hania, od kiedy tylko Jackie weszła na dach, zdawała się jej zaczepki puszczać mimo uszu. Nie byłoby w tym nic dziwnego (faktycznie powinna się już tego nauczyć, Jackie miewała różne dni w swoim życiu i różnie je przeżywała), gdyby nie fakt, że tak dobre i pełne złożonej przestrzennie empatii stworzenie nigdy nie miało w zwyczaju ignorować kogokolwiek. Nie ubiegała się jednak o nadmierną atencję, aktualnie w centrum zainteresowania znajdowała się Tonks. Zerknęła na Wright, szukając nie w niej samej, ale u siebie oznak przeskrobania czegokolwiek. Może powiedziała coś niewłaściwego w równie niewłaściwym momencie? Nie, nie, przecież Hannie nie miała nigdy problemów ze zwróceniem jej uwagi.
Upiła kilka łyków wina i odstawiła butelkę na bok, przysłuchując się uważnie Wright, zaniepokojona nadchodzącymi chwilami. Podskórnie czuła, że to nie skończy się dla nich, dla niej, dobrze. Oby się myliła.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Dach 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Dach [odnośnik]12.04.18 10:09
Stała na skraju złości i troski, którą żywiła względem przyjaciółki, choć uparcie chciała udowodnić coś innego. Egoizm do niej nie pasował, podobnie jak kłamstwo. Była w tym pokraczna, nie potrafiła skleić wszystkiego do kupy, ale nie przestawała zgrywać zirytowanej. W innej sytuacji z pewnością nakrzyczałaby na nie, przekrzyczałaby nawet Jackie, lecz teraz, z niewidoczną Tonks sprawy miały się inaczej. Była na skraju załamania, a Hannah nie potrafiła udawać, że sytuacja jej nie zmartwiła. Zaciskała zęby, patrząc w powietrze przed sobą, tam, gdzie powinna znajdować się Tonks.
— Może to te anomalie — mruknęła w końcu ciszej i zacisnęła z zacięciem usta. — Anomalie bardzo źle wpływają na dzieci, ich przejawy magii zaś wywołują różne, ciekawe zdarzenia. Może to jest jedno z nich — może wciąż jesteś dzieckiem, Tonks, tak jak mówiła Jackie. Uniosła butelkę do ust i upiła kilka łyków. Po chwili czknęła, głośno, przez uchylone usta, których nie zdążyła zakryć dłonią. Cichym echem rozniosło się po okolicy. Teraz szybko jej to nie minie. Upiła kilka kolejnych łyków, nabrała powietrza w płuca, wierząc, że nieoddychanie zabije czkawkę. A może ją nim czkawka minie.
Słowa Jackie, jej teoria, były bardzo prawdopodobne. Nawet przez chwilę żałowała, że sama nie wpadła na pomysł zrobienia którejś z nich podobnego psikusa.
— To minie. A jak nie minie to zabierzemy cię do Munga. Albo do Samuela. On na pewno coś na to zara-adzi — zastrzegła z całą pewnością, kręcąc nosem, gdy kolejne czknięcie zacięło ją w połowie słowa.
Milczała przez pewną chwilę. Patrzyła wpierw na Tonks, a raczej gdzieś tam, gdzie miała się znajdować, a później w drugą stronę, również w pustą przestrzeń. Równie dobrze i Jackie mogła tam stać, niewidzialna. Zachowywała się jak dziecko, wiedziała to sama. Była rozgoryczona i zła, nie wiedziała co szargało nią bardziej. Czy anomalie, czy jej rozmowa z Benem, czy z Frederickiem, czy brak rozmowy z dziewczynami, którym ufała jak własnym braciom, czy może Billy i wszystko, co się z nim wiązało. Nie wiedziała nawet, czy nie przesadza. Znała już szczegóły, znała powagę sytuacji i organizacji, w której chciała się znaleźć — i to wcale nie z powodu przyjaciół, którzy do niej należeli. Chciała coś zmienić, coś poprawić, chciała się przysłużyć tym, którzy mają wpływ na świat i potrafią uczynić, by stał się lepszy. Zachowywała się jak gówniara, egoistyczna smarkula, którą nigdy nie była. Może po prostu tego wszystkiego było za dużo.
— Freddie powiedział mi o zakonie — wyrzuciła z siebie w końcu; ze smutkiem i goryczą, choć była dumna z tego, że mogła wziąć udział w walce o nową, lepszą przyszłość dla wszystkich, o sprawiedliwość i równość. — I powiedziałam mu, że chcę pomóc — poinformowała je hardo, unosząc wzrok — na Jackie, bo było jej łatwiej zmierzyć się z realnym spojrzeniem niż widmem osoby, której słyszała zaledwie głos. —Zaradzimy coś temu — temu wszystkiemu, niewidzialnej Tonks, anomaliom, nierówności i represjom. Musiały.
Wyciągnęła dłoń z butelką w kierunku Jackie.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dach 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Dach [odnośnik]19.04.18 18:40
Pociągnęłam przeraźliwie nosem raz jeszcze, wydając niezbyt zachwycony dźwięk z ust - które jako jedyne były widoczne - gdy zabrano mi z ręki butelkę. Chciałam się upić a potem napchać słodyczami. Bo tak. Nie pamiętam kiedy ostatnio zwyczajnie sobie na to pozwoliłam. Nad Londynem wisiały ponure chmury gradowe i właściwie wszyscy pozostawaliśy w napiętym stanie gotowości czekając, aż mrok znów zaatakuje. A ja? Ja nadal miała wszystkiego dość wszystko było nie takie i zdawało mi się, że ja sama nie mam też na nic wpływu. Mogłam jedyne trwać w tym bagnie w którym trwałam mizernie próbując się z niego wydostać.
Zerknęłam badawczo na Jackie gdy mówiła coś o kawale. Wydawało mi się to... zwyczajnie nie takie. Myślałam, że już wyrosłam z etapu żartów i psikusów, a w ostatnim czasie nikomu nie było do śmiechu i wątpiłam, by ktokolwiek jakiekolwiek planował. Pociągnęłam jeszcze raz nosem.
- Ktoś coś na mnie wylał. - przypomniałam sobie nagle jak rzeczywiście jakiś rodzaj cieczy zmoczył moją bluzkę zaraz po wyjściu ze sklepu. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy to nie to, jednak zanim mogłam dłużej nad ty podywagować moją uwagę znów zwrócił głos Hanki. Przeniosłam na nią spojrzenie i odburknęłam. - Nie jestem dzieckiem. - zaperzyłam się zaraz, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Dopiero po chwili sobie uświadamiając sobie, że nadal żadna z nich tego nie widzi. Zmarszczyłam nos na wspomnienie o Samuelu, spojrzenie pomknęło gdzieś w bok - tym razem cieszyłam się, że żadna nie była w stanie go zauważyć. Trudno było jednoznacznie stwierdzić i określić to co działo się między nami. Z jedne strony nadal ufałam mu bezgranicznie, nadal posiadał moje serce i zrobiłabym dla niego wszystko. Z drugiej zdawało mi się, że wyrósł między nami mur mimo tego, że wiedzieliśmy o sobie właściwie już chyba wszystko. Tkwiłam pomiędzy tym co chcę a co mam nie wiedząc jakie kroki podjąć jako następne.
-  Na szczęście! - zawołałam głosem, który jednocześnie wyrażał radość jak i winę. Bo czułam się winna. Wright posiadała jedno z najczystszych serc i wiedziałam, że do Zakonu pasuje lepiej niż ktokolwiek inny. Ale wcześniej było inaczej. Wcześniej zostawaliśmy wybierani i nie potrafiłam stwierdzić jednoznacznie na jakiej zasadzie to działało. Rozumiałam też ją, całą tą złość i coś na zasadzie niezrozumienia. Zanim dowiedziałam się o Zakonie zwyczajnie czekałam na odpowiedzi wierząc, że kiedyś je dostanę. Moje dłonie samoistnie powędrowały by owlec się wokół niewielkiego - a jednak większego ciała niż moje - przyjaciółki. Zaraz jednak odsunęłam się, by niewidzialnymi dłońmi złapać za jej policzki i ścisnąć. - Wiedziałam. - wiedziałam, że ci powiedzą, wiedziałam że się zgodzisz, wiedziałam że się nadajesz i wiedziałam że pomożesz. I to wszystko chciałam przekazać ci spojrzeniem, ale trochę zapomniałam, że nadal jestem niewidzialna. Westchnęłam puszczając twarz i odsuwając się, przysiadając na piętach złapałam za różdżkę.
- Jesteś zła na nas? - zapytałam wzdychając cicho. Tak mi się zdawało, że mogła być. Pamiętam że ja nie byłam, chociaż to ni było przyjemne uczucie dowiedzieć się co robili moi znajomi gdy znikali. Co działo się z Samuelem i skąd miał wszystkie rany, które nie raz leczyłam i o których pochodzenie nigdy nie pytałam. - Clario. - szepnęłam raz jeszcze kierując drewno w moją stronę drewno.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Dach 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Dach [odnośnik]19.04.18 18:40
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 50

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Dach YYilhva
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dach Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dach [odnośnik]23.05.18 14:38
Zdawało jej się, że coraz rzadziej spotykały się na dachu w lżejszej atmosferze. Brakowało już miejsca na rozmyślania o przeszłości, kiedy po głowie wciąż toczyły się wspomnienia niedawnych wydarzeń, ciężarem gubiące się i zapadające w plastyczny grunt pamięci. Brakowało miejsca na sielankę, kiedy tuż obok nich zbierało się na burzę z siekącym o parapety deszczem. Ona już dawno wyrzuciła ją ze swojej głowy – tę przedziwną wesołość – i zastąpiła ją wieczną czujnością i ostrożnością, żywiącymi się energią jej ciała w ogromnych ilościach. Kłębiące się nad Londynem chmury uwalniały tylko jeszcze większe ich pokłady. A potem zaczynał się przesiew rzeczy, na które powinna zwracać większą uwagę, a które kompletnie odrzucać od siebie.
Patrzyła na Hannie, kiedy ta się odzywała, bo siłą rzeczy na Just patrzeć nie mogła, a lubiła łączyć głos z twarzą znajomej rozmówczyni. Chciała już przyznać Wright rację, bo w gruncie rzeczy anomalie wydawały się najbardziej prawdopodobne, ale nim się odezwała, Tonks już się obroniła. A raczej wsparła jej słowa swoimi. Anarchia, bo Ministerstwu Magii bliżej było do niej niż do praworządności i faktycznej kontroli, miała to do siebie, że ludziom odbijała szajba z powodu nadmiernej wolności. Tu mi wolno wylać komuś na głowę eliksir, tu komuś innemu wsadzę różdżkę w oko, bo nikt nie widzi i wszyscy boją się zareagować.
Co? – zmarszczyła nagle brwi, wyrwana z wyobrażania sobie, jak jakiś wredny dzieciak wbija czarownicy różdżkę w oko, wskakuje na miotłę i odlatuje w stronę zachodzącego słońca. Jej duma zareagowała. – Po co do Samuela? Przecież też jestem aurorem, siedzę tuż obok – popatrzyła na nie nią z ukrywanym oburzeniem. – Minie samo, mówiłam przecież – bo nikt nie będzie wciskał mi kitu, że to Samuel sobie poradzi, a nie ja.
Odetchnęła głębiej i łyknęła spory łyk z butelki, przyglądając się Wright, kiedy znowu czknęła. Już miała się uśmiechnąć, odganiając irytację na dno własnej podświadomości, kiedy usłyszała coś, czego usłyszeć nie chciała. Nie bez powodu nie mówiła jej o Zakonie Feniksa. Działo się źle i potrzebowali różdżek, ale, cholera, to była Wright, błyszczący od zegarka zajączek na ścianie, słonecznik postawiony w wazonie, odgłos skrobania dłuta po drewnie rączki od miotły. Jak ona miała zaciągnąć ją do wojska?
Jesteś tego pewna? – spytała, patrząc na nią w skupieniu, przecierając szyjkę od butelki opuszkami palców. – Powiedział ci, że tam giną ludzie?
Chciała ją zniechęcić. Brawo, Jackie. Zaraz znienawidzi cię do końca.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Dach 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Dach
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach