Główny salon
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główny salon
Główny salon stanowi najbardziej reprezentatywną część zamku. Utrzymany w wiktoriańskim stylu, pełen przepychu. Ściany zdobione są najprawdziwszym, najdroższym srebrem, zaś lustro nad niepodłączonym do sieci Fiuu kominkiem należy do najdroższych jakie można sobie wyobrazić. Misternie wykonany żyrandol robi wrażenie na każdym z gości; daje on zresztą najwięcej światła. Oprócz szafek, stolików kawowych oraz sekretarzyków w pokoju mieszczą się także wygodne, duże sofy oraz fotele, obite szarymi tkaninami. Na panelach rozściełają są dywany z tradycyjnymi wzorami. W kącie salonu postawiono gramofon umilający pobyt spokojną, liryczną muzyką. Po lewej stronie od wejścia znajdują się okna prezentujące przyzamkowe ogrody.
Wszystko zaczęło nabierać formy, takiej z której mogli ukuć działania. Ten moment planowania sprawiał, że czuła się pewniej i bezpieczniej. Widziała, że rozmyślania i pomysły zaczynają przekształcać się w coś większego, w coś na co realnie mogła mieć wpływ, co dawało jej zajęcie. Bezczynność była wrogiem Primrose, tak samo jak poczucie bezradności. Ten moment, kiedy wiedziała, że absolutnie nic nie może zrobić, był jednym z najbardziej ciążących zawsze na jej sercu. Wciąż miała w sobie poczucie i pragnienie zmieniania świata, dążenia do jego ulepszenia, choć z każdym rokiem rozumiała coraz lepiej, że pewne rzeczy się zdarzają. I nic się z tym nie da zrobić.
Oczy Primrose nie opuszczały Xaviera przez cały czas, kiedy ten przemawiał. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy jego ton zmienia się z refleksyjnego na zdecydowany, a jego postawa, mimo że zdawała się nieco zmęczona, nie pozostawiała wątpliwości co do determinacji, z jaką zamierzał przeprowadzić plan. Gdy Xavier zakończył, Primrose skinęła głową, potwierdzając zrozumienie i akceptację dla podziału zadań. Jej myśli już krążyły wokół kwestii konstruktorów.
-Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć kogoś, kto nie tylko będzie kompetentny, ale też gotowy do współpracy od ręki. - Odpowiedziała tym samym potwierdzając słowami, że taki podział zadań jej pasuje. -Przekażę wszystkie nasze propozycje ojcu. - Zapewniła obydwu kuzynów. Była córką nestora, czuła się w obowiązku przedstawienia mu planu działania. Wcześniej jednak dokładnie go rozpisze i opracuje, aby ojciec miał pewność, że dokładnie wszystko przemyśleli i zadają sobie sprawę z kosztów jakie rodzina Burke będzie musiała ponieść. Opłaty dla konstruktora oprócz tego koszty potencjalnej rozbiórki domów czy przesiedlenia ludzi. Nie uszło jej uwadze jak po dłuższej chwili Xavier wyciągnął dłonie z kieszeni, które wcześniej w nienaturalny dla siebie sposób trzymał, dość długo. Teraz jednak od razu zapalił, być może szukał papierosów, więc odrzuciła od siebie myśl, że coś było nie tak. Wszyscy nosili na sobie ślady zmęczenia jakie stało się ich towarzyszem od przeszło paru dni.
Kiedy decyzje, a stanowczy ton Craiga oznajmiał, że nie będzie tolerował odmowy, uśmiechnęła się z wdzięcznością do kuzyna.
-Dziękuję. - Odparła miękko z wyraźną ulgą w głosie. Nie wiedziała czy sen przyniesie jej ulgę, koszmary tylko czekały, aż zamknie oczy, ale być może kąpiel - długa i wśród zapachu lawendy pomoże się jej odprężyć. Tego nie mogła wykluczyć. Nie miała nawet czasu, aby czytać bajki bliźniakom Xaviera oraz Edgara. Nie było czasu dla rodziny i choć każdy wiedział z czego to wynika i nikt do nikogo nie miał pretensji, tak czuła w sercu poczucie winy. -Dobranoc, kuzynie. - Zbliżyła się do Craiga, aby złożyć na jego policzku delikatny pocałunek, po czym śladami Xaviera skierowała się do wyjścia z salonu.
|Prim zt
Oczy Primrose nie opuszczały Xaviera przez cały czas, kiedy ten przemawiał. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy jego ton zmienia się z refleksyjnego na zdecydowany, a jego postawa, mimo że zdawała się nieco zmęczona, nie pozostawiała wątpliwości co do determinacji, z jaką zamierzał przeprowadzić plan. Gdy Xavier zakończył, Primrose skinęła głową, potwierdzając zrozumienie i akceptację dla podziału zadań. Jej myśli już krążyły wokół kwestii konstruktorów.
-Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć kogoś, kto nie tylko będzie kompetentny, ale też gotowy do współpracy od ręki. - Odpowiedziała tym samym potwierdzając słowami, że taki podział zadań jej pasuje. -Przekażę wszystkie nasze propozycje ojcu. - Zapewniła obydwu kuzynów. Była córką nestora, czuła się w obowiązku przedstawienia mu planu działania. Wcześniej jednak dokładnie go rozpisze i opracuje, aby ojciec miał pewność, że dokładnie wszystko przemyśleli i zadają sobie sprawę z kosztów jakie rodzina Burke będzie musiała ponieść. Opłaty dla konstruktora oprócz tego koszty potencjalnej rozbiórki domów czy przesiedlenia ludzi. Nie uszło jej uwadze jak po dłuższej chwili Xavier wyciągnął dłonie z kieszeni, które wcześniej w nienaturalny dla siebie sposób trzymał, dość długo. Teraz jednak od razu zapalił, być może szukał papierosów, więc odrzuciła od siebie myśl, że coś było nie tak. Wszyscy nosili na sobie ślady zmęczenia jakie stało się ich towarzyszem od przeszło paru dni.
Kiedy decyzje, a stanowczy ton Craiga oznajmiał, że nie będzie tolerował odmowy, uśmiechnęła się z wdzięcznością do kuzyna.
-Dziękuję. - Odparła miękko z wyraźną ulgą w głosie. Nie wiedziała czy sen przyniesie jej ulgę, koszmary tylko czekały, aż zamknie oczy, ale być może kąpiel - długa i wśród zapachu lawendy pomoże się jej odprężyć. Tego nie mogła wykluczyć. Nie miała nawet czasu, aby czytać bajki bliźniakom Xaviera oraz Edgara. Nie było czasu dla rodziny i choć każdy wiedział z czego to wynika i nikt do nikogo nie miał pretensji, tak czuła w sercu poczucie winy. -Dobranoc, kuzynie. - Zbliżyła się do Craiga, aby złożyć na jego policzku delikatny pocałunek, po czym śladami Xaviera skierowała się do wyjścia z salonu.
|Prim zt
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
2.11
Stała przy rozpalonym kominku ogrzewając przy jego płomieniach nieco zmarznięte dłonie. Wsłuchiwała się w odgłos palącego się drewna i kropel deszczu stukających w okna. W końcu pomiędzy poszczególnymi dźwiękami zaczęła słyszeć dziecięcy śmiech. Śmiech młodych czarodziejów i czarownic, którzy żyli w swoim bajkowym świecie pozbawieni trosk i ze wszystkich sił chronieni przed całym złem tego świata. Oczywiście przed tym co ich rodziny za zło uznawały, a definicja tego słowa z ust choćby lorda Black mogłaby nie jednego zaskoczyć. Veronica ze wszystkich sił starała się uczepić tych chwil i sprawić, że dawne wspomnienia nabiorą na sile. Potrzebowała ponownie poczuć się swobodnie w murach Durham. Jeszcze tak niedawno był to kolejny zamek, który mogłaby nazwać swoim domem dziś potężna budowla zaczęła ją nieco przerażać. Śmierć czaiła się wszędzie nie chodziło tylko o ziemię należące do przodków jej kuzynki chodziło o cały kraj a jeżeli Veronica czegoś nie była w stanie pojąć to była to bezsensowna przemoc i marnotrawstwo, którego wszyscy na około się dopuszczali. Nikomu nie zdradzała tych myśli trzymała je tak w głęboko w swoim sercu jak tylko potrafiła. Wiedziała, że zostaną źle zrozumiane. Stała po stronie swojej rodziny i jej wielowiekowych poglądów jednak nie akceptowała kosztów tego co powszechnie nazywało się zwycięstwem. Dlatego pozostawała bierna wobec wydarzeń. Historia dziejąca się na oczach świata nie interesowała się kimś takim ja ona. Lady Black jeszcze nigdy w życiu nie była tak wdzięczna za swoją „przeźroczystość”. Zbłąkana iskierka wyrwała ją z zamyślenia. Veronica odskoczyła od kominka i tym samym była zmuszona po raz kolejny uświadomić sobie gdzie się znajduje. Gdy służba zaprowadziła ją do głównego salonu, dobry humor prysł jako bańka mydlana. Nie mogłam mieć pewności czy Primrose wiedziała co robi wybierając to miejsce na ich spotkanie. Minęła zdecydowanie zbyt wiele czasu odkąd mogły wymienić ze sobą coś więcej poza zwyczajowymi formułkami gdzieś na organizowanym balu czy innym przyjęciu socjety. Chciała oddać starszej kuzynce szacunek? Chciała zyskać lepszą pozycję w tej rozmowie? Ale po co? Przecież to ona była tu panią. Może nie wzięła nawet pod uwagę, że to, w którym pomieszczeniu przyjmie kuzynkę będzie miało znaczenie. Jedno jest jednak pewne, Veronica dostrzegła w tym może nie akt wrogość co sporego dystansu. Salon został zaprojektowany, tak by wzbudzać szacunek podziw ale również strach przed rodziną Burke. Nawet jeśli widziało się go wcześniej dziesiątki razy to siła przekazu nie osłabła. Miej się na baczności! To ziemie rodu Burke! Veronica słyszała ten krzyk niemal z każdego konta. Kącik ust dziewczyny uniósł się w wyraźnie ironiczny sposób. Szybko zdradzając, że po jej głowie błądzą niezbyt przyjemne myśli. Prawda była taka, że Veronica odczuwała przede wszystkim smutek. Cieszyła się gdy kuzynka zgodziła się na spotkania. Radość nie opuściła jaj nawet wtedy gdy w końcu wysiadła z powozu i stanęła na ziemiach lordów Durham. Widziała w tym wszystkim szansę na odnowienie więzi z osobą, dla której niegdyś byłaby w stanie zrobić wszystko. Teraz jednak nie miała pojęcia czego ma się spodziewać.
Stała przy rozpalonym kominku ogrzewając przy jego płomieniach nieco zmarznięte dłonie. Wsłuchiwała się w odgłos palącego się drewna i kropel deszczu stukających w okna. W końcu pomiędzy poszczególnymi dźwiękami zaczęła słyszeć dziecięcy śmiech. Śmiech młodych czarodziejów i czarownic, którzy żyli w swoim bajkowym świecie pozbawieni trosk i ze wszystkich sił chronieni przed całym złem tego świata. Oczywiście przed tym co ich rodziny za zło uznawały, a definicja tego słowa z ust choćby lorda Black mogłaby nie jednego zaskoczyć. Veronica ze wszystkich sił starała się uczepić tych chwil i sprawić, że dawne wspomnienia nabiorą na sile. Potrzebowała ponownie poczuć się swobodnie w murach Durham. Jeszcze tak niedawno był to kolejny zamek, który mogłaby nazwać swoim domem dziś potężna budowla zaczęła ją nieco przerażać. Śmierć czaiła się wszędzie nie chodziło tylko o ziemię należące do przodków jej kuzynki chodziło o cały kraj a jeżeli Veronica czegoś nie była w stanie pojąć to była to bezsensowna przemoc i marnotrawstwo, którego wszyscy na około się dopuszczali. Nikomu nie zdradzała tych myśli trzymała je tak w głęboko w swoim sercu jak tylko potrafiła. Wiedziała, że zostaną źle zrozumiane. Stała po stronie swojej rodziny i jej wielowiekowych poglądów jednak nie akceptowała kosztów tego co powszechnie nazywało się zwycięstwem. Dlatego pozostawała bierna wobec wydarzeń. Historia dziejąca się na oczach świata nie interesowała się kimś takim ja ona. Lady Black jeszcze nigdy w życiu nie była tak wdzięczna za swoją „przeźroczystość”. Zbłąkana iskierka wyrwała ją z zamyślenia. Veronica odskoczyła od kominka i tym samym była zmuszona po raz kolejny uświadomić sobie gdzie się znajduje. Gdy służba zaprowadziła ją do głównego salonu, dobry humor prysł jako bańka mydlana. Nie mogłam mieć pewności czy Primrose wiedziała co robi wybierając to miejsce na ich spotkanie. Minęła zdecydowanie zbyt wiele czasu odkąd mogły wymienić ze sobą coś więcej poza zwyczajowymi formułkami gdzieś na organizowanym balu czy innym przyjęciu socjety. Chciała oddać starszej kuzynce szacunek? Chciała zyskać lepszą pozycję w tej rozmowie? Ale po co? Przecież to ona była tu panią. Może nie wzięła nawet pod uwagę, że to, w którym pomieszczeniu przyjmie kuzynkę będzie miało znaczenie. Jedno jest jednak pewne, Veronica dostrzegła w tym może nie akt wrogość co sporego dystansu. Salon został zaprojektowany, tak by wzbudzać szacunek podziw ale również strach przed rodziną Burke. Nawet jeśli widziało się go wcześniej dziesiątki razy to siła przekazu nie osłabła. Miej się na baczności! To ziemie rodu Burke! Veronica słyszała ten krzyk niemal z każdego konta. Kącik ust dziewczyny uniósł się w wyraźnie ironiczny sposób. Szybko zdradzając, że po jej głowie błądzą niezbyt przyjemne myśli. Prawda była taka, że Veronica odczuwała przede wszystkim smutek. Cieszyła się gdy kuzynka zgodziła się na spotkania. Radość nie opuściła jaj nawet wtedy gdy w końcu wysiadła z powozu i stanęła na ziemiach lordów Durham. Widziała w tym wszystkim szansę na odnowienie więzi z osobą, dla której niegdyś byłaby w stanie zrobić wszystko. Teraz jednak nie miała pojęcia czego ma się spodziewać.
Końskie kopyta uderzały miarowo o miękką ziemię, nasiąkniętą wodą z rzęsistego deszczu spadającego grubymi kroplami z ciężkich, ołowianych chmur. Kubrak był cały przesiąknięty, czuła jak zimna wilgoć przenika do koszuli i kamizelki jakie miała pod nim. Dłonie zaciskając mocniej na wodzach przyspieszyła galop widząc przed sobą światła zamku Durham, migające między kroplami deszczu, które przysłaniały jej pełen widok. Wjeżdżając na teren rodowej posiadłości widziała jak ze stajni wychodzi służący gotów odebrać od lady Burke jej wierzchowca.
Zeskakują z siodła poklepała jeszcze Powiastkę po szyi i udała się w stronę wejścia do domu. Sięgając po różdżkę, użyła dwóch zaklęć. Jednego, aby osuszyć ubranie i wilgotne włosy, a drugiego wyczyścić materiał z błota.
Primrose Burke nie jeździła w siodle damskim. I nie miała zamiaru, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo obciąża to kręgosłup konia oraz nie jest wygodne i zmusza kobietę do siedzenia w pozycji skręconej. Dawno już uznano, że nie ma nic gorszącego w stroju z bryczesami, choć nadal znajdowali się obrońcy starego porządku, którzy twierdzili, że fakt jak kobieta jeździ w siodle grozi rozpadem zasad. Słabe te zasady, jeżeli zwykłe siodło potrafiło je zniszczyć.
Maczek od progu poinformował Primrose, że czekają na nią w gabinecie listy, zarówno od burmistrza Beamish Towan, jak również z samej kopalni oraz, na sam koniec wspomniał, o tym, że kuzynka czekała na nią w głównym salonie.
Nie widziały się od dawna. Veronica była swego czasu jej bardzo bliska, jak wszystkie dzieci trzech sióstr Slughorn, a jednak z czasem pewne więzy się poluzowały. Każde z nich poszło inną drogą. Barty, zaangażowany w politykę i pracę w Ministerstwie miał teraz jeszcze więcej na głowie niż zwykle. Miała już jakiś czas temu napisać do niego list jak wyglądają sprawy i czy ma jakieś informacje na temat wyjazdu Ministra Magii na kontynent. Primrose tymczasem zwróciła swoją uwagę ku nauce, poznawaniu tajników run, klątw oraz ekonomii. Zajęta sprawami kopalni oraz tym co się dzieje na całych ziemiach hrabstwa zaniedbywała kontakty z rodziną. Ostatnio jednak zrozumiała, że nie może całkowicie dać się pochłonąć pracy. Potrzebuje oderwania od niej, normalności, jeżeli można było o niej mówić w czasach w jakich przyszło im żyć. Możliwe, że właśnie kreowali nową normalność, nowe jej zasady, które należało dostosować do rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć. Zaleciła skrzatowi, aby podał w salonie herbatę i wkroczyła do środka.
-Veronica - uśmiechnęła się delikatnie do kuzynki podchodząc bliżej i zdejmując rękawiczki, które położyła na stoliku. Miała na sobie zwiewną, kremową koszulę, której rękawy były zakończone misternymi falbanami. Materiał lekko opadał na jej ramiona, tworząc kontrast z bardziej męskim krojem kamizelki, którą założyła na wierzch. Kamizelka, ciemna i dopasowana, z trzema małymi guzikami, idealnie przylegała do jej sylwetki, nadając całości formalnego, wręcz surowego charakteru. Jednak to spodnie przyciągały największą uwagę. Szerokie w biodrach, zwężały się ku dołowi. Były lekko bufiaste nad kolanami, a dolna część spodni idealnie układała się tuż nad wysokimi butami. Czarny, połyskujący skórzany materiał butów, wiązanych na delikatne sznurowadła, sięgał aż pod kolano, dodając jej sylwetce wyrazistości. -Miło cię widzieć, chociaż pogoda dzisiaj iście angielska, jakby nie rzec, idealnie wpasowuje się w Durham. - Zaśmiała się cicho. Od zawsze krążyły komentarze mniej lub bardziej złośliwe, że nad ziemiami lordów Burke zawsze unosi się ponura i chmurna atmosfera. Ona zaś kochała ten klimat, gęste mgły, pewien niepokój jaki budziły wilgotne wzgórza. Latem zaś rozkwitały maki tworząc całe dywany, które cieszyły oko porą ciepłą. W tym momencie skrzat wniósł na tacy srebrny dzbanek oraz dwie filiżanki, obok których umieścił talerzyk ciastek cytrynowych. Tych, które Primrose najbardziej lubiła. Pani Pott zawsze o tym pamiętała. -Dziękuję Maczku. -Zwróciła się do Skrzata, a ten ukłonił się głęboko i tak zamaszyście, że aż jego uszy zatrzepotały. Primrose zasiadła na kanapie i poczekała, aż kuzynka uczyni to samo. -Jak ci się wiedzie?
Zeskakują z siodła poklepała jeszcze Powiastkę po szyi i udała się w stronę wejścia do domu. Sięgając po różdżkę, użyła dwóch zaklęć. Jednego, aby osuszyć ubranie i wilgotne włosy, a drugiego wyczyścić materiał z błota.
Primrose Burke nie jeździła w siodle damskim. I nie miała zamiaru, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo obciąża to kręgosłup konia oraz nie jest wygodne i zmusza kobietę do siedzenia w pozycji skręconej. Dawno już uznano, że nie ma nic gorszącego w stroju z bryczesami, choć nadal znajdowali się obrońcy starego porządku, którzy twierdzili, że fakt jak kobieta jeździ w siodle grozi rozpadem zasad. Słabe te zasady, jeżeli zwykłe siodło potrafiło je zniszczyć.
Maczek od progu poinformował Primrose, że czekają na nią w gabinecie listy, zarówno od burmistrza Beamish Towan, jak również z samej kopalni oraz, na sam koniec wspomniał, o tym, że kuzynka czekała na nią w głównym salonie.
Nie widziały się od dawna. Veronica była swego czasu jej bardzo bliska, jak wszystkie dzieci trzech sióstr Slughorn, a jednak z czasem pewne więzy się poluzowały. Każde z nich poszło inną drogą. Barty, zaangażowany w politykę i pracę w Ministerstwie miał teraz jeszcze więcej na głowie niż zwykle. Miała już jakiś czas temu napisać do niego list jak wyglądają sprawy i czy ma jakieś informacje na temat wyjazdu Ministra Magii na kontynent. Primrose tymczasem zwróciła swoją uwagę ku nauce, poznawaniu tajników run, klątw oraz ekonomii. Zajęta sprawami kopalni oraz tym co się dzieje na całych ziemiach hrabstwa zaniedbywała kontakty z rodziną. Ostatnio jednak zrozumiała, że nie może całkowicie dać się pochłonąć pracy. Potrzebuje oderwania od niej, normalności, jeżeli można było o niej mówić w czasach w jakich przyszło im żyć. Możliwe, że właśnie kreowali nową normalność, nowe jej zasady, które należało dostosować do rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć. Zaleciła skrzatowi, aby podał w salonie herbatę i wkroczyła do środka.
-Veronica - uśmiechnęła się delikatnie do kuzynki podchodząc bliżej i zdejmując rękawiczki, które położyła na stoliku. Miała na sobie zwiewną, kremową koszulę, której rękawy były zakończone misternymi falbanami. Materiał lekko opadał na jej ramiona, tworząc kontrast z bardziej męskim krojem kamizelki, którą założyła na wierzch. Kamizelka, ciemna i dopasowana, z trzema małymi guzikami, idealnie przylegała do jej sylwetki, nadając całości formalnego, wręcz surowego charakteru. Jednak to spodnie przyciągały największą uwagę. Szerokie w biodrach, zwężały się ku dołowi. Były lekko bufiaste nad kolanami, a dolna część spodni idealnie układała się tuż nad wysokimi butami. Czarny, połyskujący skórzany materiał butów, wiązanych na delikatne sznurowadła, sięgał aż pod kolano, dodając jej sylwetce wyrazistości. -Miło cię widzieć, chociaż pogoda dzisiaj iście angielska, jakby nie rzec, idealnie wpasowuje się w Durham. - Zaśmiała się cicho. Od zawsze krążyły komentarze mniej lub bardziej złośliwe, że nad ziemiami lordów Burke zawsze unosi się ponura i chmurna atmosfera. Ona zaś kochała ten klimat, gęste mgły, pewien niepokój jaki budziły wilgotne wzgórza. Latem zaś rozkwitały maki tworząc całe dywany, które cieszyły oko porą ciepłą. W tym momencie skrzat wniósł na tacy srebrny dzbanek oraz dwie filiżanki, obok których umieścił talerzyk ciastek cytrynowych. Tych, które Primrose najbardziej lubiła. Pani Pott zawsze o tym pamiętała. -Dziękuję Maczku. -Zwróciła się do Skrzata, a ten ukłonił się głęboko i tak zamaszyście, że aż jego uszy zatrzepotały. Primrose zasiadła na kanapie i poczekała, aż kuzynka uczyni to samo. -Jak ci się wiedzie?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Główny salon
Szybka odpowiedź