Wydarzenia


Ekipa forum
Magiczny Lunapark
AutorWiadomość
Magiczny Lunapark [odnośnik]24.06.15 22:07
First topic message reminder :

Magiczny lunapark

-
Jedna z głównych atrakcji Cliodny otwiera się w maju, przed sezonem letnim, najwięcej turystów przyciągając w okresie wakacyjnym, by już początkiem października zamknąć wszystkie atrakcje. W tym czasie przy każdym wejściu wiszą kłódki wzmocnione magią, a teren patrolowany jest przez kilku stróżów uzbrojonych w różdżki, pilnujących go przed wandalami, podejrzanymi typami i bezdomnymi. Dzięki tym zabiegom po miasteczku hula tylko wiatr, tańczący z kolorowymi liśćmi opadającymi z drzew. Natomiast latem wszystko tutaj tętni życiem, z oddali słychać śmiechy i wrzaski, by nocą kusić lśniącymi milionami świateł, zachęcającymi do ponownych odwiedzin z samego rana.

Jeżeli mugolskie lunaparki wydają ci się niezwykłe, zwykłe domy strachów przerażają, a zakątki miłości czarują urokiem... To znaczy, że nigdy nie poznałeś tych magicznych. Wesołe miasteczko w Cliodnie zostało otwarte na początku lat 50., swoimi atrakcjami od razu przyciągając czarodziejów rządnych wrażeń. Karuzele ze zwierzętami, które poruszają się, warczą, ryczą, parskają... Zwierciadła w domu luster, które chwilowo zmieniają twój wygląd, często zamieniając cię z twoim towarzyszem przygód. Wrażenie unoszenia się w kosmosie czy też przejażdżka diabelskim młynem może okazać się rozrywką tylko dla odważnych, bez lęku wysokości, bowiem z każdym obrotem, dzięki magii, widać całą panoramę innego europejskiego miasta. Dom strachu, prawdziwie nawiedzony, z różnorodnymi stworami i duchami, które cieszą się z urozmaicenia ziemskiej egzystencji. Największe kontrowersje - szczególnie wśród arystokracji - budzi jednak niepozorny tunel miłości, przyjmujący wygląd jeziora, kanału i gondoli, innym razem znów lasu czy kwiecistego parku. Ta atrakcja ma mały mankament - złośliwe chochliki, które wypuszczają w bawiące się pary strzałki z eliksirem pozorującym chwilowe zadurzenie w pierwszej osobie, na którą się spojrzało. Często kończy się to złamanymi sercami, awanturami za chwilowe awanse wobec kogoś innego niżeli swojej drugiej połówki, zmieszaniem po namiętnych uniesieniach, a nawet ucieczkami z domu czy niechcianymi ciążami. Pomimo to kolejka do tunelu nie maleje, panowie przyprowadzają tu niczego nieświadome damy... Szczególnie zależy na tym pracownikom miasteczka, najczęściej młodym czarodziejom z ubogich rodzin, często mugolskiego pochodzenia bądź też inspirujących się mugolskimi kontrkulturami... Opracowali nawet sprawdzającą się taktykę - w przerwie lunchowej wypoczywają na pobliskiej plaży i uwodzą mniej rozważne panny krwi czystej czy też szlachetnej. Wszak im większa ryba, tym lepiej!


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczny Lunapark - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]21.04.20 15:02
Pozostawało jedynie pytanie czy chciała, żeby był jej dżinem? Był w stanie powiedzieć tak natychmiast, byleby tylko była obok niego. Nie oczekiwał żadnej zapłaty, ani wyciągania jakichkolwiek przykrych konsekwencji. Nie mógłby, nie wobec niej. Był w stanie uchylić jej samego nieba, jeżeli tylko by tego sobie zażyczyła. Choć z całą pewnością nie spodziewał się tego, że gdy tylko pryśnie czar amortencji, zapewne pryśnie i jego nierealnie wielkie zauroczenie, pojawi się niewyobrażalny wstyd i niemożliwie okropne poczucie zdrady wobec Rii. Tym się obecnie nie przejmował, tak długo jak tylko trwał czar chwili.
Tak – odpowiedział niemal natychmiast na pierwsze pytanie. Miał możliwości, taką miał nadzieję, żeby spełnić każde jej życzenie. – I nie – dodał, będąc chwilowo pewnym, że nie mogła nic stracić.
Wciąż wpatrywał się w jej oczy i wciąż próbował wyczytać jak najwięcej z jej oczu. Nie mógł tracić czasu na roztrząsanie się dotychczasowymi sprawami, problemami i tragediami, które dotychczas go otaczały. Czuł się dobrze z jej spojrzeniem, do którego zdołał wyjątkowo szybko przywyknąć. Czuł się dobrze także z tym, gdy próbowała odgadnąć kim był. Kręcił głową, gdy recytowała kolejne nazwiska byłych zawodników… do momentu aż wypowiedziała to właściwe. Tu uśmiechnął się szeroko i podniósł palec w górę. Ta odpowiedź należała do prawidłowych.
Macmillan – potwierdził dla pewności i szarmancko ujął jej dłoń by ją ucałować. – Żaden Burke – dodał niby oschle, ale natychmiast się roześmiał. Burke’ów nienawidził z całego serca z wzajemnością, tak samo jak inne rody szlachetne… tych przeklętych zdrajców. Nie było jednak czasu na złość związaną z niechcianą w tej sytuacji polityką. – Ani żaden Sullivan. – I miała rację w swoich głośnych rozmyślaniach. Budził kontrowersje, szczególnie ostatnio, szczególnie po tym co zrobił w Stonehenge. Do tego jednak nie wypadało się obecnie przyznawać na głos, żeby nie przestraszyć chwilowej ukochanej. – Całkiem trafnie – przytaknął ponownie całując jej dłoń. Swoimi słowami z całą pewnością dodawała mu otuchy. – Mam tendencję do wybuchowości, kiedy coś mnie zezłości – Czy było to wystarczające wytłumaczenie? – Moja rodzina ma wielu wrogów, ale kto by się nimi przejmował – szczególnie w obecnej sytuacji, będąc u boku pięknej kobiety, przy której zapominał o wszystkim, nawet o czasie. Jej śmiech był tym, co podobało mu się najbardziej. Tym swobodniej czuł się, gdy wiedział, że był w stanie ją rozbawić.
Nie spodziewał się tego, że jego wolnościowe przygody będą dla niej interesujące… jej słowo było rozkazem i musiał się do niego dostosować.
Podróżowałem kilka lat, po Wschodniej Europie… – zaczął, opowiadając o jednym zdarzeniu w Bułgarii, które niemal nie skończyło się dla niego zadźganiem widłami przez mugoli, ale na całe szczęście skończyło się przy kieliszku tamtejszego alkoholu… choć ani on nie rozumiał ludności, ani ludność jego. – Ale to nie jest ważne… – dodał, nie chcąc opowiadać kolejnych historii i marnować wspólny czas na pijackie opowieści. Nie chciał poza tym pokazywać siebie ze złej strony, choć mógłby opowiadać o swoich przygodach do samego rana.
Miał wrażenie, że chyba pozbył się swojego wstydu. Nie zdawał sobie sprawy jedynie z tego, że sprawiał nieprzyjemność swojej (chwilowej) ukochanej. Jednak to, co nadeszło wkrótce sprawiło, że nie wiedział jak zareagować. Czy powiedział coś źle? Zrobił coś złego? Gdy wagonik się zatrząsnął, a ona wstała, pierwsze o czym pomyślał to pomoc, gdyby miała przypadkiem upaść. Na widok różdżki poczuł się zdezorientowany. Chciała rzucić zaklęcie? Ale po co? Jakie? I dlaczego brzmiała tak żałośnie? Nie rozumiał co się działo, był wyraźnie zdezorientowany.
Co się stało? – zapytał po chwili, pochylając się nad czarownicą. Był wyraźnie zmartwiony jej reakcją. Co miało ją pochłonąć? I dlaczego myślała, że nigdy go nie odnajdzie, kiedy było przecież wiadomym, że mieli być razem, już na zawsze.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczny Lunapark - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]06.08.20 21:03
7 lipca

Dobry jestem w uciekaniu. Przeważnie nawet i tego nie planuję, wychodzę tak, jak stoję i ślad po mnie ginie jeszcze tego samego wieczora. Może dlatego tak łatwo mi się rozmyć: niczego ze sobą nie zabieram, niczego nie dźwigam, bo odpowiedzialność to tak, o, ważę sobie w rękach i czasem, gdy mam przebłysk, kawałeczki chowam po kieszeniach, by później i tak się jej pozbyć, rzucając spodnie na stertę prania. Mógłbym narobić sobie dzieci, a ich matki, tropiące psy i tak by mnie nie znalazły. Przed ludźmi zbiec łatwo, jeśli ci na nich nie zależy. Kiedy czujesz zobowiązanie, jak paskudne stężenie mięśni, jesteś już niczym zwierzę, które wie, że zaraz oberwie bełtem. Nieruchomiejesz. Zostajesz. Jasne, praktyka czyni mistrza, a ja niby ćwiczę od małego, mimo że w listach motywacyjnych nie pisze się o zabawach w czarnoksiężników i aurorów. Dzieci już w to nie grają, to niebezpieczne. Niepoprawne, zakazane, jak plucie na podłogę i mówienie brzydkich wyrazów. Auror niedługo będzie przekleństwem, a my przestaniemy wyzywać się od skurwysynów. Chyba mnie to przeraża, ale tak długo, jak o tym nie myślę, nie mam gęsiej skórki. Pierzchnę wyobrażając sobie ledwie szczegóły, na przykład zmienione etykiety ulubionego ciemnego piwa albo zdziczałe czyrakobulwy rosnące na skwerze gdzieś w środku Londynu i wiem, że muszę przestać. To już się dzieje, nawet jak urobię ręce po łokcie, to i tak nie wyrwę ich wszystkich jak chwastów, nie stworzę iluzji, no chyba że we własnej głowie, ale mojej bani już należy się spokój. Chcę tylko dobrze spać, nie proszę o dużo, życzenie na miarę staruszka, który za sąsiadów ma młode, niespokojne duchy. Jeszcze rok temu pewnie bym się z siebie śmiał, dziwne, jak wiele się może zmienić w ciągu dwunastu miesięcy. Ja za to jestem taki sam, mieszczę się w stare spodnie, noszę tą samą fryzurę od paru lat, nadal się nie ustatkowałem i na to się nie zanosi. Tym się pocieszam, gdy nadejdzie nowy porządek, zostanie mi chociaż coś, co dobrze znam. Ktoś. O ile z nim wytrzymam, bo aż mnie rwie, żeby udać się na wygnanie. Pobiec do lasu.
Albo na plażę, inną niż ta przydomowa, ona zdążyła mi się już przecież opatrzeć. Znowu znosi mnie do Norfolk, drobna zmiana klimatu, by poczuć się intruzem a może nawet turystą, nierozważnym, spragnionym historii o przeszłości, chodzącym po wesołym miasteczku z takim nabożeństwem, jakby stąpał po ruinach antycznej świątyni. Wyrostek o płowych włosach obsługujący karuzelę z hipogryfami uchyla przede mną kapelusza, więc ja kiwam mu głową, osłupiały w niemym podziwie nad ruchem drewnianych figur. Pomalowane wyglądają jak żywe, działają, kilkoro dzieci trzyma się kurczowo rzeźb; odwracam wzrok, w pierwszym lepszym stoisku kupuję watę cukrową i zapycham nią usta, żeby nie prychnąć. Wojna tu jeszcze nie dotarła - albo tak to wygląda, pozory na pocztówce z wakacji, rano myjesz ręce po zjedzeniu bajgla z wędzonym łososiem, a wieczorem obmywasz je z krwi po wykończeniu zdrajcy rodzaju. Proste, o higienę trzeba dbać, więc swoje dłonie wycieram o skraj szaty, wymówka, by wracać. Słaba, sfabrykowana, normalnie nie przeszkadzają mi drobne plamy na ubraniach, tylko że ostatnio nic nie jest normalne.
Jakby tego było mało, widzę ją, miga mi, zupełnie jak głupia myśl po pijaku. Moja historia, której nie widziałem ze sto lat, ten zamknięty rozdział, wyrwane kartki z pokładowego dziennika, jaki prowadziłem na morzu, bo wtedy jeszcze ją wspominałem. Idzie prosto na mnie, więc logiczne, że krzywię usta w wymuszonym uśmiechu, stając z nią twarzą w twarz i inicjuję salonową pogawędkę na świeżym powietrzu. Ha, guzik, łudzę się, że mnie nie zauważyła, odwracam głowę, zasłaniam mordę ramieniem dla większej niepoznaki i daję nura za stertę skrzyń przy namiocie stalowego siłacza. Przejdzie bokiem, durny jestem, zaciskam mocno kciuki i wierzę, że to coś da.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]08.08.20 9:39
Jest środek lata, ciepło, a pocałowana słońcem skóra przypomina wszystkim wokół, że pochodzę z plebsu. Piegi na nosie stają się bardziej wyraźne, tatuaże bledną, a chłopak obsługujący karuzelę i tak bierze mnie za kryminalistkę. Nie wyprowadzam go z błędu, nie jest w końcu aż tak daleki od prawdy. Odłączam się od Jocundy i jej dzieci, chociaż obiecałam spędzić ten dzień z rodziną. Trudno jest jednak widzieć ją szczęśliwą i nie przypomnieć sobie tych wszystkich nocy, podczas których Solas z nadzieją w głosie pytał, kiedy urodzę mu syna.  
To głupie, ale teraz żałuję. Nie mówię jednak ani Jocundzie, ani mamie, ani żadnej innej kobiecie, bo nie chcę, żeby ktokolwiek inny pochylał się nad moim losem. Na pocieszenie kupuję sobie czekoladową żabę, a z pudełka znowu wyskakuje podobizna mojej siostry, nie dając mi zapomnieć, czego to w swoim życiu nie osiągnęłam. W złości odgryzam żabie głowę, a pozostałe szczątki szamotają się między moimi palcami, bezradnie machając kończynami. Zupełnie jak ja, kiedy zostałam bez męża.
Zmysły mam uśpione, idę zanurzona po czubek głowy we własnych myślach, i chociaż widzę mężczyznę kroczącego wprost na mnie, nawet nie zwracam na niego uwagi, dopóki ten nie wykonuje piruetów, schodząc mi z drogi w tak teatralny sposób, że aż musiałam zajrzeć w kierunku, w którym się ulotnił. Stał tam, między skrzyniami, skulony w sobie, jakby zobaczył ponuraka. Zerkam więc to na niego, to za siebie, upewniając się, czy jakiś omen śmierci nie czyha za moimi plecami. Ale za moimi plecami jest tylko gromadka roześmianych nastolatków, tandetny dźwięk organów, zapach cukrowych słodyczy i lato w pełni, które topi chodnik pod moimi butami. Dziwy był to obrazek, tym bardziej, kiedy po tej chwili przyglądania się sobie nawzajem - tak, jak to czasem robią dzikie zwierzęta, zanim podejmą decyzję, odwrót albo atak - rozpoznałam w mężczyźnie tego wymuskanego Ślizgona, który w siódmej klasie wyznawał mi aż po grób. Albo w szóstej? To był jakiś Avery albo inny Nott. Nie pamiętałam dokładnie. Nie potrafiłam nawet przypomnieć sobie jak miał na imię. Na pewno też jakoś tak wychuchanie i ckliwie, zupełnie tak, jakby tym samym imieniem można było wołać za kilkuletnią dziewczynką.
- Opiłeś się morskiej wody, czy o co chodzi? - pytam szorstko, głos mam nieco zachrypnięty i niski, jakbym mi stanęły w gardle ciepłe kluski. Nie mam pojęcia, że na jakimś metafizycznym poziomie to pewnie trafiam w samo sedno tego cyrku, myślę raczej przyziemnie - facet blady jak ściana, przerażony, jak się za tymi skrzynkami przewróci, to nikt go nie znajdzie i nie zawoła magomedyka na czas, a ja miałam dość trupów ścielących mi się pod nogami.
A tak to może jego rodzina wyśle mi kartkę z podziękowaniami. Albo wręcz przeciwnie. Z tych wrażeń aż ucieka mi resztka żaby.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]08.08.20 12:00
W skali zalegających w zlewie garów jestem jak kubek po kawie opłukany z fusów, ale z brązowym osadem dookoła ronda, miseczka po mokrym kocim żarciu oraz (niestety) patelnia z zaschnięta zawartością wczorajszego śniadaniu. Gruba warstwa przesmażonego tłuszczu z bekonu, resztki przypalonego jajka i pieczarkowa papka, nieapetyczna kombinacja, jeśli znajduje się gdzieś poza żołądkiem lub talerzem, jeszcze w chwili, kiedy paruje i pachnie ładnie. Gdy jedzenie leży te kilka godzin za długo, to powoduje u mnie odruch wymiotny, brzydzę się nim i to samo zresztą czuję do siebie, kiedy rozmiękam. Chociaż określając ludzi mówi się szybciej o wymiękaniu, to mi niestety bliżej do oto właśnie takich przemęczonych kuchennych resztek. Jestem surowy, ale to nie znaczy twardy - niedogotowany. Znów, po naszemu, niedorobiony. Z jednej strony jarmark, a z drugiej Wielkie Imperium Brytyjskie. Skoro nie przydam się w walce - umówmy się, jak otworzą ogień to pierwszy schowam się pod jakim kamieniem - to może zdołam nadrobić w pijarze? Wszyscy wiedzą, jak ważne są słowa, a tych mam na pęczki, elokwencja ilościowa, starczy jej i nawet nadwyżka na eksport będzie. Odetniemy się zaopatrzeniowo od reszty Europy, przynajmniej tej wschodniej, jako że jestem mańkutem, to naturalnie faworyzuję lewo. Nawet moje komnaty mieszczą się w zachodnim skrzydle rezydencji, żeby geograficznie wszystko się zgadzało i było podług mego kaprysu. Jak pluję to tylko przez lewe ramię, a gdy wstaję z łóżka, to tylko lewą nogą. Jedyny przesąd, którego nie respektuję: poza tym wierzę w te zabobony wyniesione spod pokładu oraz te autorstwa cioci Gryzeldy z rubryki z horoskopami Czarownicy. Jak pojawi się dziecko to o ile nie dam dyla, to rodzinnym tradycjom stanie się za dość, znaczy, pójdę do wróżki i zdam się nie tyle na los, ile na gwiazdy. Tutaj szeptucha też ma swój namiot, ale zniechęca mnie długaśna kolejka, wijąca się zygzakiem między maszyną do waty a potężnym diabelskim młynem. Stawiam, że te kiwające główki przybywają nie po przyszłość, a po radę. Też nie chciałbym znać przyszłości, kiedy różdżki stawia się do skroni, a nad domami częściej niż chmury widzi się Mroczne Znaki. Evandra ogląda go codziennie, czy prosi Tristana, żeby go zasłaniał? Jeśli tak, czy on robi to dla niej? Ze złością kopię kamień i wykrzywiam usta, bo zabolało. Miało, tak na orzeźwienie i przypomnienie, bym brał się za siebie, bo inaczej zakwitnę.
Albo spłonę.
Rumieńcem, ze wstydu czy zażenowania. Słońce ma na mnie zły wpływ, psuje kanon bladej cery i niebieskich żył, ale czerwienię się samoistnie, trzy sekundy i wracam. Do siebie, krew odpływa mi z mordy tak gwałtownie, że literalnie to czuję, no, teraz to arystokrata pełną gębą. Jak z obrazka, który wiesza się letnim domku na plaży, by jak najrzadziej go oglądać. Pamięta mnie? Nie pamięta? Na pewno pamięta, łaziłem za nią przez cztery semestry, a myślałem jeszcze dłużej, kiedy już mi się przypomniała w wirze innych zajęć. Słona woda i podróże dały radę spłukać tęsknotę, lecz gwar lunaparku to jak powrót na błonia Hogwartu. Gdybym wpadł na nią gdzie indziej to...
Pff, też zachowałbym się podobnie, jak teraz. Znaczy, jak idiota.
Ona się odzywa, a ja mam kilka sekundy na obranie taktyki. Udawać Greka? Pajacować? Być tym, kim jestem z definicji klasowej?
-Kurwa - wymyka mi się cicho, a więc nici z eleganckiego spławienia kogoś z nie mojej ligi. Prostuję się, odchylam ramiona, przewaga kilku centymetrów dodaje animuszu, zwłaszcza, jeśli ma się ponad te metr osiemdziesiąt - w dzieciństwie - wyjaśniam uprzejmie, traktując jej pytanie niezwykle poważnie - ale robiłem to sporadycznie, nie na tyle często, żeby oszaleć - ciągnę, to jest śmierć rezerwowana dla buntowników albo ich ofiar. Bezludna wyspa i nic poza słoną wodą do picia. Na takiej diecie można nieźle schudnąć, Jade, wiesz coś o tym? Twoje ciało obleka kości, łokcie wystają i prawie przebijają naprężoną skórę. Cała jesteś w atramencie, muszę przestać się gapić. Moja nieśmiałość się kończy (nabrałem się na nią), wyciągam różdżkę.
-Accio! - wołam, bo kątem oka widzę uciekającą żabę. Bez głowy. Jestem już pewny, że Jade to modliczka.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]08.08.20 12:00
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczny Lunapark - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]25.08.20 21:31
Francis.
Pamiętałam, że brzmiał, jakoś tak niemęsko. Twarz z resztą miał chyba gładszą od mojej, albo z tej bladości wydawał się po prostu taki nieskazitelny. Wyprułam do niego jak do równego sobie, a przecież pochodziłam z gminu, i chociaż wiedziałam, że w takich chwilach to tylko mości lordzie tudzież oczywiście, sir, to dlaczego te dziesięć, piętnaście lat temu moglibyśmy się nawet migdalić, tytuły chowając po kieszeniach? Czy ego dorosłych czarodziejów było jakoś cięższe do upchania? Czy może już nie wypadało zwijać w kulkę, żeby się nie pozaginało? Istnienie arystokracji wydawało mi się w ogóle jakieś takie staromodne. W cywilizowanych krajach różnice społeczne już dawno uległy zatarciu, a tu, w starej Anglii, moda jak zwykle docierała za późno. Zdawało mi się nawet, że szlachetnie urodzone czarownice nadal nosiły gorsety. Piękne, tylko fatalnie niewygodne. A wiedziałam, co mówię, robiąc z nich użytek na te pięć minut ku uciesze męża.  
Zaszczycił mnie znajomością łaciny, chociaż nie wiedziałam, czy był to tylko popis znajomości rynsztokowych manier, żeby zaskarbić trochę mojej przychylności, czy raczej nagana za pyskówkę. Chyba jednak to drugie, bo wyprostował się nagle i z pokrzywionego dziwaka, który wyszedł ze swojego namiotu na przerwę, przeobraził się w innego odmieńca, mającego w żyłach zapewne krew olbrzymów. Robię więc krok do tyłu, asekuracyjnie. Chojraczę, ale zamierzam ujadać dalej, pewnie do czasu, aż ktoś nie zapnie mnie na smycz i nie nałoży kagańca.
- Jesteś Lestrange - przypominam sobie, bo tylko jedna była rodzina, za której nazwiskiem deptał upiór mącący w głowach. - Pamiętam przecież jak szalałeś. - Wytykam mu, bezwstydnie wyciągając historie z murów Hogwartu, ale puszczam je luźno, jednak trochę ostrożna w tej swojej bucie, oddaję mu wodze, żeby sobie pojechał tym rydwanem wspomnień dokąd chce. Nadstawiam bezmyślnie policzek, aby mi go przypudrował mocnym różem. - Prawdziwe - uprzedzam jego pytanie, bo czuję, że zaraz je zada - słyszę je zawsze, gdy choć trochę odsłaniam plecy, tak jak dziś, wystrojona na czarno, w wąskie spodnie i top na grubych szelkach. Z haftem. A w horoskopie radzili mi, żeby w środy nie nosić czerni. - Smacznego. - Życzę mu, kiedy przechwytuje moją żabę, a jego palce szybko pokrywają się topniejącą czekoladą.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]26.08.20 8:18
Poruszam szczęką niemrawo, wyciskając ostatnie tchnienie z gumy do żucia. Zaraz straci smak, a ja będę ją ciamkać dopóki nie przypomnę sobie, że trzymam w buzi obrzydlistwo bez żadnych walorów. Niezręczność wypełniam bardzo ludzkimi odgłosami, ślina, przełykanie, zapadanie się zębów w miękkim materiale. Tego nie wypada robić w towarzystwie.
Oczywiście, ona się do niego nie liczy.
Nikogo już chyba nie dziwi, że brytyjska szlachta lepiej niż ludzi traktuje zwierzęta. Kobiety też się na to łapią, oczywiście, jeśli tylko noszą nazwisko po zasłużonym ojcu, najlepiej sięgające historią czasów arturiańskich. Innymi słowy, wierzchołek piramidy to biali (Schakelboltowie i Shafiqi są oczko niżej) żonaci mężczyźni-arystokraci, później są kawalerowie, następnie żony, wdowy, panny, dalej zwierzęta w kategorii pupili, a reszta właściwie mogłaby nie istnieć. A przynajmniej: nie zaprzątać głowy.
Tymczasem czuję, że właśnie robi w mojej porządny remont. Słynne wiercenie sąsiadów w niedzielę o  szóstej rano to przy tym pikuś. Moje muszę łyknąć jakieś prochy to już prawie lekomaństwo - ile przecznic mnie od niego dzieli? - ale sam zwyczajnie sobie nie radzę. Łypię na nią spode łba, podejrzliwie, bo aż nie chce mi się wierzyć, że z piętnaście lat proponowałem jej ucieczkę z transmutacji, na którą się nie zgodziła, a teraz wyrasta jak spod ziemi i dokładnie wie, jak się nazywam.
Ja tego nie zapomniałem, ona mogła.
Wracając do remontu, to serio głowa napierdala mnie konkretnie. Kucie tynku albo jebnięcie jakiej bombardy, no ewidentnie. Jade, robisz mi źle, mam ochotę zajęczeć, ale wiem, że ciebie to akurat nie kupi. Może dlatego nie potrafiliśmy się zbliżyć.
A teraz co, ledwie odległość ramienia, pół kroku i już miałbym cię w ustach, zupełnie jak tą wyżutą, obrzydliwą gumę.
-Przepraszam - uprzedzam, by nie patrzyła i z przepastnej kieszeni szaty wyciągam jedwabną chusteczkę, z której użytku już nigdy więcej nie zrobię. Guma ma barwę groszku serwowanego bobasom, a więc bladozieloną, wyraźnie wyblakłą. Zawijam starannie materiał, ląduje w koszu. Jeśli ktoś go wyjmie, będzie mieć całkiem porządną chustkę, oczywiście z koniecznością wcześniejszej przepierki. Rozważając sprawy przyziemne stawiam siebie do pionu, więc ta momentalna dygresja to chwila tylko dla mnie. Nowe rozdanie albo blef - nie, już mnie przecież rozszyfrowała. Z jednej strony żałuję, z drugiej, pamięta mnie. Hm, gdybym wtedy trzymał ją za rękę, teraz nie dostawałbym tak intensywnych bodźców. Wata cukrowa, dziecięce krzyki i przeszłość, wcale nie tak pstrokata, jak to się zwykło mówić o młodości. Tu: tylko durnej.
-Jestem - przytakuję, wyjmując z kieszeni paczkę fajek. Między kolorowymi szlugami plącze się kilka skrętów, podsuwam ją jej w milczeniu. Niech dokona wyboru, a ja się dostosuję. Nie robiliśmy tego na szycie Wieży Astronomicznej, siedząc na szerokim parapecie i petując na zewnątrz uchylonego okna. To byłaby druga randka.
-Jestem stulejarzem, jestem idealistą i głupcem. Jestem wujkiem - dodaję w ostatniej chwili, łagodząc nieco tą litanię - a ty, Jade? - wymieńmy się rolami. Na sobie nie zostawiam suchej nitki, bo dzieci kręcące się na karuzeli są dobitnym kopnięciem w kolano. Oto wojna w negatywie, tracę to moje życie, które nawet zdążyłem polubić. Zdradzam jej kilka tajemnic, ale o nich wiedzą wszyscy, wstyd nie jest więc wskazany. Ona cofa się o krok - płynę za daleko? No cóż, maszyna poszła w ruch. Twoja kolej, Sykes. Zniesmacz mnie, pragnę tego. Jak już mówiłem, stulejarz.
-Och, nie widziałaś nic - odpowiadam, w szkole świeciłem przykładem. W nierzucaniu się w oczy byłem naprawdę dobry, więc przepełzłem sobie przez te siedem, no, osiem lat bez żadnych dramatów. Szaleństwo było tylko wymówką.
-Jakie są w dotyku? Normalne, jak skóra? Czu czuć te wypukłości? - pytam, skoro mnie do tego zaprasza. Fascynuje mnie wlany w nią tusz, też bym tak chciał. Opryskać się wzorami z atramentu, przełożyć doświadczenie na widzialne znaki na ciele Pójście pod igłę, czy wymaga to odwagi? Bolało? kręci mi się w gardle, lecz ostatecznie przez nie nie przechodzi. Durne to, więc zatykam się pochwyconą żabą. Na raz, starczy akurat na jednego gryza. Potem oblizuję palce z płynącej czekolady w końcu wcześniej pozbyłem się chusteczki. Dzięki, kiwam jej głową. Była naprawdę dobra.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]26.08.20 21:40
Musiałam śnić cudzy sen, bo na pewno nie swój. Spojrzał na mnie, jakby szykował się do skoku - ale ten drapieżnik zdawał się tylko leniwie przeciągać po swojej drzemce, badając, czy jestem strawna, czy może jednak się mną zatruje. Po to mi w końcu były tatuaże. Niczym barwy ochronne, sygnał - nie podchodź, nie dotykaj, nie liż. Z arystokracją miałam trochę jak z goblinami. Trzymałam dystans, ale z uśmiechem, nie wymuszonym, ale też nie naturalnym. Kupowałam zaufanie za trefną walutę, widząc w nich głównie źródło dochodu. Może z wyjątkiem Ollivanderów, ale moja rodzina od wieków mieszkała na ich terenach. Wszyscy inni byli trochę jak wydmuszki, za to pięknie zdobione, ogólnie - zdolniejsze i piękniejsze ode mnie. Jak Lestrange.
Ułaskawił mnie. We wspaniałym geście pozwolił poczuć się jakbyśmy byli równi sobie, dobrzy znajomi sprzed lat, których zjednoczył los. Gdybym z nim uciekała z tych lekcji, pewnie minęlibyśmy się z obojętnością, a tak to już nie byłam pewna, po co, jak i dlaczego. Dlaczego mnie przepraszał, kiedy wypluwał gumę, dlaczego częstował papierosem, dlaczego zaczął monolog, którego nie rozumiałam, dlaczego w ogóle mówił, zamiast obrócić się i pójść w swoją stronę.
Ale dołączam do zabawy, bo nie wiem, co mnie zaraz spotka - hop w króliczą dziurę, sięgam po papierosa, który nie jest kolorowy, bo kolory źle na mnie leżą.
- Co - dalej już jestem sobą, marszczę czoło, ale wypinam dumnie klatkę piersiową i otwieram ramiona, nie wstydząc się swojej niewiedzy. Papieros ląduje między wargami. - Co robi stulejarz - Pytam, nie wyciągając fajki z ust. Nie mam pojęcia, słowo brzmi obco i dziwnie, nie wiem więc, czy próbuje się pochwalić, czy może właśnie mnie obraża. - Idealisto i głupcze, znowu mamy po siedemnaście lat? Próbujesz mnie urzec? - Pudło. Tania zagrywka, może dobra dla skradzenia uwagi dam na salonach, by zaciągnąć je gdzieś za kolumny. Dawał popis, biedny bogaty chłopiec, że niby taki bez butów, ale spojrzałam na jego buty i były warte więcej, niż wszystko, co miałam na sobie. - Gratulacje. - Podsumowuję jego krótką listę, łatwo przyszło mu streścić te kilkanaście lat. Albo więc miał niesamowicie nudne życie, albo blefował. Odpowiadam mu milczeniem, bo nie lubię marnować słów. Chciał czegoś, krążył wokół mnie jak wygłodniały, niby łagodny, ocierając się o moje nogi, kusząc przyjaźnią. Miałką jak jego słowa.
Odpowiada mi wymijająco, jestem czujna na takie niespójności, szybko więc domyślam się, że mówimy o dwóch różnych szaleństwach, a Lestrange wcale nie pomyślał o tym, że do szaleństwa to on mnie. Męczył, nachodził, jakby w ogóle nie przyjmował do wiadomości, że przecież na korytarzach trzymam się za ręce z innym.
- Gdzie byłeś przez rok? - Przypomina mi się, a on na pewno wie, że pytam o ten rok. Ten, po którym nagle znaleźliśmy się w jednej klasie, chociaż był starszy. Powie mi w końcu coś, co będzie prawdą, czy będziemy tak bujać się w tym słońcu bez celu, donikąd. Kupił mój czas jednym papierosem, nie na dłużej.
- Normalne. Jak skóra. To nie blizny. - Wyjaśniam, przyzwyczajona do podobnych pytań. Byłam sensacją. Mogłabym powiedzieć mu, że tutaj pracuję, w tym kolorowym namiocie, razem z innymi wynaturzeńcami. Łatwo by to połknął. - Ale pokazy specjalne zostały już zamknięte. - Nie precyzuję czasu, blefuję, patrząc, jak oblizuje palce z czekolady, i jak rozmazuje ją przypadkiem w kąciku ust. - Tu ci zostało. - Instruuję go, rozchylając własne usta i końcem języka pokazując, jak najłatwiej mógł pozbyć się resztki mojej żaby. Nie miał już chustki, a szkoda - mógłby zrobić to w bardziej elegancki sposób.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]29.08.20 13:11
Porcjowanie ludzi to fach, który trzymam w ręku już od przeszło dekady. Nie powinno nosić się pracy do domu, ale do mnie niestety przylgnęło to na stale i odkleić się nie chce. Próbowałem to rzucić, tak samo jak faje, ale, jak widać w obu przypadkach - bezskutecznie. Kończyłem kilka razy, ale wracam, zawsze wracam. W kontekście uczuć i pożycia brzmiałoby to romantycznie, lecz to nie moja bajka. Kręci mnie fizyczność, opuszki palców pachnące tytoniem, nawet osad na zębach. Obrzydliwe, ale nie bardziej niż to, co mamy w środku. Własnymi rękami rozebrałem wiele tuszy - wybaczcie mi proszę, za te rzeźnickie określenia - i dlatego mam do nich taki szacunek. Materiał jest ważny, ona zaś wygląda na taki z odzysku. Zmurszała skrzynka z wykopalisk, pokryta mchem i pajęczynami; moja przeszłość, do której wracać nie planowałem. Między nami nic nie ma i nic nie było, a to tylko dolewa oliwy do ognia i sprawia, że moje postulaty o neutralności kruszeją. Żywcem, bo choć wrośliśmy w ziemię, to kalka z Toma i Jerry'ego przyłożona do naszych sylwetek pasuje idealnie. Spróbuj zgadnąć, kto jest kim.
Pozwalam jej na przebieranie palcami w paczce - ja robię tak samo - i w końcu zgarniam ją z powrotem, wcale nie zdziwiony jej wyborem.
-Następnym razem palimy za twoje - informuję ją spokojnie, chwytając drugiego skręta, chociaż nimi lepiej dzielić się na pół. Z nią nie mam jednak nic wspólnego, a nasze usta nie powinny tykać się tego samego papierosa. Że będzie jakiś drugi raz jestem kurewsko pewny. Wychodzi wprost na mnie z wypiętą piersią na skraju wesołego miasteczka, więc następnym razem wyskoczy z pudełka albo spotkamy się na moście. Może to ja będę się na nim chwiać, może ona.
Może trawa któremuś z nas uratuje życie. Hola, hola, czy ja nadal tu jestem?
-Stulejarz to cierpiętnik - tłumaczę usłużnie, niespeszony tą niepochlebną prezentacją. Werterowskie zapędy są mi obce, aczkolwiek droga do samozniszczenia to ta najprostsza, pozbawiona wybojów i ostatecznie nawet przyjemna. Nie wiem, jak długo wytrzymam nie skręcając w nią - obviously - w lewo - prób...owałem. Wtedy - zaprzeczam, jestem dżentelmenem i chujem w każdym calu, więc nie uwodzę. Chętnie wziąłbym ją do łóżka, ale bez tego całego starania się i zabiegania. Widziały gały, co brały, zaciągam się, jazz gra mi przyjemną melodię, ramiona opadają i cofają się nieznacznie, przez co już nie straszę wzrostem tak bardzo. Znowu możemy patrzeć na siebie normalnie. Petuję na ziemię, ale nie trafiam i resztki tlącego żaru spadają mi na buta. A to ci pech.
-Śmiejesz się ze mnie - oto całość mojej obserwacji wyciągniętej z kilku ledwie zdań wyciśniętych z jej wąskich ust. Nie zmusza mnie, ale i tak się jej spowiadam. Znamienne, jakże sakramentalne, bo po drugiej stronie faktycznie stoi figura milcząca i też odziana na czarno.
Przyzwoicie, tylko te tatuaże...
Ciekawi mnie, czy czuć je tuszem. Gdyby mi na to pozwoliła, ugryzłbym ją w bark. Umarłbym od tego? Może jest trująca? Gra i tak warta świeczki.
Ktoś postawiłby ją na moim pomniku.  
-W domu. Udawałem, wariata, bo nie chciałem wracać do Hogwartu - odpowiadam, wzruszając ramionami. Jak na spowiedzi, a może i ta historia powinna wypłynąć na światło dzienne. Czy się jej wstydzę? Nie. Wstyd to kraść, a ja mam lepkie ręce, za to sumienie elastyczne i zdolne zrobić szpagat. Oddzielam ziarno od plew, to podobne do prac, które wykonywałem na statku u Goyle'a. Żmudne, nudne, ale niekoniecznie ciężkie - w ogóle co cię to obchodzi? - pytam, niech mi się odwdzięczy. Nikt nie lubi zaciągać długów, a z Jade samodzielność spływa, jak z normalnych ludzi latem kapie pot. Czy te krople na karku też są takie słone?
-Nie zamierzałem się gapić - mruczę, specjalnie dobierając taki czasownik. Chcieć - chciałem, bardzo. Jak wyglądają jej plecy? Poprosiłbym ją o ściągnięcie góry i to wcale nie erotycznie. To ciało fascynuje mnie na wiele sposobów - ładne - mówię, myśląc, że wlałbym w nie kolor. Zabawiłbym się z nią - Bojczukowi też by się to widziało. Już nie ciało, a płótno. Wtedy ona rozwiera usta, językiem sunie po kąciku swych warg, a mój kutas nieznacznie drży, rozemocjonowany tym przedstawieniem.
-Dzięki - mówię zdawkowo i oblizuję usta. Szybki buszek, serce mi zwalnia, oczy zasłania mgła - nie wiem, może usiądziemy? - proponuję i nie czekając na odzew, osuwam się na ziemię. Pod tyłkiem mam kurz, plecami opieram się o sztywne płótno jednego z namiotów, głowa mi ciąży. Zmęczony jestem.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]13.09.20 19:05
- Za moje... - Bawię się w echo, a w zasadzie to pytam, bo nie rozumiem, co ma na myśli. Snuje już następne razy, a ja, już z fajką w ustach - czyli bez możliwości odwrotu - uzmysławiam sobie, że to transakcja wiązana, i że nie ma przecież nic za darmo. Zwłaszcza wśród arystokracji. Powinnam była się domyślić, że czegoś będzie chciał, że to nie akcja charytatywna, ostatecznie jednak wzruszam ramionami i odpalam tego papierosa, bo jestem dorosła. To nie tak, że nie w szkole nie kurzyłam fajek skitrana za szklarniami, teraz po prostu biorę odpowiedzialność na swoje barki. Nie mam już też nikogo, kto by mi ją z nich zdjął, jak zwykle robił to Solas. - To jest skręt. - Zauważam dopiero po tym, jak już się zaciągam. Charakterystycznego posmaku diablego ziela na języku nie da się pomylić z innym. - Dlaczego trzymasz skręty w paczce z papierosami. - Wypuszczam dym z ust, ale skręta z dłoni wcale nie, nie przeszkadza mi taki obrót sprawy, jestem tylko zaskoczona, może mi trochę nie w smak, że dałam się podejść, że to już nie były moje zasady gry. Ale darowany skręt to darowany skręt, ściągnę trzy buchy i polecę do nieba, bo głowę mam słabą na takie zabawy. Resztę zachowam, bo jak znajdzie mnie Jocunda, to w pierwszej chwili wywróci oczami, że jestem niepoważna, spizgać się w środku dnia na wyjściu rodzinnym, tylko ja tak potrafię. Ale wiem też, że jak przyjdzie wieczór, dzieciaki pójdą spać i usiądziemy na moim tarasie to sama zapyta, czy mam jeszcze tego skręta.
- Takie wyrafinowane słownictwo nie dociera z salonów do doków. - Wyjaśniam bez cienia złośliwości. - A mnie już nie zapraszają na wystawne bankiety. - Uchylam rąbka tajemnicy, trochę nieświadomie, to niewygodny temat dla mnie, ale z drugiej strony - nie mam nic do ukrycia. Wszyscy wiedzą, że Jade Sykes ciągnie za sobą długi welon hańby, cały czarny, więc to raczej woalka nie welon, w sam raz, żeby ukryć twarz.  - Co sprawia, że cierpisz? - Jak zwykle jestem mistrzynią dwutaktu, mrużę oczy jak kot i zaciągam się po raz drugi, dym wypełnia mi gardło i rozchodzi się po płucach, i już po chwili czuję go w całym ciele, wiotczeją mi kończyny, a myśli zaczynają płynąć jednocześnie tak samo szybciej, jak i wolniej. Cierpiętnik, idealista, był chyba w moim wieku, a z tej opowieści o sobie brzmiał jakby miał co najmniej o dekadę mniej, nosił w sobie ból świata i planował spuścić z siebie życie. - Zauważyłam. - Potakuję lekko głową, trochę bezwstydnie wywalając mu na stół jakieś pierdoły sprzed czternastu lat. Przez chwilę chcę go zapytać, czego próbuje teraz - to całe jego luzackie nastawienie, hej, co tam u ciebie Jade, jakbyśmy byli starymi znajomymi, którymi nigdy nie byliśmy. Nie zostaje się przyjaciółmi z typiarą, która daje ci kosza co najmniej trzy razy, wiem o tym, a jednak dziwne myśli przebiegają mi przez głowę, kiedy patrzę na niego już trochę zauroczona tym skrętem. Nie jakieś natarczywe, ale zaczynam się zastanawiać, jak to jest leżeć w łóżku z arystokratą, w jakimś eleganckim miejscu, w czystej, miękkiej pościeli, a nie gdzieś na piętrze Parszywego, i że może trzeba było chwytać jelenia za rogi, kiedy była okazja. Ta myśl zaskakuje mnie swoją obecnością, ale nie ganię siebie za tę fantazję, pozwalam jej płynąć, bo sama już płynę razem z chmurami. Jestem pewna, że zaraz odlecę, ale nagle ktoś kładzie mi mocną dłoń na ramieniu i wciska mnie w ziemię. Nie muszę się odwracać, wiem doskonale, kto za mną stoi, i od razu robi mi się głupio, że tak szybko zapominam o mężu, jakby nadal miał czekać na mnie w domu, chociaż nie robi tego od prawie pięciu lat.  
- Może trochę. Łatwo się spowiadasz. - Nie kryję swoich myśli, przynajmniej tych, których nie muszę. Resztę trzymam pod ubraniem. - Trochę z ciebie, trochę z tych wspomnień ze szkoły, a trochę z tego spotkania. Nie wiem, powinnam cię chyba jakoś tytułować po lordowsku. - Zazwyczaj to robię, ale nie wiem, jakoś tak spontanicznie przeszłam z nim na Ty, że gdybym miała to teraz odkręcać, to chyba bym popluła się ze śmiechu. Ale nie jestem speszona, nie jestem też zażenowana swoim brakiem obycia, z dumą noszę brzemię dzikuski z Bowland Fells, dziecka lasu wychowanego na celtycką modłę, gdzie kobietom dawano prawa równe z męskimi. Ten dysonans poznawczy szokował większość społeczeństwa. - Dlaczego nie chciałeś wracać? - Lubię znać powody, lubię wiedzieć, co kieruje ludźmi, dlatego nie oceniam go za jego zachowanie. Musiał mieć powód, każdy ma, ludzie z resztą lubili mówić o sobie, nawet wtedy, gdy zadawałam im niewygodne pytania. - Ciekawość. Nikt inny nie zniknął na rok. - Jedna z wielkich zagadek dzieciństwa, niech nie przypisuje sobie do tego drugiego dna - albo niech to robi, w zasadzie nie miałam w tym żadnego interesu. - Nie chodziło więc o to, żebyś wylądował ze mną w klasie? - Teraz już drwię sobie otwarcie z tych umizgów, nic mi nie ciąży na sumieniu, ale po chwili myślę, że jednak jestem okrutna, dręcząc go tym wspomnieniem.
Może jednak na coś liczę - jakiś dawny sentyment, który zaciągnie mnie gdzieś dalej, niż między cyrkowe namioty.
- Masz dziwny gust - nie byłam przyzwyczajona do tego rodzaju komplementów. Groźnie wyglądasz, za co miałaś wyrok, po co ci to, ile bierzesz za noc, nie jesteś tu mile widziana - zwykle taka wiązanka towarzyszyła moim ozdobom, wyjątkiem chyba był tu Solas, który spoglądał na moje ciało z podobną fascynacją, pierdolony dziwak, tak samo jak i ja. Lestrange też nie był normalny, mówił dziwnie, składał zdania, jakby za dużo się w życiu naczytał poezji, nosem zahaczał o gwiazdy, a jednocześnie siadał na ziemi w środku lata, w tych swoich uszytych na miarę szatach. Co on, chciał posmakować plebejskiego życia? Ostatecznie, arystokrata też człowiek, chociaż ten zachowywał się inaczej niż wszyscy. To mnie chyba wprawiało w niepokój, dlatego zaciągnęłam się po raz trzeci. No i byłam upalona.  
- Tutaj? - Jemu chyba jeszcze nie weszło, bo siedzenie pod namiotem w obecnym stanie wydało mi się nagle marnotrawstwem czasu. Musiał być pozbawiony wyobraźni. Czyli jednak miałam nosa, jeszcze wtedy, w Hogwarcie. Był nudziarzem. - Wiesz, jak chcesz to siedź, ale dwa namioty dalej można ponoć poczuć się jak w kosmosie. - Jeszcze tam nie byłam, a po tym skręcie bardzo chciałam poczuć ten bezkres, pływać w morzu gwiazd i biegać do góry nogami. - To zaproszenie, lordzie Lestrange. - Nawet nie zauważam, jak ślina sama przynosi na język tytuł. - Ja idę. - Z nim czy bez - nie robiło mi to różnicy.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]18.09.20 14:27
-Mogę dać ci namiary, jak nie wiesz, skąd wziąć - rzucam, zgadując, że to stąd bierze się zastanowienie. Moje superego (w znaczeniu, że to podstawowe mam wyjebane w kosmos, a nie w jakimś-tam-filozoficznym bełkocie szalonego Niemca) nie dopuszcza do siebie myśli, że ona może nie chcieć, byśmy znowu się zobaczyli. Zresztą, ja i tak palnąłem to bezmyślnie i na poczekaniu, ot, takie zastrzeżenie, żeby se nie myślała. Jak sępy wyczują pismo nosem, to koniec i zaraz w kieszeni nie mam ani białego, ani nawet fajek. Z petkiem w ręce wyglądam pięknie, więc do takiej sytuacji całkowitego wyzerowania z towaru dopuścić nie mogę - ano - przytakuję, zdziwiony, że nie poznała. Przecież z tej paczki daje zieleniną na kilometr - co ty, węchu nie masz? - tym razem ja wchodzę se w buty detektywa, a do tego ubieram długi płaszcz i ten fajny kapelusz - a gdzie mam je trzymać? - pytam, nic już nie rozumiem. Mam trzydzieści lat, co nie, nie muszę już kitrać trawki pochowanej w różnych dziwnych miejscach typu podwinięte nogawki spodni. Dawniej cała moja garderoba waliła trawą, ja waliłem wiaderka i tak się to kręciło, a matka była przekonana, że te czerwone oczy to alergia, heh. Zaciągam się i ja, niecierpliwie, wypuszczam dymka i wow, szybko poszło, bo już czuję się jak król tego świata. Chyba na rzeczy jest to, że rozmawiamy - w szkole nie chciała ze mną gadać, pamiętam to aż za dobrze. Triumfuję piętnaście lat później, jarając bata w lunaparku, gdzie kilka stóp dalej młoda mama kupuje swojej córce ślimaka gumiaka, a na mnie patrzy jak na takiego ślimaka  bez skorupy, co czasem wychodzą po deszczu. Marszczy nos, więc pewnie czuje te niebiańskie zapachy.
-Och, pomyłka. To przyszło z doków na salony, choć nie powinno - poprawiam ją. Matka, ojciec i wszyscy święci złapaliby się za głowę, gdyby usłyszeli mój język z dala od naszego stołu na pięćdziesiąt osób. A że nie słyszą, to mogą sobie balować, moi starzy ze swoją świtą pewnie w  Nottinghamshire, a święci to w niebie, o ile zasłużyli - lubiłaś na nie chodzić? - rzucam, bo sylwetka Jade z czarnymi ramionami nie skleja mi się z fetą czy jakimś baby showerem. Ja w sumie lubię, bo już umiem się na nich bawić. Wcześniej to było trudne, ale od dawna to moje jedyne poważne zajęcie, więc wkrótce dochodzę do wprawy w robieniu prania i wychodzi, co mogę, a czego nie.
Zadawanie nieprzystojnych pytań - w tym jestem dobry.
Ona zresztą też, więc muszę się zastanowić. Po pierwsze nad odpowiedzią właściwą, po drugą nad tą, jaką jej udzielę, bo cóż, wybacz mi, Jade, ale nie będzie to jedna i ta sama.
-Najczęściej ja sam - mówię i skłaniam się lekko. A jednak, to ta sama odpowiedź. Początkowo planuję rzucić coś durnego, takiego szytego na miarę szkolnego klauna, wiesz, że mam małego albo coś, ale skręt nie tylko mnie zwalnia, ale też robi ze mnie dżentelmena. Zaczynam nawet mówić z silniejszym akcentem niż zwykle. Najs. Wreszcie mogę się uśmiechnąć, choć kpimy sobie ze mnie, a ona pozostaje daleko poza werbalnym ostrzałem. Proszę bardzo, niech się kryje za ciemnym ubraniem i długimi włosami, zaraz i tak spojrzy na mnie spod rzęs, a ja wtedy dostanę to, co chcę. Taka stanie mi przed oczami, gdy mi stanie w kąpieli. Niezbyt poważna, ubrana, cierpka jak za wcześnie zerwana pomarańcza. Kłująca tak samo, jak mój trzydniowy zarost. Boże, Jade, kwadrans starczy, by nastoletnie fantazje zalały mi mózg, dlaczego? Petuję na ziemię, myślę o tym, czy najpierw zdejmujesz lewą, czy prawą skarpetkę i bardzo, ale to bardzo chcę przejechać się jakąś kolejką. A z drugiej strony - gasz, ruszać mi się nie chce. Mamy wojnę, a my co? Na haju pośród dokazujących dzieci, łapiąc to lato w klatkę zjaranych myśli.
-Bo nie zadajesz właściwych pytań. To same bzdury - odpowiadam i wzruszam ramionami. Chciałbym na nią patrzeć, ale przymykam oczy, bo cały czuję się jednym wielkim dreszczem. Rozmyty i transparentny jednocześnie, noszę kilka tajemnic głęboko w kieszeniach, ale ona patrzy - patrzy - gdzie indziej. Szkolne czasy w tym momencie są równie odległe, co galaktyki, gdzieś tam rozsypany jest gwiezdny pył, obok mnie tylko resztki ze śliskich woreczków. Kiedyś ojciec mi mówił, że daleko zajdę. Nie mylił się, czasem widzę więcej i dalej niż on, choć to niestety jest tanie, tylko rozrywka kosztuje.
-Nie zależy mi - mamroczę pod nosem, wisi mi to, za wzniosłą apostrofą przecież nie uniesie się szacunek. Przyznaje, śmieje się ze mnie. Lordowski zwrot do adresata też będzie parodią, a mi zresztą jakoś nigdy nie przeszkadzało przebywanie na ziemi. Prosty chłop, urodzony pośród ludu miałbym łatwiej. Chyba, trawa wszędzie jest zieleńsza niż u nas. Rozchylam usta, żeby między wargi złapać trochę słońca, przemykającego za ciężkimi chmurami.
-Nudziłem się. Tęskniłem. Zostawiłem kogoś w domu, wiesz - zdradzam jej swoją tajemnicę, chociaż nie wiem, czy dopyta. Sprawi mi satysfakcję, jeżeli tak, a ja wtedy opowiem jej całą moją namiętną historię. Może mnie oskarżyć o kłamstwo albo o dewiację, ale największą przyjemność sprawi mi, jeśli zapyta, jak to jest. Brązowe oczy chowa za mgłą, lecz to są pozory. Zblazowanie nie trwa wiecznie.
Ja też żałuję.
Wreszcie mogę się uśmiechnąć.
-A co by to zmieniło? - pytam i chichoczę, ale tak serdecznie. Jeden, drugi buszek, zwalniam palce, a skręt kiwa się niebezpiecznie, jakby zaraz miał wypaść mi z dłoni. To retoryczne pytanie, ty wciąż mi się podobałaś - nadal podobasz - a ja dla ciebie nie istniałem - wtedy musiałbym tego żałować, a właściwie to nie żałuję - dzielę się z nią moim stanem na dziś w wielkopańskim i jakże łaskawym geście. Szit, to zioło kopie porządnie, tym fajkiem powinniśmy się podzielić. Zlizałbym szminkę z filtra, mikroskopijny kontakt z ustami, które kiedyś wpędzały mnie w bezsenność. Już tak nie myślę o kobietach, no dobra, zdarza się czasami, ale...
-Podobałaś mi się - odpowiadam i nie dodaję, że sam marzę o czymś takim wżartym w skórę. Czymś, co zostanie ze mną już do końca życia, może coś, w co wierzę albo coś, czego nikt inny poza mną mieć nie będzie. Przygryzam wargę, by nie poprosić, by trochę się odsłoniła, bo jednak mimo prześwitującego materiału, wygląda przyzwoicie. Gdyby nie jej dekoracje, nikt by nie odciągał od nas swoich dzieci.
-O co ci chodzi? - mruczę leniwie i już nie siedzę, tylko głowę kładę na trawie. Tuż za stopami mam wydeptaną drogę, a z perspektywy leżącej śledzę tylko i wyłącznie drepczące buciki - tu jest idealnie - świat zwalnia i ja też, nie mam ochoty się ruszać - wystarczy że się położysz, Jade - najlepiej obok mnie. Chwycę cię wtedy za rękę i poudaję, że jesteśmy blisko. Że ja jestem blisko, a upalona głowa przetworzy to na zdziesiątkowanie fizycznej przyjemności.
Głowa też zazna komfortu.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]23.09.20 20:55
- Dzięki, wiem. - Ucinam ten jego festiwal dobroci, bo naprawdę wiem, skąd brać towar, a ten jeszcze nie zdążył mnie kopnąć. No i nie zapowiadał się wybitnie dobrze. - Słabo było czuć. - Więc mówię - albo średni towar, albo za długo przeleżał. - Nie wiem. Gdzie chcesz. - Wzruszam ramionami, nie lubię, kiedy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie, ale jak już się zaciągam, to po chwili czuję, że za chwilę trudno będzie o konstruktywną wymianę zdań.
Z dymem powoli wypuszczam kontrolę.
- Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś w dokach tak mówił. - Wkręcał mnie, czy zgrywał znawcę marginesu społecznego? A może ominął mnie wykład portowego z językoznawstwa? Myślę, że jednak łatwiej było mi dogadać się ze szczurami niż z lordem Francisem, a kiedy sobie werbalizuję w głowie to zestawienie słów, uśmiecham się do siebie. - Lubiłam. - W śmietance towarzyskiej ostrych jak brzytwy umysłów przynajmniej mogłam szokować, w porcie tatuaże nikogo nie dziwiły. Może czasem, bo byłam kobietą. Naukowe fety wspominam dobrze, wtedy piłam jeszcze drogie alkohole, z pewnością lepsze niż portowe szczyny.
Nic więcej mu nie zdradzam, bo jak zacznę mówić o Solasie w tym stanie, to jeszcze się rozpłaczę.
- Ty jesteś jakimś poetą? - Nie potrafię go sklasyfikować, ale dpowiada mi w sposób, jakby jakimś był. Mówi o bólu i cierpieniu, słowa dobiera tak, żeby człowieka wcisnęło w dół jak orcumiano, a jednocześnie jest trochę górnolotny i nieprecyzyjny jak levissimus. Oksymoron, nie arystokrata, coś z nim było nie tak, może jednak nie udawał wariata.
- No to powiedz mi coś poważnego. - I tak nie uwierzę. Mam wrażenie, że gra nieustannie, aktor w teatrze życia, tak go widzę. Nie ważne co, ważne, aby światło padało na niego. Jak taki zagubiony chłopiec, który nieustannie ryzykuje życiem, byleby tylko przyciągnąć na siebie uwagę. Ja nie chcę być popularna, tutaj znowu nasze ścieżki się rozchodzą, rozchodzą się zawsze, choćbyśmy mieli najdokładniejsze mapy, to nigdy nie będziemy ich czytać tak samo. To nie wina kartografii, że mówimy innymi językami, że tam, gdzie ja widzę w lewo, on idzie na wprost i na odwrót. Może jak to diable ziele pomiesza nam zmysły to w końcu się gdzieś spotkamy? - To chyba rzadkie wśród twoich. - Zauważam, jeszcze jedno oko nie zaszło mi mgłą, jeszcze dostrzegam pewne nieścisłości. Jest inny, jest tak zupełnie inny, że nie pasuje mi nigdzie. Wygląda jak z salonów, to oczywiste, piękny, wychuchany, włos lśniący, uzębienie pełne, no i dłonie. Śledzę je, kiedy wtyka sobie skręta między wargi, przez chwile widzę je na swoim ciele, i myślę, że są gładkie i miękkie, bo tak wyobrażałabym sobie dłonie arystokraty. Czyli jednak rasa panów, ale ten coś nie szczeka. Albo może i szczeka, ale nie w tonie, który wynika z genetycznego wzorca. Nie próbuję go już nawet zrozumieć, nasza rozmowa coraz mocniej traci logiczny grunt - ja na pewno tracę kilka istotnych połączeń w głowie, jeśli stracę równowagę, to legnę jak długa obok niego. Ale coś za coś, tak działał handel wymienny - stabilizacja w zamian za nowe ścieżki w głowie. - Kogo. - Dopytuję, i już spodziewam się blefu, kolejnej tandetnej historii, ale głowa już nie ta, więc może nawet kupię od niego dwa słowa, może cztery, może nawet przejmę się nieudawanie.
- Nic - przejrzał tę odpowiedź, wiem to, inaczej by się nie zaśmiał. Nawet ja się śmieję przez chwilę, z głębi gardła, nisko, niewymuszenie - z pewnością nie tak, jak śmieją się arystokratki. Jestem ciosana grubym dłutem, surowymi i spracowanymi dłońmi, to słychać w takich chwilach, i widać w moich ruchach. Nie ma w nich gracji, co najwyżej pewność - i jakaś kobiecość, ale taka zupełnie inna, niedelikatna, może po prostu - nieokrzesana i pierwotna, taka co biegała boso po lesie, a nie w szklanych pantofelkach.
Czuję, że ten czas przeszły w jego ustach jeszcze nie stracił na ważności, ale podoba mi się, że nie mówi tego otwarcie - ale nasz czas wybija końca, jak mówiłam, nie po drodze nam. Moje plany były już sprecyzowane, jego też. Nigdy nie lubiłam spać w ciągu dnia.
- Nie dla mnie. - Chcę doświadczyć przeżyć, nie zmarnowanego popołudnia. Kupił mój czas tym diablim zielem, ale zmarnował jego grande finale. - Dobranoc, Lestrange. - Kiedy on osnuwa się na trawę, ja oddalam się coraz bardziej, idę swoją ścieżką.
On wie, gdzie mnie znaleźć.
Ja wiem, że nie pójdzie w tamtą stronę.

zt?
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]04.10.20 16:28
Łypię na nią cokolwiek bezczelnie, prosto w podkreślone makijażem oczy. Pod nimi ma wory - nie śpi? - ale przede mną zgrywa twardzielkę. Wierzę jej, bo tą manierę pamiętam ze szkoły. Może wyciągnę więc od niej coś ciekawego?
-A od kogo bierzesz? - pytam, bo gdy diler jest out of town, to ja z pustego nie posypię. Wojna daje się we znaki, także na poletku uży(w)tkowym, chociaż udaję, że to wcale nie tak. Czeka się dłużej, towar jest droższy. Gdyby nie krwiste okoliczności mógłbym nie zauważyć, że za tęgoskóra krzyczą teraz tyle samo, co parę miesięcy temu wołali za widły.
-Może za mało tam przebywasz - odpowiadam, wzruszając ramionami. Co to, ćwiczenia ze słlowotwórstwa? Jestem bogatszy niż moja leksyka i naprawdę się tego wstydzę, więc i ją chcę postawić pod ścianą, tak, aby poczuła dyskomfort. Pewnie myśli, że łgam, albo jak papuga powtarzam usłyszane przelotem obelgi, ale nie będę jej z błędu wyprowadzać. Taka minimalna przewaga, ćwierć sekundy przed startem. Dla wytrawnego biegacza dość, by zapewnić sobie zwycięstwo, ale jak ktoś chleje na potęgę, to raczej niczego nie zmienia.
-Trzeba do nich przywyknąć. Lepsze to, niż picie do lustra - a wielu z nas tak spędza swój uświęcony społecznie czas. Lampka wina tu, tam, do obiadu, kolacji, przy pracy, toast za tego i owego i już, rauty przynajmniej cię usprawiedliwiają. Oczywiście, jeśli tylko tego potrzebujesz. Chyba wchodzi mi zła faza, bo wyobrażam sobie wrzody na wątrobie i czarne płuca, brak erekcji i powolne przemienianie się członków w kamień. Lewą ręką niedbale macham tuż przy skroni, by odgonić te myśli, jak natrętną muchę i zaciągam się głębiej. Skok na główkę w okolicach, jakich nie znamy. Czasami bywam odważny, ale prędzej czy później, okazuje się, że to jednak głupota.
-Nie, jestem po prostu znudzony - tłumaczę, bo jej nie mogę powiedzieć, że tak naprawdę się boję. Chłopiec z wyższych sfer, który był już wszędzie i widział już wszystko.
Szkoda, że to nie ja.
-Jem za mało białka, wiesz... - zdradzam konspiracyjnie, z kieszeni szaty wyjmując niewielką, papierową torbę. W środku coś szeleści, wkładam tam rękę i wyciągam garść orzechów włoskich. Obranych. Częstuję ją bakaliami, są dobre i chrupią między zębami. Nie zaspokoją co prawda naszego apetytu, ale przynajmniej podbiją smak, pójdą na pierwszy rzut gastronomicznego przystanku. Petuję na ziemię i wrzucam kilka orzechów do ust. Rosły w słońcu i zbierały je ludzkie ręce, więc są naprawdę smaczne. Może robiła to dziewczyna, jak ona.
Nieeee, takich jak ona nie ma, mrużę oko na to wyróżnienie, bo gdyby Jade była przeciętna, odcięcie nastąpiłoby łatwiej. Mówi nie najgrzeczniej, głos ma niski, w moim świecie zero z niej pożytku, no chyba, że tam, gdzie wysyłają wszystkie kobiety. Inne aspiracje, tak mi się wydaje, że gdyby ona miała mój potencjał - znaczy, choćby i samo nazwisko, poradziłaby sobie lepiej.
-Nie muszę dowartościowywać się tanią apostrofą. Zwrócisz się do mnie per lordzie Lestrange, a gdy cię nie usłyszę, dodasz całą gamę epitetów. Nie warto - się tym przejmować, ani na to liczyć. To już nie podkreśla szacunku, tylko społeczną przepaść, a mi zawsze robiło się niedobrze od różnicy wysokości.
-Siostrę - odpowiadam uprzejmie i uśmiecham się równie sympatycznie. Gość z sąsiedztwa, jak uwalę sobie spodnie trawą i ziemią, to może będę bliżej niej, przynajmniej na akademicki kwadrans spalenia blanta. Szkoda, że nie po studencku, nastoletnie zauroczenie jednak nie wyparowała całkowicie. Albo to ciekawość, bardziej historii niż ciała, bo wierzę, że odkryta nadal będzie mnie ciekawić. Przez chwilę byłoby nam dobrze, wiem to, bo Jade się śmieje, a to, co palimy nie tak przecież kopie. Patrzę wysoko w niebo, fantazjując, jak przekazujemy sobie dym z ust do ust, a ja odrywam jej guzik od koszuli i chowam go do kieszeni na pamiątkę. Oczywiście daję jej polecieć, na trawie ląduje sam, upalony, rozciągnięty jak długi w promieniach lata. Przymykam oczy, wciągam do nosa powietrze, które pachnie jak jesień w lecie, ale zanim odchodzi, wołam za nią, wciąż się nie podnosząc.
-Ej, Sykes - odwraca się - myślałem wtedy, że cię kocham - krzyczę, bo nie potrafię racjonalnie ocenić odległości. Dlaczego jej o tym mówię? Bo to już za mną, ale ona też powinna wiedzieć, pogubić się w przeszłości. Nigdy nie chciałem do niej wracać, ale obecnie mi tam dużo lepiej, więc nawet i ta gorzka, jak za długo parzona herbata - nadaje się, by tam zostać, a później skoczyć dalej.

zt :innocent:


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Magiczny Lunapark - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]05.10.20 21:27
15.07

Może i nastroje nie sprzyjały wycieczkom w takie miejsca, ale co tam, należy nam się chwila relaksu i odrobina zabawy w tych ciężkich, totalnie beznadziejnych czasach, prawda? Więc nie zastanawiając się długo napisałem list do Lizzie z prośbą o wspólny wypad do Magicznego Lunaparku, gdzie będziemy mogli najeść się waty cukrowej, przejechać diabelskim młynem lub, kto wie, popłynąć tunelem zakochanych. Oczywiście wesołe miasteczko oferowało także ogrom innych atrakcji, a ja miałem ochotę zwiedzić dzisiaj dosłownie wszystkie - zapowiadał się długi i bardzo interesujący dzień. W tym roku owe miejsce raczej świeciło pustkami, ale niespecjalnie mnie to dziwi i chyba nawet lepiej - przynajmniej nie trzeba będzie stać w zastraszająco długich kolejkach (w każdej sytuacji trzeba dostrzegać plusy, no nie?). Lipiec był naprawdę upalny i ten dzień wcale nie różnił się od poprzednich, żar dosłownie lał się z nieba i chociaż koszulę mam z krótkim rękawem (z materiału w fantazyjne, florystyczne wzory) to i tak jestem już cały mokry od potu i mam tylko nadzieję, że nie jebie ode mnie na kilometr, bo przypał. Oddycham głęboko, zaciągając się papierosowym dymem z własnoręcznie zwiniętego szluga i czekam. Z panną Dearborn mieliśmy spotkać się przy wejściu, coby bramę przekroczyć już razem; jak na dżentelmena przystało kupiłem swojej damie bilet, więc teraz oba wystawały wesoło z kieszonki na piersi. Zerkam na tarczę zegara umiejscowioną gdzieś wysoko nad moją głową i wzdycham przeciągle, bo ktoś tu się chyba spóźnia; czy mogę jednak być o to zły? Nie sądzę, skoro sam zwykle przychodziłem sporo po umówionym czasie. Kończę papierosa i przydeptuję peta butem, a kiedy znowu podnoszę spojrzenie, dostrzegam moją dzisiejszą rand... em, towarzyszkę. Uśmiecham się szeroko, rozkładając ramiona by wyściskać ją na powitanie i wycałować oba gładkie policzki - Już myślałem, że mnie olałaś - żalę się, wzdychając głośno, ale nie schodzący z moich warg uśmiech świadczy o tym, że się tylko zgrywam - Kupiłem nam bilety, idziemy? - mówię i oferuję jej swoje ramię żeby mnie złapała pod rękę. A potem wciskam typowi w budce dwa kartoniki i wreszcie możemy przekroczyć próg Magicznego Lunaparku; ten z miejsca atakuje nas feerią barw oraz cichą muzyką płynącą nie wiadomo skąd. Wieczorem będzie tu naprawdę pięknie, ale mieliśmy jeszcze trochę czasu i mnóstwo atrakcji do zobaczenia - Od czego chcesz zacząć? - pytam, bo ja sam nie wiedziałem gdzie iść najpierw!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Magiczny Lunapark [odnośnik]05.10.20 23:33
Niesamowite, że tę dwójkę łączyła tak silna przyjaźń, pomimo wszystkich wypadków, które się zadziały. Johnny zawsze wyskakiwał jak królik z kapelusza, jak jasnowidz, który zawsze wie co zaproponować, żeby wywołać uśmiech na jej twarzy. Gdy padał deszcz i zaglądała smutno przez okno, wtedy przylatywała jego lekko niepokojąca sówka i wręczała jej jakieś bardzo urocze zaproszenie nie do odrzucenia. Opuszczała Oazę dość często, ale bardzo rzadko na jakieś prywatne wyjście (swoją drogą te dwa słowa powodowały u jej brata bardzo dziwną i niechętną reakcję), więc musiała się do niego odpowiednio przygotować. Wybrała spódnicę, całą plisowaną w kolorze ciepłej zieleni, z koronką przyszytą na samym jej skraju i koszulę bez rękawów, taką w kolorze ecru, ale z zielonym kołnierzykiem. Włosów nie układała prawie wcale, spięła je tylko w ogromną, zwiniętą cebulkę na środku głowy, żeby jej nie przeszkadzały. I prawda, było gorąco, wylała na siebie prawie pół flakonu perfum, a właściwie bardzo rozwodnionej wody różanej, bo na oryginalne perfumy to już dawno nie miała pieniędzy. A jak miała oszczędności, to wolała przeznaczyć je na coś innego, ważniejszego niż głupie upiększenie swojego wyglądu. Apropo ulepszania aparycji, jej policzki wydawały się bardziej różowe niż powinny, nawet na tym gorącu. Ale czym je wysmarowała, to już jej mała tajemnica.
Nie sądziła, że Lunapark będzie otwarty, ale był! Może już z daleka było widać, że ludzi jest znacznie mniej niż zawsze, ale nadal wyglądał tak samo przyjaźnie. Pełno kolorowych świateł, tańczących jak w najpiękniejszym balecie, fajerwerki wybuchające w najróżniejsze kształty. Zachwycała się jak zwykle i to jeszcze nawet nie przekraczając bramy frontowej. Spóźniła się wprawdzie chwileczkę, ale już miała w głowie myśli, że może wszedł bez niej, ale nie. Stał tutaj, może nie cały na biało, ale nie dało się tej sylwetki w tłumie nie rozpoznać. Jej krok stał się szybszy i energiczniejszy, a twarz rozświetlił ciepły, szeroki uśmiech, a ramiona rozłożyły się specjalnie, żeby przyjąć jej cieplutki powitalny uścisk. Objęła go mocno za szyję i pozwoliła nawet dać sobie buziaki, robiąc przy tym trochę naburmuszony, zabawny grymas. - Za kogo mnie masz? Dałabym Ci kosza od razu. - Również odpowiedziała podobnym tonem, chętnie łapiąc to niesamowicie dżentelmeńskie ramię. - No proszę, to z tęsknoty nabrałeś manier?
Znali się praktycznie jak łyse konie, była świadkową wielu jego zachowań, widziała te mniej dżentelmeńskie i te bardziej, dlatego pozwalała sobie trochę żartować. Ale widać było po jej rozjaśnionej buzi, że strasznie się cieszy. - Jak to od czego? Od gier! Wygrasz mi misiaka, co? - Nie pozwoliła mu nawet zaprzeczyć, po prostu od razu pociągnęła go ku grom.


If I could write you a song to make you fall in love
I would already have you up under my arms
Elizabeth Dearborn
Elizabeth Dearborn
Zawód : ręce które leczo
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie pragniemy
czterech stron świata
gdyż piąta z nich
znajduje się w naszym sercu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8855-elizabeth-cornelia-dearborn#263872 https://www.morsmordre.net/t8860-vivaldi#264039 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8863-przedpokoj#264132 https://www.morsmordre.net/t8916-skrytka-nr-2089#266537 https://www.morsmordre.net/t8861-lizzie-dearborn#264115

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Magiczny Lunapark
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach