Biblioteka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biblioteka
Jak każda rodzina, także Burke'owie posiadają swoją prywatną skarbnicę wiedzy. Biblioteka w Durham Castle stanowi dumę i chlubę całego rodu. Znajdują się tutaj tysiące, jeśli nie setki tysięcy książek - gromadzone były przez lata, a najstarsze z nich, zapisane na pergaminie rozpadającym się już niemal w palcach, pamiętają jeszcze czasy pierwszych Burke'ów. Są pośród nich i takie, zawierające sekrety, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego; te są przepełnione wiedzą o czarnej magii, tak ściśle przecież związanej z tą rodziną. Aby pomieścić wszystkie te woluminy, biblioteka składa się aż z dwóch pięter. Poza książkami znaleźć można tutaj również inne przedmioty, niezwykle przydatne do nauki z zakresu wszelakich dziedzin - od astronomii, przez geografię, na alchemii kończąc.
15.07
Ostatnio coraz częściej odwiedzała szlacheckie włości, witana z honorami - i z lekką podejrzliwością służby oraz członków arystokratycznych rodzin. Wiedziała, że przyglądają się jej z uwagą, była kimś względnie nowym na firmamencie brytyjskiej elity towarzyskiej, dlatego każdy jej krok obserwowano bez mrugnięcia, oceniając więcej niż surowo. Akceptowała taki stan rzeczy, wiedząc, że musi zachować się nienagannie. I tak, jakby nigdy wcześniej jej noga nie postała na terenach posiadłości. Co nie było prawdą, Miu wypożyczano za niedorzecznie ciężkie sakiewki galeonów także i do umilania wieczorów dżentelmenów, chociaż przekraczając próg przytłaczającego Durham Castle nie wracała do tamtych wspomnień. Miała ważne zadanie do wykonania - i tajemnicę do zbadania.
Cieszyła się, że Xavier przystał na propozycję spotkania, oferując swe usługi. Ufała mu, szanowała go i wiedziała, że dysponuje wiedzą, która może pozwolić na odkrycie sekretów magicznej kuli, znalezionej w willi należącej do Giffarda Abberleya zaledwie kilkadziesiąt godzin temu. Nie lubiła czekać, chciała kuć żelazo póki gorące, zresztą, nie lubiła mieć w swoim posiadaniu przedmiotów nieznanych, nawet jeśli rozkosznie wibrowały od czarnej magii. Przyciągając wzrok, myśli i dotyk. Szczęśliwie artefakt nie sprowadził ani na nią ani na Elvirę okropnej klątwy, żadna z nich nie zaczęła mordować swych bliskich, ale bliźnięta Deirdre spoglądały na przedmiot z zadziwiającym skupieniem, przerywając zabawę, gdy przyniosła go do Białej Willi. Zakryty czarnym atłasem nie wydawał się intrygujący dla niespełna dwulatków, ale bliźnięta mimo to płaczem domagały się pokazania kuli. Co uczyniła, nie bez lęku, nie pozwalając jednak rozczulająco tłustym łapkom dotknąć poznaczonej marmurkowymi wzorami powierzchni. Tę przygodę zostawiała dla Xaviera, pojawiając się na progu biblioteki Burke'ów punktualnie.
Wieczór był pogodny, zachodzące słońce przebijało się przez szyby, zwiększając intensywność barw, niemal czuła, jak krwistoczerwona suknia, jaką miała tego dnia na sobie, zaczyna płonąć. Było gorąco, ale ramiona pozostawały zakryte szerokimi rękawami, a magiczna kula, którą postawiła na jednym ze stoliczków biblioteki, ciągle skrywała się pod ciężarem atłasu. Służąca poleciła jej zaczekać, za moment miała przywołać lorda Xaviera - i to też Deirdre zrobiła, nie mogąc się powstrzymać przed przejrzeniem choć pobieżnie najbliższej półki z ksiągami. Tytuły były obce i nic dziwnego, chyba nikt w Wielkiej Brytanii nie posiadał tak imponującego księgozbioru jak lordowie rządzący w Durham, specjalizujący się w artefaktach i czarnej magii. Wytłuszczone litery na obwolutach kusiły, zachęcając do sięgnięcia po woluminy, ale Mericourt powstrzymała się - i słusznie, wkrótce usłyszała za sobą odgłos butów. Odwróciła się powoli od jednej z półek i uśmiechnęła się lekko do postawnego mężczyzny.
- Xavierze - powitała go, kiwając mu głową, po czym powróciła do dębowego stolika. - Jeśli chcesz opowiedzieć mi o swoim samopoczuciu i planach na najbliższe tygodnie, będę zachwycona, ale jeśli nie - może przejdziemy do konkretów? - zaproponowała odważnie, choć jej czarujący, melodyjny głos łagodził ostrość sugestii. Nie zjawiła się tu po to, by delektować się winem i towarzystwem wdowca, miała coś do załatwienia. Nie chciała też zajmować arystokracie czasu, wiedziała, jak wiele podróżuje i jak wiele biznesów wymaga od niego całkowitej uwagi.
| locus
Ostatnio coraz częściej odwiedzała szlacheckie włości, witana z honorami - i z lekką podejrzliwością służby oraz członków arystokratycznych rodzin. Wiedziała, że przyglądają się jej z uwagą, była kimś względnie nowym na firmamencie brytyjskiej elity towarzyskiej, dlatego każdy jej krok obserwowano bez mrugnięcia, oceniając więcej niż surowo. Akceptowała taki stan rzeczy, wiedząc, że musi zachować się nienagannie. I tak, jakby nigdy wcześniej jej noga nie postała na terenach posiadłości. Co nie było prawdą, Miu wypożyczano za niedorzecznie ciężkie sakiewki galeonów także i do umilania wieczorów dżentelmenów, chociaż przekraczając próg przytłaczającego Durham Castle nie wracała do tamtych wspomnień. Miała ważne zadanie do wykonania - i tajemnicę do zbadania.
Cieszyła się, że Xavier przystał na propozycję spotkania, oferując swe usługi. Ufała mu, szanowała go i wiedziała, że dysponuje wiedzą, która może pozwolić na odkrycie sekretów magicznej kuli, znalezionej w willi należącej do Giffarda Abberleya zaledwie kilkadziesiąt godzin temu. Nie lubiła czekać, chciała kuć żelazo póki gorące, zresztą, nie lubiła mieć w swoim posiadaniu przedmiotów nieznanych, nawet jeśli rozkosznie wibrowały od czarnej magii. Przyciągając wzrok, myśli i dotyk. Szczęśliwie artefakt nie sprowadził ani na nią ani na Elvirę okropnej klątwy, żadna z nich nie zaczęła mordować swych bliskich, ale bliźnięta Deirdre spoglądały na przedmiot z zadziwiającym skupieniem, przerywając zabawę, gdy przyniosła go do Białej Willi. Zakryty czarnym atłasem nie wydawał się intrygujący dla niespełna dwulatków, ale bliźnięta mimo to płaczem domagały się pokazania kuli. Co uczyniła, nie bez lęku, nie pozwalając jednak rozczulająco tłustym łapkom dotknąć poznaczonej marmurkowymi wzorami powierzchni. Tę przygodę zostawiała dla Xaviera, pojawiając się na progu biblioteki Burke'ów punktualnie.
Wieczór był pogodny, zachodzące słońce przebijało się przez szyby, zwiększając intensywność barw, niemal czuła, jak krwistoczerwona suknia, jaką miała tego dnia na sobie, zaczyna płonąć. Było gorąco, ale ramiona pozostawały zakryte szerokimi rękawami, a magiczna kula, którą postawiła na jednym ze stoliczków biblioteki, ciągle skrywała się pod ciężarem atłasu. Służąca poleciła jej zaczekać, za moment miała przywołać lorda Xaviera - i to też Deirdre zrobiła, nie mogąc się powstrzymać przed przejrzeniem choć pobieżnie najbliższej półki z ksiągami. Tytuły były obce i nic dziwnego, chyba nikt w Wielkiej Brytanii nie posiadał tak imponującego księgozbioru jak lordowie rządzący w Durham, specjalizujący się w artefaktach i czarnej magii. Wytłuszczone litery na obwolutach kusiły, zachęcając do sięgnięcia po woluminy, ale Mericourt powstrzymała się - i słusznie, wkrótce usłyszała za sobą odgłos butów. Odwróciła się powoli od jednej z półek i uśmiechnęła się lekko do postawnego mężczyzny.
- Xavierze - powitała go, kiwając mu głową, po czym powróciła do dębowego stolika. - Jeśli chcesz opowiedzieć mi o swoim samopoczuciu i planach na najbliższe tygodnie, będę zachwycona, ale jeśli nie - może przejdziemy do konkretów? - zaproponowała odważnie, choć jej czarujący, melodyjny głos łagodził ostrość sugestii. Nie zjawiła się tu po to, by delektować się winem i towarzystwem wdowca, miała coś do załatwienia. Nie chciała też zajmować arystokracie czasu, wiedziała, jak wiele podróżuje i jak wiele biznesów wymaga od niego całkowitej uwagi.
| locus
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
List, który otrzymał od Namiestniczki Londynu bardzo go zaintrygował. Chociaż na co dzień miał do czynienia do magicznymi artefaktami o różnych właściwościach, to jednak kiedy z prośbą o pomoc zwróciła się do niego wysoko postawiona Śmierciożerczyni, jego zainteresowanie wzrosło niewymiernie. Był dobrze znany w kręgach ze swojej wiedzy i profesjonalizmu jeśli przychodziło do badania tajemniczych artefaktów. Sam osobiście był z nich dumny, ale nie zmieniało to faktu, że zawsze z przyjemnością podejmował się rozwiązywania kolejnych zagadek i poznawania nowych właściwości magicznych przedmiotów. W tym przypadku nie wiedział czego może się spodziewać, co jeszcze bardziej nakręcało jego chęć do poznawania i odkrywania nowych artefaktów.
Z treści listu wyczytał między wierszami, że Deidre zależy na czasie, więc nie miał najmniejszego zamiaru odwlekać spotkania. Sam również chciał jak najszybciej położyć swoje dłonie na tajemniczym przedmiocie. Na to spotkanie zaangażował miejsce w bibliotece, gdyż w swoim gabinecie prowadził inne badania i miał rozłożonych wiele notatek i wykresów, których nie chciał ruszać. Nie wiedział też jakie księgi mogą być mu potrzebne, a przecież w żadnym innym pomieszczeniu w zamku nie było tak wielu ksiąg jak właśnie w bibliotece. Poinformował również opiekunkę swoich dzieci by trzymała jego pociechy jak najdalej do miejsca spotkania. Nie chciał by bliźniaki przerywały rozmowy, a przede wszystkim zbliżały się do przedmiotu, którego przeznaczenia i właściwości nie znał. Za nic nie chciał ich narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Kiedy służąca poinformowała go, że jego gość już przybył akurat przebywał w swoim gabinecie pochylony nad papierami. Naturalnie od razu się od nich oderwał i chwyciwszy marynarkę wyszedł z pomieszczenia. Mimo naturalnego chłodu, który przeważnie panował w zamku, nadal było gorąco. Pogoda była nieznośna i chociaż powinien być przyzwyczajony do takich temperatur po ostatnich trzech miesiącach spędzonych na Bliskim Wschodzi, to tutaj odczuwał wysokie temperatury kompletnie inaczej. Postawił jednak na marynarkę chcąc się dobrze prezentować. Kiedy szedł korytarzem za nim leciał mały stosik ksiąg z jego prywatnej kolekcji, które przygotował podejrzewając, że mogą pomóc w jego badaniach, a obok jego nogi kroczył dumnie Hades, dog niemiecki, który w tym momencie był już praktycznie dorosłym psem o wielkich rozmiarach.
Gdy wszedł do biblioteki od razu zauważył czekającą na niego kobietę. Madame Mericourt jak zawsze prezentowała się zjawiskowo i dostojnie. Współpracowali już w przeszłości i Xavier szanował ją za jej wiedzę, inteligencję i umiejętności magiczne.
- Wybacz, że musiałaś czekać. - odparł spokojnie z uprzejmym wyrazem twarzy podchodząc do kobiety, po chwili jednak jego wzrok skierował się na stolik, na którym, pod czarnym atłasem, jak mniemał, znajdował się przedmiot ich dzisiejszego spotkania – Nie chcę cię zanudzać tymi wszystkimi szczegółami. Jestem przekonany, że artefakt, który przyniosłaś jest o wiele ciekawszy jako temat rozmowy.
Hades w tym czasie przysiadł przy nodze swojego pana i przez moment obserwował kobietę. Widząc jednak, że intruz nie stanowi zagrożenia, machnął kilka razy ogonem, po czym przeszedł do pobliskiego fotela i ułożył się obok niego.
Z treści listu wyczytał między wierszami, że Deidre zależy na czasie, więc nie miał najmniejszego zamiaru odwlekać spotkania. Sam również chciał jak najszybciej położyć swoje dłonie na tajemniczym przedmiocie. Na to spotkanie zaangażował miejsce w bibliotece, gdyż w swoim gabinecie prowadził inne badania i miał rozłożonych wiele notatek i wykresów, których nie chciał ruszać. Nie wiedział też jakie księgi mogą być mu potrzebne, a przecież w żadnym innym pomieszczeniu w zamku nie było tak wielu ksiąg jak właśnie w bibliotece. Poinformował również opiekunkę swoich dzieci by trzymała jego pociechy jak najdalej do miejsca spotkania. Nie chciał by bliźniaki przerywały rozmowy, a przede wszystkim zbliżały się do przedmiotu, którego przeznaczenia i właściwości nie znał. Za nic nie chciał ich narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Kiedy służąca poinformowała go, że jego gość już przybył akurat przebywał w swoim gabinecie pochylony nad papierami. Naturalnie od razu się od nich oderwał i chwyciwszy marynarkę wyszedł z pomieszczenia. Mimo naturalnego chłodu, który przeważnie panował w zamku, nadal było gorąco. Pogoda była nieznośna i chociaż powinien być przyzwyczajony do takich temperatur po ostatnich trzech miesiącach spędzonych na Bliskim Wschodzi, to tutaj odczuwał wysokie temperatury kompletnie inaczej. Postawił jednak na marynarkę chcąc się dobrze prezentować. Kiedy szedł korytarzem za nim leciał mały stosik ksiąg z jego prywatnej kolekcji, które przygotował podejrzewając, że mogą pomóc w jego badaniach, a obok jego nogi kroczył dumnie Hades, dog niemiecki, który w tym momencie był już praktycznie dorosłym psem o wielkich rozmiarach.
Gdy wszedł do biblioteki od razu zauważył czekającą na niego kobietę. Madame Mericourt jak zawsze prezentowała się zjawiskowo i dostojnie. Współpracowali już w przeszłości i Xavier szanował ją za jej wiedzę, inteligencję i umiejętności magiczne.
- Wybacz, że musiałaś czekać. - odparł spokojnie z uprzejmym wyrazem twarzy podchodząc do kobiety, po chwili jednak jego wzrok skierował się na stolik, na którym, pod czarnym atłasem, jak mniemał, znajdował się przedmiot ich dzisiejszego spotkania – Nie chcę cię zanudzać tymi wszystkimi szczegółami. Jestem przekonany, że artefakt, który przyniosłaś jest o wiele ciekawszy jako temat rozmowy.
Hades w tym czasie przysiadł przy nodze swojego pana i przez moment obserwował kobietę. Widząc jednak, że intruz nie stanowi zagrożenia, machnął kilka razy ogonem, po czym przeszedł do pobliskiego fotela i ułożył się obok niego.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Obecność psa o imponujących rozmiarach nieco ją zdziwiła, ale nie okazała tego, ignorując pojawienie się w progu biblioteki nie tylko arystokraty, ale także jego pupila. Grzecznego, doskonale wychowanego, to nie podlegało wątpliwości, każdy z psów szlachciców posiadał maniery lepsze od niejednego wychowanego w niższych warstwach społecznych dziecka, rozumiała więc sympatię do tych stworzeń, chociaż sama nie przepadała za żadnym czworonożnym elementem tego świata. Nie wzruszały ją ani szczeniaczki ani kotki, a inne bestie po prostu omijała szerokim łukiem; nie miała serca do zwierząt. Rękę bardziej, potrafiła mordować nawet potężne potwory, dobrze pamiętała starcie z garborogiem ku uciesze grupy olbrzymów, tego wieczoru jednak nie zamierzała udowadniać swej siły. Miała do rozwiązania zagadkę intelektualną, a Xavier stał się narzędziem, mającym pomóc jej osiągnąć cel.
- Doskonale - podsumowała jego swobodną odpowiedź, doceniając go za nią jeszcze bardziej. Burke'owie należeli do jej ulubionych rodzin, konkretni do bólu, przedsiębiorczy, o twardych charakterach. - Nie wiem czy słyszałeś już coś o morderstwie znanego polityka, jeśli powtarzam coś, co już wiesz, przerwij mi - zaczęła spokojnym tonem, Londyn aż huczał od plotek na temat śmierci Giffarda, ale wieści te mogły nie dotrzeć do odległego Durham Castle. - Giffard Abberley pełnił funkcję przewodniczącego Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego, zapewne mieliście więc, jako Burke'owie, z nim spory kontakt. - Kilka dni temu znaleziono go martwego w jego własnym mieszkaniu, w Londynie. Razem z żoną, którą najprawdopodobniej zamordował. W jego uszach tkwiły magiczne zatyczki, na ciele nie znaleziono oznak otrucia ani innych obrażeń. Magiczna policja twierdzi, że padł ofiarą klątwy, ale jakiej i skąd by się wzięła - nie wiadomo - zaczęła wprowadzać Xaviera w najważniejsze detale, podchodząc do stolika. Powoli zsunęła z artefaktu atłasowy materiał, który obnażył jasną kulę na metalowym stelażu; kulę, która emanowała mocną energią, intensywną czarną magią, niemal wżerająca się w powietrze dookoła. - Byłam w jego domu. Przeszukałam go i znalazłam - w skrytce zabezpieczonej mocnymi, choć prowizorycznymi, wskazującymi na pośpiech, zaklęciami - to - wskazała na kulę, podnosząc wzrok na Burke'a, ciekawa jego pierwszej reakcji. Zupełnie zignorowała przechodzącego obok niej psa, który najwidoczniej zaakceptował obecność obcej kobiety na jego włościach, zaprzestał więc czujego wlepiania w nią swoich dzikich ślepii. - Gdy tylko weszłam do gabinetu Giffarda, w którym go ukryto, czułam, że coś tam jest. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z przedmiotem, który emanowałby tak potężną mroczną magią. Zdawał się do mnie mówić - zniżyła nieco głos, wiedziała, że Burke nie weźmie jej za wariatkę, za czarownicę, która dramatyzuje. Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną dziewczynę, zapewne by tak postąpił, lekceważąc wyznanie. - Widziałam się z Giffardem tego wieczoru, którego zginął. Zachowywał się całkowicie normalnie, nic nie wskazywało na to, co stanie się później. Jeśli więc padł ofiarą klątwy, musiała być to klątwa natychmiastowa, nie taka, która rozwija się z czasem, plącząc umysł - podzieliła się swoim wnioskiem, dalej wpatrzona niemal bez mrugnięcia w twarz Burke'a, gotowa odczytać każdą zmianę tam występującą. - Nie wiem, czy ten artefakt ma coś wspólnego z tym, co się stało, chyba nie - dotknęłam go, Multon także, i żadna z nas nie postradała zmysłów - dodała jeszcze w zamyśleniu, ciekawa wniosków Xaviera. I badań, jakie zapewne zamierzał przeprowadzić, by poznać naturę magicznej kuli.
- Doskonale - podsumowała jego swobodną odpowiedź, doceniając go za nią jeszcze bardziej. Burke'owie należeli do jej ulubionych rodzin, konkretni do bólu, przedsiębiorczy, o twardych charakterach. - Nie wiem czy słyszałeś już coś o morderstwie znanego polityka, jeśli powtarzam coś, co już wiesz, przerwij mi - zaczęła spokojnym tonem, Londyn aż huczał od plotek na temat śmierci Giffarda, ale wieści te mogły nie dotrzeć do odległego Durham Castle. - Giffard Abberley pełnił funkcję przewodniczącego Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego, zapewne mieliście więc, jako Burke'owie, z nim spory kontakt. - Kilka dni temu znaleziono go martwego w jego własnym mieszkaniu, w Londynie. Razem z żoną, którą najprawdopodobniej zamordował. W jego uszach tkwiły magiczne zatyczki, na ciele nie znaleziono oznak otrucia ani innych obrażeń. Magiczna policja twierdzi, że padł ofiarą klątwy, ale jakiej i skąd by się wzięła - nie wiadomo - zaczęła wprowadzać Xaviera w najważniejsze detale, podchodząc do stolika. Powoli zsunęła z artefaktu atłasowy materiał, który obnażył jasną kulę na metalowym stelażu; kulę, która emanowała mocną energią, intensywną czarną magią, niemal wżerająca się w powietrze dookoła. - Byłam w jego domu. Przeszukałam go i znalazłam - w skrytce zabezpieczonej mocnymi, choć prowizorycznymi, wskazującymi na pośpiech, zaklęciami - to - wskazała na kulę, podnosząc wzrok na Burke'a, ciekawa jego pierwszej reakcji. Zupełnie zignorowała przechodzącego obok niej psa, który najwidoczniej zaakceptował obecność obcej kobiety na jego włościach, zaprzestał więc czujego wlepiania w nią swoich dzikich ślepii. - Gdy tylko weszłam do gabinetu Giffarda, w którym go ukryto, czułam, że coś tam jest. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z przedmiotem, który emanowałby tak potężną mroczną magią. Zdawał się do mnie mówić - zniżyła nieco głos, wiedziała, że Burke nie weźmie jej za wariatkę, za czarownicę, która dramatyzuje. Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną dziewczynę, zapewne by tak postąpił, lekceważąc wyznanie. - Widziałam się z Giffardem tego wieczoru, którego zginął. Zachowywał się całkowicie normalnie, nic nie wskazywało na to, co stanie się później. Jeśli więc padł ofiarą klątwy, musiała być to klątwa natychmiastowa, nie taka, która rozwija się z czasem, plącząc umysł - podzieliła się swoim wnioskiem, dalej wpatrzona niemal bez mrugnięcia w twarz Burke'a, gotowa odczytać każdą zmianę tam występującą. - Nie wiem, czy ten artefakt ma coś wspólnego z tym, co się stało, chyba nie - dotknęłam go, Multon także, i żadna z nas nie postradała zmysłów - dodała jeszcze w zamyśleniu, ciekawa wniosków Xaviera. I badań, jakie zapewne zamierzał przeprowadzić, by poznać naturę magicznej kuli.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Xavier nie zwracał uwagi na psa. Był przyzwyczajony do jego obecności, było to dla niego czymś normalnym, że pupil mu zawsze towarzyszył. Hades był szkolony przez najlepszych, więc mężczyzna wiedział, że może na nim polegać kiedy będzie trzeba. Teraz się nim jednak kompletnie nie przejmował, w tym momencie w centrum uwagi była Deidre i tajemniczy artefakt, który ze soba przyniosła. Nawet przez atłas czuł wyraźnie mroczną magię, którą emanował przedmiot. Jeszcze bardziej podsycało to jego ciekawość.
- Obiło mi się o uszy. – pokiwał lekko głową na pytanie namiestniczki.
Giffard Abberley był mu dobrze znany, jako przewodniczący Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego był jednym z pierwszych ludzi, do których Xavier zgłaszał się jeśli potrzebował na szybko jakiś zezwoleń. Chociaż rzadko spotykał się z nim osobiście, przeważnie korzystając z posłańców, to nie miał o nim przychylnego zdania. Był cwany to na pewno, czasami zbyt pewny siebie i arogancki, co na pewno przysporzyło mu wielu wrogów. Jednak osobiste zdanie lorda Burke’a nie miało nic wspólnego z interesami, które mógł załatwiać przy pomocy polityka. Teraz mogło się to trochę skomplikować, ale Xavier był przekonany, że jego następca będzie równie łatwy do przekonania do współpracy jak poprzednik.
Słuchał uważnie w milczeniu opowieści Deidre, każdy szczegół analizując w głowie. Na klątwach samych w sobie się nie znał, ale przeklęte artefakty to już co innego. Chociaż jedno i drugie praktycznie się nakładło to Burke radził sobie zdecydowanie lepiej z przeklętymi tudzież zaczarowanymi przedmiotami, aniżeli z ludźmi, których spotkał podobny los. Gdy kobieta zdjęła atłas z przedmiotu, zrobił krok do przodu by dokładniej mu się przyznać. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, jedynie lekko uniósł brew ku górze. Odniósł wrażenie, że kiedy okrycie zniknęło, magia, która emanowała z kuli, jeszcze bardziej wzmocniła swoje działanie. Przez moment wydawało mu się, że powietrze w około przedmiotu lekko faluje, jak w ostatnie gorące dni gdy spojrzy się na nie pod słonce.
Nie przerywając Deidre ani na moment machnął różdżką, a kilka książek zleciało z otaczających ich półek i ułożyło się na wielkim dębowym stole po prawej od nich, to samo zrobiły księgi, które przyniósł ze swojej prywatnej kolekcji. Drugie machnięcie różdżką spowodowało, że księgi otworzyły się na konkretnych rozdziałach, traktujących o magicznych kulach i tym podobnym. Jednocześnie Burke nie odrywał wzroku od kuli przed nim. W głowie już pojawiały się pierwsze teorie.
- Nasz polityk wydawał mi się bardziej odpowiedzialnym człowiekiem, nie sądziłem, że byłby w stanie tak słabo zabezpieczyć nieznany i zdecydowanie potężny artefakt. – odezwał się w końcu gdy Deidre skończyła opowiadać – Wcale się nie dziwie, czuje jego magię bardzo dokładnie. Dawno nie spotkałem się z tak silnie oddziałującym czarną magią artefaktem. – nachylił się nad kulą, na razie nie mając zamiaru jej dotykać, a jedynie dokładnie obejrzeć z zewnątrz.
Chociaż na tą chwilę osobiście nie odniósł wrażenia aby kula do niego mówiła, to jak najbardziej wierzył w każde słowo Śmierciożerczyni. Przez chwilę stał w zamyśleniu próbując sobie przypomnieć kiedy ostatnio czuł tak potężną magię emanującą z przedmiotu, jednak na ten moment pamięć postanowiła mu spłatać figla. Był jednak przekonany, że z czasem sobie przypomni.
- Mam dwie, może trzy teorie łączące się ze sobą pod niektórymi względami. – zaczął spokojnie przenosząc spojrzenie z przedmiotu na Deidre – Pierwsza jest taka, że Giffard nie zdawał sobie sprawy z tego, że artefakt znajduje się w jego domu, co za tym idzie, ktoś specjalnie mu go porzucił. Po drugie, nie wiedząc o istnieniu artefaktu, mógł również usłyszeć głosy, których źródła nie znał, czym można wytłumaczyć zatyczki, możliwe, że ubrał je chcąc odizolować się od głosów. Możliwe również, że głosy wcale nie były rzeczywiste, a jedynie słyszał je w swojej głowie, wszyscy wiemy, że takie zjawisko jest prawie niemożliwe do rozróżnienia. – obszedł na spokojnie stolik i podszedł o dębowego stołu z księgami – Fakt, że artefakt nie oddziaływał na ciebie i Elvirę można podpiąć pod fakt, że obie paracie się czarną magią, jesteście do niej przyzwyczajone. Giffard raczej nie miał z nią w przeszłości do czynienia, wiec taka dawka, jaka znajduje się w kuli, mogła być dla niego zabójcza pod wieloma względami. – pokiwał głową sięgając po jedną z ksiąg i lustrując ja wzrokiem – Nasuwają się wiec pytania, kto czyhał na życie naszego polityka? Dlatego tak słabo ukrył i zabezpieczył artefakt, prawie, że na widoku? I czy był świadom tego kto, w tym przypadku ty i Elvira, go znajdzie? – uniósł wzrok znad księgi i spojrzał na Deidre z powagą.
To były podstawowe pytania, które w tym momencie pojawiły się w jego głowie po usłyszeniu opowieści kobiety. Był jednak przekonany, że kiedy usiądzie do dokładnego badania kuli, pyta i teorii pojawi się o wiele więcej.
- Obiło mi się o uszy. – pokiwał lekko głową na pytanie namiestniczki.
Giffard Abberley był mu dobrze znany, jako przewodniczący Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego był jednym z pierwszych ludzi, do których Xavier zgłaszał się jeśli potrzebował na szybko jakiś zezwoleń. Chociaż rzadko spotykał się z nim osobiście, przeważnie korzystając z posłańców, to nie miał o nim przychylnego zdania. Był cwany to na pewno, czasami zbyt pewny siebie i arogancki, co na pewno przysporzyło mu wielu wrogów. Jednak osobiste zdanie lorda Burke’a nie miało nic wspólnego z interesami, które mógł załatwiać przy pomocy polityka. Teraz mogło się to trochę skomplikować, ale Xavier był przekonany, że jego następca będzie równie łatwy do przekonania do współpracy jak poprzednik.
Słuchał uważnie w milczeniu opowieści Deidre, każdy szczegół analizując w głowie. Na klątwach samych w sobie się nie znał, ale przeklęte artefakty to już co innego. Chociaż jedno i drugie praktycznie się nakładło to Burke radził sobie zdecydowanie lepiej z przeklętymi tudzież zaczarowanymi przedmiotami, aniżeli z ludźmi, których spotkał podobny los. Gdy kobieta zdjęła atłas z przedmiotu, zrobił krok do przodu by dokładniej mu się przyznać. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, jedynie lekko uniósł brew ku górze. Odniósł wrażenie, że kiedy okrycie zniknęło, magia, która emanowała z kuli, jeszcze bardziej wzmocniła swoje działanie. Przez moment wydawało mu się, że powietrze w około przedmiotu lekko faluje, jak w ostatnie gorące dni gdy spojrzy się na nie pod słonce.
Nie przerywając Deidre ani na moment machnął różdżką, a kilka książek zleciało z otaczających ich półek i ułożyło się na wielkim dębowym stole po prawej od nich, to samo zrobiły księgi, które przyniósł ze swojej prywatnej kolekcji. Drugie machnięcie różdżką spowodowało, że księgi otworzyły się na konkretnych rozdziałach, traktujących o magicznych kulach i tym podobnym. Jednocześnie Burke nie odrywał wzroku od kuli przed nim. W głowie już pojawiały się pierwsze teorie.
- Nasz polityk wydawał mi się bardziej odpowiedzialnym człowiekiem, nie sądziłem, że byłby w stanie tak słabo zabezpieczyć nieznany i zdecydowanie potężny artefakt. – odezwał się w końcu gdy Deidre skończyła opowiadać – Wcale się nie dziwie, czuje jego magię bardzo dokładnie. Dawno nie spotkałem się z tak silnie oddziałującym czarną magią artefaktem. – nachylił się nad kulą, na razie nie mając zamiaru jej dotykać, a jedynie dokładnie obejrzeć z zewnątrz.
Chociaż na tą chwilę osobiście nie odniósł wrażenia aby kula do niego mówiła, to jak najbardziej wierzył w każde słowo Śmierciożerczyni. Przez chwilę stał w zamyśleniu próbując sobie przypomnieć kiedy ostatnio czuł tak potężną magię emanującą z przedmiotu, jednak na ten moment pamięć postanowiła mu spłatać figla. Był jednak przekonany, że z czasem sobie przypomni.
- Mam dwie, może trzy teorie łączące się ze sobą pod niektórymi względami. – zaczął spokojnie przenosząc spojrzenie z przedmiotu na Deidre – Pierwsza jest taka, że Giffard nie zdawał sobie sprawy z tego, że artefakt znajduje się w jego domu, co za tym idzie, ktoś specjalnie mu go porzucił. Po drugie, nie wiedząc o istnieniu artefaktu, mógł również usłyszeć głosy, których źródła nie znał, czym można wytłumaczyć zatyczki, możliwe, że ubrał je chcąc odizolować się od głosów. Możliwe również, że głosy wcale nie były rzeczywiste, a jedynie słyszał je w swojej głowie, wszyscy wiemy, że takie zjawisko jest prawie niemożliwe do rozróżnienia. – obszedł na spokojnie stolik i podszedł o dębowego stołu z księgami – Fakt, że artefakt nie oddziaływał na ciebie i Elvirę można podpiąć pod fakt, że obie paracie się czarną magią, jesteście do niej przyzwyczajone. Giffard raczej nie miał z nią w przeszłości do czynienia, wiec taka dawka, jaka znajduje się w kuli, mogła być dla niego zabójcza pod wieloma względami. – pokiwał głową sięgając po jedną z ksiąg i lustrując ja wzrokiem – Nasuwają się wiec pytania, kto czyhał na życie naszego polityka? Dlatego tak słabo ukrył i zabezpieczył artefakt, prawie, że na widoku? I czy był świadom tego kto, w tym przypadku ty i Elvira, go znajdzie? – uniósł wzrok znad księgi i spojrzał na Deidre z powagą.
To były podstawowe pytania, które w tym momencie pojawiły się w jego głowie po usłyszeniu opowieści kobiety. Był jednak przekonany, że kiedy usiądzie do dokładnego badania kuli, pyta i teorii pojawi się o wiele więcej.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Słuchała Xaviera niemal bez mrugnięcia, opierając się biodrem o bok stolika, z rękami założonymi na piersi. Nie obronnie, raczej dla własnej wygody, pozycja ta kojarzyła się jej także z mężczyznami, zakrywała w niej to, co mogłoby rozpraszać - i pozwalała lepiej się skupić. Z zadowoleniem przyjęła pojawienie się książek; miłe zaskoczenie, czarodzieje często próbowali obyć się bez wiedzy teoretycznej, pełni arogancji i przekonania, że wszystkie niezbędne informacje posiadają we własnej głowie. Xavier nie musiał uciekać się do takiej pozy, był profesjonalistą o doskonałej renomie, a do powierzonego mu zadania podchodził z prawdziwą powagą. To także doceniała, mieli do czynienia z czymś mrocznym, niebezpiecznym - i potencjalnie interesującym.
- Myślisz, że tak samo jak ten artefakt mówił do mnie, mógł przemawiać do Giffarda? Tylko mocniej? Może długa ekspozycja na ten przedmiot nasilała jego działanie? - zastanowiła się na głos, Burke na pewno miał do czynienia z podobnymi przedmiotami, mógł na bazie doświadczenia wysnuć sensowniejsze wnioski. Na razie zadawał równie rzeczowe pytania, na które - niestety - nie posiadała odpowiedzi. Nienawidziła nie wiedzieć, frustrował ją ten stan, nie przywykła jeszcze do przyznawania się do niego, ale ze spokojem wytrzymała pytające spojrzenie Burke'a, kręcąc powoli głową. Nie miała pojęcia, co mogło stać się w domu Giffarda ani jakie motywacje stały za działaniami osoby, która podłożyła politykowi groźny artefakt.
- Mam kilkanaście przypuszczeń, każde z nich pozbawione jakiegokolwiek dowodu - westchnęła ciężko, pozornie prosta sprawa stawała się bardziej skomplikowana z każdą dodatkową poszlaką, zamieniając się w labirynt pełen ślepych uliczek. - Podczas naszej ostatniej rozmowy, wieczorem, kilka godzin przed swoją śmiercią, Abberley wspominał o statku, który przeszukiwał, wypełniając swoje obowiązki - mówiła dalej, starając się przekazać Burke'owi jak najwięcej cennych informacji, nawet tych pozornie nieistotnych, które w perspektywie mogły okazać się istotnymi wskazówkami. - Może w trakcie oględzin znalazł coś nielegalnego. Zabrał to ze sobą albo kazał komuś mu dostarczyć to później, pod osłoną nocy. To jednak przeczy poprzedniej teorii, że długie pozostawanie blisko artefaktu pomieszało mu w głowie - ona także zastanawiała się na głos, przyglądając się Xavierowi, który zabrał się za przeglądanie ksiąg, szukając podobieństw lub inspiracji w historiach wykaligrafowanych na starych pergaminach. - Słyszałeś może o jakimś statku znanych łowców artefaktów? Albo plotki o tym, że do Londynu ma przypłynąć skrzynia z czymś cennym, pełnym czarnomagicznej mocy? - dopytała jeszcze, Burke'owie byli znanymi przedsiębiorcami, obracali się także w półświatku bardziej i mniej legalnych handlarzy cennymi przedmiotami, mogli więc łatwiej poskładać porozrzucane elementy układanki i odnaleźć jakiś sens w plotkach i strzępkach informacji. - Mogę ci jakoś pomóc, czy mam po prostu nie przeszkadzać? - dodała na tym samym wydechu, ze spokojem, nie jak nadgorliwa stażystka, ale jak pewna siebie czarownica, której naprawdę zależało na poznaniu natury magicznej kuli - i która chętnie odda pole znawcy tematu. Wiedziała, że teraz zapewne Burke przystąpi do prób obnażenia sekretów artefaktu, niecierpliwiła się, ale nic w jej zachowaniu ani tonie nie wskazywało na ten stan ducha. Wiedziała, że praca z delikatną materią mrocznej magii wymaga skupienia - i czasu.
- Myślisz, że tak samo jak ten artefakt mówił do mnie, mógł przemawiać do Giffarda? Tylko mocniej? Może długa ekspozycja na ten przedmiot nasilała jego działanie? - zastanowiła się na głos, Burke na pewno miał do czynienia z podobnymi przedmiotami, mógł na bazie doświadczenia wysnuć sensowniejsze wnioski. Na razie zadawał równie rzeczowe pytania, na które - niestety - nie posiadała odpowiedzi. Nienawidziła nie wiedzieć, frustrował ją ten stan, nie przywykła jeszcze do przyznawania się do niego, ale ze spokojem wytrzymała pytające spojrzenie Burke'a, kręcąc powoli głową. Nie miała pojęcia, co mogło stać się w domu Giffarda ani jakie motywacje stały za działaniami osoby, która podłożyła politykowi groźny artefakt.
- Mam kilkanaście przypuszczeń, każde z nich pozbawione jakiegokolwiek dowodu - westchnęła ciężko, pozornie prosta sprawa stawała się bardziej skomplikowana z każdą dodatkową poszlaką, zamieniając się w labirynt pełen ślepych uliczek. - Podczas naszej ostatniej rozmowy, wieczorem, kilka godzin przed swoją śmiercią, Abberley wspominał o statku, który przeszukiwał, wypełniając swoje obowiązki - mówiła dalej, starając się przekazać Burke'owi jak najwięcej cennych informacji, nawet tych pozornie nieistotnych, które w perspektywie mogły okazać się istotnymi wskazówkami. - Może w trakcie oględzin znalazł coś nielegalnego. Zabrał to ze sobą albo kazał komuś mu dostarczyć to później, pod osłoną nocy. To jednak przeczy poprzedniej teorii, że długie pozostawanie blisko artefaktu pomieszało mu w głowie - ona także zastanawiała się na głos, przyglądając się Xavierowi, który zabrał się za przeglądanie ksiąg, szukając podobieństw lub inspiracji w historiach wykaligrafowanych na starych pergaminach. - Słyszałeś może o jakimś statku znanych łowców artefaktów? Albo plotki o tym, że do Londynu ma przypłynąć skrzynia z czymś cennym, pełnym czarnomagicznej mocy? - dopytała jeszcze, Burke'owie byli znanymi przedsiębiorcami, obracali się także w półświatku bardziej i mniej legalnych handlarzy cennymi przedmiotami, mogli więc łatwiej poskładać porozrzucane elementy układanki i odnaleźć jakiś sens w plotkach i strzępkach informacji. - Mogę ci jakoś pomóc, czy mam po prostu nie przeszkadzać? - dodała na tym samym wydechu, ze spokojem, nie jak nadgorliwa stażystka, ale jak pewna siebie czarownica, której naprawdę zależało na poznaniu natury magicznej kuli - i która chętnie odda pole znawcy tematu. Wiedziała, że teraz zapewne Burke przystąpi do prób obnażenia sekretów artefaktu, niecierpliwiła się, ale nic w jej zachowaniu ani tonie nie wskazywało na ten stan ducha. Wiedziała, że praca z delikatną materią mrocznej magii wymaga skupienia - i czasu.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Kula, którą odsłoniła Deirdre, wyglądała na wykonaną ze szkła lub kryształu - przejrzysta, umieszczona w metalowej obręczy na cienkim stelażu, miała około dziesięciu centymetrów średnicy i zdawała się drżeć lekko, choć mogło to być również złudzenie - bo odkąd czarownica postawiła ją na stoliku, nie poruszyła się nawet o milimetr. Całą jej powierzchnię pokrywała siatka czarnych żyłek, rozgałęziających się i splatających ze sobą w sposób przypominający połączenia nerwowe; ciemne nitki pulsowały, a Deirdre mogła odnieść wrażenie, że było ich więcej niż wtedy, kiedy znalazła kulę - ich sieć była bardziej gęsta, zbita.
Xavier, chociaż widział podobny przedmiot po raz pierwszy, był w stanie odgadnąć, czym był - a bliższe oględziny potwierdziłyby tę teorię. W trakcie swoich podróży i studiów nad magicznymi artefaktami, natknął się niejednokrotnie na wzmianki o tak zwanych Złodziejach Myśli - starych i bardzo rzadkich przedmiotach, obecnie nielegalnych, w których dawniej lubowali się przede wszystkim potężni, wysoko postawieni magowie. Artefakt, przyjmujący na ogół postać przejrzystej kuli, miał zdolność do pochłaniania myśli, snów, wspomnień i pragnień czarodzieja, w którego bliskim otoczeniu się znajdował. Jego posiadacze zwykli ukrywać przedmiot w mieszkaniach lub gabinetach swoich wrogów, by później - po odzyskaniu go - poznać ich słabości i najgłębiej skrywane sekrety. Używanie Złodzieja uznawano jednak za niebezpieczne, bo odczytywanie zgromadzonych przez niego myśli potrafiło doprowadzić do szaleństwa - gdyż te pozostawały w umyśle odczytującego na zawsze, z czasem stając się trudne do odróżnienia od własnych. Większość podobnych artefaktów została zniszczona lub zaginęła; szacowano, że obecnie w posiadaniu kolekcjonerów znajdowało się jedynie kilka ocalałych i nadal zdatnych do użytku sztuk. Ten, który przyniosła ze sobą Deirdre, mógł słusznie wydać się Xavierowi nietypowy - czarne żyłki nie powinny się na nim znaleźć, a siła promieniującej od kuli magii pozwalała na wysnucie wniosku, że Złodziej Myśli wchłonął coś więcej niż czyjeś wspomnienia. Xavier mógł ocenić, że próba uwolnienia zgromadzonej wewnątrz energii byłaby skrajnie niebezpieczna - ale wiedział na temat artefaktu wystarczająco, by po odpowiednim przygotowaniu być w stanie to zrobić. Nie potrafił jednak w żaden sposób przewidzieć skutków podobnego działania.
To tylko post uzupełniający, mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki - aczkolwiek prosi o informację, jeżeli zdecydujecie się podjąć próbę użycia artefaktu.
W takim wypadku wątek, w którym to się stanie, będzie musiał być chronologicznie ostatnią prowadzoną rozgrywką.
Xavier, chociaż widział podobny przedmiot po raz pierwszy, był w stanie odgadnąć, czym był - a bliższe oględziny potwierdziłyby tę teorię. W trakcie swoich podróży i studiów nad magicznymi artefaktami, natknął się niejednokrotnie na wzmianki o tak zwanych Złodziejach Myśli - starych i bardzo rzadkich przedmiotach, obecnie nielegalnych, w których dawniej lubowali się przede wszystkim potężni, wysoko postawieni magowie. Artefakt, przyjmujący na ogół postać przejrzystej kuli, miał zdolność do pochłaniania myśli, snów, wspomnień i pragnień czarodzieja, w którego bliskim otoczeniu się znajdował. Jego posiadacze zwykli ukrywać przedmiot w mieszkaniach lub gabinetach swoich wrogów, by później - po odzyskaniu go - poznać ich słabości i najgłębiej skrywane sekrety. Używanie Złodzieja uznawano jednak za niebezpieczne, bo odczytywanie zgromadzonych przez niego myśli potrafiło doprowadzić do szaleństwa - gdyż te pozostawały w umyśle odczytującego na zawsze, z czasem stając się trudne do odróżnienia od własnych. Większość podobnych artefaktów została zniszczona lub zaginęła; szacowano, że obecnie w posiadaniu kolekcjonerów znajdowało się jedynie kilka ocalałych i nadal zdatnych do użytku sztuk. Ten, który przyniosła ze sobą Deirdre, mógł słusznie wydać się Xavierowi nietypowy - czarne żyłki nie powinny się na nim znaleźć, a siła promieniującej od kuli magii pozwalała na wysnucie wniosku, że Złodziej Myśli wchłonął coś więcej niż czyjeś wspomnienia. Xavier mógł ocenić, że próba uwolnienia zgromadzonej wewnątrz energii byłaby skrajnie niebezpieczna - ale wiedział na temat artefaktu wystarczająco, by po odpowiednim przygotowaniu być w stanie to zrobić. Nie potrafił jednak w żaden sposób przewidzieć skutków podobnego działania.
W takim wypadku wątek, w którym to się stanie, będzie musiał być chronologicznie ostatnią prowadzoną rozgrywką.
Wydawało się, że na moment przestał jej słuchać, jednak on słyszał każde jej słowo, każde jej przypuszczenie czy koncepcje na to co mogło się wydarzyć na bieżąco analizował w głowie. Nie zmieniało to jednak faktu, że jednocześnie przeglądał rozłożone na stole księgi. Jego mocną stroną była fotograficzna pamięć i teraz poszukiwał ilustracji, która pojawiła się w jego głowie. Był przekonany, że już kiedyś gdzieś widział taki przedmiot. Musiał go teraz tylko znaleźć. W przeszłości przeczytał praktycznie wszystkie księgi traktujące o artefaktach czarnomagicznych i nie tylko, które znajdowały się w tej bibliotece, był więc pewny, że w którejś z nich znajduje się ich tajemnicza kula.
- Nie wykluczam takiej opcji. - pokiwał głową sięgając po kolejną księgę – Czarna magia działa inaczej na każdego czarodzieja, zwłaszcza niedoświadczonego, a takim był Giffard. - dodał, po czym nagle spojrzał na nią słysząc słowo klucz i szybko sięgnął po kolejną książkę, był coraz bliżej, wiedział to!
- Chociaż moja siatka informatorów jest dość rozległa nie doszły mnie ostatnio słuchy o żadnym nielegalnym ładunku. A wierz mi, taki ładunek nie umknąłby mi, zwłaszcza, że większość z nich potem pojawia się w naszym sklepie. - mimowolnie uśmiechnął się lekko pod nosem niby sam do siebie - Ale raptem tydzień temu pomagałem Drew w przeszukiwaniu wraku Roztańczonej Sally, której kapitanem był Krwawy Theo. Statek wpłynął na bagna w Suffolk. Nie było dokładnie wiadomo dlaczego się tam znalazł, nie było na nim załogi, ani też ładunku...był z nami przez chwilę również Ramsey i opowiadał o wizji, w której pojawił się wąż. Zaczęliśmy to łączyć z dziwnymi incydentami opętanych ludzi z Beamish Town tu w Durham. O tym jednak muszę porozmawiać dokładniej z Primrose. - opowiedział jej nawet na moment nie odrywając wzroku od stronić kolejnej księgi – Wątpię jednak, aby nasza kula znajdowała się na pokładzie Sally. - pokręcił głową.
W pewnym momencie zatrzymał się na jednej stronie i dokładnie, w dość szybkim tempie przeczytał kilka linijek tekstu. Po chwili uśmiechnął się triumfalnie i lekko klepnął księgę dłonią. Spojrzał na Deirdre, po czym podał jej książkę.
- Myśleliśmy, że ktoś podrzucił politykowi kulę, a co jeśli on sam na siebie sprowadził nieszczęście? - uniósł brew ku górze opierając się lekko o kant stołu – Jeśli się nie mylę, mamy do czynienia ze Złodziejem Myśli. Są to bardzo stare i niezwykle rzadkie artefakty, dzięki którymi można zbierać i magazynować, a potem odczytywać myśli, wspomnienia i pragnienia innych. Nigdy nie miałem z nimi do czynienia, jednak słyszałem o nich dawno temu. W przeszłości były to bardzo popularne artefakty wśród potężnych, ale przede wszystkich wpływowych czarodziei. Wykorzystywali je by mieć dostęp do myśli swoich przeciwników czy też konkurentów biznesowych. Nie zdziwiłbym się gdyby były również wykorzystywane przez wróżbitki, do odprawiania swoich rytuałów. - wzruszył lekko ramionami, nigdy nie był fanem czytania z kryształowej kuli, na wróżbiarstwo w szkole również nie uczęszczał – Złodziej Myśli zawsze występował właśnie w takiej formie, szklanej lub kryształowej kuli. W końcu jednak zostały one zakazane, ponieważ zbyt długie obcowanie z nią sprawiało, że czyjeś myśli i wspomnienia pozostawały w głowie odczytującego i były praktycznie niemożliwe do odróżnienia od własnych. Z tego co mi wiadomo większość z nich zostało zniszczonych, kilka również zaginęło. Podejrzewam, że te zaginione mogą znajdować się w prywatnych kolekcjach.
Odepchnął się od stołu, po czym podszedł do stolika, na którym stała kula. Ukucnął przy nim i przez moment wpatrywał się w artefakt, jakby chciał by i do niego przemówiła. Nie wiedział jednak, jeszcze, w jaki sposób odczytać zgromadzone w nim informację.
- Nie zmienia to jednak faktu, że nasz okaz jest bardzo nietypowy. Jak możesz zobaczyć na kolejnej stronie, nigdzie nie występują takie czarne żyłki. Podejrzewam, że Złodziej wchłonął coś jeszcze. Wspominałaś, że kiedy otworzyłaś skrytkę pojawił się Cień? Jestem naprawdę ciekaw czy ta kula była w stanie wchłonąć moc cieni, w jakiś sposób ją okiełznać czy nawet uwięzić… - pokiwał głową.
Naprawdę chciał to zbadać, chciał, kolokwialnie mówiąc, położyć na niej swoje ręce, odkryć jej tajemnice. Deirdre mogła bez problemu zobaczyć, że oczy aż mu się świeciły, palił się wręcz do pracy.
- Nie wykluczam takiej opcji. - pokiwał głową sięgając po kolejną księgę – Czarna magia działa inaczej na każdego czarodzieja, zwłaszcza niedoświadczonego, a takim był Giffard. - dodał, po czym nagle spojrzał na nią słysząc słowo klucz i szybko sięgnął po kolejną książkę, był coraz bliżej, wiedział to!
- Chociaż moja siatka informatorów jest dość rozległa nie doszły mnie ostatnio słuchy o żadnym nielegalnym ładunku. A wierz mi, taki ładunek nie umknąłby mi, zwłaszcza, że większość z nich potem pojawia się w naszym sklepie. - mimowolnie uśmiechnął się lekko pod nosem niby sam do siebie - Ale raptem tydzień temu pomagałem Drew w przeszukiwaniu wraku Roztańczonej Sally, której kapitanem był Krwawy Theo. Statek wpłynął na bagna w Suffolk. Nie było dokładnie wiadomo dlaczego się tam znalazł, nie było na nim załogi, ani też ładunku...był z nami przez chwilę również Ramsey i opowiadał o wizji, w której pojawił się wąż. Zaczęliśmy to łączyć z dziwnymi incydentami opętanych ludzi z Beamish Town tu w Durham. O tym jednak muszę porozmawiać dokładniej z Primrose. - opowiedział jej nawet na moment nie odrywając wzroku od stronić kolejnej księgi – Wątpię jednak, aby nasza kula znajdowała się na pokładzie Sally. - pokręcił głową.
W pewnym momencie zatrzymał się na jednej stronie i dokładnie, w dość szybkim tempie przeczytał kilka linijek tekstu. Po chwili uśmiechnął się triumfalnie i lekko klepnął księgę dłonią. Spojrzał na Deirdre, po czym podał jej książkę.
- Myśleliśmy, że ktoś podrzucił politykowi kulę, a co jeśli on sam na siebie sprowadził nieszczęście? - uniósł brew ku górze opierając się lekko o kant stołu – Jeśli się nie mylę, mamy do czynienia ze Złodziejem Myśli. Są to bardzo stare i niezwykle rzadkie artefakty, dzięki którymi można zbierać i magazynować, a potem odczytywać myśli, wspomnienia i pragnienia innych. Nigdy nie miałem z nimi do czynienia, jednak słyszałem o nich dawno temu. W przeszłości były to bardzo popularne artefakty wśród potężnych, ale przede wszystkich wpływowych czarodziei. Wykorzystywali je by mieć dostęp do myśli swoich przeciwników czy też konkurentów biznesowych. Nie zdziwiłbym się gdyby były również wykorzystywane przez wróżbitki, do odprawiania swoich rytuałów. - wzruszył lekko ramionami, nigdy nie był fanem czytania z kryształowej kuli, na wróżbiarstwo w szkole również nie uczęszczał – Złodziej Myśli zawsze występował właśnie w takiej formie, szklanej lub kryształowej kuli. W końcu jednak zostały one zakazane, ponieważ zbyt długie obcowanie z nią sprawiało, że czyjeś myśli i wspomnienia pozostawały w głowie odczytującego i były praktycznie niemożliwe do odróżnienia od własnych. Z tego co mi wiadomo większość z nich zostało zniszczonych, kilka również zaginęło. Podejrzewam, że te zaginione mogą znajdować się w prywatnych kolekcjach.
Odepchnął się od stołu, po czym podszedł do stolika, na którym stała kula. Ukucnął przy nim i przez moment wpatrywał się w artefakt, jakby chciał by i do niego przemówiła. Nie wiedział jednak, jeszcze, w jaki sposób odczytać zgromadzone w nim informację.
- Nie zmienia to jednak faktu, że nasz okaz jest bardzo nietypowy. Jak możesz zobaczyć na kolejnej stronie, nigdzie nie występują takie czarne żyłki. Podejrzewam, że Złodziej wchłonął coś jeszcze. Wspominałaś, że kiedy otworzyłaś skrytkę pojawił się Cień? Jestem naprawdę ciekaw czy ta kula była w stanie wchłonąć moc cieni, w jakiś sposób ją okiełznać czy nawet uwięzić… - pokiwał głową.
Naprawdę chciał to zbadać, chciał, kolokwialnie mówiąc, położyć na niej swoje ręce, odkryć jej tajemnice. Deirdre mogła bez problemu zobaczyć, że oczy aż mu się świeciły, palił się wręcz do pracy.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Odsłonięta kula przyciągała wzrok, niepokoiła i kusiła - było w niej coś nie tylko niepokojącego, ale i złowrogiego, jakby skrywała niewygodną tajemnicę. Albo niebezpieczeństwo, gotowe wybuchnąć w każdej chwili, choć przecież do tej pory obcowanie z kryształowym artefaktem okazało się zaskakująco spokojne. Przynajmniej dla niej, być może Giffard zużył całą druzgoczącą moc przedmiotu, pozostawiając im martwą skorupę, lecz skoro tak, to dlaczego artefakt niemal pulsował magią?
Deirdre znów wpadła w wir pytań, zaprzeczeń i domysłów, tym razem wyłowiona z niego skutecznie rzeczowym tonem głosu Burke'a. Opowieść o zagubionym na bagnach statku zaintrygowała ją; zmarszczyła brwi, słuchając jeszcze uważniej - jeśli w historii pojawiały się nazwiska pozostałych Śmierciożerców, sprawa musiała być poważna.
- Skąd pewność, że ten artefakt nie pochodzi z Roztańczonej Sally? - spytała bez powątpiewania, była po prostu ciekawa, co przekonało Xaviera. Może sposób, w jaki zabezpieczono ładownię tamtej łajby, może coś w aurze magicznej kuli. - Frustruje mnie ta niewiedza. Mamy zaledwie strzępki informacji - a ja naprawdę chcę dowiedzieć się, kto morduje ważnych polityków tuż pod moim nosem, w Londynie. Kto - i dlaczego - uzupełniła, inne kwestie, choćby szaleństwa rozpleniającego się po Beamish Town, o jakim wspominała również Elvira, także były istotne, lecz sprawy stolicy stały się wyjątkowo bliskie sercu namiestniczki. Wcale nie tak skostniałemu i martwemu, jak mogłoby się wydawać.
Poruszyło ją przecież podekscytowanie, z jakim Xavier opowiadał o artefakcie, iskra w jego oczach, żar w słowach, swoboda, z jaką zdradzał tajemnice potężnego przedmiotu. Złodzieja Myśli. Deirdre zamarła, nie poruszając się nawet o milimetr, z dłonią na wpół uniesioną nad blatem, bez mrugnięcia wpatrując się w roziskrzoną ciekawością twarz arystokraty. Znalazła coś cennego, coś napełnionego wyjątkową magią, coś, co skrywało w sobie niezwykły potencjał.
- Czy to w jakiś sposób podobne do legilimencji? - zapytała cicho, w głębokim zastanowieniu, nie konkretyzując, czy chodzi jej o samą naturę artefaktu, korzenie sięgające czarnej magii czy o moralną ocenę działania przedmiotu. - I czy Złodzieja Myśli można wykorzystać wiele razy? Nasycić go wiadomościami wroga a potem wyczyścić? Czy odczytanie z niego myśli sprawia, że staje się pusty? - kontynuowała, coraz bardziej zaintrygowana przedmiotem - i będąc pod wrażeniem wiedzy Burke'a. Szybko rozpoznał ten niezwykle rzadki i niemal zapomniany przedmiot, poprawnie go klasyfikując, odnajdując także wypaczenia, wyróżniające go spośród książkowych przykładów, na jakie mógł natrafić. Mericourt jakby otrząsnęła się z zasłuchania, obracając się w bok, by przyjrzeć się z góry magicznej kuli. Nie zniżała się do pozycji blatu, nie musiała, wątpiła też, by jej dokładne obserwacje były w jakikolwiek sposób przydatne. To szlachcic posiadał wiedzę niezbędną, by wydobyć coś, co w Złodzieju mogło się znajdować - o ile byłoby to w ogóle możliwe.
- Możesz odczytać to, co zostało zaklęte w artefakcie? W bezpieczny sposób? Jeśli to, co wchłonął, wpędziło Giffarda w morderczy obłęd, ciągle tam jest, może ci...zaszkodzić - zawiesiła głos, nie przemawiając z matczyną troską, a zdroworozsądkową kalkulacją. - Oczywiście zdołałabym cię unieszkodliwić, ale byłaby to wielka szkoda. Masz cenny umysł - dorzuciła z niemal sympatycznym uśmiechem; naprawdę polubiła Xaviera, więc troska jedność jego mózgu i ciała należała do priorytetów tego spotkania. Na równi z odkryciem tajemnic artefaktu. Nie podchodziła do tej sprawy lekko, wiedziała, że pycha kroczyła tuż przed upadkiem, spoważniała więc niemal od razu, ważąc w myślach słowa arystokraty. - Tak, pojawił się cień. Niedźwiedź, potężny, groźny, niemal namacalny. Ale nie zrobił krzywdy ani mi ani Elvirze. Miał srebrne, martwe ślepia, ciągnęła się za nim czarna poświata, breja, błoto - zdaje się, że niezmiernie gorące - mówiła powoli, starając się przypomnieć sobie każdy detal tamtego wieczoru. - Cień niemal wypłynął ze skrytki, w której ukryto Złodzieja Myśli. Otaczała go ciemność, pulsująca - i szepcząca. Głosy, setki głosów, niemożliwych jednak do zrozumienia - zawiesiła głos, powracając wzrokiem do magicznej kuli, tak niepozornej, a najwyraźniej - tak groźnej. Decyzję, co robić dalej, pozostawiała Xavierowi: najlepiej znał ryzyko i możliwości. Czy byli w stanie odczytać dawne myśli? Giffarda lub kogoś, kto chciał go zniszczyć? A może mogliby wykorzystać zamkniętą magię, nauczyć się, jak okiełznywać cienie? Mogły być to czcze mrzonki i pragnienia, milczała więc, powoli sięgając do fałd sukni, by wyjąć zza pasa pończoch różdżkę. Na wszelki wypadek wolała mieć ją pod ręką, czekając na dalsze instrukcje znawcy artrfaktów.
Deirdre znów wpadła w wir pytań, zaprzeczeń i domysłów, tym razem wyłowiona z niego skutecznie rzeczowym tonem głosu Burke'a. Opowieść o zagubionym na bagnach statku zaintrygowała ją; zmarszczyła brwi, słuchając jeszcze uważniej - jeśli w historii pojawiały się nazwiska pozostałych Śmierciożerców, sprawa musiała być poważna.
- Skąd pewność, że ten artefakt nie pochodzi z Roztańczonej Sally? - spytała bez powątpiewania, była po prostu ciekawa, co przekonało Xaviera. Może sposób, w jaki zabezpieczono ładownię tamtej łajby, może coś w aurze magicznej kuli. - Frustruje mnie ta niewiedza. Mamy zaledwie strzępki informacji - a ja naprawdę chcę dowiedzieć się, kto morduje ważnych polityków tuż pod moim nosem, w Londynie. Kto - i dlaczego - uzupełniła, inne kwestie, choćby szaleństwa rozpleniającego się po Beamish Town, o jakim wspominała również Elvira, także były istotne, lecz sprawy stolicy stały się wyjątkowo bliskie sercu namiestniczki. Wcale nie tak skostniałemu i martwemu, jak mogłoby się wydawać.
Poruszyło ją przecież podekscytowanie, z jakim Xavier opowiadał o artefakcie, iskra w jego oczach, żar w słowach, swoboda, z jaką zdradzał tajemnice potężnego przedmiotu. Złodzieja Myśli. Deirdre zamarła, nie poruszając się nawet o milimetr, z dłonią na wpół uniesioną nad blatem, bez mrugnięcia wpatrując się w roziskrzoną ciekawością twarz arystokraty. Znalazła coś cennego, coś napełnionego wyjątkową magią, coś, co skrywało w sobie niezwykły potencjał.
- Czy to w jakiś sposób podobne do legilimencji? - zapytała cicho, w głębokim zastanowieniu, nie konkretyzując, czy chodzi jej o samą naturę artefaktu, korzenie sięgające czarnej magii czy o moralną ocenę działania przedmiotu. - I czy Złodzieja Myśli można wykorzystać wiele razy? Nasycić go wiadomościami wroga a potem wyczyścić? Czy odczytanie z niego myśli sprawia, że staje się pusty? - kontynuowała, coraz bardziej zaintrygowana przedmiotem - i będąc pod wrażeniem wiedzy Burke'a. Szybko rozpoznał ten niezwykle rzadki i niemal zapomniany przedmiot, poprawnie go klasyfikując, odnajdując także wypaczenia, wyróżniające go spośród książkowych przykładów, na jakie mógł natrafić. Mericourt jakby otrząsnęła się z zasłuchania, obracając się w bok, by przyjrzeć się z góry magicznej kuli. Nie zniżała się do pozycji blatu, nie musiała, wątpiła też, by jej dokładne obserwacje były w jakikolwiek sposób przydatne. To szlachcic posiadał wiedzę niezbędną, by wydobyć coś, co w Złodzieju mogło się znajdować - o ile byłoby to w ogóle możliwe.
- Możesz odczytać to, co zostało zaklęte w artefakcie? W bezpieczny sposób? Jeśli to, co wchłonął, wpędziło Giffarda w morderczy obłęd, ciągle tam jest, może ci...zaszkodzić - zawiesiła głos, nie przemawiając z matczyną troską, a zdroworozsądkową kalkulacją. - Oczywiście zdołałabym cię unieszkodliwić, ale byłaby to wielka szkoda. Masz cenny umysł - dorzuciła z niemal sympatycznym uśmiechem; naprawdę polubiła Xaviera, więc troska jedność jego mózgu i ciała należała do priorytetów tego spotkania. Na równi z odkryciem tajemnic artefaktu. Nie podchodziła do tej sprawy lekko, wiedziała, że pycha kroczyła tuż przed upadkiem, spoważniała więc niemal od razu, ważąc w myślach słowa arystokraty. - Tak, pojawił się cień. Niedźwiedź, potężny, groźny, niemal namacalny. Ale nie zrobił krzywdy ani mi ani Elvirze. Miał srebrne, martwe ślepia, ciągnęła się za nim czarna poświata, breja, błoto - zdaje się, że niezmiernie gorące - mówiła powoli, starając się przypomnieć sobie każdy detal tamtego wieczoru. - Cień niemal wypłynął ze skrytki, w której ukryto Złodzieja Myśli. Otaczała go ciemność, pulsująca - i szepcząca. Głosy, setki głosów, niemożliwych jednak do zrozumienia - zawiesiła głos, powracając wzrokiem do magicznej kuli, tak niepozornej, a najwyraźniej - tak groźnej. Decyzję, co robić dalej, pozostawiała Xavierowi: najlepiej znał ryzyko i możliwości. Czy byli w stanie odczytać dawne myśli? Giffarda lub kogoś, kto chciał go zniszczyć? A może mogliby wykorzystać zamkniętą magię, nauczyć się, jak okiełznywać cienie? Mogły być to czcze mrzonki i pragnienia, milczała więc, powoli sięgając do fałd sukni, by wyjąć zza pasa pończoch różdżkę. Na wszelki wypadek wolała mieć ją pod ręką, czekając na dalsze instrukcje znawcy artrfaktów.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Jeszcze przez moment wpatrywał się w kulę, po czym dźwignął się do pozycji prostej. Wziął głęboki wdech, po czym podszedł do stołu, na których były rozłożone księgi. Sięgnął po różdżkę, po czym mruknął cicho jakieś zaklęcie, a księgi, które chciał by zostały rozłożyły się na stole, a reszta powróciła na swoje miejsca na półkach.
- To jedynie moje przypuszczenia. - odparł spokojnie przewracając strony w kolejnych książkach, w poszukiwaniu pomocnych informacji – Ładownia Roztańczonej Sally była pusta. Irina wraz ze swoim synem odnaleźli na bagnach ciała i i strzępy wozów, którymi najprawdopodobniej ktoś wywiózł zawartość ładowni po tym jak statek osiadł na bagnach. Po za tym, sama wspomniałaś, że Giffard opowiadał o statku w porcie, Sally nigdy nie dopłynęła do portu. - pokręcił głową, po czym oparł się dłońmi o blat stołu. - Dodatkowo uważam, że Złodziej nie znajdował się również na pokładzie tego statku kontrolowanego przez Giffarda. Korzystanie z niego przez dłuższy czas doprowadza do niepożądanych skutków, nie mogło to się stać w przeciągu kilku godzin.
Milczał przez dłuższą chwilę przeglądając kolejne książki. W końcu sięgnął po jedną i palcem przesunął po kilku linijkach tekstu czytając je dokładnie. Zagryzł policzek od wewnątrz, po czym przeniósł wzrok na Deirdre.
- Tak, myślę, że w jakiś sposób ma to połączenie z legilimencją, ale niestety nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć na jakiej płaszczyźnie. Podejrzewam jednak, że osoba, która stworzyła pierwszego Złodzieja Myśli, musiała posiadać wiedzę i umiejętności z zakresu legilimecji. - pokiwał głową – Tu jest wyraźnie napisane, że są one wielokrotnego użytku. Po przeczytaniu wszystkich zgromadzonych w nim myśli i wspomnień, można go napełnić znów kolejnymi. Kiedy jest pusty, w tak zwanym stanie uśpienia, jego moc nie zanika, a wręcz przeciwnie, im dłużej nie jest używany, tym silniej i dokładniej może potem wchłaniać informację.
W tym momencie im więcej się dowiadywał, tym bardziej chciał się dobrać do tego co znajdowało się w tej kuli. Jednocześnie obawiał się co może się wydarzyć. Doskonale było widoczne, że nie tylko czyjeś myśli zostały wchłonięte przez ten artefakt. Xavier jednak był niesamowicie ciekawy i podekscytowany perspektywą wyników końcowych ich badań. Pootwierał wszystkie księgi na stronach, które choćby zawierały wzmiankę o Złodzieju Myśli i zaczął wszystko czytać. Chciałby mieć więcej czasu na przygotowanie się do odczytania tego co się w nim znajdowało, ale teraz nie można było zwlekać. Nie miał doświadczenia z legilimecją, jedynie raz czy dwa był świadkiem jak ktoś jej używał, ale sam nigdy nie próbował i chyba nawet nie koniecznie miał na to ochotę.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko sam do siebie kiedy namiestniczka wspomniała, że byłoby jej szkoda jego umysłu. Przyjął to jako komplement.
- Możesz mi wierzyć, wolałbym wyjść z tego bez szwanku. - odparł jednocześnie w ten sposób informując ją, że podejmie się próby odkrycia sekretu kuli – Zastanawiam się kogo wspomnienia chciał zdobyć Giffard. Kto mógł posiadać informacje, które były mu potrzebne. Ten cień mnie niepokoi, mam w sumie na ten temat dwie teorię. Pierwsza, wydaje mi się bardziej prawdopodobna, osoba, która posiadała kule była w jakiś sposób połączona z cieniami albo, biorąc pod uwagę to co dzieje się w Beamish, był opętany. Opętanie tłumaczyłoby szaleńcze myśli, które wchłonął Giffard, bo jednocześnie wchłonąłby w siebie jakąś cząstkę cieni lub ich myśli, jeśli w ogóle to coś myśli. - pokręcił głową machnąwszy różdżką kolejna księga znalazła się na wysokości jego wzroku – Druga teoria jest taka, że Giffard już z góry otrzymał kule, która wchłonęła w siebie cień i przekazał go swojemu celowi. Ogólnie jestem przekonany, że nasz martwy polityk kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że cień znajduje się w kuli. To zbyt stary i mało znany artefakt, by ktoś, kto nie posiada wiedzy w tym temacie znał jego wszystkie właściwości.
Zaczynał się powoli irytować, bo w żadnej z posiadanych książek nie było dokładnej instrukcji jak odzyskać zgromadzone w artefakcie myśli. Zaczął się zastanawiać nad zachowaniem cienia, z którym spotkały się kobiety w domu polityka, było to bardzo niespotykane. Przygryzł dolną wargę i zmrużył oczy, jego umysł chodził teraz na najwyższych obrotach. Usiadł na moment w fotelu i przez chwilę wpatrywał się w kulę w milczeniu. Powoli zaczął mu się tworzył w głowie pewien obraz.
- A co jeśli… - zaczął powoli – Co jeśli to nie był cień...w sensie nie w dosłownym tego słowa znaczeniu? Co jeśli było to wspomnienie, które przybrało „namacalną” formę? Może kula była już tak bardzo nasycona wspomnieniami i mroczną mocą uwięzionego w niej cienia, że zaczęła „przeciekać”? - myślał na głos, to mu często pomagało – Możemy spróbować jednej rzeczy, która w tym momencie przychodzi mi do głowy. Bądź w gotowości w razie czego, na razie poruszamy się po ciemku. Jeśli to nie podziała będziemy próbować dalej. - spojrzał uważnie na kobietę.
W tym momencie powierzał jej nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale też wszystkich domowników. Na szczęście jego dzieci były poza domem, ale nie wiedział kto jeszcze znajduje się w murach zamku. Podniósł się z fotela i stanął nad kulą i skierował koniec różdżki w jej kierunku. Jeszcze raz spojrzał na Deirdre, po czym skupił się za zaklęciu, które powodowało wydobywanie własnych myśli.
Memoria.
- To jedynie moje przypuszczenia. - odparł spokojnie przewracając strony w kolejnych książkach, w poszukiwaniu pomocnych informacji – Ładownia Roztańczonej Sally była pusta. Irina wraz ze swoim synem odnaleźli na bagnach ciała i i strzępy wozów, którymi najprawdopodobniej ktoś wywiózł zawartość ładowni po tym jak statek osiadł na bagnach. Po za tym, sama wspomniałaś, że Giffard opowiadał o statku w porcie, Sally nigdy nie dopłynęła do portu. - pokręcił głową, po czym oparł się dłońmi o blat stołu. - Dodatkowo uważam, że Złodziej nie znajdował się również na pokładzie tego statku kontrolowanego przez Giffarda. Korzystanie z niego przez dłuższy czas doprowadza do niepożądanych skutków, nie mogło to się stać w przeciągu kilku godzin.
Milczał przez dłuższą chwilę przeglądając kolejne książki. W końcu sięgnął po jedną i palcem przesunął po kilku linijkach tekstu czytając je dokładnie. Zagryzł policzek od wewnątrz, po czym przeniósł wzrok na Deirdre.
- Tak, myślę, że w jakiś sposób ma to połączenie z legilimencją, ale niestety nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć na jakiej płaszczyźnie. Podejrzewam jednak, że osoba, która stworzyła pierwszego Złodzieja Myśli, musiała posiadać wiedzę i umiejętności z zakresu legilimecji. - pokiwał głową – Tu jest wyraźnie napisane, że są one wielokrotnego użytku. Po przeczytaniu wszystkich zgromadzonych w nim myśli i wspomnień, można go napełnić znów kolejnymi. Kiedy jest pusty, w tak zwanym stanie uśpienia, jego moc nie zanika, a wręcz przeciwnie, im dłużej nie jest używany, tym silniej i dokładniej może potem wchłaniać informację.
W tym momencie im więcej się dowiadywał, tym bardziej chciał się dobrać do tego co znajdowało się w tej kuli. Jednocześnie obawiał się co może się wydarzyć. Doskonale było widoczne, że nie tylko czyjeś myśli zostały wchłonięte przez ten artefakt. Xavier jednak był niesamowicie ciekawy i podekscytowany perspektywą wyników końcowych ich badań. Pootwierał wszystkie księgi na stronach, które choćby zawierały wzmiankę o Złodzieju Myśli i zaczął wszystko czytać. Chciałby mieć więcej czasu na przygotowanie się do odczytania tego co się w nim znajdowało, ale teraz nie można było zwlekać. Nie miał doświadczenia z legilimecją, jedynie raz czy dwa był świadkiem jak ktoś jej używał, ale sam nigdy nie próbował i chyba nawet nie koniecznie miał na to ochotę.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko sam do siebie kiedy namiestniczka wspomniała, że byłoby jej szkoda jego umysłu. Przyjął to jako komplement.
- Możesz mi wierzyć, wolałbym wyjść z tego bez szwanku. - odparł jednocześnie w ten sposób informując ją, że podejmie się próby odkrycia sekretu kuli – Zastanawiam się kogo wspomnienia chciał zdobyć Giffard. Kto mógł posiadać informacje, które były mu potrzebne. Ten cień mnie niepokoi, mam w sumie na ten temat dwie teorię. Pierwsza, wydaje mi się bardziej prawdopodobna, osoba, która posiadała kule była w jakiś sposób połączona z cieniami albo, biorąc pod uwagę to co dzieje się w Beamish, był opętany. Opętanie tłumaczyłoby szaleńcze myśli, które wchłonął Giffard, bo jednocześnie wchłonąłby w siebie jakąś cząstkę cieni lub ich myśli, jeśli w ogóle to coś myśli. - pokręcił głową machnąwszy różdżką kolejna księga znalazła się na wysokości jego wzroku – Druga teoria jest taka, że Giffard już z góry otrzymał kule, która wchłonęła w siebie cień i przekazał go swojemu celowi. Ogólnie jestem przekonany, że nasz martwy polityk kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że cień znajduje się w kuli. To zbyt stary i mało znany artefakt, by ktoś, kto nie posiada wiedzy w tym temacie znał jego wszystkie właściwości.
Zaczynał się powoli irytować, bo w żadnej z posiadanych książek nie było dokładnej instrukcji jak odzyskać zgromadzone w artefakcie myśli. Zaczął się zastanawiać nad zachowaniem cienia, z którym spotkały się kobiety w domu polityka, było to bardzo niespotykane. Przygryzł dolną wargę i zmrużył oczy, jego umysł chodził teraz na najwyższych obrotach. Usiadł na moment w fotelu i przez chwilę wpatrywał się w kulę w milczeniu. Powoli zaczął mu się tworzył w głowie pewien obraz.
- A co jeśli… - zaczął powoli – Co jeśli to nie był cień...w sensie nie w dosłownym tego słowa znaczeniu? Co jeśli było to wspomnienie, które przybrało „namacalną” formę? Może kula była już tak bardzo nasycona wspomnieniami i mroczną mocą uwięzionego w niej cienia, że zaczęła „przeciekać”? - myślał na głos, to mu często pomagało – Możemy spróbować jednej rzeczy, która w tym momencie przychodzi mi do głowy. Bądź w gotowości w razie czego, na razie poruszamy się po ciemku. Jeśli to nie podziała będziemy próbować dalej. - spojrzał uważnie na kobietę.
W tym momencie powierzał jej nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale też wszystkich domowników. Na szczęście jego dzieci były poza domem, ale nie wiedział kto jeszcze znajduje się w murach zamku. Podniósł się z fotela i stanął nad kulą i skierował koniec różdżki w jej kierunku. Jeszcze raz spojrzał na Deirdre, po czym skupił się za zaklęciu, które powodowało wydobywanie własnych myśli.
Memoria.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Kula pozostawała statyczna, nieruchoma, nie reagując w żaden sposób na rozważania i wnioski wysnuwane przez Xaviera - które mogły być trafne bądź nie, a niesprawdzone: pozostawały jedynie teoriami. Lord Burke, posiadając szeroką wiedzę na temat artefaktów, zdawał sobie sprawę z ryzyka związanego z użyciem przedmiotu jednocześnie potężnego, jak i niestabilnego - a jednak, wiedziony podekscytowaniem (a może czymś więcej?), zdecydował się przystąpić do próby od razu, nie poświęcając dodatkowych godzin na studiowanie zgromadzonych ksiąg. To, czy krył się w nich sposób na bardziej kontrolowane i bezpieczne sprawdzenie potencjału kuli - miało pozostać tajemnicą.
Wyciągając różdżkę w stronę przedmiotu, Xavier niemal natychmiast poczuł pod palcami drżenie; mimo że koniec różdżki nie dotknął powierzchni kuli, czarodziej mógł odnieść wrażenie, że coś nią szarpnęło - lekko, ale wyczuwalnie. Deirdre, stojąc obok, była w stanie dostrzec, że powietrze wokół przedmiotu jakby zgęstniało; choć wciąż było przezroczyste, zdawało się zamazywać krawędzie mebli znajdujących się za nią, teraz widocznych jakby przez grubą szybę. Inkantacja bezgłośnie wypowiedziana przez Xaviera w teorii nie miała prawa zadziałać na martwy przedmiot, jednak ledwie w jego umyśle rozbrzmiały ostatnie głoski - kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Czarne żyłki oplatające kulę napęczniały; chociaż już wcześniej wydawały się żywe, to magia użyta przez arystokratę musiała w jakiś sposób na nie zadziałać, bo zaczęły się poruszać - najpierw sunąc po gładkiej powierzchni artefaktu, a później - jedna po drugiej wyciągając czarne wici w stronę skierowanej ku niemu różdżki. Falując rytmicznie, rozciągały się, sięgając dalej jak palce wygłodniałego żebraka, a kiedy pierwsza z żyłek dotknęła zitanowego drewna, otaczając je niczym winorośl, Xavier poczuł kolejne szarpnięcie - tym razem mając wrażenie, że wzdłuż jego nadgarstka i ramienia przebiegł silny, magiczny impuls. Jego palce, mimowolnie, niekontrolowanie, zacisnęły się mocniej na rzeźbionej rękojeści, i nawet jeśli chciał, nie był w stanie ich rozluźnić. A później - usłyszał głos; tym razem jednak nie był to szept, do jego ucha nie sączyły się słowa wypowiadane w starym języku. Zamiast tego gdzieś wewnątrz, głęboko w umyśle mężczyzny, rozległ się śpiew; miękki, kobiecy, na razie zbyt cichy, by rozróżnić poszczególne głoski, ale układający się w melodię, która otoczyła go niespodziewanym spokojem. Jego serce szarpnęło się boleśnie, jakby w tęsknocie; a w klatce piersiowej zaczęło narastać pragnienie zanurzenia się mocniej w tym śpiewie, całkowitego poddania ciągnącej go w przód sile. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że było to niebezpieczne, że nie miał pojęcia, jaka magia kryła się wewnątrz artefaktu - ale lord Burke jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że mógł mieć jedyną szansę, żeby się o tym przekonać. Przerwanie połączenia z kulą jeszcze było możliwe, ale nie miało być takie długo: bo zarówno Xavier, jak i Deirdre, widzieli kolejne czarne nici wyciągające się w kierunku lordowskiej różdżki, i pełznące dalej - ku jego zaciśniętym na zitanie palcom.
Mistrz gry wita ponownie.
Zgodnie z zapowiedzią, od tego momentu wątek nosi rangę zagrażającego życiu i zdrowiu biorących w nim udział postaci. Do jego zakończenia nie możecie rozpoczynać rozgrywek z późniejszą chronologicznie datą.
W tej turze każde z Was może wykonać maksymalnie jedną akcję angażującą. Xavier, niezależnie od rodzaju akcji, wykonuje dodatkowy rzut kością k100 na odporność magiczną.
Waszym mistrzem gry jest William, w razie pytań - zapraszam.
Wyciągając różdżkę w stronę przedmiotu, Xavier niemal natychmiast poczuł pod palcami drżenie; mimo że koniec różdżki nie dotknął powierzchni kuli, czarodziej mógł odnieść wrażenie, że coś nią szarpnęło - lekko, ale wyczuwalnie. Deirdre, stojąc obok, była w stanie dostrzec, że powietrze wokół przedmiotu jakby zgęstniało; choć wciąż było przezroczyste, zdawało się zamazywać krawędzie mebli znajdujących się za nią, teraz widocznych jakby przez grubą szybę. Inkantacja bezgłośnie wypowiedziana przez Xaviera w teorii nie miała prawa zadziałać na martwy przedmiot, jednak ledwie w jego umyśle rozbrzmiały ostatnie głoski - kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Czarne żyłki oplatające kulę napęczniały; chociaż już wcześniej wydawały się żywe, to magia użyta przez arystokratę musiała w jakiś sposób na nie zadziałać, bo zaczęły się poruszać - najpierw sunąc po gładkiej powierzchni artefaktu, a później - jedna po drugiej wyciągając czarne wici w stronę skierowanej ku niemu różdżki. Falując rytmicznie, rozciągały się, sięgając dalej jak palce wygłodniałego żebraka, a kiedy pierwsza z żyłek dotknęła zitanowego drewna, otaczając je niczym winorośl, Xavier poczuł kolejne szarpnięcie - tym razem mając wrażenie, że wzdłuż jego nadgarstka i ramienia przebiegł silny, magiczny impuls. Jego palce, mimowolnie, niekontrolowanie, zacisnęły się mocniej na rzeźbionej rękojeści, i nawet jeśli chciał, nie był w stanie ich rozluźnić. A później - usłyszał głos; tym razem jednak nie był to szept, do jego ucha nie sączyły się słowa wypowiadane w starym języku. Zamiast tego gdzieś wewnątrz, głęboko w umyśle mężczyzny, rozległ się śpiew; miękki, kobiecy, na razie zbyt cichy, by rozróżnić poszczególne głoski, ale układający się w melodię, która otoczyła go niespodziewanym spokojem. Jego serce szarpnęło się boleśnie, jakby w tęsknocie; a w klatce piersiowej zaczęło narastać pragnienie zanurzenia się mocniej w tym śpiewie, całkowitego poddania ciągnącej go w przód sile. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że było to niebezpieczne, że nie miał pojęcia, jaka magia kryła się wewnątrz artefaktu - ale lord Burke jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że mógł mieć jedyną szansę, żeby się o tym przekonać. Przerwanie połączenia z kulą jeszcze było możliwe, ale nie miało być takie długo: bo zarówno Xavier, jak i Deirdre, widzieli kolejne czarne nici wyciągające się w kierunku lordowskiej różdżki, i pełznące dalej - ku jego zaciśniętym na zitanie palcom.
Zgodnie z zapowiedzią, od tego momentu wątek nosi rangę zagrażającego życiu i zdrowiu biorących w nim udział postaci. Do jego zakończenia nie możecie rozpoczynać rozgrywek z późniejszą chronologicznie datą.
W tej turze każde z Was może wykonać maksymalnie jedną akcję angażującą. Xavier, niezależnie od rodzaju akcji, wykonuje dodatkowy rzut kością k100 na odporność magiczną.
Waszym mistrzem gry jest William, w razie pytań - zapraszam.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie przydałby im się tutaj Cornelius, tak biegle posługujący się sztuką legilimencji, szybko jednak uznała to za niepotrzebne. Miała u swego boku jednego z najlepszych znawców artefaktów, szlachcica z rodu Burke'ów, kogoś, kto od najmłodszych lat zgłębiał wiedzę dotyczącą czarnomagicznych przedmiotów. Jeśli on nie poradzi sobie z magią tkwiącą w magicznej kuli, to Sallow tym bardziej. Istniała jeszcze możliwość wezwania Macnaira, lecz miał on swoje obowiązki - i problemy. Sądziła też, zapewnie lekkomyślnie, że nie stawią czoła niczemu, co może okazać się śmiertelnie niebezpieczne. Myśl tyleż niefrasobliwa, co samobójcza; te drugie nawiedzały ją coraz częściej, ale nie igrała bezmyślnie czyimś życiem. Wierzyła w wiedzę Xaviera oraz własną szybkość reakcji. Słuchała więc szlachcica z uwagą, również przychylając się do pierwszej teorii, Giffard mógł wchłonąc coś skrajnie złego i mrocznego, a kula - nasycona została esencją cieni. Było to prawdopodobne, ale przedmiot ciągle pozostawał tajemnicą, niezgłębioną, pełną jeśli nie mroku, to wspomnień.
Zmrużyła oczy, zastanawiając się nad ostatnimi słowami, wypowiedzianymi przez szlachcica. - Myślisz, że kula pełna jest traumy? Cierpienia, samotności, gniewu? Bólu - fizycznego i psychicznego? - śmiała teoria, niezwykle emocjonalna, ale przecież równie możliwa. Otwierało się przed nimi wiele ścieżek interpretacji, każda równie kusząca - i niepokojąca - musieli jednak wybrać jakąś drogę i nią podążyć. Decyzję dotyczącą kierunku wędrówki również pozostawiała w rękach specjalisty; stała u jego boku niczym asystentka magika, nieme wsparcie, szczęśliwie posiadające wiele ukrytych talentów. Na razie z nich nie korzystała, nawet wtedy, gdy Burke skierował różdżkę w stronę magicznej kuli - a ta odpowiedziała na jego działania.
Pęczniejące żyły opuściły kryształową powłokę, zaczęły się wić, rosnąć, wyciągać się ku różdżce Xaviera. Ciemnofioletowej, uwadze Deirdre nie umknął fakt, że obydwoje posiadali różdżkę z tego samego drewna, skupiała się jednak na tym, co czyniły mroczne pędy, pulsujące coraz mocniej, by finalnie pochwycić trzymany przez Burke'a przedmiot. - Co zrobiłeś? - spytała ze spokojem, nie odrywając wzroku od czarnych nici. Nie słyszała żadnej inkantacji, więc magiczna kula najwidoczniej zareagowała tak na dotyk różdżki. Jego, konkretnej? Czy tak samo uczyniłaby dotknięta jej różdżką? Ta została wyciągnęta, trzymała ją przed sobą w pogotowiu, znacznie dalej i wyżej niż drewno należące do Xaviera. Na razie nie wyglądał na przerażonego ani będącego w niebezpieczeństwie. - Mam coś zrobić? - dodała równie beznamiętnie, czujna jednakże i skupiona, gotowa w każdej chwili zareagować na gwałtowniejsze działanie kuli. - Wzmocnię cię, tak na wszelki wypadek, możesz potrzebować więcej magicznej siły - dodała, kierując różdżkę w bok Xaviera. - Magicus extremos - wyartykułowała, ciekawa, co wydarzy się dalej. Ryzykowali, oczywiście, że tak, igrali z mroczną mocą, ale skoro Burke postanowił zrobić krok w nieznane, zamierzała podążyć tam za nim. W ostateczności odrywając złowrogie pędy od jego ręki. Lub rękę od pędów - jeśli nie będą mieć szczęścia.
| próbuję magicus extremos na xaviera
Zmrużyła oczy, zastanawiając się nad ostatnimi słowami, wypowiedzianymi przez szlachcica. - Myślisz, że kula pełna jest traumy? Cierpienia, samotności, gniewu? Bólu - fizycznego i psychicznego? - śmiała teoria, niezwykle emocjonalna, ale przecież równie możliwa. Otwierało się przed nimi wiele ścieżek interpretacji, każda równie kusząca - i niepokojąca - musieli jednak wybrać jakąś drogę i nią podążyć. Decyzję dotyczącą kierunku wędrówki również pozostawiała w rękach specjalisty; stała u jego boku niczym asystentka magika, nieme wsparcie, szczęśliwie posiadające wiele ukrytych talentów. Na razie z nich nie korzystała, nawet wtedy, gdy Burke skierował różdżkę w stronę magicznej kuli - a ta odpowiedziała na jego działania.
Pęczniejące żyły opuściły kryształową powłokę, zaczęły się wić, rosnąć, wyciągać się ku różdżce Xaviera. Ciemnofioletowej, uwadze Deirdre nie umknął fakt, że obydwoje posiadali różdżkę z tego samego drewna, skupiała się jednak na tym, co czyniły mroczne pędy, pulsujące coraz mocniej, by finalnie pochwycić trzymany przez Burke'a przedmiot. - Co zrobiłeś? - spytała ze spokojem, nie odrywając wzroku od czarnych nici. Nie słyszała żadnej inkantacji, więc magiczna kula najwidoczniej zareagowała tak na dotyk różdżki. Jego, konkretnej? Czy tak samo uczyniłaby dotknięta jej różdżką? Ta została wyciągnęta, trzymała ją przed sobą w pogotowiu, znacznie dalej i wyżej niż drewno należące do Xaviera. Na razie nie wyglądał na przerażonego ani będącego w niebezpieczeństwie. - Mam coś zrobić? - dodała równie beznamiętnie, czujna jednakże i skupiona, gotowa w każdej chwili zareagować na gwałtowniejsze działanie kuli. - Wzmocnię cię, tak na wszelki wypadek, możesz potrzebować więcej magicznej siły - dodała, kierując różdżkę w bok Xaviera. - Magicus extremos - wyartykułowała, ciekawa, co wydarzy się dalej. Ryzykowali, oczywiście, że tak, igrali z mroczną mocą, ale skoro Burke postanowił zrobić krok w nieznane, zamierzała podążyć tam za nim. W ostateczności odrywając złowrogie pędy od jego ręki. Lub rękę od pędów - jeśli nie będą mieć szczęścia.
| próbuję magicus extremos na xaviera
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Słysząc pytanie Deirdre pokiwał lekko głową, jednak wzrok miał nadal utkwiony w kuli.
- To wielce prawdopodobne. Przy odrobinie szczęścia dowiemy się tego dzisiaj. - odparł spokojnie.
Zdawał sobie sprawę, że podejmują ryzyko w tym momencie, że to on je podejmuje przede wszystkim. Powinien spędzić więcej czasu nad księgami, powinien zgłębić zagadnienie najbardziej jak się dało. Kula jednak stanowiła zagadkę od stuleci i z posiadanej przez niego wiedzy wynikało, że mało kto w przeszłości podjął się szerszego zbadania jej tematu. Dlatego też postanowił zaufać swoim umiejętnościom i doświadczeniu w tym zakresie. Być może było to bardzo egoistyczne z jego strony, ale uważał się za jednego z lepszych znawców artefaktów w swoim pokoleniu. Jeśli faktycznie nie uda im się tego wieczora rozwikłać zagadki kuli, wtedy ewentualnie schowa dumę do kieszeni i poradzi się kogoś innego. Miał jednak nadzieję, że nie będzie to potrzebne.
Chociaż nie stawiał dużej ilości galeonów na to, że jego zaklęcie podziała na martwy przedmiot, reakcja artefaktu zaskoczyła go. Chociaż może na twarzy nie było tego widać, w momencie kiedy zauważył jak czarne nitki zaczynają pęcznieć i powoli sunąć w kierunku jego różdżki, spiął się w sobie. Pierwsze szarpnięcie było nikłe, gdyby się tak nie skupiał pewnie w ogóle by go nie poczuł. Drugie jednak było zdecydowanie bardziej wyczuwalne, po którym z całą pewnością stwierdził, że magia zawarta w kuli wysłała w jego ciało, a dokładniej rękę wiodącą, dość silny impuls. Palce samowolnie zacisnęły się na różdżce z duża siłą, aż zbielały mu knykcie, jednak nie był w stanie rozluźnić uścisku. Jednocześnie też nie chciał tego robić.
- Rzuciłem Memorie… ale nie sądzę by to był jej efekt. - odpowiedział nadal jeszcze spokojnym tonem.
Moment później jednak usłyszał. Nie były to jednak szepty, o których wspomniała namiestniczka, a tych się przecież spodziewał. To co usłyszał było zdecydowanie czymś innym. Śpiew, delikatny i kobiecy, kojący jego duszę i ciało. Poczuł wewnętrzny spokój, którego nie czuł od wielu miesięcy, ale jednocześnie i ból. Ból tęsknoty, który doskonale wiedział do kogo czuje. Miał wrażenie, że to ona, że to ona mu śpiewa, że tym samym woła go do siebie, chce by znów byli razem, by znów stali się jednością.
Nie! Nie było takiej możliwości. Ona nie żyła, była już dawno poza jego zasięgiem! Pokręcił głową chcąc odgonić te wszystkie myśli od siebie, jednocześnie nieprzerwanie słysząc melodię w głowie i czując tęsknotę w sercu.
Słyszał, że Deirdre coś mówi, coś o wzmocnieniu, a po chwili jakby na potwierdzenie jej słów, poczuł się w pewien sposób silniejszy. Umysł mu się na moment rozjaśnił, myśli znów zaczęły gorączkowo szaleć w jego głowie.
- Mówiłaś o szeptach… - odezwał się w końcu nie odrywając wzroku od pnących się coraz dalej czarnych nitek – Ja słyszę śpiew...słyszysz śpiew? - spytał chcąc się upewnić, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że jest on jedynym odbiorcom tej smutnej, aczkolwiek pięknej melodii.
Nie rozumiał słów, głos był za cichy. Jednak gdzieś tam w środku podejrzewał, że jest on tylko dla niego. Czuł, że może zerwać połączenie z kulą, miał jeszcze taką możliwość, nie wiedział jednak jak długo będzie miał jeszcze to okienko. Nitki były coraz bliżej jego palców i choć przez moment ogarnął go strach przed mroczną mocą, przed nieznanym, to po chwili wziął głęboki wdech i wyprostował się. Zmusił się by na moment oderwać wzrok od kuli i spojrzeć na swoją towarzyszkę.
- Liczę na twoje umiejętności. - powiedział spokojnie, a jego oczy wyraźnie pokazywały, że mówi poważnie – To ostatni moment abym zerwał więź z kulą, jeśli tego nie zrobię, nie jestem w stanie przewidzieć tego co może wydarzyć się dalej. Chcemy poznać jednak jej sekret, dlatego będę działał dalej. - patrzył na nią twardo.
Wiedział, że Madame Mericourt jest potężną czarownicą, ufał jej zdolnościom, jej sile, jej samej. Przyszła do niego z tym problemem wierząc, że jest odpowiednią osobą do tego zadania i nie zamierzał jej teraz zawieść. Jednocześnie było to dla niego wyzwanie, coś z czym się jeszcze nigdy nie mierzył. Nie było opcji aby teraz podkulił ogon i zrezygnował.
Czarne nitki zbliżały się do jego palców. Prawie czuł jak już go dotykają. Umysł podpowiadał mu, że nie powinien pozwolić aby dotarły do celu. Na tą chwilę przyszedł mu do głowy jeden pomysł. Trzeba to spowolić, a najlepiej zatrzymać.
- Arresto Momentum – wypowiedział inkantację, całkowicie skupiając się już na powrót na artefaktem przed sobą.
1. próbuje rzucić Arrest momentum na nitki.
2. k100na odporność magiczną
- To wielce prawdopodobne. Przy odrobinie szczęścia dowiemy się tego dzisiaj. - odparł spokojnie.
Zdawał sobie sprawę, że podejmują ryzyko w tym momencie, że to on je podejmuje przede wszystkim. Powinien spędzić więcej czasu nad księgami, powinien zgłębić zagadnienie najbardziej jak się dało. Kula jednak stanowiła zagadkę od stuleci i z posiadanej przez niego wiedzy wynikało, że mało kto w przeszłości podjął się szerszego zbadania jej tematu. Dlatego też postanowił zaufać swoim umiejętnościom i doświadczeniu w tym zakresie. Być może było to bardzo egoistyczne z jego strony, ale uważał się za jednego z lepszych znawców artefaktów w swoim pokoleniu. Jeśli faktycznie nie uda im się tego wieczora rozwikłać zagadki kuli, wtedy ewentualnie schowa dumę do kieszeni i poradzi się kogoś innego. Miał jednak nadzieję, że nie będzie to potrzebne.
Chociaż nie stawiał dużej ilości galeonów na to, że jego zaklęcie podziała na martwy przedmiot, reakcja artefaktu zaskoczyła go. Chociaż może na twarzy nie było tego widać, w momencie kiedy zauważył jak czarne nitki zaczynają pęcznieć i powoli sunąć w kierunku jego różdżki, spiął się w sobie. Pierwsze szarpnięcie było nikłe, gdyby się tak nie skupiał pewnie w ogóle by go nie poczuł. Drugie jednak było zdecydowanie bardziej wyczuwalne, po którym z całą pewnością stwierdził, że magia zawarta w kuli wysłała w jego ciało, a dokładniej rękę wiodącą, dość silny impuls. Palce samowolnie zacisnęły się na różdżce z duża siłą, aż zbielały mu knykcie, jednak nie był w stanie rozluźnić uścisku. Jednocześnie też nie chciał tego robić.
- Rzuciłem Memorie… ale nie sądzę by to był jej efekt. - odpowiedział nadal jeszcze spokojnym tonem.
Moment później jednak usłyszał. Nie były to jednak szepty, o których wspomniała namiestniczka, a tych się przecież spodziewał. To co usłyszał było zdecydowanie czymś innym. Śpiew, delikatny i kobiecy, kojący jego duszę i ciało. Poczuł wewnętrzny spokój, którego nie czuł od wielu miesięcy, ale jednocześnie i ból. Ból tęsknoty, który doskonale wiedział do kogo czuje. Miał wrażenie, że to ona, że to ona mu śpiewa, że tym samym woła go do siebie, chce by znów byli razem, by znów stali się jednością.
Nie! Nie było takiej możliwości. Ona nie żyła, była już dawno poza jego zasięgiem! Pokręcił głową chcąc odgonić te wszystkie myśli od siebie, jednocześnie nieprzerwanie słysząc melodię w głowie i czując tęsknotę w sercu.
Słyszał, że Deirdre coś mówi, coś o wzmocnieniu, a po chwili jakby na potwierdzenie jej słów, poczuł się w pewien sposób silniejszy. Umysł mu się na moment rozjaśnił, myśli znów zaczęły gorączkowo szaleć w jego głowie.
- Mówiłaś o szeptach… - odezwał się w końcu nie odrywając wzroku od pnących się coraz dalej czarnych nitek – Ja słyszę śpiew...słyszysz śpiew? - spytał chcąc się upewnić, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że jest on jedynym odbiorcom tej smutnej, aczkolwiek pięknej melodii.
Nie rozumiał słów, głos był za cichy. Jednak gdzieś tam w środku podejrzewał, że jest on tylko dla niego. Czuł, że może zerwać połączenie z kulą, miał jeszcze taką możliwość, nie wiedział jednak jak długo będzie miał jeszcze to okienko. Nitki były coraz bliżej jego palców i choć przez moment ogarnął go strach przed mroczną mocą, przed nieznanym, to po chwili wziął głęboki wdech i wyprostował się. Zmusił się by na moment oderwać wzrok od kuli i spojrzeć na swoją towarzyszkę.
- Liczę na twoje umiejętności. - powiedział spokojnie, a jego oczy wyraźnie pokazywały, że mówi poważnie – To ostatni moment abym zerwał więź z kulą, jeśli tego nie zrobię, nie jestem w stanie przewidzieć tego co może wydarzyć się dalej. Chcemy poznać jednak jej sekret, dlatego będę działał dalej. - patrzył na nią twardo.
Wiedział, że Madame Mericourt jest potężną czarownicą, ufał jej zdolnościom, jej sile, jej samej. Przyszła do niego z tym problemem wierząc, że jest odpowiednią osobą do tego zadania i nie zamierzał jej teraz zawieść. Jednocześnie było to dla niego wyzwanie, coś z czym się jeszcze nigdy nie mierzył. Nie było opcji aby teraz podkulił ogon i zrezygnował.
Czarne nitki zbliżały się do jego palców. Prawie czuł jak już go dotykają. Umysł podpowiadał mu, że nie powinien pozwolić aby dotarły do celu. Na tą chwilę przyszedł mu do głowy jeden pomysł. Trzeba to spowolić, a najlepiej zatrzymać.
- Arresto Momentum – wypowiedział inkantację, całkowicie skupiając się już na powrót na artefaktem przed sobą.
1. próbuje rzucić Arrest momentum na nitki.
2. k100na odporność magiczną
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
The member 'Xavier Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k100' : 55
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k100' : 55
Biblioteka
Szybka odpowiedź