Pracownia w szopie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia w szopie
Po przeciwnej stronie domu niż droga, kilkanaście metrów od niego mieści się odnowiona szopa w ciemnozielonym kolorze, w której Åsbjørn urządził sobie pracownię. Wchodząc do środka w nozdrza uderza cię korzenno-ziołowy zapach, ten sam który ciągnie się wszędzie za alchemikiem. Gdzie okiem nie sięgnąć spod powały zwieszają się pęki suszonych ziół, w zamkniętych gablotkach stoją opisane fiolki o zawartości wszelkiej maści, na półkach i stołkach piętrzą się książki, a blaty zastawione są instrumentami i przyrządami służącymi zarówno do wyrobu eliksirów i wywarów jak i prowadzenia obserwacji astronomicznych. Lepiej nie wchodzić tutaj bez gospodarza - nigdy w końcu nie wiadomo, co znajduje się w tych wszystkich słoikach.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k8' : 2, 3, 8, 3, 1, 4, 4, 2
'k8' : 2, 3, 8, 3, 1, 4, 4, 2
Buchająca z kociołka para zdała się migotać, kiedy z białych kłębów zaczęła srebrzeć. Ingisson zajrzał głębiej w kociołek i z zadowoleniem ujrzał bladozieloną barwę mikstury, która wraz z charakterystycznymi w barwie oparami zwiastowała powodzenie. Jak zwykle postępował ostrożnie, wydzielając z wywaru dwie osobne porcje, które następnie skrupulatnie opisał jako eliksir uspokajający. Wraz ze wczesnym wstawaniem Ingisson uważał swoją dokładność w pracy za niezwykły atut. Zawsze dbał o to, aby fiolki z eliksirami były dokładnie opisane. Nie miał w końcu pewności, do kogo tak właściwie trafią: mógł być to ktoś o mniejszej znajomości magicznych mieszanek, więc wtedy każda informacja była na wagę złota.
Odstawił eliksir na półkę przeznaczoną na najświeższe wyroby i znów zabrał się do szorowania i pucowania. Usunięcie pozostałości eliksirów i ingrediencji było kwestią okropnie istotną: skrupulatność w tym zakresie chroniła przed przypadkowymi zanieczyszczeniami, które czasami mogły mieć naprawdę opłakane skutki. Niejeden kociołek już w swoim życiu wysadził aby lekkomyślnie podchodzić do jakiegokolwiek warzenia. Przezorny w końcu zawsze ubezpieczony, a strzeżonego Odyn strzeże.
Po ponownym napełnieniu wodą lśniącego czystością kociołka Åsbjørn przystąpił do tworzenia kolejnej mikstury, która tak jak eliksir uspokajający ostatnio cieszyła się sporym powodzeniem wśród Zakonników. Nie było to zbyt dobrym objawem, ale czarodzieje i czarownice działający w imię Feniksa byli w końcu waleczni. Nic dziwnego, że zapotrzebowanie na eliksir znieczulający pozostawało wysokie. Norweg zaczął od zagotowania wody w złotym kociołku, do której wrzucił dwadzieścia trzy płatki ciemiernika. Kiedy te się wygotowywały Ingisson posiekał drobno pnącze wiciokrzewu i również dorzucił do mieszanki. Następnie wziął pięć świeżych i dorodnych liści mięty, które utarł na pastę wraz z żabim skrzekiem oraz śluzem gumochłona. Lepką papkę nabrał następnie na łyżkę i po dodaniu dwóch kopiastych porcji zabrał się za mieszanie przez trzydzieści siedem sekund w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara aby zakończyć to jednym ruchem w prawo. Norweg z cierpliwością czekał, aż eliksir z mętnego brązu zacznie stawać się bardziej klarowny i szmaragdowy.
| Eliksir znieczulający (ST 70)
ingrediencje zwierzęce (2): żabi skrzek, śluz gumochłona
ingrediencje roślinne (3): płatki ciemiernika (serce), pnącze wiciokrzewu, mięta
Odstawił eliksir na półkę przeznaczoną na najświeższe wyroby i znów zabrał się do szorowania i pucowania. Usunięcie pozostałości eliksirów i ingrediencji było kwestią okropnie istotną: skrupulatność w tym zakresie chroniła przed przypadkowymi zanieczyszczeniami, które czasami mogły mieć naprawdę opłakane skutki. Niejeden kociołek już w swoim życiu wysadził aby lekkomyślnie podchodzić do jakiegokolwiek warzenia. Przezorny w końcu zawsze ubezpieczony, a strzeżonego Odyn strzeże.
Po ponownym napełnieniu wodą lśniącego czystością kociołka Åsbjørn przystąpił do tworzenia kolejnej mikstury, która tak jak eliksir uspokajający ostatnio cieszyła się sporym powodzeniem wśród Zakonników. Nie było to zbyt dobrym objawem, ale czarodzieje i czarownice działający w imię Feniksa byli w końcu waleczni. Nic dziwnego, że zapotrzebowanie na eliksir znieczulający pozostawało wysokie. Norweg zaczął od zagotowania wody w złotym kociołku, do której wrzucił dwadzieścia trzy płatki ciemiernika. Kiedy te się wygotowywały Ingisson posiekał drobno pnącze wiciokrzewu i również dorzucił do mieszanki. Następnie wziął pięć świeżych i dorodnych liści mięty, które utarł na pastę wraz z żabim skrzekiem oraz śluzem gumochłona. Lepką papkę nabrał następnie na łyżkę i po dodaniu dwóch kopiastych porcji zabrał się za mieszanie przez trzydzieści siedem sekund w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara aby zakończyć to jednym ruchem w prawo. Norweg z cierpliwością czekał, aż eliksir z mętnego brązu zacznie stawać się bardziej klarowny i szmaragdowy.
| Eliksir znieczulający (ST 70)
ingrediencje zwierzęce (2): żabi skrzek, śluz gumochłona
ingrediencje roślinne (3): płatki ciemiernika (serce), pnącze wiciokrzewu, mięta
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Zgodnie z oczekiwaniami Norwega barwa eliksiru zaczęła się zmieniać. Ujrzał w kociołku soczysty szmaragd przywodzący mu na myśl intensywną barwę igieł norweskich świerków porastających strome zbocza w jego rodzinnych stronach. Ingisson rzadko stawał się sentymentalny, lecz na moment dał się złapać wspomnieniu, uśmiechając się nieznacznie pośród bujnej brody kiedy łapał za chochlę i podzielił udany wywar na dwie równe porcje. Te także skrupulatnie opisał, starając się nie bazgrać i pisać wyraźnie tak, aby każdy był w stanie bez problemu na pierwszy rzut oka wiedzieć z jaką miksturą miał do czynienia. Sam alchemik nie rwał się do walki, lecz miał dość wyobraźni by wiedzieć, że w sytuacjach nagłych i całkowicie zagrażających bezpieczeństwu liczyła się dosłownie każda sekunda. Nikt nie miał w czasie pojedynku czasu aby odszyfrowywać co niechlujnie nakreślił jakiś zaszyty w samotni twórca wywarów. Ignorancja potrafiła zabijać, a on nie miał już zamiaru mieć czyjejkolwiek krwi na rękach ze względu na dopuszczanych się zaniechań.
Åsbjørn po opisaniu fiolek zatknął je szczelnie korkami i postawił obok identycznie zabezpieczonych eliksirów, które uwarzył przed chwilą. Wyjrzał przy tym za okno i widząc, że wciąż jest ciemno poczuł się spokojny. Miał jeszcze naprawdę wiele czasu na to żeby skończyć ostatni z eliksirów, którego mu w ostatnim czasie zabrakło. Nie do końca był to eliksir tak właściwie, bo ten konkretny wywar przyjmował formę maści z gwiazdy wodnej. Na wolnym ogniu doprowadzał do wrzenia w wyszorowanym raz jeszcze na błysk złotym kociołku czystą wodę, w międzyczasie zajmując się zgnieceniem owoców miłorzębu tak, aby puściły sok. Wrzucił je do kociołka i złapał za moździerz, w którym na gładką pastę utarł jagody z jemioły, serce eliksiru, wraz z gwiazdą wodną oraz czterema kroplami syropu z trzminorka. Przed dodaniem jej do kociołka dodał do masy jeszcze siedem kropli śliny eskulapa, która znana była ze swych właściwości przyspieszających wchłanianie. Tak spreparowaną pastę dodał do przesyconej miłorzębem wody i gotował długo, do zgęstnienia, mieszając co minutę na przemian sześć razy w lewo, a następnie w prawo.
| Maść z wodnej gwiazdy (ST 50)
ingrediencje zwierzęce (2): syrop z trzminorka, ślina węża eskulapa
ingrediencje roślinne (3): owoce miłorzębu, jagody z jemioły (serce), gwiazda wodna
Åsbjørn po opisaniu fiolek zatknął je szczelnie korkami i postawił obok identycznie zabezpieczonych eliksirów, które uwarzył przed chwilą. Wyjrzał przy tym za okno i widząc, że wciąż jest ciemno poczuł się spokojny. Miał jeszcze naprawdę wiele czasu na to żeby skończyć ostatni z eliksirów, którego mu w ostatnim czasie zabrakło. Nie do końca był to eliksir tak właściwie, bo ten konkretny wywar przyjmował formę maści z gwiazdy wodnej. Na wolnym ogniu doprowadzał do wrzenia w wyszorowanym raz jeszcze na błysk złotym kociołku czystą wodę, w międzyczasie zajmując się zgnieceniem owoców miłorzębu tak, aby puściły sok. Wrzucił je do kociołka i złapał za moździerz, w którym na gładką pastę utarł jagody z jemioły, serce eliksiru, wraz z gwiazdą wodną oraz czterema kroplami syropu z trzminorka. Przed dodaniem jej do kociołka dodał do masy jeszcze siedem kropli śliny eskulapa, która znana była ze swych właściwości przyspieszających wchłanianie. Tak spreparowaną pastę dodał do przesyconej miłorzębem wody i gotował długo, do zgęstnienia, mieszając co minutę na przemian sześć razy w lewo, a następnie w prawo.
| Maść z wodnej gwiazdy (ST 50)
ingrediencje zwierzęce (2): syrop z trzminorka, ślina węża eskulapa
ingrediencje roślinne (3): owoce miłorzębu, jagody z jemioły (serce), gwiazda wodna
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 2, 4, 1, 7, 8, 1, 6
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 2, 4, 1, 7, 8, 1, 6
Cierpliwoścćpopłaciła i po kilkunastu minutach gotowania i mieszania Norweg miał w kociołku podręcznikowo przygotowaną maść z gwiazdy wodnej. Ostudził gęstą miksturę stopniowo, powoli i z wyczuciem: wiedział w końcu, że zbyt gwałtowne zmiany temperatury roztworu zaraz po uwarzeniu mogły zniweczyć cały wysiłek. Kiedy był młodszy i jeszcze brakowało mu tej zawodowe cierpliwości zdołał w ten sposób zniszczyć kilka eliksirów. Te też przychodziły mu wtedy zresztą trudniej niż teraz. Dopiero wraz z wiekiem przyszła odpowiednia wprawa i wytrwałość, których owoce zbierał każdego dnia kiedy pochylał się nad kociołkiem.
Ostudzoną maść z gwiazdy wodnej alchemik przełożył przy pomocy szpatułki o zaokrąglonym końcu do dwóch niskich, pękatych słoiczków. Te, naturalnie, opisał, jak to miał w zwyczaju, a następnie zakorkował grubymi korkami tak, aby całą zawartość utrzymać w pojemniczkach. Następnie wyciągnął korespondencję i zaczął sprawdzać, komu co miał wysłać ze swoich zapasów. Po pierwsze, Macmillan oczekiwał od niego jednej mikstury buchorożca. Ten eliksir był niezwykle problematyczny w transporcie, toteż Norweg postanowił udać się w najbliższym czasie do Kornwalii osobiście i na miejscu wręczyć zamówienie oraz dogadać się z czarodziejem w kwestii trunków, nad którymi mieli pracować. Jako kolejną na liście miał Hannah: ta prosiła go o eliksir uspokajający. Wziął więc jedną ze świeżo przygotowanych fiolek i rzucił na nią zaklęcie nietłukące. Następnie owinął ją jeszcze kawałkiem grubego materiału, obwiązał rzemieniem i po napisaniu krótkiego listu zapakował całość w zgrabną przesyłkę. Wyśle ją zaraz, wraz z resztą. Sięgnął też zaraz po drugą z fiolek z eliksirem uspokajającym, bo Deraborn... tak, Dearborn chciał od niego ten specyfik razem z eliksirem znieczulającym. Zaczął zawijać dwie świeżo przygotowane fiolki, ale zatrzymał się. Zastanowił się przez krótką chwilę, po czym do zawiniątka dołożył porcję eliksiru przeciwbólowego ze swoich zapasów oraz świeżo przygotowanej maści z gwiazdy wodnej. Miał wrażenie, że Cedric patrzył się na te specyfiki dość długo przed wyruszeniem do Tower. Jemu nie były potrzebne, a może uratują aurora i temu będzie niewygodnie z myślą, że pomogły mu twory człowieka, którego otwarcie miał problem znieść. Trzecią przesyłkę stworzył z porcji wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu oraz marynowanej narośli ze szczuroszczeta: te miały trafić do niejakiego Sallowa, Marceliusa. Na sam koniec bardzo uważnie przygotował do transportu słój z językiem dla Justine, wiedząc, że była to przesyłka, która jak najszybciej musiała trafić w odpowiednie ręce. Prewett w razie problemów był w stanie prędzej namierzyć niezgodności w odtwarzanym organie i ewentualnie poprosić o powtórkę: Norweg zakładał jednak, że patrząc po intensywności zapachu wywaru po jego uwarzeniu nie będzie to konieczne.
Zabrał wszystkie przygotowane paczki i następnie wysłał je do adresatów, jedna po drugiej, lot Juhaniego po locie, aż każde z czterech zawiniątek znalazło się u swoich właścicieli.
| zt
Ostudzoną maść z gwiazdy wodnej alchemik przełożył przy pomocy szpatułki o zaokrąglonym końcu do dwóch niskich, pękatych słoiczków. Te, naturalnie, opisał, jak to miał w zwyczaju, a następnie zakorkował grubymi korkami tak, aby całą zawartość utrzymać w pojemniczkach. Następnie wyciągnął korespondencję i zaczął sprawdzać, komu co miał wysłać ze swoich zapasów. Po pierwsze, Macmillan oczekiwał od niego jednej mikstury buchorożca. Ten eliksir był niezwykle problematyczny w transporcie, toteż Norweg postanowił udać się w najbliższym czasie do Kornwalii osobiście i na miejscu wręczyć zamówienie oraz dogadać się z czarodziejem w kwestii trunków, nad którymi mieli pracować. Jako kolejną na liście miał Hannah: ta prosiła go o eliksir uspokajający. Wziął więc jedną ze świeżo przygotowanych fiolek i rzucił na nią zaklęcie nietłukące. Następnie owinął ją jeszcze kawałkiem grubego materiału, obwiązał rzemieniem i po napisaniu krótkiego listu zapakował całość w zgrabną przesyłkę. Wyśle ją zaraz, wraz z resztą. Sięgnął też zaraz po drugą z fiolek z eliksirem uspokajającym, bo Deraborn... tak, Dearborn chciał od niego ten specyfik razem z eliksirem znieczulającym. Zaczął zawijać dwie świeżo przygotowane fiolki, ale zatrzymał się. Zastanowił się przez krótką chwilę, po czym do zawiniątka dołożył porcję eliksiru przeciwbólowego ze swoich zapasów oraz świeżo przygotowanej maści z gwiazdy wodnej. Miał wrażenie, że Cedric patrzył się na te specyfiki dość długo przed wyruszeniem do Tower. Jemu nie były potrzebne, a może uratują aurora i temu będzie niewygodnie z myślą, że pomogły mu twory człowieka, którego otwarcie miał problem znieść. Trzecią przesyłkę stworzył z porcji wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu oraz marynowanej narośli ze szczuroszczeta: te miały trafić do niejakiego Sallowa, Marceliusa. Na sam koniec bardzo uważnie przygotował do transportu słój z językiem dla Justine, wiedząc, że była to przesyłka, która jak najszybciej musiała trafić w odpowiednie ręce. Prewett w razie problemów był w stanie prędzej namierzyć niezgodności w odtwarzanym organie i ewentualnie poprosić o powtórkę: Norweg zakładał jednak, że patrząc po intensywności zapachu wywaru po jego uwarzeniu nie będzie to konieczne.
Zabrał wszystkie przygotowane paczki i następnie wysłał je do adresatów, jedna po drugiej, lot Juhaniego po locie, aż każde z czterech zawiniątek znalazło się u swoich właścicieli.
| zt
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ingisson nauczył się, że przy Zakonie nie było o co pytać. Kiedy pojawiały się sowy, listy, prośby i potrzeby alchemik po prostu na nie odpowiadał. Kiedy wrócił do domu ze szpitala świętego Munga – po drodze musząc przedostać się przez zrujnowaną, całkowicie zniszczoną i zbezczeszczoną stolicę – na parapecie czekały na niego listy. Otworzył pierwszy, drugi i trzeci i widząc w nich całkowicie nonsensowne informacje sięgnął po różdżkę. Tajne hasło poznane na spotkaniu zakonu spłynęło z ust Norwega, a litery na każdym z pergaminów zaczęły się przeobrażać, zdania przekształcać a słowa zmieniać. Tak, teraz zdecydowanie miało to wszystko już większy sens. Pierwsze z dwóch listów nie wydawały się aż tak naglące, lecz trzeci z nich przykuł uwagę Norwega. Burroughs, znał to nazwisko, wiedział, że kiedyś zajmował się smokami. Czy wciąż to robił – nie miał pewności, ale ostatnimi czasy wszystkie wzmianki o smokach zapadały mu w pamięć. Ciężko żeby było inaczej, skoro ich krew w kociołku już mu się praktycznie śniła po nocach.
Alchemik, trzymając list w dłoniach i raz jeszcze śledząc go wzrokiem, udał się w kierunku szopy. To tam w końcu trzymał swoje mikstury, które teraz miały przydać się komuś innemu. Dobrze, że Keaton napisał, bo Norweg i tak miał udać się do Oazy żeby dostarczyć nową porcję medykamentów. W ten sposób nie będzie nawet musiał prosić kogoś, żeby otworzył mu przeniesiony do Irlandii portal. Po prostu spotka się z Burroughsem i przekaże mu jego zamówienie i całą paczkę dla Oazy. Idealnie.
Åsbjørn mógłby poruszać się po szopie z zamkniętymi oczami, namierzenie konkretnych fiolek zajęło mu dosłownie moment. Antidotum na niepowszechne trucizny, eliksir znieczulający i Veritaserum: niewielka prośba, ale dość kosztowna. Norweg wiedział, że będzie musiał uzupełnić po tym zapasy, na szczęście miał jeszcze ingrediencje aby tego dokonać. Z tygodnia na tydzień coraz dotkliwiej dotykały go jednak braki w zaopatrzeniu, Londyn był już swoją zdecydowanie uboższą wersją: było trudno o wszystko.
Norweg zabrał trzy fiolki dla Burroughsa i paczkę eliksirów do Oazy, a następnie wyruszył w drogę pod portal. Tam spotkał się z Keatonem i przekazał mu obie przesyłki, po czym oszczędnie w słowach pożegnał się i wrócił do domu.
| zt
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przygotowanie do wyprawy na nieznaną, tropikalną wyspę wymagały odpowiedniego arsenału eliksirów, który choć był w przypadku Norwega niezwykle obszerny to wciąż potrzebował uzupełnienia. Niewielkiego, lecz zawsze. Dlatego Ingisson po pracy udał się wprost do szopy, gdzie w złotym kociołku na ogniu zagotowywała się źródlana woda, a on kończył przygotowywać ingrediencje potrzebne do eliksiru przebudzenia. Kiedy woda zaczęła bulgotać alchemik wrzucił do kociołka drobno startą porcję piołunu, po czym zamieszał trzy razy w lewo. Jako następny dodał ususzony i sproszkowany korzeń lukrecji oraz łyżeczkę majeranku, po czym ponownie zamieszał trzykrotnie w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara. Jako następne do kociołka trafiły dwa żywe, rogate ślimaki, którym pozwolił rozgotować się przez dziesięć minut, w czasie których posprzątał stanowisko i przygotował składniki na kolejny eliksir. Na sam koniec, dla dopełnienia eliksiru Norweg wziął ampułkę ze śliną węża eskulapa i z nabytą przez lata precyzją dodał dokładnie siedem kropli. Na koniec ponownie zamieszał eliksir, tym razem sześć razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
| Eliksir przebudzenia (ST 40)
roślinne (3): piołun (serce), korzeń lukrecji, majeranek
zwierzęce (2): rogate ślimaki, ślina węża eskulapa
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Ziołowy zapach unoszący się znad wypełnionego przeźroczystym eliksirem kociołka oznaczał nic innego jak sukces. Zadowolony z efektu końcowego alchemik podzielił na porcje eliksir, opisał fiolki i prędko umył kociołek, po czym przeszedł do kolejnej mikstury, którą było antidotum podstawowe. Zamiast bezoaru w moździerzu pokruszył odłamek spadającej gwiazdy i dodał go do gorącej wody będącej na granicy wrzenia. wziął następnie pojedyncze pióro białego gołębia i spalił je nad kociołkiem tak, aby cały popiół trafił do jego wnętrza. Zmniejszył następnie ogień i dodał trzy łyżeczki nalewki z pięciornika kurze ziele, po czym zamieszał osiem razy w prawo i dwa lewo, prędko po tym dodając garść mieszanki lawendy oraz szałwii, ususzonych i utartych przez niego w moździerzu podczas przygotowywania poprzedniego eliksiru. Na koniec należało powoli, ostrożnie wykonać po pięć naprzemiennych zamieszań w prawo i w lewo i całkowicie wygasić ogień w oczekiwaniu na efekt końcowy.
| Antidotum podstawowe (ST 40)
roślinne (3): nalewka z pięciornika kurze ziele, szałwia, lawenda
zwierzęce (2): odłamek spadającej gwiazdy za bezoar (serce), pióro białego gołębia
| Antidotum podstawowe (ST 40)
roślinne (3): nalewka z pięciornika kurze ziele, szałwia, lawenda
zwierzęce (2): odłamek spadającej gwiazdy za bezoar (serce), pióro białego gołębia
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
W miarę jak mikstura stygła Norweg był coraz bardziej przekonany co do tego, że my się powiodło. Poporcjował więc eliksir i opisał dokładnie fiolki, po czym umył kociołek i moździerz przed przygotowaniem ostatniego eliksiru. Tym razem zabrał się za przygotowanie silniejszej wersji podstawowego narzędzia w leczeniu zatruć, czyli antidotum na niepowszechne trucizny. Przygotowanie wyglądało bardzo podobnie do poprzedniego, tyle że z jedną małą różnicą. Po rozkruszeniu i dodaniu odłamka spadającej gwiazdy zastępującego bezoar, Ingisson wziął dwa kolce jeżozwierza, skruszył je na drobne kawałki i dodał do mikstury, pozwalając jej gotować się kilka minut aby składniki dokładnie się rozpuściły. Następnie dodał trzy łyżki nalewki z pięciornika kurze ziele i powtarzając swoje kroki zamieszał osiem razy w prawo i dwa w lewo. Wziął kolejną garść mieszanki ziołowej szałwii z lawendą i zaraz po zamieszaniu wrzucił ją do kociołka tylko po to, by po tym znów z precyzją zamieszać naprzemiennie po pięć razy w prawo i w lewo przed wygaszeniem ognia i wystudzeniem mieszanki.
| Antidotum na niepowszechne trucizny (ST 70)
roślinne (3): nalewka z pięciornika kurze ziele, szałwia, lawenda
zwierzęce (2): odłamek spadającej gwiazdy za bezoar (serce), kolce jeżozwierza
jeżeli się udało to zt
| Antidotum na niepowszechne trucizny (ST 70)
roślinne (3): nalewka z pięciornika kurze ziele, szałwia, lawenda
zwierzęce (2): odłamek spadającej gwiazdy za bezoar (serce), kolce jeżozwierza
jeżeli się udało to zt
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Ingisson przykładał dużą wagę do nauki. Współpracowników dobierał sobie starannie. Nie lubił tracić czasu z kimś w kim nie widział dostatecznie wiele zapału, chęci, potencjału. Już nawet nie chodziło o kwestie dogadywania się. Norweg już nawet nie do końca oczekiwał że jakkolwiek poza badaniami będzie się dogadywał z innymi. Po prostu nie robił sobie nadziei. Nie nadawał na tych samych falach co inni, nie do końca ich rozumiał, a oni nie do końca rozumieli jego. I tak po prostu było.
Mimo wszystko czuł stres. Jak zwykle zresztą gdy ktoś miał naruszyć jego domowy mir swoją obecnością. Działanie dla Zakonu wiązało się jednak z pewnymi zobowiązaniami i koniecznością nieco większej elastyczności. Kiedy ktoś powoływał się na organizację, Norwegowi nie wypadało właściwie powiedzieć nie. Mimo wszystko, częściowo to lubił. Miał okazję współpracować z naprawdę świetnymi specjalistami, nierzadko mistrzami w swoich dziedzinach. I może to wszystko wychodziło mu na lepsze? Uczył się niezmiernie wiele i mógł też uczyć innych. A to było duchem nauki: dzielić się jej osiągnięciami i przekraczać kolejne granice, stawiać nowe, pokonywać je znów.
I to przyświecało mu dziś kiedy miał spotkać się z Castorem Sproutem w swoim własnym domu. W szopie właściwie, ale była to integralna część tego miejsca na Hare Lane End, które urosło mu do miana domu. Drugiego, który posiadał, jako że pierwszy wciąż pozostawał daleko na północy. Coraz częściej miał jednak wrażenie, że niekoniecznie chciałby wrócić do Norwegii na zawsze. Polubił tę inność Anglii. Przyzwyczaił się do niej, obrósł w nią jak ziarnko piasku obrastało w małżu w perłową masę. Stawał się tu kimś, kim nie miałby szans stać się w Norwegii.
Znad kociołka oderwało go gdakanie kur. Åsbjørn uniósł głowę i odłożył nóż na bok, łapiąc za ścierkę i wycierając dłonie. Wyszedł przed szopę jak stał, w grubym, jasnym swetrze z wysokim golfem, nie przejmując się założeniem dodatkowo wzorzystej narzuty. Upewnił się, że zbliżający się czarodziej ujrzał go, po czym gestem wskazał z tej odległości co ich dzieliła, by szedł za nim. Kiedy obaj znaleźli się we wnętrzu szopy, alchemik przyglądając się młodszemu mężczyźnie przestąpił z nogi na nogę i wyciągnął przed siebie dłoń.
– Åsbjørn Ingisson – przedstawił się oficjalnie mimo tego, że znali swoje imiona. – Wymawiaj jak chcesz – nieznacznie uniósł kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu. Już mu nie robiło różnicy jak na niego mawiali. Może usłyszy dziś warianty wymowy swojego imienia, których nikt jeszcze wcześniej nie wymyślił?
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie było drugiego takiego języka — czy to w świecie czarodziejów, czy mugoli — który mógł ukochać bardziej; który łączył często mocniej, niż więzy krwi, niż szeptane czule półsłówka. Nauka bowiem nie była tylko celem, była też drogą. Drogą, którą szaleńcy obierali mniej lub bardziej świadomie, bowiem zdarzało się, że to ona wybierała ich. Była to cierpliwa kochanka, wyczekująca nawet najmniejszych starań, gdy chciano do niej powrócić, bo rozkapryszenie zostawiała tylko tym, którzy spalili cały zapas swego zapału. Dbać trzeba było nie tylko więc o chłonność umysłu, czy szerokość horyzontów, a jeszcze o regularne dokładanie drzewiny do scjentystycznego entuzjazmu. Iskra przechodziła w płomień, płomień w pożar, a żeby stało się nowe, należało zniszczyć stare.
Każdy dzieciak to wiedział.
Wiedział również Castor Sprout, który cieszył się z możliwości poznania kogoś szczególnie cenionego w kręgu zakonnych naukowców prawie tak samo, jak dziecko cieszy się z długo wyczekiwanego prezentu. Przyznać musiał, że ekscytacja lała się z jego listu, ekcytacja kazała mu wspomnieć o nazwisku, a potem zostać za ten fakt — słusznie i całkiem miło, po prawdzie — zruganym. Najbardziej jednak ucieszył się z jednego, zdawać by się mogło, mało istotnego faktu. Pracownia pana Ignissona znajdowała się w zielonej szopie za domem. Informację tę, przeczytaną raz w głowie, powtarzał sobie tym częściej, im bliżej był umówionego adresu. Hare Lane End, Little Kingshill. Urokliwa okolica i nieogrodzona posesja. Zieleń zamajaczyła przed szaro—niebieskim spojrzeniem, kąciki ładnie skrojonych warg zadrżały w niepewności.
Jak bowiem ładnie i beztrosko wpleść w rozmowę informację, że on także przerobił szopę na pracownię?
Z opresji nerwowych myśli o ułożeniu rozmowy — nie myśl o tym w ogóle, Cassie, przecież sam pisałeś, że rozmowa to nie twoje forte — uratowały go... kury. Młody Sprout nie spodziewał się ich obecności, a już na pewno, że zdradzą jego przybycie zbyt wcześnie, by mógł się na to przygotować. Gdakanie się rozległo, blondyn wyciągnął prędko ręce z kieszeni jasnobeżowego, rozpiętego mimo pogody płaszcza. Wygładził prędko powierzchnię ciemnobrązowej, wełnianej kamizelki, w samą porę, by zdążyć przed zauważeniem tego, który ponad wszelką wątpliwość musiał być jego dzisiejszym gospodarzem. Zareagował na gest, ruszył w jego kierunku, choć ledwo panował nad naturalną ciekawością, która kazała mu się rozglądać po otoczeniu. W nos uderzyło go wiele zapachów — znane, przede wszystkim ingrediencje alchemiczne, oraz te, które czuł po raz pierwszy. Te drugie były zapachem, który na zawsze zapamięta jako zieloną szopę na Hare Lane End.
— Dzień dobry — odezwał się nieśmiało; głos zduszony był chyba ogólną mieszanką wrażenia, jakie wywarła na nim pracownia, sam Asbjorn ze swą ognistą prezencją i swetrem z wysokim golfem, niezapowiedziane towarzystwo kur i ogólna atmosfera podniosłości, której nie mógł strącić z własnych barków od samego ranka.
Później wyciągnięta dłoń i chwila wahania. Wzrok uciekł więc w dół, choć Castor nie czuł się na tyle pewnie, by spojrzeć swobodnie w oczy starszego alchemika. Ukojenie znalazł w krótkim przyglądnięciu się jego palcom, nim te jego — blade, długie i śmiesznie kościste — nie ścisnęły ręki Norwega na przywitanie.
— Castor Sprout, też może pan... znaczy... możesz wymawiać, jak chcesz.
Åsbjørn Ingisson, Åsbjørn Ingisson, Åsbjørn Ingisson... — zajęty powtarzaniem w myślach miana człowieka, którego rękę puścił niedługo później, nie zastanowił się nawet nad tym, jaką głupotę właśnie powiedział. Może to i lepiej, bo zamartwiałby się zrobieniem słabego pierwszego znaczenia przez resztę dnia, a pewnie i tygodnia. Jeżeli dobrze pójdzie. Jeżeli nie, gotów był lamentować nad tą okolicznością pewnie i do końca roku.
— To dla mnie wielki zaszczyt. Niewielu z moich przyjaciół dzieli ze mną miłość do alchemii, więc każda okazja, by móc pobyć z kimś, kto dla odmiany rozumie alchemika to szczęście samo w sobie... — mówiąc to, lawirował wzrokiem po podłogowych deskach, wciąż jeszcze ważąc drżące głoski. Lecz oczy jego otworzyły się szerzej w nagłej realizacji, gdy sięgnął do skórzanej torby, którą miał zawieszoną przez ramię. Prawa dłoń zanurzyła się w jej odmętach, wyraźnie czegoś szukając, lecz sam Sprout zamarł na moment w bezruchu, jakby w ostatniej chwili stwierdził, że nie był do końca pewien, czy dobrym pomysłem byłoby przejście do konkretów już teraz.
Okulary w okrągłych oprawkach zsunęły się niebezpiecznie nisko.
— Przyniosłem coś ze sobą, ale proszę nie traktować tego jako prezent ani nic zobowiązującego. Mike wspomniał, że jesteś w stanie zrobić z tego dobry użytek... — niewielki, urwany w połowie wdech poruszył klatką piersiową młodzieńca, który wszelkie siły zaangażował do jak najwierniejszego odtworzenia pierwotnego brzmienia imienia Norwega. — Åsbjørn...
Każdy dzieciak to wiedział.
Wiedział również Castor Sprout, który cieszył się z możliwości poznania kogoś szczególnie cenionego w kręgu zakonnych naukowców prawie tak samo, jak dziecko cieszy się z długo wyczekiwanego prezentu. Przyznać musiał, że ekscytacja lała się z jego listu, ekcytacja kazała mu wspomnieć o nazwisku, a potem zostać za ten fakt — słusznie i całkiem miło, po prawdzie — zruganym. Najbardziej jednak ucieszył się z jednego, zdawać by się mogło, mało istotnego faktu. Pracownia pana Ignissona znajdowała się w zielonej szopie za domem. Informację tę, przeczytaną raz w głowie, powtarzał sobie tym częściej, im bliżej był umówionego adresu. Hare Lane End, Little Kingshill. Urokliwa okolica i nieogrodzona posesja. Zieleń zamajaczyła przed szaro—niebieskim spojrzeniem, kąciki ładnie skrojonych warg zadrżały w niepewności.
Jak bowiem ładnie i beztrosko wpleść w rozmowę informację, że on także przerobił szopę na pracownię?
Z opresji nerwowych myśli o ułożeniu rozmowy — nie myśl o tym w ogóle, Cassie, przecież sam pisałeś, że rozmowa to nie twoje forte — uratowały go... kury. Młody Sprout nie spodziewał się ich obecności, a już na pewno, że zdradzą jego przybycie zbyt wcześnie, by mógł się na to przygotować. Gdakanie się rozległo, blondyn wyciągnął prędko ręce z kieszeni jasnobeżowego, rozpiętego mimo pogody płaszcza. Wygładził prędko powierzchnię ciemnobrązowej, wełnianej kamizelki, w samą porę, by zdążyć przed zauważeniem tego, który ponad wszelką wątpliwość musiał być jego dzisiejszym gospodarzem. Zareagował na gest, ruszył w jego kierunku, choć ledwo panował nad naturalną ciekawością, która kazała mu się rozglądać po otoczeniu. W nos uderzyło go wiele zapachów — znane, przede wszystkim ingrediencje alchemiczne, oraz te, które czuł po raz pierwszy. Te drugie były zapachem, który na zawsze zapamięta jako zieloną szopę na Hare Lane End.
— Dzień dobry — odezwał się nieśmiało; głos zduszony był chyba ogólną mieszanką wrażenia, jakie wywarła na nim pracownia, sam Asbjorn ze swą ognistą prezencją i swetrem z wysokim golfem, niezapowiedziane towarzystwo kur i ogólna atmosfera podniosłości, której nie mógł strącić z własnych barków od samego ranka.
Później wyciągnięta dłoń i chwila wahania. Wzrok uciekł więc w dół, choć Castor nie czuł się na tyle pewnie, by spojrzeć swobodnie w oczy starszego alchemika. Ukojenie znalazł w krótkim przyglądnięciu się jego palcom, nim te jego — blade, długie i śmiesznie kościste — nie ścisnęły ręki Norwega na przywitanie.
— Castor Sprout, też może pan... znaczy... możesz wymawiać, jak chcesz.
Åsbjørn Ingisson, Åsbjørn Ingisson, Åsbjørn Ingisson... — zajęty powtarzaniem w myślach miana człowieka, którego rękę puścił niedługo później, nie zastanowił się nawet nad tym, jaką głupotę właśnie powiedział. Może to i lepiej, bo zamartwiałby się zrobieniem słabego pierwszego znaczenia przez resztę dnia, a pewnie i tygodnia. Jeżeli dobrze pójdzie. Jeżeli nie, gotów był lamentować nad tą okolicznością pewnie i do końca roku.
— To dla mnie wielki zaszczyt. Niewielu z moich przyjaciół dzieli ze mną miłość do alchemii, więc każda okazja, by móc pobyć z kimś, kto dla odmiany rozumie alchemika to szczęście samo w sobie... — mówiąc to, lawirował wzrokiem po podłogowych deskach, wciąż jeszcze ważąc drżące głoski. Lecz oczy jego otworzyły się szerzej w nagłej realizacji, gdy sięgnął do skórzanej torby, którą miał zawieszoną przez ramię. Prawa dłoń zanurzyła się w jej odmętach, wyraźnie czegoś szukając, lecz sam Sprout zamarł na moment w bezruchu, jakby w ostatniej chwili stwierdził, że nie był do końca pewien, czy dobrym pomysłem byłoby przejście do konkretów już teraz.
Okulary w okrągłych oprawkach zsunęły się niebezpiecznie nisko.
— Przyniosłem coś ze sobą, ale proszę nie traktować tego jako prezent ani nic zobowiązującego. Mike wspomniał, że jesteś w stanie zrobić z tego dobry użytek... — niewielki, urwany w połowie wdech poruszył klatką piersiową młodzieńca, który wszelkie siły zaangażował do jak najwierniejszego odtworzenia pierwotnego brzmienia imienia Norwega. — Åsbjørn...
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Pracownia w szopie
Szybka odpowiedź