Jadalnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Ciemne pomieszczenie z boazerią. Nad drzwiami wejściowymi znajduje się dewiza rodu (Per aspera ad astra). Wielki drewniany stół „ugina się” pod ciężarem kwiatów, którym jest ozdobiony. W samym pomieszczeniu znajdują się rozmaite rośliny, przede wszystkim wrzosy z ogrodu. Na półkach znajduje się pełno świec, które najczęściej przyjmują motyw kwiatowy. Na podłodze znajduje się przyjemny w dotyku ciemnoniebieski dywan. Na suficie znajduje się herb rodowy Macmillanów. Naprzeciw okna znajduje się szary kominek z kamienia. Drzwi do kuchni ukryte są poprzez upodobnienie ich do ciemnych, drewnianych ścian. Z okien można dostrzec bramę wejściową.
– Może to byłoby rozsądnym posunięciem… – odpowiedział na pytanie Heatha, zamyślając się na chwilę. Wiele razy próbował rozbijać wazy, ale i tak czy siak kończyło się na jednorocznych odwiedzinach. Nie chciał jednak uświadamiać Heatha, że jego pomysł choć wydawał się być świetny, to w rzeczywistości nie działał tak jak powinien. – Chociaż w to wątpię – odpowiedział po chwili. Uśmiechnął się mimo wszystko przyjaźnie, nie chcąc, że młody Macmillan poczuł się źle ze swoją ideą. – To znaczy… kilka razy tak próbowałem… nic z tego nie wychodziło, poza oburzeniem mojej babci i mojej matki – wyjaśnił natychmiast.
Spryt młodego Macmillana zadziwiał Anthony’ego. No tak, najlepiej było spróbować przekonać wszystkich dookoła, żeby nie opowiedzieli Aydenowi co się stało, żeby ten pozwolił Heathowi na wyjście. Ach te dzieci! On nie zamierzał nic mówić, ale co zrobią ciotki? Kobiety zawsze miały bzika na punkcie czystości… chociaż i tu pomocne okazywały się skrzaty, które natychmiast przystąpiły do czyszczenia.
– Może się nie dowie – zaproponował, puszczając oczko w stronę Heatha. – Ale musisz poprosić skrzaty, żeby tobie pomogły… a ja potem rzucę zaklęcie. No i musisz przekonać ciotki, które były świadkiem twojej zabawy – dodał.
Wrócił jednak do listu, który zaczął pisać w imieniu małego czarodzieja. A więc tylko dla Miriam. Interesujące! Zaraz jednak zaczął pisać dalej, słysząc co powinno znaleźć się w treści tekstu.
– Szanowna lady Miriam Prewett – powtórzył to, co zdołał dotychczas napisać. – Jak twoje… zdrowie… Mam nadzieję… przecinek… że wszystko… u ciebie… w porządku. Przesyłam… tobie… mieszek zapa…chowy… z jarmarku, żeby… przypominał… tobie o… lecie – tu zerknął na Heatha i zaczął rozmyślać nad dalszą treścią. Co właściwie powinien napisać on, mały Macmillan do małej lady Prewett? – Może napiszmy, że tęsknisz za Festiwalem i że bardzo się tobie podobało. I możesz napisać, że gazety pisały o tym jak brałeś udział w konkurencji. No i że czekasz na kolejny Festiwal i na to, żebyś znowu się z nią spotkał. I że chciałbyś zobaczyć, to znaczy poznać Edwina, bo nie miałeś okazji tego zrobić. A potem, na końcu, możemy napisać, że życzysz jej szczęścia i przesyłasz ciepłe pozdrowienia dla całej jej rodziny, ale najbardziej dla niej. Co ty na to? – Uśmiechnął się, a i nawet zamachnął się piórem w powietrzu.
Miał jedynie nadzieję, że i Heath zaakceptuje jego propozycję. W końcu… nie wiedział jak to wszystko dla niego brzmiało… a nie chciał, żeby list nie zgadzał się z tym, co myślał syn Aydena.
Spryt młodego Macmillana zadziwiał Anthony’ego. No tak, najlepiej było spróbować przekonać wszystkich dookoła, żeby nie opowiedzieli Aydenowi co się stało, żeby ten pozwolił Heathowi na wyjście. Ach te dzieci! On nie zamierzał nic mówić, ale co zrobią ciotki? Kobiety zawsze miały bzika na punkcie czystości… chociaż i tu pomocne okazywały się skrzaty, które natychmiast przystąpiły do czyszczenia.
– Może się nie dowie – zaproponował, puszczając oczko w stronę Heatha. – Ale musisz poprosić skrzaty, żeby tobie pomogły… a ja potem rzucę zaklęcie. No i musisz przekonać ciotki, które były świadkiem twojej zabawy – dodał.
Wrócił jednak do listu, który zaczął pisać w imieniu małego czarodzieja. A więc tylko dla Miriam. Interesujące! Zaraz jednak zaczął pisać dalej, słysząc co powinno znaleźć się w treści tekstu.
– Szanowna lady Miriam Prewett – powtórzył to, co zdołał dotychczas napisać. – Jak twoje… zdrowie… Mam nadzieję… przecinek… że wszystko… u ciebie… w porządku. Przesyłam… tobie… mieszek zapa…chowy… z jarmarku, żeby… przypominał… tobie o… lecie – tu zerknął na Heatha i zaczął rozmyślać nad dalszą treścią. Co właściwie powinien napisać on, mały Macmillan do małej lady Prewett? – Może napiszmy, że tęsknisz za Festiwalem i że bardzo się tobie podobało. I możesz napisać, że gazety pisały o tym jak brałeś udział w konkurencji. No i że czekasz na kolejny Festiwal i na to, żebyś znowu się z nią spotkał. I że chciałbyś zobaczyć, to znaczy poznać Edwina, bo nie miałeś okazji tego zrobić. A potem, na końcu, możemy napisać, że życzysz jej szczęścia i przesyłasz ciepłe pozdrowienia dla całej jej rodziny, ale najbardziej dla niej. Co ty na to? – Uśmiechnął się, a i nawet zamachnął się piórem w powietrzu.
Miał jedynie nadzieję, że i Heath zaakceptuje jego propozycję. W końcu… nie wiedział jak to wszystko dla niego brzmiało… a nie chciał, żeby list nie zgadzał się z tym, co myślał syn Aydena.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Heath skrzywił się tylko. No tak to by było za proste, co nie?
-Czyli nic z tego?- westchnął ciężko. -szkoda[b]- dorzucił jeszcze. W sumie nie lubił tych odwiedzin jakiś ciotek. Szczególnie tych od Abbottów. Zawsze wtedy kazano mu się porządnie zachowywać, nic nie wolno bylo ciekawego robić i w efekcie człowiek umierał z nudów, przez całą długość trwania takiej wizyty. Niby nic wielkiego, ale dla ruchliwego dziecka to był zwyczajny koszmar.
-[b]W sumie... to nawet mógłby się dowiedzieć, ale po tym jak mi pozwoli polatać- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Może i Heath był trochę sprytny, ale bardziej prawdopodobne było to, że po prostu dużo broił i musiał coś wymyślić, żeby od czasu do czasu wymigać się od jakiejś kary. -z ciotkami byłoby ciężko- odpowiedział po prostu i porzucił temat. Bardziej skupiając się na tym co robił teraz Anthony. Aż dziwne było to, że mały Macmillan potrafił być tak skupiony i spokojny. Młody siedział na krześle i pochylał się w kierunku swojego wuja z zaciekawieniem patrząc jak pióro tańczy na pergaminie pozostawiając całkiem kształtne litery. Minę miał dość poważną i jedyne co psuło nieco efekt było to, że Heath machał zawzięcie nogami pod stołem.
-Dlaczego pytasz się o zdrowie?- trochę się zdziwił. W sumie to wdzięczny był Anthony'emu, że czyta na głos co od razu pisze. Młody niby potrafił czytać, ale póki co ledwo kleił literki do siebie. W życiu nie odczytałby nic ręcznie pisanego. - w sumie, chyba brzmi w porządku- zgodził się z pierwszą częścią, która zostala już zapisana na pergaminie.
-O...!- praktycznie wskoczył na krzesło słysząc sugestię Anthony'ego. - Festiwal lata był super! I w przyszłym roku na pewno mi lepiej pójdzie w gonitwie- zapowiedział od razu. Skoro raz brał w niej już udział to nikt mu przecież nie zabroni tego za rok. - Może nawet wygram... szkoda, że nie lata się na miotłach- dodał jeszcze trochę rozmarzony. -No i Edwina też byłoby fajnie poznać- zgodził się z dalszą częścią tekstu. - brzmi fajnie- oznajmił w końcu. - zawsze pozdrawia się całą rodzinę w listach? - zapytał jeszcze. Jakby nie było to był jego pierwszy list wysłany do kogoś. No i pewnie dostanie odpowiedź, więc list od Miriam byłby pierwszy jaki w ogóle by otrzymał.
-Czyli nic z tego?- westchnął ciężko. -szkoda[b]- dorzucił jeszcze. W sumie nie lubił tych odwiedzin jakiś ciotek. Szczególnie tych od Abbottów. Zawsze wtedy kazano mu się porządnie zachowywać, nic nie wolno bylo ciekawego robić i w efekcie człowiek umierał z nudów, przez całą długość trwania takiej wizyty. Niby nic wielkiego, ale dla ruchliwego dziecka to był zwyczajny koszmar.
-[b]W sumie... to nawet mógłby się dowiedzieć, ale po tym jak mi pozwoli polatać- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Może i Heath był trochę sprytny, ale bardziej prawdopodobne było to, że po prostu dużo broił i musiał coś wymyślić, żeby od czasu do czasu wymigać się od jakiejś kary. -z ciotkami byłoby ciężko- odpowiedział po prostu i porzucił temat. Bardziej skupiając się na tym co robił teraz Anthony. Aż dziwne było to, że mały Macmillan potrafił być tak skupiony i spokojny. Młody siedział na krześle i pochylał się w kierunku swojego wuja z zaciekawieniem patrząc jak pióro tańczy na pergaminie pozostawiając całkiem kształtne litery. Minę miał dość poważną i jedyne co psuło nieco efekt było to, że Heath machał zawzięcie nogami pod stołem.
-Dlaczego pytasz się o zdrowie?- trochę się zdziwił. W sumie to wdzięczny był Anthony'emu, że czyta na głos co od razu pisze. Młody niby potrafił czytać, ale póki co ledwo kleił literki do siebie. W życiu nie odczytałby nic ręcznie pisanego. - w sumie, chyba brzmi w porządku- zgodził się z pierwszą częścią, która zostala już zapisana na pergaminie.
-O...!- praktycznie wskoczył na krzesło słysząc sugestię Anthony'ego. - Festiwal lata był super! I w przyszłym roku na pewno mi lepiej pójdzie w gonitwie- zapowiedział od razu. Skoro raz brał w niej już udział to nikt mu przecież nie zabroni tego za rok. - Może nawet wygram... szkoda, że nie lata się na miotłach- dodał jeszcze trochę rozmarzony. -No i Edwina też byłoby fajnie poznać- zgodził się z dalszą częścią tekstu. - brzmi fajnie- oznajmił w końcu. - zawsze pozdrawia się całą rodzinę w listach? - zapytał jeszcze. Jakby nie było to był jego pierwszy list wysłany do kogoś. No i pewnie dostanie odpowiedź, więc list od Miriam byłby pierwszy jaki w ogóle by otrzymał.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Przyglądał się Heathowi i temu jak zareagował na jego odpowiedź. Trudno mu było wytłumaczyć dlaczego jest tak a nie inaczej, a i tak dobrze, że Mały nie wypytywał go o to jak w ogóle do tego doszło, że mają coś wspólnego z Abbottami… albo i Blackami. W końcu… babka Anthony’ego i tak teraz nosiła nazwisko Longbottomów, więc teoretycznie wszystko było w porządku, chociaż i tak wszyscy dorośli wiedzieli co jest nie tak.
– Nic z tego – ponownie powtórzył za Heathem, chcąc go utwierdzić w jego konkluzji. Zaraz jednak poczochrał go po blond włosach, a następnie poklepał po ramieniu.
Sprytne myślenie Heatha i tak go zadziwiało, a jednocześnie bawiło na tyle, że nie potrafił powstrzymać się przed głośnym śmiechem. To takie oczywiste, że jeżeli Ayden ma się dowiedzieć o jego wybrykach to najlepiej po tym jak skończy się bawić.
– Myślę, że jak ładnie poprosisz to może przymkną oko na twoje wybryki – stwierdził wciąż rozbawiony. – Ale wiesz, najlepiej będzie jeżeli najpierw podarujesz im po kwiatku, choćby i jednym wrzosie. – Głupio mu było uczyć dziecka trików, ale jednocześnie było mu jeszcze bardziej żal skazywać Heatha na karę ze strony ojca. W ten sposób natomiast trochę mu pomagał, ale jednocześnie nie robił niczego za niego.
Ponownie wlepił swoje spojrzenie w list, który zaczął pisać i ponownie go przeczytał, zastanawiając się co powinien dodać. Tu jednak ze skupienia wyrwał go Młody ze swoim kolejnym pytaniem.
– To taka formalność. Brzmi ładnie. Pokazuje, że martwisz się o kogoś. Rozumiesz? Taki... standard pisania – wyjaśnił. Słysząc uwagi Heatha jeszcze raz przejrzał list i po cichu go przeczytał. – …Żeby przypominał tobie o lecie – przeczytał głośno końcówkę. – Festiwal Lata był… wspaniały – zaczął dalej pisać. – Opisali mnie… nawet w gazecie. Nie mogę… doczekać się… następnego roku! Kto wie… może uda mi się wygrać gonitwę! Szkoda, że… nie można… latać… na miotle. Mam nadzieję, że poznam… twojego brata. Pozdrawiam ciepło ciebie i twoją rodzinę… – tu zakończył i spojrzał jeszcze raz na kartkę. – Poczekaj, przeczytam tobie głośno jeszcze raz, dobra?
Szanowna lady Miriam Prewett,
Jak Twoje zdrowie? Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Przesyłam Tobie mieszek zapachowy z jarmarku, żeby przypominał Tobie o lecie.
Festiwal Lata był wspaniały. Opisali mnie nawet w gazecie. Nie mogę się doczekać następnego roku! Kto wie może uda mi się wygrać gonitwę! Szkoda, że nie można latać na miotle. Mam nadzieję, że poznam Twojego brata.
Pozdrawiam ciepło Ciebie i Twoją rodzinę
Tu przerwał i przesunął delikatnie papier w stronę Heatha. Stalówkę pióra ponownie zamoczył w atramencie, żeby następnie podać go blondynowi.
– Podpisz się o tutaj – tu wskazał na prawy dolny róg listu. Sam jednak nie wiedział czy Heath potrafi jednak się podpisać, czy może Ayden lub guwernantki go tego nie nauczyły. – Jeżeli chcesz, mogę tobie pomóc – dodał zaraz, żeby nie speszyć młodego Macmillana. – A list możesz wysłać przez moją sowę! Tylko... jest jeden problem... ja trochę wypiłem, a moja sowa... jest wyjątkowo czuła na zapach alkoholu... Tu nerwowo podrapał się po swoim czole i nieśmiało się zaśmiał. W rzeczywistości głupio mu było prosić o coś takiego dziecko, ale z drugiej strony nie chciał ponownie skończyć z podrapaniami. - To ty będziesz musiał przypiąć list.
– Nic z tego – ponownie powtórzył za Heathem, chcąc go utwierdzić w jego konkluzji. Zaraz jednak poczochrał go po blond włosach, a następnie poklepał po ramieniu.
Sprytne myślenie Heatha i tak go zadziwiało, a jednocześnie bawiło na tyle, że nie potrafił powstrzymać się przed głośnym śmiechem. To takie oczywiste, że jeżeli Ayden ma się dowiedzieć o jego wybrykach to najlepiej po tym jak skończy się bawić.
– Myślę, że jak ładnie poprosisz to może przymkną oko na twoje wybryki – stwierdził wciąż rozbawiony. – Ale wiesz, najlepiej będzie jeżeli najpierw podarujesz im po kwiatku, choćby i jednym wrzosie. – Głupio mu było uczyć dziecka trików, ale jednocześnie było mu jeszcze bardziej żal skazywać Heatha na karę ze strony ojca. W ten sposób natomiast trochę mu pomagał, ale jednocześnie nie robił niczego za niego.
Ponownie wlepił swoje spojrzenie w list, który zaczął pisać i ponownie go przeczytał, zastanawiając się co powinien dodać. Tu jednak ze skupienia wyrwał go Młody ze swoim kolejnym pytaniem.
– To taka formalność. Brzmi ładnie. Pokazuje, że martwisz się o kogoś. Rozumiesz? Taki... standard pisania – wyjaśnił. Słysząc uwagi Heatha jeszcze raz przejrzał list i po cichu go przeczytał. – …Żeby przypominał tobie o lecie – przeczytał głośno końcówkę. – Festiwal Lata był… wspaniały – zaczął dalej pisać. – Opisali mnie… nawet w gazecie. Nie mogę… doczekać się… następnego roku! Kto wie… może uda mi się wygrać gonitwę! Szkoda, że… nie można… latać… na miotle. Mam nadzieję, że poznam… twojego brata. Pozdrawiam ciepło ciebie i twoją rodzinę… – tu zakończył i spojrzał jeszcze raz na kartkę. – Poczekaj, przeczytam tobie głośno jeszcze raz, dobra?
Szanowna lady Miriam Prewett,
Jak Twoje zdrowie? Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Przesyłam Tobie mieszek zapachowy z jarmarku, żeby przypominał Tobie o lecie.
Festiwal Lata był wspaniały. Opisali mnie nawet w gazecie. Nie mogę się doczekać następnego roku! Kto wie może uda mi się wygrać gonitwę! Szkoda, że nie można latać na miotle. Mam nadzieję, że poznam Twojego brata.
Pozdrawiam ciepło Ciebie i Twoją rodzinę
Tu przerwał i przesunął delikatnie papier w stronę Heatha. Stalówkę pióra ponownie zamoczył w atramencie, żeby następnie podać go blondynowi.
– Podpisz się o tutaj – tu wskazał na prawy dolny róg listu. Sam jednak nie wiedział czy Heath potrafi jednak się podpisać, czy może Ayden lub guwernantki go tego nie nauczyły. – Jeżeli chcesz, mogę tobie pomóc – dodał zaraz, żeby nie speszyć młodego Macmillana. – A list możesz wysłać przez moją sowę! Tylko... jest jeden problem... ja trochę wypiłem, a moja sowa... jest wyjątkowo czuła na zapach alkoholu... Tu nerwowo podrapał się po swoim czole i nieśmiało się zaśmiał. W rzeczywistości głupio mu było prosić o coś takiego dziecko, ale z drugiej strony nie chciał ponownie skończyć z podrapaniami. - To ty będziesz musiał przypiąć list.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jednak wujek to miał niezłe pomysły. No, a przynajmniej zwiększały jego szanse na zabawę wieczorem.
-Myślisz? Że taki wrzos będzie w porządku? - niby przed chwilą Anthony to właśnie mu powiedział, ale Heath chyba potrzebował dodatkowego potwierdzenia. Nie przypuszczał, że rozwiązanie tego problemu może być tak proste. Na tym skąd weźmie rzeczone wrzosy jeszcze się nie zastanawiał, zresztą jakby nie było te kwiatki rosną w Kornwalii co krok.
-Och... w sensie, że to taka formułka? - domyślił się o co może chodzić z tym standardem. - A czy... coś takiego piszą nawet Ci których nie obchodzi zdrowie tej osoby do której piszą?- dalej dopytywał swojego wujka. W sumie to im wyszła, krótka lekcja z pisania listów.
-Dobra!- zgodził się na odczytanie całości jeszcze raz, chociaż wydawało mu się, że wszystko się klei i brzmi całkiem nieźle. -Brzmi chyba w porządku- stwierdził patrząc pytająco na starszego Macmillana. Z lekką niechęcią wziął od Anthony'ego pióro po to żeby się podpisać.
-Okej...- kiwnął głową i przysunął do siebie pergamin- Dam sobie radę, tak myślę- oznajmił. Co prawda dopiero uczył się pisać i poznawać litery, ale pisać swoje imię i nazwisko nauczył się już na samym początku tych lekcji. Mały Macmillan zaczął powoli się podpisywać pod listem. Widać było, że jest bardzo skoncentrowany na tym co robi, nawet bezwiednie przygryzł końcówkę języka. Chwilę trwało zanim skończył pisać. Podpis wyszedł nie najgorzej. Był koślawy, to prawda, ale przynajmniej Heath nie zrobił żadnego kleksa po drodze.
-Udało się! - był całkiem dumny z tych dwóch słów napisanych przez siebie.
-Jak mi powiesz jak to przypnę- zgodził się bez większych ceregieli. W końcu co mogło być trudnego w wysłaniu listu? Wszyscy to robili to i on da sobie radę. Poza tym to musi być fajne, takie własnoręczne przywiązywanie listu do nóżki sowy.
-Jak myślisz, jak długo będzie szedł ten list?- nasunęło mu się jeszcze jedno pytanie i od razu zapytał Anthony'ego.
-Myślisz? Że taki wrzos będzie w porządku? - niby przed chwilą Anthony to właśnie mu powiedział, ale Heath chyba potrzebował dodatkowego potwierdzenia. Nie przypuszczał, że rozwiązanie tego problemu może być tak proste. Na tym skąd weźmie rzeczone wrzosy jeszcze się nie zastanawiał, zresztą jakby nie było te kwiatki rosną w Kornwalii co krok.
-Och... w sensie, że to taka formułka? - domyślił się o co może chodzić z tym standardem. - A czy... coś takiego piszą nawet Ci których nie obchodzi zdrowie tej osoby do której piszą?- dalej dopytywał swojego wujka. W sumie to im wyszła, krótka lekcja z pisania listów.
-Dobra!- zgodził się na odczytanie całości jeszcze raz, chociaż wydawało mu się, że wszystko się klei i brzmi całkiem nieźle. -Brzmi chyba w porządku- stwierdził patrząc pytająco na starszego Macmillana. Z lekką niechęcią wziął od Anthony'ego pióro po to żeby się podpisać.
-Okej...- kiwnął głową i przysunął do siebie pergamin- Dam sobie radę, tak myślę- oznajmił. Co prawda dopiero uczył się pisać i poznawać litery, ale pisać swoje imię i nazwisko nauczył się już na samym początku tych lekcji. Mały Macmillan zaczął powoli się podpisywać pod listem. Widać było, że jest bardzo skoncentrowany na tym co robi, nawet bezwiednie przygryzł końcówkę języka. Chwilę trwało zanim skończył pisać. Podpis wyszedł nie najgorzej. Był koślawy, to prawda, ale przynajmniej Heath nie zrobił żadnego kleksa po drodze.
-Udało się! - był całkiem dumny z tych dwóch słów napisanych przez siebie.
-Jak mi powiesz jak to przypnę- zgodził się bez większych ceregieli. W końcu co mogło być trudnego w wysłaniu listu? Wszyscy to robili to i on da sobie radę. Poza tym to musi być fajne, takie własnoręczne przywiązywanie listu do nóżki sowy.
-Jak myślisz, jak długo będzie szedł ten list?- nasunęło mu się jeszcze jedno pytanie i od razu zapytał Anthony'ego.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
– Będzie, na pewno. Kobiety lubią kwiaty. Co prawda… bardziej wolą bukiety, ale jak taki dżentelmen jak ty da po choćby jednym kwiatku, będą padać z wrażenia! – Odpowiedział Heathowi, a na twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Jego spojrzenie natychmiast padło na wazę z wrzosami, która znajdowała się na stoliku tuż przy drzwiach. Zaraz podszedł i wziął kilka kwiatów. Te, położył w pobliżu kałamarza. – O, tu masz! Mam nadzieję, że to tobie pomoże!
Był zadowolony z siebie i rad, które dawał młodemu Macmillanowi. Najważniejsze, żeby nie wyszedł na tym źle, ale jednocześnie wyniósł lekcję przepraszania i poczucia chęci naprawienia tego, co zniszczył! Anthony nie był może najlepszym wychowawcą, bo przecież sam nie miał dzieci, ale doskonale wiedział, że krzyki i zakazy działały zupełnie inaczej niż powinny. Ile to razy stary Nicolas złościł się na niego i straszył go… i co z tego wyszło? Nic. Życie samo musiało doświadczyć Anthony’ego.
– Tak, formułka – potwierdził. Kolejne pytanie postawione przez Heatha wyraźnie zasmuciło starszego Macmillana. Zdarzało się, że ludzie w ogóle nie patrzyli na dobre zachowanie i naprawdę nie życzyli nikomu niczego dobrego… żeby potem udawać, że się martwią. – I to się zdarza, niestety. Ludzie nie są szczerzy. Myślę, nie wszyscy, spory odsetek, co jest niepokojące. Ale nie masz się czym przejmować! Przecież, jak mi się wydaje, naprawdę myślisz dobrze o Miriam i jej rodzinie, prawda? – Rozpromienił się na nowo. Nie spodziewał się przeczącej odpowiedzi ze strony Heatha. Gdyby było inaczej, nie prosiłby jego, Anthony’ego, o pomoc w napisaniu listu i nie przesyłałby młodej lady Prewett meszka zapachowego!
Po ponownym odczytaniu listu, skupił się na tym, żeby Heath wyraźnie i czytelnie się podpisał. Nie stresował jednak młodego czarodzieja i nie poganiał go. Uważnie przyglądał się stawianym przez Heatha literom. Gdy ten skończył, Anthony poklepał po plecach i rzucił na głos: „Zuch z ciebie!”. Sięgnął po whisky, którą dopił do końca, choć nie powinien, biorąc pod uwagę to, że w kontakcie z sową skończy jako drapacz dla jej szponów.
– Powiem, powiem – uspokoił Heatha. – Chodźmy. Tylko weź te wrzosy, bo po drodze będziemy przepraszać ciotki – dodał, chuchając na list, żeby atrament jak najszybciej wyschnął i wskazał ruchem głowy na kwiaty. – Myślę, że może dojdzie jeszcze dzisiaj albo jutro. Nie martw się o to! – uspokoił go.
Po tym wstał od stołu. W dłoni trzymał list, który Heath miał zaraz wysłać. Sam ruszył jako pierwszy, mijając kilka skrzatów szykujących się do kolejnego czyszczenia.
|zt x2
Był zadowolony z siebie i rad, które dawał młodemu Macmillanowi. Najważniejsze, żeby nie wyszedł na tym źle, ale jednocześnie wyniósł lekcję przepraszania i poczucia chęci naprawienia tego, co zniszczył! Anthony nie był może najlepszym wychowawcą, bo przecież sam nie miał dzieci, ale doskonale wiedział, że krzyki i zakazy działały zupełnie inaczej niż powinny. Ile to razy stary Nicolas złościł się na niego i straszył go… i co z tego wyszło? Nic. Życie samo musiało doświadczyć Anthony’ego.
– Tak, formułka – potwierdził. Kolejne pytanie postawione przez Heatha wyraźnie zasmuciło starszego Macmillana. Zdarzało się, że ludzie w ogóle nie patrzyli na dobre zachowanie i naprawdę nie życzyli nikomu niczego dobrego… żeby potem udawać, że się martwią. – I to się zdarza, niestety. Ludzie nie są szczerzy. Myślę, nie wszyscy, spory odsetek, co jest niepokojące. Ale nie masz się czym przejmować! Przecież, jak mi się wydaje, naprawdę myślisz dobrze o Miriam i jej rodzinie, prawda? – Rozpromienił się na nowo. Nie spodziewał się przeczącej odpowiedzi ze strony Heatha. Gdyby było inaczej, nie prosiłby jego, Anthony’ego, o pomoc w napisaniu listu i nie przesyłałby młodej lady Prewett meszka zapachowego!
Po ponownym odczytaniu listu, skupił się na tym, żeby Heath wyraźnie i czytelnie się podpisał. Nie stresował jednak młodego czarodzieja i nie poganiał go. Uważnie przyglądał się stawianym przez Heatha literom. Gdy ten skończył, Anthony poklepał po plecach i rzucił na głos: „Zuch z ciebie!”. Sięgnął po whisky, którą dopił do końca, choć nie powinien, biorąc pod uwagę to, że w kontakcie z sową skończy jako drapacz dla jej szponów.
– Powiem, powiem – uspokoił Heatha. – Chodźmy. Tylko weź te wrzosy, bo po drodze będziemy przepraszać ciotki – dodał, chuchając na list, żeby atrament jak najszybciej wyschnął i wskazał ruchem głowy na kwiaty. – Myślę, że może dojdzie jeszcze dzisiaj albo jutro. Nie martw się o to! – uspokoił go.
Po tym wstał od stołu. W dłoni trzymał list, który Heath miał zaraz wysłać. Sam ruszył jako pierwszy, mijając kilka skrzatów szykujących się do kolejnego czyszczenia.
|zt x2
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Polly Havisham stała przed drzwiami wielkiej rezydencji Macmilianów i zastanawiała się, czy to bezpieczne, czy to niebezpieczne. Oczywiście, że niebezpieczne, bo przecież od kilku tygodni nic nie jest takie jak powinno być. Ale czy ją to jeszcze martwiło? Och, skądże. Odkąd William, najdroższy brat, umarł podczas wypadku w Ministerstwie Magii, to już nic Polly nie przerażało, właściwie to stała się obojętna na bardzo wiele rzeczy, a radość już dawało jej tylko kilka takich rzeczy w życiu jak uśmiech klienta, który próbował jej ciastko i mówił, że mu smakuje, zadowolone z jej widoku dziecko, które wdzięcznie cieszy się z jej obecności. Dwa piwa i gitara z perkusją wygrywająca muzykę rock and roll. Nic więcej.
Oto właśnie teraźniejsza Polly Havisham, niegdyś promyczek w tym trudnym świecie, dziś taka przygasła, taka nieswoja. Czasami można ją jeszcze zobaczyć w czerwonych pantofelkach i w płaszczyku tego samego koloru, ale na jej policzkach już nie ma wiecznego rumieńca, a i oczy też nie wysyłają wesołych iskierek. Bo jakże ma być wciąż radosna, kiedy wraca do domu a tam brak zarówno wielkiego psa jak i brata kochanego. I jest tylko cisza. Jak wszyscy wiecie, cisza nie nastraja zbyt dobrze. Dlatego Polly pali, włącza płytę i tańczy aż nie padnie ze zmęczenia. Później budzi się i biegnie do pracy: jednej w cukierni, gdzie już przed świtem muszą być pachnące bułeczki, drugiej w Mungu, gdzie w białym kitlu dawała zastrzyki i machała różdżką nad kolejnymi poparzeniami czy innymi absurdalnymi ranami. No i trzecia praca, ta do której dziś włożyła błękitny komplet i dwie błękitne spinki we włosy.
Stoi przed drzwiami domostwa w którym bywała już wcześniej. Za pierwszym razem bardzo oficjalnie, ale przy każdym kolejnym trochę mniej. Lubiła tu być nie tylko dlatego, że miała tu powód przychodzić, ale także dlatego, że Macmilliany są znani ze wspaniałych trunków, a te.. są ostatnio największym przyjacielem Poleczki.
I tak właśnie weszła w końcu, odłożyła torebusie i czeka aż mały Heath zejdzie, albo zostanie przyprowadzony. Tak czy inaczej, kiedy tylko pojawi się w pomieszczeniu, jej uśmiech znów zagości na twarzy. Narazie była smutna, ale przecież przy dziecku nie może, prawda?
Oto właśnie teraźniejsza Polly Havisham, niegdyś promyczek w tym trudnym świecie, dziś taka przygasła, taka nieswoja. Czasami można ją jeszcze zobaczyć w czerwonych pantofelkach i w płaszczyku tego samego koloru, ale na jej policzkach już nie ma wiecznego rumieńca, a i oczy też nie wysyłają wesołych iskierek. Bo jakże ma być wciąż radosna, kiedy wraca do domu a tam brak zarówno wielkiego psa jak i brata kochanego. I jest tylko cisza. Jak wszyscy wiecie, cisza nie nastraja zbyt dobrze. Dlatego Polly pali, włącza płytę i tańczy aż nie padnie ze zmęczenia. Później budzi się i biegnie do pracy: jednej w cukierni, gdzie już przed świtem muszą być pachnące bułeczki, drugiej w Mungu, gdzie w białym kitlu dawała zastrzyki i machała różdżką nad kolejnymi poparzeniami czy innymi absurdalnymi ranami. No i trzecia praca, ta do której dziś włożyła błękitny komplet i dwie błękitne spinki we włosy.
Stoi przed drzwiami domostwa w którym bywała już wcześniej. Za pierwszym razem bardzo oficjalnie, ale przy każdym kolejnym trochę mniej. Lubiła tu być nie tylko dlatego, że miała tu powód przychodzić, ale także dlatego, że Macmilliany są znani ze wspaniałych trunków, a te.. są ostatnio największym przyjacielem Poleczki.
I tak właśnie weszła w końcu, odłożyła torebusie i czeka aż mały Heath zejdzie, albo zostanie przyprowadzony. Tak czy inaczej, kiedy tylko pojawi się w pomieszczeniu, jej uśmiech znów zagości na twarzy. Narazie była smutna, ale przecież przy dziecku nie może, prawda?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Faktycznie życie ostatnio Polly nie rozpieszczało. Niestety Heath nie miał pojęcia o tym jakie nieszczęścia ostatnio na nią spadły. Zresztą, to nikt by nie wtajemniczał pięciolatka w to co właśnie działo się w świecie czarodziejów. Heath nawet do pewnego stopnia nie był świadom, że to on jest przyczyną różnych dziwnych zdarzeń. Mniej więcej wiedział, że magia płata figle, ale bardziej myślał, że to wszystkim dookoła.
Anomalie też były powodem dla którego Macmillanowie szukali kolejnej guwernantki. Poprzednia co prawda nie zrezygnowała ze swojej pracy, ale zdecydowanie potrzebowała więcej czasu wolnego. Nic dziwnego. Heath co i rusz znikał w dziwnych miejscach, albo robił sobie krzywdę. Spokojna praca opiekunki zrobiła się dużo bardziej stresująca. Polly tym bardziej wydawała się odpowiednia na to stanowisko w dzisiejszych czasach z powodu znajomości magii leczniczej. Dzięki temu istniała szansa, że jakby działo się coś niedobrego to czarownica będzie w stanie w porę zareagować. Zresztą kto normalny chciałby się opiekować w tym momencie małymi tykającymi bombami? Część anomalii była nieszkodliwa, ale też trafiały się takie, które były bardzo nieprzyjemne w skutkach.
W każdym razie w dniu dzisiejszym nieco nieszczęśliwy wszedł do jadalni gdzie akurat czekała na niego Polly. Dlaczego nieszczęśliwy? Wcale nie chciało mu się wstawać i tutaj schodzić. Normalnie Heath nie miał problemu z porannym wstawaniem, ale wczoraj wieczorem szalał jak pijany zając w kapuście i dzisiaj niestety musiał swoje odcierpieć. W każdym razie mały Macmillan wszedł do pomieszczenia tłumiąc potężne ziewnięcie. Rozchmurzył się dopiero jak zobaczył Polly. W sumie to była całkiem fajna, jak na guwernantkę oczywiście.
-Cześć!- przywitał się od razu i nawet się do niej uśmiechnął. Może nie będzie dzisiaj jakoś specjalnie marudny. – Co będziemy dzisiaj robić? – zapytał od razu trochę zaciekawiony. Siadł na jednym z wielu krzeseł i praktycznie od razu, tak z przyzwyczajenia zaczął machać swoimi nogami w powietrzu. Czasem Heath sprawiał wrażenie jakby cały czas musiał się ruszać.
Anomalie też były powodem dla którego Macmillanowie szukali kolejnej guwernantki. Poprzednia co prawda nie zrezygnowała ze swojej pracy, ale zdecydowanie potrzebowała więcej czasu wolnego. Nic dziwnego. Heath co i rusz znikał w dziwnych miejscach, albo robił sobie krzywdę. Spokojna praca opiekunki zrobiła się dużo bardziej stresująca. Polly tym bardziej wydawała się odpowiednia na to stanowisko w dzisiejszych czasach z powodu znajomości magii leczniczej. Dzięki temu istniała szansa, że jakby działo się coś niedobrego to czarownica będzie w stanie w porę zareagować. Zresztą kto normalny chciałby się opiekować w tym momencie małymi tykającymi bombami? Część anomalii była nieszkodliwa, ale też trafiały się takie, które były bardzo nieprzyjemne w skutkach.
W każdym razie w dniu dzisiejszym nieco nieszczęśliwy wszedł do jadalni gdzie akurat czekała na niego Polly. Dlaczego nieszczęśliwy? Wcale nie chciało mu się wstawać i tutaj schodzić. Normalnie Heath nie miał problemu z porannym wstawaniem, ale wczoraj wieczorem szalał jak pijany zając w kapuście i dzisiaj niestety musiał swoje odcierpieć. W każdym razie mały Macmillan wszedł do pomieszczenia tłumiąc potężne ziewnięcie. Rozchmurzył się dopiero jak zobaczył Polly. W sumie to była całkiem fajna, jak na guwernantkę oczywiście.
-Cześć!- przywitał się od razu i nawet się do niej uśmiechnął. Może nie będzie dzisiaj jakoś specjalnie marudny. – Co będziemy dzisiaj robić? – zapytał od razu trochę zaciekawiony. Siadł na jednym z wielu krzeseł i praktycznie od razu, tak z przyzwyczajenia zaczął machać swoimi nogami w powietrzu. Czasem Heath sprawiał wrażenie jakby cały czas musiał się ruszać.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Nic dziwnego zresztą, że nikt pięciolatka nie wtajemniczał, bo co on mógłby zrozumieć. Powiedzmy sobie szczerze: był mądrym dzieckiem, ale nie aż tak mądrym, żeby pojąć to, czego najwięksi czarodzieje tego świata ogarnąć nie mogą od kilkunastu tygodni. Niby słyszy się o tym, że łamią swe głowy, ale ona będąc w świętym Mungu praktykantką, to widziała tylko coraz więcej poturbowanych czarodziei. I powoli zatraca wiarę w to, że można by to jakoś naprawić. Nic tylko cieszyć się z takiej guwernantki, prawda Macmillianowie? Ale Polly poza tym całym czarnowidztwem, ma w sobie strasznie duża siłę no i nie umie się tak szybko poddawać. Teraz jest w trochę bardziej mrocznym okresie życia, ale w porównaniu do większości ludzi jest po prostu taka sama. A nie jak wstrząśnięty szampan.
W tej swojej nadpobudliwości była wtedy podobna do Heatha, więc absolutnie jej nie przeszkadzało to, że kiedy tylko siadał to już chciał znów biegać, a kiedy biegał to znów skakać, a powiedzmy, że skakał po fotelach, to juz się rozglądał gdzie może dalej rozrabiać. Z Havishamówną miał o tyle dobrze, że wcale nie miała z tym problemu, a w sumie to nawet go dopingowała w tych zabawach i czasami pokoje były w no tragicznym stanie po tym jak przeszedł huragan Polly i Heath, tyle że ona zawsze na sam koniec machnęła różdżką to tu, to tam i było już posprzątane.
- Cześć! Jak się dziś czujesz? - odpowiedziała, zaraz malując buzie szerokim uśmiechem i kiedy usiadł przy stoliku obok niej i z taką energią spytał co robić będą, no to już miała dla niego gotowe zajęcie. - Pamiętasz jak ostatnio śpiewałam tą piosenkę po francusku? Podobał ci się, prawda? Dziś nauczymy się liczyć po francusku, żebyś zaskoczył wszystkich na kolejnym meczu - oczywiście nie zaskoczy tak do końca, bo nauka drugiego języka była z rodzicami ustalona. Polly obejrzała z bliska jego buzię i nie widzi na niej nic co mogłoby ją zaniepokoić, dlatego wyjmuje z torebusi ciasteczka w kształcie małych miotełek zaczynają lekcję! Na pewno nie będzie ona polegała na tym, ze całe pół godziny będą tu siedzieć przy stole, ale póki są ciasteczka, to Heath na pewno da się namówić na chwilę skupienia.
W tej swojej nadpobudliwości była wtedy podobna do Heatha, więc absolutnie jej nie przeszkadzało to, że kiedy tylko siadał to już chciał znów biegać, a kiedy biegał to znów skakać, a powiedzmy, że skakał po fotelach, to juz się rozglądał gdzie może dalej rozrabiać. Z Havishamówną miał o tyle dobrze, że wcale nie miała z tym problemu, a w sumie to nawet go dopingowała w tych zabawach i czasami pokoje były w no tragicznym stanie po tym jak przeszedł huragan Polly i Heath, tyle że ona zawsze na sam koniec machnęła różdżką to tu, to tam i było już posprzątane.
- Cześć! Jak się dziś czujesz? - odpowiedziała, zaraz malując buzie szerokim uśmiechem i kiedy usiadł przy stoliku obok niej i z taką energią spytał co robić będą, no to już miała dla niego gotowe zajęcie. - Pamiętasz jak ostatnio śpiewałam tą piosenkę po francusku? Podobał ci się, prawda? Dziś nauczymy się liczyć po francusku, żebyś zaskoczył wszystkich na kolejnym meczu - oczywiście nie zaskoczy tak do końca, bo nauka drugiego języka była z rodzicami ustalona. Polly obejrzała z bliska jego buzię i nie widzi na niej nic co mogłoby ją zaniepokoić, dlatego wyjmuje z torebusi ciasteczka w kształcie małych miotełek zaczynają lekcję! Na pewno nie będzie ona polegała na tym, ze całe pół godziny będą tu siedzieć przy stole, ale póki są ciasteczka, to Heath na pewno da się namówić na chwilę skupienia.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Heathowi jak na razie pasowała wyrozumiałość Polly względem jego ruchliwości. Przy okazji też testował, jak każde dziecko, na ile może sobie pozwolić przy tej nowej opiekunce.
-W porządku- wzruszył ramionami -Ale wolałbym dłużej pospać...- dodał jeszczez nieco niezadowoloną miną. Przez chwilę siedział w miarę spokojnie, ale w międzyczasie stanął na krześle i wymyślił sobie całkiem fajną zabawę. Przynajmniej według niego. Otóż, mały lord przeskakiwał sobie od krzesła do krzesła, nie specjalnie się przejmując, że jeśli źle wyceluje albo zrobi to ze zbyt dużym impetem to prawdopodobnie wyrźnie twarzą o kant następnego siedziska.
-To musi być po francusku?- jęknął niezbyt przekonany co do tego pomysłu. Co prawda część Macmillanów znała ten straszny język, ale czy on też musiał? -Oni tak głupio mówią. Jakby im się nie chciało do końca powiedzieć co mają na myśli - to była opinia młodego o brzmieniu tego języka. Chociaż musiał przyznać, że sama piosenka była całkiem fajna. Że też ojciec go wrednie wpakował w naukę tego barbarzyńskiego języka. Trolliński był przynajmniej zabawny, no i można było wkurzać nim ciotki.
Heath już miał zamiar śmignąć Polly z jadalni ani myśląc się uczyć. Nawet już zeskoczył z krzesła i się rozpędził w stronę drzwi. Po drodze pewnie złapałby miotłę i uciekł na Queerdich Marsh, albo wrzosowiska, ale kątem oka dostrzegł jak Polly wyciąga coś ze swojej torebki. Coś co zawsze interesowało takiego małego głodomora jakim był Heath. Obrócił się zgrabnie na pięcie robiąc wariacki piruet i wrócił do stołu.
-Łooo - zachwycił się nad ich kształtem -Są w kształcie mioteł!- brawo Sherlocku. W każdym razie Polly udało się osiągnąć to co zamierzała. Heath poddał się i wrócił do niej. Nie mógł sobie odpuścić ciasteczek, więc jedno od razu porwał i zabrał się do konsumpcji, przy okazji pewnie słuchając francuskich liczebników. No, ale dla takich ciasteczek warto trochę pocierpieć.
-W porządku- wzruszył ramionami -Ale wolałbym dłużej pospać...- dodał jeszczez nieco niezadowoloną miną. Przez chwilę siedział w miarę spokojnie, ale w międzyczasie stanął na krześle i wymyślił sobie całkiem fajną zabawę. Przynajmniej według niego. Otóż, mały lord przeskakiwał sobie od krzesła do krzesła, nie specjalnie się przejmując, że jeśli źle wyceluje albo zrobi to ze zbyt dużym impetem to prawdopodobnie wyrźnie twarzą o kant następnego siedziska.
-To musi być po francusku?- jęknął niezbyt przekonany co do tego pomysłu. Co prawda część Macmillanów znała ten straszny język, ale czy on też musiał? -Oni tak głupio mówią. Jakby im się nie chciało do końca powiedzieć co mają na myśli - to była opinia młodego o brzmieniu tego języka. Chociaż musiał przyznać, że sama piosenka była całkiem fajna. Że też ojciec go wrednie wpakował w naukę tego barbarzyńskiego języka. Trolliński był przynajmniej zabawny, no i można było wkurzać nim ciotki.
Heath już miał zamiar śmignąć Polly z jadalni ani myśląc się uczyć. Nawet już zeskoczył z krzesła i się rozpędził w stronę drzwi. Po drodze pewnie złapałby miotłę i uciekł na Queerdich Marsh, albo wrzosowiska, ale kątem oka dostrzegł jak Polly wyciąga coś ze swojej torebki. Coś co zawsze interesowało takiego małego głodomora jakim był Heath. Obrócił się zgrabnie na pięcie robiąc wariacki piruet i wrócił do stołu.
-Łooo - zachwycił się nad ich kształtem -Są w kształcie mioteł!- brawo Sherlocku. W każdym razie Polly udało się osiągnąć to co zamierzała. Heath poddał się i wrócił do niej. Nie mógł sobie odpuścić ciasteczek, więc jedno od razu porwał i zabrał się do konsumpcji, przy okazji pewnie słuchając francuskich liczebników. No, ale dla takich ciasteczek warto trochę pocierpieć.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Przyznam ci się, że też byłam niezadowolona, że dziś musiałam tak wcześnie wstać. Jestem przekonana, że gdyby Klepopatra żyła w Anglii to na czas jesienny wyjeżdżałaby do Egiptu. - z Heathem należało rozmawiać tak jak z dorosłym, a w każdym razie tak jak Polly rozmawiała z dorosłymi: bez zbędnego sztywniactwa. Była na tyle naturalna, na ile pozwalały jej jakieś tam zasady etykiety, a i tutaj nie oszukujmy się, nie była szczególną mistrzynią. Uśmiecha się, kiedy skomentował to jak mówią francuzi.
- Kiedys na pewno będziesz zadowolony z tych lekcji, bo powiem ci w sekrecie, że wszystkie damy uwielbiają mężczyzn mówiących po francusku - jakby to miało przekonać pięciolatka! Bardziej już zainteresował się tymi ciastkami. Co, oczywiście, przewidziała.
- Oczywiście. Przecież wiem, że jesteś przyszłym mistrzem Świata w Quiddichu - posłała mu zadowolone spojrzenie i nawet poczochrała go po włosach, wszak i tak przez całą lekcję jeszcze kilka razy się tak potarga, że przylizywać włosy do porządku będą dopiero jak skończą lekcję.
A ta właśnie się zaczęła.
un, deux, trois
Na początek trochę zabawy. Przy każdym dobrze powtórzonym za Polcią liczebniku, Heath dostawał nagrodę w postaci lepszej miotełki. Co lepsze potrafiły same latać, wykonywać akrobacje w powietrzu, a nawet jedna za drugą gonić.
quatre, cinq, six
Latają wokół głowy Heatha, kiedy ten przeskakuje z siedzenia na siedzenie, śpiewając razem z Polą piosenkę o niechcianych liczebnikach i o miesiącach, które musiały się naradzić, który z nich będzie najkrótszy i jak février przegrał zabawę. Tak jak Heath musiał ją przegrać, kiedy zmęczony przysiadł przy Polce znów i znów zjadł kilka ciasteczek.
sept, huit, neuf
- A teraz czas na na prawdę duże liczby Heath. Zacznijmy od Twojej ulubionej drużyny. Powiedz mi jak najwyżej wygrali w ostatnich meczach? - i no i tak właśnie Polly powoli zapomina o ciemnych myślach. Dziś ma lekcję z chłopcem, który też nie powinien myśli mieć czarnych, więc oboje robią sobię taką bańkę w której zarówno ona, jak i on, mają jako jedyne zmartwienie to, czy dobrze młody wypowie 300.
dix
- Kiedys na pewno będziesz zadowolony z tych lekcji, bo powiem ci w sekrecie, że wszystkie damy uwielbiają mężczyzn mówiących po francusku - jakby to miało przekonać pięciolatka! Bardziej już zainteresował się tymi ciastkami. Co, oczywiście, przewidziała.
- Oczywiście. Przecież wiem, że jesteś przyszłym mistrzem Świata w Quiddichu - posłała mu zadowolone spojrzenie i nawet poczochrała go po włosach, wszak i tak przez całą lekcję jeszcze kilka razy się tak potarga, że przylizywać włosy do porządku będą dopiero jak skończą lekcję.
A ta właśnie się zaczęła.
un, deux, trois
Na początek trochę zabawy. Przy każdym dobrze powtórzonym za Polcią liczebniku, Heath dostawał nagrodę w postaci lepszej miotełki. Co lepsze potrafiły same latać, wykonywać akrobacje w powietrzu, a nawet jedna za drugą gonić.
quatre, cinq, six
Latają wokół głowy Heatha, kiedy ten przeskakuje z siedzenia na siedzenie, śpiewając razem z Polą piosenkę o niechcianych liczebnikach i o miesiącach, które musiały się naradzić, który z nich będzie najkrótszy i jak février przegrał zabawę. Tak jak Heath musiał ją przegrać, kiedy zmęczony przysiadł przy Polce znów i znów zjadł kilka ciasteczek.
sept, huit, neuf
- A teraz czas na na prawdę duże liczby Heath. Zacznijmy od Twojej ulubionej drużyny. Powiedz mi jak najwyżej wygrali w ostatnich meczach? - i no i tak właśnie Polly powoli zapomina o ciemnych myślach. Dziś ma lekcję z chłopcem, który też nie powinien myśli mieć czarnych, więc oboje robią sobię taką bańkę w której zarówno ona, jak i on, mają jako jedyne zmartwienie to, czy dobrze młody wypowie 300.
dix
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Heath nieco się zaciekawił. -Kto to jest ta Kleopatra? I dlaczego akurat do Egiptu? - zaczął wypytywać Polly. Ta pewnie już się zorientowała, że w przypadku małego Macmillana odpowiedź na jedno pytanie przynosi od razu dwa następne. I tak w kółko.
Swoją drogą ten brak sztywniactwa sprawił, że Heath na prawdę zdążył już w miarę polubić Polly. Co prawda zmuszała go czasem do rzeczy na które wcale nie miał ochoty, tak jak teraz z nauką francuskiego, ale w sumie... zaczarowane ciasteczka w formie miotełek z nawiązką mu wynagrodziły te męczarnie związabe z nauką nowego języka.
-Dlaczego akurat francuski, a nie trollinski? - mruknął pod nosem. Teoretycznie to o tych damach, które wolałyby francuskojęzycznych mężczyzn wiele go nie obeszło, ale z drugiej strony... może zaimponowałby Miriam? Te rozważania przerwał wtręt Polly na temat jego przyszłej sportowej kariery.
-No pewnie! Będę najlepszym obrońcą na świecie!- oznajmił z dumą co najmniej jakby to było już od dawna ustalone i pewne. To, że mu potargała włosy wcale mu nie przeszkadzało tak bardzo jak wtedy gdy robiły to jego ciotki.
Widać jednak Polly nie zamierzała mu odpuścić i zaczęła uczyć chłopca liczebników francuskich. Normalnie pewnie Heath nie byłby aż tak chętny do współpracy, ale metoda z dawaniem mu w nagrodę coraz ciekawszych ciastek całkiem dobrze się sprawdzała. Chłopiec starał się jak najlepiej powtarzać po Polly liczebniki, bo był ciekawy co będzie potrafiła następna miotełka.
Najwięcej problemów sprawiło mu trois i huit, nie wychodził mu w ogóle ten dzwięk przypominający coś w stylu ła czy łi. Chociaż nikt nie mówił, że początki będą łatwe.
Usiadł w końcu przy czarownicy i pochłonął na raz ze cztery ciastka, żadna inna guwernantka by mu na takie obżarstwo nie pozwoliła. Może nawet polubi ten caly francuski jakby lekcje miały tak wyglądać?
-Ooo, ostatnio praktycznie zmiażdżyli przeciwnika! Wygrali z 350 punktami!- znów się ożywił i podskoczył na krześle przypominając sobie ten mecz. Było super! Co prawda przeciwnik nie był zbyt wymagający dla Zjednoczonych, ale wygrana to wygrana, nie?- Ciekawe jaką przewagę będą mieli w następnym meczu.
Swoją drogą ten brak sztywniactwa sprawił, że Heath na prawdę zdążył już w miarę polubić Polly. Co prawda zmuszała go czasem do rzeczy na które wcale nie miał ochoty, tak jak teraz z nauką francuskiego, ale w sumie... zaczarowane ciasteczka w formie miotełek z nawiązką mu wynagrodziły te męczarnie związabe z nauką nowego języka.
-Dlaczego akurat francuski, a nie trollinski? - mruknął pod nosem. Teoretycznie to o tych damach, które wolałyby francuskojęzycznych mężczyzn wiele go nie obeszło, ale z drugiej strony... może zaimponowałby Miriam? Te rozważania przerwał wtręt Polly na temat jego przyszłej sportowej kariery.
-No pewnie! Będę najlepszym obrońcą na świecie!- oznajmił z dumą co najmniej jakby to było już od dawna ustalone i pewne. To, że mu potargała włosy wcale mu nie przeszkadzało tak bardzo jak wtedy gdy robiły to jego ciotki.
Widać jednak Polly nie zamierzała mu odpuścić i zaczęła uczyć chłopca liczebników francuskich. Normalnie pewnie Heath nie byłby aż tak chętny do współpracy, ale metoda z dawaniem mu w nagrodę coraz ciekawszych ciastek całkiem dobrze się sprawdzała. Chłopiec starał się jak najlepiej powtarzać po Polly liczebniki, bo był ciekawy co będzie potrafiła następna miotełka.
Najwięcej problemów sprawiło mu trois i huit, nie wychodził mu w ogóle ten dzwięk przypominający coś w stylu ła czy łi. Chociaż nikt nie mówił, że początki będą łatwe.
Usiadł w końcu przy czarownicy i pochłonął na raz ze cztery ciastka, żadna inna guwernantka by mu na takie obżarstwo nie pozwoliła. Może nawet polubi ten caly francuski jakby lekcje miały tak wyglądać?
-Ooo, ostatnio praktycznie zmiażdżyli przeciwnika! Wygrali z 350 punktami!- znów się ożywił i podskoczył na krześle przypominając sobie ten mecz. Było super! Co prawda przeciwnik nie był zbyt wymagający dla Zjednoczonych, ale wygrana to wygrana, nie?- Ciekawe jaką przewagę będą mieli w następnym meczu.
Jadalnia
Szybka odpowiedź