Altana
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Altana
Jedno z nieco mniej dzikich, a przez to przyjemniejszych miejsc wśród ogrodów wokół Durham Castle - w lecie mieszkańcy zwykli jadać tam posiłki, o ile pogoda dopisywała. Altana stanowi mocną konstrukcję, bogato zdobioną u góry motywem roślinnym, w co wkomponowane są również elementy oświetlenia. W zależności od potrzeby, miejsce to może służyć również do wystawienia stołów z przekąskami dla gości lub scenę dla orkiestry grającej na przyjęciu... pamiętajmy jednak, że Burke'owie zdecydowanie stronią od tego typu imprez.
Zawsze powtarzała, że ma trzech braci. Craig, choć kuzyn, w sercu Prim zajął miejsce, które należne jest braciom. Od kiedy zamieszkał na stale w Durham nie potrafiła myśleć o nim w inny sposób. Podobnie jak matka, szwagierki, ciotka roztaczała nad mężczyznami z tego rodu swego rodzaju parasol ochronny. Robiły wszystko aby Durham było dla nich ostoją, miejscem ucieczki i bezpieczną przystanią. Chociażby spotkanie przy herbacie i rozmowa o kulturach innego kraju, by zapewnić chwilę wytchnienia nim znów wrócą do prowadzenia interesów i walk o lepszą przyszłość.
Ujęła dzbanek z czarną herbatę i ostrożnie acz z wprawą nalała ją do filiżanki. Mogła oczywiście rzucić zaklęcie, ale czerpała przyjemność z tego, że mogła sama to zrobić bez użycia magii. Bursztynowy płyn o złocistym odblasku wypełnił wnętrze porcelanowej filiżanki uwalniając bogaty aromat herbaty. Następnie podała kuzynowi plasterek cytryny i nalała sobie herbaty. Odstawiając dzbanek na blat stolika spojrzała na niego spod grzywki, a kącik jej ust drgnął nieznacznie.
-Bardziej mnie ciekawi, czym miałbyś nie zasłużyć… - W jej głosie pobrzmiewała zaczepna nuta, oparła się o oparcie krzesła i ujęła filiżankę by upić łyk. Przez chwilę delektowała się smakiem naparu, który był mocny i wyrazisty, ale cytryna łagodziła trochę gorycz jaka zostawała na języku. Craig nie wiedział, że jego kuzynka jak na razie częściej się naraża niż powinna. Otrzymała już reprymendę od Edgara za to, że za bardzo innym ufa, że bywa nieroztropna, a przecież jest młodą kobietą, która niedługo winna wyjść za mąż. Problem tkwił w tym, że nie wiedząc co się dzieje, nie dostając informacji mogła się jedynie domyślać jak wygląda prawdziwie sytuacja. Starając się ją chronić poprzez milczenie mogli wyrządzić więcej szkody. Już parę razy chciała im obydwu to wygarnąć. Pokazać, że ciągle się narażają, składając swoje życie na ołtarzu ambicji i ciągłych walk. W przeświadczeniu, że chronią rodzinę bardziej ją narażają ukrywając pewne informacje. Miała cichą nadzieję, że kiedyś bracia i kuzyn dojrzą w niej partnerkę do rozmów, osobę godną zaufania. Nie zaś istotę, którą należy ciągle chronić. Właśnie dlatego zaczęła uczyć się uroków i zaklęć obronnych, aby nie stać się porcelanową laleczką, delikatną i kruchą. Oddała się pracy naukowej jeszcze bardziej niż do tej pory, by pokazać, że kobieta ze szlacheckiego rodu potrafi coś osiągnąć i nie jest to zasługa jej urodzenia czy nazwiska męża, a jej własna, ciężka praca.
Upiła kolejny łyk patrząc uważnie na Craiga. Widziała w jego twarzy oznaki zmęczenia czy też trosk. Nie chciała mu swoim podejściem do pewnych spraw dokładać nowych zmartwień. Zdawała sobie sprawę, że ciężko pracuje i jest oddany rodzinie. Burkowie należeli do milczących, oschłych, którzy nie nosili swoich uczuć na wierzchu, ale widziała troskę, oddanie, a nawet miłość w drobnych gestach, delikatnych uśmiechach, ale przede wszystkim w czynach. Nie zależnie jak kuzyn się uśmiechał czy co mówił ciężar obowiązków spoczywał na jego barkach. Szaro – zielone oczy zdawały się analizować każdy grymas na jego przystojnej twarzy. Kolejny łyk herbaty by zebrać myśli.
-Wybaczę, jak opowiesz więcej o tej fantastycznej i egzotycznej magii z Chin – odpowiedziała niewinnym tonem, ale kto znał Prim, a kuzyn na pewno znał, wiedział, że właśnie od środka zżerała ją ciekawość, gdyż oczy zalśniły gdy opowiadał o dalekim znajomym. - Chińskie znaki są niezwykle urokliwe, delikatne i bardzo dyskretne. Stanowią dla mnie niezwykłą inspirację w pracy. Ostatnio miałam rozmowę z Calderem Borgiem o magii krwi i zawiązaniu jej w talizmanach. W paru artefaktach spotkałam się z nią również, potrafiła wręcz przytłaczać, jakby w przedmiocie była zamknięta kumulacja wszystkich emocji gotowa wybuchnąć w twarz, jeżeli źle rozczytało się runy. Niezwykle silna oraz prastara magia. Czasami zdaje mi się, że zapominamy o tej magii, która wywodzi się od starych rytuałów.
Artefakty i talizmany oraz czarna magia było tym o czym Prim mogła swobodnie rozmawiać z braćmi i kuzynem wiedząc, że nie zaczną jej wyklinać i odwodzić od tematu. Oczywiście, wszyscy pamiętali kiedy Prim będąc jeszcze nastolatką, miała styczność z jednym z artefaktów, który wywoływał u niej nocne lęki oraz koszmary przez które nie spała parę dni. Ojciec surowo zabroni reszcie rodziny interweniować, ale i tak pod drzwiami swojego pokoju znajdowała fiolki z eliksirami, które miały jej pomóc zasnąć. To jednak sprawiło, że panna Burke zaczęła mocno interesować się wszelkimi artefaktami, talizmanami czy magią, która wpływała na ludzki umysł.
-Pracowałam ostatnio nad jednym artefaktem – dodała po chwili i sięgnęła po ciastko cytrynowe. Obróciła je w palcach jeszcze obolałych po ostatnich ćwiczeniach gry na skrzypcach. - Pochodzi z Syberii. Przez tamtejszych ludzi nazywany był “Bluzhdaniye vo sne”, czyli “Wędrujący w Snach” i służyć miał do komunikacji z duchami zmarłych przodków. Okazało się jednak, że odpowiednio użyty zamykał człowieka na jakiś czas w krainie snów. Zdaje się, że to bardzo silny artefakt, ale jeszcze nie poznałam wszystkich jego możliwości. Istnieje też prawdopodobieństwo, że zbyt dużo oczekuje.
Powoli ubywało płynu w filiżance. Ugryzła ciastko i przekrzywiła lekko głowę niczym ciekawski ptak, a to oznaczało, że właśnie na coś wpadła i wcale nie musiało to być coś dobrego.
-Jak twoje plany małżeńskie, Craig? – Wypaliła nagle. – Nie suszą ci głowy, że czas abyś się ustatkował?
Wiedziała, że nie ma sensu bawić się w podchody. Należało zapytać wprost. Jak to zwykle czynili Burkowie, wybierając do tego moment najmniej dogodny.
Ujęła dzbanek z czarną herbatę i ostrożnie acz z wprawą nalała ją do filiżanki. Mogła oczywiście rzucić zaklęcie, ale czerpała przyjemność z tego, że mogła sama to zrobić bez użycia magii. Bursztynowy płyn o złocistym odblasku wypełnił wnętrze porcelanowej filiżanki uwalniając bogaty aromat herbaty. Następnie podała kuzynowi plasterek cytryny i nalała sobie herbaty. Odstawiając dzbanek na blat stolika spojrzała na niego spod grzywki, a kącik jej ust drgnął nieznacznie.
-Bardziej mnie ciekawi, czym miałbyś nie zasłużyć… - W jej głosie pobrzmiewała zaczepna nuta, oparła się o oparcie krzesła i ujęła filiżankę by upić łyk. Przez chwilę delektowała się smakiem naparu, który był mocny i wyrazisty, ale cytryna łagodziła trochę gorycz jaka zostawała na języku. Craig nie wiedział, że jego kuzynka jak na razie częściej się naraża niż powinna. Otrzymała już reprymendę od Edgara za to, że za bardzo innym ufa, że bywa nieroztropna, a przecież jest młodą kobietą, która niedługo winna wyjść za mąż. Problem tkwił w tym, że nie wiedząc co się dzieje, nie dostając informacji mogła się jedynie domyślać jak wygląda prawdziwie sytuacja. Starając się ją chronić poprzez milczenie mogli wyrządzić więcej szkody. Już parę razy chciała im obydwu to wygarnąć. Pokazać, że ciągle się narażają, składając swoje życie na ołtarzu ambicji i ciągłych walk. W przeświadczeniu, że chronią rodzinę bardziej ją narażają ukrywając pewne informacje. Miała cichą nadzieję, że kiedyś bracia i kuzyn dojrzą w niej partnerkę do rozmów, osobę godną zaufania. Nie zaś istotę, którą należy ciągle chronić. Właśnie dlatego zaczęła uczyć się uroków i zaklęć obronnych, aby nie stać się porcelanową laleczką, delikatną i kruchą. Oddała się pracy naukowej jeszcze bardziej niż do tej pory, by pokazać, że kobieta ze szlacheckiego rodu potrafi coś osiągnąć i nie jest to zasługa jej urodzenia czy nazwiska męża, a jej własna, ciężka praca.
Upiła kolejny łyk patrząc uważnie na Craiga. Widziała w jego twarzy oznaki zmęczenia czy też trosk. Nie chciała mu swoim podejściem do pewnych spraw dokładać nowych zmartwień. Zdawała sobie sprawę, że ciężko pracuje i jest oddany rodzinie. Burkowie należeli do milczących, oschłych, którzy nie nosili swoich uczuć na wierzchu, ale widziała troskę, oddanie, a nawet miłość w drobnych gestach, delikatnych uśmiechach, ale przede wszystkim w czynach. Nie zależnie jak kuzyn się uśmiechał czy co mówił ciężar obowiązków spoczywał na jego barkach. Szaro – zielone oczy zdawały się analizować każdy grymas na jego przystojnej twarzy. Kolejny łyk herbaty by zebrać myśli.
-Wybaczę, jak opowiesz więcej o tej fantastycznej i egzotycznej magii z Chin – odpowiedziała niewinnym tonem, ale kto znał Prim, a kuzyn na pewno znał, wiedział, że właśnie od środka zżerała ją ciekawość, gdyż oczy zalśniły gdy opowiadał o dalekim znajomym. - Chińskie znaki są niezwykle urokliwe, delikatne i bardzo dyskretne. Stanowią dla mnie niezwykłą inspirację w pracy. Ostatnio miałam rozmowę z Calderem Borgiem o magii krwi i zawiązaniu jej w talizmanach. W paru artefaktach spotkałam się z nią również, potrafiła wręcz przytłaczać, jakby w przedmiocie była zamknięta kumulacja wszystkich emocji gotowa wybuchnąć w twarz, jeżeli źle rozczytało się runy. Niezwykle silna oraz prastara magia. Czasami zdaje mi się, że zapominamy o tej magii, która wywodzi się od starych rytuałów.
Artefakty i talizmany oraz czarna magia było tym o czym Prim mogła swobodnie rozmawiać z braćmi i kuzynem wiedząc, że nie zaczną jej wyklinać i odwodzić od tematu. Oczywiście, wszyscy pamiętali kiedy Prim będąc jeszcze nastolatką, miała styczność z jednym z artefaktów, który wywoływał u niej nocne lęki oraz koszmary przez które nie spała parę dni. Ojciec surowo zabroni reszcie rodziny interweniować, ale i tak pod drzwiami swojego pokoju znajdowała fiolki z eliksirami, które miały jej pomóc zasnąć. To jednak sprawiło, że panna Burke zaczęła mocno interesować się wszelkimi artefaktami, talizmanami czy magią, która wpływała na ludzki umysł.
-Pracowałam ostatnio nad jednym artefaktem – dodała po chwili i sięgnęła po ciastko cytrynowe. Obróciła je w palcach jeszcze obolałych po ostatnich ćwiczeniach gry na skrzypcach. - Pochodzi z Syberii. Przez tamtejszych ludzi nazywany był “Bluzhdaniye vo sne”, czyli “Wędrujący w Snach” i służyć miał do komunikacji z duchami zmarłych przodków. Okazało się jednak, że odpowiednio użyty zamykał człowieka na jakiś czas w krainie snów. Zdaje się, że to bardzo silny artefakt, ale jeszcze nie poznałam wszystkich jego możliwości. Istnieje też prawdopodobieństwo, że zbyt dużo oczekuje.
Powoli ubywało płynu w filiżance. Ugryzła ciastko i przekrzywiła lekko głowę niczym ciekawski ptak, a to oznaczało, że właśnie na coś wpadła i wcale nie musiało to być coś dobrego.
-Jak twoje plany małżeńskie, Craig? – Wypaliła nagle. – Nie suszą ci głowy, że czas abyś się ustatkował?
Wiedziała, że nie ma sensu bawić się w podchody. Należało zapytać wprost. Jak to zwykle czynili Burkowie, wybierając do tego moment najmniej dogodny.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Ja byłem grzeczny - odpowiedział na jej zaczepkę, jednocześnie mrugając jej okiem. Chyba nie ma sensu udawać, nie istniało coś takiego jak grzeczny Burke. Ich rodzina miała czarną magię we krwi, Craig z dumą zawsze opowiadał o tym, że to jedna z ich przodkiń wymyśliła najstraszliwsze z zaklęć nie wybaczalnych. Z resztą, ich sklep zawierał tyle nielegalnych substancji, że wszyscy powinni pójść siedzieć już dawno temu. A Craig do tego wszystkiego dokładał jeszcze oczywiście służbę Czarnemu Panu. Oj zdecydowanie nie był grzeczny.
Być może kiedyś nadejdzie taki dzień, że razem z Edgarem będą mogli podzielić się z Prim swoim ciężarem. Nie był pewny czy tego chciał - nie dało się nie wyrządzić szkody. Zarówno znajomość prawdy, jak i jej ukrywanie, sprawiały Primrose ból. Miał tego świadomość, że będąc nieświadomą, zamartwiała się, zadając sobie najprostsze pytania - z czym tym razem przyjdzie im walczyć? Czy wrócą do domu cali i zdrowi? Ale dokładnie o to samo martwiłaby się, gdyby wiedziała, co dokładnie wyczyniali. Zdawał sobie sprawę że jej osąd oraz wiedza mogły być znaczące dla niektórych z prowadzonych przez rycerzy operacji... ale i tak wolał jej po prostu nie narażać. I tak mu pomagała. Tak jak teraz. Spokojną herbatką w altanie. I tymi słodkimi, cytrynowymi ciastkami. Były pyszne.
- Chcesz usłyszeć o Chinach, tak? - uśmiechnął się lekko pod nosem - Cóż, kapitan wspominał o tym, że tam alchemia jest niezwykle popularna, niemal w każdym domu czy lokalu stoi kociołek, a ziołowe zapachy wypełniają powietrze. Mówił też że na ulicach można zobaczyć niezwykły widok - smoki sunące w powietrzu i noszące wiadomości. Nie są to rzecz jasna prawdziwe smoki tylko wyczarowani posłańcy. Są ponoć tak kolorowe jak tęcza, można oglądać je godzinami - powtórzył jej opowieści starego wilka morskiego. Opowieści, którym tak chętnie się dzielił, nadawały się momentami na bajki dla dzieci, tak były barwne i kolorowe. Oczywiście trzeba by podszlifować te opowieści tu i ówdzie. No i pominąć wszystkie przekleństwa. Chociaż odrobinę szkoda. Nadawały historii charakteru.
Wieści o odkryciach Prim oraz o magii krwi przyjął ze spokojem. Nie musiał jej mówić, żeby była ostrożna, doskonale wiedziała, że nie może za bardzo szarżować. Nie chciała przecież, żeby jej rodzina się martwiła. Nie zamierzał jednak także odbierać jej jednej z rzeczy, która stała się nieodłączną częścią jej życia - nawet jeśli niosła ze sobą tak duże ryzyko. - Magia krwi. Brzmi bardzo potężnie - uznał, zamyśliwszy się na chwilę - Oczywiście że zapominamy. Ludzie stali się leniwi. Dużo łatwiej jest po prostu machnąć różdżką - wzruszył ramionami, sam odrobinę tym faktem zawiedziony. Znał się na runach całkiem nieźle, wiedział, jakie dają możliwości. Wiedział jednak także, jak trudna była ich nauka. Nie zawsze wykorzystywał także pełnię swojej wiedzy. Dobrze, że ktoś taki jak Prim był gotów odkryć wszystkie tajemnice.
- Zamykanie człowieka w snach... - niemal posmakował to wyrażenie - Wbrew jego woli? - dopytał, choć był przygotowany na to, że kuzynka nie będzie w stanie mu odpowiedzieć. Miała do czynienia z fascynującymi rzeczami, gotów był słuchać więcej o jej odkryciach, dopytywać o szczegóły, wyobrażać sobie działanie i wygląd badanych przez nią artefaktów i talizmanów. Jej odkrycia mogły kiedyś zmienić świat.
Gdy jednak padły słowa o planach małżeńskich, Craig zakrztusił się herbatą. Spojrzał na kuzynkę marszcząc znacząco brwi. - Skąd ci nagle przyszedł do głowy taki temat? - nawet jeśli pytała wprost, tym razem Burke nie zamierzał odpowiadać prosto z mostu. Tym się odrobinę różnił od pozostałych członków rodziny - we Francji nauczył się całkiem nieźle owijać w bawełnę.
Być może kiedyś nadejdzie taki dzień, że razem z Edgarem będą mogli podzielić się z Prim swoim ciężarem. Nie był pewny czy tego chciał - nie dało się nie wyrządzić szkody. Zarówno znajomość prawdy, jak i jej ukrywanie, sprawiały Primrose ból. Miał tego świadomość, że będąc nieświadomą, zamartwiała się, zadając sobie najprostsze pytania - z czym tym razem przyjdzie im walczyć? Czy wrócą do domu cali i zdrowi? Ale dokładnie o to samo martwiłaby się, gdyby wiedziała, co dokładnie wyczyniali. Zdawał sobie sprawę że jej osąd oraz wiedza mogły być znaczące dla niektórych z prowadzonych przez rycerzy operacji... ale i tak wolał jej po prostu nie narażać. I tak mu pomagała. Tak jak teraz. Spokojną herbatką w altanie. I tymi słodkimi, cytrynowymi ciastkami. Były pyszne.
- Chcesz usłyszeć o Chinach, tak? - uśmiechnął się lekko pod nosem - Cóż, kapitan wspominał o tym, że tam alchemia jest niezwykle popularna, niemal w każdym domu czy lokalu stoi kociołek, a ziołowe zapachy wypełniają powietrze. Mówił też że na ulicach można zobaczyć niezwykły widok - smoki sunące w powietrzu i noszące wiadomości. Nie są to rzecz jasna prawdziwe smoki tylko wyczarowani posłańcy. Są ponoć tak kolorowe jak tęcza, można oglądać je godzinami - powtórzył jej opowieści starego wilka morskiego. Opowieści, którym tak chętnie się dzielił, nadawały się momentami na bajki dla dzieci, tak były barwne i kolorowe. Oczywiście trzeba by podszlifować te opowieści tu i ówdzie. No i pominąć wszystkie przekleństwa. Chociaż odrobinę szkoda. Nadawały historii charakteru.
Wieści o odkryciach Prim oraz o magii krwi przyjął ze spokojem. Nie musiał jej mówić, żeby była ostrożna, doskonale wiedziała, że nie może za bardzo szarżować. Nie chciała przecież, żeby jej rodzina się martwiła. Nie zamierzał jednak także odbierać jej jednej z rzeczy, która stała się nieodłączną częścią jej życia - nawet jeśli niosła ze sobą tak duże ryzyko. - Magia krwi. Brzmi bardzo potężnie - uznał, zamyśliwszy się na chwilę - Oczywiście że zapominamy. Ludzie stali się leniwi. Dużo łatwiej jest po prostu machnąć różdżką - wzruszył ramionami, sam odrobinę tym faktem zawiedziony. Znał się na runach całkiem nieźle, wiedział, jakie dają możliwości. Wiedział jednak także, jak trudna była ich nauka. Nie zawsze wykorzystywał także pełnię swojej wiedzy. Dobrze, że ktoś taki jak Prim był gotów odkryć wszystkie tajemnice.
- Zamykanie człowieka w snach... - niemal posmakował to wyrażenie - Wbrew jego woli? - dopytał, choć był przygotowany na to, że kuzynka nie będzie w stanie mu odpowiedzieć. Miała do czynienia z fascynującymi rzeczami, gotów był słuchać więcej o jej odkryciach, dopytywać o szczegóły, wyobrażać sobie działanie i wygląd badanych przez nią artefaktów i talizmanów. Jej odkrycia mogły kiedyś zmienić świat.
Gdy jednak padły słowa o planach małżeńskich, Craig zakrztusił się herbatą. Spojrzał na kuzynkę marszcząc znacząco brwi. - Skąd ci nagle przyszedł do głowy taki temat? - nawet jeśli pytała wprost, tym razem Burke nie zamierzał odpowiadać prosto z mostu. Tym się odrobinę różnił od pozostałych członków rodziny - we Francji nauczył się całkiem nieźle owijać w bawełnę.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Świat dla Primrose nadal był zagadką, ale to nie stanowiło dla niej przeszkody aby z pasją i zaangażowaniem go odkrywać. Wręcz przeciwnie, im więcej było niewiadomych tym chętniej młoda czarownica zgłębiała dany temat i odkrywała kolejne informacje. Bywało, że dana myśl zaprowadziła ją w ślepy zaułek, ale droga, którą pokonała w trakcie procesu badawczego pozwalała jej zobaczyć inne aspekty danego zagadnienia. Rodowy biznes zaś pozwalał jej na zgłębianie tajemnic historii, artefaktów i starych zapisków ukrytych w wiekowych zwojach pokrytych kurzem leżących na półkach w sklepie oraz w bibliotece Durham. Kiedyś jej praca może zaprowadzić ją do wiedzy, której tak bardzo pożądała, ale była przekonana, że nigdy dość się nie nasyci. Ostatnimi zaś czasy w pełni poświęcała się swojej pracy ignorując spotkania towarzyskie. Działało to trochę na jej własną szkodę, gdyż nie przebywała dość często na salonach, ale zdecydowanie wolała spotkanie tête-à-tête, gdzie mogła poświęcić całą swoją uwagę rozmówcy niż być rozpraszaną przez głośny, plotkujący tłum, który przyszedł nie tylko się pobawić, ale przede wszystkim ocenić innych i snuć plany biznesowe. W trakcie rozmowy, takiej jak ta z kuzynem, mogła słuchać słów, wyłapywać dźwięki w głosie, które świadczyły o znudzeniu lub też zainteresowaniu rozmówcy, choć w przypadku Craiga, gdyby coś go nudziło zaraz by dał znać. Tematyka zaś magii w innych krajach było tym o czym ona chciała słuchać, a kuzyn dość chętnie podzielił się tym co wiedział.
-Fascynujące - odpowiedziała z roziskrzonym spojrzeniem odstawiając filiżankę na spodek, a tą na stolik. - Alchemia jest zawsze wyzwaniem. Odpowiednie składniki połączone ze sobą mogą stworzyć silny eliksir lub talizman, a jeden błąd może sprawić, że cała praca pójdzie na marne. Nie dziwnego, że nazywa się ją sztuką, a nie tylko nauką. Smoki…
Na chwilę skupiła się na owej wizji sunących smoków po nieboskłonie, tak odmiennych od ich sów. Ciekawe czy były równie charakterne jak ptaki, bo te czasami potrafiły dokazywać.
Zerknęła na gazetę, którą czytała nim kuzyn się zjawił, a był tam artykuł, który mocno ją zainteresował, chciała później lepiej się w niego wczytać.
-Magia krwi związana jest zawsze z osobą, do której krew należy, wystarczy dosłownie parę kropel aby związać drugą osobę niezwykle silnym węzłem, który jest bardzo ciężki do rozerwania. Włosy również posiadają swoją moc, ale to właśnie krew jest najmocniejszym przewodnikiem magii. - Odpowiedziała, a kiedy mówiła o swoich odkryciach czy też przemyśleniach łagodny i dziewczęcy wyraz twarzy był zastępowany powagą oraz czymś co nazwać by można było cieniem w jej spojrzeniu, czającym się w głębi Prim mrokiem, który tylko czekał aż czarownica pozwoli mu wyjść na zewnątrz. Wrażenie to jednak mijało po chwili i trwało dosłownie parę sekund. Uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie trochę niebezpiecznie jakby sama myśl panowania nad snami była czymś bardzo pociągającym.
-Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wbrew woli osoby… - Odpowiedziała ze spokojem. - A teraz wyobraź sobie, że Wędrujący posiada w sobie krew tejże.
Była to wizja posiadania ogromnej mocy władania daną osobą, bez koniecznej bezpośredniej ingerencji maga, zaś obiekt, który został zamknięty w śnie nie ma świadomości kto za tym stoi oraz co jest fantazją a co nocną marą. Nie znali pełnych możliwości ludzkiego umysłu, ale już wiedzieli, że to właśnie w czasie snu człowiek jest najbardziej bezbronny i podatny na ataki.
Teraz jednak spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, wręcz niewinnie jakby nie rozumiejąc jego oburzenia.
-Może teraz spróbujemy drugiej herbaty? - Zapytała głosem świadczącym, że nie ma pojęcia dlaczego tak marszczy brwi, ale widać było, że dobrze się bawi i pytanie odniosło efekt jaki chciała uzyskać. Sięgnęła po dzbanek z herbatą czekając aż kuzyn podstawi swoją filiżankę. - Czy rzeczywiście tak nagle?
Zapytała zerkając na niego z ukosa. Obydwoje byli na rynku matrymonialnym, kwestia była taka, które z nich szybciej z niego zejdzie. Obstawiała siebie, Craig miał większą swobodę i możliwości w tej kwestii.
-Widzę, że coś się dzieje. Pewne poruszenie, wiele sów wysyłanych, a mój brat nie jest wielkim pisarzem aby prowadzić tak intensywną korespondencję w sprawach czysto biznesowych. - Widziała co się dzieje w Durham nawet jeżeli nikt niczego nie mówił. A Edgar ostatnio dał jej wyraźnie do zrozumienia, że ten czas niedługo nadejdzie. Nie chciała opuszczać Durham, dobrze się tu czuła. To właśnie tutaj mogła być sobą, mogła się realizować bez skrępowania i ukrywania swoich fascynacji. Czy mąż, kimkolwiek będzie, nie będzie miał nic przeciwko jej badaniom, czy postawi warunek, że Primrose ma porzucić dotychczasowe zajęcia? Czy nestor rodu Burke przystanie na takie dictum? Było wiele niewiadomych, ale zastanawiała się czy u kuzyna jakaś kobieta wzbudziła zainteresowanie? Czy był ktoś, kto mógłby zostać lady Burke i żoną Craiga? Według Prim musiała być to kobieta niezwykle silna i inteligentna. Żadna z tych trzpiotek, które wodziły za nim oczami i chichotały na jego widok. Taka kobieta szybko stałaby się nieszczęśliwa, ale jeszcze bardziej byłby jej kuzyn.
-Fascynujące - odpowiedziała z roziskrzonym spojrzeniem odstawiając filiżankę na spodek, a tą na stolik. - Alchemia jest zawsze wyzwaniem. Odpowiednie składniki połączone ze sobą mogą stworzyć silny eliksir lub talizman, a jeden błąd może sprawić, że cała praca pójdzie na marne. Nie dziwnego, że nazywa się ją sztuką, a nie tylko nauką. Smoki…
Na chwilę skupiła się na owej wizji sunących smoków po nieboskłonie, tak odmiennych od ich sów. Ciekawe czy były równie charakterne jak ptaki, bo te czasami potrafiły dokazywać.
Zerknęła na gazetę, którą czytała nim kuzyn się zjawił, a był tam artykuł, który mocno ją zainteresował, chciała później lepiej się w niego wczytać.
-Magia krwi związana jest zawsze z osobą, do której krew należy, wystarczy dosłownie parę kropel aby związać drugą osobę niezwykle silnym węzłem, który jest bardzo ciężki do rozerwania. Włosy również posiadają swoją moc, ale to właśnie krew jest najmocniejszym przewodnikiem magii. - Odpowiedziała, a kiedy mówiła o swoich odkryciach czy też przemyśleniach łagodny i dziewczęcy wyraz twarzy był zastępowany powagą oraz czymś co nazwać by można było cieniem w jej spojrzeniu, czającym się w głębi Prim mrokiem, który tylko czekał aż czarownica pozwoli mu wyjść na zewnątrz. Wrażenie to jednak mijało po chwili i trwało dosłownie parę sekund. Uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie trochę niebezpiecznie jakby sama myśl panowania nad snami była czymś bardzo pociągającym.
-Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wbrew woli osoby… - Odpowiedziała ze spokojem. - A teraz wyobraź sobie, że Wędrujący posiada w sobie krew tejże.
Była to wizja posiadania ogromnej mocy władania daną osobą, bez koniecznej bezpośredniej ingerencji maga, zaś obiekt, który został zamknięty w śnie nie ma świadomości kto za tym stoi oraz co jest fantazją a co nocną marą. Nie znali pełnych możliwości ludzkiego umysłu, ale już wiedzieli, że to właśnie w czasie snu człowiek jest najbardziej bezbronny i podatny na ataki.
Teraz jednak spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, wręcz niewinnie jakby nie rozumiejąc jego oburzenia.
-Może teraz spróbujemy drugiej herbaty? - Zapytała głosem świadczącym, że nie ma pojęcia dlaczego tak marszczy brwi, ale widać było, że dobrze się bawi i pytanie odniosło efekt jaki chciała uzyskać. Sięgnęła po dzbanek z herbatą czekając aż kuzyn podstawi swoją filiżankę. - Czy rzeczywiście tak nagle?
Zapytała zerkając na niego z ukosa. Obydwoje byli na rynku matrymonialnym, kwestia była taka, które z nich szybciej z niego zejdzie. Obstawiała siebie, Craig miał większą swobodę i możliwości w tej kwestii.
-Widzę, że coś się dzieje. Pewne poruszenie, wiele sów wysyłanych, a mój brat nie jest wielkim pisarzem aby prowadzić tak intensywną korespondencję w sprawach czysto biznesowych. - Widziała co się dzieje w Durham nawet jeżeli nikt niczego nie mówił. A Edgar ostatnio dał jej wyraźnie do zrozumienia, że ten czas niedługo nadejdzie. Nie chciała opuszczać Durham, dobrze się tu czuła. To właśnie tutaj mogła być sobą, mogła się realizować bez skrępowania i ukrywania swoich fascynacji. Czy mąż, kimkolwiek będzie, nie będzie miał nic przeciwko jej badaniom, czy postawi warunek, że Primrose ma porzucić dotychczasowe zajęcia? Czy nestor rodu Burke przystanie na takie dictum? Było wiele niewiadomych, ale zastanawiała się czy u kuzyna jakaś kobieta wzbudziła zainteresowanie? Czy był ktoś, kto mógłby zostać lady Burke i żoną Craiga? Według Prim musiała być to kobieta niezwykle silna i inteligentna. Żadna z tych trzpiotek, które wodziły za nim oczami i chichotały na jego widok. Taka kobieta szybko stałaby się nieszczęśliwa, ale jeszcze bardziej byłby jej kuzyn.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Magia zawsze jest trochę niebezpieczna, niezależnie do jakiej dziedziny należy - uznał, wygłaszając w sumie oczywistą prawdę. Oczywiście, pewne jej odłamy były zdecydowanie bardziej skomplikowane niż inne. Dużo łatwiej było złamać kość niż sprawić, by zrosła się bez śladu. Zarówno niesienie pomocy jak i wykorzystywanie najbardziej destrukcyjnej z dziedzin magii niosło ze sobą naprawdę wysokie ryzyko. Tymczasem alchemia była o tyle trudniejsza w użyciu, że wymagała czegoś więcej niż po prostu magii krążącej we krwi. Craig chyba mógłby przyrównać ją do wygrywanej na instrumencie melodii. Nie ważne jak pięknie wybrzmiałaby większość nut - jeśli gdzieś skryje się fałsz lub zgrzyt, zrujnuje on całą kompozycję. Chociaż muzyka, w przeciwieństwie do alchemii, była o tyle bezpieczniejsza, że nie wybuchała twórcy w twarz w razie pomyłki.
- Nie bez powodu to właśnie krew stanowi o czystości danego rodu - pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział dobrze, że krew posiadała niesamowitą moc. Choć sam nie stosował jej często, miał świadomość że rycerze już korzystali z możliwości, które oferowała. To zaskakujące, jak bardzo ta niepozorna, czerwona ciecz wpływała na ludzkie życie - i to zarówno w sensie fizycznym, magicznym oraz psychicznym. Krew była źródłem życia, rozprowadzając po ciele ciepło oraz składniki odżywcze. Zbytnia jej utrata równała się nieuchronnej śmierci. Jedna kropla zawierała więcej informacji o człowieku, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać - choć by poznać tę wiedzę, potrzeba było znać język wiedzy, potrzeba lat nauki i błyskotliwego umysłu. To także wokół krwi kręciła się cała filozofia szlacheckich rodzin. - Obraz, który malujesz, jest niezwykle intrygujący, kuzynko. Jeśli postanowisz mocniej zagłębić się w ten temat, z niecierpliwością będę czekać na twoje odkrycia. Pamiętaj także, że w razie potrzeby zawsze bardzo chętnie ci pomogę. - zaoferował się. Dobrze wiedział, że sama dawała sobie radę ze zdobywaniem wszystkiego, co było jej potrzebne do badań. Gdyby jednak okazało się, ze brak jej czegoś... lub kogoś... do eksperymentów, Primrose zawsze mogła zwrócić się do niego o pomoc. Miał nadzieję, że była tego świadoma.
Posłusznie podstawił jej swoją filiżankę, gdy zaproponowała mu skosztowanie kolejnego z naparów. Temat, który zamierzała poruszyć nie należał do najprzyjemniejszych. Na niemal każdym przyjęciu czuł na sobie znaczące, oceniające spojrzenia. Niektórz przychylne, inne zdecydowanie mniej. Tyczyło się to szczególnie sabatów organizowanych przez lady Nott. W takich momentach niezwykle współczuł młodziutkim szlachciankom, które dopiero debiutowały na salonach. Po ilości rzucanych im spojrzeń można by uznać, że to jakieś dziwne, egzotyczne ptaki wystawione specjalnie na pokaz, a nie dziewczyny z krwi i kości. Poza tym, choć nikt nie był tego świadom, Craig ledwie przed dwoma miesiącami zakończył swój wieloletni związek z kobietą - kobietą, której krew zawierała jednak skazę. Udało mi się co prawda wypatrzeć na salonach klejnot, który przyciągnął jego uwagę, coraz częściej jednak przyłapywał się na tym, że zastanawia się, czy istnieje w ogóle szansa na to, że czeka go szczęśliwe małżeństwo. - Skąd myśl, że chodzi akurat o mnie? Może te sowy niosą listy w których pojawia się twoje imię? - uniósł jedną brew, upijając łyk herbaty. Nie, żeby życzył jej jak najszybszego zamążpójścia. Zależało mu przede wszystkim na jej szczęściu, a potencjalny mąż był dla tego szczęścia zagrożeniem. Craig zawsze bardzo niechętnie patrzył, jak najbliższe mu osoby odchodzą z Durham Castle, by zamieszkać gdzie indziej. - A może chodzi o coś zupełnie innego? - uznał, pogryzając także ciasteczko. Należało w końcu pamiętać, że Edgar także był członkiem Rycerzy. Choć, gdyby szykowała się jakaś grubsza akcja, Craig raczej na pewno by o niej wiedział.
- Nie bez powodu to właśnie krew stanowi o czystości danego rodu - pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział dobrze, że krew posiadała niesamowitą moc. Choć sam nie stosował jej często, miał świadomość że rycerze już korzystali z możliwości, które oferowała. To zaskakujące, jak bardzo ta niepozorna, czerwona ciecz wpływała na ludzkie życie - i to zarówno w sensie fizycznym, magicznym oraz psychicznym. Krew była źródłem życia, rozprowadzając po ciele ciepło oraz składniki odżywcze. Zbytnia jej utrata równała się nieuchronnej śmierci. Jedna kropla zawierała więcej informacji o człowieku, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać - choć by poznać tę wiedzę, potrzeba było znać język wiedzy, potrzeba lat nauki i błyskotliwego umysłu. To także wokół krwi kręciła się cała filozofia szlacheckich rodzin. - Obraz, który malujesz, jest niezwykle intrygujący, kuzynko. Jeśli postanowisz mocniej zagłębić się w ten temat, z niecierpliwością będę czekać na twoje odkrycia. Pamiętaj także, że w razie potrzeby zawsze bardzo chętnie ci pomogę. - zaoferował się. Dobrze wiedział, że sama dawała sobie radę ze zdobywaniem wszystkiego, co było jej potrzebne do badań. Gdyby jednak okazało się, ze brak jej czegoś... lub kogoś... do eksperymentów, Primrose zawsze mogła zwrócić się do niego o pomoc. Miał nadzieję, że była tego świadoma.
Posłusznie podstawił jej swoją filiżankę, gdy zaproponowała mu skosztowanie kolejnego z naparów. Temat, który zamierzała poruszyć nie należał do najprzyjemniejszych. Na niemal każdym przyjęciu czuł na sobie znaczące, oceniające spojrzenia. Niektórz przychylne, inne zdecydowanie mniej. Tyczyło się to szczególnie sabatów organizowanych przez lady Nott. W takich momentach niezwykle współczuł młodziutkim szlachciankom, które dopiero debiutowały na salonach. Po ilości rzucanych im spojrzeń można by uznać, że to jakieś dziwne, egzotyczne ptaki wystawione specjalnie na pokaz, a nie dziewczyny z krwi i kości. Poza tym, choć nikt nie był tego świadom, Craig ledwie przed dwoma miesiącami zakończył swój wieloletni związek z kobietą - kobietą, której krew zawierała jednak skazę. Udało mi się co prawda wypatrzeć na salonach klejnot, który przyciągnął jego uwagę, coraz częściej jednak przyłapywał się na tym, że zastanawia się, czy istnieje w ogóle szansa na to, że czeka go szczęśliwe małżeństwo. - Skąd myśl, że chodzi akurat o mnie? Może te sowy niosą listy w których pojawia się twoje imię? - uniósł jedną brew, upijając łyk herbaty. Nie, żeby życzył jej jak najszybszego zamążpójścia. Zależało mu przede wszystkim na jej szczęściu, a potencjalny mąż był dla tego szczęścia zagrożeniem. Craig zawsze bardzo niechętnie patrzył, jak najbliższe mu osoby odchodzą z Durham Castle, by zamieszkać gdzie indziej. - A może chodzi o coś zupełnie innego? - uznał, pogryzając także ciasteczko. Należało w końcu pamiętać, że Edgar także był członkiem Rycerzy. Choć, gdyby szykowała się jakaś grubsza akcja, Craig raczej na pewno by o niej wiedział.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrzyła na kuzyna sącząc kolejną herbatę w altanie nie wiedzą, że już niedługo jego propozycja pomocy stanie się bardzo realna. Nie wiedziała jeszcze, że za jakiś czas zwróci się do niego o pomoc, zresztą nie tylko do Craiga. Będzie chciała zgłębić wiedzę i jej tajemnice, które w tym momencie jeszcze były za zamkniętymi drzwiami, a klucz był w zasięgu ręki. Za parę dni sama się o tym przekona, ale na razie snuła rozważania czysto akademickie.
-Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego krew jest tak silna? Skąd się to wzięło? - Zapytała kuzyna, gdyż pamiętała, że w jakimś artykule snuto właśnie na ten temat rozważania, ale maginaukowcy w końcu nie doszli do ostatecznej odpowiedzi. - Była ciekawa czy Craig kiedyś się nad tym zastanawiał. Krew była silnym nośnikiem wiedzy o innej osobie. Jedna kropla wystarczała aby móc nad kimś panować, a przynajmniej wpływać na jego stan psychiczny czy też fizyczny. - Miłość i krew. Obie mają potężną moc. Uczeni łamią sobie głowę nad tym od lat, ale nie doszli do niczego poza tym, że to połączenie musi być prawdziwe i bardzo mocne. Wręcz niezniszczalne.
Kolejny łyk herbaty, a słowa przebrzmiały. Następny zaś utkwił jej w gardle niczym kula. Spojrzała na Craiga mrużąc oczy.
-Mam nadzieję, że jednak nie. - Mruknęła odstawiając filiżankę herbaty na stolik. - Jeszcze tego brakowało abym nagle miała zmienić nazwisko na inne.
Nie uśmiechało się jej to całkowicie. Nie była gotowa na to aby stać się czyjąś żoną. Miała tyle do zrobienia, tyle do odkrycia. Obawiała się, że małżeństwo zablokuje jej wiele drzwi, sprawi, że będzie musiała stać się przykładną żoną i matką, a wszelkie marzenia o dalszych badaniach i zgłębianiu wielu tematów przepadnie. Pryśnie jak bańka mydlana, a resztki utkną w oku i będą drażnić powodując nieprzyjemne szczypanie. Właśnie tym jawiło się małżeństwo młodej lady Burke. Nie każda kobieta mogła liczyć na tyle szczęścia aby stać się żoną Edgara Burke, który był jednym z tych mężczyzn, który szanował zdanie żony i respektował jej osobowość oraz pragnienia. Niestety, w ich klasie społecznej wciąż to mężczyzna miał władzę nad żoną, choć dlaczego tak było, tego nie pojmowała. Czemu umniejszano rolę społeczną kobiety, nie rozumiała i miała zamiar z tym walczyć, ale jeszcze do końca nie wiedziała jakby miała to zrobić. Przydałby się jej sojusznik w postaci mężczyzny.
-O coś innego? - Uniosła do góry brwi zaskoczona tym stwierdzeniem, czy Craig wiedział coś o czym ona nie miała pojęcia? Było to bardzo możliwe. - Masz coś konkretnego na myśli?
-Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego krew jest tak silna? Skąd się to wzięło? - Zapytała kuzyna, gdyż pamiętała, że w jakimś artykule snuto właśnie na ten temat rozważania, ale maginaukowcy w końcu nie doszli do ostatecznej odpowiedzi. - Była ciekawa czy Craig kiedyś się nad tym zastanawiał. Krew była silnym nośnikiem wiedzy o innej osobie. Jedna kropla wystarczała aby móc nad kimś panować, a przynajmniej wpływać na jego stan psychiczny czy też fizyczny. - Miłość i krew. Obie mają potężną moc. Uczeni łamią sobie głowę nad tym od lat, ale nie doszli do niczego poza tym, że to połączenie musi być prawdziwe i bardzo mocne. Wręcz niezniszczalne.
Kolejny łyk herbaty, a słowa przebrzmiały. Następny zaś utkwił jej w gardle niczym kula. Spojrzała na Craiga mrużąc oczy.
-Mam nadzieję, że jednak nie. - Mruknęła odstawiając filiżankę herbaty na stolik. - Jeszcze tego brakowało abym nagle miała zmienić nazwisko na inne.
Nie uśmiechało się jej to całkowicie. Nie była gotowa na to aby stać się czyjąś żoną. Miała tyle do zrobienia, tyle do odkrycia. Obawiała się, że małżeństwo zablokuje jej wiele drzwi, sprawi, że będzie musiała stać się przykładną żoną i matką, a wszelkie marzenia o dalszych badaniach i zgłębianiu wielu tematów przepadnie. Pryśnie jak bańka mydlana, a resztki utkną w oku i będą drażnić powodując nieprzyjemne szczypanie. Właśnie tym jawiło się małżeństwo młodej lady Burke. Nie każda kobieta mogła liczyć na tyle szczęścia aby stać się żoną Edgara Burke, który był jednym z tych mężczyzn, który szanował zdanie żony i respektował jej osobowość oraz pragnienia. Niestety, w ich klasie społecznej wciąż to mężczyzna miał władzę nad żoną, choć dlaczego tak było, tego nie pojmowała. Czemu umniejszano rolę społeczną kobiety, nie rozumiała i miała zamiar z tym walczyć, ale jeszcze do końca nie wiedziała jakby miała to zrobić. Przydałby się jej sojusznik w postaci mężczyzny.
-O coś innego? - Uniosła do góry brwi zaskoczona tym stwierdzeniem, czy Craig wiedział coś o czym ona nie miała pojęcia? Było to bardzo możliwe. - Masz coś konkretnego na myśli?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Bywały takie momenty. Ale nigdy nie roztrząsałem tego jakoś bardzo - przyznał się przed kuzynką. Cóż, dość powiedzieć, że nie był typem naukowca. Część rzeczy po prostu uznawał za oczywiste, niektóre powiązania były narzucone z góry przez magię lub naturę. Bardzo doceniał tych, którzy mieli w sobie tę ciekawość, aby próbować rozgryźć, na czym właściwie polegał otaczający ich świat. Każde ich przełomowe odkrycie było wielkim sukcesem. To zdecydowanie nie była jednak jego działka. - Zamierzasz się nad tym pochylić? Nad zależnością między krwią i miłością? - uśmiechnął się pod nosem. Craig kibicował kuzynce na każdym polu. Wierzył, że jeśli by chciała, mogłaby faktycznie odkryć tę tajemnicę.
Co się zaś tyczyło zamążpójścia... O jedną rzecz jednak Primrose nie musiała się obawiać. Jeśli faktycznie nadejdzie czas, że Edgar postanowi wydać swoją siostrę za mąż, niewątpliwie będzie czuć na swoim karku oddech dwójki młodszych Burke'ów. Tym samym będzie musiał poważnie zastanowić się nad konkretnym kandydatem. Nie, żeby Craig podejrzewał nestora rodu o to, że ten wybierze dla swojej siostry jakiegoś patałacha. Ale powiedzmy, że zwyczajnie woleli trzymać rękę na pulsie. Potencjalny narzeczony Primrose nie będzie miał z resztą łatwo, bo patrzeć mu na ręce będzie cały ród z Durham. Nie było opcji by została oddana jakiemuś tyranowi. Burke'owie byli na tyle silną rodziną, że mogli odrzucić większość kandydatur, nie podając nawet konkretnej przyczyny. Nie musieli za wszelką cenę wyszukiwać sojuszy, za które Primrose zapłaciłaby swoją wolnością. Niemniej, Burke wcale nie życzył jej szybkiego zamążpójścia. Momentami nadal widział w niej małą dziewczynkę, taką która z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami wsiadała do Hogwart Expressu, by rozpocząć naukę w szkole. Trudno było pojąć, że ta mała dziewczynka siedziała teraz przed nim - i właściwie nie była już wcale taka mała.
Nie odpowiedział jednak na jej słowa. Prawda była taka, że prędzej czy później jakiś kandydat dla niej się znajdzie. Mógł jej tylko życzyć, by faktycznie było to później, niż wcześniej. Tu była bezpieczna, mogła rozwinąć skrzydła, pozostać sobą, a to był najpiękniejszy widok.
- To tajemnica - przyłożył palec do ust, uśmiechając się przy tym zadziornie. Primrose mogła odgadnąć, że miał na myśli sprawy rycerzy. Niestety, nie mógł jej nic potwierdzić ani niczemu zaprzeczyć. Głównie dlatego, że sam nie wiedział, czy to faktycznie na ten temat pisano w listach, które nosiła sowa Edgara. Craig nie spodziewał się, że mogło chodzić o niego samego, jak dotąd cieszył się wolnością, a nestor dawał mu wolną rękę. Spodziewał się też że zostałby poinformowany przez kuzyna, gdyby ten planował jakieś aranżowane małżeństwo. Musiało więc chodzić o coś innego.
Dopili razem resztę herbaty. To było naprawdę urocze popołudnie. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał okazję się tak zrelaksować - i to mimo podchwytliwych pytań kuzynki! Podziękował jej pięknie - bo to w końcu był jej pomysł i jej zaproszenie. Dzięki temu miał więcej sił by stawić czoła kolejnym wyzwaniom. I miał nadzieję, że ona także.
zt x2
Co się zaś tyczyło zamążpójścia... O jedną rzecz jednak Primrose nie musiała się obawiać. Jeśli faktycznie nadejdzie czas, że Edgar postanowi wydać swoją siostrę za mąż, niewątpliwie będzie czuć na swoim karku oddech dwójki młodszych Burke'ów. Tym samym będzie musiał poważnie zastanowić się nad konkretnym kandydatem. Nie, żeby Craig podejrzewał nestora rodu o to, że ten wybierze dla swojej siostry jakiegoś patałacha. Ale powiedzmy, że zwyczajnie woleli trzymać rękę na pulsie. Potencjalny narzeczony Primrose nie będzie miał z resztą łatwo, bo patrzeć mu na ręce będzie cały ród z Durham. Nie było opcji by została oddana jakiemuś tyranowi. Burke'owie byli na tyle silną rodziną, że mogli odrzucić większość kandydatur, nie podając nawet konkretnej przyczyny. Nie musieli za wszelką cenę wyszukiwać sojuszy, za które Primrose zapłaciłaby swoją wolnością. Niemniej, Burke wcale nie życzył jej szybkiego zamążpójścia. Momentami nadal widział w niej małą dziewczynkę, taką która z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami wsiadała do Hogwart Expressu, by rozpocząć naukę w szkole. Trudno było pojąć, że ta mała dziewczynka siedziała teraz przed nim - i właściwie nie była już wcale taka mała.
Nie odpowiedział jednak na jej słowa. Prawda była taka, że prędzej czy później jakiś kandydat dla niej się znajdzie. Mógł jej tylko życzyć, by faktycznie było to później, niż wcześniej. Tu była bezpieczna, mogła rozwinąć skrzydła, pozostać sobą, a to był najpiękniejszy widok.
- To tajemnica - przyłożył palec do ust, uśmiechając się przy tym zadziornie. Primrose mogła odgadnąć, że miał na myśli sprawy rycerzy. Niestety, nie mógł jej nic potwierdzić ani niczemu zaprzeczyć. Głównie dlatego, że sam nie wiedział, czy to faktycznie na ten temat pisano w listach, które nosiła sowa Edgara. Craig nie spodziewał się, że mogło chodzić o niego samego, jak dotąd cieszył się wolnością, a nestor dawał mu wolną rękę. Spodziewał się też że zostałby poinformowany przez kuzyna, gdyby ten planował jakieś aranżowane małżeństwo. Musiało więc chodzić o coś innego.
Dopili razem resztę herbaty. To było naprawdę urocze popołudnie. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał okazję się tak zrelaksować - i to mimo podchwytliwych pytań kuzynki! Podziękował jej pięknie - bo to w końcu był jej pomysł i jej zaproszenie. Dzięki temu miał więcej sił by stawić czoła kolejnym wyzwaniom. I miał nadzieję, że ona także.
zt x2
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|17/12/1957
Grudzień dopiero się zaczynał a już był pełen najróżniejszych wydarzeń i przemyśleń dla lady Burke. Miotała się niczym zwierzę w klatce nie mogą znaleźć swojego miejsca. Rozmowa z kuzynem oraz zajęcie się akcją charytatywną pomagało się jej uspokoić. Skupić na czymś innym niż to, że życie znów postanowiło z niej zadrwić. Od kiedy odkryła zamiłowanie do skrzypiec to oddawała się muzyce z równą pasją co jeździe konnej, która pozwalała zgubić niechciane myśli w pędzie po wzgórzach Durham. Niezależnie czy była zima czy lato zawsze chętnie wskakiwała w siodło i gnała przed siebie. Tego dnia nie było inaczej. Z samego rana pobiegła do stajni by jeszcze przed śniadaniem udać się na przejażdżkę. Teraz przyszła kolej na spokojniejsze zajęcia jakim była muzyka. Tym razem miał jej towarzyszyć lord Lestrange. Zimowa aura aż zachęcała aby wyjść na zewnątrz. Kiedy w Londynie była plucha i ponuro, tak prowincje miały się lepiej. Altana była specjalnie przygotowana do tego aby zimno nie doskwierało muzykom, by mogli w spokoju cieszyć się wspólną pasją. Specjalnie nałożone zaklęcia chroniły przed zimnem i wdzierającym się za ubrania wiatrem. Przyniesiono również pianino, na którym miał grać lord Lestrange, a Primrose kazała przygotować drobny poczęstunek w postaci herbaty i herbatników.
Była za pięć siedemnasta kiedy zjawiła się w altanie ubrana w szaro-czarny zestaw, który został przełamany broszą w kształcie kwiatu maku – symbolu rodu Burke. Po przekroczeniu progu altany poczuła przyjemne ciepło, oznaczało to, że zaklęcia działały. Sięgnęła po futerał, w którym skrywały się skrzypce, celem wyciągnięcia instrumentu i przygotowania do ćwiczeń. Zaczęła je stroić wsłuchując się dokładnie w każdy dźwięk jaki wydają struny. Zadanie to wymagało cierpliwości i skupienia, ale z tym nigdy nie miała problemu. Praca z talizmanami nauczyła ją tego, że pośpiech i szałaputnictwo nie było wskazane kiedy chodziło o tworzenie czegoś delikatnego i jednocześnie silnego. Ze skrzypcami było podobnie, należało traktować je czule, wtedy uzyskanie pięknego i czystego dźwięku nie stanowiło problemu.
Usłyszała kroki za sobą więc odwróciła się aby dostrzec jak skrzat imieniem Maczek prowadzi czarodzieja w jej stronę.
-Lordzie Lestrange, witam – Posłała w jego stronę delikatny uśmiech i gestem dłoni zachęciła do dołączenia do niej w altanie. – Tu jest znacznie cieplej, zapewniam.
Ruchem różdżki sprawiła, że czajnik uniósł się delikatnie i rozlał ciepły płyn do porcelanowych filiżanek. Altana mieściła się w ukrytej części ogrodu, gdzie mieli pewność, że nikt im nie przeszkodzi.
|Herbata czarna, 10 herbatników
Grudzień dopiero się zaczynał a już był pełen najróżniejszych wydarzeń i przemyśleń dla lady Burke. Miotała się niczym zwierzę w klatce nie mogą znaleźć swojego miejsca. Rozmowa z kuzynem oraz zajęcie się akcją charytatywną pomagało się jej uspokoić. Skupić na czymś innym niż to, że życie znów postanowiło z niej zadrwić. Od kiedy odkryła zamiłowanie do skrzypiec to oddawała się muzyce z równą pasją co jeździe konnej, która pozwalała zgubić niechciane myśli w pędzie po wzgórzach Durham. Niezależnie czy była zima czy lato zawsze chętnie wskakiwała w siodło i gnała przed siebie. Tego dnia nie było inaczej. Z samego rana pobiegła do stajni by jeszcze przed śniadaniem udać się na przejażdżkę. Teraz przyszła kolej na spokojniejsze zajęcia jakim była muzyka. Tym razem miał jej towarzyszyć lord Lestrange. Zimowa aura aż zachęcała aby wyjść na zewnątrz. Kiedy w Londynie była plucha i ponuro, tak prowincje miały się lepiej. Altana była specjalnie przygotowana do tego aby zimno nie doskwierało muzykom, by mogli w spokoju cieszyć się wspólną pasją. Specjalnie nałożone zaklęcia chroniły przed zimnem i wdzierającym się za ubrania wiatrem. Przyniesiono również pianino, na którym miał grać lord Lestrange, a Primrose kazała przygotować drobny poczęstunek w postaci herbaty i herbatników.
Była za pięć siedemnasta kiedy zjawiła się w altanie ubrana w szaro-czarny zestaw, który został przełamany broszą w kształcie kwiatu maku – symbolu rodu Burke. Po przekroczeniu progu altany poczuła przyjemne ciepło, oznaczało to, że zaklęcia działały. Sięgnęła po futerał, w którym skrywały się skrzypce, celem wyciągnięcia instrumentu i przygotowania do ćwiczeń. Zaczęła je stroić wsłuchując się dokładnie w każdy dźwięk jaki wydają struny. Zadanie to wymagało cierpliwości i skupienia, ale z tym nigdy nie miała problemu. Praca z talizmanami nauczyła ją tego, że pośpiech i szałaputnictwo nie było wskazane kiedy chodziło o tworzenie czegoś delikatnego i jednocześnie silnego. Ze skrzypcami było podobnie, należało traktować je czule, wtedy uzyskanie pięknego i czystego dźwięku nie stanowiło problemu.
Usłyszała kroki za sobą więc odwróciła się aby dostrzec jak skrzat imieniem Maczek prowadzi czarodzieja w jej stronę.
-Lordzie Lestrange, witam – Posłała w jego stronę delikatny uśmiech i gestem dłoni zachęciła do dołączenia do niej w altanie. – Tu jest znacznie cieplej, zapewniam.
Ruchem różdżki sprawiła, że czajnik uniósł się delikatnie i rozlał ciepły płyn do porcelanowych filiżanek. Altana mieściła się w ukrytej części ogrodu, gdzie mieli pewność, że nikt im nie przeszkodzi.
|Herbata czarna, 10 herbatników
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Z samego rana Gaspard zaszył się w stajni by uniknąć szumu i harmideru w Thorness Manor spowodowanego przez służbę. Młody czarodziej nie wiedział co wywołało burzę zamieszania w domu, ale nawet nie był tym zainteresowany. Pewnie jego ojciec znów planował jakąś uroczystość lub po prostu ktoś ważny miał ich odwiedzić. Nie ważne, która z tych rzeczy była prawdziwa, bo Gasparda to wcale nie interesowało. Dlatego czarodziej spędził pół dnia w stajni, opiekując się hippokampusami, a gdy przyszedł czas na wizytę u Panny Burke, Gaspard szybko wskoczył pod prysznic by zmyć z siebie smród stajni i odchodów, i założył pierwsze czyste ciuchy, które wpadły mu w ręce. Okazały się jednak one zbyt cienkie jak na aktualną pogodę, dlatego gdy Gaspard przeteleportował się pod posiadłości Burków, aż zazgrzytał szczękami, gdy wiatr dostał mu się za kołnierz marynarki. Z każdą minutą, prowadzony przez skrzata poza posiadłość był coraz bardziej niezadowolony i z utęsknieniem patrzył na grube mury budowli. Tam na pewno było ciepło! Gdy dostrzegł pannę Prim i instrumenty w altanie niemal jęknął na myśl o kilku godzinnej próbie w chłodzie i zimnie. Nawet nie pomyślał, że mógłby wykorzystać czary ochronne.
- Lady Burke - skłonił się czarownicy, wchodząc do altany i od razu odetchnął z ulgi. Otaczające go ciepło od razu zaczęło wypędzać z jego ciałą resztki zmarznięcia, a gorąca herbata z imbryka wręcz wydawała się najlepszym pomysłem w jego życiu.
Zanim zasiadł do pianina, pozwolił sobie na chwilę relaksu z ciepłą filiżanką w ręce.
- Przyniosłem nam nowe kompozycje do przećwiczenia jeśli jesteś Lady zainteresowana. Udało mi się odnaleźć stare utwory moich przodków w zeszłym tygodniu, jeszcze ich nie próbowałem - Gaspard wyciągnął zestaw starych pożółkłych nut z marynarki i położył je na stoliku przed panną Prim. Sam nie miał jeszcze okazji sprawdzić czy te melodie mają jakikolwiek sens, bo ostatnio gdy tylko siadał do fortepianu w domu, to ojciec zawsze znajdował mu inne zajęcia. Nie robił tego specjalnie, po prostu miał niesamowicie złe wyczucie czasu, a gdy po wykonanej pracy Gaspard wracał do fortepianu był już zbyt zmęczony by uczyć się nowych kompozycji, więc zwykle skłaniał się ku już znanym utworom, tak by ukoić myśli i nerwy przed nocą.
- Lady Burke - skłonił się czarownicy, wchodząc do altany i od razu odetchnął z ulgi. Otaczające go ciepło od razu zaczęło wypędzać z jego ciałą resztki zmarznięcia, a gorąca herbata z imbryka wręcz wydawała się najlepszym pomysłem w jego życiu.
Zanim zasiadł do pianina, pozwolił sobie na chwilę relaksu z ciepłą filiżanką w ręce.
- Przyniosłem nam nowe kompozycje do przećwiczenia jeśli jesteś Lady zainteresowana. Udało mi się odnaleźć stare utwory moich przodków w zeszłym tygodniu, jeszcze ich nie próbowałem - Gaspard wyciągnął zestaw starych pożółkłych nut z marynarki i położył je na stoliku przed panną Prim. Sam nie miał jeszcze okazji sprawdzić czy te melodie mają jakikolwiek sens, bo ostatnio gdy tylko siadał do fortepianu w domu, to ojciec zawsze znajdował mu inne zajęcia. Nie robił tego specjalnie, po prostu miał niesamowicie złe wyczucie czasu, a gdy po wykonanej pracy Gaspard wracał do fortepianu był już zbyt zmęczony by uczyć się nowych kompozycji, więc zwykle skłaniał się ku już znanym utworom, tak by ukoić myśli i nerwy przed nocą.
In darkness one may be ashamed
of what one does,
of what one does,
without the shame of disgrace
Znalezienie wspólnego mianownika z lordem Lestrange nie stanowiło dla Primrose problemu. Muzyka była tym co obydwoje dzielili z równym zapałem i zamiłowaniem więc z przyjemnością spędzała z czarodziejem tych parę chwil by ćwczyć kolejne utwory. Chwila zaś z muzyką tuż przed ważnym wydarzeniem wydawała się idealną odskocznią od codziennych zajęć. Primrose chciała też opuścić choć na chwilę mury Durham gdzie wszyscy trzej mężczyźni chodzili wokół niej jakby była z porcelany. Prawda też była taka, że dawała im ku temu powód więc teraz ucieczka do ogrodów miała sprawić, że choć na chwilę od siebie odpoczną.
-Co takiego udało się znaleźć? - Zapytała żywo zainteresowana sięgając po zapisane nuty dając czas czarodziejowi aby się ogrzał i wypił gorącą, świeżo zaparzoną herbatę. Rodzina Lestrange miała specjalne miejsce u Prim, jej przyjaciółka wywodziła się z tego rodu, a sami członkowie nigdy nie uczynili samej lady Burke afrontu. Mogła, chyba spokojnie powiedzieć, że nie byli oni negatywnie nastawieni do mieszkańców Durham i udawało się im znaleźć wspólny język. Zarówno Octavia jak i Gaspard mieli wspólne zainteresowania czy też tematy z Primrose. -To zdaje się być utworem z XVII wieku.
Wskazała na jeden z utworów. -Wystarczy spojrzeć na zapis nutowy tak charakterystyczny dla tej epoki. - Filiżanka z herbatę znalazła się również w jej dłoni. Upiła łyk jednego z jej ulubionych napojów by poczuć przyjemne ciepło, które rozlało się po całym ciele. Zimno nie docierało do altany pozwalając dwójce czarodziejów cieszyć się chwilą spokoju we własnym gronie. Każde z nich uciekało, choć na krótki moment, przed obowiązkami jakie na nich czekały. -Koniecznie musimy je przetestować - Nowe wyzwania były siłą napędową lady Burke, która nie wahała się podejmowania działań i stawiała sobie za każdym razem coraz wyżej poprzeczkę. Nie tylko w życiu zawodowym ale również prywatnym.
-Udało ci się ostatnio przećwiczyć Czas Zapomniany, lordzie? - Zagadnęła go swobodnie podchodząc ponownie do swoich skrzypiec by powrócić do ich strojenia. Próbowali ostatnio zmierzyć się z tym, dość melancholijnym, utworem, ale nie mogli znaleźć synchronizacji. Ciągle coś im umykało, ale być może należało złożyć to na karb zmęczenia jakie ostatnio im towarzyszyło pod koniec ćwiczeń.
-Co takiego udało się znaleźć? - Zapytała żywo zainteresowana sięgając po zapisane nuty dając czas czarodziejowi aby się ogrzał i wypił gorącą, świeżo zaparzoną herbatę. Rodzina Lestrange miała specjalne miejsce u Prim, jej przyjaciółka wywodziła się z tego rodu, a sami członkowie nigdy nie uczynili samej lady Burke afrontu. Mogła, chyba spokojnie powiedzieć, że nie byli oni negatywnie nastawieni do mieszkańców Durham i udawało się im znaleźć wspólny język. Zarówno Octavia jak i Gaspard mieli wspólne zainteresowania czy też tematy z Primrose. -To zdaje się być utworem z XVII wieku.
Wskazała na jeden z utworów. -Wystarczy spojrzeć na zapis nutowy tak charakterystyczny dla tej epoki. - Filiżanka z herbatę znalazła się również w jej dłoni. Upiła łyk jednego z jej ulubionych napojów by poczuć przyjemne ciepło, które rozlało się po całym ciele. Zimno nie docierało do altany pozwalając dwójce czarodziejów cieszyć się chwilą spokoju we własnym gronie. Każde z nich uciekało, choć na krótki moment, przed obowiązkami jakie na nich czekały. -Koniecznie musimy je przetestować - Nowe wyzwania były siłą napędową lady Burke, która nie wahała się podejmowania działań i stawiała sobie za każdym razem coraz wyżej poprzeczkę. Nie tylko w życiu zawodowym ale również prywatnym.
-Udało ci się ostatnio przećwiczyć Czas Zapomniany, lordzie? - Zagadnęła go swobodnie podchodząc ponownie do swoich skrzypiec by powrócić do ich strojenia. Próbowali ostatnio zmierzyć się z tym, dość melancholijnym, utworem, ale nie mogli znaleźć synchronizacji. Ciągle coś im umykało, ale być może należało złożyć to na karb zmęczenia jakie ostatnio im towarzyszyło pod koniec ćwiczeń.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Mimo że muzyka bardzo późno zaistniała w życiu czarodzieja, to pasja pochłonęła go tak bardzo, że nie potrafił już bez niej żyć. A zapał oraz wrodzona upartość spowodowały, że ćwiczył każdą godzinę wolnego jaką tylko mógł uzyskać między swoimi obowiązkami lorda Lestrange i asystenta dyrektora opery. I choć był świadom, że obie role były przypisane mu już od momentu narodzin, to nigdy nie planował pracować w rodzinnym biznesie, tak teraz nie umiał sobie znaleźć lepszej kariery, która pozwoliłaby mu wykorzystywać czas pracy na swoją pasję. Po cichu też liczył, że kiedyś namówi pannę Burke na wspólny kameralny występ w Operze tylko dla zaproszonych gości, w końcu mógłby to spokojnie zaaranżować. Na razie jednak same ćwiczenia bez szerszej publiki napawały go radością do tego stopnia, że nawet zapomniał o swych obowiązkach i szlacheckich niuansach. Do występu jednak Gaspardowi jeszcze trochę brakowało. Gdy ośmieli się wystąpić przed większą publiką, chciałby przedstawić już swoją kompozycję, która byłaby skończona, a nie tylko muzykę wielkich mistrzów. Niestety mimo wielkich chęci i dużego zapału komponowanie ostatnio mu nie szło. Od roku próbuje dokończyć choć jeden utwór, z którego byłby zadowolony na tyle, by przedstawić go pannie Burke, tak do tej pory wszystkie jego utwory leżały nieskończone w jego pracowni i zbierały tylko niepotrzebny kurz. W pewnym momencie w letni dzień nawet tak się zdenerwował, że wywalił wszystkie swoje zapiski do kosza, by później znaleźć je ładnie poukładane na swym biurku, zapewne przez służbę. Nie wiedział, kto darował tym utworom drugą szansę na dokończenie, ale był bardzo wdzięczny z tej przyczyny, bo dało mu to energię i zapał do kontynuowania. A co tygodniowe spotkania z Lady Burke inspirowały go na tyle, by choć trochę przy nich popracować. Może już na nowy rok będzie miał się czym pochwalić?
- Przyznam szczerze, że nawet ich nie przeglądnąłem do końca. Pierwszy utwór z góry, wydał mi się fascynujący, patrząc chociażby na zawiłość samego wstępu będzie to nie lada wyzwanie by się go nauczyć - Czarodziej sięgnął po wspomniany utwór i wskazał ciekawe rozłożenie nut w bardzo szybkim tempie, ten fragment na pewno będzie go kosztować kilka skurczy w dłoniach, by móc w pełni cieszyć się jego brzmieniem.
- I choć nie mam pewności, że wszystkie te utwory będą godne naszej uwagi, to mam cichą nadzieję na choć jeden, którego melodia będzie nadawała się na przyjęcia. - Przecież jeszcze nikt nie został ukarany za łączenie przyjemności ze sobą. A Gasparda pasje, muzyka i kobiety, bardzo dobrze zgrywały się ze sobą i kolejna opcja zainteresowania pięknych dam swą osobą, wydawała się dobrym pomysłem młodemu lordowi.
- Tak, choć przyznam niechętnie, Czas Zapomniany grany tylko i wyłącznie na pianinie bez Twych skrzypiec nie brzmi tak dobrze. Nawet jeśli ostatnim razem nie potrafiliśmy się zgrać - zaśmiał się szczerze, bo faktycznie ostatnie ich podejście do tej kompozycji wydawało się wielką porażką. I pomimo rozchodzenia się między ich instrumentami, niektóre fragmenty utworu naprawdę dobrze brzmiały.
- To od czego chciałabyś Lady dzisiaj zacząć? Czas zapomniany, czy może zainteresowałem cię nowymi utworami na tyle, by jakiś spróbować?
- Przyznam szczerze, że nawet ich nie przeglądnąłem do końca. Pierwszy utwór z góry, wydał mi się fascynujący, patrząc chociażby na zawiłość samego wstępu będzie to nie lada wyzwanie by się go nauczyć - Czarodziej sięgnął po wspomniany utwór i wskazał ciekawe rozłożenie nut w bardzo szybkim tempie, ten fragment na pewno będzie go kosztować kilka skurczy w dłoniach, by móc w pełni cieszyć się jego brzmieniem.
- I choć nie mam pewności, że wszystkie te utwory będą godne naszej uwagi, to mam cichą nadzieję na choć jeden, którego melodia będzie nadawała się na przyjęcia. - Przecież jeszcze nikt nie został ukarany za łączenie przyjemności ze sobą. A Gasparda pasje, muzyka i kobiety, bardzo dobrze zgrywały się ze sobą i kolejna opcja zainteresowania pięknych dam swą osobą, wydawała się dobrym pomysłem młodemu lordowi.
- Tak, choć przyznam niechętnie, Czas Zapomniany grany tylko i wyłącznie na pianinie bez Twych skrzypiec nie brzmi tak dobrze. Nawet jeśli ostatnim razem nie potrafiliśmy się zgrać - zaśmiał się szczerze, bo faktycznie ostatnie ich podejście do tej kompozycji wydawało się wielką porażką. I pomimo rozchodzenia się między ich instrumentami, niektóre fragmenty utworu naprawdę dobrze brzmiały.
- To od czego chciałabyś Lady dzisiaj zacząć? Czas zapomniany, czy może zainteresowałem cię nowymi utworami na tyle, by jakiś spróbować?
In darkness one may be ashamed
of what one does,
of what one does,
without the shame of disgrace
Nie wiedziała jakie plany wokół jej osoby snuł lord Lestrange, ale Primrose już miała za sobą pierwszy debiut na scenie, kiedy w Palarni odbył się koncert charytatywny. Zagrała wtedy wraz z Adeline trzy utwory w duecie, a stres sprawił, że przez kolejne dni lady Burke nie miała ochoty widzieć się z nikim. Jak na złość wtedy cały jej kalendarz zapełnił się spotkaniami towarzyskimi i nie mogła zaszyć się w swojej pracowni i przez jakiś czas nie pokazywać się światu. Z przyjemnością spędzała te chwile z Gaspardem kiedy mogli ćwiczyć grę i szlifować swój kunszt, stawać się coraz lepsi. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc zapał i gorliwość w głosie mężczyzny. Lubiła przebywać z takimi osobami, które miały równy zapał co ona, chcieli się rozwijać i odnajdywali pasje w tym co robili. Sprawdziła ostatnie strojenie skrzypiec i wskazała czarodziejowi miejsce przy pianinie.
-Może nam sam początek przećwiczmy to co już znamy, a jak już się rozgrzejemy spróbujemy rozczytać nowe nuty? - Zaproponowała i ułożyła skrzypce w odpowiedniej pozycji. To Gaspard zaczynał nadając tempo utworu więc czekała aż uderzy w klawisze i pierwsze nuty melodii popłynął po uśpionych w zimowym śnie ogrodach Durham. Melodia była dość spokojna i melancholijna; wybrali ją bo zdawała się im prosta i łatwa, jak się potem okazało wybrali jeden z trudniejszych utworów, ale nie zrezygnowali, nie poddali się, a podjęli wyzwanie. Primrose uniosła smyczek do góry i opuściła powoli na struny pozwalając aby pierwsze dźwięki się wydobyły, które przywoływały przed oczami obraz kropel spływających po szybie w czasie deszczowego popołudnia. Klawisze zaś niczym te krople spadające na źdźbła traw i gnące je w dół ku ciężkiej i mokrej ziemi dopełniały skrzypce sprawiając, że brzmienie ich było pełne i głębsze. Ten sam utwór grany tylko na skrzypcach nie miałby takiej siły i mocy. Nagle Primrose za szybko przeskoczyła pomiędzy jednym taktem i drugim urywając melodię.
-Przepraszam, możemy od początku? - posłała przepraszający, blady uśmiech w stronę Lestrange i zaczęła grać od pierwszych nut utworu tym razem pilnując aby nie przeskakiwać za szybko tylko płynnie przechodzić na kolejne tony i akty utworu. Powoli i w rytm melodii przechylała ciała pozwalając aby muzyka ją porwała i prowadziła dalej, kierowała i wytyczyła szlak.
Starała się oczyścić umysł i nie myśleć o swoich prywatnych perypetiach. Nie myśleć o Aresie, o Evandrze i Tristanie, o zamówieniach, które miała do zrealizowania. Nim się zorientowała skończyli grać i obyło się bez większych pomyłek.
-To było wspaniałe - ucieszyła się szczerze i prawdziwie po czym sięgnęła po swoją filiżankę by napić się ciepłej herbaty. - Będę mieć do ciebie prośbę. - Zwróciła się nagle do mężczyzny. -Szykuję na urodziny brata niespodziankę, utwór który mu zagram w dniu urodzin, czy mógłbyś posłuchać dzisiaj i powiedzieć mi czy są w nim jakieś błędy?
-Może nam sam początek przećwiczmy to co już znamy, a jak już się rozgrzejemy spróbujemy rozczytać nowe nuty? - Zaproponowała i ułożyła skrzypce w odpowiedniej pozycji. To Gaspard zaczynał nadając tempo utworu więc czekała aż uderzy w klawisze i pierwsze nuty melodii popłynął po uśpionych w zimowym śnie ogrodach Durham. Melodia była dość spokojna i melancholijna; wybrali ją bo zdawała się im prosta i łatwa, jak się potem okazało wybrali jeden z trudniejszych utworów, ale nie zrezygnowali, nie poddali się, a podjęli wyzwanie. Primrose uniosła smyczek do góry i opuściła powoli na struny pozwalając aby pierwsze dźwięki się wydobyły, które przywoływały przed oczami obraz kropel spływających po szybie w czasie deszczowego popołudnia. Klawisze zaś niczym te krople spadające na źdźbła traw i gnące je w dół ku ciężkiej i mokrej ziemi dopełniały skrzypce sprawiając, że brzmienie ich było pełne i głębsze. Ten sam utwór grany tylko na skrzypcach nie miałby takiej siły i mocy. Nagle Primrose za szybko przeskoczyła pomiędzy jednym taktem i drugim urywając melodię.
-Przepraszam, możemy od początku? - posłała przepraszający, blady uśmiech w stronę Lestrange i zaczęła grać od pierwszych nut utworu tym razem pilnując aby nie przeskakiwać za szybko tylko płynnie przechodzić na kolejne tony i akty utworu. Powoli i w rytm melodii przechylała ciała pozwalając aby muzyka ją porwała i prowadziła dalej, kierowała i wytyczyła szlak.
Starała się oczyścić umysł i nie myśleć o swoich prywatnych perypetiach. Nie myśleć o Aresie, o Evandrze i Tristanie, o zamówieniach, które miała do zrealizowania. Nim się zorientowała skończyli grać i obyło się bez większych pomyłek.
-To było wspaniałe - ucieszyła się szczerze i prawdziwie po czym sięgnęła po swoją filiżankę by napić się ciepłej herbaty. - Będę mieć do ciebie prośbę. - Zwróciła się nagle do mężczyzny. -Szykuję na urodziny brata niespodziankę, utwór który mu zagram w dniu urodzin, czy mógłbyś posłuchać dzisiaj i powiedzieć mi czy są w nim jakieś błędy?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Jego myśli czasem wybiegały zbyt mocno na przód, galopem wręcz przebijały się przez kłęby zamętu, tworząc wizje przyszłości dalekiej od rzeczywistości. Często Gaspard błądził w nierealnym świecie, gdzie mógłby spokojnie żyć w swej posiadłości, doglądać zwierząt, tworzyć i tylko z tego się utrzymywać. Marzenia te nie były splamione jego tytułem, silnymi arystokratycznymi obowiązkami i w szczególności jego rodziną, ojcem. Tam był szczęśliwy, tam był tylko on i muzyka i jego najbliżsi przyjaciele. To właśnie gonienie tych wizji kierowało Gaspardem i pchało wciąż do muzyki i komponowania. Może gdyby wyrobił swoje własne imię, mógłby się odciąć od ojca i żyć spokojnie? Gdzieś na uboczu całej tej arystokracji? Nie wybiegał myślami aż tak daleko, by wyrzekać się swego imienia czy krwi, wiedział, że takie kroki nie spotkałyby się z aprobatą społeczeństwa. Ale nie przestawał marzyć, że jego spokojne życie byłoby akceptowane na salonach.
- Zobaczmy więc jak nam pójdzie tym razem - rzucił z rozbawieniem i przygotował się do gry, zasiadając wygodnie za pianinem. W muzyce był w stanie oddać swoją tęsknotę do prostszych i szczęśliwszych czasów, które go ominęły. To właśnie czuł, gdy grali Czas zapomniany wraz z panną Prim. Był tak pochłonięty ich próbami, że nawet nie zauważył, gdy panna Burke pomyliła się i za szybko zagrała kolejną część.
- Oczywiście, zaczniemy od początku - posłał czarownicy delikatny uśmiech i wrócił do pierwszych nut utworu, palcami muskając białe klawisze z kości słoniowej. Za drugim razem poszło im o wiele lepiej, choć były małe błędy po obu stronach, na tyle niezauważalne, że spokojnie mogli nacieszyć się piękną kompozycją utworu. Zbłąkany myślami Gaspard pomylił się raz czy dwa, naciskając poboczne klawisze niepotrzebnie, po prostu z roztargnienia nie układając swych placów wystarczająco poprawnie, ale nawet to nie zaburzyło piękna opowieści jaką za sobą snuła ta melodia. Gdy skończeni oboje byli zadowoleni ze swojej próby, w końcu po raz pierwszy udało im się przebrnąć przez całość bez większych wpadek.
- Zgodzę się z Tobą, utwór jest przepiękny, nawet z drobnymi potknięciami robi wrażenie. Myślę, że jeszcze z trzy próby i będziemy grali go z pamięci. - Skomentował gorliwie, bo faktycznie się zgadzał. To był jeden z ciekawszych kawałków jakie udało im się nauczyć i powodował dużo zapomnianych wspomnień u Gasparda. Wiele z nich bardzo szczęśliwych i krążących wokół jego zmarłej matki.
- Oczywiście, że Ci nie odmówię przyjacielskiej prośby. Będę wręcz zachwycony, słysząc utwór w Twym wykonaniu. - Był bardzo ciekawy jaki to utwór panna Burke wybrała na taką uroczystość.
- Zobaczmy więc jak nam pójdzie tym razem - rzucił z rozbawieniem i przygotował się do gry, zasiadając wygodnie za pianinem. W muzyce był w stanie oddać swoją tęsknotę do prostszych i szczęśliwszych czasów, które go ominęły. To właśnie czuł, gdy grali Czas zapomniany wraz z panną Prim. Był tak pochłonięty ich próbami, że nawet nie zauważył, gdy panna Burke pomyliła się i za szybko zagrała kolejną część.
- Oczywiście, zaczniemy od początku - posłał czarownicy delikatny uśmiech i wrócił do pierwszych nut utworu, palcami muskając białe klawisze z kości słoniowej. Za drugim razem poszło im o wiele lepiej, choć były małe błędy po obu stronach, na tyle niezauważalne, że spokojnie mogli nacieszyć się piękną kompozycją utworu. Zbłąkany myślami Gaspard pomylił się raz czy dwa, naciskając poboczne klawisze niepotrzebnie, po prostu z roztargnienia nie układając swych placów wystarczająco poprawnie, ale nawet to nie zaburzyło piękna opowieści jaką za sobą snuła ta melodia. Gdy skończeni oboje byli zadowoleni ze swojej próby, w końcu po raz pierwszy udało im się przebrnąć przez całość bez większych wpadek.
- Zgodzę się z Tobą, utwór jest przepiękny, nawet z drobnymi potknięciami robi wrażenie. Myślę, że jeszcze z trzy próby i będziemy grali go z pamięci. - Skomentował gorliwie, bo faktycznie się zgadzał. To był jeden z ciekawszych kawałków jakie udało im się nauczyć i powodował dużo zapomnianych wspomnień u Gasparda. Wiele z nich bardzo szczęśliwych i krążących wokół jego zmarłej matki.
- Oczywiście, że Ci nie odmówię przyjacielskiej prośby. Będę wręcz zachwycony, słysząc utwór w Twym wykonaniu. - Był bardzo ciekawy jaki to utwór panna Burke wybrała na taką uroczystość.
In darkness one may be ashamed
of what one does,
of what one does,
without the shame of disgrace
Słyszała te drobne pomyłki i potknięcia, ale nie psuły one całego wydźwięku utworu, który ich pochłonął bez pamięci. Pozwolili aby melodia porwała w przestworza ku wspomnieniom z lat minionych, gdzie nie było wojny, nie mieli tylu obowiązków, a świat… świat wydawał się prostszy i bardziej przyjazny. Skrzypce wraz z pianinem wspaniale się uzupełniały tworząc harmonię dźwięków. Gaspard wyczuwał utwór tak samo jak świetnie rozumiał instrument, na którym grał. Gdyby mógłby być artystą to zapewne miałby swoją małą pracownię, w której spędzając całe dnie komponowałby utwory, porywające i chwytające za serce. Mógł to teraz też robić, tyle że czas sielanki przy instrumencie przerwany w każdej chwili wezwaniami, wzywał do obowiązków wynikających z urodzenia. Nie zmieniało to faktu, że miał możliwości stworzenia sobie miejsca ucieczki i beztroski, gdzie mógł tworzyć, komponować i choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, która go otaczała.
Pogładziła czule skrzypce kiedy skończyli grać.
-Jesteśmy całkiem zgranym duetem. -Przyznała mu rację kiwając głową i rozruszała ramię po dość długim graniu. Potrzebowała chwilę odpocząć nim zabierze się za kolejny utwór, który chciała by Gaspard ocenił. Zauważyła, że miał wprawne ucho i muzykę czuł instynktownie, tak jakby do niego mówiła. -Jest to stara piosenka celtycka opowiadająca o przełamywaniu własnych słabości oraz zdobywaniu szczytów możliwości z odpowiednią osobą u boku, albo bardziej dzięki niej.
Edgar był dla Prim od zawsze wzorem i opiekunem. Choć surowy i chłodny w obejściu zawsze roztaczał nad nią opiekę i czuwał aby nigdy nic złego się jej nie przytrafiło. Podejmował decyzje zawsze patrząc na jej dobro. Nie zawsze się z nim zgadzała, czasami miała mu za złe ale wiedziała w ogólnym rozrachunku Edgar zawsze był po jej stronie. Nigdy jej nie zawiódł, a Primrose nie potrafiłą wylewnie mówić, ani ubierać swoich uczuć w górnolotne słowa. Zdecydowanie wolała czyny i gesty. Zagranie tego utworu miało być wyrażeniem tego wszystkiego co czuła do starszego brata: wdzięczności, oddania i miłości. Sięgnęła po nuty, które zaraz rozłożyła po czym ustawiła się ze skrzypcami. Smyczek poszedł w górę i rozległy się pierwsze nuty utworu, które na samym początku zapowiadały melodię, która może chwytać za serce. Dźwięk czysty i wysoki, ale nie drażniący uszu miał kojące zabarwienie i spokój, który zachęcał do słuchania. Kolejne tony przywodziły na myśl spokojnie płynącą rzekę oraz w pełni rozkwitające ogrody a może nawet pola maków w promieniach słonecznych. Słychać było typowe szkockie zabarwienie utworu, ale dziwnym trafem pasowało ono do wzgórz Durham, z których wywodzili się Burke. Zaraz potem melodia zaczęła porywać niczym górski wiatr, który unosi się nad polami pełnymi kwiecia. Primrose sprawnie przesuwała się pomiędzy kolejnymi taktami, żeby na samym końcu zakończyć wyższa tonacją płynnie i bez ani jednej fałszywej nuty.
Pogładziła czule skrzypce kiedy skończyli grać.
-Jesteśmy całkiem zgranym duetem. -Przyznała mu rację kiwając głową i rozruszała ramię po dość długim graniu. Potrzebowała chwilę odpocząć nim zabierze się za kolejny utwór, który chciała by Gaspard ocenił. Zauważyła, że miał wprawne ucho i muzykę czuł instynktownie, tak jakby do niego mówiła. -Jest to stara piosenka celtycka opowiadająca o przełamywaniu własnych słabości oraz zdobywaniu szczytów możliwości z odpowiednią osobą u boku, albo bardziej dzięki niej.
Edgar był dla Prim od zawsze wzorem i opiekunem. Choć surowy i chłodny w obejściu zawsze roztaczał nad nią opiekę i czuwał aby nigdy nic złego się jej nie przytrafiło. Podejmował decyzje zawsze patrząc na jej dobro. Nie zawsze się z nim zgadzała, czasami miała mu za złe ale wiedziała w ogólnym rozrachunku Edgar zawsze był po jej stronie. Nigdy jej nie zawiódł, a Primrose nie potrafiłą wylewnie mówić, ani ubierać swoich uczuć w górnolotne słowa. Zdecydowanie wolała czyny i gesty. Zagranie tego utworu miało być wyrażeniem tego wszystkiego co czuła do starszego brata: wdzięczności, oddania i miłości. Sięgnęła po nuty, które zaraz rozłożyła po czym ustawiła się ze skrzypcami. Smyczek poszedł w górę i rozległy się pierwsze nuty utworu, które na samym początku zapowiadały melodię, która może chwytać za serce. Dźwięk czysty i wysoki, ale nie drażniący uszu miał kojące zabarwienie i spokój, który zachęcał do słuchania. Kolejne tony przywodziły na myśl spokojnie płynącą rzekę oraz w pełni rozkwitające ogrody a może nawet pola maków w promieniach słonecznych. Słychać było typowe szkockie zabarwienie utworu, ale dziwnym trafem pasowało ono do wzgórz Durham, z których wywodzili się Burke. Zaraz potem melodia zaczęła porywać niczym górski wiatr, który unosi się nad polami pełnymi kwiecia. Primrose sprawnie przesuwała się pomiędzy kolejnymi taktami, żeby na samym końcu zakończyć wyższa tonacją płynnie i bez ani jednej fałszywej nuty.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Skończywszy pierwszy, wspólny utwór, Gaspard rozprostował swe palce, sięgając po kolejną filiżankę wciąż ciepłej herbaty. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mieszkał w kraju, gdzie herbata była bardzo popularnym napojem, ale chyba przez wzgląd na buntowniczą naturę nigdy nie przekonał się do tego napoju na tyle, by samemu wychodzić z inicjatywą jej zaparzenia. I choć personalnie wolał kawę, to zawarta w niej kofeina wprowadzała czarodzieja w bardzo chaotyczne myśli po piątej filiżance, dlatego też starał się jej unikać. Nie lubił chodzić rozdrażniony i z krótkim temperamentem, bo nie zwiastowało to nigdy nic dobrego, a kawa niestety wprowadzała go w bardzo zły humor, szczególnie spożywana w dużych ilościach. Więc z zastanowieniem Gaspard spojrzał na ciepły, zielono-brunatny płyn i zaczął się zastanawiać, jaką ilość kofeiny się w nim zawiera. Był świadom, że oba te trunki posiadały w sobie jakiś procent kofeiny. W smaku jednak daleko było im obu od siebie.
Przerwał swe rozmyślania w momencie, gdy panna Burke zaczęła opowiadać o utworze, który wybrała jako prezent na urodziny swego brata. Z samego opisu melodia utwory wydawała się być przepięknym pomysłem, że Lestrange nie miał najmniejszych wątpliwości co do wyboru.
- Zaintrygowałaś mnie swym wyborem, przyznam, że patrząc na Twoją rodzinę moją pierwszą myślą na pewno nie byłaby stara pieśń celtycka, ale po opisie mam wrażenie, że będzie idealnym wyborem. - Gdy popłynęły pierwsze nuty starej pieśni, Gaspard nie mógł przestać wyobrażać sobie dokładniej szkockich terenów, łąk, lasów i rzek, skąpanych w lekkim wiosennym świetle słonecznym. Niższe tony przywodziły na myśl powiew świeżego wiatru, jeszcze trochę mroźnego przypominającego zimę, ale już na tyle delikatnego, by kołysać przepiękne kwiaty i liście. Cała pieśń wyrwała czarodzieja z panującej dookoła nich zimy do przepięknej wiosennej polany nad rzeką, gdzie niebo było błękitne a trawa i liście zielone. Gdzie spokojnie leżąc na ubitej trawie, można byłoby rozkoszować się pierwszymi promieniami słońca, jeszcze nie na tyle mocnymi by zabarwić skórę na czerwoną ale już na tyle silnymi, by wygrzać wszystkie kości po zimowym sezonie.
Utwór wykonany przez Prim zdecydowanie skończył się zbyt szybko i jak pękająca gumka od majtek boleśnie sprowadził Gasparda na ziemię do rzeczywistości.
- Przez moment przeniosłaś mnie, droga Prim, do zupełnie innej krainy. Muszę przyznać, że Twoje wykonanie było bezbłędne, a dobór wprost doskonały, na te zimowe miesiące wprowadzisz powiew wiosny na salonach! - Choć myślami odbiegł daleko, to nie przestawał zwracać uwagi na techniczne wykonanie utwory i widać było, że panna Burke pracowała nad tym przez dobrych parę tygodni, by zagrać tę pieśń tak doskonale teraz.
Przerwał swe rozmyślania w momencie, gdy panna Burke zaczęła opowiadać o utworze, który wybrała jako prezent na urodziny swego brata. Z samego opisu melodia utwory wydawała się być przepięknym pomysłem, że Lestrange nie miał najmniejszych wątpliwości co do wyboru.
- Zaintrygowałaś mnie swym wyborem, przyznam, że patrząc na Twoją rodzinę moją pierwszą myślą na pewno nie byłaby stara pieśń celtycka, ale po opisie mam wrażenie, że będzie idealnym wyborem. - Gdy popłynęły pierwsze nuty starej pieśni, Gaspard nie mógł przestać wyobrażać sobie dokładniej szkockich terenów, łąk, lasów i rzek, skąpanych w lekkim wiosennym świetle słonecznym. Niższe tony przywodziły na myśl powiew świeżego wiatru, jeszcze trochę mroźnego przypominającego zimę, ale już na tyle delikatnego, by kołysać przepiękne kwiaty i liście. Cała pieśń wyrwała czarodzieja z panującej dookoła nich zimy do przepięknej wiosennej polany nad rzeką, gdzie niebo było błękitne a trawa i liście zielone. Gdzie spokojnie leżąc na ubitej trawie, można byłoby rozkoszować się pierwszymi promieniami słońca, jeszcze nie na tyle mocnymi by zabarwić skórę na czerwoną ale już na tyle silnymi, by wygrzać wszystkie kości po zimowym sezonie.
Utwór wykonany przez Prim zdecydowanie skończył się zbyt szybko i jak pękająca gumka od majtek boleśnie sprowadził Gasparda na ziemię do rzeczywistości.
- Przez moment przeniosłaś mnie, droga Prim, do zupełnie innej krainy. Muszę przyznać, że Twoje wykonanie było bezbłędne, a dobór wprost doskonały, na te zimowe miesiące wprowadzisz powiew wiosny na salonach! - Choć myślami odbiegł daleko, to nie przestawał zwracać uwagi na techniczne wykonanie utwory i widać było, że panna Burke pracowała nad tym przez dobrych parę tygodni, by zagrać tę pieśń tak doskonale teraz.
In darkness one may be ashamed
of what one does,
of what one does,
without the shame of disgrace
Kiedy usłyszała po raz pierwszy ten utwór przed oczami zobaczyła twarz brata. Słowa starej pieśni miały mocny wydźwięk i były niezwykle wzruszające. Czy poruszą serce lorda nestora Burke?
Primrose i Edgara łączyła silna więź, która choć dla innych niewidoczna dla nich była niemal nierozerwalna. Rodzeństwo, które dzieliło dwanaście lat, a jednak znaleźli do siebie drogę pomimo wielu wertepów na niej. Ród Burke z zewnątrz chłodny i opanowany, trzymający wszystkich na dystans, wewnątrz płonął żywym ogniem. Pieśń, którą grała Primrose oddawała tą zażyłość pomiędzy rodzeństwem. Zawsze gdy jej życie gwałtownie skręcało, a potrzebowała wsparcia starszy brat był obok niej. Nie raz nie rozumiała decyzji jakie podejmował, ale zawsze robił to patrząc na dobro siostry. Miała nadzieję, że wiedział jak wiele to dla niej znaczyło, a nawet jeżeli nie, to liczyła, że w czasie świąt ten utwór mu to przekaże.
Wciąż utwór wymagał dopracowania, ale już teraz brzmiał czysto i pięknie w zimowej scenerii w jakiej się znaleźli. Primrose uśmiechnęła się delikatnie i z wdzięcznością do Gasparda. Jego zdanie i opinia wiele dla niej znaczyła, a przecież chciała stawać się coraz lepsza w tym co robiła. Lady Burke należała do osób niezwykle ambitnych, które wciąż dążyły do perfekcji. Nie inaczej było w tym przypadku.
Odłożyła skrzypce na bok by samej sięgnąć po ciepłą filiżankę herbaty. Przez chwilę trwała w milczeniu rozkoszując się ciszą jaka zapadała. Ona też miała swoje dźwięki, o których nie raz zapominali, a te bywały nieraz wspaniałą inspiracją. Przerwała ją jednak sięgając po nuty, które przyniósł mężczyzna.
-Ten utwór wydaje się być ciekawy. - Usiadła obok niego wskazując na zapis nutowy. Na początku delikatnie, a potem przyspieszał nadając tonom dynamiki. Mógł być dla nich kolejnym, muzycznym wyzwaniem. -Jak nie spróbujemy to się nie przekonamy.
Wzięła arkusz i postawiła na pianinie aby mężczyzna mógł zacząć ich rozczytywanie. Ona zaś stała obok i cicho nuciła pod nosem aby załapać linię melodyczną. Początek odczytywania utworu zawsze był najtrudniejszy, kiedy mieli poznać tonację, prędkość oraz intensywność muzyczną. Po tym wstępie mogła się dołączyć ze skrzypcami celem dostrojenia się do pianina. Spędzili jeszcze jakiś czas w altanie, póki nie przyszedł Maczek informując, że zbliża się czas kolacji i czy lord Lestrange zostanie na posiłku.
|zt dla Prim
Primrose i Edgara łączyła silna więź, która choć dla innych niewidoczna dla nich była niemal nierozerwalna. Rodzeństwo, które dzieliło dwanaście lat, a jednak znaleźli do siebie drogę pomimo wielu wertepów na niej. Ród Burke z zewnątrz chłodny i opanowany, trzymający wszystkich na dystans, wewnątrz płonął żywym ogniem. Pieśń, którą grała Primrose oddawała tą zażyłość pomiędzy rodzeństwem. Zawsze gdy jej życie gwałtownie skręcało, a potrzebowała wsparcia starszy brat był obok niej. Nie raz nie rozumiała decyzji jakie podejmował, ale zawsze robił to patrząc na dobro siostry. Miała nadzieję, że wiedział jak wiele to dla niej znaczyło, a nawet jeżeli nie, to liczyła, że w czasie świąt ten utwór mu to przekaże.
Wciąż utwór wymagał dopracowania, ale już teraz brzmiał czysto i pięknie w zimowej scenerii w jakiej się znaleźli. Primrose uśmiechnęła się delikatnie i z wdzięcznością do Gasparda. Jego zdanie i opinia wiele dla niej znaczyła, a przecież chciała stawać się coraz lepsza w tym co robiła. Lady Burke należała do osób niezwykle ambitnych, które wciąż dążyły do perfekcji. Nie inaczej było w tym przypadku.
Odłożyła skrzypce na bok by samej sięgnąć po ciepłą filiżankę herbaty. Przez chwilę trwała w milczeniu rozkoszując się ciszą jaka zapadała. Ona też miała swoje dźwięki, o których nie raz zapominali, a te bywały nieraz wspaniałą inspiracją. Przerwała ją jednak sięgając po nuty, które przyniósł mężczyzna.
-Ten utwór wydaje się być ciekawy. - Usiadła obok niego wskazując na zapis nutowy. Na początku delikatnie, a potem przyspieszał nadając tonom dynamiki. Mógł być dla nich kolejnym, muzycznym wyzwaniem. -Jak nie spróbujemy to się nie przekonamy.
Wzięła arkusz i postawiła na pianinie aby mężczyzna mógł zacząć ich rozczytywanie. Ona zaś stała obok i cicho nuciła pod nosem aby załapać linię melodyczną. Początek odczytywania utworu zawsze był najtrudniejszy, kiedy mieli poznać tonację, prędkość oraz intensywność muzyczną. Po tym wstępie mogła się dołączyć ze skrzypcami celem dostrojenia się do pianina. Spędzili jeszcze jakiś czas w altanie, póki nie przyszedł Maczek informując, że zbliża się czas kolacji i czy lord Lestrange zostanie na posiłku.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Altana
Szybka odpowiedź