Brzeg Tamizy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg Tamizy
Olbrzymie i rozległe połacie szmaragdowej trawy okalające rwący nurt rzeki przyciągają zarówno mugoli, jak i czarodziejów, którzy zwykli w ciepłe dni rozkładać koce, wyjmować kosze piknikowe, by zanurzyć stopy w orzeźwiającej, chłodnej wodzie. Odpoczynek na łonie natury, jest wszakże wskazany, chociażby raz za czas.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
Cassian naprawdę nie miał sił do szarpania się z młodymi damami, nawet jeśli te na damy wcale nie wyglądały. Trzymając ją przed sobą, chciał się uchronić przed jej wierzganiem nogami i rękoma, ale nogi to ona miała, z tego co zauważył, naprawdę długie, dlatego nie wiedział, czy był w stanie opracować unik, który przy tym, zadziwiająco silnym jak na swoją posturę, dziewczęciu zadziała. Tak czy siak, nie pozostawiała mu wyboru. Jej wigor i gorliwość z jaką stawiała mu opór wymusił na nim puszczenie jej ramion i wycofanie się w tył, w nadziei, że zaraz tą nogą mu nie wierzgnie w brzuch, czy kolana, bo to mogłoby boleć. Dla bezpieczeństwa chociaż upewnił się, ze nie dostanie przy tym uniku w krocze. To bolałoby najmocniej.
— A z kim mam do czynienia? — rzucił ze znużeniem zanim jeszcze sytuacja się rozwinęła — z ulicznym chuliganem, co wygląda jak ujadająca su… kobieta? — za sukę mogłaby się obrazić, ale to było bardziej adekwatne słowo. Miał jednak wrażenie, że to dziewczę mogłoby mu sprawić w takich okolicznościach jeszcze więcej problemów. Już teraz nie nalezała do najłatwiejszych w obejściu.
— Mamy innych Bogów — bąknął, bo wolał się modlić do swojego, niż do ekscentrycznego czarodzieja, którego wszyscy czarodzieje szanowali bardziej mimo, że przecież był człowiekiem – magicznie uzdolnionym – jak każdy z nich. Taki Bóg na przykład to chociaż miał pozamaciczne moce, wyrozumiałość i surowość i na pewno byłby tak łaskaw, żeby zesłać spokój na to szalone dziewczę, z którym Cassianowi przyszło się sprzeczać?
— Już. STOP! Skończ. Z uwięzienia cię wypuścili. Przestań skakać jak wścieknięta! Czekaj no… gdzieś tu miałem coś na uspokojenie.
Przydałby się jakiś eliksir, albo alkohol. Cokolwiek. Mógłby być nawet cyjanek, byle ten dzień i te wrzaski się już skończyły. Cassian desperacko grzebiąc po kieszeniach właśnie o to się modlił, bo zwykł się tylko modlić. Dziękować Bogu często nie miał za co.
— A z kim mam do czynienia? — rzucił ze znużeniem zanim jeszcze sytuacja się rozwinęła — z ulicznym chuliganem, co wygląda jak ujadająca su… kobieta? — za sukę mogłaby się obrazić, ale to było bardziej adekwatne słowo. Miał jednak wrażenie, że to dziewczę mogłoby mu sprawić w takich okolicznościach jeszcze więcej problemów. Już teraz nie nalezała do najłatwiejszych w obejściu.
— Mamy innych Bogów — bąknął, bo wolał się modlić do swojego, niż do ekscentrycznego czarodzieja, którego wszyscy czarodzieje szanowali bardziej mimo, że przecież był człowiekiem – magicznie uzdolnionym – jak każdy z nich. Taki Bóg na przykład to chociaż miał pozamaciczne moce, wyrozumiałość i surowość i na pewno byłby tak łaskaw, żeby zesłać spokój na to szalone dziewczę, z którym Cassianowi przyszło się sprzeczać?
— Już. STOP! Skończ. Z uwięzienia cię wypuścili. Przestań skakać jak wścieknięta! Czekaj no… gdzieś tu miałem coś na uspokojenie.
Przydałby się jakiś eliksir, albo alkohol. Cokolwiek. Mógłby być nawet cyjanek, byle ten dzień i te wrzaski się już skończyły. Cassian desperacko grzebiąc po kieszeniach właśnie o to się modlił, bo zwykł się tylko modlić. Dziękować Bogu często nie miał za co.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Selina naprawdę nie miała najmniejszej choćby ochoty na podobne sceny. Miała ważniejsze problemy na głowie od jakiegoś przypadkowego przychodnia, którego zupełnie niespecjalnie prawie znokautowała losowym kamieniem, który to postanowił urządzać jej dramaty podczas jej powrotu do domu i wyciszenia się w trakcie spaceru. Ta seria przypadków, że nad praktycznie pustą Tamizą, kopiąc niekontrolowanie głupi ułamek skałki, trajektoria lotu przedmiotu postanowi się akurat skrzyżować z ruchomym celem, jakim był ten niezbyt wysoki brunet. Z bliska mogła wpatrywać się w jasne tęczówki, minę surową, pełną niechęci i niezadowolenia, która dodatkowo wyrażała tak drażniące lekceważenie, jakby była irytującym pyłem, który osiadł na jego ramieniu i nie chciał się odkleić.
Jej złość rosła z każdym momentem.
-Z kimś, kto definitywnie nie powinien być nazywany paniusią. I radziłabym lepiej dobierać słowa, pieprz... ignorancie.-syknęła, mrużąc wściekle oczy. Czy on naprawdę nie rozumiał, że wchodzenie z nią w kolizje było jak podpisanie własnego wyroku na długie lata cierpienia i piętnowania za jeden, drobny, nie do końca świadomy błąd? Mściwa, pamiętliwa kobieta potrafiła być doprawdy upierdliwym stworzeniem. Czasem lepiej schować dumę do kieszeni!-Ulicznym chuliganem!-powtórzyła z prychnięciem.-To nie jest moja wina, że najwyraźniej ma pan problemy ze szczęściem i jest pan taką kompletną sierotą i fajtłapą, by wejść akurat na linię rażenia! Słyszał pan kiedykolwiek o instynkcie samozachowawczym?! A może o refleksie?! Absolutnie nie czuję się winna temu, że jest pan najbardziej niezgrabnym człowiekiem po tej stronie Tamizy, panie...-zaczęła podnosić głos z oburzeniem, fukając gniewnie, zatrzymując się na moment i marszcząc czoło, kiedy próbowała wypowiedzieć jego personalia, których niestety nie znała.-...ślamazarny!-dokończyła po chwili, z najwyższym rozjuszeniem.
Poruszyła ustami, kiedy wypowiedział ten mało znaczący fakt.
-Och, nic dziwnego, że brakuje panu podstawowych talentów, skoro pochodzi pan z takiego środowiska.-przytknęła mu zaraz, mrużąc wściekle oczy. Tylko mugole mieli innych Bogów. Najwyraźniej pozbawieni byli także jakiegokolwiek ogarnięcia w sprawach codziennych i nawet zwykła droga w Merlin-wie-jakim kierunku była dla nich potencjalnie zagrażająca życiu! Phi!
-Mnie? Z więzienia?! Pan to się chyba pod jakimś złotym kloszem wychował, jak pan nie wie kim jestem!-krzyknęła, machając wściekle rękoma, jakby to miało jej pomóc z poradzeniem sobie z ilością emocji, jakie się w niej nazbierały.
Jej złość rosła z każdym momentem.
-Z kimś, kto definitywnie nie powinien być nazywany paniusią. I radziłabym lepiej dobierać słowa, pieprz... ignorancie.-syknęła, mrużąc wściekle oczy. Czy on naprawdę nie rozumiał, że wchodzenie z nią w kolizje było jak podpisanie własnego wyroku na długie lata cierpienia i piętnowania za jeden, drobny, nie do końca świadomy błąd? Mściwa, pamiętliwa kobieta potrafiła być doprawdy upierdliwym stworzeniem. Czasem lepiej schować dumę do kieszeni!-Ulicznym chuliganem!-powtórzyła z prychnięciem.-To nie jest moja wina, że najwyraźniej ma pan problemy ze szczęściem i jest pan taką kompletną sierotą i fajtłapą, by wejść akurat na linię rażenia! Słyszał pan kiedykolwiek o instynkcie samozachowawczym?! A może o refleksie?! Absolutnie nie czuję się winna temu, że jest pan najbardziej niezgrabnym człowiekiem po tej stronie Tamizy, panie...-zaczęła podnosić głos z oburzeniem, fukając gniewnie, zatrzymując się na moment i marszcząc czoło, kiedy próbowała wypowiedzieć jego personalia, których niestety nie znała.-...ślamazarny!-dokończyła po chwili, z najwyższym rozjuszeniem.
Poruszyła ustami, kiedy wypowiedział ten mało znaczący fakt.
-Och, nic dziwnego, że brakuje panu podstawowych talentów, skoro pochodzi pan z takiego środowiska.-przytknęła mu zaraz, mrużąc wściekle oczy. Tylko mugole mieli innych Bogów. Najwyraźniej pozbawieni byli także jakiegokolwiek ogarnięcia w sprawach codziennych i nawet zwykła droga w Merlin-wie-jakim kierunku była dla nich potencjalnie zagrażająca życiu! Phi!
-Mnie? Z więzienia?! Pan to się chyba pod jakimś złotym kloszem wychował, jak pan nie wie kim jestem!-krzyknęła, machając wściekle rękoma, jakby to miało jej pomóc z poradzeniem sobie z ilością emocji, jakie się w niej nazbierały.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kopnięcie Seliny bardzo boleśnie przypomniało mu o powodzie, dla którego kobiet nie powinno się denerwować. Nieważne jak bardzo irytujących, które frustrowały z premedytacją Ciebie. Stęknął głucho po jej uderzeniu i machnął niedbale ręką, zaciskając w złości zęby. Wpatrywał się w nią z pod przymrużonych z wściekłości oczu i gdyby nie głupie dekrety, których nigdy nie pamiętał, a przez to nie do końca ogarniał, gdzie można było, a gdzie nie można było używać magii, prawdopodobnie zatkałby te słodkie usteczka najlepszym zaklęciem jakie poznał czarodziejski świat. Silencio zawsze było niezawodne i stanowiło wybawienie od pewnych… osób. Nawet nieznajomych.
— Pieprzony ignorancie — podpowiedział jej, precyzując słowa, których nie wypowiedziała, ale na które ewidentnie miała ochotę — tak się wypowiadają kobiety z Twojego środowiska?
Prychnął rozjuszony, skoro już o środowiskach mówili, to mogli poruszyć też jej otoczenie. W jego, tylko mężczyźni mogli sobie pozwolić na pewne zachowania. Ta panienka jednak chyba za nic miała sobie zasady. Te, w których niestety mężczyznom można było trochę więcej niż damom. Z tego co zdążył jednak zauważyć, ta kobieta damą chyba jednak nie była. Jakże dziwnie. Skoro twierdziła, że powinien ją znać.
— Nie wiem. Kimś jakby zdemoralizowaną, wydziedziczoną szlachcianką? Może tancerką bulreski? Nie bywam w takich klubach. Wolę alkohol.
Wzruszył ramionami, ale oceniając raz jeszcze, kolejny, ostentacyjnie jej sylwetkę dodał markotnie:
— Nie, na tancerkę burleski nie wyglądasz. Brakuje tu i ówdzie. Może piosenkarka? Głos masz jak dzwon. Dlatego może łaskawie… ściszysz ton, wielka gwiazdo?
— Pieprzony ignorancie — podpowiedział jej, precyzując słowa, których nie wypowiedziała, ale na które ewidentnie miała ochotę — tak się wypowiadają kobiety z Twojego środowiska?
Prychnął rozjuszony, skoro już o środowiskach mówili, to mogli poruszyć też jej otoczenie. W jego, tylko mężczyźni mogli sobie pozwolić na pewne zachowania. Ta panienka jednak chyba za nic miała sobie zasady. Te, w których niestety mężczyznom można było trochę więcej niż damom. Z tego co zdążył jednak zauważyć, ta kobieta damą chyba jednak nie była. Jakże dziwnie. Skoro twierdziła, że powinien ją znać.
— Nie wiem. Kimś jakby zdemoralizowaną, wydziedziczoną szlachcianką? Może tancerką bulreski? Nie bywam w takich klubach. Wolę alkohol.
Wzruszył ramionami, ale oceniając raz jeszcze, kolejny, ostentacyjnie jej sylwetkę dodał markotnie:
— Nie, na tancerkę burleski nie wyglądasz. Brakuje tu i ówdzie. Może piosenkarka? Głos masz jak dzwon. Dlatego może łaskawie… ściszysz ton, wielka gwiazdo?
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Spotkanie Cassiana bardzo dotkliwie przypomniało jej, dlaczego czuła aż tak wielką awersję do mężczyzn. Nieważne z jakiego środowiska pochodzili, niezależnie od ich powierzchowności po charakter, posiadali jedną, stałą cechę, która doprowadzała ją do szału: żyli w kompletnym przekonaniu, że kobieta to niższy byt. Wpatrywała się więc w niego z przymrużonymi oczami, pozwalając parze buchać jej z nosa, kiedy czaiła się na niego niczym rozjuszony byk, który ma przed sobą czerwoną płachtę. Mogłaby z łatwością rzucić na niego stek gustownych klątw. Dla mężczyzn z ogromną rozkoszą szykowała słodką Timorię, która wykręcała im twarze w sposoby, które były niczym balsam dla jej duszy, kojąc każdy najmniejszy ślad irytacji, jaki w niej wzbudzili. Nieco bardziej fizyczne Everte Stati też dawało efekt. Ale swoistym ulubieńcem pozostawało Slugulus Erecto, które już nie jednemu mężczyźnie kazało pożałować wyplutych przez usta słów.
Uśmiechnęła się, kiedy ją wyręczył.
-W moim środowisku jest niewiele kobiet, panie Pieprzony Ignorancie.-podpowiedziała mu uprzejmie, z dziką radością przylepiając się do epitetu, który już zaakceptowali.
Najwyraźniej albo miała do czynienia z kompletnym mugolakiem albo jakimś absolutnym ignorantem, który posiadał dwie lewe ręce do sportu. Nie wiedziała co jest gorsze.
Parsknęła śmiechem, słysząc jego zgadywania.
-Nie, panie Ignorancie, mój ród nigdy nie posiadał błękitnej krwi.-powiedziała przepełniona pychą, mimo że jej słowa wcale nie sugerowały powodów do podobnego zachowania.-Zapewniam cię, że jakkolwiek sztuka nie byłaby mi bliska...-zawiesiła głos, bo niejako Beauxbatons zapewniło jej odpowiednie zaplecze jeśli chodziło o wykształcenie artystyczne.-...to kolejne pudło. Zaczynam się zastanawiać w jakim ty pudle się chowałeś, nie mając najmniejszego pojęcia na temat mojej osoby.-zrobiła kolejne nakłucie w jego osobie, pozwalając sobie już na bardziej kąśliwe uwagi, porzucając wolno białą gorączkę.-A może to alkohol wymazał ci wszystko z głowy?-podjęła, unosząc brwi do góry, z taką łatwością wytykając mu jaką informację jej zostawił. Dobrze, że nie zdawał sobie sprawy ile ona czasu spędzała przy szklaneczkach alkoholu, bo prawdopodobnie wspólne podłoże mogłoby ich zarówno bardziej podzielić jak i niebezpiecznie zbliżyć.
Oparła ręce na biodrach, czując się coraz pewniej i spokojniej, w miarę jak opuszczała ją irytacja. Jej ofiara nie krwawiła, więc istniała szansa, że Czarownica nie opisze tej niefortunnej wpadki!
Uśmiechnęła się, kiedy ją wyręczył.
-W moim środowisku jest niewiele kobiet, panie Pieprzony Ignorancie.-podpowiedziała mu uprzejmie, z dziką radością przylepiając się do epitetu, który już zaakceptowali.
Najwyraźniej albo miała do czynienia z kompletnym mugolakiem albo jakimś absolutnym ignorantem, który posiadał dwie lewe ręce do sportu. Nie wiedziała co jest gorsze.
Parsknęła śmiechem, słysząc jego zgadywania.
-Nie, panie Ignorancie, mój ród nigdy nie posiadał błękitnej krwi.-powiedziała przepełniona pychą, mimo że jej słowa wcale nie sugerowały powodów do podobnego zachowania.-Zapewniam cię, że jakkolwiek sztuka nie byłaby mi bliska...-zawiesiła głos, bo niejako Beauxbatons zapewniło jej odpowiednie zaplecze jeśli chodziło o wykształcenie artystyczne.-...to kolejne pudło. Zaczynam się zastanawiać w jakim ty pudle się chowałeś, nie mając najmniejszego pojęcia na temat mojej osoby.-zrobiła kolejne nakłucie w jego osobie, pozwalając sobie już na bardziej kąśliwe uwagi, porzucając wolno białą gorączkę.-A może to alkohol wymazał ci wszystko z głowy?-podjęła, unosząc brwi do góry, z taką łatwością wytykając mu jaką informację jej zostawił. Dobrze, że nie zdawał sobie sprawy ile ona czasu spędzała przy szklaneczkach alkoholu, bo prawdopodobnie wspólne podłoże mogłoby ich zarówno bardziej podzielić jak i niebezpiecznie zbliżyć.
Oparła ręce na biodrach, czując się coraz pewniej i spokojniej, w miarę jak opuszczała ją irytacja. Jej ofiara nie krwawiła, więc istniała szansa, że Czarownica nie opisze tej niefortunnej wpadki!
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Podszedł bliżej niej, milcząc już. Kiedy w końcu przyswoił sobie jej pyskówki, a ból po jej uderzeniu zelżał, odsyłając większość rozdrażnienia na spoczynek, musiał stwierdzić, że to było całkiem zabawne słuchać ją taką rozjuszoną, niczym dziką kocicę.
— Przypominasz mi żonę — kompletnie zmienił temat, zupełnie ignorując wszystkie podjęte przez nią kwestie. Jego najdroższa Solane, też nie potrafiła nigdy powściągnąć języka, ku jego początkowemu niezadowoleniu. Kiedy jednak poznał ją bliżej, odkrył, że człowiek, który pluje największą ilością jadu, musi być inteligentny, żeby potrafić złożyć tak barwne wyzwiska i obelgi, w ciągu kilku zaledwie sekund i dopasować do przeciwnika. Zmiana przyszła nagle, kiedy przestał jej słuchać. Nie docierały do niego jej słowa, ale po bruździe na czole i drgających nozdrzach domyślał się, że dziewczę nie wypowiadało wobec niego żadnych ciepłych słów. Przechylił głowę na bok, z typowym pijackim upojeniem, po prostu nie ogarniając życia. Bo choćby nie zamoczył ust w alkoholu, alkoholik zawsze nim pozostaje, a każdy dzień bez kropli trunku był tylko kolejną skradzioną dobą, w którym Morisson nie czuł się sobą. Odkąd whiskey stała się jego najlepszą przyjaciółką, był największym popaprańcem. A odkąd członkowie Zakonu starali się odebrać jej kochanej przyjaciółce tą zacną rolę, był popaprańcem z rzeszą innych chorych ludzi za sobą. Część z nich już teraz gryzła kwiatki od spodu. Jego też być może calkiem niedługo czekał taki los. Dlatego przestał się kłócić. Zbliżył się jeszcze bardziej, w gruncie rzeczy, właśnie jak pijany głupek się zachowując, kiedy zaczesał rozmierzwione, potargane w szarpaninie włosy za ucho dziewczęcia, za ucho.
— Jej też wydawało się, że jest pępkiem świata. I wszystko co dzieje się wokół niej, koncentruje się tylko na niej. Wszystkie działania, mają związek z nią i z jej działaniami. Ale wiesz co? Myliła się. Pieprzony Ignorant może być po prostu Pieprzonym Ignorantem z natury i nic co powiesz, czy zrobisz tego nie zmieni. A teraz… wybacz, laleczko. Idę wypić zdrowie mojej żony.
Zawsze tak było, kiedy o niej myślał, o kobiecie swojego życia. Oddawał się w świat pragnień, ukojeń i wynaturzenia, w którym jego działania, nie do końca racjonalne, sprowadzały go na skraj. Tym razem miał szczęście, że wycofał się zanim dziewczę zdążyłoby go znów kopnąć za dotykanie włosów opadających na niebłękitnokrwistą twarz.
| zt
— Przypominasz mi żonę — kompletnie zmienił temat, zupełnie ignorując wszystkie podjęte przez nią kwestie. Jego najdroższa Solane, też nie potrafiła nigdy powściągnąć języka, ku jego początkowemu niezadowoleniu. Kiedy jednak poznał ją bliżej, odkrył, że człowiek, który pluje największą ilością jadu, musi być inteligentny, żeby potrafić złożyć tak barwne wyzwiska i obelgi, w ciągu kilku zaledwie sekund i dopasować do przeciwnika. Zmiana przyszła nagle, kiedy przestał jej słuchać. Nie docierały do niego jej słowa, ale po bruździe na czole i drgających nozdrzach domyślał się, że dziewczę nie wypowiadało wobec niego żadnych ciepłych słów. Przechylił głowę na bok, z typowym pijackim upojeniem, po prostu nie ogarniając życia. Bo choćby nie zamoczył ust w alkoholu, alkoholik zawsze nim pozostaje, a każdy dzień bez kropli trunku był tylko kolejną skradzioną dobą, w którym Morisson nie czuł się sobą. Odkąd whiskey stała się jego najlepszą przyjaciółką, był największym popaprańcem. A odkąd członkowie Zakonu starali się odebrać jej kochanej przyjaciółce tą zacną rolę, był popaprańcem z rzeszą innych chorych ludzi za sobą. Część z nich już teraz gryzła kwiatki od spodu. Jego też być może calkiem niedługo czekał taki los. Dlatego przestał się kłócić. Zbliżył się jeszcze bardziej, w gruncie rzeczy, właśnie jak pijany głupek się zachowując, kiedy zaczesał rozmierzwione, potargane w szarpaninie włosy za ucho dziewczęcia, za ucho.
— Jej też wydawało się, że jest pępkiem świata. I wszystko co dzieje się wokół niej, koncentruje się tylko na niej. Wszystkie działania, mają związek z nią i z jej działaniami. Ale wiesz co? Myliła się. Pieprzony Ignorant może być po prostu Pieprzonym Ignorantem z natury i nic co powiesz, czy zrobisz tego nie zmieni. A teraz… wybacz, laleczko. Idę wypić zdrowie mojej żony.
Zawsze tak było, kiedy o niej myślał, o kobiecie swojego życia. Oddawał się w świat pragnień, ukojeń i wynaturzenia, w którym jego działania, nie do końca racjonalne, sprowadzały go na skraj. Tym razem miał szczęście, że wycofał się zanim dziewczę zdążyłoby go znów kopnąć za dotykanie włosów opadających na niebłękitnokrwistą twarz.
| zt
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sama nie była pewna, czy powinna w dalszym ciągu go prowokować i przeciągać linę, czy też był to odpowiedni moment do wycofania się. Cisza i nagła obojętność ze strony rozmówcy zawsze dawały jej obce uczucie i momentalnie traciła jakąkolwiek pasję do rozmowy, czując potrzebę ponownego przeanalizowania sytuacji i ustalenia czy się czasem nie zapędziła w swoich emocjach. W niektórych przypadkach było niezbędne działanie korygujące. Nie mogła sobie pozwolić na to, by niechybnie się narazić poprzez lekkomyślne przekroczenie jakiejś linii.
Wyznanie, tak oderwane od rzeczywistości, naturalnie sprowokowało u niej rozszerzenie powiek i momentalne zacichnięcie, kiedy mózg analizował pokrętny tok myślowy rozmówcy i dopatrywał się podstępu. Pewnie zdrętwiałaby o wiele bardziej, gdyby wypowiedział jej imię na głos - mogło brzmieć tak łudząco podobnie. Nawet teraz nabrała dystansu i spojrzała na niego podejrzliwie, odchylając się zapobiegawczo do tyłu, gdyby jednak chciał ją jeszcze jakoś zaskoczyć.
Jego żonę?
-Nie interesuje mnie to.-warknęła, chcąc go zniechęcić do dalszego wprawiania jej w osłupienie. Przyglądała mu się jednak uważniej, zastanawiając się, czy ta refleksja zaprowadzi go gdzieś jeszcze. Mimo wszystko była w pewien sposób zaciekawiona. Co w niej zauważył tak nagle? Dlaczego jego zachowanie się zmieniło o 180 stopni?
Jej też wydawało się...
Poczuła, jak momentalnie drętwieją jej wszystkie mięśnie, jakby zebrał się w nich kwas mlekowy i zamarzł, pozostawiając ją niezdolną do ruchu na dłuższy czas. Może dlatego nie strzepnęła jego dłoni, kiedy przekroczył wszystkie granice i odgarnął jej włosy za ucho, pozwalając sobie na bliskość, do której nie powinno dojść.
Nie przestawała patrzeć. Z rosnącym przerażeniem. Zablokowała myśli, nie pozwalając im przetwarzać dostarczonych informacji. Nie chciała wiązać jego nieobecnego wzroku, wahań nastroju, braku granic werbalnych i cielesnych, zobojętnienia, melancholii, formy przeszłej, wściekłości, oznak żalu i niepogodzenia, dziwnego sentymentu odbitego w jasnych tęczówkach, kiedy na nią patrzył, choć zdawał się nie dostrzegać i przecinającego bólu, kiedy nie zobaczył tego, czego chciał. Nie miała zamiaru dawać obcej osobie wpływać na własne uczucia, nie mogło dojść do sytuacji, gdy nieznajomy na nią ma jakieś działania, wywołując potok przemyśleń, które wcale nie powinny ją interesować.
Stała się pasywna. Nieobecna. Obserwowała go biernie, nie reagując na laleczkę. Obejrzała się za nim bez słowa, odprowadzając wzrokiem do końca alejki. Odebrał jej całą lekkość w kroku. Straciła nastrój na spacery. Aportowała się z cichym trzaskiem, ignorując wszystko wokół. Ona też miała zamiar wypełnić dzisiaj pustkę w żołądku.
/zt
Wyznanie, tak oderwane od rzeczywistości, naturalnie sprowokowało u niej rozszerzenie powiek i momentalne zacichnięcie, kiedy mózg analizował pokrętny tok myślowy rozmówcy i dopatrywał się podstępu. Pewnie zdrętwiałaby o wiele bardziej, gdyby wypowiedział jej imię na głos - mogło brzmieć tak łudząco podobnie. Nawet teraz nabrała dystansu i spojrzała na niego podejrzliwie, odchylając się zapobiegawczo do tyłu, gdyby jednak chciał ją jeszcze jakoś zaskoczyć.
Jego żonę?
-Nie interesuje mnie to.-warknęła, chcąc go zniechęcić do dalszego wprawiania jej w osłupienie. Przyglądała mu się jednak uważniej, zastanawiając się, czy ta refleksja zaprowadzi go gdzieś jeszcze. Mimo wszystko była w pewien sposób zaciekawiona. Co w niej zauważył tak nagle? Dlaczego jego zachowanie się zmieniło o 180 stopni?
Jej też wydawało się...
Poczuła, jak momentalnie drętwieją jej wszystkie mięśnie, jakby zebrał się w nich kwas mlekowy i zamarzł, pozostawiając ją niezdolną do ruchu na dłuższy czas. Może dlatego nie strzepnęła jego dłoni, kiedy przekroczył wszystkie granice i odgarnął jej włosy za ucho, pozwalając sobie na bliskość, do której nie powinno dojść.
Nie przestawała patrzeć. Z rosnącym przerażeniem. Zablokowała myśli, nie pozwalając im przetwarzać dostarczonych informacji. Nie chciała wiązać jego nieobecnego wzroku, wahań nastroju, braku granic werbalnych i cielesnych, zobojętnienia, melancholii, formy przeszłej, wściekłości, oznak żalu i niepogodzenia, dziwnego sentymentu odbitego w jasnych tęczówkach, kiedy na nią patrzył, choć zdawał się nie dostrzegać i przecinającego bólu, kiedy nie zobaczył tego, czego chciał. Nie miała zamiaru dawać obcej osobie wpływać na własne uczucia, nie mogło dojść do sytuacji, gdy nieznajomy na nią ma jakieś działania, wywołując potok przemyśleń, które wcale nie powinny ją interesować.
Stała się pasywna. Nieobecna. Obserwowała go biernie, nie reagując na laleczkę. Obejrzała się za nim bez słowa, odprowadzając wzrokiem do końca alejki. Odebrał jej całą lekkość w kroku. Straciła nastrój na spacery. Aportowała się z cichym trzaskiem, ignorując wszystko wokół. Ona też miała zamiar wypełnić dzisiaj pustkę w żołądku.
/zt
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nudziła się okropnie. Tydzień bez pracy doprowadzał ją do swego rodzaju szaleństwa. Czuła się niemal jak mała dziewczynka, która za karę za odbicie piłki w okno dostała karę siedzenia w pokoju, gdy inne dzieci mogły sobie w najlepsze nadal latać na miotłach. I to jeszcze pod jej oknem, żeby przypadkiem nie zapomniała o tym, jak okropnie się nudzi. Tak, bo mijał ledwie tydzień, a ona już skończyła robić wszystko co zaplanowała sobie na dni wolne – posprzątać w szafie, przeczytać książkę, pobawić się trochę z kwiatami, nawet wychodziła na kilka godzin posprzedawać różyczki na ulicy, ale ludzie ostatnio nie bardzo chcieli kupować, a tym bardziej współpracować. Jednak miło jej było, gdy spotkała nową znajomą – krawcową, od której dostała przemiły prezent. Pewnie będzie musiała zrobić jej jeszcze jakąś wiązankę za to. Może tym razem różową? Ten kolor mógł do niej pasować.
Z braku chęci do bezczynnego siedzenia na tyłku, poszła na spacer. Nadal było jasno, choć słońce świeciło już z zachodu i powoli się do niego zbliżało, a najprzyjemniej było się o takiej porze wybrać na wodę, żeby podziwiać światło odbijające się w chłodnej tafli. Choć woda Tamizy niezbyt przypominała taflę... Raczej faliste szkło. Nie wyciągała tym razem nikogo, żeby pogadać, po prostu chwila zastanowienia nawet jej się czasami przydawała.
Znikoma ilość ludzi na, niegdyś, najbardziej popularnym miejscu do przebywania popołudniami, nadal nieco ją przygnębiała. Zazwyczaj widziała jakieś pary na piknikach, bo rodzice nie za bardzo chcieli przebywać tu z dziećmi. Nie dziwne, po tym ataku, sama by nie ryzykowała przyprowadzania tutaj swojej (przyszłej) pociechy. Nawet brata by tu nie przyprowadziła, a był całkiem dorosły! Chociaż sam widok natury, powoli odzyskującej siły, trochę poprawiał jej humor. Trawa się zazieleniła zdrowo, woda pluskała delikatnie... Nie liczyła na kwiaty, choć miło byłoby je zobaczyć. Zamiast jednak myśleć o młodych pączkach, przystanęła przy jednej z ławek po czym wyciągnęła swój nowy nabytek... Chociaż właściwie nie taki nowy, bo paczka papierosów niczym nowym w jej życiu nie była, choć te akurat otrzymała od znajomej z pół-mugolskiej rodziny, a ta inspirując się modą i dodając do tego odrobinę magii, stworzyła fajkę pachnącą tytoniem, aczkolwiek w smaku przypominała bardziej truskawki... Cudowny wynalazek. A nie ma nic lepszego od papierosa, gdy nie można znaleźć sobie miejsca. Przynajmniej miała wymówkę, żeby na chwilę przystanąć – ledwo (z pomocą różdżki, choć bardzo dyskretnie) zapaliła, a zauważyła, że na ławce o której się oparła ktoś usiadł. Rozpoznała ciemne włosy i posturę ów osoby. Znajoma z widzenia! Czyli coś co spotykało ją niemal na każdym kroku.
- Flooo? – przeciągnęła głoskę w jej imieniu dość długo i pochyliła się, opierając się łokciami o ławkę.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
Nie tylko Stephanie zdecydowała się dzisiejszego dnia na spacer w okolice Tamizy.
Florence również miała o czym rozmyślać. Przede wszystkim, na jej głowę spadło ostatnio trochę dodatkowych obowiązków. Nie było to nic, co stanowiłoby dla niej rzecz niemożliwą do wykonania, ale jednak miała przed sobą nawet wymagające wyzwanie. Opieka nad Lily nie była ciężka pod względem fizycznym - dziewczyna w końcu była w całości samodzielna, nawet jeśli jej strach nie pozwalał jej wykonywać pewnych czynności. Wszystko to jednak było niezwykle wyczerpujące psychicznie. Dziewczyna w końcu bardzo łatwo wpadała w panikę lub wybuchała płaczem, a odkąd pokłóciła się z Mattem, wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane a Lily - jeszcze bardziej drażliwa i wrażliwa.
Na domiar złego powoli zaczynał się sezon. W lodziarni przybywało pracy, spokojne dni się skończyły. Niedługo do lokalu jej i Floreana będą ściągać tłumy z całego Londynu. A to oznaczało przepychanki, kłótnie, mnóstwo nerwów o to, czy na pewno starczy im lodów do końca dnia, czy nic się nie zepsuje...
A jakby tego było mało, przejmowała się również nie tylko swoimi problemami. W końcu to czego się dowiedziała poprzedniego wieczoru o Johnnym nie mogło ją napawać radością. Nie lubiła gdy jej przyjaciele mieli kłopoty i, chociaż w tym przypadku nie mogła nic zrobić, i tak gryzła się tą sprawą.
Westchnęła cicho, w końcu podnosząc wzrok ze ścieżki tuż przed swoimi stopami i usiadła na jednej z ławek... zupełnie nie zauważając, że o tę samą ławkę ktoś się już opierał. Zapatrzyła się na Tamizę, zastanawiając się jak najprościej byłoby rozwiązać jej problemy, ale nic nie przychodziło jej do głowy. I to wtedy właśnie z zamyślenia wyrwał ją czyjeś słowa. Drgnęła, zaskoczona, słysząc własne imię wypowiedziane w sumie znajomym głosem, chociaż póki nie dostrzegła twarzy, nei potrafiła przypisać go do konkretnej twarzy.
- Och! Stephanie! - zamrugała zaskoczona, ale potem na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech - Co za niespodzianka! Spotkać się tak daleko poza Pokątną...
Florence również miała o czym rozmyślać. Przede wszystkim, na jej głowę spadło ostatnio trochę dodatkowych obowiązków. Nie było to nic, co stanowiłoby dla niej rzecz niemożliwą do wykonania, ale jednak miała przed sobą nawet wymagające wyzwanie. Opieka nad Lily nie była ciężka pod względem fizycznym - dziewczyna w końcu była w całości samodzielna, nawet jeśli jej strach nie pozwalał jej wykonywać pewnych czynności. Wszystko to jednak było niezwykle wyczerpujące psychicznie. Dziewczyna w końcu bardzo łatwo wpadała w panikę lub wybuchała płaczem, a odkąd pokłóciła się z Mattem, wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane a Lily - jeszcze bardziej drażliwa i wrażliwa.
Na domiar złego powoli zaczynał się sezon. W lodziarni przybywało pracy, spokojne dni się skończyły. Niedługo do lokalu jej i Floreana będą ściągać tłumy z całego Londynu. A to oznaczało przepychanki, kłótnie, mnóstwo nerwów o to, czy na pewno starczy im lodów do końca dnia, czy nic się nie zepsuje...
A jakby tego było mało, przejmowała się również nie tylko swoimi problemami. W końcu to czego się dowiedziała poprzedniego wieczoru o Johnnym nie mogło ją napawać radością. Nie lubiła gdy jej przyjaciele mieli kłopoty i, chociaż w tym przypadku nie mogła nic zrobić, i tak gryzła się tą sprawą.
Westchnęła cicho, w końcu podnosząc wzrok ze ścieżki tuż przed swoimi stopami i usiadła na jednej z ławek... zupełnie nie zauważając, że o tę samą ławkę ktoś się już opierał. Zapatrzyła się na Tamizę, zastanawiając się jak najprościej byłoby rozwiązać jej problemy, ale nic nie przychodziło jej do głowy. I to wtedy właśnie z zamyślenia wyrwał ją czyjeś słowa. Drgnęła, zaskoczona, słysząc własne imię wypowiedziane w sumie znajomym głosem, chociaż póki nie dostrzegła twarzy, nei potrafiła przypisać go do konkretnej twarzy.
- Och! Stephanie! - zamrugała zaskoczona, ale potem na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech - Co za niespodzianka! Spotkać się tak daleko poza Pokątną...
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Panie zostały już sobie jakiś czas temu przedstawione, ale to tyle co można było powiedzieć o tej znajomości... Nie znały się tak dobrze, aby rozmawiać z radością każdego dnia, ale już na tyle, aby przechodząc ulicą Pokątną powiedzieć sobie swobodnie „dzień dobry”. Była do niej bardzo przyjaźnie nastawiona, w dodatku nigdy nie usłyszała o Florence złego słowa! A nawet jeśli zdarzyło się narzekanie na obsługę czy kolejki w lodziarni, do machała na to ręką i usprawiedliwiała sezonem na takie cuda. Z resztą, lody Fortescue były całkiem znane i wielu czarodziejów jedynie przejeżdżających przez Londyn często tam zachodziło, aby spróbować specjałów. Musiała szczerze przyznać, że odrobinę zazdrościła Flo takiego sukcesu. Sama chciałaby założyć biznes który w tak szybkim czasie stałby się znaną marką. Choć na pewno nie interesowały jej lody... Bardziej kwiaty.
- Czasami nawet ja muszę się stamtąd wydostać. – powiedziała rudowłosa, posyłając kobiecie uprzejmy uśmiech. - Martwi cię coś? Czy może po prostu uznałaś, że bardzo poetycko i romantycznie jest patrzeć wieczorami na Tamizę smutnym wzrokiem?
Miała trochę rozbawiony ton. Jej się to często zdarzało! Robić coś, co wyglądało jak scena z książki czy wiersza – przerysowane do bólu, ale chciała zobaczyć czy w ogóle zadziała w prawdziwym życiu. Dorośli ludzie w końcu nieczęsto, na przykład, chodzą w nocy na łąkę, żeby potaczać się w stokrotkach, a mógłby być to obraz o wysokiej poetyckiej wartości. Może nawet w głowie układałaby jakieś fraszki, gdyby miała jakiekolwiek umiejętności pisarskie, ale raczej nie szczyciła się nawet dobrym układaniem rymów...
Oparła się o ławkę łokciami, po czym zaciągnęła się znów papierosem, właściwie nawet cieszac się, że wiatr nie zwiewał dymu na Florence. Rozumiała, gdy ktoś nie lubił tego zapachu, w końcu nie były to bzy.
- Czasami nawet ja muszę się stamtąd wydostać. – powiedziała rudowłosa, posyłając kobiecie uprzejmy uśmiech. - Martwi cię coś? Czy może po prostu uznałaś, że bardzo poetycko i romantycznie jest patrzeć wieczorami na Tamizę smutnym wzrokiem?
Miała trochę rozbawiony ton. Jej się to często zdarzało! Robić coś, co wyglądało jak scena z książki czy wiersza – przerysowane do bólu, ale chciała zobaczyć czy w ogóle zadziała w prawdziwym życiu. Dorośli ludzie w końcu nieczęsto, na przykład, chodzą w nocy na łąkę, żeby potaczać się w stokrotkach, a mógłby być to obraz o wysokiej poetyckiej wartości. Może nawet w głowie układałaby jakieś fraszki, gdyby miała jakiekolwiek umiejętności pisarskie, ale raczej nie szczyciła się nawet dobrym układaniem rymów...
Oparła się o ławkę łokciami, po czym zaciągnęła się znów papierosem, właściwie nawet cieszac się, że wiatr nie zwiewał dymu na Florence. Rozumiała, gdy ktoś nie lubił tego zapachu, w końcu nie były to bzy.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
- Naprawdę patrzyłam się na Tamizę smutnym wzrokiem? - uniosła brwi szczerze zdziwiona. Owszem, musiała sobie przemyśleć parę spraw, ale nie sądziła, że to aż tak odbije się na jej zachowaniu! I to jeszcze na tyle, że osoba, z którą zwykle jedynie wymienia się pozdrowieniami na ulicy postanowi zwrócić na to uwagę.
Zaraz jednak uśmiechnęła się, próbując zmyć ten "smutny" wyraz ze swojej twarzy. Nie będzie przecież zwierzać się ze swoich problemów komuś niemalże obcemu. Z resztą, Stephanie raczej nie chciała o nich słuchać, a Florence nie chciała przynudzać.
- A, takie tam drobiażdżki zaprzątają mi głowę. Wiesz, sprawy życia codziennego. Brat, dom, praca... zaczyna sie sezon. Niedługo nie będę mieć czasu na takie spacerki,więc korzystam póki mogę. - zaśmiała się.
Sama Florence była pod wrażeniem jak bardzo jej pomysł okazał się udany. Ale uważała też, że zasłużyli z bratem na taki sukces. Spotkało ich w życiu tyle nieprzyjemności, śmierć rodziców etc. że kiedy postanowili wszystko na jedną kartę i włożyli całe serce w tę lodziarnię... musiało się udać! Nie obnosiła się z tym oczywiście, ale w głębi serca była niezwykle dumna z siebie i z Floreana. Była zdania, że każdy może osiągnąć sukces kiedy odpowiednio się postara. Ona była tego przykładem - pomimo załamania nerwowego nie poddała się i oto teraz była tutaj.
- A ciebie co tu przygnało?
Zaraz jednak uśmiechnęła się, próbując zmyć ten "smutny" wyraz ze swojej twarzy. Nie będzie przecież zwierzać się ze swoich problemów komuś niemalże obcemu. Z resztą, Stephanie raczej nie chciała o nich słuchać, a Florence nie chciała przynudzać.
- A, takie tam drobiażdżki zaprzątają mi głowę. Wiesz, sprawy życia codziennego. Brat, dom, praca... zaczyna sie sezon. Niedługo nie będę mieć czasu na takie spacerki,więc korzystam póki mogę. - zaśmiała się.
Sama Florence była pod wrażeniem jak bardzo jej pomysł okazał się udany. Ale uważała też, że zasłużyli z bratem na taki sukces. Spotkało ich w życiu tyle nieprzyjemności, śmierć rodziców etc. że kiedy postanowili wszystko na jedną kartę i włożyli całe serce w tę lodziarnię... musiało się udać! Nie obnosiła się z tym oczywiście, ale w głębi serca była niezwykle dumna z siebie i z Floreana. Była zdania, że każdy może osiągnąć sukces kiedy odpowiednio się postara. Ona była tego przykładem - pomimo załamania nerwowego nie poddała się i oto teraz była tutaj.
- A ciebie co tu przygnało?
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Nie wiem, widziałam tylko tył Twojej głowy. - powiedziała, jednak to, że Florence się aż tak przejęła tą informacją, dało jej trochę do myślenia. Najwyraźniej naprawdę musiała być czymś przygnębiona, inaczej nie zwróciłaby na to uwagi. Ludzie to w końcu zabawne stworzenia. Gdy coś im leży na wątrobie, nie potrafią powiedzieć o tym wprost, tylko kręcą, próbując odciągnąć od siebie uwagę ludzi. Lub nie martwić najbliższych. Nie, żeby Stephanie była osobą, która tak nie postępuje. Skąd, u niej to działało ze zdwojoną siłą. W końcu nie miała powodów, aby swoimi humorkami męczyć zapracowanego wiecznie brata czy od dawna przygnębioną matkę... Dlatego co by się nie działo, przyklejała do twarzy uśmiech. Całe szczęście, trudno było wyłapać, kiedy ten uśmiech nie był do końca prawdziwy, w końcu trwał na jej twarzy nawet kiedy nie musiała udawać braku zmartwień.
Przytaknęła na jej słowa. Wystarczyło jej to, w końcu to dobry powód, żeby dać na chwilę odpocząć myślom. Żeby było im łatwiej rozmawiać, skończyła palić po czym usiadła bliżej niej i odetchnęła cicho. Wieczorne, gęste od wilgoci powietrze było naprawdę przyjemne.
- Nuda. Od tygodnia nie pracuję już w hotelu, zrobiłam wszystko co miałam zrobić, więc postanowiłam trochę zwolnić tempo... - przyznała się od razu. Jej życie biegło tak szybko, że już trudno jej było spamiętać, kiedy ostatnio miała czas, żeby tak po prostu wyjść z domu na spacer. Bo już na samo spacerowanie czas miała zawsze - choćby po skończonej zmianie, kiedy nie miała do pracy bardzo daleko.
Przytaknęła na jej słowa. Wystarczyło jej to, w końcu to dobry powód, żeby dać na chwilę odpocząć myślom. Żeby było im łatwiej rozmawiać, skończyła palić po czym usiadła bliżej niej i odetchnęła cicho. Wieczorne, gęste od wilgoci powietrze było naprawdę przyjemne.
- Nuda. Od tygodnia nie pracuję już w hotelu, zrobiłam wszystko co miałam zrobić, więc postanowiłam trochę zwolnić tempo... - przyznała się od razu. Jej życie biegło tak szybko, że już trudno jej było spamiętać, kiedy ostatnio miała czas, żeby tak po prostu wyjść z domu na spacer. Bo już na samo spacerowanie czas miała zawsze - choćby po skończonej zmianie, kiedy nie miała do pracy bardzo daleko.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
W żadnym wypadku nie chciała sprawiać wrażenia, że ma jakieś problemy. Pewnie nawet gdyby Stephanie naciskała, Florence nadal zwalałaby swój "smutny wzrok" na zwykłe troski życia codziennego. Poza tym była dobrej myśli. Głęboko wierzyła w to, że w końcu wszystko się ułoży - wystarczyło przecież tylko ciężko popracować. A w tym Florence była dobra. Można było też stłuc jednego ulicznika, to z pewnością też by dało pozytywne rezultaty. A jeśli nie, to przynajmniej poprawiłoby jej humor.
Uśmiechnęła się więc tylko jeszcze raz, chcąc ostatecznie przekonać Stephanie (oraz moooże po części samą siebie) że jej troski to nic więcej niż zwykłe codzienne sprawy. Nie było się czym martwić.
- Och, już tam nie pracujesz?- zagadnęła, delikatnie zainteresowana tematem. Cóż, był równie dobry do obgadania jak każdy inny. Wiedziała, że Stephanie jest dość zabiegana, w końcu często widywała ją na Pokątnej, nie tylko sprzedającą kwiaty, ale również gnającą gdzieś z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Ale robiło się coraz cieplej, więc każdy chyba zasługiwał na wakacje i chwilę oddechu. Oczywiście jej to obecnie nie dotyczyło, ona razem z bratem miała wolne w zdecydowanie chłodniejsze dni. Co za ironia.
- Znalazłaś sobie już coś nowego czy czekasz z tym? - podpytała jeszcze. W tym momencie w jej głowie zaświtała pewna myśl. W sumie to powinna o najpierw obgadać z Floreanem, ale w tej chwili go tu nie było... była za to Stephanie, której cała sprawa mogła dotyczyć! Ale najpierw Florence musiała poznać odpowiedź na swoje pytanie.
Uśmiechnęła się więc tylko jeszcze raz, chcąc ostatecznie przekonać Stephanie (oraz moooże po części samą siebie) że jej troski to nic więcej niż zwykłe codzienne sprawy. Nie było się czym martwić.
- Och, już tam nie pracujesz?- zagadnęła, delikatnie zainteresowana tematem. Cóż, był równie dobry do obgadania jak każdy inny. Wiedziała, że Stephanie jest dość zabiegana, w końcu często widywała ją na Pokątnej, nie tylko sprzedającą kwiaty, ale również gnającą gdzieś z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Ale robiło się coraz cieplej, więc każdy chyba zasługiwał na wakacje i chwilę oddechu. Oczywiście jej to obecnie nie dotyczyło, ona razem z bratem miała wolne w zdecydowanie chłodniejsze dni. Co za ironia.
- Znalazłaś sobie już coś nowego czy czekasz z tym? - podpytała jeszcze. W tym momencie w jej głowie zaświtała pewna myśl. W sumie to powinna o najpierw obgadać z Floreanem, ale w tej chwili go tu nie było... była za to Stephanie, której cała sprawa mogła dotyczyć! Ale najpierw Florence musiała poznać odpowiedź na swoje pytanie.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Stephanie bez pracy przez dłuższy czas czuła się raczej taka... Pusta i bez miejsca dla siebie. W końcu ile można siedzieć na tyłku? Wszyscy jej znajomi też ostatecznie byli raczej zajęci, mieli swoje bardziej stałe prace. I nagle kiedy okazywało się, że to ona ma wolne - nagle wszyscy byli zajęci.
- Jeszcze nie znalazłam. Pewnie od jutra zacznę, zazwyczaj wychodzi mi to spontanicznie. W dodatku zaczął się sezon! Wierz mi, będę rozchwytywana. - zrobiła bardzo zawziętą minę, po czym uśmiechnęła się z rozbawieniem. Dziewczyna miała już trochę wyrobioną opinię wśród ludzi, w tym pracodawców na Pokątnej - bo była bardzo pracowita i bardzo sumienna, ale trudno było ją zatrzymać w miejscu, dlatego latem czuła się jak rybka w wodzie. Wszędzie praktycznie szukano kogoś do pomocy, a ponieważ zazwyczaj zadowalała ją skromna wypłata, nie grymasiła. Nie była aż taka marzycielką, żeby nie rozumieć, że bez specjalnego wykształcenia raczej nie da rady znaleźć jakieś świetnej, bardzo dobrze płatnej pracy. Wybrała sobie taki los sama - z pracującym bratem rodzina byłaby w stanie utrzymać jej edukację. Ale po co? Wolała konkretne rozwiązania.
- Jeszcze nie znalazłam. Pewnie od jutra zacznę, zazwyczaj wychodzi mi to spontanicznie. W dodatku zaczął się sezon! Wierz mi, będę rozchwytywana. - zrobiła bardzo zawziętą minę, po czym uśmiechnęła się z rozbawieniem. Dziewczyna miała już trochę wyrobioną opinię wśród ludzi, w tym pracodawców na Pokątnej - bo była bardzo pracowita i bardzo sumienna, ale trudno było ją zatrzymać w miejscu, dlatego latem czuła się jak rybka w wodzie. Wszędzie praktycznie szukano kogoś do pomocy, a ponieważ zazwyczaj zadowalała ją skromna wypłata, nie grymasiła. Nie była aż taka marzycielką, żeby nie rozumieć, że bez specjalnego wykształcenia raczej nie da rady znaleźć jakieś świetnej, bardzo dobrze płatnej pracy. Wybrała sobie taki los sama - z pracującym bratem rodzina byłaby w stanie utrzymać jej edukację. Ale po co? Wolała konkretne rozwiązania.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
No tak, Florence była całkowicie świadoma tego, jaką opinię ma wśród sprzedawców na Pokątnej Stephanie. Dziewczynę znał każdy, nawet jeśli tylko z widzenia, a większość doskonale wiedziała, że dziewczyna była dobrym pracownikiem. A o takich z resztą teraz było dość trudno! Wystarczyło się odwrócić, a zaraz ktoś albo partaczył robotę, albo okazywało się, że był niezbyt uczciwy i próbował oskubać cię choćby z kilku knutów. Dlatego też Florence bardzo dyskretnie wierciła się na ławce, wyczekując odpowiedzi dziewczyny. Jak sama zauważyła, zaczynał się sezon, a co za tym idzie, pomoc będzie potrzebna również w lodziarni. Więc kiedy tylko Fortescue usłyszała, że rudowłosa nie posiada obecnie żadnego konkretnego zatrudnienia, ani nie rozglądała się jeszcze za takowym, od razu uradowana chwyciła ją za dłonie. Może nieco zbyt wielka poufałość to była z jej strony, ale to w tej chwili mniej istotne!
- Więc pracuj u nas w lodziarni! Każda para rąk będzie potrzebna, sama z resztą wiesz, jakie tłumy do nas walą latem! - powiedziała. Naprawdę liczyła na to, że Stephanie się zgodzi. Wiedziała, że jej propozycja była zdecydowania wysunięta "na wariata". Że kobieta może mieć już jakiś ogólny pomysł, co do tego, gdzie chce pracować. Że powinna najpierw porozmawiać o tym z Floreanem. Ale jednak zdecydowała się to zapytać dziewczyny już teraz. Potrzebowała drobnego promyka szczęścia w tych dość niepewnych i nieciekawych czasach. A świadomość, ze na zbliżający się sezon będą mieli już przeszkolonego pracownika, który z resztą ma doświadczenie w obsłudze klienta, byłby właśnie takim promyczkiem.
- Wszystkiego cię nauczę! Jak robić lody kręcone, jak odpowiednio nakładać gałki... Florek twierdzi że czasem nieco mi odbija na tym punkcie, jak mu zwracam uwagę, że źle trzyma łyżkę, ale to nieważne. Zobaczysz jaka to frajda! A uśmiechy dzieci, jak się im podaje ulubione smaki w rożku... bezcenne. - kusiła.
- Więc pracuj u nas w lodziarni! Każda para rąk będzie potrzebna, sama z resztą wiesz, jakie tłumy do nas walą latem! - powiedziała. Naprawdę liczyła na to, że Stephanie się zgodzi. Wiedziała, że jej propozycja była zdecydowania wysunięta "na wariata". Że kobieta może mieć już jakiś ogólny pomysł, co do tego, gdzie chce pracować. Że powinna najpierw porozmawiać o tym z Floreanem. Ale jednak zdecydowała się to zapytać dziewczyny już teraz. Potrzebowała drobnego promyka szczęścia w tych dość niepewnych i nieciekawych czasach. A świadomość, ze na zbliżający się sezon będą mieli już przeszkolonego pracownika, który z resztą ma doświadczenie w obsłudze klienta, byłby właśnie takim promyczkiem.
- Wszystkiego cię nauczę! Jak robić lody kręcone, jak odpowiednio nakładać gałki... Florek twierdzi że czasem nieco mi odbija na tym punkcie, jak mu zwracam uwagę, że źle trzyma łyżkę, ale to nieważne. Zobaczysz jaka to frajda! A uśmiechy dzieci, jak się im podaje ulubione smaki w rożku... bezcenne. - kusiła.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Brzeg Tamizy
Szybka odpowiedź