Wydarzenia


Ekipa forum
Rodzinny warsztat
AutorWiadomość
Rodzinny warsztat [odnośnik]05.02.18 16:52
First topic message reminder :

Rodzinny warsztat

Warsztat to z pewnością najbardziej niesamowite pomieszczenie w posiadłości Ollivanderów. Znacznie także różniące się od innych komnat - mniej tu przepychu, więcej tajemniczej, magicznej aury. Drewna czekające na obróbkę, rdzenie leżakujące w słojach, ozdoby zwisające z sufitu, stolarski stół, słupy światła wpadające przez zakurzone okienka, dłuta oraz pędzle - znaleźć można tutaj wszystko i wszystko to sprawia, że owa pracownia wygląda jak enigmatyczny gabinet osobliwości. Raczej nie wchodzą tu obcy, a goście przyjmowani są zazwyczaj w bardziej reprezentacyjnych punktach dworku. To azyl każdego różdżkarza!
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]29.07.19 17:48
Niejednemu lordowi krew zawrzałaby w żyłach po usłyszeniu nieporadnych powitań Steffena - Ollivanderowie zdążyli jednak przywyknąć do niezręczności i niepewności niektórych rozmówców. Pamiętali o swojej pozycji, lecz ich duma nie sięgała szczytów, a praca w sklepie na Pokątnej przyzwyczaiła do przeróżnych sytuacji. Ulysses zazwyczaj prędko przechodził do sedna sprawy, starając się nie poświęcać potknięciom niepotrzebnej uwagi - nie miały znaczenia, a raczej miały większe dopiero w zamkniętych kręgach arystokracji. Oczywiście - jego zdaniem każdy powinien znać podstawowe zasady savoir vivre, ale pochodzenie w wielu przypadkach znacznie tę możliwość utrudniało. Na powtórzone powitanie skinął krótko głową, jakiekolwiek ukłony uważając za zbędne, lecz przemilczał tę kwestię, widząc starania i przejęcie młodego łamacza klątw. Nie ciągnął też tematu anomalii, subtelnie zaskoczony wyczerpującą relacją, lecz żadne oznaki zdumienia nie wstąpiły na lordowskie oblicze.
- Wszystko w porządku, dziękuję - odpowiedział krótko, gdyż skrzynka stała już na stole - mogli zająć się pracą. Tak sądził, dopóki w powietrzu nie zabrzęczała wzmianka o zakończonym małżeństwie, stanowiąca wyjątkowo drażliwy punkt na mapie myśli Ollivandera. Zatrzymał dłonie na kufrze, opierając się o niego. Zawsze ważył słowa, gdyż znał ich siłę oraz miał świadomość łatwości, z jaką były przekręcane i przeinaczane, a mimo tego - po wypełnionej napięciem ciszy, w trakcie której mierzył Steffena przenikliwym, czujnym, choć raczej niewzruszonym spojrzeniem z nutą chłodnej ostrzegawczości - odpowiedział - Co ma wisieć, nie utonie - komentarz z łatwością odniósł się do kondolencji, nie dając żadnego oglądu na sprawę, nie angażując żadnej strony w winę lub niewinność. Różdżkarz skupił słowa i uwagę na problemie z rdzeniem, nim reporter się obejrzał - nigdy nie był łatwym rozmówcą, silny charakter oraz dojrzałość stawały na drodze wielu osobom i nie każdy miał siłę i tupet, by się z nimi mierzyć. Zabrał po prostu dłonie ze skrzyni i wyjaśnił, co kryje się w środku. W dalszej części dyskusji nie mógł wymienić się zbyt bogatymi doświadczeniami - jedynie laicką opinią.
- Trudno stwierdzić - odparł oszczędnie, nie próbował wcześniej zagłębiać się w cel osoby nakładającej klątwę - nie był nawet pewien, czy łuska w początkowym zamierzeniu miała trafić do Ollivanderów, czy gdziekolwiek indziej. - Może nie było celu, tylko testy - albo faktyczne działanie klątwy kryje się pod czymś niepozornym - mogli debatować nad tym latami, opcji było niezliczenie wiele.
- Śmiało, byle ostrożnie. Zlecą się wszystkie narzędzia z warsztatu - są odłożone tam, po prawej stronie - wskazał dłonią. - Niewykluczone, że coś może nas zaskoczyć. Gdyby potrzebował pan pomocy, proszę mówić - dodał na koniec.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]15.09.19 1:03
Steffen dzielnie wytrzymał nieprzeniknione spojrzenie lorda Ulyssessa, choć zrobiło mu się troszkę gorąco i splótł dłonie za plecami, aby ukryć ich drżenie. W sekrecie bał się przecież wielkich lordów - nawet gdy byli przyjaźni, jak Ollivanderowie - i wstydził się własnej nie znajomości szlacheckiej etykiety, faux-pas, i tym podobnych. Ale nie wspomniał Julii z czystego wścibstwa (no dobrze, troszkę też), tylko w imię etyki zawodowej. Oto miał okazję porozmawiać z kimś, kto (nie?)świadomie stał się bohaterem skandalu, czytelniczki były spragnione plotek, a on sam chciał dać lordowi Ollivanderowi szansę osobistego wypowiedzenia się w temacie.
Zamiast tego, Ulyssess podarował mu cytat, który... zdecydowanie nie nadaje się do druku.
-Nie utonie? - powtórzył tępo Steffen, zanim zdążył ugryźć się w język. -Och. Rozumiem. - dodał tępo, chociaż wcale nie rozumiał i usiłował odgonić od siebie obrazy tonącej Ofelii, znaczy tonącej Julii już-nie-Ollivander. Racjonalnie pojmował, że Ulyssess ma zapewne na myśli swoje małżeństwo, ale miał zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię.
Wyobraźnię, która podsuwała mu właśnie miliony wzruszających i empatycznych scenariuszy, w których Steffenowe upodobanie do dramatu mieszało się z jego ekspertyzą zawodową. Może lord Ollivander był obłożony klątwą impotencji? Ale jak dyskretnie zaproponować mu pomóc? A może na lady Prewett ktoś nałożył klątwę w dzieciństwie i teraz była po prostu szalona? Ojejku, a Bertie przecież zasugerował, że Steff może z nią naprawiać anomalie. Cóż za ognista kobieta odstraszyła od siebie tak spokojnego i dystyngowanego mężczyznę jak lord Ollivander i czy Steff przetrwa z nią tak niebezpieczną misję jak zapuszczanie się na tereny anomalii? Bardzo podziwiał pana Ulyssessa, więc racjonalne wytłumaczenie w stylu "niezgodność charakterów" nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedział nawet, że szlachta może się rozwodzić ze względu na niezgodność charakterów.
Och, och, on tu puszczał wodze wyobraźni, a lord Ollivander mówił coś o klątwie. Przedmioty, cośtam, tak, tak.
-Spróbujmy... - mruknął, nie przyznając się do chwilowej nieuwagi. Ostrożnie uchylił wieko, tak aby jedynie rzucić okiem na feralny obiekt i nie dać przedmotom możliwości do natychmiastowego zlecenia się ku skrzyni. Nigdzie nie było śladu run - Ollivander by mu przecież o nich powiedział - więc musiał polegać na swojej intuicji, bo podejrzewał jakiego rodzaju to może być klątwa.
-Finite Incantatem! - zaryzykował




nie znamy ST klątwy, więc:
k100+15 (opcm Steffena)
krytyczna 1 - zlatują się wszystkie narzędzia z warsztatu; jedno wbija się w stopę Ulyssesa, a drugie w pośladek Steffena
2-50 - nie wyszło, zlatują się wszystkie narzędzia z warsztatu!
50-70 - chyba źle rozpoznałem runy, nic się nie dzieje
70-99 - udało się!
powyżej 100 - udało się, zaklęcie wypolerowało przy okazji wszystkie narzędzia w warsztacie, a rdzeń okazuje się ponadprzeciętnie potężny i przydatny



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]15.09.19 1:03
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 24
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]21.10.19 23:24
Skandale plątały się wokół Ulyssesa od dłuższego czasu (miał przecież do kobiet wyjątkowego pecha), zaś największym z nich nie było urwanie związku z dnia na dzień. To małżeństwo z Julią, od początku do końca, stanowiło skandal sam w sobie. Mężczyzna bez trudu zauważył szum, jaki pojawił się wokół sprawy i absolutnie nie był nim zaskoczony; dostrzegał ciekawskie spojrzenia, trafiał na nagle urywające się rozmowy - mimo tego, wolał nie zagłębiać się w podzielone zdania, różne wersje wydarzeń, w plotki i domysły. Były niewygodne, to prawda, lecz mógł je znosić bez najmniejszego zająknięcia. Nie miało to znaczenia, nie dla niego, gdy na tle owych trudności odczuwał najprostszą ulgę. Byli dla siebie ogromnym balastem i ciężar ten zniknął tak szybko, jak szybko się rozstali.
Spojrzenie pozostało niestrudzenie wytrwałe - przetrzymał je w milczeniu jeszcze parę chwil, choć uwadze nie umknął nerwowy gest Steffena. Sam Ollivander nie podjął więcej kwestii związku, milcząc - pozwalał młodemu runiście wybrnąć z tematu bezboleśnie, nim na dobre go rozwinął. Oszczędził kąśliwych uwag i nie dociekał, jak wiele zrozumienia postanowiło skryć się w umyśle chłopaka - na szczęście nie miał też pojęcia o zakątkach jego bujnej wyobraźni, chociaż dostrzeżenie, jak rozmyślenia pochłonęły młodzika, nie przychodziło z trudem. Nawet go to bawiło, gdy opowiadał spokojnie o rzeczywistym problemie - ze rdzeniem - zastanawiając się, na ile podzielną uwagą wykaże się Steffen. Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia, czy gdziekolwiek były ślady run, bo nie sprawdzał tego na własną rękę, zamierzając zostawić to specjaliście.
No i miał specjalistę - gdyby wiedział, że musi przy nim dobyć różdżki na wszelki wypadek, na pewno zrobiłby to wcześniej - teraz pozostawało mu tylko spróbować bronić się przed efektami nieudanego działania. - Protego - wypalił najszybciej, jak mógł, ale wciąż za późno, by uchronić ich przed atakującymi metalami. Narzędzia ruszyły zgodnie w stronę mężczyzn, za nic mając tworzącą się tarczę. Ollivander cofnął się odruchowo o krok, z jednej strony ustępując z drogi dłutu, z drugiej - wpychając się prosto pod solidną metalową miarę, która łupnęła prosto w łokieć. Syknął przez zaciśnięte zęby, obserwując z lekką irytacją rozbitą na drobne kawałki skrzynkę.
- Warto było najpierw zadbać o solidną tarczę - zasugerował po czasie, rozmasowując łokieć, z którego ból promieniował paskudnie - mogli rzucić razem Protego Totalum, szczerze mówiąc właśnie tego Ulysses się spodziewał i sądził, że po wysłuchaniu opisu, runista także rozpocznie od czegoś ułatwiającego pracę. Teraz dostęp do rdzenia był praktycznie niemożliwy, narzędzia otoczyły łuskę bardzo ściśle. - Czy próbował pan na ślepo? - zapytał, mrużąc oczy z cieniem niezrozumienia. Nie przekreślał młodego adepta, lecz pomyślał, że może trochę go przecenił.

rzut


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]04.11.19 4:22
Steffen w głębi duszy pragnąłby być skandalistą - bohaterem artykułów w "Czarownicy", łamaczem kobiecych serc, a nawet wyniośle milczącym rozwodnikiem. Pozostawało mu jednak krycie się w cieniu i pisanie o naprawdę interesujących osobach. W myślach już planował nagłówek kolejnego wydania "Ulyssess Ollivander odmawia komentarza, a Julia..." - no właśnie, co z Julią? Perspektywa spotkania z nią z każdą sekundą wydawała się coraz bardziej intrygująca, choć wciąż napawała go niepokojem.
O wiele bardziej niepokojące było jednak nieudane ściąganie klątwy - Steffen najpierw śmiertelnie pobladł, potem poczerwieniał ze wstydu, a potem obserwował jak tarcza lorda Ollivandera okazuje się nieskuteczna. Sam nie zdążył nawet wypowiedzieć zaklęcia - najpierw oberwał widelcem (cóż tu robił widelec? Nie wiedział, ale może ktoś jadł w tym rodzinnym warsztacie?) w czoło, a potem dłutem w goleń. Z podkówką na ustach zaczął rozmasowywać czoło, z przerażeniem rejestrując, że jego zleceniodawca również stał się ofiarą ataku metali.
-Przepraszam, tak strasznie mi przykro! Zostanę po godzinach żeby tu posprzątać. - zaoferował, nieświadom, że jego oferta niewiele znaczy wobec oddania skrzatów domowych.
Odetchnął głęboko, usiłując przybrać spokojniejszą minę oraz wytrzymać pod naporem spojrzenia Ollivandera.
-Niestety, nigdzie nie widać run, więc nie mogłem stuprocentowo określić rodzaju klątwy, chociaż po pańskim opisie wytypowałem najbardziej prawdopodobny typ i zaklęcie powinno zadziałać... - wyjaśnił, starając się nie okazywać drżenia głosu. Nie nazwałby tego podejścia metodą "na ślepo", a raczej metodą "nie zaszkodzi spróbować." Zresztą, w obliczu braku run, nie miał innego wyboru.
-Teraz widzę, że klątwa działa jak silny magnes... fascynujące. Pozwoli lord, że spróbuję jeszcze raz! - zmrużył oczy, przypatrując się otoczonemu przez narzędzia metalowi. Klątwa nie wydawała się naprawdę groźna, raczej złośliwa. Nigdy nie widział czegoś takiego i lęk przed kompromitacją zaczął ustępować miejsca naukowej ciekawości. -W razie czego, przywołam tarczę, ale będę wdzięczny... za czarodziejskie wsparcie. - poprosił, nachylając się nad metalami. Na szczęście, Finite nie wymagało bezpośredniego dostępu do magicznego rdzenia. Steff zaczął przesuwać nad nim różdżką, wyczuwając coraz więcej energii magicznej, która dawała mu coraz większe pojęcie o klątwie. Przymknął oczy, skupił się i ponowił próbę.
-Finite Incantatem...

k100+15 (opcm Steffena)
krytyczna 1 - wszystkie narzędzia zaczynają fruwać; jedno wbija się w pośladek Steffena
2-50 - nic się nie dzieje!
50-70 - udało się! Metalowe narzędzia odpadają od rdzenia i tworzą bałagan na podłodze.
70-99 - udało się! Metalowe narzędzia wracają na swoje miejsce.
powyżej 100 - udało się, zaklęcie wypolerowało przy okazji wszystkie narzędzia w warsztacie, a rdzeń okazuje się ponadprzeciętnie potężny


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]04.11.19 4:22
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]15.01.20 1:03
Gdyby Ollivander wiedział o pragnieniu Steffena, z chęcią przekazałby chłopakowi tytuł skandalisty - całkowicie charytatywnie, nie żądając nic w zamian. Jedyny rozgłos, jaki miał dla mężczyzny znaczenie, sięgał dziedzin nauki i różdżkarstwa - lecz i tu nie gnał na oślep, wytrwale i ciężko pracując na swój sukces. Sprawy prywatne zawsze stanowiły bardziej chodliwy temat, choć z drugiej strony... jak bardzo prywatne były małżeństwa w rodach szlachetnych? Nic nie przechodziło bez echa, zwłaszcza błędy i niepowodzenia. To, do którego doprowadziło nieudane zaklęcie Cattermole'a okazało się wyjątkowo głośne i odczuwalne - łoskot jeszcze przez moment pozostawił szum w uszach.
Różdżkarz nie rozczulał się długo nad swoim łokciem, za to z lekkim niedowierzaniem zerknął na młodzieńca, gdy ten wyrzucił z siebie nietypowe przeprosiny. Nie pamiętał, by kiedykolwiek mu się takie zdarzyły - profesjonaliści zazwyczaj przyznawali się do pomyłki i od razu przystępowali do ponownych prób. Każdy popełniał błędy, ale żeby... - Proszę zająć się właściwą pracą, nie sprzątaniem - upomniał kąśliwie, mimo tego nie podnosząc zanadto głosu - nie odczuł złości, choć pewnie i przy niej powściągnąłby emocje w taki sam sposób. Jeśli Steffen miał kiedyś sięgnąć poziomu swojego mentora, musiał odpowiednio skupić się na pracy. Ulysses cierpliwie wysłuchał wyjaśnienia, przyjmując je do wiadomości o wiele lepiej niż próby wskoczenia na posadkę służby w ramach zadośćuczynienia - skinął głową na znak zrozumienia. - Śmiało - skomentował kolejne zdania, pozwalając łamaczowi działać dalej; różdżkę trzymał w pogotowiu jeszcze przed sugestią Steffena, nauczony poprzednim zajściem, choć podejrzewał, że narzędzia nie odbiją od rdzenia tak chętnie, jak do niego zleciały, a przynajmniej nie z takim impetem.
Obserwował Steffena czujnie, stojąc nieopodal. Zupełnie nie przejmował się presją, którą mógł w ten sposób wywierać; pamiętał doskonale, jak nadzorowana była jego własna praca przy różdżkach i wiedział, że popełnienie błędu było przy takich obserwacjach częstsze niż podczas zupełnie samodzielnej pracy.
Tym razem Cattermole wykazał się większą skutecznością, zaskarbiając sobie nieco więcej zaufania ze strony Ollivandera - niekoniecznie to po sobie pokazał, ale z pewnością zapamiętał. - Świetnie - skomentował, zerkając na rozrzucone po podłodze narzędzia. Nie widział w tym problemu, o ile sprawa ze rdzeniem została rozwiązana. Szczerze mówiąc, spodziewał się czegoś bardziej skomplikowanego. - Proszę sprawdzić, czy nie była to tylko zasłona dymna. Wolę mieć pewność, że nie została nałożona żadna cięższa klątwa - przyznał, nie zamierzając brać rdzenia na warsztat, jeśli istniał cień ryzyka. Gdyby tak było, resztę zadania nadal zlecałby Steffenowi, chcąc sprawdzić, jak daleko sięgały jego umiejętności. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dobrze - lecz to nie on był znawcą. - Jeżeli coś jest na rzeczy, zajmiemy się tym innego dnia - zwyczajnie wolę wiedzieć, czy praca z rdzeniem będzie bezpieczna.
- Dziękuję, panie Cattermole. Pozostajemy w kontakcie - dodał na pożegnanie, wyraźnie dając znać, że mogą kontynuować współpracę - przynajmniej na ten moment.  

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]02.02.20 0:19
Łoskot metalu nieprzyjemnie dźwięczał mu w uszach, pozostawiając po sobie poczucie porażki. Zawiódł jako reporter, nie będąc w stanie wydusić od mrukliwego lorda nic, co zainteresowałoby czytelników „Czarownicy” i nie było tak oczywiste, by umożliwić identyfikację Steffena jako anonimowego dziennikarza. Zawiódł też jako łamacz klątw, zdejmując klątwę zbyt pochopnie, przy drugiej próbie i robiąc straszny bałagan. Howard z pewnością poradziłby sobie z tym za pierwszym podejściem i nie zostawiłby po sobie porozrzucanych narzędzi. Ale o był doświadczony i chociaż działał szybko, to efektywność zawsze szła u niego w parze z cierpliwością i ostrożnością.
Kąśliwa uwaga Ulyssessa nieco zabolała, ale ku swojej uldze, Steffen nie wyczuł w jego tonie złości. Ponaglony i nieco ośmielony, zabrał się więc do pracy i wreszcie wykonał to nieszczęsne zadanie. Z lekkim zakłopotaniem spojrzał na bałagan na podłodze, a potem na lorda Ollivandera, który nie okazywał po sobie ani uznania ani rozczarowania. „Świetnie” powinno poprawić mu humor, ale nie miał pojęcia, czy komplement był szczery, czy miał jedynie stłumić jego gadatliwość przy przepraszaniu. Nie znał Ulyssessa na tyle, by przebić się przez jego zbroję pokerowej twarzy, a sam czuł się ambiwalentnie odnośnie wykonanego zadania. Wiedział przecież, że mógł to zrobić ładniej, lepiej i szybciej.
-O…oczywiście. Hexa Revelio. - przytaknął i od razu rzucił zaklęcie, wykrywające klątwy. Biała mgła nie pokazała się jednak nigdzie w pomieszczeniu, a magia nie wykazywała nic podejrzanego w okolicy rdzenia. Uśmiechnął się z ulgą.
-Nie ma żadnych dodatkowych klątw, z rdzeniem można się już bezpiecznie obchodzić. - zapewnił, prostując się dumnie.
Spodziewał się chłodnej odprawy, więc druga szansa, dana mu przez lorda, miło go zaskoczyła. Perspektywa dalszej współpracy byłaby wspaniała, chętnie brał każde dodatkowe zlecenia, a te od pana Ollivandera były prestiżowe, ambitne i dobrze płatne. Marzenie każdego ambitnego łamacza klątw!
-Dziękuję za zaufanie, lordzie! - uśmiechnął się szeroko, nagle promieniejąc. -Będę na każde lorda wezwanie, w weekendy lub dni powszednie po siedemnastej. - dodał, uściślając, że zlecenia nie powinny niestety kolidować z jego pracą w Ministerstwie. Pożegnał się grzecznie i z ulgą opuścił szlachecką posiadłość, rad, że nie spalił za sobą żadnych mostów.

/zt


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]27.02.20 22:46
II 1957
Trafił na prawdziwą zagadkę. W różdżkarstwie zdarzały się one względnie często, tworzone przez Ollivanderów dzieła były wszak nieprzewidywalne i niezwykle różnorodne - rozwijały się przecież z czarodziejem, przesiąkając jego charakterem, historią, doświadczeniami, zgrywały się z jego talentami i predyspozycjami. Trudno było określić, dokąd zabrnie dany artefakt i jak zareaguje na różne okoliczności. Niektóre drewna i rdzenie cechowały się większą odpornością na eliksiry, krople mikstur rozpryskujące wokół kociołka i przedostające się na powierzchnię różdżek nie robiły im większej różnicy - innym wystarczyła najmniejsza drobinka i już siały wokół siebie zamęt. Miały charakter, zupełnie jak ich właściciele, ale często nie stanowiły ich lustrzanych odbić, a osobny byt, podejmujący współpracę z człowiekiem. Tym razem Ulysses trzymał w dłoniach egzemplarz kompletnie sobie nieznany, obcy i dziwny. Już przy pierwszym zetknięciu mógł wyczuć opór, niewidoczną barierę - czuł się nieswojo i bardzo niekomfortowo, przesuwając opuszkami palców po fakturze drewna, mocno wyczuwalnej, surowej. Miała swój urok, lecz czuł się, jakby naruszał czyjąś prywatność w gwałtowny sposób - nie zerkając nieśmiało zza kotar, lecz rozdzierając je z impetem, by poznać tajemnice, kryjące się za materiałem. Ollivander nie mógł odszukać w pamięci podobnego momentu - żadna różdżka tak na niego nie zadziałała, nawet na początku kariery, gdy jeszcze nie potrafił z nich czytać, jak z otwartej księgi.
Nie spieszył się, poświęcając jej więcej uwagi. Drewno kasztanowca zidentyfikował natychmiast, jeszcze zanim różdżka została mu przekazana, rdzeń nie pozostawał tajemnicą wiele dłużej - już po pierwszym dotyku wychwycił typowe dla rogu kozłaga drżenie. W ten sposób ostrzegał przed niebezpieczeństwem, był dodatkowym zmysłem posiadacza i wzmacniał jego naturalną intuicję. Problem nie leżał jednak w określeniu, z czego wykonana jest dany egzemplarz - właściciel wiedział to doskonale. Przychodził z nietypowym kłopotem. Różdżka po prostu przestała działać, z dnia na dzień, ponoć bez powodu. Nie dało się wykrzesać z niej mocy, najmniejszego zaklęcia, iskry czy wątłej strużki dymu. Co ciekawsze, nie przestała być wyczuwalna, reagowała na nastroje czarodzieja i drżała od czasu do czasu, niezależnie od powodu - czyżby nietrafnie interpretowała niebezpieczeństwo, widząc je nawet tam, gdzie go nie było? Ollivander zmarszczył brwi w zastanowieniu, powoli przesuwając palcami po całej długości różdżki - zero wniosków. Moc rozkładała się równomiernie, rdzeń reagował, koniec nie był przyblokowany - początkowo sądził, że powód leży właśnie tam i wystarczy wyrównać sproszkowany róg kozłaga, przeklepać go raz dwa, młotkiem tu, młotkiem tam - nic bardziej mylnego. Różdżka rzeczywiście - po prostu nie działała. Sprawę utrudniał jeszcze jeden szczegół i to z jego powodu Ulysses miał trudności ze zlokalizowaniem problemu.
- Jest od Gregorowicza, zgadza się? - zapytał, na chwilę odrywając wzrok od kasztanowego drewna. Jego klient był starszym mężczyzną, pochodzącym z Islandii, słabo porozumiewającym się po angielsku, ale o dziwo - komunikacja z nim przychodziła Ollivanderowi bez trudu. Był inteligentnym czarodziejem, bardzo wytrwałym - sztandarowe cechy posiadanej różdżki, lecz u tego człowieka wyczuwalne zaledwie po paru zamienionych słowach, a może nawet bez nich. Jego aura była niesamowita. W odpowiedzi na pytanie Ulysses otrzymał tylko krótkie skinięcie głową, wystarczające, by rozwiać wątpliwości. To nie będzie łatwa praca.
- Będę potrzebował paru dni - stwierdził na starcie, zerkając uważnie na mężczyznę, lekko zmartwionego stanem rzeczy. Trudno się dziwić, czarodziej bez różdżki nie mógł zrobić wiele. - Mamy zupełnie inne sposoby, dlatego trudno jest zlokalizować problem, a wydaje się dosyć poważny - wyjaśnił pokrótce. Wykluczał mechaniczne uszkodzenie, drewno było nietknięte i bardzo zadbane, co nie zdarzało się często. Anomalie również nie były przyczyną, różdżka działała ponad miesiąc po ich ustaniu i niemożliwym było, że z takim opóźnieniem zareagowała na rozregulowaną moc. A moc, sama w sobie, miała ogromną - zarówno z rdzenia, jak i z drewna. Czarodziej nie miał zbyt dużego wyboru, Ulysses nie był pierwszą osobą z rodziny, która oglądała ten dziwny przypadek, lecz to do niego mężczyzna był odsyłany - podróż w rodzinne strony nie wchodziła w grę, wysyłanie dzieła do twórców także, dlatego zgodził się na warunki, z nadzieją na przywrócenie różdżki do pierwotnego stanu.
Ollivander nie zwlekał, zabierając się do pracy od razu. W sklepie nie miał warunków do potrzebnej w tej chwili koncentracji, dobiegające z dołu rozmowy rozpraszały, ktoś co chwila pojawiał się na piętrze, by dokonać drobnych, bieżących napraw - powiadomił więc swoich współpracowników, że będą mogli znaleźć go w warsztacie, po czym udał się tam, z ulgą przyjmując ciszę i spokój. W środku zastał tylko jednego z młodszych różdżkarzy, którego pomoc mogła okazać się pomocna - a przy okazji korzystna dla niedoświadczonego jeszcze kuzyna. Skinął głową na przywitanie, i nie wtrącając się w jego robotę, minął chłopaka, udając się do wolnego stanowiska. Przygotował je prędko, rozkładając odpowiednie narzędzia i wyszukując parę mikstur. Poza nimi na blacie znalazło się jeszcze podłużne, szklane naczynie oraz parę długich igieł - niektóre powykręcane na różne sposoby. Mężczyzna odszukał w zbiorach kasztanowe drewno - nieobrobione oraz wyrzeźbione w bazowy kształt różdżki, a także nietknięty róg kozłaga, jeden z nielicznych. Musiał mieć porównanie i od tego zaczął, próbując analizować czyste składowe - wynotował wszystko, co o nich wiedział, co wyczuł. Nie tworzył nowego dzieła, po krótkich obserwacjach odłożył drewno i rdzeń na miejsce, przechodząc do główkowania nad zagadką najbliższych dni. Pierwszego zajął się wypisywaniem możliwych problemów - na pergaminie pojawiło się ich równo piętnaście, ustawionych od najbardziej do najmniej prawdopodobnych. Wykreślał je skrupulatnie, sprawdzając dokładnie każdą możliwość. Przed opuszczeniem warsztatu udało mu się odrzucić cztery z opcji, zmęczenie i godzina nie pozwalały na dalszą pracę. Następnego dnia, jako że nadał owej różdżce miano priorytetu, udało mu się wykreślić kolejne trzy przypuszczenia, a ósme okazało się przełomowe. Dojście do niego nie było najprostsze - numerologia była nieocenioną pomocą i tylko dzięki dokładnym obliczeniom, podpartym wcześniejszymi doświadczeniami, mógł zlokalizować problem. Bez udziału liczb oraz ich interpretacji nie był też w stanie różdżki naprawić. Drugi i trzeci dzień przesiedział głównie w swoim gabinecie - dumał nad rzędami rachunków, dopiero pod wieczór podkreślając obiecujące równanie, by następnego dnia zacząć wprowadzać je w życie. Dopiero w tym miejscu narzędzia stały się użyteczne. Proces był skomplikowany i delikatny, ale wykonalny, zwłaszcza dla doświadczonego różdżkarza - zawołał nawet przesiadującego w warsztacie kuzyna, pozwalając mu w ciszy obserwować misterną robotę. Mógł się wiele nauczyć i pomóc przy najmniej ryzykownych elementach. Najpierw, za pomocą wydrążonej igły, Ulysses wydobył rdzeń z wnętrza drewna. Sproszkowany róg należało potraktować paroma zaklęciami oraz wymieszać z eliksirem stabilizującym, w który, przeleżał równą dobę - najgorsze było umieszczenie go z powrotem w kasztanowej powłoce, ale i temu podołał po godzinach zmagań. Długi i żmudny proces owocował wieloma wnioskami, lecz zanim zostały spisane w notatniku, Ollivander skreślił list do właściciela różdżki, informując go o zakończeniu naprawy. Zaproponował spotkanie w sklepie nazajutrz, choć różdżka miała tam na niego czekać niezależnie od dnia, w którym zamierzał przybyć. Dzieło zostało zapakowane w nowe pudełko, wyściełane przyjemnym, zielonym materiałem i wydzielające intensywną, acz przyjemną woń lasu.
Tego dnia ruch w sklepie nie był duży, do południa zjawiły się zaledwie dwie osoby - w tym Islandczyk, z niecierpliwością podchodzący do lady. Wydawał się rad, że ujrzał przy kontuarze właśnie Ulyssesa, który bez chwili zwłoki podsunął w jego stronę jasne, podłużne pudełko. W odróżnieniu od reszty, nie było na nim nadruku z nazwiskiem - Ollivander uznał to za niezbyt trafne, biorąc pod uwagę, że różdżka nie pochodziła z ich sklepu. Mina czarodzieja okazała się najlepszą z pochwał - dopiero widząc jego reakcję, Ulysses mógł odetchnąć z ulgą i upewnić się, że wykonał swoją pracę tak, jak powinien. Choć szczerze mówiąc, miał ochotę zatrzymać różdżkę Gregorowicza jeszcze na parę dni i przejrzeć ją na wylot.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]11.03.20 0:03
3 kwietnia
Nie zwalniała. Bo nie mogła. Czas nie zamierzał zatrzymać się na jakiś czas by dać jej kilka dni odpoczynku. Co nie znaczyło, że zaniedbywała siebie i zapominała o sobie tak, jak było to w czasie, kiedy zginęła jej matka. Teraz jadała w miarę regularnie, zapewniając też dostatecznie czasu na sen. Czasem zdarzało się, że nie dospała kilku godzin, ale nie przeważnie nie zarywała całych nocy, zwlekając z położeniem się do łóżka. Musiała być sprawna i rześka, żeby dobrze pracować. Umysł musiał pozostawać bystry, a reakcje szybkie i odpowiednie.
Wejście na Nokturn nie miało być prostą sprawą. Nadal ćwiczyła swoje zdolności metamorfomagiczne, pielęgnując je dokładniej niż przez ostatnie miesiące i sprawdzając jak daleko jest w stanie się posunąć. Musiała robić to perfekcyjnie. Do tego ćwiczyła panowanie nad własnymi odruchami, hamując charakterystyczne dla siebie gesty - a może bardziej i najpierw wyszczególniając je dokładnie. Wiedziała, że będzie musiała zmienić wszystko. Od sposobu poruszania się przez charakterystykę mówienia i akcentowania zgłosek, poprzez ubiór i zachowanie. Gesty, miały nadać prawdziwości jej postaci. Musiała jednak zadbać też o inne rzeczy. Te które normalnie określić można by mianem papierologii. Nie mogła zapomnieć o zapleczu, które powinno mieć ręce i nogi, historii która będzie dobrze tłumaczyła wszystko nie pozostawiając żadnych wątpliwości. Nikt nie mógł ich posiadać. A ona musiała o to zadbać. Nie chciała wprowadzać zbyt wielu osób. Najlepiej jeśli na ten moment nie wiedział o tym co zamierza nikt. Posiadanie tych informacji mogło być niebezpiecznie nie tylko dla niej ale i dla każdego kto ją posiadał. Mogło zaatakować w obie strony. A tego wolała uniknąć. Musiała jednak zadbać o różdżkę. Miała ze sobą też drugą, tą którą zabrała podczas wykonywania własnej misji. Zgodnie z przesłaną dyspozycyjnością wybrała odpowiednią godzinę i listownie dała znać Ollivanderowi, że zjawi się właśnie wtedy. A kiedy odpowiedni dzień nadszedł teleportowała się niedaleko siedziby Ollivanderów spoglądając na rezydencję w której była kilka miesięcy temu podczas ceremonii ślubnej, która właśnie tutaj się odbywała.  Wcisnęła dłonie w kieszenie przekraczając drzwi wejściowe. Nie czekała długo zapytana o cel swojej wizyty.
- Jestem umówiona z lordem Ulyssesem -  na kontrolę i szlif różdżki. - powtórzyła słowa, które zawarł jej w liście kiedy umawiali się na spotkanie. Jasne tęczówki przesuwały się z lekkim zainteresowaniu po otoczeniu, pozwalając prowadzić się na miejsce w którym miała nadzieję spotkać mężczyznę.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Rodzinny warsztat - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]24.04.20 23:40
Myślami był rozdarty pomiędzy koniec marca a dwa pierwsze dni kwietnia, przynoszące jeszcze więcej sprzecznych emocji o solidnym rozstrzale, lecz to konkretne wspomnienie wracało częściej niżby chciał, częściej niż inne; widok umierającego Gabriela z łatwością wtopił się w widmo tych traumatycznych, tym bardziej, gdy wytrwale wypierał ten fakt ze świadomości. Z pozoru nie zmieniło się wiele, wciąż utrzymywał idealną pozę, typowo obojętnym wzorkiem przesuwając po zmieniającym się otoczeniu, a jednak coś w nim pękło, coś zadrżało niepokojąco, jakieś rozpaczliwe struny w upartej podświadomości utrzymywały wciąż i wciąż ten jeden ton. Nie zniszczyło go to psychicznie, ale nie dawało spokoju, mierziło. Oklumencja kolejny raz okazywała się prawdziwym darem. Potrafił oczyścić umysł, odsunąć mary i zająć się bieżącymi sprawami, lecz wszystko miało swoje granice, nie można było uciekać w nieskończoność. Próbował nieraz - wniosek zawsze był ten sam: po czasie atakowało mocniej, zwielokrotnione zaniedbaniem i odkładaniem emocji w czasie. Teraz moment wracał, gdy tylko na horyzoncie pojawiała się myśl o spotkaniu z Justine i nijak nie mógł rozdzielić Gabriela od siostry. W końcu zwyczajnie przestał próbować, i do umówionej godziny zajął głowę pracą, przepadając w zakamarkach warsztatu. Zapach drewna i jego obróbka skutecznie zagarnęły sobie uwagę mężczyzny, dopiero znajomy głos służki, oznajmiający przybycie gościa, oderwał Ulyssesa od pracy nad różdżką - wystarczyło spojrzenie na jego dłonie, by ocenić, jak wiele energii wkładał w to dzieło. Kiwnął głową do dwóch kobiet, pospiesznie myjąc ręce, nim do nich podszedł.
- Dzień dobry, Tonks. Dobrze wyglądasz - stwierdził zgodnie z prawdą, może nawet z nutą podejrzliwości - widział ją w gorszym stanie, wyraźnie o siebie dbała, a śmierć brata... cóż, nie należała raczej do wieści wpływających na polepszenie troski o własne zdrowie i samopoczucie. Zbyt dobrze pamiętał czas po śmierci siostry, nie miał złudzeń. Jedna, wielka, czarna dziura bez wyjścia. Początek był najgorszy, choć nagłe napady tęsknoty śmiało mogły się z nim równać. - Napijesz się czegoś? Dla mnie kawa - zapytał kobietę, po czym przeniósł wzrok na służkę, do niej kierując drugą część wypowiedzi; opuściła ich, gdy tylko Justine podała, na co ma ochotę. - Zapraszam cię do gabinetu, tędy - minęła zaledwie chwila, gdy trafili do niewielkiego pomieszczenia przy warsztacie, nieprzypisanego do żadnego z Ollivanderów - korzystali z niego wszyscy, ale nieczęsto. Od góry do dołu był załadowany książkami oraz pudełkami, lecz trudno było mówić o nieładzie - rzędy były równe i estetyczne, lecz nieprzesadne, nieidealne.
- Co konkretnie potrzebujesz zmienić? - zapytał, odsuwając kobiecie krzesło, stojące przy biurku, nim sam zajął miejsce naprzeciwko. Zmęczenie nadal odciskało się pod jego oczami, ale teraz trudniej było trafić na miny pełne żywotności niż na wyczerpanie. Czasy były paskudne.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzinny warsztat - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]04.05.20 2:08
Potrzebowała pomocy różdżkarza. Musiała dokonać kilku zmian, by było łatwiej jej poruszać się na najniebezpieczniejszej dzielnicy do której planowała wejść. Poza tym, chciała poruszyć jeszcze jeden temat o którym usłyszała i o którym chciała dowiedzieć się możliwie jak najwięcej. Kilka pieczeni na jednym ogniu - tak by powiedziała jej babcia i nie miała nic przeciwko temu, żeby właśnie takiej właśnie pieczeni się dzisiaj podjąć. Weszła i ze spokojem poczekała na pojawienie się Ulyssesa wyciągając dłonie z kieszeni. Wzięła wdech w płuca. Znajdowanie się w miejscach takich jak to zawsze sprawiało, że czuła się dziwnie… malutka. Chociaż i tak wzrostu od zawsze trochę jej brakowało, co prawda mogłaby to nadrobić szybko i dodać sobie kilka centymetrów wzwyż, ale przywykła do swojej wyjściowej formy i po latach… właściwie ją lubiła.
- Ulyssesie. - przywitała się skinieniem głowy. Kolejne słowo sprawiło, że jej brew powędrowała lekko ku górze. - To brzmi tak, jakbyś spodziewał się zobaczyć mnie w gorszym stanie. - powiedziała po chwili. Uniosła dłoń, żeby założyć za ucho kilka jasnych kosmyków włosów. Jasne tęczówki przesuwały się po otoczeniu co jakiś czas wracając do gospodarza.
- Też poproszę kawę. - stwierdziła kiedy wzrok Ulysessa zawisł na niej, skinęła zgadzając się głową i skierowała za nim swoje kroki, żeby trafić do pomieszczenia określonego jako gabinet. Tęczówki przesunęły się po rządach pudełek i książkach. Spojrzała na mężczyznę kiedy odsunął jej krzesło, by jednak po chwili zawahania usiąść na nim i poczekać, aż on sam zajmie miejsce nim zacznie referować co konkretnie ją sprowadza.
- Właściwie, przychodzę z więcej niż jedną sprawą. - wyznała, uśmiechając się trochę przepraszająco. Zdawała sobie sprawę, że Ollivander pewnie ma pełne ręce roboty. Właściwie jak każdy. - Chciałabym dowiedzieć się więcej o oklumencji. Rozmawiałam, że Skamanderem i wyjaśnił mi, jak to wygląda od jego strony, poradził jednak, żeby porozmawiać z oklumentą. - pierwsza z próśb wydobywa się spomiędzy cienkich warg. Chciała unieść nogę i podciągnąć ją na krzesło, ale powstrzymała gest niepewna, czy spotka się on z aprobatą gospodarza. - Druga dotyczy Daisy Mulpepper, a raczej jej różdżki. Kieran powiedział mi, że prowadzicie własny rejestr i kiedy Biuro potrzebuje informacji na temat tego do kogo różdżka należy zgłaszają się do was. - zaczęła wyjaśniając, ze spokojem przekazując kolejne informacje. - Potrzebowałabym, żeby do Daisy została przypisana moja różdżka, a później dodana notka, że zakupiła nową, tą Edgara Burka. Jeśli by się dało dobrze by było jakby przy Edgarze nigdy nie było wzmianki, ze był posiadaczem tej różdżki, to samo tyczy się mnie. Mogłaby zostać tam wiadomość o tej, którą miała przed tą. - wzięła wdech w płuca zmarszczyła lekko brwi sięgając do kieszeni z której wyciągnęła różdżkę Burka. - czy istnieje szansa, żeby zmienić jej wygląd? - kolejne pytanie, teraz zmierzała ku najtrudniejszymu, musiała przyznać się do błędu. - Popełniłam błąd. Zarejestrowałam swoją różdżkę, zamiast Edgara, czy mógłbyś ściągnąć z niej tej namiar? - to było wszystko na ten moment co chciała i potrzebowała wiedzieć. Jasne tęczówki zawisły na mężczyźnie oczekując na kolejne odpowiedzi.

| zmieńmy datę na po 22 kwietnia ok? i uznajmy że wiedzieliśmy się wcześniej i wpadłam ci po prostu powiedzieć że Gab żyje, trochę zakrzywimy rzeczywistości, ale chyba tak lepiej wyjdzie



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Rodzinny warsztat - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]23.10.21 10:47

3 stycznia 1958


Havelock miał wrażenie, że stracił poczucie czasu. Był ostatnią osobą w Wielkiej Brytanii, która powinna czuć się zaskoczona nadejściem zimy, a jednak... zdawała się przyjść tak niespodziewanie, jak nigdy wcześniej. Wczoraj, w Nowy Rok, dotarło do niego, że przez ostatnie miesiące jego egzystencja wyglądała, jakby tkwił w jakimś letargu. Wszystkie czynności wykonywał mechanicznie, jakby ciało pamiętało, co ma robić, w jaki sposób ma żyć i dbać o Lancashire, ale on sam... zgubił się w tym wszystkim. To trwało mniej-więcej od Samhain. To wtedy pierwszy raz naprawdę zrozumiał, że kręcący się krąg życia zbliża go nieubłaganie do wielu strat. Często przedwczesnych. I niestety nawet głębokie zrozumienie zasad rządzących światem nie pozwalało na przyznanie im tej racji — to koniec, przyszedł na kogoś czas. Czyżby? Nawet gdyby umysł był w stanie to zaakceptować, to każda komórka jego ciała wyrażała zdecydowany protest.
Kiedy tak siedział na tym stołeczku umiejscowionym z boku rodzinnego warsztatu i wpatrywał się w drżące dłonie, docierało do niego coś, co wcześniej zdawał się ignorować. Nieważnym było, jak wiele swojego życia ofiarował siłom wyższym, on sam wciąż pozostawał człowiekiem. Tylko i aż. Człowiekiem niewpisującym się w żaden znany w Wielkiej Brytanii schemat. Był arystokratą, którego ręce nosiły na sobie wiele śladów pracy. Arystokratą, którego rodzina stanęła naprzeciw danemu ładowi, a jednak wciąż... pozostawała wierna wielu jego elementom. Kim on do cholery był? I gdzie było jego miejsce? Czy odnalazł je tutaj, wśród murów Lancaster Castle, czy powinien poszukiwać samego siebie gdzieś poza ścieżką utartą przez działania nestorów? Właśnie takie przemyślenia prowokowały w nim agresję, ale tego dnia chciał darować sobie spacer po okolicznym lesie tylko po to, żeby się wykrzyczeć. Dzisiaj chciał spróbować uspokoić się czymś, co mocno zaniedbał. Tradycją. Niestety Narcyza się spóźniała. Nie miał już siły biegać po pustych korytarzach w poszukiwaniu tego gdzie się zaszyła. Założył, że przyjdzie tutaj prędzej lub później. Choćby żeby sprawdzić, czy ojciec nadal na nią czeka. A może tym razem, tak wyjątkowo, zatrzymało ją coś naprawdę ważnego? Wytłumaczy mu się z tego w chwili, kiedy ich drogi znowu się przetną. Nawet gdyby unikała go celowo tak długo jak mogła, moment spotkania zbliżał się przecież nieubłaganie.
Zgodnie ze wcześniejszym założeniem drzwi warsztatu otworzyły się wreszcie. Delikatne kroki czternastolatki nie zdołały jednak... zbudził go ze snu. Havelock przysnął, oczekując na jej przybycie. Wielkolud odziany we wzorzystą szatę i pelerynę wyglądał na tym małym siedzisku tak, jakby się na nim utrzymywał z ledwością. Wsparty łokciem o stół, z plecami przyklejonymi do ściany, drzemał. Oddychał spokojnie. Niesforne kosmyki rozpuszczonych włosów opadały mu na twarz, chociaż to on karcił wszystkich nieudolnie, kiedy tylko spróbowali pracować tutaj bez wcześniejszego upięcia ich.


I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.
Havelock Ollivander
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10514-havelock-ollivander https://www.morsmordre.net/t10623-sosenka#321582 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t10626-szuflada-howla#321586 https://www.morsmordre.net/t10625-havelock-ollivander#321584
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]23.10.21 12:34
Nic tak nie irytuje jak świadomość, że nikt w tej rodzinie nie szanuje mojej potrzeby świętego spokoju. Siedziałam w najdalszym kącie oranżerii próbując zasadzić w jednej z donic nową sadzonkę gdy zza moich pleców dobiegło wyraźnie rozbawione chrząknięcie. Nie reagowałam, cokolwiek ten głupiec mój brat chciał ode mnie, to mogło zaczekać. Minęło może piętnaście sekund, zanim ten denerwujący dźwięk na nowo rozbrzmiał w moim uszach. Znów brak reakcji, znudzi mu się w końcu i da mi spokój. Chociaż jestem pewna, że przez to wszystko mogę zapomnieć o tym by z tego biedactwa, wyrosło coś większego niż smutny chudy badyl. Jednym uchem nasłuchiwałam oddalających się kroków, ale mój kochany brat wciąż stał za mną. W końcu postanowił się odezwać, informując mnie jakże radosnym tonem, że ojciec mnie wzywa. Zerknęłam na niego przez ramie, a ten bezczelnie wymachiwał jakąś kartką, która wyraźnie nosiła na sobie znamiona ojcowskiego pisma. Poczułam jak sadzonka pęka pod naporem moich palców. Podniosłam się z miejsca i wyrwałam bratu list. Teoretycznie powinnam zacząć na niego krzyczeć, że nie miał prawa dotykać moim rzeczy, ale w sumie ja robię mu to samo. Przeleciałam wzrokiem po splecionych zdaniach i już czułam, że paskudnie czerwone plamy szpecą moją twarz. Grzebanie w nie swoich rzeczach to jedno, ale czekanie z przekazaniem informacji aż będzie za późno to co innego. Zwłaszcza że ta ludzka wersja czyrakobulwy dobrze wiedziała, jak wyglądają obecnie moje relacje z ojcem. Nawet nie mogłam zrzucić na niego odpowiedzialności, bo jak powszechnie wiadomo Junior był nadrzędną świętością w tym domu. Emanacją wszystkich nadziei i pragnień i wszystkich tych innych farmazonów, które opowiada się o pierworodnych synach. Wzięłam głęboki oddech, próbując jednocześnie opanować rosnącą panikę i posłałam bratu jeden z moich najbardziej przesłodzonych uśmiechów. Po czym oczywiście grzecznie podziękowałam za przekazanie informacji, a wychodząc nadepnęłam mu na palce, precyzyjnie celując obcasem buta w mały palcem. Nie usłyszałam chrzęstu łamanych kości na, który tak liczyłam, ale przynajmniej mogłam się nacieszyć grymasem bólu, który dodatkowo oszpecił te jego czyrakobulwową twarz.
Pognałam w stronę pracowni próbując jednocześnie doprowadzić do porządku brudne od ziemi ręce. Nie miałam zamiaru dać ojcu żadnego powodu do czepiania się, wystarczyło przecież, że i tak już byłam spóźniona. Zatrzymałam się przy jednym z luster, by doprowadzić wszystko do ładu i dopiero gdy mój wygląd wydawał się zadowalający, przynajmniej według moich prywatnych standardów, ruszyłam dalej. Ojciec co prawda nie miał się co mnie czepiać pod tym względem. Coraz częściej przypominał clowna, który zapomniał, że istnieje coś takiego jak łóżka. Tyle że przecież oczywiście mu o tym nie powiem. Stanęłam przed drzwiami i biorąc głęboki wdech w końcu odważyłam się zapukać. Sam fakt, że ojciec chciał sprawdzić moje umiejętności nie stresował mnie tak jak sama konieczność przebywania z nim w jednym pokoju. Nie miałam nic do zarzucenia moim zdolnością magicznym. Natomiast jeśli on miał jakieś pretensje, to może należało zadbać o lepszym nauczycieli. Gdy nikt nie odpowiedział po prostu weszłam do środka. Trzeba było przecież sprawdzić, czy już sobie poszedł i mogłam wrócić do swoich zajęć. Nie, był tam i co było dość upokarzające z jego strony spał. Naprawdę miałam ochotę trzasnąć drzwiami albo przynajmniej zrzucić jego lordowską mość z tego przeklętego krzesła. Już cisnęło mi się na język kilka niewybrednych uwag gdy mój wzrok przykuło całe wyposażenie pracowni. Mimo to, że wciąż ciekawiło mnie różdżkarstwo, unikałam tego miejsca jak ognia. Za duże prawdopodobieństwo, że natknęłabym się na ojca. Teraz jednak nie mogłam się oprzeć, by wszystkiego dokładnie nie obejrzeć. Chodziłam możliwie jak najciszej między kolejnymi półkami, biorąc coraz to coś nowego w ręce i analizując każdy element niczym dziecko, które znalazło na plaży kolorową muszelkę. Cichy głos w mojej głowie przypominał mi, że mam być dumna i wkurzona, ale na razie udało mi się nad nim panować. Ile jeszcze mogłam mieć takich okazji? Wszystko zespół dźwięk świadczący o ruchu, który dochodził zza moich pleców. Odłożyłam niechętnie słoik z rdzeniami na miejsce i nawet nie odwracając się, by sprawdzić, czy faktycznie się obudził, odezwałam się. - Wzywasz mnie, a potem zasypiasz? Nawet Faith wiedziałaby, że to niezbyt uprzejme zachowanie. - Prawdopodobnie powinnam ugryźć się w język, ale naprawdę miałam lepsze rzeczy do roboty niż udowadnianie mu, że jestem coś warta. Oczywiście całkowicie zignorowałam fakt, że to ja się spóźniłam. Przecież jeszcze można było to ugrać tak, że ja pojawiłam się na czas.
Narcissa Ollivander
Narcissa Ollivander
Zawód : młoda gniewna dama
Wiek : 14
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
If I die will you weep over my grave?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10689-freya-narcissa-ollivander#324226 https://www.morsmordre.net/t10736-szyszka#326015 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Rodzinny warsztat [odnośnik]21.11.21 17:55
Nie obudził się gwałtownie. Jego pobudka była procesem. Wyjątkowo powolnym procesem, który nie pozwolił mu nawet na otworzenie zawczasu oczu - pierwszym znakiem, że Havelock już nie śpi, był jego zmęczony, acz wciąż donośny głos, który poniósł się przez pomieszczenie jakby od niechcenia.
- Z każdym kolejnym dniem robię się coraz starszy, nie młodszy.
Czy brzmiał tak samo jak swój ojciec? On też zawsze mu to powtarzał. Kiedyś mnie zabraknie. Kiedyś będziesz musiał robić to wszystko sam, nie będzie nikogo, komu będziesz mógł zadawać pytania. Musisz się usamodzielnić. Musisz nauczyć się poszukiwać odpowiedzi i nie będzie to łatwe zadanie. Co ty zrobisz Havelocku, kiedy odejdę?
Przygotowywał go na to latami, ale i tak nie było to proste - kiedy ojciec odszedł, jego nogi zdawały się być jak z waty. Widok jego martwego ciała wystawionego w cisowej trumnie zdawał się być wręcz surrealny, ale to wydarzyło się naprawdę. Zniknął. Wbrew temu co sobie wyobrażał, z tej okazji nie przybyło na niebie żadnej nowej gwiazdy. Po prostu go nie było. A przed tym robił się coraz nieporadniejszy, coraz słabszy.
- To chyba najwyższy czas, żeby zacząć się przyzwyczajać.
Nie będzie z nim już lepiej.
Jego też kiedyś zabraknie, kiedy wróci do kręgu. I naprawdę chciał, aby przed tym zdarzeniem jego dzieci były bezpieczne i gotowe do życia w stopniu, w jakim tylko mógł je przygotować.
- Od dawna nie widziałem cię w warsztacie. Z całym moim zrozumieniem dla faktu, że jesteś kobietą, nie uznaję tych czasów za właściwe temu, abyś mogła odpuścić sobie naukę rodzinnego fachu. Domyślasz się, czemu?
Wstał. Widać po nim było, że dopiero się ocknął, włosy miał roztrzepane od opierania się o ścianę, ale szybko wyklepał je, widząc swoje odbicie w szybie. Nie mógł poprawić tylko nieco wygniecionych spodni, ale to akurat nie było u niego aż tak niezwykłe - to był przecież on, wiecznie zapracowany, zagubiony w tym, co można było jeszcze odkryć o wiele bardziej niż w tym, czy dobrze się prezentuje, stojąc w rodzinnym warsztacie.
Powolnym krokiem podszedł do jednego ze stołów, na którym przygotował już wcześniej kilkanaście drewnianych prostopadłościanów. Na ten moment były schowane do płóciennego worka, niewidoczne dla oczu jego córki. Mogła jednak spodziewać się, że będzie to, jak zawsze, jakiś test.
- Jak radzisz sobie z rozpoznawaniem gatunków drewna?


I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.
Havelock Ollivander
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10514-havelock-ollivander https://www.morsmordre.net/t10623-sosenka#321582 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t10626-szuflada-howla#321586 https://www.morsmordre.net/t10625-havelock-ollivander#321584

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Rodzinny warsztat
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach