Biblioteka
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biblioteka
Jedyne pomieszczenie w całym budynku, które może przytłaczać ilością znajdujących się tam rzeczy. Prócz sof i foteli, na których można rozsiąść się wygodnie i pogrążyć w lekturze, znajduje się tutaj mnóstwo regałów, uginających się pod naporem ksiąg i zwojów, przywiezionych z Egiptu. Większość pozycji dotyczy zielarstwa, alchemii, numerologii bądź run, ale wytrwały poszukiwacz można natknąć się tu również na znacznie ciekawsze pozycje, skrywające wiedzę najstarszych przodków rodu. Prócz niezliczonych dzieł, znajdują się tu gabloty z antyczną bronią i przedmiotami codziennego użytku, związanego z magicznym światem czarodziejów z krajów arabskich.
Ze spokojem słuchał słów przyjaciela, wspierając niezbyt elegancko głowę na dłoni, nadgarstku opartym o blat stolika, przy którym zasiadali. Wkładał przy tym sporo wysiłku w utrzymanie ostrego spojrzenia, zdając sobie sprawę, iż ziewnięcie pełne zmęczenia zbliżało się nieubłaganie.
— Magia, na którą są odporne, ma im imponować? I to tylko dlatego, że same nie są do niej zdolne? — Dwa pytania zwieńczył zasłonięciem ust drugą ręką, mrużąc oczy do tego stopnia, iż w napływie ziewnięcia po policzkach pociekły łzy. Otarł je szybko palcami i powrócił spojrzeniem do Craiga, dobrze wiedząc, że białka nabiegły krwią, a skóra uległa zaczerwienieniu. — Niech będzie. Zatem jakiś przedmiot, którego byłyby w stanie używać jak... różdżki? — Zastanowił się głośno, nie brzmiąc ani trochę przekonanym do myśli, którą podjął. Była zbyt infantylna, prosta jak na tak potężne, magiczne stworzenia. Nie odrzucał jej jednak. Wciąż brał pod uwagę, zastanawiając się, na ile było możliwe zorganizowanie wyprawy w tak krótkim czasie z efektywnością, której oczekiwali. Przygotowania poczynione we własnym zakresie stanowiły najmniejszy problem, jak i to, co powinien ze sobą zabrać, żeby w razie wypadku móc sprawnie działać. W rękach Craiga zostawiał dar, którym mieli przekupić gurga czy innego plemiennego wodza olbrzymów. Tytulatura inna niż ta, którą się posługiwał, go nie interesowała.
Dość ostro spojrzał w kierunku towarzysza, gdy wspomniał o Szkocji. Wydawało się to dość oczywiste, gdy dłużej się nad tym zastanowił. Górskie szczyty, wyżyny, lasy i doliny stanowiły idealne miejsce, w którym mogły bezpiecznie olbrzymy zamieszkiwać. Było to na tyle oczywiste, że nie podjął się próby przeszukania legend czy innych opowieści mogących ich naprowadzić na trop. Interesowały go znacznie inne aspekty tych istot, a wiedzę tę traktował kluczowo, choć nie liczył, że z niej skorzysta. Skinął za to z uznaniem dla potencjalnego celu.
— Posłużę się zatem mapami i pomocą wuja, by wytyczyć najlepszą trasę przelotu z Wyspy Man do Szkocji. Później będziemy zdani na twoje informacje. — Zaproponował dość oficjalnie, sięgając po imbryk z herbatą. Parującego napoju nalał zaledwie do połowy i tak niewielkiej czarki, tę samą porcję zaoferował przyjacielowi, po czym naczynie odstawił. Upił łyk, niemal nie czując tego, jak herbata smakowała ani czy nie była za gorąca. Wszystko przez niego przechodziło bez większego wpływu na percepcję. — Co zamierzamy im dać? — Zapytał wprost, chcąc wiedzieć, z jakimż to prezentem mieli zyskać przychylność szkockiego gurga.
— Magia, na którą są odporne, ma im imponować? I to tylko dlatego, że same nie są do niej zdolne? — Dwa pytania zwieńczył zasłonięciem ust drugą ręką, mrużąc oczy do tego stopnia, iż w napływie ziewnięcia po policzkach pociekły łzy. Otarł je szybko palcami i powrócił spojrzeniem do Craiga, dobrze wiedząc, że białka nabiegły krwią, a skóra uległa zaczerwienieniu. — Niech będzie. Zatem jakiś przedmiot, którego byłyby w stanie używać jak... różdżki? — Zastanowił się głośno, nie brzmiąc ani trochę przekonanym do myśli, którą podjął. Była zbyt infantylna, prosta jak na tak potężne, magiczne stworzenia. Nie odrzucał jej jednak. Wciąż brał pod uwagę, zastanawiając się, na ile było możliwe zorganizowanie wyprawy w tak krótkim czasie z efektywnością, której oczekiwali. Przygotowania poczynione we własnym zakresie stanowiły najmniejszy problem, jak i to, co powinien ze sobą zabrać, żeby w razie wypadku móc sprawnie działać. W rękach Craiga zostawiał dar, którym mieli przekupić gurga czy innego plemiennego wodza olbrzymów. Tytulatura inna niż ta, którą się posługiwał, go nie interesowała.
Dość ostro spojrzał w kierunku towarzysza, gdy wspomniał o Szkocji. Wydawało się to dość oczywiste, gdy dłużej się nad tym zastanowił. Górskie szczyty, wyżyny, lasy i doliny stanowiły idealne miejsce, w którym mogły bezpiecznie olbrzymy zamieszkiwać. Było to na tyle oczywiste, że nie podjął się próby przeszukania legend czy innych opowieści mogących ich naprowadzić na trop. Interesowały go znacznie inne aspekty tych istot, a wiedzę tę traktował kluczowo, choć nie liczył, że z niej skorzysta. Skinął za to z uznaniem dla potencjalnego celu.
— Posłużę się zatem mapami i pomocą wuja, by wytyczyć najlepszą trasę przelotu z Wyspy Man do Szkocji. Później będziemy zdani na twoje informacje. — Zaproponował dość oficjalnie, sięgając po imbryk z herbatą. Parującego napoju nalał zaledwie do połowy i tak niewielkiej czarki, tę samą porcję zaoferował przyjacielowi, po czym naczynie odstawił. Upił łyk, niemal nie czując tego, jak herbata smakowała ani czy nie była za gorąca. Wszystko przez niego przechodziło bez większego wpływu na percepcję. — Co zamierzamy im dać? — Zapytał wprost, chcąc wiedzieć, z jakimż to prezentem mieli zyskać przychylność szkockiego gurga.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Może faktycznie brzmiało to nieco infantylnie, ale z tego co wyczytał - to wszystko była prawda. Choć olbrzymy, jako istoty niezwykle gruboskórne i potężne, były odporne na większość zaklęć, magia jak widać nadal robiła na nich wrażenie. Z resztą nie było sensu udawać - magia przecież na wszystkich robiła wrażenie. Nawet na samych czarodziejach, a ci przecież potrafili się nią - lepiej lub gorzej - posługiwać.
- Nie proś mnie proszę, żebym próbował wnikać jeszcze głębiej w prymitywną psychologię tych stworzeń - poprosił cicho. Choć tego właściwie powinny wymagać ich przygotowania - zrozumienia tego, jak rozumowały olbrzymy, aby jak najskuteczniej zachęcić je do przyłączenia się do ich armii. Z każdą chwilą jednak, która mijała, a podczas której Craig próbował wyłonić jakiś logiczny wniosek, który pomógłby mu zrozumieć jak te paskudne kreatury myślały, sprawiał, że sam Burke czuł się coraz głupszy. To, co do tej pory odkryli, było i tak dość imponującym zbiorem informacji. Miał też przeczucie, że to w zupełności wystarczyło.
- Coś w tym stylu - zgodził się z Zacharym. Spędził naprawdę długie godziny, zastanawiając się, co w ogóle byłoby na tyle duże, by olbrzymy mogły tego używać. Ich wielkie łapska i tępe móżdżki w ciągu pięciu sekund zgubiłyby coś wielkości pierścienia czy zaklętej broszy. To był też z resztą powód do lekkie frustracji - bo przedmioty tak duże często są zdecydowanie cenniejsze. Całe szczęście, że udało mu się jednak znaleźć w miarę sensowne rozwiązanie.
- Przelotu? - zerknął odrobinę zaskoczony na Zachary'ego, sięgając po czarkę i upijając z niej to, co mu nalano. Spodziewał się raczej wykorzystania innej formy transportu, był więc nieco zdziwiony, słysząc taki pomysł Shafiqa. Czyżby w grę wchodził jego dywan?
- Gałąź Wiecznego Ognia. Będą się cieszyć jak dzieci na Gwiazdkę - skomentował cicho, parskając i powoli odstawiając czarkę. To było najsensowniejsze, co przychodziło mu do głowy. Efektywne i efektowne, a poza tym dorwanie większego egzemplarza - takiego, który olbrzymy byłyby w stanie trzymać chociaż jak patyk, a nie jak igłę - nie było aż tak skomplikowane i drogie. - Nie będę ci zajmować więcej czasu. Wypocznij. Jeśli dowiem się czegoś jeszcze, prześlę ci to na pergaminie. - Po tych słowach podniósł się powoli z fotela. O ile wcześniej trzeba było się przypatrzeć Zachary'emu by dostrzec jego zmęczenie, tak teraz było ono widoczne jak na dłoni - i byłoby nawet dla osoby postronnej, całkowicie obcej. Burke nie miał więc zamiaru dłużej niepokoić przyjaciela. Tym bardziej, że mogli przekazywać sobie resztę szczegółów z pomocą Blanche i Ammuna. Dziś nic jednak więcej już nie wymyślą - nie, kiedy lord Shafiq wyglądał, jakby zaraz miał całkowicie opaść z sił.
- Nie proś mnie proszę, żebym próbował wnikać jeszcze głębiej w prymitywną psychologię tych stworzeń - poprosił cicho. Choć tego właściwie powinny wymagać ich przygotowania - zrozumienia tego, jak rozumowały olbrzymy, aby jak najskuteczniej zachęcić je do przyłączenia się do ich armii. Z każdą chwilą jednak, która mijała, a podczas której Craig próbował wyłonić jakiś logiczny wniosek, który pomógłby mu zrozumieć jak te paskudne kreatury myślały, sprawiał, że sam Burke czuł się coraz głupszy. To, co do tej pory odkryli, było i tak dość imponującym zbiorem informacji. Miał też przeczucie, że to w zupełności wystarczyło.
- Coś w tym stylu - zgodził się z Zacharym. Spędził naprawdę długie godziny, zastanawiając się, co w ogóle byłoby na tyle duże, by olbrzymy mogły tego używać. Ich wielkie łapska i tępe móżdżki w ciągu pięciu sekund zgubiłyby coś wielkości pierścienia czy zaklętej broszy. To był też z resztą powód do lekkie frustracji - bo przedmioty tak duże często są zdecydowanie cenniejsze. Całe szczęście, że udało mu się jednak znaleźć w miarę sensowne rozwiązanie.
- Przelotu? - zerknął odrobinę zaskoczony na Zachary'ego, sięgając po czarkę i upijając z niej to, co mu nalano. Spodziewał się raczej wykorzystania innej formy transportu, był więc nieco zdziwiony, słysząc taki pomysł Shafiqa. Czyżby w grę wchodził jego dywan?
- Gałąź Wiecznego Ognia. Będą się cieszyć jak dzieci na Gwiazdkę - skomentował cicho, parskając i powoli odstawiając czarkę. To było najsensowniejsze, co przychodziło mu do głowy. Efektywne i efektowne, a poza tym dorwanie większego egzemplarza - takiego, który olbrzymy byłyby w stanie trzymać chociaż jak patyk, a nie jak igłę - nie było aż tak skomplikowane i drogie. - Nie będę ci zajmować więcej czasu. Wypocznij. Jeśli dowiem się czegoś jeszcze, prześlę ci to na pergaminie. - Po tych słowach podniósł się powoli z fotela. O ile wcześniej trzeba było się przypatrzeć Zachary'emu by dostrzec jego zmęczenie, tak teraz było ono widoczne jak na dłoni - i byłoby nawet dla osoby postronnej, całkowicie obcej. Burke nie miał więc zamiaru dłużej niepokoić przyjaciela. Tym bardziej, że mogli przekazywać sobie resztę szczegółów z pomocą Blanche i Ammuna. Dziś nic jednak więcej już nie wymyślą - nie, kiedy lord Shafiq wyglądał, jakby zaraz miał całkowicie opaść z sił.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wzruszył bezwiednie ramionami w niemej odpowiedzi. Żaden z nich nie miał ochoty analizować czy zgłębiać tego, jak proste umysły olbrzymów działały ani tym bardziej bliżej zapoznawać się z ich osobowościami czy... kulturą. Jeśli cokolwiek w tym kierunku u nich istniało. Ich społeczność traktował jako wyjątkową egzotykę gatunku, do którego nie chciał zbliżać się bardziej niż to konieczne. Informacje zdobyte w ciągu ostatnich dni uznał za wystarczające, aby we względnie bezpieczny sposób móc poradzić sobie w ich naturalnym otoczeniu i środowisku. Czysto teoretycznie, rzecz jasna, bowiem praktyka szpitalna Zachary'ego jasno i dobitnie pokazywała, że teoria nigdy w pełni nie przekładała się na rzeczywiste doświadczenia. Zawsze istniało prawdopodobieństwo zmian, na które nie mieli wpływu.
W kolejnej odpowiedzi mruknął cicho, ni to aprobując, ni to negując krótkie słowa przyjaciela. W zasadzie nie wiedział, co powinien powiedzieć, więc wyraził jedynie nikłą reakcję, nie mając zbyt wiele do dodania. Kwestię zdobycia prezentu całkowicie pozostawiał w rękach Craiga. Na siebie wziął organizację dostania się do Szkocji oraz zapewnienie im bezpieczeństwa w trakcie jak i na miejscu.
— Tak. Polecimy dywanem, naturalnie. — Odpowiedział w tonie, jakby to było całkowicie oczywiste, że tylko taki środek transportu wchodził w rachubę. Miotły nie były czymś, z czego Shafiqowie kiedykolwiek korzystali – nigdy też nie zyskały na popularności w egzotycznych krajach, gdzie ceniono sobie komfort podróży przez pustynne tereny. Choć latające dywany nie należały do najbardziej zwrotnych, a z pewnością takie nie były w porównaniu do mioteł. Podróży lądowej nie brał nawet pod uwagę. Mimo nikłej wiedzy o Szkocji, widział mapy, słyszał opowieści o tych terenach – dowiedział się wystarczająco wiele, by próbować dotrzeć tam jedynym słusznym dla Zachary'ego sposobem.
— W przypływie radości na pewno spalą połowę lasu i samych siebie. Takich to sojuszników mieć będziemy — skomentował z wyraźnym sceptycyzmem w głosie. Jeśli podarowanie im ognia miało sprawić, że nagle opamiętają się, to cała ich wyprawa równie dobrze mogłaby się nie odbyć. Nie sądził, nigdy nie uważał, aby taka zdobycz jak ogień prowadziła do pokoju. Nie podejrzewał też olbrzymów o to, żeby korzystały z niej rozsądnie, choć mógł się mylić i właśnie tego chciał. Dla pomyślności powierzonego im zadania i dla samego siebie.
Skinął lekko głową na znak akceptacji tego, iż Craig miał wkrótce opuścić granice Wyspy. Było mu to jednocześnie na rękę i nie, wszak nie zdołał jeszcze ugościć przyjaciela tak, jak powinno się to odbyć. Z drugiej strony był za bardzo zmęczony, żeby myśleć o planowaniu rozrywek i wydawaniu wystawnych posiłków. Jedyne, czego potrzebował, to móc zamknąć oczy i poświęcić kilka godzin na odpoczynek.
W kolejnej odpowiedzi mruknął cicho, ni to aprobując, ni to negując krótkie słowa przyjaciela. W zasadzie nie wiedział, co powinien powiedzieć, więc wyraził jedynie nikłą reakcję, nie mając zbyt wiele do dodania. Kwestię zdobycia prezentu całkowicie pozostawiał w rękach Craiga. Na siebie wziął organizację dostania się do Szkocji oraz zapewnienie im bezpieczeństwa w trakcie jak i na miejscu.
— Tak. Polecimy dywanem, naturalnie. — Odpowiedział w tonie, jakby to było całkowicie oczywiste, że tylko taki środek transportu wchodził w rachubę. Miotły nie były czymś, z czego Shafiqowie kiedykolwiek korzystali – nigdy też nie zyskały na popularności w egzotycznych krajach, gdzie ceniono sobie komfort podróży przez pustynne tereny. Choć latające dywany nie należały do najbardziej zwrotnych, a z pewnością takie nie były w porównaniu do mioteł. Podróży lądowej nie brał nawet pod uwagę. Mimo nikłej wiedzy o Szkocji, widział mapy, słyszał opowieści o tych terenach – dowiedział się wystarczająco wiele, by próbować dotrzeć tam jedynym słusznym dla Zachary'ego sposobem.
— W przypływie radości na pewno spalą połowę lasu i samych siebie. Takich to sojuszników mieć będziemy — skomentował z wyraźnym sceptycyzmem w głosie. Jeśli podarowanie im ognia miało sprawić, że nagle opamiętają się, to cała ich wyprawa równie dobrze mogłaby się nie odbyć. Nie sądził, nigdy nie uważał, aby taka zdobycz jak ogień prowadziła do pokoju. Nie podejrzewał też olbrzymów o to, żeby korzystały z niej rozsądnie, choć mógł się mylić i właśnie tego chciał. Dla pomyślności powierzonego im zadania i dla samego siebie.
Skinął lekko głową na znak akceptacji tego, iż Craig miał wkrótce opuścić granice Wyspy. Było mu to jednocześnie na rękę i nie, wszak nie zdołał jeszcze ugościć przyjaciela tak, jak powinno się to odbyć. Z drugiej strony był za bardzo zmęczony, żeby myśleć o planowaniu rozrywek i wydawaniu wystawnych posiłków. Jedyne, czego potrzebował, to móc zamknąć oczy i poświęcić kilka godzin na odpoczynek.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na wieść o dywanie, Craig pozwolił sobie na delikatne, acz dość dyskretne uniesienie jednej z brwi. Miał to być wyraz jego zdziwienia i lekkiej konsternacji. Z jednej strony był też zaciekawiony - pomimo tylu wiosen na karku, a także faktu, że przyjazne relacje, które łączyły go z Shafiqiem również trwały nie od dziś, ani nawet od wczoraj - jeszcze nie miał okazji skorzystać z tego środka transportu. Zdarzyło mu się kilka razy posiadać w swoich zbiorach latające dywany, nigdy nie zasiadał jednak na żadnym. Bardzo szybko zmieniały one swoich właścicieli, nawet jeśli nie były wcale najlepszej jakości. Z drugiej strony, Burke zakładał jednak, że większość drogi pokonają przy pomocy świstokliku. Czy tak nie było zdecydowanie szybciej? Łatwiej? Może Shafiq miał jaką awersję do tego środka transportu i dlatego, pomimo godzin, jakie trzeba będzie spędzić w locie, wolał dywan od błyskawicznego przeskoczenia na tereny Szkocji? Burke nie był przekonany co do tego pomysłu, póki co zachował jednak swoje przemyślenia dla siebie. Nie lubił marnowania czasu, stąd głównie jego sceptycyzm. Z drugiej jednak strony, zawsze było to jakieś nowe doświadczenie. Oby tylko podróż była komfortowa.
- Poczynię odpowiednie przygotowania, aby temu zapobiec - uspokoił Shafiqa. Cały czas rozmawiali przecież o magii. Nałożenie kilku dodatkowych zaklęć na Gałąź nie stanowiło większego problemu. No, może akurat tym nie miał zająć się sam Craig, tylko ktoś zdecydowanie bardziej biegły w zaklinaniu... ale to nieistotne. Gdy już przybędą do Szkocji, gurg otrzyma od nich prezent, który na pewno przypadnie do gustu całej wiosce - jednocześnie będzie zabezpieczony przed tym, aby nie spopielić do cna ani lasu, ani też oczywiście durnego, acz walecznego plemienia olbrzymów.
- Zbieraj siły. Podczas podróży będziemy musieli zachować stałą czujność - przepracowywanie się zdecydowanie im teraz nie służyło. Gdy tylko wkroczą na teren wioski będą musieli uważać dosłownie na wszystko - własne gesty, ton głosu, zachowanie olbrzymów z wioski, a może nawet, Salazarze uchowaj, lecące w ich stronę głazy. Niestety tępota tych stworzeń szła w parze z agresją, więc nie mogli liczyć na to, że otrzymają ciepłe powitanie. Zachary musiał więc dopilnować, by w dniu gdy wsiądą na jego latający dywan, był w formie i pełni sił. Burke ze swojej strony miał zamiar zadbać o to samo. Choć najpierw... musiał zdobyć tę przeklętą, płonącą gałąź - i to właśnie było jego celem, gdy w kilka chwil później opuszczał już granice posiadłości Shafiqów - a następnie urokliwą wyspę Man.
zt
- Poczynię odpowiednie przygotowania, aby temu zapobiec - uspokoił Shafiqa. Cały czas rozmawiali przecież o magii. Nałożenie kilku dodatkowych zaklęć na Gałąź nie stanowiło większego problemu. No, może akurat tym nie miał zająć się sam Craig, tylko ktoś zdecydowanie bardziej biegły w zaklinaniu... ale to nieistotne. Gdy już przybędą do Szkocji, gurg otrzyma od nich prezent, który na pewno przypadnie do gustu całej wiosce - jednocześnie będzie zabezpieczony przed tym, aby nie spopielić do cna ani lasu, ani też oczywiście durnego, acz walecznego plemienia olbrzymów.
- Zbieraj siły. Podczas podróży będziemy musieli zachować stałą czujność - przepracowywanie się zdecydowanie im teraz nie służyło. Gdy tylko wkroczą na teren wioski będą musieli uważać dosłownie na wszystko - własne gesty, ton głosu, zachowanie olbrzymów z wioski, a może nawet, Salazarze uchowaj, lecące w ich stronę głazy. Niestety tępota tych stworzeń szła w parze z agresją, więc nie mogli liczyć na to, że otrzymają ciepłe powitanie. Zachary musiał więc dopilnować, by w dniu gdy wsiądą na jego latający dywan, był w formie i pełni sił. Burke ze swojej strony miał zamiar zadbać o to samo. Choć najpierw... musiał zdobyć tę przeklętą, płonącą gałąź - i to właśnie było jego celem, gdy w kilka chwil później opuszczał już granice posiadłości Shafiqów - a następnie urokliwą wyspę Man.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W pewnym momencie przestał spoglądać na Craiga; przestał zwracać uwagę, niemo traktując jego reakcje w sposób dość osobliwy – można by rzec – wodząc ospałym, niemal otumanionym spojrzeniem po komnacie tak, jakby zaraz miał zsunąć się z fotela i stracić przytomność. Wytrwałość przez tak długie godziny, przekraczające typowe ludzkie zapotrzebowanie na działanie, niosło powoli swoje konsekwencje. Słowa przyjaciela brzmiały coraz bardziej stłumione niczym echo, kiwając równie niedbale co siedząc na miękkim siedzisku. Ostatnie słowa o czujności ledwie dotarły jego uszu, gdy zamykał oczy, tracąc panowanie nad własnym ciałem. Jeszcze przez kilka chwil trwał nieruchomo, oczekując odgłosu zamykanych drzwi. Kiedy to nastąpiło, westchnął przeciągle i ziewnął, nie zwracając mniejszej uwagi na absolutne braki wychowania. Był sam; żadnych świadków wokół, którzy owy przytyk traktowaliby jako obrazę. Choć niewątpliwie służba poukrywana w niewidocznych kątach czekała na rozkazy, to nie miał siły wydawać im kolejnych, niewerbalnych poleceń. Przycisnął pięści do oczu, mrugając zaciekle, wywołując łzawienie, którego potrzebował. Suche kąciki piekły, gdy poruszał powiekami raz za razem, aż ból ustał. Niedbałym ruchem ręki sięgnął po rolkę pergaminu leżącą na stoliku, rozwinął i nałożył na twarz, chcąc stracić nieco kontaktu ze światłem bijącym z okien. Chwilowa ulga była tym, czego definitywnie potrzebował, choć trwała krótko. Senność wciąż nie wzięła nad nim góry – konsekwentnie opierał się, wstając z zajmowanego miejsca, wolno sunąc ku wyjściu z biblioteki czy przez korytarze posiadłości prowadzące do jego prywatnych komnat. Nie miał siły wysłuchiwać słów Tahira, zbywając go machnięciem ręki. To samo uczynił wobec ciotki Fathme, jednak nie usłuchała i wciąż rzucała w Zachary'ego słowami, których sensu nie potrafił zrozumieć. Zmęczone spojrzenia, które kierował ku niej nie odnosiły pożądanego skutku nawet po przekroczeniu progu komnat. Weszła za nim, Ammun zaskrzeczał, sygnalizując naruszenie terenu przez osobę niepożądaną. Dźwięk ten rozbił się o uszy szajcha na tyle głośno, iż przycisnął palce do skroni, czując boleśnie pulsujące żyły. Wciąż nie powiedział ani słowa, jedynie skierował się do łóżka, na które opadł niedbale, w poprzek, wyciągając obolałe członki z zamiarem zażycia paru godzin dobrego snu.
zt
zt
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Biblioteka
Szybka odpowiedź