Przedpokój
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Przedpokój na dole
Parter domu znajduje się pod ziemią, prowadzą więc do niego schody zaczynające się w salonie piętro wyżej. Nad schodami wisi kilka obrazów, te są jednak zwykle dość małomówne i zajęte sobą, jedynie raz na jakiś czas zamarudzą na światło czy hałasy. W większości są to przedmioty z jakichś lombardów, osoby i zwierzęta na obrazach są całkowicie przypadkowe, można więc czasem odbyć z nimi miłą pogawędkę.
Przedpokój to niewielkie, oświetlone świeczkami pomieszczenie, na jego czterech ścianach znajduje się dokładnie taka sama ilość drzwi prowadzących do pokojów lokatorów Rudery (tylko jeden pokój znajduje się na piętrze). Pod dywanem można odkryć także klapę, która prowadzi do piwnicy (do której schodzi się po drabinie).
Przedpokój to niewielkie, oświetlone świeczkami pomieszczenie, na jego czterech ścianach znajduje się dokładnie taka sama ilość drzwi prowadzących do pokojów lokatorów Rudery (tylko jeden pokój znajduje się na piętrze). Pod dywanem można odkryć także klapę, która prowadzi do piwnicy (do której schodzi się po drabinie).
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Artemis oprowadzał gościa po pomieszczeniach. Do części z nich nie byli w stanie wejść, dlatego wyciągali szyje, by oszacować poziom zniszczeń - porozrzucane belki, gruz, połamane obrazy, nieskończona ilość śmieci. Wszędobylskość kurzu. Gdzieś tam w rogu zaschnięta plama krwi. Wyczuwalnych było tu wiele wspomnień i przeżyć, które nie należały do obecnych tu dzisiaj mężczyzn. Ci raz po raz rzucali proste zaklęcia, porządkując to, co nadawało się do zachowania. Zdziwili się, gdy znaleźli dwie delikatne wazy, które cudem przetrwały szturm.
Artemis opowiadał wciąż o kątach Rudery z czułością i rozrzewieniem, napominając o jej znajomych duszach, zapachach, błyskach, zupełnie różnych od tych, które mógł doświadczać dziś Roger. Artemis nie zawsze mówił w zrozumiały dla gościa sposób. Snuł historię swobodnie, w swoim stylu, o miejscu mu bliskim, stosując wiele skrótów myślowych. Wiedział oczywiście, w jak opłakanym stanie jest dzisiaj jego dom, lecz nie przeszkadzało mu to, by zachować romantycznego sznytu narracji. Wymowne spojrzenia i pytania Rogera w ogóle Artemisa nie zaskakiwały. Było źle - było źle na tyle, że należało szukać pomocy pośród osób, jak ten śledczy. Im dłużej Lovegood otaczał się towarzystwem, tym większym obdarzał go zaufaniem. Być może była to wrodzona naiwność jego charakteru - bo czy można dziś polegać na ludziach? Czy ten tutaj nie okaże się potem śledczym, który infiltruje pozycje swojego wroga? Artemis odrzucił te myśli.
- Lana bywa humorzasta, bardzo nie lubi nieznajomych. Potrafi zaatakować - Artemis z uśmiechem puścił oko do Rogera. - Ale nie musisz się martwić, mnie całkiem polubiła. Boisz się duchów?
Artemis nie zrozumiał, gdy Bennett wspomniał o piciu, ale uśmiechnął się życzliwie, nie ciągnąc tematu. Drobne nieporozumienia tego typu miały miejsce często, gdy ktoś trzymał z Lovegoodami. Zamiast tego Artemis zaczął wymieniać pozostałe pokoje, do których jeszcze nie zajrzeli.
- Ale nie martw się, nie miałbym serca trzymać cię tu długo. To jest praca na tygodnie. Przede wszystkim zależy mi na naprawie dachu. Przy okazji możemy odgruzować piwnicę, ale nie musimy tego robić dzisiaj.
Artemis zachwycił się na słowa o życiu w Ameryce. Nim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, Roger zwrócił uwagę na niewielką szkatułkę. Artemis pochylił się nad nią, podobnie jak śledczy, ze zmarszczonym czołem. Przedmiot nie należał do Lovegoodów, tego był pewien. Co kryło się w środku? Artemis postanowił ostrożnie polizać pokrywę szkatułki. Następnie, bardzo powoli i z pełną powagą, aby zbudować napięcie, podniósł wzrok na Rogera i szepnął:
- Smakuje kurzem.
Artemis opowiadał wciąż o kątach Rudery z czułością i rozrzewieniem, napominając o jej znajomych duszach, zapachach, błyskach, zupełnie różnych od tych, które mógł doświadczać dziś Roger. Artemis nie zawsze mówił w zrozumiały dla gościa sposób. Snuł historię swobodnie, w swoim stylu, o miejscu mu bliskim, stosując wiele skrótów myślowych. Wiedział oczywiście, w jak opłakanym stanie jest dzisiaj jego dom, lecz nie przeszkadzało mu to, by zachować romantycznego sznytu narracji. Wymowne spojrzenia i pytania Rogera w ogóle Artemisa nie zaskakiwały. Było źle - było źle na tyle, że należało szukać pomocy pośród osób, jak ten śledczy. Im dłużej Lovegood otaczał się towarzystwem, tym większym obdarzał go zaufaniem. Być może była to wrodzona naiwność jego charakteru - bo czy można dziś polegać na ludziach? Czy ten tutaj nie okaże się potem śledczym, który infiltruje pozycje swojego wroga? Artemis odrzucił te myśli.
- Lana bywa humorzasta, bardzo nie lubi nieznajomych. Potrafi zaatakować - Artemis z uśmiechem puścił oko do Rogera. - Ale nie musisz się martwić, mnie całkiem polubiła. Boisz się duchów?
Artemis nie zrozumiał, gdy Bennett wspomniał o piciu, ale uśmiechnął się życzliwie, nie ciągnąc tematu. Drobne nieporozumienia tego typu miały miejsce często, gdy ktoś trzymał z Lovegoodami. Zamiast tego Artemis zaczął wymieniać pozostałe pokoje, do których jeszcze nie zajrzeli.
- Ale nie martw się, nie miałbym serca trzymać cię tu długo. To jest praca na tygodnie. Przede wszystkim zależy mi na naprawie dachu. Przy okazji możemy odgruzować piwnicę, ale nie musimy tego robić dzisiaj.
Artemis zachwycił się na słowa o życiu w Ameryce. Nim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, Roger zwrócił uwagę na niewielką szkatułkę. Artemis pochylił się nad nią, podobnie jak śledczy, ze zmarszczonym czołem. Przedmiot nie należał do Lovegoodów, tego był pewien. Co kryło się w środku? Artemis postanowił ostrożnie polizać pokrywę szkatułki. Następnie, bardzo powoli i z pełną powagą, aby zbudować napięcie, podniósł wzrok na Rogera i szepnął:
- Smakuje kurzem.
Mimo swojej pracy, Roger nie spotykał się z duchami zbyt często. Oczywiście kilka razy zdarzyło mu się z nimi rozmawiać w roli świadków, ale trudno było nazwać te pojedyncze sytuacje dużym doświadczeniem. Duchy jednak nie wzbudzały w nim zbyt ciepłych emocji. Często były humorzaste i reagowały zdecydowanie gwałtowniej, niż żywi. Tak, jakby tylko ich pewna część, ta mniej logiczna, a bardziej oparta na odczuwaniu pozostała na tym świecie. Bennett nie miał więc szczególnej ochoty na spotkania z Laną.
– To chyba częsta cecha wśród duchów – zauważył. – Nie, ale potrafią czasem całkiem nieźle namieszać – wzruszył ramionami, nie angażując się bardziej w temat. Skoro dom był zamieszkany, nie sądził, aby Lana mogła być faktycznie szczególnie groźna.
Rudera mimo panującego w niej chaosu była domem stosunkowo dużym i Roger miał wrażenie, że niemal w każdym pomieszczeniu jeszcze całkiem niedawno ktoś mógł mieszkać. Jak jednak rozumiał, obecnie pomieszkiwał w nim tylko Artemis ze swoją siostrą. Ciekawe, dlaczego nikogo poza nimi tutaj nie ma? Co stało się z poprzednimi współlokatorami? Może po prostu wygnała ich stąd młodość, może znaleźli lepsze lokum? To było możliwe, choć należało pamiętać, że sytuacja w Anglii nie była obecnie najlepsza, w związku z czym szukanie nowych miejsc zamieszkania raczej nie powinno być priorytetem, nawet dla ludzi młodych.
– Zrobimy, ile się da – obiecał Artemisowi.
Szkatułka jednak nie pozwoliła im na dłuższe prowadzenie dywagacji. Roger zmarszczył brwi i podszedł do niej, wyciągając różdżkę. Ruchem dłoni dał znać Artemisowi, żeby się od niej odsunął.
– Nie zbliżaj się, sprawdzę tylko, dobra? Mam przeczucie… – Instynkt czasem go zawodził, to prawda. Może był zbyt ostrożny? Ale czasem czarnomagiczne przedmioty pojawiały się w takich miejscach jak to, przez które przechodziło wiele różnych ludzi; ktoś coś dostał, ktoś coś przyniósł, zostawił i przez miesiące nikt nie zorientował się, że coś z przedmiotem było nie tak. A skoro miał przeczucie w stosunku do szkatułki, to wolał je sprawdzić, niż zostawić sprawę samą sobie. – Hexa revelio – wypowiedział inkantacje zaklęcia, chcąc sprawdzić, czy szkatułka aby na pewno jest tylko zwykłą szkatułką.
– To chyba częsta cecha wśród duchów – zauważył. – Nie, ale potrafią czasem całkiem nieźle namieszać – wzruszył ramionami, nie angażując się bardziej w temat. Skoro dom był zamieszkany, nie sądził, aby Lana mogła być faktycznie szczególnie groźna.
Rudera mimo panującego w niej chaosu była domem stosunkowo dużym i Roger miał wrażenie, że niemal w każdym pomieszczeniu jeszcze całkiem niedawno ktoś mógł mieszkać. Jak jednak rozumiał, obecnie pomieszkiwał w nim tylko Artemis ze swoją siostrą. Ciekawe, dlaczego nikogo poza nimi tutaj nie ma? Co stało się z poprzednimi współlokatorami? Może po prostu wygnała ich stąd młodość, może znaleźli lepsze lokum? To było możliwe, choć należało pamiętać, że sytuacja w Anglii nie była obecnie najlepsza, w związku z czym szukanie nowych miejsc zamieszkania raczej nie powinno być priorytetem, nawet dla ludzi młodych.
– Zrobimy, ile się da – obiecał Artemisowi.
Szkatułka jednak nie pozwoliła im na dłuższe prowadzenie dywagacji. Roger zmarszczył brwi i podszedł do niej, wyciągając różdżkę. Ruchem dłoni dał znać Artemisowi, żeby się od niej odsunął.
– Nie zbliżaj się, sprawdzę tylko, dobra? Mam przeczucie… – Instynkt czasem go zawodził, to prawda. Może był zbyt ostrożny? Ale czasem czarnomagiczne przedmioty pojawiały się w takich miejscach jak to, przez które przechodziło wiele różnych ludzi; ktoś coś dostał, ktoś coś przyniósł, zostawił i przez miesiące nikt nie zorientował się, że coś z przedmiotem było nie tak. A skoro miał przeczucie w stosunku do szkatułki, to wolał je sprawdzić, niż zostawić sprawę samą sobie. – Hexa revelio – wypowiedział inkantacje zaklęcia, chcąc sprawdzić, czy szkatułka aby na pewno jest tylko zwykłą szkatułką.
Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers
staring into river,
wind that blows your feathers
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Z różdżki Rogera leniwie i z sykiem posypały się iskry. Zaklęcie z jakiegoś powodu się nie powiodło. Na chwilkę zapadła pełna zakłopotania cisza. Artemis nie zastanawiał się nad tym głębiej. Czasem po prostu się zdarzało inkantancyjne fiasko. Nie była to niczyja wina. Moc, którą posiadali czarodzieje kierowała się często własnymi humorami, miała za nic lata ich praktyk i nauk. Artemis mógł sam spróbować rzucić identyczne zaklęcie, by dowiedzieć się, czy faktycznie szkatułka była zaklęta. Z jakiegoś powodu jednak tego nie zrobił. W późniejszym czasie będzie się zastanawiał nad tym dlaczego. Było to oczywiście najrozsądniejsze rozwiązanie całej tej sprawy - Roger miał po prostu pecha, że mu nie wyszło. A Artemis miał za chwilę postąpić nieroztropnie, zwyczajnie głupio, dziecinnie. To przeczucie, o którym wspomniał Roger nawet go nie musnęło. Nie wierzył w to, że w Ruderze pułapka może być ukryta w czymś niepozornym. Dlatego też, targany ciekawością i zniecierpliwiony pochylaniem się nad tajemnicą ukrytą w pudełeczku, Artemis postanowił ją odkryć. Szybkim ruchem ręką otworzył szkatułkę, urywając w połowie zdanie, które wypowiadał:
- Na pewno wszystko jest w najlepszym...
Porządku. Ze szkatułki wydobył się męski wrzask, wołanie w obcym języku. Nie był na tyle głośny, by uszkodzić słuch, lecz mężczyźni (a i być może sama Lana), musieli zakryć swoje uszy. Trwało to kilka długich sekund, dookoła Artemisa buchnął dym. Przestraszył się więc, że jego dom zaczął się palić, dlatego trochę spanikował.
- Rety, rety, rety, Roger, widzisz gdzieś ogień?! - powiedział przejęty, rozglądając się dookoła i robiąc kilka kroków, by wyjść z zadymionego miejsca wokół szkatułki. - Wszystko z tobą w porządku? Jestem głupcem, przepraszam!
Młody Lovegood nie wiedział oczywiście, że tylko on, dotykając przeklętego pudełka stał się ofiarą klątwy. Nie wiedział, co mu jest, ale nagle poczuł się gorzej. Wpadł w melancholijny stan, dzień stał się jakby trochę bardziej beznadziejny. Powróciły myśli o tym, że Sue opuszcza go w trudnych momentach, bo myśli, że jest zbyt słaby. Pomyślał o rodzicach, których od dawna zaniedbywał. Myślał o wojnie, niekończących się bitwach, Rycerzach Walpurgii, którzy rozlaźli się po Wyspach i za nic mieli ludzkie życie.
Artemis usiadł na brudnej ziemi. Przytulił się do własnych nóg i zakrył w nich twarz. Było dziwnie. Nie był również świadomy, że od stóp do głów posiwiał. Niby niegroźna, lecz zdecydowanie upierdliwa sprawa. Komu się chciało w wojennej zawierusze rzucać takie pierdołowate klątwy? Ta gorzka myśl zjawi się w osiwiałej głowie Artemisa zdecydowanie później.
| Szkatułka okazała się przeklęta. Od tej chwili Artemis boryka się z Klątwą Srebrnej Nici. Jego włosy na calutkim ciele posiwiały. -10 obrażeń psychicznych.
- Na pewno wszystko jest w najlepszym...
Porządku. Ze szkatułki wydobył się męski wrzask, wołanie w obcym języku. Nie był na tyle głośny, by uszkodzić słuch, lecz mężczyźni (a i być może sama Lana), musieli zakryć swoje uszy. Trwało to kilka długich sekund, dookoła Artemisa buchnął dym. Przestraszył się więc, że jego dom zaczął się palić, dlatego trochę spanikował.
- Rety, rety, rety, Roger, widzisz gdzieś ogień?! - powiedział przejęty, rozglądając się dookoła i robiąc kilka kroków, by wyjść z zadymionego miejsca wokół szkatułki. - Wszystko z tobą w porządku? Jestem głupcem, przepraszam!
Młody Lovegood nie wiedział oczywiście, że tylko on, dotykając przeklętego pudełka stał się ofiarą klątwy. Nie wiedział, co mu jest, ale nagle poczuł się gorzej. Wpadł w melancholijny stan, dzień stał się jakby trochę bardziej beznadziejny. Powróciły myśli o tym, że Sue opuszcza go w trudnych momentach, bo myśli, że jest zbyt słaby. Pomyślał o rodzicach, których od dawna zaniedbywał. Myślał o wojnie, niekończących się bitwach, Rycerzach Walpurgii, którzy rozlaźli się po Wyspach i za nic mieli ludzkie życie.
Artemis usiadł na brudnej ziemi. Przytulił się do własnych nóg i zakrył w nich twarz. Było dziwnie. Nie był również świadomy, że od stóp do głów posiwiał. Niby niegroźna, lecz zdecydowanie upierdliwa sprawa. Komu się chciało w wojennej zawierusze rzucać takie pierdołowate klątwy? Ta gorzka myśl zjawi się w osiwiałej głowie Artemisa zdecydowanie później.
| Szkatułka okazała się przeklęta. Od tej chwili Artemis boryka się z Klątwą Srebrnej Nici. Jego włosy na calutkim ciele posiwiały. -10 obrażeń psychicznych.
Z zaklęciami czasem tak było, że mimo ich częstego używania, po prostu nie chciały zadziałać. Różdżki czasem płatały psikusy i po latach Roger zdążył do tego przywyknąć, choć tak naprawdę wydawało mu się, że czasem po prostu jego jarzębina z łuską smoka płata mu figle. Na całe szczęście cała ta sytuacja nie należała do szczególnie groźnych, a zaklęcie można było powtórzyć. Bennett już zabierał się za ponownie rzucenie czaru, gdy niespodziewanie Artemis zaczął mówić, a potem zbliżył się do szkatułki i…
Wciąż ściskając w dłoni różdżkę, Roger zasłonił uszy, pochylając głowę. A więc miał rację. Szlag! Co ten młody sobie myślał? Przecież kazał mu się trzymać z daleka. Krzyk przebijał się przez bębenki, tak jakby chciał je zniszczyć; trwał może chwilę, a może całą wieczność, trudno było to stwierdzić. Gdy w końcu uniósł spojrzenie, zauważył znajdujący się obok Artemisa dym.
– Odsuń się, natychmiast! – Tym razem Roger rozkazał, a jego ton sugerował, że nie przyjmie słowa sprzeciwu. Mężczyznę chyba nie trzeba było wcale zachęcać, bo Lovegood szybko wycofał się, siadając pod ścianą. Zachowywał się, jakby wpadł w szok, a gdy dym nieco opadł, Roger zauważył, że Artemis jest cały pokryty siwymi włosami.
Westchnął. Na całe szczęście klątwa, która została nałożona na szkatułkę była tylko głupim, dziecinnym psikusem i niemal na pewno nic poważnego im nie groziło. Roger pokręcił głową.
– Spokojnie, nic takiego się nie dzieje. To tylko klątwa srebrnych nici, na moim roku chłopaki regularnie używali jej na sobie nawzajem – powiedział. – Nic miłego, ale poradzimy sobie z tym. Nic cię nie boli, nie czujesz niczego więcej? – spytał, spoglądając na Artemisa z troską w spojrzeniu.
Przeszło mu jednak przez myśl, że Lovegood zareagował zdecydowanie zbyt intensywnie. Czy to przez okrucieństwo wojny, czy być może po prostu należał do panikarzy? Trudno było to stwierdzić, niemniej, siedzący przy ścianie chłopak kojarzył się Rogerowi raczej z przestraszony dzieckiem, niźli młodzieńcem w pełni sił.
Roger podszedł do szkatułki, przyglądając się jej uważnie, jednak wcale jej nie dotykając. Po chwili odnalazł runę, która nie była wcale szczególnie dobrze ukryta. Jego podstawowa znajomość tejże dziedziny pozwalała na jej rozpoznanie; Fehu była dość charakterystyczna.
– No, na pewno srebrne nici – mruknął, bardziej do siebie, niż do Aremisa. Upewniając się, że chłopak dalej znajduje się na swoim miejscu, Roger uniósł różdżkę, celując nią w szkatułkę: – Finite Incantatem!
Miał nadzieję, że zaklęcie tym razem okaże się udane. Nie miał wcale szczególnej ochoty na to, aby dostać rykoszetem i również chodzić siwy. Nie był jednak wcale specjalistą od ściągania klątw, toteż musiał się przygotować na to, że zaklęcie nie zadziała.
| +25 do rzutu, st. zdjęcia klątwy 30, starożytne runy I
Wciąż ściskając w dłoni różdżkę, Roger zasłonił uszy, pochylając głowę. A więc miał rację. Szlag! Co ten młody sobie myślał? Przecież kazał mu się trzymać z daleka. Krzyk przebijał się przez bębenki, tak jakby chciał je zniszczyć; trwał może chwilę, a może całą wieczność, trudno było to stwierdzić. Gdy w końcu uniósł spojrzenie, zauważył znajdujący się obok Artemisa dym.
– Odsuń się, natychmiast! – Tym razem Roger rozkazał, a jego ton sugerował, że nie przyjmie słowa sprzeciwu. Mężczyznę chyba nie trzeba było wcale zachęcać, bo Lovegood szybko wycofał się, siadając pod ścianą. Zachowywał się, jakby wpadł w szok, a gdy dym nieco opadł, Roger zauważył, że Artemis jest cały pokryty siwymi włosami.
Westchnął. Na całe szczęście klątwa, która została nałożona na szkatułkę była tylko głupim, dziecinnym psikusem i niemal na pewno nic poważnego im nie groziło. Roger pokręcił głową.
– Spokojnie, nic takiego się nie dzieje. To tylko klątwa srebrnych nici, na moim roku chłopaki regularnie używali jej na sobie nawzajem – powiedział. – Nic miłego, ale poradzimy sobie z tym. Nic cię nie boli, nie czujesz niczego więcej? – spytał, spoglądając na Artemisa z troską w spojrzeniu.
Przeszło mu jednak przez myśl, że Lovegood zareagował zdecydowanie zbyt intensywnie. Czy to przez okrucieństwo wojny, czy być może po prostu należał do panikarzy? Trudno było to stwierdzić, niemniej, siedzący przy ścianie chłopak kojarzył się Rogerowi raczej z przestraszony dzieckiem, niźli młodzieńcem w pełni sił.
Roger podszedł do szkatułki, przyglądając się jej uważnie, jednak wcale jej nie dotykając. Po chwili odnalazł runę, która nie była wcale szczególnie dobrze ukryta. Jego podstawowa znajomość tejże dziedziny pozwalała na jej rozpoznanie; Fehu była dość charakterystyczna.
– No, na pewno srebrne nici – mruknął, bardziej do siebie, niż do Aremisa. Upewniając się, że chłopak dalej znajduje się na swoim miejscu, Roger uniósł różdżkę, celując nią w szkatułkę: – Finite Incantatem!
Miał nadzieję, że zaklęcie tym razem okaże się udane. Nie miał wcale szczególnej ochoty na to, aby dostać rykoszetem i również chodzić siwy. Nie był jednak wcale specjalistą od ściągania klątw, toteż musiał się przygotować na to, że zaklęcie nie zadziała.
| +25 do rzutu, st. zdjęcia klątwy 30, starożytne runy I
Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers
staring into river,
wind that blows your feathers
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Artemis siedział pod ścianą zawstydzony i smutny, niczym skarcony dzieciak. Nie wiedział, co go naszło. Naprawdę nie potrafił pojąć swojej lekkomyślności, sam przecież przed chwilą opowiadał Rogerowi, że w Ruderze roi się od potencjalnych pułapek. Zdrowy rozsądek i intuicja Lovegooda musiały być chyba otępiałe brakiem odpoczynku. Cóż - mężczyźni nie byli w stanie cofnąć czasu. Nie posiadali takich mocy. Musieli zatem przyjąć odpowiedzialność za wybryk Artemisa. Ten podniósł wzrok na Rogera i dostrzegł lekkie poirytowanie, które zaraz jednak ustąpiło trosce. Jego towarzysz był osobą bardzo zadaniową - nie tonął w różnorakich emocjach jak Artemis. Mówiąc o emocjach jednak... coś było z Artemisem nie tak. Czuł się gorzej.
- Czym jest Klątwa Srebrnej Nici, hę? Nigdy o niej nie słyszałem. - zaczął pytać, nieco zaniepokojony. - Nie, nic mnie nie boli, ale ciężko mi na duchu. Jestem... senny. Mógłbym zawinąć się tu w kłębek i przespać całą wojnę. Pozwolisz?
I już miał zaraz umościć się do spania, gdy Roger spróbował drugi raz rzucić zaklęcie. To nieco ocuciło Artemisa, który znowu skierował wzrok w kierunku szkatułki. Do tej chwili wciąż nie miał pojęcia, że osiwiał. Teraz dotarło do niego, że włosy na jego przedramionach są jakby jaśniejsze, bardziej siwe. Rozpiął więc szybko koszulę, by zerknąć na włosy na klatce piersiowej. Były białe.
- Jestem cały siwy! - zakrzyknął, a jego głos nieco się złamał. - Jeszcze tego brakuje, naprawdę! Srebrne nici, już wszystko rozumiem. Co ja mam zrobić, na Merlina?
Zorientował się, że w tym całym wzburzeniu, użył wyrażenia charakterystycznego dla swojego towarzysza.
- Naprawdę nie rozumiem, jak taka rzecz mogłaby się tu znaleźć. To niczego nie leczy, niczego nie niszczy, jest tylko... upierdliwe, czyż nie? Czy może ja zaraz błyskawicznie się zestarzeję? Stracę wzrok, dotknie mnie reumatyzm? Czy zaraz rozpadnę się w pył?
Artemis zaczął trochę panikować. W tym samym czasie przez drzwi przeniknęła Lana - duch domu. Widząc Artemisa, siwego i zestresowanego, zaczęła najpierw chichotać. Po chwili spoważniała, orientując się, że być może znowu są w niebezpieczeńtwie.
- Co mu zrobiłeś, nieznajomy? - zapytała, bacznie lustrując Rogera. W jej głosie słychać było nutkę groźby. Jeśli okaże się, że Roger zagraża mieszkańcowi Rudery i nie przekona Lany, że jest tu po to, by pomóc, a nie szkodzić - zaatakuje.
- Czym jest Klątwa Srebrnej Nici, hę? Nigdy o niej nie słyszałem. - zaczął pytać, nieco zaniepokojony. - Nie, nic mnie nie boli, ale ciężko mi na duchu. Jestem... senny. Mógłbym zawinąć się tu w kłębek i przespać całą wojnę. Pozwolisz?
I już miał zaraz umościć się do spania, gdy Roger spróbował drugi raz rzucić zaklęcie. To nieco ocuciło Artemisa, który znowu skierował wzrok w kierunku szkatułki. Do tej chwili wciąż nie miał pojęcia, że osiwiał. Teraz dotarło do niego, że włosy na jego przedramionach są jakby jaśniejsze, bardziej siwe. Rozpiął więc szybko koszulę, by zerknąć na włosy na klatce piersiowej. Były białe.
- Jestem cały siwy! - zakrzyknął, a jego głos nieco się złamał. - Jeszcze tego brakuje, naprawdę! Srebrne nici, już wszystko rozumiem. Co ja mam zrobić, na Merlina?
Zorientował się, że w tym całym wzburzeniu, użył wyrażenia charakterystycznego dla swojego towarzysza.
- Naprawdę nie rozumiem, jak taka rzecz mogłaby się tu znaleźć. To niczego nie leczy, niczego nie niszczy, jest tylko... upierdliwe, czyż nie? Czy może ja zaraz błyskawicznie się zestarzeję? Stracę wzrok, dotknie mnie reumatyzm? Czy zaraz rozpadnę się w pył?
Artemis zaczął trochę panikować. W tym samym czasie przez drzwi przeniknęła Lana - duch domu. Widząc Artemisa, siwego i zestresowanego, zaczęła najpierw chichotać. Po chwili spoważniała, orientując się, że być może znowu są w niebezpieczeńtwie.
- Co mu zrobiłeś, nieznajomy? - zapytała, bacznie lustrując Rogera. W jej głosie słychać było nutkę groźby. Jeśli okaże się, że Roger zagraża mieszkańcowi Rudery i nie przekona Lany, że jest tu po to, by pomóc, a nie szkodzić - zaatakuje.
Ci Lovegoodowie… Powstrzymał się przed pokręceniem głową. Znał i szanował – najpewniej – starszą krewną Artemisa. Prima, utalentowana alchemiczka, była mu wsparciem w szkole i po niej, w czasach, w których się szkolił, najpierw w Mungu, potem próbując podążać aurorską ścieżką. I z jednego kursu, i z drugiego nic do końca nie wyszło, Bennett musiał sam obrać swoją, nieco inną drogę, ale gdyby nie Prima, najpewniej oblewałby wszystko, co było związane z alchemią, do której nigdy nie miał głowy. Dlatego przywykł do jej dziwactw i nietypowego doboru słów, dlatego nie zwracał uwagi na to, że jest nieco inna niż wszyscy, jakby wiecznie z głową w chmurach. W końcu za tymi dziwactwami kryła się inteligentna i ciepła osoba, która nigdy nie pozostawiła go w potrzebie.
Widząc jednak kulącego się ze strachu, przerażonego młodzieńca nie mógł pozbyć się myśli, że chłopak albo jest naprawdę źle doświadczony przez wojnę, albo coś jest z nim wyraźnie nie tak, bo jego reakcje na prostą klątwę, która z tego co Rogerowi była wiadomo, nie wpływała jakoś szczególnie źle na organizm. Zmieniała kolor włosów i to chyba było całe jej działanie.
– Źle się czujesz przez panikę. Oddychaj. Nic takiego się nie dzieje. Poczekaj, pomogę – powiedział, wzdychając i kucając obok mężczyzny: – Paxo Maxima! – Różdżka dotknęła skroni chłopaka, jednak nic się nie zadziało. Roger nie dał jednak za wygraną: – Paxo Maxima, paxo maxima… – Dopiero za trzecim razem czar uspokajający zadziałał, a Artemis bez wątpienia mógł poczuć, jak jego ciało powoli się rozluźnia, a tętno uspokaja.
Wstał, odchodząc od chłopaka. Zdecydowanie nic takiego mu się nie działo, po prostu wpadł w panikę i potrzebował chwili na dojście do siebie, a zaklęcie powinno mu w tym pomóc. Czekając aż Lovegood poczuje się lepiej, spokojnie odpowiadał na jego lęki:
– Nie zestarzejesz się, to zmienia tylko kolor włosów, nic więcej.
Zamieszanie przyciągnęło jednak ducha. Kobieta rozejrzała się po ruderze, odzywając się głosem, który pozornie brzmiał normalnie, ale Rogerowi wydawało się, że słyszy w nim niepokojące echo, jakby Lana nie pochodziła z tego świata. Bo nie pochodziła, prawda? Dalej zachował jednak spokój.
– Nic nie zrobiłem, dotknął zaklętego przedmiotu. Ale klątwa jest już ściągnięta, widzisz? Już mu znikają siwe włosy. Artemis, przestajesz być już siwy – oznajmił mu. – Masz siły, by coś jeszcze dziś zrobić? Czy umówimy się na inny dzień? – spytał, wiedząc, że po takiej dawce emocji Artemis może zechcieć po prostu odpocząć. – Ale na twoim miejscu wziąłbym specjalistę od klątw, żeby wam tej dom przejrzał. Chyba sporo osób się tu przewinęło, co? Nie wiadomo, co poznosili…
| rzut; udany za 3. razem
Widząc jednak kulącego się ze strachu, przerażonego młodzieńca nie mógł pozbyć się myśli, że chłopak albo jest naprawdę źle doświadczony przez wojnę, albo coś jest z nim wyraźnie nie tak, bo jego reakcje na prostą klątwę, która z tego co Rogerowi była wiadomo, nie wpływała jakoś szczególnie źle na organizm. Zmieniała kolor włosów i to chyba było całe jej działanie.
– Źle się czujesz przez panikę. Oddychaj. Nic takiego się nie dzieje. Poczekaj, pomogę – powiedział, wzdychając i kucając obok mężczyzny: – Paxo Maxima! – Różdżka dotknęła skroni chłopaka, jednak nic się nie zadziało. Roger nie dał jednak za wygraną: – Paxo Maxima, paxo maxima… – Dopiero za trzecim razem czar uspokajający zadziałał, a Artemis bez wątpienia mógł poczuć, jak jego ciało powoli się rozluźnia, a tętno uspokaja.
Wstał, odchodząc od chłopaka. Zdecydowanie nic takiego mu się nie działo, po prostu wpadł w panikę i potrzebował chwili na dojście do siebie, a zaklęcie powinno mu w tym pomóc. Czekając aż Lovegood poczuje się lepiej, spokojnie odpowiadał na jego lęki:
– Nie zestarzejesz się, to zmienia tylko kolor włosów, nic więcej.
Zamieszanie przyciągnęło jednak ducha. Kobieta rozejrzała się po ruderze, odzywając się głosem, który pozornie brzmiał normalnie, ale Rogerowi wydawało się, że słyszy w nim niepokojące echo, jakby Lana nie pochodziła z tego świata. Bo nie pochodziła, prawda? Dalej zachował jednak spokój.
– Nic nie zrobiłem, dotknął zaklętego przedmiotu. Ale klątwa jest już ściągnięta, widzisz? Już mu znikają siwe włosy. Artemis, przestajesz być już siwy – oznajmił mu. – Masz siły, by coś jeszcze dziś zrobić? Czy umówimy się na inny dzień? – spytał, wiedząc, że po takiej dawce emocji Artemis może zechcieć po prostu odpocząć. – Ale na twoim miejscu wziąłbym specjalistę od klątw, żeby wam tej dom przejrzał. Chyba sporo osób się tu przewinęło, co? Nie wiadomo, co poznosili…
| rzut; udany za 3. razem
Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers
staring into river,
wind that blows your feathers
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Artemis kiwał twierdząco głową na wszystkie słowa, które wypowiadał Roger, choć na dobrą sprawę wcale ich nie słyszał. Nie było z nim kontaktu, uwięziony był w lęku, który panoszył się po jego umyśle. Atak paniki ustępował nieznośnie powoli. Uścisk w końcu zelżał na tyle, by w głowie Artemisa zapanował względny spokój. Wtedy zaczął się śmiać, zupełnie nie przejmując się zdumionym spojrzeniem Rogera. Musiał mieć go za wariata, nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. Świadomość bycia postrzeganym jako dziwadło rozbawiło Artemisa jeszcze bardziej. Wstał z ziemi, zanosząc się śmiechem i złapał się za brzuch. Jego doskonały nastrój udzielił się też Lanie, która przestała postrzegać Rogera jako niebezpieczeństwo. Też się śmiała, głośno i dość skrzekliwie, pływając po pokoju. Wnikała w ściany, meble, a wtedy to jakby one chichotały.
- Dziękuję ci za wszystko, Roger - powiedział Artemis po kilkuminutowym napadzie śmiechu. - Myślę, że dach naprawimy innego dnia. Jestem wykończony, ledwie kontroluję swoje ciało. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam za tak pochopne działanie, jakim było otwarcie szkatułki. To lekcja na przyszłość, by nie ufać zawsze swojej intuicji.
Następnie Lovegood opowiedział swojemu towarzyszowi o Vincencie Rineheart, do którego się zgłosi w sprawie zbadania klątw na terenie Rudery.
Roger miał rację, że bardzo wiele osób przewinęło się przez to miejsce. Ludzie potrzebujący pomocy, ludzie żądni krwi, ale okazuje się, że również tacy, którzy uważali, że psikusy nigdy nie wychodzą z mody. Nawet w trakcie wojennych starć.
Artemis odprowadził gościa do drzwi, a ten na pewno odczuł ulgę, że może opuścić ten wariacki dom. Następnym razem pomyśli dwa razy zanim zgodzi się, by w czymkolwiek zastępować swojego ojca. Ale kto by pomyślał, że Artemis poliże szkatułkę i osiwieje? Niestworzone rzeczy dzieją się w świecie czarodziejów, a rzadko się zdarza, że uwolniona klątwa tak łatwo ustępuje. I że nie ma szczególnie poważnych konsewkencji dla ofiar takowej.
/zt x2
- Dziękuję ci za wszystko, Roger - powiedział Artemis po kilkuminutowym napadzie śmiechu. - Myślę, że dach naprawimy innego dnia. Jestem wykończony, ledwie kontroluję swoje ciało. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam za tak pochopne działanie, jakim było otwarcie szkatułki. To lekcja na przyszłość, by nie ufać zawsze swojej intuicji.
Następnie Lovegood opowiedział swojemu towarzyszowi o Vincencie Rineheart, do którego się zgłosi w sprawie zbadania klątw na terenie Rudery.
Roger miał rację, że bardzo wiele osób przewinęło się przez to miejsce. Ludzie potrzebujący pomocy, ludzie żądni krwi, ale okazuje się, że również tacy, którzy uważali, że psikusy nigdy nie wychodzą z mody. Nawet w trakcie wojennych starć.
Artemis odprowadził gościa do drzwi, a ten na pewno odczuł ulgę, że może opuścić ten wariacki dom. Następnym razem pomyśli dwa razy zanim zgodzi się, by w czymkolwiek zastępować swojego ojca. Ale kto by pomyślał, że Artemis poliże szkatułkę i osiwieje? Niestworzone rzeczy dzieją się w świecie czarodziejów, a rzadko się zdarza, że uwolniona klątwa tak łatwo ustępuje. I że nie ma szczególnie poważnych konsewkencji dla ofiar takowej.
/zt x2
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Przedpokój
Szybka odpowiedź