Ścieżka
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ścieżka
Ciągnąca się od furtki domu Diggorych przez pola i łąki wioski Otterton; okolica jest na tyle malownicza, by podczas każdej pory roku przyciągać wzrok spacerowiczów i wzbudzać nostalgię za typową, angielską wsią.
Jeśli nie posiadasz zaproszenia, nie odnajdziesz drogi do domu Jessy - zamiast tego możesz zgubić się w gąszczu pojawiających się pod wpływem zaklęcia Abscondens zaułków. Jedynie zaprzestanie poszukiwania domu pozwoli Ci opuścić ten labirynt.
Zaklęcie ochronne: AbscondensJeśli nie posiadasz zaproszenia, nie odnajdziesz drogi do domu Jessy - zamiast tego możesz zgubić się w gąszczu pojawiających się pod wpływem zaklęcia Abscondens zaułków. Jedynie zaprzestanie poszukiwania domu pozwoli Ci opuścić ten labirynt.
Zacisnęła pięści, nie mogąc dłużej słuchać bzdur, jakimi posiłkował się Aidan byle tylko wytłumaczyć swoją decyzję sprzed sześciu lat. Czy naprawdę miał ją za tak płytką, powierzchowną osobę, niegodną jego zaufania, że kłamstwo i ucieczka były jedyną opcją, jaką rozważał? Dawno już przestała wierzyć w to, że był moment, w którym Bagman kochał ją naprawdę, lecz rozmowa na łące dała jej do myślenia – a co, jeśli tak naprawdę nigdy nawet jej nie szanował? Jego motywy mogłyby się sprawdzić w teorii, gdyby byli jedynie dwójką żyjących obok siebie ludzi, a nie zakochanymi do szaleństwa narzeczonymi. Uczucie, które rzekomo między nimi istniało, powinno być silniejsze od wszelkich wichrów i burz, jakie napotykało na swojej drodze, ale tę jedną bitwę przegrało.
Być może dobrze się stało, może nie byli sobie pisani. Rudowłosa nie raz rozmyślała nad taką możliwością, lecz z biegiem czasu przestała się po prostu zastanawiać nad tym, co by było gdyby. Skupiła się na teraźniejszości, na wychowaniu Amosa w poczuciu bezpieczeństwa, w szczęściu i dostatku; nie chciała by kiedykolwiek odczuł brak ojca w swoim życiu. Bagman nie istniał od pięciu lat, a jego ponowne pojawienie się było wyjątkowo nieprzyjemną niespodzianką od losu.
Co ty byś zrobiła, będąc na moim miejscu?
- Porozmawiałabym z tobą. Powiedziałabym Ci prawdę. I dopiero wtedy podjęłabym decyzję – oceniła szybko, nie zastanawiając się dwa razy.
Chociaż istniały rzeczy, które skrywała głęboko w sobie, lubiła myśleć, że stawanie czoła przeciwnościom jest tym, co należało robić w prawie każdej sytuacji. Nie wyobrażała sobie przeżywania w samotności koszmaru, jaki zapewne musiał przeżywać Bagman – wtedy był najbliższą jej osobą i stawiając się na jego miejscu uważała, że zwierzyłaby mu się z każdego trawiącego ją problemu. Idąc jednak za własną logiką, gdybanie nie mogło zaprowadzić ich daleko. Jeśli chcieli dialogu, musieli nawiązać do teraźniejszości, do przyszłości. A ta wcale nie jawiła się przed nimi kolorowo.
Jessa westchnęła i machnęła różdżką, a kajdany oplatające nadgarstki mężczyzny zniknęły. Dobiegał końca czas, jaki mu darowała, lecz nawet i bez tej granicy uznałaby, że czas kończyć spotkanie. W głowie pojawiło jej się zbyt dużo pytań, zbyt wiele wątpliwości. Czego tak naprawdę teraz chciał? Czy kiedykolwiek kogoś zabił? Skrzywiła się na samą myśl o tym, lecz nie odezwała się więcej w tym temacie, lustrując go czujnym spojrzeniem.
- Mam nadzieję, że ten eliksir ułatwi ci życie – odezwała się dopiero po kilku chwilach, zaskoczona własną szczerością – Ale chcę, żebyś wiedział, że tutaj nie masz już czego szukać. Wybrałeś swoją drogę, a ja swoją.
Przez moment jeszcze wpatrywała się z obojętną miną w jego zbolały wyraz twarzy, lecz zaraz potem odwróciła się plecami do Bagmana i ruszyła w drogę powrotną do domu. Wiedziała, że łamacz klątw nie ruszy za nią, a nawet gdyby próbował, zaklęcia ochronne nie dałyby mu żadnych szans. Diggory nie odwróciła się ani na moment, po raz kolejny symbolicznie zostawiając swoją przeszłość daleko w tyle.
| zt
Być może dobrze się stało, może nie byli sobie pisani. Rudowłosa nie raz rozmyślała nad taką możliwością, lecz z biegiem czasu przestała się po prostu zastanawiać nad tym, co by było gdyby. Skupiła się na teraźniejszości, na wychowaniu Amosa w poczuciu bezpieczeństwa, w szczęściu i dostatku; nie chciała by kiedykolwiek odczuł brak ojca w swoim życiu. Bagman nie istniał od pięciu lat, a jego ponowne pojawienie się było wyjątkowo nieprzyjemną niespodzianką od losu.
Co ty byś zrobiła, będąc na moim miejscu?
- Porozmawiałabym z tobą. Powiedziałabym Ci prawdę. I dopiero wtedy podjęłabym decyzję – oceniła szybko, nie zastanawiając się dwa razy.
Chociaż istniały rzeczy, które skrywała głęboko w sobie, lubiła myśleć, że stawanie czoła przeciwnościom jest tym, co należało robić w prawie każdej sytuacji. Nie wyobrażała sobie przeżywania w samotności koszmaru, jaki zapewne musiał przeżywać Bagman – wtedy był najbliższą jej osobą i stawiając się na jego miejscu uważała, że zwierzyłaby mu się z każdego trawiącego ją problemu. Idąc jednak za własną logiką, gdybanie nie mogło zaprowadzić ich daleko. Jeśli chcieli dialogu, musieli nawiązać do teraźniejszości, do przyszłości. A ta wcale nie jawiła się przed nimi kolorowo.
Jessa westchnęła i machnęła różdżką, a kajdany oplatające nadgarstki mężczyzny zniknęły. Dobiegał końca czas, jaki mu darowała, lecz nawet i bez tej granicy uznałaby, że czas kończyć spotkanie. W głowie pojawiło jej się zbyt dużo pytań, zbyt wiele wątpliwości. Czego tak naprawdę teraz chciał? Czy kiedykolwiek kogoś zabił? Skrzywiła się na samą myśl o tym, lecz nie odezwała się więcej w tym temacie, lustrując go czujnym spojrzeniem.
- Mam nadzieję, że ten eliksir ułatwi ci życie – odezwała się dopiero po kilku chwilach, zaskoczona własną szczerością – Ale chcę, żebyś wiedział, że tutaj nie masz już czego szukać. Wybrałeś swoją drogę, a ja swoją.
Przez moment jeszcze wpatrywała się z obojętną miną w jego zbolały wyraz twarzy, lecz zaraz potem odwróciła się plecami do Bagmana i ruszyła w drogę powrotną do domu. Wiedziała, że łamacz klątw nie ruszy za nią, a nawet gdyby próbował, zaklęcia ochronne nie dałyby mu żadnych szans. Diggory nie odwróciła się ani na moment, po raz kolejny symbolicznie zostawiając swoją przeszłość daleko w tyle.
| zt
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Kochałem ją, szalenie i najmocniej jak tylko potrafiłem, była dla mnie najważniejsza, ważniejsza nawet od pracy, która kiedyś przecież wydawała się moim całym spełnieniem. I wydawało mi się, że nic nigdy tego nie zmieni, że za żadne skarby świata nie będę chciał się od niej odsunąć, nie zapragnę ucieczki, ale wszystkie te przekonania zniknęły, gdy znalazłem się w nowej sytuacji, gdy potwór powoli rozwijał się w moim ciele jeszcze uśpiony, ale czekający na ujawnienie się w najgorszą z nocy jaka miała mnie czekać. Do momentu w którym mnie pogryziono moja wiara w nas była niezachwiana i pewnie wtedy odpowiedziałbym na moje pytanie tak samo jak Jessa teraz, szybko i bez namysłu zapewnił bym, że na pewno podjął bym inną decyzję, że zachował bym się inaczej.
Życie lubiło udowadniać jak bardzo człowiek mylił się wtedy, gdy wszystko jeszcze się układało.
- Tego nie wiesz, tak ci się tylko wydaje, jednak w takiej sytuacji… - westchnął. – Jessa, wtedy cały świat wali się na głowę i chcesz ratować bliskich przed życiem w tych gruzach – powiedziałem to spokojnym, wręcz zrezygnowanym głosem. Nie sądziłem, że mi uwierzy, że przyjmie moją logiką. Nigdy nie była i nie miała być w takiej sytuacji, ciężko więc oczekiwać, że będzie potrafiła się w niej postawić.
Czułem, że przegrałem już w tej chwili, widziałem po jej postawie, że nie ma więcej ochoty na rozmowy ze mną, że cokolwiek bym nie zrobił nie miałem szans na choćby krztynę wybaczenia i chociaż rozumiałem to, wiedziałem, że na to zasłużyłem, to nadal bolało. Gdy machnięciem różdżki zdjęła moje pęta wraz z nimi zniknęły moje nadzieje powierzane w tym spotkaniu. Dużo większe niż nawet sądziłem do tej pory. Na Merlina, tak bardzo chciałem to wszystko wyjaśnić, naprawić, paść przed nią na kolana i błagać o jeszcze chwilę jej czasu, o możliwość zobaczenia naszego syna, przytulenia go… Ale nie zrobiłem tego, w ciszy czekałem na jej słowa, a gdy już padły westchnąłem tylko i skinąłem nieznacznie głową. Miałem ochotę krzyczeć i się kłócić, ale wiedziałem, że to wszystko pogorszy, że wtedy będzie jeszcze gorzej, milczałem więc patrząc jej w oczy tak długo jak na to mi pozwoliła, a następnie wpatrując się w jej plecy dopóki nie zniknęła z zasięgu wzroku. Dopiero wtedy odwróciłem się, podniosłem różdżkę i wróciłem w drogę powrotną. Miałem cholerną ochotę się napić.
|zt
Życie lubiło udowadniać jak bardzo człowiek mylił się wtedy, gdy wszystko jeszcze się układało.
- Tego nie wiesz, tak ci się tylko wydaje, jednak w takiej sytuacji… - westchnął. – Jessa, wtedy cały świat wali się na głowę i chcesz ratować bliskich przed życiem w tych gruzach – powiedziałem to spokojnym, wręcz zrezygnowanym głosem. Nie sądziłem, że mi uwierzy, że przyjmie moją logiką. Nigdy nie była i nie miała być w takiej sytuacji, ciężko więc oczekiwać, że będzie potrafiła się w niej postawić.
Czułem, że przegrałem już w tej chwili, widziałem po jej postawie, że nie ma więcej ochoty na rozmowy ze mną, że cokolwiek bym nie zrobił nie miałem szans na choćby krztynę wybaczenia i chociaż rozumiałem to, wiedziałem, że na to zasłużyłem, to nadal bolało. Gdy machnięciem różdżki zdjęła moje pęta wraz z nimi zniknęły moje nadzieje powierzane w tym spotkaniu. Dużo większe niż nawet sądziłem do tej pory. Na Merlina, tak bardzo chciałem to wszystko wyjaśnić, naprawić, paść przed nią na kolana i błagać o jeszcze chwilę jej czasu, o możliwość zobaczenia naszego syna, przytulenia go… Ale nie zrobiłem tego, w ciszy czekałem na jej słowa, a gdy już padły westchnąłem tylko i skinąłem nieznacznie głową. Miałem ochotę krzyczeć i się kłócić, ale wiedziałem, że to wszystko pogorszy, że wtedy będzie jeszcze gorzej, milczałem więc patrząc jej w oczy tak długo jak na to mi pozwoliła, a następnie wpatrując się w jej plecy dopóki nie zniknęła z zasięgu wzroku. Dopiero wtedy odwróciłem się, podniosłem różdżkę i wróciłem w drogę powrotną. Miałem cholerną ochotę się napić.
|zt
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Ścieżka
Szybka odpowiedź