Altana
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Altana
Jedno z nieco mniej dzikich, a przez to przyjemniejszych miejsc wśród ogrodów wokół Durham Castle - w lecie mieszkańcy zwykli jadać tam posiłki, o ile pogoda dopisywała. Altana stanowi mocną konstrukcję, bogato zdobioną u góry motywem roślinnym, w co wkomponowane są również elementy oświetlenia. W zależności od potrzeby, miejsce to może służyć również do wystawienia stołów z przekąskami dla gości lub scenę dla orkiestry grającej na przyjęciu... pamiętajmy jednak, że Burke'owie zdecydowanie stronią od tego typu imprez.
Nigdy nie spodziewał się, że w pannie Prim znajdzie sobie tak dobrą towarzyszkę do gry na fortepianie. Jej akompaniament na skrzypcach tylko dodawał dodatkowej barwy już teraz jego ukochanemu hobby i przez te ostatnie miesiące, gdy miał szansę poćwiczyć w jej towarzystwie stały się jego źródłem inspiracji do dalszego doskonalenia swych zdolności. Poniekąd ta znajomość odnowiła jego pasję do muzyki i komponowania, którą jego praca powoli próbowała zabić. I wydawać by się mogło, że codzienne przebywanie w Operze napędzi młodego Lestranga do tworzenia wielkich dzieł, tak codzienna rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Zalany stertą rachunków i papierów, zamiast rozczytywać nuty rozczytywał cyferki na fakturach. Skończyła się beztroska wolność lat młodzieńczych, gdzie mógł sobie pozwolić na nocne przesiadywanie w pokoju muzycznym do piątej nad ranem i z wygłuszającym zaklęciem ćwiczyć na fortepianie do zmordowania najwspanialsze kompozycje wielkich artystów. Z czasem zaczął przychodzić wieczorem do swego pokoju tak padnięty, że nawet nie chciało mu się ruszyć do swej pracowni pokój obok, by zagrać coś dla uspokojenia duszy, ale te chwile, które udało mu się skraść potrafiły zapaść w pamięć. A dzięki znajomości z Panną Burke, którą jego ojciec oczywiście pochlebia, bo pochodziła z dobrej rodziny, mógł ponownie pozwolić sobie na chwile zapomnienia i skupić się na muzyce. Czasem miał wrażenie, że gdyby nie muzyka już dawno by wybuchł pod presją Falco Lestrange i przyniósł swej rodzinie niesławę. A czasem wręcz odwrotnie, chciał wybuchnąć i pochłonąć wszystko ze sobą.
Gdy Lady Prim chwyciła za nuty, które położył na stoliku zaraz po przybyciu do altany z zaciekawieniem patrzył jak przegląda pożółkłe kartki, wybierając kolejny utwór dla nich.
- A więc spróbujmy - zgodził się szybko, poprawiając się za fortepianem i odczytując pierwsze takty muzyki. Jego palce błądziły w pierwszych chwilach po klawiaturze z kości słoniowej, by w krótkim czasie opanować pierwsze wersy melodii. Pieśń wydawała się być delikatna, lecz gdy doszli do drugiego taktu, Gaspard musiał popisać się niebywałymi zdolnościami manewrowania między różnymi dźwiękami, by oddać prawdziwy zamysł kompozytora w tak szybkim tempie. Przez następne parę godzin dwójka pieczołowicie pracowała nad nowym utworem, nawet nie zwracając uwagi, że w altanie zaczęło świecić światło lamp, a ścieżka do domu została ukryta przez mrok nocy i pewnie by jeszcze mogła trochę pograć, gdyby nie głód wywołany słowami skrzata, który zawołał pannę Prim na kolację. Gaspard podziękował szczerze za zaproszenie, ale po tak intensywnym dniu, jego organizm chciał odpocząć, a głód był chyba ostatnią rzeczą o jakiej teraz myślał. Pożegnał się z Lady Burke, dziękując za mile spędzony czas. Schował swoje nuty do marynarki i odprowadził kobietę z powrotem do domu, samemu nie wchodząc.
zt
Gdy Lady Prim chwyciła za nuty, które położył na stoliku zaraz po przybyciu do altany z zaciekawieniem patrzył jak przegląda pożółkłe kartki, wybierając kolejny utwór dla nich.
- A więc spróbujmy - zgodził się szybko, poprawiając się za fortepianem i odczytując pierwsze takty muzyki. Jego palce błądziły w pierwszych chwilach po klawiaturze z kości słoniowej, by w krótkim czasie opanować pierwsze wersy melodii. Pieśń wydawała się być delikatna, lecz gdy doszli do drugiego taktu, Gaspard musiał popisać się niebywałymi zdolnościami manewrowania między różnymi dźwiękami, by oddać prawdziwy zamysł kompozytora w tak szybkim tempie. Przez następne parę godzin dwójka pieczołowicie pracowała nad nowym utworem, nawet nie zwracając uwagi, że w altanie zaczęło świecić światło lamp, a ścieżka do domu została ukryta przez mrok nocy i pewnie by jeszcze mogła trochę pograć, gdyby nie głód wywołany słowami skrzata, który zawołał pannę Prim na kolację. Gaspard podziękował szczerze za zaproszenie, ale po tak intensywnym dniu, jego organizm chciał odpocząć, a głód był chyba ostatnią rzeczą o jakiej teraz myślał. Pożegnał się z Lady Burke, dziękując za mile spędzony czas. Schował swoje nuty do marynarki i odprowadził kobietę z powrotem do domu, samemu nie wchodząc.
zt
In darkness one may be ashamed
of what one does,
of what one does,
without the shame of disgrace
08.01.1958
Rok zaczął się w jego mniemaniu naprawdę dobrze. Miał naprawdę dobre przeczucia. Triumf w Staffordshire napawał dużym optymizmem, jednocześnie przypominając, że nie można osiąść na laurach nawet na moment. Całe wydarzenie miało miejsce raptem trzy dni temu, ale Xavier co jakiś czas wracał do niego wspomnieniami. Znów stał na placu Stoke-on-Trent i obserwował jak Śmierciożercy wykonują wyroki na zdrajcach, szlamach i mugolach. Był naprawdę dumny z tego co dokonali tego dnia wspólnymi siłami.
Jednak nie tylko to rozpamiętywał. W końcu na początku roku miał miejsce Sabat, na którym jego cudowna żona sprawiła mu nie lada niespodziankę i można powiedzieć, że też psikusa. Domyślał się, że pewnie większość gentlemanów nie byłaby zadowolona z faktu, że jego żona postanowiła sobie z niego w pewien sposób zażartować, ale akurat Xavier miał zdecydowanie inne podejście. Fakt, że Charlotta sprytnie wywiodła go w pole, a on uwierzył, że złe samopoczucie przeszkodzi jej w pojawieniu się na Sabacie, uważał za zabawne. Najwidoczniej nawet po ośmiu latach małżeństwa potrafiła go zaskoczyć, co w jego mniemaniu było jak najbardziej pozytywnym objawem. Ich mała gra podczas spotkania na Sali balowej sprawiła, że Xavier poczuł jeszcze większy pociąg do żony niż wcześniej, a wydawało mu się, że jest to już bardziej nie możliwe. Te słowne gierki, podchody, udawanie nieznajomych, ta smaczna pikanteria podkreślająca pożądanie i podgrzewająca atmosferę między nimi była niesamowita i przyjemna. Nic więc dziwnego, że po powrocie z balu nie opuścili sypialni do późnego popołudnia.
Dzisiaj jednak, kiedy słońce było wysoko na niebie oświetlając usłany śniegiem ogród znajdujący się na tyłach zamku Durham, Xavier czekał na Charlottę w altanie. Nie było ciepło, ale mróz również dzisiaj nie doskwierał więc można było tutaj spokojnie spędzić czas. Zwłaszcza, że Burke zadbał o to by w razie czego nie było im zimno i w około altanki lewitowały wesołe płomienie zapewniające, że wewnątrz panowało nawet przyjemne ciepło. Mimo wszystko miał na sobie ciepły zimowy płaszcz, a na szyi zawinięty szal. Na stoliku stał już przygotowany magiczny gramofon.
Xavier postrzegał się jako całkiem niezłego tancerza, ale zawsze taniec z Charlottą uświadamiał mu jak mało umie. To Lady Burke była najlepszą tancerką wśród szlachty, ba, śmiał nawet twierdzić, że najlepszą w kraju. Dlatego kiedy tylko miał chwilę prosił żonę by dała mu kilka lekcji. Z taką nauczycielką nie było opcji żeby popełnił jakieś taneczne foux pas. Miał nadzieję tylko, że Lotta nie będzie dla mnie zbyt surowa.
Rok zaczął się w jego mniemaniu naprawdę dobrze. Miał naprawdę dobre przeczucia. Triumf w Staffordshire napawał dużym optymizmem, jednocześnie przypominając, że nie można osiąść na laurach nawet na moment. Całe wydarzenie miało miejsce raptem trzy dni temu, ale Xavier co jakiś czas wracał do niego wspomnieniami. Znów stał na placu Stoke-on-Trent i obserwował jak Śmierciożercy wykonują wyroki na zdrajcach, szlamach i mugolach. Był naprawdę dumny z tego co dokonali tego dnia wspólnymi siłami.
Jednak nie tylko to rozpamiętywał. W końcu na początku roku miał miejsce Sabat, na którym jego cudowna żona sprawiła mu nie lada niespodziankę i można powiedzieć, że też psikusa. Domyślał się, że pewnie większość gentlemanów nie byłaby zadowolona z faktu, że jego żona postanowiła sobie z niego w pewien sposób zażartować, ale akurat Xavier miał zdecydowanie inne podejście. Fakt, że Charlotta sprytnie wywiodła go w pole, a on uwierzył, że złe samopoczucie przeszkodzi jej w pojawieniu się na Sabacie, uważał za zabawne. Najwidoczniej nawet po ośmiu latach małżeństwa potrafiła go zaskoczyć, co w jego mniemaniu było jak najbardziej pozytywnym objawem. Ich mała gra podczas spotkania na Sali balowej sprawiła, że Xavier poczuł jeszcze większy pociąg do żony niż wcześniej, a wydawało mu się, że jest to już bardziej nie możliwe. Te słowne gierki, podchody, udawanie nieznajomych, ta smaczna pikanteria podkreślająca pożądanie i podgrzewająca atmosferę między nimi była niesamowita i przyjemna. Nic więc dziwnego, że po powrocie z balu nie opuścili sypialni do późnego popołudnia.
Dzisiaj jednak, kiedy słońce było wysoko na niebie oświetlając usłany śniegiem ogród znajdujący się na tyłach zamku Durham, Xavier czekał na Charlottę w altanie. Nie było ciepło, ale mróz również dzisiaj nie doskwierał więc można było tutaj spokojnie spędzić czas. Zwłaszcza, że Burke zadbał o to by w razie czego nie było im zimno i w około altanki lewitowały wesołe płomienie zapewniające, że wewnątrz panowało nawet przyjemne ciepło. Mimo wszystko miał na sobie ciepły zimowy płaszcz, a na szyi zawinięty szal. Na stoliku stał już przygotowany magiczny gramofon.
Xavier postrzegał się jako całkiem niezłego tancerza, ale zawsze taniec z Charlottą uświadamiał mu jak mało umie. To Lady Burke była najlepszą tancerką wśród szlachty, ba, śmiał nawet twierdzić, że najlepszą w kraju. Dlatego kiedy tylko miał chwilę prosił żonę by dała mu kilka lekcji. Z taką nauczycielką nie było opcji żeby popełnił jakieś taneczne foux pas. Miał nadzieję tylko, że Lotta nie będzie dla mnie zbyt surowa.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Chyba pierwszy raz od bardzo dawna w czymś nie myślała o konsekwencjach. Głównie dlatego, że wiedziała, iż może sobie na to pozwolić – skoro już udawali się na bal, to zdecydowanie należało im się ciut odprężenia i… zabawy.
Wojna sama w sobie zaczynała ją przerażać. Nie chodziło nawet o wyroki, czy inne prześladowania – chodziło o kryzys gospodarczy i fakt, że państwo jest prowadzone nierozsądnie. Zaczynało brakować jedzenia, wszelkiego, co mogłoby zaspokoić podstawowe potrzeby, a przynajmniej dla klas niższych niż arystokracja, bo szlachcice mogli zawsze pozwolić sobie na więcej, głównie dzięki majątkom i mniej czystym czy uczciwym zagraniom. Z jednej strony – każdy pragnął przetrwać, każdy chciał jak najlepiej dla siebie, własnej rodziny i dzieci. Z drugiej jednak – kiedy ludziom doskwiera głód i nędza zagląda do sakiewek, dzieją się rzeczy straszne. Stąpa się po cieniutkiej linii, która w każdej chwili może się zerwać.
Gdzie wtedy ukryją się wszyscy arystokraci? Gdzie mogłaby zabrać męża i dzieci, aby przeżyć i nie trafić pod różdżki rządnych krwi czarodziejów?
Nie wiedziała. Nie potrafiła na razie niczego wymyślić – a Sabat zdawał się świetną okazją, aby chociaż na chwilę zapomnieć o czającym się zagrożeniu, i aby mieć nadzieję, że nowy rok przyniesie nowe perspektywy.
Na razie przyniósł kompletnie nowe, odświeżone spojrzenie na męża, kiedy dali ponieść się zabawie i rozniecili jeszcze bardziej płomień w ich małżeństwie – na który i tak nigdy nie mogła narzekać. Wśród wszystkich dam miała niebywałe szczęście, że poślubiła mężczyznę, którego pokochała… i który dawał jej swobodę do rozwoju.
Cóż, dzisiaj to ona miała dać mu swobodę do rozwoju. Niedługo po balu mąż poprosił ją o małe lekcje tańca. Nie mogła mu odmówić – bo w końcu zawsze było to przyjemniejsze niż umawianie się z nauczycielami, z którymi często spotykała się sama Charlotta, dla przypomnienia, odświeżenia, poprawienia… zwyczajnego dążenia do doskonałości.
Altana była dość zaskakującym miejscem, szczególnie że mieli praktycznie środek zimy, ale jednocześnie… dość romantycznym. Ubrała na siebie dzisiaj mniej rozkloszowaną, a bardziej przylegającą do ciała suknię, a także płaszcz, który miał nie ograniczać jej ruchów, a jedynie dodać odrobinę ciepła.
Jak się okazało, i o nie zadbał Xavier, bo gdy tylko postawiła pierwsze kroki ku altanie, dostrzegła tańczące w powietrzu płomienie. Uśmiechnęła się na ich widok. Dodawały tylko romantyzmu całej scenerii i… miała nadzieję, że już niebawem płaszcze nie będą im potrzebne.
Podeszła do Xaviera z delikatnym uśmiechem, ostrożnie objęła go i podarowała mu delikatny pocałunek na powitanie, skoro i tak już byli tutaj zupełnie sami…
— Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo – niemalże szepnęła, czując, że jakikolwiek głośniejszy ton głosu może jedynie zaburzyć tę cudowną atmosferę, jaką dla nich przyszykował…
Wojna sama w sobie zaczynała ją przerażać. Nie chodziło nawet o wyroki, czy inne prześladowania – chodziło o kryzys gospodarczy i fakt, że państwo jest prowadzone nierozsądnie. Zaczynało brakować jedzenia, wszelkiego, co mogłoby zaspokoić podstawowe potrzeby, a przynajmniej dla klas niższych niż arystokracja, bo szlachcice mogli zawsze pozwolić sobie na więcej, głównie dzięki majątkom i mniej czystym czy uczciwym zagraniom. Z jednej strony – każdy pragnął przetrwać, każdy chciał jak najlepiej dla siebie, własnej rodziny i dzieci. Z drugiej jednak – kiedy ludziom doskwiera głód i nędza zagląda do sakiewek, dzieją się rzeczy straszne. Stąpa się po cieniutkiej linii, która w każdej chwili może się zerwać.
Gdzie wtedy ukryją się wszyscy arystokraci? Gdzie mogłaby zabrać męża i dzieci, aby przeżyć i nie trafić pod różdżki rządnych krwi czarodziejów?
Nie wiedziała. Nie potrafiła na razie niczego wymyślić – a Sabat zdawał się świetną okazją, aby chociaż na chwilę zapomnieć o czającym się zagrożeniu, i aby mieć nadzieję, że nowy rok przyniesie nowe perspektywy.
Na razie przyniósł kompletnie nowe, odświeżone spojrzenie na męża, kiedy dali ponieść się zabawie i rozniecili jeszcze bardziej płomień w ich małżeństwie – na który i tak nigdy nie mogła narzekać. Wśród wszystkich dam miała niebywałe szczęście, że poślubiła mężczyznę, którego pokochała… i który dawał jej swobodę do rozwoju.
Cóż, dzisiaj to ona miała dać mu swobodę do rozwoju. Niedługo po balu mąż poprosił ją o małe lekcje tańca. Nie mogła mu odmówić – bo w końcu zawsze było to przyjemniejsze niż umawianie się z nauczycielami, z którymi często spotykała się sama Charlotta, dla przypomnienia, odświeżenia, poprawienia… zwyczajnego dążenia do doskonałości.
Altana była dość zaskakującym miejscem, szczególnie że mieli praktycznie środek zimy, ale jednocześnie… dość romantycznym. Ubrała na siebie dzisiaj mniej rozkloszowaną, a bardziej przylegającą do ciała suknię, a także płaszcz, który miał nie ograniczać jej ruchów, a jedynie dodać odrobinę ciepła.
Jak się okazało, i o nie zadbał Xavier, bo gdy tylko postawiła pierwsze kroki ku altanie, dostrzegła tańczące w powietrzu płomienie. Uśmiechnęła się na ich widok. Dodawały tylko romantyzmu całej scenerii i… miała nadzieję, że już niebawem płaszcze nie będą im potrzebne.
Podeszła do Xaviera z delikatnym uśmiechem, ostrożnie objęła go i podarowała mu delikatny pocałunek na powitanie, skoro i tak już byli tutaj zupełnie sami…
— Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo – niemalże szepnęła, czując, że jakikolwiek głośniejszy ton głosu może jedynie zaburzyć tę cudowną atmosferę, jaką dla nich przyszykował…
Gość
Gość
W przeszłości, kiedy podróżował i żył w swoim świecie nie koniecznie interesował się polityką. Teraz jednak, kiedy już był na miejscu i prężnie działał w szeregach Rycerzy Walpurii zaczął na to wszystko zwracać bardziej uwagę. Jako człowiek, który zawodowo zarządzał przybytkiem o nazwie Palarnia Opium, wiedział co i jak robić aby wszyscy byli zadowoleni. Dlatego też wykorzystywał swoje umiejętności aby wpływać na to co się dzieje w kraju. Może na razie nie miał jakiegoś dużego wpływu na to wszystko, jednak głęboko wierzył, że z czasem jego starania i ciężka praca zaowocują. Nie mógł jedynie osiąść na laurach, a co do tego to nie miał najmniejszego zamiaru. Miał w planach rozbudowę Palarni i wiedział, że sam ten projekt pochłonie dużo czasu, a co dopiero dodatkowe zobowiązania jakich się podjął i miał zamiar się podjąć.
Dlatego też, takie dni jak dzisiaj poświęcał na to aby spędzić czas z rodziną. Ten dzień, a raczej już popołudnie chciał spędzić z żoną. Nauka tańca była idealnym pretekstem, ponieważ wiedział, że raz, Charlotta jest zajętą kobietą, która również ma swoje obowiązki i zobowiązania, a dwa, jeśli chodziło o udzielanie mu lekcji tańca, jeszcze nigdy nie usłyszał negatywnej odpowiedzi.
Kiedy zauważył żonę zmierzającą w jego kierunku uśmiechnął się łagodnie. Nie ważne ile razy dziennie ją widział, zawsze robiła na nim takie samo wrażenie. Zawsze elegancja, piękna i dumna. Postrzegał się jako szczęściarza. Dla tej kobiety był w stanie zrobić wszystko. I choć znali się już długo i mieli już spory staż jako małżeństwo, uczucie, które zrodziło się z początkiem i znajomości nie osłabło nawet na chwilę. Wręcz przeciwnie, rosło z każdym dniem, a po ostatnim Sabacie, kiedy pozwolili sobie na grę, wręcz eksplodowało.
- Nie długo, z resztą każda chwila oczekiwania na ciebie jest warta czekania. – powiedział równie cicho co ona, po czym ułożył dłonie w jej tali i uśmiechnął się łagodnie, nie odwracając od niej wzroku nawet na moment. – Domyślam się, że miejsce naszej dzisiejszej schadzki… – tu zabawnie poruszał brwiami – … nie jest może zbyt ciepłe, ale jak widzisz moja droga zadbałem o naszą wygodę jak tylko potrafię najlepiej. – odparł puszczając jej oczko. – Z wyprzedzeniem przepraszam za wszystkie moje karygodne błędy, które popełnię podczas naszej dzisiejszej lekcji. – dodał szybko chcąc uprzedzić fakty.
Dlatego też, takie dni jak dzisiaj poświęcał na to aby spędzić czas z rodziną. Ten dzień, a raczej już popołudnie chciał spędzić z żoną. Nauka tańca była idealnym pretekstem, ponieważ wiedział, że raz, Charlotta jest zajętą kobietą, która również ma swoje obowiązki i zobowiązania, a dwa, jeśli chodziło o udzielanie mu lekcji tańca, jeszcze nigdy nie usłyszał negatywnej odpowiedzi.
Kiedy zauważył żonę zmierzającą w jego kierunku uśmiechnął się łagodnie. Nie ważne ile razy dziennie ją widział, zawsze robiła na nim takie samo wrażenie. Zawsze elegancja, piękna i dumna. Postrzegał się jako szczęściarza. Dla tej kobiety był w stanie zrobić wszystko. I choć znali się już długo i mieli już spory staż jako małżeństwo, uczucie, które zrodziło się z początkiem i znajomości nie osłabło nawet na chwilę. Wręcz przeciwnie, rosło z każdym dniem, a po ostatnim Sabacie, kiedy pozwolili sobie na grę, wręcz eksplodowało.
- Nie długo, z resztą każda chwila oczekiwania na ciebie jest warta czekania. – powiedział równie cicho co ona, po czym ułożył dłonie w jej tali i uśmiechnął się łagodnie, nie odwracając od niej wzroku nawet na moment. – Domyślam się, że miejsce naszej dzisiejszej schadzki… – tu zabawnie poruszał brwiami – … nie jest może zbyt ciepłe, ale jak widzisz moja droga zadbałem o naszą wygodę jak tylko potrafię najlepiej. – odparł puszczając jej oczko. – Z wyprzedzeniem przepraszam za wszystkie moje karygodne błędy, które popełnię podczas naszej dzisiejszej lekcji. – dodał szybko chcąc uprzedzić fakty.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
12.02.1958
Czasem Edgar dochodził do wniosku, że ich posiadłość jest za duża. Znalezienie kryjówki nie powinno stanowić dla nikogo problemu – pustych komnat było wystarczająco dużo, a korytarze ciągnęły się bez końca. I choć Edgar nierzadko korzystał z tych wolnych przestrzeni, kiedy chciał na chwilę zniknąć z oczu domowników, przeklinał je, gdy inni robili to samo. Dlaczego accio nie działało na ludzi? Od kilku długich minut wędrował po Durham, szukając swojego kuzyna – ten miał wyjątkowy talent do znikania, ale Edgar nie byłby sobą, gdyby w końcu go nie znalazł. Nie miał jednak czasu (ani ochoty) szukać go dłużej, więc ostatecznie wspomógł się magią skrzata. – Lord Xavier przebywa w altanie, sir – uzyskał odpowiedź nim minęła chociaż jedna minuta. Zdolności skrzatów domowych niejednokrotnie wprawiały go w zdumienie; wykonywały rozkazy z niesłychaną precyzją, czasem przewyższając zdolności przeciętnego czarodzieja – ale tylko pozornie, Edgar był pewien, że na ich siłę wpływała również magia właściciela, bez którego nie potrafiłyby wiele więcej niż zaklęcie na starcie kurzu. Możliwe, że gdzieś wyczytał tę informację; kiedyś czytał dużo więcej, ostatnio nie mógł znaleźć na to wystarczająco dużo czasu. Obowiązki wobec rodu, hrabstwa, Rycerzy – wolne chwile wolał spędzać leniwie, co najwyżej przeglądając Walczącego Maga.
Wyszedł na zewnątrz, momentalnie czując jak spada mu temperatura ciała. Nie rozumiał jak można było uważać przesiadywanie w ogrodzie w lutym za przyjemne, ale najwyraźniej jego kuzyn był bardziej zahartowany. Otulił się cieplej płaszczem, z tęsknotą wspominając ciepłą jadalnię, w której czekał na niego upieczony zając z ziemniakami i warzywami. Jedzenie musiało jednak poczekać, miał zbyt ważną informację do przekazania.
– Xavierze! – Machnął mu ręką z oddali, w końcu dochodząc do przestronnej altany. – Zaczarowałeś ją od środka? – Rozejrzał się dookoła, jakby spodziewał się ujrzeć delikatne wiązki magii, ale mógłby przysiąc, że w altanie było dużo cieplej niż być powinno.
– Mam do ciebie sprawę. Dowiedziałem się dzisiaj, że córka Wilfreda Kennarda cierpi na jakąś klątwę, prawdopodobnie Achlys – od razu przeszedł do sedna, zatrzymując się naprzeciwko kuzyna. – Kennard to ważna osoba w Warwickshire, ludzie liczą się z jego zdaniem. Jeżeli udałoby nam się pomóc, moglibyśmy zdobyć kolejnego zwolennika – wytłumaczył pokrótce. – Dasz radę się tym zająć? Sam udałbym się do Warwickshire, ale w tej chwili nie jestem w stanie się wyrwać, a powinniśmy szybko zareagować – nie lubił wykorzystywać swojej pozycji w stosunku do najbliższych, ale tym razem w przypadku sprzeciwu kuzyna zapewne wspomógłby się tą silną kartą. – To dość skomplikowana klątwa, może zabierz ze sobą Primrose, zna się na tym – siostra niejednokrotnie go zdumiewała swoją rozległą wiedzą, której w zasadzie nie miała prawa posiadać w tak młodym wieku. Bywała niezastąpiona. – Będę dzisiaj w Durham, gdybyś miał jeszcze jakieś pytania – dodał, kierując się już pomału w stronę zamku. – Nie rozumiem jak możesz tu siedzieć – mruknął jeszcze na odchodne, przyspieszając kroku, kiedy znalazł się już poza działaniem zaklęcia.
zt
Czasem Edgar dochodził do wniosku, że ich posiadłość jest za duża. Znalezienie kryjówki nie powinno stanowić dla nikogo problemu – pustych komnat było wystarczająco dużo, a korytarze ciągnęły się bez końca. I choć Edgar nierzadko korzystał z tych wolnych przestrzeni, kiedy chciał na chwilę zniknąć z oczu domowników, przeklinał je, gdy inni robili to samo. Dlaczego accio nie działało na ludzi? Od kilku długich minut wędrował po Durham, szukając swojego kuzyna – ten miał wyjątkowy talent do znikania, ale Edgar nie byłby sobą, gdyby w końcu go nie znalazł. Nie miał jednak czasu (ani ochoty) szukać go dłużej, więc ostatecznie wspomógł się magią skrzata. – Lord Xavier przebywa w altanie, sir – uzyskał odpowiedź nim minęła chociaż jedna minuta. Zdolności skrzatów domowych niejednokrotnie wprawiały go w zdumienie; wykonywały rozkazy z niesłychaną precyzją, czasem przewyższając zdolności przeciętnego czarodzieja – ale tylko pozornie, Edgar był pewien, że na ich siłę wpływała również magia właściciela, bez którego nie potrafiłyby wiele więcej niż zaklęcie na starcie kurzu. Możliwe, że gdzieś wyczytał tę informację; kiedyś czytał dużo więcej, ostatnio nie mógł znaleźć na to wystarczająco dużo czasu. Obowiązki wobec rodu, hrabstwa, Rycerzy – wolne chwile wolał spędzać leniwie, co najwyżej przeglądając Walczącego Maga.
Wyszedł na zewnątrz, momentalnie czując jak spada mu temperatura ciała. Nie rozumiał jak można było uważać przesiadywanie w ogrodzie w lutym za przyjemne, ale najwyraźniej jego kuzyn był bardziej zahartowany. Otulił się cieplej płaszczem, z tęsknotą wspominając ciepłą jadalnię, w której czekał na niego upieczony zając z ziemniakami i warzywami. Jedzenie musiało jednak poczekać, miał zbyt ważną informację do przekazania.
– Xavierze! – Machnął mu ręką z oddali, w końcu dochodząc do przestronnej altany. – Zaczarowałeś ją od środka? – Rozejrzał się dookoła, jakby spodziewał się ujrzeć delikatne wiązki magii, ale mógłby przysiąc, że w altanie było dużo cieplej niż być powinno.
– Mam do ciebie sprawę. Dowiedziałem się dzisiaj, że córka Wilfreda Kennarda cierpi na jakąś klątwę, prawdopodobnie Achlys – od razu przeszedł do sedna, zatrzymując się naprzeciwko kuzyna. – Kennard to ważna osoba w Warwickshire, ludzie liczą się z jego zdaniem. Jeżeli udałoby nam się pomóc, moglibyśmy zdobyć kolejnego zwolennika – wytłumaczył pokrótce. – Dasz radę się tym zająć? Sam udałbym się do Warwickshire, ale w tej chwili nie jestem w stanie się wyrwać, a powinniśmy szybko zareagować – nie lubił wykorzystywać swojej pozycji w stosunku do najbliższych, ale tym razem w przypadku sprzeciwu kuzyna zapewne wspomógłby się tą silną kartą. – To dość skomplikowana klątwa, może zabierz ze sobą Primrose, zna się na tym – siostra niejednokrotnie go zdumiewała swoją rozległą wiedzą, której w zasadzie nie miała prawa posiadać w tak młodym wieku. Bywała niezastąpiona. – Będę dzisiaj w Durham, gdybyś miał jeszcze jakieś pytania – dodał, kierując się już pomału w stronę zamku. – Nie rozumiem jak możesz tu siedzieć – mruknął jeszcze na odchodne, przyspieszając kroku, kiedy znalazł się już poza działaniem zaklęcia.
zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Altana
Szybka odpowiedź