Wydarzenia


Ekipa forum
Pub pod Roztańczonym Czartem
AutorWiadomość
Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]27.06.15 22:03
First topic message reminder :

Pub pod Roztańczonym Czartem

★★

„Między niebem i piekłem. Pośród słynnych bezdroży.
Co je lotem starannie mija duch boży.
Stoi karczma stara w której widma opojów
Święcą triumfy szałów swych pijackich znojów.”

W Pubie pod Roztańczonym Czartem zabawa trwa bez końca. Z wiekowym budynkiem wiąże się stara legenda, jakoby tutaj, gdy jeszcze czarodziejów nie wiązał Kodeks Tajności, na długo przed prześladowaniami, mugole pertraktowali z samymi demonami, tylko czekającymi na chwilę słabości, by zawrzeć pakt. Wtedy, pomimo dobrej zabawy zmuszeni byli do szczególnej ostrożności. Oczywiście, nawet w magicznym świecie ciężko uświadczyć wysłanników piekieł, jednak niemagiczni właśnie w taki sposób odbierali zakapturzone postacie czarodziejów, wiedźm, przemytników, cichych zabójców na zlecenie, mogących rozwiązać niejeden problem, oczywiście za drobną opłatą w postaci sakiewki srebra. Od tego czasu wszystko uległo drastycznej zmianie, magia została zapomniana, a wnętrze wielokrotnie zmieniało swój charakter.
Wnętrze pubu jest nie tylko zadbane, ale i eleganckie - wzdłuż baru ustawiono kilkanaście krzeseł z wygiętymi oparciami i bordowymi obiciami, lekko przetartymi od częstego używania. Reszta pomieszczenia sprawia wrażenie ciasnego, jakby zagraconego przez gęsto ustawione kanapy, stoły. Toczą się tutaj humorystyczne, choć często ironiczne pojedynki na słowa przy akompaniamencie muzyki na żywo, czy to na pianinie, czy na klawiszach i gitarze. Na lekko podwyższonej scenie odbywają się także wieczorki poetyckie, innym razem ktoś zaśpiewa, ktoś odstawi kabaret. To wszystko czyni lokal miłym i przystępnym miejscem do nawiązywania bliższych znajomości. Najchętniej przyjmowani są tutaj klienci o poczuciu humoru i z dystansem do samych siebie. Jeśli jednak potrzebuje się prywatnego, pewnego miejsca, można wynająć lożę na balkonie, oddzielaną od reszty świata ciężkimi, nieprzepuszczającymi dźwięku kotarami.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:17, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub pod Roztańczonym Czartem - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]01.09.22 17:38
Wraz z nadejściem wiosny narastała w Fancourt chęć do częstszego opuszczania domu. Chęć ta nie była podyktowana wyłącznie potrzebą przebywania poza Cranham, czy na świeżym powietrzu w ogóle, a drzemiącą w każdym kawałku kobiecego ciała żądzą przygody. Stworzona była do rzeczy wielkich - do zawiłych zagadek, nad jakimi łamali sobie głowy najwięksi uczeni świata, przełomowych odkryć, których sedno zmieni cały bieg historii, do pochylania się nad badaniami, jakich przedmiot jest wciąż tajemnicą czekającą w ukryciu. Jak ktoś o tak niezwykle wyniosłych predyspozycjach może spędzać całe dnie przy biurku w podziemiach Banku Gringotta? Jak z satysfakcją uzupełniać kolejne stosy dokumentów, te same formatki, identyczne pieczęcie, powtarzające się problemy? Jak czerpać radość z każdego dnia, kiedy serce, jak i myśli wyrywają ku przygodom, do których prawdziwie są stworzone?
Oczekiwanie w cierpliwości nie jest najmocniejszą cechą Claire. Wie kiedy powinna odpuścić, wie kiedy dać sobie na wstrzymanie, tyle że przedłużające się oczekiwanie potrafi każdego wyprowadzić z równowagi. Nie inaczej jest w przypadku Fancourt. Spomiędzy nieuszminkowanych warg wysypywały się przekleństwa w języku goblideguckim, bez wzruszenia mijała kolejne zwrócone w swoją stronę zdumione goblińskie twarze, kiedy wracała do gabinetu z plikiem dokumentów w dłoni. ”ODROCZONO” widniała pieczęć na pierwszej stronie, będąc oczywistym powodem zdenerwowania czarownicy. Irytująca stagnacja tak bardzo dawała się we znaki, że co kilka miesięcy starała się podsuwać przełożonemu propozycję nowej ekspedycji. Prowadziła skrupulatne badania, zbierała informacje, przygotowywała zestaw wszelkich potrzebnych danych, byleby zasiadające w zarządzie gobliny spojrzały na nią przychylnym okiem, byleby ułatwić im podjęcie decyzji - pozytywnej, rzecz jasna. Wszystko wskazywało jednak na to, że panujący w Anglii stan wojenny, pomimo wszelkich zapewnień ze strony Ministerstwa Magii o usunięciu mugolskiego zagrożenia i wyeliminowaniu Zakonu Feniksa, w dalszym ciągu odciskał swe piętno na całym kraju.
- Destynacja jest świetna, pomysł idealny, wszelkie potrzebne dane zebrane. Dobra robota, przeznaczymy na to potrzebne fundusze. Ekspedycja wyruszy w październiku - padło ze strony Urga. Oczy Claire powiększyły się do rozmiarów galeonów, a głos utknął w gardle, wyproszona za drzwi jeszcze przez moment zbierała się w sobie, a jasna twarz z wolna przybierała odcień purpury.
- Cholerne gobliny, jebane karły, skąpe, niewdzięczne, złośliwe, irytujące… - wypluwała z siebie z jadem, gdy po przekroczeniu ostatniego progu znalazła się już poza budynkiem banku. Ciepłe powietrze uderzyło w nozdrza i pozwoliło zachłysnąć się późno wiosennym zapachem zmieszanym z wilgocią budynków. Czarownica przystanęła na środku ulicy Pokątnej, próbując odetchnąć i uspokoić zszargane nerwy, tyle że techniki relaksacyjne nigdy nań specjalnie nie działały. W podobnych sytuacjach egzamin zdawał tylko jeden sposób.
Pchnęła drzwi pubu pod Roztańczonym Czartem i usiadła przy barze, gdzie prosząc o szklaneczkę ognistej, od razu wychyliła ją do dna. Przyjemne mrowienie natychmiast rozlało się po ciele i wywołało na twarzy uśmiech. Drapiące gardło rozbudziło w niej ochotę na więcej, więc w drugą już szklanką rozejrzała się po tętniącej życiem sali.
Rzadko kiedy grywa w karty, nie dostrzega w tej rozrywce specjalnie interesujących walorów, jednak tym razem cichy głos z tyłu głowy podpowiadał, by zająć jedno z wolnych miejsc przy stole. Zdejmując płaszcz przewiesiła go przez oparcie krzesła i poprawiła poły rozkloszowanej, sięgającej nieco za kolano spódnicy. Na plecy odrzuciła kosmyki ciemnych, rozpuszczonych włosów i przyjęła na rękę karty. Powtarzając sobie w głowie zasady gry obserwowała ruchy rozdającego, kiedy dotarł do niej głos siedzącego obok młodego mężczyzny. Oh błagam, przemknęło jej przez myśl na widok wysuwanego z kieszeni futerału. Lekkość tonu i przecinająca męską twarz nonszalancja nasuwały na myśl drobnego sprzedawczyka, cwaniaczka, który chciał spróbować swojego szczęścia. Wedle swego zwyczaju rzuciłaby coś ironicznym tonem, skutecznie odstraszając młodzieńca, ale zbyt wiele miała już dziś stresu, by bawić się w kolejne przepychanki.
- Doprawdy? - udała zainteresowanie, pobieżnym wzrokiem przesuwając po osadzonych na miękkości materiału perłach. Mężczyzna dotykał naszyjnika gołą skórą, nie mogły więc być przeklęte, co w jednej chwili odebrało zainteresowanie ewentualnym targowaniem. Sama błyskotka nie miała dlań żadnej wartości. Sama zbierała te wszystkie starocie, lecz tylko po to, by zakląć w ich misternej strukturze prawdziwą moc. Ileż babcinych bibelotów, jak i drogocennych kamieni przewinęło się przez pracownię Fancourt, by z byle przedmiotów przerodzić się w tętniące prawdziwą wartością, niezwykłą magią. Ile z nich zamiast na stół badaczki trafiało do prywatnej garderoby, by zająć szczególne miejsce wśród biżuterii, jaka uświetniać miała dekolt, nadgarstki czy płatki uszu Claire? Modystka była z niej żadna, wszelkie porady przyjmowała od znającej się na takich niuansach siostry. Nawet dziś miała na sobie kolczyki wybrane przez młodszą, która mimo głośnych sprzeciwów uparła się, by przekonać Claire do noszenia podobnych ozdób. - Czy nie lepiej wręczyć je kolejnej narzeczonej? Lub innemu zakochanemu? - Wysunęła na środek dwa żetony, podbijając stawkę, zbierając przy tym podejrzliwe spojrzenia reszty współgraczy. Wróciła spojrzeniem z powrotem do handlarza i jego wyłożonych na welurze pereł. - Źle pan trafił. Mnie mugolskie błyskotki nie interesują. - Pokręciła głową, unosząc jeden z kącików ust w rozbawieniu. - Chyba że ma pan w zanadrzu coś jeszcze. Ile niezwykłości pomieścić może jedna kieszeń? - Wskazała brodą na pazuchę, zza której wysunął wcześniej zgrabne pudełko.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]12.09.22 23:23
Drzemiący w głowie pragmatyzm ucichł zgoła w obliczu rozgrzewającej duszę marzycielskiej wizji. Snu, który zdawał się nawiedzać go coraz częściej, kusząc przygodą, tajemnicą i niczyim złotem. Czemu, zamiast sięgnąć po nie w typowej sobie pozie bezwstydności, nadal kisił się w podrzędnym barze, polegając na iluzjach własnych rąk? Co powstrzymywało go przed czyhającą gdzieś bliżej lub dalej fortuną? Lęk przed porażką, strach przed nędzą, brak wiary w snute z wolna teorie? Zapewne wszystko po trochu. Wyprawa nie miała być prosta, przy tym wiązała się z poświęceniem czasu i pieniędzy; w otoczeniu postępującej wojny głupstwem było porzucić wszystko, inwestując tym samym w coś, co było zaledwie hipotezą. Niekiedy w dziwnej zadumie wyobrażał sobie, że znalazł w końcu godnego zaufania kompana, który zawierzyłby w jego koncepcję, wyruszyłby ramię w ramię, podzieliłby się skarbem. Zaraz jednak szybko orientował się w tym, że niepotrzebnie zatraca się w nieosiągalnych mrzonkach. Czy spodziewał się ujrzeć przy parszywym stole hazardzistów potencjalnego towarzysza? Nie w tym życiu, znając te wszystkie moczymordy i krętaczy, jedyne co mógł tu dostrzec to obce, niesprzyjające mu kantowanie i szkliste od podłego rumu spojrzenia. Tak też siedział, bez specjalnej uciechy czy satysfakcji, górując w tym czy kolejnym rozdaniu. Zjarany wcześniej lolek trochę go rozkojarzył, jednak nie na tyle, by gotów był popełnić błędy byle amatora. Sprytnym okiem zerkał na rozgrywkę, jednym uchem nasłuchiwał szemranych gości siedzących niedaleko, w głowie układał plan na pokerowy przekręt. W międzyczasie wychylił jeszcze kieliszek sikacza, ale i on wydał się w całej perspektywie dość obojętnym dodatkiem. W wyprasowanej koszuli i spelunie na Pokątnej wyglądał na grzecznego chłopaczka szukającego rozrywki w kartach. Z roli wyciągnęła go jednak obecność nowego gracza przy stoliczku; skryte w sakiewce perły zaczęły palić nienormalnym uczuciem okazji, której nie mógł przecież przepuścić. Obudziła się w nim żyłka handlarza, choć doświadczenie miał tylko w polewaniu piwa i sięganiu po cudze drobniaki. Mogła go wziąć za jednego z wielu natrętnych beretów, których to widywało się wśród alejek marketu Camden, chociaż znacząco odbiegał od nich wiekiem. Mogła też, zamiast obruszać się w manierze pozowanej damulki, zerknąć na świecidełko raz i dwa. Nie miał nic do stracenia, a że baby bywały uległe, musiał spróbować. Naszyjnik jej nie zachwycił, nic zresztą dziwnego, skoro bez skrępowania spijała ze szklaneczki Ognistą, a zaraz łapczywie podbijała stawkę w grze. Byle błyskotki nie robiły wrażenia na takich, jak ona. Nie minęła chwila, a swój brak zainteresowania potwierdziła kilkoma słowami.
- Drugi raz już nie popełnię tego błędu. A i podarunki od zakochanych się w tych czasach zmieniły - odparł w zgoła żartobliwym tonie. Bajdurzył teraz straszliwie, bo doświadczeń z narzeczeństwem nie miał, a kupca biżuterii wcale nie starał się znaleźć. Tłumaczył się chyba z wiary w to, że jakoś ją jeszcze przekona; ona się jednak nie ugięła, więc ze zrezygnowaniem schował ozdóbkę z powrotem. Już miał zamawiać w złości kolejną setkę wódeczki, gdy ta zadała pytanie o inne, wciąż nieujawnione cacka. - Kieszeń nic już nie skrywa. Mam w zanadrzu coś innego, ale podobno nie interesują pani mugolskie skarby. Prawdziwe rarytasy pewnie też nie - odpowiedział, być może trochę zbyt enigmatycznie, ale tylko dlatego, że nie chciał zdradzać wszystkiego od razu. - No nareszcie, kurewsko wam się dłużyło - dodał zaraz, przemówiwszy do ogółu siedzących przy pokerze ludzi. Skończyli rundę, a jemu właśnie przyszło rozdawać karty. Bez zwłoki przejął je w ręce, przy tasowaniu pomieszał trochę na swoją korzyść, choć rozkojarzeni hazardziści ani myśleli go o to podejrzewać. Czy ona, siedząc tuż obok, dojrzała znamiona sprytnego oszustwa? Skupiając się na rozgrywce, uiścił wejściowe, odpalił papierosa i czekał. Na wygraną, jej ciekawość i zamówiony niedawno podły rum.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]12.10.22 13:51
Niewiele wiedziała o prezentach przekazywanych sobie przez zakochanych. Nie doświadczyła w życiu podobnych uprzejmości, drobne podarki były jej obce, podobnie zresztą jak wielkie uczucie, jakim obdarza się drugą osobę. Umowa słowna i zawiązane narzeczeństwo może i tkwiły w jej przeszłości - bolesną zadrą, ale jednak - tyle że niewiele miało ono wspólnego z urokliwą sympatią, popychającą dwoje ludzi do dzielenia się drobiazgami. Nigdy w życiu nie przyznałaby się do wciśniętego w serce kolca, poczucia żalu i tęsknoty za nieznanym, jakie miało jej już nie dotyczyć. Wzniosła wokół siebie wysoki mur i przysięgła, że nie rozbije go dla żadnego mężczyzny. Ci szczęśliwie swoim zachowaniem jej to ułatwiali.
- To co dla jednego jest prawdziwym rarytasem, dla innego będzie zwykłym, nic nieznaczącym bibelotem - odparła neutralnym tonem, choć musiała przyznać, że niedbały ton głosu czarodzieja zdołał ją rozbawić. - Skoro nie ma pan ich przy sobie, nie ma żadnej gwarancji, że w ogóle istnieją - zauważyła pragmatycznie, a na skaleczone serce spadł pewien cień nadziei. Byłoby miło, gdyby w tym podłym świecie istniały wciąż osoby, które słowem mogły świadczyć o swojej prawdomówności. W miejscu takim jak Pub pod Roztańczonym Czartem próżno takowych szukać. - Jeśli szuka pan szybkiego zarobku, polecam spróbować na Nokturnie. Tam z pewnością znajdzie się ktoś, kto z chęcią przyjmie błyskotki.
Odrzuciła swoje karty po przegranej partii. Innego wyniku się nie spodziewała. Nie zamierzała zabawić w tym lokalu długo, stracone w grze pieniądze marną były pociechą dla zmęczonego umysłu. Już miała odejść od stołu, kiedy zawahawszy się o jedno uderzenie serca za długo, zauważyła jak młody mężczyzna przejął talię. Od kiedy zwrócił na siebie jej uwagę, zerkała nań co rusz, domyślając się natury cwaniaczka. Dyskretne zastosowanie karcianych trików nie umknęło Fancourt. Ciemna brew znów drgnęła, tym razem w zwątpieniu czy aby na pewno chce jej się brać udział w grze z góry skazanej na porażkę. Upiła kolejny łyk, rozkoszując się palącym przełyk smakiem. Aż dziw brał, że w takich pubach w dalszym ciągu mieli dostęp do alkoholu, kiedy w sklepach bywało z tym różnie. Wolała się nie zastanawiać co w takim wypadku dolewają do butelek - póki działało, było dobrze.
- Gdzie te czasy, gdy w karty można było wygrać mapę prowadzącą do skarbu? - westchnęła od niechcenia, przekładając karty na ręce, by lepiej widzieć każdą z nich. Nigdy specjalnie nie interesowała się hazardem, ani tym bardziej nie wygrała wspomnianej mapy. Nie wzgardziłaby za to podobną zdobyczą, która zdecydowanie urozmaiciłaby codzienne życie. Gdyby miała czas, by się za takim skarbem uganiać, rzecz jasna. Jeszcze kilka lat temu za czasów szkolnych łudziła się, że kariera w Banku Gringotta przyniesie spełnienie marzeń - pogoń za nieznanym, poszukiwanie zagadkowych reliktów, magicznych artefaktów. Plan ten udało się częściowo zrealizować, wszystko musiała pokrzyżować ta nieszczęsna wojna. - W dzisiejszych czasach pieniądz znaczy coraz mniej. Grywa się już dla samej rozgrywki, ale gdzie w tym przyjemność, kiedy ze świecą szukać tych, co grają fair? - dodała nieco ściszonym tonem, choć dla mało spostrzegawczych aluzja nie była tak widoczna. Nie patrzyła już na swojego sąsiada, ciemny wzrok utkwiony był w kartach, wodził po nich bez większego zainteresowania. Skoro współgracz zdecydował się na oszustwo, nie było sensu już się nazbyt w tę partię angażować, a mimo wszystko ciekawiło ją co ma do zaoferowania. Czy wyłga się zgrabnie, a może pospiesznie wycofa?
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]30.10.22 0:13
Dziwnym było wierzyć w wyczytane w książkach historie. Stronił od marzycielstwa, nie sięgał w nierealistyczne wizje przyszłości, bo los i rzeczywistość były zbyt brutalne. W czasie smętnej walki o przetrwanie nikt poważnie nie myślał o skarbach i cudach. Te jedynie nawiedzać mogły w śnie lub na ćpuńskiej jawie. A jednak wciąż miał je z tyłu głowy. Irytująco świdrowały umysł, pobudzały apetyt, niejako przypominały o danej obietnicy. Gdzieś w głębi czuł chyba, że ma prawo w końcu w coś uwierzyć, i że nie będą to polityczne idee; gdzieś w głębi czuł, że musi coś udowodnić. Sobie i tym wszystkim niedowiarkom. Pewnie dlatego z każdym dniem szukał coraz to nowych faktów, uczył się o tym i o tamtym, w czasie gdy za oknem walił się kolejny budynek, a gdzieś na drugim końcu miasta ktoś tracił życie. Pewnie dlatego tak mocno zawierzał w coś, co zwykle nazwałby byle plotką czy hipotezą. Bo jak nie teraz to kiedy?
- Oczywistością jest, że perspektywy bywają w tej kwestii rozbieżne... - zaczął w niepodobnym sobie tonie, poniekąd na pewno specjalnie, coby nie odstraszyć jej swoją nazbyt prostą naturą. - Ale zapewniam panią, że nie nazwałbym tak byle bibelotu - dodał zaraz spokojnie, choć wewnętrznie trochę go ten zarzut obruszył. Chciał jej bowiem wcisnąć prawdziwe perły, zwinięte z wystawy nie byle jakiego jubilera! Wzięła go za ulicznego handlarza? Ci z Nokturnu oferowali co najwyżej tanie podróbki. Najwyraźniej nie miała oka do błyskotek, albo wizerunek kanciarza-pokerzysty odebrał mu wszelką autentyczność. - To akurat żaden argument. Zwłaszcza kiedy historia nie raz już udowodniła, że część zasłyszanych gdzieś mitów była prawdą - odparł z podobnym jej pragmatyzmem, choć bez zamiaru drążenia tematu. Sprawiała wrażenie niezainteresowanej, choć bajdurzyła z nim enigmatycznie o nienazwanym rarytasie. Jakby nie zaszczepił w niej choćby krzty ciekawości, już dawno ucięłaby tę dyskusję. Ostatni z kąśliwych komentarzy zignorował. Nie potrzebował jej gówno wartych rad. Zresztą cała ta gadka podniosła mu ciśnienie. Co mu w ogóle przyszło do głowy? Uparł się, jakby faktycznie mu zależało. I jakby było o co i o kogo walczyć. Co z niej z dama, skoro spijała teraz ohydny rum w otoczeniu szumowin w śmierdzącej spelunie? Już miała odchodzić, i dobrze, bo właśnie złapał w swoje sprytne rączki talię kart. Kątem oka upatrzył jednak, że została jeszcze przy stoliczku, pewnie żeby pobajdurzyć irytująco albo pociągnąć dalej nurtujący ją temat. Na retoryczne pytanie rzucone od niechcenia zareagował dyskretnym uśmieszkiem.
- Co pani z mapy, jeśli z góry nie wierzy się w skarb? - odparł, układając karty między palcami. W typowej dla siebie pozie cwaniaka zgrywał niezadowolonego z rozdania. W rzeczywistości już ostrzył sobie zęby na dorzucane przez przeciwników stawki. Sam dodał coś od siebie. Nim rozgrywka zdążyła porządnie się rozkręcić, sąsiadka znów marudziła. I to dość wymownie, jakby spostrzegła, że w czymś tu namieszał. - Raptem z tydzień temu stary Bernie postawił zużyte majtki, ponoć nie byle szlachcianki. Powinna się pani cieszyć, że dzisiaj jest o co walczyć, bo na stole leżą sakiewki z pieniędzmi zamiast starych gaci. Żałośnie jest oskarżać graczy o oszustwo... - rzucił tylko ostentacyjnie, doprowadziwszy rundę do końca. Tak jak przewidział, miał najwyższe karty, choć wcale nie tak szczęśliwe, co wyglądało raczej na zwycięstwo z przypadku niż skrzętnie zaplanowane szachrajstwo. W hazardzie trzeba znać umiar, więc jeszcze rozdanie czy dwa i zwija się z zarobkiem z domu. Przedtem wychyli jeszcze kieliszek tych szczyn i może zamówi miskę średnio zjadliwej zupy. Nie chciał dawać popisu umiejętności przed nieznajomą. Nie kiedy już odkryła naturę chłystka i cwaniaka. Kto wie, co jeszcze strzeli jej do głowy? Nie chciał ryzykować i nadstawiać ładnej mordy pod łapy wściekłych, domyślających się prawdy moczymord.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]07.11.22 12:23
Historia rządziła się swoimi prawami i w żadnym wypadku nie wątpiła w ziarnko prawdy wciśnięte gdzieś głęboko między mity. Lubiła wręcz wygrzebywać podobne ciekawostki, jakie doprowadzić ją mogły do odkrycia nieznanego, bądź poszukiwanego przez innych Graala. Śledztwo było nieodłączną częścią podróży, jaka zwykle wprowadzała Fancourt na wyższe obroty, gdy z fascynacją oddawała się poszukiwaniom. Własne prawa miały także uliczne przekupki, gotowe wymyślić dowolnie wyssaną z palca bajeczkę, byleby wcisnąć komuś oferowany okaz. Opowieści nie pozostawiały zbyt wiele do odkrycia, dawały wszystko na tacy, gasiły prawdziwy entuzjazm poszukiwacza.
- W przypadku historii w grę wchodzą liczne dokumentacje czy pogłoski, które mogą dać do myślenia i wzmocnić prawdziwość opowieści, przekonać - mówiła niewzruszonym tonem. Głęboko w poważaniu miała opinię czarodzieja na swój temat i tego, czy zdenerwowały go jej słowa. - Jeśli oferowane te perły miałyby coś wspólnego z przedstawionym przez pana opisem, nie próbowałby ich opchnąć pierwszej lepszej osobie, poznanej w barze o dość podłej renomie. - Wzruszyła ramionami, choć musiała przyznać, że zainteresowała go jego opowieść, jak i początkowa determinacja. Zwrócił się do niej z miną niezobowiązującej pogawędki, a przedstawił prawdziwy rarytas - czy to techniki wprawnego złodzieja i kanciarza? A może był w tym fachu nowy i nie potrafił jeszcze wyczuć do kogo i w jakim miejscu powinien się zwracać? Kiedy mężczyzna zajął się kartami, odniosła wrażenie, że to koniec dyskusji i już nic tu po niej. Zdecydowała się zostać - czy aby na pewno chodziło wyłącznie o karty, o możliwość wychylenia kolejnej szklaneczki podłego trunku? A może to kolejny próg na drodze do samoupodlenia, wybór przeciętnej jakości rozmówców w strachu przed pozostaniem samą? W domu czekała na nią cisza poprzetykana sprzeczkami z bratankiem o przyzywane duchy. W The Mulberry House nie mogła już czuć się jak u siebie, nieznośna matka doskonale wiedziała jak uprzykrzyć życie najstarszej córce.
Ciemna brew powędrowała ku górze na wzmiankę o rzuconych na stół majtek szlachcianki. Miała okazję obserwować je w naturalnym środowisku podczas uroczystości przy pomniku Cronusa Malfoya, jednak żadna z obecnych tam czarownic nie wydawała się być chętna do oddawania swojej bielizny.
- Ci, którzy nie wierzą w skarb, często po prostu oczekują ciekawej przygody. - Naraz przypomniała sobie sylwetkę marynarza, który za mieszek monet gotów był wiele zaryzykować. Chwytał wiatr w żagle i sięgał po okazje, jakie oferowały mu pewny profit. - Podczas ekspedycji rzadko kiedy wszyscy uczestnicy wierzą w powodzenie wyprawy. Zrzesza się osoby posiadające wiedzę, dla tych przeważnie liczy się sam stan skrytki bankowej. - Po przegranej odrzuciła karty, tym samym dając reszcie zebranych przy stoliku do zrozumienia, że pieniądze jej nie interesują.
- Uczestniczył pan kiedyś w wyprawie poszukiwania takiego skarbu? - Szczerze wątpiła, że kiedykolwiek wyściubił nos poza londyńskie okolice, po cichu trochę licząc na to, że ją zaskoczy. - Nie pogardziłabym możliwością ucieczki od tutejszego zgiełku. Od momentu wybuchu tej całej wojny, coraz mniej jest zleceń na dalekie podróże. Ludzie jakby wolą zachować wszystkie tajemnice dla siebie, czekając na dogodniejszy moment. A kiedy będzie lepszy moment, jeśli nie wtedy, kiedy inni pozostają w uśpieniu? - rzuciła już retorycznie, będąc przekonaną, że mężczyzna niewiele ma wspólnego z tym tematem, jak i nie wniesie nic nowego w kwestii posuchy.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]14.11.22 22:21
Nalegał, drążył, złośliwie kąsał, a przy tym liczył na byle wyraz zainteresowania. Zdawało mu się, czy na nowo pobudził drzemiące głęboko instynkty? Był w tym wszystkim dziwacznie zdeterminowany, jednocześnie nijak ocenić mógł, czy było o co i kogo walczyć. Z niezrozumiałego powodu właśnie ją upatrzył sobie spośród sąsiadujących hazardzistów; być może docenił w niej pragmatyczną asertywność, przez którą nie połasiła się na perły i jego banalny komplement. Być może jednak dojrzał w wygłodniałym przygody spojrzeniu chęć zawalczenia o coś więcej. Nawet jeśli w łagodnych rysach kobiecej twarzy nie krył się złodziejski dryg, w krwi wrzała motywacja, wiedza, doświadczenie. Musiał to wyczuć, w innym wypadku poprzestałby na durnej gadce podrzędnego handlarza, za którego się przecież nie uważał. A paradoksalnie nie chodziło mu po głowie nic więcej, niż wizja niczyjego szmalu, ukrytego gdzieś niedaleko; wojna rozkradła wszystkie biznesy, a na ulicy znaleźć można było co najwyżej zaplutego knuta czy nieaktualne wydanie propagandowej gazetki. Brakowało tej misji jakiejś patetycznej celowości, wartości wyższej od byle materializmu, ale sama akcja chyba tego nie wymagała. Scaletta swoimi pobudkami przytakiwał całej reszcie świata, doszczętnie zniszczonego marzeniami o bogactwie. Konsekwentnie i świadomie dołączał do nic nieznaczącej pogoni za brzęczącym remedium na wszystkie problemy, odrzuciwszy przy tym myśli o nienamacalnych cnotach. Bo przecież za garść miłości, sławy, uznania czy dobra nie kupi sobie tłustej zupy w podrzędnym barze.
- W rzeczy samej. Pierwszej lepszej osobie nie uchyliłbym choćby rąbka tajemnicy o tym, nad czym pracowałem przez ostatnie kilka miesięcy. Naiwnym jest wierzyć, że rzeczywiście byłem gotów to zrobić. - Trochę w tym było prawdy, trochę też blefu. Chciał chyba wyczuć grunt tej zmierzającej donikąd dyskusji, zupełnie jakby spisał ją już na straty. Ale czy gdyby tak faktycznie było, bajdurzyłby dalej o wciąż nienazwanym rarytasie? Szybko jednak skupienie przeniósł na talię; nieprzejęty niepowodzeniem robił sobie dobrze, bezwstydnie kantując starych marynarzy. Jak dotąd mało kto zdolny był połapać się w jego szachrajstwach, ona jednak je przyuważyła, albo szukała właśnie wymówki do marnej zaczepki, którą zgrabnie uciszył gadką o zużytych gaciach. Wielka szkoda, że nie spamiętał nazwiska wielkiego rodu, bo anegdota wybrzmiewała wcale nie tak najgorzej. Jedni się poruszyli, inni wyszczerzyli zęby w szczerbatym uśmiechu. Dla niego liczyło się to, że kawałek bielizny oddalił zagrażające mu oskarżenia. Po zwycięskim rozdaniu przywołał do siebie niebrzydką kelnerkę, poprosił o kieliszeczek tego samego sikacza. Miał czym zapłacić, tak też szastał wygraną na cienki bimber. Zaraz jednak usłyszał obok znajomy już głos.
- Cóż, można tak powiedzieć... - Gówno prawda. Jak podejrzewała, rzadko wyściubiał nos poza Londyn. Raz szukał w Anglii innego krętacza. Z dawną przyjaciółką, którą cholera wie, gdzie teraz wcięło. Przy innej okazji wyjechał na nie lada popijawę. To jest, potrzebował wyrwać się z hermetycznego środowiska, a w losowej spelunie na drugim końcu kraju spotkał kumpla. Czasem zdarzyło mu się odwiedzić znajomą lub kochankę, co to mieszkały niedaleko stolicy. Od dzieciaka marzył jeszcze o wyjeździe do Włoch, ale poprzestał na sennych odwiedzinach. O jakich wyprawach więc gadał? Pewnie wygodnie było mu podpiąć pod to wypady na rum, napad na jubilera czy przetrzepywanie ruin. To ostatnie nawet pasowało do podróży, o której przed chwilą mówiła.
Retoryczna wypowiedź kobiety zdradziła zainteresowanie. Kieliszek z trunkiem złapał między palce, wstając od stolika hazardzistów wypił podłą zawartość, wskazując dyskretniejsze miejsce do rozmowy, w zacienionym kącie nędznej meliny. Wygrzebując z kieszeni cudem znalezionego niedawno papierosa, zaczął z entuzjazmem:
- Wie pani coś o mugolskiej historii? Jak się okazuje, skrywa wiele tajemnic i, jak mniemam, również skarbów... - Odpalił fajkę, bacznie przypatrując się mimice siedzącej naprzeciwko kobiety. - Byłbym gotów zawrzeć z panią w tej sprawie stosowną umowę. A potem, bazując na tym, co zdołałem znaleźć, wyruszylibyśmy na wyprawę, żeby tych domniemanych skarbów szukać. - Wierzyła mu? W bogactwa i jego zaskakującą uczciwość?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]24.11.22 12:41
Jak wiele z wypowiadanych przez siebie ust nieznajomy zdradzał w szczerości, ile zaś miało okazać się kłamstwem? Ze złośliwcami często miała do czynienia, sama należała też do tego zaszczytnego grona, poszukiwała przytyku, jakim można byłoby ubarwić konwersację. Czy to dlatego zwykła trzymać innych na dystans, rzadko kiedy pozwalając sobie na bliskie znajomości, o przyjaźniach nie wspominając? Wizyta w pubie nie miała w założeniach być okazją do poszukiwania kolegów. Ostatnim, czego w życiu potrzebowała, to kolejni ludzie, zwodniczy i irytujący, będący rozczarowaniem wywołującym ciężkie westchnienie oraz kręcenie głową z politowaniem.
- Słusznie. Nigdy nie wiadomo z kim ma się do czynienia. - Skinęła głową na te próby usprawiedliwienia dystansu i tajemniczości. Skoro odwiedzał głównie miejsca takie, jak to, nic dziwnego, że wolał się zabezpieczyć, nikomu nie ufać, na każdego spoglądać pod kątem potencjalnej ofiary. Mądre było to z jego strony, widać w fachu nie jest od dziś, a próba opchnięcia biżuterii to jedna z zagrywek, jakie trzyma w rękawie. Czym jeszcze ją dzisiaj uraczy?
Aż zdziwiła się własnej odpowiedzi, gdy pokręciła głową do kelnerki, kiedy ta zbierała zamówienia. Może i gardło drapało uporczywie, wołając tęsknie o odrobinę alkoholu, lecz wychylone kieliszki tutejszej ognistej pozostawiały wiele do życzenia. Jeszcze nazajutrz obudzi się z niestrawnością. Czuła na sobie spojrzenia pozostawionych przy stole graczy, w których głowach z pewnością snuły się już domysły i niewybredne komentarze odnośnie powodów, dla których tych dwoje zdecydowali się opuścić towarzystwo i udać w bardziej ustronne miejsce. Zamiast negować, prostować czy usprawiedliwiać, Claire podniosła się z miejsca i nie oglądając przez ramię dołączyła do nieznajomego przy stoliku na uboczu.
Zaskoczył ją swoją nagłą szczerością. Może było to tylko kolejne zmyślne kłamstwo, kiedy podłapał, jak bardzo zależy jej na wyrwaniu się z marazmu, nudnej codzienności, na pogoni za wizją skarbu, który mógł wcale nie istnieć? Nagła zmiana w podejściu i bijący od niego entuzjazm sprawił, że zdecydowała się nie wycofywać, a dowiedzieć czegoś więcej o tym, nad czym nieznajomy hazardzista pochylał się przez ostatnie miesiące.
- I tu mnie pan ma… - zacmokała z niezadowoleniem, przyznając się do słabości. - Niewiele mi wiadomo o mugolach, o ich historii nie wspominając. Do momentu, kiedy ich opowieści zazębiają się z czarodziejskimi. - Choć życie mugoli pozostawało dla niej zagadką, niejednokrotnie okazywało się, że tajemnice czarodziejów wnikały do świata zwykłych ludzi, które ci musieli w przystępny dla siebie sposób wytłumaczyć. Skąd kamienne kręgi? Egipskie piramidy? Zatopione miasta? Każdy z grobowców, jaki mugole mieli okazję zupełnym przypadkiem odkryć, nosiły dodatkowe nazwy oraz wymyślne deskrypcje, rzadko kiedy mające jakikolwiek związek z rzeczywistością. Czy mieli oni jednak swoje własne skarby? - To dość niecodzienna propozycja - zauważyła, nieco wyżej unosząc kącik ust, by zaraz zerknąć z ukosa na opuszczonych przed momentem graczy. - Jaką mam gwarancję, że nie będzie mnie pan kantować tak, jak tamtych? - Żadnej - czy to była przeszkoda nie do obejścia? Zwykle niechętnie sięgała po rozwiązania, w których nie miała pewności, a przynajmniej wysoko oszacowanego prawdopodobieństwa pomyślności zadania, zwyczajnie nie chcąc marnować czasu na coś, czemu nie wróżono świetlanej przyszłości. Dziś popychana była nudą oraz zmęczeniem codziennością, jakiej brakowało barw. Poza smętnymi szarościami próżno w niej szukać atrakcji, lecz o tym nowy towarzysz nie musiał jeszcze wiedzieć. - Jakież to skarby posiadają mugole? Czy nie zostało im już wszystko odebrane? Nie trafiło do prawowitych właścicieli? - Bogactwa mugoli pochodziły najpewniej z twórczości czarodziei, jakich obrabowali i spalili na stosach te setki lat wcześniej. Czy teraźniejsza wojna, opierająca się na rzekomym odzyskaniu wolności, nie obejmuje także odbierania interesującego go mienia?
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]27.11.22 23:43
Mugolska historia zdradzała wiele nieodkrytych tajemnic. Natrafił na nie zupełnie przypadkiem; czytając bzdurną powieść obyczajową dowiedział się o kawałku wspomnień sprzed dziesięciu wieków. Naiwnym było zawierzać fabularyzowanej opowiastce, a w tych czasach niełatwo było oddzielić prawdę od fikcji. Ale determinacja pchała go do przodu: pomiędzy regałami wybrakowanej biblioteki wynajdywał tytuły stanowiące faktograficzną dokumentację, a skrzętnie ukiszone na dnie szuflady pieniądze wydawał w ciemno na pisemka o byle nawiązaniu. Tak ciągle czytał, zestawiał i dziwacznie zawierzał, że wysnuta hipoteza może okazać się faktem. Nie miał doświadczenia w takim podróżowaniu, rzadko zresztą w ogóle wyściubiał nos poza granice śmierdzącej stolicy, a pomimo zaskakującej wiary i pewności siebie, obawiał się o powodzenie tej wyprawy. Bał się o stracone pieniądze i czas, ale najbardziej chyba o zdewastowane ego. Rozglądał się w poszukiwaniu ekspertów, ludzi doświadczonych albo gotowych wspólnie podjąć to ryzyko. Gadka o kradzionych perłach zaprowadziła go z nieznajomą w kąt podłej meliny, gdzie właśnie zaoferować jej miał życiowy układ. Szczerze chciał mieć nadzieję na to, że sprzedaż odnalezionego skarbu pozwoliłaby mu wyjechać. Choćby do Włoch, gdzie na początku zatrzymałby się u mugolskiej rodziny ze strony ojca, a potem znalazłby coś swojego. Kupiłby niewielki domek na prowincji i hektar jałowego pola, na którym zasadziłby mandarynki albo winorośle. Dzień w dzień tyrałby w pełnym słońcu, wieczorami dogorywałby zmęczony w skromnym domku na wzgórzu, ale nareszcie miałby coś swojego i zyskałby poczucie celowości, z zachowaniem tak upragnionej wolności. Nareszcie bezwstydnie mógłby spoglądać na swoje odbicie w lustrze, wiedząc że nie ma na sumieniu żadnego bogatego skurwysyna ani biedniejszego pechowca. Czy kogokolwiek, komu się akurat nie poszczęściło i kto padł ofiarą jego egoistycznego cwaniactwa. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Że będzie tak mógł przez całe życie? Że nigdy nie zachce mu się być uczciwym i odpowiedzialnym? Chyba nie był jeszcze tak wewnętrznie zdegradowany. Chyba jeszcze ostały się w nim jakieś cząstki serca, co to odzywały się coraz częściej. Znajome i pocieszne twarze portu zniknęły, przyjaciele - zdaje się - że doszczętnie przepadli, a on został, sam jak palec, nadal biedny i wciąż wkurwiony. Nie miał tu już czego szukać, nie miał za czym, ani za kim, tęsknić.
- Przed dwunastoma, dziesięcioma wiekami na terenach dzisiejszej Skandynawii istniało społeczeństwo, które postanowiło podbijać nowe tereny... Tak dotarli do wybrzeży Anglii, gdzie po licznych wojnach i rozejmach próbowali się osiedlać - zaczął, jeszcze nieco enigmatycznie, choć jego opowieść nabrać miała rozpędu. - Uważam, że pozostawili po sobie wiele pamiątek, z pewnością cennych dla historyków albo fanatyków tematu - kontynuował entuzjastycznie, choć czujnym okiem obserwował też reakcje swojej rozmówczyni. Zaraz jednak podkreślała już, że propozycja jest niecodzienna, a po popisie złodziejskich umiejętności przy hazardowym stoliczku ciężko będzie o zaufanie.
- Karcianymi sztuczkami zarabiam jedynie na obiad i co najwyżej ryzykuję złamanym nosem. Przy wyższej stawce nie odważyłbym się nawet kiwnąć palcem - przyznał ze szczerością, ale i ten argument mógł do niej nie trafić. Rozumiał to, w końcu ciężko było zawierzyć obietnicom ulicznego chłystka, który mógł wbić nóż w plecy przy każdej lepszej okazji. W rzeczywistości wyjątkowo cenił sobie lojalność i nie miał w zwyczaju postępować wbrew danemu słowu. Ale już w jej gestii leżało, czy chciała mu ufać. Uśmiech zdradzał naturę krętacza, ale oczy mówiły co innego. Być może to miałoby ją przekonać?
- Sądzę, że tematu wikingów nikt nigdy dobrze nie zgłębił. Możemy trafić na mityczny oręż jednego z najbardziej znanych wojowników, na legendarny kamień słoneczny, którego używali na morzu jak kompasu, albo na złupiony, angielskim albo francuskim, chrześcijanom dobytek. Opcji jest wiele, ale najważniejsze, że wiem, gdzie tego szukać.
Wchodzisz w to?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]28.11.22 14:32
Choć w pierwszej chwili nachyliła się ponad stołem, by uważnie słuchać nieznajomego, już po chwili usadowiła się wygodniej i oparła na krześle, zakładając jedną nogę na drugą. Sądziła, że oszczędzi jej przydługich wstępów, nawet jeśli pozował na bajarza. Kiedy tak wymieniał kolejne potencjalne skarby, słuchała ich z tylko pozornym zainteresowaniem. Dobytek chrześcijan? Kamień słoneczny? Skarbów po odkrywcach ze Skandynawii znaleziono już wiele, lecz nic nie przekreślało szansy na znalezienie kolejnych łupów. Czytała o nich w podręcznikach, jak i dziennikach podróżników, do jakich sięgała w ramach inspiracji czy też poszukując wskazówek dotyczących prowadzonych przez siebie spraw. Ich wpływy widoczne były zresztą nie tylko na terenach Wysp Brytyjskich, ale i reszcie Europy, gdzie miała okazję bywać w kwestiach służbowych. Wytoczony przecież szlak handlowy ciągnący się od Skandynawii do Konstantynopola pełen był zarówno zatopionych skarbów, co i umieszczanych w pewnej odległości od brzegu grobowców. Niektóre splądrowane i zhańbione, inne czekające wciąż odkrycia. Niewielu badaczy ma co prawda okazję, by oznajmić, iż jego wyprawa okazała się udana, że wracają z informacjami, wnioskami, a nawet samymi wykopanymi z dna okazami. Fancourt szczęśliwie mogła się nazywać jednym z nich, gdy wypinając dumnie pierś elaborowała o przebytych przygodach, w głębi serca nadal czując potrzebę podróży. Nie, nie tylko podróży, a udowodnienia sobie oraz innym własnej wartości.
Już chciała machnąć lekceważąco ręką, oburzając się, że ciągnie ją po ciemnych zaułkach tylko po to, by mydlić oczy i mamić słodkimi słówkami oraz pięknymi wizjami, u jakich trudno o spełnienie. A mimo to ostatnie słowa mężczyzny zadziałały niczym czarodziejskie zaklęcie, na powrót zdobywając zainteresowanie Claire, która wyprostowała się nieznacznie, osadzając już skupione spojrzenie na twarzy nieznajomego.
- Ciekawe… - mruknęła po chwili dłuższego zastanowienia. Błysnęła szansa w brązie kobiecego spojrzenia. Jak wiele mogła stracić, decydując się na takie ryzyko? Pozycja w Gringocie nie była najmocniejsza, a jednak na przestrzeni lat udowodniła zarówno swoją pracowitość, jak i lojalność wobec pieniądza. Nigdy nie ukrywała chęci poszerzania wiedzy, a kolejny odrzucony wniosek na ekspedycję dodatkowo wzmógł chęć działania na własną rękę. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nauczyła się, że nawet niespecjalnie rozglądając się i szukając okazji do zarobku, jest w stanie zdobyć kilka intratnych zleceń. Co gdyby zaczęła ich celowo szukać? Zabębniła palcami o blat stołu, bardziej dla przedłużenia chwili niepewności, niż rzeczywistego zastanowienia. - Wprowadź mnie w szczegóły, a zobaczymy, co da się z tym zrobić. - Słowa te miały nie obiecywać wiele, nie dawać złudnej nadziei, ale w głębi serca wiedziała, że już przepadła.
Podniosła się z miejsca, czując że dotarli wreszcie do momentu, w którym oboje w miarę szczerze zdradzili swoje plany oraz oczekiwania. Co do konkretów, na nie przyjdzie jeszcze czas.
- Napisz do mnie, spotkamy się w jakimś… bardziej przyzwoitym miejscu. - Teatralnie obrzuciła wzrokiem wnętrze Pubu pod Roztańczonym Czartem. Mogłaby polubić takie miejsca, gdyby tylko podawali nadający się do picia alkohol. Wysunęła z bocznej kieszeni torby wizytówkę i podsunęła ją czarodziejowi. - Byle w miarę szybko. Nie chcemy, by ktoś nam coś zwinął sprzed nosa. - Narzuciła na siebie płaszcz i już miała opuścić lokal, kiedy ponownie sięgnęła do kieszeni, tym razem zostawiając na blacie kilka monet. - A tu masz na obiad. Niech cię nie złapią przed wyjazdem - mruknęła sarkastycznie, bo nie było w niej ani odrobiny dobroci serca. Jeszcze tego brakowało, by jakiś oburzony i ograny w karty jegomość pozbawił go żywota. Tymi słowy pożegnała się z mężczyzną, posyłając mu ostatnie porozumiewawcze spojrzenie, upewniając się, że zapamięta jego twarz. Czy stanie się jej przepustką do większego świata?

| zt x2
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]19.05.24 20:32
18 listopada 1958 r.

Zimne wiatry wdzierały się do rydwaniej sypialni, muskając nieznośnie nagie ramiona. Potarta listopadowym chłodem skóra reagowała, lecz ja wstrzymałam ciało, nim zdołało poddać się spodziewanemu drżeniu. Skoncentrowana na zadaniu, od długiego już czasu topiłam własną postać w lustrzanej tafli, debatując bezgłośnie na temat zastanego po drugiej stronie oblicza. Mnie samej. Mnie powoli pokrywającej sylwetkę aksamitnym materiałem, milszym od wszystkiego, co zwykłam dotąd odziewać. Mnie wyzbytą zapachów mokrych gałęzi czy martwej zwierzyny, ale za to skroploną przyjemną, choć intensywną wonią wydobytego z dna najgłębszej szuflady czarującego pachnidła. Mnie przysłoniętą drobinami pudru i obrysowaną nęcącą linią czerwonej pomadki. Mnie elegancką i nie wiadomo, czy bardziej tym wzburzoną czy może… uskrzydloną.
Zapięcie ostatniego guzika sukienki zdawało się wieńczyć nudne przygotowania, którym miałam się tego dnia poddać – z jakąż udręką. Lśniące lekko brązowe fale opatuliły wejrzenie, w którym z początku wcale nie mogłam dopatrzeć samej siebie. To nie był pierwszy raz, gdy czar i wykwintność zdobiły posturę, lecz zazwyczaj to wyjątkowa okoliczność niebędąca w pełni moim wyborem nakazywała właściwą prezencję. Dopasowywałam się wtedy posłusznie, szanując potrzebę odpowiedniej obecności. Tym razem inicjatywa była nasza. Wraz z nadejściem jesieni zamiast usypiać, odżywałam, czując znaczący napływ sił, gdy upiorne słońce na dobre się pochowało. Z większą przychylnością zaczęłam stopniowo spoglądać na brytyjską ziemię, łaknąc z dnia na dzień tylko mocniej ciemności i mrozu. W powietrzu wznosił się zapach przejęcia i słabo rozpoznanego oczekiwania. Dziewczyna tuż przede mną wydawała się pełna uroku i zarazem niepokojąca. Krwista tkanina subtelnie wiła się po ciele, krojem nie przypominając wcale strojów, które zazwyczaj nosiłam. To jej wina. To ona zainspirowała niby szatański blask, lawirując czerwienią i czernią. Wcale jednak nie przemieniając, lecz wydobywając na powierzchnie wszystko to, co bywało dotąd głęboko skryte lub zakamuflowane za bardzo. Aż do dzisiaj, gdy piękno naprawdę ukazywało się w zwierciadle, a ja wreszcie musiałam przestać się temu dziwić i zaakceptować, że to ja. Wciąż ja. A może wreszcie ja? Nie bez zaskoczenia przyjmowałam fakt, że materiał wcale nie gryzł i nie łaskotał, a diabelskie pończochy jakoś w końcu pogodziły się z moimi nogami. Przetrwać musiałam jeszcze tylko te pantofle. A potem zachęcić przeklętego ducha samej siebie, że to wcale nie jest głupi pomysł.
Promień światła wypadł z londyńskiej latarni i zatonął w srebrzystej niedźwiedziej broszy umocowanej na płaszczu, jak ten anielski stróż. Choć z pewnością bardziej drapieżny. Mknęłyśmy wspólnie do bram roztańczonego lokalu jak dwie sprzeczne istoty. Ona łagodna i jaśniejąca pośrodku popołudniowych mroków, a ja zlewające się w ciemności, mrugająca tylko czasem lśniącym skrawkiem biżuterii. Po drodze starałam się zgubić całą nieswojość i tego wieczoru uwolnić, skoro udało nam się stworzyć tak nietuzinkową oprawę. – Nie ma ich – zauważyłam już z daleka, czujnym okiem traktując wrota lokalu. – Wejdźmy do środka – zdecydowałam od razu i popchnęłam masywne drzwi, puszczając towarzyszkę pierwszą, a przy tym ostatni raz rzucając jeszcze spojrzenie na uliczkę. Sprawnie pozbyłyśmy się płaszczy i dotarłyśmy do zarezerwowanej loży. Muzyka czarowała gości, przykrywając nieco ciągnące się od kąta do kąta rozmówki. W oczekiwaniu skrzętnie porządkowałam myśli i gniotłam wszelką wątpliwość, pragnąc tego wieczoru naprawdę przychylniej spojrzeć na świat, na Anglię i rzadką dla mnie w takiej formule rozrywkę. Obróciłam głowę w stronę urokliwej Vesny, jednocześnie nieco nerwowo pociągając w górę fragment sukienki na dekolcie. Bułgarka wyglądała nieziemsko.
Ja byłam diabłem, a ona była...
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]19.05.24 21:39
… aniołem skazanym na ziemską tułaczkę.
Gorset, jak oddech śmiechu wciśnięty w krystaliczne tony, delikatnie objął jej kształty, wydobywając z nich ukryte smaki i tajemnice. Wstrzymywał pewność oddechy, acz nie blokował zdatnie ruchów. Postawiła zmuszenie na katorżniczy akcent, którego nie przyjęłaby na swój piedestał z łatwością. Jednak dzisiejsza noc nosiła w sobie zapach intrygi i słodkiego grzechu, a ona była gotowa przemienić się w instrument tego misterium. Jej wargi delikatnie drżały, malowane różem, a kiedy ostatnia pętla gorsetu została naciągnięta przez pomocną dłoni matczynych, wydobyła ciche westchnienie, jak oddech opowieści, który czekał na swój finał. Poszukiwania kreacji doprowadziły ją do wyrafinowanej harmonii między sztywnymi angielskimi ramami a delikatną wytwornością. Kwiecisty fiolet kwiatów wplatał się w biel subtelnego materiału, tworząc kompozycję, która rozświetlała piękno obojczyków, jakby życzliwie osłabiając ich blask. Koronkowa biel, misternie wpleciona w ostatki czasu, podkreślała nie tylko jej wdzięk, lecz również subtelność, która istniała pod powierzchnią, ukryta przed niepoznaniem. Wpatrywała się w swój odbitą w lustrze postać, emanującą nieuchwytnym urokiem, jakby jej obraz stanowił most między światami. Suknia, choć wydawała się wytworem ziemskiej rzeczywistości, miała w sobie coś niezwykłego, coś z innej sfery. W jej spojrzeniu było coś tajemniczego, jakby ukryta w głębi oczu wciąż tęskniła za miejscem, które może nigdy nie istniało. Kwiat wetknięty w splot włosów z tyłu, jak odległa pamiątka z dalekich podróży, dodawały kompozycji jej wyśnionego charakteru. Wyciągnęła sugestywnie nogę, ratując z potrzasku materiału halki. Wycięcie nie jawiło od razu swej obecności, pokazując piękno pończochy przy drobnym ruchu. Lubieżny uśmiech ukazał się między wolnymi kosmykami włosów, utrzymując pozory anielskiej niewinności.
Ubrana w jasny płaszcz, który otulał ją jak promień nadziei w mroku, czuła się pewnie. Niebezpieczeństwo nie wydawało się już tak przytłaczające, gdy miała obok siebie brata, który, choć czasem potrafił być jak burza, teraz był jak spokojny przystań. Był, nim zniknął gdzieś w odmętach ich wspólnej podróży do umówionego miejsca. Kątem oka spoglądała na piękne oblicze towarzyszki, jeszcze nigdy nie mając możliwości obserwacji jej w takim wydaniu. Była piękna, kusząca swą dziką naturą przodków. Z siłą własnego charakteru, mogła pokonać każdego. Zjednać do swych stóp najbardziej upartych mężczyzn, kryjących się w niewiadomym miejscu.
- Mężczyźni kierują się własnymi zasadami - nie zawiedź mnie, braciszku. Pomknęła spojrzeniem pośród ciemności okolicy, nie dostrzegając znajomych twarzy. Zbyt wiele dzisiejszego dnia miała z nim utarczek, by spokojnie móc wymieniać z nim pojedyncze słowa. - Jeśli zawini, policzę się z nim w przypływie złości - szepnęła w norweskiej mowie, rozglądając się po nieznanym miejscu. Melodia delikatnie unosząca się w powietrzu sprawiała, że atmosfera stawała się jeszcze bardziej magiczna. Subtelne dźwięki łagodziły wszelkie napięcia, sprawiając, że nawet najmniejsze ruchy stawały się harmonijnym tańcem. Ich miejsce schronienia było oazą spokoju, gdzie mogli rozmawiać swobodnie, nie obawiając się ocen czy wyśmiewania. Spojrzała na swoją towarzyszkę i dostrzegła ulotny cień niepewności, który przemknął przez jej postać, jak chmura na niebie, która szybko zniknęła, pozostawiając spokój. - Powalisz ich na kolana, jesteś piękna...


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Pub pod Roztańczonym Czartem - Page 12 A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2 https://www.morsmordre.net/t12541-vesna-krum#386987
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]20.05.24 0:15
Zastana na wielkim Zachodzie codzienność zdawała się na stałe przywrzeć do pleców, wraz z bielą koszuli, ciasną obręczą krawatu lub muchy wokół szyi, spójną czernią garniturowego zestawu; włosy ułożone w staranności chwili, wokół pobudzająca zmysły aura żywicznej wonności, wreszcie — nieopisane wrażenie bijącej odeń świeżości, może nawet swoistego zadowolenia, choć tutejsza, listopadowa szarówka nijak korespondowała z ostatkami kalifornijskiego słońca, zaznanego na końcowych dni kilka przed absorbującym powrotem do domu. Jego ślady były najpewniej zbyt słabe, by osadzić się głębią opalenizny na jasnej skórze męskiej twarzy, ale sama obecność działała nań jakimś kojącym wyrazem. Wypoczął, niewątpliwie, od niefortunnych reminiscencji brytyjskiej katastrofy, od nieudanych planów mniejszych i większych, od konfliktów pozostawionych już ostatecznością w geście pojednania. Entuzjazm mimowolnie rysował się więc w kantach, zwykle ponuro posągowego, oblicza, wnosząc w jego koloryt nieco odżywczej młodości; ramiona zaś zdawały się znaleźć w swym usposobieniu nieco więcej dynamiczności, nawet jeśli wyuczony dryg prostej postawy wciąż usztywniał je w zwartej formie. Wyzwolona mentalność kapitalistycznej potęgi przyjemnie zaczepiała o struny wybujałego ego, ale przy tym nie fałszowała zanadto, wygrywając znośną dla świadomości melodię o wolności. Jej właśnie, na nowo, zarazem po staremu, zasmakował z dala od szponów zastygłych w lokalnym eterze oczekiwań; wróciwszy do jego restrykcyjnych ram, nie zdążył jeszcze przesadnie spochmurnieć od wizji postępującej dyskretnie indoktrynacji. Wpisane w krwioobieg przyzwyczajenia wrzały zatem ciągle, choć z mniejszą intensywnością; doraźnie zawisł pomiędzy jawą a snem, w znaczniejszej części czerpiąc dalej garściami z obfitego zbiorowiska dopiero co minionych wspomnień. Wybrednemu towarzystwu przyszło więc dziś podziwiać nie woskową figurkę, odlaną starannie na wzór cudzych żądań, lecz elastyczniejszą znacznie w swych ruchach pacynkę, wprawdzie daleką zupełnej niewinności, ale złagodzonej jakby w zakresie swoich knowań. Ich nie mógł się jednak wyzbyć całkowicie, czymże byłoby wszakże to spotkanie, jeśli nie uwikłałby w jego ramy jakiejś banalnej celowości? Zasłyszane w nietrzeźwości konstatacje ze strony dawnego przyjaciela wyryły się w pamięci ewidentną rysą; na tyle głęboką, na tyle wyrazistą, by w prostym spotkaniu czworga imigrantów upatrzył okazję. Do obserwacji, do prowokacji, najpewniej też do szczerej, prostolinijnie wręcz, celebracji potencjalnego sukcesu, który zaległ w powietrzu świadectwem niewiadomej. Znając bliżej ich temperamenty, jej zwłaszcza, nienachalnie chciał wnieść pomoc tam, gdzie mogła ona być bezsprzecznie konieczna. A przy tym, przy tym nie zamierzał ukrywać chęci do zupełnie niezobowiązującej adoracji współwystępującej w założeniach siostry; było to swoiście wpisane w jego istnienie, jakoś nienormalnie chyba ulokowane w sednie jestestwa niepoprzestającego nigdy amanta. Jej dorosłą urodę, choć ocenioną w mglistym spojrzeniu kierowanym gorączką, doceniał niemo już przy pierwszej okazji, choć szczególnie chwytliwą dla jego — no właśnie, przecież nie serca? — ducha okazała się niemierzalna przysługa. Mogłaby zażyczyć sobie w zamian absolutnie wszystkiego, tak przynajmniej zapewniał ją w wyrazach wdzięczności; miast tego wybrała wówczas skromne tłumaczenia, jak mu się zdawało typowe dla uzdrowiciela, nijak jednak niesatysfakcjonujące jego żądne spłaty przyzwyczajenia. Być może teraz właśnie, w toku leniwego tańca albo swobodnej rozmówki, zaszczyci go w końcu stosownym konkretem.
Vesno, Varyo — rzekł inicjująco, w bezgłosym podziwie omiatając spojrzeniem to jedną, to drugą, by w końcu kolejno, gestem dobrze mu znanej kurtuazji, powitać obydwie drobnym muśnięciem grzbietów dłoni. Zaraz porzucał też ciężar płaszcza i zasiadał w wygodzie prywatnej loży, wzrokiem lustrując tarczę swojego nieco wysłużonego zegarka. — Nasza ostatnia księżniczka jak zwykle się spóźnia... — rzucił żartobliwie, w norweskiej mowie, by do tego dodać zaraz, tonem lekkim, acz poważnym, nieskomplikowany w wyrazie komplement: — Pomimo starań nie sądzę jednak, by przyćmił którąkolwiek z was... Przyjdzie mu wrócić do domu nienasyconym.Oby nie rozgoryczonym, chciałoby się dodać w potoku nasuwających się na myśl napięć, ale krótkie bodaj wejrzenie w postać, zwykle marudnej i dalekiej zaangażowaniu, tej starszej Rosjanki po części uspokoiło pesymistyczny układ jego przypuszczeń. Postarała się, dla niego czy dla samej siebie, nie miało tu większego znaczenia; czy to jednak miało wystarczyć kiełkującej nadzieją relacji?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]20.05.24 15:25
Na bóstwa wszelakie, ukryte między stronicami skandynawskich sag; w co dał się wtrynić? Rozmyślał, czy to był błąd - dawać się uwieść słodyczy uśmiechu własnej siostry. Spojrzenie jak misterna pułapka, w którą zaplątały się jego myśli i emocje. Wczorajsze popołudnie przypominało starannie wyreżyserowaną scenę, gdzie on był jedynie aktorem w jej grze. Nadciągnęła z torbą, skrywającą tajemnice, których nie był w stanie zgłębić. Nie mógł oprzeć się jej urokowi, niezależnie od tego, jak bardzo próbował zachować dystans. Pogrążył się w rozkoszy jej obecności, ślepia jego serca otwarte na jej słodkie manipulacje. Teraz gdy refleksja ogarnęła go po fakcie, zdawał sobie sprawę, że padł ofiarą kobiecych intryg. Czy to było na pewno źle? Czy nie było w tym trochę magii, trochę czarów, które sprawiły, że świat stał się bardziej fascynujący? Może czasami warto dać się ponieść niepewności i odkryć, dokąd prowadzi ta tajemnicza droga. Decyzja oddania się tajemnicy wydawała się momentem przełomowym, choć wywoływała mieszane uczucia. Ostatnie pociągnięcie brzytwy na skórze było jak symboliczne otwarcie nowego rozdziału w jego życiu. Gładka skóra na boku skroni odsłaniała nowe możliwości, nową tożsamość, która miała być teraz ujawniona światu. W momencie dotknięcia własnego nowego wyglądu poczuł się inaczej. Utracił uporczywość skomplikowanych fryzur na rzecz prostszych, bardziej praktycznych włosów. Było to symboliczne uwolnienie się od przeszłości, od obciążających zawiłości. Teraz gdy był gotowy na kolejny etap swojej podróży, zastanawiał się, czy spotka ją tam, gdzie miała się pojawić. Czy to właśnie ona będzie tym, którego spotka w nowej postaci, gotowego na nowe wyzwania i możliwości?
Spacerując przez mroczne uliczki, z każdym krokiem odczuwał coraz większy dyskomfort. Koszula, która jeszcze niedawno wydawała się mu wygodna, teraz stawała się jakby zbyt ciasna, dusząc go w swoich chwytach. Nie był pewien, czy jego decyzja o otwartej spowiedzi była słuszna. Czy nie popełnił błędu, wydając na jaw swoje wewnętrzne rozterki? Od tamtego spotkania z bułgarskim druhem, kiedy to złożyli sobie dłonie w geście zgody, czuł się spokojniejszy. To wydarzenie ocaliło go od ciężaru wojennego topora, który przez lata nad nim ciążył. Postanowił podzielić się swoimi uczuciami, wiedząc, że musi pogodzić się z przeszłością, zbudować na nowo to, co stracił w wyniku dziecięcych błędów. W swej spowiedzi przyznał się do sytuacji, gdzie stracił nad sobą kontrolę, gdzie emocje wzięły górę nad rozumem. Otworzył się na nieznane uczucia, które niegdyś kierował w stronę innej osoby. Czy to było dobre posunięcie, czy może kolejny krok w nieznane? Tego jeszcze nie wiedział. Nie chciał odczuć negatywów, znając charakter tego drugiego. Kierując swoje kroki w stronę przybytku, nie mógł przestać rozmyślać o tym, co czekało go za drzwiami. Z każdym krokiem robił starania, by utrzymać spokój i opanowanie, choć jego serce biło szybciej niż zwykle. Ostrożnie przesunął dłonią po włosach, poprawiając swą czarną marynarkę, której pochodzenie zaskakiwało go. Skąd właściwie ją wzięła? Gdy wchodził w świat, który omijał przez tak długi czas, jedno myśl krążyła mu w głowie: czy ona też myślała o nich? O wspólnym czasie, który pozostawił w nich trwałe ślady? Te pytania przyćmiły nieco jego spokój, ale wciąż kroczył naprzód, gotowy na to, co przyniesie ta spotkanie.
- Przepraszam za karygodne spóźnienie - powiedział, zatrzymując się tuż po przekroczeniu miejsca ich swoistej schadzki. Omiótł wzrokiem każdego z nich, wolno i spokojnie. Widząc swą młodszą wersję z istnym diabłem po swej prawicy, skrzywił się nieznacznie. Szatańska pożoga niech go pochłonie, dzisiaj coś znacznie się wydarzy? - Vesno - skinął głową w kierunku najmłodszej z grona, kierując swe kroki ku tej jedynej, której od tamtego momentu nie widział. Skrzywdziłem Cię? Nie wiedział zupełnie nic, drażniło go to nieskończenie. - Varyo - szepnął, z lekkością uśmiechu skłaniając się jej dłoni. Tak jak i wtedy w leśnej głuszy, przemknął wargami przez jej wierzch, owiewając ciepłym uśmiechem. Wyglądała tak pięknie w czerwieni, pasującej do wybuchowego charakteru pośród niegodziwości przez niego ślących. To było kiedyś, dziś zamierzał być kimś lepszym. Usiadł z wolna, rozpinając poły marynarki, by wygodniej i swobodniej móc przyjąć postawę do dalszego wieczoru. - Igorze, nawet gorąc tamtejszych stron nie dał rady sparzyć białego oblicza - wyciągnął do niego dłoń, uśmiechając się cwanie jak to miał w zanadrzu. Nikt nie zmusi go do porzucenia takich aspektów, zbyt dobrze go bawiły. - Nasze towarzyszki wyglądają wręcz zabójczo - spojrzał z wolna ku rosyjskiej piękności; nigdy nie widział jej w takim wydaniu.
Prawdziwa Szatańska Pożoga objęła jego wnętrze.


For the blacksmith, nothing escapes; from iron, they shape not only the edge
But also destiny.
Nikola Krum
Nikola Krum
Zawód : Adept u mistrza magikowalstwa, raczkujący wytwórca magimetalurgii, opryszek
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Siła jest jak wiatr, niewidoczna, ale czujesz ją w każdym ruchu.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12267-nikola-krum https://www.morsmordre.net/t12282-branimir https://www.morsmordre.net/t12309-nikola-krum https://www.morsmordre.net/f466-huntingdonshire-okolice-hemingford-grey-lesny-zakatek https://www.morsmordre.net/t12283-skrytka-bankowa-2632#377708 https://www.morsmordre.net/t12285-nikola-krum
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]20.05.24 20:34
- Zdołałam zauważyć – skwitowałam i na nieco dłużej ścisnęłam zakolorowane usta, lekko przy tym wyczuwając wonny posmak kosmetyku. Co za dziwne uczucie. Owych zasad jednak wciąż nie znałam i raczej nie było mi śpieszono do rozszyfrowania zawiłej logiki kawalerów, choć nie mogłam w duchu zaprzeczyć, że z pewną wiedzą byłoby łatwiej przedzierać się przez zakręcone tunele damsko-męskiej gry. Gdy panna Krum trwała obok, wiedziałam, że pomoże mi pojąć tę pokrętność i wystrzec się przed zszarganiem dobrego obyczaju. Tego wieczoru zanurzyć się miałam w nieco miejskiej rozrywce, swobodzie, popularnej formie wśród angielskiej młodzieży towarzyskiej ekspresji – dalekiej lasom, pracowni rzemieślniczej czy polu bitwy. Innej od wszystkiego, co barwiło  moją zwyczajową codzienność. Nietypowość wymagała zaś pewnej odmiany, w którą przystrojona byłam tego dnia. Wyczekiwałam nadejścia gości, nieco zbyt głęboko prześlizgując się niekiedy okiem po rozsadzonej przy ławach klienteli. – Zawini? – zapytałam cicho, a brew nieco pytająco powędrowała ku górze. Co miała na myśli? Który zawini? Właściwie to obydwaj byli dla mnie dość pełni niespodzianek, a to spotkanie zdawało się zmierzać w niewiadomym kierunku. Skłamałabym jednak, jawiąc, że nie miałam żadnych oczekiwań. Potrzebowałam przedrzeć się przez nowe strefy, potrzebowałam znaleźć się przy nim w zupełnie odmiennym od starych i nowych rytuałów otoczeniu. Poszukać dla siebie pewności i obedrzeć się nieco z warstwy nietutejszej, ze srogości. Choćby na chwilę przestać zadrapywać pazurami krajobraz, który wcale nie wydawał się nieprzyjazny mojej naturze. Nasza świta była pokrewna, doświadczona bliskim szlakiem, umieszczona na tej jednej mapie – nieangielska, a jednak wiedziałam, że niektórzy z nich z sukcesem mierzyli się z tutejszą socjetą, czerpiąc z życia to, na co ja spoglądałam tak chłodno i co dla mnie wydawało się wciąż słabo dostępne. Przestać, choć na chwilę.  -  Dziękuję, Vesno. Ty dzisiaj pełna jesteś uroku, niczym światło w ciemności – pociągające i zwodnicze. Widywałam lepiące się do niej męskie spojrzenia już na norweskich drogach, kilka lat temu. Dziś błyszczała, niewątpliwie wyróżniając się niewinnością bieli, choć przede wszystkim czarującym wejrzeniem. Zaopatrzona w tę tajemniczą zdolność, z pewnością nie narzekała na brak pewności pośród mężczyzn. Umiałam to dostrzec. Czułam, że powinnam ją dokładniej obserwować. Nie przybywałam tu z intencją powalenia kogokolwiek na kolana, choć… byłoby bardzo pożądane, gdyby czyjeś spojrzenie ofiarowano mi częściej niż zazwyczaj.
- Igorze – przywitałam się zwyczajowo i… nieco mniej zwyczajowo pozwoliłam mu na ten gest subtelnego ucałowania dłoni. Gdy usiadł z nami, mój wzrok podążył w stronę wejścia do lokalu, jakbym spodziewała się zaraz za Karkaroffem dojrzeć drugą postać, ale nic takiego się nie wydarzyło. – Bezsprzecznie, spóźnia. Oby dotarł… - mruknęłam ze słabą nutą rozczarowania i skierowałam nieco więcej uwagi na Igora. Towarzyszył nam komfort konwersacji w szkolnej mowie, miałam nadzieję, że nie przytrafią się zbyt głodne wytworzenia niemożliwej opowiastki uszy. Nie szukałam kontrowersji, wręcz przeciwnie, tym razem zamierzałam się wystrzegać niepochlebnego spojrzenia, choć doza prywatności wyraźnie uspokajała. – Czeka nas niespodzianka w tym względzie, Vesno? – zwróciłam się do jasnowłosej, gdy Bułgar wspomniał o wizerunku nieobecnego wciąż Nikoli. Nie sposób wystrzec się podejrzenia, że mogła mieć taką wiedzę.  Niedługo później jednak nadszedł i on, a moje palce, niezadowolone z niepokornego łomotu w piersi, ścisnęły czerwony materiał na udzie, na szczęście głęboko pod stołem. – Nikola, coś cię zatrzymało? – zapytałam, uważnie przy tym pochłaniając jego zaskakująco elegancki wizerunek. Namolne leśne wspomnienie natychmiast wróciło, gdy tylko objął moją dłoń i pozwolił przyłapać się na czarującym uśmiechu, podczas gdy moje usta pozostawały nieruchome i niezgodnie z jego dawnymi pragnieniami.  A potem usiadł, tuż obok. Plecy rozprostowały się bardziej, gubiąc nieco rozluźnienia. – Planujemy morderstwo? – zamyślona zwróciłam się do  dziewczyny, reagując na pochwałę Kruma. – Miłe słowo twoje. Obyś nie padł pierwszy… - bo przecież dobrze strzelam, zasugerowałam, specjalnie dla niego dobierając nieco groźniejsze spojrzenie.



wszystko mówię po norwesku
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pub pod Roztańczonym Czartem [odnośnik]21.05.24 0:11
Pustka otaczała jej myśli, gdy próbowała zgłębić powód nieobecności brata. Niczym w labiryncie, poszukiwała jego obecności pośród tłumu, ale znajomego oblicza nie dostrzegała. Jak mgła, irytacja wręcz rozlewała się po kątach jej umysłu, gdy wszelkie starania kończyły się fiaskiem. To, co niegdyś było tak bliskie, teraz uciekało w niepewną mrok. Czyżby uwięziony był w mętnych wodach własnych myśli? Dziwne zachowanie brata, jakby chciał uchować się przed czymś, co sam nie potrafi nazwać. Ostatnie dni były jak ukryty labirynt, gdzie nawet najbardziej oczywiste drogi jawiły się jako zawiłe tropy tajemnicy.
- Nie zmienimy postępowania tych wolnych duchów - spostrzegła, próbując wyminąć niewygodę sytuacji. Uśmiechnęła się subtelnie, poprawiając lekko ugiętą koronkę przy dekolcie. Owa tajemnica, owiana mgiełką niewiadomego, nie dawała jej spokoju. Patrzyła na brata, jakby próbując odgadnąć tajemnicę, która zamknęła go w kowalskiej pracowni. Imię tamtej, dawno niewidzianej koleżanki, wydawało się kluczem do tej enigmy. Dziwna cisza, która spowijała atmosferę, za każdym razem, gdy wspomniano to imię, sugerowała, że między nimi wydarzyło się coś więcej. Byli jak dwie strony tego samego medalu, zamykając się na świat, znaleźli schronienie w naturze. Co się stało, że teraz obcowanie z dawno niewidzianą osobą tak silnie wpłynęło na brata? Tajemnica była wciąż tam, gdzie jej brat, skuta w ciemnościach jego samego. - Pokładam w nim nadzieję, by wyszedł z bezpiecznych ram dotychczasowego życia - podjęła wymijająco, obserwując piękno rosyjskiej urody. Surowa i zimna na pozór, acz mocno myśląca o innych. Tak też rysowała się w jej spojrzeniu. - Również Tobie wyjdzie na dobre, jesteśmy w Anglii - choć myślami tak daleko w rodzinnym domu.
Jej słowa i postawa była odmienne niż zwykle, co zaskoczyło ją nieco. Dotychczas w jej pamięci miała jedynie pojedyncze słowa, nieprzeniknione i nieodgadnione, ale teraz wypowiadała się odważniej, bardziej otwarcie. Czuła dumę, ale wciąż miała nadzieję na więcej tego wieczoru, na głębsze połączenie między nimi. Jej cichy śmiech rozbrzmiewał, a delikatny ruch ręki, który odsłonił kosmyk jej włosów, sprawiał, że wyglądała dziś wręcz idealnie.
- Dziękuję pięknej pani za dobrodziejstwo oceny mojej osoby - zasłoniła usta dłonią, by nie wpędzić Rosjanki w niewygodę sytuacji. Cóż mogła jednak poradzić? Czuła się nadzwyczaj dobrze niczym wiele lat wstecz wśród idealnego towarzystwa. Swojego, który nie wpędza w kompleksy i ciągłość oceny. Powstrzymała się, przywdziewając narzuconą powagę. - Czerwienią skupisz na sobie wzrok innych, gwarantuję - płomień pętający męskie serca i duszę. Prawdziwa diablica, kusząca swym wdziękiem, choć raczej niezbyt ich świadoma. Obserwując nagłe poruszenie, zauważyła gęstą czuprynę męskich włosów, które ułożyły się w idealny porządek. Od razu rozpoznała w nim niedawnego pacjenta, który teraz prezentował się zupełnie inaczej niż dotąd. Wyglądał jakby idealnie wpasował się w tutejszą rzeczywistość, jakby nigdy nie miał z nią problemów. Niczym obcy w swojej własnej skórze, prezentował się wyjątkowo dostojnie, nie pozostawiając śladu żadnych boleści, a jedynie podsycając zadowolenie. - Panie Karkaroff - uniosła się leciutko, wyciągając przed siebie dłoń, by ułatwić mu powitanie. - Dawno się nie widzieliśmy, cieszy mnie stan idealny Twego humoru - więcej nie wpadajcie w szczeniackie wybryki. Oboje, proszę.
Wewnętrzna wściekłość narastała w niej powoli, a palce smagały delikatnie materiał sukienki. Nigdy nie tolerowała spóźnień na takie spotkania, a tym razem naruszył ten niepisany kodeks po raz pierwszy. W relacjach między nimi zwykle to ona była tą ekscentryczną istotą, skaczącą z miejsca na miejsce, zawsze w poszukiwaniu czegoś nowego. Tym razem Nikola przekroczył granicę narzuconą przez nią, a ona miała tak wielką chęć to zmienić. Spowodować, że kolejny raz w życiu popamięta, by dotrzymywać składanych obietnic.
- Przybył ze mną - przyznała się jawnie, kierując spojrzenie na nieodgadnioną towarzyszkę. - Powiedział jedynie, że musi jeszcze coś załatwić pilnego. Gwarantuję zmiany w jego osobie dziś, zmiana w aparycji dodała mu ducha tutejszych realiów - nie skandynawskiego wojownika, którym niegdyś chciał tak być. Postarała się usilnie, by zadziwił swych szkolnych druhów, pozbywając się łatki dzikusa z leśnych głębin. Nienasycony miał być jej temperament, gdy jutrzejszego poranka zaatakuje jego azyl, barwiąc codzienność wypominkami wielkiej ilości błędów. Bez słowa przyjęła jego pojawienie się, obserwując go zza lekko przymrużonych powiek, gdy witając się z każdą osobą oddzielnie. Przepraszał, prezentował się elegancko, dbając o każdy detal swojego wyglądu, zwłaszcza o starannie zapiętą koszulę. Skoncentrował swoją uwagę na odpowiedniej kobiecie, co było dobrym znakiem. Popraw się, pomyślała, pozwalając sobie na lekkie rozluźnienie. - Morderstwo? - zdziwiła się, powstrzymując nagle wybrzmiewający chichot z różowym warg. - Dzisiejszej nocy… Jedynie subtelne podboje, będące kuszącą rozgrywką - spojrzała na drugiego z bułgarów tajemniczo, a może i sugestywnie. Całe życie nie można było iść za ciosem, trochę zabawy nikomu nie zaszkodzi. Dodaje wręcz przyjemności.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Pub pod Roztańczonym Czartem - Page 12 A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2 https://www.morsmordre.net/t12541-vesna-krum#386987

Strona 12 z 14 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14  Next

Pub pod Roztańczonym Czartem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach