Wydarzenia


Ekipa forum
Część otwarta
AutorWiadomość
Część otwarta [odnośnik]20.05.18 13:58

Część otwarta

Pokój, który Sybilla wynajmuje w Parszywym Pasażerze, podzielony jest na dwie części - otwartą, w której przyjmuje czarodziejów i czarownice, poszukujących odpowiedzi wśród arkanów wróżbiarstwa, oraz zamkniętą - przeznaczoną jedynie dla niej. Części oddziela gruba, czarna zasłona, stanowiąca jednocześnie tylną ścianę maleńkiego pomieszczenia, służącego za gabinet. Umeblowanie nie należy tutaj do szczególnie bogatych czy imponujących; w pokoju znajduje się okrągły stolik, przykryty ciemną, koronkową serwetą, dwa krzesła i regał z książkami. Odchodzącą od ścian tapetę oświetla jedynie światło porozstawianych tu i ówdzie świec - jedyne okno, wychodzące na port, znajduje się w drugiej części mieszkania.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]20.05.18 13:59
| koniec czerwca '56

Unoszący się w powietrzu niepokój zalegał nad Londynem na kształt wszechobecnych, niezdrowych oparów, nigdy nie opuszczających portowych uliczek. Powszechna niepewność, przemieszana z prasowymi doniesieniami o zniknięciach i echem grzmiącej coraz bliżej wojny, która teoretycznie powinna była utrzymywać czarodziejów w pozornie bezpiecznych schronieniach ich własnych domów, częściej niż zwykle popychała ich w stronę skromnego pokoju Sybilli. Zjawiali się coraz licznej: zrozpaczone kobiety, których bliscy znaleźli się na publikowanych w Proroku listach zaginionych, załamani pracownicy Ministerstwa, niepewni swoich targanych przez polityczne zawirowania posad, albo zwyczajni paranoicy, podejrzewający wszystkich swoich sąsiadów i członków rodziny o udział w szeroko zakrojonym spisku na ich życie. Obcowanie z nimi skutecznie pomagało jej w wyrobieniu sobie jakiego takiego pojęcia o aktualnie panujących w czarodziejskim świecie nastrojach, którego dynamiczny i stale zmieniający się rozwój obserwowała z milczącą fascynacją, póki co jeszcze nie angażując się w żaden sposób, a jedynie przyglądając się uważnie rozchodzącym się po wodzie kręgom; już prawie obmywającej jej kostki, choć jeszcze zatrzymującej się przed nimi, blisko i daleko jednocześnie. Nie spieszyła się, nie wykonywała gwałtownych ruchów, dając sobie czas na wyleczenie ran (paskudna blizna na przedramieniu, skrzętnie zasłaniana długimi rękawami sukien, bladła z dnia na dzień, tak samo, jak bladły żywe wspomnienia o rozdzierającym bólu) i nawiązując więzi, nawiązania których nie przewidziało nawet jej trzecie oko; musiała przyznać, że chociaż obecne czasy z nikim nie obchodziły się łagodnie, to życie w nich nie pozwalało na monotonię.
Uniosła czujne spojrzenie, gdy w skromnym pomieszczeniu rozległo się pukanie. Chwileczkę, wymruczała, podnosząc się z krzesła i starannie zaciągając grubą, czarną zasłonę, która oddzielała prywatną część jej pokoju od tej, w której przyjmowała klientów. Maleńkie pomieszczenie, po przedzieleniu na pół, sprawiało wrażenie jeszcze mniejszego: okrągły stolik z kilkoma płonącymi świecami, zasłonięte lustro na jednej ze ścian (wolała unikać rozproszeń) i traktujące o wróżbiarstwie księgi, upchnięte na jednej jedynej półce (bardziej na pokaz, i tak większość z nich znała na pamięć), stanowiły jedyne elementy prostego wystroju. Sybilla nie przejmowała się tworzeniem mistycznej otoczki: nie potrzebowała wonnych olejków wlewanych do kominkowego ognia ani dymiących kadzideł, nie skupiała się lepiej przy dźwiękach niepokojącej muzyki, nie pomagały jej powłóczyste szaty ani pobrzękująca biżuteria; przychodzący do niej ludzie znajdowali zazwyczaj suche odpowiedzi na swoje pytania i nic poza tym, rzadko jednak wytykali brak teatralnej otoczki – najprawdopodobniej dlatego, że pojawiająca się w dokach klientela nie należała do specjalnie wymagającej. Nawet kryształowa kula, jeden z jej największych, wyniesionych z domu skarbów, znajdowała się poza zasięgiem wzroku ewentualnych gości, ukryta bezpiecznie w upchniętym pod łóżkiem kufrze.
Raz jeszcze objęła wzrokiem cały pokój, dopiero później otwierając drzwi i wpuszczając do środka niską kobiecinę w kwiecie wieku, odzianą w szaty tak luźne, że jej drobna sylwetka niemal w nich tonęła i tak połatane, że wyglądały na wykonane z porwanych skrawków materiału. Sybilla nie powitała jej uśmiechem, jedynie wskazując dłonią na proste krzesło, stojące przy okrągłym stoliku, przykrytym ciemną, koronkową serwetą. Czarownica weszła do środka, razem ze sobą wnosząc intensywny zapach różanych perfum i czegoś jeszcze, czego Vablatsky nie była w stanie rozpoznać, ale co przywołało w niej odległe wspomnienie zapomnianego dzieciństwa. Nie uchwyciła się jednak tej myśli mocniej, odpędzając ją poza krawędzie świadomości; z przyswojonej doświadczeniem zasady, unikała jakiegokolwiek spoufalania się z klientami, trzymając na dystans ich historie i emocje, wiedząc doskonale, jak łatwo było poddać się słabościom, gdy już raz pozwoliło się na rozjątrzenie podstępnemu, kryjącemu się za mostkiem współczuciu. Kiedyś jej się to zdarzało, a co najmniej raz doprowadziło do katastrofy, która niemal pociągnęła ją na dno; obecnie hołdowała więc złotej regule, że patrzenie nie szkodziło, o ile ograniczało się jedynie do biernej obserwacji; wszelkie próby zaangażowania się w cudzą przyszłość kończyły się źle, groźne i podstępne, jak magia sama w sobie.
Jej twarz prawie więc się nie poruszała, gdy wysłuchiwała siedzącej naprzeciwko kobiety, starając się z porwanej jak jej szaty historii wyłuskać pytanie, na które odpowiedzi szukała najbardziej, szybko orientując się, że jak większość, nieznajoma bała się o przyszłość – nie swoją jednak, jak wyjaśniła na samym początku, a najmłodszej córki, od której od tygodni nie miała już żadnych wieści. Sybilla wpatrywała się przez moment w przyniesioną przez czarownicę fotografię: czarno-białą, przedstawiającą młodą dziewczynę z ciemnymi lokami, która wyglądała, jakby dopiero co skończyła Hogwart, uśmiechając się zalotnie do osoby trzymającej aparat. Fotografię wywołano w magicznym płynie, podobizna dziewczyny była więc ruchoma: śmiała się i machała, raz na jakiś czas puszczając do Sybilli oko. Zastanowiła się przez moment, czy przypadkiem jej nie pamiętała – ze szkolnych korytarzy albo zza unoszących się nad kociołkiem oparów, musiała w końcu być w podobnym wieku – ale nieistotne, pod jakim kątem by nie patrzyła, rysy młodej kobiety wydawały jej się dokładnie tak samo obce. Na szczęście; nie lubiła, gdy jej własna przeszłość spoglądała na nią zza pytających spojrzeń osób, które miała jedynie spotkać i zapomnieć w sekundzie, w której opuszczą jej pokój.
Odłożyła ostrożnie fotografię na stolik, tuż obok przygotowanej już talii kart. Wysłużonych, ale wciąż pięknych, które wzięła do rąk z widocznym szacunkiem, dając sobie chwilę na przywołanie odpowiedniej energii. Wróżbiarstwo od zawsze było dla niej czymś więcej niż tylko wyuczonym przekładaniem kart i wyczytywaniem gotowych rozwiązań z podręczników; na jasność otrzymywanych odpowiedzi wpływała subtelna, unosząca się wszędzie dookoła aura, nastawienie samych pytających, ułożenie gwiazd; były dni, w których nie potrafiła zobaczyć absolutnie niczego oraz takie, gdy prawda przychodziła do niej, zanim jeszcze zdążyła zadać pytanie. Kluczem do sukcesu było rozpoznanie, z jakim rodzajem energii miała do czynienia – i wykorzystanie jej we właściwy sposób.
Przetasowała karty ostrożnie, uważnie, wyrównując ich brzegi i dopiero potem wyciągając talię w stronę kobiety. – Proszę je przełożyć – powiedziała po prostu, przyglądając się, jak czarownica niepewnie bierze do rąk plik i starannie go przekłada. Był to moment dosyć kluczowy – taki, w którym trzymająca się nieznajomej energia mieszała się z energią kart. Skinęła głową z aprobatą, ponownie zabierając od niej tarota, po to tylko, by całość odłożyć na serwetę – tuż obok wciąż mrugającej do niej dziewczyny na zdjęciu. Szczupłymi palcami złapała za pierwszą od góry kartę i powoli ją odwróciła, kładąc na środku stolika. Dziewiątka. Pustelnik, nieodwrócony, a więc oznaczający poszukiwanie prawdy, pogoń za wiedzą, próbę odnalezienia samego siebie, wyprawę w nieznane. Karta o znaczeniu niezupełnie negatywnym, ale w nieoczywisty sposób ostrzegająca – przed zatraceniem, błądzeniem, zboczeniem ze ścieżki i porażką. – Twoja córka nie zaginęła – powiedziała gładko Sybilla, przesuwając opuszkami palców po postaci zawiniętego w płaszcz starca, trzymającego w dłoniach laskę i latarnię. – Chociaż póki co nie szuka drogi do domu. Musi najpierw odnaleźć coś innego, wśród ludzi, których nie zna, i którzy nie znają jej – mówiła dalej, nie patrząc na kobietę i nie próbując odczytać z jej twarzy reakcji. Wyciągnęła z talii kolejną kartę i położyła ją obok pierwszej. Szóstka mieczy, skrzyżowanych ze sobą. – Póki co błądzi. Pomyliła się, źle oceniając sytuację i narażając się na zgubę. – Mówiła płasko, bez emocji, przekazując informacje, ale nie próbując okazywać współczucia ani zrozumienia, to nie była jej rola; interpretacja wróżby i jej znaczenia należała do siedzącej naprzeciwko kobiety – tak samo, jak poradzenie sobie z ewentualnymi konsekwencjami.
Trzecią kartą okazała się czwórka pucharów, oznaczająca podążanie za głosem serca i przyznanie się do targających duszą emocji. Później czternastka, Wieża, strach przed sukcesem, upadki trzymające przy ziemi i obciążenie przeszłością. Na miejscu piątym pojawił się Rycerz Monet; Sybilla uniosła wyżej ciemne brwi, lubiła ten moment odkrywania rzeczywistości, coraz wyraźniej wysuwającej się z otaczającej ją oparów. – Spotkała kogoś na swojej drodze – przekazała czarownicy, wskazując palcem na podobiznę odzianego w zbroję mężczyzny, dzierżącego w dłoni przypominającą wielkiego galeona tarczę. – Osobę chłodną, ale posiadającą doskonałe zdolności organizacyjne, która pomoże jej uporządkować panujący w jej życiu chaos – dodała, sięgając po szóstą kartę – ostatnią w tym rozdaniu. Trzynastka; Śmierć. Na szóstej pozycji wyjątkowo niepomyślna, chociaż niekoniecznie oznaczająca najgorsze. – Koniec jej podróży jest już bliski i nie będzie taki, jakiego by chciała. W jej przyszłości widzę przemianę naznaczoną bólem i cierpieniem, coś, co jest już w toku i nie da się tego zatrzymać – zakończyła, po czym zebrała karty, odkładając je z powrotem do talii i po raz pierwszy od początku wróżenia odnajdując spojrzeniem twarz kobiety.
Nie czuła wyrzutów sumienia, odbierając od niej zapłatę i odprowadzając ją do drzwi; już dawno nauczyła się, że cudza przyszłość nie należała do jej zmartwień i nie planowała też takowymi jej uczynić. Od historii kobiety i jej córki odcięła się więc w sekundzie, w której nieznajoma zniknęła na korytarzu, po czym wyprostowała fałdy sukni, przygotowując się na przyjęcie kolejnej osoby.

| zt


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]15.07.18 14:13
Moje zdumienie osiągnęło dość wysoki pułap, gdy w nieprzyjemnych słowach wypytywałem wyglądającego na nieco zagubionego obcokrajowca o to, jak znalazł mnie na Nokturnie. Oczywiście, nie było to wcale takie trudne, nie kryłem się na nim specjalnie doskonale zdając sobie sprawę, że im częściej moje imię padnie nad szklanką ognistej w Mantykorze czy Wywernie, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdę pracę. Było to całkiem logiczne i zrozumiałe, docieranie do mnie przez związki nokturnowe było łatwe i stanowiło przy okazji odpowiedni filtr - nikt niepowołany wszak nie mógł zasięgnąć języka u stałych bywalców. A przynajmniej nie było to takie łatwe. Działając na granicy prawa, a w zasadzie to nawet daleko za tą granicą trzeba być ostrożnym. Dlatego choć nokturnowa sieć znajomości wyłapywała część tych, którzy nigdy nie powinni jej przeniknąć, nie ufałem jej w pełni. Zawsze dokładnie sprawdzałem, z kim przyszło mi pracować i kto go polecał. Było bowiem tak, że słowo lorda Burke starczyć mogło za gwarancję bezpieczeństwa, podobnie jak rekomendacja Borgina, który nie chciał przecież narażać swoich interesów albo słowo Ramseya, któremu nauczyłem się ufać wychodząc z słusznego założenia, że jeśli będzie chciał mnie zabić zrobi to osobiście, a ja i tak nie zdołam się przed nim obronić. Wszystkich innych jednak sprawdzałem bardzo dokładnie. Szczególnie, gdy byli młodą Białorusinką, która stopę na Nokturnie postawiła po raz pierwszy w życiu i porozumiewała się ze mną w języku rosyjskim zupełnie nie rozumiejąc angielskiego. Nie znała ani nazwiska Burke, ani Borgin, ani nawet nie miała pojęcia, kim jest Ramsey Mulciber. Wiedziała jednak o mnie i znalazła mnie w miejscu, w którym wolałbym nigdy, nikogo niepowołanego nie spotkać. W Gwiezdnym Proroku. Była przerażona samym pojawieniem się na alei Śmiertelnego Nokturnu, widząc mnie, dosłownie zaczęła się nawet trząść i w nieskładnych zdaniach tłumaczyć, że potrzebuje kupca na pamiątki rodzinne. Były piękne, stare i naznaczone czarną magią. Oczywistym było, że zdobędę je od niej za bezcen, a przekażę do sklepu Borgin&Burke za sumę znacznie wyższą. Okazja, która niemalże spadła z nieba. Zwłaszcza, że biorąc pod uwagę jej stan i to, że zdawała się nie znać nikogo w Londynie skłaniał nawet do próby pozbawienia jej pamiątek siłą, razem z życiem i zarobienie na nich bez jakiejkolwiek straty. Tylko że w tym wszystkim coś zdecydowanie nie pasowało, coś, co sprawiło, że ani nie dobiłem z nią targu, ani nie odebrałem przedmiotów siłą.
Jak ona mnie znalazła?
Nie znała ani mnie, ani nikogo na Nokturnie, ani nawet osób związanych z Nokturnem. Nikt nie mógł jej wskazać, gdzie się udać, a już z pewnością to nikt nie mógł wiedzieć, kiedy będę sprawdzał tylne, tajne wyjście z Proroka. Dlatego całe popołudnie spędziłem na wyciąganiu z niej informacji o tym, jak do mnie w ogóle trafiła. Udało mi się poznać przybliżony bieg wydarzeń, który wydawał mi się całkowicie niedorzeczny. Przybyła do Londynu uciekając z rodzinnego kraju przed ślubem, zabrała wszystkie pamiątki, jakie zostały jej po rodzicach i nie znając języka niespecjalnie miała, co poradzić. Za ostatniego galeona opłaciła wróżbitkę, która wskazała jej miejsce i czas, w którym będzie miała szansę sprzedać swój cały dobytek. Miejscem był Prorok, czasem było teraz, a kupcem byłem ja.
Nie wierzyłem w wróżbitów. Znałem dwie wieszczki, mój syn spoglądał w przyszłość dzięki zapewne tej samej krwi, która pozwalała czynić to Cassandrze i Lysandrze. Nie wątpiłem w ich zdolności, szanowałem je i wierzyłem w to, co mówili o zdarzeniach, które jeszcze nie nadeszły. Sceptycznie patrzyłem jednakże na próby przewidywania przyszłości przez wszystkich innych. Wśród wróżbitów więcej było kłamców, którzy lubili zasłaniać się nieistniejącym trzecim okiem. Dużo bardziej prawdopodobne było, że rzekoma wieszczka w rzeczywistości żadnej przyszłości nie ujrzała. A w związku z tym musiałem dowiedzieć się, skąd znała tyle szczegółów z moje życia. Zdobywszy więc adres, pojawiłem się w Parszywym Pasażerze, przed pokojem numer cztery. Było to o tyle łatwe, że w środku wszyscy zdawali się wiedzieć, gdzie mieszka wróżbitka. Pomieszczenie wpasowywało się w pełni w moje wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać jej miejsce pracy. Unoszący się w powietrzu zapach świec, okrągły stół, półmrok, zasłona i dwa krzesła. Podszedłem do jednego z nich wyciągając z kieszeni galeona, ważąc go w dłoni.
- Czy twoje trzecie oko pozwala się także oglądać za siebie? - Opierając ręce o oparcie krzesła spoglądałem na młodą kobietę zastanawiając się czy wiedziała, kim byłem, czy zwyczajnie miała olbrzymiego pecha wysyłając dziewczynę w miejsce, o który nie powinien wiedzieć nikt.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Część otwarta [odnośnik]20.08.18 1:50
Zaniedbany pokój w Parszywym Pasażerze nigdy nie miał służyć jej za nic więcej, niż tylko tymczasowe schronienie. Wiedziała to w chwili, w której po raz pierwszy przekroczyła jego próg – ranna, głodna, zdezorientowana i z kończącymi się szybko oszczędnościami, które zostawiła jej matka – i wiedziała to również teraz, po kilku długich miesiącach mozolnego oswajania się z naszpikowanym zagrożeniami Londynem. Otaczające ją cztery ściany nie zasługiwały na miano domu, a Sybilli nawet przez myśl nie przeszło, żeby go tak traktować; nie znosiła murów przesiąkniętych zapachem dymu i taniego piwa, nienawidziła męskich krzyków, które nocą wyrywały ją ze snu, męczyła ją konieczność zachowania stałej czujności, biorąca się z faktu, że próg jej pokoju przekraczał tak naprawdę każdy, komu udało się ominąć wątpliwej jakości przeszkodę w postaci sprawującego pieczę nad lokalem gospodarza lub któregoś z jego pracowników. W trakcie tygodni spędzonych w dokach, Sybilla zmierzyła się już więc z całą portową śmietanką towarzyską: zaglądały do niej zdesperowane kobiety szukające mężów, którzy porzucili je jak zużyte zabawki, matki zaginionych dzieci, samozwańczy poszukiwacze skarbów, podpici mężczyźni, (złudnie) liczący na to, że za kilka sykli kupią od niej coś więcej, niż tylko zamglony obraz przyszłości, na których bez wyrzutów sumienia ćwiczyła świeżo nabytą wiedzę magiczną. Byli też tacy, którzy zdawali się nie pasować do żadnej z tych kategorii; tym przyglądała się najuważniej, starając się wyczytać z pomarszczonych twarzy ukryte intencje – tak, jak przyglądała się starszemu czarodziejowi, który właśnie przekraczał jej próg, bez zaproszenia ani powitania zajmując miejsce za jednym z prostych krzeseł.
Nie podeszła do stolika od razu, przez przedłużający się moment orbitując gdzieś wokół przeciwległej ściany, przy której znajdowała się, kiedy skrzypnęły drzwi – dając nieznajomemu szansę na wyjaśnienie, po co właściwie przyszedł. Oczekiwane słowa jednak nie nadeszły, nie skłaniając jej w najmniejszym stopniu do zmniejszenia ostrożnego dystansu. Być może jej umiejętności społeczne nie stały na najwyższym poziomie, a wychowanie na bagnistym odludziu bezpowrotnie odebrało jej kilka lat uważnych studiów nad zachowaniem ludzkim, ale nie była głupia – wrodzony instynkt przetrwania pozwalał jej na rozpoznanie potężniejszych od niej oraz tych, z którymi zadzierać nie należało. Mężczyzna, który pojawił się w jej pokoju roztaczał wokół siebie aurę drapieżnika, szykującego się do zaatakowania swojej ofiary; tą z kolei nie miała zamiaru się stać. Wyprostowała się, odruchowo kierując spojrzenie w kierunku złotego błysku, przemykającego między palcami – i wtedy zauważyła pokrywające knykcie tatuaże.
Coś w jej umyśle wskoczyło płynnie na swoje miejsce, gwarantując jej chwilę krótkotrwałej jasności i sprawiając, że jeszcze bardziej niż sekundę wcześniej miała ochotę sięgnąć po schowaną w kieszeni różdżkę. Widziała już te linie, odbijające się zwodniczo w błyszczących niezdrowo oczach zabiedzonej kobieciny, która kilka dni temu dopadła ją na dolnym poziomie Pasażera, zwracając na siebie niepotrzebną uwagę i szczebiocząc niezrozumiale po rosyjsku. Nie powinna była robić dla niej wyjątku i przekazywać szczegółów słabej wizji, ale górę wzięła nad nią zarówno litość, jak i chęć pozbycia się problemu – uciszając więc wszystkie podszepty zdrowego rozsądku, wysłała ją na Nokturn, namawiając do spotkania z mężczyzną, którego tożsamości nie znała; mężczyzną, który opierał się właśnie o skrzypiące krzesło, a na jego wargach tańczyło pytanie niepozostawiające wątpliwości co do tego, że nie przyszedł tutaj w nadziei na poznanie wyniku nadchodzącego meczu Quidditcha. – Do tego wystarczy para oczu – odpowiedziała spokojnie, z pewnością siebie znacznie przewyższającą tą, która rzeczywiście wypełniała jej klatkę piersiową.
Ten sam upór, który pozwolił jej na dowleczenie się do Londynu, dał jej odwagę do ruszenia z miejsca; podeszła do okrągłego stolika, zatrzymując się przy drugim krześle, dokładnie naprzeciwko mężczyzny i patrząc mu prosto w oczy – miał uważne spojrzenie kogoś, kto widział już w życiu najgorsze, co świat ma do zaoferowania. – Usiądź – powiedziała, samej zajmując miejsce na krześle, wypowiadając polecenie nie tyle z grzeczności, co dla podkreślenia, że znajdowali się na jej terenie – i że to ona powinna być tą, która ustalała zasady tego spotkania. Wątpiła, by mężczyzna widział to w ten sam sposób, ale nie to było istotne. – Czarodziej o czarnych dłoniach. Budynek usiany gwiazdami, które starzejąc się, spadają na ziemię. Znalazła cię? – zapytała, biorąc do rąk wysłużoną talię kart tarota i zaczynając przekładać je wprawnymi ruchami. Znajomy dotyk grubego papieru ją uspokajał, ułatwiając zachowanie opanowanego tonu; nie mogła pozwolić sobie na drżenie sylab. Nie była ofiarą. Podniosła spojrzenie. – Znalazła, inaczej by cię tu nie było – odpowiedziała, kierując się bardziej do siebie, niż do niego. – Jeżeli to, co miała ze sobą, nie miało żadnej wartości, to nie jestem właściwą osobą do składania skarg – dodała powoli. Nie powinno ją to obchodzić, ale patrząc na surową twarz mężczyzny, zastanowiła się, czy przypadkiem nie wysłała kobiety ku ostatecznej zgubie.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]01.11.18 13:44
Była niższa ode mnie, drobna, chuda, o ciemnych włosach okalających jasną twarz. W zielonych oczach pobłyskiwały jednak niebezpieczne ogniki karzące uważać na dość niepozorną postać, jaką w pierwszej chwili mogła się wydawać. Za pewnym spojrzeniem kryła się ostrożność, a tuż za nią siła płynąca ze znajomości świata. Otoczony wróżbitami nauczyłem się wynajdować w ich oczach ten specyficzny błysk, jakim nie potrafili lśnić ci, dla których przyszłość stanowiła jedynie zagadkę, którym nigdy nie udało zajrzeć się za kurtynę czasu. Uniosłem nieznacznie kąciki ust w niewesołej parodii uśmiechu spoglądając na kobietę bacznie, uważnie badając każde drgnienie jej mięśni i każdą zmianę koloru na policzkach. Nie była przestraszona, była raczej ostrożna, co w pełni rozumiałem - życie w dokach nawet jeśli bezpieczniejsze od Nokturnu nie należało do najprzyjemniejszych. Pijani mężczyźni, którzy zaglądali do Parszywego Pasażera zapewne często liczyli na coś więcej niż zwyczajne układanie kart we właściwej kolejności. Zastanawiałem się, co zazwyczaj im mówi, że piękna panna wyczekuje spotkania? Bogactwo nadejdzie niebawem? Szczęście im dopisze? Wiedziałem, że nie na tarocie opierała się prawdziwa siła wróżbitów. Jeżeli była wieszczką naprawdę, nie czerpała wiedzy o przyszłości ze szklanych kul i kolorowych kart, nawet nie z dłoni swoich klientów.
- Och, jak zatem myślisz, co stało się z kobietą, którą do mnie przysłałaś? - uważnie obserwowałem kobietę, gdy w pokoju ponownie zabrzmiał mój bezbarwny, wyprany ze wszelkich emocji głos. Widziałem, jak sama uważnie badała wszelkie widoczne ślady mojej przeszłości, dłonie pokryte tatuażami zdradzały wystarczająco dużo, ale nie próbowałem ich ukryć. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, nie zamierzałem zacząć teraz, w rozmowie z jakąś kobietą, której wydawało się, że może bawić się w dekorowanie mojego życia jak jej się żywnie podoba. Przyjąłem jednak zaproszenie i powoli odsunąłem krzesło, na którym następnie usiadłem wciąż nie spuszczając nieznajomej nawet na chwilę z oczu. Żadne z nas nie zdecydowało się jeszcze sięgnąć po różdżkę. Nie planowałem nawet specjalnie uciekać się do rozwiązań siłowych, przyszedłem porozmawiać. Nie oznaczało to jednaj, że nie byłem gotowy, by w razie potrzeby zacząć się bronić.
- Znalazła - w tym momencie zaprzeczanie byłoby już tylko głupotą. Co też najwyraźniej stwierdziła kobieta sama sobie odpowiadając na zadane pytanie. Siedząc naprzeciwko niej, przyglądając się uważnie, zacząłem zastanawiać się, co ta biedna kobieta zrobiła wieszczce, że dostała bilet na Nokturn. Bilet, który zwykle bywał jednostronny.
- Jak bardzo źle trzeba życzyć komuś, by wysłać go w sam środek Alei Nokturnu - postarałem się nawet, by w moim głosie przebrzmiała iskierka zainteresowania, co ostatecznie najbardziej przypominało lekkie rozbawienie. Bądź delikatną drwinę. Na wszelki wypadek uniosłem jeszcze brwi, by podkreślić, że liczę na odpowiedź. Czarne dłonie i miejsce ze spadającymi gwiazdami, z jednej strony brzmiało mętnie jak wizja, z drugiej równie dobrze mogło być specjalnie tak ułożone. Wciąż jednak nie miałem pojęcia, dlaczego siedząca przede mną kobieta miałaby wysyłać do mnie zagubione dziewczęta zza granicy z rodowymi pamiątkami w torbie. Mogłem uwierzyć, że była wieszczką, coś w jej oczach przekonywało mnie, że to faktycznie prawda. Jeśli jednak tak, musiała życzyć bardzo niemiłych rzeczy tym, których los starała się przewidzieć.
- Nie chodzi o to, co miała - choć w tym aspekcie akurat nie mogłem mieć pretensji do wieszczki. - Chodzi o to, jak mnie znalazła. I o to, skąd ty wiedziałaś, gdzie ją skierować.
Nachyliłem się nad stolikiem spoglądając na trzymane przez kobietę karty, opierają się na ułożonych na blacie rękach. W tej pozycji moje dłonie znajdujące się blisko drugiego krańca stołu były bardzo dobrze widoczne. Zawiesiłem swoje spojrzenie na kobiecie milknąc. Miała rację, to był jej teren i nie planowałem naruszać go bardziej niż to konieczne. Przyszedłem po odpowiedzi, wyjątkowo zapewne jak na tutejszą klientelę niezwiązane ze zbliżającą się przyszłością.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Część otwarta [odnośnik]26.12.18 19:57
Obserwował ją. Była tego świadoma, nawet jeżeli akurat nie spoglądała w jego twarz, skupiając spojrzenie na rzeczach znajomych: wyświechtanej talii kart, zmatowiałym blacie stołu, długich rękawach czarnej szaty, skrywającej w sobie różdżkę. Nie wiedziała jeszcze, co miał nadzieję odczytać z jej rysów, ani jakich odpowiedzi właściwie szukał – ale czuła, że jeżeli wykaże się wystarczającą ilością cierpliwości, teraźniejszość odsłoni się przed nią równie płynnie, jak czasami czyniła to przyszłość. Póki co mętna i niewyraźna; nie zdradzał się łatwo, przemawiając głosem płaskim, bezosobowym, wolnym od emocji – jak równa powierzchnia wody, niezmącona ani jedną zmarszczką wywołanej wiatrem fali. Odrobinę ją to intrygowało; miała ochotę z całej siły dmuchnąć w tę martwą toń, żeby zobaczyć rozchodzące się we wszystkie strony kręgi – ale instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, że prowokowanie nieznajomego, o którym kompletnie nic nie wiedziała, nie należało do najrozsądniejszych posunięć.
Czy ta gra w zgadywanie prowadzi do jakiegoś konkretnego celu? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, unosząc wyżej parę ciemnych brwi. Nie miała pojęcia, co stało się ze zdesperowaną kobieciną – i prawdę mówiąc, jakiekolwiek zainteresowanie jej losem rozpłynęło się w nicości w chwili, w której Białorusinka opuściła jej mieszkanie. Większość osób, które ją odwiedzały, pojawiała się w jej progach tylko raz; stali klienci należeli do mniejszości, ale nawet nimi nie zaprzątała sobie myśli, nie potrafiąc wykrzesać z siebie intensywniejszych emocji związanych z mającymi ich spotkać wydarzeniami. Przyszłość była tylko przyszłością, tragedie – naturalną koleją rzeczy, a dopóki nie dotyczyły niej samej, ograniczała się do roli biernej obserwatorki, czasami jedynie dzieląc się skrawkami wiedzy z tymi, którzy zdawali się faktycznie owej wiedzy szukać. Życie nauczyło ją, że splatanie własnej ścieżki z tą należącą do kogoś innego, nie kończyło się dobrze – więc teraz już tylko patrzyła, czasami ocierając się o uczucia, ale nigdy nie zanurzając się w nich w pełni. Niewiele było osób, które były w stanie to zrozumieć. – Nie życzyłam jej źle – odpowiedziała szczerze, z niemal autentycznym zdziwieniem, że w ogóle to sugerował. Nie życzyła jej również dobrze – po prostu wcale nie myślała o tym, co spotka ją w chwili, w której zamkną się za nią drzwi.
Odchyliła się do tyłu w momencie, w którym on pochylił się do przodu, opierając się plecami o drewniany tył krzesła i nie pozwalając sobie na skrócenie dystansu. W dłoniach nadal trzymała karty, tasując te ostrożnie, ale na nie nie patrząc. – To nie jest aż takie skomplikowane. Ludzie przychodzą tutaj szukając odpowiedzi. Czasami je znajdują, czasami nie – ale to, co z nimi zrobią, to wyłącznie ich sprawa – wyjaśniła powoli, pilnując się, by nie zadrżał jej głos. Jej palce znieruchomiały, podobnie jak zrobiło to jej spojrzenie, utkwione teraz w parze brązowych tęczówek.
Nie trzeba było posiadać daru jasnowidzenia, żeby zrozumieć sytuację, której mimowolnie stała się bohaterką. Siedzący naprzeciwko mężczyzna został odnaleziony – a z jakiegoś powodu odnaleziony zostać nie powinien, szukał więc logicznego wytłumaczenia. Problem polegał na tym, że takowe nie istniało – bo wizja, na podstawie której skierowała biedną kobiecinę w niebezpieczne objęcia Nokturnu, należała do tych niewyraźnych, ale prawdziwych. – Kobieta, z którą się spotkałeś, była jedną z tych osób. Ty do nich nie należysz, bo znałeś odpowiedź na swoje pytanie zanim jeszcze przekroczyłeś próg – po prostu nie chcesz w nią uwierzyć, dlatego liczysz na to, że podsunę ci inną. Nie zrobię tego. – Wyprostowała się, odkładając równo złożoną talię na blat, tuż obok jego dłoni. Rzadko pozwalała sobie na szczerość – a jeszcze rzadziej przyznawała się w ten sposób do ciążącego na jej rodowodzie przekleństwa, ale coś jej mówiło, że siedzący przed nią czarodziej nie zadowoliłby się kłamstwami, którymi miała w zwyczaju faszerować swoich klientów. Nie chciała zresztą się do nich uciekać; tym razem miała ochotę odsłonić przed nim prawdę i sprawdzić, co się stanie. – Nie wiem, kim była ta czarownica. Nie wiem też, kim jesteś ty, ani gdzie dokładnie znajduje się miejsce, które jej opisałam. Jeżeli więc obawiasz się, że któryś z twoich sekretów ujrzał światło dzienne, to możesz być pewien, że łańcuch wtajemniczonych kończy się na niej. – Wyciągnęła dłoń, opuszkami palców lekko popychając karty do przodu. – Przełożysz? – zaproponowała; nie przyszedł tu po wróżbę – ale nie oznaczało to, że nie mógł jej dostać.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]29.03.19 23:18
3. listopad

Paciorkowate, przekrwione oczka łypały na mnie nieprzyjaźnie. Marynarz – przedstawił się jako Jim – wsparł się niedbale o framugę, splatając ramiona na szerokiej piersi, przyglądał mi się z niechęcią i zniecierpliwieniem, wyraźnie niezadowolony, że zerwałem go z łóżka przed dwunastą. Raczej tego, co służyło mu za posłanie, łóżkiem bym tego nie nazwał, gdy przelotnie zerknąłem w głąb wynajmowanego przez niego pokoju. Gniazdo z brudnych koców, trących potem i alkoholem tak mocno, że smród drażnił mój nos nawet z odległości kilku metrów.
Nic nie pamiętam – wyrzekł sennie, przeciągając przy tym samogłoski, jakby chciał wymusić ziewnięcie.
Barman zeznał, że był pan obecny podczas zdarzenia – odparłem, zerkając wymownie na swój notatnik; mogłem odczytać mu co miał wówczas na sobie, co wykrzywiał i w pijackim transie śpiewał. Nie wziął kąpieli, wciąż miał na sobie tę samą, połataną w licznych miejscach szatę, co stanowiło niejakie potwierdzenie prawdziwości zeznań barmana – przynajmniej po części.
Nie powiedziałem, że mnie tam nie było. Powiedziałem, że nie pamiętam.
Oczywiście. W miejscach takich jak to – w brudnym, cuchnącym Parszywym Pasażerze – nikt nigdy nic nie pamiętał. Ludzie reagowali na mnie, na magiczną policję, kogokolwiek związanego z organami ścigania niemal alergicznie. Czmychali przed nami jak myszy, obawiając się powiązania z niewygodną sprawą; wszyscy jak jeden mąż doznawali nagłych zaników pamięci.
Od dwóch godzin próbowałem ustalić szczegóły awantury, podczas której dwóch mężczyzn wdało się w pojedynek i sięgnęło po czarną magię; burda okazała się na tyle płomienna i gwałtowna, że ściągnęła uwagę magicznej policji, oni zaś wezwali nas – a konkretnie mnie i Emmersona. Sam bar o tej porze był opustoszały. Udało mi się wyciągnąć od barmana kilka nazwisk. Mój partner zajął się ich zlokalizowaniem; ja miałem przesłuchać lokatorów wynajmowanych klitek na piętrze Parszywego Pasażera. Pukałem w drzwi, słyszałem za nimi kroki, czułem na sobie spojrzenia przez judasza – a potem następowała cisza. Czasami oddalali się w głąb komnat na palcach, sądząc, że nie słyszę.
Marynarz Jim otworzył, sądziłem, że spodziewał się kogoś zupełnie innego; kiedy mnie zobaczył – czarodzieja w ciemnej, eleganckiej szacie, z notatnikiem oprawionym w skórę pod pachą – próbował zamknąć mi je przed nosem, nie pozwoliłem jednak na to.
Czy to odświeży ci pamięć, Jim?
W mojej dłoni błysnęła złota moneta, w oczach Jima chciwość.
Być może – odparł, oblizując przy tym spierzchnięte wargi.
Rzuciłem złoty galeon w jego stronę. Jego dłoń wyrwała się w jej stronę z zadziwiającą zręcznością.
Tak mi się wydaje, że jeden to tu dość często bywa, wie pan, czasami, gdy wypije za dużo rumu język mu się rozplątuje, mówi, że handluje… Sprowadza coś z zagranicy… Nazywają go Edmundem… – mówił powoli; udawał, że się zastanawia, marszczył przy tym brwi, jakby myślenie sprawiało mu problem. W to akurat wcale nie wątpiłem. – Ta dziewucha co wróży może powie więcej. Śpiewała wczorajszej nocy. Chyba siedziała z nimi.
Jaka dziewczyna?
Jim machnął niedbale ręką w głąb korytarza.
Ostatnie drzwi na prawo.
Trwałem w miejscu jeszcze kilka minut, próbując wyciągnąć z Jima więcej. Trzasnął mi drzwiami przed nosem z wyraźną ulgą, że w końcu dałem mu spokój. Skreśliłem nazwisko Jima, a wtedy na korytarzu pojawiła się starsza, elegancka czarownica; po jej policzkach gęsto spływały łzy. Wybiegła z pokoju, który wskazał mi marynarz, tak prędko, jakby gonił ją sam Grindelwald.
Niech pan lepiej tam nie idzie. Ona przepowiada same nieszczęścia! – wyrzekła z żalem, w jej głosie rozbrzmiewała gorycz, choć wcale nie pytałem. Sądziła, że pojawiłem się w Parszywym Pasażerze, by skorzystać z usług rzekomej wróżbitki.
Cokolwiek pani usłyszała, proszę pamiętać, że każdy czarodziej jest kowalem własnego znicza – to pierwsze słowa, jakie przyszło mi na myśl. Żartobliwe powiedzenie dziadka nawiązujące do Bowena Wrighta, który w Dolinie Godryka wykuł pierwszy złoty znicz.
Czarownica spojrzała na mnie jak na dziwaka. Prychnęła pod nosem kilka słów brzmiących mniej więcej jak: mężczyźni nigdy nic nie rozumieją. Wyminęła mnie, głośno wydmuchując nos w chusteczkę.
Podszedłem do drzwi komnat, które zajmowała rzekoma wróżbitka. Zapukałem dokładnie trzy razy, mocno i głośno, tak, by usłyszała mnie na pewno.
Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Część otwarta [odnośnik]31.03.19 13:30
Takie stukanie nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Sybilla poderwała gwałtownie głowę, wpatrując się w drżące w zawiasach drzwi – poruszyły się trzykrotnie, obijając się o krawędzie powykręcanej przez czas framugi w akompaniamencie głośnych uderzeń; pewnych, stanowczych – raczej mówiących jasno otwieraj niż ostrożnie pytających o możliwość naciśnięcia klamki. Zawahała się na moment, a anemiczne palce układające na nowo talię rozsypanych kart znieruchomiały (ledwie minutę temu wytrąciła je z jej rąk wzburzona wróżbą czarownica, protestując głośno i dobitnie, gdy Vablatsky – trochę już zirytowana jej przedłużającą się obecnością – twardo oznajmiła, że o dziesięć lat młodszy wybranek kobiecego serca własnego nigdy jej nie odda); zamarła, nasłuchując, jednak po drugiej stronie drzwi, które w całości trzymały się chyba tylko na wiarę, nie było słychać żadnych rozmów. Ani szlochu – choć nie spodziewała się, by rozhisteryzowana czarownica miała wrócić tak szybko. Co do tego, że wróci w ogóle nie miała wątpliwości, należała do tego typu klientów, którzy uparcie pojawiali się w jej progach tak długo, dopóki nie usłyszeli tego, co usłyszeć chcieli; jej samej zazwyczaj to jednak nie przeszkadzało, o ile zostawiali za sobą zapłatę współmierną do ilości czasu, który jej zmarnowali.
Jeśli więc nie ona – to kto? Odłożyła karty na blat stolika, przez moment kuszona perspektywą zwyczajnego zignorowania niechcianego gościa i udawania, że jej nie ma, ale byłoby to kłamstwo szyte wyjątkowo grubymi nićmi; między wybiegnięciem zapłakanej kobiety, a następującymi później uderzeniami, minęło zaledwie kilka sekund – ktokolwiek stał przed jej pokojem, musiał wiedzieć, że była w środku. A biorąc pod uwagę natarczywość, z jaką postanowił oznajmić swoją obecność, podejrzewała, że zniecierpliwiony oczekiwaniem, otworzyłby sobie sam. – Chwileczkę – odezwała się wreszcie, podnosząc głos – i dając tym samym tajemniczemu intruzowi znać, że ewentualne uszkodzenie zawiasów nie było wcale konieczne. Podniosła się, omijając okrągły stolik, i po drodze do wyjścia wygładzając ciemną szatę, skutecznie skrywającą zbyt chudą sylwetkę; zanim przekręciła w zamku mosiężny klucz, dłonią musnęła jeszcze nieznaczne wybrzuszenie, upewniając się – mimo że nie było ku temu wątpliwości – że skryta pod materiałem różdżka wciąż pozostawała w zasięgu ręki.
Nacisnęła klamkę, drzwi otworzyły się do wewnątrz, a Sybilla uniosła spojrzenie, by w panującym na korytarzu półmroku odnaleźć twarz niepokojącego ją osobnika – ale przygotowane zawczasu tak? zmarło jej na ustach, rozchylonych lekko w wyrazie zaskoczenia, ogarniającego ją na tyle niespodziewanie i gwałtownie, że nie zdążyła wystarczająco szybko ukryć go pod maską obojętności. Zreflektowała się po sekundzie, długiej i ciągnącej się w nieskończoność – kiedy to w jej oczach musiało odbijać się to samo przerażenie, które na moment niepodzielnie zawładnęło jej umysłem, mimo że nie od razu dotarło do niej, skąd właściwie się wzięło. Strach nie był oczywisty, nie miał też konkretnego, namacalnego powodu, na którym się opierał, strukturą przypominając bardziej uczucie towarzyszące jej przy nocnych powrotach do domu, gdy w trakcie przemykania przez wyjątkowo niebezpieczną okolicę, za jej plecami rozlegały się przyspieszone kroki. Wtedy jej pierwszym odruchem była ucieczka, i najprawdopodobniej dlatego spróbowała jej i teraz, mimo że najgorszy koszmar postanowił zmaterializować się nie za pogrążonym w cieniu rogiem kamienicy, a tuż przed nią. Czy również ją rozpoznał, czy wprost przeciwnie – jej rysy były mu zupełnie obce, bez względu na fakt, że ona potrafiłaby odtworzyć z pamięci zarówno płytkie, znaczące jego skórę zmarszczki, jak i parę spoglądających na nią, orzechowych oczu? – Nie przyjmuję już dzisiaj nikogo – skłamała, wciąż działając w tym samym, irracjonalnym odruchu paniki – po czym popchnęła drzwi do przodu, znacznie zmniejszając przestrzeń między drewnianym skrzydłem a framugą. Nie zamykając ich jednak zupełnie, a zamiast tego rzucając w stronę nieznajomego pytające spojrzenie. Być może przed zatrzaśnięciem mu drzwi przed nosem powstrzymywała ją ciekawość – a może zwyczajna przezorność; mężczyzna, kimkolwiek był (a tego bardzo chciała się dowiedzieć) nie wyglądał na osobę, którą można było łatwo odesłać z kwitkiem. – Czy mogę w czymś panu pomóc? – zapytała po chwili, tonem, który świadczył o tym, że pomoc była ostatnim, na co jegomość mógł z jej strony liczyć.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]01.04.19 21:35
Dziewucha, co wróży, powiedział Jim. Miał już swoje lata, na oko dałbym mu grubo ponad pięćdziesiąt, ale może to tylko dekady nadużywania alkoholu odcisnęły na jego twarzy swoje piętno. Czerwone plamy na policzkach i czole, opuchlizna dodawały mu lat. Ludzie w tym wieku zwykli jednak określać młodymi własnych równolatków. O sześćdziesięcioletnim sąsiedzie poszukującym dwudziestoletniej małżonki mówili młody chłop z niego jeszcze. Nie byłem więc pewny, że pod drzwiami, na których wisiała przekrzywiona, metalowa cyfra cztery znajdę rzeczywiście młodą dziewuchę, czy też starszą wiedźmę z brodawką na nosie. Tak właśnie wyobrażałem sobie wróżbitkę. Miałem w pamięci pierwsze lekcje wróżbiarstwa w Hogwarcie - z których zrezygnowałem bardzo szybko – oraz nauczycielkę: eteryczną, kobiecą postać z wielkimi, okrągłymi okularami na nosie, które upodabniały ją do gigantycznej muchy. Poruszała się lekko, a otulające ją ekstrawaganckie, zwiewne szaty sprawiały wrażenie, że płynie ponad ziemią, a nie chodzi jak zwykły śmiertelnik. Pachniała kadzidłami i woskiem, cała klasa tym trąciła, a mnie mdliło od tego zapachu.
Pukając z mocą do drzwi przypuszczałem, że ujrzę jej siostrę bliźniaczkę. Spodziewałem się woni olejków eterycznych i kadzideł drażniących zmysł węchu od samego progu. Chwileczkę, wyrzekła wróżbitka, miała głos młodej kobiety i przyjemny dla ucha, to mogło być jednak złudne wrażenie. Poczułem się lekko zaskoczony, gdy mieszkanka pokoju numer cztery uchyliła drzwi i ujrzałem jej śliczną, gładką twarz. Dziewucha rzeczywiście okazała się młodziutką dziewczyną. Nie okazałem swojego zdziwienia wcale, zachowując beznamiętny wyraz twarzy, w przeciwieństwie do samej dziewczyny.
Zrobiła taką minę jakby właśnie zobaczyła kogoś, kto nie żyje od dawna i nagle zmartwychwstał.
Nie rozumiałem przerażenia, które dostrzegałem jej w oczach (mają) wyjątkowy, bladozielony odcień, przemknęło mi przez myśl), choć próbowała zetrzeć je z twarzy. Czy bała się intruzów, mężczyzn, czy może mnie? Chyba nie wyglądałem aż tak niepokojąco - w brązowej, eleganckiej szacie, wyprasowanej koszuli i kapeluszu prezentowałem się jak porządny czarodziej, nie męt z portowego baru, nie bywalec ulicy śmiertelnego Nokturnu. Może dlatego poczuła niepokój? Widać, ze nie byłem stąd.
Nie przyszedłem po wróżbę – odparłem spokojnie; pchnęła drzwi do przodu, zadziałem instynktownie, przyzwyczajony do podobnych reakcji, nie ona pierwsza i nie ostatnia próbowała zamknąć mi drzwi przed nosem, choć nie znała wciąż celu mojej wizyty. Odruchowo wsunąłem stopę pomiędzy drzwi, a framugę, lewą dłoń położyłem na drzwiach, przytrzymując je na tyle mocno, by nie zdołała ich zamknąć. Nagle zrezygnowała z tego pomysłu, pytając, czy może mi pomóc.
Wcale nie chciała mi pomóc. Widziałem to w jej zielonych oczach, wyczuwałem to w tonie głosu, dostrzegałem w obronnej postawie jaką przybrała kobieca sylwetka. Odruchowo zerknąłem na dłonie wróżbitki, chcąc odpowiednio się do niej zwrócić.
Tak, panienko – powiedziałem; z pewnością nie to chciała usłyszeć. – Jestem zmuszony pannę poprosić o poświęcenie mi kilku minut na rozmowę o ubiegłej nocy. Była panna obecna podczas zabawy na parterze, prawda? - spytałem, nie przedstawiając się jeszcze. Zerknąłem w w głąb pokoju, ponad kobiecym ramieniem, ciekaw co się tam kryje. Czy przypominało klasę do wróżbiarstwa? Nigdy później nie miałem do czynienia z jasnowidzami. Jako człowiek kierujący się rozumem, rozsądkiem, jako realista - nie miałem zaufania do tak mętnej i niepewnej dziedziny magii.
Skłamałbym mówiąc, że lwiej części czarodziejów i czarownic określających się jako wróżbitów, nie uważałem za oszustów.
Wpuści mnie panna? – zapytałem. Zabrzmiało to w moich ustach jak ponaglenie, nie prośba.
Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Część otwarta [odnośnik]02.04.19 12:36
Właściwie powinna była się tego spodziewać – niezapowiedzianej wizyty, przypadkowego spotkania w ulicznym zaułku, sylwetki materializującej się z zalegającej w porcie, szarobiałej mgły; jej wizje niemal zawsze ulegały przecież urzeczywistnieniu, zwłaszcza te wyraźne, powtarzające się uparcie i ryjące głębokie ścieżki w pamięci, utkane z pozornej ułudy, ale skąpane w prawdziwych emocjach. Zdawała sobie z tego sprawę, matka – zanim zniknęła – nauczyła ją zresztą interpretować migające w lustrach widziadła; na pewnym poziomie wiedziała więc od samego początku, że niewytyczona jeszcze ścieżka tajemniczego mężczyzny przetnie się w końcu z jej własną, lecz gdy mijały lata, a ona wciąż i wciąż dostrzegała charakterystyczne rysy jedynie we wnętrzu kryształowej kuli, odruchowo zamknęła je właśnie tam – być może podświadomie odbierając im w ten sposób tę przerażającą realność, która od czasu do czasu spędzała jej sen z powiek.
Stojący przed nią czarodziej był jednak tak realny, jak to tylko było możliwe; drgnęła nieznacznie, kiedy drzwi zatrzymały się na wysuniętej do przodu stopie, a silna dłoń oparła się o drewnianą powierzchnię, uniemożliwiając poruszenie nią choćby o milimetr. Rozluźniła zaciśnięte na klamce palce, po czym skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, ale nie odsunęła się, żeby wpuścić nieznajomego do środka, pozostając na swoim miejscu niczym milczący strażnik. Jedynie pozorny – wiedziała doskonale, że gdyby mężczyzna postanowił wejść do pokoju, odepchnąłby ją na bok bez trudu, ale liczyła na to, że nie przyjdzie mu to do głowy; nie wyglądał jak jeden z bywalców Parszywego Pasażera ani nawet doków, jego szata była zbyt schludna, rondo kapelusza zbyt proste; unosiła się wokół niego fantomowa aura autorytetu, i widać było, że przywykł do słuchania odpowiedzi odmownych na tyle, by w ogóle ich nie rejestrować. Przyglądała mu się uważne, chłonąc te wszystkie szczegóły i uzupełniając nimi brakujące elementy utkanej z wizji układanki, mimowolnie również porównując ze sobą otrzymane w ten sposób obrazy.
Nie przyszedł po wróżbę – no tak, spodziewała się tego, nie przypominał w niczym zjawiających się w jej progach klientów. Więc po co? Uniosła wyżej brwi, wciąż nie cofając się nawet o pół kroku i lustrując go spojrzeniem, łącząc to, co widziała, z tym, co słyszała. Zadawane pytania sugerowały przynależność do któregoś z biur przestrzegania prawa; czy był aurorem? Funkcjonariuszem magicznej policji? Urzędnikiem? Wszystkie opcje wydawały się równie prawdopodobne, choć nie do końca; nienależące do niej wspomnienia migały jej przed oczami, mieszając się z tym, co widziała tu i teraz; zanim mu odpowiedziała, zdążyła jeszcze pomyśleć, że gdy stał nad ciałami kobiety i dziewczynki, tonącymi w kałuży krzepnącej już krwi, wyglądał na znacznie młodszego i mniej zniszczonego życiem. Ta obserwacja nie wywołała u niej współczucia. – Wylegitymuje się pan? – zapytała, celowo nie odpowiadając na jego pytanie. Była dzień wcześniej na dole, skuszona możliwością zarobienia kilku dodatkowych sykli, śpiewała dla bawiących się mężczyzn – ale póki co nie wiedziała, dlaczego miałaby dzielić się tą informacją ze stojącym w jej drzwiach czarodziejem.
Nie umknęło jej ponaglenie dźwięczące między sylabami, jej stopy wciąż jednak się nie poruszyły, tkwiąc uparcie na zakurzonej posadzce, jakby w nią wrosły. – Pan wybaczy, ale skoro nie przyszedł pan po wróżbę, wolałabym najpierw poznać pańskie intencje – odpowiedziała, wplatając w wypowiedź tyle stanowczości, na ile tylko była w stanie sobie pozwolić; być może górował nad nią stanowiskiem i siłą, ale znajdowali się na jej terenie; nie miała zamiaru tak łatwo zrezygnować z prawa do dyktowania zasad.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]02.04.19 14:41
Nie mogłem odmówić przedstawienia się i okazania nieznajomej odznaki, będących dowodem na moje prawo do zadawania pytań; czasami zaczynałem od tego rozmowę, niekiedy – tak jak teraz – próbowałem najpierw zagaić rozmowę, wszystko zależało od tego, z kim i gdzie miałem do czynienia, wyboru odpowiedniego scenariusza nauczyły mnie lata pracy. Czarodzieje i czarownice klasy średniej, pracujący uczciwie, mających domy w dobrych dzielnicach i zadbane ogrody, podchodzili do mnie z większym zaufaniem, wiedząc, że jestem stróżem prawa. Bywalcy takich przybytków jak Parszywy Pasażer wprost przeciwnie. Odznaka, samo wspomnienie słowa auror, czy Ministerstwa Magii działało na nich tak najlepszy środek na bahanki – odstraszały z niesamowitą skutecznością. Próbowali mnie unikać, czmychnąć jak najdalej, wymigiwali się od odpowiedzi; niekoniecznie dlatego, że mieli na sumieniu uczynek, o który pytałem, że byli związani z prowadzoną przeze mnie sprawą – lękali się jednak, że coś im się wymsknie, a na jaw wyjdą ich przewiny. Ich obawy często były słuszne, uzasadnione; wychwytywałem różne niuanse, zwracałem uwagę na drobnostki, drążyłem temat, kiedy już zwietrzyłem, że coś może być nie tak – a w swojej pracy przypominałem psa tropiącego. Nie potrafiłem odpuścić, dopóki nie odnalazłem źródła zapachu zbrodni. Widziałem w oczach swoich rozmówców wtedy strach, niepewność, podenerwowanie. Maskowali je wybuchami złości, przyjęciem pewnej siebie postawy, arogancją. Bywali wtedy opryskliwi i nieprzyjemni.
Strach w oczach dziewczyny, który natychmiast przerodził się w butną postawę, splecione na piersi ręce i żądanie mojego nazwiska we mnie wzbudziły pewne podejrzenia. Wytrzymałem lustrujące spojrzenie jej zielonych tęczówek – przywodziły mi na myśl leśne jezioro, w którego tafli odbija się okoliczna roślinność – odpowiadając jej wciąż stoickim spokojem i beznamiętnym wyrazem twarzy.
Cedric Dearborn, panienko – odpowiedziałem po chwili, unosząc prawą dłoń, by odpiąć guzik płaszcza i odsłonić widniejącą na piersi srebrną odznakę Ministerstwa Magii. – Biuro Aurorów – uzupełniłem, uważnie obserwując drobne zmiany na jej twarzy.
Wyraźnie nie chciała ze mną rozmawiać, a niechęć ta przekonywała mnie jedynie, że moja obecność u progu jej drzwi jest niezbędna; gdy świadkowie nie chcieli zeznawać, często mieli coś do ukrycia, a moim obowiązkiem było odkryć co. Zgodnie z opowieścią Jima wróżbitka była obecna ubiegłej nocy podczas zabawy na parterze, nie zaprzeczyła temu; co więcej – siedziała ponoć ze sprawcą całego zdarzenia, niejakim Edmundem, musiałem więc ją przesłuchać.
Wciąż trzymałem stopę w progu, lewą dłoń na drzwiach, pomimo obaw dziewczyny nie pchnąłem ich jednak, nie wdarłem się siłą do środka; nie miałem prawa tego zrobić bez pisemnego nakazu, ludzie niekiedy o tym zapominali. Nieznajomość niektórym szkodzi. Bywały chwile, że mnie wręcz służyła.
Tak jak powiedziałem – chciałbym porozmawiać o ostatniej nocy w Parszywym Pasażerze. Zgłoszono użycie czarnej magii, a panna była przy tym obecna – powtórzyłem cierpliwym tonem, tym razem nie pytając, czy rzeczywiście tam była, a stwierdzając fakt.
Ton głosu wróżbitki, splecione na piersiach ręce, niechętny wyraz twarzy sugerowały stanowczo, bym zniknął z jej oczu. Chciała podyktować mi zasady, na jakich będziemy rozmawiać, najwyraźniej nieświadoma, że…
Możemy porozmawiać tutaj albo w Ministerstwie Magii, jeśli zmusi mnie panna do wysłania wezwania na przesłuchanie – powiedziałem spokojnie, spoglądając w jej oczy z powagą; w moim głosie zabrzmiała twardsza nuta.
Chciała dyktować zasady – dałem jej wybór. Nauczony doświadczeniem przypuszczałem, że nie zdecyduje się upierać, by zatrzasnąć mi drzwi przed nosem. Groźba przesłuchania w Ministerstwie Magii to niezwykle skutecznym argumentem; zgodnie z prawem wezwania nie mogłaby zignorować, miałaby obowiązek się na nie stawić.
Nalegam – dodałem, pchając drzwi delikatnie, o zaledwie kilka milimetrów do przodu; sam nie ruszyłem się z miejsca, patrząc prosto w oczy wróżbitki - i zastawiałem się jednocześnie, czy ma coś do ukrycia, a jeśli tak, to co?
A jeśli nie przede mną, to co pragnęła ukryć przed światem?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Część otwarta [odnośnik]03.04.19 12:24
To było dziwne uczucie – móc wreszcie przypisać imię i nazwisko do bezimiennej dotąd twarzy, przypiąć aurorską odznakę do pozbawionych kontekstu obrazów; zawiesiła spojrzenie na odbijającej słabe światło powierzchni, mentalnie kiwając głową, fizycznie – reagując jedynie nieznacznym zaciśnięciem ust i drgnięciem zbiegających się ku sobie brwi. Nie tyle zapominając również się przedstawić, co celowo tego nie robiąc; wątpiła co prawda, by stojący przed nią mężczyzna był w stanie skojarzyć jej nazwisko, ale nie chciała dawać mu na to szansy; wiedza dawała przewagę, nauczyła się tego już bardzo dawno temu, a ta i tak pozostawała póki co po stronie niechcianego gościa. Widziała, jak ją traktował – jak jedną z tych skrytych za tajemnicami czarownic, budujących sobie życie na łamaniu czarodziejskiego prawa, handlujących zaklętymi przedmiotami lub uwarzonymi pokątnie truciznami; stanowiących paskudne plamy na krystalicznie czystej powierzchni ładu i porządku, plamy, które trzeba było jak najskuteczniej wywabić; czy w imię tej samej idei pozbył się jej matki, przedstawiając jej gotowe zarzuty, nim skażone uprzedzeniami śledztwo zdążyłoby wykryć coś konkretnego?
Nie bała się go w ten sposób; co prawda w starannie zabezpieczonej walizce pod łóżkiem spoczywały czarnomagiczne księgi, a jej kociołek nosił na sobie ślady substancji oficjalnie uznanych za szkodliwe i nielegalne, ale była ostrożna – odkąd pojawiła się w Londynie, nie wdawała się w podejrzane interesy, nie ufała i nie prosiła o zaufanie, nauczona polegania wyłącznie na sobie. Wróżenie nie było niezgodne z prawem – śpiewanie też nie; jej strach, jeszcze przed chwilą malujący się w jej oczach jasno i wyraźnie, nie był strachem zakorzenionym w przeszłości – a w przyszłości, mimo wizji niepewnej i niejasnej, związanej nierozerwalnie z kimś, kto okazał się być łowcą czarnoksiężników, a kończącej się tragicznie dla niej samej. Nie potrzebowała dużo czasu, by wysnuć z tych elementów oczywiste wnioski; Cedric Dearborn miał być jej zgubą – a ona nie miała zamiaru mu na to pozwolić.
Wahała się jeszcze przez sekundę, decydując się ostatecznie wpuścić go do środka zanim jeszcze zagroził jej wezwaniem na przesłuchanie – ale to wspomnienie o Ministerstwie Magii było tym, co w końcu skłoniło ją do otworzenia ust. – Nie będzie takiej konieczności – powiedziała cierpko, zawieszając spojrzenie na parze orzechowych oczu. – Proszę – dodała, gdy tak uparcie nalegał, po czym się wycofała – najpierw robiąc pojedynczy krok do tyłu, a następnie jeszcze kilka, zatrzymując się gdzieś w pobliżu okrągłego stolika, na którym wciąż spoczywała kryształowa kula i starannie przetasowana talia kart tarota. Nie zaproponowała mu herbaty, nie poprosiła też, by usiadł, opierając się jedynie o krawędź blatu, wciąż ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami. Nie chciała, by czuł się jak u siebie – bo wcale u siebie nie był, a ona nie miała zamiaru zachęcać go, by został jak najdłużej, zamiast tego jasno dając mu do zrozumienia, że jego obecność tutaj nie budziła jej zachwytu.
Trochę okłamywała w ten sposób samą siebie; czy nie śledziła go spojrzeniem nieco zbyt uważnie, wplatając w nie – obok niechęci – również ciche zaciekawienie? – Obawiam się, że niewiele jestem w stanie rzucić światła na wydarzenia z ostatniego wieczoru – zrobiła krótką pauzę – panie Dearborn – dokończyła, jakby sprawdzając, jak na jej języku smakowało jego nazwisko. – Właściciel poprosił, żebym zaśpiewała kilka piosenek dla świętującej załogi statku, który powrócił wczoraj z długiego rejsu. Żadnego z marynarzy nie znam jednak osobiście, nie brałam też udziału w tej… awanturze – powiedziała, choć nie do końca była to prawda. Burda, która rozpętała się poprzedniej nocy, zakończona ciśnięciem kilku czarnomagicznych klątw, rozpoczęła się przy stoliku, przy którym siedziała, wróżąc z dłoni grupce podpitych mężczyzn. – Ale oczywiście jeżeli ma pan jakieś pytania, postaram się na nie odpowiedzieć – dodała, wciąż tym samym, chłodnym tonem, w którym od czasu do czasu pobrzękiwały oszlifowane kanciasto kostki lodu.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]03.04.19 14:11
Zgodnie z moimi przypuszczeniami groźba wezwania na przesłuchanie w Ministerstwie Magii okazała się nad wyraz przekonującym argumentem. Zazwyczaj działał nawet na najbardziej upartych delikwentów. Każdy kogo wprowadzałem do pokoju przesłuchań w Biurze Aurorów, nawet w charakterze świadka, czuł się tam jakbym już skazywał go na dożywocie w Azkabanie w imieniu Wizengamotu. W zamkniętym pomieszczeniu, pozbawionym okien, naprzeciwko aurora czuli się jak zaszczute, przestraszone zwierzę nawet wtedy, gdy nie mieli nic na sumieniu. Kąciki moich ust drgnęły lekko, uśmiechnąłem się uprzejmie, kiedy wróżbitka ostatecznie skapitulowała, zgadzając się wpuścić mnie do środka.
Tak sądziłem – odpowiedziałem, lecz bez śladu triumfu, czy samozadowolenia. To, że pozwoliła mi przekroczyć próg to jedno, czym innym będzie wyciągnięcie z niej wszystkiego, co wiedziała.
W ustach wróżbitki proszę zabrzmiało jak wynoś się, niezmiennie jednak sprawiałem wrażenie, że nie dostrzegam jej niechęci, bądź po prostu nie zwracam na nią uwagi. Zdążyłem przywyknąć już do podobnego traktowania, do roli niechcianego gościa, intruza, mówiąc kolokwialnie – wrzodu na cudzym tyłku. Uzyskawszy wyraźne pozwolenie pchnąłem drzwi, wszedłem śmiało do środka, rozglądając się czujnie po komnacie. Nie sądziłem, aby ukrywała pod łóżkiem, czy w łazience samego Edmunda, lecz wiedziony nawykiem okrążyłem pomieszczenie; mogła uznać to za niegrzeczne, dla mnie to konieczne. Czułem na sobie jej czujne spojrzenie. W tym momencie było ono niczym dziwnym; wtargnąłem do jej prywatnej przestrzeni, zakłóciłem spokój, domagałem się chwili rozmowy, przechadzałem po komnacie jak po muzeum.
Miałem inne wyobrażenie o pokoju wróżbitek. Spodziewałem się ujrzeć miękkie pufy, ręcznie malowane filiżanki, poczuć zapach kadzideł i herbaty, ponoć niektórzy potrafili ujrzeć przyszłość w fusach po niej. Feralne lekcje wróżbiarstwa pozostawiły we mnie nieprzyjemne wrażenia, które trudno było zatrzeć; wszystkich jasnowidzów postrzegałem od tamtej pory przez pryzmat pewnego – krzywdzącego – stereotypu. Jedynym śladem świadczącym o profesji dziewczyny była kryształowa kula i talia tarota. Zatrzymałem na nich spojrzenie, zastanawiając się ile prawdy było w tym, co przepowiadała swoim klientom.
Nie potrafiłem powstrzymać wyobraźni, która podsuwała mi obrazy zrozpaczonych starych panien pragnących usłyszeć dobre słowo o swojej przyszłości, rodziców zaginionych dzieci, a może dzieci zaginionych rodziców przychodzących po nadzieję na szczęśliwe zakończenie swojej historii.  Czy wykorzystywała ich naiwność? Zawiesiłem spojrzenie na jej twarzy – bardzo młodej i pięknej. Nie byłem jednak naiwny, by sądzić, że ładna buzia równa się czystemu sercu. Piękno było zwodnicze. Przekonałem się o tym boleśnie na własnej skórze kilka lat wcześniej.
Co tak młoda dziewczyna robiła w tak parszywym – dosłownie – miejscu jak to? Czy brakowało jej talentu, umiejętności, by zarobić na życie inaczej? Przepowiadanie przyszłości, oczywiście, nie było nielegalne, nie łamała w ten sposób prawa, nie mogłem jednak powstrzymać się przed oceną – dość niską – tego zajęcia we własnych myślach. Zastanawiałem się także, gdzie są jej rodzice i dlaczego pozwolili, aby wynajmowała ciasny kąt w cuchnącym Parszywym Pasażerze, narażając się jednocześnie na obecność wszystkich tych mężczyzn, dla których słowo nie bywało zachętą do kontynuowania zalotów.
Obawiam się, że wprost przeciwnie, droga pani – sprostowałem łagodnym tonem, zatrzymując się kilka kroków od niej; skinąłem głową, gdy wypowiedziała głośno moje nazwisko. Dziwnie zabrzmiało w jej ustach. Zza pazuchy wyciągnąłem oprawiony w skórę notes oraz samopiszące pióro; nałożone nań czary sprawiły, że nie opadły, gdy wypuściłem je z rąk. Pióro było gotowe do notowania. – Nie wspominałem o awanturze – sprostowałem, natychmiast łapiąc ją za słówko. – Jedynie o użyciu czarnej magii. Skoro już panna o tym wspomniała… Proszę podać swoje imię i nazwisko, to niezbędne… – Przelotnie zerknąłem na kartkę, na której pióro zaczęło spisywać protokół ze spotkania; zeznania bezimiennego świata nie będą żadnym dowodem w sprawie.
Zgodnie z zeznaniami innego świadka siedziała panna przy stoliku niejakiego Edmunda. Czy może pani powiedzieć o nim coś więcej? O czym mówił, jak się zachowywał, jest w pani w stanie podać jego cechy charakterystyczne? Najlepiej byłoby, gdyby zaczęła panna od samego początku. O czym rozmawiali, co było przyczyną konfliktu, jakich zaklęć użyli?
Nie odwracałem wzroku od twarzy wróżbitki, starając się wyczuć w tonie miłego dla ucha głosu fałsz, dostrzec drgnięcie powiek, kontrolując, czy wciąż patrzy na mnie, czy może gdzieś w bok? Jakże często człowieka zdradzała własna mimika, najdrobniejsze gesty.
Wspomniała, że śpiewała dla marynarzy. Ze swymi ciemnymi jak krucze skrzydła włosami, jasnozielonymi oczyma, bardzo bladą skórą nie przypominała syreny, którą zwykle wyobrażałem sobie, kiedy wspominano o żeglarzach, o słodko-mdlącym głosie. We wróżbitce było coś, co sprawiło, ze zacząłem się zastanawiać – jaką pieśń wybierała najchętniej i jak brzmiała w jej ustach?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Część otwarta [odnośnik]06.04.19 17:45
Irytowała ją jego obecność, to, jak przechadzał się po niewielkiej przestrzeni surowo urządzonego pokoju, bez skrępowania rozglądając się wokół siebie, zapewne szukając czegoś, co mógłby wykorzystać przeciwko niej. Wiedziała, że nie miał szans nic takiego odnaleźć – była ostrożna, poza tym nigdy tak naprawdę nie zaczęła traktować obskurnej klitki w Parszywym Pasażerze jako swojego stałego lokum; jej walizka, przez cały czas spakowana w razie konieczności szybkiego opuszczenia lokalu, nadal spoczywała w części sypialnianej – ale brak osobistych przedmiotów czy cennych pamiątek wcale nie niwelował jej obronnej postawy, nastawionej na jak najszybsze wyrzucenie niechcianego gościa za drzwi. Sytuacja nie należała co prawda do niespotykanych, w jej progach ciągle pojawiali się nieznajomi, a ona tak naprawdę nie do końca miała wpływ na to, kto zakłócał jej prywatność – ale było coś w promieniującej od aurora pewności siebie, co szarpało jej zakończeniami nerwowymi jak strunami rozstrojonych skrzypiec. Starała się ukryć to zdenerwowanie, usztywniając ramiona i krzyżując ręce na klatce piersiowej, ale palce dłoni i tak raz po raz z frustracją stukały o ciemny materiał sukienki, jakby odliczając czas. Do jego wyjścia? Czy może do wyczerpania się jej pokładów cierpliwości?
Obserwowała go w milczeniu, celowo nie kryjąc się z tym, że patrzy mu na ręce – choć wyglądało na to, że nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Nic dziwnego, z całą pewnością przywykł już do wrogości, tak samo jak ona w pewnym sensie przywykła do doków, nawet jeżeli w głębi serca nienawidziła tego miejsca, jego mieszkańców i ich pijanych krzyków, ani ciągnących się za nią spojrzeń. Być może nie żyła w ciągłym strachu o własne życie i zdrowie, bo milczące, zawarte z właścicielem porozumienie gwarantowało jej jaką taką nietykalność (do tej pory nie była pewna, czy trzymał stałych bywalców pubu z dala od niej ze względu na jakiś ukryty sentyment, czy klientów, których przyciągała wróżbami), ale i tak tęskniła za inną rzeczywistością, za pachnącym deszczem lasem, albo spokojem nadmorskich wiosek. Kiedyś miała tam wrócić – ale nieprędko, a z całą pewnością nie dzisiaj; aktualnie musiała zadbać więc o własne bezpieczeństwo, naruszane ciężkimi butami zatrzymującego się naprzeciwko niej czarodzieja, zakłócane skrzypieniem sunącego po pergaminie pióra; zerknęła na nie przelotnie, nie podobało jej się, że każde jej słowo było rejestrowane – ani że zmuszał ją, by odkryła przed nim kolejną informację na swój temat. – Sybilla Vablatsky – powiedziała powoli, akcentując nazwisko i przyglądając się jego twarzy, gdy wymawiała kolejne sylaby. Czy drgnie mu powieka, zadrży policzek, zacisną się wargi? Nie była pewna, który scenariusz by wolała – czy chciała, by skojarzył skądinąd charakterystyczny zlepek liter, zwłaszcza w otoczeniu nazwisk typowo brytyjskich, czy wprost przeciwnie – pozwolił jej jeszcze przez jakiś czas dryfować w próżni, niepołączonej z żadną inną osobą, której zdążył już do tej pory zniszczyć przyszłość? – Tak, jak wspominałam – odezwała się po chwili, gdy Dearborn znów podjął temat poprzedniego wieczoru – byłam wczoraj na dole na prośbę właściciela. Mężczyzna, o którym pan mówi, był jednym z trzech, którzy zaprosili mnie do swojego stolika, nalegając, żeby powróżyć im z dłoni. – Byli cichsi niż pozostali marynarze, choć równie jak oni cuchnęli męskim potem, tanimi papierosami i zwietrzałym rumem; w ich sakiewkach dosyć głośno pobrzękiwały jednak monety – musieli z powodzeniem ubić jakiś interes – zdecydowała się więc nie ignorować mimo wszystko ich nawoływań, poświęcając kilka minut na spełnienie ich zachcianek i sprzedanie kilku fałszywie pomyślnych wróżb. – Przechwalali się, że znaleźli coś cennego w trakcie ostatniej podróży. Mówili o jakiejś księdze, z tego, co zrozumiałam, zdążyli już ją sprzedać. Ten, którego nazywali Edmundem, twierdził uparcie, że to on odnalazł ją jako pierwszy, więc należał mu się większy udział w zyskach. Pozostali się z nim nie zgodzili. Wszyscy trzej byli pijani i dosyć szybko przeszli od gróźb do zaklęć. – Tacy właśnie byli w jej oczach mężczyźni: lekkomyślni i porywczy, lubowali się w bezsensownej przemocy i toczeniu idiotycznych potyczek, zagrażając przy tym wszystkim dookoła. Jej myśli musiały odbić się na jej twarzy, bo skrzywiła się mimowolnie; zaraz jednak przybrała na powrót neutralny, pozbawiony emocji wyraz. – Nie zapamiętałam wypowiadanych inkantacji – skłamała, patrząc aurorowi prosto w oczy, pamiętając, by nie uciec spojrzeniem w bok; być może nie opanowała jeszcze sztuki kłamania do perfekcji, znała ją jednak na tyle, by nie zdradzać się w sposób tak oczywisty. – Jedno z zaklęć całkowicie ściągnęło kłócącemu się z Edmundem mężczyźnie płat skóry z twarzy – dodała, celowo zasłaniając prawdziwą informacją tę fałszywą, choć z jej perspektywy – bezużyteczną. Skoro rozmawiający z nią czarodziej wiedział już, że z ust jego poszukiwanego padły czarnomagiczne zaklęcia, to jakie znaczenie miało, co właściwie robiły?
Z oczywistych względów nie werbalizowała jednak własnych myśli, czekając, aż Dearborn będzie kontynuował przesłuchanie – lub lepiej, całkowicie je zakończy, na powrót znikając z jej życia.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Część otwarta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Część otwarta [odnośnik]07.04.19 16:41
Wróżbitka obserwowała mnie nie mniej uważnie, niż ja ją. Nie musiałem na nią zerkać, by to wiedzieć. Czułem to pełne irytacji spojrzenie na sobie. Przywykłem do tego, choć to nie było łatwe. Z całą pewnością niezmiennie pozostawało nieprzyjemne. Nawet czarodzieje i czarownice ceniący prawość, czujący szczerą chęć pomocy, czuli się nierzadko skrępowani (przede wszystkim zezłoszczeni) poruszanymi przeze mnie pytaniami. Wchodziłem z butami w ich życie. Sytuacja zmuszała mnie do zadawania pytań trudnych, niechcianych, na które unikali odpowiedzi nawet w obecności najbliższych i najbardziej zaufanych. Penetrowałem sprawy bolesne i niełatwe, o jakich pragnęli zapomnieć.
Musiałem wiedzieć wszystko.
Czasami najdrobniejszy, niby nieistotny szczegół mógł być tropem, który doprowadzi mnie do sprawy.  Pozornie nieważna informacja, niezwiązana ze sprawą okazywała się być jej sednem. Najłagodniejszy trzepot delikatnych, motylich skrzydeł w południowej Francji mógł być przyczyną szalejącej nad Szkocją wichury.
Przeszukanie domu także nie należało do procedur łatwych do zniesienia przez świadków; w chwili obecnej, oczywiście, nie miałem nakazu, który pozwoliłby na głębszą penetrację, a do jego wydania nie miałbym nawet podstaw, jednakże nawet śmiały spacer po wnętrzu i nieukrywane przyjrzenie się potrafiło wprawić rozmówcę w irytację. Czuł się wtedy jak podejrzany. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dokładnie w ten stan wepchnąłem młodą wróżbitkę.
Moje spojrzenie nie odnalazło nic godnego uwagi – poza twarzą mojej rozmówczyni – co wydawało się nieco… dziwne? Brakowało tu przedmiotów osobistych, tych codziennego użytku, mówiących o prowadzonym tu zwyczajnym życiu jego mieszkańców. Prędko przypomniałem sobie jednak, że to przecież wynajmowany pokój. Przelotnie zerknąłem na zasłonę, domyślając się, że kryje za sobą bardziej intymną, sypialnianą część komnat. Nie byłem na tyle bezczelny, aby pociągnąć ją w bok.
Vablatsky… – powtórzyłem za nią, przeciągając w zamyśleniu samogłoski. Ściągnąłem lekko brwi w zamyśleniu, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdzieś je już słyszałem, w tej jednak konkretnej chwili nie potrafiłem dopasować obco brzmiącego zlepku liter do konkretnej twarzy. Miałem za sobą już kilka lat pracy, prowadziłem tak wiele spraw, że nie byłbym w stanie ich zliczyć. Coś mi świtało, miałem jedno imię na końcu języka. – To nie angielskie nazwisko, czyż nie? – zauważyłem uprzejmym tonem; moje trwające krótką chwilę zastanowienie równie dobrze można było zinterpretować nad kontemplacją pochodzenia nazwiska Vablatsky.
Jeszcze przez kilka chwil miałem pozostać nieświadomy, że stanąłem twarzą w twarz z córką czarownicy, którą przed kilkoma miesięcy śledziłem i aresztowałem, a zebrany materiał dowodowy pozwolił na skazanie jej na pobyt w Azkabanie.
Spojrzałem na pergamin, sprawdzając, czy pióro poprawnie zapisało imię i nazwisko wróżbitki. Słuchałem jej opowieści o ubiegłej nocy z uwagą, w skupieniu, starając się we własnej głowie odtworzyć plan wydarzeń z dotychczas zdobytych przeze mnie informacji. Przesłuchałem już kilkoro mieszkańców Parszywego Pasażera, barmana i właścicielkę kamienicy obok. Historia wciąż miała kilka luk. – Podobno panna im śpiewała – znów złapałem ją za słówko. Gestem poprosiłem, aby kontynuowała. Wspomnienie o księdze i podróży zaintrygowało mnie. Czyżbym trafił na ślad przemytnika i handlarza czarno magicznych artefaktów? To nie było wykluczone. – Czy wspominali nazwę statku? – dopytałem z nadzieją. W moich wyobrażeniach marynarze zwykli się przechwalać swoimi łajbami, traktując je z większą czułością, niż własne kochanki, a także odwracać się od swych kompanów do butelki rumu szybciej, niż byli w stanie wyrzec takielunek. Zwróciłem uwagę na grymas twarzy Sybilli, nie uznałem tego jednak za nic dziwnego. Bezsensowna przemoc, karczemne awantury, pijaństwo i we mnie wzbudzały niechęć. Przede wszystkim zażenowanie. – Jakie imiona nosili towarzysze Edmunda? – drążyłem dalej; nie sądziłem, by podali jej nazwiska, jednakże choćby i samo imię, może nawet przydomek, byłyby w stanie doprowadzić mnie do podejrzanych.
Mhm… – mruknąłem, nie spuszczając wzroku z oczu wróżbitki, gdy tak śmiało wejrzała w moje własne, oświadczając, że nie pamięta inkantacji. Bardziej ciekawił mnie wyraz jej twarzy, który nie zmienił się, kiedy wspomniała o zdarciu płatu skóry z ludzkiej twarzy. Nie robiło to na niej wrażenia?
Kilkukrotnie zacisnąłem w pięść i rozprostowałem palce lewej dłoni, to nie było zależne od mojej woli. Nawyk ten wyrobił się u mnie po spotkaniu z człowiekiem podobnym Edmundowi. On także znał i potrafił zrobić użytek z czarno magicznego zaklęcia Corio. Na wierzchu mojej dłoni widniała doskonale widoczna, paskudna pamiątka po nim.
Co pani wtedy zrobiła, panno Vablatsky? – spytałem, celowo wypowiadając głośno jej nazwisko, licząc, że jego brzmienie przestanie być dla mojej pamięci nieuchwytne.
Nie bez przyczyny barwa oczu Sybilli od razu przykuła moją uwagę. Była dziwnie znajoma. W sposób, którego bym sobie nie życzył.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Część otwarta Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Część otwarta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach