Wydarzenia


Ekipa forum
Sala zabaw
AutorWiadomość
Sala zabaw [odnośnik]20.02.18 16:36

Sala zabaw

Przestronna, biała sala z fortepianem i wolną przestrzenią do tańców. Najbardziej ozdobną częścią pomieszczenia jest sklepienie z płaskorzeźbami i równie ozdobne wysokie okno. Sala ta wykorzystywana jest także jako miejsce do towarzyskich pojedynków na szable, szpady lub rapiery pomiędzy Macmillanami i przedstawicielami innych rodów lub rodzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zabaw [odnośnik]19.05.18 19:33
9 lipca

Twarde siedzisko od fortepianu powodowało nieprzyjemne napięcie w łopatkach, ale nie było wystarczającym powodem, żeby zmusić Adaira do zmiany pozycji. Na przestrzeni lat oswoił uczucie dyskomfortu, akceptując je i niespecjalnie zwracając uwagę na niedogodności, którym musiało sprostać jego ciało. Było wytrzymałym narzędziem, któremu nie szczędził wyzwań. Dzisiejsze nie było jednak przeznaczone dla mięśni i ścięgien, a wątroby. Karafka ognistej stojąca w zasięgu ręki była jawnym tego znakiem; do domu – na spotkanie z bratem i kuzynem – nie wracał, żeby pić herbatę. Zresztą miał za sobą ciężki tydzień, jedno wolne popołudnie należało mu się i nawet Laila nie miała co do tego obiekcji, początkowo nieco zbijając go tym z tropu. Węszył podstęp, ale mimo to jak pies spuszczony ze smyczy, pognał do skąpanego we mgle Puddlemere.
Tony, słyszałem, że miałeś ostatnio gościa – zaczął, zezując na kuzyna i obcinając końcówkę cygara, które zaraz wetknął pomiędzy pełne wargi, maskując tym samym ich pełne rozbawienia drżenie. Oczywiście, że przed spotkaniem z Aydenem i Anthonym spędził obowiązkowe pół godziny z ciotkami i matką, chłonąc niczym gąbka wszystkie najnowsze wydarzenia, którymi żył dwór i jego mieszkańcy. Wizyta panny Baudelaire nie była więc dla niego żadną tajemnicą, choć pewnym zaskoczeniem już owszem. – Postanowiłeś w końcu odświeżyć garderobę? Nie chciałem nic mówić, ale faktycznie już czas najwyższy.
Powaga w głosie spełzła na niczym, zdradzona przez uśmiech, który mimo najlepszych chęci rozgościł się na ustach Adaira, zręcznie odpalającego cygaro i zaraz znikającego w gęstej chmurze dymu. Najmłodszy z Macmillanów widocznie nie stosował się do zasady mówiącej, że nie powinno żartować się z osoby trzymającej w ręce szpadę, kiedy samemu można osłonić się wyłącznie szklanką z whisky.
W przeciwieństwie do brata i kuzyna nie zamierzał tracić energii na szermiercze harce, stanowczo odmawiając im już na samym początku i podejmując się roli niezbyt uważnego obserwatora i sędziego. Trochę ruchu im nie zaszkodzi, a jemu wręcz przeciwnie – nie chciałby się przeforsować, szczególnie mając w alternatywie ognistą z dodatkiem kropli wody udającej, że jest jedną piątą zawartości szklanki. Tak zwane proporcje idealne, na które rzadko kiedy zwracał uwagę, gdy nikt nie patrzył mu na ręce.
Sam ostatnio zamówiłem kilka nowych kompletów, Festiwal Lata zbliża się wielkimi krokami – swoim zwyczajem nie czekał na odpowiedź Anthony'ego, kontynuując wywód obficie podlewany alkoholem, strzelając spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego. – Ciekawe czym zaskoczą nas w tym roku.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zabaw [odnośnik]19.05.18 21:13
Nie pamiętał kiedy ostatni raz trzymał w dłoni szpadę lub jakąkolwiek broń białą. Przypomnienie sobie ruchów zdawało się być dobrym pomysłem, szczególnie jeżeli miał w to zaangażować rodzinę. Nie trzeba było szukać daleko. Tak się przytrafiło, że na trening zgodził się jeden z jego bliższych kuzynów, Ayden, a drugi, Adair, chciał się przyglądać. W końcu, lepiej było spędzić czas na jakiejś aktywności w gronie rodziny niż na upijaniu się w samotności. Takie momenty na chwilę odciągały go od negatywnych myśli. Najważniejszą czynnością było w końcu skupienie się na ataku i obronie, a nie na kłopotliwej przeszłości, która go prześladowała.
Blokował kolejny atak starszego z kuzynów, gdy usłyszał pytanie tego młodszego. Spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedząc o kogo tak naprawdę chodziło. Gościa? Od kiedy wrócił przewinęło się tutaj wielu gości. Nie musiał jednak długo czekać, żeby dowiedzieć się kogo dokładnie miał na myśli Adair. Wywrócił oczami na jego słowa. Wtedy szpada Aydena nagle śmignęła mu przed nosem. Zaskoczony ledwo się odchylił i zachwiał.
Jesteś gorszy od baby, wiesz? – wydyszał. Nie mógł uwierzyć w to, że któraś z Macmillanównek zaczęła się rozgadywać… albo że może to właśnie on, Adair, zaczął wypytywać o różne rzeczy. To mógł być właściwie każdy. W tym domu nawet mężczyźni plotkowali. Pytanie tylko ile dowiedział się jego kuzyn i co z tego było prawdziwe, a co fałszywe.
Zaraz też dał znak starszemu z kuzynów, że potrzebny mu mały odpoczynek. Oddychał dość ciężko, bo dawno się tak nie namachał. Przez osiem lat raczej pił, ćwiczył, ale nie intensywnie. Teraz się to na nim odbijało. – Poczekaj, Ayden, ledwo dycham.
Był cały czerwony na twarzy. Pot lał mu się z czoła, pleców i nie tylko. Dawno tak nie ćwiczył. Czuł ból w klatce piersiowej, zupełnie tak, jak gdyby przebiegł sporą odległość, a nie trenował bloki i ataki.
A ty, Młody, nie wtykaj nosa do mojej szafy, bo oberwiesz. Spotkałem się z panną Baudelaire właśnie z powodu festiwalu lata – zwrócił się do Adaira po dłuższej przerwie. Gdy tylko uspokoił oddech, począł rozgrzewać nadgarstki, czując, że nie zrobił tego dostatecznie dobrze. Drobny trening wykończył go na samym początku, a przecież zabawa miała się dopiero rozpocząć. Długa przerwa oddziaływała na niego wyjątkowo silnie. Przeszkadzał mu także dym palonego przez Adaira cygara, przez które na jego twarzy pojawił się grymas.
Na gacie Merlina, zgaś to przeklęte cygaro, śmierdzi jak jasny gwint. Kup sobie jakieś damskie papierosy, które przynajmniej pachną kwiatami lub jakimiś perfumami, a nie… – żachnął się. Machając przez twarzą dłonią, żeby tylko odgonić od siebie drażniący zapach. – W każdym razie… Lord nestor Prewett poprosił mnie o otwarcie meczu Quidditcha… gdyby to zależało ode mnie, poszedłbym ubrany skromnie, bo zdążyłem przyzwyczaić się do wschodniego stylu. Tylko, że trzeba godnie reprezentować nasz dom, żeby znowu o nas nie mówili, że jesteśmy barbarzyńcami, że nie znamy się na etykiecie. Druga runda, Aydenie? – Zapytał, ustawiając się w pozycji i wyciągając przed siebie szpadę.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]19.05.18 23:05
Charakterystyczne brzdęknięcie metalu o metal, zwieńczyło kolejny wypad w przód wykonany przez Aydena, kiedy to dwie idealnie wyważone szpady zetknęły się ze sobą w powietrzu. Powrót Tonyego napawał młodszego kuzyna tym większą radością, że w końcu miał on godnego wiekiem towarzysza, odnajdującego przyjemności w podobnych zajęciach, co on sam - dziś nieco bardziej chlubnych, niż popijanie leciwych trunków w akompaniamencie trzasków kominka.
Spokój prowadzonego z uwagą pojedynku, został jednak zmącony przez środkową latorośl lorda Fearchara, która to choć postanowiła zawitać w progi dworku Puddlemere, odrzuciła zaproszenie do pochwycenia w dłoń szpady. Zamiast tego, Adair postanowił zamoczyć usta w alkoholu, płuca skalać dymem a rozrywkę odnaleźć w rzucaniu obcesowych pytań Tonyemu.
- Mówiłem Ci, pewne rzeczy się nie zmieniają - rzucił beznamiętnie w odpowiedzi na komentarz kuzyna, po czym skinął mu lekko głową, odstępując go na kilka kroków. Lata spędzone na podróżach, zdawały się być przyczyną wyjścia z formy Anthonyego.
Adair zaś... był Adairem.
- Uważaj - zwrócił się w kierunku swojego brata, wyciągając ku niemu szpadę - kiedyś ktoś zetrze Ci ten szelmowski uśmieszek z twarzy, albo skróci Twoje słowa o język.
Skończywszy celować w szatyna, obrócił się na pięcie i na czas wymiany zdań na temat panny Baudelaire - których sam, ze względu na łączącą ich zażyłość wolał póki co nie komentować - wsunął szpadę w pobliski stojak. Słuchając więc co jeden z drugim mają do powiedzenia, zajął się podwijaniem rękawów lnianej koszuli, która po kilkunastu minutach aktywności i zamkniętym pomieszczeniu, zaczęła mu przeszkadzać na długości.
- Jeszcze kilka razy posiedzi w salonie z ciotkami i matką, a oprócz plotek przyniesie nam również sukienki - wtrącił złośliwie, pokusiwszy się przy tym o lekki uśmiech. - A jak będziesz palił tego więcej, to następny mecz oglądać będziesz z ławki rezerwowych - dodał po chwili, unosząc przy tym jedną z gęstych brwi ku górze. Nie miał zamiaru prawić mu morałów, których ten i tak by nie wysłuchał. Nie była to również żadna groźba, wszak wciąż nie był osobą decyzyjną w kwestii wyboru tego kto i kiedy zagra podczas danego starcia. Ot, zwykłe ostrzeżenie. Słowa Tonyego, przykuły jednak na tyle uwagę młodszego trenera, że ten skierował ku niemu swe wyraźnie zainteresowane tematem spojrzenie.
- Masz już napisaną przemowę? - spytał, jak zwykle twardo stąpając po ziemi. Natychmiast również zacisnął palce wokół rękojeści szpady, ponownie kierując jej koniec w kierunku kuzyna. - Jestem pewien, że Solene zaprojektuje na tę okazję stosowny garnitur - rzucił dość beztrosko, zapominając na chwilę o sytuacji panującej pomiędzy wilą a Anthonym.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Sala zabaw [odnośnik]25.05.18 23:32
Nie oczekiwał, że przerwanie milczenia wstrzyma również pojedynek, choć może była to tylko wymówka? Nawet z odległości kilku metrów widział krople potu zraszające czoło Anthony'ego, a także lekko wilgotną koszulę Aydena – ile to wszystko trwało, może kwadrans? Nie pilnował ich z zegarkiem w ręku, jednak nie sądził, aby pojedynkowali się dłużej; w końcu wciąż miał ponad połowę pierwotnej zawartości szkła, a był to pewien wyznacznik upływającego czasu.
To z troski, niewdzięczniku – słowa Tony'ego nie zrobiły na nim większego wrażenia, uwaga Adaira prześlizgnęła się po nich gładko, osadzając się na Aydenie. Uniósł jedną brew, marszcząc przy tym czoło nieco zbyt gorliwie. – Skróci moje słowa o język? Co? Sam to wymyśliłeś? – przeskoczył spojrzeniem z twarzy brata na lśniący koniec szpady. – Oratorem to ty nie zostaniesz.
Stłumił udawane westchnięcie rozczarowania, zanurzając wargi w whisky i krzywiąc się, gdy ta odnalazła w nich niedostrzegalne dla oka pęknięcie i zapiekła żywym ogniem, od którego wzięła swoją nazwę. Nie zniechęciło go to jednak do dalszej degustacji, krótkie przeciągnięcie językiem po wardze wystarczyło, żeby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia – prawdziwy koneser nie zniechęca się z byle powodu, prawda?
Jaki ty dzisiaj drażliwy – zignorował Aydena, żeby skrzywić się w odpowiedzi na utyskiwania Anthony'ego.
Uniósł się z pozycji leżącej, opierając ciężar ciała na łokciach; kiedy Tony zdążył się zamienić osobowością z babką Selwyn? Kwiatowe papierosy, też coś! Gdyby chciał pachnieć jak własna prababka, stara choleryczka, to na pewno wyposażyłby się w papierośnicę pełną kwiecistych, cienkich skrętów, od których dostawał mdłości, nim zdążył zliczyć do trzech. Przewrócił oczami, dziwiąc się, że te nie spłynęły mu w głąb oczodołów, ale mimo wszystko zdusił cygaro w popielnicy. Może nieco zbyt mocno, może nieco gniewnie. Starając się przy tym nie posłać poirytowanego spojrzenia w stronę Aydena. Naprawdę?, chciałby zapytać. Zamiast tego przechylił szklankę, wykańczając jej zawartość.
Wielki powrót, co, Tony? – łagodna, niewinna nuta wsączyła się w aksamitny głos Adaira, choć błękitne spojrzenie raziło ostrością, zaraz stłumioną opuszczeniem ciężkich powiek. Nie zamierzał psuć wieczoru; przełknął więc chęć wyrzutów razem z ognistą, o którą uzupełnił swoją szklankę. – Właśnie, jak przemowa?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zabaw [odnośnik]26.05.18 9:05
Pokręcił głową zrezygnowany, westchnął ciężko i spojrzał zrezygnowany na starszego z kuzynów. Pokiwał mu głową, bo nie było sposobu, żeby nie zgodzić się z jego słowami. Adair zupełnie się nie zmienił przez te osiem lat. Wciąż taki sami. Tylko do tego wszystkiego doszło plotkowanie z ciotkami i dalszymi krewnymi. Coś, czego Anthony nie znosił, ale jednocześnie wiedział, że nie da się od tego uciec, nawet we własnym domu. Taka była natura kobiet, a i także niektórych mężczyzn. Zresztą, o czymś starsi członkowie rodu (i nie tylko, jak to się okazało) musieli ze sobą rozmawiać.
Oddychał głęboko, z początku dość desperacko łapiąc oddech. Obserwował rozmowę między braćmi z grymasem na twarzy. Wcale nie dlatego, że nie lubił kłótni, ale zwyczajnie czuł zmęczenie, które zdradzał swoją mimiką. Nie miał aż tyle siły, żeby rozmawiać. Dawne czasy, podczas których mógł biegać bez przerwy dawno minęły. Ostatnio wyjątkowo szybko się męczył, ale doskonale wiedział co było przyczyną takiego stanu. Podróże, jego sposób życia, no i „praca” zupełnie go rozleniwiły i zmusiły do siedzącego trybu życia. Pomyśleć, że kiedyś wyjątkowo lubił się gimnastykować i marzył o karierze ścigającego w Quidditcha. Kilka złych zbiegów okoliczności i cała bańka wypełniona marzeniami pękała. Szansa na bycie kolejnym, przykładem Macmillanów także szybko zniknęła. Trening był więc dobrym pierwszym krokiem do poprawienia swojej kondycji, no i do odnowienia dawnych relacji.
Wywrócił oczami na uwagę Adaira o swoją drażliwość. Nie mógł zaprzeczyć kuzynowi. Tak było, po prostu. Być może spowodowane to było ostatnią kłótnią z panna Baudelaire, której się nie spodziewał. W końcu zwykłe spotkanie, które miało dotyczyć przeprosin i rozmowy na temat Festiwalu Lata zamieniło się w poważną rozmowę na temat przyjaźni. Cicho liczył na to, że akurat tego nie dowiedział się od ciotek młodszy z dwójki kuzynów. Wiedział jednak, że jedyni świadkami jego przemarszu z karafką whisky byli jego rodzice, daleka ciotka i dziadek ze strony ojca.
Właściwie nadal był wściekły na siebie, na Solene, właściwie na wszystko. Żałował też tego, że zbyt ostro podszedł do Adaira, dlatego kolejną uwagę jego brata przyjął milcząco. Nie chciał wywołać niepotrzebnej kłótni i samemu znaleźć się na ostrzu niepotrzebnych pytań. Lepiej więc, że cała rozmowa zeszła na tematykę festiwalu.
Nie mam, jeszcze – odpowiedział. – Zbieram myśli, ale coś, mam nadzieję dobrego, napiszę – Odpowiedział na pytanie chłopaków. Stanął przygotowany, w odpowiedniej pozycji, naprzeciw Aydena. – Skończmy temat panny Baudelaire i ćwiczmy – Nie chciał tłumaczyć się kuzynom z tego, co się stało, stąd ten szybki „unik” na temat stroju. Poza tym nie chciał rozmawiać akurat o tej jednej, konkretnej kobiecie, półwili na nieszczęście, której słowa ostatnio nie wychodziły mu z głowy. – Prêts. Alle! – To były jedyne francuskie zwroty, które znał, pomijając oczywiście pozostałe komendy związane z szermierką. Skinął głową na znak, że jest gotowy i jako pierwszy, zaraz po swoich słowach, zrobił wypad i wysokie pchnięcie w trzecią. Natychmiast szybko się zasłonił, w obawie przed kontratakiem.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]28.05.18 1:17
Kąciki ust mężczyzny uniosły się nieznacznie ku górze, kiedy najstarszy z całej trójki Macmillanów okupujących w tej chwili salę zabaw, zwrócił się do niego w języku francuskim.
- Proszę, proszę. Nie mówiłeś, że nauczyłeś się francuskiego - rzucił, a w jego głosie zatańczył drwina, której Anthony jednak nie powinien brać do siebie. Ot, zwykłe rozrzedzenie słodyczy, tworzącej się między nimi, za sprawą zbytniej zgodności. - Czyżbyś znalazł godną nauczycielkę, podczas swoich podróży? - spytał już po francusku, pragnąc sprawdzić rzeczywiste umiejętności kuzyna. Następnie sięgnął szpady, spoczywającej w pobliskim stojaku i również skinął mężczyźnie na znak, że mogą kontynuować. W przeciwieństwie do niego, nie potrzebował przerwy - bynajmniej nie po tak krótkim czasie. Starał się bowiem zachować sprawność fizyczną nawet po zakończeniu kariery zawodnika pierwszej ligi; obecnie piastowana posada również nie zwalniała go z powyższego obowiązku. Bez większego trudu odparł więc atak kuzyna, uprzednio zgrabnie zasłaniając się przed mknącą ku niemu szpadą. Choć Tony z pewnością nie miał wielu okazji do podobnych sparingów, nie można było mu odmówić zawziętości, z jaką wyprowadzał swoje ciosy. Co zaś zważywszy (niezależnie od rozrywki) na ofensywny styl Aydena, imponowało pośredniemu kuzynowi.
Kilka szczerknięć metalu dalej, zarządzili kolejną przerwę, podczas której, Ayden skierował swe kroki w kierunku zalegającego przy fortepianie brata i przywłaszczonej przezeń karafki.
- Od zawsze byłeś na bakier z manierami - cień grymasu przewinął się przez oblicze mężczyzny, kiedy ten sięgał po dwie, nieskalane brunatnym trunkiem szklanki. Następnie nalazł po równo do każdej z nich i jedną wręczył zasapanemu kuzynowi. - Masz, nawodnij się - polecił mu, samemu zanurzając wargi w palącym gardło alkoholu. W końcu nikt nie powiedział, że dzisiejsze spotkanie upłynie pod znakiem zupełnej abstynencji.
- Gdybyś potrzebował pomocy, nie wstydź się prosić - przerwał, biorą kolejny łyk ognistej, a napotkawszy spojrzenie kuzyna, pośpieszył z wyjaśnieniami. - Mam na myśli przemowę. Gdybyś miał z nią jakieś problemy, zawsze możesz zwrócić się do nas o pomoc - oznajmił, uciekając jasnymi tęczówkami w kierunku brata, jak gdyby czekał na potwierdzenie z jego strony.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Sala zabaw [odnośnik]17.06.18 21:17
Festiwal Lata był jedną z nielicznych atrakcji organizowanych przez arystokrację, wobec której Adair nie miał zastrzeżeń; niezmiennie od kilku lat starał się wygospodarować, choćby dwa dni w czasie, których gościł w Dorset. Amatorski mecz qudditcha był obowiązkowy, to nie podlegało dyskusji, mimo że od przeszło pięciu lat Macmillan nie brał w nim czynnego udziału, zadowalając się rolą kibica. Miał swoje ulubione miejsce na trybunach i grzał je z zadowoleniem, ukradkiem popijając z piersiówki ognistą i podbierając Heathowi Musy–Świstusy, po których obydwaj delikatnie lewitowali, co wcale, a wcale nie przeszkadzało w odbiorze widowiska, a wręcz dodawało mu atrakcyjności. W tym roku do starszego kuzyna miał dołączyć również Bryan; dwulatek informował o tym fakcie każdego, kto tylko chciał go słuchać – dzień w dzień, od tygodni. Doszło nawet do tego, że wymusił na ojcu czynne uczestnictwo w meczu, a temu nie pozostało nic innego, jak obiecać, że owszem, jeśli tylko będzie taka możliwość, zagra. Za darmo, zupełnie nieprestiżowo.
Ku uciesze syna.
Zrób to krótko i na temat – ziewnął niedyskretnie, tym samym nadając mocy słowom Aydena o niedostatkach w manierach; kto by się tym przejmował? Lady Celine na szczęście nie było wśród nich. – Nie ma nic gorszego od przydługiej paplaniny, która i tak nikogo specjalnie nie interesuje.
Przerzucił prawą nogę nad ławą, tym samym przestając pokładać się przed instrumentem, na którym jego kuzynki potrafiły wygrywać cudnej natury melodie, gdy jemu samemu pozostało wyłącznie wykorzystanie zabytkowego fortepianu jako podkładki pod szkło.
Oui, pomożemy – białe, magicznie prostowane zęby błysnęły w krótkim uśmiechu rozbawienia; nie wiadomo czy w reakcji na przypisanie Tony'emu umiejętności posługiwania się francuskim, czy wspomnieniem damy, dla której był to język ojczysty, a która nie tak dawno temu gościła w Puddlemere. A może samej oferty pomocy w pisaniu mowy? Nieważne, doprawdy. Liczą się ponoć chęci, a tych Adairowi rzadko kiedy brakowało. – Czemu nie?
Po zadaniu tego, jakże retorycznego pytania, nie mającego nic wspólnego z rzeczywistością – Adair i oficjalne przemówienie, pod którym mógłby podpisać się sam nestor rodu? – krótko przypił do brat i kuzyna, mrużąc delikatnie błękitne oczy.
W tym roku chyba zagram, właściwie od dawna chciałem, ale nie bardzo się opłacałow ogóle się nie opłacało, pomijając kwestie własnego widzimisię, ale tego nie dodał, palcami muskając filtr zgaszonego cygara. – Chociaż znając moje szczęście, z zawodowców, trafię na Harpie. Być w jednej drużynie z taką Desmond... Koszmar lat szkolnych – zaśmiał się, kierując słowa głównie do Aydena, mającego przecież niejednokrotnie do czynienia z pyskatą Max. K o s z m a r.
To mało powiedziane.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zabaw [odnośnik]19.06.18 21:14
Wyraźnie zmarszczył czoło słysząc Aydena i nie mogąc go w żaden sposób zrozumieć. Czy to brzmiało jak francuski, czy jakaś dziwna gwara angielskiego zmieszanego z francuskim? Spoglądał na niego tak, jak gdyby wyczekiwał tłumaczenia tego, co powiedział. Nie rozumiał. Naprawdę go nie rozumiał. Nie wiedział nawet dlaczego zaczął mówić w obcym języku. Czy nie chodziło przypadkiem o to, że wypowiedział zwroty związane z szermierką po francusku? Ale jak mogło chodzić akurat o to? Przecież każdy Macmillan, który chwytał za szpadę, powinien znać podstawowe komendy w razie, gdyby doszło do jakiejś potyczki. Tak samo on, Anthony, je znał nie z miłości do języków romańskich, ale z podstaw szermierki… O co mu więc chodziło? Jaki był sens w odezwaniu się, chyba, po francusku?
Czy mógłbyś nie mówić do mnie w dziwnie rozmemłanym języku i po prostu przystąpić do ataku? – zapytał, intensywnie mrużąc przy tym oczy i próbując jeszcze przetworzyć w głowie to, co usłyszał. To było, rzecz jasna, niemożliwe.
Na całe szczęście nie musiał o to prosić dwa razy. Ayden chwycił za szpadę i całe szczęście. Trening był ważny! Szczególnie teraz. Podczas swoich wojaży zupełnie zapomniał o ćwiczeniach… Chociaż może dlatego, że niemalże każdego dnia rozpamiętywać to, co się stało zanim wyjechał i dlatego, że wpadł w skłonność do zapijania swoich smutków. Teraz odbijało się to na jego ogólnej kondycji. Przy każdym ataku kuzyna odczuwał swoją słabość. Mógł bronić się na tyle, na ile się dało, ale nie mógł pokonać krewnego, który przez te wszystkie lata pozostawał aktywny. Próbował ofensywy, ale każda, nawet najmniejsza, próba zadania ciosu kończyła się na tym, że zaraz musiał się bronić. I tak niestety został dość szybko (jak mu się zdawało) trafiony w ramię. Zaklął w sobie wyjątkowo srogo, nie na kuzyna, tylko na siebie i to, że przecież pozostawał w tyle wobec umiejętności innych Macmillanów. Naprawdę się zapuścił podczas swojego wyjazdu i powinien z tego jak najszybciej wyjść. Jego zmęczenie tym krótkim, ale wyjątkowo intensywnym treningiem było widoczne po pocie, który spływał mu po czole; po desperackiej próbie łapania powietrza; po tym jak bardzo jak jego twarz przybrała barwę buraka zwyczajnego.
Podziękował kiwnięciem Aydenowi za ten pojedynek. Odłożył szpadę. Zgiął się w pół, próbując uspokoić swój niespokojny oddech. Z jednej strony miał wrażenie, że coś niewidzialnego wbija mu igły gdzieś w okolicy żeber, z drugiej strony cieszył się, że znowu miał możliwość poczucia tego przyjemnego bólu wywołanego aktywnością. Po uspokojeniu swojego tchu, podniósł nieco głowę, a później się wyprostował. Powoli podszedł do obu kuzynów, to znaczy do fortepianu. W ciszy złapał za szklankę, którą podał mu Ayden i kiwnięciem podziękował za otrzymanie whisky, którą natychmiast popił. Alkohol może nie był najlepszym sposobem na nawodnienie… ale po tej całej rozmowie o pannie Baudelaire, po tym całym zakłopotaniu związanym z przemową, którą miał napisać… cóż, odrobina whisky nie mogła mu chyba zaszkodzić, prawda? Mogła mu jedynie pomóc odgonić złe myśli. Zupełnie tak, jak podczas swojego wyjazdu, tak jak to robił przez ostatni miesiąc.
W sumie, masz rację – odezwał się przez zęby w stronę Adaira, czując kolejne ukłucie w okolicy lewego płuca przy głębszym oddechu. Na jego twarzy natychmiast pojawił się grymas wywołany nagłym bólem. Długo nie ćwiczył i aż było mu głupio pokazując, że coś go boli, szczególnie gdy stał przez rodziną, która wciąż była aktywna sportowo. – I tak wszyscy będą chcieli zobaczyć gwiazdy, a nie słuchać mnie, tym bardziej, że ludzie zwyczajnie mnie nie kojarzą. – Wciąż łapał powietrze, choć oddychało się mu znacznie lepiej i jakby lżej. Przytaknął na słowa najmłodszego kuzyna. Obecność chociaż jednego Macmillana na miotle powinna być obowiązkowa. – To dobrze. Powinniśmy mieć kogoś z naszych na tym meczu. Może Wright też zagra, w końcu powinien. Ta Desmond dobrze lata? – Nie kojarzył tego nazwiska, chyba. A może? Nie potrafił stwierdził… Ale i tak nie było go zbyt długo w kraju, żeby nadążać za wszystkimi zmianami w drużynach. – Bo jeżeli tak, to zakopcie na te kilkadziesiąt minut topór wojenny i wygrajcie, a jak nie… to trzeba będzie uważać. Harpie są dobrymi zawodniczkami…


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]25.06.18 12:36
Heath w czasie gdy trzech starszych Macmillanów zajmowało się szermierką (a przynajmniej dwóch z nich) chłopiec najpierw urzędował w ogrodzie zajęty własnymi sprawami. Jak zwykle gdy był gdzieś na zewnątrz pilnował go Mithra, chart jego ojca. Młodemu taki nadzór w ogóle nie przeszkadzał. Ba, Mithra często był towarzyszem jego różnych zabaw. Często urządzali dzikie biegi po posiadłości i jak na razie małemu Macmillanowi ta zabawa jeszcze się nie znudziła, chociaż nigdy nie mógł nadażyć za wybieganym chartem. Nie miał najmniejszych szans. Tak swoją drogą Ayden chyba był trochę spokojniejszy jak Heathowi towarzyszył pies. W każdym razie, wracając do tematu, gdy młody wreszcie wygrzebał dostateczną ilość dżdżownic, ślimaków i innego drobnego paskudztwa wrócił do posiadłości i zaczął swoją akcję sabotażową. Już od razu skazaną na porażkę, bo nie dość że wszyscy wiedzieli kto podkłada różne bezkręgowce, to jeszcze można go było wyśledzić po podejrzanych plamach błota. Osoby, które mogły się spodziewać takiej obślizgłej niespodzianki zazwyczaj mu podpadały w nieodległej przeszłości. To chyba oczywiste? Gdy tak przemykał chyłkiem po posiadłości przez przypadek dowiedział się, że przyjechał Adair i że do tego siedzi w sali zabaw z Anthonym i Aydenem.
Chłopiec szybko upchnął resztę robali i dżdżownic do pierwszego lepszego wazonu, bo reszta żyjątek już zoswtała rozłozona i pomknął ile sił w nogach do sali. Mężczyźni mogli chwilę przed tym jak najmłodszy Macmillan wpadł do pomieszczenia usłyszeć głośny tupot stóp i szczekanie Mithry. Wpadł było dobrym określeniem tego jak młody wszedł do środka, bo drzwi się gwałtownie otworzyły, do środka wbiegł Heath z rozczochraną czupryną i śladami ziemi na twarzy z dzikim wrzaskiem "wuuuujek" na ustach. Chwilę po tym Adair mógł poczuć uderzenie w okolicach splotu słonecznego po tym jak młody rzucił się na niego. Chwilowo jego ojciec i Anthony zostali zignorowani, ale ich przecież ma na co dzień, nie? A Adair tylko bywał w dworku raz na jakiś czas i to do tego raczej na krócej niż dłużej.


Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 25.06.18 14:25, w całości zmieniany 1 raz
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Sala zabaw [odnośnik]25.06.18 12:36
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Sala zabaw N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zabaw [odnośnik]10.07.18 1:40
Nim Ayden ponownie przyłożył kryształowe szkło do ust, kiwnął lekko głową w geście potwierdzenia dla słów wypowiadanych przez młodszego Macmillana, z którymi to nie sposób było się nie zgodzić. Nie istniała bowiem rzecz bardziej odejmująca chęć do zabawy, niż przydługawe kazanie rozpoczynające całą uroczystość - konkretnych mówców zaś, można było ze świecą szukać. Odbiegając chwilowo myślami od tematu, zakręcił delikatnie brunatnym trunkiem w szklance, którego to znaczną część czuł dalej na języku. Powrót Tonyego - choć niespodziewany - zdecydowanie ucieszył szkockich potomków; jednocześnie wprowadzając nieco urozmaiceń w ich dotychczasowe życie. Ayden wiedział jednak, że choć od nieprzyjemnego powodu wyjazdu kuzyna minęło parę lat, pewnych sytuacji się nie zapomina - a już szczególnie osobom szlachetnie urodzonym.
- Też nad tym myślałem - wrzucił nagle, wciąż topiąc wzrok jasnych tęczówek w alkoholu. - Żeby zagrać - dodał krótko, zanurzając wargi w szlachetnym trunku. Do tej pory zwykle unikał podobnych wydarzeń, zasłaniając się pracą i obowiązkami - tak naprawdę czując wewnętrzny opór, przed ponownym publicznym wystąpieniem w roli zawodnika. Posada trenera pasowała mu idealnie, choć obserwacja meczu z pozycji zwykłego widza, ściskała go w żołądku. Być może więc nadszedł czas, by opuścić strefę komfortu.
Dźwięk wypowiadanego nazwiska dawnej koleżanki z lat szkolnych, przywołał na usta mężczyzny lekki grymas, który zaraz zwieńczony został cichym westchnięciem. Koszmar, to rzeczywiście mało powiedziane - ale czy ktoś znał Harpię, którą dało się przyrównać do puszka pigmejskiego?
- Dobrze lata to mało powiedziane - odpowiedział kuzynowi, rzucając mu przy tym dość znaczące spojrzenie. - Z dwojga złego więc, lepiej mieć ją po swojej stronie - jeśli chcemy wygrać i nie dać się ośmieszyć. Lata spędzone na boisku, jak i poza nim, pozwoliły mężczyźnie na dokładną analizę poszczególnych drużyn i ich zawodników. Był więc niemal pewny, że przynajmniej znaczna część zawodowców, którym złote galeony nie przyćmiły miłości do sportu, zechce wziąć udział w wydarzeniu.
- Wright? - spytał retorycznie, niemal parskając z rozbawienia w odpowiedzi na słowa kuzyna. - Kto jak kto, ale Jo nie odpuści sobie podobnej rozrywki - rzekł z przekonaniem, odkładając puste już szkło na bok. W tym też momencie do sali wbiegł Heath, którego podekscytowanie i wyraźnie umorusana ziemią buzia, budziła w Aydenie pewne podejrzenia.
- Heath, ostrożniej - zwrócił się do syna nieco błagalnym tonem, kiedy ten dosłownie wbił się w Adaira. - Znowu przekopałeś pół ogródka? - spytał po chwili wnikliwej obserwacji twarzy swej latorośli i sierści towarzyszącego mu zwierzęcia.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Sala zabaw [odnośnik]20.02.20 18:38

29.03.1957 r.

Obietnic nie łamał, nawet jeżeli zaproszenie z jego strony było pojawiło się tak po prostu, intencje miał jednak szczere i naprawdę oczekiwał nowo poznanych towarzyszy. Anthony na pewno chciał odpocząć od stresu i od złych emocji, z jakimi miał do czynienia podczas ostatniego zadania. Nie mówiąc o tym, że po prostu lubił pić, ale nie lubił się do tego przyznawać. W gronie z kolei łatwiej było ukryć swój zbyt wielki pociąg do alkoholi. Przede wszystkim jednak zaprosił całą grupę, z którą spotkał się przy źródle w Oazie jeszcze przedwczoraj, ponieważ cieszył się, że udało im się uratować choć jedną osobę, a także jednego centaura. Efekt ich niedawnej misji był bardzo zadowalający.
Wciąż zresztą nie potrafił uwierzyć w to, że był świadkiem rytuału przywracania komuś życia. Tego zdarzenia nie dało się wybić sobie z głowy. Te barwy, które odbijał kamień… nie mówiąc o widoku feniksa. Tam, wtedy, zachował zimną krew, ale w domu jednak nie mógł o tym zapomnieć.  Nie spodziewał się, że naprawdę można komuś zwrócić życie. Cieszył się szczęściem Tonksów (dopiero teraz rozumiejąc, że byli ze sobą spokrewnieni), jednocześnie był jakiś ponury. Choć przecież przy pożegnaniu pani profesor obiecywał sobie, że nie będzie wspominać dawnych ponurych momentów. Myślał jednak co by było, gdyby wtedy, tych kilka lat temu, wiedział o istnieniu takiego kamienia i o możliwości wrócenia komuś życia… Szybko jednak przerwał swoje rozmyślania nim zapędziłby się zbyt daleko. Zerknął na swoją prawą dłoń, na której kiedyś spoczywał pierścień, który podarował Rii. Nie było sensu wracać do czegoś, czego wrócić się i tak już nie dało.
Uprzedził mieszkańców rezydencji, że zaprosił kilku bardzo dobrych przyjaciół i poprosił ich o prywatność… W końcu nie byli prawdziwymi przyjaciółmi, ale jednak wspólny cel i chęć niesienia pomocy innym sprawiał, że mógł ich tak nazywać. Wybrał salę, która w danym momencie nie była nikomu potrzebna, a w której z całą pewnością nie powinni być podsłuchiwani przez ciotki i inne osoby. Miał jedynie nadzieję, że lord nestor nie będzie miał mu za złe takiego spotkania… i że nikt nie będzie się dopytywał, gdzie poznał swoich nowych znajomych.
Czekał na nich tuż przy bramie, z lampą naftową w dłoni, bo zaczęło robić się całkiem ciemno. Nie chciał by jego goście poczuli dystans, gdyby miał prowadzić ich skrzat. Nie wiedział też ilu z nich dotychczas odwiedzało domy szlachciców.
Uważajcie na kamienie – dodał, wskazując na drogę, którą szli do posiadłości. – Niektóre z nich wystają i można się potknąć. Skrzaty zazwyczaj są zbyt zapracowane, żeby je poprawić. – Potem wprowadził ich do holu. Już z niego dało się słyszeć gwar osób, które tutaj mieszkały. Pomiędzy wszystkimi w pewnym momencie przelecieli na miotełkach młodsi przedstawiciele rodu, którzy wyraźnie bawili się w jakąś magiczną odmianę zabawy w ganianego. Anthony natomiast postanowił prowadzić dalej, przeszli więc do kolejnego korytarza, a stamtąd do sali zabaw, w której pojawiły się sofy i fotele. W kominku paliło się drewno. – Rozgośćcie się. Jeżeli którekolwiek z was potrzebuje kawy lub herbaty, śmiało mówcie. – Stwierdził, wskazując na wpierw na skrzata, a następnie na stoliczek, na którym przygotowane były tylko karafki z różnymi alkoholami i różnego rodzaju kieliszki oraz szklanki, a tuż obok drobne przekąski. – Częstujcie się.

|Witam was w rezydencji. Powiedzmy, że dajemy sobie 72h na odpisy, o ile jest to możliwe. Rozgośćcie się i pamiętajcie o tym, że jesteśmy w rezydencji, w której ściany mają uszy.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]22.02.20 0:12
29/03

Pulsujący ból głowy nie dawał mu spokoju. I z grymasem na twarzy ignorował promieniujące, bolesne uczucie w mięśniach przy każdym ruchu podczas nakładania jasnego golfu i najmniej znoszonej pary ciemnych spodni. Niepewnie spojrzał na swoje odbicie, czy buty na pewno pasowały do skompletowanego stroju? Przejmował się niczym dziewczę przed swoim pierwszym balem, ale przecież gospodarz dzisiejszego spotkania położył na szali własne życie, aby zaistniała najmniejsza szansa na uratowanie jego, chyba mógł przywiązać do swojego ubioru nieco więcej uwagi niż zazwyczaj. Wszakże nie chciał znieważyć lorda Macmillana. Nie mówiąc już o tym iż nie pamiętał, czy kiedykolwiek miał tę niewątpliwą przyjemność goszczenia na arystokratycznym dworze. Nie chciał zgorszyć najbliższych krewnych czarodzieja.
Prawdopodobnie Vincent i Justine popukaliby się w głowę, gdyby im oznajmił, gdyby zorientowali się, że nie minęły jeszcze dwie pełne doby od kiedy szmaragdowa smuga zetknęła się z jego klatką piersiową, a on już udaje się poza domostwo i to w celach bardziej niż rozrywkowych. Jednakże guzik mogli wiedzieć co teraz działo się w jego głowie, jak bardzo jego zesztywniałe i obolałe ciało potrzebowało rozluźnienia. A on chciał, nie, musiał poznać tych, którzy ryzykowali życiem by zawrócić jego ducha z drogi, którą kroczył w tamtym czasie. Prawdopodobnie nigdy nie zdoła spłacić długu wdzięczności, jaki miał u każdego z nich, dlatego przynajmniej swoją obecnością chciał okazać swoją wdzięczność. Nie zamierzał się nikomu spowiadać - wszakże był czarodziejem dorosłym i w pełni samodzielnym, dlatego jedynie zarzucił ciemny, długi płaszcz na szerokie ramiona i opuścił dom stojący przy Manor Road.
Gdy tylko pojawił się przed bramą prowadzącą do siedziby szkockich potomków, zadarł głowę ku górze, próbując objąć wzrokiem ogrom budowli, nawet jeżeli kark zdawał się nadal zastygły i obolały. Nie mógł zaprzeczyć - posiadłość robiła wrażenie. - Dziękuję za zaproszenie - zwrócił się do czarodzieja po powitaniu, po czym ruszył za gospodarzem, uważając na wcześniej wspomniane kamienie, głupio by było, gdyby to właśnie on miał się potknąć o wystający skrawek skały, a o drugi rozbić sobie głowę. Iście niefortunne byłoby to wydarzenie. Z zaskoczeniem też zatrzymał się przed lecącą gromadą młodych czarodziejów. Zmrużył powieki, czy to nie malca Macmillanów przyszło mu kiedyś eskortować ze środka niebezpiecznego lasu? Wykrzesał z siebie uśmiech, który emanował szczerością, wyłaniając się spod gęstej brody. Następnie skierował się w stronę stolika, na którym przygotowany był alkohol; chyba nikt nie będzie miał mu za złe, prawda? Wciąż pamiętał ostry smak napoju podanego mu przez Anthony'ego przy źródle. Faktycznie nabrał wtedy kolorytu i pobudził zmysły. Pierwszą osobą, do której podszedł była Marcy, wręczył jej szklankę wypełnioną szkocką, przecież wiedział, że nie odmówi, prawda? Czy to nie byłoby bluźnierstwem w rozumieniu jej szkockich krewnych? - Czuję się głupio, ci ludzie uratowali mi życie, a ja ledwo kojarzę ich twarze - mruknął półgębkiem, nieco zażenowany całą sytuacją. No bo cóż teraz miał zrobić? Podejść do każdego z osobna, stuknąć szklanką o szklankę i z szelmowskim uśmiechem rzucić coś w stylu; Cześć, dzięki za uratowanie życia, a tak w ogóle to nazywam się Gabriel? Trochę niedorzecznie, ale i niedorzeczna sytuacja zebrała ich tu dzisiaj. Na razie zaciskał palce na grubym szkle.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Sala zabaw [odnośnik]22.02.20 11:51
Cały czas nie mogłem uwierzyć, że byłem świadkiem czyjegoś powrotu ze świata zmarłych. Naprawdę nie sądziłem, że takie powroty są możliwe. Wszelkie przesłanki o takich wydarzeniach wsadzałem do jednego wora z legendami i zmyślonymi historiami. Nie byłem w stanie przestać o tym myśleć, jednocześnie wspominając wszystkie bliskie mi osoby, które odeszły z tego świata. Gdzieś w środku czułem ukłucie zazdrości, że Justine mogła odzyskać brata, a ja nie mogłem odzyskać rodziców. Stałem przed lustrem przynajmniej piętnaście minut zanim w końcu porzuciłem te myśli. Nie było sensu wyciągać starych smutków: było, minęło. Nauczyłem się z tym żyć. Dowodem na to miały być karminowe spodnie, które leżały na dnie szafy odkąd przeprowadziłem się do Rudery. Było mi ciężko przez ostatnie miesiące. Niełatwo żyje się ze świadomością, że moja tożsamość jest powszechnie znana, a nasi przeciwnicy życzą mi śmierci. Niełatwo jest z dnia na dzień stracić dom i ukochaną pracę, a potem zachowywać się tak jakby nic się nie stało. Ci, którzy dobrze mnie znają, na pewno widzieli, że było mi ciężko. Ale w końcu sobie uświadomiłem, że mogę się całkiem załamać albo stanąć na nogach i uparcie iść dalej. Pomogły mi w tym również ostatnie wydarzenia. Nie da się być w Zakonie na pół gwizdka. Można poświęcić temu całe życie albo całkiem zrezygnować. Dlatego postanowiłem już więcej się nad sobą nie użalać, założyć karminowe spodnie i cieszyć się miłym wieczorem w gronie przyjaciół. Zapiąłem guziki wzorzystej koszuli, narzuciłem na plecy swój ulubiony przejściowy płaszcz i opuściłem Ruderę, stając niedługo później przed wielką posiadłością Macmillanów. Nieco spóźniony, jak zwykle, więc nie zdążyłem się z nikim przywitać.
Wnętrze budynku było równie okazałe co na zewnątrz. Z zachwytem przyglądałem się bogatym zdobieniom, rzeźbionym herbom, wiszącym obrazom. - Dobrze pamiętam, że macie w herbie znikacze? - Musiałem się upewnić, bo angielską heraldykę czytałem wiele lat temu i coś mogło mi umknąć. Wydawało mi się, że rozpoznawałem kilku przodków Anthony'ego, łypających na nas ze starych płócien. Ach, już mi się tutaj podobało! A kiedy przekroczyłem próg komnaty, w której mieliśmy spędzić najbliższe godziny, to już w ogóle miałem ochotę zapiać z zachwytu. Powstrzymałem jednak ten odruch, skupiając swoją uwagę na gwieździe dzisiejszego wieczoru. - Gabriel! - Zawołałem radośnie, ściskając go mocno na powitanie, jakbym chciał się upewnić, że to naprawdę człowiek z krwi i kości. W końcu niecodziennie obserwuje się czyjeś zmartwychwstanie. - Witamy wśród żywych - dodałem, robiąc przy tym niewielki ukłon. Jeżeli dla nas ta sytuacja była nowa i niezwykła, to dla niego musiała być... Cóż, mieliśmy tego nigdy nie zrozumieć. Dopiero potem zwróciłem się do Marcelli, ale musiała mi to wybaczyć: dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. - Łał, pięknie wyglądasz - rzuciłem całkiem szczerze, bo ciężko było nie zwrócić uwagi na jej strój, całkiem różniący się od tego w czym można było ją zobaczyć na co dzień. Uśmiechnąłem się, bo już mi się tutaj podobało, a w zasadzie dopiero wszedłem. Czułem, że to będzie naprawdę miły wieczór. - Co pijecie? - Podpytałem, podchodząc bliżej stolika, na którym stała cała gama szklanek, kieliszków i butelek. Nie nazwałbym siebie koneserem alkoholi, dlatego przyda mi się czyjaś podpowiedź.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Sala zabaw
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach