Wydarzenia


Ekipa forum
Wakacje 1944
AutorWiadomość
Wakacje 1944 [odnośnik]06.01.18 23:28
First topic message reminder :

Cal znów nie posłuchał ojca i otwierał okno, by kolejny raz zbiec na całą noc. A być może również i dzień. W jego pokoju zawsze śmierdziało od pracowni matki, z której opary wpełzały niczym węże do pomieszczenia, które zajmował najmłodszy z synów Barbary. Nie mógł wytrzymać, a gdy tak się działo, zwyczajnie zaczął poznawać miasto od innej strony. Tej zakazanej strony, która nie podobała się rodzicom, bo jak mówili każdy Goyle powinien dbać o reputację. Nie mieli jednak pojęcia jak często Calhoun łamał tę niepisaną zasadę, oddając się czystym przyjemnościom i rozrywkom na okolicznych ulicach. Poznawał ludzi, sposoby na życie, nowe poglądy, które często wcale nie różniły się tak diametralnie od jego własnych, aż wreszcie historie o tym co mogło czekać na zapalonego żeglarza za horyzontem. Na razie Cal nie wypływał dalej niż ku wybrzeżom Francji i nie trwało to długo, bo miał jedynie czas w wakacje. Ostatnie dwa tygodnie spędził wraz z ojcem i braćmi w Barfleur, gdzie dobijano jakiegoś targu. Ale chłopaka nie interesowała sprzedaż bezwartościowego ładunku, a wodzenie spojrzeniem i krokiem po nowej ziemi. Nie, żeby nie był nigdy wcześniej w kraju żabojadów, jednak każdy nowy port był dla niego niczym cenne źródło informacji. Kultury, sposoby zarobku, legendy o miejscowych korsarzach były niczym energia witalna buzująca w jego żyłach. Co prawda reszta jego rodziny nie patrzyła na to w ten sposób, ale nie interesowało go, co myśleli. Z każdym wypłynięciem utwierdzał się z przekonaniu, że aktualnie Goyle byli słabi. To ich ojciec ich takimi uczynił, zamierzając sprawować kontrolę nad całym ich życiem. Słyszał jak rozprawiali o ślubie Cadmona i znalezieniu mu odpowiedniej partii; jak ustawiali Caelana, by spełnił zachcianki o sojuszach z przeróżnymi z kupców czy handlarzy. Cal nie zamierzał być pionkiem w jego grze, preferując samemu zmuszać innych do ruchu. Być może też dlatego tak bardzo upodobał sobie grę w szachy, której nagminnie uczył Caley, by dojrzała w tej okrutnej zabawie ich własne życie - jak wyglądało, gdy się poddawali i jak mogło wyglądać, gdy walczyli. Nic też dziwnego, że wymykał się ojcu nagminnie i sprawnie, nie robiąc sobie nic z tego, co mogło go czekać po powrocie. Większość wakacji spędzał na ulicach lub na statku, dlatego było mu obojętne to, co zamierzał zrobić z nim Cadmon. Nawet teraz gdy Cal wskoczył na parapet i przysiadł na nim jak kot, a drzwi się otworzyły, nie wahał się. Sprawnie złapał za rynnę po prawej stronie, by szybko ześlizgnąć się na dwa metry w dół, a potem zwinnie zeskoczyć na balkon, by przeskoczyć jego barierkę i wylądować na samym dole. Obejrzał się przez ramię, by zobaczyć znajomą twarz całą czerwoną ze złości.
- Znajdę cię, gówniarzu! Pożałujesz! - darł się Cadmon, wygrażając pięścią w stronę stojącego już na bruku Calhouna. Ten jedynie zaśmiał się, by otrzepać czarny płaszcz z tynku i uciekł w stronę ciemnych ulic prowadzących z bogatszej części portu, gdzie znajdowały się ładne i bogate domy kupców i handlarzy, do doków. Zdecydowanie lepiej czuł się w śmierdzących łajnem alejkach niekiedy tak ciasnych, że grubszy człowiek miałby problem z przedostaniem się. Uwielbiał klimat niepewności, zagadki, pewnej nuty szaleństwa, które czuł podczas opowieści ojca o wielkich przodkach Goyle'ów. Nie był w stanie jednak tego odnaleźć w grzecznym, eleganckim magicznym porcie. Nie zamierzał nawet, zdając sobie sprawę, że prawdziwe żeglarstwo rozgrywało się zupełnie gdzie indziej. Odkąd tylko skończył jedenaście lat i trafił do Durmstrangu, gdzie nabrał zdecydowanej pewności siebie i pragnienia poznania, noc w noc w ferie zimowe i letnie poznawał port. Nie raz i nie dwa dostawał porządną nauczę, jednak nie rezygnował. Im więcej przemocy i zła doznawał, tym bardziej go ciągnęło. Gdyby zechciał, teraz znalazłby statek, kapitana i załogę, która chciałaby przyjąć młokosa na pokład. Nic nie przychodziło wszak za darmo, a pozycję wśród brutali, złodziei i piratów należało sobie wywalczyć. Tej jednak nocy nie zamierzał z nikim się pojedynkować jak to miał w zwyczaju. Lawirował między ciemnymi, mokrymi uliczkami, by w końcu trafić w dobrze znane sobie miejsce. Gwizdnął w stronę okna, w które tak usilnie się wpatrywał i czekał na reakcję.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wakacje 1944 - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257

Re: Wakacje 1944 [odnośnik]11.01.18 19:28
Goyle nie mógł wiedzieć czy wiedziała coś na ten temat, czy też nie. Ona sama nie zdawała sobie sprawy z tego jak wielką wiedze posiada na temat zazwyczaj dla panien w jej wieku obcy. Aczkolwiek jego stwierdzenie czy też zapytanie zahuczało jej w głowie. Czuła zapach z jego ust, widziała zarys twarzy, byli tak blisko siebie, ale nie potrafiła się skupić słysząc w głowie owe stwierdzenie. Nie reagowała na jego ruchy, gdy rozerwał trzymające jej gorset sznury, które poluźnione uwolniły ściśniętą skórę i piersi. Spadającemu gorsetowi towarzyszyło dziwne uczucie, powietrze smyrało jej odsłoniętą skórę, a Rain pochłonięta w pewnego rodzaju letarg nawet nie drgnęła. Dopiero dźwięk uderzanej monety o podłoże wybudził ją z otępienia. No tak, przecież schowała ją tam. Miała być w tym miejscu najbezpieczniejsza. Czyżby Calhoun już wtedy wiedział jak skończą? Czy to już była zapłata za dzisiejszą noc? Drgnęła delikatnie czując dotyk na kostce, potem na łydce, wyżej na udzie, a wraz z tym dotykiem jak ku górze przesuwała się również jej spódnica. Można było pomyśleć o niej wiele, mogła wyglądać na dziwkę jak jej matka, mogła kraść, kłamać i obcy człowiek wiedząc o tym wszystkim nigdy by nie powiedział, że dziewczyna właśnie spędzała swoją pierwszą noc z chłopakiem. Zadrżała nie potrafiąc zidentyfikować to, co odczuwała. Było to tak inne, tak nieznane, że kompletnie nie do opisania. Niby ekscytacja, ale nie ta sama, którą czuła wcześniej, gdy wykradli Zieloną Wróżkę, albo gdy podkładali ogień w magazynach. Było jej zimno i jednocześnie gorąco. I czuła dziwny ucisk w brzuchu, którego nie potrafiła zidentyfikować. Ogromna ilość nieznanych emocji sprawiła, że na chwilę ją sparaliżowało, ale głos chłopaka sprawił, że spojrzała na niego, wróciła myślami na ziemię i uśmiechnęła się lekko. Obserwowała go jak się unosił, jak zbliżał ponownie, a gdy ją przyciągnął wyrwało się z jej gardła westchnięcie. Nie odpowiedziała od razu, lubiła zwlekać, kazać mu czekać i nie pozwalać, aby dostał wszystko od razu, jak na wyciągnięcie ręki. Czuła wtedy, że nadal ma jakąś władzę, że jest coś o czym to ona mogła zadecydować. Przylegali do siebie w ciemnej uliczce i nie dbali o to, czy ktoś może ich usłyszeć i zobaczyć. Gdyby obserwowała ich grupa osób, to pewnie nie zwróciliby na nich uwagi. Zajęci byli sobą i tak pochłonięci przez własne emocje, które narkotyk idealnie spotęgował, że nie widzieli świata poza tą uliczką.
Co powiedziałaby stara Huxley widząc swoją nastoletnią córkę w takim ułożeniu z bogatym chłopcem? Zabrałaby ją do domu czy czy może wręcz dopingowała obserwując z boku? Czy to cokolwiek ją obchodziło? Zapewne nie. Zapewne zdecydowanie mniej niż ojca Calhoun’a. Wyrwałby sobie wszystkie włosy z głowy wiedząc, że jego syn właśnie przylega do ciała brudnej biedaczki z doków, złodziejki, córki dziwki, z którą być może sam znalazł się kiedyś w podobnej sytuacji. Bo nie oszukujmy się, każdy mężczyzna, nawet ten udający najbardziej oddanego, kiedyś znalazł się w ramionach innej kobiety. Czy to takiej spotkanej na ulicy, czy dostępnej w ekskluzywnym klubie. I nie sądziła, aby ojciec chłopaka był w tej kwestii odmienny. A może nie to bolało Cadmona jak wyglądała i gdzie mieszkała, a fakt, że była córką dziwki, którą na pewno znał i wykorzystywał? Może bał się, że jego syn czegoś się dowie? Wyjawi sekret? Wiedza była potężną bronią, ale należało umieć się z nią obchodzić, by móc wykorzystać do wielkich celów.
Mruknęła obejmując chłopaka w pasie i wbijając w jego skórę przez materiał koszuli swoje paznokcie. Teraz to ona, nie odpowiadając póki co na jego pytanie, wbiła swoje usta w skórę jego szyi. Teraz to ona ją całowała, podgryzała i zostawiała po sobie widoczne ślady. Oznaczała dzisiaj to, co należało do niej. Co dzisiejszej nocy należało właśnie do niej. Jutro nie będzie, ale jeszcze przez jakiś czas wszyscy będą widzieć, że było inaczej. Obcy ludzie, jego szanowni rodzice, bracia oraz młodsza siostra. Uśmiechnęła się pod nosem przysuwając się troszeczkę wyżej.
- Myślisz, że ci powiem? - Zaśmiała się cichutko. - Znajdź.
Wyszeptała, by momentalnie przygryźć płatek jego ucha. Zachęcała, kusiła, pozwalała i czekała, aż zrobi z tego użytek. Czy mogła być bardziej dosłowna? Mogła, ale po co? Podchody są zabawniejsze, ciekawsze i wprowadzają lepszą atmosferę. Odsunęła się i spojrzała mu w oczy pozostawiając mu stery, aby przeją władzę nad tym statkiem.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wakacje 1944 [odnośnik]11.01.18 20:20
Było to dość okrutne podejrzewać, żeby nawet on pokusił się o spłacenie tej nocy już na początku ich spotkania, gdy niczego nieświadomi sądzili, że największym wybrykiem będzie pomieszanie szyków komuś obcemu. A tymczasem sami sobie je niszczyli, przekraczając linię, której inni w podobnej dla nich sytuacji, by nie przekroczyli. Dzieciaki z dobrych domów, nieco bardziej powściągliwe panny i szanujący się młodzi kawalerowie. Dostrzegając zachłanność w oczach Goyle'a, łatwo było się domyślić, że każdy ze statków nie zdążyłby go powstrzymać przed zerwaniem tego cennego, niewinnego jeszcze pod pewnym względem kwiatu doków. Chociaż starsza od niego o rok nie dawała mu w żaden sposób odczuć tej różnicy i nawet jeśliby próbowała, stanęłaby twarzą do muru tak upartego i nie do przebycia jakim był Calhoun, że musiałaby w końcu się poddać. Wiedziała to od ich pierwszego spotkania czy może doszła do tego z czasem? Nieważne, bo cała ich znajomość nabrała szalonego tempa, którego nie sposób było już zatrzymać. Koło przyspieszyło ciągnąc za sobą ciała dwóch młodych czarodziejów, którzy poznawali ze sobą coś zupełnie innego i nowego. Szybki oddech Rain przyspieszył, gdy pozbył się ciasno opinającego jej gorsetu, wpuszczając tam świeże powietrze. Jak na swój wiek była już dojrzałą kobietą w swoich kształtach, a wyraźne wcięcie w talii jedynie podkreślało granicę między dużym biustem i szerokimi biodrami. Jego dłoń powędrowała do najwęższego miejsca na jej ciele, a dopiero później przysunęła się w górę, unosząc jedną z piersi i badając jej miękkość. Usłyszał spadającą monetę, ale zaraz o niej zapomniał, podwijając materiał spódnicy i łapiąc dziewczynę za uda. Czuł przyjemne uderzenia ciepła, gdy pozwalała mu na wszystko, a równocześnie zdawała się oddawać mu władzę, by później zaraz stać jak równy z równym. Wyjątkowo się nie śmiała, a uśmiechała reagując w jedyny słuszny sposób na trwającą między nimi chwilę. Tak jak i ona, Cal nie zwróciłby na nikogo uwagi i nie obchodziłoby, gdyby naprawdę ktoś stał na końcu uliczki. Niech patrzą. I mimo że mogli przypominać dziesiątki przywartych do siebie par, różnili się od nich pod każdym względem. Nie było żadnego klienta. Nie było żadnej portowej ulicznicy. Byli ze sobą tej nocy z zupełnie innego powodu, którego reszta nie mogła doświadczyć. Dlatego jeśli nikt ich nie obserwował, tracił młodociane, w pewnym kontekście niewinne emocje. A takich w tym miejscu szukać ze świecą.
Nie myślał o swoim ojcu. Nie myślał o matce, braciach. Nie myślał nawet o siostrze, której obiecał opowiedzieć przygody z kolejnej nocy w porcie. Gdyby któreś przeszkodziłoby mu w tym momencie, zapewne nie skończyłoby się to najlepiej dla każdego obecnego. Calhoun wiedział, że Cadmon nie był wspaniałym, wiernym mężem. Nawet ojcem był chujowym, a co dopiero współmałżonkiem. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że po dokach szlaja się jakiś jego brat czy siostra. Z podobną do wszystkich Goyle'i twarzą, z jasnymi włosami, wyraźnie zarysowanymi kościami policzkowymi. Ciężko byłoby pozbyć się podobnych znamion, które mówiły same za siebie o pochodzeniu szczeniaka. Nie usprawiedliwiał ojca. Wiedział, że sam nigdy nie będzie miał żony, a jedynym czego zawsze będzie pragnął to morze. To ono powinno być domem wszystkich mieszkańców aktualnej rodzinnej posiadłości, a jednak nie było. I raczej nigdy być tak nie miało.
Zaśmiał się gardłowo i krótko, gdy to Huxley przejęła inicjatywę, a on przyzwolił wcześniej wyrównując różnicę poziomów między nimi i osadzając ją sobie na biodra. Wspomógł się też murem za jej plecami, by w żaden sposób się nie zsunęła, chociaż trzymała go mocno, zupełnie jakby wiedziała, co miała robić. Kiedy on odkrywał kolejne materiały spódnicy, ona zajęła się jego szyją skutecznie przypominając o swoim istnieniu i uzupełniając własne pragnienia kolejnymi śladami zębów na jego skórze. Przyjemne dreszcze przechodziły przez jego plecy za każdym razem i w myślach wyobrażał sobie jutrzejszy rodzinny obiad, podczas którego domownicy mieli dostrzec nagrody i zdobycze z minionej nocy. Nie mogło odbyć się od pogardliwych, pytających, zniesmaczonych wręcz spojrzeń, jednak uśmiech na twarzy Cala miał im wystarczyć. Nie zamierzał w żaden sposób wypędzać ich z dekoncentracji. Zupełnie jakby na to zasługiwali. A Huxley nie przestawała dokuczliwie prowokować nawet w tym momencie. Nie trwało jednak długo nim złączyli się już ostatecznie, mając dokoła siebie jedynie ciemność i dalekie odgłosy nocnego życia doków. Ich głosy łączyły się w jedno raz po raz i tylko zimny mur za plecami dziewczyny mógł dać jej jakiegokolwiek rodzaju wytchnienie.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wakacje 1944 - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Wakacje 1944 [odnośnik]11.01.18 22:21
Uderzenie serca, jedno, drugie, kolejne, coraz szybciej i szybciej. Oddech z początku nie równy, gwałtowny, z czasem rytmiczny. Ruchy szybkie, agresywne i niecierpliwe. Ciche westchnienia i jęki wydobywały się raz po raz to z ust Rain to Calhoun’a, by po pewnym czasie zrównały się. Tak jak ruchy ciała, oddech i uderzenia ich serc. Razem, jednocześnie, w pełni zaangażowani. Trochę jak ślepy bez laski, badali teren, by w końcu dotrzeć do celu. Do celu ich dzisiejszego spotkania. Czy to było zapisane w gwiazdach? Może dlatego dzisiejszej nocy księżyc świecił tak mocno, rzucał blask na ich rozgrzane ciała, które poruszały się rytmicznie w jednej z najbardziej niebezpiecznych i nieprzyjaznych młodym ludziom dzielnicy. Chyba oboje nie spodziewali się, że tak dzisiaj skończy się ich spotkanie. Zielona Wróżka była jedynie wstępem, pewnego rodzaju przystawką, która miała wyczulić ich zmysły, aby mogli odbierać bodźce jeszcze bardziej dokładnie, mocniej, barwniej.
Poddali się emocjom, chwili, adrenalinie i chęci łamania zasad. Poddali się hormonom, które buzowały w ich organizmie, młodzieńczym pragnieniom, które zapragnęli zaspokoić. I właśnie to robili. Czas płynął, a oni nie odrywali się od siebie, ich ciała połączone stanowiły jedność taką, jaką jeszcze nigdy z nikim nie stanowiły. Było to piękne doświadczenie, które w tym momencie przysłoniło im wszystko inne. Pytanie było jednak jedno. Jak spojrzą na te sytuację jutro? Gdy obudzą się z piekielnym bólem głowy, Goyle z siniakami i zaczerwienieniem na szyi, a Huxley bólem pomiędzy nogami. Jak na siebie spojrzą gdy spotkają się po raz kolejny? Czy zobaczą się jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego? Czy będą czekać na siebie kolejne pół albo i cały rok? Rain nie znała na to odpowiedzi, nie potrafiła określić jak teraz będzie wyglądać ich znajomość. Pewna była jednak jednego - na pewno ewoluowała i przeniosła się na zupełnie inny poziom. Wiedziała, że to co się tu wydarzyło nie będzie miało wpływu na przyszłość, a przynajmniej nie w taki sposób jakby mogła chcieć zwykła dziewczyna. Normalna panna pomyślałaby zaraz o wspólnym życiu, byciu parą. Udawaniu, że nic się nie wydarzyło i przekonaniu rodziców, że kochają się na tyle, aby ci pozwolili im spędzać ze sobą czas, aby przykazali ich sobie, by po skończeniu szkół mogli wziąć ślub. Ale przecież Rain nie była zwykłą dziewczyną i nie łudziła się, że cokolwiek takiego mogłoby mieć miejsce. Od dawna już wiedziała, że marzenia i bujanie w obłokach do niczego nie doprowadzą. Jutro, gdy będzie myśleć o tym co zaszło zda sobie sprawę z faktu, że po prostu poniosły ich emocje, pociąg jaki czuje mężczyzna do kobiety i odwrotnie i nie ma to żadnego większego znaczenia. Brutalne, ale prawdziwe. Tak wygląda życie i Rain nie miała zamiaru się oszukiwać, że jest inaczej. Zrobiłaby sobie tym najgorszą z możliwych krzywd.
Ich ruchy spowolniły, chociaż przybierały na sile, by zakończyć się mocnym uderzeniem Goyle’a o Rain, a biodra Rain o ścianę za jej plecami. W tym samym momencie z ich ust jednocześnie wydobyły się ostatnie jęknięcia. Oddychali powoli, już każde w swoim rytmie. Dziewczyna ciągle trzymała chłopaka mocno za włosy, a jej głowa opadła do przodu opierając się na jego obojczyku. Przymknęła oczy starając się uspokoić. Było po wszystkim. Nie wiedziała ile tak trwali, ile minęło odkąd oboje przestali się poruszać jednak wystarczająco długo, aby rozgrzane ciało straciło na swojej ciepłocie, a chłodny nocny powiew wiatru sprawił, że tym razem gęsia skórka na ciele dziewczyny pojawiła się z zimna, a nie z ekscytacji. Nie żałowała, chociaż w tym momencie nie za wiele wiedziała, więc można powiedzieć, że nie żałowała póki co. Chociaż z pewnego rodzaju smutkiem puszczała ciało chłopaka, gdy ten zdecydował się odsunąć. Nie powiedziała ani słowa, jej pewność siebie na chwilę została zachwiana nieznanymi uczuciami i pustką w głowie, których nie znała. Jej dłonie same ruszyły do guzików koszuli, które bez pośpiechu zaczęła zapinać. Gorsetu nie zakładała, mokry w dodatku rozerwany nie nadawał się już do niczego. Ale nie mogła jednej rzeczy tu zostawić - moneta. Osunęła się po ścianie by poszukać jej na ziemi. Wzrok już miała na tyle przyzwyczajony, w dodatku blask księżyca zdecydowanie jej pomógł, że po chwili ściskała ją już w swojej dłoni. Gdy się uniosła, patrzyła już na chłopaka z dawną pewnością siebie. Prosto w jego oczy, bez obawy i bez wstydu. Bo nie miała ani czego się obawiać, ani czego wstydzić.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wakacje 1944 [odnośnik]12.01.18 21:46
Nie czuł zaciśnięcia jej palców na włosach. To i całą resztę, którą od niej otrzymał raczej miał poczuć dopiero po jakimś czasie. Szybciej dotarło do niego zimno, które zionęło z dołu alejki wiejąc smród pomieszany ze słonym, przyjemnym zapachem zatoki. Jeszcze przez nieokreślony moment trwali wtuleni w siebie, uspokajając oddechy. Cal wcale nie czuł żadnego dyskomfortu, mogąc jeszcze pobyć z dziewczyną. Mimo wszystko zimno dopominało się o swoje tak zachłannie, że musiał ustąpić. Uścisk dłoni na jej udach zelżał, gdy powoli postawił ją na ziemi, odsuwając się i równocześnie zmuszając ją do tego samego. Gdy ona się ubierała, przejechał dłońmi po obu stronach głowy, zaczesując opadnięte na czoło włosy. Czuł na palcach wilgotność nie tylko od miejsca, w którym przebywali, ale również i potu, który wystąpił na całym jego ciele. Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc doskonale, że wkroczyli na nowy poziom, chociaż nie różnił się on aż tak spektakularnie od tego, co było. Napięcie, które z łatwością wyczuwali mogło ich zaprowadzić jedynie do tego właśnie momentu. Poprawił zmięty płaszcz i dopiero wtedy zwrócił uwagę na dziewczynę, z którą przebywał. Spojrzał w żywe oczy Huxley, która patrzyła na niego hardo i niezłomnie. Widział wcześniej jak ściągnęła z ulicy monetę, którą jej dał. Wiedziała, że była tutaj, w Londynie, bez wartości; musiała wiedzieć. To dlaczego ją wzięła? Ona jednak nie zamierzała się w żaden sposób tłumaczyć, dlatego pokiwał jedynie w ciszy głową i ruszył w stronę, z której dochodziły ożywcze odgłosy nocnego życia. Zanim jednak wyszedł w jaśniejszą część pochłoniętego ciemnością portu, zatrzymał się, by zapalić zwiniętego wcześniej skręta. W trakcie drogi powrotnej nie odezwał się do Rain, chociaż zaproponował jej papierosa z zielem z Włoch. Szli obok siebie przez dzielnicę, mijając śpiących, pijanych żeglarzy i mieszkańców, którzy nie byli w stanie doczłapać się do domów. Nie wyglądali jednak na parę, którą należałoby zaczepić - wręcz przeciwnie. Coś w pewnym kroku Huxley i lekko zgarbionej postawie Goyle'a ujawniało dziką prawdę o zmianie, która nastąpiła. Z dzieci stali się dorosłymi, a ta noc miała zarysować ich dalszą, wspólną drogę. Calhoun odprowadził towarzyszkę pod same drzwi, jednak zanim w nich zniknęła, przyciągnął ją do siebie w ostatnim pocałunku, by uśmiechnąć się i spojrzeć na nią pełnym satysfakcji, ale również nieodgadnionym wzrokiem. Bo to co było już raz jego, jego pozostawało.

|koniec



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wakacje 1944 - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Wakacje 1944
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach