Jadalnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Wspólna dla całej rodziny jadalnia ma swoje położenie na parterze. Można ją zauważyć już od progu, po wyjściu z głównego holu oraz dotarciu na sam koniec korytarza. Pomieszczenie jest ogromne, utrzymane w ciemnych barwach - szerokie i wysokie okna rzadko są odsłaniane, głównie podczas wizyt gości. Grube, zadbane szyby ukazują wtedy tyły domostwa - pokryte zielenią pola oraz gołe, szare drzewa. Na ścianach wyłożonych ciemnoszarą tapetą widnieją obrazy umieszczone w złotych ramach; część z nich jest ruchoma. Centralną kompozycję jadalni stanowi naturalnie długi, dębowy stół, potrafiący magicznie pomieścić każdą ilość biesiadników. Jest także wiecznie nakryty, po środku nieustannie palą się rzędy świec. Ciemna zastawa oraz serwety są idealnie widoczne na tle jasnoszarego obrusu. Stojące przy blatach krzesła pasujące barwą obicia do nakrycia stołu są zaskakująco wygodne.
Naprawdę starała się zrozumieć i być wsparciem w niewątpliwie ciężkim dla jej męża czasie. Chciała być oparciem, którego potrzebował, nawet jeżeli nie umiał przyznać tego głośno. Nawet jeżeli z każdym dniem stawało się to coraz trudniejsze i było powodem frustracji narastającej w klatce piersiowej Adeline. Jak wiele niewypowiedzianych słów mogła jeszcze zachować w zaciszu własnych myśli nim same wyrwą się spomiędzy ust?
Wróciła do jedzenie, w pozornym spokoju próbując spożyć to, co przygotowano na dzisiejszy obiad, chociaż przestała już czuć smak potraw, zdecydowanie zbyt mocno zaaferowana słowami wymienianymi między rodzeństwem. Czy powinna przed chwilą interweniować? Cóż, z pewnością i tak by to zrobiła, wszakże taka była natura Adeline. Nawet na tak nieskazitelnej masce znajdzie się rysa. Efekt ludzkiej ułomności, który wykrzywi pieczołowicie rzeźbioną iluzje spokoju i opanowania, do którego ostatnio było jej coraz dalej.
Nieomal zakrztusiła się własnym jedzeniem, kiedy wspomniał nazwisko, które nie było jej do końca obce. I sam Edgar przypomniał wszystkim skąd mogły je znać. Nie mogła powstrzymać pełnego oburzenia i przerażenia spojrzenia, które posłała w stronę Primrose. Sam Merlin nie byłby pewnie w stanie odgadną jakaż to siła powstrzymała lady Burke przed wybuchem. Na Salazara, jak ona mogła zapraszać syna kryminalisty pod ich dach? Ten sam, pod którym wychowywały się jej dzieci.
Zacisnęła mocniej dłonie na trzymanych przez siebie sztućcach do tego stopnia, że aż pobielały jej knykcie. To i zwinięte w wąską linię usta mogły wskazywać na to, jak wiele wysiłku włożyła w nie poddanie się mieszance gniewu i rozczarowania. Zatem zamiast monologu, wartkiego potoku słów otrzymała jedynie te kilka słów.
- Zawiodłam się na tobie, Prim – owszem, kochała ją niczym siostrę. Jednakże nawet ta miłość – szczególnie w porównaniu z tą, którą darzyła własne dzieci – miała swoje granice pobłażliwości. I właśnie do nich dobrnęły. Jedynie resztki współczucia i pamięć o informacji, która teraz jawiła się dla Adeline jako okazja do utemperowania tak bezmyślnego podejścia do życia ze strony Prim, nie pozwoliły popłynąć następnym słowom.
Dlatego właśnie skierowała swoje spojrzenie w stronę Edgara. Lepszego momentu już nie będzie, jedynie gorszy. Sięgnęła po kielich wypełniony winem, chociaż szczerze wątpiła, aby jeden łyk albo i zawartość naczynia miały ukoić nerwy i rozładować zebrane w ciele napięcie.
Wróciła do jedzenie, w pozornym spokoju próbując spożyć to, co przygotowano na dzisiejszy obiad, chociaż przestała już czuć smak potraw, zdecydowanie zbyt mocno zaaferowana słowami wymienianymi między rodzeństwem. Czy powinna przed chwilą interweniować? Cóż, z pewnością i tak by to zrobiła, wszakże taka była natura Adeline. Nawet na tak nieskazitelnej masce znajdzie się rysa. Efekt ludzkiej ułomności, który wykrzywi pieczołowicie rzeźbioną iluzje spokoju i opanowania, do którego ostatnio było jej coraz dalej.
Nieomal zakrztusiła się własnym jedzeniem, kiedy wspomniał nazwisko, które nie było jej do końca obce. I sam Edgar przypomniał wszystkim skąd mogły je znać. Nie mogła powstrzymać pełnego oburzenia i przerażenia spojrzenia, które posłała w stronę Primrose. Sam Merlin nie byłby pewnie w stanie odgadną jakaż to siła powstrzymała lady Burke przed wybuchem. Na Salazara, jak ona mogła zapraszać syna kryminalisty pod ich dach? Ten sam, pod którym wychowywały się jej dzieci.
Zacisnęła mocniej dłonie na trzymanych przez siebie sztućcach do tego stopnia, że aż pobielały jej knykcie. To i zwinięte w wąską linię usta mogły wskazywać na to, jak wiele wysiłku włożyła w nie poddanie się mieszance gniewu i rozczarowania. Zatem zamiast monologu, wartkiego potoku słów otrzymała jedynie te kilka słów.
- Zawiodłam się na tobie, Prim – owszem, kochała ją niczym siostrę. Jednakże nawet ta miłość – szczególnie w porównaniu z tą, którą darzyła własne dzieci – miała swoje granice pobłażliwości. I właśnie do nich dobrnęły. Jedynie resztki współczucia i pamięć o informacji, która teraz jawiła się dla Adeline jako okazja do utemperowania tak bezmyślnego podejścia do życia ze strony Prim, nie pozwoliły popłynąć następnym słowom.
Dlatego właśnie skierowała swoje spojrzenie w stronę Edgara. Lepszego momentu już nie będzie, jedynie gorszy. Sięgnęła po kielich wypełniony winem, chociaż szczerze wątpiła, aby jeden łyk albo i zawartość naczynia miały ukoić nerwy i rozładować zebrane w ciele napięcie.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spodziewał się z jej strony dalszego buntu. Podniesionego głosu, wyrzutu wymalowanego na twarzy, ciągu argumentów na usprawiedliwienie swojego nieodpowiedzialnego zachowania. Siedział przygotowany na kolejny kontratak, jedząc pieczone mięso z pozornym spokojem – prawdę powiedziawszy, zdążył już stracić apetyt. Nie czerpał przyjemności z kłótni z Primrose, ale tym razem musiała zrozumieć, że przekroczyła granicę. I tak dawał jej dużo wolności, o której szlachcianki z innych zaprzyjaźnionych rodów mogły jedynie pomarzyć. Być może to był błąd. Być może to dało jej odwagę do przesuwania granicy jeszcze dalej, tak jak sama sobie tego życzyła. Teraz oboje musieli zmierzyć się z konsekwencjami swoich błędów. Atmosfera przy stole niebezpiecznie zgęstniała, ale atak Primrose nie nadszedł. Nie odpowiedział od razu na jej pytanie, przyglądając jej się badawczo. Nie do końca wierzył w jej skruchę, ale nawet jeżeli się z nim nie zgadzała, jedyne co mogła teraz zrobić, to mimo wszystko przyznać mu rację. Zadowoliła go ta reakcja. Odetchnął cicho, popijając kęs mięsa winem, zanim znowu się odezwał.
– Nie – odparł, choć pewnie znalazłaby jeszcze jakiś zarzut, gdyby mu na tym bardzo zależało. Zauważył jednak porozumiewawcze spojrzenie swojej żony. Kiwnął jej głową, bo miała rację – nie było sensu dłużej owijać w bawełnę, nie nadejdzie lepszy moment na podzielenie się z Primrose tą informacją. Wyobrażał sobie, że przekaże siostrze wiadomość o zaręczynach w chociażby minimalnie przyjemniejszych okolicznościach, ale najwidoczniej nie było im to pisane.
– Primrose, chciałem się z tobą spotkać z innego powodu – zaczął, odkładając sztućce na bok talerza. – Rozmawiałem jakiś czas temu z lordem Aaronem Carrowem. Uzgodniliśmy, że ty i Ares weźmiecie ślub – zamilkł, wycierając wilgotne usta serwetką. Czy tę informację też przyjmie ze spokojem? Odruchowo wrócił wspomnieniami do ich spotkania sprzed kilku tygodni, kiedy rozmawiali o ślubie ich babki. Czy pamiętała co jej wtedy powiedział? Miał nadzieję, że Primrose mu ufa. Zadbał o to, by umowa była dla niej korzystna. – Wina? – Zwrócił się do żony, dolewając alkoholu do jej kieliszka zanim zdążyła odpowiedź, to samo czyniąc z kieliszkiem siostry i swoim własnym. Czuł, że każdy z nich potrzebuje wina, żeby dotrwać do końca posiłku. Wolałby zrzucić obowiązek swatania członków rodziny na kogoś innego, nie czuł się zbyt komfortowo w tej roli.
– Nie – odparł, choć pewnie znalazłaby jeszcze jakiś zarzut, gdyby mu na tym bardzo zależało. Zauważył jednak porozumiewawcze spojrzenie swojej żony. Kiwnął jej głową, bo miała rację – nie było sensu dłużej owijać w bawełnę, nie nadejdzie lepszy moment na podzielenie się z Primrose tą informacją. Wyobrażał sobie, że przekaże siostrze wiadomość o zaręczynach w chociażby minimalnie przyjemniejszych okolicznościach, ale najwidoczniej nie było im to pisane.
– Primrose, chciałem się z tobą spotkać z innego powodu – zaczął, odkładając sztućce na bok talerza. – Rozmawiałem jakiś czas temu z lordem Aaronem Carrowem. Uzgodniliśmy, że ty i Ares weźmiecie ślub – zamilkł, wycierając wilgotne usta serwetką. Czy tę informację też przyjmie ze spokojem? Odruchowo wrócił wspomnieniami do ich spotkania sprzed kilku tygodni, kiedy rozmawiali o ślubie ich babki. Czy pamiętała co jej wtedy powiedział? Miał nadzieję, że Primrose mu ufa. Zadbał o to, by umowa była dla niej korzystna. – Wina? – Zwrócił się do żony, dolewając alkoholu do jej kieliszka zanim zdążyła odpowiedź, to samo czyniąc z kieliszkiem siostry i swoim własnym. Czuł, że każdy z nich potrzebuje wina, żeby dotrwać do końca posiłku. Wolałby zrzucić obowiązek swatania członków rodziny na kogoś innego, nie czuł się zbyt komfortowo w tej roli.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła się niczym czarny koń rodziny. Ten, który w końcu jest odsyłany gdyż nie jest w stanie dopasować się do panujących reguł. Zdawała sobie sprawę z własnej głupoty, tego, że postąpiła lekkomyślnie i naraziła cała rodzinę. Już dawno przestała jeść wpatrując się tępo w swój talerz i popijając jedynie z kielicha wina, którego z każdą minutą ubywało. Pozory spokoju, zimna kalkulacja, a miała ochotę uciec i się ukryć. Jednak była Burkiem, miała swoją godność i nawet jeżeli teraz była rugana jak jedno z latorośli brata uznała, że unoszenie się i kłótnie nic nie dadzą. Słowa Adeline zaś ugodziły w czuły punkt, zabolały, zraniły. Jak to jest, że przed obcymi potrafiła zachować zimną krew, powagę na twarzy, ani jeden mięsień jej nie drgał, a kiedy przychodziło do zmierzenia się z własną rodziną cała ta postawa kruszała, rozpadała się na milion małych kawałeczków niczym zbita tafla lustra? Nie pozostawało jej nic innego jak zebrać kawałki i kalecząc dłonie skleić je razem, a potem odbudowywać zaufanie rodziny wobec jej własnych osądów i decyzji. Jedno wiedziała na pewno, nie wycofa się z pewnych postanowień, tylko musiała to odpowiednio rozegrać. Bez emocji i unoszenia się, musiała zachować zimną krew. Musiała zacząć postępować jak prawdziwa wychowanka Durham, pozwolić aby tłumiony chłód został uwolniony. Przestać walczyć z własną naturą. Dlatego też na słowa bratowej nie odezwała się słowem, a jedynie podniosła na nią swoje szaro zielone spojrzenie, w którym kryła się prawdziwa skrucha, w którą brat mógł nie wierzyć, ale najwidoczniej uznał, że nie będzie tego komentował. Wdzięczna też mu była za to, że nie uznał to za dobry moment aby wygarnąć jej wszystkie przewiny. Już chciała oznajmić, że dziękuje za posiłek i udać się do siebie lub do stajni, by ukryć się na jakiś czas przed spojrzeniem domowników. Nie byłaby wstanie spojrzeć na żadnego z nich, ani na Charona, ani na Craiga, a ciągłe pytania Oriany mogłyby ją doprowadzić do szału. Że też musiała odziedziczyć dociekliwość swojej matki i nieustępliwość Burków.
Od wstania od stołu powstrzymały ją kolejne słowa brata, spodziewała się kolejnego ciosu, informacji, że zapomniała o swoich obowiązkach. Sięgnęła po kieliszek by osuszyć go już do dna czekając na kolejne uwagi. Jednak nie przewidziała tego co nastąpi. Zakrztusiła się winem, prawie się nim dławić, odchrząknęła gwałtownie. Powinna była, przecież widziała te wysyłane sowy, badawcze rozmowy Adeline, ostatnia ich rozmowa przy kontrakcie ślubnym ich babki. Pobladła gwałtownie, a jej oczy przybrały prawie idealny kształt koła kiedy przeniosła spojrzenie na brata. Przypomniała sobie ostatnie spotkanie z Aresem i poczuła jak robi się jej słabo.
-Ares Carrow… - wykrztusiła w końcu z siebie pozwalając aby brat napełnił jej kieliszek winem. Tego nie mogła przyjąć bez trunku. Na pewno będą potrzebowali go więcej. Spojrzała na Adeline, w końcu opowiadała jej o ostatnich wydarzenia z Aresem. Mówiła jaką mieli wymianę zdań. Pozwoliła na to? Nie wspomniała nic mężowi. Upiła spory łyk wina aby w tym czasie zebrać myśli. - Czy spotkałeś się z lordem Aresem Carrow? Poznałeś go?
Przecież nic nie stało na przeszkodzie aby Ares oznajmił, że się nie zgadza. Był dorosłym mężczyzną, mógł odmówić, mógł przedstawić inne kandydatki na żonę. Przecież lady Burke z Durham Castle nie może stać się lady Carrow. Jak niby miałaby się nią stać? Przecież to wręcz niemożliwe. Nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, ale przecież obiecała sobie przed chwilą, że powstrzyma swój wybuch, swoje emocje. Kolejny łyk wina w drżącej dłoni.
-Na kiedy ustaliliście datę ślubu? - Zapytała jeszcze, zdając sobie sprawę, że akurat w tej kwestii nie ma nic do powiedzenia. Chociaż chciała krzyczeć, błagać aby się zastanowił jeszcze raz. Nie była gotować aby opuszczać dom. Nie chciała go opuszczać. Nie wyobrażała sobie życia gdzie indziej i chociaż wiedziała, że ten moment nastąpi to co innego wiedzieć, a co innego przeżyć na własnej skórze. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
Od wstania od stołu powstrzymały ją kolejne słowa brata, spodziewała się kolejnego ciosu, informacji, że zapomniała o swoich obowiązkach. Sięgnęła po kieliszek by osuszyć go już do dna czekając na kolejne uwagi. Jednak nie przewidziała tego co nastąpi. Zakrztusiła się winem, prawie się nim dławić, odchrząknęła gwałtownie. Powinna była, przecież widziała te wysyłane sowy, badawcze rozmowy Adeline, ostatnia ich rozmowa przy kontrakcie ślubnym ich babki. Pobladła gwałtownie, a jej oczy przybrały prawie idealny kształt koła kiedy przeniosła spojrzenie na brata. Przypomniała sobie ostatnie spotkanie z Aresem i poczuła jak robi się jej słabo.
-Ares Carrow… - wykrztusiła w końcu z siebie pozwalając aby brat napełnił jej kieliszek winem. Tego nie mogła przyjąć bez trunku. Na pewno będą potrzebowali go więcej. Spojrzała na Adeline, w końcu opowiadała jej o ostatnich wydarzenia z Aresem. Mówiła jaką mieli wymianę zdań. Pozwoliła na to? Nie wspomniała nic mężowi. Upiła spory łyk wina aby w tym czasie zebrać myśli. - Czy spotkałeś się z lordem Aresem Carrow? Poznałeś go?
Przecież nic nie stało na przeszkodzie aby Ares oznajmił, że się nie zgadza. Był dorosłym mężczyzną, mógł odmówić, mógł przedstawić inne kandydatki na żonę. Przecież lady Burke z Durham Castle nie może stać się lady Carrow. Jak niby miałaby się nią stać? Przecież to wręcz niemożliwe. Nie mogła usiedzieć na jednym miejscu, ale przecież obiecała sobie przed chwilą, że powstrzyma swój wybuch, swoje emocje. Kolejny łyk wina w drżącej dłoni.
-Na kiedy ustaliliście datę ślubu? - Zapytała jeszcze, zdając sobie sprawę, że akurat w tej kwestii nie ma nic do powiedzenia. Chociaż chciała krzyczeć, błagać aby się zastanowił jeszcze raz. Nie była gotować aby opuszczać dom. Nie chciała go opuszczać. Nie wyobrażała sobie życia gdzie indziej i chociaż wiedziała, że ten moment nastąpi to co innego wiedzieć, a co innego przeżyć na własnej skórze. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Konsystencja atmosfery panującej przy stole była podobna do pieczeni znajdującej się na jej talerzu. Z naiwnością niestosowną jej pozycji starała się przekonać, że to nie jej walka. Nie powinna mieszać się w relacje, które panowały między jej mężem a szwagierką, jednakże w tym momencie - kiedy nieoczekiwanie na barki Edgara spadła odpowiedzialność za nie tylko ułamek rodu Burke, jakim była ona oraz ich dzieci, ale jego opiece podlegały najdalsze gałęzie rodu - zachowanie Primrose świadczyło o nestorze. A zbrukania opinii głowy rodziny nie mogła przepuścić bez słowa. Te jednak na początku tej rozmowy wybrzmiały ze spokojem, jaki cechował Adeline. A przynajmniej uparcie dążyła do tego, aby stoicka postawa i opanowanie nieodłącznie kojarzyły się z jej postacią.
W napięciu czekała na to, jak wielką lawinę emocji wywołają słowa Edgara. Zaplątana w sieci wiadomości, których nie mogła przekazać nikomu innemu czuła się wewnętrznie rozdarta. Nie w jej gestii było przekazanie Edgarowi wiadomości odnośnie tego, co wydarzyło się między Primrose a Aresem. Zresztą, czy to by coś zmieniło? Większe przewiny uchodziły przyszłym panom młodym przed ślubem, a w trakcie ich rozmowy podejrzewała, że wszystko już było ustalone. No i w końcu Ares sam był dla niej niczym kuzyn, chociaż nie łączyły ich aż tak bliskie więzy krwi. Wierzyła, że - mimo wszystko - nie był najgorszym parterem dla lady Burke, a przy odpowiednim postępowaniu mogło jej być naprawdę wygodnie.
Jedno spojrzenie w jej stronę, te krótkie momenty na chwilę przed tym, zanim odzyskała nad sobą panowanie. Doskonale wiedziała co czuła, być może z trafnością odgadłaby niektóre jej myśli. No bo jak lady Crouch mogła stać się lady Burke? Ta wizja była równie irracjonalna, jak ta malująca się w głowie brunetki.
- Lord Ares Carrow ma swoje wady, niemniej jednak w zaistniałych okolicznościach jestem pewna, że będzie traktował cię z szacunkiem - w piękne słowa ubrała okrutną prawdę; nie jest najgorszą partią. Przynajmniej cię nie skrzywdzi, tak, jak mężczyzna potrafi w najgorszym scenariuszu. Czy czegokolwiek innego, realistycznie i bez dziewczęcej fantazji, mogły marzyć kobiety? Adeline miała szczęście, które doceniła z czasem. Edgar nigdy nie odjął jej godności, nie naruszył stref nienaruszalnych. Poza tym wierzyła w mądrość i dojrzałość Primrose, której ona sama nie miała, przyjmując wiadomość o zaręczynach. Jednostka gubi się na wielkiej planszy politycznej gry.
- Ten dzień musiał nadejść, Prim. Mogę jedynie zgadywać jedynie co teraz czujesz, ale uwierz mi, że na tym świat się nie kończy - czyż nie była tego przykładem? Każda z nich musiała się pogodzić z faktem, że na pewnym etapie życia przyjdzie im porzucić całą swoją tożsamość i wpasować się w inny kanon wartości nowej rodziny, z którą spędzą więcej życia niż z tą, z którą wiązały je więzy krwi.
W napięciu czekała na to, jak wielką lawinę emocji wywołają słowa Edgara. Zaplątana w sieci wiadomości, których nie mogła przekazać nikomu innemu czuła się wewnętrznie rozdarta. Nie w jej gestii było przekazanie Edgarowi wiadomości odnośnie tego, co wydarzyło się między Primrose a Aresem. Zresztą, czy to by coś zmieniło? Większe przewiny uchodziły przyszłym panom młodym przed ślubem, a w trakcie ich rozmowy podejrzewała, że wszystko już było ustalone. No i w końcu Ares sam był dla niej niczym kuzyn, chociaż nie łączyły ich aż tak bliskie więzy krwi. Wierzyła, że - mimo wszystko - nie był najgorszym parterem dla lady Burke, a przy odpowiednim postępowaniu mogło jej być naprawdę wygodnie.
Jedno spojrzenie w jej stronę, te krótkie momenty na chwilę przed tym, zanim odzyskała nad sobą panowanie. Doskonale wiedziała co czuła, być może z trafnością odgadłaby niektóre jej myśli. No bo jak lady Crouch mogła stać się lady Burke? Ta wizja była równie irracjonalna, jak ta malująca się w głowie brunetki.
- Lord Ares Carrow ma swoje wady, niemniej jednak w zaistniałych okolicznościach jestem pewna, że będzie traktował cię z szacunkiem - w piękne słowa ubrała okrutną prawdę; nie jest najgorszą partią. Przynajmniej cię nie skrzywdzi, tak, jak mężczyzna potrafi w najgorszym scenariuszu. Czy czegokolwiek innego, realistycznie i bez dziewczęcej fantazji, mogły marzyć kobiety? Adeline miała szczęście, które doceniła z czasem. Edgar nigdy nie odjął jej godności, nie naruszył stref nienaruszalnych. Poza tym wierzyła w mądrość i dojrzałość Primrose, której ona sama nie miała, przyjmując wiadomość o zaręczynach. Jednostka gubi się na wielkiej planszy politycznej gry.
- Ten dzień musiał nadejść, Prim. Mogę jedynie zgadywać jedynie co teraz czujesz, ale uwierz mi, że na tym świat się nie kończy - czyż nie była tego przykładem? Każda z nich musiała się pogodzić z faktem, że na pewnym etapie życia przyjdzie im porzucić całą swoją tożsamość i wpasować się w inny kanon wartości nowej rodziny, z którą spędzą więcej życia niż z tą, z którą wiązały je więzy krwi.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Reakcja Primrose na tę wiadomość już nie była taka istotna. Dla Edgara mogła w tej chwili odejść od stołu i schować się w gąszczach rozległego ogrodu, unikać go czy nie odzywać się do niego w ramach, nieco dziecięcego, buntu i sprzeciwu. Ślub już był uzgodniony i potrzeba było naprawdę wielkiej katastrofy, żeby go odwołać. A mimo wszystko Primrose przyjęła jego wiadomość z godnością, wszelką butę chowając gdzieś głęboko w sobie. Szybko opróżnił swój kieliszek, czekając aż siostra wreszcie się odezwie, i to była jedyna oznaka jego własnych nerwów – poza tym jak zwykle pozostawał niewzruszony, w obecnej sytuacji politycznej tym bardziej nie mógł sobie pozwalać na błędy i chwile słabości, nawet (a może przede wszystkim) wśród rodziny.
– Tak, poznałem go jakiś czas temu – nie wydałby siostry za pierwszego lepszego arystokratę. Tylko jakiś upadający ród mógłby brać kota w worku, on stawiał wymagania. Lord Ares może nie był kandydatem idealnym, ale tacy nie istnieją. Według Edgara był wystarczająco dobry, zarówno dla rodu ze względu na przydatne zacieśnienie więzów z Carrowami, jak i dla Primrose – York graniczył z Durham, a jego mieszkańcy sprawiali wrażenie bardziej wolnych niż lordowie z hrabstw bliżej stolicy. Zazwyczaj ciężko pogodzić dobro rodu z dobrem jednostki, a Ares Carrow wydawał się Edgarowi najlepszym kompromisem. – Też tak uważam – zgodził się z żoną, pomału kończąc obiad. Ona lepiej wiedziała z czym się wiąże ślub i jakie wynikają z niego obowiązki, w dodatku początki ich związku wcale nie należały do najprzyjemniejszych, ale właśnie tak to wygląda, każdy arystokrata musiał się z tym zmierzyć, a życie nigdy nie przypominało bajki.
– Wstępnie na luty, ale możemy go przesunąć na wiosnę, jeżeli tak wolisz – odparł, spoglądając kątem oka na siostrę. Miesiąc w tę czy w tamtą już nie robił szczególnej różnicy, lord Aaron z pewnością by się z nim zgodził. Wszelkie szczegóły odnośnie ceremonii również pozostawiał jej, miał nadzieję, że dodatkowe obowiązki choć trochę odciągną jej głowę od niepotrzebnego zamartwiania się nad swoim losem.
Obiad skończył już w milczeniu. Odłożył sztućce z cichym brzdękiem na talerz, spoglądając na swoje równie milczące towarzyszki. – Adele, dołączysz do mnie w salonie? – Zapytał, wstając od stołu. Skrzaty momentalnie pojawiły się obok niego, zabierając pusty talerz. Chciał iść za ciosem i przedyskutować z nią jedną ważną rzecz odnośnie Mariusa. Przed wyjściem jeszcze raz spojrzał na Primrose, ale nie wiedział, co mógłby jej teraz powiedzieć. Zawsze miał problem w przekazywaniu uczuć słowami, były na to zbyt skomplikowane. Ostatecznie nic nie powiedział tylko opuścił jadalnię.
zt <3
– Tak, poznałem go jakiś czas temu – nie wydałby siostry za pierwszego lepszego arystokratę. Tylko jakiś upadający ród mógłby brać kota w worku, on stawiał wymagania. Lord Ares może nie był kandydatem idealnym, ale tacy nie istnieją. Według Edgara był wystarczająco dobry, zarówno dla rodu ze względu na przydatne zacieśnienie więzów z Carrowami, jak i dla Primrose – York graniczył z Durham, a jego mieszkańcy sprawiali wrażenie bardziej wolnych niż lordowie z hrabstw bliżej stolicy. Zazwyczaj ciężko pogodzić dobro rodu z dobrem jednostki, a Ares Carrow wydawał się Edgarowi najlepszym kompromisem. – Też tak uważam – zgodził się z żoną, pomału kończąc obiad. Ona lepiej wiedziała z czym się wiąże ślub i jakie wynikają z niego obowiązki, w dodatku początki ich związku wcale nie należały do najprzyjemniejszych, ale właśnie tak to wygląda, każdy arystokrata musiał się z tym zmierzyć, a życie nigdy nie przypominało bajki.
– Wstępnie na luty, ale możemy go przesunąć na wiosnę, jeżeli tak wolisz – odparł, spoglądając kątem oka na siostrę. Miesiąc w tę czy w tamtą już nie robił szczególnej różnicy, lord Aaron z pewnością by się z nim zgodził. Wszelkie szczegóły odnośnie ceremonii również pozostawiał jej, miał nadzieję, że dodatkowe obowiązki choć trochę odciągną jej głowę od niepotrzebnego zamartwiania się nad swoim losem.
Obiad skończył już w milczeniu. Odłożył sztućce z cichym brzdękiem na talerz, spoglądając na swoje równie milczące towarzyszki. – Adele, dołączysz do mnie w salonie? – Zapytał, wstając od stołu. Skrzaty momentalnie pojawiły się obok niego, zabierając pusty talerz. Chciał iść za ciosem i przedyskutować z nią jedną ważną rzecz odnośnie Mariusa. Przed wyjściem jeszcze raz spojrzał na Primrose, ale nie wiedział, co mógłby jej teraz powiedzieć. Zawsze miał problem w przekazywaniu uczuć słowami, były na to zbyt skomplikowane. Ostatecznie nic nie powiedział tylko opuścił jadalnię.
zt <3
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ten dzień już był jednym gorszych. Nie ważne co był powiedział jeszcze Edgar nic by go nie zmieniło. Rozczulanie się nie było również na miejscu. Nie ona pierwsza i nie ostatnia wychodziła za mąż za człowieka, którego nie mogła nazwać bliskim ani jej przyjaznym.
Napełniony kieliszek został szybko opróżniony. Słowa bratowej zniknęły gdzieś w gąszczu myśli jakie kotłowały się w jej głowie. Nestor poznał Aresa i uznał, że będzie dla niej właściwym mężem. Na Merlina, w takim razie co takiego powiedział lord Carrow na ich spotkaniu, a może nie było innych chętnych. Co za koszmarna myśl. Tylko jeden kandydat, ponieważ nie było innych chętnych.
Ślub w lutym? To za cztery miesiące! Tak szybko miała opuścić Durham? Jednak była czarnym koniem. Za cztery miesiące miała przestać nazywać siebie lady Burke. Podobały się jej zimowe wesela, ponieważ miały swój iście magiczny urok. Iskrzący się śnieg, wszystko pokryte pod piękną, białą pierzyną. Biel zaś fantastycznie się komponowała z wszelkimi odcieniami niebieskości, koloru, który pokochała od dnia kiedy przekroczyła próg pokoju wspólnego Krukonów. Nie zmieniało to faktu, że brat dość szybko chciał ją wydać za mąż, ale pozwalał na przesunięcie terminów. Dopuszczał to do siebie. Być może zezwoli na zaręczyny, które by trwały pół roku? Może w tym czasie Ares się rozmyśli? Oznajmił, że znalazł lepszą kandydatkę na lady Carrow. Wiedziała, że takie myślenie było czysto egoistyczne i postawiłoby ród Burke w złym świetle, ale nie takie burze już przetrzymywali. Miała tyle planów, chciała zaangażować się w badania, poświęcić nauce, nie zaś obowiązkom małżeńskim, herbatką i spotkaniom z innymi mężatkami. Miała plany, wizje, które chciała realizować i właśnie zostały jej odebrane decyzją dwójki ludzi, którzy zdaje się, że nie brali pod uwagę tego, że młoda kobieta może chcieć się rozwijać inaczej niż w małżeństwie. Zdawała sobie sprawę, że jest w tej chwili bardzo okrutna dla brata. Tego, który zachęcał ją do nauki, pchał ku wiedzy i podsycał pragnienie jej zdobycia. Teraz jednak nie potrafiła myśleć całkowicie logicznie i bezstronnie. Emocje wzięły górę i mówiły właśnie, że wszystkie marzenia zostały właśnie zasypane gruzem nowych obowiązków jakie na nią spadną. Koniec z talizmanami, koniec z rozwojem, koniec z badaniami. Spod opieki brata, pod opiekę męża. Kiedy Edgar oznajmił, że skończył jeść wstała od stołu i spotkała jego wzrok nim opuścił jadalnię bez słowa. Sama zrobiła dokładnie to samo. Mieli pogrzeb Alpharda przed sobą. Na razie skupi się na tym. Potem zmierzy się z faktem nagłych zaręczyn.
|zt dla Prim <3
Napełniony kieliszek został szybko opróżniony. Słowa bratowej zniknęły gdzieś w gąszczu myśli jakie kotłowały się w jej głowie. Nestor poznał Aresa i uznał, że będzie dla niej właściwym mężem. Na Merlina, w takim razie co takiego powiedział lord Carrow na ich spotkaniu, a może nie było innych chętnych. Co za koszmarna myśl. Tylko jeden kandydat, ponieważ nie było innych chętnych.
Ślub w lutym? To za cztery miesiące! Tak szybko miała opuścić Durham? Jednak była czarnym koniem. Za cztery miesiące miała przestać nazywać siebie lady Burke. Podobały się jej zimowe wesela, ponieważ miały swój iście magiczny urok. Iskrzący się śnieg, wszystko pokryte pod piękną, białą pierzyną. Biel zaś fantastycznie się komponowała z wszelkimi odcieniami niebieskości, koloru, który pokochała od dnia kiedy przekroczyła próg pokoju wspólnego Krukonów. Nie zmieniało to faktu, że brat dość szybko chciał ją wydać za mąż, ale pozwalał na przesunięcie terminów. Dopuszczał to do siebie. Być może zezwoli na zaręczyny, które by trwały pół roku? Może w tym czasie Ares się rozmyśli? Oznajmił, że znalazł lepszą kandydatkę na lady Carrow. Wiedziała, że takie myślenie było czysto egoistyczne i postawiłoby ród Burke w złym świetle, ale nie takie burze już przetrzymywali. Miała tyle planów, chciała zaangażować się w badania, poświęcić nauce, nie zaś obowiązkom małżeńskim, herbatką i spotkaniom z innymi mężatkami. Miała plany, wizje, które chciała realizować i właśnie zostały jej odebrane decyzją dwójki ludzi, którzy zdaje się, że nie brali pod uwagę tego, że młoda kobieta może chcieć się rozwijać inaczej niż w małżeństwie. Zdawała sobie sprawę, że jest w tej chwili bardzo okrutna dla brata. Tego, który zachęcał ją do nauki, pchał ku wiedzy i podsycał pragnienie jej zdobycia. Teraz jednak nie potrafiła myśleć całkowicie logicznie i bezstronnie. Emocje wzięły górę i mówiły właśnie, że wszystkie marzenia zostały właśnie zasypane gruzem nowych obowiązków jakie na nią spadną. Koniec z talizmanami, koniec z rozwojem, koniec z badaniami. Spod opieki brata, pod opiekę męża. Kiedy Edgar oznajmił, że skończył jeść wstała od stołu i spotkała jego wzrok nim opuścił jadalnię bez słowa. Sama zrobiła dokładnie to samo. Mieli pogrzeb Alpharda przed sobą. Na razie skupi się na tym. Potem zmierzy się z faktem nagłych zaręczyn.
|zt dla Prim <3
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
| 21/12/1957 |
Zbliżający się okres świąteczny był tego roku zgoła inna. Wojna odcisnęła swoje piętno na przygotowaniach i choć wszystko przebiegało wedle wcześniej ustalonych reguł i zasad, było jakoś odmiennie. Ostatni rok był dla niego obfitujący, zaskakujący i niebywale zróżnicowany. Nadszedł czas zmian, których coraz bardziej był świadom. Stanie w cieniu znudziło mu się na tyle, że postanowił urozmaicić własne życie. Nie tylko trenując z trudem, ale podejmując działania, których wcześniej by się nie podjął. Bierność była fatalnym pomysłem, nie zamierzał pozwalać sobie na uchybienia, szczególnie nie po tym, co miało miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Nadchodziły nowe, lepsze czasy, musieli jeszcze ostatecznie przekonać świat do własnych racji i ustalić zasady nowego porządku.
W Durham w ostatnim czasie był nadmiernie często. Nie tylko z powodu wieloletniej przyjaźni z Xavierem, ale również przez zacieśniające się więzi z Primrose, co było dla niego kompletnie zaskakujące. Lady Burke obiecał, że pomoże jej w nauce Czarnej Magii i swoich słów dotrzymał, a raczej dotrzymywał, bo to długotrwały proces, który z każdym kolejnym spotkaniem stawał się coraz bardziej interesujący. Najwyraźniej zażyłość z rodem Burke była mu pisana i jakoś sam nie widział przeciwskazań. Na Xaviera mógł liczyć, a ich rozwijającą się współpracę było świetnie widać w Miasteczku Reculver. Działając razem mogli zdziałać naprawdę sporo, a to dobrze rokowało.
W wieczornych porach zjawił się na miejscu. Powinien czuć się tu jak u siebie, jak na stałego bywalca przystało. Dzisiejsze spotkanie było nieformalne i nie wymagało większych poświęceń, jeśli chodziło o dobór stroju, stąd Mathieu postawił na raczej wygodny, ale nadal odpowiednio schludny i gustowny zestaw. Szata furgotała na zimnym wietrze, ale kiedy tylko przekroczył progi pięknej twierdzy służba przejęła od niego odzienie i poprowadziła do jadalni. Jak to dobrze, że w tak trudnych czasach mogli spotkać się, porozmawiać, śmiać i dobrze bawić. Może i większość uważała, że to nie przystoi, że powściągliwość powinna być o wiele, wiele większa, ale on miał to gdzieś. Spotkanie z Primrose i Xavierem zapowiadało się ciekawie, bez oficjalności i innych cholernych reguł. Czysta przyjemność.
- Primrose. – przywitał młodą damę ujmując jej dłoń i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. – Wyglądasz zjawiskowo jak zawsze. – dopowiedział, oferując jej piękny komplement. Tak urocza dama zasługiwała na przyjemne słowa. Ciekawe czy Carrow wysilał się na tego typu konwenanse? Z jakiegoś [wiadomego] powodu, Mathieu uważał, że tak nie było. Nawet jeśli Calypso całkowicie zaprzeczała wszelkim zasadom i zaskoczyła go w niebywały sposób. – Xavier. – uścisnął dłoń przyjaciela z serdecznym uśmiechem na ustach. – Dobrze Was widzieć. – dodał jeszcze i znalazł sobie miejsce przy stole, na którym wygodnie usiadł za swoją kolejnością.
Zbliżający się okres świąteczny był tego roku zgoła inna. Wojna odcisnęła swoje piętno na przygotowaniach i choć wszystko przebiegało wedle wcześniej ustalonych reguł i zasad, było jakoś odmiennie. Ostatni rok był dla niego obfitujący, zaskakujący i niebywale zróżnicowany. Nadszedł czas zmian, których coraz bardziej był świadom. Stanie w cieniu znudziło mu się na tyle, że postanowił urozmaicić własne życie. Nie tylko trenując z trudem, ale podejmując działania, których wcześniej by się nie podjął. Bierność była fatalnym pomysłem, nie zamierzał pozwalać sobie na uchybienia, szczególnie nie po tym, co miało miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Nadchodziły nowe, lepsze czasy, musieli jeszcze ostatecznie przekonać świat do własnych racji i ustalić zasady nowego porządku.
W Durham w ostatnim czasie był nadmiernie często. Nie tylko z powodu wieloletniej przyjaźni z Xavierem, ale również przez zacieśniające się więzi z Primrose, co było dla niego kompletnie zaskakujące. Lady Burke obiecał, że pomoże jej w nauce Czarnej Magii i swoich słów dotrzymał, a raczej dotrzymywał, bo to długotrwały proces, który z każdym kolejnym spotkaniem stawał się coraz bardziej interesujący. Najwyraźniej zażyłość z rodem Burke była mu pisana i jakoś sam nie widział przeciwskazań. Na Xaviera mógł liczyć, a ich rozwijającą się współpracę było świetnie widać w Miasteczku Reculver. Działając razem mogli zdziałać naprawdę sporo, a to dobrze rokowało.
W wieczornych porach zjawił się na miejscu. Powinien czuć się tu jak u siebie, jak na stałego bywalca przystało. Dzisiejsze spotkanie było nieformalne i nie wymagało większych poświęceń, jeśli chodziło o dobór stroju, stąd Mathieu postawił na raczej wygodny, ale nadal odpowiednio schludny i gustowny zestaw. Szata furgotała na zimnym wietrze, ale kiedy tylko przekroczył progi pięknej twierdzy służba przejęła od niego odzienie i poprowadziła do jadalni. Jak to dobrze, że w tak trudnych czasach mogli spotkać się, porozmawiać, śmiać i dobrze bawić. Może i większość uważała, że to nie przystoi, że powściągliwość powinna być o wiele, wiele większa, ale on miał to gdzieś. Spotkanie z Primrose i Xavierem zapowiadało się ciekawie, bez oficjalności i innych cholernych reguł. Czysta przyjemność.
- Primrose. – przywitał młodą damę ujmując jej dłoń i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. – Wyglądasz zjawiskowo jak zawsze. – dopowiedział, oferując jej piękny komplement. Tak urocza dama zasługiwała na przyjemne słowa. Ciekawe czy Carrow wysilał się na tego typu konwenanse? Z jakiegoś [wiadomego] powodu, Mathieu uważał, że tak nie było. Nawet jeśli Calypso całkowicie zaprzeczała wszelkim zasadom i zaskoczyła go w niebywały sposób. – Xavier. – uścisnął dłoń przyjaciela z serdecznym uśmiechem na ustach. – Dobrze Was widzieć. – dodał jeszcze i znalazł sobie miejsce przy stole, na którym wygodnie usiadł za swoją kolejnością.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Kuzyn zaskoczył ją informacją, że właśnie dzisiaj miał odwiedzić ich Mathieu Rosier, a na dodatek Xavier nalegał aby Prim się z nim spotkała. Wiedziała, że są przyjaciółmi, parę razy kuzyn nawet o tym wspomniał więc była zaskoczona, że proszą o jej obecność. Najgorsze w tym wszystkim było to, że osoba lorda Rosiera nie była jej całkowicie obojętna i choć odrzucała tą myśl od siebie to nie mogła udawać, że była nieczuła na jego osobę. To jednak wcale jej nie ułatwiało życia, nie teraz kiedy była zaręczona z Aresem. Pierścionek zaręczynowy ciążył jej na dłoni niczym kamień ciągnący w dół. Miała ogromną ochotę go ściągnąć i rzucić w kąt, ale nie mogła tego zrobić. Postanowiła z samego rana udać się na przejażdżkę konno po zaśnieżonych wzgórzach Durham, pozwolić aby troski zostały wywiane przez zimy wiatr. Patrząc ze wzgórza na zamek, w którym się wychowała czuła jakby na ramionach nosiła całe troski tego świata. Pierwszy raz o wielu lat nie wiedziała co dalej. Zawsze miała plan, wizję i cel, a teraz? Od dobrego miesiąca miotała się nie wiedząc co ze sobą zrobić. I nie miała odwagi powiedzieć tego nikomu, nawet przyjaciołom, a tym bardziej rodzinie. Nie chciała przynieść im wstydu, a rozczulanie się nad sobą nie leżało w naturze członków rodu Burke. Wzięła głębszy oddech czując jak mroźne powietrze dostaje się do płuc i otrzeźwia ją natychmiastowo. Po powrocie do domu i zjedzeniu śniadania składającego się z pieczonych ośmiorniczek w sosie rozmarynowym i maślanej bułeczki spędziła resztę dnia na ćwiczeniu utworu na skrzypcach, który miała zamiar zagrać na święta i urodziny Edgara oraz zaprojektowała kolejne dwa talizmany, które to projekty wysłała tego samego dnia do jubilera zmieniającego rysunki w prawdziwe, małe dzieła sztuki. Godzina przybycia Mathieu zbliżała się wielkimi krokami, a ona denerwowała się coraz bardziej. Lord Rosier poświęcał jej sporo czasu ucząc ją wytrwale umiejętności posługiwania się czarną magią, za co mu była wielce wdzięczna, choć nie były to łatwe spotkania. Wiedziała jednak na co się pisze i ani razu nie żałowała podjętej decyzji.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze upewniając się w dobrze ubrań na wieczór, a następnie skarciła się w myślach, że za bardzo się przejmuje. Ubrana w szarą, dobrze skrojoną suknię zeszła na dół do jadalni gdzie mieli oczekiwać gościa. Prosty dekolt zakończony stójką oraz mankiety jej stroju były zdobione srebrno -białym haftem z motywem kwiatowym. Ciemne włosy zebrane były na karku szarą tasiemką i puszcze na plecy kobiety. Całości dopełniały czarne perły w uszach oraz jedna na dekolcie trzymana w objęciach nietoperza ze wykonanego ze srebra. Miała jedynie nadzieję, że nie było widoczne jej zdenerwowanie całym tym nieformalnym spotkaniem. Xavier zapewniał ją, że to ma być przyjemny wieczór. Z jednej strony schlebiało jej, że dwóch mężczyzn zaangażowanych w sprawy wojenne chce spędzić z nią wieczór, a z drugiej bała się, że się ośmiesza.
-Mathieu - odwróciła się w stronę drzwi, przez które wkroczył lord Rosier i podała mu dłoń na powitanie. Na słowa komplementu uśmiechnęła się z wdzięcznością, a serce zabiło mocniej. - Dziękuję. Szarmancki jak zawsze. Na co masz ochotę? Wino, rum, gin?
Wskazała przygotowany barek specjalnie na jego wizytę, zaś na pomocniku służba już przygotowała mały poczęstunek do degustacji trunków wszelakich.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze upewniając się w dobrze ubrań na wieczór, a następnie skarciła się w myślach, że za bardzo się przejmuje. Ubrana w szarą, dobrze skrojoną suknię zeszła na dół do jadalni gdzie mieli oczekiwać gościa. Prosty dekolt zakończony stójką oraz mankiety jej stroju były zdobione srebrno -białym haftem z motywem kwiatowym. Ciemne włosy zebrane były na karku szarą tasiemką i puszcze na plecy kobiety. Całości dopełniały czarne perły w uszach oraz jedna na dekolcie trzymana w objęciach nietoperza ze wykonanego ze srebra. Miała jedynie nadzieję, że nie było widoczne jej zdenerwowanie całym tym nieformalnym spotkaniem. Xavier zapewniał ją, że to ma być przyjemny wieczór. Z jednej strony schlebiało jej, że dwóch mężczyzn zaangażowanych w sprawy wojenne chce spędzić z nią wieczór, a z drugiej bała się, że się ośmiesza.
-Mathieu - odwróciła się w stronę drzwi, przez które wkroczył lord Rosier i podała mu dłoń na powitanie. Na słowa komplementu uśmiechnęła się z wdzięcznością, a serce zabiło mocniej. - Dziękuję. Szarmancki jak zawsze. Na co masz ochotę? Wino, rum, gin?
Wskazała przygotowany barek specjalnie na jego wizytę, zaś na pomocniku służba już przygotowała mały poczęstunek do degustacji trunków wszelakich.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Xavier można powiedzieć, że czekał na ten wieczór. Ostatnimi czasy nie było zbyt wiele okazji do takich spotkań. Przeważnie kiedy ludzie się spotykali, to w sprawach biznesowych, coś załatwiali, rzadko zdarzała się sposobność na normalne spotkanie towarzyskie, podczas którego można było posiedzieć i po prostu porozmawiać. Dlatego też postanowił zorganizować tą kolację. Mathieu był jego przyjacielem od lat i ostatnio rzadko się widywali, a też wiedział, że Rosier nie miał również ostatnio łatwo. Chciał by mógł zapomnieć o złych wydarzeniach i się rozluźnił. Primrose za to była jego ulubioną kuzynką, o czym wiedzieli wszyscy, bo tajemnicą to nie było. Łączyła ich pasja do artefaktów, Xav uważał młodszą kuzynkę za bardzo inteligentną i silną czarownicę. Lubił spędzać z nią czas. Dodatkowo wiedział również, że Mathieu udziela Prim prywatnych lekcji Czarnej Magii. Kompletnie mu to nie przeszkadzało, sam praktykował ten rodzaj magii i zdawał sobie sprawę, że czasami zwykłe zaklęcia nie zawsze wystarczają. Czasami sytuacja zmuszała do sięgnięcia po potężniejszą i mroczniejszą magię. Dodatkowo, ale to jak na razie zachowywał dla siebie, mając w głowie powoli tworzący się plan, żywił szczere nadzieję, że ta dwójka się do siebie zbliżył. Nie znał osobiście człowieka, z którym była zaręczona Prim, jednak nasłuchał się wystarczająco dużo na jego temat by go po prostu nie lubić. Z resztą ogólnie jeśli chodziło o Carrow'ów miał mieszane uczucia. Może i między jego rodziną i tych koniolubów panował względny pokój, ale nigdy jakoś specjalnie mu się nie podobali. A już na pewno nie narzeczony jego kuzynki. Co innego Mathieu, znał go doskonale, wiedział, że jest dobrym człowiekiem i porządnym mężczyzną. Był przekonany, że oboje by do siebie idealnie pasowali i tworzyliby świetną parę. Kto wie, może nawet tak świetną jak on i Charlotte. Mając to wszystko na uwadze zamierzał odpowiednio wykorzystać wieczór, który mieli spędzić we czwórkę.
Od rana chodził w wyśmienitym humorze. Wcześniej był trochę zirytowany, że żona wymusiła na nim wolne przed świętami, jak można prosić pracoholika żeby wziął sobie wolne? Tego dnia jednak miał wyśmienity humor. Wyszedł z dziećmi do ogrodu, gdzie stoczyli wojnę na śnieżki, zabrał szanowną małżonkę na spacer. Kazał przygotować skrzatowi jadalnie na kolacje, a do jedzenia zażyczył sobie pieczoną kaczkę nadziewają jabłkami i do tego puree ziemniaczane. Na deser polecił zrobić mandarynki maczane w rozpuszczonej czekoladzie, a do tego wszystkiego naturalnie wino, porządne wino, bo inaczej być nie mogło.
Kiedy nadeszła odpowiednia godzina wszedł do jadalni ubrany w garnitur, z resztą jak zawsze. Jeśli zobaczyłeś Xaviera Burke'a bez garnituru, to znaczyło, że coś było nie tak. Dzisiaj postawił na granatowy garnitur dwuczęściowy, pod spód ubrał białą koszulę, a rękawy miał spięte srebrnymi spinkami. Włosy jak zwykle ułożone idealnie. W jadalni pojawił się chwilę przed Prim, a po nim przyszedł Mathieu.
Uśmiechnął się lekko pod nosem sam do siebie słysząc jak przyjaciel prawi komplementy jego kuzynce, ale nic więcej nie zrobił. Uścisnął dłoń Mathieu i poklepał go lekko po ramieniu.
- Cieszę się, że jesteś. - powiedział z uśmiechem i pokiwał głową z zadowoleniem - Oj nie popisałem się...ja to tylko z winem wyskoczyłem, a Primrose gin i rum przygotowała. - pokiwał głową z uznaniem.
Od rana chodził w wyśmienitym humorze. Wcześniej był trochę zirytowany, że żona wymusiła na nim wolne przed świętami, jak można prosić pracoholika żeby wziął sobie wolne? Tego dnia jednak miał wyśmienity humor. Wyszedł z dziećmi do ogrodu, gdzie stoczyli wojnę na śnieżki, zabrał szanowną małżonkę na spacer. Kazał przygotować skrzatowi jadalnie na kolacje, a do jedzenia zażyczył sobie pieczoną kaczkę nadziewają jabłkami i do tego puree ziemniaczane. Na deser polecił zrobić mandarynki maczane w rozpuszczonej czekoladzie, a do tego wszystkiego naturalnie wino, porządne wino, bo inaczej być nie mogło.
Kiedy nadeszła odpowiednia godzina wszedł do jadalni ubrany w garnitur, z resztą jak zawsze. Jeśli zobaczyłeś Xaviera Burke'a bez garnituru, to znaczyło, że coś było nie tak. Dzisiaj postawił na granatowy garnitur dwuczęściowy, pod spód ubrał białą koszulę, a rękawy miał spięte srebrnymi spinkami. Włosy jak zwykle ułożone idealnie. W jadalni pojawił się chwilę przed Prim, a po nim przyszedł Mathieu.
Uśmiechnął się lekko pod nosem sam do siebie słysząc jak przyjaciel prawi komplementy jego kuzynce, ale nic więcej nie zrobił. Uścisnął dłoń Mathieu i poklepał go lekko po ramieniu.
- Cieszę się, że jesteś. - powiedział z uśmiechem i pokiwał głową z zadowoleniem - Oj nie popisałem się...ja to tylko z winem wyskoczyłem, a Primrose gin i rum przygotowała. - pokiwał głową z uznaniem.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wizyta w Durham była przyjemnym oderwaniem od ponurej, otaczającej ich rzeczywistości. Nie miało znaczenia czy to okres świąteczny i przyjemna atmosfera panująca wokół tego magicznego czasu, ale to, że mogli go spędzić w gronie przyjaciół, bez obaw o sabotaże czy nieprzyjemności. Tak bardzo w czasach wojny brakowało tego odpoczynku, tej chwili wytchnienia od problemów i niezgodności. Gdyby tylko przeciwnicy Czarnego Pana poddali się wreszcie i zdecydowali schować różdżki i dumę w kieszeń świat mógłby być o wiele piękniejszy. Nie nastawiał się jednak psychicznie, że te wydarzenia nadejdą szybko, a czas jeszcze sporo czasu przyjdzie im poświęcić, aby dotrwać do równowagi we wszechświecie.
Xavier na pewno ugości go w odpowiedni sposób, nigdy nie wątpił w zdolności organizowania takich przedsięwzięć przez przyjaciela. Obecność Primrose w ich towarzystwie za to była przyjemnym zaskoczeniem. Może to odpowiedni moment na zacieśnianie więzi przyjaźni? Z jakiegoś powodu uważał, że Lady Burke potrzebowała teraz pomocnej dłoni i odpowiedniego wsparcia, przyjdzie jej wyjść niebawem za mąż, za mężczyznę… no cóż. Chyba na tym powinno zostać to urwane. Mathieu nigdy nie darzył Aresa sympatią, ich rody od wieków toczyły między sobą batalię, więc nawet jeśli Carrow obdarzyłby Primrose szczerym uczuciem i sprezentował miliony białych róż, według Rosiera nie będzie odpowiednim kandydatem na męża. Co jest dość ironiczne, mając na uwadze, że w ostatnim czasie nader często wpadał na jego siostrę - Calypso Carrow, a ich rozmowy przebiegały w dość ciekawy i niespodziewany sposób. To jednak nie był czas na tak poważne rozmyślania, skoro już znalazł się w Durham powinien dać się ponieść fantastycznej zabawie.
- Z przyjemnością napiję się rumu. – odparł na propozycję Primrose z uśmiechem. – Ostatnim razem miałem okazję pić go z kuzynami w Corbenic Castle, zaraz po ich powrocie z żeglugi. Przywieziony bodajże z Belize. – dopowiedział po chwili namysłu. Poza tym, że był Rosierem w jego krwi płynęła również krew Traversów. Czasem z zazdrością słuchał opowieści o żegludze do dalekich krajów, morskich opowieści przepełnionych niezwykłymi, pikantnymi szczegółami. Dawne czasy. W Corbenic Castle był styczniu tego roku, porozmawiał wtedy z drogą kuzynką Junoną. Aż wstyd przyznać jak kruche były ich relacje.
- Widzisz Xavier? Primrose przewyższa Cię w roli gospodarza, a to kolejna interesująca cecha. – zażartował, chcąc zrobić przyjacielowi nieco na złość. Lubił się z nim przekomarzać, to z jakiegoś powodu zostało im jeszcze z dawnych czasów. Najważniejsze, że się dogadywali, reszta nie miała znaczenia.
Xavier na pewno ugości go w odpowiedni sposób, nigdy nie wątpił w zdolności organizowania takich przedsięwzięć przez przyjaciela. Obecność Primrose w ich towarzystwie za to była przyjemnym zaskoczeniem. Może to odpowiedni moment na zacieśnianie więzi przyjaźni? Z jakiegoś powodu uważał, że Lady Burke potrzebowała teraz pomocnej dłoni i odpowiedniego wsparcia, przyjdzie jej wyjść niebawem za mąż, za mężczyznę… no cóż. Chyba na tym powinno zostać to urwane. Mathieu nigdy nie darzył Aresa sympatią, ich rody od wieków toczyły między sobą batalię, więc nawet jeśli Carrow obdarzyłby Primrose szczerym uczuciem i sprezentował miliony białych róż, według Rosiera nie będzie odpowiednim kandydatem na męża. Co jest dość ironiczne, mając na uwadze, że w ostatnim czasie nader często wpadał na jego siostrę - Calypso Carrow, a ich rozmowy przebiegały w dość ciekawy i niespodziewany sposób. To jednak nie był czas na tak poważne rozmyślania, skoro już znalazł się w Durham powinien dać się ponieść fantastycznej zabawie.
- Z przyjemnością napiję się rumu. – odparł na propozycję Primrose z uśmiechem. – Ostatnim razem miałem okazję pić go z kuzynami w Corbenic Castle, zaraz po ich powrocie z żeglugi. Przywieziony bodajże z Belize. – dopowiedział po chwili namysłu. Poza tym, że był Rosierem w jego krwi płynęła również krew Traversów. Czasem z zazdrością słuchał opowieści o żegludze do dalekich krajów, morskich opowieści przepełnionych niezwykłymi, pikantnymi szczegółami. Dawne czasy. W Corbenic Castle był styczniu tego roku, porozmawiał wtedy z drogą kuzynką Junoną. Aż wstyd przyznać jak kruche były ich relacje.
- Widzisz Xavier? Primrose przewyższa Cię w roli gospodarza, a to kolejna interesująca cecha. – zażartował, chcąc zrobić przyjacielowi nieco na złość. Lubił się z nim przekomarzać, to z jakiegoś powodu zostało im jeszcze z dawnych czasów. Najważniejsze, że się dogadywali, reszta nie miała znaczenia.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Obawiała się niezręcznej sytuacji, czy też skrępowania, ale kiedy znaleźli się w jadalni całe napięcie zniknęło, znajdowała się bowiem w towarzystwie osób, które były jej życzliwe, a spotkanie miało charakter czysto przyjacielski. Nie musiała obawiać się oceny swojej osoby, tego jak się wyraża, porusza, co mówi oraz jakie śmiałe tezy wygłasza na głos. Do tego wszystkiego atmosfera zbliżających się świąt sprawiała, że na chwilę można było zapomnieć o toczącej się wojnie, konflikcie, który dzielił świat czarodziejów.
Za oknem prószył śnieg przysypując pierzyną okolicę, jakby chciał uśpić cały świat, ukoić go, zmusić do refleksji, jednak czy wszyscy są do niej skłonni? Widok dwójki przyjaciół, która była dla siebie tak serdeczna sprawiła, że na chwilę odsunęła do siebie troski. Myśli o narzeczonym, z którym ją nic nie łączyło, o przejażdżce z jego przyrodnią siostrą, która na pewno zdała szczegółowy raport lady doyenne Carrow z ich spotkania. Primrose nie należała do oratorów, którzy porywali swoimi przemowami, nie potrafiła też kokietować i uwodzić. Przykładała uwagę do bystrości umysłu i działania, takie podejście sprawiło, że szybko zyskała łatkę dzikiego dziecka Durham więc była w szoku, że rodzina Carrow akurat ją sobie upatrzyła na żonę jednego z ich członków. Choć list lady doyenne dawał wyraźnie do zrozumienia czego się od niej oczekuje. Z jednej strony jej to pochlebiało, ale z drugiej nie wiedziała czy będzie czuła się dobrze w roli strażnika własnego męża.
-Nie możesz być we wszystkim najlepszy, kuzynie - skomentowała słowa Xaviera, a potem z zaciekawieniem w szarozielonych oczach spojrzała na Mathieu. - Kolejna? - Uniosła do góry ciemne brwi, które śmiałą linią przecinały jej jasną twarz. W kącikach ust pojawił się delikatny uśmiech, a kobieta powoli podeszła do braku, aby rozlać rum do szklanek. Jedną podała lordowi Rosier, a drugą kuzynowi. - Nie jest to rum z Belize, a z Jamajki o lekko dymnym zapachu i cięższej nucie, myślę jednak, że zostanie doceniony.
Sama również napełniła dla siebie odrobinę alkoholu, nie należał do jej ulubionych, ale potrafiła odnaleźć się w jego smaku. Z racji nieformalnego spotkania pozwoliła sobie na zachowanie, które damie nie przystoi w towarzystwie. Kto to widział aby to ona rozlewała alkohol, ale była u siebie, była lady Primrose Burke i łamanie protokołu należało do jednych z mniejszych przewin w jej wykonaniu. Zajęła miejsce za stołem naprzeciwko lorda Rosier. - Żeglowałeś w swoim życiu Mathieu, czy od samego początku były w nim tylko smoki?
Nie było tajemnicą czym się zajmuje ich rodzina, a Evandra opowiadała o tym, że posiada własnego smoka i obiecała kiedyś Prim, że jej go pokaże. Wyczekiwała tego dnia ze zniecierpliwieniem. Niestety, ostatnie wydarzenia uniemożliwiły im tą wycieczkę. Słowa listu od Evandry wyryły się w jej głowie niczym matryca, następnie niespodziewane spotkanie i wyznanie przyjaciółki. Każdy dzień przynosił coś nowego, niekoniecznie to czego oczekiwała, jakby od października rzeczywistość chciała pokazać lady Burke, że już nie panuje nad swoim losem do końca. - Czy Xavier próbował cię namówić abyś wyniósł smocze jajo, a on będzie hodował smoczka w naszej szklarni? - Również podrażniła się z kuzynem, gdyż była przekonana, że to akurat mogła być prawda.
Za oknem prószył śnieg przysypując pierzyną okolicę, jakby chciał uśpić cały świat, ukoić go, zmusić do refleksji, jednak czy wszyscy są do niej skłonni? Widok dwójki przyjaciół, która była dla siebie tak serdeczna sprawiła, że na chwilę odsunęła do siebie troski. Myśli o narzeczonym, z którym ją nic nie łączyło, o przejażdżce z jego przyrodnią siostrą, która na pewno zdała szczegółowy raport lady doyenne Carrow z ich spotkania. Primrose nie należała do oratorów, którzy porywali swoimi przemowami, nie potrafiła też kokietować i uwodzić. Przykładała uwagę do bystrości umysłu i działania, takie podejście sprawiło, że szybko zyskała łatkę dzikiego dziecka Durham więc była w szoku, że rodzina Carrow akurat ją sobie upatrzyła na żonę jednego z ich członków. Choć list lady doyenne dawał wyraźnie do zrozumienia czego się od niej oczekuje. Z jednej strony jej to pochlebiało, ale z drugiej nie wiedziała czy będzie czuła się dobrze w roli strażnika własnego męża.
-Nie możesz być we wszystkim najlepszy, kuzynie - skomentowała słowa Xaviera, a potem z zaciekawieniem w szarozielonych oczach spojrzała na Mathieu. - Kolejna? - Uniosła do góry ciemne brwi, które śmiałą linią przecinały jej jasną twarz. W kącikach ust pojawił się delikatny uśmiech, a kobieta powoli podeszła do braku, aby rozlać rum do szklanek. Jedną podała lordowi Rosier, a drugą kuzynowi. - Nie jest to rum z Belize, a z Jamajki o lekko dymnym zapachu i cięższej nucie, myślę jednak, że zostanie doceniony.
Sama również napełniła dla siebie odrobinę alkoholu, nie należał do jej ulubionych, ale potrafiła odnaleźć się w jego smaku. Z racji nieformalnego spotkania pozwoliła sobie na zachowanie, które damie nie przystoi w towarzystwie. Kto to widział aby to ona rozlewała alkohol, ale była u siebie, była lady Primrose Burke i łamanie protokołu należało do jednych z mniejszych przewin w jej wykonaniu. Zajęła miejsce za stołem naprzeciwko lorda Rosier. - Żeglowałeś w swoim życiu Mathieu, czy od samego początku były w nim tylko smoki?
Nie było tajemnicą czym się zajmuje ich rodzina, a Evandra opowiadała o tym, że posiada własnego smoka i obiecała kiedyś Prim, że jej go pokaże. Wyczekiwała tego dnia ze zniecierpliwieniem. Niestety, ostatnie wydarzenia uniemożliwiły im tą wycieczkę. Słowa listu od Evandry wyryły się w jej głowie niczym matryca, następnie niespodziewane spotkanie i wyznanie przyjaciółki. Każdy dzień przynosił coś nowego, niekoniecznie to czego oczekiwała, jakby od października rzeczywistość chciała pokazać lady Burke, że już nie panuje nad swoim losem do końca. - Czy Xavier próbował cię namówić abyś wyniósł smocze jajo, a on będzie hodował smoczka w naszej szklarni? - Również podrażniła się z kuzynem, gdyż była przekonana, że to akurat mogła być prawda.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Mimowolnie cicho roześmiał się na słowa Mathieu i Primrose. Przyjął od kuzynki szklankę z alkoholem.
- Ocho widzę, że tu jakiś front się tworzy przeciwko mojej zacnej osoby. - powiedział z rozbawieniem widocznym na twarz - Ale cóż, nie można być we wszystkim najlepszym. Czasami należy też się dać wykazać innym. - dodał po chwili z uśmiechem patrząc na tą dwójkę.
Wiedział, że w swoim towarzystwie mogą czuć się swobodnie. Tego wieczoru nie obowiązywały ich żadne reguły ani nic. Mogli mówić to co myślą, mogli robić to co chcą. Nikt na nikogo nie spojrzy krzywo, nikt nic złego nie powie. To właśnie były spotkania, które Xavier lubił najbardziej. Praktycznie wszystkie jego spotkania z Mathieu tak wyglądały, dlatego między innymi z tego powodu zawsze ich wyczekiwał zniecierpliwieniem.
- Prim dba o nasze gardła, a ja dbam o nasze żołądki. Paproch zaraz poda kolacje, mam nadzieję, że wszystkim będzie smakować. - pokiwał głową z zadowoloną miną.
Jak na zawołanie moment później do pomieszczenia wkroczył stary skrzat domowy pracujący dla ich rodziny. Za nim wleciały przyszykowane i gorące dania.
- Deser po kolacji. - powiedział tylko Xavier w kierunku stworzenia, po czym już skupił wzrok na swoich towarzyszach.
Mimo wszystko jednak kątem okaz obserwował stwora, bo ten konkretny skrzat słynął ze swojej gburowości i Xavier wolał uniknąć słuchania jego narzekania tego wieczora.
Moment później na stole czekała już na nich pieczona kaczka z jabłkami, a do tego ziemniaczane puree. Wszystko pachniało smakowicie i tak właśnie miało pachnieć. Domowy skrzat za to w ciszy jak nagle się w pomieszczeniu pojawił, tak szybko z niego zniknął.
- Widziałaś Primrose? Nawet słowem się nie odezwał. - zauważył rozbawiony Burkę, kręcąc głową z uśmiechem, a po chwili roeśmiał się na słowa kuzynki - Oj raz się zdarzyło. Znaliśmy się już chyba dwa lata. Mathieu opowiadał tak zaciekle o smokach, że zamarzyło mi się jednego wychować. Oczywiście Edgar by mnie chyba wydziedziczył jakbym hodował w szklarni smoka...a że o hodowaniu smoków nie mam zielonego pojęcia, wszyscy wiemy jak mogłoby się to skończyć - pokręcił głową z uśmiechem, bo nie raz wyobrażał sobie w tamtych czasach siebie mającego swojego własnego smoka.
Domyślał się, że nie było opcji żeby sobie sam z nim poradził, zwłaszcza, że nigdy nie był orłem podczas zajęć z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Raczej stał z boku i przyswajał wiedzę czysto teoretyczną, rzadko się do któregoś zbliżając. Był raczej fanem zwykłych zwierząt, kotów czy psów. Na szczęście jego przyjaciel był na tyle rozważny, że szybko sprowadził go na ziemię informując, że żadnego jaja nie dostanie.
- Ale dobrze, dopóki jeszcze stoimy chciałem wznieść mały toast. Za ten przyjemny i miły wieczór, za wyśmienite towarzystwo i za to żeby nam się wszystkim dopisywało szczęście w nadchodzącym nowym roku. - powiedział unosząc lekko swoją szklanicę w górę. - Życzę wam jak najlepiej, wam obojgu. - dodał spokojnie uśmiechając się do nich łagodnie.
- Ocho widzę, że tu jakiś front się tworzy przeciwko mojej zacnej osoby. - powiedział z rozbawieniem widocznym na twarz - Ale cóż, nie można być we wszystkim najlepszym. Czasami należy też się dać wykazać innym. - dodał po chwili z uśmiechem patrząc na tą dwójkę.
Wiedział, że w swoim towarzystwie mogą czuć się swobodnie. Tego wieczoru nie obowiązywały ich żadne reguły ani nic. Mogli mówić to co myślą, mogli robić to co chcą. Nikt na nikogo nie spojrzy krzywo, nikt nic złego nie powie. To właśnie były spotkania, które Xavier lubił najbardziej. Praktycznie wszystkie jego spotkania z Mathieu tak wyglądały, dlatego między innymi z tego powodu zawsze ich wyczekiwał zniecierpliwieniem.
- Prim dba o nasze gardła, a ja dbam o nasze żołądki. Paproch zaraz poda kolacje, mam nadzieję, że wszystkim będzie smakować. - pokiwał głową z zadowoloną miną.
Jak na zawołanie moment później do pomieszczenia wkroczył stary skrzat domowy pracujący dla ich rodziny. Za nim wleciały przyszykowane i gorące dania.
- Deser po kolacji. - powiedział tylko Xavier w kierunku stworzenia, po czym już skupił wzrok na swoich towarzyszach.
Mimo wszystko jednak kątem okaz obserwował stwora, bo ten konkretny skrzat słynął ze swojej gburowości i Xavier wolał uniknąć słuchania jego narzekania tego wieczora.
Moment później na stole czekała już na nich pieczona kaczka z jabłkami, a do tego ziemniaczane puree. Wszystko pachniało smakowicie i tak właśnie miało pachnieć. Domowy skrzat za to w ciszy jak nagle się w pomieszczeniu pojawił, tak szybko z niego zniknął.
- Widziałaś Primrose? Nawet słowem się nie odezwał. - zauważył rozbawiony Burkę, kręcąc głową z uśmiechem, a po chwili roeśmiał się na słowa kuzynki - Oj raz się zdarzyło. Znaliśmy się już chyba dwa lata. Mathieu opowiadał tak zaciekle o smokach, że zamarzyło mi się jednego wychować. Oczywiście Edgar by mnie chyba wydziedziczył jakbym hodował w szklarni smoka...a że o hodowaniu smoków nie mam zielonego pojęcia, wszyscy wiemy jak mogłoby się to skończyć - pokręcił głową z uśmiechem, bo nie raz wyobrażał sobie w tamtych czasach siebie mającego swojego własnego smoka.
Domyślał się, że nie było opcji żeby sobie sam z nim poradził, zwłaszcza, że nigdy nie był orłem podczas zajęć z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Raczej stał z boku i przyswajał wiedzę czysto teoretyczną, rzadko się do któregoś zbliżając. Był raczej fanem zwykłych zwierząt, kotów czy psów. Na szczęście jego przyjaciel był na tyle rozważny, że szybko sprowadził go na ziemię informując, że żadnego jaja nie dostanie.
- Ale dobrze, dopóki jeszcze stoimy chciałem wznieść mały toast. Za ten przyjemny i miły wieczór, za wyśmienite towarzystwo i za to żeby nam się wszystkim dopisywało szczęście w nadchodzącym nowym roku. - powiedział unosząc lekko swoją szklanicę w górę. - Życzę wam jak najlepiej, wam obojgu. - dodał spokojnie uśmiechając się do nich łagodnie.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Odpowiedni dobór stosownych słów był najważniejszy. Teraz jednak nie musieli tak bardzo przykładać się do konwenansów i mogli skupić się na większej swobodzie, dać ponieść nie tylko emocjom, ale również rozrywce. Jak długo mogli tkwić w szponach zasad, reguł i szlacheckiej etykiety, która wymagała od nich pełnej powściągliwości i unikania dosłownie wszystkiego. Nie przybył do Durham po to, aby się zastanawiać co wypada, a co nie wypada, ale zabawić się przyjemnie w gronie bliskich przyjaciół, oderwać od ponurej rzeczywistości i spędzić dobrze czas w doborowym towarzystwie. Kto wie, być może dzisiejszą noc spędzi w gościnnych komnatach Durham? Tego nie mogli przewidzieć, ale kto wie co jeszcze się wydarzy.
- Owszem, kolejna. – odparł z tajemniczym uśmiechem i puścił jej oczko. – Piękna, bystra, inteligentna, zawzięta, pewna siebie… Można byłoby pozazdrościć Aresowi, ale jestem niemal pewien, że owiniesz go sobie wokół palca. – dopowiedział z lekkim uśmiechem, patrząc jej głęboko w oczy. Nie ukrywał niechęci do Carrowa, nie przepadał za nim z powodów najbardziej banalnych. Nie chciał jednak być nazbyt hipokrytą, w końcu ostatnio i koło niego kręciła się młoda Lady Carrow, a Mathieu z jakiegoś powodu traktował to jako solidną rozrywkę i doświadczenie o zacnym kryptonimie Rosier-Carrow, ciekaw co może wyniknąć z tak dziko rozwijającej się relacji. A stety lub nie, miał okazję wpadać zupełnym przypadkiem na Calypso w najmniej spodziewanych momentach. – To nie front przeciwko Tobie, Xavier. – rzucił, odrywając wzrok od magnetycznych tęczówek Primrose. – Tobie nie powiem, że jesteś piękny… Fatalny wydźwięk. – dodał jeszcze śmiejąc się, wyraźnie rozbawiony sytuacją. Xavier był fantastycznym przyjacielem, na którego Mathieu mógł liczyć. W Durham dzięki temu czuł się swobodnie, a to dobry zwiastun. Tym bardziej, że alkohol został rozlany.
- Chciałbym wznieść toast. Za Was, moi drodzy. Za Ciebie Primrose, aby nigdy nie brakowało Ci tej odwagi i siły, którą w sobie nosisz. Za Ciebie Xavier, oby nasze wspólne wyprawy były tak skuteczne jak ostatnia. – powiedział unosząc szkło z alkoholem i upił solidnego łyka. Zarówno nauka z Primrose wymagała odpowiedniego toastu, jej postawa i siła, jak to czego udało im się dokonać z Xavierem w Reculver. To początek nowej drogi i być może docierało to nich bardzo powoli lub jeszcze nie zwrócili uwagi na ten drobny szczegół.
- Żeglowałem z wujek Koronosem, szczególnie po śmierci ojca matka nader często zabierała mnie do Corbenic Castle. Nie były to długie wyprawy, a sam też niewiele z nich pamiętam, miałem siedem, może osiem lat. – odpowiedział na jej pytanie. Mathieu ciężko przyjął śmierć Anselme, to było dla dziecka trudne i ciężkie do zaakceptowania. Diane uznała, że morska bryza pozwoli oczyścić jego umysł. Nie pomagało to nazbyt, a Mathieu zamiast skupić się na aspektach związanych z morską żeglugą patrzył na fale burzące horyzont i szukał smoków na niebie. Bliżej było mu do Rosiera, niż do Traversa.
- Zacznijmy od tego, że nie dałbym Ci jaja smoka. – zaśmiał się lekko. To najistotniejszy fakt, bo na smokach trzeba było się znać, aby móc podjąć się ich hodowli. Poza tym, Albion męczyłby się na tym terytorium, nie wspominając o hodowaniu go w szklarni. – Liczyłem na to, że zdobędziesz nielegalnie smocze jajo, a potem przyjdziesz do mnie z rosłym, uskrzydlonym problemem. – dodał ze śmiechem, puszczając oczko do przyjaciela. Mathieu żartował, a może nie żartował. Kto go tam wie.
Wzniesiony toast przez Xaviera przyjął z uśmiechem. To dobrze, że mimo trwającego konfliktu mogli tak po prostu się spotkać, porozmawiać, posilić, żartować. Brakowało tego w codzienności, ale czasy nie pozwalały im na nic innego.
- Kolejny rok za nami, moi drodzy. Dwie kandydatki na żony, dwa planowane śluby, to był naprawdę… zaskakujący czas. – stwierdził po chwili, naszło go na takie myśli, bo w zasadzie rok temu nie wiedział na czym stoi, co powinien robić, był zagubiony. Nabierał pewności siebie z każdym kolejnym miesiącem, który wnosił kolejne, niespodziewane zmiany. A teraz był tu, w towarzystwie przyjaciół, na których mógł liczyć. – Na moim weselu to się prędko nie napijemy, więc musimy korzystać z takich okazji jak ta. – dodał rozbawiony i ponownie uniósł szkło. – Wybrałaś bardzo dobry rum, Primrose. – dodał jeszcze z uśmiechem.
- Owszem, kolejna. – odparł z tajemniczym uśmiechem i puścił jej oczko. – Piękna, bystra, inteligentna, zawzięta, pewna siebie… Można byłoby pozazdrościć Aresowi, ale jestem niemal pewien, że owiniesz go sobie wokół palca. – dopowiedział z lekkim uśmiechem, patrząc jej głęboko w oczy. Nie ukrywał niechęci do Carrowa, nie przepadał za nim z powodów najbardziej banalnych. Nie chciał jednak być nazbyt hipokrytą, w końcu ostatnio i koło niego kręciła się młoda Lady Carrow, a Mathieu z jakiegoś powodu traktował to jako solidną rozrywkę i doświadczenie o zacnym kryptonimie Rosier-Carrow, ciekaw co może wyniknąć z tak dziko rozwijającej się relacji. A stety lub nie, miał okazję wpadać zupełnym przypadkiem na Calypso w najmniej spodziewanych momentach. – To nie front przeciwko Tobie, Xavier. – rzucił, odrywając wzrok od magnetycznych tęczówek Primrose. – Tobie nie powiem, że jesteś piękny… Fatalny wydźwięk. – dodał jeszcze śmiejąc się, wyraźnie rozbawiony sytuacją. Xavier był fantastycznym przyjacielem, na którego Mathieu mógł liczyć. W Durham dzięki temu czuł się swobodnie, a to dobry zwiastun. Tym bardziej, że alkohol został rozlany.
- Chciałbym wznieść toast. Za Was, moi drodzy. Za Ciebie Primrose, aby nigdy nie brakowało Ci tej odwagi i siły, którą w sobie nosisz. Za Ciebie Xavier, oby nasze wspólne wyprawy były tak skuteczne jak ostatnia. – powiedział unosząc szkło z alkoholem i upił solidnego łyka. Zarówno nauka z Primrose wymagała odpowiedniego toastu, jej postawa i siła, jak to czego udało im się dokonać z Xavierem w Reculver. To początek nowej drogi i być może docierało to nich bardzo powoli lub jeszcze nie zwrócili uwagi na ten drobny szczegół.
- Żeglowałem z wujek Koronosem, szczególnie po śmierci ojca matka nader często zabierała mnie do Corbenic Castle. Nie były to długie wyprawy, a sam też niewiele z nich pamiętam, miałem siedem, może osiem lat. – odpowiedział na jej pytanie. Mathieu ciężko przyjął śmierć Anselme, to było dla dziecka trudne i ciężkie do zaakceptowania. Diane uznała, że morska bryza pozwoli oczyścić jego umysł. Nie pomagało to nazbyt, a Mathieu zamiast skupić się na aspektach związanych z morską żeglugą patrzył na fale burzące horyzont i szukał smoków na niebie. Bliżej było mu do Rosiera, niż do Traversa.
- Zacznijmy od tego, że nie dałbym Ci jaja smoka. – zaśmiał się lekko. To najistotniejszy fakt, bo na smokach trzeba było się znać, aby móc podjąć się ich hodowli. Poza tym, Albion męczyłby się na tym terytorium, nie wspominając o hodowaniu go w szklarni. – Liczyłem na to, że zdobędziesz nielegalnie smocze jajo, a potem przyjdziesz do mnie z rosłym, uskrzydlonym problemem. – dodał ze śmiechem, puszczając oczko do przyjaciela. Mathieu żartował, a może nie żartował. Kto go tam wie.
Wzniesiony toast przez Xaviera przyjął z uśmiechem. To dobrze, że mimo trwającego konfliktu mogli tak po prostu się spotkać, porozmawiać, posilić, żartować. Brakowało tego w codzienności, ale czasy nie pozwalały im na nic innego.
- Kolejny rok za nami, moi drodzy. Dwie kandydatki na żony, dwa planowane śluby, to był naprawdę… zaskakujący czas. – stwierdził po chwili, naszło go na takie myśli, bo w zasadzie rok temu nie wiedział na czym stoi, co powinien robić, był zagubiony. Nabierał pewności siebie z każdym kolejnym miesiącem, który wnosił kolejne, niespodziewane zmiany. A teraz był tu, w towarzystwie przyjaciół, na których mógł liczyć. – Na moim weselu to się prędko nie napijemy, więc musimy korzystać z takich okazji jak ta. – dodał rozbawiony i ponownie uniósł szkło. – Wybrałaś bardzo dobry rum, Primrose. – dodał jeszcze z uśmiechem.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Słysząc jakimi komplementami jego przyjaciel raczy jego kuzynkę uśmiechnął się pod nosem sam do siebie. Co prawda nigdy nie pytał Mathieu czy kiedykolwiek rozważał aby pojąć Prim za żonę gdyby z Carrowem nie wyszło, ale zdecydowanie przy najbliższej okazji, gdy będą we dwoje, go o to spyta. Z resztą, nie umknęło mu to jak sama Prim czasami zerka na Rosiera. Dzisiaj czuł się jak jakiś dumny ojciec patrzący na swoich podopiecznych. Było to o tyle zabawne, że wszystko działo się w jego głowie i nikt nie miał bladego pojęcia co on „planuje”. Nawet szanownej małżonce o tym nie wspominał, to była tylko jego, mała fanaberia.
- Ależ oczywiście, że owinie go sobie w około palca. Facet nawet nie będzie wiedział kiedy. – pokiwał głową z rozbawieniem puszczając Mathieu oczko.
Nie było tajemnicą, że pomimo nie poznania przyszłego małżonka kuzynki, nie lubił go. Nawet nie można było tego nazwać, nie przepadaniem, nie, on go po prostu nie lubił. Za dużo się nasłuchał i choć ogólnie był człowiekiem, który w plotki raczej nie wierzy, to kiedy usłyszy się takie ilości na jeden temat, nie było opcji żeby nie były prawdą.
- No i dlaczego nie? Przecież powszechnie wiadome jest, że jestem piękny. – roześmiał się wesoło na słowa Rosiera.
Zdecydowanie brakowało takich spotkań. Owszem, koncert w listopadzie był ciekawym i zdecydowaniem owocnym przedsięwzięciem, ale jednak tam wszystkich obowiązywała etykieta i reguły. Dzisiaj definitywnie nie musieli się tym w ogóle przejmować. Tutaj nikt nikogo nie oceniał, każdy mógł mówić co chciał i zachowywać się jak chciał.
Lekki uśmiech wpłynął na jego usta kiedy Mathieu wzniósł toast. Uniósł również szklankę w geście toastu i upił łyk.
- Myślę, że będą i ile mnie jeszcze na jakąś zabierzesz. – powiedział z uśmiechem poruszając zabawnie brewkami.
Oni wiedzieli o co chodzi. Xav był mu wdzięczny, że wtedy zaproponował mu towarzyszenie podczas wyprawy do Reculver. To był między innymi mały sprawdzań umiejętności i dzięki temu Burke wiedział, że jeszcze kilka rzeczy powinien z pewnością poćwiczyć, chociaż i tak nie poszło mu wtedy najgorzej.
Po chwili na spokojnie zasiedli do stołu i Xavier rozpiął marynarkę wygodnie opierając się o oparcie. Obrócił szklankę w dłoni słysząc jak przyjaciel wspomina wyprawy na morze.
- Morskie podróże mają swój urok. Każdy wyjazd, który organizowałem czy brałem udział, zawsze zawierały podróż statkiem. Jest coś w tym wyzwalającego…nie mam na myśli co prawda spania w jednym pomieszczeniu z dziesięcioma innymi mężczyznami… - powiedział spokojnie kiwając głową, na moment jakby odpływając myślami do swojej ostatniej podróży do Egiptu.
Trochę żałował, że od powrotu nie uczynił nic w kierunku odnalezienie Laski Neftydy, ale jednak miał inne zobowiązania, które wymagały jego uwagi. Laska nigdzie nie ucieknie, tak sobie wmawiał.
- A wiesz, że kiedyś o tym myślałem? Na Nokturnie nie brakuje handlarzy takimi rzeczami. Na szczęście w porę poszedłem po rozum do głowy i zrezygnowałem z tego pomysłu. – powiedział uśmiechając się do przyjaciela – Wyobrażacie to sobie? Ja, chowający smoka w szklarni, a potem przychodzę do ciebie, a na twarzy mam wręcz wypisane „Pomocy”. – roześmiał się rozbawiony kręcąc głową i upiły łyk alkoholu – Jedzcie, bo wystygnie. – dodał po chwili i nie czekając na nich nałożył sobie mięso i ziemniaki na talerz.
- Zgadzam się z Mathieu, wyborny rum. Nawet nie wiedziałem, że taki mamy w spiżarni. – pokiwał głową z uśmiechem. – Dzisiaj nic nas nie ogranicza, więc możemy się bawić. – dodał jeszcze patrząc po nich z zadowoloną miną.
- Ależ oczywiście, że owinie go sobie w około palca. Facet nawet nie będzie wiedział kiedy. – pokiwał głową z rozbawieniem puszczając Mathieu oczko.
Nie było tajemnicą, że pomimo nie poznania przyszłego małżonka kuzynki, nie lubił go. Nawet nie można było tego nazwać, nie przepadaniem, nie, on go po prostu nie lubił. Za dużo się nasłuchał i choć ogólnie był człowiekiem, który w plotki raczej nie wierzy, to kiedy usłyszy się takie ilości na jeden temat, nie było opcji żeby nie były prawdą.
- No i dlaczego nie? Przecież powszechnie wiadome jest, że jestem piękny. – roześmiał się wesoło na słowa Rosiera.
Zdecydowanie brakowało takich spotkań. Owszem, koncert w listopadzie był ciekawym i zdecydowaniem owocnym przedsięwzięciem, ale jednak tam wszystkich obowiązywała etykieta i reguły. Dzisiaj definitywnie nie musieli się tym w ogóle przejmować. Tutaj nikt nikogo nie oceniał, każdy mógł mówić co chciał i zachowywać się jak chciał.
Lekki uśmiech wpłynął na jego usta kiedy Mathieu wzniósł toast. Uniósł również szklankę w geście toastu i upił łyk.
- Myślę, że będą i ile mnie jeszcze na jakąś zabierzesz. – powiedział z uśmiechem poruszając zabawnie brewkami.
Oni wiedzieli o co chodzi. Xav był mu wdzięczny, że wtedy zaproponował mu towarzyszenie podczas wyprawy do Reculver. To był między innymi mały sprawdzań umiejętności i dzięki temu Burke wiedział, że jeszcze kilka rzeczy powinien z pewnością poćwiczyć, chociaż i tak nie poszło mu wtedy najgorzej.
Po chwili na spokojnie zasiedli do stołu i Xavier rozpiął marynarkę wygodnie opierając się o oparcie. Obrócił szklankę w dłoni słysząc jak przyjaciel wspomina wyprawy na morze.
- Morskie podróże mają swój urok. Każdy wyjazd, który organizowałem czy brałem udział, zawsze zawierały podróż statkiem. Jest coś w tym wyzwalającego…nie mam na myśli co prawda spania w jednym pomieszczeniu z dziesięcioma innymi mężczyznami… - powiedział spokojnie kiwając głową, na moment jakby odpływając myślami do swojej ostatniej podróży do Egiptu.
Trochę żałował, że od powrotu nie uczynił nic w kierunku odnalezienie Laski Neftydy, ale jednak miał inne zobowiązania, które wymagały jego uwagi. Laska nigdzie nie ucieknie, tak sobie wmawiał.
- A wiesz, że kiedyś o tym myślałem? Na Nokturnie nie brakuje handlarzy takimi rzeczami. Na szczęście w porę poszedłem po rozum do głowy i zrezygnowałem z tego pomysłu. – powiedział uśmiechając się do przyjaciela – Wyobrażacie to sobie? Ja, chowający smoka w szklarni, a potem przychodzę do ciebie, a na twarzy mam wręcz wypisane „Pomocy”. – roześmiał się rozbawiony kręcąc głową i upiły łyk alkoholu – Jedzcie, bo wystygnie. – dodał po chwili i nie czekając na nich nałożył sobie mięso i ziemniaki na talerz.
- Zgadzam się z Mathieu, wyborny rum. Nawet nie wiedziałem, że taki mamy w spiżarni. – pokiwał głową z uśmiechem. – Dzisiaj nic nas nie ogranicza, więc możemy się bawić. – dodał jeszcze patrząc po nich z zadowoloną miną.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Słowa Mathieu Rosiera sprawiły, że Primrose prawie zakrztusiła się rumem, który właśnie popijała. Otworzyła szerzej oczy zaskoczona taką bezpośredniością, co nie znaczyło, że była z niej niezadowolona, wręcz przeciwnie.
-Czyż nie jest powiedziane, że mężczyźni boją się inteligentnych kobiet? - Zagadnęła swobodnie odstawiając szklankę z rumem na blat stołu. -Jesteście zbyt okrutni. Obaj.
Spojrzała to na jednego to na drugiego, po czym zastukała opuszkami palców o blat stołu.
-Nie ma nic zabawnego w mężczyźnie, który jest bezwolny. Na początku jest to zajmujące, później budzi jedynie frustrację. - Dodała jeszcze, doskonale wiedząc, że obydwaj dżentelmeni bezwolnymi nie są i do takich nigdy nie aspirowali. Wiele kobiet mówiło, że warto owinąć sobie wokół palca męża, który będzie chodził tak jak one im zagrają. Nie dało się zaprzeczyć, że była to wygodna kwestia. Jednak życie z człowiekiem nudnym musiało być wielce nieznośne i istniała obawa, że Primrose takiego męża będzie omijać szerokim łukiem i zajmować się swoimi sprawami. Kto wie, może byłaby zadowolona z takiego życia. -Może to ciebie powinnam owinąć sobie wokół palca? - Spojrzała z ukosa na Mathieu jakby lekko rzucając mu wyzwanie, po czym zwróciła się do kuzyna. - Chyba należy ci zabrać lustro, bo zaraz wpadniesz w samo zachwyt. Nie, już wpadłeś.
Patrzyła z rozbawieniem jak dwaj przyjaciele przerzucają się wzajemnymi złośliwościami i zaśmiała się cicho wraz z nimi popijając drobne łyki rumu. Uniosła szklankę w górę w geście toastu, a potem odprowadziła wzrokiem równie zszokowanym jak jej kuzyna, skrzata domowego, który nie skomentował ich oczekiwań.
-Może jest chory? - Zapytała teatralnym szeptem Xaviera, zaraz jednak skupiła się na posiłku, który znalazł się na jej talerzu, a mężczyźni w tym czasie rozprawiali o smokach.
-Nie możliwe- powiedziała z zawodem głosie, kiedy okazało się, że kuzyn jednak ani nie namawiał Mathieu na wyniesienie jaja ze smoczego rezerwatu ani nie zdobył żadnego pokątnie i nie hodował w ukryciu w Durham. - Jestem rozczarowana. Byłam przekonana, że coś takiego mogło mieć miejsce.
Pokręciła głową z udawanym smutkiem wymalowanym na jasnej, ozdobionej piegami twarzy i skosztowała mięsa, a zaraz potem wina, którego do kolacji zostało przygotowane. Jak zwykle potrawa była świetnie przygotowana i można było rozkoszować podniebienie gamą smaków. Słysząc kolejne słowa Rosiera uznała, że ten wieczór jest pełen zwrotów akcji. Jednak sam mówiący nie wydawał się wielce załamany choć mogła się założyć, że zmiany kolejnych narzeczonych mogły budzić frustrację, a jeżeli którąś z nich wiązał nadzieje na przyszłość, a one nie wyszły w życie, tym bardziej musiał to odczuć.
-Wobec tego, abyśmy mogli częściej spędzać czas w tak miłym towarzystwie - uniosła swój kieliszek dodając coś od siebie do toastu. - Moi drodzy panowie, piwnice Durham skrywają wiele tajemnic i skarbów. - Powiedziała tajemniczym głosem jak tylko skomentowali dobór rumu. - Należy tylko wiedzieć gdzie szukać.
Była jednym z nielicznych Burków, który zwiedził całą posiadłość i poznał wiele jej zakamarków. Podobną chęć poznania posiadłości rodowej przejawiała mała Oriana, a ciotka Prim ją w tym jedynie zachęcała.
-Muszę o to spytać - powiedziała nagle patrząc to na jednego to na drugiego. - Jak to się stało, że staliście się tak dobrymi przyjaciółmi? Czy to wielka tajemnica?
-Czyż nie jest powiedziane, że mężczyźni boją się inteligentnych kobiet? - Zagadnęła swobodnie odstawiając szklankę z rumem na blat stołu. -Jesteście zbyt okrutni. Obaj.
Spojrzała to na jednego to na drugiego, po czym zastukała opuszkami palców o blat stołu.
-Nie ma nic zabawnego w mężczyźnie, który jest bezwolny. Na początku jest to zajmujące, później budzi jedynie frustrację. - Dodała jeszcze, doskonale wiedząc, że obydwaj dżentelmeni bezwolnymi nie są i do takich nigdy nie aspirowali. Wiele kobiet mówiło, że warto owinąć sobie wokół palca męża, który będzie chodził tak jak one im zagrają. Nie dało się zaprzeczyć, że była to wygodna kwestia. Jednak życie z człowiekiem nudnym musiało być wielce nieznośne i istniała obawa, że Primrose takiego męża będzie omijać szerokim łukiem i zajmować się swoimi sprawami. Kto wie, może byłaby zadowolona z takiego życia. -Może to ciebie powinnam owinąć sobie wokół palca? - Spojrzała z ukosa na Mathieu jakby lekko rzucając mu wyzwanie, po czym zwróciła się do kuzyna. - Chyba należy ci zabrać lustro, bo zaraz wpadniesz w samo zachwyt. Nie, już wpadłeś.
Patrzyła z rozbawieniem jak dwaj przyjaciele przerzucają się wzajemnymi złośliwościami i zaśmiała się cicho wraz z nimi popijając drobne łyki rumu. Uniosła szklankę w górę w geście toastu, a potem odprowadziła wzrokiem równie zszokowanym jak jej kuzyna, skrzata domowego, który nie skomentował ich oczekiwań.
-Może jest chory? - Zapytała teatralnym szeptem Xaviera, zaraz jednak skupiła się na posiłku, który znalazł się na jej talerzu, a mężczyźni w tym czasie rozprawiali o smokach.
-Nie możliwe- powiedziała z zawodem głosie, kiedy okazało się, że kuzyn jednak ani nie namawiał Mathieu na wyniesienie jaja ze smoczego rezerwatu ani nie zdobył żadnego pokątnie i nie hodował w ukryciu w Durham. - Jestem rozczarowana. Byłam przekonana, że coś takiego mogło mieć miejsce.
Pokręciła głową z udawanym smutkiem wymalowanym na jasnej, ozdobionej piegami twarzy i skosztowała mięsa, a zaraz potem wina, którego do kolacji zostało przygotowane. Jak zwykle potrawa była świetnie przygotowana i można było rozkoszować podniebienie gamą smaków. Słysząc kolejne słowa Rosiera uznała, że ten wieczór jest pełen zwrotów akcji. Jednak sam mówiący nie wydawał się wielce załamany choć mogła się założyć, że zmiany kolejnych narzeczonych mogły budzić frustrację, a jeżeli którąś z nich wiązał nadzieje na przyszłość, a one nie wyszły w życie, tym bardziej musiał to odczuć.
-Wobec tego, abyśmy mogli częściej spędzać czas w tak miłym towarzystwie - uniosła swój kieliszek dodając coś od siebie do toastu. - Moi drodzy panowie, piwnice Durham skrywają wiele tajemnic i skarbów. - Powiedziała tajemniczym głosem jak tylko skomentowali dobór rumu. - Należy tylko wiedzieć gdzie szukać.
Była jednym z nielicznych Burków, który zwiedził całą posiadłość i poznał wiele jej zakamarków. Podobną chęć poznania posiadłości rodowej przejawiała mała Oriana, a ciotka Prim ją w tym jedynie zachęcała.
-Muszę o to spytać - powiedziała nagle patrząc to na jednego to na drugiego. - Jak to się stało, że staliście się tak dobrymi przyjaciółmi? Czy to wielka tajemnica?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Jadalnia
Szybka odpowiedź